Mroczna, niezasilana żadnym światłem część statku, dla tych, którzy knują coś niedobrego, bądź po prostu wolą się zaszyć daleko od ludzi, z mniej czy bardziej wyjaśnionych przyczyn. Obszar zakazany do odwiedzania. Przyłapanie przez nauczyciela grozi szlabanem.
Kostki na przylapanie: 1, 2, 3 - zostałeś złapany, nauczyciel przydziela Ci szlaban 4, 5, 6 - bezpiecznie możesz podziwiać uroki odosobnionego miejsca
Zaciągnął za sobą Ludmile w miejsce, które miało ogólnie przyjęty zakaz pojawiania się tam. Dlatego właśnie nie odzywał się do niej całą drogę (zresztą, czy w innych okolicznościach mogłoby się to zmienić?). Dopiero kiedy upewnił się, że niepostrzeżeni weszli do lochów, postawił ją przy ścianie przed sobą, zamykając ją między swoimi ramionami. Mierzył ją krytycznym spojrzeniem. — Wiem, że Ci się nudzi, a ten klub szlam i zdrajców krwi może działać na nerwy, ale panuj nad sobą, Ludmi. Jest pewna granica szaleństwa, w której można przestać traktować Cię poważnie, a w której zaczynasz zniżać się do ich poziomu. Pamiętaj o tym. Kończąc wypowiedź, kolejny raz nie próbował nawet opierać się chęci przeciągnięcia wzrokiem po jej pół-nagim ciele. Jej koszulka została gdzieś na pokładzie, razem z kurtką. Jedyne co, to zdążyła na siebie narzucić spodnie, które, zdaniem Greengrassa i tak lepiej leżały na podłodze niż na niej, przykrywając zdecydowanie za dużo ponętnych fragmentów jej ciała. Jeśli o nim mowa, stróżka krwi spływała z jej biustu, spowodowana zacięciem szkłem. A trzeba było się nim nie bawić, co, Ludmila? Pochylił się, bezczelnie pozwalając sobie mokrym pocałunkiem pochłonąć tą czystą krew, której szkoda byłoby pozwolić spłynąć na tą brudną posadzkę. Chwilę potem wyprostował się, powracając spojrzeniem do oczu Rosjanki. — Zresztą, to ciało powinno być zarezerwowane dla widoku osób godnych tego widoku — dodał wyciągając różdżkę, którą przejechał od przecięcia na jej dekolcie, w dół. Wydawałoby się, ze powinien przy okazji zasklepić niewielkie draśnięcie jej skóry, ale nie byłby sobą, gdyby nie pozwolił krwi sączyć się z jej rany. Nie było nic bardziej podniecającego, niż jej czysta od wielu pokoleń krew, naznaczająca czerwienią jej bladą skórę. Przesunął różdżkę niżej, dociskając ją być może nawet odrobinę boleśnie do jej skóry, aż zanurzył końcówkę różdżki w jej spodniach, układając kawałek drewna w dłoni, zanim okręcając nadgarstek, otworzył jej guzik i rozporek niewerbalnym zaklęciem.
Kostki: 4 Link do losowania: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p645-kostki#302175
Ludmila nie miała takiej silnej ochoty na seks od dobrych kilku miesięcy. Dobrze, że nie widzi jej teraz Avery, bo by jej złoiła skórę. Ale jej teraz nie ma... Więc Ludmila może robić co chce i z kim chce. A chciała się teraz pieprzyć na potęgę. Jej oddech stawał się coraz szybszy, kiedy Arcellus prowadził ją do lochów. Czyż nie jest to idealne miejsce na takie zabawy jak ta? A jej nie trzeba było długo zachęcać. Była już cała rozpalona i podniecona. Nie chciała dłużej czekać. Raz, dwa zdjęła spodnie i stanik. Jej sutki były już twarde i tylko czekała, jak Arcellus się do nich dobierze. Strużka krwi, która po nich spływała napawała ją jeszcze większą euforią. Szybkim ruchem dłoni rozpięła Arcellusowi rozporek w spodniach. Widać było, że jego penis był już w stanie gotowości. Dyszała coraz szybciej i głośniej. Nie miała zamiaru jednak się ociągać. Zdjęła Greengrassowi koszulkę i zaczęła dotykać jego pięknie wyrzeźbionej klatki piersiowej. Zawsze chciała bzykać się z kimś takim. Jej cycki ocierały się o umięśnione, piękne ciało Arcellusa. Chciała, by mężczyzna się jeszcze bardziej podniecił. Schodziła swoimi soczystymi ustami, całując każdy kawałek jego ciała, coraz niżej, aż po sam pępek. Złapała go przez spodnie za mocno nabrzmiałą pałę. Przez majtki widziała jego wystające łoniaki, których tak bardzo chciała teraz dotknąć. Ale,ale... Nie tak szybko. Ludmi nie chciała się tak szybko zadowalać. Miała zamiar rozkoszować się tą chwilą. Chciała, aby to nie był zwykły seks, tylko dziki galop na drodze rozkoszy i głośnych jęków. Uśmiechnęła się zmysłowo. Spojrzała w twarz Arcellusa, która była już czerwona z podniecenia. Ludmila wykorzystała tę sytuację i szybko zdjęła swoje majtki, po czym rzuciła je w kąt. Miała równiutko ogoloną cipkę, która była już całkiem wilgotna. Na jej wzgórku łonowym widać było dwie malutkie rysy, które były śladami po jej cudownym tasaku. Czekała teraz, aż Arcellus zdejmie swoje gacie i wejdzie w nią swoim wielkim kutasem. - Jestem twoja! - warknęła, pełna żądzy dobrego, dzikiego i zmysłowego seksu.
