Najlepsze miejsce do zabawy, jakie tylko możesz sobie wyobrazić. Plażowe imprezy odbywają się tutaj niemalże każdego wieczoru, a rozrywkowi tubylcy nie omieszkają nauczyć Cię nowego tańca, jeśli tylko będziesz wyglądał na zbyt przybitego. Za dnia często aż zanadto zatłoczona, ale z całą pewnością przepiękna, daje możliwość ochłody zarówno w wodzie, jak i przy niewielkim barku, serwującym chłodne drinki z palemką i owocami zaczepionymi o rant szklanki. Masz ochotę poserfować lub zapoznać się bliżej z windsurfingiem? Nie ma sprawy! Za 20 galeonów, przystojny surfer nauczy Cię podstaw jednego z tych sportów.
Jak zwykle cel wakacyjnego wyjazdu nie był nikomu znany aż do samego końca. W dniu rozpoczęcia wakacji wszyscy chętni uczniowie i dorośli zebrali się w Hogsmeade, by stamtąd za pomocą świstoklików przenieść się do portu. Wynurzający się z wody statek musiał zrobić wrażenie - wielkie, białe żagle i powiewające, czerwone chorągwie dla niektórych wyglądały znajomo... Statek, na całe szczęście, był tak ogromny i pełen najróżniejszych zakamarków, że długa podróż nikogo nie znudziła... Co najwyżej osoby z chorobą morską mogły narzekać. Rejs przez Ocean Atlantycki i Morze Karaibskie minął bez większych zakłóceń - raz na wodzie, raz pod wodą, bo magia przecież pozwala na wiele, chociaż burze i kradnąca drobiazgi małpa kapitana mogły niektórym przeszkadzać. Ale czy ktoś z was wybierał się na luksusowe wakacje? Mam nadzieję, że nie, bo w końcu statek zatrzymał się u brzegu... Kolumbii. Na niestrudzonych czarodziei czekał już rodowity Kolumbijczyk, wyszczerzony w niezdrowym i niekoniecznie białym uśmiechu. Miał na sobie tradycyjny strój, a przed nim stały dwie niewielkie skrzynki. Niektórzy już zaczęli mamrotać, że pewnie facet gada tylko po hiszpańsku i będzie truł przez dobre pół godziny... Nie martwcie się - wasz ulubiony pan dyrektor zadbał o to, byście byli pod dobrą opieką! - D-dzień dobry... - zająknął się Kolumbijczyk, trochę nerwowo drapiąc się po głowie. - Z... Znajdujemy się w pół... W północnej części Ko... Kolumbii... Dokładnie niedaleko Ca... Cartageny... - Jakaś kobieta, której wcześniej nie zauważyliście, stanęła za nim i poklepała go pokrzepiająco po plecach, mrucząc kilka słów po hiszpańsku. - Tak więc... Miasteczko jest mugolskie, ale... Ale niektóre elementy są czaro... Czarodziejskie... Więc musicie być czujni i... Aa, domki... No to tak... Tutaj niedaleko są domki... - Ktoś nieuprzejmy ryknął śmiechem, nie mogąc zrozumieć, jak można tak się jąkać. Mężczyzna chyba jednak nie zwrócił na to uwagi i kontynuował, kompletnie nie zmieniając sposobu mówienia. - W domkach są świst... Świst... - świstokliki, wcięło mu się kilka osób z tłumu. - Świstokliki... I one przeniosą was do miasteczka... Jak będziecie chcieli... Bo one nie przenoszą, jeśli nie chcecie, tak...? I my... Zaplanowaliśmy dla was wycieczkę... Po... Poznacie trochę Amerykę Południową... No, tak... To teraz... Yyy... - zawahał się, wyraźnie nie wiedząc, co teraz, ale stojąca obok kobieta natychmiast zareagowała, szepcząc mu do ucha instrukcję. - Teraz uczniowie podejdą do tej skrzyni z mojej prawej... A dorośli do tej z le... Z lewej. Musicie potrzymać rękę nad skrzynią i... I właściwy klucz wpadnie wam do ręki sam... Tak. Do ręki. Sam - przełknął głośno ślinę i poczerwieniał na całej twarzy, odsuwając się, gdy tylko pierwsze osoby ruszyły do przodu. Gdy każdy dostał już właściwy klucz, kobieta poprowadziła was do lasu, gdzie na drzewach zamontowano piękne, drewniane domki, połączone ze sobą specjalnymi mostami. Teraz musicie tylko zerknąć na drewnianą plakietkę z numerem, która wisi na sznurku przy kluczyku, i już możecie się rozlokować! Pamiętajcie tylko, że Kolumbia nie jest najbezpieczniejszym krajem na świecie... Lepiej miejcie oczy szeroko otwarte! Domki Sypialniane
The author of this message was banned from the forum - See the message
Młoda dziewczyna w zgrabnej, białokremowej sukience, z niebieskimi kwiatami, jakby malowanymi akwarelą na płótnie pojawiła się na brzegu plaży. Miała na sobie słomiany, gustowny kapelusik przepasany morelową wstążką, oraz klapki, japonki. Rozścieliła kocyk na jednej z wydm, nieco na trawie, nieco na plaży. Z wakacyjnej torby wyciągnęła notatnik z ołówkiem oraz lornetkę. Zdjęła z nosa ciemne, słoneczne okulary i wrzuciła je do torebki. Zaczęła obserwować skrupulatnie ptaki, które krążyły nad wybrzeżem i szkicować je.
Dziewczyna wyszła z domku. Nie podobało jej się to, że jej siostra i prawie siostra tak na siebie wrzeszczały. Czyż nie powinna między nimi panować miłość, uwielbienie jak zawsze? Ale nie, nie może być! Ona już się o to postara by na nowo się pokochały, już w jej tym głowa. Wychodząc z domku nie wzięła ze sobą niczego innego. Jak wstała tak wyszła zostawiając swoich braci i Ellie. szła po plaży kiedy zauważyła jakąś dziewczynę, której nawet nie kojarzyła. Chyba coś pisała, albo rysowała. Zawsze chciała mieś jakiś talent, ale jej nie wychodziło. W końcu nikt nie jest idealny! Usiadła na piasku obok nie i kątem oka zerknęła. Rysunek, wiele się nie pomyliła. posłała jej delikatny uśmiech. - Hej, jestem Deska- przedstawiła się dziewczyna patrząc przed siebie. Widok był obłędny. chciałaby zabrać to do Hogwartu!
