Walentynki zbliżały się nieubłaganie, spędzając sen z powiek zakochanym. Niektórzy sądzili, że jest to najlepszy dzień na wyznanie swojego uczucia, skrywanego skrzętnie ze strachu przed odrzuceniem, które czternastego lutego miało być mniej prawdopodobne. Inni, zapewne romantycy, liczyli na znalezienie miłości swojego życia wśród innych, spodziewających się tego samego. Jeszcze inni kombinowali – jak zaskoczyć drugą połówkę? Niezliczone pomysły na spędzenie dnia zakochanych kwitły w głowach hogwartczyków. Plany musiały jednak ulec zmianie – mroźna i niebezpieczna Syberia, a już tym bardziej rejon, w obrębie którego musieli się zatrzymać, nie była zbyt dobrym miejscem na urządzanie romantycznych kolacji na własną rękę. Być może niektórzy pisali się na taką opcję, jednak nauczyciele, świadomi tego, jak wszystko może się skończyć, postanowili zapewnić uczniom oraz studentom odpowiednie miejsce do świętowania. Postawili przed sobą nie lada wyzwanie. Kapryśna magia była ciężka do okiełznania, więc zmobilizowanie się do wspólnej pracy było konieczne, jeśli chcieli osiągnąć sukces i zapobiec rozprzestrzenienia się wychowanków po całych najbliższych terenach. Opiekunów było zbyt mało, aby mogli kontrolować każdego, dlatego trzeba było zgromadzić jak najwięcej osób w jednym miejscu. Pomysł był w zasadzie całkiem prosty – mieli utworzyć duże ognisko, wyczarowane specjalnie na potrzeby walentynek. Kadra zabrała się do pracy już o poranku, aby zdążyć ze wszystkim na wieczór. Szybko jednak okazało się, że zrobienie ogromnego ogniska przy jak najmniejszym udziale magii będzie trudnym zadaniem, a do tego sama Estella Vicario zauważyła, że grupowe spędzanie walentynek kompletnie mija się z celem. Każdy chciał mieć swoją prywatną przestrzeń. Zgodnie uznali więc, że zajmą się przygotowaniem wielu ognisk, a każde z nich miało być swoistą altanką dla par. Właśnie dlatego na polanie zaczęto tworzyć niewielkie, kamienne kręgi, w których umieszczano drewno z pobliskiego lasu. Niestety nie udało się wpłynąć na jego materię, więc obok każdego ogniska umieszczono stosik drew, gotowych na dorzucenie do ognia. Aby zapobiec niechcianemu napływowi wychłodzonych organizmów do pielęgniarki, podjęto kilka kroków. Przy każdym kręgu stworzono ławkę, otoczoną roślinami wydzielającymi przyjemny zapach (każdy odczuwał go inaczej) i służącymi za miękkie poduszki, dopasowujące się do ciała. Roślinne ławki zawieszono na drzewach – można było bujać się na nich lekko w przód i w tył, ich oparcia były wysokie – zapewniały więc nie tylko ciepło, ale także prywatność. Przy kilku ogniskach umieszczono więcej huśtawek – w razie wystąpienia samotnej grupy osób, zawsze można było się przysiąść, zresztą niektórych cieszył fakt tworzenia przyjacielskich randek. Vicario nadzorowała wszystko, pilnując tej logicznej i romantycznej strony, zaś reszta nauczycieli, biegła lub jako-tako obeznana w zaklęciach, pod przewodnictwem Blythe i Ramireza, męczyła się z wyczarowaniem swoistej magicznej bańki, mającej utrzymywać ciepło w obrębie walentynkowej polany. Zajęło im to pół dnia z hakiem, ale reszta w tym czasie nie próżnowała. Delegacja wysłana do gospody miała za zadanie załatwić ciepłe napoje i posiłek, aby uczniowie mogli zająć się sobą i nie przejmować zupełnie niczym innym. Nauczyciele eliksirów i zielarstwa postanowili zająć się samym ogniem, aby wyróżniał się nieco. Na pomysł wpadli właściwie przypadkowo, kiedy