To w istocie nazwa, którą operują mieszkańcy okolicznych terenów dopiero od niedawna. Kiedyś była to zwykła skalna grań, do której prowadzą bardzo prowizoryczne schody, wyżłobione prosto w głazie. Mało kto wybiera się na wycieczki w te tereny. Krąży plotka, że ten obszar upodobały sobie od niedawna trolle górskie, stad ta duma nazwa. Mówi się, że przesiaduje tutaj ich rodzina, licząca sobie trzy osoby, siadające po dwóch stronach niewielkiego kanionu, wpisując się w skalne tło. Śmiałkowie, twierdzący, ze to tylko legenda doliny, aby odstraszyć turystów, mogą zauważyć, że głazy ustawione na grani obserwowane we wschodzie słońca zabójczo przypominają w istocie trzy głowy trolli. Kiedy przyjrzą się dokładniej, widać, że głazy te się ruszają, a kiedy podejdą ciekawi bliżej, okazuje się, że w istocie - to są najprawdziwsze trolle! A cichy głosik w głowie powinien Ci podpowiadać: Uciekaj!
Uwaga! Najlepiej w tym temacie zjawić się w grupie 3-4 osób. Sam wchodzisz tu na własną odpowiedzialność i możesz doznać wielu poważnych obrażeń. W grupie masz większe szanse zdobyć niespotykany artefakt i unikatowe substytuty. Nieważne od efektów Twoich działań otrzymujesz 1-3pkt do ONMS. Po punkty, bądź ewentualne przedmioty zgłoś się w odpowiednim temacie.
Rzuć kostką na ucieczkę:
parzyste:
Trolle nawet Cię nie widzą, możesz odejść, chyba, że skusisz się na okradniecie trzech tępych osiłków, bo widzisz, że bawią się czymś co dla nich jest totalną abstrakcją, a ty dostrzegasz w przedmiocie Zamek Theomerasa Pirifaniasa!
Rzuć kostką jeszcze raz:
1, 2 - udaje Ci się ich przechytrzyć, zmuszając ich do opuszczenia ich legowiska, ale zabrały ze sobą zamek, whoops! Możesz spróbować na własne ryzyko rzucić jeszcze raz. ale jeśli wylosujesz 1 lub 2, okazuje się, że trolle zaszły Cie od tyłu i walnęły maczugą. Przeczytaj kostki: przegrana z trollem.
3, 4 - udaje Ci się zajść ich od tyłu, któryś z nich nawet odłożył przedmiot na ziemię, masz szansę go zabrać. Rzuć kostką: parzysta, zyskujesz przedmiot, zwiewaj! nieparzysta, niestety Cię zauważyły, teraz musisz się z nimi skonfrontować (przejdź do kostek: nieparzyste).
5, 6 - zanim zastanawiasz się co zrobić, trolle Cie zauważają i atakują. Pierwszym instynktem jest ucieczka. Rzuć kostką. Nieparzyste - udaje Ci się uciec. Parzyste - potykasz się i łamiesz sobie różdżkę (przejdź do kostek: nieparzyste)
nieparzyste:
Widzą Cię, niestety musisz skonfrontować się z trollami. Nie musisz tego robić sam, możesz w grupie do 4 osób. Wtedy wszyscy rzucacie po 1 kostce, ostatnia osoba pisząca post wpisuje w nim sumę waszych rzutów.
UWAGA! +1 za każde 10pkt z Zaklęć lub ONMS (możesz użyć punkty tylko z jednej dziedziny). Można je dodać tylko w I kolejce!
Z każdą kolejną kolejką postów możecie rzucać jeszcze raz, sumując kostki z sumą z poprzedniej kolejki, ale cały czas bierzecie pod uwagę obrażenia z osiągniętego wspólnie progu kostek. Możecie też zrezygnować w każdym momencie. Wtedy przeczytaj: przegrana z trollem.
Obrażenia z progów:
1-10 - nie udaje wam się pokonać trolla. Doznajecie obrażeń. Każdy rzuca kostką:
A - oberwałeś maczugą w głowę, miałeś głupie szczęście, niemocno, doznajesz lekkiego wstrząsu mozgu B - troll kopnął cię potężną stopą i złamał Ci piszczel C - oberwałeś kamieniem w potylicę, tracisz przytomność (przeczytaj: przegrana z trollem) D - jeden z trolli złapał Cię za nogę i dynda Tobą w powietrzu. Jeśli nie jesteś sam, ktoś może Ci pomóc: 1, 2 - udaje mu się uwolnić Cię z łapsk trolla, 3, 4 - uwolnił Ciebie, ale za to troll złapał jego, możesz również próbować go ratować, 5, 6 - niestety nie udało się Ciebie uratować, troll sam zrzucił Cię z dużej wysokości, łamiesz sobie nogę E - troll chciał Cię złapać, zamiast tego zmiażdżył Ci przedramię, zanim zdążyłeś się wyrwać F - walcząc z trollem zsunąłeś się ze skrani w dół kanionu, poobijałeś się i złamałeś kilka żeber G, H, I, J - udało Ci się uciec, ale twoi koledzy mogli nie mieć tyle samo szczęścia, wrócisz po nich, czy ich zostawiasz? Twoja decyzja. Nie musisz już rzucać kostką w tej turze.
11-15 - w trakcie potyczki z trollem jeden z nich zwalił na was konar drzewa. Rzucacie kostką, aby dowiedzieć się czy pień drzewa na was spadł.
Parzysta - udało Ci się wyjść z tego cało.
Nieparzysta: jeśli 1 - przygniotło Ci jedynie nogi od kolan łamiąc kości, 3 - sparaliżowało Ci pół ciała, wymagasz natychmiastowej interwencji uzdrowicieli, 5 - oberwałeś gałęziami, zostaną Ci zadrapania na całym ciele na długie tygodnie, ale zaleczone eliksirami powinno nie zostać żadnych blizn (eliksiry kosztują Cię 100g).
Ci z was, którzy wylosowali kość parzystą bądź 5 mogą walczyć dalej. Pozostali czytają: przegrana z trollami.
16-20 - zgodnie stwierdziliście, ze potrzebujecie odpoczynku w walce. Decydujecie się schować w zagłębieniu skał. Rzuć kością, czy udaje Ci się tam dobiec:
1, 2, 3 - niestety, zostałeś przechwycony przez trolla, który trzyma Cię za nogę w powietrzu. Troll zamachnął się na Ciebie maczugą. Rzuć kością: parzysta - unikasz uderzenia, a rozchwiany troll puszcza Cię na ziemię, możesz dobiec do skałek (rzuć kością jeszcze raz. jeśli znów trafisz kości 1-3, załóż, że wylosowałeś tym razem kość nieparzystą); nieparzysta - oberwałeś i straciłeś przytomność. Poczytaj: przegrana z trollem.
4, 5 - udaje się Ci schować między skałkami, niestety Twoim kolegom mogło się tak nie poszczęścić.
6 - udaje Ci się przedostać między skałki, ukryty między nimi znalazłeś 4szt trollich łusek (80g*). Zachowaj je dla siebie albo podziel się z kolegami. Twoja decyzja.
Ci, którzy wylosowali 4, 5, 6 walczyć dalej bądź uciec. Jeśli chcecie pomóc chwytanym kolegom, rzućcie po jednej kości. jeśli ich suma przekroczy 7, udaje wam się ich uratować, jeśli nie, podzielacie ich los. Przeczytajcie: przegrana z trollem.
*możesz sprzedać przedmioty za sumę w nawiasie bądź zachować
21-24 - walczycie zażarcie z trollami używając bardzo silnych zaklęć, które jednak nie chcą przebić się przez grubą skórę trolla. Jesteście już trochę wycieńczeni, ale nie poddajecie się. Niech jedna osoba rzuci kostką aby dowiedzieć się, czy wasza współpraca w końcu przynosi odpowiednie efekty.
1-2 - niestety, padacie z sił. Jesteście tak wycieńczeni, ze rzucacie zaklęciami na oślep. Każdy z was rzuca kością aby dowiedzieć się, jakim zaklęciem oberwał od kolegi bądź rykoszetem od siebie samego.
A - Depulso, odpycha Cię do tyłu prosto na skały B - Reducto oszołomiło Cię, padasz z omdlenia na ziemię C - Poena inflicta powoduje u Ciebie silny ból głowy D - Oppungo zadziałało na Twoją niekorzyść, atakuje Cię drapieżny sokół E - Lapido Pluvia zostaje rozproszone przez czar kolegi, sypie Ci się na głowę gruz F - Petrificus Totalus zamiast uderzyć w trolla, trafia w Ciebie, unieruchamia Cię G - Homenum Illuminati kolegi oślepia Cię na pół minuty! H - Forp fleoge odrzuciło Cię w górę, spadając na ziemię skręciłeś kostkę, ale możesz dalej walczyć I - w skutek zaklęcia kolegi: Timor Sol, doznajesz poważnych oparzeń na ciele. Rzuć kostką, aby dowiedziec się czy zostanie z tego blizna: parzysta - tak, nieparzysta - nie. J - Wybuchło obok Ciebie Bombarda, wybuch Cię oszołomił, mdlejesz
Jeśli połowa z was jest jeszcze dysponowana (z trzech osób: dwie), udaje wam się jeszcze uciec. Jeśli nie, przejdźcie do kostek: przegrana z trollem.