The author of this message was banned from the forum - See the message
Dulce poderwała się raptownie, jakby usłyszała niemal głos zza grobu. Trudno było się dziwić dziewczynie, bo w końcu była skupiona nad robieniem trochę nieudanego szkicu, ale szkicu perkoza kolumbijskiego, razem z puchatkiem modrogłowym, którego zobaczyła, gdy przelatywał blisko linii dżungli oraz brzegu. -Cześć, jestem Reina.-oderwała się na chwilę z nad szkicownika i posłała sympatyczny uśmiech dziewczynie. Spojrzała raz jeszcze przez obiektyw lornetki i dokończyła szkicować wielkiego ptaka. Dopisała jeszcze kilka słów: "Gatunek powszechnie uznawany za wymarły." -Właśnie szkicowałam i notowałam perkozy. Tam w oddali widać parę. Jest powszechnie uznawany za wymarły od roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego drugiego roku. Udało mi się je wypatrzeć je tutaj. To bardzo rzadki widok.-podała dziewczynie sprzęt by jeśli chce mogła popatrzeć na te zjawiskowe olbrzymy. Miała tylko skrytą nadzieję, że nie uzna jej za podstępną mugolaczkę, która chytrym sposobem lub przypadkiem znalazła się w samym centrum obozu magicznego. Cóż...
zaczęła jej uważnie słuchać. Zdecydowanie mówiła z sensem, mądrze. Szczerze to zaciekawiło ją to. strasznie przypominała jej Bena. Nie mądrzyła się, a mówiła to co wiedziała, dzieliła się wiedzą. Popatrzyła we wskazanym kierunku i faktycznie zauważyła perkozy. Nigdy nie interesowała się zwierzętami, ani niczym takim, ale mimo wszystko rozpoznała te zwierzęta. Spojrzała jeszcze raz na rysunek dziewczyny i głośno westchnęła. - Masz naprawdę niesamowity talent, tak jak moja siostra, aż ci zazdroszczę- tak, widziała jak Amy chciała się zatrzymać po drodze. Chciała rzucić ta walizkę i stanąć coś napisać. W rodzinie nie można mieć wszystkiego zwłaszcza kiedy ma się taką dużą. Czworga rodzeństwa to jest coś, prawda? Nie można było tak po prostu zignorować. Odetchnęła głęboko. Ona sama chyba miała tylko talent do jedzenia, marudzenia i być może poznawania ludzi. Lubiła poznawać nowe osoby i co w tym było takiego złego? Nikt nie miał z nią problemu, tak jej się przynajmniej zdawało. - Tak, z pewnością to jest bardzo rzadki widok. Ciekawi mnie dlaczego właśnie tutaj.- powiedziała zamyślonym głosem. Miała ochotę podejść bardzo blisko nich, albo chociaż rzucić się w wodę. Wiedziała, ze to by nic nie dało, ale to co z tego. Przymknęła oczy i wysunęła nogi przed siebie. - Ale się cieszę, że tutaj jestem- mruknęła.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Dziewczyna skrzywiła się na komplement Gryfonki i spojrzała na nią przelotnie lekko mrugając. -Talent? Nie, rysuje amatorsko, tylko dla potrzeby łatwiejszego uczenia się i zapamiętywania przez obrazy różnych rzeczy. To wiele zmienia i aktywuje więcej obszarów mózgu w procesie nauki.-przygryzła ołówek i patrzyła jak perkozy oddalają się na pełne wody.Przez chwilę zastanawiała się, czy zrobić sobie żart z młodej czarodziejki. Uśmiechnęła się chytrze. -Przybyłam do collegu, zaczynam naukę w Londynie. Rodzice przysłali mnie ty, bym odpoczęła przed szkołą. No wiesz, odpocząć zanim będę musiała wyjechać, zamieszkać w akademiku i takie tam. Moja mama jest podróżniczką, reporterką, w sumie tata poświęca się realizowaniu jej pasji. A co twoi robią zawodowo?-mała dowcipnisa z naszej Dulce. Chciała udać przed Gryfonką przypadkową mugolaczkę, która po prostu jest tu na wakacjach przed collegem.
Już na początku zauważyła akcent dziewczyny. Na pewno nie była z tych rejonów co ona, ale... widocznie będzie. Des wcale nie zawiodłaby się gdyby zostali w Australii, ale nie poznałaby tylu wspaniałych osób zanim jeszcze zaczęła chodzić do hogwartu. Jednak nie spodziewała się, że spotka jakąś mugolaczkę! To było niesamowite. Ale co miała powiedzieć?! jednak nie musiała się zastanawiać zbyt długo. Zawsze wszystko przychodziło jej z łatwością. - Moja historia jest mniej barwna niż twoja. Mam czerech innego rodzeństwa. Przeprowadziliśmy się do Londynu kiedy miałam siedem lat. Ojciec zaczął pracę coś takiego jak urzędnik. nie można o tym dużo mówić, ponieważ to jest ściśle tajne. A mama? Mama zajmuje się domostwem - powiedziała. Miała nadzieję, że coś takiego w świecie mugoli by przeszło. zaśmiała się sama z siebie. Nienawidziła kłamać, wolała być szczera nawet jeśli prawda miała boleć. - na pewno będziesz się tutaj dobrze bawić i wypoczniesz przed akademikiem i szkołą.- powiedziała jeszcze raz zerkając na obrazek- dobrze mieć jakieś pasje, ja niestety nawet nie potrafiłabym niczego narysować. - tak to prawda, nawet prostego kółka!
The author of this message was banned from the forum - See the message
-Coś takiego jak urzędnik?-zdziwiła się Dulce niezmiernie słysząc tą informację. -Co to znaczy coś takiego jak urzędnik?-postanowiła po drążyć temat w duchu śmiejąc się z dziewczyny, której nie wyszło do końca sprytnie i zgrabnie kłamstewko. Cóż, ona sama rzadko kłamała, więc nie mogła w tej materii powiedzieć wiele więcej, ale wystawić młodą Gryfonkę na próbę było ciekawą zabawą. -A ty co robisz tutaj na tej wyspie? Do jakiej szkoły uczęszczasz?-miała nadzieję, że dziewczyna nie zechce jej wyczyścić pamięci przynajmniej tak sądziła w razie asekuracji wzięła torbę na kolana i udawała, że w niej czegoś szuka w razie, gdyby chciała ją rypnąć jakimś zaklęciem i wyciągnąć różdżkę. Cóż, bezużyteczny kawałek drewna w jej rękach, ale zdawało się jej, że zaklęcie tarczy powinno wystarczyć w razie wypadku.
