Doprawdy dziwne miejsce, kryjące w sobie krajobrazy z dalekiej Skandynawii. Mimo to jest bardzo często uczęszczane przez okolicznych mieszkańców - których w prawdzie nie ma wielu, ale zawsze jacyś są. W cieplejsze dni lubią tu przesiadywać wszyscy, młodzi i starzy. Widok ośnieżonych gór, czy też skalistego brzegu jeziora - to jest zdecydowanie coś co chcą oglądać. A jak chcą to będą, nawet w niepogodę. Dlatego też ciężko się tutaj wyciszyć, ze względu na to, że zazwyczaj - jak na miary Syberii oczywiście - znajdzie się tutaj duża grupka ludzi. Co podziwiać również jest, toteż wycieczki krajoznawcze jak najbardziej, co innego zaś tyczy się sekretnych spotkań. Chyba, że te sekretne spotkania powinny jutro znaleźć się na ustach wszystkich.
Na tym terenie nie działa teleportacja, a skupienie magii może wywołać nieprzewidziane skutki w rzucaniu zaklęć!
Widok gór w jakimś niewielkim stopniu pozwalał Utopii odprężyć myśli. Zbyt wiele się ostatnimi czasy działo, by była w stanie usiedzieć na miejscu, a tym bardziej spędzać wolny czas wśród rozwrzeszczanych pasażerów kolei transsyberyjskiej. Sądziła, że wyjazd nieco ją uspokoi, ale najwyraźniej się myliła – sprowadzał jeszcze więcej kłopotów, a pech nie opuszczał jej ani na sekundę. Lód trzeszczał pod naciskiem jej stóp, ale nie przejmowała się tym. Spacerowała brzegiem, więc nawet gdyby się ukruszył, co najwyżej wpadłaby w wilgotny piasek i odrobinę wody. Chłodne powietrze przesiąkło zapachem drzew iglastych, z których wiewiórki dzielnie spychały śnieg, wędrując do swoich dziupli. Gryfonka w głębi ducha musiała przyznać, że te syberyjskie stworzonka były naprawdę dzielne, skoro odważyły się na wędrówki w taką zimnicę. Sama potwornie zmarzła, zważywszy na to, że straciła swój szalik na rzecz opatrywania ran Quietusa. Powinien się sto razy zastanowić, zanim znowu spróbuje się okaleczać podczas rytuałów znalezionymi po drodze, tępymi sztyletami. Odwróciła się na moment za siebie, nie dowierzając własnym oczom, że udało jej się dojść tak daleko od miasta. Mimo że jej wędrówka trwała już spory kawał czasu, wędrowała gdzieś między gwiazdami, zamiast kontaktować z rzeczywistością. Właściwie niebo wydawało jej się swego rodzaju oazą, bo w końcu kiedy oglądasz upstrzone gwiazdami niebo, masz wrażenie, że są na wyciągnięcie ręki. Jakby się miały spełnić wszystkie twoje marzenia. A tego jej właśnie w tym wszystkim brakowało. Odrobiny szczęścia, które mogłaby chwycić i nie uciekłoby niczym kłąb dymu między palcami.
