[justify]To tutaj możesz kupić wszelkie magiczne i niemagiczne stworzenia - począwszy od sów, a na feniksach skończywszy. Sklep jest niezwykle przestronny, a na tyłach budynku znajduje się coś pomiędzy ogrodem a wybiegiem, gdzie właściciel trzyma wszystkie duże stworzenia.
Aby kupić stworzenia oznaczone *, musisz dodatkowo odbyć rozmowę ze sprzedawcą, który podejmie decyzję, czy sprzeda ci tak rzadkie stworzenie, czy też nie. Jeśli odmówi, kolejny raz możesz spróbować dopiero po upływie tygodnia. UWAGA! Opis rozmowy ze sprzedawcą jest formą podania, dlatego musi składać się z co najmniej 25 linijek tekstu! Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie, by się przekonać, czy uda ci się zdobyć wymarzone stworzenie.
Kostki:
1 - Od pierwszej chwili masz wrażenie, że ten człowiek cię nie lubi i wymyśli jakiś pretekst, by nie sprzedać ci zwierzęcia. Mnoży przeszkody, aż w końcu oznajmia, że nie sprawiasz wrażenia osoby odpowiedzialnej, a tak wyjątkowego stworzenia nie sprzeda byle komu. Nie i już.
2 - Rozmawiacie sobie bardzo miło, rozwodząc się nad zaletami stworzenia, które chcesz kupić. Wszystko idzie po twojej myśli, a sprzedawca nie tylko uznaje, że można ci powierzyć tak wyjątkowe zwierzę, ale daje również kilka cennych rad dotyczących hodowli.
3 - Niestety, okazuje się, że nie spełniasz jakichś warunków narzuconych przez Ministerstwo Magii, ale jeśli zapłacisz 40 galeonów, sprzedawca przymknie na to oko. Decyduj!
4 - Z nerwów rzuciłeś głupi żart, że jeśli sobie nie poradzisz z hodowlą tego zwierzaka, zawsze możesz przerobić go na rękawiczki albo buty. Sprzedawca spojrzał na ciebie z odrazą i mimo tłumaczeń, że nie mówiłeś serio, na pewno nic ci nie sprzeda.
5 - Z miejsca zrobiłeś dobre wrażenie, a twoja wiedza i zapał tylko utwierdziły sprzedawcę w przekonaniu, że jesteś właściwą osobą. Zaproponował ci nawet współpracę! Kto wie, może powinieneś to rozważyć?
6 - Sprzedawca uparcie twierdzi, że przygotowany przez ciebie wybieg jest stanowczo za mały. Okazuje się, że kilka dni wcześniej Ministerstwo Magii wprowadziło jakieś zmiany i w ich świetle rzeczywiście nie możesz nabyć wymarzonego stworzenia ze względu na nieodpowiednie hodowli. Co za pech!
Inne:
► Akcesoria dla zwierząt (grzebyki, obroże itp.) ► Klatka dla wybranego zwierzaka ► Pokarm dla zwierząt ► Bahanocyd - 55g ► Łańcuch Scamandera - 170g
Artur od zawsze, odkąd pamiętał, miał wizję. Wizję posiadania jakiegoś [i]nietypowego[//i] zwierzęcia magicznego, lecz jakiegoś z którym nie miał styczności w Rezerwacie. Co wyklucza z listy zwierząt wiele stworzeń, gdyż przez rodzinną inwestycję przeminęło wiele gatunków, niekiedy rzadkich i wyjątkowych. Shercliffe miał styczność z młodymi smokami, gryfami, hipogryfami, można by dużo tu tego wymieniać. Zawsze go fascynowały nieludzkie istoty żyjące na tej ziemi. Przez wgląd na jego życie prywatne, czyt. nauka animagii oraz praca jako zawodnik Quidditcha, nie miał czasu myśleć nawet o czymś takim jak zwierzę domowe. Dochodziła do tego jeszcze opcjonalna pomoc z jego strony w rezerwacie, kiedy rodzice go prosili w nagłych przypadkach. Dlatego zachcianka Artura przez bardzo długi czas została odrzucona na bok, do umysłowego folderu „drugorzędne”. Dopiero teraz, jako trzydziestoletni zawodnik Quidditcha, zaczął ponownie myśleć o takim pupilu. Tym bardziej, czytając Proroka Codziennego, te nowe smoki przyciągnęły jego uwagę. Nawet myślał czy takiego nie kupić, jednakże… pomyślał, że chyba woli coś innego, coś bardziej klasycznego i ciekawszego. Smoki teraz będą mieć wszyscy, jeśli chodzi o tych bogatszych. Shercliffowie nie są najbogatszym rodem, lecz szukający jednej z lepszych drużyn z Quidditcha o pieniądze nie powinien się żalić. Przewertował stare księgi o rzadkich gatunkach zwierząt magicznych (i tych najciekawszych) i wpadł mu do głowy pomysł, który zawitał w jego głowie także kilka lat temu. A czy taki feniks nie byłby dla niego odpowiedni? Nie był to głupi pomysł, a taki towarzysz będzie przy nim całe lata… całą wieczność, aż Artur skończy jako stary zniedołężniały mężczyzna w łóżku, pierdząc w kołdrę i czytając proroka. Nawet wtedy, zakładał, że taki feniks go nie opuści. Dlatego nie myśląc już więcej, złożył wszystkie potrzebne mu rzeczy i ruszył do jakiegoś sklepu z magicznymi stworzeniami, gdzie mógłby nabyć ognistego ptaka. Musiał do tego niestety otworzyć swój potajemny sejfik, w którym miał pienionszki. Dużo galeonów.
