Pomieszczenie żeglarskie służące do spotkań, na mniejszych jednostkach zwykle jest to jednocześnie kuchnia i jadalnia. Hogwart na potrzeby goszczenia większej ilości osób, zagospodarował nieużywane pomieszczenia na statku, a mesę wykorzystał jako swojego rodzaju przedsionek pomiędzy pokładem, a podpokładem, gdzie znajduje się większość kabin mieszkalnych.
Siedziałem na schodach w pustej mesie i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Trzymając głowę w podpartych o kolana rękach, próbowałem opanować chociaż trochę tę chorą sytuację. No i obiad, który najwidoczniej chciał wydostać się na powierzchnię. Wakacje były czasem, w którym wreszcie mogłem oderwać się od Angielskiej rutyny i wrócić w rodzinne strony choć na te dwa miesiące. Mimo to, postanowiłem, że nie warto przypominać sobie tego wszystkiego, co stało się właśnie tam i tylko, gdy usłyszałem o możliwości wypłynięcia statkiem wraz z pozostałą częścią uczniów, bez namysłu postanowiłem wybrać się razem z nimi. Już nawet nie łudziłem się, że zobaczę Evelyn - w końcu tak okrutnie mnie zraniła... Wcześniej nie potrafiłem przestać o niej myśleć, zadręczałem się nią i we śnie, i na jawie, a moje problemy z tabletkami znów wróciły na swoje poprzednie miejsce. Jednak tę starszą, bardziej doświadczoną i pełną tajemnic kobietę moich snów zastąpiło uczucie beznadziei związane z jej niespodziewaną utratą. Niespodziewaną? Cóż... Zapewne mogłem domyślać się, że nic z tego nie wyniknie, ale nie ukrywałem też, że miałem na to nadzieję do samego końca. A potem zniknęła, a ja znalazłem odrobinę spokoju w towarzystwie swojej długoletniej przyjaciółki. Właśnie, przyjaciółki. Teraz to słowo wprawiało mnie w dezorientację, złość, bezsilność i wiele innych odczuć, które wcześniej nie występowały w związku z moją małą Leighton. Czy coś się zmieniło? Z pewnością. Nie wiedziałem tylko kiedy, znaczy, domyślałem się. Ale czy zmiana z tego co jest wyjdzie nam na dobre? Czy w ogóle jest możliwa? Czy Neptune czuje to samo? W mojej głowie kłębiło się tyle głupich pytań, które nie powinny wychodzić na zewnątrz. Nie powinny uzyskiwać odpowiedzi i zdecydowanie nie powinienem mówić o swoich wątpliwościach Krukonce. Ale co miałem robić? Z dnia na dzień było coraz gorzej. Zapełniałem swój umysł halucynacjami i oderwaniem od rzeczywistości tylko po to, żeby przestać. Przestać mieć w głowie i Eiv, i Tunę, i te wszystkie ubiegłe wydarzenia. To było pojebane i musieliśmy to sobie wyjaśnić, żeby chociaż było tak, jak wcześniej, co swoją drogą wydawało się niemożliwe. Jedno mogłem powiedzieć po tych kilku samotnych godzinach spędzonych w mesie. Tęskniłem za Evelyn, a ona uciekła bez słowa. Tęskniłem za Neptune, a ona nawet o tym nie wiedziała. Kochałem obie, a żadna nie kochała mnie. Jakim frajerem się stałem?
Tuna od ostatniego czasu trochę bała się przebywać w towarzystwie Eugena. Sama nie wiedziała dlaczego. Podkochiwała się w nim chyba od zawsze, bardziej i mocniej od kiedy postanowił zakochać się w jej najlepszej przyjaciółce, która ponownie zniknęła nie zostawiając po sobie śladu. Jak to było, że to zawsze Eiv przygarniała tych, którzy najbardziej ją pociągali, a potem swoi zwyczajem zostawiała ich jak zużyte gumowe rękawiczki po sprzątaniu. Leighton ucieszyła się i jednocześnie przeraziłą, gdy dostała list od Gienka. W sumie sama chciała dalej sie z nim przyjaźnić, odłożyć na bok swoje młodociane miłostki, by nie stracić więzi, ktorą mieli. I co, że ze sobą spali? Sama zgodziła się to zrobić dla niego w celach edukacyjnych, nie obiecywał jej niczego ani ona o nic nie prosiła. A jednak świadomość, że nie jest jego bolała. Chociaż Tuna powoli uświadamiała sobie, że boli ona z każdym dniem mniej. Skierowała się do miejsca w którym był. Weszła do mesy i rozejrzała się po niej ciekawie jednocześnie szukając swojego przyjaciela. Auć. Serce lekko zakuło, jak zwykle, gdy w jej myślach to określenie łączyło się z Gienkiem. W końcu go dostrzegła z głową w dłoniach. -Wiesz, że jak za dużo się myśli, to głowa może wybuchnąć? - zapytała, próbując go jakoś na wstępie rozbawić. Ta cała jego poza wyglądała, jakby siedział i mocno nad czymś w tej swojej pięknej główce debatował. Ruszyła do niego, wspięła się na schody, dupskiem go pchnęła by się przesunął i zasiadła obok.
