Ogród znajduje się na obrzeżach miasta, granicząc z jednej strony z dżunglą. Część wykopalisk obejrzeć można na otwartym terenie okolic miasta, a pozostałej trzeba szukać w lesie. Ponoć największe znaleziska zakopane są głęboko w sercu dżungli i jeszcze nieodnalezione przez tutejszych archeologów. Największych pasjonatów archeologicznych wykopalisk zainteresować więc może wycieczka w nieznane w głęboki las. Oznaczone ścieżki ogrodu sięgają jednak tylko do już odkrytych, blisko obrzeży miasta rzeźb i niewielkich konstrukcji skalnych.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Znała to miejsce, choć jedynie ze słyszenia. Lubiła czasem zaszyć się gdzieś, z daleka od ludzi, od wszystkiego. Mając za towarzystwo jedynie piękne rośliny albo tajemnicze zwierzęta, jakich nigdzie indziej nie widziała. Choć najczęściej wybierała do tego plażę, tam niestety także nie dało się pobyć w samotności. Zaszła do ogrodu spory kawał czasu przed umówioną godziną. W sumie zastanawiała się, czy tak naprawdę nie zanudza tylko Shane'a, w końcu kto by chciał ciągle wysłuchiwać czyichś smutków. Nigdy by się przed sobą nie przyznała, że go potrzebowała, no bo... Bo to było dziwne i tyle. Miała ochotę nawet pobawić się w archeologa i zaszyć głębiej w dżungli, by znaleźć to, co zapewne magia chroniła przed wścibskimi oczami. Choć to skrywała, zawsze czuła chęć, która ciągnęła ją ku przygodom. Po prostu wolała być taką, jaką widzieli ją inni - trochę nieogarnięcia, ale bardzo grzeczna i urocza dziewczyna. Nawet sprawiało jej przyjemność takie utrzymywanie pozorów. Przysiadła na jakiejś na wpół odgrzebanej kolumnie, nie sprawdzając nawet czy nie pobrudzi sobie tyłka piachem. Oparła się łokciami o kolana i czekała na chłopaka, mając nadzieję, że nie będzie się z nią droczył i naprawdę przyjdzie o szesnastej. Nie wierzyła w to, że on nie miał jej niczego do powiedzenia, w końcu wychodził chyba ze swojego domku i coś robił. Może i napisała mu w liście, że jest interesującą osobą, ale tak naprawdę wcale tak nie uważała. Raczej była pewna, że szybko wszystkich nudzi.
Shane miał dużą ochotę, by sprawdzić słowa Naeris i przyjść z lekkim opóźnieniem. Niestety, powstrzymał go jego honor - zwyczajnie nie mógł pozwolić czekać jakiejś kobiecie. Nie z premedytacją. Wcześniej nie słyszał o Ogrodzie Archeologicznym, ale w sumie nie miał zbyt wielkiej ochoty na zwiedzanie. Nic dziwnego, nie był wielkim fanem chodzenia po zabytkowych miejscach i wysłuchiwania historycznych faktów. Mimo to, cieszył się, że Naeris wybrała takie miejsce. Przesiadywanie na plaży było faktycznie fajne, ale mało prywatne... A przy Sourwolf Shane miał tendencję do opowiadania wszystkiego z najdrobniejszymi szczegółami. To było dla niego niespotykane. Zwykle się nie zwierzał. Ba, nawet nie lubił, gdy inni to robili! Z kolei blondynki potrafił słuchać godzinami. - Witam. - rzucił, podchodząc do siedzącej na jakimś kawałku gruzu dziewczyny. - Jesteś dumna? Nie spóźniłem się. - pochwalił się, unosząc dumnie głowę.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
I dlatego właśnie tak bardzo ceniła sobie rozmowy z Carswellem. Mogła w nich mówić to, co chce, wyrażać swoje myśli. To niesamowite uczucie, gdy ktoś cię słucha i możesz mu powiedzieć, co ci leży na wątrobie. Naeris musiała przyznać, że przyzwyczaiła się do tego, że mogła na chłopaka liczyć. Rzadko kiedy tak na kimś polegała, miała więc nadzieję, że się nie zawiedzie. Naeris w przeciwieństwo do Shane'a nie miała nic przeciwko, gdy ktoś jej się zwierzał. Przyzwyczaiła się do tego, bo zawsze robiła za podporę. Nauczyła się dzięki temu, jak pomagać innym. Szczerze, to wziął ją trochę z zaskoczenia, bo się właśnie pogrążyła w głębokich zamyślaniach. A tu nagle usłyszała jego głos. - Gotowy na przyjemne spędzenie wieczoru z opowieściami o morderczych dywanach? - uśmiechnęła się do niego lekko, unosząc jeden kącik ust. - Chyba, że się boisz, to możesz wracać do domków. Zabawne, nigdy nie zachowywała się zaczepnie, ale przy tym Ślizgonie jakoś samo to przychodziło. Spojrzała na słońce, które stało wysoko na niebie. Czy własnie zasugerowała mu, że spełni z nią jakieś kilka godzin? Nie była aż taką gadułą, choć nie miałaby w sumie nic przeciwko. Jak na razie w Ogrodzie było spokojnie, żadnych turystów ani tubylców. - No rzeczywiście, wielki wyczyn. - powiedziała, przewracając oczami. Nie mogła przecież tak często łechtać jego ego, bo jeszcze by się puszył.
Shane poszedł na spojrzeniem Naeris na pozycję słońca. Nie miał problemu ze spędzeniem z nią większej ilości czasu, a wręcz cieszyła go ta możliwość. Naturalnie, nigdy by nie przyznał, jak bardzo lubił blondynkę... Ale co zrobić? Po prostu sprawiało mu przyjemność siedzenie z nią. - Masz mnie za tchórza? - pokręcił głową z dezaprobatą. Może i o Ślizgonach chodziła niezbyt pochlebna plotka, ale on sam wolał uważać, że potrafi zachować zimną krew w różnych sytuacjach. Miał też nadzieję, że nie będzie musiał tego nigdy testować... Jest różnica między odwagą, a głupotą. Zresztą, kto by się bał opowieści? I to o dywanie? - Zacznij już opowiadać, słoneczko. Te mordercze dywany mnie niepokoją i fascynują jednocześnie. - przyznał z rozbawieniem w głosie. Chłopak przeczesał palcami włosy i wbił pełne zainteresowania spojrzenie w swoją towarzyszkę. No, ten wieczór zapowiadał się ciekawie...
