Osoby: Alexis Sky, Joshua Mistaen Miejsce rozgrywki: Hogs Cafe Rok rozgrywki: 2015, jakoś na przełomie września i października. Okoliczności: Co tu dużo mówić? Joshua wystawił ogłoszenie o poszukiwaniu barmana i ktoś postanowił się zgłosić..
Alexis skończyła szkołę. I choć nie chciała tego przyznać bała się tego momentu najbardziej w świecie. Hogwart był dla niej jak dom. Tam sobie radziła, miała już wszystko ustawione i opanowane. Wyruszenie poza mury znajomej szkoły może nie tyle co ją przerażało, czy było raczej dokuczliwą koniecznością. To nie tak, że nie potrafiła o siebie zadbać. Od dawna mieszkała sama i na siebie zarabiała. Bardziej chodziło o fakt znalezienia życiowej ścieżki. Zaplanowania sobie przyszłości. A planowanie czegokolwiek ją przerażało. Wolała żyć z minuty na minutę i nie planować, ani nie zakładać, żeby się potem nie rozczarować. Etap pracy w Bazyliszku był już za nią. Choć gdyby wiedziała jak sprawy potoczą się w Felix Felicis pewnie zostałaby tam, gdzie była. Niestety nie można wszystkie przewidzieć, a ona zaczynała czuć monotonnie wskakującą w jej życie, co było wręcz niedopuszczalne. Ogłoszenie w Hogs Cafe było jakąś alternatywą którą postanowiła sprawdzić. Weszła do lokalu kompletnie ignorując karteczkę o przerwie obiadowej. Drzwi zamknęły się za nią robiąc trochę hałasu. Złapała się pod biodra i rozejrzała po lokalu. Dostrzegła tylko blondyna i szybko doszła do wniosku, że musi być właścicielem. Podeszła więc do niego, zaczynając zanim zdołał się w ogóle odezwać. -Jestem jedynym co potrzebujesz. - odpowiedziała uśmiechając się lekko, a może raczej lubieżnie do blondyna. Zawsze taka była, bezpośrednia i nie owijająca w bawełnę. Usiadła na jednym z krzeseł, a swoje nogi zarzuciła na kolana właściciela uśmiechając się do niego. Pochyliła się wyciągnęła z dłoni swojego prawie szefa papierosa. Zaciągnęła się, skiepowała, wręczyła mu własność z powrotem. Ściągnęła z niego nogi a łokcie oparła na stole. Splotła dłonie i podparła na nich brodę. Zmierzyła go spojrzeniem unosząc lekko kącik ust. -Poza tym, nic tak nie przyciąga jak ładna buzia i cycki. - dodała łapiąc się za swoje i unosząc je dla zaakcentowania swoich słów. Znała swoją wartość i cenę. Wiedziała też jak funkcjonuje większość facetów. Jeśli komuś nie podobał się jej sposób bycia. Trudno.
Wspaniale nudny i mało ambitny dzień przed nim. Czemuż się było dziwić, zaczął się rok szkolny i większość uczniów, czy studentów Hogwartu tak na dobrą sprawę wpadała tu dopiero wieczorem, albo popołudniem, z rana czy około południa natomiast większymi grupami w weekendy. A że mieliśmy środę, to ciężko było o ruch. Mimo tego Hogs Cafe zawsze witało spragnionych rozmowy, czy ciepłej porcji kofeiny, gości. Za wyjątkiem tych trzydziestu minut, kiedy to Jezus miał przerwę obiadową. W zasadzie nie zjadał obiadu w pracy, ale to był ten czas dla niego, kiedy nikt nie mógł go o nic oskarżyć, kiedy mógł w spokoju zamknąć kawiarnię by lecieć załatwić własne sprawy, zazwyczaj jednak aby w spokoju usiąść, zapalić papierosa bez żadnej spinki, że nagle wpadnie gość i wszystko będzie wyglądać wysoce nieprofesjonalnie. Przerwa ta trwała właśnie w najlepsze. Mistaen w spokoju oddawał się nikotynizacji, gdy nagle drzwi trzasnęły wydając z siebie charakterystyczne trzaski. Odruchowo popatrzył w tamtą stronę i zobaczył jakąś dość urodziwą dziewczynę, najwyraźniej doskonale wiedzącą gdzie jest. Choć może nie do końca zdającą sobie sprawę z tego, jak cel jej podróży wyglądał. Zanim jednak zdążył wydobyć z siebie choćby sylabę, dźwięk, jeden najmniejszy artykułowany dźwięk, ta dość szybko wyjaśniła mu o co chodziło. Jedyne czego