Osoby: James Levine i Sofia Carneiro Miejsce rozgrywki: Hogwart, korytarz na czwartym piętrze. Rok rozgrywki: Początek 2016r. Okoliczności: Roztrzepana puchonka niosąca cały stos książek i zamyślony puchon żyjący w swojej poezji? Z tego nie może wyjść nic dobrego...
Złowrogi, charakterystyczny stukot obcasów niósł się echem po korytarzu. Młodsi uczniowie stojące na jej drodze odsuwały się, jakby wyczuwały w nie bombę zegarową, która może w każdej chwili wybuchnąć. Środkiem korytarza szła płowowłosa dziewczyna w kapkę osmalonej szacie Huffelpuffu. Sofia od dzisiejszego dnia naprawdę zaczęła nienawidzić tej nowej nauczycielki eliksirów z Salem. Po co oni w ogóle przyjeżdżali?! Czy ci nauczyciele nie mogli zostać w tej swojej Ameryce?! No a po za tym, przecież skąd miałaś wiedzieć, że jeden gram sproszkowanego zęba smoka więcej, może wywołać mały wybuch nuklearny?! A teraz ma zadaną dodatkowe pół strony eseju więcej, jakby nie i tak co robić. Na dodatek pogoda pod psem, nie można nigdzie wyjść... W ogóle nienawidziła takiej aury. Czuła się tak, jakby wisiała na granicy przebudzenia. A w zamku powoli zaczynało jej brakować miejsca... Z takimi ponurymi myślami weszła do biblioteki, wybrać potrzebne materiały.
30 minut później
Puchonka raczej nie miała zbyt szerokiego pola widzenia. Prawdę mówiąc, nie miała go wcale. Stos książek był dość pokaźny, a dźwigać go musiała sama. Żadnego dżentelmena w pobliżu. W sumie, nie zdziwiła się zanadto. Stąpała delikatnie, starając się na nikogo nie wpaść.
Przechadzał się korytarzem, sam nie wiedząc gdzie się udać. Potrzebował ciszy i spokoju by zagłebić się w lekturze. Tym razem nie był to tomik poezji, tylko manga! W sumie to żadnych nie czytał przez jakieś 2 lata. Teraz czytanie od prawej do lewej wydało mu się trochę skomplikowane. Będzie się musiał na nowo przyzwyczaić. Zerknął na mangę, tytuł mangi był dość znany, albowiem był to dobry, stary Naruto oczywiście. Każdy mangozjeb zna ten tytuł. Uśmiechnął się pod nosem i zdecydował, że w sumie może zacząć czytać teraz, czemu nie? Jak zdecydował tak zrobił. Szedł czytając mangę nie kontaktując już z rzeczywistością.
Wszyscy, którzy znają młodą pół - portugalkę wiedzą, że nie potrafi ona skupić się na dłużej niż pięć minut. Aktualnie myślała o wszystkim: Jaka będzie jutro pogoda, co będzie na kolację, czy Selene zdąży dostarczyć życzenia wielkanocne ojcu i siostrze, - tylko nie o książkach, które niosła. Zarejestrowała jakieś podekscytowane szepty i to, że w jednym momencie cały korytarz opustoszał. To było normalne w Hogwarcie. A tamci mogli się podśmiechiwać z jej nadpalonej szaty. Oby tylko sukienka pod spodem była cała... Jej uwagę przykuła narazie myśl, co by pasowało do jej nowych lakierowanych złotych botków, które dostała na Boże Narodzenie. Znając szczęście Sofki, oczywiście musiało się coś wydarzyć. Jak na komendę poczuła, że zderza się z czymś... A raczej z kimś. Wszystkie książki leżały porozrzucane w promieniu co najmniej jednego metra. Ta jej niegdyś połamana noga teraz bolała niemiłosiernie. Do tego złamała obcas i zniszczyła sobie manicure! Spojrzała na współwinowajcę całego tego wydarzenia... Na BARDZO przystojnego współwinowajcę. Po chwilowym zdębieniu zaczęła go gorąco przepraszać. - Nic ci się nie stało? Tak strasznie cię przepraszam! Ale ty też powinieneś uważać! Spójrz na mój but, no mojego paznokcia. Do tego znowu ta noga... - nagle w zupełnym milczeniu (co nie zdarza się Carneiro zbyt często) zaczęła zbierać rozsypane tomy.