Ta podróż miała wyglądać zupełnie inaczej. Mieli szybko dotrzeć do celu a nie zatrzymać się pośrodku niczego ze świadomością utknięcia tu na dłuższy czas. Po prostu cudownie. Nie znosił takiej bierności i bezczynności. Szczególnie, że cały ten harmider aż nazbyt ranił jego wrażliwe uszy. Musiał ochłonąć, przejść się, wyciszyć, cokolwiek byle by nie trwać w jednym miejscu. Czytanie też za bardzo nie pomagało, nie w momencie, gdy ktoś co rusz przebiega w twoim pobliżu. Nie znosił tłumów i ta aspołeczność zaczęła dawać o sobie znać. Ruszył przed siebie szczelnie opatulając się płaszczem i wełnianym szalikiem, było potwornie zimno, lecz jeśli miał do wyboru wrócić do tej hałastry a trochę pomarznąć decyzja była prosta do podjęcia. Nie musiał odchodzić zbyt daleko by dostrzec majaczącą postać przed sobą. Kto to był i czemu tak oddalał się od wszelkich zabudowań było dla niego niewiadomą. Może to właśnie skłoniło go, by za tym kimś podążyć. Wiedział, że jeśli by tego nie zrobił, jego wrodzony pęd do zaspokajania wiedzy i rodzących się w nim pytań, za nic nie dałyby mu spokoju. Dogonienie jej nie zajęło mu dużo czasu, zwłaszcza, że postać przed nim nie przebierała jakoś żwawo nogami. Widać ktoś tu się lubuje w marznięciu nad taflą zamarzniętego jeziora zamiast spędzaniu wieczora przy ciepłym kominku. Jego ciekawość rosła tym bardziej. Szczególnie, że w końcu udało mu się rozpoznać postać przed sobą. Utopia. No proszę, czyżby znowu planowała wpakować się w coś czym może się jeszcze bardziej sparzyć? Zwłaszcza w tym miejscu gdzie magia nie działała tak jak powinna. Specjalnie zwolnił kroku zachowując między nimi bezpieczną odległość. Nie chciał by zobaczyła go zbyt szybko i kto wie zmieniła swoje zamiary. Powoli zaczynał tracić cierpliwość. Dziewczyna wlokła się niemiłosiernie i najwidoczniej jej spacer miał być jedynie formą ukojenia zmysłów. Nuda, ale przecież nie odpuści skoro zaszedł już tak daleko. Wcisnął jedynie dłonie do kieszeni płaszcza i wciąż ją obserwował. Opłaciło się. W końcu Utopia stanęła i rozejrzała się chyba sama zaskoczona tym jak bardzo oddaliła się od "całego świata". Ojej biedactwo. Zdziwił się jednak, że wciąż go nie zauważyła. Albo faktycznie jest tak ślepa ale już sam nie wiedział jak to odczytać. -Znowu coś kombinujesz Blythe?- zapytał gdy wreszcie się do niej zbliżył na tyle by raz go zobaczyła, dwa by nie musiał się drzeć niepotrzebnie. -To raczej nie jest ani pogoda ani pora na niewinne spacerki dla zdrowotności - dodał równając się z nią. W jego głosie słychać było lekką drwinę i ta typową dla niego arogancką nutę. Cóż powinna się raczej tego spodziewać, zwłaszcza, że zdążyła go już poznać od tej mniej przyjemnej strony.
Cały wyjazd nie powinien się właściwie odbyć bez uprzedniego zorientowania się w ewentualnych skutkach. Utopia nadal odczuwała konsekwencje spotkania pierwszego stopnia z przedziałową lampą i czuła się dziwnie otępiała. Cud, że skończyło się tylko na rozcięciu, a nauczyciele zainterweniowali na tyle szybko, że obyło się właściwie bez ofiar śmiertelnych. Gorzej, że utknęli tutaj na długi czas, a jedyne miejsca o w miarę przyzwoitej temperaturze były zaludnione przez uczniów Hogwartu i pijanych mieszkańców Pritoku. Z dwojga złego wolała jednak pociąg zamiast gospody, jednakże tłok doprowadzał ją już do szaleństwa i po prostu musiała się ulotnić, nikomu o tym nie mówiąc. Często tak miewała, mimo że już dawno temu powinna się nauczyć, że należy uprzedzić przynajmniej jedną osobę o swoim spacerze, bo te nigdy nie kończyły się tak, jakby tego oczekiwała. Utopia rzeczywiście nie zdawała sobie sprawy z tego, że ktokolwiek za nią szedł. Mógłby jej teraz posłać klątwę prosto w plecy, a nawet by się nie zorientowała, tak bardzo wędrowała gdzieś w chmurach. Z całą pewnością nie nadawała się dzisiaj do jakichkolwiek interakcji społecznych, choćby chodziło nawet o lód pod jej stopami. Gdy usłyszała głos Ethana, niemal podskoczyła zlękniona, przez co zaczęła ślizgać się na lodzie. Ledwo utrzymała równowagę, jednak była zadowolona z tego, że nie wywróciła się prosto pod nogi Krukona. I tak zapewne miał ją już za ofiarę, którą łatwo było okręcić sobie wokół palca. - To samo pytanie mogłabym zadać tobie – stwierdziła, wpychając zmarznięte ręce do kieszeni kurtki, co z pewnością było błędem, bo jeszcze przypłaci za to uderzeniem w lód. – Jeszcze się przeziębisz, idąc za mną. Nie potrafiła być opryskliwa, a wszelkie próby złośliwości brzmiały w jej ustach po prostu śmiesznie. Jeszcze się nie nauczyła tego sarkazmu, którym dzielił się z innymi Quietus, mimo że spędzali ze sobą większość swojego czasu. Najwidoczniej nie było to wpisane w naturę Blythe’ówny, albo wychodziło jej tylko w nieoczekiwanych momentach, a ten z pewnością nim nie był. - Nie spodziewaj się żadnych tańców na przywołanie śniegu, mamy go dostatecznie dużo – fuknęła jeszcze, domyślając się, że zapewne posądził ją o kolejne spacery w celu odprawienia starożytnych rytuałów. Jednakże z pewnością jeszcze do tego dojdzie, bo to miejsce było przesiąknięte magią od czubków do korzeni drzew porastających większą część terenów.
