Prowadzące do antykwariatu drzwi od prawie dwudziestu lat oznaczone są tablicą z czerwonym napisem zamknięte. Mówi się, że właściciel tego miejsca trudnił się przemytnictwem i zbierał czarnomagiczne przedmioty. Podobno gdy wykryło go Ministerstwo Magii zamknął przybytek i po prostu zniknął. Lokal był wielokrotnie grabiony przez szukających przygód czarodziei, jednak wśród zalegających na zakurzonych półkach przedmiotów wciąż można znaleźć prawdziwe skarby. Podłoga niebezpiecznie tu trzeszczy, z sufitu zwisają pajęczyny, a tu i ówdzie znajdzie się jakieś niegroźne zwierzątko.
Uwaga! Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność! Kostki, które tu wyrzucisz mogą ci dać bardzo duży potencjał magiczny, niesamowite przedmioty itp. Jednak możesz też zachorować na nieznaną chorobę, poważnie się poranić lub stracić dużo pieniędzy. Zanim rzucisz kostką, upewnij się, że znasz zasady wynikające z rzutu.
1 - Już od progu czujesz, że coś tu nie gra. Nie podoba ci się ani cisza, ani duszący zapach kurzu i zgnilizny. Coś jednak ciągnie cię w głąb pomieszczenia. Każdy kolejny krok powoduje głośniejsze skrzypnięcie podłogi. W końcu przystajesz, bo do twoich uszu dociera... Pukanie? Jakby z dołu, jakby spod podłogi...
Spoiler:
Rzuć kostką jeszcze raz. 1, 2 - Nagle podłoga załamuje się pod tobą i zanim zdążysz zareagować leżysz na plecach na stercie książek. Niewiele widzisz, bo nic nie oświetla tego pomieszczenia, a światła z góry wpada tu raczej niewiele. Postanawiasz rozświetlić sobie drogę różdżką, jednak jedyną interesującą rzeczą, na jaką natrafiasz, jest Świetlik. W sumie lepsze to, niż nic, prawda? 3, 4 - Klękasz, przykładasz ucho do podłogi... Faktycznie coś tam puka. Szybko łączysz fakty - zapach zgnilizny, skrzypiąca podłoga... To muszą być korniczaki. Wiesz, że antykwariat może w każdej chwili się zawalić, więc postanawiasz zgłosić sprawę do Urzędu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Otrzymujesz +1 punkt z ONMS do kuferka. 5, 6 - Pukanie? Jakie pukanie? To twoje serce tak puka, śmiałku! Uspokajasz się nieco i podchodzisz do pobliskiego regału. Jest praktycznie pusty, jednak po chwili dostrzegasz niewielki kamień. Od tej pory jesteś posiadaczem bezoaru.
2 - Niemalże bezmyślnie przechodzisz z jednego końca antykwariatu na drugi, nie dostrzegając niczego interesującego. W końcu jednak natrafiasz na wąskie, zasłonięte grubym kocem przejście. Jakoś przeciskasz się przez nie bokiem, trafiając do... Zwykłej graciarni.
Spoiler:
Rzuć kostką jeszcze raz. parzysta - Po długim przerzucaniu stert śmieci natrafiasz w końcu na niewielkie, obite aksamitem pudełeczko. Ostrożnie je otwierasz. W środku znajduje się niewielka fiolka Felix Felicis - eliksir może być zażyty w jednym wątku przez jedną osobę. nieparzysta - Nic, nic, nic. Zdenerwowany zaczynasz rzucać przedmiotami, jakby miało ci to cokolwiek pomóc. Nie zauważyłeś, że jeden z nich trafił w starą szafkę, którą zamieszkiwał bogin. Gdy twój największy lęk zaczął się atakować nawet przez chwilę nie pomyślałeś, że to tylko magiczna istota - po prostu uciekłeś, dając wiarę śmiesznym bajkom o potworach zamieszkujących antykwariat i o otaczających go klątwach.
3 - Twoje zainteresowanie wzbudza zaplecze. Omijasz biurko, za którym zapewne z reguły zasiadał właściciel, i wkraczasz do pomieszczenia intensywnie pachnącego kadzidłem. Rozświetlasz sobie drogę różdżką. Ku twojemu zdziwieniu, wszędzie jest pełno... Roślin.
Spoiler:
Rzuć kostką jeszcze raz. 1, 2, 3 - Chyba lubisz to, co zakazane, prawda? Właśnie przeszedłeś przez jedne drzwi, a już dostrzegasz drugie, oznaczone napisem uwaga. Ty jednak nie uważasz i bez zastanowienia pociągasz za klamkę. Od razu tego żałujesz, bo w ciasnej, betonowej, wysypanej czymś paskudnie śmierdzącym klitce rosną horklumpy. Wiesz, że ich zarodniki wywołują spiritu pestilenti? W swoim najbliższym wątku musisz uwzględnić fakt, że dwa tygodnie spędziłeś w szpitalu, a także opisać tam objawy choroby. 4, 5 - Właściciel chyba był fanem skrzeloziela, bo znajdujesz tu jego małą hodowlę. Postanawiasz nieco sobie przywłaszczyć. Zebrane skrzeloziele wystarczy do użycia w dwóch wątkach przez jedną osobę lub w jednym wątku przez dwie osoby. 6 – Oglądałeś fruwokwiaty, gdy za twoimi plecami rozległ się wysoki dźwięk. Ledwo zdążyłeś się odwrócić, a już dwa chochliki kornwalijskie złapały za twoją różdżkę, próbując ją wyrwać. Rzuć kostką ponownie – jeśli wyrzucisz liczbę parzystą, udaje ci się rozprawić z chochlikami i dostajesz punkt do zaklęć w kuferku. Jeśli wyrzucisz liczbę nieparzystą, chochliki w końcu wyrywają ci różdżkę – jesteś zmuszony do wylosowania i zakupienia nowej.
4 - Postanowiłeś zrobić sobie wycieczkę po antykwariacie. Twoją uwagę zwróciła masywna szafka – z klamki jednej z szuflad zwisało coś podobnego do języka, który dźgnąłeś czubkiem palca. Wtedy język schował się, uwydatniły się usta, nos i oczy, a klamka przemówiła, zapewniając cię, że jeżeli włożysz do szuflady pięć galeonów, otrzymasz wielki skarb. Zaufałeś jej i oddałeś pieniądze. Wtedy też klamka zamyśliła się i po chwili zażądała więcej.
Spoiler:
Rzuć kostką jeszcze raz. nieparzysta – Nie dałeś nabrać się ponownie. Antykwariat opuszczasz biedniejszy, ale tylko o 5 galeonów. parzysta - Musisz trochę popracować nad asertywnością. W szufladzie zginęło pięćdziesiąt galeonów, a ty w zamian otrzymałeś tylko... Łajnobombę.
5 - Twoją uwagę przyciąga pobita gablota, w której dawniej musiała znajdować się biżuteria. Prawie wszystko zostało skardzione.
Spoiler:
Rzuć kostką jeszcze raz. 1, 2, 3 – Nie udaje ci się znaleźc nic ciekawego, jedynie złotą bransoletkę wysadzaną kamieniami szlachetnymi. Może uda ci się ją komuś upchnąć? 4, 5 – Wszystko, co udaje ci się znaleźć, to jeden galeon. 6 – Po chwili ostrożnego rozgrzebywania szkła odnajdujesz syrenią spinkę.
6 - Już miałeś wyjść z antykwariatu, gdy w oko wpadła ci zasłonięta prześcieradłem szafa. Otworzyłeś ją dosyć niepewnie, w dłoni ściskając różdżkę – spodziewałeś się, że w środku mieszka bogin. Na całe szczęście szafę zamieszkiwał nie bogin, a miotły.
Spoiler:
Rzuć kostką jeszcze raz. 1, 2 – Najcenniejszą miotłą, jaką udaje ci się znaleźć, jest Migdrąg. 3, 4 – Najciekawszym okazem, który odnajdujesz, jest Nimbus 2015. 5, 6 – Wśród starych i średnio użytecznych mioteł znajdujesz całkiem przyzwoitą Zmiatacz 11.
Autor
Wiadomość
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Ona była niemożliwa i istotnie zaskarbiała sobie całe jego zainteresowanie. Antykwariat przestawał mieć znaczenie, nie był na tyle ciekawy jak kolejne rozmowy z Larą. Jakoś nieszczególnie mu się one nudziły, nie zapadła między nimi jeszcze żadna ciężka cisza, a to brzmiało całkiem obiecująco pod kątem ich relacji. Schował różdżkę do kieszeni wzniósł oczy ku niebu. - No widzisz, dwadzieścia lat temu ledwie się urodziłem i jakoś nie było mi po drodze do nawiedzonego antykwariatu w Dolinie Godryka. - nie miał pojęcia dlaczego postanowiła mu w pewien sposób docinać, może czymś sobie zasłużył? Równie dobrze mogło to być jedynie jakieś testowanie go jak reaguje na drobne wytyki. Trochę głupiał, ale jako, że miał do siebie spory dystans to się tym nie przejmował bowiem widział w jej oczach, że nie ma niczego złego na myśli. Kwestię balu rzucił spontanicznie. Wcześniej nie poświęcił temu ani jednej myśli a dopiero teraz, gdy znaleźli się w tym nieciekawym miejscu wpadł na ten pomysł i od razu zechciał go zrealizować, wprowadzić w życie i zapewnić sobie kolejne spotkanie z dziewczyną. Zaskoczyło go jej zdziwienie i czyżby lekka konsternacja? Wydawało mu się, że go wyśmieje, a gdy podała prawdziwy powód to gdzieś tam w środku samego siebie odetchnął z ulgą. Wślizgnął się w przestrzeń między dziewczyną a szafką, oparł dłoń na jej talii, a rękę z różdżką otulił swoimi palcami by w następnej sekundzie z ogromnym wyszczerzem obrócić nimi wokół własnej osi jakby mieli właśnie tu zatańczyć. - E tam, dobrze ci idzie. - nie przeszkadzała mu ponura sceneria i brak muzyki. - Nie będziemy tańczyć tam ani walca ani kankana. - wywrócił oczyma starając się ją przekonać do swoich racji. Non stop trzymał ją i nawet zrobił lekki krok naprzód, napierając lekko na jej skórę, by zrobiła w tym samym czasie krok w tył. - Ja się przebiorę za inferiusa, ty za mumię i tańcem nie będzie trzeba się przejmować. - kolejny delikatny obrót zakończony otarciem się jego zacnego zadka o spróchniałe biurko. - Będzie dobre żarcie, podkokszony poncz, masa znajomych, a to mój ostatni rok w Hogwarcie więc nie mogę odpuścić żadnej imprezy. - zachęcał, kusił, nęcił i jednocześnie trzymał ją tak blisko siebie, a wtedy nie mógł się oprzeć wrażeniu, że kształt jego dłoni idealnie wpasowuje się w miękkość jej skóry. Pogładził kciukiem jej trzymaną dłoń. Cholera, serio się już durzył.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Antykwariat i przygody, które mieli w nim przeżyć, jakoś powoli odchodziły na znacznie dalszy plan. Przecież zawsze, bez względu na to, czego przygoda miałaby dotyczyć, to przecież nie samo miejsce stanowiło o tym, czy będzie udana, czy nie, ale przede wszystkim ludzie, z którymi spędzało się chwile. Nawet gdyby chciała w jakiś logiczny sposób wyjaśnić mu, skąd właściwie brało się to całe dogryzanie z jej strony, nie mogłaby tego zrobić. Po prostu tak już miała. Nie rozpoznawała granic, wiec i nie miała nic przeciwko ich przekraczaniu. Coś, co dla innych wydawało się być niepoważnym i nieodpowiednim zachowaniem, dla niej było kompletnie normalnym. A że wiedziała już, że gryfon posiadał naprawdę dużą dozę dystansu do siebie, to miała też świadomość, że może sobie pozwolić na więcej i bezczelnie to robiła. Wiedziała na przykład, jakich tematów, lepiej nie poruszać, ale za to wiedziała, że takie lekkie docinki nie robiły na nim większego wrażenia. Widząc, jak się przesuwa, zważyła niebezpiecznie oczy. -Nie, nie, nie. Nie możesz tego robić - zaczęła protestować, ale cała reszta słów, które miała na podorędziu, jakoś poszła w niepamięć, kiedy jego dłoń wylądowała na jej talii a druga ujęła jej własną. Pokręciła bez słowa głową kiedy okręcił ich wokół własnej osi i parsknęła śmiechem. -Daj spokój, to że mnie prowadzisz jak małe dziecko, nie znaczy, że jakoś sobie poradzę - dodała po chwili, kiedy posłusznie wykonała krok do tyłu. Potknęła się delikatnie, jakby chciała w ten sposób potwierdzić prawdziwość własnych słów, choć wcale nie zrobiła tego celowo. Zaklęła pod nosem, choć te słowa raczej nie mogły dolecieć do jego uszu i uśmiechnęła się przepraszająco, spoglądając na jego twarz. Prychnęła, kiedy sam o mało nie rozbił się na jakimś meblu, bo wyglądało to naprawdę komicznie. - I ty jesteś pewien, że taki bal, to dobry pomysł? - zapytała, nie kryjąc powątpiewania w głosie. Mimo wszystko czuła, że za chwilę raczej ulegnie jego propozycji, choć nie była sobie w stanie wyobrazić siebie pośród setek uczniów w Wielkiej Sali, bawiących się w najlepsze z okazji nocy duchów. - To że ty nie możesz odpuścić imprez, nie znaczy, że ja też muszę. Poza tym, teoretycznie po ostatniej na której byłeś, próbowałam Ci wmówić, że ojcem zostaniesz, to strach pomyśleć, co będzie po tej - nie omieszkała wspomnieć o początku ich znajomości, który teraz wydawał jej się cholernie odległym tematem. Zatrzymali się w miejscu, a ona musiała przyznać sama przed sobą, że ta bliskość kompletnie jej nie przeszkadzała. Nie miała nic przeciwko takiemu spoglądaniu w jego oczy. A skoro podczas balu byłoby więcej ku temu sposobności... Może to jednak nie był taki głupi pomysł.