Tajemniczy posąg człowieka ze skrzydłami na pewno stoi tu już od wielu lat. Czyżby był to Ikar? Taka mogłaby być twoja pierwsza myśl, ale pomyśl jeszcze trochę, a do głowy przyjdzie ci jeszcze jedna opowieść. Tak, to Latający Holender, a nie przynosi on niczego więcej niż nieszczęście. Według legendy zmarli marynarze w postaci szkieletów nadal żeglują na tych wodach na swoim statku widmo. Może nawet będziesz miał okazję ich spotkać? Nawet nie myśl o tym, że przywitają cię ciastkami i herbatką. To zdecydowanie nie jest miejsce dla tchórzy, to jak odważysz się?
Temat wymaga dobrej znajomości transmutacji, zaklęcia Bąblogłowy, bądź wykorzystania Skrzeloziela (możliwość pięciorazowego użytku).
Nikt o zdrowych zmysłach nie pozwoliłby Jednookiemu na przejęcie nadzoru w kuchni, gdyby nie jego sława. Jeśli zastanawiałeś się, dlaczego zaserwowane ci dania zawsze wyglądają podobnie, choć nazwy mają zazwyczaj inne, do tego potwornie wymyślne, odpowiedzią mógł być tylko kucharz urzędujący na statku. Słyszano pogłoski, że cudowna Atlantyda ma być wybawieniem w kwestii kulinarnej, jednak wszyscy musieli się przeliczyć. Słuchy o Jednookim Billym dotarły nawet tam, a miejscowi kucharze z chęcią zgodzili się przyjąć pirata w swoje szeregi, udostępniając mu pomieszczenie na urządzenie kursu gotowania. Zacierając potężne ręce, przechadzał się teraz przed zebranymi, z uśmiechem pełnym dziur i błyszczącym, srebrnym zębem. Przebiegł wzrokiem po pierwszym rzędzie, krótko, głośno i chrypliwie tłumacząc, czego wspaniałego ich dziś nauczy. Okazało się, że na sam początek trzeba załatwić świeże składniki, choć burczał coś, że świeżość nie robi żadnej różnicy. Machnął ręką, prawie uderzając niewinną uczennicę w twarz swoją wielką łapą i poczłapał do wyjścia, co reszta miała powtórzyć. - Złapiemy se trochę żarła – wyjaśnił, wydłubując różdżką brud spod paznokcia. – Jak ktoś ma szczać w gacie, że idziemy pływać albo będzie wodę łykał, niech zmusi jakiegoś kamrata, żeby mu co złapał i niech czeka. Macie se takie sieci – rzucił im kilka poplątanych egzemplarzy. Magiczne sieci dostosowywały się do łapanego żyjątka, kiedy tylko się nimi wstrząsało. Wystarczyło patrzeć na swoją ofiarę i potrząsać chwilę, aby zadziałały. – Łapta wszystko co popadnie, co złapiecie, będziecie żryć – podsumował. – Najłatwiej to te wypierdki - plumpki, one się same przyczepią i zeżrą wam łachy. Meduzy, ryby, krewetki, latające cholery, homary, co się nawinie – powiedział, wypuszczając kolejne osoby. Od miejscowych słyszał, że przy posągu zawsze coś pływa.
Każdy rzuca dwiema kostkami. Pierwsza kość określa, co postać usiłuje złapać, zaś druga, jak sobie z tym radzi.
♦ Pierwsza kość ♦
1 latające ryby 2 plumpki 3 meduzy
4 homary 5 krewetki 6 ośmiorniczki
♦ Druga kość ♦
1 Twoja potencjalna zdobycz porusza się w wodzie zdecydowanie lepiej, niż ty. Zamiast obserwować ją i przymierzać się do złapania, może po prostu to zrób? Twoje zwlekanie sprawia, że nie zmieniasz sieci przed atakiem, dlatego żyjątko z łatwością ci ucieka. Rzuć kolejną kością, aby sprawdzić, czy ponowna próba odniesie skutek. Parzysta – uczucie porażki? Słusznie, nawet kiedy sieć przybrała odpowiedni kształt, nie udaje ci się dopaść ani jednej sztuki. Nieparzysta – brawo! Łapiesz trzy spore okazy.
2 Próbujesz wiele razy, ale wciąż coś ci przeszkadza. Chyba ktoś złośliwie śle w twoim kierunku zaklęcia rozpraszające, bo kiedy jesteś już naprawdę blisko złapania żyjątka, nie potrafisz skupić się na nim wystarczająco. Możesz spróbować znaleźć intruza i odwdzięczyć mu się, aby w końcu coś złapać. Rzuć ponownie kostką. 1, 4 – udaje ci się wypatrzyć wrednego ucznia, z którym radzisz sobie dosyć szybko, dzięki czemu powracasz do zadania i łapiesz dwie porządne zdobycze. 2, 3 – niestety nie udaje ci się odnaleźć ucznia, a tym samym nie łapiesz nic. Może to czas, aby skoncentrować się na czymś innym niż obecny cel? 5, 6 – Odnajdujesz niesfornego ucznia, ale mimo usilnych prób, nie udaje ci się go pokonać. Nie łapiesz nic, jednak nie jest tak źle, bo w pewnym momencie znajdujesz zamkniętą muszlę. Jeśli masz 10 punktów w zaklęciach, możesz ją otworzyć i znajdujesz perłę. W innym wypadku musisz poszukać kogoś, kto ci pomoże, ale najpierw dobrze byłoby wydostać się z wody.
3 Jest bardzo przeciętnie. Łapiesz dwie sztuki, ale nie musisz martwić się żadną kontuzją i z rozbawieniem możesz obserwować innych, którzy jeszcze męczą się ze swoimi żyjątkami.
4 Czy ty w ogóle rozglądasz się za czymś do złapania? Oczywiście, że pomnik jest ciekawy, a na jego palcach można znaleźć tajemnicze pierścienie, ale… czekaj, wróć. Ozdób co prawda nie udaje ci się zdjąć, ale między palcami posągu pochowały się plumpki, więc możesz zignorować to, co planowałeś złapać, na rzecz najłatwiejszego celu. Jeśli je zgarniasz, masz całe pięć plumpek, jeśli nie – kończysz z niczym, o ile nie weźmiesz się porządnie do roboty.
