Miejsce wypoczynku dla osób, które wolą spędzić czas w bardziej kameralnym gronie. Jest tu bardzo przytulnie i cicho, oraz - co istotne - nie odczuwa się bujania, tak jak w pozostałych częściach statku. Światło dają żyrandole z niekończącymi się, magicznymi woskowymi świecami.
Crystal była bardzo podekscytowana tą wyprawą statkiem. Nigdy nie miała okazji na takim być, ponieważ jej dziadkowie nie chętnie schodzili na wodę. Biegała po całym okręcie, aby wszystko dokładnie obejrzeć, aż trafiła na mały salonik. Weszła rozglądając się i zachwycając. Usiadła na jednym z krzeseł i odetchnęła. Czuła się jak po długim treningu. Może trochę mniej spocona. Ten statek jest cudowny!- pomyślała. Mogłaby na nim zamieszkać. Jak wróci do Londynu to może kupi jakąś żaglówkę, zbierze znajomych i jest impreza.
On nie podzielał jej fascynacji tym miejscem, jego uwaga za to skupiona była na zupełnie innym obiekcie. W sumie gdyby nie ów obiekt jak i namowy jego krukoniastej znajomej, zapewne nigdy nie ruszyłby na taką... Wyprawę. Wolną chwilę zamierzał spędzić z Cher, jednak aktualnie nigdzie nie potrafił jej znaleźć. Czemu tak bardzo chciał ją odszukać? Może dlatego, że będzie to jedyne zapewnienie, że wciąż tu jest. Nie był człowiekiem wielkiej wiary. Raczej rozumu. Kiedy mijał mały salon, mignęła mu znajoma postać w środku. Postanowił zatrzymać się i wrócić te trzy kroki, sprawdzić czy aby na pewno się nie pomylił. Oczywiście, że nie zaszła żadna pomyłka. Bo przecież on i pomyłka? Spokojnym krokiem ruszył w jej kierunku, aż ostatecznie usiadł obok. Wyprostowany odwrócił się w jej stronę i przez moment jedynie się w nią wpatrywał. Od razu zauważył iskierki w jej oczach, aż chciało mu się przewrócić swoimi. Tak dla zasady. -Nie rozumiem Twojego podekscytowania.-Powiedział cicho i oparł się o oparcie fotela. I o to siedział i rozmawiał z największym swoim przeciwieństwem, jakie kiedykolwiek chodziło po tej ziemi i jakie poznał. Aż dziw, że udało im się dogadać... To wszystko dzięki temu, że Crys był uparta, czasem uparta jak osioł. I za cel obrała sobie jego osobę. Doszło między nimi do jakieś niewymownej nici porozumienia? Kto wie. Powiedziałby nawet, że ją lubił. A to dużo.
Usłyszała kroki za drzwiami, a po chwili zobaczyła siedzącego obok Remiego. Szczerze uśmiechnęła się na jego widok. Cóż, może nie jest podobny do Crys, wręcz zupełnie inny, ale lubiła go i wiedziała, że on ją też (każdy ją lubi). To po prostu widać, bo albo się kogoś lubi albo nie. Nie ma nic pomiędzy. Proste? Proste. Vesley nie lubiła niedociągnięć i niewiadomych. Zawsze wszystko rozumiała i wiedziała. Nie bez powodu jest jedną z najlepszych uczennic. - Słyszałam- zaśmiała się.- Czy ty zawsze musisz być taki sztywny? Są wakacje, wyluzuj trochę, zabaw się.- dźgnęła go palcem w ramię kilka razy. Krukonka chyba już nigdy nie zrozumie takich ludzi. Pod czas roku szkolnego sama nie potrzebuje dużo czasu na naukę, ale w czasie wakacji? Korzysta z życia i się bawi! -Nie możesz przez całe życie być taki spokojny!- Wstała z krzesła i zaczęła chodzić w kółko.-Jak ci się to w ogóle udaje? Przecież jest tyle wspaniałych miejsc do zwidzenia, albo sportów do wypróbowania. Już wiem! Jak wrócimy do Londynu to pójdziemy na Bungee!