Pragnę zwrócić uwagę, że pojawiły się pewne obiekcje względem zastosowanego w Twoim poście języka. Jako administratorzy i moderatorzy Czaro, nie mamy absolutnie nic do tego, jak wyraża się postać, jednakże w imieniu wszystkich prefektów forum byłbym niezmiernie wdzięczny o zmniejszenie ilości używania tak pejoratywnych określeń, które - dla większości z nas - kojarzą się dość negatywnie. Nie chcemy przecież, by młodsi gracze zrażali się do postaci tylko ze względu na sposób, w jaki ktoś pisze. Jedynie zwracam uwagę oraz wyrażam prośbę o zachowanie maniery i dobrego tonu. Będę wdzięczny za zastosowanie się do mojego dopisku. W razie jakichkolwiek pytań zapraszam do mnie na PW lub inną formę dostępnej komunikacji. Emmet.
Oparł się dłonią przed sobą, kiedy dziewczyna zaczęła schodzić pocałunkami coraz niżej. Obserwował ją z góry. Nie krył się nawet z tym, że był wyraźnym typem wzrokowca. Wcale nie krył, że nie zwykł dopieszczać subtelnie kobiet. Bezpośredniość Ludmily wiele uławiała i pozwalała przyśpieszyć obrót spraw. Wszystko w obecnej sytuacji działo się według jego oczekiwań, prócz wyraźnego rozproszenia dziewczyny na tyle, że nie dotarło do niej żadne jego słowo. Pozwolił jej się rozebrać, nie oponował przy żadnym z jej czynów. Zacisnął zęby oddychając ciężej kiedy podjęła się poważniejszych kroków, ale sam na razie pozostawał dość bierny. Za moment miało się wyjaśnić dlaczego. Pomógł jej podnieść się do pionu, chwytając jej ramię, a już chwilę potem jego ręce zsunęły się do jej nadgarstków, kiedy ścisnął je w stalowym uścisku, jednocześnie blokując jej nogi swoim udem. Usadowił ją na swojej nodze, uniemożliwiając jakikolwiek ruch, trzymając jej ręce wysoko ponad jej głową — Widać — mruknął patrząc perfidnie w jej tęczówki oczu, a jego uwadze nie umknęło, że wręcz drżała z podniecenia na niego, a przynajmniej to właśnie przekazywała mu mowa jej ciała. Wstrzymał ją, niejako w karze za zignorowanie jego słów. — Wezmę Cię kiedy i jak będę chciał, Ludmila — zaznaczył, ściągając razem jej ręce, zęby móc złapać jej przeguby w jedną dłoń, a drugą zsunąć wzdłuż jej szyi i piersi, zanim ścisnął jedną z nich w wypracowanym praktyką masażu, nie szczędząc swojego silnego dotyku ani jej, ani co rusz zahaczanemu kciukiem stwardnieniu pod jego palcami. — Na razie jeszcze się zastanawiam w jakim stopniu na to zasłużyłaś. Jakaś podpowiedź? Docisnął ją do zimnej ściany, cofając dłoń, dając jej tylko posmakować tego, co mógłby jej teraz zapewnić, jeśli tylko byłaby w stanie wcześniej sprostać jego oczekiwaniom. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, ze wystarczyłby tylko jeden zły ruch, żeby się wycofał. Nie dlatego, ze dziewczyna nie byłaby w stanie go podniecić. Sytuacja wyraźnie świadczyła o czymś innym. Greengrass był po prostu bardzo kapryśnym, wymagającym i dominującym kochankiem. Przez swoje wysokie progi i wymagania wcale też nie pozostawał nigdy dłużny żadnej kobiecie.
