Osoby: Kendra M. Young & Bruno C. Satin Miejsce rozgrywki: śmiertelny nokturn Rok rozgrywki: 2015/01/27 Okoliczności: ta z tych ciemniejszych alejek na nokturnie i jeszcze ciemniejszy typ, który sprzedałby własną matkę za dwa knuty (i nie, to nie o bruno)
Pizgało. Tak mocno pizgało, że przestał czuć palce już przy trzecim buchu, ale nie poddawał się. Zaciągał się tylko mocniej, aby jak najkrócej musieć trzymać papierosa między palcami. Okoliczności przyrody były wręcz wyśmienite, idealne do spaceru który wieczorem postanowił sobie urządzić. Jakby ten dzień miał przynieść coś dobrego. Miał skręcić w uliczkę prowadzącą do jego kamienicy, ale po przeciwnej stronie mignął mu stary znajomy. Ostatnio przez niego stracił wyśmienitego klienta i więcej już nie trzeba tłumaczyć. Gdyby był sam olałby wszystko, aby znaleźć się już na przeklętym i zimnym strychu, który robił za jego mieszkanie. Nie zastanawiał się nad tym kto może być z tym kretynem, chodziło mu tylko o to, aby cokolwiek sprzedawał nie trafiło w ręce potencjalnego nabywcy. - Znów kogoś oszukujesz?! Nadal wisisz mi garść galeonów za zabawki, które okazały się zwykłym gównem - przywitał się łagodnie ze swoim ‘kolegom’. Nie ważne, że teraz łgał, najważniejsze aby spłoszyć mu klienta i samemu go przejąć. Stał za zakapturzoną osobą, więc nadal trudno mu było ocenić kto przed nim stoi. Błysnęło mu tylko przed oczami coś co z pewnością było kolejnym bublem starego - Zacznij starać się bardziej, bo z drugiego końca ulicy zauważyłem, że znów wciskasz jakiś szmelc. I zamknij się lepiej, bo skończysz jak ostatnio. Nie wiem komu zalazłeś za skórę, ale pracownicy ministerstwa wywlekający cię z nokturnu… zabawa przednia, szkoda tylko, że większość znam z opowieści - zaczął pierdolić jak potłuczony, nie chciał, aby stary czy jego klient zabrali jakichkolwiek podejrzeń co do niego. Na Nokturnie wszyscy krzyczeli, chodzili w kapturach i sprzedawali co tylko mogli, aby poczuć się lepiej. Kiedy stary rozeźlony ruszył w jego kierunku złapał osobę, która stała przed nim za rękę i razem z nią teleportował się dwie uliczki dalej, w miejsce osłonięte przed wścibskimi spojrzeniami przechodniów. - Stary sprzedaje gówno, a ty w ogóle nie masz oka do rzeczy - stanął tak, aby uniemożliwić ewentualne wyminięcie siebie, i wciąż trzymał za rękę… no nadal nie wiedział kogo, więc zirytowany ściągnął tej osobie kaptur. Wciągnął mocniej powietrze, bo nie stawiał na dziewczynę, która nadal miała nie więcej niż naście lat. To mu się dopiero trafiło. Uśmiechnął do siebie i mocniej tylko naciągnął kaptur na głowę. - Miejsce dla takich dzieci jest w szkole, nad książkami i ze szklanką mleka w dłoni - zachrypiał, wciąż nie zmieniając pozycji w której stał - Załatwię Ci to samo, a dodatkowo skąpię w specjalnym eliksirze, aby zwiększyć moc tego gówna. Chociaż nadal się zastanawiam czy nie pomyliłaś zabawek…
