Znajdująca się w Hogsmeade cukiernia przyciąga już z daleka osoby, które pragną spróbować różnych słodkości, siadając przy tym w ciepłym miejscu. Można tu skosztować przeróżnych lodów, ciastek, czy napić się pysznej gorącej czekolady. Do tego wnętrze utrzymane jest w bardzo cukierkowych barwach, co sprawia, że po przekroczeniu progu owego budynku, można się poczuć jak z zupełnie innej krainie. Do tego wszystkiego roznoszący się w powietrzu zapach wanilii i cynamonu... Każdy kto raz tu wejdzie, miewa problemy z szybkim opuszczeniem tego przytulnego miejsca.
- Co powiesz ciekawego kochana - Popatrzyła na nią zza kubka który trzymała oburącz. Strasznie jej smakowała ta czekolada... Była prawdziwa, a nie sztuczna z ogniska jakie ostatnio pijała. Taka smaczna odmienność. Morgane czuła się jakoś tak jakby była wolna. Emocjonalnie, wolna. Do nikogo nie czuła razu, ani nie była zakochana. Uśmiechnęła się sama do siebie w duchu. Serio było jej dobrze z tym nowym zjawiskiem w jej sercu.
Carmen kochał raz dawno temu. No dobrze jakiś czas temu,rok. właśnie uświadomiła sobie ze rok temu kochała bardzo kochała. jej oczy się zaszkliły a ona szybko ukryła je w kubku gorącej czekolady. Nie chciała żeby Morg widział jak płacze. Tak czy siak robiła to za często. Usłyszał pytanie i od razu odpowiedziała: -Dużo myślenia,nauki i malowania...
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Ruda uśmeichała się od ucha do ucha. Ugryzła pierwsze ciasteczko, a potem tak drugie i trzecie. Cały czas patrzyła na przyjaciółkę - O czym skarbie myślenia? - dzisiaj mogłaby być hurtownią eliksiru energii. Podała opakowanie ciasteczek koło Carmen tak, by je skosztowała. Były wyśmienite. Dawno jej ciasteczka tak w ustach nie rozpływały się. O nauce wiedziała. W końcu często razem się uczyły. Malowanie? Jasne. Przecież Morgane ma teraz na sobie te kochane kolczyki koloru niebieskiego od Karmelka. Uśmiechnęła się w jej kierunku.
Wszedł okryty czarną szatą z kapturem zaciągniętym prawie na twarz, otrzepał się ze śniegu, rozejrzał się szukając Elliott oraz Nataniela, po czym spokojnym krokiem podszedł do wolnego stolika, ściągnął kaptur z głowy i zasiadł jak by nigdy nic. Twarz jego wygląda na zamyśloną, wygląda jak by gdzieś odpłynął, tymczasem Szymon myśli o ty co ostatnio miało miejsce.
Carmen kompletnie nie myśląc co ma odpowiedzieć powiedziała: -O mojej przygodzie "z miłością"-zaraz zadała sobie co palnęła. Gratuluje! złajała się w myślach.Zobaczył ciasteczka i od razu spróbował jednego-były naprawdę pyszne! Zerknęła na przyjaciółkę a zarazem na jej kolczyki i pomyślała "Naprawdę do niej pasują"
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Jakże była ciekawa tej przygody "z miłością" Karmelka. Chciała bardzo wysłuchać jej historii. - Wiesz.. Jak masz potrzebę opowiedzenia o NIM. To to zrób.. Nawet późno nocą.. - Zrobiła poważną mine i to nie na żarty. Wiedziała dobrze jak ważne jest wysłuchanie czegoś co kogoś męczy. - Widzę, że nie jesteś gotowa... Pora więc na zmianę tematu. - Uśmiechnęła się lekko bezradnie, bo nie miała pomysłu o czym, by pogadać..