Ludi. Postaraj się też nie opisywać reakcji Arcellusa za mnie i będzie git. ;)
Przez wszystkie lata spędzone w Hogwarcie, ani razu głębiej nie zastanowił się nad tym, czy zapoczątkowane wśród szkolnych znajomości konflikty, będą miały swoje następstwo po ukończeniu nauki. Nie interesowało go to, co właściwie jego wrogowie osiągną, czym będą się zajmować, ani czy będzie ich stać na ułożenie sobie życia. O swoją przyszłość nie musiał się martwić i mimo, iz jego oceny nigdy nie były na wybitnym poziomie, tak czy siak potrafił sobie poradzić - niezależnie od tego, gdzie w przyszłości miał skończyć. Konflikt z D'Angelo był jednak sprawą o wiele bardziej poważną, niżeli wszystkie pozostałe sprzeczki, które z tyloma osobami zdarzało mu się prowadzić. Ich znajomość już od samego początku nie wróżyła niczego dobrego, a fakt, że oboje posiadali niezwykle pewną siebie i upartą naturę, jedynie pogłębiała rosnącą z wiekiem niechęć, jaką siebie darzyli. Ostatnia wiadomość, jaką dostał od Shenae niezmiernie go więc ucieszyła - tym bardziej, że ostatnimi czasy doprawdy brakowało mu czegoś, co choć w małym stopniu mogło poprawić mu humor. Spotkania z nią może i doprowadzały go do białej gorączki, aczkolwiek sprawiały również, że wyładowywał całą negatywną energię, jaka piętrzyła się w nim od długiego czasu. Paradoksalnie ich kłótnie cieszyły go niczym nowa, czarnomagiczna księga, która wpadła mu w oko. Nie musiała go namawiać - doskonale wiedział, iż mają na swoim koncie niewyjaśnione sprawy, które ostatecznie tak czy inaczej należało rozwiązać. W czasie, gdy wszyscy uczestnicy wycieczki znajdowali się na kolacji, tak jak się ówcześnie umawiali, powolnym tempem udał się więc w stronę lochów. Fakt, iż właściwie nie wolno im było tam przebywać, dodatkowo mu schlebiał. Jak to miał w zwyczaju, trzymając ręce w kieszeniach ciemnych dżinsów, zszedł pod pokład i stając na brudnej, drewnianej podłodze, zrobił kilka kroków do przodu, wprawiając przy tym stare panele w ciche skrzypienie. Mrużąc oczy przesunął wzrokiem pośród otaczającego go mroku, a ostatecznie zatrzymując się nieco dalej, niżeli znajdowały się drzwi, uśmiechnął się półgębkiem. – Wyśmienicie... – po czym mruknął, wyraźnie zadowolony z tego, co niedługo miało nadejść.
Nie zeszła na kolację. Palnęła coś tam Julce w wyjaśnieniu pod nosem, ale tak wyburczała, że w sumie dziewczyna i tak nic się nie dowiedziała. W tracie kiedy jej współlokatorki poszły na kolację, Shenae zgarnęła swoją różdżkę, na wszelki wypadek uwiązała włosy, jakoś ją to zawsze lepiej zakrawało do rywalizacji i ruszyła w umówionym kierunku. Chłopak już był na miejscu, kiedy tam dotarła. Spojrzała na niego nico zażenowana samym jego widokiem. Gdyby nie fakt, że rzeczywiście długo przeciągali to spotkanie, najpewniej w ogóle by je sobie odpuściła. Już dawno zdążyła przełknąć gorzki smak porażki po ich ostatniej konfrontacji w schowku na miotły. Jeśli jednak miałaby być szczera, miała teraz na głowie więcej problemów, niż tylko bezczelnego Ślizgona. Domyślała się więc, ze lepiej było dotrzymać rzuconego mu wyzwania już teraz. Kto wie czy na pierwszym roku studiów nie będzie miała jeszcze mniej swojego cennego czasu. — Deveraux… — mruknęła w ramach powitania, nie szczerbiąc języka na żadne sztuczne, grzecznościowe zwroty na wejściu. Nawet nie skinęła mu głową, czy w żaden sposób nie dała mu do zrozumienia, że próbuje się z nim należycie przywitać. Raczej z wejścia potraktowała go z odpowiednią dawką arogancji. Jednocześnie, w trakcie kiedy rzucała zaklęcia wyciszające na otoczenie i zatrzaskiwała wejście do lochów odpowiednim urokiem, trzymała gardę. Nie spuszczała go ze spojrzenia. Kto wie, co tej ślizgońskiej gnidzie odwali. Może znów gotów jej będzie przyłożyć, ale walnąć ją z zaskoczenia w plecy. Typowo po męsku… — Zaczynaj — mruknęła nie chcąc tracić czasu. Zajęła pozycję przed nim, wyciągając przed siebie różdżkę, dając mu ten luksus, że mógł rzucić zaklęcie jako pierwszy. Skoro i tak był nadgorliwy i liczenie do trzech nie miało w jego obecności najmniejszego sensu… Nie miała wiary w mieszkańców Domu Salazara. Spodziewała się, ze najpewniej i tak nie dotrwałby do końca odliczania, działając wbrew regułom. — Chyba nie czekasz na dodatkowe zaproszenie? — zakpiła ponaglająco.
Kostka: 5
Zasady gry znajdziesz: tutaj. proponuję żeby Cedric zaczął bez rzucania pierwszą kością na sprawdzenie kto rozpoczyna pojedynek. Obowiązują zasady z posta wyżej, te, które podlinkowałaś, dotyczą uczniowskiego klubu pojedynków, tylko i wyłącznie. Zmieniłam link, a uwagę o rozpoczęciu skreśliłam, bo według zasad i tak zaczyna osoba, która jako pierwsza napisze posta, rzut kostką tak czy inaczej jest zbędny. Dzięki za sugestię, ale zgaduję, ze prywatna gra cieszy się własnymi zasadami, więc jej przebieg najpewniej i tak ustalę z Cedrikiem, według uznania.