przechodzący obok uczeń, pochodzący z mugolskiej rodziny, bawił się zapalniczką. Płomień, zabarwiony u dołu na niebiesko, podrzucił dorosłym rozwiązanie. Specjalna mieszanka ziół i kilku wywarów wpływała głównie na kolor ognia – stawał się on czerwony i w jaśniejszych miejscach migotał przyjaznym, romantycznym różem, niekiedy przechodząc w fiolet. W tych barwach, choć przez tajemniczą, syberyjską magię ogień potrafił przebłyskiwać każdym kolorem tęczy, bardziej przypominał zorzę polarną – nawet coś w tym było, bo wydawał się lekko rozmyty i w pewnych momentach bardziej przypominał mgłę niż ogień. Dym nie był również tak drażniący – nawet zdawał się pachnieć ładnie, nie przeszkadzając w spędzaniu wspólnych chwil. Nauczyciele przedmiotów związanych z wróżbiarstwem zajęli się walentynkowymi przepowiedniami. Na wysokich stolikach, przeznaczonych na napoje oraz jedzenie, rozstawiono niewielkie naczynka z połyskującym proszkiem. Po wrzuceniu go do ognia, przez chwilę można było obserwować, jak migocze, przypominając gwiazdy. Było to jednak chwilowe – szybko zaczynały rozsypywać się i unosić wraz z delikatnym i wonnym dymem, tworząc przeróżne kształty, z których układały się wróżby. Niektórzy mogli liczyć na interwencję Betty Hampson, która zaglądała zaciekawiona zza ramion zakochanych, tłumacząc im znaczenie wróżb, nieraz w rytm przyjemnej muzyki, która roznosiła się cicho po okolicy. Polana zmieniła się więc w miejsce przystosowane do godnego spędzania walentynek, nieśmiałych wyznań miłosnych i przyjemnego przetrwania święta zakochanych, a nauczyciele oraz inni dorośli opiekunowie na bieżąco sprawdzali, czy wszystko jest w porządku, choć również mogli odpocząć po ciężkiej pracy przy największym ognisku, które stworzyli specjalnie dla siebie.
Informacje wstepne: Każda para/grupa powinna założyć swój temat w subforum polany walentynkowej. Nazwa tematu powinna brzmieć „Ognisko” i mieć dopisany numer, a w opisie zawierać nazwiska postaci, zajmujących dane miejsce. W każdy temat wklejamy kod podany poniżej, przy rzutach kostką w kolejnych postach również zawieramy specjalne kody, umieszczone pod odpowiednimi kostkami. Za udział w evencie walentynkowym postacie otrzymają punkty do kuferków. Należy pamiętać, że na polanie znajdują się nauczyciele, którzy pilnują bezpieczeństwa i nie wnikają zbytnio w prywatne relacje i działania postaci, jednak mogą interweniować, jeśli coś wyda im się podejrzane.
Informacje dla kadry Hogwatu oraz innych opiekunow Za posta fabularnego w tym temacie, opisującego pomoc przy ognisku, każdy opiekun otrzyma punkty do kuferka. Dodatkowo każdy nadzorujący wydarzenie, może sprawdzać, co dzieje się na polanie – można wchodzić do tematów z ogniskami w celach kontroli, jeśli coś wydaje się podejrzane. Dla nauczycieli został utworzony specjalny temat z ogniskiem, jednak jeśli ktoś jest chętny, może założyć również swój prywatny.
Kostki - wrozby Każda para może wróżyć – na jedną osobę przy ognisku przypada garść magicznego proszku. Należy wrzucić ją do ognia, po czym dostosować się do opisu zawartego w głównym temacie (opis ogniska oraz działania proszku wróżb) i rzucić trzema kostkami. Pierwsza kostka pokazuje, czy przy ognisku pojawiła się zaciekawiona profesor Hampson (kostka parzysta), która pomaga odczytać wróżbę, czy musicie zinterpretować ją sami (nieparzysta). Wynik dwóch kolejnych kostek należy zsumować i odczytać wróżbę z kostek poniżej.
