Walentynki to czas, w którym ludzie w sobie zakochani spędzają ze sobą czas i ukazują jak wielka jest ich miłość. Z jednej strony uważam, że jest to niesamowity czas, który może umocnić czyjąś miłość, jednak z drugiej strony jest to tylko wymuszenie w pokazywaniu uczuć. Jakby ktoś chciał mógłby to robić codziennie. Ale jak wszystko Walentynki mają plusy i minusy. Słyszałam o tym, że nauczyciele przez cały dzień przygotowywali polanę dla zakochanych, z samej ciekawości chciałam usiąść i zobaczyć efekt ich pracy. Może nawet spotkam kogoś kto stanie się moją walentynką? Och jak ja bardzo chciałam dostać czekoladkę, albo miły uśmiech od jakiegoś przystojnego pana. Jak każda dziewczyna pragnęłam miłości… do tego dochodziło moje marzenie, założyć rodzinę, zakochać się. Coś pięknego. Tak więc wieczorem ruszyłam na polanę z delikatnym, ale jakby nieobecnym uśmiechem. Nie chciałam dzisiaj patrzeć na zakochane w sobie pary. Chciałam schować się przy ciepłym płomieniu i zapomnieć o rzeczywistości. Znalazłam jedno wolne ognisko i oniemiałam. - Lilie? – piękne kwieciste huśtawki otaczały płomienny krąg, a zapach unosił się intensywnie budząc wszystkie moje zmysły. Zamknęłam oczy biorąc głęboki wdech i zachwycając się tą piękną wonią. W ciszy usiadłam na roślinną huśtawkę i wlepiłam różnokolorowe tęczówki w ognisko, które mieniło się pięknymi, nienaturalnymi kolorami. Miałam tylko zobaczyć jak to wygląda… ale chyba zostanę tutaj na chwilkę…
Walentynki walentynkami, ale czy ktoś pamięta o równie ważnym, albo i ważniejszym święcie, które jest tego dnia obchodzone w niektórych krajach? Oczywiście chodzi o Dzień Chorego na Padaczkę. No ale to nie pora na marudzenie i walkę o równouprawnienie dla chorych na epilepsję, na bank, ktoś im złożył życzenia. Aiden postanowił znów spróbować czegoś nowego i to chyba bardziej niebezpieczne niż wszystkie sporty ekstremalne których próbował. Zamierzał wybrać się na polanę, która była nazwana na ten dzień "Walentynkową". Bardzo oryginalnie. -pomyślał, zastanawiając się następnie czy coś musi ze sobą zabrać, czy coś. Głupio jeśli okaże się, że trzeba było, a on wejdzie z pustymi rękami. Długo tam pewnie nie zabawi, bo znudzi się tą piękną, różową atmosferą miłości i zakochanych. Mimo to zaopatrzył się w małe czekoladki w kształcie jakichś kwiatów, nie specjalnie wiedział co to za kwiat, ale nie przejął się tym. Pomyślał, że to może być miły gest, wręczyć czekoladkę komuś, kto też sam udał się na to wydarzenie. Zarzucił torbę na ramię i ruszył na polanę. Gdy dotarł na miejsce, zatrzymał się i jakby coś nie pozwalało mu iść dalej. Czyżby dzielny Gryfon bał się miłości? No dalej idioto! Nie stój tak! -usłyszał głos w swojej głowie i faktycznie zrobił to co mu on kazał. Podszedł do ogniska przy którym siedziała jedna dziewczyna, wyglądało na to, że jest sama. A jeśli nie to może znów dostać w mordę. Oczywiście nie przemyślał tego, tylko usiadł obok. -Hej, mogę się przysiąść? -zapytał po fakcie z uśmiechem na twarzy. A może nie będzie tak źle jak myślał?