Kolacja doprawdy mało go obchodziła, a jedyny głód, jaki wówczas czuł, był głodem adrenaliny. Adrenaliny i zwycięstwa, rzecz jasna. Żadna, najwykwintniejsza choćby potrawa, nie mogła równać się z tym, co pragnął w tamtym momencie odczuwać. Nikogo też zapewne specjalnie nie zdziwił fakt, iż na kolacji Deveraux się nie pojawił - często to robił, spędzając wieczór zupełnie gdzie indziej. Owego dnia nie przygotowywał się specjalnie do tego, co miało nadejść. Jego pewność siebie zawsze górowała, niezależnie od tego, w jakiej sytuacji się znajdował, a ostatnie spotkanie z Krukonką mocno podniosło jego ego, które w ich wieloletnim konflikcie miało szczególnie ważne znaczenie. Bez niego nie byłby sobą. Bez niego droga do lochów nie wydawałaby się być drogą na plac zabaw, z którego zamierzał wyjść z pełnym uśmiechem na twarzy. Uśmiechem satysfakcji. Odwrócił się powoli, gdy pośród otaczającego go mroku usłyszał za sobą tak wielce znajomy głos. On również nie naglił się do czułych przywitań. Nie skinął głową, ale też nie wypowiedział żadnego słowa, które mogłoby świadczyć o jakimkolwiek powitalnym geście. Jego twarz z sekundy na sekundę przybierała coraz to bardziej zniesmaczony wyraz, który w słabym świetle wydawał się być nad wyraz kwaśnym. Minęło kilka krótszych minut, zanim trzymane w kieszeniach dłonie ostatecznie zdecydował się z nich wyciągnąć. Szybkim ruchem prawej ręki sięgnął do tyłu, by po niezauważalnej chwili wycelować wyciągniętą z tylnej kieszonki różdżką w stojącą naprzeciw dziewczynę. – Strappatto! – rzucił, wyraźnie akcentując każdą głoskę wypowiedzianego zaklęcia. Nie miał skrupułów. Oczekiwania okazały się być jednakże zupełnie innymi, niż te, na które czekał. Zaciskając mocniej dłoń na rączce różdżki, syknął cicho, delikatnie przesuwając się do tyłu. Chybił.
Pojedynek (I)
Zaklecie: Strappatto Atak: 4 i 2 Koncentracja: -3 czy odnosi skutek?:NIE
Ostatnio zmieniony przez Cedric Deveraux dnia Sro 12 Sie - 1:50, w całości zmieniany 1 raz
W momencie rzuconego pierwszego zaklęcia zaczęła się zastanawiać czy decyzja o pojedynkowaniu się z Cedriciem w całkowicie porzuconym, nieodwiedzanym przez nikogo miejscu nie mogła się skończyć dla niej po jednym zaklęciu. Jasne, od razu uniosła różdżkę, używając nawet zaklęcia Protego, ale jak się okazało, nie było to konieczne. Zaklęcie chybiło. Szczęśliwie. Zmarszczyła brwi, nie tyle zszokowana doborem wyjątkowo paskudnego czaru, co niezadowolona z tego, jak rzeczywistość przypominała jej dość brutalnie, na co się porwała wyzywając go na ten pojedynek. Z początku wydawało jej się to banalnie proste i wręcz oczywiste. Skoro uraził jej dumę, miała się odkupić. Jednak odkupienie się w murach zamku podczas gry fair play z dodatkowym sekundantem wydawało się teraz bajką. Uświadomiła sobie, ze gdyby naprawdę rypnął ją właśnie tym zaklęciem, miałaby krótko mówiąc po zabawie. Może dlatego nieświadomie nawet, odetchnęła na moment przed tym zanim sama wycelowała różdżkę w jego kierunku. Może nie używała tak surowych zaklęć, jak Deveraux, ale w przeciwieństwie do niego, ją po czymś tak wyrafinowanym ruszyłoby poczucie winy. Zastosowała więc zaklęcie odpowiednio perfidne i silne, które jednocześnie nie spędziłoby jej snu z powiek, gdyby miało się udać. — Fraxinus ignis. Gdyby miało to być zaklęcie rzucone poprawnie, miało stanowić tylko mały rewanż za policzek wymierzony jej dawno temu w schowku na miotły. Nie sądziła, że w osławionym hogwarckim schowku, ścigać ją będą właśnie takie wspomnienia. — Wyluzuj, Deveraux. Nie chcesz przeze mnie trafić do Azkabanu. Założę się, że nie wytrzymałbyś tam minuty ich warunkach. Nie wiedziała po co go jeszcze próbowała dodatkowo drażnić. Najpewniej wyładowywała tym własne napięcie.
Pojedynek (I)
Zaklecie: Fraxinus Ignis Atak: 4, 3 Koncentracja: - czy odnosi skutek?:TAK
Porażka po pierwszym, nieudanym zresztą, rzuconym zaklęciu piekła go niczym świeża blizna po zadrapaniu. Tyle, że w jego przypadku nie było to lekkie zadrapanie - nie tak wyobrażał sobie początek spotkania. Złość, jaka powoli zaczynała się w nim zbierać nie była jednak na tyle mocna, by przeszkodzić mu w koncentrowaniu się na tym, co następnie zamierzała uczynić She. W tej samej pozycji co wcześniej, kurczowo trzymając w dłoni różdżkę, nachylił się lekko, skupiając na stojącej naprzeciw dziewczynie. Z perspektywy osoby trzeciej wyglądałby zapewne doprawdy śmiesznie, garbiąc się niczym lew przed potężnym atakiem, jednak w tamtej chwili Deverauxowi zdecydowanie się nie uśmiechało, a było to idealnie wymalowane na jego twarzy. Zwłaszcza, że na odzywki D'Angelo nie pisnął nawet słowem, ściskając wargi tak, że niemalże nie było ich widać. Na całe szczęście jego drugi ruch z pewnością wydawał się być trafnym. Udało mu się obronić tak, iż nie dał się wpędzić w płomienną pułapkę. Znakomicie. – Protego Maxima! – tym razem nie wypowiedział zaklęcia. Jego głos przypominał raczej krzyk gotującej się w nim wściekłości. Z całą pewnością nie trudno było wyprowadzić go z równowagi.
