Koczownicy doskonale wiedzieli, gdzie się ulokować. Skraj lasu umożliwia im doskonałą obserwację szczytów, które rozpościerają się pięknie na horyzoncie. Spacer w tym miejscu to po prostu spełnienie marzeń, zwłaszcza że syberyjska ludność woli trzymać się razem w swoim obozie, niż iść w stronę gór.
Ferie były dla Aaron'a jednym z wielu rzeczy na które wyczekiwał z niecierpliwością. Nie musiał wracać do domu, w którym co prawda i tak nie spędzałby czasu, ale to zawsze dobra świadomość, że nie musisz mieszkać w miejscu do którego czujesz wstręt. Korzystając z tego, że wykoleił się pociąg, chłopak wyszedł na krótki spacer nie zapominając o gitarze akustycznej. Miał dwie, jak przystało na prawdziwego fana rocka, ale w tym wypadku wolał zadowolić się tą podstawową. Chłopak pomaszerował w stronę miejsca gdzie nie było tak dużo śniegu, pod jakimś drzewem. Widząc, że jego tyłek nie przymarznie do powierzchni, oklapł na wyszukaną przez siebie miejscówkę. Usiadł po turecku i zaczął bawić się gitarą, tym samym wchłaniając całą tą naturę. Było tu ładnie, a w dodatku wątpił, żeby pojawiła się tu jakaś przybłęda. Aaron przymknął oczy, cicho brząkając i rozkoszując się wolnym czasem spędzonym daleko od rodziny.
Po tych wszystkich wypadkach, po tym niesamowitych przeżyciach i spotkaniach czas trochę się rozluźnić. Te ferie miały być moim odpoczynkiem moją oazą spokoju, która pomogłaby mi uporządkować całe życie, ale tak nie było. Najpierw wypadek w pociągu, później skręcona kostka na lodowisku. Miałam po prostu niesamowitego pecha! Do tego magia tutaj płatała figle i wszystko się mogło zdarzyć. W końcu postanowiłam, że schowam się gdzieś i nie będę ruszać z miejsca, żeby nie zrobić sobie jeszcze większej krzywdy. Dotarłam do obozu koczowników i obchodziłam wszystkie miejsca poszukując swojego własnego. Mojej samotni. Jednak ktoś pokrzyżował moje plany. Do moich uszu dotarła melodia, to była chyba gitara. Rozejrzałam się wokół, a nie widząc nikogo, kto mógłby grać ruszyłam w stronę dźwięku. Nie kontaktowałam, widziałam tylko szlak muzyki, który prowadził mnie do tajemniczej osoby. Zatrzymałam się dosyć daleko od chłopaka, który wydawał te piękne dźwięki. Odruchowo schowałam się za drzewem. Niektórzy nie lubią jak się ich podsłuchuje, kiedy tworzą, bądź wyżywają się artystycznie, a ja na pewno do niego nie podejdę… po prostu chciałam posłuchać. Zatem zerkając w jego stronę słuchałam jak gra, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się rumieniec. Pięknie.
Aaron przymknął oczy, nie odrywając palców od strun. Jego usta poruszały się jakby wypowiadał jakieś zaklęcia, lecz on po prostu wypowiadał słowa piosenki. Czuł się jak w pięknej melancholii, bo mimo tego, że szalał w życiu, czasami potrzebował chwili spokoju. Mimo tego, że blondyn miał zamknięte oczy to wyraźnie słyszał czyjeś kroki. Na moment przestał grać i otworzył jedno oko, przeczesując wzrokiem pole przed nim. Nie zobaczył nikogo, ale był niemal pewny, że ktoś tu się krząta. Udając, że niczego nie usłyszał, powrócił do grania. Wolno podniósł się z miejsca i z chytrym uśmiechem przeszedł kawałek, aż znalazł się przy drzewie za którym schowała się Nicole. Po chwili przestał grać i oparł gitarę o drzewo, po czym dotknął delikatnie pnia drzewa i wychylił się zza niego tak, że dziewczyna widziała tylko połowę jego ciała. Mam Cię - pomyślał. - Chyba znalazłem Twoją kryjówkę, ślicznotko. - kącik jego ust uniósł się ku górze.
