Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Bulwar

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość


Ceres O'Shea
Ceres O'Shea

Nauczyciel
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja
Galeony : 426
  Liczba postów : 446
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11002-ceres-o-shea
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11011-nie-mam-sowy#299428
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11010-ceres-o-shea#299427
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Bulwar  Bulwar EmptyNie Lis 29 2015, 16:44;


Bulwar

Ciągnie się przez całą wioskę wzdłuż rzeki, znajdując się po jej bardziej zurbanizowanej stronie. Choć jest to jedynie wąska ścieżka, często wylewają się na nią cudze podwórka czy klomby. Czarodzieje ceniący sobie prywatność miejscami odgrodzili się od bulwaru wysokim żywopłotem, inni natomiast postawili na skraju swoich działek ławki, z których chętnie korzystają i spacerowicze. Z podwórek często słychać bawiące się dzieci czy wybuchające kociołki, a w porze obiadowej z wielu domów snuje się przyjemny zapach. Bulwar poprzecinany jest niewielkimi kładkami, a po jego drugiej stronie możemy obserwować nieco bardziej rozluźnioną tkankę zabudowy, nieuporządkowaną i wtopioną w dziką przyrodę.  
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptySob Cze 30 2018, 22:32;

Dawała występ w jednej z lokalnych kawiarenek, ujmując gości delikatną i subtelną muzyką skrzypiec. Łagodne dźwięki roznosiły się po izbie, wywołując uśmiechy na twarzach klientów i skłaniając ich do zamawiania jeszcze jednej herbaty czy ciastka. Gdy koncert się skończył, dostała na wynos kilka babeczek, zapłatę i podziękowania, po czym spakowała instrument w futerał i założyła na plecy tak, że przypominał plecak. Tak było jej wygodniej, lżej. Całe ręce miała zawalone, a niewielka torebka tkwiła przewieszona przez ramię. Lancelot był jednak silny i nieustraszony, więc gdy tylko znalazł się na zewnątrz, uśmiechnął się pod nosem i rozejrzał dookoła, biorąc głębszy wdech. Czuć było lato, powietrze przepełnione było wolnością i słodkim aromatem słońca. Spojrzała w niebo, pozwalając, by promienie słońca padły na bladą buzię, już chciała ruszyć wolno do przodu, kiedy to jej oczom ukazał się miejski zegar, którego mosiężne, wielkie wskazówki nieubłaganie kręciły się na tarczy.
— O cholera! — rzuciła pod nosem, a cały piękny nastrój prysnął. Kiedy zrobiło się tak cholernie późno? Dla pewności jeszcze zerknęła na zegarek, który tkwił na jej nadgarstku, po czym kręcąc z niedowierzaniem głową, puściła się biegiem do przodu.
Nie zdążyła się nawet przebrać po zakończeniu roku, wciąż tkwiąc w nieco przerobionym, szkolnym mundurku. Nie miała też obcasów, przez co jej karzełkowaty wzrost był wyjątkowo zauważalny. Zielona, plisowana spódniczka poprzecinana była granatową kratą, do niej dobrała zaś zwiewną, białą koszulę i zawiązała pod szyją zieloną wstążkę. Do tego zakolanówki i gładka, dopasowana marynarka, która tkwiła jednak wepchnięta w torbę. Biegło się jednak znacznie lżej. Łapiąc oddech, czując wypieki na policzkach, skręciła w kolejną alejkę, wbiegając na miejscowy bulwar. Serce biło w piersi jak szalone, nieprzyzwyczajone do biegów na długie dystanse — owszem, po szkolnych korytarzach też często poruszała się w ten sposób, tam jednak nie maltretowało ją palące słońce. Burza rudych włosów, puszczonych wolno i wyprostowanych, przecinała powietrze ze świstem przy tak gwałtownych ruchach właścicielki, szamocząc się na wszystkie strony. Gadała pod nosem, zła na samą siebie. Przecież niezależała do osób, które się spóźniały, a rodzice będą źli, jak znów nie pojawi się na rodzinnym podwieczorku, do którego dołączyć miała dalsza część rodziny. Przymknęła oczy, łapiąc głębszy oddech, tracąc kontakt z otaczającym ją światem..
Poczuła uderzenie, niczym w słup — co sprawiło, że drobna ślizgonka odbiła się i zgrabnie poleciała na kolana, rozsypując trzymane w dłoniach nuty i podręcznik, upuszczając gdzieś torbę z hukiem. Była tak zszokowana cała tą sytuacją, że z początku wcale nie rozumiała, co się stało, unosząc zamknięte pod wpływem impulsu powieki i rozglądając się dookoła, wydając z siebie ciche "ała" i sięgając dłonią na tylną część swoich nóg. Wtedy też dostrzegła przed sobą buty, a wraz z nimi odchyliła do tyłu głowę i omiotła spojrzeniem znajdującą się przed nią postać. Gdy orzechowe ślepia natrafiły na znajomą twarz, zamrugała kilkukrotnie, przekręcając głowę w bok. Czy to nie był kolega Holdena, który patrzył na nią tak krzywo podczas ostatnich lekcji gotowania? Cholera. Zamknęła jedno oko, dłonią sięgając do góry i masując się po czole. Dopiero teraz dotarło do niej, że miała na plecach swoje ukochane skrzypce! Wydała z siebie głośniejsze "oh", prostując się i zsuwając futerał z ramion, po czym wciąż tkwiąc na ziemi, na kolanach i ignorując ich starcia, ułożyła go przed sobą. Otworzyła go szybko i przyłożyła jedną z dłoni do piersi, gdy dostrzegła, że jej skarb jest bezpieczny.

— Dzięki Bogu... — mruknęła cicho, wypuszczając powietrze z płuc i przymykając oczy. Tak jakby zapominając, że chwilę wcześniej uderzyła w człowieka, a także o tym, że jej nuty walały się gdzieś po bulwarze, jakże pełnym ludzi, skąpanym w zieleni otaczających go drzew i przy przyjemnym szumie wody tutejszej rzeki.
Powrót do góry Go down


Everett C. Harrison
Everett C. Harrison

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 72
  Liczba postów : 55
https://www.czarodzieje.org/t16028-everett-c-harrison#438008
https://www.czarodzieje.org/t16031-rimbaud#438025
https://www.czarodzieje.org/t16029-everett-c-harrison
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyCzw Lip 12 2018, 18:51;

Wciąż nie dochodzi do mnie, że koniec roku nadszedł tak szybko - mam wrażenie, że ledwie ponownie postawiłem nogę w murach Hogwartu, a już na pewno nie wyniosłem z niego żadnej wiedzy, o czym zresztą świadczą moje niepowalające na kolana wyniki egzaminów. Nie, nie muszę ich znać, aby mieć tę pewność. Poniekąd jednak jestem zadowolony, cieszę się z perspektywy nieco zwyczajniejszych dni w domu. Do Doliny Godryka zaglądam tylko na chwilę i sam nie wiem, dlaczego nogi ostatecznie ciągną mnie w stronę bulwaru. Bo jest tam ładnie, bo coś podświadomego mnie przyciąga... Trudno powiedzieć, po prostu na to przystaję, bo nie brakuje mi czasu.
Moje myśli dosyć swobodnie błądzą po okolicy, przez co mogę powiedzieć, że jestem nimi wszędzie, a jednocześnie nigdzie; słyszę żółto-pomarańczowe jak neon krzyki ganiających się dzieci - tak właśnie brzmi zabawa, zieleni jest tu ogólnie dużo - nie tylko poprzez harmonię atmosfery, ale i drzewa, krzewy, trawę... W takiej atmosferze łatwo odpłynąć. Z kieszeni wyciągam pergamin, trochę już pomięty przez częste rozkładanie, i co jakiś czas zerkam na zapisane na nim słowa zaczętego wiersza. Czuję, że wena się zbliża. Kroczy dokładnie tą samą drogą co ja. Wiem, że lada moment ją pochwycę. Spodziewam się nawet uderzenia jak grom z jasnego nieba... Nie przypuszczam jednak, że wszystko stanie się tak fizyczne.
Nawet jeśli właścicielka ciała nie jest zbyt potężna, robię chwiejny krok, aby utrzymać równowagę. Ma dziewczyna impet jak mały buchorożec. Pechowo jednak odbija się ode mnie, lądując na ziemi, a dopiero za nią leci kaskada miedzianych włosów. Przez chwilę tylko stoję, nie wiedząc jak wypada zareagować. Pomagają mi lekkie powiewy; rzucam się w ślad za porozrzucanymi kartkami, nie chcąc aby zostały porwane przez wiatr. Dopiero potem uważnie spoglądam na współofiarę tej kolizji. Nie spodziewam się, że będę ją znał, bo nie kojarzę wcale wielu ludzi, trzymając się raczej konkretnych osób. Ale tę twarz rozpoznaję. Cóż, to z powodu lisiej dziewczyny Holden oberwał po głową tacką. W automatycznym odruchu duży robię krok w tył, zwiększając przestrzeń, ale moja noga nie natrafia na stabilny grunt, a zatapia się w zimnej wodzie. W ślad za nią podąża moja druga stopa, a następnie całe ciało - tym oto sposobem z szerokim pluskiem ląduję we względnie płytkiej rzece. Posyłam Nessie zdziwione spojrzenie, jakbym nie do końca rozumiał, co się wydarzyło.
- Nic ci nie jest? - pytam, nawiązując do tego cichego okrzyku, podczas którego złapała się za nogę. Nie mam nic do Nessy, mam do Nessy i Holdena. Skoro więc kumpla nie ma w pobliżu, dziewczyna nie ma się co obawiać krzywych spojrzeń.

Ness, rzucasz kosteczką:
1,2 - Ev nie podparł się rękami, nie zapominając o kartkach, dzięki czemu wszystkie są uratowane
3,4 - jak wyżej, tylko parę kartek mu uciekło, więc tracisz nuty do jednego utworu, a Ever traci swój wiersz
5,6 - Ever się zapomniał i, chcąc się podeprzeć, utopił wszystkie kartki
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyWto Lip 17 2018, 13:36;

Rok szkolny minął naprawdę szybko. Nessa była gotowa się kłócić, że trwał znacznie krócej niż te dziesięć miesięcy! Ciągle brakowało jej czasu. Życie na wysokich obrotach niewątpliwie miało swoje plusy, chociaż posiadało też bardzo dużo wad — miała wrażenie, że mogła wyciągnąć z minionego czasu znacznie więcej, gdyby tylko trochę lepiej się zorganizowała. Nie była zadowolona ani ze swoich osiągnięć z run, ani z zielarstwa, do których obiecała sobie, że przyłoży się na drugim roku. Nie zniosłaby na końcowym świadectwie żadnego "Z". Perspektywa zakończenia nocnych zmian w Oasis też nie wydawała się już taka zła, jak z początku — w rodzinnym sklepie była bardziej potrzebna, rodzice zaoferowali jej wyższą stawkę, a do tego mogła w wolnej chwili poświęcać czas na strojenie i sprawdzanie instrumentów, co niewątpliwie korzystanie wpłynie na jej rozwój muzyczny.
Los był kapryśny i złośliwy. Często plątał ze sobą nitki osób, które wcale się tego nie spodziewały! Zwykły spacer mógł okazać się miejscem idealnym według przeznaczenia do spotkania miłości swojego życia, przyjaciela albo najgorszego wroga. Lanceley jednak zawsze się na niego zdawała i przyjmowała wszystko, co zsyłał z entuzjazmem i wysoko podniesioną głową, doszukując się większego celu. Kto wie, może jej było zwyczajnie tak łatwiej? Pogoda była piękna, zachęcała do wychodzenia i sprawiała, że miała naprawdę wyśmienity humor.
Zderzenie z rzeczywistością, która w tym przypadku okazała się Everettem Harrisonem skutecznie wyrwała ją z zamyślenia i sprawiła, że nawet wzięła winę na siebie. Gdyby patrzyła pod nogi i przed siebie.. Zamrugała kilkukrotnie, siedząc na ziemi i dłonią masując tylną część ud, na której na pewno pojawią się sińce. Wykwitną niczym kwiaty na drzewach letnią porą, robiąc z niej dalmatyńczyka. Była drobna, blada i delikatna — byle uścisk wywoływał zasinienie, a każde uderzenie kończyło się paskudną plamą w odcieniach żółci i fioletu. Ruchem głowy zgarnęła włosy na plecy, a orzechowe spojrzenie zlustrowało stojącą przed nią postać. Sama nie wiedziała, czy powinna się śmiać, czy płakać. Na ostatnich zajęciach z gotowania odebrała gryfona jako personę, która niezbyt entuzjastycznie podchodziła do jej towarzystwa i raczej wolałaby go unikać. Przyglądała się w milczeniu jak łapie kartki, poprawiając dłonią materiał plisowanej spódnicy tak, aby wiatr przypadkiem jej nie podniósł do góry zbyt mocno. Przekręciła głowę w bok, gdy się cofnął, a następnie z chluśnięciem i pluskiem znalazł w wodzie, mając przy tym zaskoczony wyraz twarzy. Ruda roześmiała się cicho, unosząc dłoń do ust i próbując się powstrzymać. Był to jednak odruch na tyle naturalny, że nie wyszło. Posłała mu przepraszające spojrzenie, kręcąc przecząco głową i odkładając futerał na bok, wcześniej go oczywiście zamykając.

— Nie. A Tobie..? No, pomijając, że jesteś mokry! Przepraszam, to moja wina..— odparła, wciąż nieco rozbawionym głosem. Dostrzegła też wtedy, że poza jej nutami, które były najmniejszym problem, w wodzie pływało coś jeszcze. Zsunęła plecak z ramion i poderwała się, ignorując starte kolana i nogi, wchodząc do wody i kucając w niej obok niego, nie przejmując się mokrym ubraniem. Na szczęście spódnica była ciężka i natychmiast przyległa do ciała po kontakcie z wodą. Wyłowiła pergamin z rozmazanym tekstem, delikatnie unosząc go w dłoni, aby do końca się nie rozpadł.
— O nie.. To Twoje, prawda? Myślisz, że zaklęcie suszące albo reparo, pozwoli nam go odzyskać? — rzuciła, przenosząc na niego spojrzenie i wolną dłonią odgarniając za ucho kosmyk miedzianych, wijących się włosów. Pomijając wszystko inne, była naprawdę zła, że coś, nad czym pracował, się zniszczyło. No teraz to na pewno jej nie polubi! Ślizgonka westchnęła ciężko, siadając ostatecznie obok niego i wędrując spojrzeniem pomiędzy twarzą chłopaka a ociekającą kartką. Nuty nie stanowiły dla niej problemy, mogła przecież w każdej chwili rozpisać je na nowo. — To pewnie przez to, że rudzi nie mają duszy. Ściągam na innych swoje nieszczęścia.
Mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do Everetta. Ostatecznie jednak wstała zgrabnie, wzdychając ciężko i wyciągając w jego stronę dłoń, aby pomóc jej wstać. Pomimo letniej pogody, woda była dość zimna. Jeszcze tego by brakowało, żeby przez jej głupotę przeziębił się na same wakacje. Może i miała zawrotny metr i pięćdziesiąt siedem centymetrów i była maleńka, ale dłonie miała całkiem silne — w działaniach krótkotrwałych, więc powinna bez problemu poradzić sobie z pomocą w podniesieniu go do pionu. Posłała mu znów krótkie spojrzenie, a razem z nim delikatny uśmiech, wzruszając delikatnie ramionami.
— Mogę Ci zaproponować babeczkę w ramach rekompensaty..?