Goldentooth powoli żałował, że ugadał się z Hampsonem na ten rejs. Najpierw jakieś wariatki wywołujące burdę na pokładzie wypoczynkowym, potem oblizujące się ohydnie w ciemnościach zakazanych dla uczniaków pomieszczeń zakochańce, a teraz jeszcze okradające jego sklep różowowłose cwaniary. Co oni wszyscy mieli z tymi różowymi włosami? Fineasz chyba dwudziesty raz widział ten kolor, nic więc dziwnego że teraz, kiedy wyłonił się gwałtownie spod schodów, nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Splunął ektoplazmą na bok, dopiero po fakcie orientując się w dołożeniu załogantom pracy, ale miał nadzieję, że pomoże mu to zaprowadzić wokoło porządek. - Ty mała łajzo! - warknął, wytykając palcem Neptune - Co to za okradanie załogantów? Dostałaś zielsko i nie zapłaciłaś, mimo że za tobą krzyczano! Won mi już do sklepu, wykładać galeony, albo powiesimy cię do góry nogami pod bocianim gniazdem, aż złoto samo zacznie ci wyskakiwać z kieszeni! NO JUŻ! - wykrzyczał, ganiając Leightonównę bezlitośnie po schodach. Eugeniusa zdawał się zupełnie zignorować, ale niech wszyscy wiedzą, że daleko temu było od prawdy. Przed swoim zniknięciem rzucił mu złowrogie spojrzenie, jak gdyby był złodziejskim kolaborantem, a dopiero potem rozpłynął się bez śladu w powietrzu.
[zt dla Fineasza]
Neptune: zostałaś skrzyczana przez Fineasza, bo zapomniałaś (albo nie chciało Ci się, niepotrzebne skreślić) uregulować zapłatę za skrzeloziele w odpowiednim temacie. Zakupy są mocno pilnowane, więc sprawdzano, czy nie płaciłaś z multikonta itd. Nie musisz teraz dawać zt, wystarczy że razem z Eugeniusem uwzględnicie w swoich postach wycieczkę Neptune do sklepu, a Ty uregulujesz zaległości. Do tego czasu Twoje posty będą unieważniane!
