Ratusz w Dolinie Godryka umiejscowiony jest za pomnikiem wojennym (pomnikiem Potterów) i wyróżnia się na tle innych budynków jedynie wysokością. Wieża z zegarem nieznacznie góruje nad wioską i to właśnie z niej rozciąga się najlepszy widok na Dolinę. Poza dachami domów i sklepów można dostrzec także okolice - park, most i rzekę, łąki oraz pastwiska, a nawet odległy, zniszczony młyn, który lata świetności ma już dawno za sobą. W ratuszu podejmowane są najważniejsze decyzje dotyczące wioski.
Autor
Wiadomość
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Oparł dłoń o brodę, przez chwilę wyglądając jak Myśliciel Augusta Rodina, jednak już po chwili przesunął pięść na policzek, przechylając głowę w stronę siedzącej obok Elaine. Zawsze była dla niego taka miła, a zwłaszcza w tej chwili nie potrafił zrozumieć czym sobie na to zasłużył. Tak samo nie potrafił pojąć dlaczego Mattowi zaczęło na nim zależeć, skoro wcale się o to nie starał. - Nie rozumiem czemu ktokolwiek mnie wybrał - powiedział, próbując trzymać się tematu prefektowania, a jednocześnie pod jego przykrywką móc głośno wyrazić to, co go teraz tak dręczyło. - Niezależnie od tego jak bardzo się staram, to i tak muszę coś spie... - urwał, nie chcąc przeklinać przy Krukonce, po czym dokończył niezbyt pospiesznie, nie chcąc aby jego nierówny oddech odebrał mu mowę: - zepsuć. Pokiwał ze zrozumieniem głową, zupełnie nie będąc zaskoczonym, że Elaine nie pali. Zdecydowanie zaszokowałoby go dopiero to, jakby nagle wyciągnęła paczkę Voldemortków, proponując mu jednego. Nie było od niej czuć papierosów - ani tych mugolskich, ani magicznych. Prawdopodobnie gdyby jednak coś takiego by się wydarzyło, to odruchowo zganiłby ją, że to szkodzi zdrowiu i urodzie. Ot, taki mały hipokryta. Ulżyło mu, słysząc, że jednak nie miała zamiaru iść tak zupełnie sama, odruchowo zastanawiając się o którego z kuzynów może chodzić. Dopiero słysząc imię Gabriela zdusił w sobie jęknięcie, przez za musiał zakaszleć boleśnie, tłumiąc dźwięki dłonią, aby nie zagłuszyć Elaine mówiącej do patronusa. Dlaczego z nim została? Naprawdę wyglądał tak żałośnie, jak się czuł? Chciałby jej powiedzieć, że nie musi, że może wracać do domu, a jednak nie potrafił tego z siebie wydusić. Był wdzięczny, że przy nim została, bo sama jej obecność uspokajała go stopniowo, chociaż nawet nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. - Bardzo ładny - skomentował uciekającego w mrok flaminga, starając się odgonić myśli, że musiał naprawdę popełnić w życiu zbyt wiele błędów, jeżeli nie jest w stanie przeprowadzić żadnej rozmowy, w której nie padnie imię kogoś, kogo przynajmniej podrywał. Zamiast założyć ręce w charakterystycznym dla siebie geście, objął się ramionami, jakby było mu zimno, chociaż przez rozgrzewający jego ciało alkohol, nie odczuwał wcale chłodu. - A wiesz, że to bardzo często słyszę? - mruknął, wyginając usta w dół, w bardzo nietypowym dla siebie uśmiechu. - Że źle wyglądam - doprecyzował, sam nie wiedząc dlaczego nagle zaczął zwracać na to uwagę. Tylko Matt wiecznie powtarzał mu coś odwrotnego, a jednak nie sprawiało mu to satysfakcji. Nie od niego chciał to usłyszeć. Milczał przez chwilę, marszcząc brwi i wpatrując się w miejsce między swoimi stopami. Nie mógł tak po prostu zignorować jej pytań i jednocześnie czuł, że naprawdę chce jej powiedzieć wszystko, wylać ten cały żal, zapytać się co powinien zrobić, jakby Elaine miała znać odpowiedź na wszystkie jego problemy i tylko czekała na hasło, aby je zdradzić. Chciał zrobić to wszystko, a jednak nie potrafił. Chciał spojrzeć w jej oczy, a zamiast tego pochylił się nieco do przodu, wbijając wzrok w dół. - Ja naprawdę chcę dobrze, Ela - zaczął cicho, ale musiał zrobić przerwę, żeby wymusić na sobie głębszy oddech. - A ciągle robię coś źle. Jakbym zawsze wybierał najgorszą możliwą ścieżkę- zacisnął palce mocniej na swoich ramionach, żeby powstrzymać się od gestu zasłonięcia dłońmi twarzy. - Jak mam zrobić, żeby tym razem się udało? - zapytał, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że w oderwaniu od kontekstu nie ma to żadnego sensu. Wciąż nie uspokoił myśli na tyle, by uświadomić sobie, że dziewczyna zupełnie nie wie o czym on mówi, a nawet jeżeli domyśli się, że skoro chodzi o niego, to zapewne chodzi o jakieś relacje miłosne, to i tak zapewne założy, że chodzi o Matta. W końcu to z nim paradował po Hogwarcie przez ostatni miesiąc, tylko myślami będąc przy kimś innym.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Wsunęła palce we włosy i oparła tak głowę czując, że spędzą tutaj trochę więcej czasu. Ignorowała obejmujące ją zimno, bowiem Skyler nie mógł być teraz sam. Cokolwiek mu dolegało, samotność nie była dobrym rozwiązaniem. Coś na ten temat wiedziała. - Wybrano cię ponieważ przykładasz się do nauki, jesteś pracowity, konsekwentny i odpowiedzialny. Bez tego nie wzięto by cię pod uwagę, a skoro nosisz odznakę to odpowiedź jest jasna. Spełniasz te wymagania, słońce. - posłała mu pierwszy, delikatny uśmiech, aby choć trochę rozwiać jego wątpliwości. Nie miała pojęcia skąd się one wzięły albo kto je wywołał, jednak rozdrabnianie swoich wad czy porażek nie przyniesie niczego dobrego. Być może była w tej kwestii lekką hipokrytką, jednak próbowała się dostosować do własnych porad rozdawanych przyjaciołom. Nie wiedziała niestety do czego odnosi się jego druga część wypowiedzi - co zepsuł? - zatem nie potrafiła tego skomentować. Zamieniła się zatem w słuchacza, bowiem ewidentnie tego potrzebował. Serce jej ściskało się boleśnie na myśl, że jej ulubiony Puchon siedzi w ciemnościach przygnębiony. Wyczuła od niego zapach alkoholu, co skomentowała poprzez zmarszczenie nosa. Rozumiała doskonale potrzebę napicia się czegoś mocniejszego raz na jakiś czas, wszak nie była święta i potrafiła upić się w mieszkaniu Emily, dodając do wina czegoś ekstra... zatem nie będzie go karcić ani wypominać, że szwenda się po Dolinie Godryka w stanie upojenia alkoholowego. Nie zataczał się ani nie bełkotał niewyraźnie, więc nie była to sytuacja zdrowotnie alarmująca. Skinęła głową w podziękowaniu za komplement wysunięty w kierunku oddalającego się błękitnego flaminga. To jej wyjątkowy sukces, skoro potrafiła go znów przywołać. Tęskniła za jego światłem, zatem w myślach odliczała czas zanim będzie mogła znowu go przyzwać i się ogrzać jego obecnością. - Och, Skyler. - jęknęła czując się teraz nieco skarcona swoją uwagą. Sięgnęła do jego dłoni i zakryła ją własną. - Nie to miałam na myśli. Wyglądasz smutno i mnie to martwi, bo nie chcę żebyś chodził z taką miną. - ścisnęła delikatnie jego palce i zabrała dłoń, aby nie narzucać mu się kontaktem fizycznym. Tak na dobrą sprawę mogłaby go do siebie mocno przytulić, jednak do tego potrzebowała obecności patronusa, który dodawał jej pewności siebie. Uciekł wzrokiem, a więc spoglądała na jego profil. Na Merlina, co mu się stało? Kto go uraził, skoro siedział taki przybity? Nie wiedziała do czego odnosi się swoimi