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris nawet nie oczekiwała, by się kiedyś przyznał. Właściwie co by to zmieniło? I tak dobrze wiedziała, że ją lubi, w końcu jeśli nie, to nie spędzałby z nią czasu. Prosta logika. Choć zawsze uwielbiała usłyszeć od kogoś jakieś miłe słowa, nie przeszkadzało jej, jeśli ktoś tak jak Shane zamiast tego wolał jej dogryzać. Choć to "słoneczko" serio wkurzało! - Mam cię za kogoś rozsądnego. Często. Czasami. Rzadko... No tak raz czy dwa ci się zdarzyło. - nie widziała nigdy Shane'a w sytuacji, która wymagałaby szybkiej decyzji, więc co prawda nie wiedziała, czy rzeczywiście jest odważny albo czy naprawdę potrafi być rozsądny. Ciekawe, co jeszcze fascynuje go i niepokoi jednocześnie. Oczywiście, nie spytała o to, bez przesady. - To siadaj, to nie będzie krótka opowieść. - ostrzegła go, wskazując miejsce obok siebie. Nawet przetarła je lekko, by zgarnąć z niego choć trochę tego całego brudu. - Zaczęło się w sumie od tego, że poszłam odnaleźć te ruiny, o których wspominałam. Na początku miałam zamiar wejść do środka świątyni, wiesz, wejście było odrobinę zawalone, ale dało się swobodnie zejść głębiej. Tyle, że... znam trochę ten magiczny świat, a wtedy miałam naprawdę złe przeczucie. Byłam wtedy z moim krukiem. Nagle poleciał prosto do tej świątyni, więc poszłam za nim. Szukałam go jakąś godzinę, gdy nagle dosłownie coś mnie zaatakowało. I okazało się, że to DYWAN. Taki zwykły, przytwierdzony do ściany. Chyba chciał mnie owinąć, jak naleśnika i zostawić w tej świątyni na zawsze. Pobiegłam więc z powrotem, ale już nijak nie mogłam znaleźć wyjścia. Przy okazji wpadłam na jakąś zapadnię, wylądowałam w diabelskich sidłach. Nawet nie wiesz, ile tam się działo, dosłownie na każdym kroku pułapki. Okazało się, że mój przyjaciel, wiesz, ten James - dziwnie jej było określić go jako właśnie TEN James. Przez cały czas mówiła z fascynacją, bo mimo że ta historia sprawiła, że nadal miała guza na głowie i zgubiła swój ulubiony kapelusz, to wspominała ją z uśmiechem. - poszedł tam za mną... Trafiliśmy znowu na zapadnię do jakiegoś pokoju. Okazało się, że to ruchome piaski. Dobrze, że pamiętałam o zaklęciu, które odepchnęło od nas ziarenka. W końcu spadliśmy na jakieś wazony, rozbiliśmy je przy okazji. Ale najlepsze, że kruk się odnalazł. Z całych tych ruin wyciągnął nas jakiś nieznajomy Gryfon, którego swoją drogą chyba trochę przestraszyliśmy. Wyobraź sobie takich dwóch brudnych, obdartych ludzi, którzy gadają od rzeczy. A ten dywan swoją drogą powrócił! Jak byliśmy już przy wyjściu to się na nas rzucił. Jednak udało nam się uciec. A była już północ. Skończyła swoją historię i przyjrzała się uważnie Shane'owi, by sprawdzić jego reakcję. Zajrzała mu przy tym w jego piwne oczy. Nie wiedziała, czy to było w ogóle interesujące. Dziwne i szalone na pewno. Dlaczego miała wrażenie, że takie przygody zdarzały się tylko jej? Oparła się wygodniej o kolumnę. - Teraz ty się czymś podziel. Może być coś mniej ciekawego. - znów lekko się uśmiechnęła.
- Ale ty się chwilami robisz zaczepna... - Shane westchnął z niedowierzaniem i przysiadł obok dziewczyny. Oczywiście, że to uwielbiał. Wiedział, że Sourwolf przy innych jest łagodniejsza i podobało mu się to, że przy nim potrafiła się odpowiednio odgryźć. Cóż, każdy ma swój typ. W trakcie słuchania opowieści chłopak po prostu patrzył na swoją towarzyszkę, obserwując ekspresje pojawiające się na jej twarzy. Same wydarzenia były tak magiczne i dziwne, że nawet dla czarodzieja brzmiały niedorzecznie. - Niesamowite. - podsumował krótko, obracając w palcach podniesiony z ziemi kamyczek. - U mnie nie działo się właściwie nic ekscytującego. Pływałem trochę... I w sumie tyle. Poczuł się głupio, jakby wychodził na nudziarza. Ale nie oszukujmy się - co przebiłoby historię o morderczym dywanie?
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Nie miała nic przeciwko przekomarzaniu się z osobą, którą naprawdę lubiła. Czysta przyjemność w lekkich docinkach, czasem nawet dwuznacznościach, potrafiących sprawić, że zaczerwieni się z zażenowania. Zawstydzić ją było bardzo prosto. Zwykle tego nie lubiła, dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że to podobno urocze, ale ona po prostu wolała mieć choć odrobinę kontroli nad sytuacją. Kiedy nie wiedziała co zrobić, plątała się w swoich czynach. Naeris doceniała to, że jej rozmowy z Shane'm były tak pełne swobody. - Przeszkadza ci to? - spytała, udając, że niezbyt dba o to, jaka będzie odpowiedź. Tak naprawdę chciała usłyszeć, co ten chłopak myśli. Tak rzadko otwierał przed kimś swój umysł. Nie tylko wydawał się tajemniczy, Shane po prostu był tajemniczy. Wiedziała o nim więcej niż inni, a mimo to dalej ma wrażenie, że wie bardzo mało. Dla Krukonki ważne było nie tylko odkrywanie, ale także rozumienie tego, czego nie znała wcześniej. - Bo wiesz, zawsze mogę być po prostu miła i uprzejma. - i nudna, dodała w myślach. No cóż, jej samoocena nie pozwalała na jakieś wywyższone poczucie własnej wartości. Co prawda, nie uważała się za kompletnie beznadziejną i bezbarwną postać, ale też wcale nie uważała, że mogłaby kogoś fascynować. Ot, zwykła, prosta dziewczyna. Czując na sobie jego intensywny wzrok, poczuła, że lekko się peszy. Więc zamiast patrzeć w jego oczy przeniosła spojrzenie na palce Shane'a, obracające kamyk. Zabawne, on zawsze musiał coś robić z rękoma? Nie żeby ją to denerwowało, bo kompletnie nie. Nagle przyszło jej do głowy, że Carswell dość często jest zdystansowany, nie wyobrażałaby sobie, żeby mógł ją od tak przytulić. Wydawało się, że niepotrzebne mu są czułości, choć... miała też wrażenie, że to jedynie pozory. Przestała wreszcie analizować jego osobowość. - Tylko tyle? Właśnie opowiedziałam ci najbardziej niesamowitą historię z mojego życia. - ułożyła usta w podkówkę, trącając delikatnie ramię chłopaka. Nawet gdyby chciała, to pewnie nie umiałaby uderzyć tak, żeby go zabolało. Kiedy wspomniał o pływaniu Naeris pomyślała, że też chętnie zanurzyłaby się w jakimś jeziorze albo nawet morzu. Tylko, że ciężko było znaleźć miejsce bez turystów, zwłaszcza mugolskich, których mógłby zdziwić magiczny tatuaż na plecach dziewczyny... Konkretnie to, że te skrzydła poruszały się, jakby naprawdę miały unieść jasnowłosą. - Daj spokój. Nikogo nie poznałeś? Nigdzie nie wychodziłeś? Nie znalazłeś żadnego ciekawego miejsca? - zarzuciła go pytaniami, chcąc by on też o czym opowiedział. Przecież wychodził z domku, nie zaszywał się w nim ciągle.