5 Albo jesteś totalnym beztalenciem, albo twoja sieć jest zepsuta. Za nic nie chce dopasować się do celu, który sobie upatrzyłeś, przerastając go przynajmniej czterokrotnie. Uważaj, żeby się w nią nie zaplątać! Rzuć kostką: 1, 6 - jakimś cudem sieć zaczyna działać poprawnie, gdy tylko w pobliżu pojawia się Jednooki. Nie masz co liczyć na jego pomoc, ale sam chyba zaczynasz radzić sobie trochę lepiej. Łapiesz jedno żyjątko. Zawsze coś. 2, 5 - czy tak trudno poradzić sobie ze zwykłą siecią? Masz niemały problem i potrzebujesz pomocy przy wyplątywaniu się z niej, gdyż zaczęła żyć własnym życiem. Coś musiało być z nią nie tak, skoro sprawnie steruje twoimi kończynami, tym samym układając szalony taniec. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - chyba zwróciłeś uwagę czterech krewetek, które na pewno dadzą ci się złapać, jeśli tylko ktoś okiełzna twoją sieć. 3, 4 - sieć na pewno nie będzie współpracować, a twoja różdżka pod wodą działa jakoś inaczej, nie chcąc ułatwić ci zadania. Czyżbyś postanawiał złapać swój cel ręcznie? Jeśli tak, udaje ci się, ale masz problem, kiedy twoja zdobycz jest meduzą. Łapiesz ją, ale musisz przyszykować się na porządne okładanie dłoni podejrzanymi specyfikami. Fioletowe bąble nie wyglądają zbyt ciekawie. Wychodząc z wody zauważysz, że wydzielają nieprzyjemny zapach. Jeśli zaś nie łapałeś meduzy, wszystko jest w porządku. Łapiesz jedną sztukę.
6 Czysty talent, daję słowo! Nawet Jednooki jest pod wrażeniem, kiedy widzi, jak zjawiskowo łapiesz aż sześć sztuk jednocześnie. Klaszcze ci z uznaniem, chwilę później podając znaleziony przed chwilą naszyjnik z muszelek. Jeśli przyjrzysz mu się dokładnie, dostrzeżesz małe, rzeźbione koraliki. Podaruj go ważnej dla ciebie osobie, a po założeniu go, z pewnością dostrzeże wiele twoich zalet.
♦ Kod do posta:
Kod:
<tkod>Etap I kursu gotowania</tkod> <div class="kod"><zg>Kostka I:</zg> wpisz wyrzuconą kostkę <zg>Kostka II:</zg> wpisz wyrzuconą kostkę <zg>Czy złapane:</zg> TAK/NIE <zg>Link do losowania:</zg> podaj link do kostek </div>
♦ W pierwszym etapie można pisać dowolną ilość postów, jednak muszą się one pojawiać w odstępie przynajmniej dwóch postów innych graczy. Za jednego posta przysługuje jeden punkt, za dwa lub więcej - dwa punkty. Najbardziej wytrwali dostaną nagrody od Jednookiego.
♦ Po ukończeniu etapu I można wziąć udział w II, który znajduje się w kuchni.
______________________
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Najgorsze pomysły biorą się ze spontana. Zapamiętajcie tę sentencję, bo właśnie ona będzie motywem przewodnim tej zabawy. Wyobrażacie sobie gotującego Sharkera? Jeśli nie to zdecydowanie słabą macie wyobraźnie. Brał udział w poprzednich kursach gotowania, więc raczej nietrudno się domyślić, że ciekawość popchnie go jeszcze dalej. Tak się złożyło, że był zainteresowany tym co przyjdzie im przygotowywać będąc pod wodą… no shit Sherlock, że jakieś owoce morza. Bardziej interesowały go kompozycje smakowe, jakie można z nich stworzyć, gdyż, być może, uda mu się poszerzyć horyzonty oraz, również być może, codzienne menu. Nie spodziewał się, mimo wszystko, tego, że będą sami sobie łapali składniki. Koordynacja ruchowa pod wodą bywa… no, wiadomo jaka, więc chłopak w zasadzie nie oczekiwał cudów i to chyba było właściwe podejście. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się łowić, tym bardziej już pod wodą i za pomocą takiej dziwacznej sieci. Upatrzył sobie za to kilka smacznie wyglądających ośmiorniczek i zaczaił się na nie, miotając się jak dziki z tą całą siatką, aby dopasowała się do rozmiarów jego ofiary. Okazało się jednak, że nic z tego. Siatka za żadne skarby nie chciała z nim współpracować, ba, nawet sprawiała, że Sharker w wyjątkowo idiotyczny sposób zaczął poruszać ramionami, tworząc z tego dziwaczną choreografię. Jedynym pocieszeniem było kilka krewetek, na które ostrzył sobie zęby. Gdyby tylko ten parszywy mugolski wynalazek zaczął współpracować…
Etap I kursu gotowania
Kostka I: 6 Kostka II: 5 -> 2 Czy złapane: NIE, halp? Link do losowania: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p480-kostki#306715
Irina Blythe miała chociaż to szczęście, ze po ostatnich wydarzeniach jakie napotkały ją wraz z jej mężem podczas wycieczki po rafie, pan Blythe postanowił nigdzie nie puszczać jej bez odpowiedniego zabezpieczenia. Nie dlatego, że chciał skombinować coś bardzo nieprzyzwoitego (był kiedyś na pewno jednym z tych nastolatków, którzy przyrzekali robić coś nie niedobrego, tylko niestosownego), ale zabezpieczał swoją żonę przed ewentualnymi wycieczkami pod wodę. Dlatego chyba profilaktycznie rzucał na nią zaklęcie Bąblogłowy przy każdym razie, kiedy ich drogi się rozchodziły. Tym razem Irina postanowiła to wykorzystać. Skoro już i tak zmagała się z bańką przy głowie, wypłynęła wraz z co poniektórymi uczniami an poszukiwania składników, uznając za całkiem przyzwoity pomysł wziąć udział w kursie gotowania organizowanym przez Billy’ego. Też gdzieś miała cichą nadzieję upilnować kucharza, żeby nie wrzucał czasem starych butów do zup, czy cokolwiek. W końcu wiedza Iriny mogła się przydać na coś innego niż tylko historia magii i starożytne runy. Ucieszona, pełna werwy, brała więc udział w polowaniu na składniki. Wcale nie zrażał jej fakt, że mimo jej wszelkich starań nic jej nie wychodziło. Mimo, że ganiała za upatrzonymi przed siebie latającymi rybami, które wyglądały jej znajomo, jako, że widziała je latające nad pokładem. Nie straciła motywacji nawet kiedy z całym impetem wpadła na jednego z biednych uczniów. Mało, że wpadła. Zaplatała się w czyjąś siatkę, mrucząc pod nosem (nie wiedziała, jaką magią jej mąż dysponował, ale była pewna, ze rzucił jakimś bardzo inteligentnym zaklęciem, ułatwiającym jej mowę): — Oj, ojej, przepraszam. Nie chciałam. Jejku — podniosła głowę do góry, wplątując się bardziej w siatkę nieszczęśnika, krzyżując wzrok z nad siateczki lin ze wzrokiem młodego Ślizgona. — Panie Sharker — powiedziała niemalże karcącym tonem, gdyby była do niego zdolna — na pewno mnie chciał Pan upolować? Nie jestem wcale smaczna. Ale gdzieś tutaj widziałam dorodne krewetki. Rozejrzała się wokół, na dokładkę wkręcając własną siatkę w siatkę Rasheeda. Jakby fakt, że zupełnie wpadła w tą należącą do studenta i kompletnie się w nią zawinęła nie wystarczył.