Będąc na miejscu, wszedł do sklepu, dźwięcząc przy okazji dzwonkiem zawieszonym u nasady drzwi wejściowych. Artur, pierwsze co zobaczył to bogactwo wielu gatunków stworzeń. Na pierwszy ogień wystawione były klatki z sowami, ropuchami, nietoperzami na gałęziach, na których smacznie spały. Cały sklep był istnie magiczny, a wiele żywych organizmów tylko czyniły aurę tego miejsca przyjemniejszą. Podchodząc do lady, na początku nie zastał tu sklepikarza, dlatego postanowił grzecznie poczekać, interesując się magicznymi i niemagicznymi stworzonkami. Dopiero po około kwadransie, pojawił się miły sklepikarz, który powinien kojarzyć Artura, Shercliffe był tutaj jakieś dziesięć lat temu z ojcem. Może nie zapomniał go. I zawodnik nie zawiódł się, gdyż detalista po chwili zwątpienia, rozpoznał go i przywitał serdecznym uściśnięciem ręki. Cała rozmowa zaczęła się od tego jak leci Arturowi wspaniałe życie zawodnika, jak ze zwierzętami i dalej można by to zliczać, gdyż sprzedawca imieniem Drough cały czas zadawał pytania, ledwo dając czas na odpowiedź. Dopiero po około pół godziny czasu, przeszli do konkretów, przypominając sobie, że Shercliffe nie przyszedł tu na pogawędkę, a szkoda. Rzucając hasłem o feniksie, Drough przemyślał to szybko w swojej głowie i raz jeszcze przemierzył Artura wzrokiem. Następnie bez słowa poszedł korytarzem, dając znak, by mężczyzna poszedł za nim. Shercliffe posłuchał się, przy okazji podziwiając wiele okazów zwierząt, które tutaj sobie żyły. Było to jak istne zoo. Na końcu, przeszli do pokoju z oznaczeniem na drzwiach, które przypominało płomyk i sklepikarz otworzył drzwi. W środku było ciemniej, bardziej czerwono, wszędzie paliły się pochodnie i podłoga była jakby z obsydianu, wszędzie było ciemnokrwiście. Oczywiście, taki nastrój przypadł Arturowi do gustu, nawet ciekawie tu było. Całe te pomieszczenie przekazane było ognistym stworzeniom, które, ze względu na bezpieczeństwo, zostały odcięte od tych innych. Na końcu Drough pokazał mu feniksy – akurat dzisiaj miał ich dwie sztuki, jeden samiec i jedna samiczka. Po dłuższym zastanowieniu i podziwianiu tego pokoju, Artur wybrał tą drugą, samiczkę. Zapłaciwszy, detalista przekazał mu kilka wskazówek dotyczących tego stworzenia i dał mu do ręki klatkę z pięknym, szkarłatnym ptakiem, który skrzeczał przy każdym dotknięciu. Nie był jeszcze przyzwyczajony do Artura, tak więc, gdy ten postanowił go lekko podrapać pod dziobem tak jakby zionął ogniem, parząc koniuszek palca Shercliffa. I to nawet konkretnie, blizna pozostanie. Pierwsze spotkanie tej dwójki zasługuje na tego typu oznaczenie.