Kostka: 3
Powrót do góry Go down


William Walker
William Walker

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Galeony : 398
  Liczba postów : 467
https://www.czarodzieje.org/t14149-william-walker?nid=12#373965
https://www.czarodzieje.org/t14185-william-walker
https://www.czarodzieje.org/t14184-william-walker
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptySob Gru 29 2018, 20:15;

Miałem ogromny mętlik w głowie. Nadal nie dałem Lotcie odpowiedzi i w rzeczywistości nawet nie wiedziałem jak powinienem się zabrać do podejmowania tej decyzji. Jedno było pewne – absolutnie nie mogłem dopuścić swoich emocji do rozstrzygnięcia tego wszystkiego. Wiedziałem, że zwlekam i prawdopodobnie zwlekam już trochę zbyt długo, ale odkładałem to jak tylko mogłem. Nie potrafiłem sobie wyobrazić moje życia, w którym z powrotem Lotta ma swoje miejsce. Wciąż przez moją głowę przewijały się obrazy z przeszłości, kiedy to Hudson była najważniejszą osobą w moim życiu, była całym moim światem. Niestety – wraz z tymi obrazami widziałem także długie miesiące męczarni, nauki wszystkiego na nowo, a przede wszystkim ponownej nauki normalnego funkcjonowania.
Jednak teraz starałem się o tym nie myśleć, a także odsunąłem od siebie obawy wytoczenia przez dziewczynę procesu. Nie miałem szans wygrać w sądzie, nikogo tam nie będzie obchodziło, że to ja przez ostatnie dziewięć miesięcy poświęciłem siebie dla tego małego brzdąca, Lotta przecież miała „lepsze warunki”, a to ona postanowiła wyjechać bez żadnego słowa, zostawić mnie, zostawić swojego syna.
Jeśli jesteś gotowy za pięć czy dziesięć lat tłumaczyć mu dlaczego nie ma matki... czy naprawdę chcesz mu złamać serce? – słowa Lotty zdawały się nie opuszczać mojej głowy i odbijały się echem w moim umyśle, nie dając mi spokoju. Miała rację, pytanie brzmiało: czy ja sobie z tym wszystkim poradzę, a przede wszystkim – czy poradzę sobie z ponowną obecnością dziewczyny w moim życiu? Wiedziałem, że nie chodziło o mnie, ale ingerując w rzeczywistość Edmunda, ingerowała także w moją.
Edmund zaczął się wierzgać w wózku, więc przystanąłem i postanowiłem go stamtąd wyciągnąć. Zaczynał powoli chodzić i musiałem przyznać, że widząc tę roześmianą twarz zapominałem o wszystkich zmartwieniach.
- No już, chodź tu klopsie. – powiedziałem do syna i wziąłem go na ręce. Jeśli nawet podświadomie liczyłem na to, że zostanie w moich ramionach – niedoczekanie moje. Postawiłem go więc na ziemi i trzymając za obie rączki powoli stawialiśmy kolejne kroki.
Po chwili ostrożnie puściłem małe dłonie, a chłopiec postawił przed sobą dwa kolejne kroki –zupełnie sam, bez mojej pomocy. Moją twarz rozpromienił szeroki uśmiech i zanim E.J. upadł porwałem go do góry i podrzuciłem.
- Mistrzem jesteś, wiesz? – jego roześmiana buzia była wystarczającą odpowiedzią.
@Odetta Lancaster
Powrót do góry Go down


Odetta Lancaster
Odetta Lancaster

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : Długie, jasne blond włosy- nigdy nie nosi ich upiętych; przenikliwe spojrzenie; roztaczana aura wili
Dodatkowo : półwila
Galeony : 521
  Liczba postów : 272
https://www.czarodzieje.org/t16649-odetta-lancaster
https://www.czarodzieje.org/t16652-libra
https://www.czarodzieje.org/t16578-odetta-lancaster
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyPią Sty 04 2019, 20:57;

Spacery zdawały się być jedynym wyswobodzeniem spod ciężaru myśli, który tłamsił Odettę ponad miarę. Ostatnie wydarzenia, a szczególnie te związane z absurdalną Nocą Duchów, gdy krukonka nie potrafiła powstrzymać w sobie emocji, a tym bardziej uroku, tak niezwykle przebijającego się przez cieniutką powłokę skóry. Czy słusznie się to wydarzyło? Nie zdążyła porozmawiać z Rileyem, jak gdyby zakładając z góry k o n i e c, a przecież – wystarczyło wydusić z siebie choć odrobinę szczerości, na którą blondwłosej istoty nie było stać>
Ani teraz -
- ani kiedykolwiek wcześniej.
Błękit tęczówek osiadł na rozpościerającej się przestrzeni, a gdy w oddali zarysowały się dwie postaci, zastygła w bezruchu. Uśmiech przyozdobił blade lico półwili, a widok mężczyzny z malcem u swojego boku, łapał tak bezduszne dzikie istoty jak Odetta, za serce. Obserwowała ich przez moment, coraz bardziej zbliżając się, a gdy w końcu rozpoznała w nieznajomym Williama, wypuściła powietrze ze świstem. Może nigdy nie zamienili zbyt wielu słów, ale jednak łączył ich dom, którego patronką była Rowena Ravenclaw.
Jaka szkoda, że dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że ten maluch to jego syn, a nie brat.
- A co to za przystojniak? – zagaiła krukona i posłała mu przyjazny uśmiech, choć nie zbliżyła się, jakby w obawie. Oddech Lancaster spłycił się nieznacznie, a gdy dzieciak utkwił wzrok w niej, schyliła się – całkowicie bezwiednie. Czy tak mógłby wyglądać owoc nocy z Rileyem?
Nie, nie mógł.
Nie powinien.
Ona nie miała prawa tego otrzymać.
- Spacery w tak chłodne dni to dobry pomysł? – zapytała z troską, bez wyrzutu. Nie posiadała wiedzy o dzieciach, a tym bardziej o tym – czego im potrzeba. Mimowolnie wyciągnęła dłoń w stronę policzka chłopca, lecz nie odważyła się. Nadal pozostawała obca. - Długo już tu jesteście? – gdyby nie chciał tego towarzystwa,
była gotowa zniknąć – jak zawsze.
Powrót do góry Go down


William Walker
William Walker

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Galeony : 398
  Liczba postów : 467
https://www.czarodzieje.org/t14149-william-walker?nid=12#373965
https://www.czarodzieje.org/t14185-william-walker
https://www.czarodzieje.org/t14184-william-walker
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyCzw Sty 24 2019, 19:24;

Byłem tak skupiony na swoim dziecku, że zupełnie nie zarejestrowałem zbliżającej się krukonki. Moje oczy nie odrywały się od brązowowłosego chłopca, który zdawał się być jedyną rzeczą, która trzymała mnie jeszcze przy życiu. Kiedy Cały świat zwalił się na moją głowę właśnie ten malec był powodem, dla którego każdego dnia zmuszałem się do wstania z łóżka, mimo że tak właściwie to on był powodem tym problemów...
Nie. Nie on. Nie mogłem tak myśleć, patrząc na jego roześmianą buzię nie potrafiłem przyznać, że to przez niego wszystko się zepsuło. Przecież dzięki temu być może poznałem się na najbliżej memu sercu osobie. W tej sytuacji powiedzenie, że miłość jest ślepa nabierało jasnego znaczenia. Rzeczywiście była.
Kiedy do mych uszu dobiegł kobiecy głos, spiąłem się. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że przecież to nie była ona, a jej głos rozpoznałbym wszędzie.
Odwróciłem się powoli z chłopcem na rękach i zmusiłem do delikatnego uśmiechu. Moje dawne ja kazałoby mi odpowiedzieć „William”, ale ostatnie miesiące sprawiły, że stałem się zupełnie inną osobą.
- To Edmund. – oparłem.
Próbowałem sobie przypomnieć czy znam tę dziewczynę. W głowie miałem jednak kompletną pustkę, chociaż podświadomie czułem, że już kiedyś ją widziałem.
- Wystarczy się odpowiednio ubrać. – wzruszyłem ramionami. Nie mogłem trzymać dziecka w czterech ścianach tylko dlatego, że było zimno. Zresztą spacer nie tylko mu dobrze zrobi. – Nie, chyba nie. – ponoć szczęśliwi czasu nie liczą, a ja czułem się jak najbardziej nieszczęśliwa osoba na świecie.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 16:33;

Było już ciemno. Niedzielne popołudnie przygasło, a wraz ze słońcem skrywającym się za horyzontem zniknęli także ludzie. Idąc samym centrum miasta mijałem wciąż kilku przechodniów załatwiających ostatnie sprawunki. Ich postacie szybko znikały mi z oczu i nie były znowuż aż tak liczne. Zwracałem na to uwagę wyłącznie dlatego, że potrzebowałem dzisiaj bardzo dużo prywatności. Jeżeli mieliśmy szczerze rozmawiać, musiało być ciemno i cicho. Jeżeli ktoś wkroczyłby w naszą przestrzeń, najpewniej nie potrafiłbym się otworzyć po raz kolejny. Ta kwestia była dla mnie szczególnie delikatna, wymagająca spełnienia kilku konkretnych warunków. Pieczołowicie zadbałem o wybór miejsca. Nie chciałem ciągać jej Merlin wie jak daleko, chociaż najchętniej poszedłbym po prostu do rezerwatu. To właśnie tam czułem się najpewniej i najbezpieczniej, najmniej „na widoku”. Bulwar także nie był złym wyborem. Niemalże wyludniony. Jedynie rozpalone światła w domach nieopodal zdradzały, że czarodzieje nie porzucili Doliny Godryka, a wciąż gdzieś tam są, prowadząc swoje małe życia.
Kilka godzin zrobiło mi ogromną różnicę. Nie drżałem już pod wpływem emocji i nie podskakiwałem na każdy gwałtowniejszy dźwięk czy ruch. Odzyskałem kontrolę chociaż w pewnym stopniu, co miało mi być bardzo potrzebne, aby nie spakować się w tym momencie i nie uciec jak najdalej. Odsłanianie się było dla mnie niezwykle delikatną kwestią. Aby pomóc sobie w skupieniu, po raz pierwszy od dawna udałem się na prawdziwe polowanie i spędziłem w lasach Doliny nieomal cały ten czas od śniadania aż po kolację. Do domu wpadłem tylko po to, aby coś w końcu zjeść i przebrać się z przepoconych, zakrwawionych szat. Odebrałem dzisiaj więcej żyć, niżbym sobie tego życzył, ale nie bez przyczyny. Potrzebowałem tego, tak jak dziś rano pragnąłem kawy. Tak jak teraz jej wyczekiwałem, chociaż tak cholernie się bałem. Usiadłem pod kawałkiem wysokiego muru, niedaleko jednego z domów i zapatrzyłem się w szemrzący cicho strumień. Szukałem w nim siły, której nigdy nie miałem. Otulony przyjemnym mrokiem byłem nieomal niewidoczny. Jedynie moje niebieskie oczy lśniły, odbijając światło księżyca jaśniejącego wysoko nad moją głową.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 17:09;

Nie potrafiła skoncentrować się na dniu. Cokolwiek brała do rąk, zaraz z nich wypadało albo się psuło. Kręciła się pod domu zamyślona, a gdy rozmawiała to niemal bez użycia myśli. Otrzymała naprawdę wiele pytań i ściśnięć dłoni, niemal kazdy napotkany kuzyn zauważał, że jest rozkojarzona i z trudem zbiera myśli. Dziwili się nie widząc na jej ustach wiecznego uśmiechu, kiedy nie rzucała się na szyję z taką energią co zawsze. Musiała ułożyć sobie myśli, rozpoznać swoje uczucia i je uporządkować. Nie prosił o zachowanie tajemnicy, a jednak to było zrozumiałe samo przez się. Odczuła ulgę, gdy zaproponował spotkanie wieczorem, by pod osłoną nocy mogli wrócić do trudnych tematów, które jej obiecał. Nie spodziewała się, że to będzie tak szybko, a jednak skłoniło ją to do zastanawiania się co ma mu powiedzieć i jak go wesprzeć, by było mu lżej? Pomagała w kuchni dopóki matka jej nie pogoniła, gdy znów pomyliła mąkę z solą. Usiadła więc w gabinecie taty, w wygodnym miękkim fotelu, zwinięta w kłębek, wytulona przez kota i świadoma, że rodziciel nie będzie zadawać trudnych pytań, cicho się popłakała. Musiała wylać z siebie emocje, wstrząsy i żal z powodu tego, co spotkało Riley'a i z czym się musiał codziennie zmagać. Świadomość, że to zaledwie ułamek całej historii tylko ją paraliżował. Jak wiele musiał wycierpieć? Jak mu pomóc? Jak zdjąć z jego barków ten ciężar? Coraz bardziej go lubiła, a wewnętrznie drżała w obawie, że napotka mur, przez który nie przebije się łagodnością i uśmiechem. Do wieczora już się uspokoiła. Przez te wiele godzin zajmowała się domowymi obowiązkami, zaległymi sprawami, na które nigdy nie miała czasu, dzięki czemu ułożyła myśli. Teleportując się niedaleko bulwaru, serce w jej klatce piersiowej biło nierówno. Idąc, rozglądała się w ciemności w poszukiwaniu jego sylwetki błagając w myślach los, aby tutaj już był. Nie chciałaby czekać samotnie w mroku w obawie przed efektami swojej bujnej wyobraźni. Wyjątkowo nie założyła butów z obcasami, a wygodne trampki. Opatulona czarodziejską szatą szła wąską dróżką, dłonią przesunęła po całej długości balustrady mostka, przy którego krańcu się zatrzymała. Rozglądała się po okolicy w poszukiwaniu Riley'a, a czuła się przez moment taka opuszczona i samotna. Zadrżała od chłodnego wiatru, a gdy usłyszała szelest z lewej strony nieomal podskoczyła. Dopiero wówczas zauważyła go ukrytego w ciemności, przy murku. Popatrzyła nań z niewyobrażalną ulgą i dołączyła do niego, siadając tuż obok. Przysunęła do siebie kolana i ułożyła na nich nadgarstki.
- Nawet i bez mety dobrze się kamuflujesz. - szepnęła zamiast powitania. Czuła jakby widzieli się kilka chwil temu. - Jak ci minął dzień? Mam nadzieję, że nikt już ci nie zalazł za skórę. - zagadnęła i uznawszy, że nie widzi jego twarzy tak dobrze jakby chciała, wymacała z kieszeni różdżkę. Nakierowała ją na bok i wyszeptała - Lumos sphera - dzięki czemu stworzyła dodatkowe, małe i nieintensywne źródło światła. Umieściła je nieopodal, aby nie przeszkadzało, potraktowała dodatkowym - Defigo - i schowała różdżkę. Popatrzyła na Riley'a wierząc, że wypatrzy na jego twarzy jakąkolwiek trop jak się teraz czuje. Dłoń miał tak daleko, a myślała o niej dzisiaj intensywnie.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 18:03;