Westchnęła głośno i uniosła głowę do góry. nie spodziewała się tego, że będzie musiała dziewczynie tłumaczyć każde słowo. Nie spodziewała się, że ich świat jest taki trudny po prostu. sama była tylko w połowie czarownicą, ale mimo wszystko... Nigdy nie miała koleżanki, znajomej, która była mugolką. Szlamy to co innego, szlamy się nie liczyły, bo miała ich kilka. A więc skierowała do niej głowę i miała nadzieję, że się uda. - Jego praca polega na codziennym wychodzeniu z domu i wracaniu wieczorem, a o swojej pracy nigdy nie mówi bo jest to bardzo tajna, że nawet w rodzinie się nie wspomina o niej. - czy to było kłamstwo? Nie do końca, ojciec dużo nie mówił o pracy. Umiał podzielić życie miedzy pracą, a życiem prywatnym. Jednak jak ktoś się spytał to mówił bez ogródek. Co robiła na tej wyspie? Oto jest pytanie. Nie zamierzała już dużo kłamać. Czuła jak jej policzki lekko się rumienią. - Przyjechałam tutaj z rodzeństwem i przyjaciółmi. Można powiedzieć, że z szkoła, ale dla mnie są w większości więcej niż przyjaciele. Odpoczywamy tutaj sobie tak jak ty, bo potem wracamy do hogwartu. - skąd niby dziewczyna miała wiedzieć co to oznacza?! Nic złego nie powiedziała! - To właśnie tam się uczę razem z rodzeństwem.- powiedziała spokojnie. Zero kłamstwa, jak to dobrze.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Na wszystko dziewczyna pokręciła z aprobatą głową. To wszystko wydało się jej podejrzane, a kiedy rzuciła jeszcze nazwą szkoły magicznej, do której Dulce miała należeć poczuła się zmieszana. Czy powinna ciągnąć tą zabawę, czy zaprzestać i uspokoić dziewczynę oraz pouczyć, by nie paplała tak głośno o świecie magicznym do pierwszej lepszej spotkanej na plaży dziewczyny. Jednak jej wrodzona ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem. -Hogwart? Nigdy nie słyszałam tej nazwy? Gdzie się znajduje ta szkoła? Mają wysoki poziom?-zapytała zaciekawiona i zanim nasze Przeznaczenie zdążyło odpowiedzieć na którekolwiek z nich ciągnęła dalej: -Czego tam nauczają? Może bym tam złożyła dokumenty.-ucieszyła się w duchu zasypując ją gradem pytań oraz ciekawa odpowiedzi jak się wyłga z tej niezręcznej sytuacji.
Ellie oczywiście dotarła na plażę grubo po Desce. Po całej sytuacji z Rogersami i Tuną wypaliła parę papierosów jeden po drugim, przebrała się po podróży i zostawiwszy Axela, Bena i Amy w domku. W sumie chciała iść od razu z Deską, ale na dobrą sprawę, po tym całym zamieszaniu ciężko było jej cokolwiek ogarnąć. Tyle ludzi nagle wyszło, z rodzinnej kanapki zrobiła się afera… szkoda gadać. Ruszyła na poszukiwania najmłodszej Rogersówny, kierując się w stronę plaży, żeby przy okazji odetchnąć oceanicznym powietrzem i dzięki temu, trochę się uspokoić. Będąc już przy wybrzeżu, usiadła na chwilę na piasku, zapaliła papierosa i starała się wyrzucić wszystkie nieprzyjemne obrazy z dnia dzisiejszego z głowy. Oczywiście, nie do końca się jej to udało, ale mówi się trudno. W oddali ujrzała dwie dziewczyny i jak się okazało, jedną z nich była jej zguba. - Hej Dest, w końcu cię znalazłam, tak szybko mi uciekłaś, że nie zdążyłam nawet zareagować – Stwierdziła, kiedy już znalazła się koło nich. – Cześć, jestem Ellie! – Podała rękę dziewczynie o znajomej twarzy, ale nieznanym imieniu.
Ciekawość dziewczyny ją zaskakiwała. nie powinna być taka ciekawa! Nie powinna się wypytywać o jej prywatne rzeczy. Nie chciała w to brnąc dalej, ale jeśli ją uzna za psychicznie chorą to chyba lepiej, prawda?! I tak już więcej się nie spotkają więc co jej grozi? Dużo! - Nie, nie chcesz tam iść. Twoja szkoła na pewno jest świetna! To właściwie taki mini szpital, no wiesz... dla chorych psychicznie. Może mało co leczą, ale za to nie trzymają nas na smyczy tutaj. W przeciwieństwie tam! Tam nawet przywiązują do łóżka! A wiesz co? Tutaj przypłynęłam o własnych siłach! może po budowie ciała nie wyglądam, ale zajęło mi to trochę czasu!- powiedziała się i uniosła głowę do góry i zaczęła się śmiać jakby faktycznie była bardzo bardzo chora. Po chwili wstała i otrzepała się z piasku. - Wiesz co? Lepiej chyba będzie jak już pójdę. Strasznie szybko ten czas mija, nie uważasz?! Kiedy się odwróciła stanęła twarzą w twarz z Ellie. A niech to! miała dziś jakiegoś pecha. - Ach tak! Ciebie też miło widzieć!- podeszła do niej by się przytulić a do ucha cicho szepnęła - To mugolka! pomóż mi, chyba troszeczkę za długi język mam! spadajmy z tąd, proszę!- powiedziała szybko i popatrzyła na nią przestraszona, ale ta już z nią zaczęła się witać. A niech to Deska! Zawsze wpadasz w kłopoty!
The author of this message was banned from the forum - See the message
Na plażę przybyła kolejna dziewczyna. Nieco starsza niż nowo poznana Gryfonka i Dulce ale niewątpliwie piękna. Miała w oczach tajemniczy czar, który niemal hipnotyzował. Odwróciła wzrok speszona jej zielonkawymi oczami. -Jestem Reina.-podała jej dłoń nie patrząc nawet na nią, tylko udawała, że gapi się w malunek, który wykonała. Całą sytuację zaczęła ratować Destiny opowiadając o szkole. -Masz na myśli dom dla obłąkanych? Psychiatryk?-zapytała zaciekawiona i spostrzegła nagła zmianę w zachowaniu dziewczyny. -Eee... Wiesz, nie mam gdzie się znajduje Hogwart, ale jesteśmy w Kolumbii... Okala ten rejon Morze Karaibskie i Ocean Spokojny, mimo ciepłego klimatu jaki panuje na kontynencie, to w oceanie jest zimno, w dodatku, musiałabyś płynąć pod prąd, chyba, że przybywasz z Afryki, wtedy można popłynąć prądem połódnioworównikowym. Reszta spychałaby cię do miejsca skąd wyruszasz. Bo na razie z twojej opowieści wynika, że musiałabyś się tu znaleźć jakimś magicznym sposobem. Chyba na miotle jak czarownice na Łysą Górę.-zaśmiała się. Uwielbiała prowokować i stawiać w niezręcznej sytuacji ludzi. A teraz miała dziewczyna nie byle orzech do rozgryzienia. -Ty też jesteś z tej szkoły, która jest tak na prawdę szpitalem psychiatrycznym?-zapytała nowo przybyłą Krukonkę.
