Nie wiadomo ile leżał na dnie, może nawet powiedziałbyś, że to nic specjalnego znaleźć jeden z nich. Jednak ten był naprawdę dobrze ukryty i właściwie całkowicie porośnięty roślinami, których nazw nie wymieniłbyś bez zastanowienia. Cześć statku już dawno została domem dla różnego rodzaju zwierząt, odważysz się im przeszkodzić? Kto wie co mógłbyś tu znaleźć, może nawet jakiś legendarny skarb? Nie wspominając już o odkryciu mrocznej tajemnicy tego miejsca.
Temat wymaga dobrej znajomości transmutacji, zaklęcia Bąblogłowy, bądź wykorzystania Skrzeloziela (możliwość pięciorazowego użytku).
Im dalej szedł Omicron, tym bardziej opuszczało go szczęście. Zdawało się, że pierwszych pięć diamentów było po prostu niezwykle fartownym znaleziskiem i sytuacja ta nie miała prawa się powtórzyć. Chłopak liczył, że nie będzie aż tak źle i chociaż był całkiem niezły w te klocki, tym razem najwyraźniej jednak się przeliczył. A jednak nie odbierało to cudowności kolejnej fascynującej rzeczy na jego trasie. Zatopiony statek krył w sobie niewątpliwą tajemnicę i Omicron obiecał sobie poszukać o nim później jakichś informacji. Na razie krążył jednak w wodzie, zabezpieczony odpowiednim zaklęciem i szukał jakiegokolwiek, choćby pojedynczego błysku, który wskazałby mu jakieś diamenty pośród tej ruiny. Niczego jednak nie dostrzegł, a mając świadomość, że jego czas może skończyć się prędzej niż później, zdecydował się udać w następne miejsce, gdzie miał szansę znaleźć choć jeden diament. Być może, jeśli starczy mu czasu, spróbuje jeszcze raz i tutaj, we wraku.
z/t
Kostka:5 Ilość znalezionych diamentów:- Link do kostek: Klik
Śladami Omicrona: Katakumby --> Stare Miasto --> Wrak Statku --> Dziedziniec
Nieświadomie sama też poruszała się dokładnie tym samym torem co ktoś przed nią. Może dlatego te poszukiwania w tych samych mniej więcej porach dnia były tak samo niekorzystne dla niej, jak dla niego? Nie mogła tak zgadywać, nie mając takiej wiedzy. Niczego nieświadoma przeczesywała ten sam teren co ktoś przed nią, nie odnajdując zupełnie nic, co byłoby w stanie ją zainteresować. Prócz oczywiście pojedynczego błysku będącego zwieńczeniem jej osobistej porażki. Nic prócz tego się nie wydarzyło. Żadnych diamentów tylko urojenia. No pięknie, D’Angelo. Możesz startować na największego frajera roku.
Kostka: 3 Ilość znalezionych diamentów: 0 Link do kostek: Klik
zt
Nadish Narayanan
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
Kostka:6 Ilość znalezionych diamentów: 1 Link do kostek: Klik
Puchon szedł i szedł aż na trafił na jakis wrak i to nie byle jaki chyba, nikt raczej nie wiedział z przebywających na pokladzie ile lezał. I w dodatku jeszcze coś znaleźć,a ze był porosniety całkiem roslinnościawcale nie widac go bylo. Jakaś cześć statku chyba już dawno została domkiem dla różnego rodzaju zwierząt nawet zdązyło juz porosnac. Chybaraczej nie bede im przeszkadzac jak sobie tu troche pomyszkuje. A co i kto to wie moze cos znajde nawet skarby piratów czy co innego Nadish sam nie wierzł w swoje szczescie,może dlatego ze do końca w ogóle starał się cokolwiek znaleźć. Ale za to chłopak znalał jakąś niezłą metode – chodził wogole za kimś innym kogo nie znał a może zwidznia czy poprostu z korytarza, kto też szuka kamieni tak jasne w razie sukcesu, podzieli się znaleziskiem.Mruknął tylko Puchon pod nosem. A chyba jednak rzeczywiście, Nadishowi udał odnaleźć atlantydzkie diamenty,a jest ich wystarczająco dużo zeby cos z nich juz zrobić Wyszedł zadowolony ze zdobyczy zt
Okej. Kolejne podejście. No teraz musi się udać. Nie odpuści. Teraz będzie łazić jak pojeb i sprawdzać każdy jeden pojedynczy kamyk, bo przecież musi znaleźć się taki, który będzie tym badziewiem, którego szuka, tak? Wszelkie prawdopodobieństwo na to wskazywało. Nie żeby była jakaś zajebista z prawdopodobieństwa, ale tak jej się wydawało. Zresztą umówmy się, miała po swojej stronie Los, więc niezależnie od prawdopodobieństwa rzeczywistego, ona powinna mieć jakieś fory, plus milion do szczęścia czy cokolwiek! A tu co? Musi łazić w tę i z powrotem jak pierwszy lepszy plebs i jest brudzić sobie ręce szlamem i czym tam jeszcze. To było łamanie podstawowych praw człowieka! Już nie mówiąc o podstawowych prawach Atenki! Ona miała prawo do godnego życia i to zostało jej własnie odebrane! Klęła pod nosem bardzo intensywnie, mimo że zwykle się powstrzymywała. Ale miała dosyć, serio. Powinno iść wszystko jak z płatka, a co było? Co? Jajco! No. Brała do ręki każdy kamień, oglądała go uważnie, po czym rzucała nim z całej siły we wrak. Nie żeby to przynosiło jakiś efekt, no bo jednak rzucała w wodzie, ale gdyby tej wody tu nie było, to zdecydowanie coś by rozwaliła. Była nastawiona na niszczenie i wcale jej to nie przeszkadzało. Gdzie są jej diamenty?!