Jak dla niego już lepiej by było, gdyby ktoś zginał. Czemu? Przynajmniej więcej osób dołożyłoby wszelkich starań, by jak najszybciej się stąd wydostać. A tak? Skoro w teorii są wszyscy cali i zdrowi nie było powodów by za wszelką cenę opuścić to miejsce. Idiotyzm. tak utknęli na tym wygwizdówku na nie wiadomo jak długo, bez żadnych perspektyw na poprawę sytuacji. Całe szczęście, że chociaż w pobliżu było jakiekolwiek miasteczko, wieś czy jak tą dziurę nazwać. Co roztropniejsi znaleźli rozrywkę w gospodzie i przynajmniej sprawili, że pociąg nie był aż tak przepełniony spanikowaną hołotą. Szczerze mówiąc zastanawiał się, czy gdyby ich przymusowy postój nie potrwał znacznie dłużej, to czy by w końcu na własną rękę nie poszukałby sposobu na powrót do Anglii. Teleportacja nie działa, ok ale gdzieś musi być jakiś punkt deportacyjny, nie uwierzy w to , że go tu nie ma. Fakt, powinna bardziej uważać. W tym momencie była idealną ofiarą. Ba wręcz się prosiła o to, by ktoś ją zaatakował. Była jednak zbyt ufna i zbyt nierozważna, by w ogóle pomyśleć o takiej ewentualności. Tutaj, na takim odludziu nie mogła liczyć na to, że zawsze znajdzie się ktoś, kto ja uratuje. A w trudnych sytuacjach ludzie stają się nieobliczalni. Nie żeby martwił się o nią, nic z tych rzeczy, chociaż jej strata stałaby się dla niego nieco problematyczna. Uniósł brew widząc jej szalony taniec na lodzie w celu utrzymania równowagi. Serio? Aż tak jest straszny by w popłochu próbować się nie zabić? Zabawne. Chyba powinien to gdzieś zapisać jako nowa cecha charakterystyczna. Sprawiam, że ludzie podskakują na sam dźwięk mego głosu. Normalnie aż pękał z dumy. -A nie pomyślałaś moja droga, że pilnuję byś znowu nie zrobiła czegoś głupiego i by przypadkiem nic ci się nie stało? Nie jesteśmy już w Hogwarcie, by samemu spacerować wzdłuż zamarzniętego jeziora - odpowiedział chłodno niemal czując się urażonym samą sugestią, by mógł coś knuć za jej plecami. Bez przesady. Kochał tajemnice i zakazane tematy, ale nie oznaczało to, że wszędzie gdzie się ruszy, ma zamiar zrobić coś złego i niedozwolonego. Nie był ślizgonem by non stop knuć, choć gdyby się nad tym zastanowić, to coś w sobie z nich miał. Ale to fakt, jej atak na niego nie zrobił na nim większego wrażenia. Była jak mały szczeniak, który swoim udawaniem robił więcej hałasu niż to warte. I tak był nieszkodliwy. -No tak, o to akurat cię nie podejrzewałem. Już prędzej o dokończenie rytuału który wam wtedy nie wyszedł. Tym razem samotna próba? Kompan ci sie do reszty wykruszył - zadrwił posyłając jej nieco bezczelny uśmiech. Było zimno, a złośliwość niejako dawała mu odrobinę ciepła. Poza tym trzeba było jej przypomnieć, że on wciąż pamięta co tam się działo i nie pozwoli by ona o tym zapomniała.
