Przy najwyżej umieszczonym domku, wśród bogatej roślinności, na tarasie widokowym, wybudowany został imponujący basen. Zdaje się on gwałtownie kończyć, co jednych przyprawia o gęsią skórkę, innych fascynuje. Jedno jest pewne, widoki stąd są niepowtarzalne. Szczególnie warto tu przyjść wieczorem, gdy nadal ciepła woda, dodatkowo jest podświetlona kilkoma zaklęciami, które leniwie co parę minut zmieniają swą barwę.
Była w Kolumbii dopiero drugi dzień, a zdążyła już złazić sporą część wyspy, znaleźć bar gdzie serwowali alkohol i używki (zresztą właśnie stamtąd wracała) i naćpać się z jakimś krukonem. Może więc warto na chwilę usiąść gdzieś w ciepłej wodzie i odsapnąć, zanim wykorzysta wszystko swoje siły już na samym początku wyprawy. W każdym razie ten basen to chyba najlepsze miejsce w całej Kolumbii! Serio! Pływasz, aż tu nagle masz wrażenie, że zaraz zlecisz z drzewa. Adrenalina podskakiwała na najwyższy poziom więc nic dziwnego, że Tori miała wielką ochotę tu przyjść. No i zawsze można było wrócić do domku jadalnianego po jakiś smaczny owoc. To na prawdę irytowało. Chodziła praktyczne całymi dniami w stroju kąpielowym, a jej skóra ani się nie spaliła na czerwono, ani się nie opaliła na brązowo. Gdy obecnie odkładała swoje pareo na gałąź drzewa i zerknęła po sobie westchnęła niezadowolona. Chyba nie powinna ubierać czarnego stroju kąpielowego. To zdecydowanie jeszcze bardziej podkreślało jej jasną karnację. Już dawno przyzwyczaiła się do tego, że poza tatuażem nie bardzo może coś zmienić w tej swojej wielkiej "idealności". Jedynie fakt iż na jakiś czas po opyrylaku jedna z jej tęczówek zmieniała się na fioletową burzył ten idealny obraz Tori, choć i to mogło się podobać. Marudząc sobie pod nosem usiadła na brzegu basenu i włożyła do niego nogi, by przyzwyczaić się powoli do zmiany temperatur. Pozwoliła, by jej myśli gnały tam, gdzie niósł je lekki powiew wiatru rozwiewający jej długie blond włosy co kilka chwil.
Jonathan po prostu wiedział, że zapisanie się na Kolumbię będzie dobrym pomysłem. Ciepło, można nabrać inspiracji na nowe obrazy, napić się czegoś, spotkać z różnymi ludźmi i takie tam - jednym słowem, luz i zabawa. A tego też było trzeba. Niedługo po przybyciu na miejsce wypatrzył sobie idealne miejsce na relaks - a mianowicie basen nad drzewami. Relaks i podniesiona adrenalina jednocześnie, czego można by chcieć więcej? Jeszcze tylko jakieś miłe towarzystwo by się przydało... No nic, nad tym pomyśli się później. Tak więc włożył luźną białą koszulę oraz zwyczajne granatowe szorty do pływania, wziął ręcznik pod pachę i ruszył w to magiczne miejsce, nucąc pod nosem melodię z "Piratów z Karaibów". Tak, ostatnio zagustował w mugolskich filmach i oglądał je na potęgę, przez co potem wymykały mu się jakieś nawiązania różne i nikt nie wiedział o co chodzi. Uśmiechnął się lekko, a w końcu dotarł na miejsce i uniósł zdziwiony brew, gdy zauważył, że ktoś siedzi na brzegu basenu. Przez chwilę myślał, że to któraś z opiekunek, przynajmniej dopóki nie poznał tej sylwetki, tego stylu siedzenia, delikatnego majtania nogami w wodzie. Czy to było możliwe? Czyżby los postanowił mu oddać jego przyjaciółkę? Był już niemal pewien kto siedzi przy tym jakże uroczym basenie i cicho podszedł do niej, uśmiechając się szeroko pod nosem. Merlinie, jak on się za nią stęsknił! Ale nie byłby sobą, gdyby nie postanowił wywinąć jakiego numeru. Ostrożnie odłożył ręcznik na ziemię i na paluszkach podszedł do dziewczyny, wyciągając przed siebie ręce. Chwilę później, zanim zdążyła by coś zrobić, oparł je na jej plecach i lekko pchnął do przodu, natychmiastowo się odsuwając, by nie ochlapała go woda. Klasnął zadowolony w ręce i zaśmiał się cicho, po czym kucnął, przyglądając się dziewczynie pod wodą. Ciekawe, czy się wścieknie? A może w ogóle go nie pozna? Na razie jednak wyprostował się i odgarnął dłonią włosy, czekając, aż przyjaciółka się wynurzy. Kiedy w końcu pojawiła się na powierzchni, wyszczerzył białe zęby w uśmiechu. - Cześć, piękna. - odezwał się, obserwując ją uważnie.
