Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Wilmington, Dartford

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wilmington, Dartford QzgSDG8




Gracz




Wilmington, Dartford Empty


PisanieWilmington, Dartford Empty Wilmington, Dartford  Wilmington, Dartford EmptySob 2 Sty - 0:15;


Wilmington, Dartford


Urocza, niewielka wieś, znajdująca się na wschód od Londynu. Składająca się głównie z gospodarstw i niezbyt rozbudowanych atrakcji, zachęca przede wszystkim spokojem i niewielką ilością hałasu, jak również obarczona jest sąsiedzką znajomością - tutaj każdy każdego zna. Dookoła wsi znajdują się liczne gospodarstwa, a także lasy, które nie zostały przekazane do wycinki. Ludzie boją się jednak w nie zapuszczać, słuchając od ucha do ucha licznych legend zahaczających o folklor.
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32737
  Liczba postów : 108777
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Wilmington, Dartford QzgSDG8




Specjalny




Wilmington, Dartford Empty


PisanieWilmington, Dartford Empty Re: Wilmington, Dartford  Wilmington, Dartford EmptySob 2 Sty - 1:52;

Las w okolicy wsi
@Felinus Faolán Lowell

  Niewielu czarodziejów decydowało się na survivalowe wycieczki w dzicz bez zwyczajowego, magicznego wyposażenia. Czy Felinus zdecydował się chociaż na wzięcie chociaż różdżki? Czy do Dartford dostał się za pomocą Błędnego Rycerza czy jakiegoś bardziej mugolskiego środku transportu? To wiedział tylko sam zainteresowany, przed którym dwie noce podczas których poradzić sobie chciał sam, bez używania tych wszystkich przydatnych małych czarów, których nauczany był w Hogwarcie... choćby na rozpalanie ognia.

Rzuć kostką k6.
Spoiler:

  Ale, ale... spanie pod gołym niebem w zimie? Masz ze sobą namiot, ale będziesz musiał go dodatkowo wzmocnić, gdyż pierwszego wieczoru zrywa się silny wicher - chcący zapewne jak najszybciej zdmuchnąć z Wielkiej Brytanii rok 2020. Nie jest to może siódemka w skali Beauforta, jednak odpowiednie działania są jak najbardziej wskazane.

Rzuć literką.
Spoiler:

  Najważniejszą częścią - głównym bohaterem, gwoździem programu, centralnym punktem - jest jednak przecież drugi dzień, całkowicie spędzony na przemierzaniu leśnych ostępów. Puszcza w okolicach Wilmington nie jest najgęstsza ani najdziksza - prezentuje jednak mimo to parę wyzwań. Rowy i niewielkie, zdradzieckie wąwoziki, niepokryte jeszcze warstwą lodu - albo pokryte, lecz wyjątkowo cienką - potoki, ostre kolce niektórych krzaków zarastających fragmenty lasu... to wszystko przeszkody banalnie proste do pokonania dla czarodzieja, często jednak żmudne i bolesne dla mugola.

Rzuć k6.
Spoiler:

______________________

Wilmington, Dartford Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wilmington, Dartford QzgSDG8




Gracz




Wilmington, Dartford Empty


PisanieWilmington, Dartford Empty Re: Wilmington, Dartford  Wilmington, Dartford EmptySob 2 Sty - 15:23;