Etap I kursu gotowania
Kostka I: 1 Kostka II: 2 Czy złapane: NIE, też czeka na pomoc Link do losowania: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p510-kostki#306995
Prawie przez całe wakacje udawała, że jej nie ma. Dopiero kiedy dopłynęli do Atlantydy, zaczęła brać udział w organizowanych zabawach i zajęciach. Wydawało jej się, że kurs gotowania może być czymś przydatnym. Co prawda już od niemal trzech lat miała swoje mieszkanie i zdarzało jej się czasem zagotować wodę na herbatę albo przygotować kanapki... zazwyczaj jednak korzystała z posiłków w szkole. A teraz... czas wkroczyć w dorosłe życie! Oznaczało to, przede wszystkim, samodzielnie przygotowywanie jedzenia. Bell nie czuła się na to gotowa ale pomyślała, że może ten kurs jakoś jej pomoże. Nie, żeby na co dzień zamierzała gotować pod wodą. Początek wcale nie miał związku z gotowaniem, dlatego była krukonka nie poradziła sobie tak źle. Właściwie, największy problem miała z decyzją co chce złapać. Bardzo podobały jej się meduzy, ale krewetki też były śmieszne (chociaż nie przepadała za żadnymi owocami morza). Ostatecznie zdecydowała się na te drugie. Łyknęła wcześniej trochę skrzeloziela, dlatego teraz mogła sobie pływać niczym ryba. Przypominało to trochę latanie, ale nie potrzebowała miotły. Dlatego, wydawało jej się, że jest jeszcze fajniej. Pływakiem była całkiem niezłym, używając siatki złapała całe dwie krewetki i była z siebie okropnie dumna, chociaż Jednooki mógł twierdzić, że to niewiele. Przypatrywała się z fascynacją tym zwierzątkom, bo nigdy jeszcze nie widziała ich z bliska i w dodatku żywych. Wypatrzyła Rasheeda i panią Irkę, którzy robili jakieś dziwne rzeczy. Niewątpliwie, łapanie obiadu nie szło im najlepiej. Co prawda Bell nie była najbardziej pomocną osobą, ale podpłynęła do nich. - Dzień dobry, cześć Rasheed - powiedziała, chociaż nie jestem pewna czy pod wodą się da i czy z jej ust nie wydobyły się tylko bąbelki. Nie przepadała za ślizgonem, ale podczas ferii, kiedy złamała rękę, ten jej pomógł, to i ona mogła być trochę miła, no nie? - Myślałam, że mamy łapać krewetki a nie siebie nawzajem - zabulgotała znowu, uśmiechając się do nich. Fascynujące były te bąbelki. Wypuścił jeszcze trochę powietrza, żeby móc na nie popatrzeć.
Etap I kursu gotowania
Kostka I: 5 krewetki Kostka II: 3 Czy złapane: TAK! całe 2 Link do losowania: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p570-kostki#307302
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Czemu wszystko musi się pierdzielić właśnie wtedy, kiedy zaczynają się złazić ludzie, z jakimi nie chciałby współpracować? Nie przepadał za runami? Bam, oto i pojawiała się nauczycielka historii magii i starożytnych run. Miał pewną awersję do znajomych Shenae, baam, pojawiała się Bell, która bez problemu zgarnęła jakąś drugą parę krewetek, jaka zatrzymała się obok nich, najpewniej niepewnych, w którą stronę uciekać. Wywrócił oczami, starając się zapanować nad chęcią przecięcia tej paskudnej siatki i pociągnął lekko, próbując rozdzielić swoją sieć od tej, która należała do Blythe. - Pani profesor, mogłaby Pani spróbować zwinąć swoją sieć? - zapytał, bardzo starając się, aby zabrzmiało to jak najbardziej uprzejmie, a jednocześnie walczył ze sobą, starając się w jakiś sposób przekonać samego siebie, że to jest dobry plan. Znając jego szczęście to zaraz przypałęta się D’Angelo i jej okres. - Cześć… - mruknął na próbę, jakby się starał dopasować ton głosu do słów, jakimi zamierzał się posłużyć, po czym spróbował jeszcze odwinąć swoją sieć z Iriny, ale średnio mu to wychodziło. Chcąc nie chcąc, potrzebował pomocy. - Rodwick - zaczął, ale zaraz ugryzł się w język. - To znaczy… Bell, mogłabyś nam pomóc się wyplątać? - poprosił ją, czując że nawet nie było to takie trudne. W sumie zawsze go zastanawiało, czemu jego stosunki z innymi prefektami bywały aż tak chłodne.