Pojedynek (I)
Zaklecie: Protego Maxima Obrona: 3 i 4 Koncentracja: -3 czy odnosi skutek?:TAK
Nie mogła się zdecydować czy skoro jej niskolotne komentarze tak na niego działają, powinna była je kontynuować, czy dla dobra własnego komfortu fizycznego, zabastować i lepiej zająć się czarowaniem? Rozproszyła się swoją uwagą tylko na chwilkę, a jak się okazało tyle starczyło, żeby wykorzystał ten moment na skuteczną obronę zaklęcia. To mógł być sygnał ostrzegawczy dla D'Angelo. Tylko... no błagam, czy ta krukonka potrafiła się powstrzymać od sarkazmu? Rzadko kiedy, w wyjątkowych sytuacjach, przy wyselekcjonowanych dobrze ludziach. Cedric nie należał do tego uprzywilejowanego grona. Dlatego właśnie zaczerpnęła powietrza, żeby rzucić kpiącą uwagę. Najpierw jednak rzuciła proste, dynamiczne zaklęcie, które nie powinno go powalić, ale przynajmniej na chwilę oszołomić, dając jej czas na kolejny atak, skoro już i tak jedyną reguła był brak reguł. — Reducto! — jak się okazało, zaklęcie wcale nie podziałało, przeleciało obok jego ucha, chociaż Shenae wolała sobie wmówić, że jego tarcza w dalszym ciągu działała. Syknęła. Wyraźnie powinna jednak ugryźć się w język, zacisnąć wargi i nic nie mówić. Powoli robiło się, przyznajmy szczerze, niebezpiecznie. Skoro D'Angelo nie potrafiła, bo chyba pękłaby jej żyłka, gdyby ugodziła tym w swoją dumą, wypadałoby powiedzieć to za nią. Cedric everaux jakimkolwiek durnym, ślizgońskim pomiotem by nie był, stwarzał duże zagrożenie.
Pojedynek (II)
Zaklecie: Reducto Atak: 1, 2 Koncentracja: -1 czy odnosi skutek?:ZDECYDOWANIE NIE
Mimowolnie uśmiechnął się półgębkiem, kiedy zaklęcie rzucone przez Krukonkę świsnęło mu koło ucha i dotarło do niego, że i w przypadku D'Angelo najwyraźniej nie wszystko szło po jej myśli. Sam fakt, że nie tylko on haniebnie pudłował, dodawał mu otuchy. Jego humor zmieniał się z sekundy na sekundę, jednak nieco się uspokoiwszy, jeszcze mocniej, o ile było to możliwe, ścisnął swoją różdżkę, jak gdyby chcąc tym samym dodać jej więcej mocy. Nie spuszczając wzroku z przeciwniczki, krążył myślami po zakamarkach własnej świadomości, zatrzymując się na coraz to bardziej wyrafinowanych zaklęciach, jakie znał. Zdawał sobie sprawę z tego, iż był to tylko durny pojedynek, którego zamiarem było tylko i wyłącznie to, by na koniec dolać oliwy do ognia ich i tak płonącego już konfliktu, jednak nawet w tak absurdalnej sytuacji nie mógł powstrzymać się od myśli, iż stać go było na o wiele więcej, niżeli zwykłe zaklęcia. Powstrzymywał się i nawet jeżeli przyznanie Shenae racji, miało być tylko i wyłącznie ironią, wiedział, że rację miała. – Skoro tak strasznie martwisz się o moją wolność... – rzucił nieco ciszej, by następnie, odchylając do góry czubek różdżki, stanowczo dodać to, co najważniejsze. – Aquasudo. Mimo wszystko nie miał przecież skrupułów.
Pojedynek (II)
Zaklecie: Aquasudo Atak: 1 i 4 Koncentracja: +2 czy odnosi skutek?:TAK
Co najśmieszniejsze, to zaklęcie nie należało co czarnomagicznych, ale nie znała go. Zwyczajnie nazwa niczego jej nie mówiła. Nie wiedziała czego mogła się spodziewać i czy zwykłe Protego, czy nawet Protego Maxima, pomoże w odparciu tego ataku. Może nawet lepiej, że nie znała działania czaru, który zastosował. Nie musiała ulegać presji siły zaklęcia. Duszenie się, topienie i palenie, to były ponoć jedne z najgorszych przeżyć, jakie mogło spotkać człowieka. Dziwne jak główne żywioły natury mogły dać popalić biednemu czarodziejowi w świecie. Zmarszczyła brwi, decydując się dość szybko na znane sobie zaklęcie, które nie tyle bezpośrednio ją ochroni, co pozwoli utrudnić rzucenie zaklęcia jemu. Właśnie dlatego precyzyjnie wycelowała różdżką w jego własną, rzucając kontrę na tyle sensownie szybko, żeby zdążyła wyszarpnąć jego dziewięciocalowy świerk w górę, zanim zaklęcie zdążyło ją trafić. Postarała się bardzo wyraźnie wypowiedzieć formułę. — Ascendio! Nie mogło być mowy o nawet najdrobniejszej pomyłce. Nie mogłaby sobie wybaczyć, gdyby dała chociaż cień złudnej szansy Cedrikowi na to, że mógłby z nią wygrać ten pojedynek. Jak na razie walczyli równo. Zaklęcie w zaklęcie. Każde odparte, bądź z racji przepełniającej chyba ich dwójkę adrenaliny, zupełnie chybiające. — STRASZNIE, to bardzo dobrze powiedziane — zakpiła — dobitnie, bym nawet doprecyzowała — fuknęła skupiając się jednak bardziej na kontroli swojego zaklęcia.