z/t
Kostka: 2 Ilość znalezionych diamentów: - Link do kostek: Klik
Denerwowały go trochę te glony. Na Starym Mieście tyle ich nie było, w Katakumbach musiał się trochę z nimi namocować kiedy szukał run, a ten wrak, do którego właśnie dopłynął... Ugh, wszędzie to ohydztwo... Co innego jadalne glony, które często pałaszował w kimbapie czy miyeokguk. Poczuł, że zrobił się głodny. Płynąc uważnie obserwował ryby i zastanawiał się, czy gdyby jedną upolował, mógłby ją zjeść. Szczerze mówiąc miał ochotę na tuńczyka, lubił tuńczyki. Kiedyś słyszał, że woda wyciąga i teraz już rozumiał o co chodziło. Robił się głodny, zmęczony, czuł, że burczy mu w brzuchu. Dlatego też podążył za płynącą przed nim dziewczyną i opłaciło się - znalazł dwa diamenty. Najwyraźniej ich nie zauważyła. Obejrzał je uważnie i wsunął kieszeni na drugiej nogawce. Ciekawe, gdzie jeszcze mógłby znaleźć diamenty... Może w Zielonej Krypcie?
[zt]
Kostka: 6 Ilość znalezionych diamentów: 2 Link do kostek: here
Cinny zadecydowała - jak te kamienie okażą się lipą to wsadzi je organizatorowi wakacji głęboko w... serduszko. Podzieli się z nim swoimi emocjami tak dogłębnie, że aż będzie mu to leżeć na sumieniu. Trzeba będzie tylko użyć trochę perswazji by się do niego dostać. Choć może po prostu trafić na dywanik do dyrektora, a potem to się już jakoś samo potoczy? Możliwości jest wiele, tylko wybierać! Kto normalny by się spodziewał, że na drewnianym statku znajdzie się sterta gruzu? Na pewno nie Coccinella. Zirytowała się więc okropnie, gdy się o nią potknęła, a na jej twarzy pojawiło się kilka czerwonych kresek. Trudno, jeśli nie zejdą za pomocą magi po prostu je przykryje mugolskimi sposobami. W zamian za ten dyskomfortowy odnalazła całe trzy diamenty czy co to tam w gruncie rzeczy jest. Świetnie, alleluja, jaki cudowny zbieg okoliczności... To już wolała by ich nie mieć w zamian za swoją urodę. Potrzebny zmieniacz czasu na wrak statku, Cinny odda za to trzy kamienie. Warto, jedyna taka okazja!
Kostka: 1 Ilość znalezionych diamentów: 3 Link do kostek: Klik Klik
Zmęczony jak nigdy, Omicron był już prawie pewien, że nie znajdzie ani jednego diamentu więcej. Jeszcze kilka kroków i z pewnością zacząłby widzieć mroczki przed oczami, choć ambicja kazała mu nie myśleć o takich rzeczach i skupić się na sprawach ważnych i ważniejszych. A prezent dla kogoś, o kim marzył, gdy akurat nie był zajęty ciężką pracą, wydawał mu się tak ogromnie ważny, że ledwie pozostawało miejsce dla samopoczucia Omicrona. Być może to jego nieuwaga, a może po prostu łaził już zbyt długo i nogi powoli odmawiały mu współpracy, ale nagle poczuł, jak jedna zaplątuje się o drugą, a potem zahacza o coś jeszcze i znowu leżał jak długo z twarzą w stercie ostrych muszli. Nauczony doświadczeniem, gdy już się podniósł, rozkopał dłońmi małą kupkę gruzu, żeby odkryć pod spodem błyszczące fragmenty diamentów. Czy on naprawdę musiał ranić sobie twarz za każdym razem, gdy znajdował większą ilość potrzebnych mu materiałów? Cóż, może taka właśnie była cena miłości.
