On także w sumie nie sądził, że go tak rozwinie. Nie wiedział, czemu to się stało, bo niezbyt miał ochotę rozmawiać o pracy poza pracą. Sądzę jednak, iż chciał w ten sposób niejako zaimponować Destiny, pokazać Ślizgonce, że jest przedsiębiorczym, a nie tylko cykającym zdjęcia obcym laskom, mężczyzną. Dziwnie to może zabrzmi, ale chyba.. chciał by była w jakiś sposób z niego dumna? Albo po prostu liczył, iż w ten sposób zareklamuje jej swoją kawiarnię i zachęci do częstszych odwiedzin. To w sumie nie byłoby takie złe, prawda? Częściej by się widzieli i w ogóle. Kontakt byłby lepszy, ponieważ bądź, co bądź.. ale sową nie można przekazać wszystkiego. To nie to samo, co zwyczajna rozmowa, taka bez papieru, gdzie czuć przepływ energii między ludźmi. Taki niczym niezmącony i w ogóle. Tak, to na pewno lepiej zrobiłoby ich relacji. Niezależnie od tego, w jaki sposób by się ona rozwinęła, z pewnością zbliżyłoby do siebie ich oboje. - Z Oriane…? – powtórzył to nieznane imię, patrząc na nią z lekkim niezrozumieniem. – A tak! Jasne! Jasne! Wpadajcie! Zapraszamy! Ugoszczę Was dobrą kawą, albo herbatą, albo czymś mocniejszym, zależnie od tego, na co będziecie miały ochotę! Dodał entuzjastycznie. Lekki przypał, że nie wiedział kim była owa Oriane. W sumie dalej nie bardzo wiedział o kim właśnie rozmawiali, ale musiał to jakoś zatuszować, bo w końcu to bardzo niedobrze nie znać przyjaciółki, czy też innych bliskich osób swojego cichego obiektu westchnień. ALE! To tylko dobitnie pokazywało, ze muszą się częściej spotykać i wszystko! W końcu to naprawdę karygodne! Zwłaszcza dla niego, bo w końcu.. no. Jakoś musiał u niej zaplusować, prawda? A potem przeszli do fotografii. Widocznie podobały jej się te zdjęcia. Ojoj. Uśmiechnął się lekko, zmartwiwszy, bo na jego twarzy zagościł blady rumieniec. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. W zasadzie po tym spotkaniu długo zastanawiał się, co też dziewczyna o nim pomyślała. Zawsze mogła go wziąć za jakiegoś wariata, albo gwałciciela, prawda? W końcu, kto normalny zaczepia obcą, dopiero co poznaną dziewczynę, bo chce jej zrobić kilka zdjęć? No właśnie. No właśnie on. Cóż, cóż. Szczęśliwie, jak pokazał czas, miała o nim dość dobre zdanie – to znaczy nie wzięła go za nikogo z wyżej wymienionych. A ten buraczek na twarzy Destiny.. Nie, nie zauważył go. Znaczy, zauważył, jednak postanowił nie dać tego po sobie poznać. Po co się miało dziewczę czuć niekomfortowo, prawda? I tylko uśmiechnął się, kiedy tak wybuchła tym śmiechem, rozważając, cyz powinien coś powiedzieć.
I wtedy go pocałowała. Choć.. pocałowała? Lekko musnęła jego usta. Tak nieśmiało. Tak niewinnie. Tak.. jak lubił najbardziej. Cudownie, cudownie. Mimo wszystko Joshua patrzył na swoją „koleżankę” z lekkim zdziwieniem i niedowierzaniem. Naprawdę to zrobiła? A czy to nie on powinien wykonać pierwszy krok? W końcu był facetem. Czy aż tak nie mogła się doczekać kiedy to zrobi? Nie, pewnie nie. Pewnie po prostu go pocałowała, bo coś tam. Merlinie, dlaczego on ciągle się nad tym zastanawiał. Przecież! Przecież! Przecież! Powinien coś zrobić, prawda? Prawda?! Prawda?! Tak! Powinien! I powinien coś powiedzieć! Albo.. zrobić coś! Cokolwiek! A ten tylko patrzył nadal na Destiny, po czym bardzo nieśmialo zbliżył doń swe usta. Złączył się z nią w pocałunku, trwało to chwilę. Dłuższą, krótką, nieistotne. Zainteresowanemu wydawało się,że właśnie minęła wieczność. I Wedy nagle się od niej oderwał! - Destiny.. Ja.. Ty… My… - jąkał się przez chwilę, nie wiedząc, co takiego powiedzieć. Długo szukał słów, na wyrażenie tej emocji, werbalizacji swoich myśli. W końcu postanowił przemówić. Zebrał w sobie tę odrobinę niezbędnej odwagi. Popatrzył na nią. I rozpoczął swoje przemówienie. - Destiny! Bo ja.. bo my… nie. no. Chyba.. znaczy się. To nie powinno mieć miejsca. Bo nie powinno, prawda? Bo przecież.. Znaczy się to nic osobistego, ale! Ale tu chodzi o Ciebie do cholery jasnej! O twoje zdrowie psychiczne. I całą resztę. Znaczy się, bo.. Ty naprawdę uważasz, że ja jestem dobrym materiałem na mężczyznę do całowania? Bo ja osobiście nie. A to może się skończyć o wiele gorzej. A ja.. nie wiem. Ja nie mogę Ci tego zrobić. I ja w ogóle strasznie Cię przepraszam! Bo.. Ja. No. Ja nie powinienem był wtedy do Ciebie zagadywać. A Ty.. Ty nie powinnaś ze mną utrzymywać kontaktu. No bo.. to się może źle skończyć. Dla Ciebie. Dla twojego zdrowia. I tak dalej, a przecież.. przecież nie chcemy tego. Ja nie chcę. Żeby Ci się coś stało. Żebyś była smutna, albo żeby twoja psychika miała się gorzej przeze mnie! Powiedział, co miał powiedzieć. Następnie jedynie się od niej odsunął, upił łyk herbaty. Wciąż na nią patrząc, rozpłakał się. Taki właśnie był Joshua. Otwarty, pogodny, rozmowny. Zwłaszcza w pracy, albo kontaktach z nowo poznanymi ludźmi. Często zapominalski, zachowujący się, jakby był z innej planety. Rzadko jednak ktoś mógł go zobaczyć w zderzeniu z rzeczywistością. Tą smutną rzeczywistością, jego ssamego z własnym wnętrzem, emocjami, intelektem. Słowem, uzewnętrzniającego wszystkie swoje ciężkie stany emocjonalne. Swoje całe myślenie o sobie, głównie to złe. Zdecydowanie Destiny była jedną z niewielu osób w ostatnich miesiącach, które mogły tego „zaszczytu” dostąpić. Choć.. żadna przyjemność zapewne jej nie spotkała. Tymczasem Joshua siedział oparty o ścianę, z głową między kolanami, próbując złapać oddech i przestać płakać. To był jeden z tych momentów, kiedy naprawdę poważnie rozważał wyjście i zakup czegokolwiek. Byle odlecieć. I nie był to alkohol, albo jakieś fazowe eliksiry. Szkoda tylko, że w Hogsmaede ciężko było o mugolskie prochy, a jeśli już się takie znajdywały, były kiepskiej jakości i bardzo drogie przy okazji. Tymczasem, dalej próbował się uspokoić i modlił w duchu, by Destiny nie uznała go za niepoczytalnego, nade wszystko wyszła. Bez słowa. Nie interesując się nim. Tym co się z nim działo obecnie i całą resztą. Bo przecież poradzi sobie. Robił to przez te wszystkie lata.
|