Woda przyjemnie muskała jej łydki, gdy powoli wodziła nogami po niewzburzonej niczym innym tafli. Siedziała tak sobie z przymkniętymi oczami i napawała się zapachem przyrody. Nie przepadała za naturą. Wręcz nie znosiła tego typu klimatów. Wychowała się z dala od robaków i łażenia po drzewach. Teraz nie miała wyboru - nawet ich domek był właśnie gdzieś między liśćmi korony! A gdy dzisiaj rano zobaczyła za oknem małpę, to myślała, że zwariuje. Na zmianę uwielbiała to miejsce i ludzi, z którymi spędzała czas i go nienawidziła. Ciekawe, kiedy skrajne emocje spowodują, że wybuchnie i się na kimś wyżyje. Byle by tylko nie przesadzać, bo nie chciała zamienić się w paskudnego potwora z dziobem - rzadko kiedy się to zdarzało i tak miało pozostać. Chodziło jej po głowie właśnie to, kiedy nagle poczuła, że ktoś kładzie jej dłonie na ramieniu. Kompletnie nie słyszała, jak ktoś podchodził. Na prawdę łatwo ją było zaskoczyć, gdy skupiała się na sobie. Zamierzała się odwrócić i zerknąć, ale nie zdążyła. Poczuła pchnięcie i chlup! Wpadła do wody! Przez chwilę tkwiła pod powierzchnią, by po chwili wynurzyć się i wypluć odrobinę wody, która wlała jej się do ust. Mina wyrażająca wielkie poirytowanie była tak wyraźna, że dziwiło wręcz, że woda wokół niej się nie zaczęła gotować. Nawet nie spojrzała na chłopaka (zresztą to trudne, kiedy ma się włosy na twarzy). Zaczęła po nim krzyczeć. - Czyś ty zdurniał do reszty?! Nie rozumiem, jak można być tak ograniczonym umysłowo! Znaleźli sobie kurwa zabawę! - Najwyraźniej nie był pierwszą osobą, która wbrew jej woli wpakowała ją do wody. Ściągała z buzi swoje blond kosmyki i odrzucała gdzieś do tyłu. Gdy w końcu udało jej się zrobić porządek na głowie spojrzała na chłopaka i... Zamilkła. Teraz do niej dotarło w jaki sposób się z nią przywitał. To "cześć piękna" nie było jakimś badziewnym sposobem na podryw. To było sformułowanie, które w tym tonie słyszała tylko od jednej osoby. Gapiła się w niego jak sroka w gnat. -Jonathan Sebastian Valentine Garroway. Największe ciacho w Wielkiej Brytanii. Cóż za spotkanie - Z poirytowanej zmieniła się momentalnie w radosną dziewczynę. Podeszła do brzegu basenu i oparła się o niego, by wydostać się z wody i móc podejść do chłopaka. Oczywiście po to, by mocno go uściskać! - Ile minęło? 2 lata? - Zagaiła nie będąc pewna kiedy ostatnio się widzieli. Kto by pomyślał! Ten, z którym potrafiła wydębić od rodziców worek słodyczy dziennie znów jest obok. Nic, tylko podbijać świat! Choć nie była pewna jaką chłopak ją pamięta. W końcu w Beauxbatons w okolicach V klasy przestała używać swoich zdolności i stawała się powoli samotniczką. Dla niego jednak chyba zawsze była tą samą, radosną Tori. W końcu on nigdy w życiu nie popadł przez nią w hipnozę. A nawet jeśli, to tego nie było po nim widać. Dlatego mogła wpatrywać mu się w oczy i uśmiechać się do niego bez przeszkód. Nawet, gdy będąc mokrą w tej chwili wyglądała niemal jak anioł.