Heniek, z zakupioną zabawką dla Candi, jakimiś tam bzdetami dla siebie i nową różdżką, wszedł w końcu do magicznej menażerii. Już tyle razy przechodził obok i myślał o sowie, o kameleonie, o czymkolwiek, co byłoby prywatne do transportu listów i czymkolwiek, co było pupilem i towarzyszem zabaw. Ale niedawno zobaczył dwie piękne istoty i zdecydował, że jak będą, to je kupi... I nastał dzień zakupów i obydwie czekały. Potężny, rosły, biały kruk i przymilny dachowiec, biały kot. -Nazwę Was Szpikulec i Zamieć. Eanruig wyprostował się dumnie, krzyżując spojrzenia z każdym zwierząt, które teraz były na ladzie. Postawił sobie kruka na ramieniu, sznurkiem przywiązując jego łapki sobie pod pachą. Zaś kota wsadził do torby, z zakupami. I tak, uradowany, z zapłaconą należnością, ruszył już ku Hogwartowi. Nic więcej do kupienia nie miał.
z/t
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Z trzaskiem stawiła się przed drzwiami sklepu i weszła do środka. Przywitała się z właścicielem, który wyglądał, jakby z jego serca spadł ogromny ciężar, gdy zobaczył Blaithin. Z wyjątkową jak na nią radością pokazała mu świeżo zdobytą licencję. Wytłumaczyła, że teraz wraca do Doliny na stałe, więc będzie mogła w razie czego szybko przyjść po radę. Właściciel natomiast opowiedział Fire jak straszliwie jej współczuje i, że lepiej niech pozdejmuje w domu wszystkie zasłony, bo u niego Connard zdarł i powyrzucał na dwór wszystkie po kolei. Polecił też dobre zatyczki do uszu, bo sam od kilku dni nie spał przez brzęczenie elfa. Blaithin niezmiernie te informacje podekscytowały. Przez blisko półtora miesiąca nie widziała się ze swoim "podopiecznym" i, gdy w końcu wypuściła go z klatki, natychmiast przytulił się do szyi rudowłosej, po czym od razu wplątał się w jasne włosy. - No siema, Connard, ciebie też cholernie niemiło widzieć. - zaśmiała się, chociaż, gdy się tak wiercił było bardzo niewygodnie. Elf zabrzęczał głośno z gąszczu świeżo przemalowanych na blond włosów i pociągnął boleśnie za parę kosmyków. - Och, nie podobają ci się? Cudownie! Wyglądało na to, że nie chciał wyjść, jakby obawiał się, że zaraz go od Blaithin odciągną. Zapakowała klatkę i wszelkie niezbędne rzeczy, pożegnała z właścicielem i spokojnie przeszła się ulicą, prosto do domu Dearów.
zt
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Długo myślała nad zakupem własnej sowy. Posiadanie jej z pewnością ułatwiłoby jej życie jak i zmniejszyło liczne wizyty w sowiarni. Tym bardziej, że ostatnimi czasy otrzymywała coraz więcej listów. Czy to od rodziców, czy od znajomych z Calpiatto. Mimo iż uczyła się w Hogwarcie to nie zapomniała o nich. Wręcz przeciwnie - starała się jak tylko mogła utrzymać z nimi kontakt. Dotarcie na miejsce nie zajęło jej dużo czasu. Mieszkanie w Dolinie było zdecydowanie jednym z najlepszych pomysłów ojca. A już na pewno jednym z lepszych pomysłów rodziny Cortez. Niezbyt pewna tego co robiła weszła do sklepu pełnego rozmaitych zwierząt. Z początku były spokojne, jednak, gdy tylko zbliżyła się za nadto do któregoś z nich od razu jeżyły sierść, wystawiały zęby jak i pazury patrząc na nią płomiennymi oczami. Starała sie jak mogła trzymać od nich z daleka. Mimo wszystko nie chciała nadmiernie ich stresować. Dłużej zatrzymała się przy klatce z krukiem. Siedział na jej środku lustrując ją swoimi czarnymi oczami. Nie skrzeczał, nie trzepotał skrzydłami. Patrzył, jakby miał nadzieję, że to właśnie jego weźmie. I tak też się stało. To właśnie kruka kupiła zamiast sowy.