Wypłynęła na środek kurewsko rozpowszechniającego się wokół morza, Atlantyku, oceanu, whatever, nie widziała żadnej różnicy, to i to i tak woda, zgubiła się po drodze, wkurzyła się, pewnie też próbowała poszukać diamentów, na czym straciła ogrom czasu, więc docierając na miejsce była już mocno rozdrażniona, nienastawiona na jakieś korelacje z innymi. Dostrzegając jednak rudą czuprynę, rzucającą się w oczy nawet z tak dalekiego dystansu, jak mogła do niej nie podpłynąć? To były ich ostatnie wspólne wakacje, chyba, że w przyszłe D’Angelo zamierzała zwołać całą swoją drużynę i sabotować szkolne, hogwarckie wyjazdy, co w sumie nie byłoby takie głupie. Mogłaby przy okazji spotkać się też z Jeanette, czy innymi członkami drużyny, którzy zdążyli ją opuścić. Tak czy inaczej, skierowała się w stronę Rodwick, w całej swej zapalczywości nie zwracając nawet dobrze uwagi na Rasheeda, który pałętał się gdzieś obok. Może byłoby go łatwiej dostrzec, gdyby nie skakał jak głupi wokół profesor Blythe, którą swoją drogą też niełatwo było rozpoznać w tonie sieci, w jaką się zaplątała. W pierwszym odruchu więc, dopłynęła do Bell, tylko z nią się witając. — Hej, Bell — przywitała się jak należało, bo była na tyle dobra z zaklęć, że i pewnie ten cały Bąbloglowy ułatwiał jej normalne porozumiewanie się, w przeciwieństwie do rudej, która burczała coś niewyraźnie, puszczając bąbelki. — Wyglądasz jakoś tak… inaczej — mruknęła She, krytycznie oceniając oskrzela na boku szyi Bell i jej bardzo oślizgło wyglądające płetwy. Nie powiedziała jednak wprost, że trochę był to widok niesmaczny. D’Angelo chyba nie przepadała za rybami. Przykre, jako, ze ostatnio chyba tylko nimi się żywili. Zresztą, miałą ku temu powody. Jako, ze wcześniej dostała siatkę, kierując się w stronę Bell, niespecjalnie złapała na nią dwie meduzy. Bo kto normalny poluje na meduzy? No proszę… ledwie się obróciła w miejscu i zaraz lekko poraziła ją macka. Syknęła rozdrażniona, szarpiąc swoją siatką z dwoma zdobyczami. Nie sądziła, że cos może jej bardziej popsuć humor. Myliła się. Zobaczyła Sharkera. — Ty natomiast wyglądasz jakby coś Cię przerosło, Sharker — mruknęła bardzo skonfundowana oglądając jego siatkę, próbując się ogarnąć w tym, kogo w niej uwięził. — Pani profesor. Dzień dobry. W gruncie rzeczy lepiej, ze była to Irina Blythe. Ta to chyba nie mogła się obrazić, że ktoś jej nie poznał, nie? Gorzej gdyby był to Morris.
Etap I kursu gotowania
Kostka I:3 Kostka II: 3 Czy złapane: TAK Link do losowania:*klik*
Yishai miał spory problem z przyzwyczajeniem się do życia na statku, dlatego lepiej nie wspominać o jego reakcji, gdy okazało się, że schodzą pod wodę i mają tam przebywać zdecydowanie dłużej niż powinni. Z niedowierzaniem obserwując zachwyt tłumu, który zdawał się nie przejmować żadną z niedogodności, uznał, że skoro sprawy stawiane są w ten sposób, musi znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Albo, ujmując konkretniej, postarać się przekonać do takiego stanu rzeczy. Przyjął więc, że im więcej będzie robił, tym bardziej odciągnie się od widma okropnych warunków i swojej prawie-choroby-morskiej, a do tego wakacje miną szybciej. Z prawie optymistycznym nastawieniem ruszył na kurs gotowania, chcąc nauczyć się czegoś od mieszkańców. Pierwsza niespodzianka - Jednooki Billy, wcale nie rozbudziła entuzjazmu. Druga - łapanie stworzonek, tylko Krukona zirytowała. Nie było jednak odwrotu. Królowie nie cofali się bez większego powodu, dlatego Yishai, przeganiając Kapećkota, kręcącego mu się ciągle pod stopami i syczącego na każdego, od kogo nie mógł zabrać kapci, ruszył razem z resztą na te bezsensowne polowania. Biedny kot nie potrafił odnaleźć się pod wodą jeszcze bardziej niż jego właściciel. Najwyraźniej siatka, która rudzielcowi przypadła, wcale nie miała ułatwić mu zadania. Spojrzał tylko, jak przedmioty innych posłusznie zmieniają rozmiar i ilość oczek w zależności od celu, a ta w jego rękach wariuje, nie stając się stwarzać pozorów współpracy. Po nieudanej próbie manipulacji różdżką, odrzucił siatkę i zatrzymał się w miejscu, cierpliwie czekając, aż latająca ryba przepłynie obok. Wtedy właśnie podniósł rękę i chwycił ją za ogon, przyglądając się jej przez moment z nieprzyjaznym wyrazem twarzy, a potem skoncentrował wzrok na zamieszaniu, które rozgrywało się tuż za zdobyczą. To znaczy na drugim planie, bo patrzył prosto na Rasheeda i profesor Blythe, szamotających się w sieci. Podpłynął do nich, starając się nie stracić swojej zdobyczy. Spojrzał na Bell i uśmiechnął się niemrawo, widząc jej reakcję na bąbelki. - Cześć - burknął do Krukonki, z którą dawno nie miał okazji porozmawiać. Nie podobało mu się to, że kontuzja wyłączyła go z treningów na tak długo. Przy okazji przywitał się też ze Ślizgonem, zaś do profesorki wystosował inne powitanie, bo, jakby nie patrzeć, "cześć" było zbyt nie na miejscu. Jakby zamieszania było mało, w tym samym czasie, co on sam, podpłynęła do nich pani kapitan. Zaszczycił ją krótkim spojrzeniem i wrócił do kulturalnych zwyczajów. - Dzień dobry - dopowiedział, zabierając się zaraz za rozplątywanie ich niesfornych siatek, licząc na to, że Rodwick zajmie się tym samym. - Cześć, D'Angelo - dorzucił, niespecjalnie sprawiając wrażenie człowieka w dobrym humorze. Te wakacje chyba jednak zbyt go przytłaczały.