- Ale… ale… Deska, coś ty jej nagadała? – Nie wiedziała, co tu się dzieje, jak to mugolka? Głowę sobie dałaby uciąć, że Reina była przy świstokliku. Ale może i Rogers ma rację, może widziała kogoś podobnego. Pytanie tylko, jak wyjść z tej sytuacji cało. Ellie najwyraźniej trafiła w sam środek jakiejś dziwnej rozmowy. Dom psychiatryczny? Czy ona teraz jest obłąkana? Dobra, może i czasami gadała od rzeczy, ale do choroby psychicznej było jeszcze daleko, a przynajmniej taką miała nadzieję. - Eee… na to wygląda. Przyjechałyśmy tu razem. – Skrzywiła się trochę, bo naprawdę nie chciała być obłąkana, nawet na potrzeby rozmowy. – A ty skąd jesteś, Reina? Twój akcent nie brzmi brytyjsko. Nie chciała być wścibska, ale miała lekkiego fioła na punkcie akcentów i od razu wyczuwała, nawet jeśli ktoś dobrze to ukrywał, inną przywarę. Taki mały talencik, którym się nie chwali, bo jest z rodzaju tych bezużytecznych.
Strasznie przykro jej się zrobiło Ellie. Nie zasługiwała na to nawet jeśli wpakowała ona się jak zwykle w kłopoty. Nie pozwoli na to by tak ją nazwano. To ona była tylko psychicznie chora. Nie pozwoli tak myśleć Reinie! Za żadne skarby. - Nie jest. Jest moją mentorką. To dzięki niej tutaj jestem właściwie. gdyby nie ona... nie byłaby tak naprawdę nikim- powiedziała rozmarzonym głosem. Miała cholerną nadzieję, że ta już skończy ten durny temat. Jeśli nie to naprawdę zaraz się odwróci i pójdzie rzucając pod nosem obelgi. Des słuchała wywodu dziewczyny. Słuchała? To za dużo powiedziane. Nie chciała jej przerwać, bo to naprawdę by nie było miłe. Mimo wszystko nie jest wychowana źle. - Co mówiłaś? Przestałam słuchać jak powiedziałaś, że jesteśmy w Kolumbii. Też ci się tutaj podoba jak mi? Tutaj naprawdę jest niesamowicie, prawda Ellie?- popatrzyła przepraszając na przyjaciółkę. Miała nadzieję, że ta wybaczy jej ten numer. Była naprawdę stuknięta. Miała ochotę iść stąd, ale nie była tchórzem, po prostu nie chciała prowadzić tej idiotycznej konwersacji.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Wyciągnęła ponownie szkicownik i zaczęła rysować nowo spotkane dziewczyny na stronie wolnej od bazgrołów. Usiadła do nich twarzą do przodu by mieć lepszy pogląd na nie obie. -Jesteście doprawdy pociesznymi osóbkami, nieco zwariowanymi, ale pociesznymi.-stwierdziła bez ogródek, miała w duchu nadzieję, że się nie obrażą. Po prostu była w wyśmienitym humorze. -Do prawdy nie brzmi? Ech... Te hiszpańskie korzenie zawsze ze mnie wychodzą i często się muszę z tego spowiadać. Nie wiem ile wiecie, o tamtejszym systemie edukacji, ale powiedzmy, że skończyłam Calpiatto. Znaczy, przeniosłam się do Hoga.-spojrzała na Deskę to na Krukonkę chcąc zobaczyć ich zbity z tropu wyraz twarzy i się chyba nie pomyliła. -Destiny zamknij usta, teraz serio wyglądasz jak wariatka. Na prawdę myślałyście, że spotkacie tak daleko od cywilizacji mugola? Pfff...-zaśmiała się z nich i tylko wyrazy twarzy dziewcząt wzmagały w nich śmiech. -Och, przepraszam, przepraszam, że was nabrałam, byłam ciekawa co mi powiecie, a mnie przecież nie znacie. Zażartowałam sobie z was trochę. To było ciekawe doświadczenie. Przynajmniej dla mnie.- skończyła szkicować i z torby wyciągnęła różdżkę, stuknęła w zeszyt i pokazała im kreaturę ich samych i ich przerysowaną mimikę twarzy, gdy dowiedziały się od Reiny prawdy. -Tak właśnie wyglądałyście.-zaśmiała się i miała nadzieję, że jej towarzyszki nie są pozbawione poczucia humoru.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
To chyba oczywiste, że spotkanie z Charisme musiało odbyć się właśnie tutaj. Nie było nawet mowy o tym, aby Sharker zbyt często pojawiał się w przydzielonym mu pokoju, jeśli jego obsada jest dokładnie taka, jak wyczytał na drzwiach. Wolał dbać o swoje nerwy, dlatego godzinami włóczył się po okolicy, szukając odpowiedniego miejsca na znalezienie Carmie czegoś dobrego do jedzenia. W Kolumbii nie brakowało straganów z owocami czy przedziwnych drinków, jakich nawet on nigdy nie próbował, ale znalezienie czegoś co nie tylko ją nasyci, ale również zaskoczy, było już pewnym wyczynem. Zdecydował się niemalże natychmiast, kiedy ujrzał pewną restaurację na wybrzeżu, ale nie chciał spotykać się bezpośrednio pod jej drzwiami. Wolał zobaczyć jak zachowa się Francuzka, kiedy zrozumie co ją dzisiaj czeka. Może ma lęk wysokości i cały jego pomysł miał być do kitu? Niedługo się okaże. Czas oczekiwania na plaży, Rasheed pożytkował na brzegu. Ludzi było sporo, więc stanął w pewnym oddaleniu od baru i desek do surfingu, licząc na odrobinę prywatności, chociaż ogromna liczba turystów wcale mu nie ułatwiała jej pozyskania. Brodził bosymi stopami na płyciźnie, wpatrując się w dal i zaciskając mocno szczęki. Dzisiejszego dnia nie był w specjalnie wyjściowym nastroju, ale może Charisme zdoła to zmienić? Okaże się już za chwile.