Kostki: 3, J, 2

Wilmington.
Doskonale pamiętał każdy jego zakątek, kiedy to właśnie tutaj mieszkał, a kiedy to nie mógł w ogóle zapomnieć o tym, co się tutaj miało prawo wydarzyć. Zanim jednak dotarł do tej urokliwej wsi, znajdującej się ponad dwadzieścia kilometrów na wschód od Londynu, musiał chwilę poczekać. Stanie na przystanku autobusowym z dość sporym wyposażeniem na pewno nie było zbyt praktyczne, aczkolwiek nie mógł, koniec końców, dostać się w inny sposób. Chcąc, by ta wyprawa była w pełni pozbawiona magii, jak to robił na Nowy Rok, wchodząc do tego samego lasu, musiał zrezygnować z pewnych przyjemności. Chociaż, wolał tak bardzo szczerze startować z własnego, prawdziwego domu, aniżeli bawić się z pijanym ojczymem, którego nienawidził. Dorosłe życie, mimo że obarczone dość sporą odpowiedzialnością, pozwalało mu zamknąć poniekąd ten jeden rozdział w swoim życiu - ten niezbyt intrygujący, obarczony nie tylko doświadczeniem, lecz także traumą, którą trzymał w odpowiedniej części własnego umysłu, byleby ten nie oszalał. Nie bez powodu, kiedy to stał w mugolskim środku transportu, chwycił się mocniej obręczy, zaciskając na niej z większą siłą własne, smukłe palce. Bał się zbyt wielu niewiadomych, aczkolwiek... koniec końców był na dobrej drodze, by się od niego całkowicie uwolnić. Odruchowo o mało co nie zacisnął dłoni na krzyżu celtyckim, który to nosił na zewnątrz kurtki.
Przybycie na wieś wcale nie było takie trudne; niezbyt wiele osób chciało tak naprawdę mieć z nią do czynienia, choć, poprzez liczne dojazdy w stronę stolicy, droga od tej urokliwej miejscowości zdawała się być delikatnie zakorkowana. O ile ilość pojazdów rozrzedziła się gdzieś w połowie, czekoladowym tęczówkom Lowella nie umknęły te nieliczne, wędrujące same, niczym pozostawione własnym domysłom. Mógł zastanawiać się, lecz, gdy autobus zaparkował, musiał z niego wysiąść, by tym samym postawić kroki na tak znajomym gruncie. Podniszczona kostka brukowa nadal zdawała się być jedną z tych bardziej charakterystycznych, kiedy to pamiętał, jak biegał tutaj za dzieciaka. W centrum wsi jest całkiem bezpiecznie... na obrzeżach, niezbyt. Liczne legendy, historie, a także pewne fakty, które miały rzeczywiste odzwierciedlenie w otaczającej go rzeczywistości, zdawały się przenikać przez struktury tkanek i bardzo na nie wpływać. Mimowolnie, gdy kierował swoje kroki w stronę lasu nieopodal gospodarstwa, w którym to mieszkał, poczuł chwilowy paraliż, a sam mocniej zacisnął powieki.
Demony przeszłości, odpowiednio rozjuszone, nie zamierzały dać mu należytego, odpowiedniego spokoju; zacisnąwszy własną dłoń na ramieniu plecaka, przedostał się dalej, wewnątrz lasu, gdzie konary, obsypane śniegiem, wcale nie były tak widoczne. Dwie noce. Ciemność otaczająca go dookoła, kiedy to miał tylko i wyłącznie latarkę przy sobie, wraz z zapalniczką, potencjalnym prowiantem i namiotem. Musiał uważać, jeżeli chciałby przeżyć, skoro i tak już sama wyprawa zdawała się być skrajną głupotą. Nocne gwiazdy, przynajmniej w pierwszym dniu, kiedy wiatr postanowił wznieść się i jeszcze bardziej mu zaszkodzić, nie patrzyły zbyt przychylnie. Próba częściowego wypakowania wyposażenia wcale nie szła mu tak dobrze; chłodne podmuchy zdawały się odbierać mu ciepło, kiedy to zarzucił na własną głowę kaptur, spadający raz po raz, w wyniku czystego nieszczęścia. Zbieranie patyków i potencjalnych gałęzi nie przyczyniło się w żaden sposób do powstania rozpałki. Struktura drewna była wyjątkowo przesiąknięta wilgocią, jakoby leżało ono zakopane dość głęboko pod warstwą białego puchu. Na nic zdała się próba osuszenia go i tym samym rozpalenia za pomocą dzierżonej w kieszeni zapalniczki; jak na złość, musiał przy okazji zdjąć rękawiczki. Czerwone od zimna palce dotykały zatem metalowej struktury przedmiotu, starając się z niego wykrzesać płomień - no i o ile był odpowiedni, o tyle jednak nie mógł go wykorzystać w celu stworzenia jakiegokolwiek ogniska, na co Felinus siarczyście przeklął. Ciche westchnięcie wydobyło się z jego ust, kiedy to wiedział, że kolejne takie próby powodują tylko i wyłącznie powstanie dodatkowych problemów.