/Nie pisaliście przez więcej niż 10 dni, więc stwierdziłam, że chyba mogę napisać ;)/
Laura miała dość. Miała dość wakacji, które wcale nie były fajne jak to opowiadało jej paru uczniów Hogwartu, z którymi zdążyła się jako tako zakolegować. Chociaż słowo "zakolegować" było w tej sytuacji trochę nie na miejscu. Ona zdążyła ich poznać, nic poza tym. I doprawdy nie miała pojęcia czy to kwestia tego, że przyjechała z Salem czy może innym nie pasował jej charakter, ale jakoś nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z uczniami jej nowej szkoły. Coraz bardziej brakowało jej Janice, a gdy już miała nadzieje, że powoli zaczyna normalnie funkcjonować po jej śmierci, smutek i przygnębienie towarzyszące jej do tej pory na co dzień, wracały jak bumerang. Ona by wiedziała co robić, umiałaby nawiązać kontakt z nowymi osobami, zawsze była taka towarzyska i bez przerwy się uśmiechała. A Laura? Laura była jej całkowitym przeciwieństwem. Podobne były tylko i wyłącznie z wyglądu, charakterem różniły się niesamowicie. A mimo to, właśnie z nią, a nie z Daisy tak bardzo do niej podobną, była nierozłączna i kochała ją jak nikogo innego. Teraz jej nie ma, a wraz z nią odeszły niemal wszystkie pozytywne aspekty życia Laury. I tak pogrążona w ciszy i rozmyślaniach, trafiła do małego salonu, w którym ku jej uciesze znajdowało się jeszcze pare wolnych miejsc. Ruszyła w kierunku stojącego w rogu stołu, który sobie wypatrzyła wchodząc do pomieszczenia i już po chwili usiadła na jednym z twardych i niezbyt wygodnych krzeseł. Wyciągnęła paczkę papierosów z tylnej kieszeni spodenek i położyła je na stole, nie bardzo wiedząc czy można tu w ogóle palić.
Był znudzony siedzeniem w kajucie albo ciągłym natykaniem się na przypadkowych znajomych, z którymi nie zamierzał rozmawiać. Oni chyba jednak mieli inne zdanie na ten temat, zagajając go o byle pierdoły, jakby miało to sprawi, że nagle się uśmiechnie i powie 'Słuchaj, stary, rozmawiamy całe pięć minut, czuję, jakbym znał cię całe życie, idźmy sobie wychylić pod pokład, co ty na to?'. Nie, niekoniecznie do tego dojdzie. W końcu trafił do przyjemnego pomieszczenia, które nieco przypominało Pokój Wspólny Ravenclawu, ale było o wiele bardziej przytulne i przyjazne. Usiadł spokojnie w jednym z foteli, z książką zabraną z kajuty w ręku i otworzył ją na zagiętej stronie, pogrążając się w lekturze. Uczniowie wchodzili i wychodzili, ale nie zwracał na nich zbytnio uwagi, nie mając zamiaru wdawać się w błahe dyskusje o niczym. Aż nagle poczuł ten specyficzny dreszcz, to poczucie, że powinien podnieść się i spojrzeć na coś konkretnego. A raczej na kogoś. Usiadła, nieco skrępowana, nieco niezadowolona w samym rogu, tuż przy oknie, z którego światło kładło na jej nieco egzotycznej twarzy w intrygujący sposób. A potem dostrzegł papierosy, leżące tuż przed nią. Zamknął książkę i podszedł do niej powoli, a potem bez pytania o zgodę, usiadł naprzeciwko, patrząc jej intensywnie w oczy. Wyciągnął swoją paczkę mugolskich używek, kładąc je tuż obok jej magicznych i odpalił jednego z najzwyczajniejszej, mugolskiej zapalniczki. - Nikt z nauczycieli tu nie przychodzi, nie musisz się tym przejmować - powiedział po chwili, przymrużając nieco oczy, kiedy się zaciągał.