Napawałem się cichą melodią nocy rozbrzmiewającą wokół. Równie dobrze mógłbym powiedzieć, że także i samą ciszą. Niegłośne pohukiwanie sów czy cykanie świerszczy nie było przecież niczym, co zakłócałoby mi tę ostatnią chwilę samotności. Niegdyś potrafiłem tak siedzieć całymi godzinami i chłonąc całym sobą ten spokój i samotność, nie widząc żadnej przyjemności w towarzystwie kogokolwiek poza samym sobą, ale to był jedynie okrutny fałsz. Potrzebowałem rozmowy, to dzięki niej się rozwijałem, chwytałem nowe perspektywy i tak naprawdę wyłącznie dzięki kontaktowi z drugim człowiekiem nie oszalałem. Skromność i tendencja do pozostawania na uboczu w żadnym stopniu nie gryzła się z okazjonalną potrzebą bliskości czy współodczuwania, a zaspokoiwszy dzisiaj swoją brutalną i pracowitą stronę, nie pozostało mi nic innego jak łagodność, lecz i nieodłączny smutek. Przywykłem do niego i odczuwałem go teraz raczej jak lekki nacisk gdzieś z tyłu czaszki, zatruwający myśli i poddający w wątpliwość sens tego wszystkiego. Obawiałem się, tak jak zawsze, że otworzenie się na Elaine skończy się dokładnie tak jak tylko kilka poprzednich. Gorzkim uczuciem samotności i niezrozumienia. Cóż, nawet już tego nie oczekiwałem. Pragnąłem po prostu móc się komuś zwierzyć, a zarazem bałem się tego najbardziej na świecie i dusiłem to w sobie, jakbym w ten sposób starał się chronić i wcale nie wyrządzał sobie tym samym jeszcze większej krzywdy. Niestety, życie usłane było tajemnicami i wyzwaniami, a nie wonnymi różami bez kolców. Dlaczego spróbowałem akurat w tym momencie, przy niej? A czy był ktoś bardziej godny tego, aby po prostu poznać tę historię?
- Przepraszam - powiedziałem cicho, prawie szeptem, kiedy uznałem, że lekkie drgnięcie jej łokcia było spowodowane moją nieoczywistą obecnością. Jej słowa tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu, więc posłałem jej słaby uśmiech, nie będąc pewnym czy i z tego powinienem się dzisiaj wyspowiadać. Nie wyglądała jakby tego oczekiwała, więc nie naprowadzałem jej na kolejny trop, po prostu pozwalając jej zadać to lekkie i miłe pytanie, a także delikatnie oświetlić nas przez magiczną kulę. Wolałem siedzieć w ciemności, ale nie sprzeciwiłem się temu bez najmniejszego problemu przedłożywszy jej komfort nad swój własny. Pozwoliłem rozbrzmieć ciszy po jej pytaniu. Krótkim ruchem otuliłem się szczelniej płaszczem i wygodniej oparłszy się o murek, przechyliłem nieznacznie głowę w jej kierunku, aby popatrzeć jej w oczy. Wyglądała naprawdę pięknie. Jej jasne włosy, skóra i oczy błyszczały lekko przyciągając wzrok i napełniając mnie dziwnym, rzadkim dla mnie uczuciem. Nie mogąc jednoznacznie go określić, postanowiłem skoncentrować się na odpowiedzeniu jej.
- A to wcześniej ktoś mi zalazł? - Zapytałem zamiast tego i uśmiechnąłem się z nieznacznym rozbawieniem. Dzisiejszego wieczoru wszystko było inne. - Intensywnie. Cały dzień spędziłem w lesie. Nie chciałem wracać do domu czy zamku. Potrzebowałem ciszy. - Odpowiedziałem szczerze, nie mając pojęcia co powiedzieć dalej. - A Ty? Jest w porządku? - Zagadnąłem delikatnie, zdecydowawszy się na pociągnięcie tego samego tematu. Jakby nie patrzeć, śniadanie było bardzo intensywnym przeżyciem. I wtedy zrobiłem coś niezwykle nieszablonowego jak na siebie. Pamiętając o tym jak miła w dotyku była jej dłoń, wyszedłem z tą inicjatywą pierwszy. Nie na tyle odważnie, aby odszukać ją w ciemności, wystawiłem ją w jej kierunku, ponownie spodem ku górze. Otwarcie. Potrzebowałem dzisiaj tego uścisku i tylko świadomość, że istniała mała szansa na odrzucenie tego gestu sprawiła, iż podjąłem to ryzyko.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 18:39;

Nie była pewna czego się spodziewać. Riley był jedną wielką tajemnicą, którą z ogromną przyjemnością chciała poznać. Sprawiało jej to niewymowną przyjemność, ale i satysfakcję, gdy sam z siebie zaczynał mówić, opowiadać, a dzisiaj... zwierzać się. Lubiła go słuchać, choć to zazwyczaj w jej interesie leżało niedopuszczanie nikogo do słowa. Miał w głosie specyficzną nutę, która przyciągała jej uwagę. Tak, lubiła go słuchać i starała się, by nie zatracał się znów w swoim milczeniu. Chyba się jej udawało...
Machnęła ręką na przeprosiny, bowiem ich nie oczekiwała. Może i należała do strachliwych dziewczyn lecz pracowała nad sobą i starała się nie okazywać lęków w tak wyraźny sposób. Wyrabiała się, choć to była kwestia ciężkiej pracy nad sobą, a i z tym miewała czasem spore problemy. Uznawszy, że kula za bardzo ich oświetla, chwyciła ją w dłoń i delikatnie ścisnęła, aby przytłumić jej blask. Dopiero wówczas ją puściła i obserwowała efekt. Siedzieli w półmroku, a delikatne światło padało idealnie na ich twarze, dzięki czemu miała szansę dostrzec coś więcej niż tylko zarys kształtu jego twarzy.
- Ty mi powiedz. - jakoś wybrnęła z dziwnego pytania, które zadała. A może to podświadome wybadanie gruntu czy ma jej za złe jej dzisiejsze pytania i dociekliwość? Tak bardzo chciałaby zasługiwać na jego zaufanie, a więc niemalże panicznie i na siłę chciała dowiedzieć się co gra w duszy Riley'a. Wiedziała jednak, że byłoby to destrukcyjne, a więc zbyła swoje dziwne pytanie, chętna skupić się na drugiej części jego wypowiedzi. Przyjrzała mu się w zastanowieniu.
- Szukałeś rdzeni? - zapytała z niezwykłą ostrożnością w głosie. Wciąż nie potrafiła się ustosunkować do jego... zawodu, który zwyczajnym nie był. Uciekała od wydania opinii i wyrobienia własnej oceny, woląc skoncentrować się na nim jako na Riley'u, który wcale, ale to wcale nie zabija stworzeń. Łobuz go lubił, a kocie zdanie było też istotne, wszak zwierzęta wyczuwają komu mogą zaufać. Oparła plecy o chłodny murek i uśmiechnęła się sama do siebie. - Odpowiem w taki sposób, że robiąc dzisiaj wielkie ciasto marchewkowe pomyliłam mąkę z solą. Zostałam oddelegowana z kuchni w trybie natychmiastowym. - chciała go trochę rozbawić kosztem swojego gapiostwa. Czuła napięcie między nimi, a więc starała się wprowadzić między nich trochę więcej swobody. Nie spieszyła się, mogli zacząć rozmawiać o wszystkim i o niczym, a sedno dzisiejszego spotkania przyjdzie w odpowiednim momencie. Nieznaczny ruch z prawej strony skłonił ją do oderwania potylicy od murku i skierowania wzroku w jego kierunku. Widząc wyciągniętą rękę ponownie się wzruszyła, a i poczuła w okolicach serca miękkie, miłe ciepło. Rozczuliła się, gdy zakryła palcami jego dłoń nie dając jej zbyt wiele czasu na marznięcie. Gestem zdziałał więcej niż mógłby słowem, a gdy ścisnęła jego rękę tak, jak zrobiła to rano w restauracji zauważyła, że zdążyła się za tym stęsknić. Przez chwilę nic nie mówiła i delektowała się obecną chwilą, która nie wymagała od niej rozmowy. Nauczyła się milczeć w pozytywny sposób. Mimo wszystko wrodzone gadulstwo i tak zwyciężyło, tak samo jak potrzeba powrotu do tematu rozmowy.
- Skoro jesteś lepszym metamorfomagiem niż ja i Eli razem wzięci... - tak, zaczęła od komplementu, nie mogła się temu oprzeć. Słowa te zostały dobrze przemyślane, bowiem chciała zaakcentować Riley'owi, że jest utalentowany i dobry w tym co robi nawet pomimo kosztów, jaki się z tym wiązały. - ...to może będziesz wiedział w jaki sposób rozwiązać supełek emocjonalny, o którym nic nie wiem, a przez który codziennie od dwóch tygodni budzę się z różowymi włosami? - popatrzyła na niego z delikatnym uśmiechem i badała jego reakcję. Czuła się raźniej, chętniej wprowadzała go w swój metamorfomagiczny świat, próbowała pokazać mu, że to spotkanie nie musi polegać tylko na mówieniu o bolesnych rzeczach. Dobrze zaczynali, a i zawdzięczała to cieple jego dłoni.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 19:22;

Miałem jej powiedzieć… odpowiedź wydawała mi się zbyt oczywista, aby należało ją rozwijać. Gdyby zaszła mi za skórę, nie przyszedłbym tutaj dzisiaj i nie szukał z nią kontaktu. Jednak skąd mogła to wiedzieć? Ledwie się znaliśmy, chociaż poznaliśmy się już aż tak dobrze. Los sprawił, że ścieżka prowadząca ku normalnemu poznaniu się trochę się wypaczyła i chociaż miałem wrażenie, że wie o mnie więcej, niż połowa szkoły to wciąż musiała pytać o takie rzeczy. Ja też miałem za chwilę zapytać. Krążyliśmy lekko wokół siebie, nie wiedząc dokładnie jak zacząć, a nawet kiedy już jakoś poszło, wciąż wydawało mi się, że jednak stanąłem w miejscu. Dziwne uczucie. Pokręciłem lekko głową w odpowiedzi na to pytanie. Nie miał mi kto zaleźć za skórę, tak naprawdę, a pretensje mogłem mieć co najwyżej do samego siebie. Jej drugie pytanie przykuło moją uwagę. Popatrzyłem na nią badawczo, gdy zaalarmowała mnie ostrożność czająca się w jej głosie, ale nie udało mi się dostrzec na jej twarzy niechęci czy niepewności. Była po prostu dziwnie zaalarmowana, a ja nie do końca wiedziałem skąd się to u niej wzięło.
- Tak - odpowiedziałem po prostu i jak zazwyczaj nie dałem się wciągnąć w zbędne wyjaśnienia, wychodząc z założenia, że w razie dociekliwości po prostu zada mi dodatkowe pytanie. Niestety, miałem wrażenie, że w takim wypadku odpowiedź ani trochę jej nie usatysfakcjonuje. Wydawała się tak krucha, jakby jakakolwiek prawda związana ze mną mogłaby ją skrzywdzić. Czy stosownym było dzielenie się z nią historią tych blizn? W tym momencie bardzo w to wątpiłem. Ponad wszystko nie chciałem, aby ta opowieść ją skrzywdziła. Szkoda tylko, że nie było w niej absolutnie nic poza cierpieniem nastolatka.
- Szkoda, nie ma to jak solidny kawałek ciasta marchewkowego. - Skomentowałem z lekkim uśmiechem, bo i faktycznie udało jej się tymi słowami wywołać we mnie promyczek wesołości. Miło było posłuchać o gapiostwie, kiedy mnie dręczyła nieustanna, chora wręcz czujność. W tym momencie bardzo chciałem wślizgnąć się w jej buty. Milczeliśmy przez chwilę, zgodnie poddając się swojemu cichemu towarzystwu, a pociecha płynąca od jej ciepła była mi dziwnie przyjemnym dodatkiem. Nie do końca potrafiłem się w nim odnaleźć, ale czyż nie o to chodziło w tym wszystkim? Małymi krokami ku zmianie. Tak mówił mój psychoterapeuta, któremu nigdy nie udało się do mnie dotrzeć, pomimo że zapamiętałem każdą jego naukę. Zmrużyłem oczy, praktycznie je zamknąwszy, kiedy przez dłuższą chwilę trwaliśmy tak u swego boku. Otworzyłem je dopiero wtedy, kiedy zadała mi pytanie, stawiając przede mną prawdziwą zagadkę. Niczym prawdziwy Krukon chętnie podjąłem to wyzwanie.
- Kto powiedział, że jestem w czymkolwiek lepszy? - Skwitowałem pierwszą część jej wypowiedzi, bo chociaż komplement był miły, byłem osobą o tak niskiej samoocenie, że zupełnie nie trafił on na podatny grunt. Wyparłem go, czujnym spojrzeniem taksując jej twarz i szukając w niej czegoś, czego nigdy tam nie było. Fałszywego pochlebstwa. Moja niewiara aż mnie zawstydziła, gdy nie znalazłem tam nic prócz życzliwości. W czasie tej wojny myślowej na mojej twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Dopiero po tym jak się zastanowiłem to odkryłem, że jedynie zmarszczyłem lekko brwi w zamyśleniu.
- Co wydarzyło się dwa tygodnie temu? - Podpytałem, aby mieć możliwość rozeznania się w sytuacji zanim wydam osąd. - Metamorfomagia jest silnie związana z przeżyciami czarodzieja. Może po prostu zdarzyło się coś, co wywarło na ciebie spory wpływ, może sprawiło przykrość. - Objaśniłem swoją ciekawość, jednocześnie dostrzegając, że zwierzyła mi się z tych problemów jakby nie było to dla niej nic wielkiego. W lodziarni odniosłem inne wrażenie. Elaine bardzo przejmowała się swoją metamorfomagią. Może dlatego postanowiłem podzielić się z nią także i moimi transmutacyjnymi porażkami. Nie urodziłem się z idealną samokontrolą.
- Pamiętam, że gdy w moim życiu zdarzyło się coś… przełomowego, to też nie chciała się mnie słuchać. Wyłączyła się, całkowicie. Ponowne jej wyczuwanie było jak stąpanie po bardzo cienkim lodzie. - Powiedziałem, odruchowo zniżając głos i obserwując ją prawie tak uważnie jak ona mnie.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 19:57;