- Hej - szepnąłem, obracając głowę w stronę nowej towarzyszki. Wciąż zadziwiało mnie to, jak szybko potrafiła się zjawić, gdy tylko dostała wiadomość ode mnie. To było tak niespotykane, że komuś w końcu na mnie zależało - chociaż w niewielkim stopniu - że nie potrafiłem do tego przywyknąć. Uśmiechnąłem się smutno, opuszczając ręce na dół i splatając palce obu dłoni ze sobą na kolanach. Nieśmiało badałem zachowanie Leighton, która wyraźnie skrępowana próbowała wybić mnie z tego nastroju. Niestety, tym razem nawet jej się to nie udało. Kiedy szturchnęła mnie, od razu posłusznie zrobiłem jej wystarczająco dużo miejsca, by mogła się posadzić obok, ale nie aż tyle, by była między nami jakakolwiek przestrzeń. Koniec ze strachem, koniec z barierami, koniec z dystansem. Przynajmniej z mojej strony. Bądź co bądź, miałem już dziewiętnaście lat. Byłem dojrzałym, pełnoletnim mężczyzną, który w dodatku zarabiał na siebie, a do tej pory ani razu nie zdarzyło mi się tak o sobie pomyśleć. Może dlatego, że mimo wszystko nadal byłem dzieckiem? Parsknąłem, ukazując zęby i przymykając na chwilę powieki i głęboko westchnąłem - Tuna... Ach, Tuna. Gdyby to było możliwe, już dawno byłbym bez niej - wskazałem palcem na swoje czoło. Przekręciłem się tak, by zamiast dołu schodów móc spojrzeć w oczy Neptune, co okazało się błędem. Ja byłem błędem. Jak mogłem nie dostrzec wcześniej, że jej wcale nie uśmiechało się tutaj być? Tysiące igieł na raz wbiły się w moje serce, gdy zrozumiałem, że jest tutaj, bo chce naprawić to, co między nami było. Z sentymentu, z czystej koleżeńskości. Au. Przez pewien krótki moment chciałem wyciągnąć do niej swoją rękę, złapać ją za tę delikatną, utalentowaną dłoń i tylko patrzeć w jej oczy. Chwilę potem oprzytomniałem po raz kolejny. W mojej głowie krążyło tysiące obrazów, a wzięty kilka godzin temu oprylak, znów dał się we znaki. A może to nie to? Już sam nie wiedziałem, co jest grane. Zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć - dudniło w mojej głowie, podczas gdy uszy nagle zostały przykryte moimi własnymi dłońmi. Okropna migrena, nieprzyjemne ukłucie przeszyło moje skronie. Co się dzieje? Próbowałem się skupić, ale na próżno. - Kocham cię, kocham, kocham, przepraszam. Wybacz. Nie zapominaj, zostań - szeptałem cicho, chyba nie do końca będąc tego świadomy. Uwolniłem uścisk, a już kilka sekund później znów widziałem, ale niezbyt wyraźnie. Odwróciłem się w stronę Tuny i chciałem, żeby coś powiedziała. Bałem się jej reakcji. Chyba pierwszy raz... W ogóle ktokolwiek widział mnie takim. Znienawidzi mnie jeszcze bardziej. Słyszała, frajerze. Z tobą jest coś nie w porządku, cholerny ćpunie. Żałosny dzieciuchu, który nie potrafi poradzić sobie ze złamanym sercem. Powinieneś zdechnąć. Albo wrócić, skąd przyszedłeś.
Tuna była jeszcze młoda w tym roku skończyła szkołę i dopiero miała zacząć zastanawiać się nad tym, co by chciała robić dalej. Jeśli miałaby być szczera nie była do końca pewna, czy studia w jej przypadku to dobra droga. Może powinna oddać się sztuce. Tylko czy nią można było zarobić na życie? Nie wiedziała. Nie myślała wcześniej nad tym. A może powinna? Cholera wie. Teraz nie zamierzała zaprzątać sobie tym głowy, nie na wakacjach. Teraz miała przerwę od myślenia o przyszłości, a przynajmniej tak jej się wydawało. Tuna bała się spotkań z Gienkiem bo wariowała przy nim. Może nie z zewnątrz, ale wewnątrz niej wszystko szalało a mózg kilkutorowo obmyślał kilka odpowiedzi i możliwych reakcji. W jakiś sposób było to wykańczające. Żałowała, że nie mogli wrócić po prostu do tego co było wcześnie, do pstryknięcia palcami, kiedy to Eiv jeszcze nie weszła pomiędzy nich. -Z drugiej strony, gdyby głowy wybuchały ludziom za dużo myślącym, po świecie chodziliby sami debile. - spróbowała raz jeszcze, choć w ten sposób wywołać na jego twarzy uśmiech. Ale nie spotkała się z jakąś większą reakcją. Uśmiech, który przybrała na twarz po tej wypowiedzi zmalał, a ona spojrzała na niego z troską, gdy przykrył dłońmi uszy. Była szczerza zaniepokojona, gdy dostrzegła grymas na jego twarzy. Podniosła dłoń, by położyć mu ją na karku w pocieszający geście, ale zastygła tak z nią nie wiedząc, czy powinna. Ułożyła dłoń z powrotem na swoich kolanach, czekając po