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Protesty Lary nie miały w sobie za dużo siły dlatego nie zatrzymał się w połowie ruchu. Ogólnie rzecz biorąc teraz zwracał już większą uwagę na odmowy jednak póki widział, że są one niedostatecznie silne to działał dalej. Chciałby wybrać się z Larą na bal halloweenowy. Trzeba tylko ją do tego przekonać wszak taniec nie powinien być przeszkodą… aż go zmroziło kiedy przypomniał sobie, że Lara parę miesięcy temu (chyba) straciła matkę a on wyskakuje jak kughuar z worka z propozycją bawienia się do muzyki. Mogła nie mieć najmniejszej chęci na zabawę choć na jej ustach od pewnego czasu gościł uśmiech. Miał ochotę dać sobie sam w zęby za ten cholerny nietakt. Przez to wszystko nie zdołał odpowiedzieć na jej upewnienia się czy dobrze przemyślał swój pomysł. Właśnie zdał sobie sprawę, że to było bardzo niefajne z jego strony. Po prostu tak dobrze się z nią czuł, że jakoś tak nie pomyślał… a teraz… nie jest na niego chyba zła ale jej odmowa musi być uszanowana. Mimo wszystko zrobiło mu się w pewien sposób smutno ale nie zamierzał tego uzewnętrzniać aby przypadkiem nie zaczęła drążyć co to właśnie za cień zawitał w jego oczach. Aby tego nie wyłapała przysunął ją bliżej siebie, opierając się o tę nieszczęsną szafkę na którą wcześniej wpadł. Bez udziału świadomości jego usta opadły na jej policzek, tuż przy uchu i ucałowały lekko miękką ciepłą skórę. Zapach jej włosów i skóry był obłędny, dlaczego wcześniej nie zwrócił na to uwagi? - Mogłabyś mnie dalej wkręcać w dziecko, a ja bym cię zbił z pantałyku i się cieszył ze wspólnego życia. - odpowiedział ciszej i zaśmiał się krótko, a chwilę później wytyczał sobie ścieżki buziaków w prostej linii od płatka ucha, przez policzek do żuchwy i z powrotem. - W porządku, jakoś przeboleję ten bal. - odpuścił zadziwiająco szybko i aby nie dać Larze powodu do zapytań przeprowadził się z pocałunkami na jej szyję. Miał nadzieję rozproszyć ją na tyle by nie musieli poruszać przykrego tematu. - Jak myślisz… - wypuścił gorące powietrze z ust prosto na jej szyję od której odsunął się ledwie na pół cala po to by jednak coś powiedzieć. - … w Hogwarcie dadzą mi słodycze, jeśli… - och, jeszcze tu, za płatkiem ucha jest fajne miejsce do całowania, więc przerwał wypowiedź na krótką chwilę by połaskotać oddechem to ciepłe wgłębienie. ... - przebiorę się i będę wołać do każdego napotkanego "słodycz albo psikus"? - przesunął obie dłonie na jej szyję, nachylił się aby krótko acz intensywnie wycałować jej dolną wargę. - A z tiary będę rzucał chochlikami kornwalijskimi jeśli ktoś nie będzie chciał dać mi jeść. - przedstawił plan zastępczy i odciągał jej uwagę od balu, bo było mu naprawdę głupio, że z tym wyskoczył. Nie patrzył prosto w jej oczy tylko gdzieś w okolice jej twarzy.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Ona sama kompletnie w tym momencie nie pomyślała o stosunkowo niedawnej śmierci jej matki. A nawet jeśli zaczęłaby rozważać ten temat, to była bardziej niż pewna, że Penelope nie chciałaby, aby żadne z jej dzieci, pogrążyło się w bezbrzeżnej rozpaczy i unikało wszystkiego, co mogłoby wywołać choćby cień uśmiechu na ich twarzach. Sprawa nie była prosta, ale Lara miała się wyraźnie lepiej w porównaniu do chociażby siebie z przed miesiąca. Wiele jej jeszcze brakowało do osiągnięcia idealnego stanu duchu i wiedziała, że zapewne już zawsze w najmniej odpowiednim momencie dopadnie ją uczucie kompletnej beznadziei, szczególnie wtedy, gdy chciałaby się czymś ważnym podzielić ze swoją matką. Lecz teraz próbowała uparcie łapać się wszystkiego, co dawało jej choćby cień nadziei na to, że jednak będzie lepiej. Jakoś tak wyszło, że w towarzystwie Dżemiego znacznie rzadziej myślała o tym wszystkim i po prostu miała odwagę do cieszenia się chwilą. Więc pomimo braku rozważań na ten temat, zapewne gdyby wiedziała, co chodzi mu po głowie, uznałaby, że jest głupi i by go wyśmiała. Widziała, że coś ewidentnie zagnieździło się w jego myślach, ale nie miała czasu i sposobności spytać o to, co to mogło być. Bo już po chwili czuła, jak jego usta naznaczają jej policzek. Miała na końcu języka jakąś ciętą ripostę odnośnie jego słów, ale gdzieś zaniknęła, jak cała reszta jej myśli. Kiedy była tak blisko niego, jakoś zazwyczaj myśli uciekały z jej głowy i zamiast mózgu, zaczynało działać całe ciało. Mruknęła tylko jakieś niezrozumiałe słowa, które cholera wie, co w obecnej sytuacji mogły oznaczać i przymknęła powieki. Z każdym kolejnym pocałunkiem coraz mocniej zapomniała o swojej kompletnej dezaprobacie względem tańca. Słyszała, że coś mówił ale słowa tylko połowicznie dostawały się do jej głowy. W której nagle zagościł bardzo nieprzyjemny obraz przedstawiający Jeremy'ego, w podobnej sytuacji, na balu, z inną dziewczyną. Otrzeźwiło ją to akurat w tym momencie, gdzie postanowił prawie że pocałować jej usta. Ciche westchnienie wyrwało się z jej trzewi, a powieki zacisnęły mocniej. Nie ogarniała, co z nią robił, że w momencie zrobiło jej się tak ciepło, choć przecież wokół wcale nie panowała nawet pokojowa temperatura. - Myślę, że dostaniesz, co tylko chcesz - wyszeptała, dopiero po chwili otwierając oczy. Próbowała złapać jego spojrzenie, ale nie było to tak łatwym zadaniem, jakby się mogło wydawać. Nie myślała jednak nad tym, tylko uparcie przetwarzała w głowie ten jeden, nie dość przyjemny obrazek. - To jak bym musiała się przebrać na ten bal? - zapytała po chwili, próbując wyrównać oddech, który niebezpiecznie przyspieszył po dawce przyjemności, jaką jej zaserwował. Sama zarzuciła jedną dłoń na jego kark a drugą odgarnęła z jego czoła jakiś ciemny kosmyk włosów, który powinien być skierowany w kompletnie innym kierunku. A potem po prostu stanęła na palcach, by złożyć na jego ustach pocałunek, który w jej obecnym odczuciu miał miejsce zdecydowanie zbyt późno. Nie bacząc na to, co sobie o niej pomyśli, pogłębiła go, zapominając o całym świecie, bo tylko jego usta miały w tym momencie jakiekolwiek znaczenie.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Był pod sporym wrażeniem, że udało mu się tego dokonać. Naprawdę rozproszył jej uwagę! Przez pewien czas był przekonany, że w mig go przejrzy, a tu proszę, gładko przeszedł do odwracania uwagi i tym samym ukrywania swoich powierzchownych emocji. Ani raz go nie odtrąciła i nie mógł wyjść z podziwu. Podświadomie zawsze towarzyszyła mu myśl, że w którymś momencie ta sielanka zostanie zakończona. Nigdy mu się nie udawało, a więc czemu teraz miałoby być inaczej? A jednak ulegała mu, słyszał to po spłyceniu się jej oddechu kiedy opadł na jej skórę z póki co grzecznymi pocałunkami. Rozproszył też i swoje myśli, a więc musiał czym prędzej złapać umykający wątek i przypomnieć sobie o czym rozmawiają. Tak, Halloween. Przebrania, awersja do tańca, a wszystko to w samym środku opuszczonego antykwariatu. Nic co się między nimi działo nie zasługiwało na miano standardowego. Każdy element tej relacji był na swój sposób wyjątkowy. Słysząc jej odpowiedź zapomniał już w ogóle o co ją pytał. Przygryzł policzek od środka i powstrzymywał cisnący się na usta uśmiech związany z samą jej bliskością. Od razu popatrzył na nią cokolwiek zaskoczony kiedy jednak... - ... to pójdziesz ze mną na bal hallowenowy? - zapytał z nadzieją, a kąciki jego ust drgnęły bowiem chciał się szczerzyć od ucha do ucha. - W pakiecie z tańcem umarlaków czy bez tańca? - dopytywał i objął ją obiema dłońmi na wysokości pasa bo czuł, że teraz Lara będzie musiała przyjąć na klatę falę jego rosnący entuzjazm. Zachłysnął się powietrzem bowiem nie zdążył wyrzucić z siebie fali wesołych słów a ona już go całowała i klękajcie narody, w jaki sposób! Wznieciła w nim porządną burzę, odpowiedział z podwojonym entuzjazmem, przylegając ciasno do jej ciała i wcałowywał się intensywnie w jej wargi, byleby jak najszybciej ich języki mogły się ze sobą spotkać. Zużywał cały zapas powietrza w płucach na rzecz pokazania jej poprzez pocałunki jak się cieszy z takiego scenariusza wydarzeń. Objął ją ramionami i całował ją tak długo aż pozwalała, a jeśli nie miała dalej nic przeciwko to do momentu aż musieli zaczerpnąć powietrza. Z jego ciała buchał niemalże żar, parował z gorąca i szczęścia. Tak łatwo było zachwycić Jeremy'ego Dunbara. - Mógłbym cię całować cały dzień. - wymruczał roznamiętnionym głosem wprost do jej ucha; oparł przy tym policzek o jej skroń, przymknął oczy i odetchnął z ulgą. - Mogę być mumią. Ty może wampir, wilkołak, inferius, szyszymora? - podsuwał niezbyt przytomnie potencjalne stroje, które dałoby się jakoś zorganizować.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Zazwyczaj tak nie bywało. Kiedy jakiś temat ją zaintrygował, uparcie drążyła dziurę w brzuchu swojej ofiary, byle tylko dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodziło, bez względu na to, czy ktoś chciał mówić, czy nie. W skrajnych przypadkach dopuszczała się próśb, a jak to nie wystarczało, to pojawiały się groźby, paskudne słowa i wszystko, co tylko mogłoby pomóc jej osiągnąć zamierzony efekt. Problem jednak polegał na tym, że jakoś dotychczas nikt nie stosował względem niej tak skutecznych metod odwracania uwagi, jak robił to Jeremy. Czułość, jaką jej okazywał zaskakiwała i była dla niej kompletnie nowym, bardzo przyjemnym doświadczeniem. Nie myślała o tym, co będzie dalej i jak to wszystko się skończy. Nie zastanawiała się nad tym, kiedy w końcu stwierdzi, że jednak ma dosyć i pójdzie szukać wrażeń gdzieś indziej. Liczyła się z taką ewentualnością, więc zamiast skupiać się na negatywnych myślach, wolała cieszyć się chwilą. Słysząc jego pytanie, miała w głowie coś zupełnie innego, niż ten bal. Widziała, że powstrzymywał się przed tradycyjnym w jego wykonaniu, szerokim uśmiechem. Pokiwała tylko głową, jakby to miało być ostatecznym potwierdzeniem, że pójdzie. Na pytanie odnośnie tańczenie wykonała młynka oczami wiedząc, że raczej tego tematu nie odpuści. - Może nie będzie czasu na taniec? - wymownie uniosła jedną brew ku górze, nie dodając do tego nawet słowa. Skoro on potrafił tak skutecznie odwrócić jej uwagę, to może i ona mogłaby spróbować podobnych sztuczek podczas balu? Jakby tak się dobrze postarać, to może wcale nie będzie musiała tańczyć... Dalsze rozważania zostały jednak przerwane, bo jak widać, chłopakowi bardzo spodobał się zaproponowany przez nią dalszy plan działania. Instynktownie chciała być jeszcze bliżej niego, nawet kiedy ją przyciągnął jeszcze bliżej. Sama nie zamierzała przestawać, bo było jej zwyczajnie zbyt dobrze. Kompletnie nie podejrzewała pierwotnie, że ta znajomość potoczy się w takim kierunku. Jednak teraz, całując go z taka intensywnością, bardzo się z tego rozwoju wydarzeń cieszyła. Westchnęła cicho w którymś momencie, raczej nie bardzo to kontrolując, a po prostu oddając się chwili. Na szczęście została zarządzona jakaś przerwa w tym całowaniu, bo czuła, jak powoli zaczyna jej się kręcić w głowie. Gdyby nie trzymał jej tak kurczowo, mogłaby mieć niejakie problemy z utrzymaniem pionu. Przymknęła powieki, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Coś wymyślę - mruknęła tylko, bo teraz nie w głowie jej były jakiekolwiek przebrania. Miała jeszcze kilka dni na to, aby wpaść na jakiś "genialny" pomysł. Póki co wolała skupić się na tym, że był tak blisko i to było takie proste.