Prawda była taka, że nawet gdyby Rasheed znalazł knajpkę z chińskim żarciem, którego Charisme doprawdy nienawidziła, to i tak byłaby najszczęśliwsza na świecie. Chociaż... No nie podejrzewała akurat Rekina o takie upodobania. Miała wrażenie, że w Kolumbii wszystkie jej codzienne problemy zostały zastąpione drinkami z palemką, ciepłym piaskiem i przyjemnie chłodzącym morzem. I chociaż martwiła się o swoją skórę - przed wyjazdem wynajdując w aptece, w której pracowała, tonę magicznych kremów chroniących przed słońcem - to wizja wylegiwania się cały dzień na plaży była wyjątkowo kusząca. Dlatego też, przezwyciężając swoje fobie, nałożyła strój kąpielowy, a na to zwyczajny top i jeansowe spodenki, włosy wiążąc w niezidentyfikowany kok. Udała się na plażę, a widząc stojącego do niej tyłem Rasheeda, który to właśnie w najlepsze brodził sobie w wodzie, szybko podeszła do niego, starając się w jakiś sposób go zaskoczyć. Wtuliła się momentalnie w jego plecy, łapiąc go talii - a że różnica wzrostu między nimi była dość spora, musiało to wyglądać jednocześnie uroczo i komicznie. - Nie masz jedzenia - burknęła prosto w jego plecy, lekko oskarżycielskim tonem, który połączony z jej radością na sam jego widok wyszedł mało przekonująco. Najchętniej rzuciłaby go teraz na środek tej plaży i... No właśnie. Ale to była Carma, a ona nie potrafiła pozwolić sobie na nic więcej. Przynajmniej jeszcze nie teraz, nie publicznie.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Nie zwracał uwagi na to, co działo się wokół niego. Wyjątkowo nostalgiczny nastrój sprawił, że wpatrywanie się w kołyszące się delikatnie morze w pewnym stopniu go wyciszyło i pochłonęło. Nie potrafił odezwać wzroku od obmywających mu kostki fal, a wsłuchanie się w śmiechy rozbrzmiewające w oddali zdawało się działać na niego niemalże hipnotycznie. Ten stan zawieszenia trwał już od jakiegoś czasu, a precyzując - pewnie od samego wyjazdu poza granice Wielkiej Brytanii. Podróż w nieznane nie była dla niego niczym nowym, ale konieczność uporządkowania własnych myśli czy uczuć stanowiła już większe wyzwanie. Tak jak Carma była Carmą, tak Rasheed był Rasheedem i dla niego nie było to wcale takie proste. Były pewne normy, jakie sobie wyznaczył, a jakim chciałby się w dalszym ciągu podporządkować i miał wrażenie, że życie kolejno sobie z niego kpi, gdy podsuwa mu osoby, jakie burzą ten porządek. Potrafił dostosowywać się do Charisme, aby jej nie płoszyć, co już samo w sobie stanowiło pewną odmianę, ale to, iż faktycznie chciał kształtować się przy niej było dla niego niezrozumiałe. Liczył na to, że kolejne godziny spędzane w jej towarzystwie pomogą mu pojąć dlaczego tak się dzieje, ale czy faktycznie tak się działo? Mógł w to wątpić, jednakże zaprzestanie rozmyślań na ten temat nie wchodziło w grę. Tak samo jak jej zachowanie teoretycznie powinno dać mu do myślenia… tyle, że nad czym tutaj myśleć? Prychnął cicho w odpowiedzi na jej zarzuty, unosząc ręce w geście poddania się. Miała go, temu nie dało się zaprzeczyć. - Nie mam - potwierdził, również zapominając o powitaniu i spróbował się odwrócić, licząc na to, że pozwoli mu na to i nie będzie konieczne mocowanie się z nią na brzegu… no, a przynajmniej nie teraz przy tylu świadkach. - Idziemy coś zjeść „na mieście”. Wytrzymasz jeszcze pół godziny? - zapytał, obejmując delikatnie jej ramiona i tym samym nie pozwalając jej uciec z uścisku, jaki sama zainicjowała. Jednocześnie patrzył na nią z góry, starając się odnaleźć w jej oczach to coś, co pomogłoby mu rozwiać wszelkie wątpliwości, ale równie dobrze mógłby pytać o to lustro. Nie szuka się odpowiedzi u źródła zwątpienia. - Nie chciałbym zamawiać Ci czegoś z McMagic. - skrzywił się w taki sposób, jakby wizja zaserwowania jej frytek w istocie bardzo go gorszyła.
Carmą zazwyczaj nie szargały jakieś większe zwątpienia czy niezidentyfikowane uczucia. Niespecjalnie o nich myślała, nie mając tego najwyraźniej we krwi, ewentualnie gdzieś tam po drodze przegapiła etap swojego dorastania, który odpowiedzialny był za emocjonalność na poziomie wyższym niż u dziesięciolatki. Uczucia Carmy były zazwyczaj proste i bardzo szczere, identyczne do tych, którymi obdarowywały innych małe dzieci, nie myślące nad wielkimi intrygami i okazujące dokładnie to, co w danej chwili czuły. Cieszyła się, że pojechała razem z Rasheedem na wakacje i dostali miejsca w jednym domku. Wręcz uwielbiała fakt, że może mieć Ślizgona na wyłączność, bo ten wcale nie miał ochoty spędzać czasu z kimś innym - przynajmniej w tej chwili. Myśl ta była wyjątkowo uzależniająca, bo oprócz wiecznie wolnego duchem Quietusa, nie posiadała nigdy nikogo, kto byłby w stanie poświęcić dla niej czas, nie wspominając już o energii, jaką Rekin włożył w samo wymyślenie ich wspólnego popołudnia. Jednak pomimo jej prostych uczuć, gdzieś tam w najciemniejszym kącie jej podświadomości zaczęły kłębić się myśli, że wcale nie jest dla Sharkera wystarczająca. Miała tremę, gdy myślała chociażby o zwykłym pocałunku - chociaż ten etap mieli już niby za sobą - nie wspominając o czymś... bardziej intymnym. Zaczęła odczuwać presję, którą nakładała na siebie sama, bo ze strony Rasheeda nie usłyszała nawet najmniejszej uwagi na ten temat. Nie utrudniając chłopakowi obracania się, delikatnie cofnęła ręce. Czując dotyk Rasheeda, przeszedł ją delikatny dreszcz, aż musiała nabrać nieco więcej powietrza w płuca. - Skoro nie mam innego wyboru - mruknęła z uśmiechem, z zaciekawieniem łapiąc kontakt wzrokowy z chłopakiem, którego spojrzenie było wyjątkowo intensywne. Oprócz wesołych iskierek, raczej nie udałoby mu się znaleźć w jej oczach niczego przydatnego, a już na pewno nie czegoś, co pomogłoby znaleźć mu odpowiedź na jakiekolwiek jego pytanie. Charisme nie dało się rozszyfrować, nie pytając wprost - dopiero wtedy peszyła się lub szczerze odpowiadała. Była z niej doprawdy porcelanowa dama. - Skoro na samą myśl jesteś niezadowolony, to lepiej nie próbować tego spełniać - dodała rozbawiona, chcąc go w jakiś sposób rozchmurzyć. Intensywnie wplotła swoją dłoń pomiędzy jego palce - przynajmniej było to dość intensywne jak na kobietę, która na co dzień jest delikatna jak kwiatuszek - i pociągnęła go nieco głębiej do wody. Naprawdę nie wiem, kto zrobił z niej pałkarza, ale cel miała jeden - chciała się chociaż minimalnie ochłodzić, przynajmniej... tak do kolan?