z/t definitywne
Kostka:1 Ilość znalezionych diamentów:4 Link do kostek: Klik
Wrak statku? To miejsce od razu wydawało się Levittowi istną kopalnią złota. Takie zatopione statki skrywały zazwyczaj przeróżne skarby. Zaczynając od kosztowności, a na drewnianych nogach i doczepianych zamiast rąk hakach kończąc. Przynajmniej tak Dev wyobrażał sobie starego wilka morskiego w zamierzchłych czasach. Teraz wrak wyglądał okropnie, porośnięty wszelaką, podwodną roślinnością. Co rusz przemykały mu przed oczami jakieś mniejsze stworzonka morskie, którym francuz najwidoczniej wtargnął do domu. Nie zważał na nie. Odgarniał tylko glony, szukając pod pułkami i spróchniałymi deskami czegoś, co mogło być warte więcej niż pół galeona. Nagle dostrzegł kogoś, kto robił dokładnie to samo. Widocznie przeszperał już tę część, którą właśnie przeglądał woźny. Dlatego też Levitt podążył za nieznajomym, licząc na to, że w razie jego sukcesu, podzielą się znaleziskiem. I nie mylił się, tamten po jakiejś chwili natrafił na małą kupkę diamentów, którą Dev podzielił się bez pytania. Dwa diamenty. To już coś!
zt
Kostka: 6 Ilość znalezionych diamentów: 2 Link do kostek:tu i tu
- Aaaale chwila chwila, diamenty? - Bo to dopiero na te słowa stary kapitan obdrapanego z przeżółkłej farby statku poderwał się ze swojego fotela, kończąc drzemkę i hukiem spadającej na ziemi butelki - pustej, rzecz jasna - zdradzając jej powód. Reszta jego załogantów nawet nie drgnęła, nie spodziewając się przecież po swoim kapitanie niczego innego; na magicznym pokładzie i tak wszyscy doskonale sobie radzili, przeplatając liny z zaklęciami i tylko czasem, dla przyspieszenia, skacząc nad powierzchnią jak puszczony na jeziorze kamyk. - Nie możemy tak po prostu, o, zabrać do diamentów - zadecydował, dobrze wiedząc, że w porcie młodemu podróżnikowi powiedział co innego i w dodatku sam zachęcił jednego ze swoich podwładnych do nakarmienia nieznajomego baśniowymi historyjkami o atlantydzkich skarbach. - Każdy głupi by nam wtedy diamenty zabrał! Ale możemy się dogadać, ot, taki malutki proficik dla nas, bo diamenty ciężkie, to łajba siądzie jak będziemy wracać, nie? - Zarechotał, klepiąc mężczyznę w ramię. - To co, połowa łupu dla nas? Czy jednak wolisz zostać na pokładzie i połowić z nami rybki, a nie kamienie? - To nie był sezon, to nie była łajba wycieczkowa i tu nie było nic za darmo, a ręka kapitana wcale nie uciekła daleko od jasperowego ramienia, gotowa złapać je w każdej chwili, gdyby tylko coś głupiego wpadło mu do głowy. - Jak się zgodzisz, to zabierzemy cię aż nad sam wrak takiego statku, co to cały był w złocie i diamentach!
Wolisz złożyć obietnicę kapitanowi, czy ryzykować wylądowaniem dalej od słynnego wraku?
Dobrze znałem to uczucie i wiedziałem, że muszę mu się poddać, bo tylko ono potrafi przyświecić mi w ciemności, w której się znalazłem. To właśnie desperacja napędzała mnie do działania, pozwalając zakończyć w kilka dni wszystkie prace semestralne, które zlecił mi Camael; to ona dawał mi odwagę, by stanąć nie tylko przed dyrektorką Hogwartu, która nie była zaznajomiona jeszcze z moją spontanicznością zatrudnień, ale i przed moim drogim przyjacielem, by głośno porozmawiać o decyzji zwolnienia, którego chciałem się podjąć. I w końcu - to właśnie desperacja pozwalała mi na zachowanie uśmiechu, gdy zmęczony po podróży świstoklikiem musiałem targować się z mężczyzną, który w przeciwieństwie do mnie(!) nie grzeszył trzeźwością. - Nie chodzi mi o zysk - przypominam więc cierpliwie, masując pulsującą od bólu skroń, powstrzymując się z całych sił o dopytanie, czy przypadkiem na pokładzie nie znajduje się jeszcze jakaś przyjemnie ciężka od zawartości butelka trunku, którą moglibyśmy się podzielić. - Potrzebuję diamentu. Kamienia szlachetnego. W liczbie pojedynczej. Potrzebuję zdobyć go własnymi rękoma, nic więcej mnie nie obchodzi, więc