Nauczyciele z pewnością uznali to za dobrą zabawę, pozwolić uczniom zasmakować niemal ekstremalnych warunków. A zważywszy na to, że wyczarowali nawet coś na wzór lodowiska w Pritoku, nie zamierzali zbyt szybko odsyłać swoich podopiecznych do Hogwartu. Nie było miłosierdzia – albo musieli znosić to, co otrzymali od losu, albo szukać ratunku na własną rękę. O ile warunki klimatyczne były po prostu koszmarne, tak całe miejsce miało dla Utopii urok. Może poza cmentarzem, po którym kręciły się Inferiusy i od którego powinni trzymać się z daleka, o ile nie mieli przy sobie zapałek albo kuszy i ognistych strzał, bo różdżka na niewiele się w takich warunkach zda. Nie, grobowce trzeba omijać z daleka i to zdecydowanie łukiem o promieniu kilometra. Uniosła brwi w reakcji na to, co powiedział. Miała uwierzyć, że martwił się o to, czy zrobi cokolwiek głupiego? Prędzej zapamiętałby to ze wszelkimi szczegółami, wpychając potem wspomnienia do myślodsiewni, by po raz kolejny móc ją wykorzystać. A wszystko przez strach przed starszym bratem, który mógłby odkryć, dlaczego Utopia spędziła wiele nocy poza dormitorium, jak nakazywał szkolny regulamin. Wątpiła, by Archibald uwierzył w prawdziwość „romantycznych schadzek”, na które z boku mogło to i owszem wyglądać, ale nie dla niego. Ostatecznie wzruszyła ramionami, nie mając Ethanowi nic do wyjaśnienia. Przecież spacery wokół jeziora nie były zakazane, choć rzeczywiście nie należały do najbezpieczniejszych, zwłaszcza że noc zapadała szybko, a w lasach czaiły się nie tylko wygłodniałe wilki. Bardzo nie spodobało się jej natomiast wspomnienie o Zakazanym Lesie. Na samą myśl o demonie, którego przywołali zamiast oczekiwanego ducha, zrobiło się jej po prostu słabo. Jego drwiący głos na nowo zagościł w jej głowie, wydając się realniejszym od tego Krukona. Dźwięczał jej w uszach niczym szuranie paznokciami po tablicy, którego przez długi czas nie można zapomnieć. - Możesz go zastąpić – zaproponowała, choć nie sądziła, by się zgodził. Właściwie to nawet nie wyobrażała sobie odprawiania czegokolwiek z Ethanem, choć samo piętno porażki odbiło się na niej dosyć mocno. Prędzej czy później i tak wszystko powtórzy, choć w tych rosyjskich zaspach ciężko będzie rysować kręgi. – Chociaż wtedy i ja będę miała coś na ciebie, a tego raczej byś nie chciał – dodała, nim zdołała się ugryźć w język. Miała ochotę go wyminąć i wrócić z powrotem do Pritoku, ale pewnie i tak poszedłby za nią, więc równie dobrze mogli stać tutaj. – To byłoby wspaniałe doświadczenie, spróbować tego na własnej skórze, nie uważasz? Adrenalina wędrująca w żyłach z podniecenia, muzyka pojawiająca się wokół nie wiadomo skąd i gwiazdy przed oczami, zwiastujące coś niezwykłego. Brzmiało jak narkotyczne odurzenie, z pewnością ciekawe, ale i niebezpieczne. Utopia była po prostu nienormalna, myśląc o tym niemal przez cały czas, a na dodatek proponując to Jemu.