Tajemniczy? Shane nigdy nie myślał o sobie w ten sposób. On sam uważał się za osobę pełną sprzeczności, a co więcej - często po prostu nie potrafił zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje. Czy to w jego życiu, po prostu głowie, emocjach... Gubił się w tym nadzwyczajnie często. W chwilach słabości zrzucał winę na fakt, że się nie zwierzał, ale przecież da się z tym żyć! Może po prostu zbyt często odganiał od siebie trudne myśli. To skłaniało je do powracania. - Przeszkadza? Chyba żartujesz. - zaśmiał się nieco sarkastycznie, patrząc na blondynkę z niedowierzaniem. Czy ona nie znała jego typu? Przecież ze zwykłą, nudną dziewczyną nie wytrzymałby pięciu minut. W Naeris uwielbiał właśnie to, że zawsze potrafiła go zaskoczyć. Z pozoru delikatna, dziewczęca i wrażliwa, była w stanie odpowiedzieć mu ostro z tym swoim ciętym językiem. Co z tego, że zazwyczaj zaraz potem robiła się czerwona jak burak ze speszenia? - Nie rób takich minek, Naeris. W moim życiu po prostu nie dzieje się zbyt wiele ciekawych rzeczy. - wyjaśnił, nie mogąc powstrzymać się od dodania nutki żalu do swojego naturalnego tonu głosu. Teraz, gdy nasłuchał się opowieści Sourwolf, nagle dotarło do niego, jak bardzo nudne jest jego życie. Był zwykły, przeciętny, nijaki, bez szans. Nic dziwnego, że jego względnie dobry humor natychmiast poszedł w niepamięć. - Mam ci mówić o każdej osobie, z którą się spotykam? Pływałem z jedną dziewczyną, chyba przyjezdna. Nie rozmawialiśmy za dużo. - oświadczył trochę zbyt oschle, choć zgodnie z prawdą. Nie poruszał z Esmeraldą tematów szkoły, czy po prostu nauki. Raczej prowadzili tak zwaną gadkę-szmatkę, czyli trochę o niczym. Zerknął na swoją rozmówczynię i poczuł się źle z tym, że przelewał na nią swoje rozgoryczenie. Te jej wielkie, przejrzyste oczy, potrafiły go kompletnie odmienić. Nawet jeśli nie pokazywała mu aktualnie żadnych potężnych emocji. - Chyba muszę po prostu trzymać się bliżej ciebie. Może wtedy spotka mnie coś ciekawego. - dodał, pół-żartem, pół-serio. Nagle poczuł, że budzi się w nim nowy pomysł, który gotów był spełnić od razu, właśnie dla Naeris. Jeszcze nie wiedział jak, ale narodziła się w Shane'ie jakaś wewnętrzna potrzeba, aby ruszyć do działania. To tak, jakby odżyły w nim nowe pokłady entuzjazmu. Koniecznie musi stać się mniej nudny!
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris też często miała tak, że już sama nie rozumiała, co się dzieje. Historia stawała się jeszcze ciekawsza, jeśli wiedziało się, że przez niemal całe życie Sourwolf nie przeżywała żadnych przygód. Można było powiedzieć, że wiodła życie najnudniejsze z nudnych. W miarę upływu lat wydarzeń przybywało, czasem nawet mogła przyznać, że jednak było ciekawie. A gdy zaczął się jej ostatni rok w Hogwarcie, wszystko niemal runęło. Po prostu fala nowych znajomości, dziwacznych wypadków, szaleństw i zupełnie nowych doznań runęła na nią z niezwykłą siłą. W ogóle nie była na to przygotowana i może dlatego się zgubiła. Ale liczyła się teraźniejszość. A ona zdecydowanie zwolniła. A może to Naeris po prostu przyzwyczaiła się do nowego pędu jej życia? Gdyby chciała, mogłaby Shane'owi przytoczyć jeszcze mnóstwo innych anegdot, śmiesznych i tych przykrych. Dostrzegła jednak, że pewnie tylko utwierdziłaby go w przekonaniu, że on sam jest nudny. - Oczywiście, że żartuję. - żachnęła się trochę teatralnie. - Ale czasem mógłbyś trochę mniej się tak na mnie oburzać, Shane. Wiesz, że po prostu lubię cię denerwować. Posłała w jego stronę lekki uśmiech, ale się nie rozchmurzył. Przestała więc się wydurniać i oparła łokcie o swoje kolana, a na nich głowę. Dobrze rozumiała uczucia innych, więc bez trudu rozpoznała, jakie emocje kłębiły się teraz w chłopaku. Zastanowiła się, czy na pewno dobrze zrobiła, opowiadając tamtą historię z takim entuzjazmem. No bo... w sumie to się trochę spodziewała, że Shane albo się z niej trochę pośmieje, albo rzuci jakiś zgryźliwy komentarz, albo podsumuje wszystko w takich słowach, że nigdy już nie spojrzy na tę opowieść tak samo. - Czasem wyłazi z ciebie zgorzknialec. - stwierdziła z westchnieniem, patrząc na niego i zastanawiając się, czy go tymi słowami nie rozzłości. - Nie. Chcę po prostu słyszeć co u ciebie, nawet jeśli miałbyś mi opowiadać, czy jakaś małpa nie wlazła do twojego domku, czy śniadanie było dobre, czy śniło ci się coś niecodziennego, czy nie spadł ci na głowę w dżungli jakiś robal albo czy widziałeś jakiegoś wyjątkowo dziwnego tubylca. Możesz uważać, że to zwykłe drobnostki, ale one też są ciekawe. A jeśli w życiu Carswella nie działo się KOMPLETNIE NIC to cóż... Mogła słuchać nawet o tym, co ostatnio czytał. Bo sam jego głos, jeśli nie zawierał tej nutki żalu, był przyjemny dla ucha Naeris. Swoją wypowiedź podsumowała lekkim westchnieniem. Czasem ciężko było się z nim dogadać, ale to też ceniła. Nie zamierzała tracić dobrego humoru, bo liczyła na to, że w końcu i Shane się nim zarazi, na tyle by znów był sobą - złośliwym lecz w gruncie rzeczy przecież dobrym chłopakiem, którego tak polubiła. - To bym ci odradziła. - parsknęła krótko śmiechem. - Do mnie ciągną wyłącznie kłopoty. Nawet nie chciała się dłużej namyślać, co miał na myśli, mówiąc "trzymać się bliżej ciebie". Po prostu uznała, że brak w tym jakichś dwuznaczności. Przez chwilę zamyśliła się mocno, próbując wymyślić coś, co by mu poprawiło humor. - Dobra, słuchaj, Shane. - wstała i nie czekając, chwyciła jego dłoń i pociągnęła w górę, by podniósł swój tyłek. W jej oczach rozpłomienił się blask. Chyba po raz pierwszy sama z własnej woli ciągnęła kogoś na przygodę. Fascynujące i takie... hmm, nierozsądne. - Widzisz tamtą ścieżkę? - pokazała mu palcem, o czym mówiła. Zarośnięta, kręta droga niknęła wśród na wpół odgrzebanych rzeźb i posągów. - Przejdźmy się, może odnajdziemy jakąś tajną dźwignię, która zaprowadzi nas do ukrytych podziemi. Powiedziała to wszystko żartobliwie, ale już szła naprzód, stąpając pewnie po trawie. - No chodź, czas na to, by w twoim życiu się coś zadziało!