Uśmiech Jonathana powiększał się z każdą chwilą, gdy cierpliwie czekał na reakcję swojej najlepszej przyjaciółki. Był naprawdę ciekaw, czy dziewczyna postanowi go zwyzywać, czy może od razu go rozpozna. A może w ogóle go nie rozpozna? W końcu, chyba oboje trochę zmienili się podczas tych dwóch lat przez które się nie widzieli (jeszcze raz ironicznie podziękował za to rodzicom). Zaczął się śmiać, kiedy Toralei zaczęła go wyzywać i wściekła odgarniała włosy z twarzy. No cóż, zawsze uważał, że ta dziewczyna jest zmienna jak chmura burzowa, ale brakowało mu tych jej napadów wściekłości, chociaż na co dzień i tak była dość spokojna - już nie wspominając o tym, że była w połowie wilą. Czekał spokojnie, aż odgarnie wodę oraz kosmyki włosów z buźki i szczerze ucieszył się, kiedy przez sekundę wyglądała, jakby zapomniała języka w gębie. Poczekał grzecznie, aż blondynka wydostanie się z wody i otworzył szeroko ramiona, nie przejmując się tym, że jest mokra. Mocno ją przytulił, ciesząc się tą bliskością, a potem odsunął się, opierając dłonie o jej ramiona. - Toralei Lacroix. Najpiękniejsza panna w całej Francji. Cóż za spotkanie, rzeczywiście. - wyszczerzył się do niej raz jeszcze i pokiwał głową, wręcz chłonąc ją wzrokiem. O matko, naprawdę tęsknił. Żałował teraz, że nigdy nie zdecydował się samodzielnie pojechać do Francji, bo wtedy nie byłoby całej tej akcji z nie widzeniem się przez dwa lata. Pamiętał, jak chodzili do swoich rodziców i dzięki urokowi Tori oraz słodkiej mince Jona dostawali tyle słodyczy, ile chcieli. Nigdy nie dali się zeswatać, woleli razem biegać, bawić się, a nie słuchać, jak wszyscy dookoła mówią "ooo, bylibyście słodką parą". Wtedy przyjaźń była najważniejsza. - Dokładnie dwa. Albo z kawałkiem. - odparł i poczochrał jej mokre włosy, po czym sięgnął po swój ręcznik i narzucił go na ramiona dziewczyny, żeby przypadkiem nie zmarzła. - Matko, wyrosłaś trochę. Nadal bawisz się tymi swoimi urokami? Opowiadaj, co u Ciebie! Nadal uczysz się w tej, no... W tej francuskiej szkole magii? Wpatrywał się w nią z uśmiechem na ustach, po czym delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy, zakładając je za ucho. Traktował ją równocześnie jak młodszą siostrę i przyjaciółkę, a czasami nawet z nią flirtował.
Kiedy już wpadła w jego ramiona nie miała zamiaru się odkleić przez długą chwilę! Boże, jak ona go uwielbiała. Niemal każe z jej wspomnień z dzieciństwa miała w sobie choć odrobinę Jona, a w zdecydowanej większości gra główną rolę. O tym, jak rozrabiali można by pisać książki! Nikt nie był w stanie oprzeć się przeuroczej parze blondynów, którzy wyglądali niemal jak bliźniaki do momentu, gdy on zaczął rosnąć, a jej pojawiać się piersi. A wtedy? Powodowali jeszcze większe spustoszenie wokół siebie. Dziwne, że rodzice mimo to nie postanowili ich rozdzielić, a wręcz przeciwnie. Mając 13 lat ciągle słyszała, że rodzina Garroway jest bardzo podobna i powinna się z chłopakiem umówić na randkę. Jednak jak to ona, buntowała się przeciw wszystkiemu, co ktoś chciał na niej wymusić. Ciekawe, czy gdyby nie ten napór, to między nimi pojawiło by się coś więcej? Na ten moment uważała, że raczej nie. Chyba zbyt wiele o sobie wiedzieli. Zbyt blisko się przyjaźnili. Zresztą, dawno o nim nie myślała. I to był wielki błąd! -Co ty tu robisz blondyno? - Dwa lata to jednak nic, skoro dziewczyna od razu wróciła do przezwiska, które mu wymyśliła dawno temu po tym, jak widzieli się w Halloween i wymusiła na nim ubranie sukienki. Wprawdzie tylko na chwilę, ale i tak ten obraz zawsze już będzie tkwił w jej głowie. -Pewnie, że się bawię. Nawet mam w pokoju parę, z której facet leci do mnie jak ćma. Żebyś ty wiedział jaki to jest armagedon. Zastanawiam się, kiedy ta idiotka będzie mnie próbowała udusić w nocy poduszką - Zaśmiała się beztrosko i otuliła jego ręcznikiem. Wpatrywała się w niego jak w obrazek. Kiedy była mała Jonathan był dla niej wielkim wzorem. Zmienił się trochę. Miała wrażenie, że wydoroślał. Kto by pomyślał, że dwa lata mogą zmienić człowieka. -Nie, poszłam na studia do Hogwartu. A ty? Skoro Cię nie widziałam tam, to na pewno nie studiujesz. Co robisz? - Spytała przekrzywiając twarz lekko w bok. Kiedy odgarniał ostatnie kosmyki z jej buzi przymknęła na chwilę oczka i zmarszczyła nosek. Potem podrapała się po nim i ponownie na niego spojrzała. To, że jest diabelnie przystojny nie zmieniło się ani trochę. Dlatego zapytała go o jeszcze jeden drobiazg. -Przyznaj mi się tu zaraz. Usidliła Cię w końcu jakaś laska? - To mówiąc podeszła do drzewa obok basenu i kładąc ręcznik wdrapała się na jedną z jego gałęzi, żeby usiąść. Poklepała miejsce obok siebie. Przecież nie będą stać jak dwa debile. Szczególnie, że mieli sobie tyle do powiedzenia! Od razu myślała o tym kogo by mu chciała przedstawić! Nie mogła przestać się cieszyć z tego spotkania, co było widać po blasku w jej oczach.