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Miło, ciepło i absolutnie nie przeszkadzała mu dzisiejsza lokalizacja. Przyszli tu oczywiście w innym celu ale skoro antykwariat okazał się tak ciekawy jak zeszłoroczny śnieg to w sumie nie ma czego żałować. Wsunął palce w platynowe włosy dziewczyny, gładził kciukiem ich miękką fakturę i wyobraził sobie ją w przebraniu... - ... szyszymory. Szyszmora. Będzie pasować. Zrobimy ci czerwone oczy, będzie trzeba wytrzasnąć jakąś czarną, podartą i pokrwawioną suknię z opończą... - miał też bogatą wyobraźnię (czasami aż za bardzo), a więc nie było ciężko zobaczyć w myślach jej potencjalny wygląd. Mumia i szyszymora. Brzmiało jak zgrana para. - Sprowadzisz mnie na manowce w takim przebraniu? - a z tego zapytania spozierały oczywiście ukryte podteksty, które zdradzał też swoim charakterystycznym uśmiechem i spojrzeniem jakim ją obdarzył. Rozczesał palcami jej włosy i ostatecznie zabrał z nich dłoń, aby odgarnąć swoje sprzed oczu. Powinien się kiedyś ostrzyc by nie wyglądać zaraz jak Bruno. Tylko jedna osoba w Hogwarcie mogła mieć barana na głowie. - Wierz mi, będzie czas. Będziemy opijać się ponczem, postraszymy pierwszaków, może uda się niechcący szturchnąć Craine'a i zwalić winę na kogoś innego, a potem rozśmieszymy ludzi tańcem umarlaka... - przedstawiał jej swoją barwną wizję balu i jeśli zdołała go już wystarczająco poznać to jest w stanie wprowadzić wszystko w życie. Przesunął dłonią po całej długości jej pleców, a wolną dłonią otarł jej odrobinę ciemniejsze od pocałunków usta. - Jak się ogólnie czujesz? - zapytał ze sporym opóźnieniem i oparł się wygodnie o zakurzone biurko, przyciągając oczywiście Larę do siebie, między kolanami. Przez chwilę patrzył w jej oczy szukając w nich odpowiedzi bowiem naprawdę go to interesowało. Błądził ręką po jej plecach i talii, jakby nie był w stanie przestać trzymać się od niej z daleka. - Co teraz czujesz? - tego nie planował wypowiadać na głos, ta ciekawość miała pozostać w zakamarkach jego umysłu a jednak wyrwało mu się i nie można było tego cofnąć. Nie odrywając od niej oczu na próbę musnął palcami kłykcie jej opuszczonej dłoni.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Wizja, którą powoli nakreślał była bardzo interesującą. Wiedziała niewiele na temat szyszymor, a przede wszystkim to, że pochodzą z irlandzkiego folkloru, jak mniej więcej wyglądają i oczywiście to, że nie wróżą niczego dobrego. Nie była do końca pewna, czy to, co widziała oczami wyobraźni, pokrywa się z tym, co pojawiło się w jego głowie, ale miała wrażenie, że raczej tak. Może właśnie takie przebranie nie byłoby tym najgorszym? Parsknęła śmiechem słysząc kolejne jego słowa. Śmiała się jeszcze przez chwilę, nim ogarnęła na tyle, by móc powiedzieć to, co od dawna siedziało w jej głowie. - Jak na razie, to tylko ty sprowadzasz mnie na manowce, więc choć raz ja mogę spróbować - oczywiście nie mówiła tego całkowicie serio i miała świadomość, że raczej jej słowa mają niewiele wspólnego z prawdą. Chociaż, jakby się tak nad tym zastanowić, to człowiek by doszedł do wniosku, że są bardzo siebie warci. Byli naprawdę mocnymi zawodnikami w konkursie na najbardziej popierdzielone pomysły i ich realizację. A kolejne wyzwanie już pojawiało się przed nią, bo właśnie zaproponował coś, co cholernie zachęcało, aby jednak pojawić się na tym balu. -Jeśli uda ci się kopnąć Patola w kostkę, to zrobię, co tylko zechcesz - zaproponowała, z dziwnym błyskiem w oku. Dla takiego widoku gotowa była zrobić naprawdę bardzo wiele. Jego kolejne słowa wywołały ciche westchnienie, które ni jak miało cokolwiek wspólnego z wcześniejszą temperaturą, jaka pomiędzy nimi zapanowała. Tego się nie spodziewała i potrzebowała dłużej chwili, aby zastanowić się nad tym wszystkim, co siedziało w jej głowie, a co uparcie ignorowała. Teraz jakoś łatwiej mogła ignorować jego dotyk, patrząc w bliżej nieokreślony punkt, który pomógł jej się skupić na tym, co ważne. -Zaskakująco dobrze - powiedziała w końcu, znów zerkając w jego ciepłe oczy. Delikatny uśmiech wrócił na jej wargi, kiedy to powiedziała, bo dopiero, gdy słowa zawisły w eterze, uświadomiła sobie, że faktycznie tak jest. Czuła się dobrze. - Lubię spędzać z tobą czas. To jest takie proste i nieskomplikowane. Dzięki tobie się uśmiecham - nie przypuszczała nigdy, że tego typu słowa, tak prosto z mostu, opuszczą jej usta, a tymczasem właśnie tak się działo. I wiedziała, że każde wypowiedziane słowo, jest jak najbardziej autentyczne. - A ty? Jak ty się czujesz? - musiała zadać to pytanie, aby potwierdzić podejrzenia, które rodziły się w jej głowie. Przy nim tak łatwo było zapomnieć o wszystkim, co miało miejsce i naprawdę cieszyła się z tego powodu. Jednak jednocześnie zastanawiała, czy tylko jej się wydaje, czy w jego przypadku jest podobnie.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Wywrócił oczyma kiedy to zasugerowała, że to on sprowadza ją na manowce. Bezproblemowo odczytał z jej oczu, że to tylko dogryzka. Powoli bo powoli udawało mu się odgadywać z jej twarzy niektóre emocje bądź myśli. To znaczy, że dobrze ją znał? Albo odwrotnie, za bardzo się uwziął by ją poznać. - Nie mogę się doczekać tego sprowadzania na manowce. - bo przecież kto jak kto ale Jeremy nie będzie udawać, że się tego obawia. To człowiek, którego ciekawość potrafiła być niepohamowana zwłaszcza, gdy się czymś naprawdę cieszył. Cokolwiek by mu nie zaproponowała to czuł po sobie, że poszedłby za nią w ciemno. Ta myśl była niesamowicie porażająca. - No tak, cwana jesteś. Przecież jak uda mi się go kopnąć to on mnie potem transmutuje w łasicę. - prychnął, ale uśmiechał się i wsłuchiwał się też w jej radość. - Łatwo rzucać takimi zapewnieniami skoro oboje wiemy, że nikt z tego bez szwanku nie wyjdzie. - ale spróbować warto! Cieszył się jak dzieciak, że przyjęła jego zaproszenie na bal, mimo że nie umiała tańczyć. Ta cecha zapadła mu w pamięć i dzięki temu poznawał ją jeszcze lepiej. Powinien wspomnieć, że jego sposób tańczenia jest ryzykiem dla otoczenia? Wywija rękoma i nogami dosyć zamaszyście, a wygłupia się przy tym za trzech. W tańcu (oczywiście żadne walce czy polonezy) jest jeszcze bardziej ekspresyjny aniżeli w samej mimice twarzy. Może nie będzie jej tym straszyć, bo nie daj Merlinie rozmyśli się i wycofa! Zmizerniała kiedy padło jego pytanie; od razu zmarszczył brwi i zastanawiał się czy powinien żałować, że to poruszył. Gdy jednak uśmiechnęła się to odetchnął dyskretnie z ulgą. - Chcę, żebyś się uśmiechała częściej. - te słowa miały w sobie znacznie więcej ciepła niż z początku planował. Uczucia zaczęły się z niego wyrywać, byleby w pełnej krasie dosięgnąć Lary. Mówił to poważnie, spoglądając przy tym na jej wygięte ładnie usta. Gdy powrócił myślami do tamtego dnia kiedy spotkał ją na schodkach to robiło mu się zimno. Taktownie odpowiedziała tym samym pytaniem. Otworzył usta, aby barwnie opisać swoje samopoczucie ale głos nie wydobył się z jego gardła. Zamiast tego ostrożnie ponownie sięgnął do jej dłoni i niewytłumaczalną obawą powoli splótł ich palce ze sobą. Serce tłukło się tak głośno iż był przekonany, że to usłyszy. Niech go Merlin avadą trzaśnie, zestresował się. To znowu ten moment kiedy może zostać odrzucony. Przełknął ślinę i odnalazł wzrok Lary. - Lubię cię. - ale to tak żałośnie brzmiało! Nie wiedział jak to inaczej przedstawić, aby miała świadomość co czuje. - Ja... uhm... - rzadko kiedy brakuje mu słów, ale naprawdę nie chciał niczego schrzanić. Wolną dłonią potarł swoją twarz chcąc zabrać ze swojej miny ten stres. - Czuję się lekko i swobodnie. Przy tobie się jakoś tak... mniej martwię wszystkim. - to też brzmiało żałośnie, chodził wokół tematu i nieudolnie próbował zdradzić swoje odczucia, by wiedziała, że on to wszystko czuje na serio. Zerknął na swoją rękę, która tak zaskarbiła sobie ciepło jej palców. Jej dotyk czuł niemalże pod skórą. Bardzo podobał mu się ten ciężar, mógłby szybko się do niego przyzwyczaić. Mimo wszystko nie trzymał jej ręki mocno i nastawiał się na możliwość odrzucenia. Reakcja Lary była teraz tak szalenie ważna i dopóki tego nie pozna to jego serce będzie się boleśnie obijać między żebrami w oczekiwaniu.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Może nie do końca przemyślała fakt odnośnie tego, jak miałby to "bliskie" spotkanie z profesorem od transmutacji przeżyć, jednak pewnym było dla niej jedno, każdy potencjalny pracodawca, który wcześniej uczył się w Hogwarcie, widząc wpis w CV stylu "kopnąłem profesora Pattona w kostkę i przeżyłem", na pewno przyjąłby chłopaka do pracy z otwartymi ramionami! Może więc bycie transmutowanym w łasicę było tego wartym? Lara była przekonana, że cały czarodziejski świat, słysząc o jego dokonaniu, biłby mu brawo i radował się jego niebywałym sukcesem! - Ale za to jakie miałbyś wspomnienia! Z pewnością byłby to najlepszy bal w twoim życiu - wyszczerzyła się w jego stronę, próbując jeszcze bardziej podsycić jego entuzjazm względem pomysłu, jaki zaproponowała. I może lepiej, że nie wspominał o tym, w jaki sposób wygląda taniec w jego wykonaniu. Ona sama nigdy nie miała sposobności do tego, aby się go w ogóle nauczyć, więc i nie zamierzała tego robić. Bo nawet jeśli trafiała się jakakolwiek okazja, to i tak nie miała z kim korzystać. Dopiero pierwszy raz w życiu ktoś zaproponował jej coś podobnego i było to bardzo miłym. Temat jednak zupełnie przeminął i w stronę bardziej uczuciowych. Instynktownie na samą myśl o tego typu rozmowach, jej ciało reagowało jakimś dziwnym spięciem, którego nie umiała wyjaśnić. Nigdy nie miała szczęścia. Wszystkie jej związki nie miały szansy się mocniej rozwinąć i prędzej czy później, trafiał je szlag. Pogodziła się w pewnym momencie z faktem, że raczej powinna sobie darować, aż tu nagle, w najmniej oczekiwanym momencie, pojawił się Jeremy ze swoim wiecznym wyszczerzem na twarzy i krzaczastymi brwiami, a teraz, tak kompletnie niepodobnie do siebie, nie wiedział, co powiedzieć, na zadane przez nią pytanie. Cały czas spoglądała w jego twarz. Czuła, że jej serce zaczęło bić szybciej, jakby faktycznie obawiała się tego, co mógł teraz powiedzieć. Sekundy w jej odczuciu wlokły się niemiłosiernie wolno i nie wiedziała, co mogłaby zrobić, aby to przyspieszyć. Była kobieta, więc od razu w jej głowie pojawiło się milion różnorakich myśli od tych super kolorowych zaczynając, poprzez tego kompletnie irracjonalne przechodząc i kończąc na najbardziej pesymistycznych scenariuszach. Ścisnęła jego palce, ciesząc się z tego dotyku, który jej zaoferował. I poczuła, jak się czerwieni, kiedy w końcu powiedział te dwa słowa. Nie była pewna, co myśleć, co czuć, jak wyrazić wszystko to, co w niej siedziało słowami. Nie chciała paplać bez najmniejszego sensu, co ślina przyniesie jej na język. Zaczęła kreślić bliżej niewiadome wzory po wnętrzu jego dłoni, która była spleciona z jej własnymi palcami. Wiedziała, że czekał na odpowiedź, ale ona sama nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć. Jakże żałowała w tym momencie, że nie ma w dłoni papierosa, który mógłby zająć jej głowę i dłonie, a przede wszystkim pomóc się skupić... Wypuściła gromadzone w płucach powietrze, czując, że za chwile zrobi jej się słabo. Nienawidziła takich sytuacji, gdzie kompletnie nie wiedziała co robić, a grunt po którym aktualnie stąpała był dla niej tak cholernie nieznanym i grząskim, że bała się iż za sekundę wszystko spierdoli swoim zwyczajowym nieogarem w kwestii jakichkolwiek uczuć czy relacji międzyludzkich. - Nie powiem, trochę to ułatwia sprawę - powiedziała w końcu, pozwalając sobie na uśmiech, któremu daleko było do tego, co prezentowała dotychczas. Czuła się kompletnie skrępowaną i niepewną ale jednocześnie szczęśliwą... - Też nie jesteś mi obojętny - dodała po znacznie dłuższej przerwie, nie wiedząc, czy te słowa będą dla niego wystarczającą odpowiedzią w tym momencie. Nie mogła powiedzieć niczego innego, bo sama do cholery nie wiedziała, co czuje. Łapała się na tym, że od pewnego czasu myślała o nim znacznie częściej, niż powinna. I chyba naprawdę nie był jej obojętnym... Może też go lubiła?