Ciepło ogniska, przyjemny zapach i wygodna huśtawka, to było wszystko czego potrzebowałam w tym momencie… no może jeszcze przydałaby się czekolada i jakaś książka… albo muzyka. Tak wtedy byłoby idealnie. Nie potrzebowałabym do szczęścia niczego więcej tylko tej pięknej otoczki… jeszcze pełnia księżyca z gwieździstym niebem… normalnie randka marzeń. Coś mi się wydaje, że rozmarzyłam się za bardzo. Nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie pojawił się chłopak. Gdy usłyszałam głos zachwiałam się i prawie spadłam na ziemie, ale złapałam się pierwszej rzeczy, na którą natrafiłam. A była to koszula od chłopaka. Kiedy wróciła mi równowaga i mogłam usiąść z powrotem normalnie spojrzałam na niego zdezorientowana. - Bardzo przepraszam! Jak zawsze robię komuś krzywdę przy pierwszym spotkaniu! – nie chciał go tak potarmosić, ale musze przyznać, że jestem mu wdzięczna, bo dzięki niemu nie uderzyłam twarzą o ziemię… co z tego, że w pewnym sensie on był współwinny tego, że prawie się wywróciłam. Ale wracając. Niepewnie wpatrywałam się w Gryffona i zastanawiałam się skąd go kojarzę… dopiero po kilku chwilach mi się przypomniało, widziałam go na korytarzach nie raz. On pewnie mnie nie widział, ale co się dziwić, ja się zazwyczaj chowam po kątach. - Tak proszę! – odpowiedziałam w końcu z niesamowitym zapłonem na pytanie. Na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Jak zawsze musiałam zrobić coś nie tak przy pierwszym spotkaniu. - Ja… ja… jestem Nicole – dodałam w końcu. Ostatnio popełniłam ten błąd i nie przywitałam się odpowiednio. Ale teraz nie pozwoliłam sobie na to. Ciekawe dlaczego przysiadł się akurat do mnie… a może umówił się tutaj ze swoją dziewczyną, a ja im tak wlazłam! Ojeju…
Oczywiście nie mogło zaczął się normalnie. Ostatnio Grace spadła na niego z nieba, a tym razem nowa koleżanka też dość szybko się zbliżyła. Nie minęło pięć sekund od poznania, a właściwie jeszcze nie zdążyli się poznać, a dziewczyna prawie spadając z huśtawki złapała go za koszulę i pociągnęła. Na całe szczęście nie spadła i nic jej się nie stało, ale pech chciał, że koszula nie była jakoś bardzo wytrzymała i rozdarła się do połowy odkrywając klatkę chłopaka. Trochę niezręczna sytuacja. Stał wmurowany i patrzył na swoją podartą koszulkę. Dość szybko się ogarnął i uśmiechnął się do nieznajomej. -Nic się nie stało. Mam jeszcze kilkadziesiąt takich koszulek. -ciekawostka z jego życia, ma pełną szafę różnych T-shirtów, większość czarnych i każda inna, różne wzory i napisy. I tu niespodzianka, zawsze w torbie nosił jakąś w zapasie. Zdarzały mu się różne sytuacje i wypadki, kiedyś nawet jakimś cudem jego koszulka się zapaliła, ale jemu nic się nie stało. -Dziękuję, a jesteś tu sama czy przyszłaś z kimś? -zapytał zaciekawiony szukając w torbie koszulki. Przy okazji znalazł czekoladki, które wcześniej kupił. Wyciągnął koszulkę i zarzucił ją na ramię, a czekoladkę na dłoni wyciągnął w kierunku dziewczyny. -Proszę. -uśmiechnął się i odszedł kilka kroków po czym zmienił ciuch, a podartą wrzucił do torby. -Ja jestem Aiden, miło Cię poznać. -ciągle z uśmiechem na twarzy mimo niezręcznej sytuacji, nie zdarzyło mu się, żeby go dziewczyna prawie zaczęła rozbierać. Mimo tego, że to było niechcący. -Ja właśnie przyszedłem sam i tak pomyślałem, że się przysiądę. -powiedział trochę się jąkając, mogła sobie pomyśleć, że z niego jakiś podrywacz i pewnie zaraz będzie mu chodziło o coś więcej.