Dźwięki na chwili ustały, kiedy przyszłam. Chyba mnie usłyszał, ale zrezygnował z poszukiwań, dlatego też odetchnęłam z ulgą i oparłam się plecami i pień drzewa. Poprawiłam szalik, nakładając go na marznący nosek i wsłuchałam się w dźwięki gitary. Uśmiechnęłam się do siebie wlepiając różnobarwne tęczówki w niebo. Na chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością, ale kiedy wróciłam wydawało mi się, że dźwięk jest głośniejszy, coraz bliższy. Spojrzałam w bok, jakby miało mi to pomoc w czymkolwiek. Wahałam się czy odwrócić się. Nie chciałam, żeby mnie przyłapał, to by było trochę kłopotliwe i zawstydzające. Znowu cisza, niepewnie spojrzałam w to samo miejsce i już chciałam się wychylić, kiedy przed moimi oczami pojawił się chłopak. - Aaa! – krzyknęłam widocznie zaskoczona i zrobiłam kilka kroków w tym uciekając przed chłopakiem. Niestety nie skończyło się to zbyt dobrze dla mnie. Pierwsze dwa kroki były bezproblemowe, ale już trzeci skończył się na zlodowaciałej ziemi i poleciałam do tyłu upadając na biały puch. Moja twarz musiała wyglądać jak pomidor. Nie dość, że zostałam przyłapana przy podsłuchiwaniu, to jeszcze wywaliłam się na oczach chłopaka. - Nie… nie… nie… – miałam problem z wypowiedzeniem jakiegokolwiek zdania… może dlatego, że nie wiedziałam co powiedzieć – nie skradaj się tak! – krzyknęłam najgłupszą, możliwą rzecz… przecież to ja się skradałam, to ja go podsłuchiwałam, a i tak to jego oskarżyłam o doprowadzenie mnie do zawału.
Nie ukrywałem, że bawiła mnie zaistniała sytuacja. Przyglądałem się dziewczynie z wyraźnym zaciekawieniem i rozbawieniem. Widać było, że zanim na nią naskoczyłem to była lekko rozkojarzona. Widziałem, że jest trochę zmarznięta i zakrywa nosek szalikiem. Gdy krzyknęła z trudem powstrzymałem wybuch śmiechu, jednak nie zdołałem go całkowicie zatrzymać, gdyż od razu gdy upadła, głośno parsknąłem śmiechem. - To Ty mnie podsłuchiwałaś. - powiedziałem, po czym całkowicie wyłoniłem się zza drzewa i podszedłem do Nicole. Złapałem ją za ramię, żeby przypadkiem nie zaczęła się rzucać, gdy będę chciał jej pomóc. Pomogłem jej wstać, po czym poprawiłem jej czapkę, która upadła przy jej małym wypadku. Zatrzymałem dłoń przy jej twarzy, ot na chwilkę by zobaczyć jak znów się rumieni. Po paru sekundach zabrałem rękę i schowałem do kieszeni spodni. - Jeśli chciałaś, żebym Ci pograł to nie musiałaś bawić się w ninje. - potargałem swoje włosy, żeby były jeszcze bardziej niesforne.
To zwykłe stwierdzenie faktu przeszyło mnie niczym włócznia. Dobrze wiedziałam, że to ja go podsłuchiwałam, no ale… no ale… no ale to jego wina no! Albo moja… powinnam przeprosić? A może po prostu to zignorować? No nie wiem, nie wiem… - No tak… – w końcu udało mi się tylko skwitować potwierdzeniem jego słowa. Nie zdążyłam nawet wstać sama z siebie, po prostu mnie podniósł poprawił mi czapkę i… Aaa! Co on robi? Poczułam jak moja twarz mimowolnie się czerwieni, dlatego jeszcze bardziej schowałam ją w szaliku nie chcąc mu jej pokazać. Niby takie oczywiste, a jednak tego nie zrobiła. Wlepiła swoje oczka w ziemię i dopiero teraz odważyła się powiedzieć, a raczej wyrzucić z siebie niezadowolona. - A… a może lubię się bawić w ninje?! – fuknęłam pod nosem niczym obrażona kotka, po czym otrzepałam tyłek z resztek śniegu. Na szczęście nie był to zbyt mokry śnieg i nie przemokłam od razu. Dopiero po chwili doszłam do wniosku, że może powinnam powiedzieć poważnie dlaczego tak się zachowałam i dlaczego to się tak skończyło. - A tak naprawdę… po prostu nie chciałam Ci przerywać… przepraszam.. – słychać było w moim głosie zakłopotanie. No cóż…
Uśmiechnąłem się coraz bardziej rozbawiony zachowaniem dziewczyny. Wyglądała uroczo, a jej zachowanie tą słodkość podwyższało na wyższy level. Powiedziałbym jej to, bo z chęcią zobaczyłbym jak bardziej różowią jej się policzki. - Lubisz się bawić w ninje? - uniosłem brew, a w głowie formował mi się plan idealny. Dlaczego nie rozerwać tej małej? Skoro i tak jest już od śniegu... - Jeśli chcesz być jak ninja to musisz być tak samo czujna! - krzyknąłem, przybliżając się o krok w stronę dziewczyny. A potem zrobiłem kolejny krok i znalazłem się parę centymetrów przed nią. Byłem od niej wyższy o pół głowy. - Musisz być sprawna i szybka jak ninja! - wypowiedziałem te słowa cicho, żeby nadać dramatyczną atmosferę. Po chwili nie mogąc się powstrzymać, rzuciłem się na dziewczynę i zacząłem ją łaskotać przez co oboje wpadliśmy w zaspę śniegu. Odwróciłem się tak, żebym to ja leżał na śniegu a nie ona. Nicole znajdowała się na mnie. Jeszcze by mnie oskarżyła, że się zmoczy i co ja biedny zrobię? Uśmiechnąłem się do niej chytrze. Zacmokałem z dezaprobatą. - Nie nadajesz się na ninje. - stwierdziłem ze śmiechem.