kostki:
2 – Dwugłowy smok – znany jako chiński symbol szczęścia w związku. Cała sprawa nie wygląda jednak tak różowo, jak się wydaje, ponieważ gad sam w sobie zwiastuje problemy i ciężko pracę nad tym, by doprowadzić do ostatecznej przyjemności. Tylko cierpliwość jest w stanie pomóc sprostaniu kłopotom. 3 – Galopujący jednorożec – miłość rozkwita. Uczucia nabierają takiej prędkości, że nad nimi nie panujecie, ale musicie nieco przystopować. Zbyt wiele słodkich słów może sprawić, że wszystko stanie się zbyt rutynowe, a szczęście ucieknie jak ten jednorożec. 4 – Dwie turkawki – gruchoczecie do siebie, że aż miło! Całkiem ładne dopasowanie - a duch magicznego ognia miłości zna się na takich rzeczach. Jeżeli nie będziesz naciskać na swojego partnera/partnerkę w innych sytuacjach, to niedługo cały Hogwart zatańczy na waszym hucznym weselu! 5 – Gumochłon – zero przyciągania. Beznadziejny przypadek i to taki, że nawet Amortencja tutaj nie pomoże. Twój luby/a pasjonuje się tylko i wyłącznie Quidditchem, a nie tobą. Niestety, ale nie nadajesz się na sałatkę dla swojego gumochłonka. 6 – Magiczne spirale – Uważaj! Twój towarzysz/ka wieczoru to nikt inny jak wieczny podrywacz. Lubi zbierać trofea i nie zawaha się, by dolać do ci miłosnego eliksiru do herbaty. 7 – Czarne psisko – a może ponurak? Czyżby wisiały nad tobą cienie niebezpieczeństwa? Może za chwilę złamiesz sobie nogę lub spadnie na ciebie największy sopel lodu? Albo jesteś miłośnikiem zwierząt? Rozglądaj się bacznie! Być może wpadłeś/aś w oko, jakiemuś prawdziwemu zwierzakowi lub kocicy i ma na ciebie chrapkę. 8 – Klepsydra – tik tak, tik tak! Zegar tyka, ale najwyraźniej na waszą korzyść. Razem ze swoim towarzyszem spędziliście ze sobą już tyle czasu, że to po prostu niemożliwe, żebyście do siebie nie pasowali. Wasze uczucia z każdym dniem rosną, więc nie zwlekajcie. 9 – Bulgoczący kocioł – złe emocje. Całe mnóstwo negatywów, które dostrzegacie z każdym dniem i nie dają wam spokoju. Musisz być bardziej spostrzegawczy i mieć się na baczności, bo niezwykle łatwo wyczuć tu chęć zemsty ze strony twojego partnera. Tylko za co? 10 – Czaszka – niebezpieczeństwo. Jeśli sądziłeś, że twój partner jest naprawdę perfekcyjny, to chyba musisz otworzyć oczy. Życie nie jest takie różowe i możesz być pewien, że twój związek spotka na swojej drodze spore komplikacje. 11 – Serce – na dodatek bijące niezwykle mocno. Trafiła cię strzała amora i w końcu dojrzysz swoją prawdziwą miłość. Otwórz oczy – on/a siedzi przecież tuż obok ciebie! 12 – Kwiat – delikatny i nieśmiały, zupełnie jak ty. Musisz w siebie uwierzyć i zrobić w końcu ten pierwszy krok. Nic nie stoi na przeszkodzie, więc dlaczego by nie spróbować? Przecież to taki wyjątkowy dzień.
Kostki – jedzenie oraz napoje Rzut jedną kostką na potrawę, którą przyniesiono do danego ogniska; napój można wybrać samodzielnie ze spisu gorących napojów, pamiętając, że nie można spożywać alkoholu.
<center><div class="post1"> <posttyt>Ognisko</posttyt> <img class="postik" src="http://spiritualplaya.org/files/2013/01/tumblr_m59mipaw9T1r6xks2o1_500.gif"/> <div class="szukinf">Cały opis ogniska zawarty jest w poście startowym, dlatego przeczytajcie sobie, żeby docenić pracę Archibalda. Dziękuję. ~Utopia</div><div class="postdol"></div></div></center>
Kod do wyrzuconych kostek Wybrać należy te części kodu, do których rzucano kostki. Kostki można rzucać w dowolnym momencie rozgrywki, nie trzeba tego robić w pierwszych postach.