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
- Owszem, najlepszy bal w życiu, który bym pamiętał, bo na wielu byłem przez kumpli upijany. - poprawił trochę wizję scenariusza związanego z tak ryzykownym przedsięwzięciem. Przy okazji nakreślił jej, że picie do nieprzytomności nie jest mu obce. Na szczęście robi to z rozwagą bowiem jak na swój wiek jest dosyć dojrzały i twardo stąpa po ziemi. Sam z siebie upija się do utraty pamięci głównie gdy go coś naprawdę bardzo boli. Nie zdarza się to często, ale mimo wszystko nie jest mu to obce. Swoje wady miał i nie zamierzał ich ukrywać bowiem wierzył, że szczerość od początków znajomości wzmocni relację w przyszłości. Chciał, aby Lara go znała i wiedziała jaki jest. Jeśli pomimo jego wad dalej będzie na wyciągnięcie ręki i wciąż będzie się uśmiechać to będzie szczęśliwy w tym pełnym słowa znaczeniu. Atmosfera zagęściła się a to wszystko przez niego bowiem postanowił wyjawić swoje uczucia. Starał się zrobić to delikatnie i jak najmniej zachłannie, aby nie wystraszyć Lary ani też jej nie przymuszać do odpowiadania wbrew własnej woli. Formułował słowa tak, by miała z nich szansę wybrnąć. Jeremy odczuwał wszystko tak intensywnie, tak mocno, że czasem musiał je głośno i dobitnie uzewnętrznić. Swój silny deficyt czułości pokazywał zarywaniem do wielu dziewcząt, szukaniem atencji, komplementów i drobnych pieszczot. Owszem, uważany był przez to za casanovę ale to niewielka cena, a jakaś tam drobna ulga spływała na niego kiedy czasem dostawał ten cieplejszy gest o który zabiegał. W ostatnim roku nieco się uspokoił i spoważniał. Teraz gdy mówił Larze co czuje to odnosił wrażenie, że tak naprawdę to mają po dwanaście lat a on pyta ją czy chce z nim chodzić. Brakowało tylko karteczki z rubryczkami do zakreślenia "tak/nie". Grdyka mu się poruszyła pod skórą kiedy Lara nie cofnęła ręki, a ścisnęła, pogładziła, zrobiła wszystko to o czym kiedyś mógł tylko marzyć. Krew płynąca w tych malutkich żyłkach w dłoni zrobiła się gorętsza od każdego muśnięcia jej palców. Widział jej spięcie i nawet posłał jej przepraszające spojrzenie, ale miał na tyle godności aby się nie wycofywać ze swoich słów i nie obracać wszystkiego w żart. Wiedział, że Lara jest silna więc nawet ten drobny dyskomfort powinna znieść. Przecież do diaska nie zaprasza jej do wspólnego morderstwa, on tylko mówi, że ją naprawdę lubi. Czuł, że zaraz oszaleje jeśli ona nic nie powie. Wyczekiwanie wyciskało z niego całą cierpliwość, nie mógł swobodnie oddychać dopóki się nie uśmiechnęła. Wybałuszył na nią oczy, wydawało mu się, że to tylko sen i zaraz zostanie obudzony przez pazury Uzzy'ego albo szpony sowy której imienia nie mógł zapamiętać bo nie on ją nazywał. Ulga z jaką odetchnął była wymalowana na jego twarzy. Pozwolił już policzkom napiąć się i rozciągnąć w solidnym uśmiechu. Z szoku nie potrafił znaleźć słów więc zrobił to, co przyszło mu do głowy. Oparł głowę o jej obojczyk, bo już siedział, a ona przy nim stała. Dotknął skronią jej ciepłej skóry i czekał aż ulga rozpłynie się po całym jego ciele. Przez cały ten czas był napięty jak struna więc nic dziwnego, że dopadło go pewne zmęczenie kiedy wszystkie mięśnie mogły się już rozluźnić. Cały czas opierając skroń i policzek o jej obojczyk uniósł ich ręce do swoich ust i pocałował jej kłykcie, bo przecież potrzebował tryliona takich drobnych czułości. Zawsze było mu mało. - Już myślałem, że wyślesz mnie na drzewo. W dodatku to bijące. - wydusił z siebie w końcu, aby nie pozwolić ciszy wkraść się do tego zrujnowanego zakątka. Nie odpowiedziała mu wprost, ale dała mu nadzieję i zmotywowała go do bycia obok. To... wystarczało, póki co da radę na tym ciągnąć i oboje sprawdzą dokąd to ich zaprowadzi. Ze swojej strony będzie próbował zatrzymać na sobie pełną uwagę Lary wierząc, że kiedyś być może się w nim zakocha. - Albo że powiesz coś w stylu "sorry, ale Uzzy cię ubiegł". - teraz mógł wejść na tor żartów. Podniósł głowę, odrywając od jej ciepłej skóry i dorwał się do znacznie cieplejszego pocałunku złożonego soczyście na jej wargach. Tak, wciąż było mu mało. Był nienasycony, potrzebował co rusz jej dotykać. Od tamtego pamiętnego spotkania nad jeziorkiem (to było na początku tego miesiąca?!) coś go do niej ciągnęło.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Pokręciła tylko głową, słysząc wzmiankę odnośnie upijania się z miną pod tytułem "jak małe dziecko". Ona sama nie przepadała za alkoholem i raczej go unikała. Jedynie okazjonalnie wypijała piwo, bądź dwa a nie pamięta (no dobra, doskonale pamięta, ale woli tego nie wspominać, bo zakończyło się to pływaniem w Tamizie...), kiedy ostatni raz zdarzyło jej się upić do bardzo niedobrego stanu. Nie oznaczało to jednak, że gardziła czy wyrażała dezaprobatę względem ludzi, którzy nie podzielali jej poglądów. I naprawdę cieszyła się z tego, że Jeremy postanowił właśnie przedstawić siebie z prawdziwej strony, choć mogła ona nie być tą najbardziej korzystną z możliwych opcji. Prawda zawsze miała dla niej ogromne znaczenie i wolała ją choćby i od najpiękniejszego kłamstwa. Mogła tylko podejrzewać, jak cholernie niepewnie czuł się, oczekując na odpowiedź z jej strony. Wiedziała, że nie dała mu zbyt wiele, ale wszystko to, na co mogła sobie obecnie pozwolić. Nie zamierzała go okłamywać, czy robić złudne nadzieje. Nie chciała też go w żaden sposób załamywać i chyba jej słowa były najbardziej adekwatnymi względem tego wszystkiego, co aktualnie kotłowało się w jej głowie i sercu. Miała ochotę parsknąć śmiechem, kiedy przyglądała się jego reakcji, którą było skrajne niedowierzanie. I choć nie mogła wiedzieć, o czym pomyślał, to na pewno o wiele bardziej komfortowo poczułaby się w sytuacji, gdzie zaproponowałby jej wspólne mordowanie, czy to chochlików, czy ludzi, niż takie rozmowy o uczuciach. Teraz jednak nie wytrzymała już i faktycznie zaśmiała się, kiedy bezpardonowo oparł się o nią, kompletnie zmęczony tym, jakie emocje ich spotkały. Czuła się bardzo podobnie, jakby całe napięcie z niej opadło, choć nie wiedziała, jak to opisać. Nagle jakoś tak zrobiło jej się lżej na sercu, bo okazało się, że to nie był jeden wielki żart, gdzie ktoś za chwilę miałby wyskoczyć zza połamanych drzwi szafy i krzyknąć "Haa! Mamy cię! Głupia Lara Burke serio uwierzyła w to, że ktoś taki jak Jeremy ją polubił!". Zerknęła nawet w kierunku tego mebla, ale nie... byli tutaj kompletnie sami. Bez osób postronnych, które mogłyby widzieć to wszystko i uznać za jeden wielki żart. Wróciła do niego spojrzeniem dopiero wtedy, kiedy ucałował ich złączone dłonie. Wplotła wolną rękę w jego włosy, by zmierzwić je bardziej, niż już były i ponownie zaśmiać się głośno. - Powinnam to zrobić z miesiąc temu. Tylko jakoś tak się uczepiłeś i nie odpuszczasz - gdyby nie śmiech kryjący się w jej tonie, to może te słowa ktoś mógłby potraktować poważnie. Wiedziała jednak, że chłopak poznał ją na tyle, by wiedzieć, że nie żałuje. A nawet że cholernie cieszy się z takiego rozwoju wypadków. A przede wszystkim, że nie odpuścił. Bo nie ważne, co miałoby się stać później, teraz zyskała naprawdę bliską sobie osobę. -Uzzy'ego do tego nie mieszaj. Wszyscy wiedzą, że jest niewątpliwie większym słodziakiem - chciała jeszcze coś powiedzieć, zapewne równie elokwentnego, jak to, co zaserwowała mu aktualnie, ale nie dane jej było. Jej usta znów były zajęte całowaniem go. Jej dłonie znalazły się szybko na jego policzkach, pragnąc więcej. Po chwili parsknęła śmiechem prosto w jego wargi, kompletnie tego nie kontrolując. Jak i faktu, że była tak zwyczajnie, po ludzku, szczęśliwa.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Napięcie zniknęło jak powietrze z pękniętego balonika, a jego sflaczałe opakowanie latało po całym antykwariacie i nie wiedziało gdzie się zatrzymać. Czuł się podobnie i dlatego musiał się na moment przytulić, powdychać zapach jej ubrań i posłuchać jej serca. Był tak kochliwym i uczuciowym człowiekiem, a Lara nie tylko to wszystko na siebie przyjmowała ale i odpowiadała na to, a to czyniło go szczęśliwym. Zdenerwowanie opadało z niego wraz z odczuwaną ulgą, delektował się tą chwilą z zamkniętymi oczami, a i wymamrotał coś niezrozumiałego kiedy bawiła się jego włosami. Wyobraził sobie, że leżą w podobnej pozycji... och, odnosił wrażenie, że Lara nieświadomie owija go sobie wokół palca. Ach, ten kobiecy urok i wdzięk! - Ja się czepiam jak rzep do psidwakowych ogonów. - zakomunikował, obejmując ją w talii, aby zapewnić sobie, że nagle się nie cofnie bo wtedy wyrżnąłby jak długi na podłogę. - Wierzba Bijąca mi w tym nie przeszkodzi. - a potem już ją całował, napawając się smakiem jej wilgotnego języka, bo przecież nie umiał już zachowywać się przyzwoicie skoro byli tu sami, a powietrze między nimi było tak naelektryzowane i gorące. Śmiała się przy jego ustach, a on nie wiedział czemu, reagował tak samo, ale uwziął się, że mimo tego będzie ją całować. Wsunął dłonie między pasma jej włosów i starając się powstrzymać chichot próbował zamykać jej usta pocałunkami ale jej śmiech był po prostu obezwładniający. - Halo, tu się całuje! - upomniał ją i nachylał się nad nią, lekko na nią napierając by jeszcze pogłębić pocałunki przerywane chichotami z obu stron. Był w środku tak rozkosznie szczęśliwy, nawet pomimo tego, że nie dostał od niej jednoznacznej odpowiedzi. Nawet jeśli to było samo zauroczenie to zamierzał czerpać z niego pełnymi garściami skoro było im ze sobą dobrze. Zsunął się z tego biurka i nie przestając jej zasypywać pocałunkami zrobił kolejny krok w jej stronę, nieświadomie prowadząc ją... ich oboje w kierunku ściany. Zaśmiał się znowu kiedy niemal się potknął o leżące na podłodze tomiszcze. Odsunął je stopą, nie miał teraz czasu na jęki, jej usta go wołały, musiał wyładować na nich cały swój entuzjazm. - Nie odczepię się. - pogroził jej między jednym wdechem a drugim. Choć oddychał już ciężej, a policzki miał muśnięte rozpaleniem to widać było, że zamierzał ją całować do utraty tchu. Docelowo zamierzał wsunąć dłoń pod jej kurtkę, by dziewczynę do siebie przycisnąć, ale niechcący wsunął palce pod materiał jej koszulki napotykając gładziutką i cudowną skórę jej pleców. Zatrzymał tam grzecznie rękę i próbował wyłapywać z jej ust wszystkie pocałunki świata. Zadurzenie miało to do siebie, że było intensywne i jedyne w swoim rodzaju. To uniesienie było fantastycznym doświadczeniem.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Jak to jest, że czasami coś wydaje się być kompletnie oczywistym, a w ostatecznym rozrachunku takim się nie staje? To pytanie powinno kołatać się w jej głowie, w odniesieniu do jej jakichkolwiek wcześniejszych doświadczeń w kontakcie z innymi mężczyznami i kobietami. Zamiast tego wolała skupić się na tym, że po prostu Jeremy był tutaj, razem z nią i nic nie zanosiło się na to, że miałby odpuścić. Jeszcze nie mógł wiedzieć, że zapewne musiałby się w obecnym momencie bardzo postarać, żeby i ona zechciała się od niego odczepić. Była samolubną istotą. Lubowała się w tym, co przynosiło jej szczęście i przyjemności. Dżemi bezapelacyjnie zaliczał się do tych kategorii. Zachwycała się każdym kolejnym pocałunkiem, który jej serwował, naprawdę ciesząc się z tego, że może tego wszystkiego doświadczyć. Nie podejrzewała, że tak to się skończy. Na jego kolejne słowa zareagowała jeszcze bardziej niekontrolowanym śmiechem, bo nie była w stanie tego powstrzymać. Nie oponowała, kiedy przyciągnął ją jeszcze bliżej, popychając w niewiadomym kierunku. Ciężko tak było iść, kiedy człowiek jednocześnie musiał skupiać się na oddawaniu jak największej przyjemności gryfonowi i unikaniu dziwnych przedmiotów, które zalegały na zakurzonej podłodze. Wszystko zaczęło się robić jakoś zdecydowanie bardziej intensywne, po jego kolejnych słowach. Nie chciała, aby się odczepił. Chciała go więcej i więcej. Była przecież samolubną istotą! Mruknęła tylko coś kompletnie niezrozumiałego, pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej intensywnym. Napierała na jego usta jak tylko mogła. Pozwalała, aby ich języki wirowały w jakimś dziwnym, nikomu nieznanym rytmie. Jej dłonie błądziły w dziwnych miejscach jego ciała, jakby chciały całkowicie zapoznać się z jego strukturą. Serce waliło jej jak szalone, a ona czuła się niemalże jakby była pijana. Z pewnością była odurzona jego obecnością obok. Jego dłoń była zimna w porównaniu do jej ciała i jej dotyk na plecach dziewczyny wywołał dziwny dreszcz, który rozszerzał się na całe ciało. Westchnęła cicho, przylegając do niego jeszcze bardziej, bo nie chciała, aby dzielił ich choćby milimetr. Nieświadomie przygryzła jego dolną wargę, delikatnie pociągając za nią zębami. -Ogarnij się Dunbar - wyszeptała, kiedy zrobiła sobie krótką przerwę od delektowania się jego ustami, tylko po to, aby zaczerpnąć haust powietrza. Nic jednak nie zanosiło się na to, aby cokolwiek z tego, co właśnie robili, jej przeszkadzało. Cholera, kto by przypuszczał, że będą się tak świetnie bawić w tym antykwariacie? Nie była pewna po jakim czasie któreś z nich stwierdziło, że chyba jednak tych czułości wystarczy. Po prostu nagle oddalali się z tego miejsca, trzymając się za dłonie i, znając Dżemiego, idąc coś zjeść.