Chłopak wziął dosyć na poważnie moje słowa, co w pewnym momencie sprawiło, że miałam mętlik w głowie. Sprawdzenie? Chciał mnie sprawdzić jako ninja? Moja wytrzymałość i sprawność, nie jest taka dobra jak mogłoby się wydawać. Bardzo chciałam być bardziej wytrzymała, ale nie zawsze się da… Każdy jego krok sprawiał, że czułam się coraz bardziej zakłopotana, ale nie bardzo wiedziałam, co planuje. Było to dla mnie niesamowitą zagadką. Obserwowałam bacznie każdy jego ruch… ale jego bliskość nie pozwoliła mi się skupić. Kręciło mi się trochę w głowie, a rumieniec znowu się pogłębił… czemu ja chociaż raz nie mogę porozmawiać z kimś, nie zalewając się czerwienią? Kilka sekund tylko trwała reakcja chłopaka, a ja? Nie zdążyłam nic zrobić. Nawet zrobić kroku w tył. Był za blisko. Z takiej odległości ciosy tracą połowę siły, ale także reakcja na ucieczkę jest o połowę dłuższa. Więc nic dziwnego, że tak łatwo mnie zaskoczył! I wcale nie tłumaczę swojej porażki w taki zagmatwany sposób! Śmiałam się jak opętana, za wszelką cenę chcąc ściągnąć z siebie jego ręce, ale łaskotki były na tyle intensywne, że nie potrafiłam go odsunąć! Poczułam, jak do moich oczu napływają łzy, do tego nie kontrolowałam nad ciałem, wiło się we wszystkie kierunki. - Błagam przestań, przestań! – wykrzyczałam, nie mogłam już wytrzymać, to było dla mnie zbyt ciężkie! Ale… te słowa sprawiły, że spoważniałam, zamknęłam usta i przymknęłam oczy przestając się śmiać. Sprawiłam, że moje ciało delikatnie zesztywniało i nie reagowało na jego łaskotki. - Nie… poddam… się… tak… łatwo… nawet… tortury… mnie… nie… zmuszą! – to był problem powiedzieć cokolwiek, żeby się nie śmiać.
Nie ukrywałem, że dziewczyna poprawiła mi humor swoją niewinnością. Byłem lekko znudzony, siedząc tam pod tym drzewem, a towarzystwo Nicole było o wiele lepszą perspektywą niż gnicie tam. Gdy krzyczała, żebym przestał, tylko bardziej się pogrążyła i zacząłem łaskotać ją jeszcze bardziej. Miała śliczny śmiech, że sam nie mogłem powstrzymać wybuchu własnego. - Mi się nie poddasz? - parsknąłem, widząc, że próbuje mi się przeciwstawić. - Oj, Nicole... Ta mała to niezła spryciula. Myśli, że mnie pokona? O nie ma mowy. To ja jestem w tej chwili ninją! Widziałem jak bardzo się powstrzymuje. Pokręciłem głową i obróciłem ją tak, że teraz ona leżała na śniegu a ja pochylałem się nad dziewczyną. - Teraz twardzielkę udajesz, co? - zaśmiałem się wesoło. - Nie będziesz ninja. Nie zdołasz mnie pokonać. Wyprostowałem się i rozciągnąłem po czym oparłem się o drzewo. Zilustrowałem Nicole leżącą w śniegu. Nope. Nadal jestem niesamowitym ninją.