4-6 - w końcu sukces, trolle padają przed wami z wycieńczenia, a wy możecie podzielić się znalezionym Zamkiem Theomerasa Pirifaniasa, dwoma rogami Garboróga (240g*), 10szt. łusek trolla (200g*).
*możesz sprzedać przedmioty za sumę w nawiasie bądź zachować
25+ - po wstępnej walce udaje Ci się porozumieć z trollami i załagodzić sytuację, okazuje się, że to bardzo unikatowe, niegroźne osobniki, które po prostu przetraszyliscie. W ramach przeprosin wręczają każdemu z Was Zamek Theomerasa Pirifaniasa
przegrana z trollem:
Uwzględniasz wszystkie swoje obrażenia z kostek. Nie wiesz jakim cudem udało Ci się wyjść z tego cało, ale lądujesz na tydzień fabularnej gry w Mungu! Przez okres realnych trzech dni nie możesz zacząć nowych wątków w innym miejscu niż Mung.
Autor
Wiadomość
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Trzy Głowy Trolli. Tam ich wyrzuciło - wbrew ich własnej woli, zgodnie z nieprawidłowym działaniem artefaktu - byli skazani na porażkę. Kwintesencja przegranej znajdowała się dopiero przed nimi; nie wiedzieli, co ich tutaj może spotkać, niemniej jednak Matthew Alexander mieszkał wystarczająco długo, a przede wszystkim zwiedzał Dolinę Godryka przez dłuższy czas - w związku z czym najchętniej by się wycofał. Teleportację łączną miał w miarę ogarniętą, mimo wcześniejszych porażek, był gotowy ją zastosować, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Z początku działanie Świstokliku było bliżej nieokreślone - tajemnicą pozostawało zatem miejsce, do którego trafili. Niemniej jednak intuicja uzdrowiciela wrzała na alarm; rażący czerwony kolor kazał mu zdecydowanie zawrócić. Nie wiedzieli, co ich tutaj spotka, mężczyzna jednak podejrzewał, że nie będzie to coś w zakresie szczęśliwych wydarzeń. Trolle. Silne, powolne, aczkolwiek stające się zagrożeniem, kiedy to rozwścieczone magiczne istoty zwyczajnie postanowiły potraktować ich jako wrogów - i to nie bez powodu. Nie zdołali uciec, nie zdołali zniknąć z ich oczu; zanim jednak cokolwiek zdołali zrobić, spory konar drzewa o mało co nie zahaczył prosto o Matthewa; na szczęście zdołał uniknąć obrażeń, ale co było z Dimą? - Dima! - powiedział krótko podwyższonym głosem, zwięźle, zanim zdołał cokolwiek zrobić - tym samym nie mając ochoty pozostać w tym miejscu ani dłużej. Musieli stąd iść - nie bez powodu zatem uzdrowiciel ruszył w jego stronę, by móc go zwyczajnie chwycić za rękę oraz deportować się stąd jak najdalej, byleby uniknąć kolejnych obrażeń. No właśnie; Rosjanin chyba nie miał aż tyle szczęścia, skoro konar drzewa spadł prosto na jego nogi. Kurwa.
Kostka Dima na wejście:5 Kostka na walkę z trollami:5 + 2 (bonus) Kostka na obrażenia z kategorii konaru drzewa:6 Obrażenia: Brak.
Dimitri wyprostował się, otrzepał swój ulubiony, prążkowany sweter i rozejrzał wokoło. No i gdzie ich wywiało? Nie musiał długo badać twarzy Matta, by wywnioskować, że raczej źle trafili. Potem usłyszał ciężkie kroki. Poczuł, jak w jego kark wbijają się igiełki przerażenia, a zaraz po nich spływa zimny pot. Coś za nim stało. Matt zamarł, wbijając oczy w… No właśnie, w co? Dima obrócił się nagle. Troll! O ja cię, prawdziwy… A nie, będzie rzucał konarem, lepiej się zmywać. Zaczął biec i już więcej nie oglądał się za siebie. Po prostu biegł, bo mu jednak życie chociaż trochę miłe. Teoretycznie, mógłby rzucić jakieś zaklęcie! Może przetrasmutować go w coś? W tym momencie konar poleciał w ich kierunku. Wiedział tylko dlatego, bo ociężałe, powolne kroki ustały, a zastąpił je świst. Patrzył na Matta, który biegł kawałek przed nim. Następna rzecz, jaką pamięta to fakt, że się przewrócił. Bolało go… Co? Wszystko. Trudno mu było skojarzyć. Krzyknął z bólu. Cholera! Jego zasrane szczęście znów daje o sobie znać. Zacisnął pięści o ściółkę i trawę. Jego twarz stała się nagle bardzo czerwona i mokra. Chyba płakał. Spuścił głowę i zacisnął zęby próbując nie wydać z siebie kolejnego dźwięku. Kątem oka zobaczył, co się stało. A, to ten konar. Nie zdążył uciec. Spojrzał na swojego towarzysza nadal załzawionymi, pełnymi przerażenia oczami. Zabierz mnie stąd! Chciał powiedzieć, ale głośne, głuche łupnięcie go uprzedziło. Troll kontynuował swój marsz w ich kierunku. Matt wyciągnął do niego rękę. Chyba zrozumiał. Albo miał na tyle oleju w głowie, że sam na to wpadł. Cóż, prawdopodobnie to drugie. W końcu mowa o Mattcie, który jakoś jednak zdołał zostać uzdrowicielem, a nie o Dimie, który… Właściwie nie ważne. Nie będzie się dołować w takiej sytuacji. Z niemałym wysiłkiem podniósł rękę i zacisnął dłoń Matta w swojej własnej. Prawdopodobniej mocniej, niż było potrzeba, ale nie mógł na to nic poradzić. Bolało, tak cholernie bolało! Czuł to mimo buzującej adrenaliny, co będzie jak już z niego zejdą emocje? Dimitri bał się bólu. Bał się też kalectwa, a w tej chwili nie mógł ocenić jak bardzo źle z nim jest, więc po łbie pałętały się najróżniejsze scenariusze. Cholera, eliksirów mu się zachciało! To wszystko przez chciwość! Dimitri Emilowiczu, jeśli to przetrwasz, zostaniesz lepszym człowiekiem! Zdążył pomyśleć (w jakże charakterystyczny dla siebie, przedramatyzowany sposób), gdy Alexander teleportował ich z miejsca zdarzenia. 2x zt
Obrażenia po trollu: 6 Kostka na konar: 1 -> połamane nogi
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Poczuł szarpnięcie, oblała go ciemność – bezkresna, nieprzenikniona. Zdążył chwycić mocno ramię siostry, która opierała się o niego i siłą rzeczy i tak przeniosłaby się razem z nim – prosto w nieznane. Wszystkie dźwięki ustały, otoczyła ich gęsta cisza i jedynie wrzaski własnych myśli pozwalały mu nie zwariować. Przez jego umysł przemknęły wszystkie znane mu przekleństwa, a potem wylądowali, nie z wielką gracją, lecz bezboleśnie. I powtórzył wszystkie te słowa po raz drugi, tym razem na głos, nic nie robiąc sobie z tego, że przeklina właśnie przy siostrze. – Kurwa, kurwa, kurwa. Kurwa mać. – jego włosy pobielały kiedy tylko pojął w jak tragicznej znaleźli się sytuacji. Dobył różdżki, choć miał świadomość, że nie na wiele mu się to zda. On sam i Elaine przeciwko trzem trollom. Wystraszone bliźniaki walczące z ogromnymi, niezwykle silnymi stworzeniami. Byli martwi, po prostu martwi. Właśnie unicestwił nie tylko samego siebie, ale i tę, którą od zawsze chciał chronić. Puścił jej ramię, które cały czas nieświadomie ściskał z mocą, która zapewne mogła sprawiać ból. – Uciekaj stąd. UCIEKAJ. – nakazał jej głośnym szeptem, starając się włożyć w to tyle zdecydowania, ile tylko potrafił. Obawiał się, że go nie posłucha. Nie miał zresztą okazji się o tym przekonać, bo trolle dostrzegły ich nim zdążyli zrobić jakikolwiek krok. Nie widział innego wyjścia jak tylko podjąć się desperackiej, skazanej na srogą porażkę walki. Zdążył rzucić kilka zaklęć, ze skutkiem, który przeczuwał już na początku – z żadnym. Odruchowo zasłonił się lewą ręką gdy wielkie łapsko cuchnącego trolla z zaskakującą jak dla tych rozmiarów prędkością sięgnęło w jego stronę. Stwór zacisnął palce na jego przedramieniu, a Elijah szarpnął się rozpaczliwie, próbując jakoś mu się wyrwać. Usłyszał obrzydliwy trzask nim okropny ból zdążył do niego dotrzeć. W chwili gdy to się stało, wrzasnął przejmująco i opuścił rękę, w której ściskał różdżkę, nie potrafiąc przywołać się do porządku na tyle, by być w stanie rzucić jakieś zaklęcie.