Obchodzenie walentynek zawsze wydawało się Archibaldowi przereklamowane. Odkąd pamiętał, zaszywał się tego dnia w jakimś spokojnym miejscu, zazwyczaj z książką, unikając ogólnego szału, serduszek, amortencji, rażącego i irytującego różu, słodyczy oraz par, które nawet w wieku jedenastu lat były święcie przekonane, że są zakochane. W świecie Blythe wcale nie były, ale nie od dziś wiadomo, że jego świat diametralnie różnił się od innych światów. Teraz w zasadzie było mu wszystko jedno, czy otacza go walentynkowy nastrój, czy nie. Nie ulegał mu i nie widział w tym dniu nic specjalnego. Dołączył jednak do pomocy przy tworzeniu ognisk, aby nie musieć biegać po całej Syberii (była dosyć spora, jakby nie patrzeć) w poszukiwaniu tej części hogwarckich duszyczek, która sądziła, że nawet na śniegu fajnie tak sobie poszaleć. Otóż nie. Niefajnie. Musiał przyznać, że magia w tym miejscu była niesamowicie kapryśna, ale Archibald bez stawiania sobie wyzwań, nie byłby już Archibaldem. Odłączył się nieco od grona pedagogicznego, sprawdzając, na ile można sobie pozwolić na syberyjskim zadupiu, na które zaciągnął ich, jak zwykle, Hampson. Testował różne zaklęcia, zerkając czasem w stronę reszty, żeby zapobiec późniejszym pretensjom, że zrobili wszystko bez niego. Chociaż, jakby nie patrzeć, był tu całkiem przydatny. Kiedy jego milionowe reparo zadziałało, zaczął łapać cały system - czego nie wolno, co można, co na pewno nie zadziała, a co jest kwestią sprzeczną. I dopiero z tą wiedzą udał się do reszty. Niespecjalnie miał ochotę tłumaczyć im swoje odkrycia (tłumaczył cokolwiek komukolwiek tylko na lekcjach, poza nimi przychodziło mu to... no właśnie, nie przychodziło mu to ani łatwo, ani wcale) więc po prostu zajął się pomaganiem każdemu po kolei. Zawieszanie ławek, załatwianie drewna, przenoszenie czegokolwiek, aż w końcu, wyczarowanie osłony, która miała zapewniać ciepło. Zaangażował w to prawie wszystkich (odliczając Irkę, której kategorycznie zabronił dotykać różdżki, powstrzymując ją, zaciskając chłodne palce na jej dłoni (kiedy nikt nie patrzył, hehe)), bo potrzebowali ogromnej ilości mocy, aby pokonać syberyjskie, magiczne fochy. Musieli się też porządnie skupić, ale było warto, skoro efekt był nawet niezły. Drażnił go widok ognia, którego barwy mieniły się nienaturalnie, magiczne wróżby totalnie nie trafiały w jego gusta, ani tym bardziej wierzenia (może dlatego, że ich nie miał), a huśtawki były zbyt pachnące, ale przecież to nie on miał się cieszyć tym wszystkim. Chyba wolał swoje skromne wyobrażenie świeczki, której płomień kołysał się przy odpowiednich dźwiękach. Co nie znaczyło, że zamierzał zwiewać. Był w znośnym nastroju, więc, gdy nastał już wieczór, skierował się do ogniska nauczycieli, postanawiając pobawić się w integrację, co zdarzało mu się niezwykle rzadko.