Ten pojedynek na śmierć i życie był przerażający, spotkały się dwie potężne osobistości, które za wszelką cenę chciały wygrać, ale ku mojemu niezadowoleniu okazałam się być słabsza. Nawet nie zdążyłam zareagować, a chłopak wisiał już nade mną… dlaczego on robił ze mną co chciał? Czułam się jak szmaciana lalka, która pozwala swojemu właścicielowi na wszystko. Odwróciłam wzrok w bok i niepewnie przegryzłam dolną wargę. Ta sytuacja była troszkę krępująca… ale… szybko zrezygnował z dalszego kłopotania mnie. Leżałam więc na śniegu zerkając na niego zarumieniona. W końcu postanowiłam się podnieść i otrzepałam się ze śniegu ukazując moje niezadowolenie. - Ależ oczywiście, że Cię pokonam! – byłam pewna swoich słów – Mo… może nie dzisiaj, ale na pewno mi się ud… apsik – i chyba się przeziębiłam. Opatuliłam się mocniej szalikiem i spojrzałam na chłopaka niezadowolona. Dopiero teraz dotarła do mnie jedna rzecz… powiedział do mnie po imieniu, czyli musiał mnie kojarzyć… a ja nawet nie wiem kim on jest! Nie pamiętam tego chłopaka ze szkoły! Jakoś musze z niego wyciągnąć imię, tak żebym nie wyszła na ignorantkę. Zatem złapałam trochę śniegu w dłonie i ulepiłam z nich kulkę. - Jestem niezwykłym ninja, który dopiero się szkoli i pokaże Ci, gdzie twoje miejsce! Nie przegram – czy mi się wydaje, czy najeżyłam się jak kotka? Fuknęłam również pod nosem i rzuciłam w niego moją śnieżką… ale jak to bywa w moim przypadku, w trakcie rzutu kichnęłam i nie dość, że rzuciłam śnieżką zbyt lekko, to nie trafiłam w niego. Biedne drzewo oberwało zamiast chłopaka, ale za to z góry spadła wielka porcja śniegu prosto na chłopaka. Czy udało mu się uciec, czy jednak oberwał z mojej tajnej, groźnej broni, o której nie miałam pojęcia i której nie chciałam używać? Tak czy siak spoglądałam widocznie zaskoczona, że ta sytuacja obróciła się właśnie w taką stronę. - Nic Ci nie jest? – bez względu na to, czy to przygniotło, czy nie przygniotło chłopaka, podbiegłam do niego widocznie zmartwiona i wpatrywałam się w niego przepraszającym spojrzeniem.
Nicole była na swój sposób urocza i aż nie mogłem się nadziwić, że istnieją takie osoby. Jeszcze była w moim wieku! Tak szybko się rumieniła, że to było aż nieprawdopodobne. Wiedziałem, że nasza walka się jeszcze nie skończyła, bo ja nie poddawałem się ani nie dawałem jej okazji do wygrania. No niestety będzie musiała się troszkę wysilić! Na moją twarz wpełzł rozbawiony uśmiech kiedy tak pewnie powiedziała, że mnie pokona, co w tamtym momencie zdawało się być absurdalne. - Oooch, coś w to wątpię. - powiedziałem, powstrzymując śmiech. - Masz słabą odporność, skarbie. - skomentowałem jej kichnięcie. Nicole wydawała się być taka krucha, mała, bezbronna...A do tego jak kichnęła to w ogóle wydawała się być taka delikatna. Widząc, że lepi kulkę ze śniegu, wyprostowałem się. Niemal nastawiałem się jako cel. Dziewczyna zamachnęła się i...uderzyła w drzewo, a grubo warstwa śniegu spadła mi na głowę. Nie powiem, było to bardzo orzeźwiające. Zadrżałem, po czym zacząłem zrzucać z siebie śnieg. A to mała spryciula! Podniosłem zdezorientowany wzrok kiedy podeszła i spytała się czy nic mi nie jest. Nie mogłem się już dłużej powstrzymywać i zacząłem się głośno śmiać. Schyliłem głowę i potrząsnąłem włosami aby puch spadł na dziewczynę. - Nadal słabo jak na ninje. - parsknąłem. - W każdej chwili mogę wrzucić cię w zaspę śniegu. Założyłem ramiona i uniosłem brew. - Musisz być dobra jak ninjaAaron! - powiedziałem, przybierając dziwną pozę, która miała imitować jakiś cios.