Kostka na hipogryfa:3 +40g Kostka na kraba ognistego:6 Kostka na niuchacza:6
Przygotowywanie terenów pod hodowlę magicznych stworzeń zajmowało mu wiele czasu, wiele energii, pracy. Spędzał swoje wolne chwile na czytaniu rozporządzeń ministerialnych, które ostatnimi czasy zmieniały się gwałtownie ze względu na sytuację z zeszłego roku, kiedy tak wiele magicznych stworzeń padło ofiarą wpływu Starszego Smoka. Rosa nie widział w tym żadnego problemu, co więcej, cieszył się, że Ministerstwo przykłada wagę do tego, by zwierzętami opiekowali się jedynie ludzie, którzy mają ku temu możliwości i predyspozycje. Miał nadzieję stworzyć na ranczo pewnego rodzaju azyl dla zwierząt, nie śmiąc konkurować z rezerwatem, a jednak z natury potrzebując tej bliskości kontaktu z magicznymi stworzeniami. Pojawiwszy się w sklepie z magicznymi stworzeniami w towarzystwie swojego wiernego skrzata Picklesa, niósł w ręku wypchaną papierami i dokumentami teczkę, z nadzieją, że jego przygotowania będą odpowiadały handlarzowi. Skrzat od czasu podróży do Avalonu starał się dwójnasób zadośćuczynić Atlasowi za swoją niesubordynację i choć nie zawsze było to półwilowi na rękę, starał się pozwalać mu na towarzystwo wtedy, kiedy to rzeczywiście miało jakiś sens. - Witam. - uśmiechnął się czarująco do sprzedawcy, z którym dotychczas znał się jedynie z listownej wymiany uprzejmości, podczas której Rosa wyraził chęć zakupu zwierząt i ubiegał się o możliwość zrobienia tego w tym lokalu. Przygotowaną teczkę dokumentów podał pracownikowi, który mierzył go podejrzliwym wzrokiem, na co Austriak odpowiadał jedynie cudownymi uśmiechami i przeciągłymi spojrzeniami - manipulant i ladaco. - Rozporządzenia się zmieniły. - poinformował, przeglądając papierologię, co wywołało smutek i frasunek na czole Atlasa. - Myślałem, że jestem na bieżąco? - zajrzał w papiery, które pokazywał mu sprzedawca. - W zeszłym tygodniu wprowadzili poprawkę co do minimalnych wymiarów zagrody dla krabów ognistych. Potrzebują one też dwóch źródeł wody i nory w ziemi, a nie, jak dotychczas skalnej jaskini. - poinformował, stukając w papiery. - Rozumiem. - westchnął nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami, biorąc dokumenty dotyczące aplikacji o zakup kraba w ręce i przeglądając je- Pickles, czy możesz zanotować, co musimy poprawić? - zapytał skrzata, który aż podskoczył z zapału, nim zaczął dzielnie pisać w swoim malutkim notesie, bardzo podobnym do notesu Atlasa, jednak jakimś takim mniejszym i bardziej skrzacim. - Tak samo zabezpieczenia terenu łowieckiego niuchacza. Musi Pan wprowadzić zaklęcia wymienione w paragrafie siódmym, drugiej poprawki ustawy czwartek ustęp dwunasty o hodowli zwierząt licencjonowanych. - podał mu drugi plik papierów, na co Atlas odpowiedział westchnięciem. Cóż. Dura lex sed lex. - A tu się zgadza, chociaż jakbym miał się przyczepić to awiarnia ma za duże oczka. - sprzedawca uniósł sugestywnie brwi, sprawiając wrażenie, jakby odrobina złota mogła jednak zmienić jego zdanie odnośnie tego wybiegu. Atlas posłał mu przepiękny uśmiech półwila. Kiwnął głową, rozumiejąc bez słów o co chodzi, po czym wydobył sakiewkę galeonów z której odliczył odpowiednią kwotę za hipogryfa, plus ekstra napiwek dla sprzedawcy, dodając z urokiem “To za Pana ciężką pracę”. Miał już wychodzić, kiedy jego oko przykuł widok niewielkiego, łysego pisklęcia, wyglądającego na niezwykle osłabione, taczającego się w maleńkiej drewnianej skrzynce wypełnionej trociną i watą. Natychmiast rozpoznał w nim pislkę feniksa, a jego serce zakuło w piersi, bo przecież wiedział, że feniksy przywiązują się do swoich ludzi na całe życie i jeśli to pisklę szybko nie odnajdzie swojego pana, zginie niechybnie śmiercią żalu i smutku. - Proszę mi je dodać do rachunku! - powiedział, odwracając się do sprzedawcy gwałtownie. Ten łypnął na półwila z pewną dozą podejrzliwości. Nie miał w zwyczaju brać ludzi na zaufanie ani sprzedawać komuś zwierząt ot tak, bo nagle się namyślili. Patrzył więc na niego przez dłuższy czas zastanawiając się i trzymając Atlasa w niepewności, w końcu jednak uznał, że ilość i jakoś przygotowania, jaką Rosa wykonał w ramach ubiegania się o inne stworzenia licencjonowane przekonuje go na tyle, by dać mu kredyt zaufania. - To rzadkie i bardzo delikatne stworzenie. - poinformował ostrzegawczo. - Wiem. - uciął Rosa - Musi natychmiast zmienić warunki, bo za niedługo nie będzie żadne, a nie delikatne. - wysupłał z sakiewki dodatkową kwotę i wziął w ręce pudełko. Pickles otworzył szerzej oczy. - Pickles pomoże. Pickles zna się na ptakach! - sapnął, na co Atlas uśmiechnął się szerzej. Nowy przyjaciel miał się bowiem okazać nie tylko podopiecznym, ale być może drogą ratunku i pracy nad sobą małego skrzata Ogórka, któremu może właśnie tego było trzeba, by pokonał swój żal i poczucie beznadziei po wydarzeniach w Avalonie.