słowami, a jedyna możliwa dedukcja podpowiadała, że ma to związek z jego chłopakiem. Matthew oficjalnie nie lubiła, bowiem był zaciekłym rywalem jej bliźniaka, jednak w nieoficjalnej wersji miała do niego odrobinkę, bardzo malutką i drobną odrobinkę słabości. Gallagher miał rozbrajający uśmiech i bardzo ekspresyjny wyraz twarzy. Uważała, że ze Skylerem tworzą uroczą parę i pomimo, iż nie miała czasu się im przyglądać (sama przebywała w stosunkowo świeżym związku i paradowała z głową w chmurach) to zdążyła zauważyć, że pasują do siebie jak ulał. Nie miała pewności czy jednak chodzi o Matthew, więc nie mogła o to zapytać. - Jest na to dobra odpowiedź, którą mi podsunął kiedyś tatko. - wyciągnęła różdżkę i wycelowała w przestrzeń między nimi. Wyszeptała urokliwe i łagodne Expecto patronum, zasilane wspomnieniem uśmiechu Elijaha (o Rileya zbyt mocno się martwiła, aby móc teraz przywoływać w myślach jego pocałunki i uśmiechy). Soczysto błękitny flaming zatańczył wokół nich, zostawiając w powietrzu za sobą gasnącą smugę. - Słuchanie serca. Jeśli robisz to, co czujesz, to prędzej czy później ci się to zwróci. Na początku jest ciężko tak, jak z tym zaklęciem. - wyciągnęła rękę do świetlistego dzioba, by ogrzać wnętrze dłoni. - Nie wychodzi, nie daje zadowalających efektów, nie spełnia oczekiwań... to nie to. Gdzieś tkwi błąd, skoro się nie da wyczarować. Za mało ciepłych uczuć? A jednak zobacz, po pewnym czasie gdy uzmysłowisz sobie co tak naprawdę daje ci szczęście, to tworzysz coś cudownego. I nie ma opcji, że się nie uda, skoro wiesz już co cię uszczęśliwia. - popatrzyła na jego twarz, oświetlaną teraz poblaskiem patronusa. - Na początku można się zniechęcić mimo dobrych intencji. Ale cierpliwość i praca nad sobą popłaca. Jeśli się człowiek podda po drodze to zobacz jak wiele może stracić - coś pięknego, ciepłego, co może przywołać w każdej chwili. Czyż nie warto zacisnąć zęby i próbować dalej, by osiągnąć coś, o czym marzą miliony? - mówiła cicho, łagodnie, a i z większą pewnością siebie dzięki obecności błękitnego obrońcy. Wypowiedziane przez tatę słowa - dziś cytowane jej ustami - odnosiły się do kilku elementów jej życia, ale też było uniwersalną poradą do trudnych sytuacji, gdy człowiek wątpił. Cokolwiek trapiło Skylera, nie chciała by się poddawał, bo coś mu nie wychodzi. Jeśli chodziło o Matthew, to nawet jeśli się pokłócili, to nade wszystko chciałaby, aby próbowali o siebie zawalczyć skoro czuli się w swoim towarzystwie szczęśliwi. Domyślała się, że może to być trudne, jednak czy z wyczarowaniem patronusa nie było podobnie? Z początku pasmo porażek, ale w końcu udało się coś naprawić w sobie, dzięki czemu zyskało się wybitną umiejętność.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Poczuł jej dłoń na swojej, już po chwili żałując, że trwało to tak krótko, że nie potrafił jasno dać jej do zrozumienia, że potrzebuje więcej. Zresztą czy wypadało mu prosić o więcej? Czy to i tak nie było wiele, zważywszy na to, że nie byli wcale tak blisko, było ciemno, a on siedział podpity na schodach nie wiedząc nawet dokładnie gdzie i czemu? Zdecydowanie nie miał prawa prosić o więcej. - Jutro będzie lepiej - odpowiedział jej stanowczo, mając nadzieję, że się nie myli. Może i będzie się źle czuł jeszcze przez jakiś czas i trudno mu było określić w tym momencie jak długo to może trwać, jednak zazwyczaj już na drugi dzień umiał skutecznie udawać, że wszystko jest wporządku. Na co dzień nie był zbyt radosny, więc takie udawanie nie było wcale trudne. Wystarczyło tylko raz na jakiś czas się uśmiechnąć i nie zaniedbywać żadnych obowiązków. To wystarczało, aby każdy stwierdził, że zachowuje się “tak jak zawsze”. W tej chwili zależało mu na tym, żeby Elaine się o niego nie martwiła, jednak bezpośrednie słowa “nie martw się o mnie” nie chciały mu przejść przez gardło, przez zbyt silne skojarzenie z Finnem. Przesunął na nią wzrok, uważnie obserwując każdy jej ruch, starając się dobrze zrozumieć wszystkie słowa. Przekazywała mu rodzicielską poradę, więc mimowolnie myślał o tym w jakich relacjach rodzinnych musiała zostać wychowana. Po Swansea można było spodziewać się takiej historii - on miał za to cały worek powiedzeń, których nauczył się wykorzystywać nawet w opozycyjnych do siebie sytuacjach. Nie było miejsca na przekazywanie dłuższych przemyśleń. Bo “czas to pieniądz” i “bez pracy nie ma kołaczy”. Słuchać serca. Jego babcia też by to doradziła - Często powtarzała:“Idź za głosem serca”. Problem w tym, że to serce albo jest skończonym kretynem i prowadzi go na manowce, albo nie krzyczy odpowiednio głośno, przez co zagłuszają go inne narządy. Serce kazało mu brnąć za Finnem, to rozum obawiał się odejścia od wygodnej sytuacji. I jak na tym wyszedł? Chyba że… gdyby słuchał się serca od samego początku, to w ogóle nie wciągnąłby Matta w tą całą sytuację. Wystarczyło być szczerym wtedy w piekarni przed Gabrielle. Nie, to nie mogło być takie proste. Wystarczy nie kłamać? Niemożliwe. Zresztą czym kierował się okłamując Finna o Vinim jeśli nie sercem? A przecież nie przyniosło to nic dobrego. Uniósł zmarszczone brwi, wsuwając palce we włosy i w tej pozycji wpatrywał się w blask niebieskiego flaminga. Zawsze uważał, że nie można się poddawać, bo ciężką pracą i cierpliwością można zdobyć wszystko, jednak to nigdy nie okazywało się być TYM. - Nie każdy jest w stanie wyczarować patronusa, do tego trzeba mieć dobre serce - skomentował w końcu, uświadamiając sobie po raz kolejny, że to z nim coś jest nie tak. Słuchanie serca w jego przypadku nie działało, bo zwyczajnie je zepsuł. Wciskał je ludziom na prawo i lewo, więc teraz było bezużyteczne. Nie mogło zadziałać jako kompas moralny. Był jak śmierciożerca, który nie może wyczarować patronusa, bo ilekroć wydaje mu się, że w końcu się uda, to z różdżki zamiast błękitnej smugi, wylatuje same robactwo. Przywarł palce do oczu, jakby chciał je wcisnąć do środka, zamknąć raz a porządnie, aby już nigdy więcej nie musieć ich otwierać. - Ja się nie boję, o siebie, Ela - dodał, chcąc wyjaśnić to nieporozumienie. Nie brakowało mu sił do walki, do prób - obiecał w końcu, że będzie cierpliwy. Nie bał się, że zostanie zraniony, potrafił sobie z tym poradzić. Bał się, że to on zrani Finna, który nie wydawał mu się tak… zdrowy jak Matt. Ślizgon ochoczo zgodził się na relację opartą na oszustwie, a tymczasem Puchon wyraźnie napisał mu: ”Ale jeśli sprawisz, że polubię Cię bardziej to... nie będzie odwrotu”. A jednak udało mu się zranić Matta na tyle, że zupełnie zapomniał jaką mieli umowę. Co w takim razie mógłby zrobić z Finnem? -Chcę próbować dalej, ale… Nie chcę go zranić - dodał, walcząc z ponownie urywanym oddechem, mimowolnie kładąc jedną dłoń na sercu, zaciskając palce na materialne ubrania, jakby od tego kłujący ból w piersi miałby nagle zelżeć. Potrzebował papierosów.