/Zt. x2
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
No dobra. Jakby miała przyznać to sama przed sobą, to nawet nie wiedziała by, skąd ten cały posrany pomysł. Bo to naprawdę był głupi pomysł. W skali od namówienia Huntera do bycia modelem do przypadku z Harpią plasował się gdzieś na samym środku. Niemniej, nic nie mogła poradzić na to, że jej fascynacja tym tematem rosła z dnia na dzień. Usilnie próbowała wydobyć tę myśl ze swojej głowy i zabić ją w zarodku, ale zwyczajnie nie była w stanie. Tak naprawdę jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie wiedziała, co to jest hipnoza. Niestety (?) znajomość z pewnym półwilem doskonale nauczyła ją pojęcia mamienia cudzego umysłu. Choć próbowała, to nie mogła pozbyć się tego wrażenia, że być może to będzie jej jedyna tarcza ochronna. A jak każda zbłąkana i zagubiona osoba, pragnęła bronić się w każdy możliwy sposób. Więc hipnoza wydawała jej się jedyną racjonalną reakcją. Po ostatnim wydarzeniu z Felinusem wiedziała już, że przecież oklumencja nie jest kluczem do sukcesu w tym wypadku. Musiało istnieć coś innego. I Robin zamierzała zrobić wszystko co tylko konieczne, aby to znaleźć. O porzuconym antykwariacie w Dolinie Godryka słyszała już jakiś czas wcześniej. Niemniej, nigdy przedtem nie posiadała realnej potrzeby, aby tam zawitać. Bo i po co jej książki, które mogły tam zalegać? Przecież wiedziała, że czarna magia nie jest jej do niczego potrzebna. Swoje nastawienie zmieniła zaledwie kilka dni temu, kiedy zrozumiała, że może tam znajdzie coś ciekawego na temat hipnozy. Uznała, że po prostu musi odwiedzić to miejsce. I oczywiście znała kogoś, kto idealnie nadawał się do podobnej podróży w jej towarzystwie. Poinformowała wcześniej Huntera, że będzie potrzebowała jego pomocy i oczywiście zaznaczyła, że nie może jej odmówić. Nie wiedziała czemu się zgodził, ale nie zamierzała tego faktu negować, tylko z niego korzystać. Wyjaśniła mu oględni, gdzie chce się z nim spotkać, nie wspominając o tym, po co. Wszystko wyjaśni mu na miejscu… Czekała na niego w Dolinie, zastanawiając się, kiedy przyjdzie. Pogoda w ostatnim czasie uległa znacznemu pogorszeniu, więc nic dziwnego, że dziewczyna znów miała na stopach czarne kaloszki, które idealnie chroniły przed chlapą i zimnem. Otulona czarnym płaszczem, czekała na przybycie Deara na miejsce ich spotkania. Zdjęła kaptur z głowy dopiero, kiedy zobaczyła go w pobliżu. Zapewne mógł zobaczyć, że coś jej twarzy uległo zmianie. Była bardziej napięta, mniej uśmiechnięta. Zaciętość przebijała się pomiędzy jej źrenicami, bo przecież podjęła decyzję. I nie było takiej siły, która mogłaby odwieźć ją od tego pomysłu. – Już myślałam, że się nie pojawisz – powiedziała, kiedy znalazł się wystarczająco blisko. Nie tłumaczyła, co to za miejsce i niszczejący budynek za jej plecami. Jeszcze nie. Za chwilę mu wszystko wyjaśni, tylko upewni się, że nie ucieknie, kiedy tylko rozpocznie swoją małą opowieść, która wyjaśni sprowadzenie ich w to miejsce.
Ostatnio wszystko o denerwowało. Chodził jak struty, jakby żył bo musiał. Co prawda sesja fotograficzna jaką zaliczył z Robin zdecydowanie należała do udanych, ale to co wydarzyło się w późniejszych dniach, kiedy spotkał Eskila w cieplarni, wywarło duży wpływ na jego psychikę. Zazwyczaj nie przejmował się tak niczym, starając się nie zaprzątać głowy niepotrzebnie myślami, które i tak nic nie zmienią, ale w tym przypadku tak naprawdę nie wiedział co ma teraz począć. Najchętniej cofnąłby się w czasie, żeby nie przychodzić na to głupie spotkanie, które zwołała Robin, a od którego wszystko zaczęło się kićkać. Jednak znów uległ namowom Ślizgonki, choć znowu nie wiedział w jakim celu i może to był błąd, ale naprawdę było mu już wszystko jedno. Najważniejsze było dla niego to, że spędzi z nią czas i zapomni na moment o swojej słabości do Clearwatera. Bo tak to nazywał. Chwilą słabości, w której dał się ponieść czemuś nowemu, jego zdaniem ekscytującemu, ale i jednocześnie ryzykownemu. Bo co, jeśli teraz będzie go do niego ciągnęło za każdym razem kiedy go zobaczy? Co jeśli znowu kiedyś zostaną w jednym pomieszczeniu sam na sam i znowu będzie go kusić, żeby się na niego rzucić? Nie, nie chciał nawet o tym myśleć. Najchętniej wymazałby sobie to z pamięci, aby wszystko było tak jak przed tygodniem - wkurzałaby go jego obecność i tyle. Jednak trochę od tej pory się zmieniło. Przybył na miejsce wyznaczone przez Robin, gdzie mieli się spotkać i musiał przyznać, że jej widok poprawił mu nieco humor. Nie widzieli się zaledwie kilka dni, ale czuł, że będzie się z nią dobrze bawił. O ile znowu nie wymyśli hartowania wściekłej harpii. Kiedy ją zobaczył, wydawała się jakby nie w sosie. Zazwyczaj bardziej bił od niej entuzjazm (nawet kiedy z niego szydziła), ale w tej chwili wydawała się trochę pospinana. - Miałem taki zamiar, ale stwierdziłem, że przyjdę i Ci powiem, że nigdzie z Tobą nie idę - postanowił zażartować i choć powiedział to poważnym tonem, to w jego oczach widać było ironię. Przeniósł wzrok na budynek, pod którym stali i dostrzegł na drzwiach tabliczkę z napisem: "zamknięte". Zmarszczył brwi, zerkając na nią. - Robimy włam na jakiś stary sklep? - spytał udając podekscytowanie tym pomysłem. Zaczął uważniej przyglądać się ruderze, po czym sam ruszył ku jej wejściu, aby zerknąć przez brudną szybę do środka. Wyglądało mu to na opuszczony lokal. Po co tam przyszli?
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie miała pojęcia odnośnie tego, co działo się w ostatnim czasie z Hunterem. Nie wiedziała, że relacja jego oraz Eskila potoczyła się w takim a nie innym kierunku. Gdyby tylko coś podobnego przyszło jej do głowy, uznałaby to zwyczajnie za chory pomysł i spróbowałaby wymazać go ze swoich myśli. Tymczasem dla niej wszystko pozostawało normalnym, tak, jak było. Nie miała wystarczającej ilości czasu, aby móc ją poświęcić czy to jednemu, czy drugiemu ze ślizgonów. Codzienne obowiązki pochłonęły ją nader mocno. Dzięki temu mogła oderwać od nich myśli, które coraz mocniej gubiły jakikolwiek sens. Bo kompletnie nie wiedziała, co powinna robić, czuć. Jak reagować na wszystkie te zdarzenia, które miały miejsce. Wiec pchnęła się w wir różnorakich zajęć, które skutecznie nie pozwalały jej myśleć o problemach. Łatwo powiedzieć. Trudniej zrobić. Próbowała unikać problemów, Merlin jej świadkiem, że naprawdę chciała to zrobić. I zaprzątała swój umysł kompletnie nowym zajęciem, dzięki któremu jeszcze w miarę normalnie funkcjonowała. Miała dziwne wrażenie, że względem kogo, jak kogo, ale względem Huntera nie musiała udawać. Nie siliła się więc na sztuczny uśmiech, który w tym momencie byłby kompletnie nie na miejscu, co odczuwała ze zdwojoną mocą. Zwyczajnie nie miała na to sił. - W takim razie, skoro już to powiedziałeś, to możesz wracać - rzuciła w jego stronę, wykrzywiając wargi w nieco ironicznym uśmiechu, który ni jak do niej nie pasował. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę budynku. Hunter miał długie nogi. Nie potrzebował dużo czasu, aby ją dogonić. - To nie jest byle jaki, stary sklep - wyjaśniła mu, nie zwalniając swojego kroku. Dopiero, kiedy znaleźli się praktycznie pod samymi drzwiami, odwróciła się w jego stronę, aby utkwić spojrzenie czekoladowych tęczówek w twarzy Deara. Sięgnęła do kieszeni swojego płaszcza i wyjęła swój hebanowy oręż. - Z tego co mi wiadomo, to antykwariat. Jak widać, dosyć dawno opuszczony. Mężczyzna który był jego właścicielem, lubował się w przedmiotach czarnomagicznych. A ja mam nadzieję, że na przestrzeni lat nie wszystko tutaj rozkradli - po krótce wyjaśniła mu swoją motywację, wciąż wpatrując się w jego twarz. Szukała na niej jakiejkolwiek oznaki strachu, bądź tego, że ponownie uzna ją za wariatkę. Wtedy na pewno odesłała by go do diabła, a sama ruszyła do środka, bo nie zamierzała dzisiejszego dnia wracać z Doliny z pustymi rękom. Drzwi były zamknięte na cztery spusty, ale to nie była przeszkodza, która miała Dopplerównę zniechęcić do dalszego działania. - Odsuń się - zaleciła Hunterowi, po czym sama wykonała kilka kroków w tył. Kiedy w końcu uznała, że znalazła się na wystarczająco bezpiecznej odległości, uniosła prawe ramię do góry, celując różdżką prosto w drzwi. - Volate Ascendere! - precyzyjnie wypowiedziała inkantacje niedawno nauczonego się zaklęcia. Niewielki uśmiech zagościł na jej twarzy, kiedy to drzwi nagle wystrzeliły w powietrze, odrywając się od zawiasów. Upadły dopiero kilkanaście metrów dalej z głośnym łoskotem. - To co, idziesz do środka? - zerknęła jeszcze raz na Huntera, ciekawa, czy dalej podejmuje się tego wyzwania. Nie zdziwiła by się, gdyby jednak postanowił się wycofać.