potrzebował? Na bogów o co jej… aha. Szybko połapał się w jakiej sprawie mogła go ta panna odwiedzić. Uśmiechnął delikatnie, widząc jak śmiało sobie z nim poczyna, biorąc pod uwagę fakt, że tak w sumie to nawet go nie zna. Niespotykana od dawna pewność siebie biła od tej nieznanej osóbki, co bardzo podobało się Joshowi. Wiedziała czego chce, tak więc pozostawało pytanie, czy on na pewno wiedział? Zdawało się, że tak. Mimo tego z uśmiechem, udawaną niewiadomą przybraną na twarzy i domieszką rozkosznego dreszczu przyglądał się wszystkim manipulacjom dziewczyny. - Cycki i ładna buzia…. – powtórzył za nią. W sumie miała racje. To prosty marketing. Zatrudnij przystojnego barmana i ładną barmankę. Obie płcie będą usatysfakcjonowane, zaczną Cię odwiedzać. Choćby nawet z ich prób flirtu czy podrywu nic nie wyszło, zawsze zostawią trochę sykli za kawę, czy herbatę. Miała racje, jednak czy aby na pewno? – Sądzisz, że tym zarabia to miejsce? Cyckami i ładną buzią? – spytał, zaciągając się. – Nie zrozum mnie źle, ale to nie teatr, tylko porządna knajpa. I oprócz nienagannego wyglądu, higieny osobistej i kultury wymagam też nienagannego serwisu. – rzekł fachowo, uśmiechając się. Z niejasnych przyczyn, miał dziwne wrażenie, że ta osóbka serio mogłaby mu pomóc. Z tych samych niejasnych przyczyn, wiedział, że wystarczy tylko wpuścić ją do środka, za bar by zaraz udowodniła mu swoją wartość. Na to jednak przyjdzie czas. – Poza tym, nie potrzebuje tylko ładnej buzi i cycków. Bądź, co bądź przystojny penisowaty też by się przydał na asortymencie, to znaczy drugi tak urodziwy, jak ja. Nie sądzisz? – zapytał rozbawiony tym pytaniem. Ciekaw był jej odpowiedzi. Twierdząca, czy może niekoniecznie? Pocisną we dwoje? Czy może troje? O ile tu zostanie rzecz jasna..
Musiała coś z sobą zrobić. Pewnie, siedzenie na tyłku picie i okazjonalny seks bez zobowiązań, to całkiem niezła recepta na spędzanie czasu, ale po tygodniu Alexis czuła, że brakowało jej celu. Nie to, żeby miał jej sie kiedyś znudzić seks, czy konkretne obijanie się, ale musiała mieć coś do roboty i jakoś zarobić na swoje utrzymanie. Dobrze latała, ale potrzebowała jeszcze trochę czasu na doszkolenie się, zanim spróbuje swoich sił w drużynie. Praca za barem była więc czymś, co właściwie od razu nasunęło jej się na myśl. Pracowała kilka lat w Bazyliszku, a potem jako muzyko barman w Felix Felcis. Jasne, pewnie mogła wrócić do jednego z tych lokali. Diego przyjąłby ją z otwartymi ramionami. Jednak jednego czego Alexis nienawidziła od nic nie robienia była monotonia. Znała klientów Bazyliszka już na pamięć więc praca tam stawała się rutyną która nie przynosiła żadnych wrażeń. Może właśnie dlatego zdecydowała się spróbować właśnie tutaj. Wysłuchała z lekkim uśmiech tego, co ma do powiedzenia siedzący przy stoliku chłopak. Wywróciła też w międzyczasie oczami i nawet nie starała się tego ukryć. Nie tak wyglądałoby jej zachowanie, gdyby nie znała się na tym. Gdyby jej doświadczenie było bliskie zera przyznałaby to już na samym początku. Nie prosiłaby o danie szansy, pokazałaby tylko, że inwestycja w nią jest opłacalna. Zaś na jego pytanie tylko uśmiechnęła się wymownie a iskierki rozbłysły w jej spojrzeniu. -Zarabia się produktem. - odpowiedziała jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Bo w sumie właśnie tak było. - Ale to tak jak z prezentami. Dobry prezent w ładnym opakowaniu cieszy bardziej, niż dobry prezent zawinięty w brązowy papier, czyż nie? Zapytała na koniec uśmiechając się i przygryzając lekko dolną wargę. Uniosła dłoń i zaczesała włosy z lewe ucho, po czym spojrzała na swojego towarzysza nie dodając już nic więcej.