Czy byłam urocza? Pewnie tak, ale czy to oznaczało coś dobrego? Tego nie byłam zbyt pewna. Na cóż mam powiedzieć, byłam sobą, a że przy okazji byłam nieco dziwna i dosyć niecodzienna, to już nie moja wina! Jego powątpiewania drażniły i to bardzo. Czułam się jak małe dziecko, któremu mówi się, że nie uda mu się tego zrobić bo jest za małe, a ono wbrew wszystkiemu i tak to robi! No cóż… nawet jak dziecko się teraz zachowywałam. Zastanawia mnie jedna rzecz… dlaczego zachowywałam się przy gryffonie tak swobodnie? Przecież nie potrafiłam normalnie rozmawiać z mężczyznami, a co dopiero się tak wygłupiać. Najprawdopodobniej nawet nie zauważyłam kiedy została przekroczona ta granica, on zachowywał się w taki sposób, że nie byłam do końca świadoma, że otworzyłam część siebie dla niego. - Nie aż taką słabą – burknęłam niezadowolona pod nosem. To nie było we mnie fajne, to że byłam bardzo ograniczona, jak byłam dzieckiem nie mogłam się bawić z innymi na śniegu, ponieważ zbyt szybko dostawałam gorączki i kilka chwil na dworze, na śniegu sprawiało, że spędzałam tydzień w łóżku. Na szczęście nie jest już tak źle jak kiedyś. Właśnie! Już wiem kto to jest! Przecież jesteśmy na tym samym roku! Jak mogłam zapomnieć? A… jakoś na „a” miał na imię… Aron? Arnold? Nie to pierwsze jest bardziej prawdopodobne… a może Aaron? Chyba tak… Tak! Już pamiętam! Dzięki bogu! Moje uderzenie w drzewo było zaskoczeniem dla mnie i dla niego. Celowałam w jego czoło, ale jak to miałam w zwyczaju nie trafiłam. Zatem ten atak nazywać się powinien: „Niespodziewana lawina zemsty”! - I tak tego nie zrobisz! Nie odważysz się! – w moim głosie można było wyczuć pewność siebie – ninja Aaron mówisz? – a więc jednak Aaron! Jednak dobrze zapamiętałam! Kiedy strzepał śnieg na mnie fuknęłam pod nosem i zaczęłam się śmiać całkowicie rozbawiona. W końcu, kiedy trochę się uspokoiłam stanęłam na palcach i złapałam go za ramię ciągnąc w dół. Mimo wszystko jestem za mała dla niego nawet na stojąc na palcach… a tak nawiązując, to dopiero teraz zauważyłam tą dużą różnicę wzrostu pomiędzy nami… Musimy bardzo ciekawie wyglądać! Ale kontynuując kiedy już byłam w stanie dosięgnąć czubka jego głowy zrzuciłam resztki śniegu i zachichotałam pod nosem. - Wyglądałeś jak piesek, który otrzepał się z resztek śniegu… słodko – prawdę mówiąc uznałam, że to ostatnie słowo powiedziałam w myślach, a kiedy dotarło do mnie, że powiedziałam to na głos odsunęła się od niego i odchrząknęłam zarumieniona.
Na mojej drodze pojawiało się mnóstwo dziewczyn - silnych i niezależnych, które miały imitować wredne, zimne suki; słodkich i kruchych, które były pokojowo nastawione do świata i tak dalej; zabawne i szalone, które były typami na przyjaciółki. Gdybym miał gdzieś wpasować Nicole to miałbym problem. Na pierwszy rzut oka dałbym ją do tych pokojowych, ale gdy pomyślałem jak wycelowała we mnie śnieżką zacząłem w to wątpić. Może dziewczyna wykracza poza skalę? Miło by było czasem znaleźć wyjątek. To zabawne. Nie znam jej prawie w ogóle. No, nie licząc moich obserwacji w szkole, a tutaj... Czuję się jakbym nie pierwszy raz z nią rozmawiał. Nie byłem nieśmiały, ale nie lubiłem rozmawiać z ludźmi z którymi wcześniej nie miałam jakiejkolwiek styczności. Spojrzałem nad nią spod przymrużonych oczu, jakby skanując całą jej osobę. "Nie aż taką słabą" - to było słodkie. Zaśmiałem się cicho, słysząc jak to burknęła. - Powinnaś trochę poćwiczyć rzuty. - parsknąłem. Nie chciałem jej zrobić (o dziwo!) na złość, po prostu palnąłem to żartobliwie. Zmarszczyłem nos gdy powiedziała, że nie odważę się. Naprawdę? Ja? - Oczywiście, że się odważę. Nie powstrzymasz mnie, złotko. - zaśmiałem się trochę głośniej. Miała fajny śmiech. Miły dla uszu. Mógłbym mieć taką siostrę. Ale los pokarał mnie bratem idiotą. Po chwili zostałem ściągnięty na dół. Nicole była naprawdę niska, więc dodatkowo musiałem się zgiąć, żeby mogła dosięgnąć mojej głowy. Strzepała mi resztki śniegu z włosów. W miejscu gdzie trzymała mnie za ramię poczułem miłe ciepło. Chwila...Co? - Słodko, mówisz? - kącik mój ust drgnął i uśmiechnąłem się. - Też wyglądasz całkiem nieźle w śniegu. Po chwili przypomniałem sobie o tym, że podsłuchiwała mnie gdy grałem na gitarze. Spojrzałem na nią zaciekawiony. - Lubisz muzykę? - spytałem, sięgając po gitarę.