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Tyle, że tak naprawdę to Carma nie miała co liczyć na ochłodzenie się w taki sposób, jaki sobie zaplanowała. Chwyciła go za dłoń, a on nie oponował. Splótłszy swoje palce z jej palcami, dał się pociągnąć do wody. Im bardziej oddalali się od plaży, tym silniej chciał tutaj zostać. Móc wylegiwać się na złocistym, parzącym piasku, a w razie potrzeby móc tak jak teraz, zamoczyć stopy, kostki, a następnie kolana w chłodnej wodzie. Kiedy zmokły im już łydki, Rasheed pochylił się, szarpiąc nieznacznie ręką dziewczyny, aby wyrwać swoją dłoń z jej uścisku. Sekunda zwątpienia, jaką mógł jej tym ruchem zaserwować musiała natychmiast ustąpić, gdy okazało się, że jego poczynania miały jakiś głębszy sens. Chwycił ją bezpardonowo pod kolanami, a drugą ręką podparł jej plecy, aby bezceremonialnie wziąć ją w ramiona i poprowadzić w głąb wody. - Jedzenie chyba może poczekać. - stwierdził, szukając w jej twarzy ewentualnego zaprzeczenia i albo go nie odnalazł, albo je zignorował. Zwiększył tempo, aby dość szybko zanurzyć nogi do połowy ud, a następnie pochylił się, aby wsunąć Charisme wprost do słonej wody. Zaśmiał się nagle, zupełnie nieoczekiwanie odnajdując w sobie chłopięcą radość, kiedy ta sytuacja skojarzyła mu się z przyjęciem, na którym również oboje znaleźli się w wodzie. Tyle, że fascynacja jaką wcześniej się obdarzali mogła być jedynie wywołana narkotykiem, a teraz musieli liczyć tylko i wyłącznie na samych siebie. Odszukał ponownie jej palce, chcąc na nowo spleść swoją dłoń z jej własną, podczas gdy druga ręka odnalazła wyjątkowo szalony kosmyk włosów, który zdecydowanie nie znajdował się na właściwym miejscu. Zagarnął go pieszczotliwie za jej ucho, licząc na to, że Carma zaraz nie zacznie się na nim mścić za ten bezczelny zamach na suchość jej ubrań.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Długo zastanawiał się, jak powinien zaskoczyć Cortezównę. Nie była ona łatwa do oczarowania i nie pamiętał, kiedy umówiła się na randkę z kimś z ich domu lub szkoły. A szkoda, bo ładna dziewczyna się marnowała. Postanowił więc zaszaleć, prosząc o przysługę kilku starszych znajomych, w tym jednego należącego do ojca, aby załatwił świstoklik. Im bliżej było weekendu, tym bardziej ekscytował się tym, jak cudowną wyprawę im zaplanował i miał nadzieję, że Isabelle da się ponieść przygodzie. Nawet nie martwił się tym, że Aleksander mógłby go zmienić w żabę lub inne paskudztwo. W umówionym dniu podjechał po nią do pracy swoim motorem, zatankowanym do pełna. Wyglądał jak zwykle. Czarny kask z naklejką zielona węża pasował do równie czarnego kombinezonu, rękawiczek i ciepłych butów. Miał jednak ze sobą torbę sportową, którą woził z przodu, aby było miejsce dla pasażerki za jego plecami, gdzie czekał drugi kask. Zaparkował przed knajpą, gasząc silnik i uwalniając głowę z kasku, westchnął z uśmiechem, mierzwiąc brązowe włosy. Rozejrzał się dookoła, grzecznie zsiadając i czekając, aż skończy pracę. Zżerała go ciekawość, dzikie pokłady entuzjazmu i energii, tak, że buzia nie mogła przestać mu się cieszyć, więc szczerzył się, jak głupi do serca. Gdy tylko wyszła, obdarzył ją zaczepnym uśmiechem, bezkarnie lustrując wzrokiem. - No cześć. Gotowa na odrobinę szaleństwa? - zapytał tajemniczo, przyglądając się ślizgonce. Miał nadzieję, że posłuchała jego wskazówek odnośnie do wygodnego stroju na lato. Ucałował jej dłoń i podprowadził do motoru, gdzie włożył na nią kask. - Musimy kawałek pojechać za miasto, ale długo nam nie zejdzie. Trzymaj się mocno, okey? Rzucił jeszcze, biorąc za swój hełm i po założeniu, usiadł na motor. Poczekał, aż ona rozsiądzie się wygodnie i odpalił, ruszając z cichym piskiem przed siebie. Charlie był dobrym kierowcą, aczkolwiek uwielbiał prędkość. Na szczęście zimą ów wiatr we włosach nie gwarantował żadnych fajnych doznań poza ewentualnym zapaleniem płuc. Dostali się w umówione miejsce po piętnastu minutach jazdy, a Rowle zapłacił za możliwość przeniesienia się do innej części świata, biorąc od starszego pana w plecak jeszcze starą puszkę. Złapał za motor, a następnie za dłoń towarzyszki. - Gotowa? Zamknij oczy! Nieprzyjemny uścisk w żołądku i wirowanie nie trwało na szczęście długo. Podróże w ten sposób były bezpieczniejsze niż teleportacja państwo po państwie, ryzykując rozszczepienie. Gdy otworzył miejscu, zostawili pełną śniegu Anglię daleko za sobą. Tkwili na środku niczego, starej betonowej drogi wzdłuż wybrzeża i plaży po prawej stronie, natomiast dżunglę mając po lewej. Na niebie było czyste słońce, białe obłoki snuły się leniwie pchane ciepłym wiatrem, a mewy nad ich głowami spodziewały się chyba posiłku, obserwując podróżników z ciekawością. Charlie zdjął kombinezon i ciężkie buty, zostawiając je przy znaku, gdzie się znaleźli — miał tam przygotowaną przez wcześniej spotkanego staruszka skrzynkę, zamaskowaną zaklęciem. Tym samym został w czarnych spodniach do kostek i białej koszulce na ramiączka. Kwintesencją stroju były szelki przechodzące przez jego tors, ciemne, zdobione delikatnie jaśniejszą nitką. Zmierzwił włosy, wsuwając na nos okulary słoneczne i rzucił kask oraz torbę do skrzynki, biorąc tylko ze sobą różdżkę, fajki i pieniądze. Oparł dłonie na biodrach, lustrując wzrokiem Isabelle. Było przyjemnie ciepło, słońce paliło i musiało odzwyczajone od ciepła ramiona. Bijąca znad oceanu bryza była jednak orzeźwiająca, pięknie pachnąca. - Mam nadzieję, że lubisz drogi bez końca i dzikie plaże.