Nie spodziewałby się, że Robin uciekła w tym ciężkim dla siebie okresie w pracę. Mimo, iż zapewniła go dość przekonywująco na wzgórzu w Hogsmeade, że nie będzie spędzać dużo więcej czasu z Eskilem, w porównaniu do tych chwil kiedy kręciła się z nim, to i tak ciągle miał gdzieś z tyłu głowy, że widuje się z Clearwaterem częściej. Z tą różnicą, że teraz nie był do końca pewien czy w tym przypadku był zazdrosny o niego czy o nią... Kurwa, jakie to popierdolone... On sam w normalnych warunkach wolałby wiedzieć co knuje Robin, ale chyba dziewczyna nauczyła się już, żeby nie dzielić się z nim szczegółami, dopóki nie określi się konkretnie czy chce jej pomóc czy nie. A, że przeważnie był chętny do takiej pomocy... Wiedziała jak go podejść, żeby się zgodził. Jednak znali się na tyle dobrze, że mieli już sposoby na przekonanie drugiej osoby i wiedzieli jak się podejść. Gdyby tylko jeszcze umiał jej czytać w myślach, to na pewno srogo by ją opierdolił za to, że tyle pracuje i tak się przemęczał. A jak na razie, nie umiał jeszcze powiązać jej wyrazu twarzy z przewlekłym zmęczeniem. Zaśmiał się na jej słowa, którymi odpowiedziała mu równie szyderczo, co on jej. Brakowało mu tej ich specyficznej rozmowy, przez te kilka dni. Ruszył za nią, kiedy zaczęła iść w stronę wejścia jak się później okazało do antykwariatu. - Przedmioty czarnomagiczne? Widzę, że mało Ci wrażeń od czasu potyczki z harpią - powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język, bo przecież miał unikać tematu Eskila, a tu proszę, jeszcze na dobre nie znaleźli się na miejscu, a tu już wzmianka o willowatym (który swoją drogą dla Huntera jak na razie był większym tematem tabu, bo chciał najlepiej zapomnieć o jego istnieniu). Może i był głupi, ale szukanie czarnomagicznych obiektów nie powodowało, że chciał się wycofać. Wręcz przeciwnie. Sam chciałby wejść w posiadanie takowego. Ale pozostawała jedna kwestia. - A tak właściwie, po co Ci przedmioty związane z czarną magią? - spytał po chwili, kiedy nakazała mu się odsunąć. Dopiero kiedy odpowiedziała, zrobił krok w tył, aby pozwolić jej działać. I aż zbierał szczękę z podłogi, kiedy za sprawą jej czaru drzwi wyleciały z zawiasów i powędrowały wgłęb pomieszczenie. - Ejże, nieźle, Doppler - pochwalił ją, gdy przekraczali próg, a chłopak ciągle nie mógł wyjść z podziwu, że tak dobrze szły jej zaklęcia. Czyli najzwyczajniej w świecie kłamała, kiedy podczas ostatniego pojedynku próbowała wcisnąć mu, że jest kiepska z rzucania uroków. I tak by pewnie przegrał w starciu z nią. - Dobra, szukamy czegoś konkretnego? - spytał po chwili, rozglądając się po pomieszczeniu i torując sobie drogę z pajęczych sieci.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Co do jednego Hunt mógł być pewnym, ale o to nie zapytał: zgodnie z obietnicą, nie spędzała dużo czasu w towarzystwie Eskila. Ba, nie spędzała go wcale, bo ten zawzięcie jej unikał choć ona kompletnie nie wiedziała czemu. Próbowała sobie to tłumaczyć na przeróżne sposoby, ale jakiekolwiek rozwiązanie jakie pojawiało się w jej głowie, było zwyczajnie debilnym. A jej upór nie pozwalał na to, aby sama zapytała wprost, o co chodzi. Więc można by powiedzieć, że życzenie Huntera stało się dla niej rozkazem. Śmieszne, ale cholernie prawdziwe. Wiedziała jedno, czasami im mniej człowiek wie, tym lepiej śpi. Po co miała więc za wczasu mówić mu o tym, co zaprząta jej głowę? Lepiej dla niej i dla niego, że oszczędziła mu informacje do niezbędnego minimum. Dzięki temu myślał tylko nad tym, co też jej przyszli do głowy, a nie co będą musieli zrobić. Bądź co ona będzie chciała uczynić dzisiejszego dnia. Poza tym, mówiąc mu wcześniej, dała by mu szansę na wycofanie się z tego. A tak? Chociażby dla samej ciekawości i przez to, że już był na miejscu, zapewne miał się w to wszystko włączyć. Nawet jeśli miało to być kolejne zajęcie, które powinna odpuścić. Zdecydowanie za dużo się ich uzbierało w ostatnim czasie. Ciekawie, kiedy zabraknie jej czasu na sen… nie, nie zamierzała się tym przejmować w tym momencie. Jej twarz nieco się rozjaśniła, kiedy usłyszała jego śmiech. Dotychczas nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak przez ostatnie kilka dni bardzo jej tego dźwięku brakowało. Zwyczajnie przywykła do faktu, że Hunter był obok i teraz, kiedy wszystko zdawało się być tak, jak zawsze, było jej lżej. Więc i ona uśmiechnęłam się nieco bardziej naturalnie niż jeszcze kilka chwil temu. I uśmiechała się wciąż, kiedy z powątpiewaniem komentował jej słowa. - Akurat harpia nie ma z tym nic wspólnego - stwierdziła tylko, świadomie nie wymawiając tego imienia. Nie musiała tłumaczyć Hunterowi, wiedziała, że zrozumie. Westchnęła, kiedy padło kolejne pytanie i przelotnie zerknęła na ślizgona,zastanawiając się, jak w prostych słowach wyjaśnić jej motywy. - Nie chce, aby ktokolwiek kontrolował mój umysł. Więc uznałam, że najlepszą obroną jest atak i to ja będę kontrolować cudze umysły. Więc szukamy czegoś, co związane jest z hipnozą - ostatecznie postawiła na prostotę. Wiedziała z doświadczenia, że często jest to klucz do sukcesu. Liczyła się z tym, że być może właśnie miała go wbić w niemałe osłupienie. Jednak nie zamierzała się tym faktem przejmować. Podjęła decyzję. I żadne słowa Huntera nie mogły jej zmienić. - Ćwiczyłam - stwierdziła krótko w odpowiedzi na jego komplement, jakby na co dzień wywalała drzwi z zawiasów. Znał ją jednak na tyle, że musiał odczytać nikły uśmiech który przebiegł po jej twarzy, jako dumę z zasłyszanych słów. Weszli do środka, a ona nawet na sekundę nie opuściła różdżki. Nie wiedziała, co znajdą w środku, ale nie zamierzała dać się zaskoczyć. Rozglądała się czujnie po ograbionym miejscu. Za wiele tam tego nie zostało… pochyliła się, aby wziąć pierwszy tom do ręki. Tytuł nie wskazywał na to, że to mogło być to, czego szukała,więc od niechcenia odrzuciła książkę na podłogę, wzbijając w powietrze tuman kurzu. - chcę coś, co będzie powiązane z hipnozą - odpowiedziała szybko, zerkając przez ramię na Huntera ciekawa, czy aby na pewno nie wymiękał.
Gdyby tylko wiedział co działo się w tej chwili między Robin a Eskilem... Pewnie z jednej strony ucieszyłby się, że niejako dziewczyna jest na niego wkurzona i się nie widują, ale z drugiej strony - ta ich niejasna sytuacja uczuciowa, na pewno wprawiłaby go w niezłą konsternacje, jak nie złość. Ale nie miał o tym zielonego pojęcia. Domyślał się tylko tyle, że Ślizgonka była ostatnio zagoniona, bo nie miała czasu na spotkania z nim. A może chciała od niego też odpocząć. W końcu może przyjąć taką strategię, że ich obu będzie traktować tak samo. Oj tak, to samo tyczyło się przecież Robin. Im mniej wiedziała o tym co trapi zarówno Huntera, jak i Eskila, po tamtym spotkaniu w małej izbie, oraz po tym nieszczęsnym przypadkowym wpadnięciu na siebie w cieplarni, tym z pewnością była spokojniejsza. Jednak jeśli chodziło o niego samego i wciąganie go w różnego rodzaju ciekawe zajęcia, czasami było lepiej jeśli wiedział tylko tyle, że ma być pomocnikiem. A od czasu kiedy Robin wpadła na pomysł wywołania harpii, nic nie było mu straszne. I dlatego właśnie o tej harpii wspomniał, kiedy akurat to przyszło mu na myśl, zgadując co takiego dziewczyna kombinuje. Zerknął na nią, nieco zaskoczony w pierwszej chwili tym, że chce zacząć uczyć się hipnozy. Po chwili jednak zaśmiał się i przyglądał się jej, jakby wyczekując, że za chwilę powie, że żartowała. - Ty tak na serio? Wiesz jakie to jest trudne? - odezwał się, uświadamiając sobie, że mówi poważnie i naprawdę chce zająć się hipnozą. W sumie, nawet by to do niej pasowało, ale na Merlina! Przecież to nie jest takie hop-siup, a poza tym to nadal zakazana magia. - Liczysz się z tym, że pewnie stracisz masę czasu na to, a i tak nie wiadomo czy uda ci się to opanować? - spytał jeszcze po chwili, bardziej zagłębiając się w temat i próbując jednocześnie wyciągnąć od niej więcej informacji. Po tym jak drzwi zostały skutecznie wywarzone za pomocą zaklęcia Robin, wierzył w jej słowa, że naprawdę ostatnio przyłożyła się do treningu uroków. Może też powinien, żeby tak żałośnie od niej nie odstawać? Kiedy weszli do środka, zupełnie nie wiedział jak zabrać się do zadania. Bo niby czego miał szukać? Mieli przewertować wszystkie te stare tomiszcza, z nadzieją, że dokopią się po wielu godzinach do czegoś co pozwoli Robin zacząć działać? - Dobra, to może rozdzielmy się. Ja sprawdze tam, od strony zaplecza - wskazał część po swojej prawej stronie, ruszając tam i sięgając różdżki, idąc w ślady Robin. Rzeczywiście nie wiedzieli, co może na nich tam czyhać. Sięgnął po jeden zbiór zakurzonych książek w twardych oprawach, by sprawdzić czy jest w niej coś, co mogło ich interesować. Potem kolejna książka i następna. I tak minęło kilka minut zanim dotarł do drugiego końca pomieszczenia, gdzie jego uwagę przykuł gruby, granatowy koc, pokryty naturalnie warstwą kurzu. Mogło się wydawać, że jest to swoisty pokrowiec na wielką szafę, ale kiedy pociągnął za materiał, aby go zrzucić, jego oczom ukazało się przejście. - Ej, mam jakieś ukryte pomieszczenie! - zawołał do Robin, zanim to uniósł wyżej różdżkę i przekroczył próg graciarni.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie unikała Huntera. Ba, nawet z chęcią widywała by go znacznie częściej. W jego towarzystwie nic nie było skomplikowane, wszystko miało swoje konkretne nazwy i swoje konkretne przeznaczenie. To, że raz się całowali dosyć gorliwie i spali ze sobą, a w zasadzie to tylko obok siebie, niczego w jej postrzeganiu nie zmieniło. Hunter dalej był dokładnie takim, jakim był względem niej od zawsze. Nieco uszczypliwym dupkiem, na którym i tak mogła polegać. Może to właśnie jej nauczka na przyszłość? Że powinna polegać na tym, co znane i lubiane, a nie na siłę pchać się tam, gdzie nie ma żadnych perspektyw. Że też zachciało jej się zrobić reportaż o wilach... Pewnie gdyby o tym konkretnym incydencie wiedziała, całe jej spojrzenie zarówno na jednego, jak i na drugiego chłopaka uległoby kompletnej zmianie. Człowiek nie ma prawa wiedzieć, jak zareagowałby w danej sytuacji do momentu, aż się w niej nie znajdzie. Niemniej niekiedy niewiedza bywała błogosławieństwem. Dzięki temu właśnie była w stanie sądzić, że wszystko między nią a Hunterem, jest w jak najlepszym porządku. Kompletnie nieświadoma tego, że coś zaczęło roić się w jego głowie, dalej zachowywała się tak, jak robiła to zazwyczaj, nie widząc nic niestosownego w swoim zachowaniu. Czy byłoby prościej, gdyby wiedziała? Prawdopodobnie nie. A ona w ostatnim czasie naprawdę miała już serdecznie dość komplikacji wszelakich. Nie przejęła się słysząc jego śmiech. Wręcz nawet ucieszyła się, że jej przypuszczenia były prawdziwe. Bo tak, czegoś podobnego się spodziewała. Że w taki sposób Hunter ją potraktuje. Wyśmieje jej pomysł i uzna, że nie da rady. Niemniej, nie straciła swojego rezonu. Nawet wtedy, gdy zadał jej kolejne pytanie. Stanęła z nim twarzą w twarz, nie uchylając spojrzenia w żadną ze stron. - Tak, Hunter, wiem to. Wiem, że to zajebiście trudne. I wiem, że prawdopodobnie nie będę w stanie tego zrozumieć i ogarnąć swoim umysłem być może przez wiele lat. Ale wiesz, co jeszcze wiem? - uniosła jedną brew do góry, jakby faktycznie liczyła na to, że za chwilę jej odpowie. - Że po prostu muszę to zrobić, rozumiesz? Nie chcę, aby ktokolwiek, czy cokolwiek mogło władać moim umysłem. A najlepszą obroną jest atak - dosyć kulawo zakończyła swoją wypowiedź, ale mógł zauważyć siłę w każdym wypowiadanym przez nią słowie. Miała to bardzo dobrze przemyślane. W zasadzie przez ostatni tydzień, od kiedy widziała, co się działo z Felinusem, kiedy ten został zaatakowany przez Eskila, praktycznie nie myślała o niczym innym, jak o obronie swojego umysłu. Miała nadzieję, że te zapewnienia wystarczą Huntowi, aby wiedział, że myślała o tym bardzo poważnie. Chyba jeszcze nigdy nad niczym nie była tak skupiona, jak aktualnie nad tym. Pokiwała głową, kiedy zaproponował, aby się rozdzielić. Ona pozostała w głównej izbie, bo było tam co robić. Wyczarowała za pomocą zaklęcia lumos solar świetlistą kulę, która oderwała się od jej różdżki i zawisła metr od jej twarzy. Idealnie oświetlała wiele rzeczy wokół niej. Od cholery uszkodzonych ksiąg walało się po podłodze i na pozałamywanych półkach. Zamierzała przejrzeć każdą z nich, choćby i miała spędzić tutaj wieki. Nie wiedziała, czego konkretnie szuka, ale czuła, że jeśli to znajdzie, to doskonale będzie wiedziała, że to jest właśnie to. Więc sięgała po kolejną książkę. "Jak zostać skrzatem?" Odrzuciła ją od razu na bok z głośnym hukiem. "Czego pragną wiedźmy". Okładka przedstawiała rozpołowioną wiedźmę, z której to sączyła się zawzięcie krew na posadzkę. Pokręciła z dezaprobatą głową i również odrzuciła wolumin. "101 sposobów na wykorzystanie Krwawego Ziela". O, to może przydało by się Hunterowi? - Mam coś, co Tobie by się spodobało - krzyknęła w stronę ślizgona, wkładając książkę do kieszeni swojego płaszcza. Szukała jednak dalej, bo przecież nie przyszła tutaj po to, aby znajdować książki na temat krwawego ziela.