Liczne rozmowy miały na nich wpływ. Nie pamiętała już jak to się stało, że zaczęli się umawiać na spotkania... chyba tuż po odkryciu jak wiele przyjemności wnoszą, kiedy mogą wymieniać się informacjami i poglądami. Przypadkowe spotkania przestały jej wystarczać. Przyłapała się, że czasem szuka go wzrokiem w Wielkiej Sali, jeśli już pojawi się tam na obiad. Żyła swoim wesołym życiem, a jednak zatrzymywała się i rozglądała wokół, jakby mając nadzieję na kolejny przypadek. Wzbudzał w niej narastające zainteresowanie, a cóż mogła poradzić, że czuła się dobrze w jego towarzystwie, nawet jeśli zmuszało ją do spokojniejszego reagowania na różne bodźce?
Odpowiedź twierdząca zbiła ją z tropu mimo, że takowej się spodziewała. Nie doczekała się wyjaśnień, ale też przecież o nie nie poprosiła. Walczyła ze sobą - ciekawość z obawą i przymusem wyrażenia własnej opinii na ten temat. Czuła, że jakiekolwiek zabijanie jest bardzo niewłaściwe, jednak tworzenie potężnych różdżek musiało mieć odpowiednią cenę. Nie przepadała za stworzeniami aż tak, aby po nich płakać. Miała kota i wspólną sowę z bratem i to jej wystarczało. Mimo wszystko wizja umiejscowienia się w tej kwestii była ponad jej siły. Naprawdę nie wiedziała co ma o tym myśleć.
- W takim razie dobrze, że jesteś cały. - postanowiła w inny sposób zaakcentować swoją ciekawość, omijając nazywanie rzeczy po imieniu. Jeszcze nie teraz, nie dziś, nie tutaj. - A jesteś? - zapytała po chwili z przymrużonymi oczyma, bowiem zdołała zauważyć, że potrafił ukrywać niewygodne detale. Popatrzyła na niego całego, jednak nie zdołała zauważyć żadnych nowości mogących przywodzić na myśl, że cokolwiek mu dolega. Pamiętała jak mówił o różdżkach z pasją... było to poniekąd przerażające, a przecież zdążyła go mimo tego polubić...
- Ja tak powiedziałam i to się już liczy. - odpowiedziała nieskromnie, ale też po to, aby obronić komplement, który mu właśnie podarowała. Nie pozwoli go zbyć, skoro dwoiła się i troiła, aby pozytywnie akcentować jego umiejętność. Czuła się dziwnie, bowiem sama aż tak nie przepadała za metamorfomagią. Owszem, zaczęła doceniać jej zalety, jednak zazwyczaj traciła na nią więcej nerwów niż miała z niej korzystać. Mimo wszystko odnosiła wrażenie, że u Riley'a jest gorzej w tej kwestii i starała się to jakoś zrównoważyć. Gdy szukał czegoś na jej twarzy, tylko się uśmiechnęła, bowiem intencje miała czyste i nie obawiała się badawczego wzroku. Czyżby go tym zaskoczyła? Czego się zatem po niej spodziewał? Żałowała, że nie mogła zadać tego pytania. Wystarczyło jedno zdanie wypowiedziane jego ustami, a Elaine zaczynała rozumieć skąd ten poranny ewenement metamorfomagiczny. Dopadło ją zawstydzenie wywołane brakiem własnej bystrości. Mogła się domyślić, zastanowić głębiej. Poruszyła się niespokojnie na trawie i nabrała chłodnego powietrza w płuca.
- Masz rację. Miałam wtedy nerwowy wieczór. To robi się już frustrujące. - niemalże jęknęła na wspomnienie tego, co wywołał w niej Nathaniel, a jakieś dwie godziny później Leonel. Stosunek Emily również nie ułatwiał sytuacji, non stop zastanawiała się nad tym co jej zrobiła, iż zasłużyła sobie na jej chłodną rezerwę zakrwawiającą o niechęć. Dziwaczne i podejrzane zachowanie wytatuowanego Louisa jedynie dodało jej stresu i zmartwień.  Nie miała najmniejszej ochoty rozpracowywać tego zmartwienia, za bardzo wstydziła się przed samą sobą. Z tej też przyczyny drgnęła, jakby zdała sobie właśnie sprawę jak mocno siedzi w niej ten problem.
- Naprawdę? - zapytała nieco głośniej niż zamierzała. Zakryła usta i posłała mu przepraszające spojrzenie. - Mam na myśli, że miałam dokładnie to samo kilka miesięcy temu. Meta mi nie działała i bałam się, że nie wróci. - teraz to ona zmarszczyła brwi. - Odnoszę wrażenie, że oba te przeżycia nie należały do pozytywnych. Zastanawia mnie jakby się zachowała, gdybyśmy pękali ze szczęścia. Czysto hipotetycznie, rzecz jasna. - choć nie narzekała na jego brak, to jeszcze nie czuła go w takim stopniu, by mieć wrażenie, że jest nim przepełniona. Nie była pewna kiedy je rozpoznać, jednak własne słowa ją zastanowiły. Gdy tak na niego spoglądała, ogarnął ją ogromny smutek. Odnosiła wrażenie, że bardzo długo mu on towarzyszy. Wiecznie opanowany, zdystansowany... a to brzmiało jak przeraźliwa samotność, której sama się obawiała. Nieświadomie pogłaskała skórę na jego dłoni, jakby próbując go tym gestem pocieszyć. Powiodła wzrokiem w kierunku ich rąk, zaskoczona zachowaniem własnej.
- Powiedz mi, że się mylę, ale odnoszę wrażenie, że bardzo długo byłeś z tym wszystkim sam. - oderwała plecy od muru, by móc usiąść do niego przodem. - Czy uwierzysz mi, że chciałabym ci pomóc? Wiem, że to może brzmieć dziwnie, ale coś mnie boli na samą myśl, że... - nie dokończyła, nie dała rady oddać słowami uczucia, ani nawet go zidentyfikować. Jej ramiona opadły, jakby długo męczyła się z ich spięciem. Nie brzmiała zbyt przekonująco, a jednak denerwowała się wewnętrznie z faktu, że Riley musi dzień w dzień cierpieć.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 20:33;

Prychnąłem cicho. Udało jej się mnie rozbawić tym nieszkodliwym pytaniem, zwłaszcza że tuż za nim stało szybkie otaksowanie mnie wzrokiem, jakby spróbowała poznać odpowiedź zanim rzeczywiście jej odpowiem.
- Jestem. Nie dam się pokonać byle nieśmiałkowi. - Nieco zakrzywiłem rzeczywistość, pozwalając jej myśleć, że w istocie zajmowałem się dzisiaj poszukiwaniem różdżkowych drzew. Prawdę mówiąc, chyba nigdy nie dałem jej okazji ku temu, aby mogła myśleć, że nie zajmuję się wyłącznie tym. Nie byłem osobą skłonną do przemocy. Wewnętrzny spokój i opanowanie mogły co prawda stawiać mnie w pozycji bezwzględnego, gdy przyszło do realizacji celów, a jednak takiego siebie nigdy jej nie pokazywałem. Jak zawsze stanąłem więc w obronie własnych sekretów, uznając że im mniej wie tym lepiej będzie spała. Wystarczy jej wrażeń na dziś wieczór, co zapewne potwierdzi sama przed sobą, jeśli dojdziemy do meritum całego spotkania. Póki co cieszyłem się z jego powolnego, stosunkowo przyjemnego charakteru.
Nie starłem się z nią, kiedy w istocie stanęła w obronie własnych słów. Nie dlatego, że się z nią zgodziłem, a raczej ze względu na wewnętrzną potrzebę zaniechania konfliktu w wymianie zdań. Nie lubiłem się sprzeczać, nawet jeśli w gruncie rzeczy do kłótni dojść nie miało i wolałem coś przemilczeć, niż wskazywać jednoznacznie na to, co w danym momencie chodziło mi po głowie. Zwróciłem uwagę na to jak wierci się w miejscu, ale nie do końca wiedziałem dlaczego nagle straciła komfort rozmowy. Jej słowa nieco to wyjaśniły. Prawdę mówiąc, nie do końca potrafiłem postawić się w jej sytuacji ze względu na to, że i tak dzień w dzień musiałem otulać się metamorfomagicznym kłamstwem, a zarazem z drugiej strony wciąż wspominałem jak trudne to było, gdy wszystkie różdżki wokół wariowały i nie potrafiłem rzucić nawet prostego zaklęcia otwierającego. Zdążyłem na nowo przyzwyczaić się do komfortu własnej magii, najwidoczniej zapominając jak bardzo mogło to być upierdliwe. Zwłaszcza, że Elaine miała w sobie o wiele więcej ludzkich odruchów i kotłujących się emocji ode mnie.
- Na co dzień czy okazjonalnie? Jeśli chodzi o chwilę to pewnie wariowałaby sobie radośnie. Wystarczy przypomnieć sobie nas jako dzieci. Też miałaś takie sytuacje, w których miałaś na głowie falującą tęcze? - Zagadnąłem, najwyraźniej chcąc ją nieco odciągnąć od tych przykrych wspomnień, albo chociaż odrobinę ją rozweselić. Nie pasowała jej maska, jaką codziennie widziałem na swojej własnej twarzy. Radosna i pełna życia, to była dla mnie kwintesencja Elaine Swansea. - Musisz stawić czoła swojemu problemowi. Pogodzić się z nim, spróbować go rozwiązać. Jeśli to, oczywiście, jest cała istota tych kłopotów. - Próbowałem jakoś ją naprowadzić na to co pomogło mnie w najgorszych chwilach, a jednak byłem przekonany, że moje sposoby niekoniecznie były tym, czego może potrzebować jej osoba. Ja po prostu musiałem zmierzyć się z własnym żalem. Czy i ona nosiła w sobie podobną konieczność? Wydawało mi się, że nie, ale pozory potrafiły czasem okrutnie mylić. Uniosłem nasze splecione dłonie wyżej i zamknąłem jej rękę w swoich własnych, wciąż ciepłych pomimo panującego już chłodu. Odszukałem spojrzeniem jej własne oczy. Nie chciałem, aby aż tak przejmowała się moimi zmartwieniami. Jakże pragnąłem móc to wszystko zbagatelizować i udać, że tak naprawdę to jest ze mną wszystko w porządku, ale nie mogłem.
- Nadal jestem z tym sam. - Odpowiedziałem, dopiero wtedy uświadamiając sobie zmianę pozycji. Obróciłem się nieco w jej kierunku, aby mieć na nią lepszy widok. Ścisnąłem mocniej nasze dłonie. - To był mój własny wybór. Później ciężko było się z tego wycofać. To co widziałaś… wszystko co się z tym wiąże jest zbyt przytłaczające, aby obdarzać tym kogoś innego. - Spróbowałem jej wyjaśnić, jednocześnie wcale nic nie tłumacząc. Nie znała skali tego wszystkiego, więc obawiałem się, że naprawdę nie zrozumie, jeśli nie zdejmę z siebie swojego wielkiego kłamstwa. Czy jednak była na to gotowa? Chciała ujrzeć potwora?
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 21:06;

Bardzo łatwo dała się uspokoić, kiedy wybielił jej myśli i pomógł jej wejść w tor traktowania jako przeciwnika nieśmiałków. To takie... mało groźne, że niemalże odetchnęła z ulgą. To oznaczało, że się myliła w ocenie i niepotrzebnie się z tym gryzła. Nie musiała się więc martwić ani ustosunkowywać, wydawać ocen, zastanawiać się nad tym... W tej kwestii dało się nią łatwo zmanipulować, bowiem odczuwała lęk przed samym... strachem, który czasami ją przerastał. Riley nadawał rozmowie pozytywnego wydźwięku i oddalał smutne odczucia związane z metamorfomagią. Odejmował z jej ramion myśli, które może irracjonalne, a jednak skądziś się wzięły. Jeszcze chwilę temu wierciła się, a teraz widać było różnicę. Posłała mu ciepły uśmiech, dziękując w myślach za to, co robi.
- Tęcza na włosach albo skórze. Gdy oszukiwałam to rosły mi uszy. - przyznała się i gdy tylko zdała sobie z tego sprawę poczerwieniała z zawstydzenia. Zaśmiała się cicho, troszkę nerwowo. - Okeeej... może nie kontynuujmy tego tematu, bo jeszcze wypaplam ci niechcący serię żenujących sytuacji z dzieciństwa, a wszystkie miały związek z metą. - pomasowała kark, na którym nosiła znamię, niemalże identyczną kopię tego, który ma Elijah w tym samym miejscu. Czy i Riley miał gdzieś swoje własne znamię metamorfomagiczne? Wstydziła się zapytać, bowiem wydawało się jej to takie... intymne.
- Och, marny byłby ze mnie Gryfon. Niełatwo to rozpracować, ale gdy się psychicznie do tego przygotuję to spróbuję sprawdzić czy ma to związek. Dzięki. - tchórzyła, jeśli chodzi o wszystko, co ma związek z Nathanielem, a dopieo wchodziła w etap porozmawiania z Leonelem bez patrzenia na niego przez pryzmat człowieka pracującego na osławionej mrokiem ulicy Nokturnu. To wszystko wymaga czasu, a nie spieszyła się z rozwiązywaniem tego kłopotu. Musiała dojrzeć do tego, by to zrobić i w końcu popatrzeć na siebie w lustrze ze świadomością, że wie, czego jej trzeba. W chwili obecnej próbowała wyrazić swoje odczucia, jednak pierwszy raz od dawien dawna zabrakło jej słów. Czy w ogóle takie istniały? Nie była pewna czy umiałaby ubrać je odpowiednio i tak, by Riley dobrze to zrozumiał.
- Jeśli... jeśli nie spróbujesz, to dalej będziesz z tym sam. A tak nie powinno być. Samotność jest do bani. - tak bardzo szukała w sobie odwagi, krzesała ją z głęboko ukrytych otchłani dużego serca, w którym nosiła tak wiele ciepła i miłości do świata. Czasem się go bała, to naturalne lecz póki co pozytywne emocje wciąż wygrywały. Dzięki temu żartowała, gadała jak najęta, śmiała się i promowała spontaniczne zachowania. Zadrżała od zimnego powietrza mimo, że miała na sobie ciepłą szatę. Dołączyła drugą dłoń, kładąc ją na ręku Riley'a, aby wszystkie były przy sobie, blisko i ciasno. I ona je ściskała, trzymała mocno czerpiąc z nich otuchy.
- Więc lepiej żebyś ty był tak przytłoczony? Pomyśl teraz o sobie, jak długo wytrzymasz być samemu? Czemu sobie to robisz? - zapytała cicho, z przejęciem wymalowanym na twarzy. Wpatrywała się w jego oczy, w których jako jedynych mogła odczytać więcej niż w nieruchomej mimice. - Opowiedz mi, proszę. Myślę, że nie dam się tak łatwo przytłoczyć. Chcę cię poznać, więc dam radę. Przecież cały czas tu będziesz, więc czego się obawiać?  - może brzmiała naiwnie, a jednak naprawdę wierzyła w to, co mówi. Zachowywała lojalność wobec istoty zaufania, iż dla niego warto wysłuchać przykrych wspomnień.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 21:47;