Shane wcale nie czuł się lepiej z faktem, że Naeris wyglądała, jakby w pełni rozumiała jego nastrój. Nie chciał być zgorzknialcem i nie chciał psuć jej humoru, ale jak zwykle - wszystko szło dokładnie nie po jego myśli. Cóż, chyba po prostu był pechowcem. - Zauważyłem, Nae. Robisz to z niesamowitą łatwością. - zażartował sztucznie, nieco z trudem. Wciąż nie mógł odzyskać dobrego humoru i zaczynał denerwować się za to na samego siebie. Jeszcze Sourwolf miał psuć dzień? Tego już chyba za wiele... - Żadne małpy mnie nie napastowały, śniadanie zjadłem znikome, snów nie miałem, robaków unikam, a tubylcy wszyscy są równie dziwni. - podsumował, zgodnie ze wskazówkami przyjaciółki. Chyba musiało być z nim naprawdę źle, skoro nie miał nawet pomysłów na cięte riposty. Zwykle same wskakiwały mu na język, przez co z łatwością mógł się wyzłośliwiać. Teraz jednak czuł się potulny jak baranek... Naeris chyba łagodnie przyjęła jego stwierdzenie, o trzymaniu się blisko. Rzucił je dość luźno, niby mimochodem, ale reakcja dziewczyny bardzo go interesowała. Najwyraźniej nie wzięła tego za bardzo do serca, a już na pewno nie pomyślała sobie, że chłopak faktycznie mógłby chcieć być... Bliżej. I nie wiadomo czemu, ale Shane stwierdził w myślach, że trochę go to zawiodło. - Co? - wyrzucił z siebie, wyrwany brutalnie z zamyślenia. Naeris trzymała go za rękę, a była to jedna z największych bliskości, jakie kiedykolwiek ich spotkały. Nie był typem, który witał znajomych buziakiem w policzek, nie obejmował smutnych przyjaciół i zdecydowanie nie chodził z nikim za rękę. A teraz po prostu owinął delikatnie palce dookoła drobnej dłoni blondynki i podniósł się, namawiany przez nią i gestami i słowami. - Ukryte podziemie, poważnie? - powiedział z niedowierzaniem, po czym ni stąd ni zowąd roześmiał się. Tak po prostu, szczerze, z głębi serca. Bo co mógł zrobić? Kiedy ta energiczna istotka uśmiechała się i ciągnęła go do przodu, nie miał innej opcji, jak podążać za nią, wykrzesując z siebie resztki entuzjazmu. Czas na przygodę...
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
- Wszystko przychodzi mi z niesamowitą łatwością! - odparła z krótkim prychnięciem, ale i tak uśmiechała się szeroko. W sumie to czy właśnie teraz nie kłamała? Mówiła to żartobliwym tonem, jedynie udając nadąsanie, ale wcale nie uważała, że tak naprawdę jest. Zaczęła się nad tym zastanawiać głębiej, przy czym jej twarz nabrała zamyślonego wyrazu. - Da się kłamać nieświadomie? - palnęła nagle, choć raczej wolała go o to nie pytać. Głupie, pewnie tylko wzbudzi jakieś podejrzenia i pytania, a tak naprawdę nie chodziło jej o nic wielkiego. Szczęście, że Shane nie był aż tak wścibski i ciekawski. Widziała doskonale, że chłopak stara się nie wyjść na totalnego gbura, ale nie za bardzo wychodzi. Zdecydowanie się jednak zachowywać, jakby w ogóle tego nie zauważała. Albo go tym zirytuje bardziej albo w końcu sprawi, że naprawdę odzyska humor. Wierzyła też, że nigdy nie przekroczyła tej granicy, między przekomarzaniem się, a naprawdę zdenerwowaniem Ślizgona. Cóż, gdyby Naeris zmieniła swój tok myślenia z "nikt się we mnie nigdy nie zakochał, więc pewnie miłość nie jest mi przeznaczona" to może inaczej by odbierała wszelkie pytania czy drobne gesty. Ale zbyt mocno zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo niedoświadczona jest w tak prostych sprawach, jak np. flirtowaniu. Krukonka uważała, że każdy postrzega ją jako przyjaciółkę i nic więcej. Nie miała bladego pojęcia, że Shane naprawdę mógł dostrzec coś jeszcze. Dopiero kiedy poczuła, że zacisnął palce na jej dłoni, zorientowała się, co zrobiła. Sama z siebie złapała chłopaka za rękę, to już w ogóle było coś niesamowicie dziwnego, jak na tę jasnowłosą dziewczynę. I nagle dotarło do niej, że to wcale nie jest takie złe i nie peszy jej aż tak bardzo. Tylko tak ociupinkę. - Tak! Pełne dziwacznych stworzeń, które chcą wessać twoją zepsutą duszę, Carswell. - odparła, usiłując zachować poważną minę, ale słysząc, jak wybucha śmiechem, sama szeroko się uśmiechnęła. Naprawdę cieszyła się, że udało jej się go rozśmieszyć. Zwolniła trochę, bo zauważyła, że roi się tu od wystających kamieni, na wpół zakopanych w ziemi. Zobaczyła zwaloną kolumnę, której części ktoś odłupał. Naprawdę nie spodziewała się wielkich przygód, w końcu co miało ich tu spotkać, w ogrodzie, który odwiedzają tylko nieliczni turyści? Najwyżej spotkają jakiegoś mugola, Naeris umiała wybąkać parę zdań po hiszpańsku. Nie myśląc wiele (co swoją drogą, było w jej stylu) wskoczyła na kolumnę, nadal trzymając dłoń Shane'a. Drugą wyprostowała wzdłuż swojego ramienia i zaczęła powoli i ostrożnie iść naprzód. - To co, znalazłeś już jakąś dźwignię? - spytała, uśmiechając się do chłopaka. Dobrze, że mogła trochę polegać na jego bliskości, w razie jakby miała spaść, to chyba by ją złapał. Niebawem kolumn zakończyła się i Naeris znów znalazła się na ziemi. Nagle zobaczyła coś za plecami Shane'a i roszerzyła szeroko oczy. Położyła szybko palec na ustach, nakazując chłopakowi ciszę i wskazała piękną, kolorową papugę. Przyjrzała się jej zielonym piórkom z zachwytem. Przysiadła na jednej z luźno zwisających gałęzi. Przez chwilę wpatrywała się w nią i dostrzegła, że przylatuje druga i siada tuż obok pierwszej. Naeris przypomniała sobie, że przecież wzięła ze sobą kanapkę i teraz sięgnęła do swojej torby. Wszystko robiła na tyle ostrożnie, by nie spłoszyć zwierzątek. Oderwała kawałek miękkiego chleba i podała Shane'owi. - To twoja przygoda. Może zjedzą ci z ręki. - szepnęła i szturchnęła go delikatnie w ramię z uśmiechem.