Ledwo weszła do cukierni, poczuła błogie ciepło rozlewające się po całym ciele. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo było na dworze zimno. Na samą myśl przeszedł ją dreszcz. Ale teraz była już w przytulnym wnętrzu kawiarenki. Uśmiechnęła się do Nataniela, który wczłapał się do środka tuż za nią, po czym przeszukała wzrokiem całe pomieszczenie. W końcu znalazła osobę, której szukała. Wolnym krokiem podeszła do stolika, przy którym siedział Szymon, po drodze zamawiając Piwo Karmelowe. Stojąc już przy krześle, na którym zamierzała usiąść, zdjęła płaszcz i usiadła. Nie powiedziała nic. Po prostu czekała. Na piwo oraz na słowa studenta. Nie ukrywała, że nie była to wymarzona forma spędzania czasu, ale cóż. Lepsze to, niż nic. Uśmiechnęła się promiennie do kelnerki, która właśnie przyniosła jej napój i upiła jego łyk.
-To skomplikowane-powiedział w końcu,ale wiedział ze musi o ty komuś opowiedzieć.Wzięła serwetkę w dłoń i zaczęła ja gnieść w palcach. -To było rok temu. Miał na imię David-urwała gdyż poczuła ból gdy wymówiła jego imię,lecz dzielnie kontynuowała.-Kochał go,po ludzku po prostu go kochałam. I on mnie chyba tez- przy ostatnim zdaniu troszkę się zająknęła.- Ale w Dava lubił pojedynki-mówiła coraz ciszej-i był w to całkiem dobry. Tak dobry że wątpił w swoja porażkę. Tu się mylił jakiś czas temu w szkole był chłopak z którym David musiał się zmierzyć postawił sobie taki cel,żeby go pokonać. Ale ten chłopak był naprawdę dobry,lepszy niż David. Pojedynek odbył eis 3 lutego rok temu. Dava powiedział-tu jej głos zaczął drzeć- powiedizał ze zrobi mi prezent na urodziny i z nim wygra... Pojedynek był długi ale widać było ze David przegrywa. Ostania rzeczą jaką do mnie powiedział było "Kocham Cię Karmelku,będzie dobrze"-po policzku spłynęła samotna łza tka samo jak tego wieczoru-A zaraz potem zobaczyłam błysk zielonego światła a David..David już nie żył...-spuścił głowę powracając myślami do tego dnia.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Złapała Carmen za rękę. Wiedziała, że to dla niej ciężkie. Jednak tak wsłuchiwała się, wsłuchiwała i zdała sobie sprawę, że Carmen jej przyjaciółka jest bardziej dojrzała niż jak jej się wydawało. Słuchała uważnie jej. Bardzo. - Ale nie masz bólu teraz do swoich urodzin? - spytała cicho. Pozbierała łzy przyjaciółki drugą dłonią. Uśmiechnęła się - Zobaczysz.. Ktoś na Ciebie tam czeka, a David to twój stróż.. Miłość w końcu to największy czar - Niezbyt wiedziała jak ma się zachować. Patrzyła przenikliwie w oczy przyjaciółki. Jakby chciała jej przeszperać mózg.. Nie miała oczywiście takiego zamiaru. Chciała po prostu normalnie poznać jej uczucia z jej oczu. Starsznie nie lubiła jak ona płakała. To tak jak płacz młodszej siostry. Straszny i do niezniesienia. - A ty tej miłości jesteś bardzo warta.. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo - Podniosła brodę przyjaciółki, by ta się już nie zasmucała. - Jak chcesz się wypłakać to płacz. Ponoć to pomaga - Mrugnęła do niej, bo wiedziała, że ona często płacze. No cóż... Taka natura Carmen.