Jonathan wiedział, że Toralei cieszyła się z jego obecności nawet bardziej, niż on. Ba, w tym stanie można było powiedzieć, że dziewczyna skakała z radości, choć wiele osób powiedziałoby, że po prostu jest zadowolona. Jon jednak wiedział swoje i mógł z całą pewnością stwierdzić, iż było to szczęście wyższego stopnia. Tak, jednak znanie przyjaciółki od podszewki dawało mu szansę do diagnozowania takich rzeczy. Wybałuszył oczy na dziewczynę i przez chwilę milczał, niepewny, dlaczego właśnie go tak nazwała. A potem przypomniał sobie jakże pamiętne Halloween, kiedy Tori uparła się, mocno się uparła, że on też musi być księżniczką. Fakt, że byli tego samego wzrostu i ważyli mniej więcej to samo tylko pogorszył sprawę. Mimo, iż chłopak bronił się rękami i nogami, dziewczynie nadal udało się wcisnąć na niego sukienkę, a potem śmiała się, bo nałożyła mu jeszcze koronę i różdżkę. Prędko chyba jednak tego pożałowała, bo Jon gonił ją potem przez całą posiadłość jej rodziców, a nikt nie postanowił ich powstrzymać, bo wszyscy zgodnie uznali, że to urocze. - Sama jesteś blondyną. - pokazał jej język, ale uśmiechnął się szeroko podczas wspominania tej sytuacji. - Co ja tu robię? Mam wakacje. A tak serio, to jestem opiekunem na tej całej wycieczce. Także pilnuj się, młoda damo! Żartobliwie pogroził jej palcem i dalej jej słuchał, przy okazji oglądając jej twarz. Zdecydowanie wydoroślała, jeszcze bardziej wyładniała, o ile to było możliwe. Przez jego głowę przemknęła myśl, że gdyby dali się zeswatać, byliby chyba najładniejszą i najbardziej dogadującą się parą, ale szybko to wyrzucił. Byli najlepszymi przyjaciółmi, jak brat i siostra. Uniósł brwi, kiedy Lacroix oznajmiła, że poszła na studia do Hogwartu i zachichotał, trzęsąc głową. - Kto by pomyślał, że Toralei Lacroix wybierze się do brytoli. - odparł zaczepnie, a potem westchnął i na chwilę spoważniał. - Rzuciłem studia w cholerę. Zostanę wielkim malarzem, choć na razie zatrudniłem się jako barman w takim jednym pubie. Chyba Zimowym, czy jakoś tak. Natychmiastowo za nią ruszył i wdrapał się bez większego trudu na to drzewo, siadając koło dziewczyny i majtając nogami w powietrzu, a przez chwilę nic nie mówił. - Jestem tak samo zajęty, jak byłem, kiedy mieliśmy po dziewięć lat. A Ty? Opowiadaj! Złapałaś kogoś w sidła? I nie mówię tutaj o wilowaniu. Jesteś na tyle śliczna, że nie potrzeba Ci żadnych sztuczek.
Nigdy nie miała przed nim tajemnic i chyba to sprawiło, że byli sobie tak bliscy i tak wiele o sobie wiedzieli. Jon od najmłodszych lat wiedział, że jest wilą i był z tym świetnie oswojony! Widział nie raz jak Tori tego używa i ku jej radości nigdy nie pokazywał, że boi się o siebie. Dzięki temu każdy dzień spędzony razem był dla niej cudowny. Nawet ten, gdy prawie ją zamordował, gdy ubrała mu na głowę swoją koronę księżniczki. Zabawne, że wtedy nawet ją chyba zepsuł i śmiertelnie się na niego obraziła... Na pięć minut! Nigdy nie potrafiła się gniewać na chłopaka. Chyba nikt nie potrafił, skoro był tak uroczy. Jak i ona. -Opiekunem? Ojej - To mówiąc złożyła przed sobą dłonie i zamrugała kilka razy oczami, po czym zagryzła dolną wargę w seksowny sposób -To znaczy, że będzie mnie Pan pilnował? - Zapytała tak kuszącym tonem, że chyba się już bardziej nie da. Większość facetów by się chyba od razu dostała orgazmu na widok wili w takiej pozie, jednak dziewczyna wiedziała iż chłopak domyśla się, że się z nim droczy. Taka już była. Uwielbiała oglądać zakłopotanie na twarzach innych więc robiła wszystko, by je wywołać. A u niego to było dość trudne, więc wszystkie chwyty dozwolone. -Musisz mnie kiedyś namalować. Miałabym czym się chwalić i ... Czekaj. Powiedziałeś Pub Zimowy? - Wybałuszyła na niego oczy na dłuższą chwilę -Domyślam się, że nie poznałeś najbardziej irytującej i sprawiającej kłopoty kelnerki, która urywa się ciągle z roboty, a potem hipnotyzuje szefa? Coś czuję, że się