Shane czuł się trochę, jakby wrócił do dzieciństwa. Beztroskie skakanie, chodzenie po kolumnie jak po kładce... Naeris chyba bardzo zależało na poprawieniu mu humoru. I chyba właśnie fakt, że tak się na to uparła, stopił lekko jego zimne serduszko. Wciąż trochę bolała go świadomość, że blondynka kompletnie nie zwracała uwagi na drobne gesty, które dla niego były czymś niezwykłym. - Jasne, że da się kłamać nieświadomie. - przytaknął. Był fanem szczerości, ale chyba każdemu zdarzyło się raz na jakiś czas nagiąć fakty. Był ciekaw, co chodzi Krukonce po głowie, ale z jakiegoś powodu postanowił nie wypytywać. Nie wyglądała, jakby chciała dzielić się z nim swoimi myślami - dobrze znał tą jej zamyśloną minę. Stwierdził po prostu, że gdyby chciała mu o czymś powiedzieć, to by to zrobiła. - Hej, moja dusza wcale nie jest taka zepsuta! - zawołał z rozbawieniem, rozglądając się ciekawie. Masa rupieci, jakieś napoczęte wykopaliska, dużo zieleni. Nic nadzwyczajnego, trochę historycznego otoczenia i tyle. Shane miał problem ze znalezieniem czegokolwiek, dźwigni czy nie dźwigni, po jego uwagę notorycznie przyciągała Naeris. Nie robiła nic szczególnego - rozglądała się, poprawiała włosy, uśmiechała się. Po prostu przyjemnie się na nią patrzyło. - Dźwigni brak. - westchnął, ale dziewczyna już zdążyła się rozproszyć. Podążył za jej wzrokiem i dostrzegł dwie zjawiskowe papugi. Ich ubarwienie było niesamowite, piórka jakby lśniły w słońcu. Carswell, zwykle niezbyt czuły na uroki natury, teraz musiał przyznać, że ptaki zachwyciły go swoim wyglądem. - Albo zjedzą mi rękę... - dodał cicho, biorąc kawałek chleba i przysuwając się bliżej papug. Bał się, że je spłoszy - Naeris by go wtedy chyba zabiła. Musiał być delikatny i ostrożny, wiedział że blondynka kocha zwierzęta. - Wiesz, że ptaki tak naprawdę nie powinny jeść zbyt dużo chleba? To im szkodzi. - rzucił jeszcze, odruchowo ściszając głos. Jedna papuga już go zauważyła, przyglądała się jego zbliżającej powolutku dłoni z przekąską. Shane naprawdę miał nadzieję, że jego palce nie wyglądały zbyt smakowicie. I co mógł poradzić? Rozparła go duma, gdy dwa dzioby zacisnęły się na kawałkach pieczywa, skrzętnie omijając jego kończynę. - Ha! Udało się! - zawołał nieco głośniej, zerkając z zadowoleniem na Naeris. Zaraz jednak obejrzał się szybko, aby sprawdzić, czy jego krzyk nie wystraszył ptaków. Na całe szczęście, siedziały w tym samym miejscu co wcześniej, kłapiąc dziobami.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Sukces! Wiedziała, że jak się uprze to potrafi. Wystarczyło trochę samozaparcia i pomysłowości, by natychmiast wzbudzić w Carswellu te cieplejsze uczucia. Nie przeszkadzała jej tak bardzo jego skrytość, choć znacznie bardziej wolała, gdy chętnie z nią rozmawiał i często się śmiał. Może dzięki niej to będzie częstszym zjawiskiem. Potrafiła wpływać na ludzi bardzo pozytywnie, może dlatego tak wielu ją lubiło... niektórzy też właśnie dlatego się do niej zniechęcili, ale co poradzić, są różne typy ludzi. Niektórzy po prostu nie chcą być szczęśliwi. - Z tego, co zauważyłam ty raczej mało kłamiesz. - albo po prostu akurat mnie nie okłamujesz - pomyślała od razu po wygłoszeniu swojego zdania. W końcu dlaczego miałby to robić? Obowiązywała ich niepisana umowa, która nakazywała zachowywać wszystkie ich zwierzenia w sekrecie. Przestrzegali jej oboje i to dzięki temu wszystko stawało się tak wygodne. Ta ich "terapia" polegająca wyłącznie na rozmowach przez te lata... Teraz wybrali się gdzieś razem, po raz pierwszy w ogóle. Niesamowite, ale Naeris bardzo szybko to polubiła. - Jest przeżarta przez siły ciemności i przesiąknięta złem! - odparła, patrząc na niego rozbawiona. Czasami zauważała jego krótkie spojrzenie, ale głównie zbyt szybko rozpraszało ją ich otoczenie. Parę razy tylko ich oczy spotkały się, a Naeris przyłapywała się, że nie umie długo spoglądać w jego piwne źrenice. Gdyby tylko była odrobinę śmielsza, mogłaby mu nawet zaproponować patrzenie sobie w oczy przez dziesięć sekund. Ale o tym, by zrobiła tak odważny krok, można było pomarzyć. Cóż, Shane'owi pewnie ciężko nadążyć za tak entuzjastycznie do wszystkiego nastawioną dziewczyną, która chciałaby przekazać swoje dobro wszystkiemu, co żyje. Wpatrywała się w ptaki urzeczona, ale jeszcze bardziej przyglądała się Ślizgonowi, gdy zbliżał się ostrożnie do papug. Naprawdę chyba zależało mu, by ich nie spłoszyć. Widziała wyraźnie, jak stworzenia stroszą swoje piórka i przyglądają mu się ciekawie. Na pewno przyzwyczaiły się do towarzystwa turystów. - Nie wyglądają na mięsożerne. - spróbowała go pocieszyć, choć właściwie nie znała się na papugach. - Wiem, ale nie mam żadnych ziaren... - mogła o tym pomyśleć, w końcu lubiła dokarmiać ptaki, rzucając im jakieś ziarenka słonecznika czy nawet pestki z owoców. Od kawałka chleba raczej nic im się nie stanie, wyglądały na bardzo zdrowe osobniki. I przepiękne. - Widzę! - odparła, śmiejąc się cicho z podekscytowania chłopaka. Naprawdę jak dzieci. Przysunęła się bliżej, obserwując jak ptak kończy jeść z ręki Shane'a. Przez chwilę zwierzątka zajmowały się sobą, po czym wzbiły się w górę z głośnym trzepotem skrzydeł. Naeris powiodła za nimi spojrzeniem, aż zniknęły w liściach drzew. Skrzyżowała ramiona, ruszając powoli naprzód wraz z chłopakiem. Naprawdę też czuła dumę z tego, że udało mu się znaleźć tak blisko. - Swoją drogą, jak tam Thorne? - spytała, sięgając dłonią, by odgarnąć jakąś wyjątkowo niską zwieszoną gałąź. Nie poczuła, jak na jej włosy spada drobny listek, po prostu pochyliła bardziej głowę. - Och, tam już chyba nie wolno wchodzić. - wskazała drobny, niski płotek, za którym widać było dużo gęstsze zarośla, przez które wiodła jeszcze węższa ścieżka. Jakiś znak głosił coś po hiszpańsku, pewnie "Uwaga! Nie wchodzić". Ale równie dobrze mógłby znaczyć "Druga część ogrodu". Spojrzała pytająco na Shane'a. Może on znał ten język?