Gdy Szymon ujrzał Elliott usmiechnął się do niej, a gdy zobaczył Nataniela sam nie wiedział jak ma zareagować, no nic w końcu się dowiem o co mu chodziło... -Hej Elliott - pomachał do dziewczyny gdy przysiadła się do stolika usmiechnął się do niej -Dziękuję. - spojrzał na Nataniela kąciki ust Szymona wywinęły się w delikatny grymas -Cześć jestem Szymon miło cię poznać kuzynie w cywilizowany sposób... - urwał uśmiechając się zadziornie do Natana -usiądź - dodał strach jedyne co teraz Szymon czuł jakiś czas nie przychodziły informacje z polski sam już nie wiedział czy Nataniel miał rozkaz go zabić czy to jakieś popieprzone nieporozumienie, raz się żyje zapytam wprost. gdy tylko nataniel usiadł szymon spojrzał na niego maską spokoju -Dlaczego chciałeś mnie zabić? - powiedział do Nataniela nachylając się do niego, mówił cicho ale tak aby Elliott słyszała rozmowę
Spojrzałem na kuzyna z niekłamany rozbawieniem ... Och krewniak się martwi ? jakie to słodkie. - Kuzynie mój drogi gdybym chciał cię zabić leżał byś w tedy w kałuży krwi z twojego podciętego gardła a nie rozmawiał jak gdyby nic ze mną w cukierni. Obserwowałem przez chwilę jego reakcję i uczucia jakie pojawiały się w oczach i na twarzy by po chwili znowu kontynuować z niezmiennym uprzejmym wyrazem twarzy i oczu. - Gdybyś przypomniał sobie naszą rozmowę nie zamierzałem cię zabijać a jedynie pytałem zachowując wymowy bezpieczeństwa co tu robisz... Mniejsza jednak o nas Elliott chciała mówić z tobą .
Carmen poczuła się dużo lżej gdy opowiedział komuś o swoich uczuciach. -Na początku,miałam nawet chciałam się zabić..ale wtedy pomyślałam że on by tego nie chciał. Nie Morgan-powiedziała-nikt nie czeka...David może cały czas czuwa ale nikt nie czeka.-wpatrywała się w oczy Morg myśląc o Davidzie. -Chciałabym...-przygryzał wargę. -Wcześniej tak nie płakałam Morg-powiedziała cicho-i mówiłam dużo głośniej. Śmierć mnie zmieniła. Nie nie będę płakać,p jego śmierci wypłakałam cały ocean Spokojny-wystarczy.
Przysłuchiwała się rozmowie chłopaków z niemrawą miną. Teraz będą się przechwalać kto pierwszy kogo by zabił, gdyby tylko mógł. Cudownie. Wprost spełnienie marzeń. Jednak mimo wszystko uśmiechnęła się lekko, udając, że rozgląda się po sali. Usłyszawszy swoje imię, odwróciła się w stronę chłopaków. - ...Mniejsza jednak o nas Elliott chciała mówić z tobą. Dobre sobie. Było jej całkowicie obojętne, czy będzie tutaj czy też nie. Prychnęła cicho. - To Szymon chciał ze mną rozmawiać a nie ja z nim. - Powiedziała spokojnie, patrząc to na jednego, to na drugiego. - Tak więc? O czymś konkretnym chciałeś pogadać czy tylko tak, ogólnie? Zatrzymała wzrok na Szymonie, próbując ukryć zaciekawione iskierki w oczach.
Ot zła kobieta z niej . Kontem oka obserwowałem jej wyraz twarzy i zachowanie. Była całkowicie rozluźniona i opanowana a słuchając naszej wymiany zdań co najwyżej się nieźle nudziła...Z przyjemnością przyjąłem fakt iż przejęła pałeczkę rozmowy, tak że mogłem spokojnie przysłuchiwać się i wyciągać wnioski z ich słów. Swoją drogą szkolono mnie do służby kobiecie a przyzwyczajenia związane z posłuszeństwem nie znikają same po zaledwie kilku tygodniach ... Zresztą patrząc jak ta mała czarna anielica patrzy na Szymona z rozbawieniem podziwiałem błyski zaciekawienia błyszczące w jej spojrzeniu...