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Mimo, że wypowiedział zapewnienie w stanowczy sposób to zabrakło w tym nuty optymizmu i wiary. Skinęła jednak głową, zgadzając się, że jeśli dzisiejszy dzień należał do słabych i kiepskich, to następny będzie lepszy o ile naprawdę w to uwierzymy. Zastanawiał ją skąd wzięły się wątpliwości i czemu wspominał akurat o odznace prefekta mimo, że dalsze słowa ewidentnie do tego nie nawiązywały. Musiała przypisać to alkoholowi, który musiał dzisiaj wypić. Przekrzywiła głowę, aby wyłapać jego wzrok gdy wspominał o dobrym sercu. Miał kryzys. Ewidentnie miał kryzys i ktoś musiał do tego doprowadzić. Gdyby częściej z nim rozmawiała i pytała o samopoczucie to posiadałaby więcej informacji na jego temat. Zamknęła się w swoich własnych sprawach zapominając, że przecież powinna znaleźć czas dla Skylera, któremu wszak życzyła jak najlepiej a rzadko miała czas, aby przerwać wykonywaną czynność po to, by zamienić z nim chociaż parę słów. - Masz rację, więc to kwestia czasu i ćwiczeń, by go opanować. - odparła w taki sposób jakby absolutnie nie brała pod uwagi innego scenariusza. Każdy miał swoje wady i zalety, ona była dobra z transmutacji, a za to nawaliła na całej linii, gdy przyszedł czas stanięcia w obronie własnego zdrowia i życia. By być najlepszym w wielu dziedzinach trzeba naprawdę wiele pracy. Gdy z taką agresją zasłonił oczy niemal serce jej pękło. Przysunęła się bliżej i położyła palce na zgięciu jego łokcia z ściskając go mocno na znak, że nie jest sam. Nie wiedziała jak mu pomóc, a więc intuicyjnie starała się do niego dotrzeć żywiąc nadzieję, że nie skrzywdzi go żadnym słowem. Mówiła ogólnikowo, nie znała sedna problemu. Nie mówił o Matthew. Odnosiła wrażenie, że nie o nim wspominał, wszak jak można chcieć "próbować działań" wobec kogoś, z kim już się tworzy związek? - Nie mówisz o Matthew, prawda? - zapytała cicho, bowiem jeśli się nie upewni to nie zdoła mu niczego doradzić a tym bardziej zrozumieć, a tego właśnie potrzebował. Kogoś postronnego, kto go wysłucha i nim nie wzgardzi cokolwiek o sobie w chwili obecnej myślał. - Hej, Sky, spójrz na mnie. - poprosiła łagodnie, sięgając do jego oczu, by bardzo delikatnie odsunąć stamtąd jego dłoń. - Powiedz mi więcej, nie musisz się gryźć z tym sam. Zachowam wszystko dla siebie, jeśli będzie to dla ciebie ważne. - prosiła, by się przed nią otworzył. Nie miała ku temu żadnego prawa, a jednak to kolejna osoba, którą zachęcała do zwierzenia się albo podzielenia problematyczną historią. Nie wiedziała czy zdoła mu pomóc, to może chociaż wysłuchanie mu ulży? Patronus przysiadł schodek przed nim i ułożył się do snu, ogrzewając teraz ich stopy i nogi. A ona trzymała jedną dłoń Skylera, próbowała popatrzeć mu w oczy i dowiedzieć się więcej. Czyżby z Matthew mu się nie układało? Jeszcze przedwczoraj widziała ich trzymających się za rękę. Może się pokłócili? Gdzie w takim razie jest Matthew? Jeszcze dziś wieczorem spróbuje się dowiedzieć mimo, że nie znała Ślizgona zbyt dobrze. Może powinna mu napomknąć, że Skyler go potrzebuje? Tak trudno było podjąć decyzję, skoro to była ich intymna relacja, do której zainteresowania nie miałam prawa. Mimo wszystko widząc takiego stłamszonego Skylera serce się jej krajało. Delikatnie pociągnęła go do siebie, by niepewnie go do siebie przytulić. Lekko, aby mógł odmówić w każdej chwili, ale na tyle wyraźnie by wiedział, że może skorzystać z odrobiny przytulenia. Wydawało się jej, że tego potrzebował bardziej niż papierosów.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Miał do siebie żal, że ktokolwiek widzi go w jego chwilowym kryzysie. Czuł się znów jak jedenastolatek, który potrafił rozpłakać się przed klasą pełną uczniów i jedynie odruchowe zasłanianie oczu zdawało się zdradzać, że kiedyś potrafił tak reagować. W pewnym sensie nawet mu tego brakowało, bo zawsze było w tym coś oczyszczającego, zdejmującego ciężar z serca. A jednak już nie umiał na to sobie pozwolić i nawet jeśli jego oczy lśniły od wilgotnej powłoki, to żadna kropla nie miała odwagi spaść. Ze wszystkich osób, które mogłyby na niego dziś wpaść, cieszył się, że trafiło akurat na Elaine. Była na tyle łagodna, że pozwalało mu to na złagodzenie wstydu swoją postawą, ale też na to, że nie musiał udawać, że wszystko jest okej. Słysząc jej słowa, starał się kurczowo złapać tej myśli. Przecież on sam uważał, że każdy człowiek jest z natury dobry. Mówił tak zaledwie wczoraj. Nawet jeżeli zepsuł swoje serce złymi wyborami, to zawsze może je naprawić. “Kwestia czasu i ćwiczeń”. Czuł się jakby ta myśl była rzuconą mu liną, po której musi się wspiąć, aby wydostać się z tego ciemnego dołka. Nie mógł się usprawiedliwiać “złym serce”. Musi przyjąć do siebie wszystko to, co było jego winą i spróbować to naprawić. Gdyby tylko nie zabrakło mu konsekwencji w postanowieniach, które sobie ustalił jadąc w tym roku do Hogwartu, to teraz wszystko wyglądałoby lepiej. W którym momencie potknął się po raz pierwszy? Poczuł palce zaciskające się na jego ręce i odruchowo położył na nich swoją dłoń, aby upewnić się, że naprawdę tam są i zostaną nieco dłużej. Czy będzie dla niego taka miła, gdy pozna prawdę? - Przez cały czas chodziło mi o kogoś innego, w tym właśnie problem - odpowiedział jej, po czym zamilkł, nie wiedząc w ogóle jak mógł kiedykolwiek uważać, że okłamanie Gabrielle było jedyną możliwą opcją. Czując jak odsłania mu oczy nawet nie próbował walczyć, nie dzisiaj. Pod wpływem jej dotyku i przypływu nadziei jego oddech uspokoił się całkowicie, pozostawiając po sobie jedynie ślad w postaci kłującego bólu. Pod wpływem prośby spojrzał w jej oczy, które mimo czerwonej barwy patrzyły na niego z tą łagodnością i szczerym zmartwieniem. Uniósł zmarszczone brwi w geście skruchy, czując, że może jej zaufać, a jednocześnie za bardzo bojąc się, że i ona się od niego odwróci, gdy pozna prawdę. Nie wiedział nawet od czego zacząć tłumaczyć. - Wykorzystałem Matta - dodał w końcu ciszej, nie potrafiąc przyznać się do tego głośniej. - Miał odwrócić moją uwagę i na początku to nawet działało, ale potem poznałem lepiej… - urwał, nie wiedząc czy może sobie pozwolić na użycie imienia Finna. - ...tego drugiego. Czy może powinien powiedzieć “pierwszego”? Zdecydowanie przecież to Gard był pierwszy. Zmrużył oczy, próbując przebić się przez mgłę alkoholu i zrozumieć jak powinien się wyrażać, żeby było to zrozumiałe, jednak logika języka wydawała się mu teraz strasznie złośliwa. Westchnął, wolną dłonią rozmasowując sobie kark. Zawahał się, nie wiedząc jak ubrać to w słowa, żeby chociaż trochę obronić się przed rangą największego dupka w Hogwarcie. - Nie mogę przestać o nim myśleć, a… Z Mattem to nie było tak… naprawdę - zaczął, plącząc się w kolejności zdań, które chciał powiedzieć. - Umawialiśmy się, że nic do siebie nie poczujemy, ale to nie było w porządku myśleć przy nim o tym drugim… - tłumaczył dalej, odwracając wzrok od czerwonych oczu. Niezależnie od uczuć, to musiało być niezwykle przykre, jeżeli ktoś podczas jakiegokolwiek zbliżenia myślał o kimś innym. Nie było mu łatwo też przyznać się