polubcie - Nie trudno było się domyśleć, że pracowała tam od jakiegoś czasu. Coś mi się wydaje, że nawet gdyby nie chciała, to i tak ich relacja się odnowi. Będą teraz spędzać ze sobą bardzo dużo czasu. I strasznie się na to cieszyła! Świat jest mały, to trzeba przyznać. -Powinieneś sobie znaleźć jakąś miłą dziewczynę, a nie czekać całe życie, aż ja Cię w końcu zechcę - Skomentowała wystawiając język w jego stronę -Chyba, że czekasz do trzydziestki. Cośmy to sobie mówili? Że jak do trzydziestki nikogo nie znajdziemy, to my się oświadczysz? - Przypomniała jedną z obietnic, którą kiedyś sobie złożyli po tym, jak rodzice za wszelką cenę próbowali ich zaręczyć i to kiedy miała 14 lat! Bunt jaki wtedy zrobili był tak wielki, że nie dało by się ich niczym przekonać. A potem po kryjomu postanowili coś takiego. Teraz, gdy sobie o tym przypomniała, to było na prawdę zabawne. -Niestety ja mam kogoś. Chyba... Nie wiem. Spotykamy się - Tori i jej mówienie o uczuciach było na prawdę na wysokim poziomie. Była niesamowicie otwarta do momentu, aż trzeba było komuś powiedzieć "Kocham Cię" czy "Lubię Cię". Już o to drugie było ciężko. Nic więc dziwnego, że uważała zawsze, że nie nadaje się do stałych związków. Jak być z kimś, od którego nie słyszy się takich miłych rzeczy? Jedynie po czynach można było się domyślić, że na kimś jej zależy. O Casimirze mówiła z lekką niepewnością i nieśmiałością, więc było widać, że coś się powoli wykluwa, ale nie było to jeszcze nic poważnego. Przekręciła się na gałęzi tak, by mieć ją między nogami i być odwrócona w jego stronę. Musiała cały czas na niego patrzeć, bo bała się, że gdy mrugnie jeszcze kilka razy, to Jonatan jednak zniknie. Marzyła, by móc z nim spędzać teraz multum czasu.
To zabawne, że przyjaźnie z czasów dziecięcych, oparte na zaufaniu oraz zabawie, jakoś utrzymywały się dłużej, niż te, które zostały zostały zawarte później. To jedna z rzeczy, której Jon nauczył się przez te parę lat (nauczył się też, że jeśli spróbuje się poderwać jakąkolwiek dziewczynę w klubie, to trzeba będzie się liczyć z ewentualnym krwotokiem z nosa). Kochał to, że Tori nigdy nie umiała się na niego gniewać, ale on sam potrafił się tylko na nią gniewać maksymalnie przez dwie minuty, a potem wybaczał jej. Uśmiechnął się szeroko, kiedy przygryzła dolną wargę i wywrócił żartobliwie oczami, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to droczenie. Dał jej naprawdę delikatnego pstryczka w skroń (taki, że ledwie co go poczuła) i parsknął śmiechem na jej pozę. Tak, Tori umiała wielu mężczyzn doprowadzić do nagłego, hm, wybuchu jednym spojrzeniem, ale nie Jona. Może dlatego, że z czasem uodpornił się na jej urok, a może dlatego, że zawsze traktował ją jak młodszą siostrę? Nie miał pojęcia, ale w sumie cieszył się, że potrafi zachować w jej towarzystwie zimną krew. No bo dziwnie by było, gdyby cały czas nic, tylko gapił się na nią rozmarzonym wzrokiem i od czasu do czasu coś nieprzytomnie bełkotał. Wywrócił oczami, kiedy Tori oznajmiła mu, że musi ją namalować - zawsze chciała, żeby to zrobił, a on zawsze odmawiał, bo nie umiał oddać całkowicie jej piękna. I każdy, dosłownie każdy, szkic ją przedstawiający lądował z tego powodu w koszu, uprzednio zgniecony i zazwyczaj podarty na drobne kawałeczki. Bo Jon w malarstwie wyznawał jedną zasadę - jeśli praca nie jest idealna, nie ma prawa pokazać jej światu. Czy też swojej najlepszej przyjaciółce. - Wiesz dobrze, że Cię nie namaluję. Nie mam takiego talentu, żeby całkowicie oddać Twoją urodę na papierze, a potem oboje się irytujemy... - zaczął i miał coś jeszcze dodać o tym, że może za parę lat, kiedy Tori przerwała im obojgu, informując go, że będą razem pracować. - No, to w takim razie ta kelnerka już się nie będzie urywać z roboty i hipnotyzować szefa, bo dostarczę jej powód, dla którego z uśmiechem będzie przychodziła do pracy. Zobaczysz, ona jeszcze będzie narzekać, że