Etap I kursu gotowania
Kostka I: 1 Kostka II: 5 - 4 Czy złapane: TAK, jedna ryba! Link do losowania: tutaj
Wyszczerzyła się do Sharkera i aż jej się miło zrobiło, że próbował być dla niej taki uprzejmy. Co prawda przyszła tutaj z czystej ciekawości i chęci wzięcia udział w gotowaniu, ale mogłaby mu powiedzieć, że pojawiła się specjalnie po to, aby go denerwować. Chociaż z drugiej strony, skoro Bell przestawała być prefektem, mogło to oznaczać koniec ich negatywnych relacji? Nie żeby dla mniej miało to jakikolwiek związek. Uważała niektórych ślizgonów za wrednych, po prostu. - Pewnie, że ci pomogę. Tak mnie ładnie prosisz, jakże mogłabym odmówić? - I jeszcze nim bąbelki odleciały, zabrała się rozplątywanie siatek i pani Blythe. Przerwała jednak na chwilę, bo zjawiła się Shenae i Yishai, o którym kapitanowa ostatnio jej mówiła, a on wydawał się jakby ją znał. Więc na pewno musieli się znać, no nie? Przywitała się z nimi, oglądając przy tym uważniej swoje płetwy. Rzeczywiście, były interesująco inne. - O rany, szkoda, że nie widzę się w lustrze - zabulgotała, śmiejąc się nawet, co pod wodą wcale nie było łatwe. Strach pomyśleć, że skrzeloziele może w pewnym momencie przestać działać! Widząc skrywane obrzydzenie na twarzy Shenae, przez chwilę chodziła jej po głowie myśl, żeby ją obdarzyć obślizgłym uściskiem, ale chyba nie była aż tak okropna. Razem z Yishaim rozplątali siedzieć ślizgona i pani profesor, a właściwie to i ją samą. - No, Rasheed - zagaiła, kiedy już się z tym uporali. - Może teraz pomóc ci złapać obiad? Tylko powiedz na co masz ochotę, a na pewno razem nam się uda. Będziesz mógł mi być potem podwójnie wdzięczny - wpadła na świetny pomysł po komentarzu Shenae.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
No dobra, próby zrozumienia Bell raczej nie należały do najprostszych, więc Sharker zwyczajnie nie próbował. Zresztą, nawet nie musiał. Razem z Krukonką, do rozplątywania sieci wziął się również Yishai, dzięki czemu Ślizgon mógł zupełnie zignorować Shenae, jaka oczywiście też musiała się tutaj przyplątać. Po tym, jak wreszcie udało się uwolnić Irinę ze splotu i rozdzielić ich sieci, Sharker zapewne otarłby czoło, gdyby nie to, że na głowie miał bąbel. - Dzięki. - rzucił zarówno do Bell, jak i do Hawkeye, do którego jednocześnie zrobił minę. Skoro już udało się wrócić do pozycji wyjściowej, to chyba pozostawało podjąć wreszcie jakąś udaną próbę schwytania obiadu, co? Jak widać „to skomplikowane” to chyba spore niedopowiedzenie, bo siatka nadal nie chciała współpracować co było spowodowane durną klątwą piątek, jaką zawsze mam na tej postaci i Rasheed naprawdę nie rozumiał jak to się dzieje, że zwyczajnie reszcie to wyszło. Mimo wszystko starał się nie patrzeć na innych, koncentrując się na zmuszeniu sieci do współpracy i… nawet mu się udało. Co prawda jedna krewetka z tej pary, jaka wcześniej mu się przyglądała, zdążyła zwiać, ale drugą udało mu się powstrzymać i ostatecznie złowić. Wydał z siebie jakieś przytłumione, triumfalne „ha!”, najwyraźniej nie mając zamiaru się poddawać, nawet w obliczu beznadziejności, zachęcony pierwszym sukcesem.
Etap I kursu gotowania
Kostka I: nie rzucałam, czaje się na te krewety Kostka II: 5 -> 1 Czy złapane: TAK, fuck yea Link do losowania: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p585-kostki#307406
Kurs gotowania i Cinny to zdecydowanie karykaturalnie połaczenie. W końcu kuchnia była ostatnim pokojem w którym dziewczyna chętnie przebywała. Wiadomo w łazience można się odprężyć, w sypialni przejrzeć garderobę, a w salonie pouczyć czy zrobić paznokcie na kolejny dzień, ale w kuchni? Nic tylko gotować, co nie było dziewczyny najmocniejszą stroną. Z resztą nie oszukujmy się, że ani okazji, ani chęci do tego nie miała. Wszystko całe życie podtykane pod nos lub kupowane za pieniądze rodziców. Teraz sytuacja się zmieniła, zaczęła regularnie pracować, a pieniądze trzeba było zarabiać, więc nie było mowy o wydawaniu na jakieś tam restouracje czy bary. Po pierwsze tylko zdrowa żywność, w końcu trzeba być fit. Po drugie na czymś trzeba zaoszczędzić hajs na nowe ciuszki. Nic się samo na ziemi nie bierze. Zawsze można coś pożyczyć... Ale widzicie to, by Cinny kogoś PROSIŁA o tak ważne rzeczy jak ubrania. NIGDY. Dlaczego nie mogli zwyczajnie kupić produktów? No halo, przecież żyjemy w XXI wieku, już sklepy wynaleziono. Niby wychodzi taniej złowić, ale no bez przesady. Więcej przy tym papraniny niż to warte. Gdyby nie to, że łowienie latających ryb było dla niej dziecinnie proste i już po chwili miała ich aż sześć to pewnie nie postanowiłaby kontynuować tego kursu. Są zasady, trzeba się szanowac, a gdy to nie wychodzi to nie warto się męczyć. W końcu najważniejsza jesteś Ty! Rozmowa z kimkolwiek? Wszystkich nie znała, więc pogadane. Co najwyżej spojrzała w ich stronę pare razy, zastanawiając się czemu ten chłopak ściąga z tej "staruchy" sieć. Jak aż tak mu się podobała to niech ją zaprosi na lody czy coś... A tak swoją drogą to dostała od Jednookiego całkowicie nieprzydatny naszyjnik, bo nie chciałaby by nawet najbliższa jej osoba zabrała jej część urody. To już wolałaby pieprzyć się z kimś z platikowy workiem na głowie niż widzieć swoje kalectwo i błogosławieństwo w kimś innym. Kims bliskim.