Elaine, że wszedł w związek, który nie opierał się na choćby i słabym uczuciu. Jak to o nim świadczyło? Cofnął dłoń z jej palców, aby mogła je swobodnie zabrać, jeżeli miałaby ochotę to zrobić po takiej informacji. - Zerwałem z nim dzisiaj, żeby starać się o tego, na kim naprawdę mi zależy - dodał, czując, że wyjaśnił chociaż częściowo na czym polega problem. Zakaszlał krótko, zasłaniając usta dłonią, po czym znieruchomiał na chwilę w tej pozycji, przyglądając się subtelnym wzorkom na schodach. - Znasz uczucie, że bardzo czegoś chcesz, ale czujesz, że na to nie zasługujesz? - spytał, przenosząc na nią spojrzenie niebieskich oczu. - Jeżeli nie potrafię upiec zwykłego ptysia, to nie zabieram się za Croquembouche - dodał rozgoryczony, nie zastanawiając się nawet nad tym czy dziewczyna zrozumie cukierniczą metaforę. Widząc niewprawionego cukiernika, poradziłby mu podszkolić się i dopiero wtedy próbować zabrać się za trudniejsze desery, zamiast od razu rzucić się na głęboką wodę i tam próbować do skutku. Problem jednak polegał na tym, że nie wiedział czy kiedykolwiek będzie gotowy, jeżeli nie spróbuje. - Może jeśli naprawdę mi zależy… powinienem po prostu dać mu spokój? - spytał, ponownie unosząc wzrok na Krukonkę, jakby chciał wyszukać na jej twarzy odpowiedzi.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Tak, powinna częściej z nim rozmawiać. Obiecała sobie, że w wolny weekend porozmawia z bratem na temat zorganizowania niewielkiej imprezy w ich domu. Wyślą rodziców na dwudniowe wczasy, a sami zadbają o swoje życie towarzyskie. Nadrobią zaległości, a przynajmniej ona własne. Chciałaby porozmawiać z wieloma osobami naraz jednak była zbyt pochłonięta własnym życiem by koncentrować się na reszcie. Poza tym nie oszukujmy się, non stop ciągnęło ją do Rileya, jakby nie mogła się nim wystarczająco nacieszyć. Zmarszczyła brwi, gdy wyznał, że chodzi mu o kogoś innego niż Matthew. Otworzyła usta, aby zapytać o kogo, jednak uznała, że to zbyt intymne pytanie i mogłaby niechcący zniechęcić go do wyznań. Czekała cierpliwie aż ubierze myśli w słowa, ciesząc się w głębi duszy, że postanowił się z nią podzielić swym problemem. Zauważyła, że coraz chętniej przyjmowała do siebie cudze rozterki i o dziwo, wiele osób jej je ofiarowywało, jakby w rzeczywistości była im wówczas prawdziwą pomocą. A może to jej naturalna sympatia dla każdego rozmówcy? Może to jej moc sprawia, iż zjednywała sobie ludzi? Cicho jęknęła usłyszawszy, iż wykorzystał Matthew. Wyrwane z kontekstu brzmiało niezbyt przyjemnie. Zakryła usta dłonią, spoglądając na Skylera z jeszcze większym zaniepokojeniem i zmartwieniem. To były straszne dwie minuty niedowierzania, a gdy wyjaśnił, że się z Matthew umawiali, wbrew wszystkiemu poczuła ulgę, iż Skyler nie działał jednostronnie. Coś się w jej sercu zbuntowało. Odgrywali parę przez cały miesiąc, trzymali się za ręce, skradali sobie buziaki, a teraz dowiaduje się, że to gra aktorska po to, by odciągnąć własne myśli od tego, na którym najbardziej mu zależy. Nigdy w życiu by nie wpadła na podobny pomysł, bowiem gdy zapragnęła zbliżyć się do Rileya to po prostu działała. Wyciągnęła do na koktajle, na spacer, wspólnie umówili się na nie-randkę, potem pod pretekstem zwiedzania rzeźby w Hogsmeade też doprowadziła do spotkania… dzięki czemu teraz byli sobie bliscy. Miałaby odciągać swoją uwagę od niego? Ależ dlaczego? - Na Merlina, Sky, ale czemu chcesz odciągać swoją uwagę od tego drugiego chłopaka? Brzmisz jakbyś dostał surowy zakaz zbliżania się do niego. - nie zdawała sobie sprawy jak mocno ściągnęła brwi. Z czerwonymi oczyma robiło to piorunujące wrażenie. - Jesteście obaj szaleni. Wpaść na taki… układ… - podkręciła z niedowierzaniem głową, zakrywając na moment oczy dłonią. Akceptowała jednonocne przygody, jeśli miało się serce "wolne", jednak skoro biło dla kogoś innego to jakim cudem zgodził się na układ czysto fizyczny? Ciężko było jej to przełknąć jednak próżno było szukać w jej wyrazie twarzy wzgardy. Nie rozumiała czemu się na to powziął, ale z drugiej strony nikt nie miał prawa mu tego zakazywać. - W porządku. To w porządku, że zerwałeś po to, by się skupić na tym drugim chłopaku. A czy on wie co czujesz? Albo czy orientujesz się czy on na ciebie w ten sposób patrzy? - zapytała z czystej ciekawości, aby jakoś umiejscowić sobie pełen obraz sytuacji. Zabrał rękę i wyczuła w tym speszenie. Oparła się delikatnie o brzeg jego ramienia, nie tylko ze względu na ciepły gest, ale i po to, by nie zaziębili się na tych schodach. - Niezbyt. - zaprzeczyła, a było to poniekąd smutne. - Miśku, czemu uważasz, że na to nie zasługujesz? Wybrałeś z Matthew dziwny sposób na odciąganie myśli, ale w sumie kto ci każe nie myśleć o tym drugim chłopaku? Czy to coś złego? - nie była pewna czy Gallagher zdawał sobie sprawę z uczuć Skylera więc nie wiedziała czy ma żałować Ślizgona. Myślenie o kimś innym podczas pocałunku było przygnębiające; tym bardziej nie rozumiała czemu powziął się na fizyczne przyjemności, skoro nie mogło mu to dać szczęścia. Może był straszliwie zaniedbany w ciepłych gestach i odreagowywał? To było poplątane, ale przynajmniej widziała już, że głównym zatroskaniem Skylera jest rodzące się uczucie do innego chłopaka. Coraz bardziej odczuwała współczucie w kierunku Matthew chyba, że się nie przejmował, że jego partner zakochany jest w kimś innym. - Jeśli dasz mu spokój to tak jakby będziesz nieszczęśliwy. A co, jeśli on cię lubi? Sky, źle na to patrzysz. - znów wsunęła dłoń na jego przedramię, wiernie utrzymując z nim kontakt wzrokowy. - Jeśli ci zależy to mu to pokaż. Nie idź na układy, pokaż mu, że o nim myślisz. To wszystko zawarte jest w małych gestach. Odpuszczenie teraz mija się z celem. Gdy zaczęłam zakochiwać się w Rileyu to miał ze mną przechlapane. - uśmiechnęła się na wspomnienie. Uznała, że jeśli poda na swoim przykładzie sposób okazania uczucia, to może to natchnie Skylera by myśleć o swojej sytuacji nieco przychylniej? - Wywoływałam jego słowotoki, pytałam o jego pasję mimo, że połowy rzeczy nie rozumiałam. Wyciągałam go na spotkania pod byle pretekstem. Pytałam co lubi, czego nie lubi. A on mnie potem wziął za rękę. I to stało się już tradycją. Idź do tego chłopaka i pokaż mu, że zależy ci nawet jeśli nie wie co czujesz. Nie broń tego ani sobie ani jemu z powodu wcześniejszej porażki. A co jeśli on okaże się tym jedynym? Wolisz przez resztę życia się zastanawiać? Fizyczność przyjdzie z czasem, nie będziesz potrzebować do tego układu. - szczerze powiedziawszy odradzała mu to. Puste zaspokajanie pożądania nie miało żadnego związku z uszczęśliwianiem. W jej oczach jeśli pojawiało się zakochanie wystarczyło wyciągnąć w jej kierunku rękę nawet jeśli narażało się na odtrącenie. Tyle razy płakała po złamanym sercu, a jednak kolejny raz spróbowała przy Rileyu i odkryła, że on jest tym jednym. Nie chciała, aby Skyler się poddawał. Miotał się ze swoimi myślami i ewidentnie miał problem z podjęciem decyzji. Musiał się bać… co było takie naturalne przy pierwszej fazie zakochania. Zachęcała go jednak do zrobienia kolejnego kroku, póki co nie zastanawiając się jakim cudem mógł wpaść na taki układ z Gallagherem. Chłopcy bywają niemożliwi ze swoją szaloną pomysłowością.