prostu. Jego kolejnych słów jednak nie była w stanie przewidzieć. Uchyliła lekko usta i uniosła brwi w wyrazie zaskoczenia. Spojrzał na nią, a ona poczuła jak jej ciało ogarnia panika. To nie brzmiało jak wyznanie braterskiej miłości, było czymś wiecej, ale czy sobie tego po prostu nie wymyśliła? -Ja.. - zaczęła, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. I chyba na jej szczęście właśnie wtedy wpadł Fineasz. Podskoczyła, gdy zaczął na nią wrzeszczeć. A nawet z nią lat. W przestrachu Leighton zaczęła przed nim uciekać. - Zaraz wrócę! - Krzyknęła do Eugeniusza, biegła tak szybko, że aż się za nią kurzyło. Wpadła do sklepu zapłaciła należną kwotę i wydukała przeprosiny, po czym jeszcze szybciej wróciła do mesy. Stanęła przed schodami, na których siedzieli. Z zaróżowionymi policzkami i nierównym oddechem. Spojrzała na niego, nie bardzo wiedząc co zrobić ze swoimi dłońmi, w końcu splotła je za plecami. Nie wyglądał dobrze. Wyglądał, cóż, nawet sama nie wiedziała jak to określić. Zrobiła krok, a potem drugi i trzeci i znalazła się przed nim. -Eugen - mruknęła, czy może raczej szepnęła wzdychając lekko. Jedna z jej dłoni spoczęła na jego podbródku. Pociągnęła jego twarz w swoją stronę. Drugą dłoń położyła na jego czole i ze zdumieniem odkryła, że jest cały rozpalony. -zaprowadzę Cię do pielęgniarki, albo do łóżka- zawyrokowała, dając mu jednak wybór. Najpewniej było go zabrać do pielegniarki, ale wątpiła w to by chciał do niej pójść.
- Tuna, posłuchaj mnie, proszę... - próbowałem ją błagać, kiedy chciała się mną zaopiekować. Nie mogłem dać się zaprowadzić do pielęgniarki, a tym bardziej do łóżka - w końcu jedyne, co chciałbym tam teraz robić to rzucić na nie Neptune i pokazać jej wszystko. Ile dla mnie znaczy, jak ważną osobą dla mnie jest... Zawsze była i z pewnością będzie. Tylko... Co ona na to? Co ona sądzi o tym wszystkim? Właściwie nie wtajemniczyłem jej jeszcze we wszystko, co się w środku mnie dzieje, a ta już się bała. Bała? Tak, to chyba odpowiednie słowo. Ale z drugiej strony, jakiej ja reakcji oczekiwałem? Dostałem ataku. Przy niej. A ona nie mogła nic zrobić. Dobrze, że nie był to jeden z tych poważniejszych, a tylko bełkotałem coś bez zastanowienia. Spojrzałem na nią, gdy obejmowała moją twarz w swoich gładkich dłoniach. Kiedy czule trzymała moją brodę, zdecydowałem się w końcu podnieść na nią wzrok. I co zobaczyłem? Długie, piękne włosy okalały jj niesamowitą i niepowtarzalną twarz niczym aureola. Bo ona była takim moim... Aniołem. Wiem, głupio to brzmi, ale taka była prawda. Mój mały, kochany anioł stróż. Też chciałem się o nią troszczyć, a do tej pory nasza relacja zdawała się być jednotronna. Zrobiło mi się głupio, ale nadal trwałem z wlepionym w jej błękitne tęczówki wzrokiem - Może będę tego żałować, ale obiecaj mi, że jeśli zdziwi lub przestraszy cię jeszcze bardziej to, co teraz usłyszysz, to postarasz się zapomnieć. Jeśl będę musiał... To - moje zaszklone źrenice z pewnością podkreślały to, jak źle wyglądałem w tamtej chwili. Roztrzepane włosy, opuchnięta, zaczerwieniona twarz, rozgrzane policzki, ciało jak z waty. Co to, do jasnej cholery, miało być? Dobrze, że tak szybko wróciła z tego sklepu, chociaż - szczerze mówiąc - nawet nie zauważyłem, kiedy ten cały kapitan nas odwiedził - Dam ci spokój. Odjąłem dłonie Leighton od swojej twarzy i lekko, ale stanowczo uścisnąłem je, splatając ze sobą. Wciąż nie potrafiłem oderwać wzroku od jej ciemnych, idealnie podrkęconych rzęs. - Wtedy, po tym, no wiesz, na dziedzińcu... - wziąłem głęboki oddech, nie wymawiając słowa, które tak mnie w tamtej chwili przerażało. Seks. Ja i Tuna uprawialiśmy seks. W dodatku razem. Nie potrafiłem się skupić, bo w jednej chwili przede mną ukazał się tak rzeczywisty, tak upragniony obraz, wspomnienie, które z pewnością już nigdy nie będzie miało miejsca. Otrząsnąłem się, chcąc kontynuować - Właśnie wtedy zrozumiałem. Kocham cię. I nie, nie jak przyjaciółkę, jeśli cię to zdziwi. - Kończąc swój słowotok, uścisnąłem trochę mocniej dłonie Tune, wyczekując jej reakcji ze strachem. Bałem się. Bałem się bardziej niż wtedy, gdy rozmawiałem z Eiv. Ale teraz już wiedziałem, że nawet jeśli powróci, to koniec. Ale czy będzie to początek mnie i Tuny? Proszę, odezwij się.