Zawroty głowy, ściśnięty żołądek, umykające raz po raz myśli - w jednej sekundzie stała przed starą apraturą alchemiczną, w następnej coś ich zassało i wyrzuciło w zupełnie dziwnym miejscu - to świstolik postanowił spłatać im figla. Nie zdążyła jęknąć, gdy nagle z hukiem wylądowali na ziemi. To nic, że obiła sobie pośladki - czuła na ramieniu żelazny uścisk dłoni, zupełnie jakby ktoś obwiązał jej delikatną skórę szorstką liną. Palce Elijaha wrzynały się w jej ramię, jego włosy zmatowiały a z ust padały soczyste przekleństwa. Nieco oszołomiona rozejrzała się i momentalnie zakryła usta, by choć minimalnie zagłuszyć głośny wrzask przerażenia. Momentalnie zrobiła się bielutka - od czubka głowy aż do palców u stóp. Zimna i paniczna biel, jej ukochany kolor, a jakże upiorny tego dnia. Słyszała krzyk Elijaha - uciekać? Jak to? Bez niego? Choć strach zaczynał ją powoli paraliżować w umyśle przyświecała najważniejsza myśl - nie może rozstać się z bratem. Wystarczył rzut okiem na trzy potężne, masywne, cuchnące i zgniłozielone trolle, by stwierdzić, że mają teraz małe szanse na przeżycie. Jej dolna warga zadrżała, w kącikach oczu pojawiły się łzy, ale i również w żyłach popłynęła adrenalina. To ona poderwała ciało Elaine do pionu. - Wiejemy!! - wrzasnęła choć ryk trolla skutecznie ją zagłuszył. Ich ciężkie kroki nabierały na głośności. Szły na nich, wściekłe, żądne krwi. Ich krwi. Serce Elaine waliło jak oszalałe, nie potrafiła skupić myśli, bowiem tylko dwie jej przyświecały - Elijah i ucieczka. Nie zdołała mu się przyjrzeć, rzucili się biegiem lecz czymże są ich krótkie nogi w porównaniu z masywnymi trollów? Musieli puścić się, by mieć szanse na ucieczkę. Gnała ile sił miała, a jednak wiedziała już, że nie ma szans ucieczki. Są za wolni. Zdecydowanie za wolni. Gdy mieli skręcać wyciągnęła rękę ku Elijahowi, aby ich stąd teleportować - może to głupie, cholernie ryzykowne ale i jedyne rozwiązanie w tej sytuacji. Popełniła błąd. Nie powinna wyciągać ręki, bowiem kilka sekund później wielka maczuga jej ją niemalże zmiażdżyła. Zarzuciło ją, usłyszała i poczuła w samym środku serca wrzask bólu Elijaha. - NIE!! - krzyknęła zdzierając sobie przy tym gardło. Łykała swe słone łzy, gdy ją odrzuciło na dobre parę metrów. Bała się spojrzeć rękę. Elaine nagle odkryła w sobie coś niecodziennego, co nie sądziła, że jest ażtak silne - miłość do brata popchnęła ją ku temu, by się podnieść i rzucić kulawym biegiem w kierunku klęczącego chłopaka. Cudem uniknęła zmiażdżenia swej głowy, wpadła na jego plecy swym ciałem, objęła go zdrową ręką jak najmocniej potrafiła i świadoma ryzyka, że mogą nie przeżyć teleportacji - deportowała ich. Łzy wsiąkły w zakrwawiony materiał kurtki Elijaha, drżała, trzęsła się targana spazmami rozpaczy i bólu. Szeptała niezrozumiale jakieś słowa, ale nade wszystko pragnęła stąd ich zabrać. Potem będzie dobrze. Musi być kiedyś ten czas "dobrze". Nastąpi prędzej czy później. Ktoś im zrekonstruuje ramię. Niech ktoś naprawi Elijaha, jego, tylko jego. On najważniejszy, ona sobie poradzi. Kłamała samej sobie, bowiem była słabsza mentalnie niż silny Elijah. A i tak oddałaby całą magię, jeśli to ocaliłoby ukochanego bliźniaka.
[zt x 2]
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
To nie jest mądry pomysł, pomyślał sobie zaraz po tym, kiedy dostał się do miejsca, które znajdowało się na długiej liście, którą sporządził. Wiedział, że powinien udać się tu z większą ilością osób, jednak pech chciał, że nie posiadał tu przyjaciół. A jeżeli relacje wybiegały poza lakoniczne "cześć", na środku korytarza, raczej nie chciał, aby ich śliczne buźki oberwały. Z kim spędzałby tak przyjemne i błogie chwile? Nie było łatwo się tutaj dostać. Musiał chwilę pochodzić, wspiąć się. Zaciekawiony tym, co mógł tam znaleźć, parł do przodu, chociaż w pewnym momencie musiał oprzeć się o skały. Ciężko dyszał, co jest zaskakujące jak na jego katowanie się treningami drużynowymi. Cholera. Czyżby nowa szkoła go rozleniwiła? Kiedy podszedł bliżej, zobaczył, że przypominające głowy trolli głazy zaczęły się poruszać. To chyba było wpisane gdzieś niewielkim druczkiem na tej kartce. Niebezpiecznie było przychodzić tu w pojedynkę, to pewne. To nie była brawura, czy zbyt wielka pewność siebie. On zwyczajnie nie chciał tutaj z nikim przyjść. Cenił sobie przestrzeń, prywatność... A przecież kompletnie nie pasowało do tego, co zwykle ludzie w nim widzieli. Cholera. Trolle go zauważyły, pomimo że spróbował schować się za najbliższymi głazami. Szkoda, że był to jeden z trolli i jego przykrywka poszła się dosłownie walić. Odbiegł troszkę dalej, chociaż nie za daleko z racji tego, że jeden z trolli zagrodził mu drogę ucieczki. Myśl, myśl Dick. Różdżka wylądowała w jego dłoni jakąś minutę temu, zapewne, kiedy zorientował się, że nie znajdował się tutaj sam. Kiedy zobaczył lukę między jednym a drugim trollem, spróbował tam ruszyć. Głupi pomysł, bardzo głupi. Nie zauważył konara, który jeden ze stworów wyrwał i rzucił w jego kierunku. Nie przeżyłby tego, gdyby nie rzucił się do przodu, ślizgając się po podłożu, które dzięki temperaturze była na tyle śliska, aby mu pomóc w tym manewrze. Poturbował się przez gałęzie i niewielkie skały, które tam się znajdowały. I jak na złamanie karku, zaczął uciekać w dół, tam skąd przyszedł. I chociaż w gaciach miał mokro, wiedział, że kiedyś tu wróci. Z innymi debilami jego pokroju.
/zt
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Nie powinien tam wracać. To naprawdę idiotyczny pomysł... Jednak musiał. To raczej silniejsze od niego. Dlaczego? Czy ocieranie się o śmierć było aż tak podniecającym uczuciem? Czy naprawdę chciał wylądować ze złamanym karkiem pod drzwiami swojej matki, przyprawiając ją o zawał, depresję... Cokolwiek by tam jej nie było? Jaki był jego cel? A musiał mieć jakiś? Dlatego z rana pojawił się w Wielkiej Sali, gdzie tylko niektórzy uczniowie postanowili zjeść wcześniejsze śniadanie. Uśmiech szaleńca zdobił jego twarz, zacierał ręcę szukając ofiary, którą mógłby ze sobą zabrać. A może równie szalonego kompana? Rozejrzał się swobodnie, a kiedy jego wzrok spoczął na jakieś czarnej czuprynie, siedzącej przy stole czerwonych, skierował się właśnie tam. Czy to jego piękna buźka, jego dziwne fantazje, czy jedzenie, którego niemal nie tknął? Zasiadł, chwycił z jego talerza tosa z jajkiem i zaczął go konsumować.-Gotowy na przygodę swojego życia? Wstawaj!-Nie czekał długo, posłał mu uśmiech kiedy już zjadł wszystko i wstał. Nie oglądał się za sobą, nie czekał. Wiedział, że za nim pójdzie. Widział to w jego twarzy. Jakby już na niego czekał. Po drodze zdradził cel ich podróży. Czy spotkał szaleńca swojego pokroju? Być może. Kiedy dotarli na miejsce, wiedział, że powinien być przygotowany na wszystko. Boyd również, bo chyba tak brzmiało jego imię. Był nazbyt niecierpliwy, aby zapamiętać wszystkie fakty. Różdżka w dłoni. Jednak jego kompan kazał mu czekać, najwidoczniej trolle ich jeszcze nie dostrzegły. Bawiły się czymś, a chłopak uznał, że to coś całkiem wartościowego. Jednak zanim zastanowili się, co z tym fantem zrobić, jeden z trolli się odwrócił i ich dostrzegł. Chciał uskoczyć w bok, jednak jego noga zawinęła się w wystający konar i legł do przodu. Trzask. Tak bolesny i charakterystyczny, czuł aż w kręgosłupie. -Kurwa.-Jęknął, próbując podnieść się na klęczki.