Dźwięk dartego materiału był dla mnie niesamowitym zaskoczeniem. Wpatrywałam się w chłopaka jak wryta i nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. Czy ja zawsze muszę wszystko niszczyć i robić innym krzywdę? Jak będę pisała kiedyś CV to napiszę tam, że mam destrukcyjne zdolności w stosunku do otocznia, tak, żeby ludzie byli przygotowani na niespodziewany atak z mojej strony. - Naprawdę mi przykro! Nie chciałam! – widać było, że się przejmowałam. Jak mogłabym się nie przejmować?! Przecież zniszczyłam mu koszulę i co? I będzie tak teraz siedział! Ale co się dzieje? On ma koszulkę w torbie? DZIĘKI BOGU. Ktoś jednak jest dla mnie litościwy! - Ja… przyszłam sama… chciałam zobaczyć jak wygląda to wszystko i jakoś nie mogłam się powstrzymać żeby chwilę tu posiedzieć – wydukałam i spojrzałam na swoją dłoń. Wyciągnęłam w stronę gryffona podarty materiał, spoglądając na niego wzrokiem zbitego, biednego, przestraszonego kotka. Było mi tak głupio i przykro, ale cóż zrobię. Nie mogę go przepraszać w nieskończoność. Aż tu nagle przed jej nosem pojawiły się czekoladki, które całkowicie zmieniły jej nastawienie. Byłam zaskoczona tym, że po takim wybryku dostałam czekoladę! Poczułam się jakbym była nagrodzona za ten wyczyn! A nie powinnam się tak czuć... chyba. Wzięłam jedną dziękując i delektując smakiem pysznej, mlecznej czekolady. Mimo wszystko łakocie to było coś, czemu nie mogłam się oprzeć i poddawałam się im wiele razy. - Jakoś Ci to zrekompensuję! Obiecuję! – dodałam zanim chłopak zdążył się rozebrać, a kiedy zobaczyłam, że nie ma na sobie już koszuli odwróciłam wzrok zarumieniona. Mimo wszystko byłam dosyć niewinną osobą, nie chciałam dodatkowo męczyć go moim nachalnym spojrzeniem dlatego pomyślałam, że w takiej sytuacji powinnam się odwrócić… no ale nie ważne. Jego kolejne słowa zabiły mnie. Spojrzałam na chłopaka widocznie zaskoczona i w pewnym stopniu z niedowierzaniem. - Przyszedłeś sam? Nie wierzę… – nie kontrolowałam tego co mówiłam. Po prostu wydobyły się ze mnie te słowa – Znaczy się… ano.. – i co teraz? Kiedy dotarło do mnie co powiedziałam poczułam się zakłopotana. Chodziło mi o to, że chłopak był bardzo przystojny, a do tego bardzo miły i… poczęstował mnie czekoladą! Nie możliwe, że nie miał partnera w Walentynki! No nie mogłam tego powiedzieć w ten sposób – Przepraszam, trochę mnie to zdziwiło.