Tuna była doprawdy zaniepokojona stanem Eugena. Miała wrażenie, że od gorączki, która obejmowała jego ciało zaczynał bredzić bez sensu. Chociaż z drugiej strony zdawało jej się to może, ale jego słowa brzmiały składnie i mogłaby spokojnie przysiąc, że jednak to co mówi ma sens. A może to jej już się wszystko w głowie mieszało. Nie odzywała się, gdy poprosił by go posłuchała. Zawsze słuchała tego co chciał powiedzieć, wbiła tylko w niego niebieskie spojrzenie. Jej dłoń spoczywająca na policzku, czule go gładziła, chociaż Tuna nie zdawała sobie z tego gestu nawet sprawy. Chwilę później odjęła dłoń od policzka tylko na chwilę, by przetrzeć mu czoło i przeczesać dłonią włosy. Później jej dłoń wróciła na swoje pierwotne miejsce a spojrzenie nadal lustrowało zachowanie chłopaka. Można w nim było dostrzec troskę i Tuna naprawdę zaczynała sądzić, że powinien jak najszybciej znaleźć się w łóżku. -Eugen o co chodzi? - zapytała, ale tak cicho, że było to bardziej jak wydech niż jak całkiem nieźle sklecone zdanie. I tak nawet penie tego nie zauważył. Trochę niepokoił ją jej stan. Tym bardziej że mimo iż mówił składnie brzmiało to dla niej dziwnie. Będzie żałować? Ona, albo on, ale czego którekolwiek z nich miałoby żałować? Da jej spokój? Przecież o nic takiego nie prosiła, niczego takiego się nie domagała. Tuna patrzyła na swoje dłonie, które puchon odjął od swojej twarzy i z którymi splótł swoje dłonie. I mimo iż wiedziała, że to co mówi, to pewnie wynik majaków, których dostał od gorączki, to i tak jej serce zaczęło szalenie szybko bić, gdy znów spojrzał na nią. Pamiętała noc na dziedzińcu, mocno i wyraźnie i nie chciała jej zapominać. To był ten jeden, jedyny raz, gdy wzięła coś dla siebie. Gdy wzięła jego dla siebie. Miała go, całego, słodkiego, pięknego, ale potem znów jej się wymknął. Wstrzymała oddech gdy wypowiadał swoje ostatnie zdanie. Czuła dosłownie jak na wyrażenie kocham Cię, jej serce przestało bić na kilka sekund. Powiedział, że ją kocha. Ją, Neptune Leighton. A jednak nie potrafiła w to uwierzyć. Może nie chciała, może się bała. Już raz wybrał kogoś ponad ją, dlaczego teraz miało być inaczej. Może rzeczywiście ją kochał, ale przecież jeszcze chwilę temu kochał Eiv. A jak wróci, którą wtedy będzie kochać? Nie może mieć obu. Wyswobodziła dłonie z jego uścisku. -Nie. - szepnęła cicho kręcąc przecząco głową, cofnęła się o krok. Nie zgadzała się na to. Nie chciała. Nie mógł tak po prostu wziąć i wyznać jej miłości. -Nie możesz. - dodała jeszcze nadal kręcąc głową, cofnęła się jeszcze jeden krok. Nie mógł tak po prostu mówić jej, że ją kocha, sprawiać, że jej serce zaczynało galop na oślep. Gdzie było jego kocham cie, gdy wzdychała do niego po nocach? Było u Eiv. Zabrakło jej i postanowił sobie znaleźć jakiś tańszy zamiennik. -Dlaczego? - zapytała na sam koniec. Mimo wszystko był jej przyjacielem, chciała wiedzieć, dlaczego teraz postanowił powiedzieć jej coś takiego. Należała jej się odpowiedź.