Jadł sobie kulturalnie śniadanie w Wielkiej Sali, bo w kawalerskiej irlandzkiej rezydencji znowu KTOŚ zeżarł wszystkie parówki, nie pozostawiając nic dla niego i nie zaprzątając sobie głowy uzupełnieniem braku, gdy nagle jakiś typek wyskoczył jak Merlin z konopii i z uśmiechem, który mógłby wzbudzać wszystko poza zaufaniem, podpierdolił mu tosta, by następnie jak gdyby nigdy nic zaproponować mu przygodę życia i nawet nie czekać na odpowiedź. Jakiś świr w ogóle, co się dzieje, o co chodzi, pomyślał skonsternowany, ale jednocześnie trochę zaimponował mu ten tupet, a gryfońskie serce głodne przygód i adrenaliny podpowiadało, że jak teraz nie ruszy dupy i zamiast za nim, pójdzie na lekcje, ominie go coś naprawdę zajebistego. No i gdyby został, to by musiał przyznać, że się cyka, a on się nie bał niczego przecież. - Ochujałeś? - spytał więc tylko typa, żeby nie było, że się dał tak łatwo zwieść, i podreptał za nim posłusznie, niewiele myśląc nad konsekwencjami i wyciszając wszelakie przejawy rozsądku, które nieśmiało podpowiadały, że może to nie jest najlepszy pomysł. Gdy dotarli na miejsce, które okazało się być MIEJSCÓWKĄ TROLLI, sprawy potoczyły się bardzo szybko i nie mieli nawet czasu, by ustalić jakiś plan działania. Przez chwilę wydawało mu się, że są bezpieczni, bo one zdawały się ich nie widzieć, do czasu gdy jeden z nich się nie odwrócił i nie sprowokował tym samym Dicka, który bardzo łasił się na trzymany przez nie przedmiot, do brawurowej ucieczki zakończonej mało brawurowym upadkiem. Boyd próbował wykorzystać moment, w którym troll, zaaferowany towarzyszem, upuścił zamek, i zakradł się z drugiej strony, niestety, stworzenie było jakieś wyjątkowo spostrzegawcze i, dostrzegłszy go, zamachnęło się z impetem, chcąc zmieść go z powierzchni ziemi. Uciekał w podskokach, aż się za nim kurzyło, dziękując sobie w myślach za te wszystkie poranne przebieżki na boisku; nie pobiegł jednak daleko, bo przecież miał rękę ciężką, ale serce dobre, dlatego absolutnie nie mógł opuścić w potrzebie tego pojeba, który go tu zaciągnął. Zniknąwszy chwilowo z pola widzenia trolla, zawrócił i popędził udzielić wsparcia Dickowi. Przygodo, trwaj!
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
-Oczywiście!-Zawołał jeszcze, słysząc słowa chłopaka. Czy to nie cudowne? Ta niewiedza, ta lekkość... A może tylko on ją odczuwał? To nieznośne, przyjemne uczucie, które chwyta za żołądek. No proszę, jednak za nim poszedł. Poszedł za tym podobno jebniętym kolesiem, który z dupy podszedł i go przygarnął. A raczej zaszczepił w nim jakieś ziarnko, które kiełkowało z każdym następnym krokiem. Sam w końcu nie wiedział, co ich dzisiaj spotka. I oczywiście, że oszukał przeznaczenie. Znaczy, różdżka poszła się jebać, a spomiędzy jego pięknych warg wyrwało się kilka siarczystych przekleństw... Nie widziało mu się kupowanie nowej. Kiedy o mało nie został staranowany przez trolla, Boyd (bo chyba tak miał na imię? chyba usłyszał jego imię w trakcie ich jakże owocnej i krótkiej podróży) podbiegł do niego i pomógł mu ruszyć cztery litery. -Dzięki.-Wyrwało mu się, dokładnie przed momentem, w którym nie zauważył drugiego trolla, biegnącego w kierunku chłopaka, od jego pleców. -Kurwa-Jęknął, rzucając się na bok, pociągając za sobą chłopaka. Zdecydowanie obił sobie łokcie, ale to chyba normalne kiedy padasz jak baba. Ludzie! To było gorsze od treningów w jego dawnej szkole, a tam już dawali niezły wycisk. Tutaj? Wszystko było możliwe, dlatego pocił się mocniej, stresował bardziej... To nie był przyjemny, męczący bieg, który miał wzmocnić twoją wytrzymałość. Tutaj mogłeś dosłownie rozwalony łeb o ziemię! Jednak rzadko kiedy widać ten konkretny wyraz twarzy u Dicka. Chociaż jak najbardziej do niego pasowało, ekscytacja połączona z obłędem.
Czasem podczas treningu, gdy zamiast lekkiego joggingu fundował sobie szaleńczy sprint i starał się biec jak najszybciej tylko potrafił, wyobrażał sobie, że albo goni cysternę wypełnioną Guinessem, prowadzoną przez powabną modelkę w skąpym bikini albo że ucieka przed rozeźlonym trollem górskim i gdyby się dowiedział, że jedną z tych wizji będzie mógł spełnić w prawdziwym życiu, to zdecydowanie wybrałby tą pierwszą. Gdy w dzikim pędzie rzucili się ponownie do ucieczki, nie miał nawet czasu na to, by poddać tę sytuację jakiejś głębszej refleksji i na przykład pożałować tego, że podążył za nieznajomym przyjezdnym typem i znalazł się w takich szalonych okolicznościach, skądże, adrenalina działała na tyle mocno, że wypłukała mu wszystkie tego typu myśli z mózgu i zostawiła tylko jasny komunikat pod tytułem „Spierdalaj!”, który to realizował z takim zapałem, jakby od tego zależało jego życie. BO W SUMIE TO ZALEŻAŁO. To wszystko, oprócz tego że przerażające, było zarazem trochę… ekscytujące, a wyraz twarzy towarzysza wskazywał na to, że ma on podobne odczucia; momentami wyglądał wręcz na szaleńca, co nie dodawało mu zbytnio do kategorii „człowiek godny zaufania”, ale faktem było, że odwdzięczył się Boydowi, dość brutalnie odpychając od nadciągającego trolla, ale hej, lepsze obite łokcie niż czaszka zmiażdżona maczugą, dlatego był bardzo wdzięczny. Wydawało im się, że już prawie udało im się umknąć tym potworom, gdy tak biegli ramię w ramię, raz po raz robiąc unik, by nie dać im szansy na zadanie ostatecznego ciosu; będący najbliżej troll zniknął z pola widzenia, dlatego przystanęli na chwilę, żeby złapać oddech, bo zdążyli się nieźle zasapać. - STARY, ALE POJEBANA AKCJA – zawołał z czymś pomiędzy niedowierzaniem a aprobatą, i wtem zupełnie znikąd nad ich głowami pojawił się złowieszczo wyglądający cień. Był to troll, przewracający na nich pobliski pień olbrzymiego drzewa. Było za późno na ucieczkę; próbował, ale nie udało się, a konar upadł na niego z impetem, miażdżąc zupełnie połowę ciała. Krzyk wydobywający się z jego ust zmieszał się z trzaskiem spadających na niego gałęzi, ból był przeokropny, a potem, ku swojemu coraz większemu przerażeniu, nie czuł już nic, i w ogóle nie mógł się ruszać. Nie widział, w jakim stanie jest towarzysz, i chyba wymamrotał tylko jakieś „Kurwa, pomocy”, a w głowie zaczęła kołatać mu się myśl, że już nigdy nie wsiądzie na miotłę, i ta wizja była dużo straszniejsza niż okoliczności, w jakich się znajdował.
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Kostki:nieparzysta(Widzą Cię, niestety musisz skonfrontować się z trollami. Nie musisz tego robić sam, możesz w grupie do 4 osób. Wtedy wszyscy rzucacie po 1 kostce, ostatnia osoba pisząca post wpisuje w nim sumę waszych rzutów.)
W wyniku dziwnego zbiegu okoliczności, znalazła się w okolicach jakiegoś zasranego trollowiska, owianego legendą, i to nie sama, ale z @Violetta Strauss, @Jessica Smith oraz @Darren Shaw. I gdyby nie to, że razem stanowili niezłomny suicide squad, to już dawno temu spierdalałaby stąd szpagatami, niechętna na przygodę, zwłaszcza z zerową wiedzą dotyczącą tych obrzydliwych skurwysynów (o ile wierzyć w te wszystkie opowieści). A tak, mając u boku takich muszkieterów, czuła się w miarę spokojnie i pewnie. Rozejrzała się dookoła, podchodząc do schodów i upewniając się, że ma różdżkę przy sobie. Złowroga cisza uzmysławiała, że nie ma tu nikogo, kto ewentualnie mógłby im pomóc. - Idziemy? Jeden klient opowiadał mi, że tak naprawdę nie ma tu nic szczególnego, no może poza widokami do góry. Z drugiej strony, to kasztan który średnio trzy razy w miesiącu przychodzi z połamaną różdżką, więc hmm, nie wiem czy warto mu ufać - westchnęła, zerkając na towarzyszy i czekając na jakikolwiek znak czy są chętni, aby wspiąć się na górę i przekonać na własnej skórze czy legendy są prawdziwe.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Czy kogoś dziwi to, że postanowiła wybrać się na wyprawę, w której mieli wejść na teren, który rzekomo był zamieszkiwany przez trolle? Bo ją nie. W zasadzie wydawało się to naprawdę normalne dla niej, że po prostu pchała się tam, gdzie nie powinna. Tym bardziej, że teraz miała jeszcze przy sobie taką niezawodną drużynę. Zerknęła jedynie na Cali, gdy ta się odezwała. Nie miała pojęcia, co takiego mogłoby się kryć na górze, ale miała nadzieję, że cały ten trip będzie tego warty. Chociaż gdyby wiedziała wcześniej jaka przeprawa ich czeka to po prostu wzięłaby ze sobą Nimbusa, aby było szybciej i łatwiej. No, ale nie. Musieli się wybrać na piechotę jak jakieś nieloty. Chociaż... No Jess była jednym. Nieważne. Rozglądała się cały czas wokół, zastanawiając się czy zaraz coś na nich nie wyskoczyć. Na razie jednak w pobliżu było niezwykle spokojnie i nigdzie nie można byłoby dostrzec chociażby najmniejszego śladu niebezpieczeństwa.