Pojedynek (II)
Zaklecie: Ascendio Obrona: 2 i 3 Koncentracja: - czy odnosi skutek?:TAK
Doprawdy cały ten pojedynek porządnie zaczynał go drażnić. Nie był już spokojny - już nawet nie udawał, że jest. Ostatnie rzucone zaklęcie wydawało mu się być dobrym rozwiązaniem, jednak i w tym przypadku potwornie się pomylił. D'Angelo szła w zaparte. Nie podobało mu się to, ponieważ od samego początku liczył na szybką wygraną. Minione starcie w schowku na miotły dało mu duże poczucie, iż od tamtej pory był o wiele wyżej nad nią - a nawet na samym szczycie. Lubił myśleć o tym jako o zwycięstwie, jednak w owym momencie jego poczucie wyższości kompletnie się nie sprawdzało. W tamtej chwili byli ze sobą równi, a tego nie potrafił znieść. Wiedział, jakie zaklęcie zamierza rzucić przy następnym ruchu. Nie zastanowił się chociaż przez chwilę nad tym, jakie i czy w ogóle, mogą być tego konsekwencje. Babrał się w Czarnej Magii od bardzo dawna i mimo, że nikomu się do tego głośno nie przyznawał, w przypadku She nie wahał się przed sięgnięciem po najbardziej wyrafinowane zaklęcia. Nie zamierzał jej odpuścić. Nigdy. Oboje na własne życzenie za daleko zabrnęli w ich wiecznym konflikcie. – Crucio! – warknął, puszczając jej komentarze mimo uszu i bezlitośnie celując w nią różdżką.
Pojedynek (III)
Zaklecie: Cruciatus Atak: 4 i 4 Koncentracja: - czy odnosi skutek?:TAK
Walka jak dotąd była wyrównana. Musiało się to kiedyś zmienić. Nie można było powiedzieć, żeby była przygotowana na to co nastąpiło później. Nie zakładała raczej, że mogłaby z Cedrikiem ponieść tak wielką, szybką porażkę. Myślała, że raczej każde zaklęcie spróbuje chociaż obronić. Ale nie to. Nie znała przeciwzaklęcia na zaklęcie niewybaczalne. Równo z dźwiękiem docierających do niej słów, padła na kolana. Nie była jedną z tych osób, które łatwo wyrażały swoje cierpienie. Zwykle potrafiła tłumić je w sobie, dla siebie. Wielką słabością było pokazywanie jej innym. Tym razem jednak ból, jaki przeszył jej ciało nie równał się z niczym wcześniej, czego mogłaby doświadczyć. Krzyk automatycznie wyrwał się z jej gardła, kiedy zacisnęła palce na różdżce, raczej nieświadomie, mięśnie automatycznie się spięły, kiedy zamknęła palce w pięści. Od dawna już nikt nie korzystał z tego rodzaju zaklęć. Przynajmniej D'Angelo nie znała nikogo, kto pałałałby się w tej magii. Nie mogła być przygotowana na katusze, jakie jej zada tym jednym zaklęciem. Czasy, kiedy torturowano nim ludzi minęły. Teraz czytało się o tym tylko w książkach. Miała ochotę po prosić go, żeby przestał. I gdyby całe życie nie uczyła się nie okazywać słabości, może właśnie to by zrobiła. — Musisz być... naprawdę za-kompleksionym... dzieckiem, Cedric. iiSkoro sprawia Ci to przyjemność[/i] – chciała mu dopowiedzieć, ale nie starczyło jej silnej woli. Kiedy nie zaciskała zębów, ból stawał się bardziej dotkliwy. Nie wiedziała kiedy znalazła się na ziemi, kuląc się w pozycji, w jakiej naturalnie znalazłby się każdy na jej miejscu. Wbrew temu, dalej czuła przez to do siebie niewyobrażalny wstręt. Nie wiedziała jak, ale powinna tego uniknąć. Najlepiej w ogóle do tego nie dopuścić.