W dupie miałem łóżko. W mojej głowie pierwsze miejsce zajmowała przyszłość, ta chwila, to, jak bardzo udało mi się znowu spieprzyć sprawę. Tępo wpatrywałem się w twarz Tuny, oczekując, że nagle uśmiechnie się i powie, że pora wstawać. Ale - niestety - to nie był sen. Właśnie wyznałem miłość Neptune Leighton. Do niedawna jeszcze nazywanej (przeze mnie) moją kochaną Tuną. Stop, MIŁOŚĆ. Kolejna oznaka, że jednak nie było ze mną najlepiej. Ale szczerze... Nie obchodził mnie teraz mój stan. W najmniejszym stopniu. Tuna, Tuna, Tuna - dudniło mi w głowie, jak syreni śpiew, który odbierał rybakom rozum. Ona była moją syreną. Piękną, prawdziwą, różowowłosą syrenką, przez którą nie potrafiłem teraz pozbierać myśli - a nawet nie zaczęła śpiewać (czy w jej przypadku rysować). - Ja... Przepraszam - zacząłem znowu, próbując jakoś zrozumieć jej reakcję. Błąd, nie j e j reakcję, a to, co przed chwilą zrobiłem. Przecież to, jak się zachowała, było w pełni zrozumiałe. To ja - po raz kolejny - zachowałem się jak dupek. - Sam nie wiem. To przyszło tak nagle... - zawahałem się na kilka chwil, aby poprawić to, co miałem na myśli - Nie, nie nagle. To cały czas we mnie tkwiło, ale nie potrafiłem tego dostrzec - stwierdziłem szczerze, podkreślając mocniej odpowiednie słowa. Cały ten cholerny czas podkochiwałem się w swojej najlepszej przyjaciółce, myśląc, że tak właśnie powinna wyglądać nasza relacja. Cóż, jak widać byłem w błędzie. - Wiem jak to wygląda... Okropnie. Przecież jeszcze niedawno pomagałaś mi w zdobywaniu innej, ale... Naprawdę, przepraszam. Może nie powinienem był ci tego mówić - rzekłem szczerze zawstydzony, wciąż wlepiając wzrok w jej zabójczo kojące spojrzenie. Była zdezorientowana i zbita z tropu, a jednak jakimś cudem tylko w jej tęczówkach mogłem znaleźć odrobinę spokoju - A na pewno... Na pewno jeszcze nie teraz - zakończyłem, wydychając ze świstem powietrze. Chciałem się zerwać, wstać, a potem klęknąć przed nią i błagać chociaż o odpowiedź. Nie musiała mówić, że odwzajemnia to uczucie - to byłoby zbyt piękne, żeby mogło zdarzyć się w moim życiu, ale... Nie wiedziałem, co się teraz stanie. Lepiej niż do tej pory z pewnością nie będzie, ale zawsze to była jakaś próba. Reakcja z mojej strony na to, co działo się w moim prywatnym środku. Czułem płomień wewnątrz siebie, całe ciało miałem jak sparaliżowane. Nie potrafiłem się ruszyć, choć jeszcze przed chwilą mój mózg wysyłał sygnał do ręki. Nieświadomie poruszałem nerwowo nogą, a przed oczami znów zrobiło mi się ciemniej - Powiedz... - mój oddech nabrał szybszego tępa - Proszę, powiedz coś. Jeśli to miłość robiła z człowiekiem, to nie miałem pojęcia, czemu wszystkim ludziom tak bardzo na tym zależy.
MARMUROWE CZASZKI (czyli skrobnę jednego posta i wychodzę Wam z wątku szkraby, 10 dni nie pisaliście to chyba nie przeszkodzę za mocno!)