muszą kończyć. Umilkł, kiedy zostało mu wypomniane, że powinien się ustatkować i niezadowolony wydął policzki, dodatkowo wypychając dolną wargę do przodu. Ta mina zawsze działała jako najlepsza, najbardziej urocza i obrażona, więc miał nadzieję, że i teraz uda mu się odciągnąć przyjaciółkę od tematu związków. - No właśnie problem w tym, że nie ma żadnych miłych dziewczyn. A gdyby były, to ja nie chcę miłej dziewczyny. Być miłym znaczy być nudnym, przecież zawsze jak po randce mówi się, że było miło, to znaczy, że spokojnie można było tam usnąć. - elokwentnie wytłumaczył dziewczynie, unosząc lekko brew do góry, kiedy wyciągnęła na światło dziennie ich potajemną obietnicę. Tak, pamiętał to, jakby było wczoraj. Zbuntowali się przeciwko rodzicom, oznajmiając, że nie mają zamiaru być razem, ale potem uświadomiono im, że potem już niekoniecznie muszą kogoś spotkać takiego, do kogo by pasowali. Więc przyrzekli sobie, że jeśli do trzydziestki żadne z nich nikogo sobie nie znajdzie, wtedy Jon oświadczy się Tori i będą żyli długo i szczęśliwie. Tak jak w bajkach. Wytrzeszczył oczy na przyjaciółkę, kiedy ta poinformowała go speszona, że ona się już kimś spotyka, ale zaraz uśmiechnął się. Tylko tak jakoś niemrawo, choć próbował to zatuszować. - No, to gratuluję! Ale czemu niestety? Mniejsza, opowiadaj, jaki on jest? Całowaliście się już? Jest dżentelmenem? Dobrze Cię traktuje? Przysięgam, jeśli próbował wsadził łapy tam, gdzie nie trzeba, to go zatłukę. - wpatrywał się w nią z napięciem, chcąc wiedzieć dosłownie wszystko na temat tego chłopaka. Naprawdę, czasami zachowywał się jak starszy brat i próbował bronić Tori przed światem, zupełnie, jak gdyby ona sama nie umiała sobie poradzić. A to, że umiała, udowodniła już nie raz, choć Jon nie zawsze to zauważał. Albo nie chciał zauważyć.
Gdyby gapił się w nią z wielką miłością i oddaniem jak zombie, to już dawno by się nie przyjaźnili. Tori po prostu unikała tego typu kontaktów. Nie przepadała za chmarą facetów wokół siebie. Wolała przebywać z takimi, którzy faktycznie lubią ją przede wszystkim ze względu na zwariowany charakter. Zresztą ta jej cała hipnoza i urok mogły być niebezpieczne. W końcu swojego obecnego "chłopaka" prawie udusiła, gdy ten zobaczył ją nago. Biedak po prostu zapomniał jak się oddycha i dopiero strzelenie mu w twarz przywróciło mu zdolność logicznego myślenia. Oj po tym wszystkim długo się do niego nie odzywała. Teraz na szczęście ogarnęła się i przestała uważać wszystko za swoją winę. Oraz zaczęła ignorować ewentualne konsekwencje swojego uroku. Z tym malowaniem, to ją irytował. Kiedyś udało jej się jeden taki szkic wyciągnąć z kosza. Były przepiękne. Jednak ten oczywiście musiał dążyć do doskonałości! Pod tym względem się zgadzali. Ona też nie wykonywała na pokazie piruetu, dopóki nie był dopracowany w 100%. Mowa oczywiście o jeździe figurowej, którą ćwiczyła od małego. -Głupi jesteś i tyle. Co by było jakbym się kazała nago namalować - Mruknęła niezadowolona jeszcze nim ich rozmowa przeszła na tory pracy. Tu miał rację. Na pewno teraz całkiem inaczej będzie jej się przychodzić do roboty. Natomiast wychodzić z niej będzie bardzo chętnie, ale po to by pójść z Jonem na kremowe piwo czy ognistą whisky. No chyba, że przez te 2 lata zrobił się taki grzeczniusi, że nie zgodzi się na alkoholowe wypady. Choć tyle byłoby super, bo o tym, że pali wolała by go nie informować. -I będziemy wesoło razem sprzątać pubowe kibeli - Zaśmiała się, a już tym bardziej gdy zrobił tą swoją minę. Ta beztroska, która na nią spłynęła w jego towarzystwie była cudowna. aż nie mogła się powstrzymać, by przykleić się do jego ramienia i wtulić w nie policzek. Ostatnio zrobił się z niej taki misiek, co by nic tylko się wiecznie przytulał. Oczywiście tylko do godnych tego, odpowiednich osób. -Masz rację. No cóż, było miło. Lecę - Wypowiedziała te słowa, po czym wyszczerzyła się do