Pojedynek (III)
Zaklecie: --- Obrona: 2, 6 Koncentracja: --- czy odnosi skutek?:NIE
Cedric był egoistą i świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Co więcej, był egoistą, który wydawał się niemalże nie mieć sumienia. Rzucenie zaklęcia Cruciatus nie zrobiło na nim większego wrażenia, choć trzeba było przyznać, że widząc D'Angelo kulącą się pod wpływem bólu, jego samego przeszedł lekki dreszcz. A może był to jedynie dreszczyk emocji? Opuścił różdżkę w momencie, w którym uznał to za stosowne - czyli dopiero wtedy, gdy rzeczywiście było widać, iż jego przeciwniczka ma już wyraźnie dosyć. Z błyszczącymi oczyma i - o zgrozo - uśmiechem na twarzy, wyglądał niczym seryjny psychopata, cieszący się z kolejnej, udanej tortury nad swoją nową ofiarą. Był wyraźnie zadowolony z przebiegu owego spotkania i z pewnością nie zamierzał zakończyć go na swoją niekorzyść. Na pierwszy rzut oka mogło wydawać się, iż na tym zamierzał więc skończyć pojedynek, jednak w rzeczywistości ostatni atak mocno podniósł jego chęć zwycięstwa - na tyle mocno, że po odczekaniu kilku minut, ponownie uniósł w jej kierunku różdżkę. – Tylko na tyle Cię stać, mały Kruczku? – rzucił kpiącym, a zarazem przesiąkniętym satysfakcją tonem, podkreślając znacząco dwa ostatnie słowa, które w jego mniemaniu miały znaczyć ni mniej, ni więcej, iż leżąca przed nim Shenae z pewnością nie była w jego oczach kimś, z kim mógłby się porównywać. – Serpensortia.
Pojedynek (IV)
Zaklecie: Serpensortia Atak: 6 i 2 Koncentracja: - czy odnosi skutek?:TAK
Ignorowała jego słowa. Ból po użyciu zaklęcia Cruciatusa zdawała ię czuć nie tylko fizycznie, ale psychiczne. To było dziwne doświadczenie. Nieprzyjemne. Ciężkie do opisania. Nie znała wcześniej takiego progu bólu. Chwilę jej zajęło, zanim doszła do siebie. Podniosła się na rękach, nie słysząc dokładnie, co do niej mówił i nie interesowało jej to w gruncie rzeczy. Spiorunowała go spojrzeniem zimnych oczu, mimo tortur jakie przed chwilą jej zadawał. Nie traciła silnej woli, tylko trochę podupadła na ciele. Nie była w stanie powiedzieć czy użyła zaklęcia niewerbalnego, czy udało jej się wydobyć z gardła jakieś zachrypnięte inkantacje, kiedy podniósł na nią kolejny raz różdżkę. Gardło zaciskało się jej tak od bólu, że nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby rzeczywiście coś miała mówić. Efektem jednak było, że udało jej się uchronić od zaklęcia. Czas ten wykorzystała na szarpnięcie się do góry na równe nogi. Ciężko było się podnieść po czymś takim, ale przecież nie miał do czynienia z byle jakim uczniem. Gdyby miał... najpewniej w ogóle by się nie podejmował pojedynku. Wbrew temu co tam sobie myślał, nawet jeśli zdawało mu się, ze nie była dla niego żadnym godnym rywalem, samym faktem, że się tu stawił udowadniał coś innego. — Expelliarmus! — chciała to zakończyć szybko, ale osłabiona jeszcze po jego poprzednim zaklęciu, chybiła.
Pojedynek (IV)
Zaklecie: Protego Maxima Obrona: 2, 4 Koncentracja: (-3) czy odnosi skutek?:TAK
Pojedynek (IV)
Zaklecie: Expelliarmus Atak: 1, 3 Koncentracja: (-1) czy odnosi skutek?:NIE
Niemalże obłąkany uśmiech mimo wszystko wciąż nieustannie gościł na jego twarzy. Większość osób na jego miejscu zapewne dopadłyby wyrzuty sumienia w momencie, w którym w ogóle zdecydował się użyć zaklęcia Cruciatus, jednak nie w przypadku Cedrica i nie w sytuacji, w której równie prawdopodobne było, iż wygra, jak i że przegra pojedynek. Próby bezskutecznego wytrącenia z jego dłoni różdżki, jeszcze bardziej - o ile było to możliwe - poprawiły Deverauxowi humor. W tamtym momencie kompletnie nie brał już pod uwagę możliwości jakiejkolwiek porażki. – Drętwota! – rzucił pewnie, z pozoru nie takim niebezpiecznym zaklęciem zamierzając skutecznie unieruchomić D'Angelo.
Pojedynek (IV)
Zaklecie: Drętwota Atak: 5 i 3 Koncentracja: - czy odnosi skutek?:TAK
Przestał ją doceniać w tym pojedynku i to był chyba jego podstawowy błąd. Zaklęcie Drętwoty które rzucił, każdy głupi by odbił. Wystarczyło zastosować najprostsze Protego. Musiałaby być bardzo oszołomiona po jakimś ataku, żeby tego nie zrobić, a chwilowo Cedric okładał ją zaklęciami, od których jak na razie potrafiła się wybronić. Przejął co prawda całkowitą kontrolę w ataku, ale dawało mu to tylko złudne wrażenie wygranej. — Już Ci zabrakło pomysłów, Deveraux? W końcu ile może pomieścić twój prymitywny, ślizgoński łebek... — mruknęła raczej nie za głośno. Ich ton i tak odbijał się od ścian lochu. Czuła już mocne zmęczenie, ale spowodował je wyłącznie jednym zaklęciem. Też chciała zakończyć to szybko, chociaż może wolałaby, żeby nie kończyło się to w sposób zainicjowany przez Cedrica.