Wyraźnie się przejęła tym co zrobiła, chociaż chłopak nie miał jej tego za złe. To był raczej odruch bezwarunkowy, że podarła tą koszulkę. Wiadomo było, że jak spadała to łapała się tego co miała pod ręką, a z resztą to też jego wina. Gdyby jej nie wystraszył to do niczego by nie doszło! -Nie ma powodu, żeby było Ci przykro, poważnie! -puścił oczko to Nicole. Ta panika dziewczyny była na swój sposób urocza, taka niewinna, słodka, na huśtawce, tylko się czerwieniła na policzkach i przepraszała. -A koszulkę zostawię sobie na pamiątkę. Mam taki kufer, gdzie chowam różne rzeczy, które są zniszczone i się do niczego nie nadają, ale mam do nich sentyment. -uniósł się delikatnie kącik jego ust na myśl o tym kufrze i jakie wspomnienia on tam trzyma. Fajnie było czasem do niego zajrzeć i coś dorzucić. -Nie musisz mi tego w żaden sposób rekompensować, ile razy mam powtarzać, że nic się nie stało? -przewrócił oczami. Już mogłaby sobie odpuścić to ciągłe przepraszanie, bo w końcu to się zrobi nudne. Nie będzie jej tego mówił, bo się jeszcze bardziej speszy i znów zacznie przepraszać za przepraszanie. Urocze dziewczę. -Sam, samiutki jak palec. Właściwie chyba w tym samym celu co Ty, zobaczyć jak to wygląda. Może ktoś znajomy wpadnie, a może poznam kogoś nowego? -popatrzył na nią z uśmiechem na twarzy. A teraz zacznijmy teleturniej pod nazwą "KŁOPOTLIWE PYTANIA, PO KTÓRYCH NOWO POZNANA DZIEWCZYNA SIĘ SPESZY"! Może trochę za długa nazwa, ale wymyśliłem ją przed chwilą. Będzie śmiesznie. -A czemu Cię to zdziwiło? Sporo osób przyszło tu bez pary, chociażby Ty. -usiadł obok i wyciągnął czekoladki. -Częstuj się i opowiadaj.
Wiedziałam dobrze, że nadmierne przepraszanie nie jest dobre. Słowo przepraszam wtedy traci na znaczeniu i nie ma swojej siły, ale jednak nie wiedziała co ma z tym zrobić. Nie raz znajdowała się w takiej sytuacji i przepraszanie stało się normą. Czymś, co stało się codziennością. Nawet jeżeli zapewniałeś, nawet jeżeli mówiłeś, że nie musze ja i tak czułam się zobowiązana to robić. Tak po prostu. Umilkłam dopiero wtedy kiedy poczułam, że zaczęło Cię to irytować. Westchnęłam pod nosem narzekając na swoją osobowość w myślach. Czemu muszę taka być? Nie dość, że krzywdzę ludzi, to jeszcze ich irytuję, powinnam wziąć się w garść. No ale w końcu udało mi się wygonić te myśli i wróciłam do chłopaka i mojego pytania na temat tego, czy jest tutaj sam. - Naprawdę? – można powiedzieć, że sposób w jaki to powiedziałam przypominał miauczenie kota, który zaraz po przebudzeniu rozciąga się. Przekrzywiłam głowę delikatnie w bok i obejrzałam go dokładnie. Hmmm jest bardzo przystojny. Więc czemu? Może ma swoje powody, ale mnie to bardzo zastanawiało… jednak niegrzeczne byłoby zadanie tego pytania dlatego odpuściłam. Propozycja czekoladek znowu zmieniła moje myśli i jako najszczęśliwsza dziewczyna we wszechświecie zaczęłam pochłaniać słodycze. - No bo wiesz, jesteś bardzo przystojny i jakoś nie wyobrażam sobie, żebyś nie miał adoratorek, z którymi możesz tutaj przybyć – palnęłam bez zastanowienia kontynuując pochłanianie czekolady. Ku mojemu zdziwieniu, czekolada zawsze wywoływała u mnie przesadną szczerość. A może po prostu nie myślałam nad tym co mówiłam?