Przejście przez cały statek było bardzo nudnym przeżyciem. Tak właściwie to Hargreaves nie widział w nim nic interesującego, poczynając od przeklinających wściekle piratów, aż po dziwne ludzkie zgromadzenia, przez które musiał się przebijać, kiedy szukał tych przeklętych czach. Interesowała go jedynie nagroda. Był na tyle jej ciekaw, że zwyczajnie nie potrafił się powstrzymać przed odszukaniem tych… magicznych artefaktów? Zaczarowanych marmurków? Nie był nawet pewien czym było to czego szukał. Odrobinę to żałosne, ale cóż, nieważne. Wszedł do małego salonu, nie zważając na ludzi, którzy najwyraźniej szukali tutaj spokoju i niemalże natychmiast zaczął się rozglądać w poszukiwaniu następnej czaszki. Nie obraziłby się, jakby nawet się o nią potknął. Wtedy mógłby szybciej wrócić do kajuty.
Wyrzucone kostki i suma oczek: 2, 1, 3, 2 = 8 Link do postu w temacie z losowaniami: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p990-kostki#304266
Czaszka przyglądała mu się z cienia pomieszczenia. Dyndała sobie w znużeniu sznureczkami przy chuście zawiązanej na głowie, skoro i tak nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Dopiero dostrzegając Rience'a jej uwaga się na czymś skupiła. Aportowała się prosto przed jego postacią. — Mnie szukasz? Ahahahahah. No to sobie poszukasz — pokazała swoje szczerbate, marmurowe zębole i deportowała sie gdzie indziej. Nieszczęśliwie nie wymierzyła odległości i złamała się w pół przed dwójką nieznanych sobie ludzi. zanim się doprowadziła do porządku i stanu używalności, Hargreaves miał czas ją złapać, zanim zdążyła zebrać się w sobie i znów teleportować.
Siedząc na krześle i bezsensownie patrząc się na pogniecioną paczkę papierosów leżącą przed nią i proszącą aż, żeby wyjąć jej zawartość i zrobić to, co zrobić z nią powinna, nie zauważyła podchodzącego do niej chłopaka, który parę sekund później już się wygodnie rozsiadł na miejscu naprzeciwko. Leniwie uniosła głowę, chcąc go zidentyfikować, po czym niespodziewanie stwierdziła, że nowo przybyły osobnik intnsywnie wpatruje się jej w oczy, jakby co najmniej zobaczył w nich ducha, albo Merlin wie co. Machinalnie uniosła brwi, po czym zlustrowała go od pasa w górę, aż w końcu zatrzymała się na niebieskich, prawie granatowych tęczówkach. -Skąd wiesz, że zaraz ktoś tu nie przyjdzie? -Spytała z lekką złośliwością w głosie, w końcu sięgając po papierosa i z lekkim uśmiechem odpalając go z leżącej na stole zapalniczki, którą wcześniej użył chłopak. Chyba nie będzie miał jej za złe, że sobie ją pożyczyła. Nadal się lekko uśmiechając, całym ciężarem oparła się o wybitnie niewygodne krzesło i odchylając głowę, mocno się zaciągnęła. -A więc... -Zaczęła i powróciła tym samym do pierwotnej pozycji, łokciami opierając się o blat stołu, a w prawej dłoni trzymając papierosa. -Czemu się dosiadłeś? -Spytała, chociaż doskonale znała odpowiedź. Widziała, że przyciąga spojrzenia wielu osobników płci męskiej. Przez myśl od razu przeszło jej spojrzenie chłopaka, który pomógł jej wydostać się spod bomu na pokładzie wypoczynkowym. Przypomniała sobie, że wspominał coś o Slytherinie. Dziwne. Ludzie z tego domu ponoć uważani są za najwredniejszych. Uśmiechnęła się w duchu, przypominając sobie, że chłopak był w stosunku do niej całkiem przyjazny, a na pewno daleko mu było do osoby o mrocznej naturze. Mimowolnie zmarszczyła brwi, przypominając sobie wzrok jednego z załogantów, gdy wraz z siostrą chciały dostać się na bocianie gniazdo. Miała wrażenie, że człowiek, który przed nimi stał zaraz się na nie rzuci i bardzo cieszyła się, gdy tylko kazał im zapłacić pare galeonów. Na samo to wspomnienie przeszły ją dreszcze i tym samym powróciła myślami do siedzącego przed nią nieznajomego.