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Pochylił głowę do przodu, zakrywając ją dłońmi, nie chcąc patrzeć na niezadowoloną minę dziewczyny, na jej ściągnięte brwi i nierozumiejące niczego spojrzenie. Nie chciał jej odpowiadać, póki dziewczyna nie powie mu wszystkiego co ma do powiedzenia, a on sam nie przemyśli jej słów. Może i nie potrafił jej dobrze tego wszystkiego wyjaśnić, jednak pod wpływem jej wypowiedzi, powoli zaczynał tłumaczyć wszystko sam sobie. Musiał to powoli rozłożyć na czynniki pierwsze. Jeżeli się nie rozpraszał, to zawsze zdobywał to, czego chciał. Problem polegał na tym, że robił to w zły sposób. Mówił i robił to, czego od niego oczekiwano, bo wyczuwał ludzkie potrzeby. Sprawiał tym złudne wrażenie, że jest tym, kogo w danej chwili potrzebują. Ale w pewnym momencie nadchodziło zmęczenie udawaniem i zderzenie z rzeczywistością jego prawdziwego charakteru. Prawdziwego… czyli jakiego? - Chyba… sam sobie dałem ten zakaz - powiedział powoli, unosząc wzrok na dziewczynę, orientując się, że przecież Gabrielle niczego mu nie zakazywała. To on sam stwierdził, że nie jest odpowiedni dla Finna. Puchon przecież nie powiedział mu “nie”. Powiedział, że ma być cierpliwy, tak jak teraz powtarzała mu Elaine. - Matthew by na coś takiego nie wpadł - odpowiedział jej, próbując się uśmiechnąć, jednak nie wychodziło mu to zupełnie. - Chyba teraz żałuje, że się wtedy zgodził. I właśnie… Tak działa mój mózg. Wymyśla takie akcje, ja wciągam w nie ludzi, oni się na to godzą, a potem mają do mnie pretensje. Jak miałbym… Nie chcę już nigdy odwalić czegoś podobnego. Jak mam mu zagwarantować... - znów się zgubił, wbijając spojrzenie w wierzch swoich dłoni. - Jaką mam gwarancję, że jeżeli będę szczery, to wszystko pójdzie dobrze - ledwo wycedził te słowa, bo w końcu jaki kłamca przyznaje się do kłamstw. Odpowiadał na jej pytanie niezbyt celnie, jakby odpowiadając na własny ciąg myśli, które wywołały, niż na nie same. - Jeżeli się we mnie zakocha, a ja to popsuję, to… - urwał, przymykając powieki. Wziął głęboki wddech, zastanawiając się czy jest w stanie nie podjąć żadnej złej decyzji, po prostu trwać przy Finnie bez żadnych intryg, zasłużyć sobie na jego zaufanie bez udawania kogoś, kim nie jest. Ciepło dłoni Elaine dodawało mu otuchy, jednak trudno było mu utożsamić się z optymistycznym spojrzeniem dziewczyny. Łatwo jej było sięgać po uczucia ludzi, bo nie brała pod uwagę, że może ich zranić. On do tej pory też tego nie robił, a o własną krzywdę się nie bał. To zawsze było ryzyko, które był gotowy ponieść. Idąc w tym roku do Hogwartu zrozumiał swoje błędy, chciał je naprawić, a jednak znów wdepnął w to samo, tylko pod nieco inną postacią. Nawet nie zorientował się kiedy. - Nie rozumiesz, Ela - jęknął, nie wiedząc jak ma to wytłumaczyć swój problem osobie, która zawsze wie jakie zachowanie jest słuszne. - On wie, że ja go lubię i on też mnie lubi… chyba. Może nie w takim stopniu jak ja jego, ale wiem, że to kwestia czasu - zaczął bardziej stanowczo, prostując się nieco, jakby chciał dać znak, że czas jego użalania się nad sobą powoli się kończy. Nie był pewien na ile było to zasługą samej obecności Krukonki, dobrania odpowiednich słów, które naprowadziły go do konkretnych przemyśleń, czy po prostu fakt, że jego standardowa stabilność emocjonalna powoli zaczęła się buntować temu zbyt widocznemu kryzysowi. “Jeśli ci zależy to mu to pokaż. Nie idź na układy, pokaż mu, że o nim myślisz. To wszystko zawarte jest w małych gestach”, powtórzył sobie w myślach, aby dokładnie o tym pamiętać. Zero układów. Rozmowa bez kłamstw. Czy tym razem uda mu się wytrzymać w tym postanowieniu? - Problem w tym, że on bardziej… Ja po prostu więcej razy byłem zakochany, albo tak mi się przynajmniej wydawało. Jeżeli to nie wyjdzie, to dla mnie to będzie kolejne zerwanie, ale on… - urwał, zastanawiając się jaką właściwie pointe chciał z tego wyciągnąć. - Zależy mi, żeby to wyszło, ale nie umiem sam w porę zorientować się, że robię coś źle, póki ktoś mi tego nie wytknie palcem - dokończył, zakładając, że dobrym startem będzie pilnowanie się, żeby nikogo więcej już nie okłamywać. A przynajmniej nie Finna… Słysząc jak mówi o Rileyu uśmiechnął się lekko, pierwszy raz naprawdę szczerze podczas tej rozmowy. Było coś pocieszającego w tym w jaki sposób o nim mówiła, jakby udowadnia, że prawdziwa miłość naprawdę istnieje, tylko trzeba o nią zawalczyć. Nie mógł nie przyznać jej trochę racji. Nawet jeżeli boi się, że zrani Finna, to i tak powinien z nim o tym porozmawiać i zapytać czy on jest gotów podjąć to ryzyko. Nie może zadecydować za ich obu, skoro zadeklarował się już, że jest nim zainteresowany. To dopiero byłoby krzywdzące, zostawić go w spokoju bez słowa w takim momencie. - Chyba tego się boję. Że może być tym jedynym- odpowiedział teraz już nawet nieco rozbawiony. Kto to widział, żeby zależało mu na tyle, że rezygnuje z tak wygodnego układu, jaki wypracował sobie z Mattem. Uśmiech jednak stopniowo zszedł mu z twarzy, gdy pomyślał, że Finn miał już swojego “jedynego” i może nie chcieć zdegradować go z pierwszego miejsca. - Twojego Rileya chyba też powinienem przeprosić - zagadnął, żeby bezkarnie odbiec od tematu rozmowy na coś swobodniejszego, aby uspokoić się całkowicie. Nie chciał przecież przetrzymywać Elaine zbyt długo, aby Gabriel się o nią nie niepokoił. - Niezbyt przyjaźnie się z nim wczoraj zapoznałem. Pewnie myśli, że z jakiegoś powodu go nie lubię - posłał dziewczynie skruszone spojrzenie, mając nadzieję, że ta wstawi się za nim przed swoim chłopakiem.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Przyglądała się mu długo nawet wtedy, gdy znów uciekał wzrokiem, by w zaciszu własnego umysłu uporać się z krnąbrnymi myślami. - Najlepsza jest najgorsza prawda niż kłamstwo. - wyszeptała w odpowiedzi. - Nie mamy na to gwarancji, ale to najzdrowsze podejście. Faktycznie, masz niecodzienne pomysły, ale wydaje mi się, że tylko sobie tym utrudniłeś... - jej głos był trochę niepewny, bowiem nie chciała go urazić, a jedynie przedstawiała swój punkt widzenia po tym, co jej opowiedział. Skoro jednak zrezygnował w "układów" to znaczy, że sam już wypracował sobie ścieżkę, którą pójdzie nawet jeśli jeszcze był pełen wątpliwości. Pchała go do działania, byleby nie gryzł się z własnym przygnębieniem i myślami czy warto sięgnąć po potencjalne szczęście czy jednak profilaktycznie się wycofać. - Gdybasz, a to nie prowadzi do niczego dobrego. Przecież nie musisz się zastanawiać co będzie po tym jak się w tobie zakocha. Może mile się zaskoczysz? - ponownie podczas ich spontanicznego spotkania podsuwała inną wersję od tej, którą obrał jaką pierwszą. Sam fakt, że spoglądał na siebie w tak pesymistyczny