Etap I kursu gotowania
Kostka I: 1 Kostka II: 2 Czy złapane: TAK Link do losowania: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p495-kostki#306744
Irina obserwowała przypływające coraz bardziej tłumnie osoby. Jak tak dalej pójdzie, gotowa była im dać nawet nieoficjalny wykład na temat podmorskich głębin, skoro ostatnio bardzo wnikliwie zapoznała się z tematem, a jako, ze problemy z Archibaldem powoli trochę się rozmywały i jakby zdawały się odrobinę mnie przykre, czy nie do przeskoczenia, wracał jej dobry nastrój i nawet wiedza, której jak jej się wydawało, nie posiadała. Nagle przypomniało jej się wiele legend i opowieści, głównie z mitów o podmorskich stworzeniach, którymi mogła się podzielić z młodzieżą, która wyraźnie bardzo chętnie ją otoczyła. Dostrzeżenie Yishaia, będącego zainteresowanym tematem, przeciążyło szalkę na drobne zwycięstwo Iriny. — O, Panie Hawkeye! Właśnie miałam opowiadać o krakenie. Usłyszałam pewną ciekawą opowieść z ust jednego z załogantów Brudnego Korsarza, pomyślałam, ze mógłby Cię zainteresować temat. Zamachała entuzjastycznie rękoma, bez wątpienia utrudniając tym zarówno rudemu krukonowi, jak i rudej krukonce rozplątać ją z tej sieci. Pełna entuzjazmu, machała rękoma, opowiadając królowi historię stworzenia krakena. Do porządku doprowadziło ją pytanie Ślizgona. Spojrzała na Sharkera, nie dostrzegając w nim niechęci do słuchania przedmiotu. — Oczywiście. Nie ma najmniejszego problemu — mruknęła podnosząc swoją sieć, wskazując pod ich nogi podbródkiem — ale może byłoby łatwiej gdybym z tego zeszła — dorzuciła beztrosko, jakby od kilku minut uczniowie nie próbowali jej odplątać, a ona nie utrudniałaby im tego przydeptywaniem sieci i pląsaniem rękoma. Cofnęła się o krok, bardzo zgrabnie, jak na kogoś, kto się w coś takiego wplątał, wyplątując się z ich pomocą. Zrobiła kilka piruetów w miejscu, zanim znalazła prostą, bezpieczną ścieżkę w kierunku Nate’a, kończąc swoją historię. — Dlatego pomyślałam, ze może chciałby pan na ten temat napisać dodatkową pracę, panie Hawkeye? — patrzyła na niego nie widząc nic niestosownego w tym, że właśnie zakłócała uczniowi jego wakacyjny spokój. Bo cóż to były za wakacje bez historii magii? — Przepraszam — tutaj zanurkowała po całą ławicę sześciu rybek, bardzo zjawiskowo łapiąc je w sieć, zanim odwróciła się przodem do Yishaia, ze zręcznie pochwyconymi rybkami — już mogę kontynuować. Coś pan wspominał? Spodziewała się, ze najpewniej wyraził swoją ochoczą zgodę, więc nie czekajac na jego odpowiedź, dorzuciła. — Czekam na esej do końca wakacji, panie Hawkeye, a teraz pan pozwoli. Oddaliła się, tak ewentualnie rozglądając się za swoim mężem, bo może gdzieś tu się kręcił. Na pewno będzie wiedział co zrobić z sześcioma rybkami w jej siatce. Ona nie miała serca robić im żadnej krzywdy, a co dopiero ubijać je na obiad. Po drodze oczywiście zamiast znaleźć Archiego, wpadła na Coccinelle. — Panno Lepeltier, trafny wybór. — wskazała podbródkiem na znalezione przez nie latające rybki, te same, które teraz wiły się we własnej profesorskiej siatce Iriny. — Nie przemknął ci gdzieś tutaj profesor Blythe? Upolować jego jest znacznie ciężej niż nawet tuzin ryb.
Etap I kursu gotowania
Kostka I: ta co wcześniej Kostka II: 6 Czy złapane: TAK, zdolna złapała 6 rybek Link do losowania: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p585-kostki#307407
Jako, że Nate ją dość wymownie zignorował, Shenae wpatrywała się w niego uważnie. Kiedy odsunęli się od siebie na tyle daleko, że łypali na siebie z pod byka. Wbrew temu, jak Krukon na nią burczał, zaniepokoiła się jego złym nastrojem do tego stopnia, ze postanowiła nawet zignorować obecność Sharkera, chyba nawet z korzyścią dla siebie, bo Ślizgon jak zawsze zbył ją milczeniem. Po cóż było się z nim droczyć, skoro nie łapał przynęty? Splotła natomiast ręce na piersi, patrząc groźnie na Yishaia. I pewnie w nim doszukiwała się winy za to, ze meduzy, które trzymała w siatce obok siebie, zaczęły dyndać w wodzie, parząc ją boleśnie w odsłonięte kolana. Odpłynęła jakiś kawałek do tyłu, pilnując się, żeby tym razem siatka znajdowała się dalej od niej. Zamiast tego podpłynęła do Króla, dźgając go pod żebra. — Rozchmurz się. Esej na wakacje to jeszcze nie tragedia. Może dostaniesz przez to lepszą ocenę. Chociaż miała wrażenie, że nie o to się rozchodzi. Zawiesiła na nim wzrok, próbując cokolwiek odczytać z jego twarzy. — Dobrze się czujesz? Wyglądasz strasznie — dorzuciła uznając, ze ten wredny przytyk może pozwoli jej się dowiedzieć czegoś o nastroju jej przyjaciela. To zawsze była lepsza metoda niż chęć przygrzmocenia mu meduzami mackami w twarz. — Bell, proponuję upolować na obiad rekina. To ponoć australijski przysmak. Uśmiechnęła się trochę wrednie, podłapując temat rozmowy z boku.