śmiało, oddam Wam nawet i siedemdziesiąt procent. Wiesz ile to jest? - wyrzucam z siebie dalej, najwidoczniej nie będąc duszą towarzystwa, gdy przychodzi mi znosić na trzeźwo skutki podróży na szybko tworzonego świstoklika. - Siedemdziesiąt procent. Z każdych dziesięciu kamieni siedem idzie do Was, a do mnie tylko trzy. To samo ze złotem, ale jak znajdę cokolwiek pojedynczego, nieważne co, to idzie do mnie - zastrzegam, targując się na twardych zasadach, woląc obiecać większą część tego, na czym mi nie zależało, byle zabezpieczyć się, że o ile znajdę cokolwiek, to i wypełnię wtedy zaplanowany przez siebie cel. - I od razu biorę ze sobą linę, na wypadek, jakbym potrzebował pomocy z powrotem - dodaję dość spontanicznie, bo i zakładając plecak na ramiona dostrzegam zwinięty na pokładzie wolny splot, resztę czasu podróży poświęcając na to, by przy pomocy transmutacji wydłużyć ją do granic możliwości, magią upewniając się, by nie straciła połączenia z masztem. - Kapitanie... Jesteś pewny, że to tutaj? - podpytuję jeszcze, nie za bardzo wiedząc na podstawie czego ten kawałek pustej przestrzeni miałby różnić się od innego, decydując się w końcu jednak na zaufanie doświadczonemu żeglarzowi. Biorąc pod uwagę swoje zmęczenie poświęcam przemianie więcej czasu niż zwykle, dla pewności rzucając transmutacyjne zaklęcie z pieczołowitą dokładnością, nie chcąc zginąć przez własną pychę i pewność, że wiem jak przemienić swoją głowę w rekinią, skoro podobną sztuczkę potrafili wykonać co zdolniejsi studenci. Pokusiłem się jeszcze o zaczepne puszczenie oczka kapitanowi, gdy chwaliłem mu się błyszczącym od świeżości tworzenia ostrym uśmiechem, po czym z liną przywiązaną do pasa zanurkowałem w chłodną głębinę, napędzany nieustanie wciąż przed siebie tak dobrze znaną mi desperacją, by stać się godnym wiecznie przygotowanego na każdą okazję aktora.
- To lepiej, żebyś znalazł dziesięć kamieni - stwierdził całkiem pewnie, kiwając głową z namysłem, jakby rzeczywiście prowadził jakieś większe rozważania. Sprawa była całkiem prosta - chciał cokolwiek, żeby nie mieć świadomości, że przewiózł jakiegoś knypka zupełnie bez powodu; jemu jak najbardziej chodziło o zysk. Nie zmieniło to jednak faktu, że pozwolił na wzięcie liny, obiecał w razie czego pomoc swojego najlepszego z transmutacji załoganta, a później oznajmił, że to już, więc Viro może wyskakiwać za burtę, a oni poczekają i w międzyczasie połowią ryby. - No nurkuj no! - Przytaknął entuzjastycznie, gotów wyrzucić mężczyznę za burtę, jeśli ten teraz postanowi zmienić zdanie. Na szczęście nie było takiej potrzeby i statek zaraz był ostatnim, co musiało chodzić Viro po głowie - miał przed sobą przerażający bezkres magicznego oceanu, kryjący w sobie nie tylko skarby, ale i tajemnice w takich ilościach, że żaden czarodziej nie miał szans ich odkryć.
Teraz musisz "tylko" znaleźć wrak statku! Im głębiej, tym ciemniej i tym bardziej mętna woda, więc pomaganie sobie magią jest konieczne, a i tak nie załatwia sprawy w pełni. Łajba podpłynęła tak blisko, jak tylko mogła... pod wodą jednak łatwo pomylić kierunki!
K6:
1, 2 - Nie tylko znajdujesz statek, ale wręcz na niego wpadasz - no, przynajmniej na jakiś jego rozwalony kawałek, który teraz rozrywa twoje ubrania. Ciebie jakimś cudem nie krzywdzi, chociaż masz wrażenie, że z każdą chwilą robi ci się coraz chłodniej i chłodniej, aż palce zaczynają kostnieć...
Dorzuć k6:
Parzysta: Poza tą jedną rozwaloną częścią, statek wygląda całkiem nieźle - jest to o tyle problematyczne, że trudniej dostać się do jego wnętrza. Udaje ci się to zrobić przez nieduże okno, które prowadzi... do celi? Zamkniętej celi! Co teraz? Nieparzysta: Niestety do całego statku masz jeszcze kawałek, a zimno przeszywa cię coraz mocniej. Po powrocie z Atlantydy koniecznie zażyj dawkę eliksiru pieprzowego, bo inaczej choróbska będą się za tobą ciągnęły!