Zamarł, po prostu zamarł. Nie miał pojęcia co zrobić, co powiedzieć. Nie miał chyba jeszcze takiej sytuacji, żeby jakaś dziewczyna wprost mu powiedziała, że jest przystojny. Zarumienił się mocno i to raczej nie od ogniska. Tylko stał i nie potrafił z siebie wydać żadnego normalnego dźwięku, oprócz jakiegoś jąkania. Dziewczyna z nieśmiałej i zakłopotanej szybko zmieniła się w bezpośrednią. No takiej metamorfozy to się nie spodziewał, ale nie znał jej więc nie mógł niczego założyć z góry. Myślał o tym co powiedziała i wydawało mu się, że może sobie z niego żartować, ale nie wyglądała jakby to właśnie robiła. Adoratorki, które jak twierdziła powinien mieć to jedynie jego wszystkie ciotki, które przy każdej okazji chcą go wycałować. -Emm... -wydał z siebie dźwięk, próbując złożyć jakieś zdanie, a nie było to dla niego łatwym zadaniem! -Jedyną, że tak powiem "adoratorką", którą mam jest moja mama. -uśmiechnął się delikatnie. -Miło mi, że tak uważasz i dziękuję. -odpowiedział dziewczynie rumieniąc się znów lekko. Miał nadzieję, że nie będzie tego widać. Złapał się za głowę i zaczął w końcu trzeźwo myśleć. -Nigdy nie miałem jakoś specjalnie dużo adoratorek, chociaż... nigdy nie miałem żadnych adoratorek. -zaśmiał się, ale w głębi duszy trochę go to zabolało.
Kostki – wpływ magii syberyjskiej oraz zdarzenia losowe Tudzież efekty specjalne! Kostka jak najbardziej obowiązkowa, aby przypadkiem nie było zbyt nudno.
Aby sprawdzić, co wam się przydarzyło, jedno z was rzuca dwiema kostkami w odpowiednim temacie i sumuje ich wynik: 2- Oddawaliście się w spokoju walentynkowym nastrojom, skupiając raczej na sobie niż na otoczeniu, kiedy zza drzew rzuciły się na was nieznane stwory, przypominające wiewiórki. Ciężko stwierdzić, czym dokładnie były, prawdopodobnie zamieszkują okolicę. Ważniejsze jest jednak to, że wplątują się we włosy i drą pazurkami ubrania, dziko wymachując małymi łapkami. Ou, chyba musicie interweniować albo czekać na jakąś pomoc. Kolejny rzut kostką, aby sprawdzić, czy udało wam się samodzielnie rozprawić z wiewiórami - parzysta oznacza powodzenie, nieparzysta - musicie czekać na pomoc. 3 - Wygodne te ławki, prawda? A jak ślicznie pachną, możliwe że ktoś spryskał je amortencją, skoro odczuwacie tak przyjemne zapachy. Jednak w pewnym momencie woń zmienia się (albo i nie, przecież mogliście odczuwać ją właśnie tak) na taką, która pachnie jak wasze ulubione słodycze. To także całkiem przyjemne. Może poza pewną dziwną rzeczą... Otumaniło was to na tyle, że macie ochotę, cóż, polizać ławkę. To już troszkę, uhm, niezręczne. 4 - Upojne chwile przerywa szalony trzask ognia, który bucha niespodziewanie, rozbłyskując żywą czerwienią. Kto wie, może dostrzegliście w płomieniach jakieś demony? Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Jedno z was na pewno ma ochotę wtulić się w drugie, a drugie z kolei przytrzymać to pierwsze, aby tak się nie bało. Jeden szkopuł. Ogień fajczy wam ławkę, lepiej szybko to ugasić zamiast czekać na pomoc nauczycieli. Rzut kostką - nieparzysta pozwala wam ugasić ogień, jeśli wypada parzysta, czekacie na interwencję opiekuna albo uciekacie. 