Jak to się stało, że potrafiliśmy jednocześnie się śmiać i żenować? W jednej chwili rozmawialiśmy o rosnących uszach, a za chwile rozpracowywaliśmy skomplikowane kłopoty metamorfomagów bądź zbyt skrytych osób. Nie naciskałem na nią, pozwalając jej rozwiązać je samodzielnie, tak jak to zawsze robiłem ja sam. Odkąd w moim życiu nie było już tej jednej, najważniejszej osoby, nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w ogóle można inaczej. Jej słowa popychały mnie ku temu. Kusząco otwierały przede mną nowe drzwi. Pełne zrozumienia, ciepła, współczucia. Sądziłem, że zatrzasnęły się one przede mną kilka lat temu. Nie mogłem ich wyważyć, ani wślizgnąć się do środka samodzielnie. Elaine ledwie zapraszająco je uchyliła, a moje serce i tak wyrwało się do przodu, zabiwszy szybciej. Merlin mi świadkiem jak bardzo tego pragnąłem, a jednak wyraźnie się wahałem.
- Samotność to wszystko co mam… - szepnąłem, skonfundowany własną niepewnością i zmieszaniem. Czerpałem siłę z naszego kontaktu, a zarazem przerażały mnie jej oczy. Tak ufne i niewinne, tak bardzo moje sprzed całego tego zamieszania. Nie umiałem odpowiedzieć na jej pytanie, chociaż było zaskakująco trafne. Robiłem to sobie… ponieważ nie znałem innej drogi? Bo bałem się nowych rozwiązań. Przywiązanie, miłość, szczerość. Wszystkie najdroższe memu sercu cechy odepchnąłem od siebie, gdy w moim świecie zabrakło miejsca dla pozytywów. Tamtego dnia, chociaż rozżarzyłem się niczym pochodnia, coś we mnie zgasło. Milczałem uparcie i teraz to ja dla odmiany powierciłem się w miejscu.
- Nie wiem od czego zacząć - przyznałem, starając się chwycić myślami jakiś lżejszy temat, który mógłby porobić za dobry wstęp. Nie znalazłem takiego, a nie chciałem też opowiadać jej całej historii swojego życia. Począwszy od aranżowanych małżeństw, kłótniach między rodami, chaosu na planszy mojego własnego umysłu, na której pogrywali sobie matka i ojciec. Spojrzałem na nasze palce, a później na jej drżące ramiona. - Zaczekaj - poprosiłem, rozsupłując nasze dłonie z uścisku, aby sięgnąć po różdżkę. Delikatnie odciąłem fragment rękawa swojego płaszcza i przez minutę lub dwie pracowałem w skupieniu nad materiałem. Niewerbalnie go czarowałem, aż wreszcie odtworzyłem swój własny rękaw i schowałem różdżkę. Rozszerzyłem ramiona trzymając skrawki czegoś, co jeszcze przed momentem było kawałkiem czarnego płaszcza. Ostrożnie otuliłem nim Elaine, uzmysławiając jej pewnie dopiero wtedy, że teraz jest to miękki i puchaty koc.
- Nie marznij. Nie jestem pewien czy to będzie aż tak długa historia, ale jeśli się przeziębisz, twój brat ogoli mnie na łyso, gdy znowu przysnę nad pracą domową przy stoliku w pokoju wspólnym. - Zażartowałem, najwyraźniej starając się dodać sobie otuchy w tej trudnej chwili tym drobnym zabiegiem. Następnie westchnąłem i spojrzałem jej w oczy.
- Pokażę ci - zapowiedziałem cicho i rzuciłem ostatnie spłoszone spojrzenie na boki, sprawdzając czy nikt nie nadchodzi. Bulwar był całkowicie opustoszały. Moje ciało zadrżało, kryjąc się na ułamek sekundy za metamorfomagicznym woalem. Potem wszystko zaczęło być już aż nazbyt wyraźne. Zaczęło się od palców, które przecież już widziała. Blade oparzenie pomknęło dalej, kryjąc się wewnątrz długiego rękawa i znalazło drogę na zewnątrz na wysokości piersi, wpełzając na szyję. Uchyliłem lekko krawędź koszuli i odsłoniłem obojczyk, aby pokazać jej, że pod spodem jest podobnie. Zanim oparzenie posunęło się dalej, zacisnąłem mocniej wargi i zawahałem się. Zmiana łagodnie wpełzła na moją twarz. Wypaczyła lewy policzek, duży fragment nosa, czoło, a także cały oczodół, nawet pomimo tego, że zdążyłem zasłonić oczy rękoma. Pamiętam jak bolesna była rekonstrukcja tego fragmentu. Magomedycy stanęli na wysokości zadania, gdy ratowali mój wzrok i słuch, a także usta przed całkowitą deformacją. Poświęcili na to zbyt dużo czasu, a może nie mieli aż takiej mocy sprawczej, aby poradzić sobie ze skórą? Kiedyś było gorzej, pamiętałem to jak dziś. Byłem cały w czerwonych, bolesnych ranach, a smród spalonych włosów śnił mi się jeszcze długo później. Popatrzyłem prosto na nią, a kiedy uśmiechnąłem się nieśmiało, jedna połowa mojej twarzy zdradziła, że nie do końca współpracuje z mięśniami ukrytymi pod spodem. Wyglądałem jakbym specjalnie uśmiechnął się krzywo.
- Tak wygląda człowiek, który przeżył smoczy ogień.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 22:28;

Próbowała w jakiś sposób do niego dotrzeć, znaleźć lukę w murze, którym się tak troskliwie otaczał. Przyznała sama przed sobą, że chciała go poznać, dowiedzieć się o nim więcej, bowiem do tej pory nikt aż tak nie przykuwał sobą jej uwagi. Przerażał ją swoim zdystansowaniem i wyobcowaniem, a więc chciała dowiedzieć się skąd się to brało. Powoli zbliżała się do sedna, przekonywała go, by jednak się przed nią otworzył, a nuż poczuje się lepiej. Ludzie muszą ze sobą przebywać, bowiem w samotności może pojawić się szaleństwo. Nie rozumiała jak można tak długo być samemu i nie mieć oparcia w drugiej osobie. Czerpała z obecności licznej rodziny, wielokrotnie akcentowała uczucia, jakie do nich żywiła i jeśli potrzebowała rozmowy, porady czy przytulenia - zwyczajnie o to prosiła albo sama ofiarowywała, zyskując tym samym to, czego pragnie. Między innymi dlatego sposób bycia Riley'a ją szokował i motywował do pokazania mu drugiej drogi, która nie jest przecież tak bolesna. Być może nie wiedziała o życiu tak wiele, wszak dalej ma te dziewiętnaście lat, jednak siła jej uczuć wciąż pozostawała taka... czysta, nienaruszona pomimo przykrych doświadczeń. Skąd się to brało? Dzięki rodzinie i ścisłych relacji, do których właśnie namawiała Riley'a polecając swoją skromną, niepozorną osobę.
- Nieprawda. - ośmieliła się zaprotestować wiedząc, że człowiek zawsze ma inny wybór. Wmawiając sobie, że ma dla siebie tylko samotność w końcu tak się stanie, a przecież są inne opcje do wyboru. Czemu więc wybierał najboleśniejszą dla siebie? Jej ręce opadły na trawę, a po chwili przeniosła je na kolana, czując jak dotkliwie są pozbawione uścisku. Obserwowała z zainteresowaniem co też on wyczynia, a i z pewnością nie zamierzała nigdzie odchodzić. Gdy otulił ją kocem, zrozumiała, że czarował magią transmutacyjną. Uśmiechnęła się, przytuliwszy policzek do materiału.
- Elijah nie jest taki straszny. - zaoponowała świadoma, że po tym, co im zaserwował na treningu Krukonów, wielu z nich zerkało na jej bliźniaka z przestrachem. Podziękowała szeptem, a i bardzo chętnie myślała o uchronieniu się przed przeziębieniem. Powinna zapewne zacząć od przeniesienia się z zimnej trawy gdzie indziej, jednak nigdy w życiu nie zmusiłaby się, żeby teraz gdzieś spacerować. Właśnie udało się jej przekonać Riley'a do zwierzenia się i wyjaśnienia czemu świadomie wybiera samotność oraz dlaczego odsuwa się od ludzi. Skoro dotarli aż tutaj, musiała wyczekać do końća. - Co mi pokażesz? - liczyła na historię, do której przygotowywała się już psychicznie wyobrażając sobie, że będzie pokroju bliskiego spotkania z jorumgandami. Nieco zagubiona spoglądała mu w oczy, a kiedy rozpoznała w nich wyraz koncentracji, od razu powiodła wzrokiem do jego dłoni. Odsłaniał metamorfomagiczną iluzję i choć już wcześniej widziała na nadgarstku blizny po głębokim poparzeniu, tak i teraz znów widok ten nią wstrząsnął. Otworzyła usta, aby zapytać, jednak szybko je zamknęła dostrzegając, że Riley... nie skończył. Momentalnie wyprostowała plecy i spłyciła własny oddech, jakby ten był w stanie wytrącić chłopaka ze skupienia. Otworzyła szeroko oczy, gdy odsłonił obojczyk, również pokryty identyczną blizną. Tylko połowa, jednak nierówna, normalna, bez prostych jej krańców. Widziała jego wahanie i zastanawiała się jaką ją teraz widzi. Wydawało się, że przestała oddychać, gdy blizna postępowała, rosła, pochłaniała coraz więcej skóry na twarzy. Chciała krzyknąć, by tego nie robiła i zostawiła go już w spokoju, jednak przecież to znamię przeszłości... Widok powyciąganej różowej skóry na policzku mogła jeszcze znieść, naprawdę. Jednak całkowicie uszkodzona skóra wokół oka to było to, co wywołało w jej ciele serię bardzo silnych dreszczy. Mimo ciepła jakie ją otaczało, zaczęła się trząść, a jej jasne włosy pokryły się czyściutką, intensywną bielą. Drżącą rękę uniosła do ust, aby nie wydostał się z nich krzyk. Gdy dotknęła swojej twarzy poczuła, że skórę na policzkach ma wilgotną - nie zauważyła kiedy łzy wydostały się z jej oczu, brudząc skórę rozmazanym tuszem. Ledwie słyszała jego słowa - smoczy ogień? Świat dziwnie się kręcił lecz walczyła z wrażeniem. Zacisnęła na moment mocno powieki, aby przywołać się do porządku. Całą siłą woli zbierała się w sobie i nim upłynęło zbyt dużo czasu, popatrzyła na niego znów. Prosto na krzywy uśmiech, który ostatecznie ją otrzeźwił. Zmusiła się do wypuszczenia z płuc trzymanego zapasu tlenu i sięgnęła po jego obie dłonie, przysuwając je bliżej siebie. Jedna straszliwie uszkodzona, druga zdrowa. Ściskała mocno jego palce, jakby nie radziła sobie do końca ze wstrząsem. Mimo wszystko nie chciała zawieść jego zaufania choć było to znacznie trudniejsze niż przypuszczała. W życiu nie myślała, że zobaczy poranioną twarz w blasku nikłego światła, co wraz z krzywym uśmiechem roztaczało wokół niego wrażenie upiorności.
- J-jak? - wydusiła z siebie niewyraźne słowo. - C-czy... czy to cię boli? - musiała się dowiedzieć, bowiem gdy patrzyła na jego zniekształconą bliznami twarz czuła, jakby ją samą to bolało, tylko gdzieś blisko serca. - Nie chowaj. Nie rób, proszę. - poprosiła na bezdechu, jeśli w ogóle przyszła mu na myśl opcja "ułatwienia" jej czegokolwiek poprzez nałożenie na siebie osłony. Przypilnowała się, aby wziąć parę wdechów i to jej pomogło odzyskać władzę nad głosem, choć dalej się trzęsła. Koc zsunął się z jej ramion i leżał zapomniany na trawie.
- Smok ci to zrobił? Na Merlina, spotkałeś smoka... och Riley. - chwila na wzięcie oddechu, aby nie rozryczeć się jak bóbr. - Uzdrowiciele nie mogą czegoś jeszcze zrobić? Jak... jak długo? - dobrze, że nie miała zbyt wiele siły fizycznej, bo inaczej zmiażdżyłaby mu palce - tak mocno je ściskała. Patrzyła na niego z rozszerzonymi źrenicami, było jej ciężko, ale trzymała się. Zapewne gdy tylko znajdzie się w zaciszu własnego pokoju, to pęknie, jednak póki co starała się o tym nie myśleć.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyNie Wrz 15 2019, 23:13;