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- Kto powiedział, że prawdziwą miłość przeżywa się raz? Przed mugolskim Adamem i Ewą była jeszcze Liliah. Nie mówi się o niej nic. Była wygnana z raju.. Przed nimi. Później pojawia się w żydowskich opowiadaniach jako patronka małych dzieci... Strasznie ciekawią mnie mugolskie wierzenia! - chciała odwrócić temat zostawiając jedną małą kategorię. - Wiem, że przeżyłaś na pewno piekną miłość! Ale czy to w jaki sposób chciał Ci zrobić prezent nie było toksyczne? Carmen.. Wiem, że dopiero rok minął do takich posunięć, ale jesteś za wspaniała, by myśleć, że po nim nikogo nie będzie! Uwierz dziewczyno... Może właśnie na Oceanie Spokojnym z twoich łez, kogoś znajdziesz? - Chciała rozweselić przyjaciółkę. Wstała ze swojego krzesła i podeszła do przyjaciółki. Usiadła przy jej krześle, przytuliła sie do niej. - Głowa do góry kochana - powiedziała jej do ucha. Wiedziała dobrze co przeżywa jej przyjaciółka. A przynajmniej starała się pojąć. Obydwie w końcu mają podobną przeszłość.
-Też o nich trochę czytałam ale o Liliah nie wiedziałam-rzekła cicho. Znów zaczęła myśleć. O tamtym wieczorze.. właściwie o wszystkim co się jej w życiu przydarzyło. Wysłuchała wywodu Morgan i podjęła: -Toksyczne? Morgan to był szalone w niepozytywnym tego słowa znaczeniu nie chciałam aby tak robił, ale nie słuchał. To była pierwsza dobra rzecz której doświadczyłam w życiu-pokręciła głową- to tak jakbym dostała torbę wszystkich cukierków świata i mogła wybrać tylko jeden a gdy się w końcu zdecydowałam ,rozwinęłam papierek odebrano mi go.-powiedział silnym zdecydowanym głosem.-Dziękuje że tak mówisz, nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne- spojrzała w oczy przyjaciółki nie umiejąc przekazać inaczej swej wdzięczności jak za pomocą oczu, a gdy przyjaciółka ja przytuliła zapomniała o całym źle które ja spotkało. Uwierzyła w szczęście.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- Jesli już to ty jesteś jego cukierkiem. To ty dałaś mu cel w jego życiu. Ciebie. Dla Ciebie chciał się bić. To takie psychologiczne.. - Wzięła plecak i szukała czegoś przez dobre dwie minuty. Znalazła jakiś srebrny cukierek. Wyglądał tak jakoś skromnie. Miał on chyba malinowy smak. Jak dobrze Morgane pamiętała. Może w cale nie był malinowy? - Proszę to dla Karmelka. Twoje nowe szczęście, a w domatorium zrobię coś bardziej trwałego. Teraz niech to będzie taka atrapa. Nie zniszczmy tej chwili - puściła znów oczko. Często to robiła. Jeszcze raz się przytuliła do przyjaciółki.. Pogłaskała ją po głowie i dała całusa w policzek. Niczym jakby chciała ululać smutną młodszą siostrę do snu. Przy tej sprawie snem można nazwać jako zapomnienie, a może ładniej to nazwać? Jako wywnioskowanie to co było w tym wszystkim najwspanialsze. Poznanie miłości. Jej smaku... Jak nie nauczy się cierpieć, nie nauczy sie kochać. Trafne powiedzenie. Musiała to przelać na swoje słowa. - Kochana. Zobacz.. Nauczyłaś się cierpieć, kochałaś. Będziesz jeszcze w swoim życiu na pewno kochać! Zobaczysz! Może nie za rok, za dwa, ale ktoś się na pewno znajdzie. A jak nie to na starość zrobisz mi coś i już! - Zaśmiała się. Wyobraziła sobie starszą Carmen o 50 lat która gania za nią z laską, by ją zatłuc. Jakoś śmieszny dla niej to był widok. Potrzymała przez chwilkę jej przyjaciółki dłoń i wróciła na miejsce.