/zt
polecam opiekunom pisać tu podobne posty, punkty same się nie zarobią : >
Walentynki przestał obchodzić wraz ze śmiercią Cristiny. Przede wszystkim nie miał dla kogo kupować prezentów, a swojego synka o miłości zapewniał przez cały czas, aż nie został mu odebrany. Próżno jednak wspominać wszystkie złe chwile, jeśli nie pozwalały pójść naprzód. Nie miał najmniejszej ochoty stać w miejscu, nawet z powodu kolejnego, bzdurnego, komercjalnego święta. W ten dziwny dzień w roku mógł przynajmniej sprawić, aby inni mieli się z czego cieszyć. Przyszedł wcześniej, zbierając oczywiście stosowne ilości swoich składników do tworzenia eliksirów oraz niosąc za pazuchą mały kociołek z umieszczonymi w środku - na płóciennym materiale - fiolkami. To, co wymyślił w drodze nie było nader skomplikowane, ale wymagało wyraźnej precyzji w odmierzaniu stosownych proporcji. Stworzenie esencji zapachowych - dla Blaze'a - stanowiło właśnie ten element walentynek, na który wyczekiwał z Cristiną cały rok. Tego jednego dnia poświęcali dzień na zgłębianie jednego konkretnego aspektu sztuki warzenia eliksirów, choć zapewne zdaniem innych po prostu marnotrawili dobre ingrediencje. Dla nich to była po prostu zabawa, której nie zamierzał pokazywać swoim podopiecznym. Jeszcze nie. Póki co przygotowywał kilka charakterystycznych zapachów, aby spędzony przez uczniów czas obfitował w same przyjemne rzeczy. Nie wywoływał halucynacji czy wizji, ale wprawiał w lekkość oraz przynosił dziwne uczucie ukojenia. Tyle powinno im wystarczyć. Przynajmniej na początek, aż w końcu zdecyduje się zdradzić im trudną sztukę tworzenia esencji. Ale pomijając zadaniem postawione przez samego siebie, zrobił również użytek z posiadanej różdżki. Wprawdzie nie posiadał umiejętności w rzucaniu potężniejszych zaklęć, lecz kilka wskazówek i mógł z łatwością pomagać w tworzeniu tej dziwnej, wyjątkowo potężnej bariery profesora Blythe'a. Swoją drogą, podziwiał mężczyznę za tak wielkie opanowanie sztuki, dla której Blaze zyskiwał szacunek zbyt późno. W każdym razie coś wniósł do całego wydarzenia, choć nie było to zbyt wiele. Liczyły się intencje. Odniesione skutki stawiał już na drugim miejscu.
Gdyby nie Archibald przyszłaby spóźniona, a tak, nie tylko się spóźniła, spóźniła się z kretesem. Nawet nie pytajcie, co ją zatrzymało. Były walentynki. W walentynki ludzie chodzą po sklepach i kupują najczęściej dwie rzeczy: czekoladki i prezerwatywy. Taki urok święta. Jej mąż był bardziej kreatywny. Możecie się tylko domyślać jak bardzo, bo Irka swoje małżeńskie sekrety potrafiła dobrze utrzymywać. Jak tylko wkroczyli w do grona pedagogicznego, puściła jego dłoń, którą trzymała od samego przejścia z kolei na polanę i tam przystanęła, śledząc zmagania nauczycieli z przygotowaniem miejsca do walentynkowej imprezy. Ona służyła głównie swoją wiedzą ogólną. Przechodziła od jednego członka personelu Hogwartu do drugiego zawsze z tym samym zapałem opowiadając historię o Świętym Walentym, nie szczędząc przy okazji wspomnieć, że NIE był Rudy. Musiała się upewnić, że nikt inny poza Archibaldem, nieszczęśliwie, nie został wprowadzony w błąd. Z właściwą sobie wnikliwością doszła do prostej konkluzji, że przydadzą się w ten dzień kalambury z korzeniami historycznymi. Bardzo optymistycznie założyła, że tego dnia ktokolwiek w te kalambury będzie grał. Zaraz po tym, jak pomogła Archowi zająć się rzeczami całkiem magicznymi, leżącymi raczej w jego kompetencjach, zajęła się swoimi planami. Przygotowała naprawdę liczną ilość pytań, spodziewając się tłumów gromadzących się wokół finezyjnych urn wypełnionych po brzegi zawartością całych pełnych zdań. Bo kalambury nie są zabawne kiedy gra się na pojedyncze słowa. Najprawdopodobniej wieczór skończył się w następujący sposób: pan Blythe pod koniec dnia miał niezłą przeprawę z odgadywaniem wszystkich haseł. Bo przecież nikt nie chce żeby Irce zrobiło się przykro, prawda? Panie Blythe, czy chciałby pan w tak bestialski sposób skrzywdzić panią Blythe?