Poprosiła dziś Irmę by została dłużej. Nie miała z kim zostawić Beanie, a musiała wyjść. Chciała wyjść. Miała już dosyć. Dosyć wszystkiego. Spierdoliła sobie życie jak tylko najlepiej potrafiła i nic nie wskazywało na to by cokolwiek miało się zmienić na lepsze. Nadziei na to, że Madness wróci nie miała żadnej. Przynajmniej tak sobie wmawiała. Niezliczone godziny zastanawiała się, czy chce wymazać go ze swojego życia, czy to co zamierza zrobić jest dobrą decyzją. Tyle samo razy odpowiedź brzmiała nie. Nie chciała tego, nie mogła jednak dłużej tak żyć. Czy była cholernym tchórzem? Czy była cholernie słaba? Nawet jeśli? Chuj wszystkim do tego. To było jej życie i tylko ona mogła o nim decydować. Tak przynajmniej jej się zdawało, gdy wciąż jak mantrę powtarzała sobie, że to ona jest panem swojego losu. Wciąż i wciąż udowadniała wszystkim, że to ona panuje nad sytuacją. Nigdy jednak nie dopuściła do siebie myśli by nazwać to zwykłym szczęściem, fartem, że wszystko idzie tak jak ona chce i wszyscy tańczą jak im zagra. Przecież teraz nikt nie tańczył. Wkraczając na główną ulicę Śmiertelnego Nokturnu założyła na głowę kaptur, by uniknąć podejrzanych spojrzeń. Przed Szatańską Pożogą pojawiła się o umówionej porze. Handlarza jeszcze nie było. Nie minęło jednak pięć sekund od jej przyjścia, gdy za plecami młodej Young odezwał się zachrypnięty głos. Odwróciła się automatycznie i zobaczyła niewiele od niej wyższego mężczyznę z brodą, któremu część twarzy przysłaniał kaptur. Widocznie taka moda na tej zacnej ulicy. Po chwili jednak zsunął go by odsłonić ogoloną głowę, zapadnięte policzki z mocnymi cieniami pod oczami, jakby nie spał z trzy noce lub wolał wziąć coś mocniejszego i to w niemałych ilościach. Zdążył tylko wyciągnąć niewielkie zawiniątko w którym znajdowały się zapewne zmieniacz czasu i kadzidło trwogi. Kendrę nie obchodziło skąd on to wziął, czy ukradł, kupił, a nawet czy wystrugał w drewnie. Dla niej liczyło się tylko to ile kosztuje i czy będzie działało. Transakcja jednak została przerwana, ponieważ przypałętał się nie wiadomo skąd jakiś wścibski głupi ktoś. Kendra nie zdążyła zarejestrować co się właśnie wydarzyło, ale krótka wymiana zdań między dwoma stałymi bywalcami Śmiertelnego Nokturnu i szybka teleportacja w nieznaną jej uliczkę tak wypędziły ją z równowagi, że przez chwilę nie reagowała. Stała i słuchała wywodu nieznajomego, po chwili jednak doszła do siebie i wkurwiła się niemiłosiernie, że jej cel nie został osiągnięty. Zmrużyła oczy i nie zastanawiała się już ani sekundy dłużej, tylko wyciągnęła różdżkę odskoczyła od niego i wycelowała jej czubkiem prosto w chłopaka. - Nie powinno Cię interesować po co i dlaczego tu jestem, ani także ile mam lat. Jasne? Teraz już lepiej idź przeproś tamtego gościa i załatw mi to co chciałam, bo mam bardzo zły dzień od jakichś kilku miesięcy.. - machnęła pewnie różdżką w stronę wyjścia z ciemnego zaułka. W środku jednak cała dygotała, bo nie wiedziała co to za typ i po cholerę się wtrącał. Prosiła w duchu Merlina, by nie było tego jakichś większych problemów. Zanim jednak zdążył się ruszyć powiedział coś co ją zaintrygowało. - Skąd ta hojność? Skąd mam wiedzieć, że to właśnie Ty nie chcesz mi wcisnąć, jak to mówisz, gówna? - zawahała się, ale nie opuściła różdżki. Tak było lepiej. Czuła się choć odrobinę pewniej.