3, 4 - Ta część statku, do której dopłynąłeś, jest nieźle rozwalona... i wygląda na to, że też przynajmniej częściowo splądrowana! Oczywiście, nie możesz oprzeć się pokusie przewróconego sejfu pokrytego starożytnymi runami - w końcu drzwiczki są uchylone, ale może ktoś zapomniał o jakiejś drobnej błyskotce?
Dorzuć k6:
Parzysta: Magia sejfu, nawet otwartego, jest dość potężna. Od samej bliskości uderza w ciebie magiczna fala, przez którą zostajesz odrzucony na dobrych kilka metrów do tyłu... i tracisz przytomność, a może to tylko dziwny paraliż? Tak czy inaczej, czas ucieka, a kiedy wracasz do świata żywych - masz problem ze swoim wzrokiem, bo przed twoimi oczami ciągle skaczą ciemne plamki. Nieparzysta: Ledwo wyciągasz w jego stronę rękę, a sejf już się zatrzaskuje. Mógłbyś jednak przysiąc, że widziałeś w środku jakiś kuszący błysk! Teraz twoją uwagę przyciągają przetarcia na poszczególnych runach - czyżby kod polegał na dotknięciu odpowiednich symboli? Widzisz, że zamek jest podwójny, więc musisz wybrać dwa znaki: do dyspozycji masz runy Hagalaz, Isa, Gebo, Iwaz oraz Algiz. Które wybierzesz?
5, 6 - Bezproblemowo dostajesz się do statku, ale niestety - twoja lina okazuje się za krótka, zwłaszcza jak na to, że czeka cię przeprawa przez wąskie przesmyki splątanych i połamanych masztów. Jeśli się nie odwiążesz, ledwo muśniesz pokład! Jeśli się odwiążesz, możesz płynąć dalej: maszty są piekielnie splątane i bez magii raczej ani rusz. W pewnym momencie dostrzegasz, że zaczepił się o ciebie jakiś strzęp materiału, z którego wystaje... złota nitka! Połyskuje jak największy skarb i po oderwaniu jej od gnijącej płachty zacznie przybierać fakturę bliższą magicznym metalom - być może posłuży za idealnie dopasowujący się element biżuterii?
Czasem mam wrażenie, że pod wodą łatwiej mi oddychać niż na powierzchni. Nawet gdy skaczę w nieznane czuję tę przyjemną ulgę, gdy tylko zanurzam się nieco głębiej, doświadczając tej podwodnej lekkości i kontroli nad własnym ciałem, które jakby uwolnione od grawitacji odzyskiwało chęci do życia. I nawet jeśli przemierzanie coraz ciemniejszych, jakby gęstszych partii podwodnego świata powinno mnie stresować, to serce bije mi szybciej jedynie w ekscytacji przed odkrywanym nieznanym, karmiąc życiem moją duszę wagabundy. Im niżej schodzę, tym szybciej tracę tę lekkość oddechu, jednak niezależnie od tego ile kul światła muszę posłać przed siebie, aż w końcu natrafiam na ułamany maszt, przez myśl nie przychodzi mi zwątpienie, bo wiem, że nawet jeśli nie znajdę tego, czego szukam, to przeznaczenie przygotowało już dla mnie coś równie wyjątkowego. Rozpędzam się z ekscytacji, tylko po to, by poczuć jak uwiązana do mojego pasa lina zatrzymuje mnie gwałtownie, wyrywając z mojej piersi głuchy krzyk, którego wstydzę się nieco nawet jeśli nikt poza mną nie mógłby wiedzieć co oznaczało to nerwowe kłapnięcie rekinią mordą. Przecinam linę magią, nie kłopocząc się po sięgnięcie po swój sprężynowy nóż, zaraz już uwiązując ją do masztu, by zmniejszyć w sobie poczucie straty i zaraz już ciekawsko badam śliski od zieleni pokład, aż o moją nogę nie zahacza się kawałek uczepliwego materiału. W pierwszej chwili mam ochotę strącić go z siebie bezmyślnie, a jednak kątem oka dostrzegam ledwo widoczny przy świetle magii błysk, więc krańcem różdżki przyciągam powoli odpływający już ode mnie materiał, by transmutacją pomóc sobie w bezpiecznym odseparowaniu tkaniny od złotej nitki. Przez chwilę daję jej się zafascynować nieco za bardzo, gdy w głowie tworzą mi się już dziękczynne wersy do fortuny, jednak zaraz upominam sam siebie, zabezpieczając istnienie swojej znajdy w jednej ze schowanych w mojej torbie szklanych fiolek, które z przyzwyczajenia trzymam bez żadnego korka czy nakrętki, to transmutacją zamykając zawartość w szklanych kryptach. Może i przejęty swoim wstępnym zwycięstwem nie sprawdzam pokładu zbyt dokładnie, raz po raz rozpraszając się jakimś drobnym żyjątkiem przyklejonym do którejś z desek wraku, jednak w końcu zanurzam się głębiej, potrzebując przywołać przed siebie więcej światła, by zobaczyć cokolwiek pod rozbitym pokładem.