sposób udręczał jej miękkie serce, dzisiaj już i tak nadwyrężone ogromnym strachem o Rileya. Mimo wszystko otwierała się na drugą osobę bez zająknięcia, skoro naprawdę tego potrzebował. Miała nadzieję, że uda mu się ułożyć wszystko w myślach na tyle, by następnego dnia wstać z przejrzystym umysłem i konkretnym planem do zrealizowania. Stłumiła cisnący się na usta uśmiech, gdy wykazał się zadziwiającą jak na dzisiejszy jego humor, stanowczością i pewnością siebie w związku z emocjami tego drugiego chłopaka. Próbowała przypomnieć sobie przy którym ostatnio się częściej kręcił, jednak ewidentnie światło padało na kilku - Matthew, tego wiecznie roześmianego Gryfona i kilku innych, których znała jedynie z twarzy. Z pewnością będzie dyskretnie się mu przyglądać, aby wyłapać na kim mu tak zależy. Nie czuła prawa do zadania tego pytania, a więc pozostawało przeprowadzenie maleńkiego śledztwa w imię zaspokojenia ciekawości. - Wydaje mi się, że jeśli już się obaj zaangażujecie to z pewnością wzajemnie dacie sobie znać, jeśli coś byłoby nie tak. - skomentowała ostrożnie i powoli, jakby nie była pewna czy ma prawo się do tego odnosić. Mówiła z własnego doświadczenia albo z punktu widzenia ogólnie przyjętych norm, które zazwyczaj ludzie przestrzegali. Ścisnęła mocniej zgięcie jego łokcia, gdy wyznał, że obawia się, iż ten chłopak będzie "tym jedynym". To brzmiało jak lęk przed pełnym zaangażowaniem i niestety w tej kwestii nie mogła już nic doradzić. To indywidualna kwestia do rozpracowania wewnątrz swojego umysłu i serca. Odwzajemniła uśmiech, jednak rozczuliło ją określenie "twój Riley". - Myślę, że zrozumie. - odparła wszak nie mogła wypowiadać się w jego imieniu. Nie znała sytuacji ani powodu, dla którego przywitał się niemile z Rileyem. Nie wspominał jej nic na ten temat zatem z pewnością nie było to aż tak drastyczne, by miał czuć się urażony. - Lepiej się czujesz? Choć odrobinę? - zapytała po chwili krótkiej ciszy. Błękitny flaming wyprostował szyję i spojrzał na nich, klekocząc bezgłośnie dziobem.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Nie mógł się z nią nie zgodzić, więc tylko pokiwał lekko głową w zamyśleniu. Musi dać sobie kilka dni na ochłonięcie, upewnienie się w swoich postanowieniach i będzie mógł działać bez żadnych oporów. Wciąż pozostaje kwestia Matta, jednak… w tej chwili nie mógł wiedzieć na ile go swoim zachowaniem wkurzył. Prawdopodobnie dowie się tego dopiero od Jerrego albo sam zauważy po zachowaniu Ślizgona na lekcjach. Przejechał dłonią po zmęczonej twarzy. Nie mógł powiedzieć, że był całkiem trzeźwy, jednak nie odczuwał już żadnych zawrotów głowy czy mdłości, co chyba musiało oznaczać, że ochłonął wystarczająco. - Oj zdecydowanie da mi znać - odpowiedział jej powstrzymując uśmiech, na wspomnienie licznych bezpośrednich komentarzy Finna. Może faktycznie niepotrzebnie się martwi? Może przy Gardzie to on nauczy się tej szczerości w wyrażaniu swoich myśli? Albo jeżeli nie… to chociaż będzie wiedział co przeszkadza Puchonowi, żeby móc się poprawić. - Czy… w razie czego będę mógł do Ciebie napisać po poradę? - zapytał niepewnie, uśmiechając się do niej na tyle, na ile był teraz w stanie. Potrzebował tego jej optymizmu, a zarazem obiektywnej oceny, żeby w chwilach zwątpienia była jego kompasem moralnym, póki nie naprawi w pełni swojego. Dziwnie czuł się prosząc o pomoc, zamiast zaproponować własną, jednak wychodziło na to, że nawet pomocny Puchon potrzebował czasem stanąć po drugiej stronie. Liczył zresztą, że będzie miał okazję jej się odwdzięczyć. Z ledwie widocznym uśmiechem na ustach wsunął palce we włosy, opierając w ten sposób głowę. Nadzieja była naprawdę przyjemnym uczuciem, chyba jedynym, bez którego Skyler nie potrafił sobie poradzić. Wystarczyło, by na chwile ją mu odebrano, żeby rozpadło się wszystko w co wierzył, a gdy tylko odzyskał jej promień dzięki rozmowie z Elaine, znów mógł myśleć, że wszystko się jakoś ułoży. Nie zmienia to faktu, że gdy tylko zostanie sam na sam z własnymi myślami, zapewne rzuci się na paczkę papierosów ja niuchacz na złoto. Na razie żył jeszcze w pięknej nieświadomości, że złość nie jest jedynym uczuciem, które wywołał w Gallagherze. - Bardzo dużą odrobinkę - przyznał się, kiwając powoli głową i przenosząc swój wzrok na Krukonkę. - Cieszę się, że na mnie dziś trafiłaś. - dodał, po czym objął ją ramieniem, chcąc w ten sposób wyrazić całą wdzięczność, której nie potrafił ująć w słowa. Jak długo by tu siedział, gdyby nie ona? Do jakich wniosków by doszedł? - Mam nadzieję, że Riley wie jaki skarb ma przy sobie - mruknął cicho, po czym wypuścił ją ze swoich objęć, licząc na to, że nie wystraszył jej tym nagłym gestem ze swojej strony. Westchnął i wstał ze schodów, przeciągając się krótko, aby rozprostować zesztywniałe ze stresu mięśnie. - Odprowadzić Cię do miejsca, w którym umówiłaś się z Gabrielem? - zaproponował, strzepując bród z ubrań, starając się jednocześnie nie myśleć w tym momencie o Ślizgonie, do którego należały.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Coraz bardziej wzbudzał jej ciekawość przez co musiała ugryźć się w język, aby nie wypalić niecierpliwego zapytania o którym chłopaku tak mówi. Który sprawił, że Skyler zaczął się w nim zakochiwać? Powoli przestawiała się z myślenia, iż z Matthew tworzą naprawdę uroczą parę, a przede wszystkim powtarzała sobie w myślach, że nie może martwić się o Ślizgona, skoro to jej nie dotyczy. Wciskanie nosa w nieswoje sprawy nie przyniesie jej niczego dobrego. Na zajęciach w Hogwarcie popatrzy uważniej na Matthew, aby sprawdzić czy bliski jest gniewu czy marazmu. Obiecała sobie, że będzie wobec niego milsza niż dotychczas. Cokolwiek między nimi zaszło, Skyler się tym przejmował, a więc z góry zakładała, iż Matthew też. - Oczywiście. Pisz kiedy chcesz, a postaram się pomóc. - nie miała najmniejszego problemu z deklaracją swej dyspozycyjności. Dzielnie ukrywała zaciekawienie, a więc tym bardziej liczyła, że się do niej odezwie i chociaż zdradzi jak mu idzie. Mile zaskoczona przytulasem uśmiechnęła się pod nosem, ciesząc się na widok jego uśmiechu. - Zbieg okoliczności. - nie była pewna jak przyjąć ten komplement, a więc nieco go zbyła. Najważniejsze, że jako tako wyszedł z dołka. Zaśmiała się przy kolejnym komplemencie. - Nie wiem co odpowiedzieć, już cśśś. - uścisnęła go, korzystając z okazji, że zainicjował przytulenie. Nie miała nic przeciwko, nie ta panna Swansea. Podniosła się równocześnie z nim, a za nimi od razu lśniący patronus. - Chętnie. - nie odmówi towarzystwa. Nie będzie musiała posiłkować się białą magią ani rozglądać niepewnie po okolicy mając przy sobie Skylera. Dojście do wspomnianej knajpki zajęło im dokładnie siedem minut. Uściskała jeszcze Puchona na pożegnanie, poprosiła, aby uważał na siebie, odpoczął i nie dał się porwać negatywnym emocjom. Zgarnąwszy zielony piach w garść, posłała mu jeszcze ciepły, choć zmęczony uśmiech i zniknęła, wołając wyraźnie "Do rezydencji Swansea".