Nie można było człowieka jednoznacznie określić, ponieważ w innych warunkach pokazywał całkiem inną osobowość, mógł pokazać coś, czego się nikt spodziewał. Wydaje mi się, że należę do typu ludzi, którzy zmieniają się pod wpływem chwili. Potrafię być groźna jak wygłodniały tygrys, słodka jak mały kociak, ale również kobieca jak… i tu mi zabrakło porównania. Jeszcze chyba nigdy nie pokazywałam swojej kobiecości w tak intensywny sposób jak pozostałe dwie twarze… nie miałam po prostu dla kogo się starać. Ale czy byłam jakimś wyjątkiem? Hmmm jeżeli bycie dziwnym robi z człowieka wyjątek, to owszem, jestem wyjątkiem! Ku mojemu zdziwieniu miałam tak samo. Nie znałam go w ogóle, nawet nie byłam pewna czy dobrze go kojarzę, a mimo wszystko czułam się przy nim tak swobodnie. To uczucie budziło we mnie nieznane emocje, czułam się jakbym go znała od tylu lat, a przecież widzimy się po raz pierwszy… czy to właśnie nazywa się pokrewieństwem duszy? Taki przyjaciel, przy którym mimo wszystko czuję się swobodnie to coś, co warto mieć… przyjaciel... - Jeżeli będziesz robił za moją tarczę to z chęcią poćwiczę, a oprócz celności na pewno poprawi mi się siła więc musisz uważać, czy się zgadasz na taką opcję – wiedziałam, że się nie zgodzi, tym bardziej, że mogłabym zrobić mu wielką krzywdę nie trafianiem. Tak jak i teraz. Chociaż z jednej strony… dobrze mu tak! Przynajmniej mogłam się w ten sposób zemścić za mordercze łaskotki. Jego słowa brzmiały tak poważnie… naprawdę wrzuci mnie do kopy śniegu? Ale mnie nie zostawi, prawda? A może jednak mnie zignoruje? Zresztą nieważne! Niech tylko spróbuje to pozna moje karate, którego nauczyłam się oglądając bajki… może to nie jest wysokopoziomowa groźba, ale ja potrafię być groźna więc pilnuj się! Ale teraz opisując moją reakcję na jego słowa. Naburmuszyłam się jak mała dziewczynka, której ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Za duża na płakanie, ale wyrażająca niezadowolenie poprzez mimikę. Brakowało jeszcze, żebym zaczęła tupać niezadowolona i krzyczeć. No ale aż takim dzieckiem to ja nie byłam! Chyba… - Nie powiedziałam słodko! – zaprzeczyłam z pełną mocną. Znowu wygaduje głupoty i co gorsza nie mogę się powstrzymać przed wygadywaniem głupot – Ja powiedziałam… powiedziałam… – no i nadeszła chwila zastanawiania się i wymyślania na szybko czegokolwiek. W między czasie w ten sam sposób zrzuciłam śnieg z włosów i zaśmiałam się zakłopotana. - No nic nie wymyślę – w tym samym czasie podrapałam się w głowę. No cóż. Przegrałam z kretesem… nie lubię kłamać, a zmyślanie na szybko nie jest moją mocną stroną. Na przykład w trakcie rozmowy z pewnym krukonem w pociągu zaczęłam gadać o bizonach, które kochają śnieg… wszystko jest przy mnie możliwe. Ostatnie pytanie było dla mnie kotwicą, która pozwoliła mi wrócić do rzeczywistości i muszę przyznać, że moje zachowanie zmieniło się odrobinę. Moja mimika stała się bardziej dojrzała, delikatnie się uśmiechnęłam, a ten uśmiech to był coś, czego chłopak wcale nie widział. Wtedy nie miałam zielonego pojęcia o jego istnieniu. Pojawiał się w losowych momentach i obdarzałam nim przypadkowe osoby, które poruszyły moje serce w jakiś sposób. Mój uśmiech na kilka chwil stawał się czymś, czego nigdzie nie można było zobaczyć… można było poczuć jak wszystkie uczucia przelewają się z mojego uśmiechu w stronę chłopaka. Radość, smutek, szczęście, to wszystko stworzyło coś, ale na tym koniec. Parę sekund i wracał zwykły, przeciętny uśmieszek, który przy tamtym wyglądał jak grymas. To jest coś, co wyróżnia mnie, coś o czym nie miałam pojęcia i coś co sprawiało, że mogłam uważać się za kogoś wyjątkowego. - Czy lubię? – odpowiedziałam w końcu wlepiając swoje różnobarwne tęczówki w szare niebo – Kocham muzykę, nie potrafię bez niej żyć, jest nieodłączną częścią mnie. Jak słyszę dźwięki nie potrafię się oprzeć i muszę przystanąć i posłuchać – mój szept przepełniony był pasją. Nie żartowałam, słychać było, że muzyka była dla mnie czymś wyjątkowym. - Dlatego tak niegrzecznie przyszłam Cię podsłuchać… – szczerość to podstawa. Może i dopiero teraz wytłumaczyłam się do porządku, ale lepsze to niż nic! – Mogę mieć samolubną prośbę? – nie lubię prosić nikogo o przysługi, bo trzeba je w jakikolwiek sposób spłacić. Odwróciłam wzrok od gryffona, chcąc uniknąć jego spojrzenia. Byłam zakłopotana i łatwo to było odczytać – Zagrałbyś coś dla mnie?