Może Coccinella minęła się z powołaniem i tak naprawdę powinna zostać rybakiem? Była to śmierdząca praca, pełna brudu i potu, ale jakoś załagodziłaby to mydłem i perfumami, gdyby zawsze udawało jej się tak dobrze łowić. Bo przecież co robić, gdy inni jeszcze się męczą, a ty samemu nie chcesz iść do kuchni? Łowić dalej! Tym razem dziewczynie w oczy wpadła grupka przepięknych meduz. -Och czemu niektóre zwierzęta już rodzą się różowe. - Powiedziała do siebie, wyraźnie zasmucona tym faktem. W końcu jej bladość wcale nie dodawała jej uroku, a przy tym różowy lakier do paznokci jakoś zwyczajnie się zlewał. Nic czym mogłaby dłużej nacieszyć oko. Poraszka. Nie spodziewała się, że tego dnia jakiś nauczyciel do niej podejdzie. No bo halo ile ona się w tej szkole uczyła? Dwa miesiące? Sama nie pamiętała nikogo z nauczycieli, wszyscy byli przeciętni. A tu proszę... Ktoś jeszcze do niej po nazwisku mówi. Chyba siostra dość poważnie musiała naruszyć dobre imię rodziny, skoro to wątpliwe podobieństwo i tak zostało wychwycone. Porozmawia z nią o tym przy okazji. Jak już ją znadzie w tym gronie wiecznych imprezowiczów. - Przepraszam, kto? Dopiero od września zaczynam naukę na stałe w Hogwarcie i jeszcze nie orientuje się we wszystkich nazwiskach. Może coś więcej o wyglądzie? - Zaczęła, próbując sobie przypomnieć każdego wykładowce z jakim przyszło jej mieć zajęcia. Rześki staruszek, młody człowiek puma, jakiś bezczelny blondyn... To chyba żaden z nich. W końcu zaświtałoby jej gdyby wcześniej usłyszała to nazwysko, nie? Fakt, że w czasie wakacji widziała już takich, co to podobno są nauczycielami, a wyglądają jakby całym sercem popierali mugolską subkulturę emo jakoś niespecjalnie łączył jej się z tym faktem. No bo kto by takiego szukał? Samotność... Choroba XXI wieku. Wszyscy na nia cierpią, a poszukiwania to droga bez powrotu. One tak sobie gadu-gadu, a meduzy jakby wyczuły idące zagrożenie i to wcale nie przez za dużą ilość perfum, bo przecież byli wszyscy pod wodą.- Przepraszam na chwilę. - Powiedziała, rzucając sieć w stronę, gdzie wcześniej widziała te rózowe piękności.. Aż normalnie żal je zabijać. Prawie jak Coccinella - piekne i parzące. Powinny być jej patronusem, a nie jakiś beznadziejny łabądź. - Tak więc? - Ponowiła pytanie, wracając tym samym do rozmowy. Dwie meduzy znajdowały się w innej części sieci, bo w końcu taka to spora musi być. Z resztą chyba dosyć tego dobrego na jeden wypad. Jeszcze się przedźwiga i kto ją wtedy uratuje?
Etap I kursu gotowania
Kostka I: 3 Kostka II: 3 Czy złapane: TAK Link do losowania: LINK
Eiv nie była dobra z gotowanie. Ba, była całkiem kiepska. Jakieś drobne, małe prace kucharskie nie sprawiały jej problemów, ale prawdopodobnie to był jeden z powodów, dla których chciała poszerzyć umiejętności. W końcu po powrocie do domu będzie mogła się pochwalić, że cokolwiek potrafi, czyż nie? Niemniej jednak musiała się teraz skupić całkowicie, bo miała do złapanie jakieś morskie potwory, które dzięki wszelkim zastępom aniołków Merlina, posłuchały jej. Dwie sztuki ośmiorniczek? Może to i nie jest oszałamiający wynik, który mógłby zachwycić wybitnego kucharza, ale jej w zupełności wystarczał. Tak sądziła, bo to było dość oczywiste, że ona sama była bardzo szczęśliwa iż nic jej nie pokąsało, nie pogryzało i tym bardziej, że nie poczuła żadnego przyssania, do którejkolwiek części ciała. Nie napuszyła się jak paw, bo przecież mogło zaraz wszystko się skończyć, a ona mogła wylądować na przykład w jakiejś kajucie pod pokładem całkowicie zamknięta i odosobniona. Z boku patrzyła na zmagania pozostałych, gdy tak próbowali łapać jakiekolwiek żyjątka, które także były niezwykle dla nich upierdliwe. Co teraz? No chyba czas najwyższy ruszyć dalej.
Etap I kursu gotowania
Kostka I: 6 Kostka II: 3 Czy złapane: TAK Link do losowania: klik
Udało jej się rozplątać panią profesor, potem też chciała pomóc Rasheedowi, ale ten widać wolał poradzić sobie sam, niż mieć potem dług wdzięczności u Bell. No, a czego innego miała się spodziewać. - Na pewno byłby bardzo smaczny. Tylko trzeba by go było długo dusić - powiedziała do Shenae, puszczając wesołe bąbelki. Patrzyła sobie jak wszyscy łapią swoje zdobycze, a jedna dziewczyna nawet udaje się do kuchni, żeby dalej je gotować. Zaproponowała się Shenae, żeby zrobiły to samo, bo widać nikt ich już tutaj dłużej nie potrzebował. Popłynęła szukać kuchni, ciekawa co jej wyjdzie z tych dwóch krewetek.
Uśmiechnął się do profesor Ma... Blythe! tak uprzejmie, jak tylko potrafił w swoim złym nastroju, mimo wszystko całkiem interesując się tematem. Można było skonfrontować mugolskie i czarodziejskie wersje tej legendy, porównać i znaleźć różnice, dociekać kto, od kogo i dlaczego inspirował się tą drugą... Dużo możliwości i ciekawych opcji. - Pewnie, pani profesor - odpowiedział tylko, skupiając się bardziej na rozplątywaniu wyjątkowo upierdliwej części sieci, chwilę potem orientując się, że nauczycielka wyplątała się z nich i już wracała do niego, kiedy otwierał usta, chcąc zaczepić temat z nieco innej strony. Dokładniej przeniesienia go na inny czas. Przykładowo na rok szkolny. - Słucham? Znaczy... - zaczął, ale Węgierka zajęła się łapaniem rybek, a kiedy chciał dokończyć, nie do końca mu wyszło. Blythe była jak strasznie szybka. - Nic nowego. W porządku, pani profesor, opracuję temat - zakończył, nie dając po sobie poznać, że zupełnie nie ma na to ochoty, choć do entuzjazmu również było mu daleko. Spojrzał na Sheanae, nie mogąc pozbyć się irytacji, która ostatnio wciąż się w nim utrzymywała. Choć bardziej niż Krukonka, denerwował go Enzo. Konkretniej ujmując - samo jego istnienie w jej życiu. - Dzięki, ty też - burknął, uśmiechając się blado. Mimo wszystko nie miał ochoty wyciągać tematu, działającego mu na nerwy. Było dobrze tak, jak było? Przecież to nie pierwszy raz! Rozejrzał się, zatrzymując dłużej wzrok na posągu. Profesor nic o nim nie wspominała, więc postanowił zainteresować się sam. Podpłynął do niego, obserwując pierścienie na palcach, nie próbując nawet ich dotykać. Zgarnął tylko plumpki, chowające się po kątach, i wrócił do reszty, oznajmiając, że on nie ma tu nic więcej do roboty i spływa. Kolejny etap nie zapowiadał się wcale lepiej.