Darren miał szczerą nadzieję, że "suicide squad" będzie nieco bardziej squadem niż suicide. Był jednak dobrej myśli - mając pod ręką Violę, Jess oraz Cali (kolejność przypadkowa) mógł czuć się względnie bezpiecznie, do tego biorąc pod uwagę że na zaklęciach także sam znał się niezgorzej. O trollach nie wiedział... bardzo dużo, jednak znał ich ministerialną klasyfikację (cztery razy X), więc zdawał sobie sprawę że były niebezpieczne, szczególnie w grupach. Na słowa Cali Darren wzruszył ramionami. - Trolle podobno mieszkają w tych okolicach - powiedział Shaw, przypominając sobie rzadkie notki w Biurze Bezpieczeństwa. Ostatecznie jego departament rzadko zajmował się magicznymi stworzeniami - Ale nie dowiemy się póki nie sprawdzimy - dodał jeszcze cichszym głosem prosty truizm Krukon, tylko po to by podtrzymać rozmowę - choć mając Violę w obecnym stanie w grupie mogło być to poniekąd trudne.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Sama do końca nie wiedziała co właściwie tu robiła - i jakim cudem nawet nie pomyślała o jakimkolwiek sprzeciwie, póki w końcu nie trafili pod słynne Trzy Głowy. Nie, żeby nie wierzyła w swoich towarzyszy - zarówno Darren, Cali jak i Violka byli biegli w zaklęciach. Rzecz w tym, że bieglejsi od niej samej, i o ile nie wątpiła, że każde z nich z osobna poradzi sobie z ewentualnym napastnikiem, tak... Ona już niekoniecznie. Stres ścisnął ją za gardło, kiedy zdała sobie sprawę, że może być kulą u nogi. Nie dała po sobie jednak niczego poznać, przybierając idealnie neutralną minę - solidarnie podążając za resztą. — Trolle na pewno mieszkają w tych okolicach — poprawiła Shawa, zerkając na niego kątem oka. — W Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami mieliśmy stąd wiele zgłoszeń. Wolę... oszczędzić szczegółów. Przypominając sobie detale raportów, które przeglądała - zarówno tych ministerialnych jak i pochodzących z Munga - wyraźnie zbladła. Nie powiedziała jednak - wyjątkowo - nic więcej, a jedynie zacisnęła palce na różdżce, którą wyciągnęła, kiedy tylko zaczęli podejście do skalnych grani. — W razie czego... Jeśli będzie okazja... Umiem trollański, w trzech dialektach — dodała od siebie - dopiero po wypowiedzeniu tych słów słysząc jak idiotycznie to zabrzmiało, w obliczu towarzystwa trzech sprawnych zaklęciarzy.
Wysłuchując opowieści reszty (a najwięcej do powiedzenia miała Viola), dotarło do niej, że jednak legendy o trollach nie wzięły się znikąd i faktycznie miały tutaj swoją siedzibę. Wspinając się po schodach, zastanawiała się jakim cudem się dostały na górę, skoro ona, mając tak drobną posturę, ledwo dawała radę wspinać się w górę po wybrakowanych, drewnianych szczebelkach. Niezbadane były jednak tereny Doliny Godryka i magia, która tutaj rządziła. Gdy byli prawie na górze, wyciągnęła z kieszeni różdżkę, i mając ją w pogotowiu, ostrożnie wychyliła głowę, ogarniając teren. Z rozczarowaniem stwierdziła, iż nic im nie zagraża, a po paskudnych olbrzymach nie ma śladu. Kiedy reszta powoli wgramoliła się na górę i stanęła tuż obok, westchnęła: - No to czas na piknik, bo nie zapowiada się na ekscytujące starcie - wzruszyła ramionami, nie widząc żadnego zagrożenia. Musiała przyznać, iż widoki były niesamowite. Panorama miasteczka i przylegających do niego terenów wyglądała imponująco. Nie dane im było jednak podziwiać pejzaży, ponieważ chwilę później można było usłyszeć cichy pomruk, dobiegający zza skały. Gwałtownie wyprostowała się, widząc ruch w okolicach pobliskiej szczeliny. - Szykuj powitalną mowę, Jess, mamy towarzyszy - uniosła kącik ku górze, zwracając się do Smith. Mimo wszystko, nie było jej do śmiechu. Jedyną drogą ucieczki była ta przeklęta drabinka, przytwierdzona do skalnej grani chyba tylko na słowo honoru. Nie zdążyła się zbytnio zastanowić, bo zostali otoczeni przez przeuroczą rodzinkę, chrząkającą z niezadowolenia. Dosyć szybko zareagowała na atak jednego z nich, rzucając w jego stronę zaklęcie oślepiające. - Conjunctivitis - skierowała różdżkę w stronę napastnika. Po paru sekundach poczuła okropny ból w okolicach żeber, kiedy jeden z osobników postanowił się jej pozbyć, bezpardonowo ją kopiąc. Była pewna, że zaraz zakończy swój marny żywot, upadając na kamienie, o czym mogli przekonać się pozostali członkowie ekipy samobójców, słysząc jej krzyk.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
No tak z całego towarzystwa to faktycznie ona miała najwięcej do powiedzenia. Chociaż pewnie i tak niewiele by wniosła do całej rozmowy nawet jeśli faktycznie posiadałaby głos, z którego mogłaby skorzystać. Po prostu nie widziała w tym większego sensu, a chyba wiedzieli chwilowo wszystko co trzeba. Droga trudna, możliwe trolle i takie tam. Nie sądziła jednak, że uda im się z nimi dogadać nieważne jak dobrze Jess posługiwałaby się trollańskim. Niekiedy dyplomacja... nie miała nawet szansy na to, żeby zaistnieć, a co dopiero jeszcze ze skutkiem pozytywnym. Widok z samej góry z pewnością był zachwycający, ale raczej nie mieli wiele czasu na to, by się nim nacieszyć. Strauss usłyszała pomruk tuż obok siebie, a coś poruszyło się zdecydowanie zbyt blisko niej. Odskoczyła niemal od razu, starając się oddalić nieco od szarej masy, która była przyczajonym trollem górskim. Oczywiście, że coś musiało w tym czasie pójść nie tak. Wykręciła jej się kostka i czuła jak przewraca się na tyle niefortunnie iż usłyszała trzask łamanej przy boku różdżki, której ostry koniec wbił jej się w bok uda. Tyle dobrego, że była to jej stara różdżka z rdzeniem z łuski syreny, a nie cedrowa posiadająca w sobie włókno z serca testrala. Szybko sięgnęła po tę, która wciąż znajdowała się w nienaruszonym stanie i wyciągając ją, nakreśliła w powietrzu gest, który odpowiadał niewerbalnie rzuconemu Ex Animo. Miała nadzieję, że chociaż to zadziała, gdy ona sama podnosiła się na nogi.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Zaczęło się. Po wejściu po stromych schodach zostali otoczeni przez grupę trzech, górskich trolli - potężnych, przewyższających ich o parę głów istot, dzierżących maczugi. Darren podniósł różdżkę, widząc zaś pędzące w kierunku trolli zaklęcia dziewczyn postanowił zająć się ostatnim z rodziny. Machnął Mizerykordią, celując w szaro-zielonego humanoida i rzucił Arresto Momentum, siląc się na spokojny ton - choć wyszło mu to niezbyt udanie, biorąc pod uwagę bycie otoczonym przez trójkę trolli. Odetchnął głębiej, przez ramię sprawdzając czy któryś z pozostałych jedynie się bardziej nie rozjuszył po oberwaniu zaklęciem i czy nie będzie potrzebne jakieś Protego Maxima lub Accenure by go zahamować.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Było spokojnie, ba, nawet sielsko - do czasu. Weszli praktycznie na sam szczyt, skąd rozciągał się naprawdę niesamowity widok. Smith zapewne poświęciłaby tym widokom nieco więcej czasu - i odpowiedniego zachwytu - gdyby nie to, że głazy, które powinny zostać nieruchome... Okazały się żywotne aż nadto. — Cali! — Zmroziło ją, kiedy jeden z otaczających ich, wielkich, górskich trolli kopnął drobną Ślizgonkę, z impetem posyłając ją gdzieś na bok. Violetta upadła, trzask łamanej różdżki splótł się z krzykiem Reagan - Smith musiała upominać samą siebie o głębokie oddechy i podniesienie różdżki. Aktualnie tylko ona i Shaw pozostawali na nogach. Nie zdobyła się jednak na żadne zaklęcie ofensywne, stawiając między sobą a wlepiającym w nią ślepia trollem barierę Accenure. — Handri nazvo! Ndapota! — Uniosła ramiona w górę, na podkreślenie swojej prośby. Chrząknęła - splunęła przez ramię i uderzyła się otwartą dłonią w bark, łącząc wszystkie jej znane niewerbalne komunikaty trolli, jakie zdążyła poznać - byleby tylko zwrócić na siebie uwagę stworzeń. Oceniając ich szansę na otwartą walkę z nimi - kalkulowała potencjalną wygraną jako mało prawdopodobną. Zwłaszcza ze swojej strony. Więc robiła to, na czym się znała.