To prawda, ich relacja była nad wyraz klarowna. Specyficzna, ale jasna i nieskomplikowana. Rozumieli się bardzo dobrze i to, że umieli siebie nawzajem złośliwie podejść, było powodem tego, że dobrze się znali. Zwłaszcza te wkurzające cechy, które tak bardzo drażniły tego drugiego - mogły czasami pomóc w potyczkach słownych. Ale wątpił, że Robin chciałaby mu się zwierzać ze swoich problemów, po tym jak zareagował na jej moment słabości przy łazienkach, gdzie wzięła zbyt poważnie jego słowa. Może i umiał doradzić, ale w tej kwestii, o której nie miał pojęcia, a która teraz zajmowała często głowę Robin - chyba nie mógłby się obiektywnie wypowiedzieć. Sam był zdezorientowany i też nieźle poirytowanym tym co się wokół niego działo i jak sprawy się pogmatwały. Jeszcze kilka tygodni temu był sobie beztroskim lekkoduchem, cieszącym się z niezobowiązujących randek z ładnymi dziewczynami, a nagle nie dość, że zaczęło coś dziwnego rodzić się w nim w stosunku do Robin, to jeszcze zdał sobie sprawę, że jest biseksualny i pociąga go jego potencjalny konkurent. Czy można poprosić szybką Avadę w pierś? Ale na razie był spokojny. Dopóki Doppler nie wiedziała o tym co się wydarzyło miedzy nim a Eskilem, jeszcze nie wszystko było stracone. Naprawdę nie chciał jej tego zwalać na głowę. Już wystarczyło, że jego to gnębiło i zapewne Clearwatera też, skoro on też dość mocno [/i]polubił[/i] Robin... Chciał, żeby między nim, a dziewczyną było wszystko jak dawniej. Chciałby odwrócić czas i nigdy nie dotknąć nawet Eskila. Tak byłoby najlepiej. Ale cholernie to wszystko się pojebało i nie miał siły tego teraz ogarniać. To nie jego wina, że tak właśnie zareagował na początku. Słowo hipnoza kojarzyło mu się z czymś kurewsko skomplikowanym i nie ukrywał tego, że niedodowierza, aby Robin udało się to opanować w dobrym stopniu. Z pewnością miała ogromne chęci i była zdeterminowana, ale to nie zmieniało faktu, że to było naprawdę cholernie trudne do opanowania. Wysłuchał jej słów, a kiedy zadała pytanie, tylko posłał jej dociekliwe spojrzenie. Nagle przyszła mu do głowy irytująca myśl. Zacisnął palce mocniej na trzymanej w dłoni różdżce. - Nie mów, że robisz to dlatego, żeby bronić się przed urokiem Eskila... - odezwał się od razu po tym, jak zamilkła i naprawdę obawiał się w tej chwili, że to jest powód tego zainteresowania dziewczyny hipnozą. Niby Clearwater mówił, że nie próbuje na niej swoich zdolności, ale kto go tam wie czy nie kłamał. Już za samo to powinien dostać w pysk, jeśli tylko to prawda. Nie powinno się tak wykorzystywać ludzi. Zwłaszcza wykorzystywać tego, że Robin tak bardzo chce mu pomóc. W pomieszczeniu panował półmrok. Jedynie przez zabrudzone okna wpadało światło dzienne, ale mimo wszystko pole widzenia było zaburzone. Uznał, że najlepiej byłoby przewertować te wszystkie starocie, dzieląc się rewirami bo tak najzwyczajniej w świecie będzie szybciej. Dlatego ruszył ku zapleczu, gdzie odnalazł kilka zniszczonych kartonów, w których znajdowały się przeróżne zbiory książek, ale nic ciekawego tam nie znalazł. Dopiero kiedy przeszedł na drugi kraniec antykwariatu, zauważył to zakamuflowane przejście i postanowił poinformować o tym Robin. Usłyszał, że coś mu tam odkrzykuje, ale już wszedł w głąb wnęki. W środku graciarni było czuć unoszący się w powietrzu kurz (pewnie wprowadził go w ruch, kiedy zrzucał ten koc z przejścia) oraz charakterystyczny zapach starego pergaminu. Miał wrażenie, że graciarnia jest sporą kryjówką, kiedy się w niej znalazł, ale jego uwagę przykuła wielka szafa, która była jedynym meblem w środku. Reszta to były zwykłe śmieci, niewarte uwagi i zapewne tylko wrzucane do tej skrytki machinalnie. Ruszył więc ku szafie i chwycił za rączki, aby ją otworzyć. W twarz buchnęła mu kolejna porcja kurzu, zmieszana jakby z silnym podmuchem wiatru (?), co sprawiło, że lekko zachwiał się na nogach i z przymkniętymi powiekami, zakaszlał. Przetarł twarz dłonią i kiedy kilka chwil później otworzył oczy już miał zamykać drzwiczki szafy, kiedy zdał sobie sprawę, że ściany wprowadzone w ruch, zaczynają się do niego zbliżać. Podłoga zaczęła się trząść, jakby za moment miała go zmiażdżyć, zresztą tak samo jak wszystko wokoło, co zaczęło niebezpiecznie zbliżać się w jego kierunku. Zamarł z różdżką w ręku, bo strach sparaliżował nie tylko jego ciało, ale też umysł, który nie był w stanie zrobić czegokolwiek. Pomieszczenie z sekundy na sekundę zaczęło się zmniejszać, a on czuł przeraźliwy ucisk w klatce piersiowej, który palił go od środka. Był w pułapce, za chwilę zginie. Ten pokój go zmiażdży... Nie było ucieczki. Wtedy przypomniał sobie o dziewczynie, która z nim tutaj przyszła i skupił się na tym, aby wydobyć z siebie donośny ton, aby ją zawołać. - Roooobin!
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Jeden raz ponad ten przy łazienkach, postanowiła zwierzyć się Hunterowi z problemu. Nie skończyło się to najlepiej. Bo w następnej kolejności, pod wpływem alkoholu całowała się z nim namiętnie, aby wylądować z nim w łóżku. Jeśli to nie było wystarczającym dowodem na to, że chyba jednak powinna odpuścić sobie podobne działania, to już sama nie wiedziała, co innego mogłoby go stanowić. Podobnież przyjaźń damsko-męska nie miała prawa istnieć. Nie wiedziała, czy faktycznie tak było. Dotychczas była przekonana, że to kwestia podejścia obu osób do tego. Uparcie wierzyła, że przecież zawsze wszystko da się wyjaśnić i naprostować. Naiwna, słodka idiotka... Jak widać, wszystko musiało trafić szlag. Ktoś się zakochał, ktoś tego nie uczynił. Ktoś powiedział za dużo, bądź za mało. Bezpieczniej było udawać, że wszystko jest w należytym porządku nawet jeśli nie było. Jak i teraz, kiedy przemierzali Dolinę w poszukiwaniu jakichkolwiek ciekawych i przydatnych jej przedmiotów. Gdyby tylko wiedziała, jakie naprawdę problemy atakowały zarówno Eskila jak i Huntera, to najpierw prawdopodobnie by ich zabiła, a potem wskrzesiła tylko po to, aby zabić śmiechem. Towarzyszyłaby jej w tym śmiechu ironia losu... Sytuacja zakrawała o absurd. A niewiedza stanowiła teraz błogosławieństwo. Prawdopodobnie dla całej trójki. Liczyła się z faktem, że jej chęć nauczenia się tak trudnej i przede wszystkim nielegalnej sztuki magicznej, mogła spotkać się z szeroko komentowaną krytyką. Dlatego nie mówiła o tym nikomu. Hunter był pierwszy, który się dowiedział. Jak widać, może i jemu nie powinna mówić. Oskarżenie, które skierował w jej stronę, choć po części prawdziwe, dalej pozostawało bolesnym. Nie mogła jednak pokazać po sobie, że być może Eskil niejako naprowadził ją na to, aby spróbowała tego rodzaju magii. Westchnęła głośno, na chwilę spuszczając swój wzrok na posadzkę. Kiedy jednak znów spojrzała w oczy Huntera, mógł zauważyć w nich zawziętość, której zazwyczaj tam nie było. Przynajmniej nie pod taką postacią. - Nie, Hunter. Nie robię tego po to, aby bronić się przed jego urokiem. Robię to dla siebie samej. I dlatego, że po prostu czuję, że muszę. Jesteś w stanie to zrozumieć? - w ostatnich jej słowach kryło się wyzwanie, którego nie zamierzała tam umieszczać. Jednak zmusił ją do tego niejako swoją bardzo bojową postawą. Nie zamierzała powiedzieć mu o tym, że przecież Eskil i tak zgodził się to na niej testować. Jakie to miało znacznie w kontekście prowadzonej przez nich rozmowy? No właśnie, w jej ocenie, żadne. Nawet nie zauważyła, jak szybko zniknął, zbyt zajęta przeglądaniem kolejnych tomów, które zalegały na podłodze. Nie był małym dzieckiem i czuła, że nie musiała bać się o to, że za chwilę zrobi sobie krzywdę. Co prawda, nie umiałaby mu za bardzo wtedy pomóc prócz odeskortowania w bezpieczniejsze miejsce. Może jednak zamiast hipnozy, powinna podciągnąć się w kwestii magii leczniczej? Może za jakiś czas... Sięgnęła po kolejną książkę, która od samego początku wyglądała nieco inaczej niż wszystko to, co do tej pory trafiło w jej dłonie. Mały, czarny wolumin nie posiadał żadnego tytułu, autora okładki. Nawet jednej literki na grzbiecie. Kompletnie nic. Otworzyła go na przypadkowej stronie, a kiedy zaczęła go dokładniej czytać, po prostu nie wierzyła w to, że szczęście mogłoby się tak względem niej uśmiechnąć. Zanurzyła się w lekturze i dopiero donośny krzyk Huntera przypomniał jej gdzie się znajdowali. Niemalże od razu porzuciła książkę byle gdzie i puściła się biegiem w stronę jego krzyku. Wyciągała różdżkę przed siebie, bojąc się tego, co zastanie. Hunter brzmiał, jakby obdzierano go żywcem ze skóry. Serce waliło jej jak oszalałe. Kiedy go zobaczyła, uznała, że chyba jeszcze nigdy nie widziała go tak przerażonego. Oczy wyszły jej niemalże z orbit, kiedy zobaczyła, że ściany pomieszczenia przysuwają się do nich. - HUNTER, rusz się! - oplotła swoimi rękoma jego własną i szarpnęła za rękaw jego kurtki, jakby w ten sposób próbowała przywołać go do porządku. Ledwie go poruszyła, kiedy zobaczyła, że ściany zatrzymały się w miejscu. Nie miała jednak czasu na to, aby kontemplować nad tym faktem. Bo nagle zobaczyła coś, przez co jej serce niemalże podeszło jej do gardła. Oddech ugrzązł z gardle, kiedy instynktownie schowała się za nim, cholernie mocno ściskając jego rękę. Nie, to nie mogła być prawda... Kurwa, wszystko, byle nie te tarantule, które zawzięcie kroczyły w ich stronę...