Skoncentrowany na swoim „dziele” nie zwróciłem większej uwagi na to jak znosiła cały ten proces przemiany. Spuściłem wzrok. Może po prostu nie chciałem widzieć jak odwraca spojrzenie i jak wstydzi się tego co widzi. To wpędzało w zakłopotanie, tak delikatnie powiedziawszy. Nie chciałem zaglądać w tym momencie do jej głowy. Marzyłem o tym, aby okazała się dostatecznie dobrym kłamcą i ukryła wszystkie przeżycia, jakie właśnie odczuwała. Skoro ja sam nie mogłem znieść tego widoku, jakim prawem ktoś inny mógłby patrzeć mi w twarz bez obrzydzenia wykrzywiającego wargi? Ukamieniowałem się w pełni jeszcze zanim tak naprawdę ukończyłem swoje dzieło. A potem spojrzałem. Wstrząsnął mną jej widok. Zapłakana, drżąca. Przerażona. Cofnąłem się wewnątrz siebie, uskakując od nadciągających ku mnie emocjom niczym, w istocie, oparzony. Obróciłem lekko głowę, czystym odruchem starając się schować przed jej oceniającym, wilgotnym spojrzeniem. Było mi okropnie wstyd, że zdecydowałem się na ten krok. Nie dlatego, że odsłoniłem się przed nią, a postawiłem ją właśnie w tym położeniu. Była zbyt krucha, zbyt delikatna, słodka i kochana. Takie widoki nie były przeznaczone dla tego typu dziewcząt, a raczej dla takich jak Odetta. Silniejszych nawet ode mnie samego. Twardych, nawet pomimo równie makabrycznych wydarzeń składających się na jej wspomnienia. Zanim uciekłem w kamuflaż zorientowałem się, że po prostu zrobiło mi się przykro. Nie dlatego, że nie zareagowała na ten widok próbą udawania, iż wszystko jest ze mną w porządku, a ze względu na jej łzy. Nieomal podzieliłem jej los, ale w ostatniej chwili ugryzłem się mocno w język. Nie poczułem na szczęście znajomego, metalicznego posmaku krwi, ale otrzeźwiło mnie to. Moje oczy były teraz zaczerwienione, ale suche. Jeszcze. Dotyk jej dłoni na moich własnych sprawił, że obróciłem ku niej zdrowe ślepie. Spojrzałem na nią ostrożnie, nieznacznie ponownie odchylając twarz w jej kierunku, aby nie łypać tak na nią tylko jedną stroną, chociaż naprawdę pragnąłem teraz, aby to wszystko było jedynie moim koszmarnym snem. Co ja sobie myślałem? Piękna i bestia to jedynie romantyczna opowieść. Takie rzeczy nie mają prawa istnieć w szarej codzienności. Zanim zorientowałem się co się dzieje, również zadrżałem… a może to tylko synchronizacja z jej wibrującymi mi w palcach dłońmi? Ścisnąłem je, aby dać jej znak, że wciąż tutaj jestem. Wciąż ja. Ten nieustannie przygnębiony chłopak. Ten sam, z którym rozmawiała o pasjach w lodziarni lub obcinała pazurki Łobuzowi i dzieliła się kawą. Pomimo całej tej groteskowej maski, nigdy nie czułem się prawdziwszy, niż w tym momencie. Cała ta blizna odzwierciedlała moją duszę. Do połowy zgnitą i przesiąkniętą mrokiem. Okaleczoną równie mocno jak ciało, ale to już zupełnie na własne życzenie. Życie nigdy nie wybaczało łatwo błędów, a już tym bardziej nie notorycznego zbaczania z prawidłowej ścieżki.
- Nie - odpowiedziałem łagodnie na jej pytanie, napierając delikatnie na jej palec, aby przejechała kciukiem po dziwnej w dotyku bliźnie. - Boli mnie tylko tutaj. - Odgiąłem własny kciuk, aby wskazać nim nieprecyzyjnie w stronę własnej głowy. Wolałem nie wskazywać serca, zważywszy na to, że znajdowało się po tej samej stronie, byłoby to zbyt nieprecyzyjne. Posłuchałem jej i stawiłem czoła jej przerażeniu. Pofałdowana skóra nie znikała, ale spojrzenie miało problem z odnalezieniem drogi do jej twarzy. Wolałem patrzeć na nasze splecione dłonie. Pobielały mi już koniuszki, tak mocno je ściskała, ale nie skarżyłem się głośno. Pogładziłem ją lekko jedynym wolnym palcem, aby nieco się rozluźniła. Wątpiłem, aby to zadziałało, ale skłonny byłem spróbować, jeżeli to miało oddać mi prawidłowe krążenie.
- Ten sam smok, który zabił moją matkę. - Dodałem, jakby nie było jej już dostatecznie trudno. Zacisnąłem przy tych słowach szczęki, jakbym wciąż dusił w sobie niewysłowiony gniew. Tymczasem był to po prostu sprytny zabieg, aby nie zacząć szlochać. Spojrzałem na jej usta, zupełnie nie gotów do tego, aby zerknąć nawet o centymetr wyżej. - To dlatego… to wszystko tylko mi o tym przypomina. To nie próżność. - Wyrzuciłem z siebie chaotyczne słowa. Przełknąłem łzy, a przynajmniej tak sądziłem, dopóki nie poczułem podejrzanej wilgoci na policzku. Chciałem ją zetrzeć, ale nie śmiałem wyrwać dłoni z jej uścisku.
- Jak długo… co? - Spytałem głupio, próbując zgadnąć jakie mogło być zakończenie tego pytania. - Jak długo to mam? - Strzeliłem, starając się maskować drżenie głosu nonszalancją, jakiej wcale w tym momencie nie odczuwałem. Zbyt wiele mnie zdradzało. W takich chwilach byłem koszmarnym aktorem.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyPon Wrz 16 2019, 00:11;

Nie potrafiła panować nad sobą do takiego stopnia, aby ukrywać swoją reakcję. Nie chciała go okłamywać, a jednocześnie bała się, że wystraszy go swoim zachowaniem. Cóż jednak mogła innego zrobić? Nie spodziewała się tego widoku, bowiem nie opowiedział jej o tym ani nie uprzedził w swoich zamiarach. Przeszedł od razu do odsłonięcia metamorfomagicznej iluzji, a ona była błogo nieświadoma tego, co za moment zobaczy. Fakt, że należała do osób naprawdę głęboko emocjonalnych tylko spotęgowało jej reakcję i wycisnęło z oczu wiele łez. Z całych sił próbowała powściągnąć swoje nerwowe zachowanie mając w myślach uporczywą świadomość, że może go tym nieodwracalnie skrzywdzić. Dlatego trzymała jego dłonie, bowiem skoro głos się łamie, to chociaż spróbuje go zatrzymać gestem, byleby nie wycofał się i nie zniknął. Tak bardzo trzęsła się z emocji, nawet nie próbowała poprawić barwy włosów uznawszy, że to będzie sztuczne i zakłamane.
Zamrugała kilkakrotnie, aby widzieć go wyraźniej przez wilgotną ścianę łez. Rozmazywał się przed oczami, a ona nie mogła wytrzeć policzków, bowiem bardziej zależało jej na kurczowym trzymaniu jego rąk tuż przy swoich. Widząc co z nimi robi i że prawdopodobnie wywoła tym ból na cienkiej warstwie skóry oszpeconej blizną, zadrżała drugi raz. Nie potrafiła go puścić bojąc się, że jeśli to zrobi, on po chwili zniknie. Poruszyła dłonią, ale tylko po to, aby spleść ich palce lewych dłoni. Tę jej podał nad stolikiem w restauracji, a więc tę postanowiła trzymać najgorliwiej mimo dziwnego uczucia dotykania nierówności i wypukłości. Popatrzyła znów na jego zniekształconą twarz i przełknęła falę łez, gdy uświadomiła sobie, że nie potrafi mu pomóc. To coś, na co nie ma wpływu. Mogła jedynie słuchać i starać się sensownie reagować bez krzywdzenia go bardziej niż już został potraktowany przez życie. Niestety nim zdołała się w sobie zebrać, kolejne słowa niemal ją dobiły; zgarbiła ramiona i cicho jęknęła z niewypowiedzianego żalu, rozpaczy i bólu. Nie widziała już nic, łzy odebrały jej wzrok, a utrzymywana jej magią świetlista kula czknęła ostrzegawczo, jakby nie dawała rady "czerpać" mocy z Elaine. Wypuściła jego prawą dłoń, bowiem musiała otrzeć policzki, jeśli chciała cokolwiek widzieć. Zobaczyła. Łzę. Nie chciała się powstrzymywać, więc tego już nie robiła. Dotknęła jego prawego ramienia, przysunęła się do niego, przytuliła jego do siebie i siebie do niego. Oparła czoło o jego bark, wciąż trzymając jego dłoń. - P-przy... p-przykro mi. - ledwie rozumiała swój łamiący się głos. - To horror. Ja... ja nigdy n-nie... nikt nie powinien przeżywać czegoś takiego. Nikt, nikt, nikt, nikt. - szeptała gorączkowo do jego ramienia, które jednocześnie zaczęło ogrzewać je swoim ciepłem, wyraźnie przebijającym się przez materiał koszuli. Głos ugrzęzł w jej gardle, nie mogła nic więcej powiedzieć dopóki chociażby minimalnie się nie uspokoi. Gdzieś w tym chaosie przebiła się myśl, że to on najbardziej cierpi i to nie od dziś, a zapewne od dłuższego czasu. Wtłoczyła do płuc trochę powietrza, cudownie zabarwionego zmieszanym zapachem jego szyi, ubrań i wody kolońskiej, dzięki czemu wyrwała się dzielnie z narastającego płaczu. Pobyła tak przy nim chwilę czasu potrzebnego by odzyskać zdolność myślenia. Odsunęła się tak, by znów widzieć jego twarz, przepołowioną okrutnymi bliznami. Miał tak mocno zaciśniętą szczękę iż odniosła wrażenie, że zrobiła coś kategorycznie zakazanego, na co nigdy w życiu by się nie zgodził. Nie wiedziała czy ma go już gorączkowo przepraszać czy nie lepiej upewnić się do jakiego stopnia go rozzłościła. Spuściła głowę, usiadła z powrotem na trawie, ale i tak blisko, aż dotykali się kolanami. Zdała sobie sprawę, że trzyma nieprzerwanie jego dłoń, a jeszcze jej nie wyrwał.
- Przepraszam, jeśli nie tak zareagowałam. - zaczęła się tłumaczyć z miną winowajczyni. - Nie złość się. - szeptała do blizn na jego dłoni, które chciała otrzeć opuszkami palców, a czego nie zrobiła porażona myślą, że zaraz się wyrwie i okaże wyraźnie swoje rozczarowanie czy złość. I ona nie patrzyła mu w oczy obawiając się, że dostrzeże tam niechęć. Znieruchomiała i wstrzymała oddech.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyPon Wrz 16 2019, 19:21;

Trwałem tak, ani śmiąc choćby porządnie zadrżeć. Jakże niezabawne w swojej śmieszności to było. Ona płakała patrząc na mnie, ja płakałem, gdy jej siebie pokazywałem. Ktoś pomyślałby, że wystarczy po prostu usunąć źródło problemu, zakryć twarz warstwą gładkiej, sztucznej skóry i udać, że wszystko jest w porządku. Pewnie mógłbym tak zrobić, gdyby nie towarzyszący mi ból po stracie mamy. Tak ogromny i dotkliwy, że rzutujący na wszystko co tylko w życiu robiłem. To tak naprawdę od niego wszystko się zaczęło. Ta gorączkowa chęć udawania, że wszystko jest w porządku i nie dzieje się ze mną absolutnie nic złego. Zero depresji, stanów lękowych i poczucia ogromnego osamotnienia. Od tamtej chwili byłem zdany wyłącznie na siebie. Nie. Zadecydowałem o tym, aby być samowystarczalny. Nie chciałem pomocy gruboskórnego ojca, a także odepchnąłem od siebie większość przyjaciół i znajomych. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że wszyscy widzieliby na mojej twarzy skutki mojej lekkomyślności. Patrząc na mnie wiedzieliby, że zapracowałem sobie na to, a w dodatku zabiłem przy okazji niewinną osobę. To wszystko brałem za pewnik i nawet nie starałem się sprawdzić czy mogłoby być inaczej. Z czasem dopuściłem do tej tajemnicy kilka osób, ale w niczym mi to nie pomogło. Ulga była jedynie chwilowa, a jej nietrwałość zapewne związana z faktem, że niczego to nie zmieniało. Ona wciąż nie żyła, ja nadal byłem poparzony, rozbity i psychicznie zablokowany przez samego siebie. Myślałem o tym wszystkim, jednocześnie poddając w wątpliwość swoje dzisiejsze decyzje. Żałowałem, że chociaż jej nie ostrzegłem, a jednak co takiego miałem jej powiedzieć? Nie potrafiłem znaleźć słów, aby opisać jej okrucieństwo, jakim było płonięcie żywcem. Nie było do tego dobrego wstępu, tak samo jak do pozostałych elementów składających się na obecnego Rileya. Trwałem w pustce. Dryfując, sięgałem ku niej myślą, ale nie potrafiłem jej dosięgnąć. Umilkłem jedynie, pozwalając jej mówić, szeptać, łkać. Nie potrafiłem pocieszać tak dobrze jakbym sobie tego życzył, zwłaszcza gdy gryzły mnie wyrzuty sumienia. Musnąłem dotykiem uwolnionej ręki jej włosy, głaszcząc je uspokajająco przez kilka sekund, a potem przełamałem się przed ostatnimi barierami, jakie wzniosłem w swoim umyśle i po prostu zgodnie przyjąłem ją w swoje objęcia. Otuliwszy ją zdrowym ramieniem pozwoliłem jej na milczenie. Również nie przerywałem tej ciszy, pozwalając jej zastygnąć między nami. Nawet nie zauważyłem kiedy wsunąłem nos w jej włosy, wciągając w nozdrza przyjemny zapach szamponu, który stosowała. Powoli, krok za krokiem, robiłem postępy w odzyskaniu kontroli i byłem już naprawdę blisko, kiedy Swansea cofnęła się ode mnie. Ledwie powstrzymałem westchnienie, ale pozwoliłem jej na to. Było mi wstyd za moje wilgotne spojrzenie, więc skupiłem się na trzymaniu jej dłoni w taki sposób, jakby była to jedyna rzecz wiążąca mnie z rzeczywistością. Nie mogłem jej puścić, inaczej miałem przepaść już na zawsze wprost w mroczny zakątek mnie samego. Specjalną otchłań pełną żalu, ciężaru zepchniętego z ramion. Kiedy patrzyłem tak na nasze splecione palce, moje oczy nie widziały tak naprawdę nic. Martwe czy uśpione oczy. Poruszyłem się dopiero w chwili, gdy dosłyszałem jej słowa. Spojrzałem na nią i korzystając z okazji, że mnie nie widzi, otarłem zdradzieckie łzy plamiące moją skórę.
- Na takie coś nie da się inaczej zareagować - spróbowałem, naprawdę nie wyobrażając sobie co ja mógłbym zrobić na jej miejscu. Najprawdopodobniej byłbym po prostu bezduszny w ciekawości. Ona miała na tyle dużo taktu, że jeszcze śmiała martwić się tym czy mnie nie uraziła. Prychnąłem, szukając odpowiednich słów, którymi mógłbym wyrazić jak zbędne były jej obawy. Wysunąłem prawą dłoń przed siebie, aby delikatnie spróbować ująć jej policzek. Lekko nakierowałem ją w górę, zarazem chcąc i nie chcąc, aby na mnie spojrzała. Nie czułem się dobrze, gdy w ten sposób zmuszałem ją do patrzenia w swoją oszpeconą twarz, a jednak jej poprzedni zakaz ukrywania blizn sprawiał, że nie odważyłem się ich usunąć.
- Nie jestem na ciebie zły, skąd ten pomysł. To raczej ja powinienem cię przeprosić. Chyba obydwoje nie byliśmy na to gotowi… - stwierdziłem łagodnie, lekko zmieszany własną otwartością, zwłaszcza w kwestii naszej fizyczności. Jednak to było tak pocieszające i miłe, że chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, że również dla mnie niegdyś niekonieczne. W tej chwili w każdym razie stało się to niezbędne do zachowania zdrowych zmysłów.
- W porządku? - Podpytałem delikatnie, obawiając się, że zaraz wykrzyczy mi w twarz wszystkie najgorsze słowa, jakie tylko przyjdą jej na myśl i odejdzie stąd, pozostawiając mnie rozbitego na kawałeczki tutaj, na opustoszałym bulwarze. Nie chciałem aby cierpiała. Nie z mojego powodu, nie przez moją przeszłość.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyPon Wrz 16 2019, 20:00;