Ponoć pierwsze wrażenie najważniejsze, no nie? Nie będę ukrywał, że bywało tak, iż oceniałem po wyglądzie. Tak, tak, wiem. Snobistyczne. Niedobre. Be, fuj fuj. Zdarzało się również, że umiałem wyrobić o człowieku opinię po pierwszej rozmowie. Nie wydawało mi się to dziwne. Od samego początku, to co pokazywał i wnosił do rozmowy było podlegane mojej ocenie. Ale tym razem nie. Dzisiaj po prostu nie patrzyłem na to czy Nicole jest pewna siebie czy nie...Nie zastanawiałem się czy warto z nią rozmawiać, czy na odwrót. Nie wiem czemu. Może miałem dobry humor? Nigdy nie miałem problemu, żeby się z kimś zaprzyjaźnić, o ile wiedziałem, że warto. Bo po co miałem poświęcać swą uwagę osobie, która nie była tego warta? Może dlatego tak bardzo na samym początku przyglądałem się tym ludziom. Nicole zdawała się być od razu osobą z którą mógłbym porozmawiać. Nie wydawała się być wredna, ani snobistyczna co bardzo ułatwiało sprawę. Na moje oko była fajną, bardzo nieśmiałą osobą. Zapewne była szalona, gdyby się ją bardziej poznało, co zresztą mam zamiar zrobić. Dobra, Aaron, koniec fantazjowania. - pomyślałem, spoglądając w stronę dziewczyny. - Za tarczę? - spytałem. - Masz ochotę mnie zmaltretować? - zaśmiałem się cicho. - Nie wiedziałem, że jesteś taka agresywna. Uniosłem ręce w geście kapitulacji, a może w żartach? Puściłem w jej stronę oczko. - Powiedziałaś słodko. - powiedziałem. A w moim głosie zabrzmiało zadowolenie. - Bardzo trafne określenie, ale bardziej pasuje do Ciebie. No, a co, kłamałem? Nicole była najsłodziaśniejszą osobą z jaką miałem do czynienia, więc w jakiś sposób wyróżniała się między ludźmi z którymi przebywałem. A kręciło się w okół mnie naprawdę sporo, różnych osób. - Myślę, że jakbyś się wysiliła to wpadłabyś na coś fajnego. - parsknąłem, opierając się o gitarę. - Chyba, że nie umiesz kłamać, wtedy sprawa wygląda nieco inaczej. Słuchanie jak dziewczyna wypowiada się o muzyce było niemal przyjemnością. Lubił ludzi, którzy kochali muzykę, którą sam w jakimś tam stopniu tworzył. - Nie jest źle. - wymamrotałem, a gdy spytała czy zagrałbym coś dla niej niemal opadła mi szczęka. Pokiwałem głową i złapałem ją za dłoń, żeby pociągnąć w miejsce w którym nie było o dziwo śniegu. Zdjąłem bluzę i rzuciłem ją na ziemię, żeby mogła na niej usiąść, a potem zacząłem grać jakąś pierwszą lepszą melodię, która wpadła mi do głowy... Przymknąłem oczy, rozkoszując się tą muzykę, a po chwili do niej dołączyły moje słowa. Tekst piosenki...Sam nie wiem jak, kiedy zacząłem śpiewać.
- Ależ oczywiście, że mam na to ochotę! – tej wypowiedzi towarzyszył słodki, dziecinny uśmiech, który całkowicie nie pasował do sytuacji. Ale jednak go zrobiłam, żeby podkreślić jedną, ważną rzecz: „Cicha woda brzegi rwie”, albo „Nie oceniaj książki po okładce”. Po mnie można było się spodziewać sporo rzeczy, głównie tego, że robiłam często coś, czego do mnie się nie przypisuje. - Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz – wyszeptałam. Chciałam, żeby zabrzmiało to w ten sposób… ale zaraz! Chwila, moment! Czy ja to powiedziałam w taki sposób, jakbym z nim flirtowała? O mój boże! Niechcący do niego flirtowałam! Ja nie mam pojęcia jak to zrobić i chyba to zrobiłam! Albo jak zwykle przesadzam i nic takiego nie zrobiłam. - Pasuje… nie pasuje… to słowo może pasować tylko do małych zwierzątek! – zaprotestowałam z rumieńcami na policzkach, jednak nie było to speszenie całkowite. Nie zareagowałam jakoś przesadnie, tylko pojawiły się te rumieńce. Już chciałam skomentować jego wypowiedź, kiedy powiedział o nie mocy kłamania. Po prostu mnie zatkało. Wlepiłam spojrzenie w ziemie i wpatrywałam się zakłopotana. To nie tak… że nie umiem kłamać, po prostu nie lubię tego robić, nienawidzę tego robić i nie robię tego, jeżeli nie ma takiej potrzeby… Tylko tyle! Ale… to chyba jest bardzo dziwne… Nie chciałam odpowiadać na tą wypowiedź dlatego to przemilczałam. Nadszedł moment na który czekałam. Chłopak zaczął grać, kiedy ledwo usiadłam, a chwilę później dołączył do tego swój głos. Wpatrywałam się w niego zachwycona i wręcz zauroczona i słuchałam jego głosu. W pewnym momencie chciałam się dołączyć do śpiewu, ale w porę zrezygnowałam. Też lubię trochę śpiewać… nie mówię, że potrafię, ale lubię. Jednak mimo wszystko wolę słuchać, niż się udzielać. Po pewnym czasie uchyliłam powieki i kiedy skończył, moje oczy zabłyszczały, pojawiły się w nich tańczące iskierki, które symbolizowały szczęście. - Niesamowite! Masz cudowny głos i do tego ta gitara… to było cudowne!