Pierwszy sukces z głowy, ale pozostałe dalej chowały się po kątach podniszczonego statku. Oświetlająca twoją okolicę magia zdaje się z każdą chwilą słabnąć i ty też zaczynasz czuć, że coś jest na rzeczy - zupełnie, jakby wrak wcale nie chciał, żebyś się po nim kręcił i roztaczał wokół siebie dziwnie ciężką magię. Czujesz się nieswojo, może nawet jakby ktoś cię obserwował? Wiesz, że nie możesz spędzać zbyt dużo czasu pod wodą, ale ten płynie nieubłaganie...
RZUĆ K6!
PARZYSTY WYNIK: Magia sejfu, nawet otwartego, jest dość potężna. Od samej bliskości uderza w ciebie magiczna fala, przez którą zostajesz odrzucony na dobrych kilka metrów do tyłu... i tracisz przytomność, a może to tylko dziwny paraliż? Tak czy inaczej, czas ucieka, a kiedy wracasz do świata żywych - masz problem ze swoim wzrokiem, bo przed twoimi oczami ciągle skaczą ciemne plamki. Dostrzegasz też, że z sejfu wyleciał jakiś świstek magicznie zabezpieczonego papieru... który okazuje się być mapą, i to nie byle jaką - statku, a także pochowanych w jego zakamarkach skarbów! Najbliższy znajduje się w pomieszczeniu tuż obok i okazuje się być zawiniętą w ciemny materiał muszlą, której powierzchnia mieni się fluorescencyjnym blaskiem. Musisz zdecydować, czy wolisz ryzykować powrotem na statek bez satysfakcjonującego kapitana łupu, czy dalej szukać zatopionych fantów ze swoją mapą. NIEPARZYSTY WYNIK: Ledwo wyciągasz w jego stronę rękę, a sejf już się zatrzaskuje. Mógłbyś jednak przysiąc, że widziałeś w środku jakiś kuszący błysk! Teraz twoją uwagę przyciągają przetarcia na poszczególnych runach - czyżby kod polegał na dotknięciu odpowiednich symboli? Widzisz, że zamek jest podwójny, więc musisz wybrać dwa znaki: do dyspozycji masz runy Hagalaz, Isa, Gebo oraz Algiz. Które wybierzesz? Czy może wolisz szukać skarbów w łatwiej dostępnym miejscu?
Moimi decyzjami, jak zawsze, kieruje chaos, bo jeśli nie ma się przed sobą jasno wyznaczonego celu, to przeczucie z przeznaczeniem są może nie najlepszymi, ale najciekawszymi przewodnikami do sukcesu. Dlatego też błąkam się nieco pod pokładem, nie do końca wiedząc czego szukam, wypatrując czegokolwiek, czego błysk mógł kryć się pod warstwą mało łaskawe podwodnej starości. W pewnym momencie wyraźnie czuję zimne ciarki niepokoju przebiegające wzdłuż kręgosłupa, więc i po instynktownym rozejrzeniu się po ogarniającej mnie ciemności ponowiłem zaklęcia grzejące, to w chłodnych wodach próbując doszukać się powodu swojej reakcji. Nie chciałem też jeszcze myśleć o terminowości rzuconego na siebie rekiniego uroku, będąc zbyt pewnym swoich możliwości, więc tylko metamorfomagią podtrzymałem działającą już magię, pozwalając sobie zanurzyć się głębiej, w duszącą od gęstości toń zakamarków, nieodświeżanych żadnym przypływem. I to właśnie tam, kierowany instynktem, wpadłem wprost na cudem niewyniesiony jeszcze przez nikogo sejf, od razu ciekawsko szukając na nim zamka, gotów przetestować swoje zdolności amatorskiego włamywacza. Rekinie oczka nie są w stanie oddać pełni mojego ludzkiego zaskoczenia, gdy choć wyraźnie widzę podwójny zamek, to ten nie reaguje na moje zaklęcia, nie posiadając też wcale żadnej kłódki, którą mógłbym rozszyfrować. Przecieram przybrudzone ścianki, szczerząc ostre kły w zadowoleniu, gdy dostrzegam runy, nie przejmując się zbytnio tym, że nie pamiętam o nich aż tak wiele z przynudnych zajęć jeszcze z Hogwartu. Pozwalam, by instynkt poprowadził mnie do wyboru - wcale aż tak bardzo nie wierząc w samo przeznaczenie, co bardziej w moc podświadomości, która lepiej od trzeźwego myślenia była w stanie wykorzystać szczątki informacji, zbyt głęboko ukryte w mojej pamięci. Z wstrzymanym oddechem wybieram więc algiz i gebo, od razu zaciskając dłoń mocniej na różdżce, będąc gotów nie tyle do walki, co do szybkiej ucieczki.