Shane wzruszył lekko ramionami, coraz bardziej zaciekawiony, o czym też Naeris tak myśli. Poruszanie kwestii prawdy i kłamstwa raczej pozostawione jest na samotne wieczory, spędzane przy oknie i z kubkiem dobrego napoju w ręku. Ona jednak bardzo intensywnie chyba potrzebowała pomocy z czymś, co trapiło ją właśnie teraz - jeszcze przecież w ciągu dnia, na spacerze z... No, z nim. - Wolę szczerość. Jest jakiś szczególny powód, dla którego pytasz? - zainteresował się w końcu. Mogła przecież spokojnie z tego wybrnąć i uniknąć odpowiedzi, a on nie zamierzał naciskać. Po prostu jakaś wewnętrzna ciekawość zmusiła go do pokazania Sourwolf, że obchodzi go coś, co ją trapi. Carswell mógł kłócić się dalej na temat swojej duszy, ale jedynie skwitował to pełnym powątpiewania parsknięciem. Przeżarta przez siły ciemności? Raczej wyobrażał ją sobie jako mroźny obłok, pełen wirujących, ostrych odłamków lodu, będących swojakim zabezpieczeniem. Ciemność oczywiście też tam była - gdzieś wgłębi tej chłodnawej chmurki znajdowały się mroczniejsze elementy, które były niemal w pełni zakryte zbitymi kawałkami lodu. Cóż, jego dusza zdecydowanie nieco się ocieplała, gdy spotykały go tak przyjemne rzeczy, jak dokarmianie pięknych ptaszków, albo wywołanie jednego z tych cudownych uśmiechów na twarzy Naeris. Gdy tak cieszyli się jak małe dzieci, coś kompletnie podkusiło go, aby nieco się przechylić i po prostu ją przytulić. Miał wrażenie, że dla niej nie byłoby to nic dziwnego... Ot, przytulas. Przyjacielski przytulas. Powstrzymał się, z dużym trudem. To nie było w jego stylu, czułby się z tym dziwnie. Z jednej strony chciał spróbować, Naeris zasługiwała na prawdziwego przyjaciela - nie jakiegoś ponurego gbura, który unika bliskości. Przy okazji tak naprawdę by jej podziękował. Z drugiej strony jednak, czuł że jeśli już to zrobi, to będzie chciał to powtórzyć. I bał się, że odbiorą ten gest zupełnie inaczej. Modląc się, że blondynka nie zauważyła jego zawahania, ruszyli dalej. Chłopak zauważył, jak na głowę jego towarzyszki spada mały listek i chwilę zastanawiał się, czy wyjmować jej go spomiędzy włosów. Pasowało jej to - taki naturalny wygląd! Jakby dopiero co wyrwała się z buszu, po kolejnej szalonej przygodzie. - Nie jesteśmy razem w domku, ale wydaje mi się, że u Thorne'a wszystko w porządku. - odparł, wyplątując listek z jej włosów i odrzucając go na bok. Uśmiechnął się lekko przy tym. Lubił fakt, że Naeris przyjaźniła się z jego bratem bliźniakiem. On sam miał z nim przecież naprawdę niezłe kontakty - nawet, jeśli się do tego nie przyznawał. Shane wbił wzrok w tabliczkę widniejącą obok węższej, odgrodzonej ścieżki. Nie znał hiszpańskiego właściwie w ogóle - mógłby conajwyżej policzyć do dziesięciu, przywitać się albo podziękować. Nie był nawet pewny, czy umie się przedstawić. W każdym razie, znak nie wyglądał wcale na ostrzeżenie, czy poważny zakaz. Chłopak wiedział, że Hiszpanie stawiają wykrzykniki po obu stronach zdania - ten pierwszy odwrócony, co zawsze go fascynowało. Skoro nie widział tu niczego takiego, to nie było to chyba nic groźnego, prawda? Płotek jednak był nieco bardziej niepokojący - niby niski, na tyle by dało się przez niego bez problemu przejść... Ale furtki nie było. Przygoda to przygoda. Najwyżej zginę w dziczy, ale z uśmiechem na ustach! Pokrzepiony tą myślą, przeskoczył płotek i wyprężył dumnie pierś, zerkając wyczekująco na Naeris. - Jak jakoś dałem radę wejść. - zauważył wesoło, powoli podążając nieco bardziej stromą ścieżką w dół. Naprawdę liczył, że blondynka zapomni o jakiejkolwiek rozwadze i pójdzie za nim. Może nieszczególnie rozsądne to było, ale... Są wakacje!
Ogród archeologiczny był zdecydowanie jednym z ciekawszych miejsc w tym pozornie małym miasteczku. Cichy, spokojny, a równocześnie tajemniczy. I choć ludzie w większości chodzili wyłącznie po oznaczonych, turystycznych trasach ogrodu, to właśnie jego serce skrywało najwięcej zakamarków, gdzie można było odkryć prawdziwe skarby. Kto wie, co skłoniło Lettę do odwiedzenia tego miejsca. Może Krukońska ciekawość? A może potrzeba odizolowania się od wszechobecnego zgiełku? Pannę Harris, która również postanowiła udać się do ogrodu, pochłonęła zapewne chęć poznania nowego miejsa. W końcu Puchonka uwielbia podróżować! Gdy Vulpes przechadzała się po wąskich, oznaczonych ścieżkach, co jakiś czas dokładniej oglądając jakieś wykopalisko, poczuła, że ktoś ją obserwuje. Usłyszała kroki gdzieś z prawej strony. - Pssst, mała. Chodź, coś ci powiem. - Obróciła się w stronę, z której dobiegał kobiecy głos i zobaczyła drobną, ciemnowłosą, dość młodą dziewczynę, stojącą parę metrów dalej, na pobocznej ścieżce. -Chcesz coś wygrać? - Brunetka spojrzała prosto w oczy Vulpes i posłała jej szeroki uśmiech, odsłaniając swoje śnieżnobiałe zęby. - Na pewno chcesz. Wszyscy lubimy wygrywać, ale wiesz, żeby wygrać... - Zamilkła na chwilę, jakby oczekiwała, że Puchonka załapie, o co chodzi i dokończy zdanie. - Trzeba grać, tak, trzeba grać, więc słuchaj. Widzisz tą dziewczynę? - Lekko dotknęła ramienia panny Harris, chcąc skupić na sobie jej uwagę i wskazała palcem na Lettę, która również spacerowała po ogrodzie, ale parę kroków dalej. Na tyle daleko, by nie słyszała Puchonki i tajemniczej dziewczyny. Ani ich nie widziała. - No, to podejdź do niej i namów, by przyłączyła się do ciebie i wróćcie tu razem. Do zadania, które będziesz musiała wykonać, potrzebujesz drugiej osoby. Czekam na was dokładnie w tym miejscu. Masz pięć minut. Czas start. Powodzenia. - Szepnęła i pokazała jej uniesionego kciuka, dając Vulpes do zrozumienia, że na pewno się uda.