Miejsce, w którym postanowił jednak rozwinąć swój namiot, nie było zbyt... idealne. Czekoladowe tęczówki zdawały się znajdować raz po raz coraz to lepsze kryjówki, poddane zgęstnieniu, w związku z czym nie bez powodu skupił się na znalezieniu jakiejś bardziej okrytej części lasu, byleby nie mieć do czynienia z nagle zrywającym się, silnym wichrem, chcącym najwidoczniej zniechęcić go do dalszych działań. Nowy Rok nie zdawał się być zbyt przychylny, aczkolwiek nie bez powodu Lowell szedł dalej, chcąc tym samym, poprzez marznące powoli kończyny, znaleźć coś, dzięki czemu nie będzie musiał martwić się o to, iż jego namiot stanie się tylko i wyłącznie flagą wskazującą na bycie w przegranej pozycji. Z niewielką dozą czasu, kiedy to kroki stawiał pewniej, znalazł zagajnik, w którym to wiatr szalał w mniejszym stopniu, pokazując doskonale, iż był to dobry pomysł. Kłęby pary wodnej wydostawały się z jego ust, kiedy to zaczął rozstawiać własne schronienie. Skierowane światło latarki, bijące wręcz po oczach, nie mogło nie zauważyć czerwieni - jakoby szkarłatu, iście przypominającego krew, trochę jaśniejszą - w postaci stworzenia, które znajdowało się pod jednym z drzew. Spokojne podejście, jakoby w postaci zaciekawionego spojrzenia, zdawało się górować nad chłopakiem, gdy to zauważył, z czym ma do czynienia. Kuleczka o barwie posoki była... puszkiem pigmejskim, zwiniętym w kłębek. Gdy magiczne stworzenie, o dziwo w mugolskim lesie, postanowiło tym samym podnieść własne oczka w jego stronę, zbyt długo na reakcję nie musiał czekać; biedny zwierzak ruszył od razu w jego stronę, by się ogrzać.
Zgubiłeś się...? Kto cię tutaj tak zostawił... — pokręcił z niedowierzaniem głową, wpuszczając stworzenie pod własną kurtkę, by tym samym o mało co nie spiąć wszystkich mięśni, kiedy to poczuł, jak chłodne ono było. I wcale w swych zamiarach odpuścić nie chciało, bo kiedy to postawił odpowiednio namiot, wchodząc do niego i rozwijając koce, puszek pigmejski wydostał się, by tym samym wepchnąć swoje własne, cztery litery pod przyjemny materiał. Najwidoczniej, jak się okazało, Lowell tym samym zdobył nowego towarzysza, a instynkt opieki nad słabszymi kazał mu wręcz się nim zająć, by przypadkiem do niczego gorszego nie doszło. Student wyciągnął w pewnym momencie jedno z lekarstw, by tym samym je zażyć - stałe leczenie nie podlegało żadnym taryfom ulgowym. Położywszy się do snu, kiedy to odstawił przedmioty w bezpieczne miejsce, kiedy to płachty kocyka zdawały się być przyjemne, mimo chłodu, poczuł, jak zwierzę skraca dystans. Smukłe palce zacisnęły się mocniej na przyjemnej strukturze futerka, a sam jakoś zaczął zasypiać spokojniej. Musiał jednak uważać; nie chciał, by poprzez własne poczynania, skrzywdził jakoś kompana podróży. Tym bardziej, że jego dłoń okrywała stworzenie na jego całej powierzchni.
Czuł, że mimo wszystko jest bezpieczniej tutaj, aniżeli w zamku. Pewne uczucia pozostały, a czuł, że zdystansowanie się i skupienie na czymś innym, może mu w rzeczywistości pomóc. Nadal miał wiele wątpliwości, wkurzał się na samego siebie, aczkolwiek nie wiedział, jak to powinien wszystko rozegrać. To nie była ta scena, którą doskonale znał - to była scena, na którą został wepchnięty przez własną głupotę, a przez którą nie czuł się nazbyt dobrze.