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Otumaniona usłyszała swoje imię, wykrzyczane przez Jessicę. Z trudem uchyliła powieki, pobieżnie analizując sytuację. Byli otoczeni przez paskudne trolle, a świst zaklęć przeszywał jej czaszkę, zmuszając do zachowania trzeźwości umysłu (co nie było takie łatwe). Powolnie rozeznała się w akcji, niepewnie obserwując co odkurwiało się na szczycie. @Violetta Strauss leżała tuż obok, a grymas wykrzywiający jej twarz, sugerował, iż też padła ofiarą ataku. @Darren Shaw dzielnie wojował i próbował powstrzymać olbrzymy przed napierdalaniem, a @Jessica Smith ledwo stojąc na nogach, rozpoczęła dialog z tymi skurwysynami. Kątem oka dostrzegła, iż jeden z osobników zamierza obezwładnić Jess, dlatego bardzo szybko chwyciła drżącymi palcami za różdżkę i posłała w jego kierunku Icalius, chcąc go zatrzymać. Darek był na tyle ogarnięty, iż czuwał nad wszystkim, a o Violę się nie martwiła - nie znała nikogo tak biegłego w zaklęciach jak ona, tym bardziej, że żaden z trolli nie przymierzał się do ataku czarnowłosej. Cała obolała podniosła się z ziemi, kurczowo zaciskając dłoń na magicznym patyku, przygotowana na rzucanie każdej inkantacji, jaką znała, byleby tylko przetrwać tę farsę. - Rób co musisz, osłaniam cię - rzuciła w stronę Smith, składając obietnicę obrony przyjaciółki. Pokładała wiele nadziei w jej lingwistycznych umiejętnościach, jednocześnie bacznie patrząc na pozostałych. - Viola, wszystko ok? - na wszelki wypadek spytała, gotowa do asekuracji Strauss, gdy ta mozolnie stawała na nogach.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Chyba jakoś udało im się ogarnąć sytuację i uniknąć większego starcia z trollami. Wyglądało na to, że czwórka studentów była wystarczająco obeznana w temacie zaklęć i ogarniała sytuację na tyle, by nie zarobić srogiego wpierdolu. Chociaż tak całkowicie bez szkód się nie obyło. Niech Merlin czuwa nad jej różdżką, która przez lata jej wiernie służyła. Niemniej jednak, gdy tylko stanęła na nogach i usłyszała pytanie, które zadała jej Cali jedynie posłała jej jakże przekonującą okejkę choć wyglądała z pewnością na niezwykle zmęczoną życiem. Miała wrażenie, że powoli powinni się zacząć wycofywać z miejsca. Violetta poprawiła chwyt na różdżce i postanowiła zabrać się za ewentualną obronę przed atakami trolli. W końcu nie wiedziała na ile trollański się im przyda.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Sytuacja z jednej strony zaczynała się poprawiać, z drugiej - Darren przez krótką chwilę sądził, że wszystko sprzysięgło się przeciwko nim. Bo przecież Viola i Cali stanęły na nogach, dzięki czemu Shaw mógł się skupić po prostu na stanięciu tyłem do Smith i ewentualnemu rzucaniu Protego Maxima dookoła nich, tymczasem jednak Jess - może z nerwów, może z zaskoczenia po spotkaniu trzech, sporych trolli - zaczęła się krztusić. Zerknął przez ramię, a widok jak dziewczyna pluje i bije się po barkach (może nie sięgała do łopatek?) tylko utwierdził go w przelotnym przekonaniu, że Krukonce brakuje porządnego Anapneo - przynajmniej do czasu, kiedy uzbrojone w maczugi istoty nie zatrzymały się i nie zaczęły obserwować ruchów Smith, samemu wydając się z siebie gardłowe pochrząkiwania. Trollański - pomyślał Shaw, przewracając oczami i opuszczając nieco różdżkę, trzymając ją jednak cały czas w pogotowiu.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Naprawdę wiele razy korzystała ze swojej znajomości trollańskiego - zarówno podczas pracy w Ministerstwie Magii i Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, jak i już w Gringottcie. Zwłaszcza, że sam jej kurs na poliglotkę skończył się egzaminem, podczas którego rozwiązywała konflikt między trollem a pukwudgie - była to więc naprawdę świeża wiedza i nawet się nie jąkała, kiedy kolejne zwroty wypływały jej na język. Co prawda z boku to na pewno nie wyglądało zbyt elokwentnie - trollański opierał się w dużej mierze na gestach, a wykonywanie ich przez szczupłą czarownicę, a nie zwalistego trolla potęgowało wrażenie karykaturalności. Jess może i by się przejęła tym jak wygląda w innych okolicznościach - ale nie w takich, kiedy próbowała wyperswadować trzem trollom napierdalanie ich czwórki maczugami. Na szczęście udało jej się skupić uwagę stworzeń - a nerwowość i agresja, zarówno po jednak jak i drugiej stronie zaczęła opadać. W końcu nawet maczugi opadły na ziemię - a to nie Smith zaczęła się tłumaczyć, a trolle. — Możecie opuścić różdżki. Przepraszają nas — teraz to ona zaczęła przekładać trollański dla swoich towarzyszy. Czuła jak kolory powoli wracają jej do twarzy - chociaż jeszcze nie wierzyła, że rzeczywiście udało jej się ze stworzeniami zwyczajnie dogadać. — Przestraszyliśmy je akurat podczas... Jakiejś rodzinnej swady. I... — zmarszczyła brwi, przerywając i prosząc jeszcze w języku trolli o powtórzenie. — ... mają coś dla nas. Podejdźcie! Prędzej każde z nich spodziewałoby się ciosu maczugą przez łeb albo darmowego lotu w dół zbocza - aniżeli kilku sztuk Zamka Theomerasa Pirifaniasa w ramach przeprosin. Skąd trolle w samym sercu gór mogłyby to wytrzasnąć? Obyło się jednak bez dodatkowych pytań - Smith, jeszcze żegnając się kulturalnie z trollami, chwyciła Cali pod ramię i zerkając na Violettę i Darrena - wskazała inne, łagodniejsze zejście ze wzgórza, które poleciły jej stworzenia.
Z tematu x4
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Punkty: Fire - z kości 4, z kuferka 7 Dylan - z kości 1, z kuferka 1 Suma: 13
Fire miała silne wrażenie, że jak już gdzieś może dojść do prawdziwej tragedii to najszybciej wydarzy się to w Dolinie Godryka. Czarodziejskie miasteczko samo w sobie może nie stanowiło dużego zagrożenia, ale w jego okolicach kryło się mnóstwo paskudnych rzeczy. Nieraz już została ranna, straciła część galeonów, natknęła się na potwory, utknęła... Ilekroć zapuszczała się w te tereny to coś się działo i rzadko nie kończyło się to przymusowym zażywaniem eliksirów leczniczych, bo kto normalny wybrałby się do Munga, prawda? Zwłaszcza teraz, po miesiącu leżenia w szpitalu przez poważną kontuzję, Blaithin powinna nabrać nieco rozumu. Chociaż jak ktoś ją faktycznie znał to wiedział, że nie było takiej siły, jaka powstrzymałaby byłą Gryfonkę przed wybraniem się na niebezpieczne wyprawy. Przecież gdyby się zmieniła to już po wyprawie, w której straciła oko, zaprzestałaby podobnych akcji. Ale dalej pozostawała niezwykle ciekawska i odważna. Teraz chodziła po okolicy głównie w celu zbierania różnych, rzadkich roślin do eliksirów. Zawędrowała aż pod solidny masyw górski, gdzie na szczycie dostrzegła trzy grube skały. Czy to te niesławne Trzy Głowy Trolli? Słyszała, że tutaj naprawdę są trolle, a nuta zaciekawienia nakazała Dear pokręcić się bliżej. Czujnie nadstawiała uszu, gotowa w razie czego wyciągnąć różdżkę. Już kiedyś walczyła z trollami, co prawda rzecznymi, i to też była okolica Doliny Godryka. Wtedy je pokonała, ocalając życie Ravingera Fairwyna. Jakie to ironiczne, że historia miała się w pewnym stopniu powtórzyć. Stąpając butami po ziemi obsypanej jesiennymi liściami, Fire dotarła na podnóże schodów wyrzeźbionych w kamieniu oraz zadarła wysoko głowę, zgarniając do tyłu związane w koński ogon rude włosy. Dopiero po chwili zorientowała się, że obok, po prawej, ktoś też przyszedł pozwiedzać malownicze punkty widokowe. - Griffiths? - zapytała, rozpoznając ciemną czuprynę chłopaka z Ravenclawu. Znali się głównie z widzenia, ale można uznać, że go w miarę lubiła. Bardziej niż resztę. Oznaczało to po prostu, że używała wobec niego nieco mniej pogardy oraz chamstwa. Blaithin skrzyżowała ramiona, czyniąc kilka kroków bliżej młodszego czarodzieja i omiatając go surowym, zimnym spojrzeniem. - To raczej nie jest miejsce na zwykły spacerek. Jak na zawołanie rozległo się jakieś trzeszczenie i z góry spadło na nich kilka skał. Fire na szczęście błyskawicznie skorzystała z wyczulonego refleksu i schowała się na uboczu, szarpiąc też za rękaw ubrania Dylana. A więc mieli przekonać się czy chodzenie tutaj miało jakiś sens.