Zaczyna Vulpes, następny post należy do Letty. Kolejnego pisze Mistrz Gry. Trzymajcie się kolejki.
Objawy takie jak ból głowy czy nudności, związane ze zmianą klimatu w końcu ustąpiły. Początkowo zdenerwowałam się, że postanowiły odpuścić dopiero pod koniec wyjazdu, jednak w końcu stwierdziłam, że muszę jakoś wykorzystać pozostały czas i postanowiłam wybrać się do Ogrodu Archeologicznego. Nie było to zapewne często odwiedzane przez uczniów Hogwartu miejsce, mnie również ta dziedzina nauki niespecjalnie pociągała, jednak uznałam, że na podstawie wykopalisk mogę dowiedzieć się czegoś o ludziach zamieszkujących Kolumbijskie miasteczko może nawet wieki temu. Ubrana w szorty, szeroką koszulkę i wygodne trapery przechadzałam się zgodnie z turystycznym szlakiem, co jakiś czas zatrzymując się przy jakimś wykopalisku. I wszystko byłoby całkiem w porządku, gdyby nie to, że w pewnej chwili poczułam, że ktoś mi się przygląda. Po chwili usłyszałam także kroki i przyciszony, żeński głos. Odwróciłam się w stronę dobiegającego dźwięku, i zauważyłam dziewczynę, mniej więcej mojego wzrostu, sądząc po wyglądzie była mieszkanką miasteczka. Podeszłam bliżej, przysłuchując się jej słowom. W pierwszej chwili jej słowa wydawały mi się śmieszne, więc tylko z powątpiewaniem ściągnęłam brwi. Szybko jednak pozbyłam się tej miny, ciągle przekonana o tym, że w życiu nie ma nic za darmo, lecz... Co mi szkodziło? Zgodnie ze wskazówkami nieznajomej, ruszyłam w kierunku dziewczyny, którą do tej pory kojarzyłam tylko ze szkolnego korytarza. - Cześć - rzuciłam pogodnie, posyłając blondynce przyjacielski uśmiech. - Znalazłam tam dość ciekawe wykopalisko, wiesz? - dodałam, wskazując ręką mniej więcej ten sam kierunek, z którego przyszłam. - Nie jest w żaden sposób oznaczone. Tak w ogóle to Vulpes jestem - przedstawiłam się.
Letta pojawiła się w Ogrodzie Archeologicznym szukając czegoś ciekawego. Może jest tutaj jakiś starożytny przedmiot wydający się być wyjęty z książki? Na miejscu zatrzymała się przy najbliższym wejściu wykopalisku, miała nadzieję zbadać wszystkie po kolei jednak słowa "nie jest w żaden sposób oznaczone" zbiły są z tropu i ciekawość przejęła kontrolę. - Vulpes? Spoko, ja Letta. -rzuciła prędko bo wykopalisko było dla niej o wiele ciekawszym tematem, mimo wszystko jej w głowie zaistniało zdanie "Czyli lis", ale nie, nie mogła czekać z ważniejszym pytaniem. - Pokażesz mi?!
- No, no. - Pokiwała głową z podziwem, kiedy dziewczyny dotarły na miejsce razem, a do tego minutę przed czasem. - Jeśli dalszą część zadań, wykonacie z tą samą prędkością i równie zgodnie, jak to, wygrana jest w waszych rękach. Przechodząc do sedna. - Zaczęła, zerkając to na Lettę, to na Vulpes. - Jakieś półtora kilometra stąd, idąc na południowy wschód, znajdziecie posąg Merlina. Jest charakterystyczny, duży i raczej nie da się go ominąć. Chwilka... - Dziewczyna wsadziła rękę do kieszeni spodni i wyjęła z niej zmięty świstek papieru, na którym wyrysowana była mapa, wyznaczająca drogę do posągu i punkty charakterystyczne. Mapa posiadała jednak jedną, znaczącą wadę - była słabo czytelna i generalnie, to wyglądała, jak nabazgrolona w pięć minut przez kogoś, kto nie miał nigdy ołówka w ręku. - Wszystko wypisane czarno na białym, widzicie? - Właściwie ciężko powiedzieć, czy dziewczyna mówiła serio, czy w duchu miała niezły ubaw z całej tej sytuacji, ponieważ zachowywała śmiertelną wręcz powagę.- Musicie pójść w głąb ogrodu, gdzie ścieżki, ani wykopaliska nie są już oznaczone. Pod posągiem Merlina jest przejście do, nazwijmy to, piwnicy, gdzie się spotkamy i dostaniecie kolejne wskazówki.- Wyjaśniła, po czym wręczyła mapę Vulpes. Na odchodne rzuciła krótkie. - Powodzenia. - Po czym rozpłynęła się w powietrzu. Dosłownie, zniknęła.
Kod:
<zg>Proszę o akcję:</zg> niebezpieczną/neutralną/bezpieczną(bez ranienia postaci)
Wklejcie ten kod z zaznaczeniem, jaki typ akcji preferujecie. Nadmienię, że Mistrz Gry poleca niebezpieczną.
Kostki:
Spoiler:
Na razie kośćmi rzuca tylko Vulpes. 1,2 - Porażka. Kompletna tragedia. Zgubiłyście się chyba z dziesięć razy i żadna z was nie była w stanie odczytać mapy, a do posągu dotarłyście zupełnym przypadkiem, po jakichś czterech godzinach. 3, 4 - Nie jest źle. Miałyście pewien problem z rozczytaniem mapy, raz zgubiłyście drogę, ale generalnie całe i zdrowe dotarłyście w umówione miejsce. 5, 6 - Brawo! Błyskotliwość, współpraca i świetna orientacja w terenie sprawiła, że nie minęła godzina, a wy już stałyście pod posągiem Merlina, oczekując na rozwój sytuacji. Nie mogłyście zrobić tego lepiej, bystrzaki!