5 - Wasze prześliczne ognisko jest idealne do podziwiania! Gdyby tylko dymiło nieco mniej intensywnie... Chyba jednak syberyjska magia musiała na nie zadziałać, bo im dłużej wdychacie dym, tym bardziej zdajecie się ku sobie skłaniać. Przeuroczo, naprawdę, ale weźcie pod uwagę, że zrobiliście się dziwnie otępiali. Gdyby ktoś nagle zechciał was skontrolować, zapewne poszukiwałby jakichś środków odurzających. 6 - Miękkie siedzenia służą idealnie, huśtawka buja się tak, jak powinna bujać się huśtawka, a ogień grzeje przyjemnie. No magia! Nawet nie zauważacie, kiedy okrutne roślinki zaczynają oplatać wasze ciałka, sięgając nóg i pleców. Rzucacie jedną kostką - jeśli wypadnie kostka nieparzysta, jedno z was zdążyło uciec i może ratować drugie. Jeśli kostka będzie nieparzysta, musicie czekać, aż ktoś wam pomoże. 7 - Waszą prywatną kolację przy ognisku przerywa... ciemność. Zgaśnięcie ogniska zaskakuje was nagle, do tego ugaszony ogień dymi potwornie, przez co zaczynacie kaszleć i krztusić się magicznymi ulepszaczami, jakie zastosowano w ogniskach. Rzut kostką - jeśli wypadnie parzysta, dajecie sobie radę i możecie rozpalić ognisko od nowa, jeśli wypadnie nieparzysta - potrzebujecie pomocy dorosłych. 8 - Kompletna sielanka, romantyzm, brakuje tylko ćwierkających ptaszków i uroczego kupidyna, posyłającego strzały w tyłki hogwartczyków. I bum. Spadacie w zimny śnieg razem z huśtawką, która niestety nie utrzymała się na drzewie. Na szczęście pękły linki, a nie gałąź drzewa. Możecie próbować zawiesić huśtawkę sami lub czekać na pomoc dorosłego. Jeśli wyrzucicie parzystą kostkę, udaje wam się powiesić roślinną ławkę ponownie. 9 - Dryfujecie lekko na huśtawce, nie zauważając, że wiatr nieco przyczynił się do tego, w jakim tempie się bujacie. Dopiero gdy ognisko smaga wasze stopy i podpala buty orientujecie się, że huśtawka zaczęła żyć własnym życiem i jeśli chcecie jeszcze na niej posiedzieć, musicie ją okiełznać. Rzućcie kostką - parzysta oznacza powodzenie, nieparzysta, że musicie czekać na pomoc ze strony opiekunów. 10 - Z rozmowy lub czegokolwiek innego wyciągają was spadające okruchy twardego i zimnego lodu, który boleśnie obija się o wasze ciała. Co ciekawsze, grad i małe sople atakują was okrutnie i nie zapowiada się na to, aby nagle ich zapas się skończył. Możecie spróbować się ich pozbyć, rzućcie kolejną kostką - nieparzysta załatwia sprawę, zaś parzysta oznacza, że potrzebujecie pomocy. 11 - Wasze wspólne chwile zostają przerwane przez pierwszaki, które chyba znudziły się walentynkowym klimatem i postanowiły urządzić sobie grę w berka. Przebiegają wam pod huśtawką, zdejmując po jednym bucie każdemu, po czym uciekają. Wracają, tak samo okrutne, aby chwycić tył huśtawki i pociągnąć go zbiorowo, przez co spadacie w śnieg. Ups. Małe diabły chyba wam zwiały. 12 – Niewinne kichnięcie jednego z was zdaje się was niepokoić. Warto się jednak zastanowić, dlaczego coś zaczęło kręcić w nosie. Otóż to, ta mała, niepozorna muszka kręcąca się przed chwilą przy nosie, jest częścią chmary dziwnych owadów (sam fakt, że żyją tu owady jest dosyć dziwny...), które gromadzą się przy ognisku. Im ich więcej, tym głośniejsze ich pobrzękiwanie, które zdaje się was hipnotyzować. Rzućcie kostką. Jeśli wypadnie parzysta, jedno z was może w porę oprzeć się hipnozie i zająć się wyciąganiem drugiego z opresji. Jeśli nieparzysta, wpatrujecie się urzeczeni w ogień, zahipnotyzowani dźwiękiem, przytuleni do siebie i musicie czekać na pomoc.