Avalon, choć do plotek o jakiejś magicznej mocy, która miałaby jej zostać przydzielona przez marmurowe czaszki, nie była specjalnie przekonana, postanowiła zabrać się za ich poszukiwania. Zawsze były to jakieś pamiątki, a jak na razie nie widziała absolutnie żadnego, ciekawego przedmiotu, który mogłaby sobie na dłużej przygarnąć, ażeby przypominał jej o jednym z cudowniejszych wakacyjnych wyjazdów, bo przecież spędzonego z Utopią. A jednak teraz błąkała się po mesie samotnie, dając swojej dziewczynie trochę odpocząć, a sobie pozwalając na sprawne, niezakłócone czymkolwiek szukanie. Miała zamiar zejść schodami na dół, aby tam poszperać w każdym możliwym zakamarku, ale zauważyła dwie osoby zagradzające jej drogę. W jednej z sylwetek widząc spore podobieństwo do Eugeniusa, postanowiła się nawet na krok nie zbliżać - w końcu odstawiła wszelkie dragi, a ich znajomość właśnie głównie na dragach się opierała. Zamiast więc przeszkadzać mu w rozmowie, postanowił cichutko poszukać czaszki w tej części mesy, która była wolna.
Wyrzucone kostki i suma oczek: 3 + 6 + 4 + 5 = 18 Link do postu w temacie z losowaniami: klik
Cicho czy też nie, Cufferborough nie miała wiele szczęścia w swoich poszukiwaniach. Kto wie, może bardziej przesądzał tu fakt potrzeby zachowania ostrożności, aby dwie już obecne w mesie osoby nie zauważyły jej i nie postanowiły przegonić w diabły, ale tak czy inaczej, półwili nie udało się nic znaleźć. Przeszukawszy pod każdym stołem, krzesłem, ławką czy deską, prędko się zmęczyła, po czym ostatecznie postanowiła na palcach wyjść z powrotem tamtędy, którędy w ogóle weszła do pomieszczenia. Powodzenia następnym razem!
Tak dokładnie to w dupie mieć łóżka nie mógł, zdecydowanie nie zmieściłoby sie ono w tej jego zgrabny tyłek. Tuna martwiła się, że od tej gorączki Eguen nie wie do końca co mówi. Choć bardzo by chciała, by jego słowa okazały się prawdą średnio umiała w to uwierzyć. Bo po takim okresie czasu, jej przyjaciel postanowił wyznać jej, że ją kocha. Że się tak zapytam, gdzie był, gdy Tuna rzucała mu maślane spojrzenia gdy nie widział i w serduszkach na pergaminie pisała E+N? Tuna stała zupełnie osłupiała nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Bo i jak zachować się w stuacji takiej jak ta? Kiedy teoretycznie wszystkie Twoje pragnienia w zwiżaku z drugą osobą się spełniają, ale jednocześnie czujesz się tak zdradzony, że nie potrafisz na tyle zaufać, by otworzyć całkiem swe serce. Przeprosił. Ale w sumie Leighton sama nie wiedziała czego dokładnie oczekuje. Eugen mówił dalej, a ona słuchał. Cały czas w nim tkwiło, ale nie potrafił tego dostrzec. Naprawdę? Tuna po prostu powinna od tak uwierzyć w każde jego słowo i przyjąć do wiadomości fakt, że nie zauważył, że czuje do niej coś więcej? Może nie powinien jej tego mówić? Oczywiście, że nie powinien. Bo jaki sens miało powiedzenie tego teraz, gdy w jej odczuciu na nich było już chyba po prostu za późno. A może nie? Lekka zielona lampka w kolorze nadziei zapaliła się w jej sercu. I po chwili zgasła, zgaszona łagodnie przez nią. Nie chciała znów wystawiać się a ból. -Nie uważasz...-zaczęła przygryzając lekko jedną wargę. Zawahała się, jakby zastanawiając się, czy powinna powiedzieć to co chciała. Czy nie zrani go to za bardzo i nie urazi. Ale, przecież, sam prosił, żeby powiedziała coś. A w jej głowie myśli latały jak złote znicze, jak sto złotych zniczy i żadna nie była konkretna, albo przeważająca nad innymi. -Nie uważasz, że to trochę za późno? Spytała cicho, ponownie przygryzając wargę, zaraz po wypowiedzeniu tych słów. Może nie powinna pytać tylko stwierdzać. W ten sposób dawała mu szansę na przekonanie samej siebie, że jeszcze nie jest za późno. Nawet nie zauważyła blondynki, która przemknęła się po mesie.