Ostatnio zmieniony przez Blaithin 'Fire' A. Dear dnia Sob 4 Lis 2023 - 10:43, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Lekką pomyłka w ogarnianiu mechaniki)
Czasami rozsądek musiał ustąpić ciekawości. W przypadku Dylana, działo się to nierzadko, co w oczach wielu osób odbierane było jako zwyczajna głupota. On z kolei uznawał, że nie posiada żadnych, zdrowych granic, jeśli miał jakieś postanowienie. Gdy decydował się na coś, zwłaszcza jeśli w jakimkolwiek stopniu podjudzało do jego ciekawość i zahaczało o możliwość pogłębienia wiedzy, to nie było barier, bo wszelkich się wyzbywał. Nie sposób było też go odwieść od jego własnych postanowieniu. Zresztą, mało które z nich było podejmowane bez wcześniejszych, chłodnych kalkulacji, również włączając w to ryzyko. Więc, jeśli coś komuś wydawało się z pozoru bezmyślnym, bo mocno niebezpiecznym, dla niego było akceptowalnym ryzykiem, które do czegoś miało prowadzić. Choć nigdzie też nie było powiedziane, że w swoich rachunkach nie mógł się pomylić. Tak mogło być w tym przypadku. Decyzja o odwiedzeniu niebezpiecznego obszaru, w dodatku w pojedynkę, była podparta przede wszystkim przekonaniem, że w razie gdyby plan miał wziąć w łeb, to ewakuuje się szybciej, niż cokolwiek zdoła się wydarzyć, choć o samym miejscu słyszał rzeczy różne i nigdy przyjemne. Prócz tego wspomnienia o tym, co mogłoby tam się znajdować i że nie do końca wszystko o nim wiadomo. Więc czemu nie zaryzykować własnym karkiem, nie tyle dla adrenaliny, co ewentualnej satysfakcji płynącej z pozyskanych informacji. Problematyczne miały być trolle, bo to wciąż Magiczne Stworzenia, a z tym nieszczególnie się lubił. Czego potwierdzeniem były blizny zdobiące jego lewe ramię i występujące losowo, ostre, chroniczne bóle. Ale czy chciał wierzyć, że naprawdę tam są? Wszystko brał pod uwagę, nawet tę ewentualność. Choć tego wolałby uniknąć. Im dłużej jednak znajdował się na miejscu, tym spokojniejszy się stawał, jednak nie tracił swojej czujności. Dlatego też spojrzenie jego skrzyżowało się z rudą, młodą kobietą, na ułamek sekundy przed tym, jak ta odezwała się, wypowiadając jego nazwisko. Dość szybko znalazł imię i nazwisko, odpowiadające twarzy i tembrowi jej głosu, jednak nie odezwał się początkowo, tradycyjnie ograniczając ilość wypowiadanych przez siebie słów do absolutnego minimum. Uniesiona minimalnie brew miała sugerować jednak, że to spotkanie nieco go zaskoczyło. — Mhm — odmruknął od razu na jej stwierdzenie. — Zgubiłaś się? — Ciężko powiedzieć, jako że jego ton wyprany był z emocji, tym bardziej na stopie znajomości, jaką mieli, czy była to drwina czy jednak prosta zaczepka. Pewnym jednak było, że nie chodziło o troskę. Nie było czasu jednak, aby nad tym myśleć, bo Fire wykazała się czujnością i refleksem godnymi pozazdroszczenia i w oka mgnieniu zareagowała, chroniąc też i jego przed niechybną kontuzją. A raczej – szybką i bezróżdżkową transformacją w mokrą plamę. Świadomość tego przyszła z milisekundowym opóźnieniem, zaraz po tym, gdy wpadł na nią i wycofał się, odzyskując równowagę. Spojrzenie jego ciemnych oczu padło na osuwisko i nie wróciło już do rudej, a wspięło się szybko po skalnej ścianie, by dosięgnąć miejsca, w którym miałby dostrzec nie jedną, ciężką sylwetkę jednego z niezbyt bystrych stworzeń. Na próżno było też wyczekiwać jakiegokolwiek podziękowania z jego strony. — Będziesz odpowiedzialna za mojego dzisiejszego pecha — rzucił chłodno, łypiąc na nią kątem oka, nie odwracając jednak twarzy od ucieleśnienia wspomnianego przez niego pecha. Z jednej strony należałoby zadecydować o odwrocie, z drugiej… Chyba trolle nie powinny być sprytniejsze od niego. I od niej. Obojętnie w jakiej ilości.
Teraz to ona uniosła lekko brew na jego pytanie. Trzeba przyznać, że kącik ust Blaithin drgnął, jakby już chciała się z rozbawieniem uśmiechnąć na tę prowokacyjną zaczepkę, ale ostatecznie pozostała przy obojętnej mimice. Oboje przypominali ludzi wypranych z uczuć, których serca już dawno zamieniły się w twardy, zimny kamień. Chociaż u Fire we wnętrzu płonął gniew, jaki mógł błyskawicznie zamienił się w furię, jeśli tylko przestałyby się tak maniakalnie kontrolować. - Ja się nie gubię. - odpowiedziała, wzruszając ramieniem, chociaż przez moment cisnęło jej się na usta odpowiedzieć coś w stylu "W Twoich oczach?". Istotnie, bardzo dobrze znała te tereny. A nawet jeśli zbłądziłaby ze znajomych ścieżek to zawsze mogła posłużyć się przydatnymi zaklęciami. Nie, prędzej podejrzewałaby o to właśnie Dylana. Albo po prostu usłyszał, że można odnaleźć tu jakieś skarby oraz starożytną wiedzę. Dear też by to natychmiast skusiło. Rudowłosa nie nawiązywała żadnych cielesnych kontaktów ot tak, więc złapanie za materiał płaszcza chłopaka wynikało tylko z odruchowej chęci zepchnięcia go z drogi opadających gruzów. Z niechęcią zniosła wpadnięcie na nią, praktycznie w tym samym momencie się od siebie odsunęli. Fire też wychyliła głowę, aby dostrzec, co próbowało ich właśnie zdradziecko zabić podczas rozmowy. Trolle zauważyły dwójkę czarodziejów i mówiły coś do siebie w tym paskudnym, donośnym języku. Dziewczyna znała ich naprawdę wiele ze względu na bycie poliglotką, ale tego akurat nie. To i tak nie było potrzebne, aby zrozumieć, że chcą ich zjeść na obiad. Cóż, normalny człowiek pewnie właśnie zszedłby na zawał i zaczął uciekać aż by się za nim zakurzyło. Tymczasem w błękitnym spojrzeniu Fire nie zatliła się nawet odrobina strachu. - Nie denerwuj mnie. - warknęła do Dylana, również spoglądając na niego tylko kątem oka. Co on sobie myślał? Niewdzięczny, pyskaty Krukon. Mogłaby go rzucić na pożarcie tym trollom i obserwować z satysfakcją, jak dają mu nauczkę. Mimo to zdecydowała się porzucić takie myśli, wskazując dłonią skarpę niedaleko. Dawała niezły widok na całe otoczenie oraz dobrą ochronę przed ewentualnymi rzucanymi przez trolle skałami. Mogła działać dopóki nie zejdą do nich niżej. Liczyła na to, że chłopak zrozumie sugestię, a sama wyciągnęła swoją różdżkę z ciemnego drewna, po czym wymówiła - Sectumsempra! Nie patyczkowała się z tak wielkimi i potężnymi stworzeniami. Człowieka ta zakazana magia zmiotłaby natychmiast z planszy, ale troll tylko zawył z bólu, gdy na jego ciele pojawiło się kilka głębokich cięć po smagnięciu magią. Krew zalała mu skórę, ale wydawał się tylko rozwścieczony tym atakiem, a nie odstraszony. Cóż, walki się nie uniknie w takim razie. Przez bladą twarz Fire przemknął wyraz satysfakcji. Oczywiście, że liczyła na potyczkę. Trolle wręcz oszalały z wściekłości. Rzuciła jeszcze kilka innych zaklęć, jednym wysadzając im pod stopami ziemię, drugim zaś wywołując ogłuszenie. Stworzenia cisnęło w ich dwójkę pniem wyrwanego drzewa, ale udało się w odpowiednim czasie przekierować pocisk zupełnie gdzie indziej. Mimo tego pokazu umiejętności widać było szybko, że szala przechyla się na stronę olbrzymów, a Fire w pewnym momencie musiała przebiec w zupełne inne miejsce, cudem unikając złapania przez trollą łapę. Wtedy zrozumiała, że to nie jest sytuacja, gdzie dwójka czarodziejów sobie poradzi. Dlatego zasapana przylgnęła plecami do jednej ze ścian i wyczarowała patronusa. Przezroczysty tygrys pomknął w odpowiednim kierunku, a ona zerknęła ku Dylanowi, aby zobaczyć czy jeszcze w ogóle żyje.