|zt x2
Angel Price
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : czarujący uśmiech, drobny kolczyk w lewym uchu, gładziutka twarz niczym pupa archanioła no dobrze z lekkim kilkudniowym zarościkiem, czerwone usta o smaku truskawkowym
Kontrakt z "Anter England" miał jeszcze trwać trzy może cztery miesiące. Chyba wszystko szło dobrze. Podpisali z nim umowę na pół roku, jak dobrze pójdzie, mieli przedłużyć kontrakt na dwa lata. Wywiązywał się z każdego pokazu. Zawsze stawiał się na czas. Bywało, że spóźnił się te dobre dwadzieścia minut, ale co tam, przeważnie mu wybaczano. Był dobry w tym, co robił. Flesze aparatów i tłum ludzi nigdy go takie rzeczy nie rozpraszały. W pokazach mody podobały mi się te wszystkie stroje, makijaże, fryzury i najważniejsze, że miał od tego ludzi — zajmowali się nim, jakby był kimś ważnym. Bo na pewno był dla "Anter England". Kolejna sesja miała odbyć się w Dolinie Godryka. Ogólnie lawirował między Hogsmeade, Doliną, a Londynem; marzyła mu się podróż, gdzieś za granice. Sesja na tropikalnej wyspie, ciepła woda, kolorowe drinki i przede wszystkim dziewczyny w bikini. Zastanawiał się, czy to była tylko jego wyobraźnia, a może tak na poważnie doświadczy tego, co zawsze widział rozmarzonymi oczami w modelingu. Praca modela nie była wysłana różami, ale Angel czuł się w tej branży jak ryba. Nie zarabiał zbyt dużo, ponieważ długo nie pracował w tym fachu, ale miał nadzieje i niemal czuł to w kościach, że w końcu coś się zmieni; oczywiście na lepsze. Sesja miała odbyć przed ratuszem. Pojawili się magiczni projektanci, ale najważniejsi byli ci, co trzymali aparaty w dłoniach, uwieczniając jego doskonałe ciało. Pokaz miał dotyczyć zimowej kolekcji ubrań, który kiedy wybije osiemnasta, rozpocznie się na dobre. Noc została rozświetlona przez magiczne lampy. Wszyscy zgromadzeni byli otoczeni zaklęciem, które zapewniało im ciepło, za to modele mieli iście spartańskie warunki. Twórca sesji pragnął, aby wyglądało to dosyć realistycznie. Para wydobywająca się z ust i zwiastująca realistyczne zimno wśród modeli; wskazywała na to, że są poza barierą ciepła. Price odczuwał szczypiący chłód na twarzy, od którego rumieniły mu się policzki. Miał na sobie ciepłe futro, jednak musiał odsłonić je, pokazując gołą klatę zarysowaną w światłach pokazu. Na nogach miał grube kalesony, a na stopach ciepłe, futerkowe buty zdarte chyba z jakiejś pantery, albo innego magicznego stworzenia; chociaż mu przypominały cętkowaną śnieżną panterę. Zrobił kilka pół obrotów to w prawo i w lewo, po czym zniknął za kurtyną. Mężczyzna, który wyszedł zaraz po nim, miał na sobie jakąś dziwną tiarę z nausznikami. Angel nie za bardzo rozumiał modę czarodziejów. Zdecydowanie wolał, kiedy projektanci zachowywali więcej mugolskiego stylu niż magicznego, który prezentował się, jak na jakieś lata przedwojenne. Nie mógł protestować, zakładał to, w co go ubierali i uważał, że świetnie wygląda w każdym stroju nawet w tych mało gustownych. Na wybiegu czuł się ważny. Wszystkie oczy były skierowane w jego stronę. Miał swoją pewność siebie, którą nikt nie mógł zniszczyć, zakwestionować w tej właśnie chwili, kiedy stał w świetle reflektorów. Ukazywał się w magazynach, może nie były to wielkie fotki, ale wystarczyła jedna, aby poczuć się dobrze i coś znaczyć w tym małym, pustym świecie.
Ale żeby w święta wybuchał aż taki przyrost handlarzy czarnomagicznymi przedmiotami? Ariadne ciężko było w to uwierzyć. Boże Narodzenie kojarzyło się dziewczynie z rodzinnym ciepłem, uprzejmością oraz składaniem sobie życzeń. Dlaczego istnieli ludzie, którzy żerowali w czasie tych kilku dni i usiłowali jak najwięcej zarobić czyimś kosztem... Nie mieli rodzin, z którymi woleliby spędzić te święta? Dziewczyna cieszyła się bardzo zbliżającą się Wigilią, bo zamierzała spędzić ten krótki urlop u swoich rodziców na Alasce. Cała rodzina zjeżdżała się, żeby wspólnie ubierać choinkę i pakować prezenty. Ale pozytywne myśli o tym spotkaniu psuła wizja tego, że wybierała się na patrol po Dolinie Godryka, aby wyłapać przestępców wykorzystujących święta. Przechadzając się późnym wieczorem po ulicach, wciąż myślała o tym, jak to w ogóle funkcjonuje. Ktoś kupuje czarnomagiczne przedmioty jako prezent? Po co?! Pewnie po prostu przemytnicy wykorzystywali zmniejszoną ostrożność. Nawet aurorzy wracali na święta do domów. Ale teraz jeszcze Wickens była na miejscu i zamierzała pilnować, aby nikt nie próbował popełniać przestępstw, a już na pewno nie tuż przed świętami. Zajrzała do paru sklepów, wypytując właścicieli o sprzedawane przez nich towary. Nie wyczuwali w młodej dziewczynie jakiegokolwiek zagrożenia, więc całkiem sporo się dowiedziała. Żadnej informacji na tyle ważnej, aby uznać ją za powód dobry do aresztowania kogoś, jednak nie znalazła... Ale upewniła się, że faktycznie, na pewno ktoś robi w Dolinie teraz lewe interesy i musi tylko wywęszyć kto dokładnie. Po kilku dniach wpadła na trop kilku złodziejaszków, którzy dokonywali niewielkich włamań i kradzieży różnych przedmiotów z domostw w Dolinie. Po przeprowadzeniu serii wywiadów z mieszkańcami, zdawało się, że Ariadne jest na dobrej drodze, aby przyłapać włamywaczy na gorącym uczynku. Niestety, to jednak nie wypaliło kompletnie, bo przestępcy zwietrzyli, że ktoś podąża ich śladem, po czym całkowicie zaszyli się Merlin wie gdzie. Jeden ze znajomych po fachu dał młodej aurorce cynk, co do dziwnego sprzedawcy, który pojawiał się od czasu do czasu w Dolinie i proponował czarodziejom przedmioty. Przedmioty wpisane na listę zakazanych. Dziewczyna bez wahania przystąpiła do akcji. Zamierzała udawać potencjalną klientkę. Parę dni wyczekiwania i w jeden bardzo śnieżny dzień, zobaczyła sylwetkę odzianą w ciemny płaszcz w jednej z alejek. Zaczęła rozmowę całkiem spokojnie, pomimo że w głębi serca czuła ogromny stres, a wargi drżały jej z poddenerwowania. Mężczyzna początkowo wciskał jakiś kit, próbował wepchnąć Ariadne jakieś bombki-pamiątki czy inne magiczne świecidełka. Uparcie jednak pytała o coś wyjątkowego, coś niecodziennego... Rozmowa w końcu zeszła na nielegalne przedmioty, ale słowa to jeszcze nie jest wystarczający dowód. Wickens zgodziła się kupić coś nazywanego "Ręką Glorii" i zapłaciła od razu. Przedmiot miał zostać dostarczony jej następnego dnia prosto do domu. Faktycznie tak właśnie się stało. A stamtąd już mogła łatwiej wyśledzić skąd przyszła paczka oraz dotrzeć do źródła dostaw tych właśnie przedmiotów. O dziwo, nie był to nikt powiązany z Nokturnem ani nawet z Londynem. Jakaś zagraniczna szajka sprowadzająca przedmioty przesiąknięte czarną magią i obłożone klątwami gdzieś ze wschodniej Europy. Wszystkie te informacje aurorka przekazała szefowi Biura, a niebawem rozgromiono już tych handlarzy. Więcej nikt się w Dolinie nie pojawiał, czując zagrożenie. Ariadne otrzymała nagrodę, czego się nie spodziewała. Najważniejsze, że mieszkańcy mogli teraz czuć się bezpieczniej, wiedząc, że nikt im pod choinkę nie wrzuci duszalika. Otrzymała czapkę niewidkę. Coś niezwykle przydatnego w wielu akcjach wymagających śledzenia czy podsłuchiwania. Może i nie zapewniała całkowitej niewidzialności, ale na pewno pomoże w ukryciu. Przyjęła ten prezent z radością, ciekawa czy przyda jej się na jakiejś akcji.