niego. Słuchaczem była świetnym, niestety wszystko potrafiła wykorzystać tak, by móc komuś dokuczyć. Raczej nikogo nie powinno zaskakiwać to, że jest w Slytherinie, skoro pod tym względem jest taka spostrzegawcza. Zresztą to nie jej jedyna cecha rodem z tego domu. -Niestety, bo zmniejszają się twoje szanse na zostanie moim mężem - Zauważyła, że jego uśmiech trochę zmarkotniał. Jednak zadawał tyle pytań, że to przede wszystkim na nich się skupiła. Czuła, że powinna mu na nie odpowiedzieć, żeby się nie martwił -Całowaliśmy na pierwszym spotkaniu już, bo go przypadkiem zahipnotyzowałam. Jest dżentelmenem do kwadratu. Wiesz, takim grzecznym elegancikiem kompletnie nie w moim typie. Więc się nie musisz martwić, nigdzie mi łap nie wsadzi - To, że gryfon nie był w jej typie było oczywiste. Jon wiedział, że jeśli Tori się ktoś podobał, to musiał być swego rodzaju "dupkiem". Nie chodziła z ułożonymi chłopakami z dobrych domów. Z łobuzami za to jak najbardziej. A teraz taka odmiana. Sama tego nie rozumiała. To wyszło jakoś ta przypadkiem. Dobrze się dogadywali i tyle. W sumie przyjaciel tak dobrze ją znał, że mógł niemal od razu zauważyć tą gasnącą iskierkę w jej oczach, gdy wspomniał o jakichkolwiek kontaktach intymnych. Widocznie coś w tej sferze było u niej nie tak - jednak mogło być bardzo wiele powodów. A Tori nikomu nie przyznała się, że dała się kilka tygodni temu paskudnie wykorzystać. Zbyt bardzo to przeżywała wewnętrznie, by potrafić o tym mówić.
Nie raz, nie dwa już słyszał, że powinien gdzieś zacząć wystawiać te obrazy, ale zawsze upierał się przy swoim i był zdolny ciągle się o to wykłócać, ciągle i ciągle, żeby tylko postawić na swoim. Tak, malarstwo to był dla niego drażliwy temat, a szczególnie w dni, kiedy tracił inspirację i zdołowany siedział w jednym miejscu, najczęściej z alkoholem pod ręką. A poza tym, doskonale wiedział, że Tori miała tak samo! Nigdy, przenigdy nie chciała wyjść na pokaz, jeśli piruet czy inna figura nie była perfekcyjna. Można ją było błagać, prosić, grozić, krzyczeć, a ona i tak wiedziała swoje - pod tym względem naprawdę byli identyczni. - Oczywiście, że jestem głupi. - odparł jej i pokazał język, a potem niemalże zakrztusił się powietrzem. Moment, co do cholery?! Czy Tori rzeczywiście powiedziała to, co mu się wydawało, czy mu się tylko przesłyszało? Jak to namalować ją nago?! Ale że on? Że ją? Przez długą chwilę wpatrywał się z niedowierzaniem w swoją przyjaciółkę, aż w końcu otrząsnął się z tego chwilowego szoku i zamrugał, próbując sprawić, by z jego ślicznej buźki zniknęło zdziwienie. Nie była to trudna sztuka, ale jednak kilka sekund mu zajęła - miał tylko nadzieję, iż Tori niczego się przez ten czas nie domyśliła. - Jakbyś kazała się nago namalować, to pewnie pstryknąłbym Cię w nos. A wiesz, że pstrykać to ja potrafię. Przypomnieć Ci, kiedy graliśmy w akcenty i pstrykałem Cię za każdym razem, kiedy Ci się nie udało? - uśmiechnął się szeroko i znacząca uniósł brew, przez chwilę przyglądając się przyjaciółce. Tym razem też się zdziwił, kiedy Tori wtuliła policzek w jego ramię, bo zazwyczaj takich rzeczy nie robiła, ale uniósł dłoń i pogłaskał ją po włosach, uśmiechając się nieco delikatniej. Dopiero po chwili przypomniał sobie jej komentarz o pubowych kibelkach i zaśmiał się głośno, wywracając oczami. - Jasne, że radośnie! Będziemy podśpiewywać do melodi chlupoczącej wody w muszlach klozetowych. - powiedział, robiąc podekscytowaną minę, ale potem zmarszczył brwi, wystawiając w jej kierunku swój język. Ta mała wredna, ale zaraz przeurocza pannica zawsze umiała wykorzystać komentarze na swoją korzyść, a Jon jednocześnie jej tego zazdrościł i współczuł. W sumie sam takiej zdolności nie miał i raczej nie chciał mieć. - Myślę, że nie byłbym dobrym mężem. - odparł jedynie na jej następny komentarz i umilkł, wysłuchując jej słów o tym całym Casimirze. Wydawał się być coś zbyt grzeczniutki jak