Podejmujesz dobre decyzje - wybierasz runę algiz, która może cię ochronić i zapewnić zdrowie; dotykasz również gebo, która jak nic zapewnia równowagę pomiędzy braniem i dawaniem. Nie wiesz, że isa rozlałaby po całym wraku lodową pułapkę, a hagalaz dokonałaby bolesnych zniszczeń nie tylko na statku, ale i twoim ciele. Jesteś bezpieczny, a sejf staje dla ciebie otworem, więc możesz zajrzeć do środka i sprawdzić co takiego przyciągnęło wcześniej twoją uwagę. Znajdujesz połyskujący zielenią kamień szlachetny - teraz jeszcze możesz tego nie wiedzieć, ale jest to najszczerszy jadeit. Drobniutki, nieco przybrudzony i niezbyt dobrze oszlifowany, ale dalej cenny, a przy tym po prostu piękny. Za nim kryła się jednak zabezpieczona zaklęciami mapa statku, na której pozaznaczane są kryjówki oznaczone tak charakterystycznymi czerwonymi X, że każdy dzieciak by wiedział gdzie szukać skarbów.
Masz dwie opcje:
1. Wracasz na statek:
Masz to, czego chciałeś i nie boisz się gniewu kapitana, który czeka na zapłatę. Kiedy tylko wypływasz ponad wrak, mapa magicznie znika... podobnie jak lina, która miała poprowadzić cię na bezpieczny pokład starej łajby. Rzuć k6. Parzysty wynik: Zupełnie nagle otacza cię całkowita ciemność, której nie chcą przegonić żadne zaklęcia. Twój czas pod wodą dobiega końca, tego jesteś pewny - ale co to za magia tak bardzo wypycha cię na powierzchnię? Zostajesz brutalnie wyrzucony z wody i z hukiem lądujesz na pokładzie. Twój jadeit rozłamuje się na kilka jeszcze mniejszych kawałków i chyba nie musisz się domyślać, że kapitan zażyczy sobie przynajmniej kilku z nich? Nieparzysty wynik: Wyczarowane przez ciebie światło zaczyna przygasać... ale to nic, bo przecież dostrzegasz delikatnie ruszany wodą kawałek liny! Płyniesz ku swojej ostatniej nadziei, ta jednak wymyka się spomiędzy palców... i zaplata ci się na szyi! Złapałeś młodego magicznego węża morskiego, który wcale nie chce cię łatwo wypuścić. Możesz uratować się zaklęciami, ale mimo wszystko jesteś obolały, masz pokąsane końskimi szczękami ręce i paskudne ślady na szyi, których nie zakryje ani metamorfomagia, ani magia lecznicza, ani żadne sztuczki. Liny jak nie było, tak nie ma.
2. Szukasz skarbów:
Podążasz za wskazówkami zapisanymi na mapie i idzie ci całkiem nieźle - w jednej skrytce znajdujesz ładnie błyszczącą muszlę, w innej butelkę niemożliwie starej ognistej whisky... Później znaczki są mniej dokładne, ale jesteś całkiem pewny, że ten zapisek z boku oznacza "diamenty". Rzuć literką, by zobaczyć ile diamentów masz szansę znaleźć: A-1, B-2, C-3, D-4, E-5, F-6, G-7, H-8, I-9, J-10. Za każdy z nich musisz rzucić k6! 1, 2 - Diament okazuje się być jedynie atrapą, która rozpływa się w twoich palcach. Szukaj dalej? 3, 4 - To zdecydowanie prawdziwy diament, ale też zaczarowany. Dorzuć k6 na efekt!
Zaczarowany diament:
1 - twój dotyk, do końca lutowych wątków, będzie paskudnie zimny. Niestety, ty również to odczuwasz - definitywnie potrzebujesz dobrego ogrzewania! 2 - przez chwilę wydaje ci się, że diament cię pochłania... ale nie - tylko twoja ręka staje się dziwnie błyszcząca, twardsza i jakaś taka mało użyteczna. Do końca lutowych wątków będzie co jakiś czas zmieniała się w diament, taki jesteś cenny! 3 - tracisz wzrok, a jak długo to potrwa? Zobaczymy! 4 - robi ci się dziwnie sucho w ustach - każdy alkohol, jakiego spróbujesz się napić w wątkach do końca lutego, będzie zmieniał się w wodę. I to słoną... 5 - nie mam pomysłu na kostkę, więc możesz wymyślić sobie jakiś okrutny efekt, albo dokonać przerzutu! 6 - siwiejesz! Żadna magia tego nie zakryje, co gorsze - mugolskie farby również nie na wiele się zdadzą. Efekt może utrzymywać się we wszystkich wątkach rozpoczętych w lutym, ale im bliżej końca, tym bardziej zblednie.