Etap I kursu gotowania
Kostka I: 2 Kostka II: 4 Czy złapane: TAK Link do losowania: tu
Irina nie miała szczególnej pamięci do twarzy, ale w jakiś sposób panny Lepeltier bardzo szybko zapamiętała, nawet jeśli nie były wybitne z jej przedmiotów. Po prostu. I nie zastanawiała się nawet dlaczego, bo nie było to przecież w jej naturze. Lubiła je, niech i tak będzie. Jak prawie 100% społeczeństwa, które zachodziło jej w pamięć. Nie wyczuła żadnego rodzaju kpiny w tonie Coccinelle, a nawet jeśli, postanowiła bardzo konsekwentni dla siebie wszelaką zignorować, uśmiechając się do dziewczyny promiennie. W końcu dała jej sposobność mówienia o mężu! Może Irina nie była jedną z tych osób, które wiecznie mówiły: „Archie to, Archie tamto”, ale w gruncie rzeczy jej myśli często krążyły wokół jego osoby. Dlatego nic dziwnego, ze bardzo precyzyjnie potrafiła przedstawić Cocci facjatę swojego męża i pierwsze wrażenie, jakie mógł wywoływać. — Jakbyś go widziała, panno Lepeltier, to na pewno byś zapamiętała. Na oko metr osiemdziesiąt sześć wzrostu, więc trudno go przegapić — tak naprawdę to przeszło metr dziewięćdziesiąt. Archibald pewnie wybaczyłby żonie tą zniewagę, ale czasami zapominała, ze sama była wysoka, takie to już jej roztrzepanie. Ważne, że pilnowała wiedzy, która była jej naprawdę potrzebna, jak informacja o tym, gdzie pochowano Tutenchamona. To naprawdę istotne. Nie tylko dlatego, że uczyła historii magii, tylko dobrze było wiedzieć, które groby w Egipicie unikać, skoro Tutenchamon był mocnym psotnikiem. A wierzcie mi, mumie czasami lubią powstać z grobu — 90% szans, ze ubrany na czarno i nawet ślepka ma czarne, jak nie wiesz, ze są brązowe. I nosi kapelusze. Też czarne, bo biały mu ukradłam. I myślicie, że Irina przestała mówić? O nie, nie, nie. Coccinelle miała tą przyjemność, ze całą drogę do ogólnodostępnej kuchni mogła słuchać o charakterze Archibalda Blythe. Ira nie zapomniała pochwalić jego osiągnięć w zakresie Zaklęć i OPCM czy wyrazić swojego zdziwienia z faktu, ze nie da się wyczytać o nim w książkach o wybitnych postaciach czarodziejskich. Chyba, że jest się wnikliwym czytającym i tak jak ona wyczyta się o nim wzmianki w kronikach Hogwartu, mimo, że nikt nie poał tam wprost jego imienia i nazwiska, a mowa tylko o jakimś Puchonie. Tak, mili państwo. Ira się nie chwaliła, ale wiedziała, ze jej mąż był Puchonem. W końcu niecodziennie pobiera się za żonę taką mądrą panią profesor, co to wie wszystko, więc musiała o tym światu przypomnieć. Przy okazji na odchodnym postanowiła jeszcze spróbować coś upolować, ale jak to z Irką zwykle bywało, na chęciach się skończyło, bo zaplątała się znów w swoją sieć. Ale nic straconego. Było tu przecież wielu uczniów chętnych do pomocy (albo na dobre oceny z Historii Magii czy Starożytnych Run). W końcu nie chciała później delegować męża do odpowiedzialnego zadania, jakim było złapanie składników do gotowania! Ostatnio pan Blythe chyba nieszczególnie chetnie poruszał się po Atlantydzie.
Etap I kursu gotowania
Kostka I: 5 Kostka II: 5 Czy złapane: NIE, chyba, ze ktoś pomoże mi z siecią (?) Link do losowania: 1 2
Shenae na chwilę się zagapiła, zapominając nawet o docinkach w stronę Rekina. Obserwowała sobie Eiv, która radośnie, czy raczej nie, przyszła upolować kilka rybek. Nie odezwała się do niej więc i D'Angelo pozostała w swoim miejscu. Tak zamyślona przegapiła odejście Rodwick. Miała iść z nią, ale została w miejscu. Idealnie po to, żeby jeszcze zanotować krzywe spojrzenie Nate'a. Zniechęcona tym do szybkiej wędrówki do kuchni, postanowiła zatrzymać się tu jeszcze na moment. Pozwoliła ludziom ruszyć przodem, dopóki nie straciłaby Yishaia ze wzroku. Na nieszczęście poruszał się jak mucha w smole, więc trochę mu to zajęło. Zanim go zgubiła, odnalazła kilka ciekawszych rzeczy. Z początku miały być to ośmiorniczki, ale nieważne od ilości jej starań, żadna nie chciała dać się złapać. W końcu zauważyła, że to jakiś jeden dowcipniś się z nią bawi, ale jako, że jedynego podejrzewałaby o to Sharkera, a ten jej gdzieś zniknął z zasięgu wzroku, pozostała tylko z tą wiedzą, a nie udało jej się tego pożal-się-człowieka znaleźć. Zamiast tego natknęła się na muszlę, z której, przy pomocy zaklęcia, udało jej się wydostać perłę. Obracała ją w palcach z zainteresowaniem. Przynajmniej to była jakaś jej zdobycz dnia dzisiejszego. Nooo... chociaż o mało ją nie straciła, kiedy w drodze powrotnej do ośrodka okazało się, ze musiała ratować Irinę Blythe z zaplątanej sieci.
Etap I kursu gotowania
Kostka I: 6 Kostka II: 2 i potem 6 Czy złapane: NIE, ale znalazłam perłę xD Link do losowania: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p165-kostki#311279