Gdy wspominał tamten wieczór pod pergolą, zawsze się uśmiechał. To nic, że upili się w cztery dupy, to nic, że gadali tam od rzeczy i to nic, że większości nie pamiętał. Po prostu świetnie się bawił. I był egoistą, więc nie obchodziło go to, że dziewczyna mogła mieć jakieś tam wyrzuty sumienia związane z tym, że spędziła z nim noc i ktoś mógł ją widzieć rano, kiedy od niego wychodziła. Niezależnie od tego co z nią robił, uwielbiał spędzać z nią czas. Nawet teraz, kiedy zaciągnęła go z niewiadomej przyczyny do wioski i odgrywała przed nim wielką tajemnicę, dopóki nie dowiedział się, że przyjdzie im szukać jakichś starych źródeł odnośnie hipnozy. Znał ją już na tyle, że wiedział doskonale, że jeśli już sobie coś postanowi i obierze cel, nie ma siły, żeby ją od tego pomysłu odciągnąć. Były pojedyncze przypadki, kiedy argumentacja wygrywała i jednak się wycofywała, używając rozumu w ocenie faktów, ale kiedy zobaczył pełną determinację z jej oczach, kiedy mówiła o zdolności, którą chciała posiąść - wiedział, że tu nic nie wskóra. Nie miał pewności skąd wzięło się to u niej (choć miał pewne przypuszczenia), ale zdawał sobie sprawę, tak jak i w przypadku pomysłu ze sztucznym wywołaniem harpii u Eskila, że jedyne co może w tej chwili zrobić, to pomóc jej i mieć ją poniekąd też na oku. Zdobywanie takich informacji na pewno nie polegało na wizycie w bibliotece miejskiej. I właśnie dlatego znajdowali się przed tym budynkiem. - Powiedzmy, że rozumiem... - mruknął w odpowiedzi na jej słowa, chociaż dalej nie do końca przekonany do tego pomysłu. Ale skoro tego chciała, pomoże jej. Poszedł by z nią, nawet gdyby oznajmiła, że chce pogłaskać pustnika... W starym antykwariacie były naprawdę pokaźne zbiory, jednak dużo z nich było poniszczonych i ledwie czytelnych. Kiedy wertował kartki kolejnego tomu, który rozlatywał się niemal w rękach, nie spodziewał się, że cokolwiek tutaj znajdą. Raczej był sceptycznie nastawiony do tego. Gdyby sam chciał nauczyć się hipnozy, w pewnością zacząłby od praktyki, bo to ona była najważniejsza, prawda? A nie jakieś stare, pożółkłe księgi... Ale najwidoczniej on nie miał tyle szczęścia co Robin, albo nie umiał szukać, bo kiedy dziewczyna natrafiła na interesującą ją pozycję, on otwierał szafę, z której uwolnił bogina, a chwilę później znieruchomiał z przerażenia kiedy doparły go objawy jego klaustrofobii. Jego krzyk rozległ się po całym pomieszczeniu, a on myślał wtedy tylko o tym, że jest w pułapce i za moment udusi się lub zostanie zmiażdżony przez ściany. Na szczęście znikąd pojawiła się Ślizgonka, która ciągnąc go za rękaw, nieco zwróciła jego uwagę w innym kierunku niż jego śmiertelny strach. I w tym momencie ściany zatrzymały się, a chłopak odetchnął z wyraźną ulgą. Jednak to nie był jeszcze koniec. Nagle ni stąd ni zowąd otoczyły ich wielkie pająki, a widząc reakcję Doppler na te włochate stworzenia, uświadomił sobie co jest grane. Że też o tym wcześniej nie pomyślał. Teraz, kiedy tarantule powoli ich okrążały, mógł unieść różdżkę i wypowiedzieć znajome zaklęcie, które po chwili zmieniło stado pająków w wielki, mięciutki dywan, który opadł przed ich nogami. Stworzenia zniknęły, ściany ani drgnęły, a dywan zaczął dygotać i po chwili zamienił się w pył, którego strumień wleciał z powrotem do szafy. Hunter zatrzasnął pewnym ruchem za nim drzwiczki i odetchnął. - Jebane boginy... - mruknął, czując jeszcze przyspieszoną akcję serca, spowodowaną atakiem fobii. Podszedł do Robin i objął ją ramionami, aby krótko ją przytulić i dodać otuchy po stawieniu czoła swojemu największemu strachowi. - Byłaś dzielna. - rzucił jeszcze, odsuwając się i posyłając jej pokrzepiający uśmiech.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Dla niej samej wspomnienie tamtego wieczoru również należało do bardzo miłych. Dobrze było tak po prostu odstresować się w jego towarzystwie, bez żadnych dziwnych sytuacji. Więc do czasu, kiedy te dziwne sytuacje nie wykiełkowały, to kompletnie nie miała nic przeciwko! Mogłaby nawet wyżłopać jeszcze więcej wina, następnie zapewne w majestatyczny sposób opróżnić zawartość własnego żołądka i mieć niesamowitego kaca następnego dnia. Tyle że z nie do końca wciąż jasnych dla niej przyczyn, postanowili pójść w zupełnie odmiennym kierunku. Czyli takim, który w swoim planie zakładał zarówno wiele pocałunków, jak i... każdy wiedział co. Zapewne gdyby nie ich stan upojenia tamtego dnia, zwieńczyli by ten wieczór seksem, a tak to spali tylko obok siebie, nie ze sobą. Niemniej, chyba nie było takiej sytuacji, gdzie żałowałaby, że spędziła z Hunterem czas. Nawet kiedy obudziła się w jego łóżku, to gdy już wszystko się poukładało, mogła się z tego faktu śmiać. Ludzie mówili, że przyjaźń damsko-męska nie istniała. Patrząc na relację jej i Huntera, Robin śmiała w to stwierdzenie wątpić. Cieszyła się, kiedy zrozumiała, że prędzej jej pomoże, niż będzie odwodził od założonego celu. Nie była pewna, w którym dokładnie momencie uderzyła w nią ta świadomość, ale była bardzo ważna. Zrozumiała, że nawet najbardziej popieprzone pomysły będzie miała z kim realizować. Uwierzyła w to, że z Hunterem mogłaby hipogryfy kraść i szło by im to zajebiście. Poza tym, to też nie było tak, że podejmowała się działań z góry skazanych na porażkę. Owszem, była uparta w dążeniu do celu, ale przecież była też realistką. Zwyczajnie wiedziała, kiedy odpuścić, bądź w ogóle nie podejmować się tematu. No, zazwyczaj to wiedziała... Odetchnęła z wyraźną ulgą, słysząc jego słowa. Zniknął ucisk, którego nawet nie była świadoma, że istnieje. - Dzięki, Hunter...- pozwoliła sobie na delikatny uśmiech, kiedy dotarło do niej, że mimo wszystko, że ponownie chciała podjąć się zadania nierealnego do wykonania, spotkała się ze zrozumieniem. Minimalnym, ale w tym momencie kompletnie wystarczającym aby poczuć, że nie była sama. Robin wyszła z założenia, że aby zacząć zajęcia praktyczne, należało zapoznać się z teorią. A na temat teoretycznych zagadnień powiązanych z hipnozą, nie wiedziała nic. Błądziła po omacku, próbując wysnuć jakieś własne wnioski. A szło jej to wręcz fatalnie. Nie wiedziała, skąd bierze się siła, która naciska na cudzy umysł. Nie miała pojęcia, jak ją wywołać, bądź gdzie znaleźć. Więc musiała rozpocząć swoją pracę od dokładnego zapoznania się z tematem. Zresztą, jak zwykle przecież. Minimalne dziennikarskie doświadczenia nauczyły ją, że najważniejsze to odpowiednie podejście do tematu. Dokładne zbadanie wszystkich możliwych źródeł. Upewnienie się, że to jest coś naprawdę dobrego i ważnego, z każdej strony. A dopiero potem przychodził czas na praktykowanie i sprawdzanie, czy źródła kłamały czy jednak zawierały w sobie choćby ziarno prawdy. Właśnie dlatego postawiła w pierwszej kolejności na to miejsce. Miejsce, które aż ziało od czarnej magii z każdej strony. Gdzie jak nie tutaj należało rozpocząć swoje poszukiwania? Może w nieco bardziej bezpiecznym miejscu? Tak, to byłby dobry pomysł. Niestety, Robin go zignorowała. I teraz należało zmierzyć się z konsekwencjami swoich działań. Ściany wokół nich zatrzymały się, niemniej strach ją sparaliżował, kiedy zobaczyła tarantule wychodzące znikąd. Zapiszczała coś kompletnie niezrozumiałego pod nosem, nie zdolna do tego, aby zrobić cokolwiek. Ściskała kurczowo ramię Huntera, wpatrując się rozszerzonymi ze strachu źrenicami w te paskudne pająki. Oddychała bardzo szybko. Nawet nie rejestrowała tego, co robił Hunter. Ot, nagle pająki zamieniły się w pluszowy dywan, ale to nie oznaczało, że za chwilę nie pojawią się kolejne. Uparcie nie chciała puścić jego ramienia, bo chyba nawet nie była zdolna do tego, aby rozluźnić swój uścisk. Dopiero kiedy ją objął i usłyszała jego słowa, rozluźniła się w minimalnym stopniu. Serce dalej waliło jej jak oszalałe, ale w jego ramionach czuła się jakoś tak bezpieczniej. Pomimo faktu, że to ona jeszcze kilka chwil temu musiała ratować jego... - Ta, dzielna... mało tutaj nie padła ma zawał - powiedziała w końcu bardzo cichym głosem, rozluźniając się nieco bardziej. Kompletnie w tamtym momencie zapomniała o tym, gdzie są i po co tutaj przyszli. Pająki bardzo mocno wypłoszyły jakiekolwiek inne myśli z jej głowy.
Dla niego też przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną istniała. Miał kilka przyjaciółek, z którymi łączyła go tylko i wyłącznie ta więź. Dlatego właśnie wierzył, że nie każda taka relacja musi kończyć się romansem; bo miał na to świetne przykłady. Z Robin jednak było trochę inaczej, bo jak Irvette czy Freddie nie traktował jak dziewczyny, które mogły mu się podobać (co nie równało się z tym, że nie uznawał je za atrakcyjne), tak z Doppler miał problem. Bo jednak zbliżył się już do niej na tyle, aby poczuć przyspieszone bicie serca, w momencie kiedy znajdowała się obok. Wyraźnie mu się podobała, a przez to, że znali się bardzo dobrze i czuli swobodnie w swoim towarzystwie, miał wrażenie, że staje się dla niego jeszcze ważniejsza niż dotychczas. Prawda była taka, że od jakiegoś czasu oboje mogli na siebie liczyć w każdej sytuacji. Był tego pewien, kiedy razem weszli w to bagno z harpią i jest tego pewien do teraz. I to chyba jedna z nielicznych relacji, w których Hunter odnajdywał się we współdziałaniu z kimś. Nie lubił tego, jednak z Robin wychodziło to tak naturalnie. Ona dawała coś od siebie, on także. I w tym widział sens. Wiedział, że może na niej polegać, więc nie bał się jej zaufać. W innych przypadkach zwyczajnie wahał się to zrobić. Wolał robić coś sam, aby mieć pewność. Ale Ślizgonka wydawała mu się podobna do niego, czego nigdy chyba nie przyzna... Tylko, że to nie on w tej chwili wpadł na pomysł nauki hipnozy. Owszem, uważał, że to będzie droga pod górkę, pokryta ostrymi skałami, ale skoro dziewczyna się uparła, a on już tutaj był... Trzeba było działać. Dlatego znajdując się już w starym anrykwariacie, po przeglądnięciu kilku książek wpadł do graciarni, która skrywała w szafie ich zmorę. Chyba nikt nie lubił spotkania z własnym bogiem. To zawsze było przerażające przeżycie, zwłaszcza, kiedy było się z nim sam na sam, bez możliwości ucieczki, kiedy strach paraliżował człowieka od stóp do głów. I Hunter właśnie tak się czuł, stojąc w pomieszczeniu, które zaczęło się kompresować. Jego lęk przed ciasnymi pomieszczeniami był co prawda dosyć lekki i łapał go tylko wtedy, kiedy znajdował się w naprawdę małym pokoju i kiedy był zupełnie sam. I tak było w tym przypadku, do momentu, aż w graciarni nie pojawiła się Robin. Wtedy bogin się zmienił i Dear mógł dostrzec z czym ma do czynienia i zainterweniować. Dopiero wtedy, kiedy nie miał jego osobistej formy. Kiedy magiczna zjawa została z powrotem zamknięta w starej szafie, mogli oboje odetchnąć z ulgą, chociaż Ślizgon widział, że dziewczyna nadal jest blada i przestraszona. Cóż, wcale jej się nie dziwił, jeszcze przed paroma chwilami zapewne wyglądał tak samo. I właśnie dlatego, aby ją wesprzeć i pomóc jej się uspokoić zamknął ją na moment w swoich ramionach, przygarniając do siebie. - Ale dałaś radę. Stoisz tutaj, nie uciekłaś,, nie rozpłakałaś się, nie umarłaś - rzucił rozbawionym tonem, gładząc ją dłonią po plecach i próbując rozśmieszyć. - Jak prawdziwa dziennikarka, została do końca akcji, by czytelnicy mogli poznać finał - zdawał sobie sprawę, że robił w tej chwili z siebie debila oferując jej tak słabe teksty, ale robił to specjalnie, żeby mogła skupić się na tym, aby wypomnieć mu jak bardzo słabe teksty do niej rzuca. Każdy ma swoje sposoby na uspokojenie przejętej osoby. - Eh, tu kompletnie nic nie ma, oprócz tej przeklętej szafy z boginem, same śmieci... - jęknął, rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu, widząc jedynie pare kartonów. Nadal ją przytulał, aby doszła do siebie, jednak nie mógł nie skomentować swojej sromotnej porażki, jeśli chodziło o poszukiwania interesujących ją książek. - A Ty coś masz? - spytał po chwili, zerkając na nią, jakby z nadzieją, że ona bardziej się postarała. W końcu też wiedziała czego szukać, a on jakby nie patrzeć troche po omacku przeglądał te tomiszcza.