Jeśli kostki będą ci się powtarzać - możesz robić przerzuty albo nękać mnie na priv!
Dopiero po chwili czuję, jak spiąłem się mimowolnie w oczekiwaniu na najgorsze, gdy mogę już rozluźnić się nieco, ciekawsko przyglądając się odnalezionej mapie - w ciemnościach głębin potrzebując dłużej chwili, by zrozumieć, że ta zdradza mi szczegóły dotyczące samego statku, nie oceanicznych wysp. Na sam kamień zwracam uwagę dopiero wtedy, gdy w zamyśleniu zaciskam na nim dłoń mocniej, niemal rozcinając rozmiękczoną wodą skórę ostrymi brzegami nieoszlifowanego piękna. Nie mam jednak czasu na tworzące się w mojej głowie rymy, bo zaraz pospiesznie zabieram się do pracy, pakując do torby napotkane skarby, niezależnie od tego, czy te mają postać twardej muszli czy szklanej butelki ognistej whisky. Z pewną bezmyślnością zagarniam pierwszą napotkaną błyskotkę, nie potrafiąc jeszcze ocenić, czy faktycznie jest to jeden z legendarnych diamentów, czy tylko kawałek wyjątkowo wyglądającego szkła, jednak pakuję go do swojej fiolki, to samo robiąc z kolejnymi dwoma, ignorując paradoksalną suchość w ustach - uznając to za efekt uboczny swojej narastającej ekscytacji. Przy czwartym kamieniu mrugnąłem tylko zaskoczony, gdy ten pod naporem moich palców transmutował się w pył, od razu pocieszając się zalezieniem piątej... przy której dałem zaalarmować się przeszywającym mnie chłodem, szczerze niepokojąc się mrowieniem w lewej ręce. Serce od razu zabiło mi szybciej, wybijając czas na powrót, więc zabezpieczam jeszcze tylko swoje zdobycze, by te nie wypadły mi w szybkiej - bo i wspomaganej magią - podróży w górę. Wystarczy w końcu prosta sztuczka transmutacyjna, by przemienić opinający mnie podkoszulek w kamizelkę ratunkową, która skutecznie wypchnęła mnie na powierzchnie. Zachłystuję się świeżym powietrzem, mając problem z nagłą dostawą tlenu, gdy tylko ściągam z siebie rekinie uroki, potrzebując dłuższej chwili na uspokojenie oddechu, zanim nie wspiąłem się na powrót na rybacki statek, od razu chcąc wyciągnąć znalezioną mapę, więc i dezorientując się nieco jej brakiem. Odchrząkuję więc, chcąc ukryć zakłopotanie i wyciągam przed oczy kapitana fiolkę z czterema kryształami. - Zgodnie z umową, jeden dla mnie, trzy dla Was - oznajmiam, ewidentnie w dobrym humorze, bo w końcu znajdując więcej, niż właściwie się spodziewałem, a przede wszystkim - myśląc, że udało mi się przeżyć tę przygodę bez szwanku, bo nawet jeśli ręka zdrętwiała mi dziwacznie, to jestem pewien, że powróci do normy już po pierwszym kieliszku czegokolwiek mocniejszego. - To co, kapitanie, może mała przerwa na chwilę triumfu? - zagaduję więc od razu, pochylając się w poufnym szepcie, gdy wyciągam już z torby znalezioną butelkę whisky, chcąc opić swoje zwycięstwo, bo i nie mając ochoty na pospieszną teleportację do miasta, skoro mogłem odpocząć na przyjemnie kołyszących mną falach.
Zdobywasz swoje fanty i zyskujesz aprobatę kapitana, który postanawia nawet oszczędzić twoją ognistą whisky i wyciąga wielką butlę pirackiego bimbru, by to nim opić cenne znaleziska. Do portu wracacie w akompaniamencie radosnych pieśni, a ty na sam koniec dostajesz zapewnienia, by w razie czego się nie wahać i wracać na atlantydzką łajbę, na której zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce i kielich czegoś mocniejszego. Dostajesz też polecenia do jakich jubilerów się udać, by wycenili dokładnie twoje znaleziska - w końcu trzeba sprawdzić co takiego udało ci się wyłowić i jak bardzo nie zależy ci na zysku, prawda?
Jadeit jest na tyle drobnym okruchem, że dostałbyś za niego nic, albo marne kilka galeonów; diament okazuje się znacznie cenniejszy! Jeśli postanowisz go sprzedać, dostaniesz 100 galeonów (możesz się po nie zgłosić w odpowiednim temacie). Złota nitka w rzeczywistości nie jest ze szczerego złota - to magiczny i niezwykle plastyczny metal, który zawsze będzie mógł dopasowywać swoją wielkość zgodnie z wolą posiadacza. Nadaje się do skręcenia go w dowolny element biżuterii, a poza tym pod wodą wraca jej złotawy blask.