Ta, nie da się ukryć, że nauczyciele zamierzali skorzystać z nadarzającej się okazji jak najlepiej. Raczej drugi raz nie utkną w zaśnieżonej Syberii, gdzie nawet magia rządzi się swoimi własnymi prawami. W normalnej sytuacji nawet i by ten stan rzeczy docenił. W końcu był tu inny świat, tak odmienny od tego w którym do tej pory żył. Tyle, że nie był tu z własnej woli, a i jego wolność była ograniczona. Raczej wątpił by mimo wszystko nikt nie zareagowałby, gdyby po prostu od nich odszedł poświęcając się własnym badaniom i eksperymentom. Prędzej czy później pewnie wysłano by grupę poszukiwawczą i cały czar „podróży w głąb siebie” szlag by trafił. Kto wie, może w którymś momencie, po zakończeniu szkoły faktycznie znowu odwiedzi odległy Sybir, ale teraz wręcz marzył o tym by wrócili do zamku. Ta bezczynność zaczynała go męczyć, ale ok siedźmy tutaj i udajmy że wszystko jest w porządku, jesteśmy w kurorcie wczasowym i cieszymy się błogą beztroską. Cudowna perspektywa. Ale tak, to miasteczko też miało swoje uroki, pomijając wszechogarniające zimno, czające się w mroku nocy kreatury i brak magii. Ok potrafił się bez niej obyć, ale nie po to był czarodziejem by zachowywać się jak mugol. Oh a gdzie wiara w człowieka? Tak od razu go podejrzewać, że poszedł za nią tylko po to, by mieć kolejnego haka na nią. Bez przesady. W końcu gdy zaczął ją śledzić nawet nie wiedział, że to ona. Poza tym jeśli miał kogoś szantażować to tylko wtedy kiedy miał z tego jakieś korzyści. Owszem, dzięki niej miał dostęp do rzeczy, których normalni uczniowie nawet nie widzieli na oczy, ale nie musiał szukać nowego sposobu by zmusić ją do współpracy. To co pokazała w Zakazanym Lesie było już wystarczające. W zasadzie za pomocą tego haka mógłby napytać jej biedy nawet w ministerstwie. Pewnie kilka osób zainteresowałoby się przyzywaniem demonów bez ścisłego nadzoru. Ale ok niech będzie że szukał na nią kolejnego haka i motywu do szantażu. Róbmy z niego tego złego, nie przeszkadza mu to. Tym razem to on spojrzał na nią podejrzliwie mrużąc przy tym swoje i tak wąskie oczy. Doprawdy co jej strzeliło go głowy, by proponować mu udział w przyzwaniu wersja 2.0. Czyżby jej kochany Quietus faktycznie był zbyt słaby by podołać całemu rytuałowi? Albo się przestraszył i zrezygnował nim w ogóle poznał pełną moc starożytnej magii? Amator. Pomijając już tą kwestię był zaskoczony, że to właśnie jego niejako poprosiła o współpracę. Cóż, był geniuszem, o dużych pokładach magii i wiedzy na temat run, historii i starych rytuałów, ale dobrze wiedziała z czym wiąże się jego pomoc. Nic nie ma za darmo, to była jego pierwsza zasada, której trzymał się od samego początku. -Jesteś aż tak zdesperowana by prosić mnie o pomoc? Zwłaszcza, że znasz cenę. O siebie się nie martwię, w przeciwieństwie do ciebie wiem jak się wszystkiego wyprzeć. Nic na mnie nie będziesz mieć a tylko się pogrążysz. Jak sądzisz co jest bardziej prawdopodobne, to że z tobą współpracowałem czy to, że w razie czego uratowałbym ci twój gryfoński tyłek? Jeśli się uda, co z moją pomocą byłoby prawdopodobne, to nie sądzisz, że mógłbym to wykorzystać przeciwko tobie? I najważniejsze, co ja będę z tego miał moja droga? – uśmiechnął się w typowy dla siebie, arogancki i zdecydowanie zbyt pewny siebie sposób . To nie tak, że jej odmawiał. Nie mówił nie, w końcu zdawał sobie sprawę z tego, że w dwójkę szansa powodzenia znacząco rośnie, że są w miejscu, którego starożytna magia aż prosi się o uwolnienie, no i mimo wszystko Utopia choć częściowo wiedziała co robić. Uderzyła w jego słaby punkt. Chęć poszerzania wiedzy i zapomniane rytuały to były jego słabostki, którym ciężko było mu się oprzeć. Wiedza tajemna go kusiła, pociągała i swoją niedostępnością niemal pieściła zmysły. Wciąż jednak nie był na tyle zdesperowany by ot tak przystawać na jej propozycje. Przynajmniej na razie.