-Masz rację- uśmiechnęła się bo w końcu zrozumiała ile musiała znaczyć dla tego chłopaka. Jak bardzo mu na niej zależało.. Patrzyła z zaciekawieniem na Morgan głowiąc się czego ta szuka . Słysząc słowa Morg wzięła do ręki cukierka i przyłożyła sobie do serca. -Dziękuje, Dziękuje, Dziękuje –mówiła cicho ale w jej głosie było słychać mnóstwo emocji-Jesteś cudowna ,nie mam pojęcia co by było gdybym cię nie spotkała, chyba popadłabym w depresje i rzuciła się z szczytu wieży-przytuliła mocno przyjaciółkę. Poczuła zapach perfum Morgan, poczuła pocałunek na policzku i uśmiechnęła się promienie. Słuchając wywodu przyjaciółki czuła jak rośniej w niej niepozornej Carmen siła woli. Powiedziała bardzo ostrożnie -On by chciał abym była szczęśliwa prawda?- spojrzała na Morgan swoimi dużymi butelkowozielonymi oczyma szukając odpowiedzi. Słysząc ostatnie słowa Morg zaśmiała się melodyjnie gdyż po jej głowie chodziła tak sama wizja jak po głowie pryzjaciolce.
Oj tam od razu zua kobieta... wymagająca. Ot co! No... może aniołem też nie była, ale cóż. Grzeczne, uczynne i nie mające własnego zdania dziewczyny ją denerwowały, więc sama nie mogła taka być, prawda? Znudzona? Jeszcze chwila, a zaczęłaby przyglądać się swoim paznokciom albo pogwizdywać. Ale panienka Redbird należała do osób, które zachowywały się kulturalnie. Zarówno w towarzystwie, jak i samotnie. Przechyliła delikatnie głowę na bok. Kątem oka widziała, że Nataniel się jej przygląda, więc uśmiechnęła się. Nie odwróciła co prawda głowy, ale miała nadzieję, że zrozumie, iż uśmiech skierowany był do niego. Dyskretnie przewróciła oczami i zatrzymała wzrok na szklance napoju. Wciągnęła zapach pomieszczenia i ledwo powstrzymała się od głośnego przełknięcia śliny. Była głodna jak cholera, ale samej przecież nie wypadało jeść, prawda? Postanowiła więc, że będzie twarda i wytrzyma do końca spotkania.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Poczuła się bardzo doceniona przez Carmen. Widziała, że mądrze mówi ale nie wiedziła ile ma siły w sobie. W końcu naładowała swoją smutną przyjaciółkę! - Aż taka cudowna to nie jestem. Jesteś wyjątkiem kochana - powiedziała uroczym tonem Czyli jestem twoją dobrą wróżką! Ho ho.. Coraz więcej osób mam pod swoimi skrzydłami, ale dla Ciebie jest specjalne miejsce - uśmiechnęła się od ucha do ucha. Ona żartuje? Czy on, by chciał? Nie no, no proszę... - pomyślała. Zatsanawiała się przez chwilkę czy na pewno, by tego chciał, ale jak można nie chcieć tak wspaniałej osoby jak Carmen i to jeszcze w takim wydaniu jakim jak ona jest wesoła? Absurd. - Czy, by chciał? Nie bądź głupia. Oczywiście! Może TAM jakoś spiera Ciebie, ale ty tego nie odczuwałaś, bo byłaś zaślepiona tęsknotą i smutniek? A teraz chciałby, byś sobie ułożyła życie? - Podpowiedziała przyjaciółce. - Nie mogę się doczekać, aż pójdziemy do domatorum.. Mam już ochotę zrobić dla Ciebie ten prezent - Zachchotała jak dobra wróżka.