Ciężko szło mu to czytanie. Co chwila gubił się w tekście. Rany, nie myślał, że to będzie takie trudne. No ale cóż, kwestia przyzwyczajenia. Teraz przeniósł się myślami do czasów, kiedy mieszkał w Japonii. Wtedy to mangi dosłownie pochłaniał. Ogólnie to zaniedbał. Chłopak na nowo próbował skupić się na lekturze. Przeczytał dopiero 23 strony, brawo James, brawo. Zdecydował, że odpuści sobie czytanie tej mangi, przeczyta ją później. W momencie kiedy zamykał tomik poczuł, że w coś uderzył. Ściana? Nie, była to dziewczyna. Na podłodze leżały książki, które pewnie niosła. Zaczęła je zbierać przepraszając go przy tym. -Ja też przepraszam, powinienem był bardziej uważać..nic ci się nie stało?-mówiąc to kucnął i zaczął pomagać dziewczynie w zbieraniu książek. A było tego dość sporo.
Gdy usłyszała jego głos, uniosła zdziwiona głowę. Nie sądziła, że się do niej odezwie. Później, gdy wracała do tego wydarzenia, zawsze odnosiła wrażenie, że jego słowa otulały ją niczym cieplutki kocyk w chłodny wieczór. Targały nią strasznie sprzeczne emocje. Widziała parę razy tego chłopaka w pokoju wspólnym. Zdawało jej się, że jest jakiś taki wycofany... Marzyła, aby ten tajemniczy student kiedyś się do niej odezwał. A teraz chciała uciec stąd jak najdalej. Wyciągnęła swoją różdżkę i machnęła nią w stronę złamanego obcasa. - Reparo! - But został naprawiony, więc Soff mogła schować swojego magicznego badyla z powrotem do torby. -Teraz już jest ok... - miała nadzieję, że nie zarumieniła się bardzo. Sofia rozejrzała się dookoła. Miała wrażenie, że książek wcale nie ubyło. Westchnęła. -Jestem Sofia, dla przyjaciół Sofie, Soff lub Sofa - wróciła do swojego zajęcia unikając wzroku chłopaka.
Spojrzał na dziewczynę. Kojarzył ją. Była nawet ładna...Nie! James, skończ myśleć o takich bzdurach. Chłopak popatrzał na złamanego buta dziewczyny. -Przepraszam też za tego buta...-wymamrotał. Było mu trochę głupio. Mimo, że James zbierał porozsypane książki już pare dobrych minut, nadal wydawało się, że ich nie ubywa. Aż tak lubiła czytać, że wypożyczyła tyle książek? Myślami przeniósł się do czasów, kiedy mieszkał w Japonii. Wyglądał podobnie wychodząc z biblioteki, zawsze załadowany książkami po czubek nosa. I nie raz się wywalił się, lub w kogoś wpadł. Pamiętał również mine bibliotekarki, kiedy wchodził do biblioteki. W klasie raczej był za to wyśmiewany. Czytanie raczej nie było modne i każdy ekscytował się elektorinką. Taak, był dość specyficznym dzieckiem. James uśmiechnął się w sumie to sam do siebie. Dopiero po chwilii zorientował się, że dziewczyna może uznać go za wariata, szczerzącego się sam do siebie. Rozbawiła go ta wizja. Spojrzał na nią po raz drugi, unikała jego wzroku? Słysząc jak dziewczyna się przedstawia James postanowił na chwilę przestać zbierać książki i również sie przedstawić. Sofia, ładne imię-mówiąc to uśmiechął się do dziewczyny-Ja jestem James-powiedział chłopak po czym znów zabrał się do zbiernia książek. -Dużo tego wypożyczyłaś...lubisz czytać?-zapytał wyczekując odpowiedzi dziewczyny.