Ostatnio zmieniony przez Blaithin 'Fire' A. Dear dnia Sob 4 Lis 2023 - 10:57, w całości zmieniany 2 razy
Nie odpowiedział nic, zresztą też niewiele miał na to czasu, kiedy to Dear wystosowała ofensywę w kierunku bestii. W uszach zadudniła mu inkantacja, którą skojarzył momentalnie z tym, do czego miała doprowadzić. Kącik ust wygiął mu się w minimalnym, ledwie widocznym grymasie usatysfakcjonowania, kiedy jeden z trolli smagnięty został zaklęciem czarnomagicznym. Nie było mu ani trochę stworzenia, ani też nie zamierzał z techniki rozliczać Dear. W duchu mógł pogratulować finezji, wyraz twarzy pozostawiając już nienaruszony – bo półuśmiech tak szybko jak się pojawił, równie prędko zniknął. Tym bardziej, że stworzenia ewidentnie zapragnęły rewanżu za wyrządzoną krzywdę. I jeśli winić za pecha czy ewentualny wpierdol, to faktycznie Fire. Jeśli ktoś lub coś miał idealne wyczucie czasu, to zdecydowanie jego stara kontuzja, która przypominała o sobie w bardzo losowych momentach. Chroniczne bóle miały to do siebie, że potrafiły długo nie dawać o sobie znać, nawet pozwolić zapomnieć o swoim istnieniu, by brutalnie przypomnieć w najmniej odpowiedniej chwili. Griffiths wyczuł, jak w ciągu jednej sekundy wzdłuż jego ciała rozbiegł się impuls, który sprawił, że mięśnie spięły się, a jego umysł z kolei odpowiedział uczuciem bólu. Zacisnął zęby w pierwszej reakcji na falę ostrej dolegliwości, nie mogąc w tej chwili zrobić nic z tym paraliżującym uczuciem. Wycedził też bezwiednie przekleństwo, czując jak poziom adrenaliny w nim wzbiera, oblewa ją zimny pot, a jego serce zaczyna tłuc się w nieludzkim tempie. Uczucie zbyt dobrze znane. Niby magiczna medycyna, a wciąż nie potrafiono rozwiązać tego raz a dobrze. Kurwa jego mać. Problematyczne było w tym wszystkim to, że sama przypadłość upośledzała nie tylko jego mobilność – ból był mimo wszystko niewyobrażalnie duży, ale też możliwość szybkiego myślenia. Stąd też, dopiero w ostatniej chwili wymusił na sobie pomniejszy ruch palącym wręcz, lewym ramieniem, by w towarzystwie wycedzonej inkantacji Expulso, rzucić zaklęcie, które zbiło z trajektorii lotu nadlatujący w jego stronę kolejny głaz, ciśnięty przez rozwścieczoną kupę mięcha. Półtrzeźwo, bo mocno spompowany tym, co się rozgrywało w jego ciele, wycofał się, starając się niezgrabnie zasłonić przed kolejną ofensywą, dwoma kolejnymi zaklęciami, gdzie jedno z nich nie powiodło się przez zablokowany zakres ruchu chłopaka. I tylko szczęście uchroniło go przed przemieleniem na papkę. Prawą ręką rzecz jasna próbował sięgnąć do niewielkiej torby przytroczonej do paska, by palcami spróbować wyczuć niewielką fiolkę z eliksirem na jego bolesną przypadłość, niemniej jak to zwykle bywało w takich sytuacjach – ta cały czas umykała mu spod chwytu, wciskając się na powrót pomiędzy inne przedmioty. Klnąc w myślach, tym samym próbując też dać upust wszelkim nieprzyjemnym odczuciom, mógł w tym momencie liczyć już tylko na wsparcie ze strony Fire (o które przecież nigdy nie poprosi, bo już lepszym losem byłoby dać rozsmarować tępawemu trollowi). Jego motoryka była widocznie mocno ograniczona, a wyraźnie spięta postawa oraz brak wszelkiej responsywności sygnalizowały, że raczej marny będzie z niego kompan w tej walce.
Nie miał siły. Atak na kilka chwil przed tym, jak otrzymał patronusa z wiadomością od panny Dear był na tyle intensywny, że w zasadzie pozbawił go tchu. Chciał odpocząć. Pójść do łóżka i przespać to wszystko, aby rano przy dobrych wiatrach obudzić się w miarę możliwości bez bólu. Ale najwyraźniej nie było mu to dane. Przecież nie mógł ich tak zostawić, bo nie byłby sobą. Ich, bo mimo że Fire pisała wyłącznie o uczniu, to jednak skądś musiała się o nim dowiedzieć. Nie chciał wnikać, analizować i podejrzewać, bo teraz nie było na to czasu. Co gorsza nie mógł ruszyć od razu, bo zwyczajnie nie pozwalał mu na to jego obolały organizm, stąd też w pierwszej kolejności wypił ze trzy wiggenowe, coby choć trochę być w stanie żyć. Był w takiej sytuacji, że naprawdę nie było to proste. Jak zrobiła sobie z niego żarty, to autentycznie zrobi jej krzywdę. W końcu jednak udało mu się wykuśtykać z domu i teleportować do miejsca, które opisywała rudowłosa, gdzie zastał... no właśnie. Co zastał? Środek walki w której sobie nie radzili, czy raczej takiej z której wychodzili obronną ręką? Ciężko było mu zdecydować, ale nie było teraz na to czasu. Wyjął różdżkę z rękawa płaszcza i rzucił bombardę maximę w skały, na tyle poważnie uszkadzając je, że zaczęły spadać prosto na wkurzone trolle. Wysunął się z zacienionego miejsca, ledwo stojąc na nogach ale i tak ciskając kolejne zaklęcie w bestie. Jak on nienawidził magicznych stworzeń! Wiecznie nieokiełznane, agresywne i mające ewidentny problem z czarodziejami bez powodu. Języki ognia pomknęły ku stworom, otaczając je i wściekle owijając się wokół ich nóg. To najwyraźniej wystarczyło do tego, aby wyciągnęły białą flagę porażki, szybko przyznając się do swojego błędu i nieporozumienia, które wyszło z faktu strachu. O ironio. Voralberg podszedł bliżej i chwilę z nimi porozmawiał (mówiły koślawym ludzkim, więc jakoś się dogadali!), po czym odebrał od nich trzy artefakty, najwyraźniej w ramach przeprosin. Kiwnął głową w podziękowaniu i zaczekał aż te odejdą, kiedy skierował lodowate spojrzenie w kierunku pozostałej, najwyraźniej rannej dwójki. - Czy wyście powariowali. W dwójkę, na trolle?! - wysyczał przez zaciśnięte zęby w ich kierunku, bardziej skupiając się na Blaithin i kojarzeniu jej morderczych zapędów. - Nawet mnie nie drażnij. A Ty, chłopcze - tu zwrócił wzrok na Krukona - i tak otrzymasz szlaban. I nie obchodzi mnie, że jesteśmy poza szkołą. - rzucił im w dłonie po jednym z zamków, które prędzej powinien oddać na cele charytatywne, bo tej dwójce na pewno się nie należały. - Myślicie, że jestem na posyłki, bo macie ochotę się zabawić? Następnym razem użyjcie do czegoś tych głów. - czuł się okrutnie źle, co jeszcze potęgowało jego wkurzenie. Oczywiście, że mógł olać temat, ale wtedy nie byłby sobą. Kiedy mógł, to zawsze pomógł, szczególnie jeśli chodziło o uczniów. I nie wybaczyłby sobie, gdyby pod jego nieobecność coś się stało lub co gorsza któreś z nich zginęło. Dlatego mimo wszystko się pojawił, w stanie takim, a nie innym, ale jednak. I miał nadzieję, że to wszystko to nie jest jakiś jeden nieśmieszny żart. Tak czy siak nie czekał na żadne ich wyjaśnienia - wyrzucając ten potok słów ze swoich ust dość szybko jak na samego siebie - a jedynie odwrócił się na pięcie i odkuśtykał kawałek, skąd się deportował. [zt]