Pojedynek (IV)
Zaklecie: Protego Obrona: 1, 2 Koncentracja: --- czy odnosi skutek?:TAK
Rzeczywiście Deveraux przestał doceniać swoją przeciwniczkę, zapominając, jak dobrą czarownicą - czy tego chciał, czy nie - była przecież Shenae. Mimo następnej porażki jego pewność siebie zadziwiająco nadal trzymała się jego osoby i nawet wtedy, gdy jego Drętwota nie przyniosła oczekiwanych skutków, uśmiech wciąż widniał na jego ustach. Wydawać by się mogło więc, że w związku z tym nic do końca pojedynku nie było w stanie sprawić, iż miałby poczuć się zagrożony, jednak niechciana myśl, że może jednak zbyt pochopnie począł czuć wygraną, przyszła o wiele szybciej, niżeli sam Cedric się jej spodziewał. — Uwielbiam, kiedy sama łapczywie prosisz się o więcej bólu, D'Angelo. — syknął, gwałtownie przechylając się w jej kierunku, a tym samym kolejny raz owego spotkania celując w dziewczynę końcem swojej różdżki. — Cistam Dolorum! Grymas, jaki wypłynął na jego twarz, po rzuceniu w panujący dookoła mrok ostrych słów, nie był wcale grymasem zadowolenia, a wręcz przeciwnie - oznaczał ni mniej, ni więcej, że właściciel wypowiedzianego zaklęcia, którego zresztą mało kto odważyłby się użyć, raz jeszcze tego wieczoru spudłował. Na swoje głupie szczęście.
Pojedynek (V)
Zaklecie: Cistam Dolorum Atak: 2 i 4 Koncentracja: - czy odnosi skutek?:NIE
Przestała słuchać nawet formuł zaklęć, jakie Cedric w jej kierunku rzucał, uznając to za dość duży niefart, że i tak nie znała ich działań. Mogła stosować Protego, a najlepiej Protego Maxima, skoro Protego Totalum jeszcze wykraczało poza jej możliwości (ale jej ambicja podpowiadała, że niedługo wypadałoby jej się tego zaklęcia nauczyć). I stosowała je na oślep, nie wiedząc wcale, czy zadziała. Można powiedzieć, że kierowała się jak dotąd łutem szczęścia, ale to chyba nie dość dobr tatyka jak na walkę z kimś, kto używał wyraźnie silnych czarno magicznych zaklęć. Rozsądek podpowiadał jej, ze już dawno powinni zakończyć ten pojedynek. Rywalizacja ta była i tak dość wyrównana, bronili się tak samo zacięcie. Nie licząc jednego przykrego przypadku, kiedy Shenae nie była w stanie odeprzeć atau Cedrika. Tym razem spiorunowała go wzrokiem, mrużąc wściekle oczy. — Jest cienka granica między byciem silnym czarodziejem, a poddawaniem się swojemu szaleństwu, Cedric — mruknęła wyjątkowo sucho w jego kierunku, patrząc jak zaklęcie uderzyło obok niej. Nie była świadoma jego działania, ale dziura jaką zaklęcie zostawiło za jej plecami świadczyła, że najpewniej nie mogło być to nic przyjemnego. — Expelliarmus! — wyrzuciła z siebie zanim chłopak wrócił do poprzedniej pozycji, umożliwiającej mu łatwą obronę. Nie operowała silnymi zaklęciami, raczej opierała się bardziej na zręczności i wyczuciu chwili. Każdy w pojedynku miał pewien rodzaj instynktu, w zasadzie to od niego, a nie od rzucanych uroków zależało powodzenie przebiegu walki.
Pojedynek (V)
Zaklecie: Expelliarmus Atak: 5, 6 Koncentracja: - Czy odnosi skutek?:TAK
Jego upór i pewność siebie w końcu musiały skończyć się dla niego źle. Jedno, mocne, udane zaklęcie i czujność Deverauxa prysła niczym mydlana bańka. Co więcej, on wcale nie zamierzał przestawać. Z każdym ruchem różdżki jego ego pragnęło coraz potężniejszych zaklęć, których jeszcze nigdy nie dane mu było wykorzystać, a które nie dawały mu spokoju od dłuższego już czasu. Los jednak nie zamierzał dać mu tej satysfakcji - na całe szczęście zresztą - i jego kolejne próby położenia D'Angelo na ziemię kończyły się porażką. Moment, w którym to ona przejęła kontrolę, jak się okazało, był momentem kulminacyjnym całej szopki, którą odgrywali od dobrych kilkunastu minut. To jego różdżka ostatecznie wyleciała w powietrze i to jego mina świadczyła o tym, iż był na przegranej pozycji. Jego ciało mówiło samo za siebie - napięte mięśnie i wściekły wyraz twarzy sprawiały wrażenie, jak gdyby kilka sekund dzieliło go od kompletnej furii. Przegrał. I nic nie mógł na to poradzić, a myśl o tym jedynie potęgowała targające nim emocje. — Dobrze wiesz, że to nie koniec... — wysapał, niemalże nie otwierając zaciśniętych w cienką linię ust. Robiąc jeden, aczkolwiek stanowczy krok do tyłu, starał się odszukać w ciemnościach własną różdżkę, jednak ani panujący dookoła mrok, ani jego widoczne zdenerwowanie nie pomagało mu w szybkiej orientacji. Całym sobą czuł smak gorzkiej porażki.
/zt
Pojedynek (V)
Zaklecie: - Obrona: 4 i 6 Koncentracja: - czy odnosi skutek?:NIE