na gusta Tori, a nie wierzył, że jego przyjaciółka zmieniła się aż tak. Więc dlaczego nagle zaczęła z nim chodzić? To wydawało się być bez sensu i jednocześnie posiadać tak dużo sensu, że Jon prawie się pogubił. Jednakże zauważył tą minę u Tori, kiedy stawała się smutna i zeskoczył z drzewa, lądując przy jego konarze, po czym delikatnie ściągnął przyjaciółkę z gałęzi, biorąc ją na ręce. - O nie, nie ma bycia smutnym na mojej warcie. Zaraz się będziesz śmiała. - powiedział, trzymając ją mocno i stanął przy krawędzi basenu. - A jak już będziesz cała mokra, to zagramy w akcenty. A potem jeszcze coś innego. Ja Ci dam bycie smutną! Uśmiechnął się do niej szeroko, po czym podszedł jeszcze bliżej do brzegu, wpatrując się w lśniącą wodę. Odliczył do trzech w myślach, po czym napiął mięśnie w nogach i skoczył do przodu, ciągle trzymając przyjaciółkę - tak, na wszelki wypadek. Zamknął oczy, kiedy wylądowali z pluskiem w wodzie i puścił Tori, otwierając oczy pod wodą. Jakimś cudem nie zaczęły go szczypać, więc nawet teraz szeroko się uśmiechał, pokazując dziewczynie dwa uniesione do góry kciuki, a nastepnie wskazując na swoje uniesione kąciki ust.
Łączyło ich bardzo dużo. Pewnie wiele z tych cech pojawiło się z powodu częstych kontaktów w dzieciństwie. Jednak na pewno była to też sprawka pewnego rodzaju przeznaczenia, które już od najmniejszych lat związało ich ze sobą i nie pozwoliło się rozdzielić. W końcu nawet te 2 lata rozłąki zakończymy się w kompletnie nieprzewidywalny sposób. No bo poważnie, czy to nie jest kwestia niesamowita, że akurat on jest opiekunem na tej wycieczce? Że będą pracować w tym samym miejscu? Domyśliła się, że go tym stwierdzeniem zszokowała. A jego mina sprawiła iż dziewczyna niemalże wybuchnęła śmiechem. Ile potrzebowała samokontroli i opanowania żeby tego nie zrobić, to tylko ona miała o tym pojęcie. Wpatrywała się w niego czekając na jakąkolwiek reakcję, bo była pewna iż nie zostawi tego tak bez odpowiedzi. I nie przeliczyła się. Musiał ją zaszantażować w pewien sposób. Słysząc jego słowa momentalnie zasłoniła czoło chcąc je koniecznie obronić. - Nie przypominaj. Traumę mam - Pstrykanie to była rzecz straszniejsza niż łaskotki! Aczkolwiek jeśli miała się tak poświęcić dla gry w akcenty, to była gotowa się to, jak udawał amerykańca było po prostu najzabawniejszą rzeczą na świecie. Pewnie tak, jak i jej chore pomysły na coraz to nowe akcenty. Piękne czasy i szczerze mówiąc nie do końca z tego wyrosła. - Ewentualnie wrobię Cię i będziesz mył sam - Tori jest mistrzem w unikaniu pracy, której się brzydzi więc jest pewne, że gdyby faktycznie doszło do takiej sytuacji, to stała by nad Jonem, śmiała się i dyrygowała by mu żeby chłopak był bardziej poirytowany. O tak. Wymarzona sytuacja w jej dokucznej głowie. -Świetnym byłbyś - Zdarzyła mu jeszcze odpowiedzieć nim zaczęła opowieść o Casimirze, która faktycznie była trochę dziwna i z pozoru bez sensu. Jednak logika w jej życiu była sprawą jakby odległa. Była inteligentna, ale po prostu jakoś tak... Jej umysł miał pewne sprzeczności, z którymi nie walczyła. Może dlatego była dość ciekawa i ludzie chcieli ją poznać gdy już przebili się przez jej ośmielająca i ogłupiającą urodę? -Nie jestem smutna, tylko... Co? Mokra? Co? - Grzecznie pozwoliła mu się ściągnąć z drzewa nie do końca ogarniając o co mu chodzi. W oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź tym bardziej nie pomyślała o tym, że ten mógłby znowu chcieć ją wrzucić do wody. I to jeszcze ze sobą. Czy on nie jest w ubraniach?! Zresztą jakie to ma znaczenie, skoro znowu jest mokra. Spoglądając na nim pod wodą miała ochotę go zamordować. Wynurzyła się z wody i postanowiła za wszelką cenę spowodować, żeby on pod nią pozostał. Dlatego złapała go za głowę i niemal się na nim kładąc trzymała go pod woda. Oczywiście tylko kilka sekund, bo nie zamierzała go zabić. Miał jednak odczuć, że ma przerąbane!