- Nie znałem Cię od tej strony. - zaśmiałem się rozbawiony wizją, że dziewczyna mogłaby zrobić mi jakąkolwiek krzywdę. Wyglądała tak uroczo i delikatnie, jakby sam dotyk mógł rozwalić jej drobne ciałko w popiół. A gdyby miała rzucać we mnie jak w tarczę? Ciekawe czy by trafiła i muszę przyznać, że ta myśl całkiem mi się podobała. Choćby nie wiadomo jak bardzo chciała, nie zmienię swojego sposobu myślenia. Nauczyłem się, żeby oceniać ludzi z wyglądu, a żeby to zmienić na pewno zajęłoby mi to sporo czasu. Może po prostu źli ludzie pokazywali, że najpierw lepiej patrzeć na zewnętrzną stronę człowieka? - Domyślam się. - powiedziałem, po czym przeczesałem włosy ręką.- Ale sądzę, że mamy sporo czasu by to zmienić. No a nie? Głupi pociąg. Przez to utknęliśmy w tym zimnym miejscu. Nie lubiłem za bardzo tej zimowej atmosfery, ale cóż zrobię? Jedyne co mi zostało to marudzenie, bo nic innego nie mogę zrobić. - Wiem. - znowu się zaśmiałem. - Wyglądasz jak malutki kotek. - puściłem oczko w jej stronę. Wykorzystywałem każde jej słowo przeciwko niej, ale tylko w celach żartów. Nie miałem zamiaru jej urazić albo coś w tym rodzaju. Gdy skończyłem grać spojrzałem w jej stronę zadowolony, że spodobała jej się moja muzyka. Czułem się doceniony, a atmosfera towarzysząca przy graniu jeszcze pozostała. Zawsze gdy śpiewałem czułem się jakbym był w stanie upojenia. Tak było i teraz. - Dzięki. - powiedziałem szczerze, a po chwili namysłu spytałem: - Umiesz grać? - wskazałem na gitarę.
Nie kontrolowałam się w tym momencie, poczułam jedynie jak moja mimika diametralnie się zmienia. Na miejscu słodkiego uśmiechu, pojawił się chytry, pewny siebie uśmiech, a spojrzenie przypominało spojrzenie kobry gotowej w każdej chwili do ataku. - Może uda Ci się poznać – wydukałam półszeptem i oblizałam usta. Nie mogłam się opanować. Zrobiłam to wszystko, a to było takie… żenujące! A co najgorsze po raz pierwszy moje policzki nie zaróżowiły się… po prostu palnęłam się w czoło i zasłoniłam swoje oczy. - Jezu… co to było! – skoro moja twarz nie chce wyrazić moich uczuć, to muszą to zrobić usta. Może i tak było, ale to mogło kiedyś zgubić chłopaka. Ja starałam się tego nie robić, chciałam dać każdemu szansę na pokazanie swojej prawdziwej natury, czułam się wtedy sprawiedliwie ze sobą… ale tutaj wchodzi już kwestia wychowania. Nie miałam zamiaru nikomu narzucać mojego trybu życia. No i teraz pojawił się rumieniec… ja tego nie rozumiem, wtedy, kiedy naprawdę czuję się zawstydzona, nie ma po nim śladu, a wtedy kiedy nie ma na niego miejsca… grrr nienawidzę tego! Trafił mnie prosto w serce. Mały kotek? MAŁY KOTEK?! No może i ma rację… ale nie mogę tego przyznać… nie mogę też przyznać, że spodobało mi się to określenie, bo jestem świadoma, że może zacząć mnie traktować jak zwierzątko, którym trzeba się zaopiekować… chociaż… mimo to też może to zrobić… cholerny świat. Każde moje słowo wykorzystane przeciwko mnie samej… i co mam teraz powiedzieć? Boję się wypowiedzieć jakiekolwiek słowo, bo wiem, że wróci do mnie ze zdwojoną siłą. Szkoda gadać. Nie sądziłam, że trafię na kogoś, kto będzie chciał mnie tak drażnić… wróć… wszyscy to robią! - Nie… nigdy nie miałam gitary w rękach… zresztą wydaje mi się to za trudne… trzeba dosyć mocno naciskać na struny i jeszcze wiedzieć gdzie jest jaki dźwięk, jak nacisnąć, żeby zrobić akordy… podejrzewam, że nie ogarnęłabym tego!