/zt
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Prawdę mówiąc, Christopher czuł się nieco zmęczony tymi atakami smoków, tym, że nieustannie gdzieś się pojawiały i nic nie było w stanie ich zatrzymać. Bał się, co może nadejść, a jednocześnie wiedział, że nie może tak po prostu siedzieć w miejscu i czekać, aż wszystko minie. Nie czuł się na siłach, żeby wybrać się na protest, to nie było zupełnie w jego stylu, nie umiałby się tam odnaleźć i zapewne nie powiedziałby niczego mądrego. Jednocześnie jednak nie umiał tak do końca siedzieć z założonymi rękami i czekać na zbawienie, czy coś podobnego. Z tego też powodu, kiedy tylko dowiedział się, że w Dolinie Godryka znalazły się miejsca, jakie wymagały naprawy, po prostu postanowił pomóc, mając świadomość, że chociaż w tym mógł się sprawdzić. Ostatecznie nie był taki beznadziejny, jeśli chodziło o sztukę, a skoro tak, to w istocie mógł coś z tym zrobić, mógł jakoś zaradzić zniszczeniom, mógł spróbować odbudować i odmalować to, co zostało spopielone. Domyślał się, rzecz jasna, że znajdzie się tam o wiele więcej artystów, w większości zapewne lepszych od niego, ale nie przejmował się tym. Zjawił się na miejscu o wskazanej porze, żeby dowiedzieć się, co dokładnie wymagało odrestaurowania, kiwając lekko głową i dopytując osoby, która tym wszystkim dyrygowała i zarządzała, czy być może zachowały się zdjęcia tego, jak wyglądała ta okolica, a konkretnie zniszczone freski naścienne, zanim wszystko zostało zdmuchnięte przez zirytowane smoki. Na całe szczęście coś jeszcze z tego zostało, więc Christopher wykorzystał fotografie, by zorientować się, co go w tej chwili czekało. Uśmiechając się lekko, zapewnił, że będzie w stanie odtworzyć te elementy, na których przedstawiono rośliny i gdy tylko uzyskał zgodę na działanie, zakasał rękawy. Nie było sensu zwlekać, skoro zniszczeń było sporo, a oni nie powinni jedynie siedzieć w miejscu i narzekać. Najpierw upewnił się, w jakim właściwie stanie była ściana, na której miał pracować, a gdy została odpowiednio wzmocniona i oczyszczona z osmolenia i innego brudu, jaki osiadł na niej po wściekłych atakach smoków, Chris, zerkając na zdjęcie, wykonał pierwszy szkic, który miał mu pomóc w dalszej pracy. Nie zamierzał rzucać się na głęboką wodę, bo to w niczym by nie pomogło, a jedynie musiałby poprawiać w nieskończoność swoją pracę. Wychodził z założenia, że o wiele lepiej było się na coś przygotować i w tym dłubać, niż próbować robić wszystko na raz, bez ładu i składu. Usiadł ostatecznie na ziemi, by krok za krokiem nanosić na ścianę odpowiednie rośliny, rozwijające się kwiaty i drzewa, którym niepostrzeżenie dodawał szczegółów, jakich wcześniej, przynajmniej jego zdaniem, nie posiadały. Trzymał się tego, co znajdowało się wcześniej w tym właśnie miejscu, ale był pewien, że nie zdoła odtworzyć tego w sposób idealny, że nie będzie w stanie zrobić czegoś tak dokładnie, jak zrobił to dawny twórca. Z tego też powodu fresk mimo wszystko z każdą mijającą godziną prezentował się nieco inaczej, niż dawniej. Był jednak niewątpliwie żywy i pełen kolorów, które mogły i powinny zachwycać. Zdaniem Christophera nie mogło być to coś mdłego, bo wtedy ludzie w ogóle nie zwracaliby na to uwagi. Potrzebowali czegoś, co zwróci uwagę czarodziejów, co nieco ich pocieszy w tych niezbyt miłych czasach. Dlatego też starał się, żeby przygotowany przez niego fresk zawierał żywe barwy, żeby przysłonił to, co miało tutaj wcześniej miejsce, zostawiając resztę dzieła innym artystom, którzy również się tutaj kręcili. Nie wchodzili sobie w drogę, malując i naprawiając wybrane przez siebie kawałki ścian, po prostu starając się przynieść innym ludziom wytchnienie. I było to bardzo miłe, co Christopher przyznał sam przed sobą z łagodnym uśmiechem, kiedy wręczono mu ww podzięce zestaw pędzli.
z.t +
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Ścieżki kariery - Artysta - czerwiec-sierpień 2023
Skoro otwarł już swoją własną pracownię, mógł trochę więcej uwagi poświęcić wszystkiemu dookoła. Miał świadomość, że przez smocze ataki wiele miejsc ucierpiało, wiele domów, czy nawet skwerów. Głośno było obecnych wszędzie wokół smoczych jajach i wciąż jeszcze pamiętał, że pomagał z tworzeniem ulotek dotyczących postępowania w przypadku natknięcia się na smocze jajo, czy nawet młodego smoka. Jednak nie wykazywał wcześniej zainteresowania tym, co działo się dokładnie w Dolinie, czy innych miastach. Dopiero kiedy jednego dnia przechodził przez centrum Doliny Godryka i dostrzegł grupkę czarodziejów kręcących się wokół ratusza, zwrócił uwagę na wygląd budynku. Niektórzy starali się naprawić liczne szkody, jakich doznał zabytkowy budynek. Swansea zatrzymał się na chwilę, przyglądając się uważnie krzątaninie, jaka powstała. Widział, że niektórzy czyścili osmalone ściany, zmywano sadzę, starano się odmalować budynek, odtworzyć widoczne na nim freski. Jednak nikt nie sięgał wyżej, nie próbował naprawić kopuły i widocznych wcześniej rzeźb na dachu ratusza. Może to i dobrze, gdyż lepiej, aby byle kto nie zajmował się czymś podobnym, ale Larkin nie mógł patrzeć, jak tak podstawowe elementy są pozostawiane wciąż w złym stanie. Odnalazł czarodzieja odpowiedzialnego za przeprowadzanie remontu ratusza, aby dopytać, czy potrzebowali pomocy z wieżą zegarową i kolumienkami. Przez chwilę omawiali szczegóły, jak i sam sposób dostania się do wieży z zewnątrz, a już po chwili Larkin teleportował się po własne narzędzia i na nowo stał przed ratuszem, opanowując chwilowe mdłości. Następne udał się wraz z jednym z pracowników na wieżę zegarową, gdzie przyczepiono go specjalnymi pasami, aby nie spadł w trakcie przeprowadzanych prac z zewnątrz. Sugerowano wcześniej, aby siedział na miotle, ale nie zdołałby się utrzymać na niej i prowadzić jednocześnie dłuto. Nawet jeśli potrafił latać na miotle, czy po prostu utrzymać się na niej w powietrzu, podobny sposób pracy nie był właściwy i groził wypadkiem nawet przy niezwykłych umiejętnościach miotlarskich. Swansea potrzebował skupić się na zadaniu, jakie go czekało, bez mimowolnego zastanawiania się, czy na pewno nie zaczyna zjeżdżać z miotły. Kiedy już pozostał sam, Larkin przyjrzał się uważnie kolumienkom i ich zdobieniom, chcąc jak najlepiej naprawić uszkodzenia, czy nawet wypełnić uszczerbki. Sięgnął wpierw po różdżkę i zaczął od usuwania resztek sadzy oraz oczyszczania miejsca, w którym zamierzał pracować. Szlifował co bardziej zniszczone miejsca, wiedząc, że za chwilę odtworzy istniejące na nich wzory. Potrzebował jednak dostać się do czystego kamienia, aby następnie przy pomocy magii wypełnić powstałe ubytki. To nie wystarczało, żeby kolumienki prezentowały się należycie, więc ostatecznie złapał za dłuto i kawałek po kawałku, prowadził nowe żłobienia, poprawiał kolejne zdobienia, przywracając świetność zegarowej wieży. Nie zwracał uwagę na upływ czasu, skupiając się po prostu na swojej pracy, powtarzając wszystkie czynności z każdym kolejnym miejscem, przesuwając się na pasach na boki, aż w końcu cała wieża zegarowa była odtworzona należycie. Mógł wtedy zacząć rzucać podstawowe zaklęcia ochronne, które miały pomóc w utrzymaniu rzeźb w należytym stanie przez kolejne lata. Na koniec został poproszony o odmalowanie wieży wraz z jej kopułą. Nie dostrzegał w tym żadnego problemu, po prostu biorąc pędzel w dłoń. Wiedział, że tak naprawdę jeśli sam nie pomoże im dokończyć prac, cały jego wysiłek może pójść na marne, a tego nie zamierzał oglądać. Nie spodziewał się jednak otrzymać w podzięce za pomoc zestawu pędzli. Podziękował za to, wspomniał, gdzie można go znaleźć w razie potrzeby i odszedł, aby z oddali spojrzeć raz jeszcze na zegarową wieżę, ciesząc się z efektów prac.