No tak, każdy kiedyś musi wziąć życie w swoje ręce, choć na chwilę by ogarnąć co trzeba. Potem można wrócić do stanu początkowego, jednakże dopiero gdy wszystko ułoży się tak, jak powinno. Ona akurat potrzebowała pracy. Mogłaby iść do Diego? Skoro tak sądzi. Tym bardziej mu miło, że postanowiła akurat u niego szukać zajęcia, jak i zarobku. A trzeba powiedzieć, patrząc na jej dotychczasowe poczynania w tym miejscu, że nie tylko szukała, ale i znalazła. Zdecydowanie. Zarabia się produktem. Mistaen jedynie uśmiechnął się na te słowa. Miała dużo racji, a prezentowany tok myślenia zdecydowanie przypadł Jezusowi do gustu. Oby tak dalej panno..? Ach, no tak. Nie przedstawili się sobie. Nie szkodzi, na takie rzeczy przyjdzie jeszcze czas. Póki co mogłaby kontynuować swój wywód. Co z resztą zrobiła. Dobry prezent w papierze.. – Choć czasem prezent jest tak dobry, że nie warto go w nic pakować.. – pozwolił sobie spojrzeć jej w oczy. Wymownie się przy tym uśmiechnął. Z lekką zadziornością w spojrzeniu patrzył na nią przez dłuższą chwilę nieporuszony, aż w końcu wyciągnął samego siebie z tej zastygłej pozy. Ponowny uśmiech. - Wiem już, że jesteś pewna siebie. Że jesteś jedynym czego potrzebuje. Że potrafisz zarobić na siebie i ten lokal.. – mógłby tak jeszcze wymieniać, ale po co? Komplementowanie jej urody i wdzięku chyba nie było jego zadaniem, prawda? Od tego będą goście, którzy postanowią tutaj zawitać. Inna sprawa, mógłby powtarzać słowa poprzedników, tego nie bardzo chciał. Zostawmy tę przyjemność śliniącym się samcom, co…? – Nie wiem tylko jak masz na imię? I jak Ci się podoba ten lokal? I czy mogłabyś przyrządzić mi popisowego drinka? No i kawę oczywiście? – spytał, wskazując glową na bar. Niech się wykaże. A co tam. – Ale zanim to.. – dodał nagle, sięgając do kieszeni. – Reflektujesz? – wyciągnął z niej paczkę i wycelował w jej kierunku. Może się poczęstuje, lepiej zdecydowała się teraz, bo za bar z papierosem na pewno jej nie wpuści.
Alexis już dawno miała życie w swoich rękach. I cieszyła się z tego. Życie nie było dla niej łaskawe, ale to tylko sprawiło, że była silniejsza. Umiała więcej i wiedziała więcej o świecie niż nie jeden osobnik w jej wieku, który nadal mieszkał z rodzicami, nadal trzymając się matczynej spódnicy. Brakowało jej miłości rodziców, choć nigdy tego nie przyznała i nigdy tego nie pokazało. Ale prowadziwych rodziców, nie takich jak Frank, który tylko chciał ją wykorzystać i to w najgorszy z możliwych sposobów. Lexi miała gadane i wiedziała jakich słów użyć i jak człowieka podejść. Była sprytna i była dobrą obserwatorką a praca w barach tylko potęgowała jej doświadczenie i pozwalała sprawdzać je w praktyce. -Na moje szczęście drinki i kawy jeszcze nie potrafią się magicznie same robić. - odpowiedziała mu uśmiechając się lekko. Doskonale wiedziała, że w tym konkretnym momencie chłopak nie mówił o napojach. Ale na wszystko przyjdzie czas, prawda? Lexi doskonale wiedziała, że prędzej, czy później wylądują w łóżku. Był przystojny i dobrze jej się z nim rozmawiało, nie mogło więc być inaczej. Uśmiechnęła się szerzej, gdy skomplementował ją i zacytował jej słowa. Była pewna siebie, była tym czego potrzebuje i potrafła zarobić na siebie i lokal. Sama prawda. -Alexis. - przedstawiła się w końcu. Może się komuś wydawać dziwnym, że jej imię padło tak późno, zważywszy na fakt, że jakby nie patrzeć, jest to rozmowa o pracę. Ale hej! Przynajmniej nie przebiega ona tak nudno i statycznie jak wszystkie inne, czyż nie? Wzięła papierosa i rozejrzała się po pomieszczeniu uważniej. Nie była ani znawcą sztuki, ani znawcą wnętrz, więc całość określiłaby po prostu słowem ładnie. -Będę się tu dobrze komponować. - odpowiedziała zaciągając się szlugiem.