Pobudka przyczyniła się do zwinięcia tego wszystkiego. Lowell nie zastanawiał się nad tym, kiedy to wiedział, że pewne czynności należy wykonać od razu, aniżeli potem męczyć się z potencjalnymi skutkami własnego rozleniwienia. Czekoladowe tęczówki spoglądały dookoła, gdy pierwsze promyki słońca oświetlały mu zimowy krajobraz, a sam poczuł się jakoś spokojniej. Cisza, spokój, bez żadnych dodatkowych duszyczek, oprócz tej kłębiącej się w jego własnej kieszeni; nie wiedział, co tu robił ten czarodziejski jegomość, aczkolwiek... coś musiało być na rzeczy. Może nie podejrzewał, iż w pozbawionym magii miejscu znajdzie coś należącego do kultury czarodziejskiej, lecz mimo to cieszył się z tego przypadkowego spotkania. Wbrew pozorom bezużyteczna kulka futra może być częściowo użyteczną, chociaż mu na tym nie zależało. Czułby się jak ostatni zły, gdyby postanowił pozostawić stworzenie w tym samym miejscu, odejść, uciec. Nie był taki, chociaż ostatnio bardzo często odwracał się na pięcie, chcąc uniknąć odpowiedzialności. Teraz jednak, kiedy to tak rozmyślał, nie zauważył nagłego spadku terenu, na co automatycznie okrył głowę rękoma, lądując na tyłku. Może łagodny, może bezpieczny, ale tego naturalnego odruchu nie mógł się wyzbyć, kiedy to poczuł, jak pośladki zaczynają go od tej podróży boleć. Upadek nie był przyjemny; musiał sobie rozmasować własne cztery litery, przyjmując do świadomości, że z tym oto procederem udało mu się w głupi sposób stracić testosteron. Super, nie ma co; westchnąwszy, puszek pigmejski postanowił tym samym wepchnąć własny język do jego nosa, na co trochę się roześmiał.
Dalsza podróż nie pokazała mu żadnych, nowych terenów, jak również udowodniła, że kolejny sen będzie również pozbawiony odpowiedniego ogniska. Jedzenie zamarzniętego jedzenia nie było co prawda najprzyjemniejsze, aczkolwiek sam nie zamierzał rezygnować z prowiantu, wiedząc doskonale o tym, że w takich warunkach musi jednak coś wszamać. Na raz skonsumował zatem tabliczkę mlecznej czekolady, licząc na to, że dodatkowe kalorie umożliwią mu przetrwanie w swoich własnych, survivalowych planach. Oparłszy się o kolejny pień, rozstawiając ponownie namiot, również zasnął w dość szybki sposób, kiedy to wieczór zbliżał się niemiłosiernie. Jednocześnie obserwował otoczenie dookoła, wchodząc od czasu do czasu na bezpieczne części gałęzi poszczególnych drzew; nie chcąc przyczynić się do kolejnego upadku, robił to w miarę ostrożnie. Wieczór był spokojny, chociaż wiatr wiał w uszy i przyczyniał się do ich widocznego zaczerwienienia. Nie wyciągnął papierosa - nie widział potrzeby, kiedy to czuł, że wszystko ma pod własną kontrolą. Gdy minęło kilkanaście minut, podlegających obserwacji znajdujących się na niebie gwiazd, zszedł i tym samym zasnął; na niezbyt długo, zresztą.
Gdy nastał świt, wraz z nowym przyjacielem przedostał się z powrotem na bardziej cywilizowane tereny, chowając kulkę czerwoności we własnej kieszeni. Może nie czuł się jakoś specjalnie dobrze, czy powoli w kościach rozrastało się coś więcej, niż tylko i wyłącznie chroniczne zmęczenie, aczkolwiek, mimo tego, iż miał problem ze znalezieniem własnych pieniędzy, udało mu się jakoś wsiąść do autobusu i tym samym usiąść na przyjemnie miękkim siedzeniu. Może nie wrócił z tego wszystkiego zwycięsko, nadal odczuwając skutek upadku na własne cztery litery, aczkolwiek zdobył nowego pupila. I spędził czas w samotności, na czym mu najbardziej zależało.

[ zt ]
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Wilmington, Dartford QzgSDG8








Wilmington, Dartford Empty


PisanieWilmington, Dartford Empty Re: Wilmington, Dartford  Wilmington, Dartford Empty;

Powrót do góry Go down
 

Wilmington, Dartford

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Wilmington, Dartford JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
Świstokliki
-