Im dłużej się nad tym zastanawiała tym bardziej uzmysławiała sobie jak wiele kosztowało go odkrycie swojego ciała. Na samym początku, gdy w końcu popatrzyła na niego z pełną uwagą, odnosiła wrażenie, że coś ukrywa. Tak tłumaczyła sobie jego powściągliwość i rezerwę, a dzisiaj potwierdziły się przypuszczenia. Serce pękało jej na kilka większych części z powodu empatycznego współodczuwania cierpienia. Ciało miał spokojne, opanowane, a jednak w głosie słyszała drżące nuty zdradzające jak bardzo musiał być wewnętrznie zdenerwowany i spięty. Naruszała kolejną jego granicę, jednak nie potrafiła dłużej siedzieć tak daleko. Wywołał w niej burzę silnych emocji, a więc musiała dać im ujście. Choć wyglądała na zagubioną, to zdawała sobie sprawę z każdego gestu, jakim ją obdarzał. Czuła nawet najmniejszy ruch przy włosach, które musiał delikatnie dotykać. Jeszcze nie tak dawno sztywniał, gdy tylko się nieznacznie nachyliła do konspiracyjnych szeptów, a dzisiaj był przełom. Wydawało się jej, że doświadczyła już cieni życia, jednak opowieść Riley'a uświadomiła jej jak wiele jeszcze nie wie o cierpieniu. On musiał z tym żyć, tak skrajnie oszpecony, zakrywał się tylko i wyłącznie wrodzonym darem, a co, gdyby go nie miał? Jak bardzo musiałby się zmienić? Rozumiała zatem wszystkie powody zachowania metamorfomagii w tajemnicy mimo, iż z początku czuła żal, że się nie zdradził wcześniej.
Emocje były wyczerpujące, zwłaszcza tak gwałtowne. Cieszyła się skrycie, że udało się jej opanować atak płaczu i paniki jak tylko się odsłonił. Wstydziła się sama przed sobą, że nie potrafiła zachować się dojrzalej. Systematyczna hiperwentylacja pomogła odzyskać spokój, dzięki któremu nie okazała jawnie zaskoczenia kolejnym dotykiem. Rozpieszczał ją gestami, a przeczuwała, że łatwo mogłaby się przy nich rozpłynąć. Podniosła wzrok i znów popatrzyła na oszpeconą połowicznie twarz. Miała w sobie coś upiornego i zapewne już zawsze tak będzie. Skoncentrowała się na jego rozszerzonych źrenicach, na błękicie tęczówek, które się absolutnie nie zmieniły.
- Nie spodziewałam się, ale cieszę się, że mi pokazałeś. Chodzi o to... - coraz trudniej było jej formułować myśli ze świadomością, że dotyka jej twarzy. - ... że nie jesteś teraz z tym sam. A o to chodziło.- uśmiechnęła się niezwykle delikatnie, jakby nie miała jeszcze pewności czy nie uzna tego za rozbawienie. - To ja powinnam zapytać o to ciebie. - choć nie była pewna które z nich jest bardziej wstrząśnięte i poruszone. - Długo już je nosisz? - zapytała cicho, z jakąś dotąd niespotykaną nieśmiałością. Włosy z bieli przeszły stopniowo, prawie niezauważalnie w blady blond, a wszystko to dzięki ciepłu. Zastanawiała się ile miał lat kiedy został podwójnie skrzywdzony życiem. - Jakbym... jakbym mogła cię jakoś wesprzeć albo pomóc, to powiedz mi. Zrobię, co tylko będę w stanie. - by udowodnić swoje słowa, na początek przesunęła kciukiem po nierówności blizny na jego dłoni. Bezwiednie głaskała opuszkiem palca ten maleńki kawałek skóry, by na myśl mu nie przyszło, że sobie stąd pójdzie. Spoglądała wciąż na jego twarz, choć koncentrowała wzrok na oczach, aby zaakceptować takiego, jakim jest naprawdę.
- Pomogłeś mi zrozumieć. - dodała po chwil ciszy z wyczuwalną w głosie wdzięcznością.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyPon Wrz 16 2019, 20:47;

Nie wiedziałem jak powinienem zachować się w takiej sytuacji. Dryfowałem gdzieś na krawędzi zrozumienia i wyparcia jej słów. Nie byłem sam… a jednak wciąż czułem się tak, jakbym jednak był. Zbudowanie wokół siebie ściany z sekretów miało tę wielką wadę, że niezależnie od tego, który wybrało się na pierwszy ogień do podzielenia się nim, to zawsze pozostawał szereg innych. Miałem przez to nieustanne wrażenie, że ktoś zna mnie niedostatecznie dobrze, aby rozumieć wszystkie podejmowane przeze mnie decyzje. Jednocześnie strzegłem ich niezwykle starannie, bo każdy kolejny nie tylko coraz bardziej mnie odsłaniał, ale także zmieniał obraz mnie w oczach innych. Nie byłem przekonany czy Elaine tak ochoczo chwytałaby mnie za rękę czy brała w objęcia, gdyby zdawała sobie sprawę z krwi plamiącej moje dłonie. Nie tylko nie uważałem, że teraz nie jest to dobry moment, aby dzielić się podobnymi prawdami, a raczej sądziłem, że taki moment chyba nigdy nie nadejdzie. Czułem podświadomą potrzebę, aby chronić ją przed mroczną wersją siebie i wypierałem z myśli wszelkie ostrzeżenia, które wskazywałyby na to, że faktycznie lepiej byłoby, gdyby poznała prawdę prędzej, niż później. Niestety, nie byłem w stanie zdobyć się na podobną zapobiegawczość, a na pewno nie teraz, nie na tym etapie znajomości, kiedy to wciąż mogłem wątpić w stabilność tej relacji. Na ten moment jednak zdobyłem się na stanięcie ponad wszelkie zwątpienia. Pewnie nie było tego po mnie widać, ale fakt, że nie uciekła ode mnie napawał mnie ogromną radością, stłumioną nieco przez gorycz łez i emocje jakie nam towarzyszyły. Nieznany smak nadziei i nowych perspektyw był cudowny, chociaż wywoływał we mnie potrzebę zachowania czujności.
- Dziękuję - odpowiedziałem tylko, a głos miałem miękki, może nawet nieco rozczulony czy poruszony tym co powiedziała. Zapewne zdawała sobie sprawę z tego, że tych drobnych bądź większych sekretów czy tajemnic jest we mnie więcej. Mogła to poznać nawet po moim sposobie wypowiadania się. Nie rozwijałem dzisiejszych tematów wyłącznie dlatego, że o nie nie pytała, a ona zapewne czyniła tak specjalnie, obawiając się poruszenia drażliwszej nuty. I tak utknęliśmy w przyjemnym impasie.
- W porządku. Już tak. - Odpowiedziałem, bo w tym momencie faktycznie czułem się lepiej. Natchniony nadzieją i wizją roztaczających się przed nami kolejnych spotkań nie mogłem nie myśleć pozytywnie. Zdusiłem w sobie obawy, chyba po raz pierwszy tak świadomie. Cofnąłem powoli dłoń z jej twarzy, gdy jej spojrzenie odnalazło już drogę do moich oczu. Poczułem się nagle trochę niezręcznie z własną śmiałością, więc wolną kończynę po prostu wsparłem o własne kolana.
- Kilka lat - odpowiedziałem na jej pytanie, nie umiejscawiając wypadku jakoś konkretniej w czasie. - Pewnie tego nie pamiętasz, ale przegapiłem wtedy jedną klasę studencką. - Rzuciłem ogólnikiem, bo i czy potrzeba było więcej? Elaine w tamtym okresie zapewne i tak nawet nie zwróciła uwagi na o dwa lata starszego Krukona, który w połowie roku po prostu przestał uczęszczać na zajęcia. Popatrzyłem na nią dłużej po jej słowach, ale nie doczekała się słownej odpowiedzi. Nie byłem pewien czy na głos również zgodziłbym się na przyjęcie pomocy od kogokolwiek, nawet ofiarowanej z dobroci serca. Po prostu kiwnąłem głową, zerkając jednocześnie na nasze splecione palce.
- Nie brzydzi cię to? - Zapytałem prosto z mostu, kiedy oswajałem się z jej dotykiem na pokaleczonej skórze. Miałem na myśli całokształt tej radosnej, smoczej twórczości w stosunku do mojego ciała. Wydało mi się to warte wypowiedzenia głośno, nawet jeżeli odpowiedź miała mnie skrzywdzić. Spojrzałem jej w oczy. Widać było, że oczekuje bezwzględnej szczerości.
- Ano, kilka kwestii to z pewnością rozwiązuje - uśmiechnąłem się lekko, mając nadzieję, że odwzajemni ten drobny gest, jaki miał pożegnać nas na dziś ze smutkiem i napięciem.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyPon Wrz 16 2019, 21:21;

Zdawała sobie sprawę, że to jeden z pierwszych kroków na długiej drodze do pełnego zaufania. Czyż spontaniczność nie kojarzyła się z brakiem stałości? Zaczęli dostrzegać się wzajemnie niespełna dwa tygodnie temu - czternaście dni, podczas których rozmowy mogły nie mieć końca. Zbliżyły ich do siebie, a wyszło to tak naturalnie, że i sama Elaine była tym zaskoczona. Potrzeba było im czasu, jednak z pewnością nie osobno. Chciała z nim wciąż rozmawiać, wciąż go poznawać nawet jeśli faktycznie jego ostrzeżenia były jak najbardziej na miejscu. Sądząc po kalibrze dzisiejszego wyznania, mogłaby się skrzywdzić i o ironio, sparzyć przy którejś z innych tajemnic czy ukrytych stron Riley'a. Pierwszy raz od dawna nie chciała więcej tchórzyć tylko sprawdzić jak daleko popchną ją jej własne odczucia żywionego do niego.
Powoli wracali do swojego rodzaju opanowania i mogli porozmawiać o tym, co się wydarzyło. Emocje opadały, jednak nie do końca - wciąż wyczuwała wyraźnie przyjemne ciepło jego skóry, czuła miękkość jego szeptu gdzieś w klatce piersiowej, a spoglądanie mu w oczy było coraz łatwiejsze. Z tego też względu mógł z łatwością wyczytać z niej niczym z otwartej księgi zakłopotanie i zażenowanie trafnością wypowiedzianych przezeń słów. Koncentrowała się wiecznie na swojej rodzinie, na życiu pełną piersią, a więc nie zwróciła uwagi na starszego od siebie chłopaka, który stał zawsze na uboczu, starając się nie rzucać w oczy. Czy była aż tak krótkowzroczna? Nie odpowiedziała, bowiem nie umiała wyjaśnić własnego charakteru. Pluła sobie w brodę, że wcześniej nie zwróciła na niego uwagi.
- Zawsze byłeś taki cichy, spokojny, na uboczu. A wokół mnie wiecznie ktoś się znajdował i odwracał moją uwagę. - dotknął ją smutek widząc tę rażącą różnicę między nimi. Miała przeczucie, że stracili wiele czasu, by móc się naprawdę mocno zaprzyjaźnić, gdyby tylko popatrzyła uważniej na ludzi wokół siebie. - Cieszę się, że na ciebie wpadłam w księgarni. - oznajmiła szczerze czując, że powinna to powiedzieć właśnie tu i teraz. To był punkt zapalny, bodziec, który sprawił, że zaczęła z nim rozmawiać i odkrywać tym samym jaki jest interesujący pod fasadą spokoju i wyciszenia. Niełatwo było do niego dotrzeć, jednak nie poddawała się. Drgnęła, słysząc tak bezpośrednie pytanie. Napotkała jego czujny wzrok, który mógłby ją przeniknąć na wskroś, gdyby tylko chciał. Zmarszczyła nieznacznie brwi i zacisnęła usta w bladą linię, jakby zirytował ją tym pytaniem.
- Naprawdę sądzisz, że mnie to brzydzi? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, przenosząc wolną dłoń na zraniony blizną nadgarstek. - Zszokowało mnie, ale nie brzydzi. - dodała z wyraźnym napięciem, jakby ta sugestia ją uraziła. Mimo wszystko rozumiała pytanie, było wszak jak najbardziej oczywiste. - Jak mam ci to udowodnić, Riley? - zapytała również wprost, a i na chwilę straciła wątek wyraźnie dostrzegłszy inną odsłonę jego uśmiechu. Widząc uniesiony zdrowy kącik ust i nierówno napięty ten drugi zrozumiała, że to mógł mieć na myśli mówiąc, że tylko samotność jest w nim prawdziwa. Przechyliła nieznacznie głowę, jakby się nad czymś zastanawiała, a non stop miała utkwiony wzrok w jego prawdziwym uśmiechu. - W restauracji byłam pewna, że źle sobie o mnie pomyślisz na widok blizn. Byłam gotowa wmówić sobie, że nie będziesz chciał rozmawiać z dziewczyną, która łazi w dziwne miejsca, skoro daje się tak łamać i szpecić. - i wtedy odwzajemniła uśmiech, cieplejszy niż wszystkie dotąd. - Troll i jormungand. - wyznała i z całych sił starała się nie zadrżeć przy wspominaniu węża, co też oczywiście się jej nie udało. Miała wrażenie, że ramię ją pali, a i z pewnością nie ma tam żadnej metamorfomagicznej osłony.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyPon Wrz 16 2019, 21:53;

Zauważyłem tę zmianę, jaka w niej nastąpiła i natychmiast wyrzuciłem sobie brak taktu.
- To nie miało zabrzmieć jak oskarżenie. Ja sam też nie do końca śledziłem Twoje losy aż do czasu prefektury. Obserwowałem, ale wybiórczo. - Już w chwili, w której wypowiedziałem te słowa poczułem falę zażenowania. Tak się kończą moje próby bycia szczerym! To wyjaśnia nieustanne mówienie zagadkami i odwracanie kota ogonem, gdy padało niewygodne pytanie. Już lepiej było udać, że się go nie słyszało. - To brzmi jakbym był naczelnym stalkerem Ravenclawu. - Westchnąłem, starając się pozbyć niepewności, jaka z pewnością odbiła się na mojej twarzy i w dużej mierze udało mi się to za jej pomocą. Słowa które wypowiedziała były balsamem na moją pokaleczoną duszę, zwłaszcza po tym wszystkim co nas dzisiaj spotkało. Chciałem jej jakoś uprzejmie i miło odpowiedzieć, ale zamiast tego po prostu pacnąłem się nagle z rozpędu w czoło.
- To mi przypomina, że kompletnie zapomniałem o książce, którą miałem ci pożyczyć. - Uśmiechnąłem się przepraszająco, gorączkowo starając się znaleźć jakieś wyjaśnienie dla swojego zapominalstwa. W zasadzie, daleko szukać nie musiałem. - To przez te koktajle. Wyleciało mi z głowy. - Dodałem dość niekonkretnie. Przez „te koktajle” miałem na myśli, oczywiście, naszą niezwykle długą rozmowę. Jak w ogóle mogłem myśleć o pobazgranych książkach, gdy po prostu nie mogłem oderwać myśli od jej osoby?
Uniosłem lekko brwi, kiedy odpowiedziała mi pytaniem na pytanie. Nie musiałem długo czekać na uzupełnienie tej wypowiedzi, ale i tak pozwoliłem sobie na chwilę zamyślenia. Jak miała mi to udowodnić? Nie miałem pojęcia co powinienem jej na to odpowiedzieć.
- Nie musisz nic udowadniać. - Zacząłem, starając się znaleźć właściwe słowa na określenie mojego podejścia do swojego oparzenia. - Po prostu… ja wciąż nie mogę na to patrzeć. - Ująłem to bardzo łagodnie. Niepatrzenie było dość proste, zważywszy na to, że metamorfomagia załatwiała sprawę za mnie. Nie wyjaśniało to jednak kompletnego braku luster w moim pokoju i omijania wzrokiem każdej lśniącej powierzchni, która skłonna byłaby do odbicia mojej twarzy. Nawet takiej normalnej.
- Popatrz w jak dziwne miejsce musiałem wejść ja. - Odpowiedziałem jej nieco żartobliwie, aby podtrzymać stosunkowo dobry nastrój Elaine. Bardzo nie chciałem na nią w tym momencie naciskać, ale kwestia jej blizn również szalenie mnie intrygowała. Sięgnąłem wolną ręką po koc, który spadł jej z ramion i zarzuciłem go niedbale na nas oboje. Był na tyle obszerny, że bez problemu nas okrył.
- Jak możesz myśleć, że coś takiego cię szpeci. - Trudno powiedzieć czy było to pytanie czy może stwierdzenie. Nieśmiało, jakby pytając o pozwolenie dotknąłem opuszkiem palca jej ramienia. - To symbol Twojej odwagi i zaradności. Pamiątka wojenna. Jesteś tutaj, więc wygrałaś. - Mówiłem, widząc w tym jednocześnie całe mnóstwo ironii i niekonsekwencji względem siebie samego. - Chcesz mi opowiedzieć? - Podpytałem łagodnie, chociaż miałem ochotę na zalanie jej prawdziwym gradem pytań. Nawet ja nigdy nie widziałem jormunganda. Mogłem tylko sobie wyobrażać jakim przeżyciem była walka z gigantycznym wężem.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyPon Wrz 16 2019, 22:56;