No cóż jestem dość bezpośrednia w sprawach, w których nie zdaję sobie sprawy, że to co powiem, lub to co powiedziałam jest dosyć niezręczne. Ale to nie działa na zasadzie najpierw mówię, potem myślę. Nie. Po prostu dopiero kiedy słowa wyjdą z moich ust dociera do mnie, że to nie brzmi za dobrze. Zatem zakłopotałam się po fakcie i zaśmiałam pod nosem, żeby rozluźnić atmosferę. Jeżeli chodziło o moje metamorfozy, to można było spodziewać się wszystkiego! Nie można było mnie określić jednym słowem, na złość wszystkim, którzy wrzucają ludzi do szuflad, ja byłam taką osobą, której nie można było nigdzie wrzucić… i to jest opinia innych, nie moja! Jego: „Emm” wybiło mnie z rytmu zachichotałam pod nosem, ale szybko się opanowałam! To było dosyć niegrzeczne z mojej strony, ale nie mogłam się powstrzymać. - Nie wierzę! Tylko mama? – ton mojego głosu nie pasował do tej wypowiedzi. Powinien był zaskoczony, albo rozbawiony, a w słowie mama pojawiło się tyle smutku i nawet trochę rozpaczy… nie wiem dlaczego, ale za każdym razem kiedy staram się wypowiedzieć to słowo, to nie potrafię inaczej. Od razu przypomina mi się dzieciństwo… na samą myśl ścisnęło mnie w żołądku i podejrzewam, że również odrobinę pobladłam. To było tak dawno temu, a nadal ta wizja wzbudzała we mnie mdłości. - Nie masz za co dziękować – odpowiedziałam biorąc głęboki wdech… jakoś tak robiło mi się słabo, kręciło mi się w głowie… czułam się trochę nieobecna… ku mojemu zdziwieniu, nawet nie zachwyciło mnie ognisko, które buchnęło pięknym ogniem. Co się dzieje? Wzięłam kolejną czekoladkę i niestety zaczęłam podejrzewać, że to ich wina… może były z alkoholem? To mogło mnie zamroczyć… ale tak mocno? - Nigdy, nigdy? – mój ciekawski ton na końcu opadł niszcząc całą siłę wypowiedzi. Jeju czuję się jakbym była na haju! – Nawet w przedszkolu? – oparłam się i przymknęłam powieki. Wydawało mi się, że to pomoże.
Było świetnie oprócz tego, że już był chyba czerwony od komplementów, albo od tego ogniska, którego ogień stał się dziwnie duży i zaczął mocno dymić. Machał tylko co chwilę ręką by odgonić go od siebie, nie specjalnie to pomagało, ale wydawało mu się inaczej. Zaczęło mu się trochę kręcić w głowie i nie miał pojęcia na początku od czego. Siedział i słuchał Nicole wpatrzony w jej twarz, która wydawała się jakoś jeszcze piękniejsza niż na początku, tak jakby nie zwrócił wtedy wcale uwagi. -Taaak, tylko mama. Nigdy nie miałem czasu na dziewczyny, a i jakoś one same do mnie nie lgnęły specjalnie. Mam sporo koleżanek i przyjaciółek, ale nic więcej. -uśmiechnął się do Nicole i przysunął lekko w jej stronę. Coraz bardziej zbliżał się do niej, robił to wbrew własnej woli. Był trochę jakiś taki oszołomiony. Już przestał nawet odganiać ten dym, a coraz bardziej go wdychał. -Nigdy, nigdy. W przedszkolu chyba też nie, z resztą to było dawno, więc nie pamiętam. -odparł. Otumaniony całkowicie chciał się jeszcze bardziej zbliżyć do Nicole, ale na szczęście wszechświat był tak łaskaw i mu pomógł. Nagle spadł z huśtawki i uderzył twarzą o ziemię. Od razu otrzeźwiał. Zobaczył tylko świecące oczy Nicole i wziął ją pod rękę by odeszli jak najdalej od tego dymu.