Nie sięgał po swoją różdżkę, nie dlatego, że i tak na niewiele by mu się teraz zdała. Uważał, że nie jest mu potrzebna, nie raz i nie dwa wpakowywał się w podobne sytuacje. A dziewczyna nie wyglądała mu na mocnego przeciwnika. Oceniał po wyglądzie i nie było mu z tym źle. Zawsze rozwalało go gadka w stylu ‘tak nie można’ albo ‘jak ty byś się poczuł na miejscu tych ludzi’. Ocenianie po wyglądzie było jedną z tych rzeczy, którą uważał, że trzeba było robić. Istniało wiele metod na zmienienie wyglądu, a na śmiertelnym nokturnie mało kto spacerował pod swoją postacią, ale i tak się tym nie przejmował. Trącił jej rękę, a kiedy nadal jej nie opuściła tylko prychnął. - Dzieciaku odłóż to, bo jeszcze sobie oko wydłubiesz i twoja słodka buźka przestanie wyglądać tak ładnie - nie pierwszy raz ktoś w niego celował. Nie pierwszy raz prowokował do tego, aby oberwać jakimś zaklęciem, jednak po tej dziecinie nie spodziewał się spektakularnych zdolności. Jakaś drętwota, może coś więcej, ale nic takiego przez co później musiałby szukać pomocy u uzdrowiciela. Co by się nie działo i tak nie korzystał z ich pomocy, mieli tendencję do zadawania dużej ilości niepotrzebnych pytań i prawienia morałów, a Bruno już dawno wyrósł z tego typu gadek. Na kolejne słowa tylko się zaśmiał, bo tak… już biegł do starego, aby go przeprosić - A co? Nauczyciel wróżbiarstwa się na ciebie uwziął czy może koleżanka odebrała chłopaka? - kpił, bo nie mógł się powstrzymać. Nie chciał usłyszeć żadnej odpowiedzi, ale to było oczywiste. Nie obchodziło go w najmniejszym stopniu jej samopoczucie, a już na pewno nie chciał o tym słuchać. Rzadko analizował swoje posunięcia i myślał nad tym co robi. Teraz to można było doskonale zaobserwować. Znalezienie się z nią w ciemnej alejce nie miało na celu niczego więcej, poza wkurwieniem starego. Sama myśl o tym, że teraz przeklina go do sześciu pokoleń wstecz dawała mu dziwną satysfakcję. Tak naprawdę nie chciał jej dawać niczego, a jego hojność objawiła się tylko dlatego, że nie okazała się małym i łysym typem, który odstraszał aparycją. Ona przyciągała wzrok, więc dlaczego miał sobie odmówić popatrzenie na nią jeszcze chwilę? - Nie masz pewności, jak to niektórzy mówią kto nie ryzykuje nie pije szampana - zawsze bawiły go tego typu gadki, ale nie oznaczało to, że sobie ich odmawiał. Niech ma i niech myśli, że za tym słowami kryje się jakaś magia. Zrobił krok w jej kierunku świadome zatrzymując się kiedy różdżka boleśnie wbiła mu się w policzek, ale tym samym zmniejszając dystans. Nie obchodziło go po co jej akurat takie fanty, swoją drogą trudne do zdobycia, ale dla niego nie było rzeczy niemożliwych do zdobycia - Trzeba dbać o ładne dziewczynki, które w zamian mogą zapłacić nie tylko galeonami - zaśmiał się mało przyjemnie nie pozostawiając jej zbyt dużego pola do popisu jeżeli chodziło o interpretacje słów. Jednocześnie złapał ją za nadgarstek wykręcając go i zmuszając go tego, aby stanęła do niego tyłem - Wątpię abyś była dziewicą, szkoda, bo potrzebuję niewinnej krwi - wychrypiał jej do ucha i omiótł oddechem kawałek policzka.