Weszła do pomieszczenia, kładąc prezenty dla Enzo na stole. Przypatrywała się im przez jakiś czas zastanawiając się czy to aby na pewno był dobry wybór. Może lepiej było nie kupować nic i przynajmmniej wyjść z tego z twarzą, próbując nadrobić pozą i słowami, zamiast bardzo badziewnym prezentem? Obróciła armatkę w rękach i odetchnęła ciężko, odkładając ją na bok. Przy okazji skoro już była w mesie, w której zwykle nie przebywała za często, wstała z miejsca rozglądając się gdzieś za czaszką. Na próbę zapaliła nawet armatkę, próbując tym zwabić ją do siebie i przy okazji sprawdzać czy przyrząd działał. Wybuchnął proch, więc chyba wszystko było w porządku.
Czaszka została nie tylko dobrze skuszona armatką, ale jak tylko aportowała się rpzed D’Angelo, nawet jej refleks gracza Quidditcha jej nie pomógł w uniknięciu ataku wymierzonego w jej kierunku. Zanim się obejrzała kilka kolorowych wystrzałów trafiło ja kolejno w ramię, którym się osłoniła, w brzuch, w bok głowy, paskudząc jej włosy i kiedy już myślała, ze to koniec, odciągając rękę od twarzy, prosto w sam nos. Dobrze, ze nikt jej nie widział. Wyglądała co najmniej śmieszna w różnych kolorach, napisach, kocham cię, obelgach na plecach, które głosiły, że jest niedorobionym pomiotem małpiszona, czy inne co bardziej barwne określenia, które zdobiły jej czoło. Poświęcenie to jednak doprowadziło ją do tego, ze udało jej się przechwycić czaszkę. Kosztowało ja to tylko konieczną kąpiel i stracenie całego zakupionego dla Enzo prochu magicznego.
- Tuna... Ja... naprawdę wiem, że spieprzyłem na całej linii - zacząłem ponownie, próbując opanować kolejny atak paniki, co wyszło mi całkiem nieźle, bo teraz tylko energicznie drgały mi ręce. Rzuciłem tęczówkom Neptune długie, powolne spojrzenie, nie chcąc odrywać wzroku od jedynej części ciała, jaka mogła powiedzieć wyłącznie prawdę. Nie twierdziłem, że kłamała. Miałem nadzieję, że nie jest jeszcze za późno. Że to był długi i trudny początek, ale teraz już wszystko będzie dobrze... - Ale nie mogę nawet pomyśleć o tym, że jest aż tak źle, żeby teraz to wszystko skończyć. Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby zauważyć to wcześniej. Żeby wcześniej dorosnąć - wziąłem głęboki wdech i na chwilę wlepiłem swoje spojrzenie w drewnianą podłogę. Tyle słów cisnęło mi się na usta... Nie potrafiłem wyrzucić ich z siebie wszystkich. Zdawkowo wyłaniały się ze mnie, uderzając w moją Leighton. Piorunowały ją. Bolały chyba mocniej niż mnie... Co ja zrobiłem? - Kurwa... Jakim ja byłem frajerem. Znów poczułem to głupie, nieprzyjemne ciepło, które ogarnęło teraz całe moje ciało. Zaczęło się od czubka głowy, a skończyło na koniuszkach palców u stóp. Nie mogłem się ruszyć, bo mój umysł był oderwany od tego wszystkiego... Chciałem przestać, zatrzymać się, wziąć głębszy oddech... Ale nie potrafiłem! Znów popatrzyłem na jej delikatną, przestraszoną twarz. Chciałem krzyczeć i wyć, że ją kocham. Że zawsze kochałem. Nawet nie zwróciłem uwagi, że w pewnym momencie z moich oczu zaczęły wolnymi strugami kapać łzy. Ale ja nie płakałem. Jakby w ogóle mnie tam nie było. Zacisnąłem powieki - chciałem zniknąć. Pozbyć się tego wszystkiego, a może nawet umrzeć. Nie miałem władzy nad niczym - od własnych kończyn do myśli. Emocje rozpierały mnie, niszczyły od środka. Traciłem wzrok. Już nawet widzieć nie mogłem. Słyszałem, jak upadam, ale kiedy dotknąłem w końcu podłogi, nie poczułem żadnego bólu. Już nic nie czułem i nic nie widziałem. Po prostu istniałem ze świadomością, że najważniejsza osoba w moim życiu zawiodła się właśnie na mnie.