Letta od razu wydała się być całkiem sympatyczną dziewczyną, dlatego też zrobiło mi się trochę głupio przez to, że właśnie za pomocą podstępu prowadziłam ją do tajemniczej Kolumbijki. Nie lubiłam, gdy wychodziła ze mnie moja podstępna, lisia natura, ale cóż innego mogłam zrobić? Sama byłam ciekawa tego, o czym mówiła Kolumbijka, a skoro miałam znaleźć parę... - To chyba było coś w stylu fatamorgany... - mruknęłam cicho, udając zastanowienie, gdy niemal docierałyśmy na miejsce. Zakłopotana przygryzłam wargę na dźwięk głosu tubylczyni. Liczyłam się z tym, że prędzej czy później zostanę wydana, w końcu od początku nie wyglądała na osobę, która zaczęłaby od początku tej swojej gierki. Z westchnieniem wzięłam od niej mapę, nie za bardzo wiedząc, jak mogłabym ją rozczytać, wszystko było dość niewyraźne. - Cholera jasna, dlaczego... - miałam zapytać o to, dlaczego dziewczę postanowiło dać nam pogiętą kartkę wypełnioną gryzmołami, kiedy to zorientowałam się, że rozpłynęła się w powietrzu. - Chodź, Letta, przygoda czeka - rzuciłam pogodnym tonem, posyłając dziewczynie uśmiech. Przez chwilę w milczeniu szłyśmy nieoznakowaną ścieżką, jednak w pewnym momencie zorientowałam się, że zaznaczone na mapie miejsce, które powinnyśmy minąć już jakiś czas temu nie zostało zarejestrowane przez mój wzrok. - Chyba źle skręciłyśmy - rzuciłam. - Przepraszam, że cię w to wplątałam - dodałam, kiedy wracałyśmy do rozwidlenia dróg. - To nieoznakowane wykopalisko to pic na wodę. Szczerze to nie mam pojęcia o co chodziło tamtej pannie... - mruknęłam. - O patrz! To chyba ten posąg, o którym mówiła! - niemalże krzyknęłam rozentuzjazmowana, by przyspieszyć kroku.
Podczas gdy Vulpes prowadziła ją w stronę tajemniczej damy, Letta rozglądała się za wykopaliskiem. Trochę zawiodła się gdy usłyszała o fatamorganie, ale dalej towarzyszyła starszej koleżance. Krukonka nawet przez chwilę miała świadomość, że ta ją nabrała, lecz tajemniczość kobiety odwracała jej od tego uwagę. Skrępowała się widząc świstek z bazgrołami. - Co to jest?! - pomyślała, lecz skrępowała się i nie krzyknęła, ulżyło jej jednak gdy zobaczyła, że przynajmniej puchonka wyraziła swoje emocje, choć jeśli można tak ją nazwać, zanikająca zjawa w porę rozpłynęła się w powietrze i chyba nic sobie nie zrobiła z komentarza dziewczyny. Miło odwzajemniła uśmiech towarzyszki i ruszyła za nią. - Jesteś pewna? Zresztą, eh ta mapa, może i masz rację - powątpiewała Lett, nie była jednak w stanie odpowiedzieć na przeprosiny, krępowały ją takie chwile. - Może to jakiś kiepski kolumbijski żart? Heh.... Chwila?! Serio? No nie wiem... Chyba tak!
Czekała na dziewczyny trochę dłużej, niż godzinę i powoli zaczynała czuć, że jej włosy jaśnieją, a ciemne oczy powracają do naturalnej barwy błękitu. Nerwowo przygryzła wargę, bo przecież eliksir wielosokowy miał działać dłużej, a ona nie mogła pozwolić na to, by Letta i Vulpes odkryły prawdziwą tożsamość "Kolumbijki". Dlaczego? O tym być może później. - Cholera... - Zaklęła cicho i omiotła piwnicę wzrokiem. - Siergiej! Pospiesz się, idioto! - Nie minęło nawet pół minuty, a wysoki mężczyzna w czarnej szacie i srogim spojrzeniu, stanął u boku blondynki. - Nie wiem, skąd ty wytrzasnąłeś ten "eliksir". - Wymawiając ostatnie słowo, zrobiła cudzysłów w powietrzu, a jej twarz wykrzywił ironiczny uśmiech. - Ale on nie działa. A nie zdobędę ich zaufania, co chwilę zmieniając sobie buźkę. Poza tym, mam trochę swoich spraw, więc teraz ty będziesz robił za przewodnika. Weź się łaskawie trochę ogarnij... - Zmierzyła Siergieja wzrokiem i westchnęła ciężko. - Przebierz się. Włóż jakieś krótkie spodnie, koszulę w kwiatki, nie wiem, żebyś wyglądał jak tubylec. Bo w tym płaszczu, to z pewnością wzięłabym cię za rosyjskiego gangstera, a przecież nie o to chodzi, prawda? Raz, dwa. - Ponagliła mężczyznę ruchem ręki, po czym z kieszeni (czy te jej kieszenie nie miały dna?!), wyjęła dwa kamyki. - Poczekaj chwilę! - Złapała go za kołnierz płaszcza. - Kładę tutaj, na ziemi, te dwa kamienie. Powiesz im, że to świstokliki, w razie czego, wytłumaczysz, jak działają, ale do ciężkiej cholery, Siergiej, nie mów im, dokąd prowadzą! Pamiętaj, żebyś był miły, słodki, a najlepiej, to ogranicz się do udzielenia im niezbędnych informacji, a potem możesz spadać i zająć się swoją robotą, tak? - Da. - Uwielbiam twoją wylewność, Siergiej. - Puściła mu oczko i zniknęła gdzieś w ciemnościach, a mężczyzna w pośpiechu wrzucił na siebie jakąś śmieszną, hawajską koszulę (nie wiadomo, skąd on ją właściwie wytrzasnął) i beżowe spodnie do kolan. Nie musiał czekać długo. Letta wraz ze swoją towarzyszką, pojawiły się w podziemiach niewiele ponad minutę później. - Witam was, podróżniczki. - Zaczął łamaną angielszczyzną, brzmiąc nieco zabawnie, a efekt potęgował jego niski, basowy wręcz głos. - Cassie, dziewczyna, którą spotkałyście wcześniej, musiała niestety załatawić coś bardzo ważnego. Ja jestem John. - Och, przedstawił się fałszywym imieniem. Jak sprytnie... - Pamiętajcie, że kolejne zadania nie będą tak proste, jak pierwsze dwa i każde kolejne będzie wymagało coraz więcej wysiłku, czy jasności umysłu. - Wyjaśnił ze śmiertelną powagą. - Przed wami leżą dwa kamienie. To świstokliki. Nie mogę powiedzieć, gdzie was zabiorą, mogę za to gwarantować świetną przygodę, mnóstwo zagadek, no i dreszczyk emocji. Wchodzicie w to?
Jeśli gracie dalej, świstoklik przenosi Was tutaj i w tym miejscu piszecie swojego posta. Zaznaczcie, jakie odczucia miała każda z was, widząc Siergieja. Czy się bała, czy może była podekscytowana, to będzie dość ważne w dalszej rozgrywce. Pamiętajcie, że możecie teraz zrezygnować, bo to podejrzane, niebezpieczne i tak dalej, ale przecież... No risk no fun.