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Znudzona oparła się łokciem o blat lady opierając na ręce głowę. Spoglądała na wychodzących klientów marząc, aby jak najszybciej wyjść z tego lokalu. Sama do końca nie rozumiała po co wróciła do tej pracy. Przecież nawet jej nie lubiła. A co dopiero ceniła. Jednak, gdy nachodziły ją wątpliwości przypominało się jej po co to wszystko robiła. Czemu pracowała i utrzymywała się z własnych pieniędzy. Delikatnie wzdychając powróciła do prostej postawy jak na kelnerkę przystało i zabrała się za polerowanie szkła. Równie dobrze mogła zrobić to zaklęciem, jednak brak klientów napawał ją nudą. Co chwilę również zerkała na zegar stojący w kącie przy oknie. Jeszcze chwila i będzie mogła wyjść stąd. Rytmiczne tykanie zegara obwieszczające kolejną, pełną godzinę było dla Izzy jak powiew świeżego powietrza w zbyt dusznym pomieszczeniu. Nie czekając nawet na przybycie jej zmienniczki wyszła do kantorka chcąc ściągnąć z siebie "mundurek pracowniczy". Wystarczyła chwila, a ona stała ubrana w długie ciemne spodnie, biały, ciepły sweter i czarną kurtkę obszytą w środku futerkiem. Mimo iż nie było mrozów stulecia Cortez była przyzwyczajona do znacznie cieplejszego klimatu. Dla niej pięć stopni na plusie było mrozem. Upchnęła do swojego worka strój pracowniczy i zakładając go na plecy wyszła na salę. Rzuciła swojej zmienniczce uśmiech i nie zwracając na nikogo większej uwagi wyszła na zewnątrz. Pierwsze co uderzyło ją w twarz był powiew zimnego powietrza. Czując jak na jej rękach podnoszą się małe włoski podniosła kołnierz kurtki zakrywając szyję. Przez moment pożałowała, że zgodziła się na propozycję ślizgona. A mogła być już w swoim ciepłym pokoju u Alka i popijać herbatę. Oby Charlie zabrał ją, gdzieś, gdzie jest w miarę ciepło i przytulnie. Inaczej już ona się z nim policzy rzucając na niego jakąś klątwę. Zlustrowała wzrokiem chłopaka jak i sprzęt na którym przyjechał. Musiała przyznać, że wyglądał świetnie. Już dawno nie widziała tak przyzwoitej maszyny, a do motorów miała słabość od czasów pobytu w Meksyku. Jej oczy rozbłysły na chwilę. Dosłownie na chwilę, gdyż kolejny podmuch wiatru przypomniał jej jaką mają porę roku. Zima. Nie sprzyjała ona za bardzo wycieczkom na jednośladzie. Nie potrafiła mu jednak odmówić widząc jak bardzo jest podekscytowany. Dała się zaprowadzić do maszyny jak i pozwoliła aby założył jej na głowę kask. - Tylko odrobinę? - spojrzała na niego robiąc smutną minkę. Usiadłszy z tyłu zawahała się na moment. ]Miała go objąć? Niby nic wielkiego, jednak Cortez poczuła się odrobinę niezręcznie. Mimo to wykonała polecenie obejmując Charliego w pasie obiema rękoma splatając swoje palce na sam koniec. Cieszyła się, że chłopak siedział do niej odwrócony plecami dzięki czemu nie mógł widzieć jej zakłopotania. Prędkość. Sprowadzała się ona do jednego - uczucia wolności. Z przymkniętymi powiekami cieszyła się jak małe dziecko z jazdy. Nie zwracając nawet uwagi na to co robi oparła policzek o plecy chłopaka obejmując go mocniej. Tak bardzo zatraciła się w uczuciu jakie towarzyszyło prędkości, że nie zarejestrowała swoich poczynań. Może sama powinna iść na prawo jazdy i kupić sobie taki sprzęt? Mogłaby wsiąść w każdej chwili na niego i pojechać wszędzie. Dosłownie. Pomrukiem niezadowolenia skwitowała koniec jazdy. Nie sądziła, że będzie ona tak krótka. Chciała wręcz zaprotestować, jednak widząc co Rowle robił posłusznie zeszła z motoru idąc za nim. - Świstoklik? - zdziwiona zmarszczyła brwi. Tego nie spodziewała się kompletnie. - tak. - nadal będąc w szoku zamknęła oczy czekając na znajome szarpnięcie w okolicy pępka. Nadeszło ono szybko i gwałtownie. W dalszym ciągu nie lubiła tego środka transportu. Był gwałtowny i nie przyjemny, jednak z pewną zaletą - szybki. Za to ostatnie była w stanie go znieść. Nie otworzyła oczu od razu po "wylądowaniu". Chciała najpierw rozpracować wszystko za pomocą węchu i słuchu, a te, miała wrażenie, ją zawodziły. Doskonale słyszała delikatny szum morza - fal odbijających się od brzegu. Szum liści jak i śpiew ptaków których nigdy nie słyszała lub miała okazję słyszeć w cieplejszych rejonach. I do tego słony posmak na ustach. Sól. Całości dopełniały promienie słońce ogrzewające jej dłonie. Nie mogąc uwierzyć za bardzo swoim zmysłom otworzyła po woli oczy. Musiała jednak minąć chwila nim przyzwyczaiły się one do jaskrawszego światła niż miała na co dzień jednak po chwili widziała wszystko dokładnie. Czyste niebo, morze, plaża, pusta droga i dżungla. Spojrzała na Charliego ściągając w tym samym czasie kurtkę. - Nie wiem skąd wziąłeś pomysł ale... - brakło jej słów, dosłownie. Jeszcze nikt jej tak nie zaskoczył. Oczywiście w pozytywny sposób. Gdyby tylko wiedziała, że tak może wyglądać wyjście z Rowle już dawno by się z nim sama umówiła. Jak na ironię na obecną chwilę nie mogła tego zrobić. Nie chciała przegrać mimo wszystko. - Masz wyobraźnię Charlie. - delikatny uśmiech zagościł na jej ustach. - Dużo mamy czasu? - miała nadzieję, że tak. Chciała spędzić tutaj jak najwięcej godzin ciesząc się słońcem i pustymi drogami. Niestety świstokliki nie miały nieograniczonego czasu.