Stopniowo rozluźniała się, co było widać po sposobie trzymania jego dłoni. Nie miażdżyła mu palców, oddychała równo i ostatecznie można było zamknąć już rozdział pojawienia się zdradzieckich łez. Otarła policzki wierzchem dłoni zdając sobie sprawę, że musi być bardzo rozmazana. Półmrok działał na jej korzyść w tej sytuacji, bowiem lubiła wyglądać elegancko, czysto i nienagannie, a w chwili obecnej zapewne daleko było jej do spełnienia własnych wymogów.
- Prefekt powinien mieć oczy dookoła głowy. Ale masz rację, Krukonów jest tak wiele, że ciężko jest zapamiętać imiona wszystkich, więc nasze mijanie się jest raczej... normalne. - w myślach podziękowała mu za wyjaśnienie, za rozwinięcie słów i zatuszowanie zażenowania. Gdy pacnął się w czoło, uniosła brwi w werbalnym zaskoczeniu. Chwilę później niechcący niekontrolowanie zachichotała. - Właśnie mi o niej przypomniałeś. - pokręciła z niedowierzaniem głową, przyznając mu rację. Mieli rozmowy na i w swoich głowach, a więc gdzie tu pamiętać o takim detalu? Wydawało się, jakby spotkanie w Księgarni nie odbyło się dwa tygodnie temu, a dwa lata temu.
- To trudne, ciężkie, ale wierz mi, kiedyś się zaskoczysz. Dalej cię lubię, blizny nic w tej kwestii nie zmieniły. - skomentowała jego słowa w bardzo łagodny sposób, wlewając w wypowiedź samo ciepło i powstrzymując się by przypadkiem nie zdradzić się ani odrobiną czułości, która zaczęła się już tlić na dnie jej serca ilekroć o nim pomyślała. Miała nadzieję, że jej uwierzy - jeśli nie teraz, to może innego dnia, kiedy już przekona się, że to nie słowa rzucane na wiatr. Potrafiła uwierzyć, że nie dawał rady spoglądać w swoje odbicie. To było przerażająco przykre i smutne, a jednak nie chciała karmić go słabymi słówkami zapewniającymi, że wygląd nie ma znaczenia. Owszem, ważniejsze jest wnętrze, nasz charakter ściśle związany z duszą, jednak nie można wmawiać ludziom, że fizyczny aspekt jest nieistotny. Oboje musieli nauczyć się akceptować tę sytuację - Riley wciąż, po latach noszenia na sobie blizn, a Elaine na nowo, by móc udowodnić swoją wartość i szczerość intencji.
- Ale się dobraliśmy. - ośmieliła się powiedzieć i posłała mu porządny, pełnoprawny uśmiech sięgający w końcu oczu, na których nie było już śladów łez. Zapomniała o kocu, a więc powitała go ochoczo i przesunęła się tak, by mogli oprzeć się o murek, oddzielani od jego zimna miękkim materiałem. Zdała sobie sprawę, że zapomniała gdzie tak naprawdę są. Odkąd tu przyszła non stop koncentrowała się na Riley'u i absolutnie jej to nie przeszkadzało. Oswajała się z jego nową odsłoną i szło coraz lepiej. Nie miała już problemu, by patrzeć mu w oczy, kiedy wokół lewego widniała boleśnie pościągana skóra pozbawiona całkowicie brwi i naturalnej gładkości. Bolał ją ten widok, z czysto empatycznego punktu interpretacji, a jednak gdy skupiła się na rozmowie, przestawała o tym tak nagminnie myśleć. Tego chyba potrzebowali.
- Po prostu. - nie umiała wyjaśnić prostymi słowami dlaczego uważa to za szpetotę. Nie chciała mówić o tym, że wstydzi się własnych, bo uważa, że ludziom nie będą się podobać blizny, aby go tym nie urazić.
- Odwagi i zaradności? Och Riley, te zalety nie mają chyba ze mną nic wspólnego. - popatrzyła na wędrówkę jego dłoni, gdy ponownie wykazał zainteresowanie cudzymi bliznami. Zastanawiało ją skąd się ono brało? Zauważyła, że mówienie o nich w  ich przypadku nie było "bezpieczne". Każde pocieszenie miało pełne prawo odnosić się również i do autora wypowiedzi, a to było już trudniejsze do zaakceptowania. Nie drgnęła jednak, bowiem nie obawiała się jego dotyku. Wręcz przeciwnie, zaczynała go coraz bardziej lubić. Uśmiechnęła się miło dając mu możliwość zinterpretowania tego w taki sposób jaki będzie dla niego wygodny.
- Chcę. Tylko się boję wspominać. Nie przepracowałam tego jeszcze. - zaskoczyła siebie samą własną szczerością. Dotychczas rozmawiała o tym tylko z Elijahem i odrobinę z ojcem, kiedy to walczyła z depresją mając ich obok siebie. Wystarczyło tylko poświęcić jedną, maleńką myśl na to, co wydarzyło się w krasnoludzkich podziemiach, a już dopadł ją zimny strach. W przypływie spontanicznego odruchu dotknęła jego ramienia swoim, aby dać sobie jeszcze więcej ciepła niż mógłby zwyczajny koc. Zauważyła, że trzymanie jego ręki stało się dla niej... czymś oczywistym. Zastanowiła się czy i on to tak odczuwał? To niemy znak porozumienia, wsparcia się w trudnych momentach. Wystarczył jeden dotyk w restauracji, a przeraźliwie szybko się do niego przyzwyczaiła. Jak ona sobie poradzi, gdy będzie musiała ją kiedyś zabrać? Wolała o tym nie myśleć póki nie było to konieczne. Milczała przez parę chwil i ewidentnie się w sobie zbierała. - To było pasmo porażek i błędów, a nie odwaga i zaradność. Poszła nas tam czwórka. Do krasnoludzkich ruin. Byłam ich najsłabszym ogniwem. - przyznała bardzo smutno i utkwiła wzrok w swojej wolnej dłoni, w której trzymała kawałek koca. Miała ochotę schować się, ukryć pod nim i udawać, że to się nigdy nie wydarzyło. Naprawdę się tego bała, a jednak próbowała zatuszować strach uciekając wzrokiem w bok, w obawie, że znów okaże słabość. Musiała robić sobie przerwy między kolejnymi zdaniami, aby nie zacząć się trząść, zaś ciepło bijące z ciała Riley'a pomagała się przed tym ochronić, przynajmniej przez jakiś czas. - Spotkaliśmy ranne liski, które okazały się dwoma... dwoma... - zacisnęła usta czując, że jednak nie jest na tyle odważna, by dopowiedzieć resztę. Unikała myślenia o przykrych doświadczeniach, które wpędziły ją w depresję. Zapragnęła podzielić się z Riley'em tym, co ją osobiście boli, aby nie czuł się źle z faktem, że to on się przed nią odsłania, a ona nie. - Przepraszam. - szepnęła czując, że chyba nie da rady opowiedzieć o tym jak na jej oczach Elijah się wykrwawiał. - Dalej się tego boję. - głos drżał blisko załamania się. - Blizna mi o tym przypomina, więc gdy na nią patrzę, to źle się czuję. Dlatego chowam ją z pomocą mety, aby nie musieć martwić się, że znów ją zobaczę. Jeśli wiesz co mam na myśli. - a wiedziała, że wie. Wówczas popatrzyła na niego ponownie, na powykręcaną skórę, która była jawnym dowodem, że musiał rozumieć co chciała przez to powiedzieć. Oparła głowę o murek i spoglądała na niego smutno, ale spokojnie. Zabrała ich dłonie z zimnej trawy, bliżej siebie, bliżej zgiętych w kolanach nóg. Wiele oddałaby za możliwość przytulenia jej czy chociażby czułego pogłaskania, a obawiała się, że to uzmysłowi wówczas Riley'owi, że mógłby nie chcieć takiego gestu. Ograniczyła się więc do tego rozpieszczenia, które już jej świadomie bądź nie, zaoferował.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Bulwar QzgSDG8




Gracz




Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar EmptyWto Wrz 17 2019, 18:17;

Wciągnięty w tę szczerą rozmowę nie zwróciłem nawet uwagi na ślady tuszu jakie zabarwiły jej policzki. Niby wiedziałem, że tam były, ale kompletnie mi one nie wadziły i nawet kiedy Elaine przesunęła po nich dłonią, jeszcze bardziej je rozmazując, ja jedynie uśmiechnąłem się lekko. Jakkolwiek źle by to nie brzmiało, w tej nieporządności był pewien urok, nawet jeśli wiedziałem, że te łzy uroniła przeze mnie. A może dla mnie? Przytaknąłem jej krótko na wzmiankę o liczebności Krukonów, a i przy okazji odnotowałem w myślach, aby przekazać Elaine tę nieszczęsną książkę. Może do następnego spotkania uda mi się trochę poprawić jej stan. Aż wstyd było pożyczać taką psu z gardła wyjętą! Jej kolejne słowa były miłe i ciepłe. Popatrzyłem na nią intensywnie, w głębi serca przez moment myśląc nad tym czy mówi to szczerze. Miałem w sobie sporą dozę nieufności do innych ludzi. Liczne zawody i nieustanne próby zaufania komuś, które nie kończyły się długą znajomością trochę zniechęciły mnie od pochopnego wysnuwania wniosków. Jednocześnie zmusiły mnie również do surowszego traktowania wszystkich osób, jakie teraz stawały na mojej drodze. Za jakiś czas pewnie miało mi być wstyd z tego powodu. Po szybkiej analizie uznałem jednak, że mówi szczerze. Zresztą, zupełnie nic nie wskazywało na to, aby mogło być inaczej. Wciąż tutaj ze mną była, nawet pomimo tego, że moja prawdziwa twarz nią wstrząsnęła. Chciała o tym rozmawiać, trzymała mnie za rękę…
- Ja też cię lubię. - Odpowiedziałem, a jednak kryła się we mnie pewna niepewność, jaką można było wyczuć w głosie. Nie chodziło o zwątpienie w treść, a raczej w sam sens wyznawania podobnych rzeczy. Było widać po moim spojrzeniu, że taka wylewność jest mi stosunkowo obca. Musiałem przywyknąć, nauczyć się jej i zmienić nieco swój sposób funkcjonowania, jeżeli wciąż chciałem widywać się z Elaine. Nie zasługiwała na podobne zmieszanie z mojej strony. W końcu uśmiechnąłem się lekko, aby zaakcentować szczerość tych słów, a następnie chętnie zmieniłem wraz z nią pozycję, aby wrócić do wygodnego opierania się o murek.
- Można rzec, że trafił swój na swego. Szkoda, że do tej pory kuzyni trzymali Cię w piwnicy. - Zażartowałem, nawiązując bezlitośnie do faktu, że postanowiliśmy się lepiej poznać dopiero pod koniec studiów. Gdzieś w międzyczasie popracowałem nad swoim wyglądem. Uznałem, że już najwyższa pora na ubranie kamuflażu. Nie dlatego, że chciałem wciąż uparcie chronić Elaine przed koniecznością oglądania mojej oszpeconej twarzy, a raczej ze względu na miejsce, w którym się znaleźliśmy. W każdej chwili ktoś mógł wstąpić na ścieżkę. Może nawet ktoś znajomy. Między słowami przywróciłem swojej skórze gładkość, a uśmiechowi pełnie. Nieomal od razu poczułem się pewniej… a przynajmniej mniej odsłonięty.
- Poznałaś człowieka pochodnie i nie uciekłaś. - Zauważyłem, zerkając na nią z lekkim uśmiechem, kiedy tak bezlitośnie określiła siebie jako tchórza. Nie chciało mi się wierzyć w to co mówiła, ale nie oceniałem jej pochopnie. Uznałem, że pozwolę jej samemu zapracować na moją opinię. Póki co było jeden do jednego - jej słowa kontra moje spostrzeżenia. Pomimo jej uśmiechu, nie pozwoliłem sobie zabrnąć dalej. Muśnięcie palców zniknęło nieomal od razu, gdy przyznała, że wspomnienie tamtych chwil jest bolesne. Rozumiałem to jak nikt inny, więc jedynie kiwnąłem głową. Mimo tego, Elaine wyraźnie zbierała się w sobie i gdy wreszcie zaczęła mówić, zszokowała mnie swoją szczerością. Nawet nie wiedziałem kiedy otuliłem ją swoim ramieniem. Zupełnie spontanicznie, jak nigdy. Przytuliłem ją do swojego boku, dzieląc z nią ciepło i milczące zrozumienie. Nagle zapragnąłem, aby zamilkła. Słuchanie o jej cierpieniu było dla mnie aż bolesne, co niezwykle mnie zaskoczyło w obliczu tego, że to ja przed momentem poprosiłem ją o więcej szczegółów. Nie chciałem jednak widzieć jej w takim stanie. Rozbicie mi do niej nie pasowało. Tej kobiecie było zbyt pięknie w uśmiechu.
- Wiem. Nie mów mi nic więcej. - Te słowa zabrzmiały nieomal jak prośba, bo i poniekąd prośbą były. Potrzebna nam była chwila milczenia. Zainicjowawszy ją, pozwoliłem jej trwać, jednocześnie mnąc w myślach kilka słów, które starałem się ułożyć w zdanie. - Nie pozwolę, aby coś podobnego jeszcze kiedyś cię skrzywdziło. - Powiedziałem w końcu, a chociaż mój głos wcale nie brzmiał jakoś szczególnie inaczej, same słowa miały w sobie ogromną moc. To była prawdziwa deklaracja. Kto jak kto, ale akurat były łowca magicznych stworzeń składał je ze śmiertelną powagą. Machinalnie potarłem palcem blizny po polowaniach pokrywające wnętrze mojej dłoni.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Bulwar QzgSDG8








Bulwar Empty


PisanieBulwar Empty Re: Bulwar  Bulwar Empty;

Powrót do góry Go down
 

Bulwar

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 4Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Bulwar JHTDsR7 :: 
Dolina Godryka
 :: 
Centrum miasteczka
-