Jesteś koniec kropka i wykrzyknik!-powiedizał i zaśmiała się Przestał myśleć o wydarzeniach ostatniego roku. Myślała tylko o dniu dzisiejszym,nie chciał marnować ani chwili. -Masz z rację. Nie mogę się zamartwiać,bo wszystko będzie dobrze-powiedział z szczęśliwą minką. Czułą w sobie nagle tyle energii że mogło by rozsadzić Hogwart! Już nie musiał się niczym martwić. -Oooo ja tez nie-puściła oko do przyjaciółki-I może pokaże WSZYSTKIE moje obrazy?-popatrzyła na nią pytająco
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- Cóż za zaszczyt mnie kopnął! Z chęcią zobaczę twoje obrazy - Szczerze była szczęśliwa, że może je zobaczyć. Lubiła jak Carmen malowała. Jej ruchy pędzlem. Takie były pewne. Czasami szarpnięcia, a chwilami takie lekkie jak malowanie chińskich znaków czarnym atramentem na delikatnym płótnie. Dzieło. - A kiedy? - zapytała. Usiadła już na miejsce. Sięgnęła po końcówkę swojego napoju i zagryzła go ciasteczkiem.
Zaraz zaszczyt-uśmiechała się jednak. Lubiła gdy ktoś wychwalał jej obrazy,naprawdę. Rozjarzała się po cukierni. Nadgryzała ciastko zastawiając się nad czymś. Popatrzał na przyjaciółkę i odparła. -Musze je wszystkie wygrzebać oprawić i jakoś z sensem ułożyć. Więc gdy będę gotowa napisze dobrze?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- Jeśli chodzi o ramy to wiesz... chyba do kogo masz isę wzrócić? - Przekręciła główkę w bok. Morgane przecież umiała rzeźbić w drewnie i z chęcią zrobiłaby ramę dla Carmen. Uśmiechnęła się do przyjaciółki i wzięła ostatnie ciasteczko. Troszeczkę zasmuciła sie, że paczka się kończy.. -Szkoda, że to nie jest magiczne i nie powiela się-weschnęła cicho po tych myślach.
- Przepraszam Was na chwilę, muszę iść się doprowadzić do porządku. - Musiała wyglądać okropnie. Nie dość, że spędziła noc w Zakazanym Lesie, to jeszcze rzucała się tam na ziemię, była dziobana i zamrażana. - Tylko się tu nie pozabijajcie! Szybkim krokiem weszła do łazienki i z westchnieniem ulgi przyjęła dotyk krystalicznie czystej wody na swojej twarzy. Delektowała się nim jeszcze przez chwilę, po czym doprowadziła włosy do względnego porządku tzn. wyjęła z nich gałązki i podgniłe liście, po czym rozczesała kołtuny. Od razu lepiej. Przeszukała torbę w poszukiwaniu jakichkolwiek ubrań, lecz ku jej niezadowoleniu znalazła jedynie ową sukienkę, którą kupiła, kiedy była na zakupach z Morgane. Jęknęła cicho. Nałożyła czarne getry, nieszczęsną kieckę i nakryła ramiona również czarnym, wełnianym swetrem. Przyjrzała się swojemu odbiciu z grymasem na twarzy, ale nie mogła powstrzymać zadowolonego uśmiechu. Wyglądała... nawet w porządku. Przewróciła oczami i wyszła z łazienki. Już miała podejść do stolika, ale w ostatniej chwili zmieniła kurs na bar. Kupiła jakieś ciasteczka i z uśmiechem powędrowała do chłopaków. Czyste ubrania poprawiły jej humor. Zanim usiadła na swoim krześle pomachała jeszcze dłonią przed twarzą studenta. - Halooo... ziemia do Szymona.
-Jasne,podeślę ci wymiary dobrze? -popatrzyła na nią. Zapomniał ze Morg rzeźbi. A z tego co pamiętała wychodziło jej to wspaniale. Sama kiedyś próbowała ale tylko poranił sobie palce i poszarpała nerwy. Tak że zerknęła na ciasteczka i podsunęła je bliżej Morg łapiąc sie za brzuch -Reszta dla ciebie ja więcej nie wcisnę -uśmiechnęła się