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Zlustrował ją wzrokiem dość bezczelnie, bo lubił patrzeć na piękne kobiety. Poza nietuzinkową, hiszpańską urodą to jej największym atutem były włosy. Długie, przypominające gorzką czekoladę i opadające niesfornie na jej ramiona. Kochał brunetki po prostu. Uśmiechnął się pod nosem widocznie zadowolony, zwilżając koniuszkiem języka wargi. Dziką satysfakcję musiał też przynieść mu jej ubiór, wiedząc, gdzie ją zabiera i jak bardzo będzie zadowolona z promieni tropikalnego słońca. Sam stęsknił się za słońcem, a ostatni sen o plaży i zimnym piwie był prawdziwym natchnieniem. Wiedział, jak wielkim wyzwaniem jest zaspokojenie warunków Cortezówny i sprawienie, żeby chciała wypad powtórzyć. Pomijając, że Aleksander sam w sobie służył niczym dobra prezerwatywa na wszystkich chętnych do swojej kuzynki, to ona sama była znana ze swoich wysokich oczekiwań i odmawiania randek. A on uznał to za coś cudownego, bo kochał wyzwania. Rywalizacja, adrenalina, nagroda, zabawa. Był też jej po prostu ciekaw. Zakładając jej kask, wyszczerzył się na jej słowa, łapiąc swoimi zielonymi oczyma jej spojrzenie, nachylając się nieco — niby to chcąc zabezpieczyć pasek pod brodą. Poczuł w nozdrzach zapach jej perfum, nie mogąc doczekać się wycieczki jeszcze bardziej. - Jak dam Ci wszystko od razu, to przegram zakład. Przyjemność najlepiej smakuje i daje największą satysfakcję dawana stopniowo. Wtedy zaskakuje ciągle na najwyższym poziomie, Isa. - odparł zaczepnie, dmuchając jej niby przypadkiem gorącym oddechem na szyję. Wyprostował się, puścił jej oczko i pomógł wsiąść na motor, prosząc o przytulenie się do niego. Pewnie, mogła złapać się rączek za plecami, ale uznał, że tak będzie wygodniej i przyjemniej, na pewno jemu. Gdy zacisnęła dłonie na jego talii, splątując je ze sobą, poczuł przyjemny dreszcz na ciele. Odpalił maszynę, ruszając przed siebie i mknąc znanymi uliczkami do celu skrytego przed wzrokiem szlam. Uwielbiał jazdę motorem. Musiał przyznać, że rodzeństwo sprawiło mu najlepszy prezent na świecie. Jechał szybciej, niż powinien, jednak uczucie wolności było warte ryzyka, które dodatkowo go tylko nakręcało. Gdy dotarli na miejsce i usłyszał jej mruknięcie niezadowolenia, uśmiechnął się tajemniczo. - Mówiłem Ci, Cortez! Ze mną nie będziesz się nudzić! Rzucił nieco dumnie, pewnym siebie głosem. Gdy wszystko było przygotowane, skorzystali ze świstoklika i przenieśli się do wakacyjnego raju, gdzieś w mniej zamieszkałej części Kolumbii. Miał dylemat pomiędzy nią a Meksykiem, ale uznał, że tutaj będzie oryginalniej. Mieli też naprawdę świetne drogi przy wybrzeżu, gdzie bez problemu mogli sunąć motorem. Dał jej czas na rozejrzenie się, oswojenie z myślą o porwaniu, rzucając w tym samym czasie ich kaski do przygotowanego schowka oraz ściągając kombinezon. Lniane, czarne spodnie były przewiewne i chroniły przed słońcem, a wyrobione mięśnie pięknie podkreślała biała koszulka bez ramiączek, przyozdobiona jego ulubionymi szelkami. Upewnił się, że wszystko ma i stanął naprzeciw dziewczyny, zerkając na gotowy do jazdy motor. Pięknie błyszczał w słońce. Na jej słowa uśmiechnął się z błyskiem w oczach, kłaniając teatralnie. - A Ty mi nie wierzyłaś, że działam cuda. Wszystko przed nami, wyskakuj z tego swetra i chodźmy się zabawić, poznać trochę Kolumbię. Wzięłaś letnie rzeczy, jak mówiłem? Mogę się odwrócić, żebyś się przebrała i obiecuję, że postaram się nie podglądać. - zaproponował, puszczając jej oczko z rozbawieniem. Przypuszczał jednak, że sięgnie po zaklęcie transmutujące ubrania. Zrobił kilka kroków, rozglądając się dookoła. Byli sami, nie licząc oczywiście tętniącej życiem dżungli, którą miał za plecami. Brunet spojrzał jednak na ocean kawałek przed sobą, którego fale rozbijały się na piaszczystej plaży. Na jej słowa uniósł dłoń, zerkając na tkwiący na nadgarstku zegarek. Była to jego ulubiona, męska biżuteria. - Do północy księżniczko, potem przestanie działać. Nie udało mi się załatwić dłuższego, ale wciąż mamy.. Prawie osiem godzin, może siedem i pół. Zakończył entuzjastycznie, wzruszając ramionami. Wyjął ze spodni papierosa, czując nieodpartą potrzebę dostarczenia nikotyny do organizmu. Odpalił, zaciągając się i podszedł do motoru, opierając się plecami o niego, przysiadając nieco. Nie musiała się śpieszyć. Śpiew ptaków, zapach oceanu, kołyszące się na wietrze palmy, jego motor, fajka no i piękna kobieta — czego mógłby chcieć więcej? Wypuścił dym, mrucząc z zadowoleniem. Zlustrował wzrokiem ślizgonkę — znów — zatrzymując się nieco dłużej na okolicy jej ramion i szyi, aby w końcu spojrzeć jej w oczy. - Dziś spełniam kilka życzeń. Masz jakieś? Od czego chcesz zacząć?