Uśmiechnęła się pod nosem. To imię to ciepły kominek w domu, maleńka dziecięca miotełka, cowieczorne rozmowy o świecie czarodziei. Było to wspomnienie pierwszego rowerku, rolek, wspólnych wypadów razem w trójkę z Angie... Z imieniem James kojarzy się tyle wspaniałych wspomnień... Nawet nie zauważyła, gdy odpłynęła, gubiąc się w pamięci. Daty może się zatarły, jednak same wydarzenia zostały. Tak samo jak wciąż pachnąca ojcem szata z Calpiatto. To on zaraził ją zamiłowaniem do ruszania się. To on nauczył ją dobrze strzelać z łuku. Dzięki niemu jest tym, kim jest... W zupełnym milczeniu układała książki. Kiedy usłyszała pytanie Jamesa, zachichotała. - Butem się nie przejmuj, już jest cały. Po za tym, książki są dobre na zimne zimowe wieczory, gdy nie można wyściubiać nosa za drzwi, bo jest tak zimno. Tak to ja wolę spędzać czas w ruchu. Szkoda mi każdego jednego zmarnowanego słonecznego dnia... A tych książek potrzebuję do odrobienia pracy domowej z eliksirów. - uśmiechnęła się do niego. O dziwo praca szła coraz szybciej. Po około dziesięciu minutach uwinęli się z tym bałaganem. - Dzięki za pomoc. I jeszcze raz przepraszam za ten wypadek... - Nachyliła się, aby go pocałować w policzek w ramach podziękowań. U niej było to normalne. Każdemu się tak odwdzięczała. Tylko, że ten jeden raz miał zaważyć na całym jej przyszłym życiu. Nie wiedziała, jak się to stało. Czy to on obrócił głowę, czy może ona się przesunęła? Nieważne. Ważny jest fakt, że przez przypadek pocałowała go w usta. Hmm... Gdyby się tak potem zastanowić, całował naprawdę nieźle. Odeszła krok od niego, chwyciła książki i z ogromnym rumieńcem na twarzy wybiegła na schody. Miała tylko nadzieję, że on nie pomyślał o Sofii źle. To było prawie jak sen. Jednak z granicą. Granicą przebudzenia.
Książki były już ułożone. Troché to zajęło. Słuchając tego co mówiła dziewczyna doszedł do wnisoku, że ona też lubi czytać. Lubił ludzi, którzy czytają...chociaż może nie znał ich bardzo dużo. Z taką osobą można porozmawiać na temat swojej ulubionej książki czy np. wykłócać się jaka postać jest lepsza. W Hogwarcie brakowało mu takich osób. Nie był odludkiem, który do nikogo się nie odzywa, ale jakoś mega rozgadany też nie był. Spojrzał na dziewczynę, skończyli już zbierać porozsypywne książki. Miał już się żeganć z Sofią, kiedy nagle przypomniał sobie o swojej mandze. Uspuścił ją i teraz nie wie gdzie ona się podziewa. Upadła pewnie i zmieszała się w lawinie książek dziewczyny. Weź ją tu teraz znajdź. Nie miało sensu rozkopywać pozbieranych książek by potem znów je układać, cholera. James odwrócił głowę by zobaczyć czy z tyłu może nie leży jego manga. Nie ma. Odwrócił głowę i to poczuł. Ta dziewczyna go pocałowała. Nie mógł sie ruszyć, był naprawdę zaskoczony. Ledwo zdążył coś powiedzieć a jej już nie było. Uciekła zabierając książki.