- Co będziesz z tego miał? – powtórzyła za nim niemalże jak echo, mimo że wcale nie musiała się długo zastanawiać nad odpowiedzią. – Jedyną okazję do tego, by zrobić coś, czego nie uzyskałbyś w pojedynkę. Nie chciałeś nigdy spróbować czegoś, o czym czytałeś w tych wszystkich książkach, z którymi często cię widzę? Nie zastanawiała się nad konsekwencjami, ani tym bardziej nad tym, że rzeczywiście mógł się wszystkiego wyprzeć. Właściwie to ona ostatnio chyba w ogóle nie myślała, kierując się jedynie impulsami i mówiąc to, co ślina przyniesie jej na język. Za każdym razem naiwnie wierzyła w to, że zdoła się wywinąć z opresji – jeśli nie sama, to z czyjąś pomocą. Tyle że świat nie działał w ten sposób i niczego jej nigdy nie ułatwiał. Od małego liczyła wyłącznie na rodzeństwo, nie próbując zrobić niczego samodzielnie, w Hogwarcie i przez ten krótki pobyt w Salem, do którego zmusił ją Archibald, również. I wiedziała, jaki był Ethan, a mimo to znów brnęła w to wszystko. Jego wiedza na tematy związane z jej zainteresowaniami była jednak tak rozległa, że czemu by nie skorzystać chociaż ten jeden, ostatni raz? Nie chciała w to znów wciągać Cichego, już i tak napytała mu sporej biedy ze szlabanami i – co gorsza – również ze zdrowiem. Nie uniżała jego kompetencjom, bo bez Quietusa też by pewnie za wiele sama nie osiągnęła, ale z dwojga złego chyba wolała narażać Ethana. Poza tym gdzieś w głębi ducha musiała przyznać, choć niechętnie, że pomoc tego Krukona naprawdę jej się przyda. Całe życie zdawało jej się, że jest naprawdę dobra w dziedzinie historii magii i starożytnych run, aż poznała Dowesona, który przebił ją po prostu na głowę, niemal zrównując z ziemią jej umiejętności. Tak samo jak i Złoty Sfinks, pozwalający na starcie z umysłami z całego świata. Nie, takie konkurowanie chyba nie było dla niej. Wolała żyć w swoim marnym świecie wyobrażeń, gdzie była królową w swoim fachu. Nie żeby sobie ubliżała, bo trochę ją to nawet motywowało do nadrabiania zaległości. Nie lubiła być w tyle, a tym bardziej nie lubiła, kiedy jej to ktoś ukazywał. - A jak wytłumaczysz to, że zamiast mi przerwać, dokończyłeś ze mną rytuał? – Zapytała jeszcze. – Szara masa nie zrozumie tego, że niektórych z nich nie można tak po prostu przerwać, niezależnie od tego, jak usilnie będziesz im to wpajał. Niektórzy w swej głupocie mogli nawet doprowadzić do śmierci, jeśli rozgniewaliby przywołanego ducha. O ile kadra Hogwartu to wiedziała, tak w ministerstwie marne na to szanse, zważywszy na to, że tam rzeczywiście nie było specjalistów. W tym gmachu tłoczyli się jedynie znajomi urzędników, którzy znowuż nie wychylali nosów spoza swoich biur. Dla nich czarne jest czarne, a białe pozostaje białym. Nie ma możliwości spojrzenia na cokolwiek z innego punktu widzenia, niż dyrektora departamentu, niezależnie od tego, jak wielkim cymbałem by był. Pytanie tylko, dlaczego na wysokich stanowiskach tłoczyli się ci, którzy nie powinni? Gdyby się nad tym zastanowić, można by chyba dojść do wniosku, że osobnicy nadający się do rządu, po prostu byli zbyt inteligentni, by się w to mieszać.
Nic nie mógł poradzić na ciche parskniecie jakie wyrwało się z jego ust na jej stwierdzenie. Tak naiwna i nieświadoma niczego. Aż żal mu było wyprowadzać ją z błędu lecz co by z niego był za pomocny Krukon, gdyby nie udzielił jej małego sprostowania – Naprawdę sądzisz, że nie byłbym w stanie sam odprawić rytuału przyzwania? Mam w sobie dość mocy i wiedzy by tego dokonać. Ty jedynie byłabyś mi potrzebna jako ofiara dla bóstw gdyby coś poszło nie tak. Tutaj niczego nie można być pewnym i trzeba mieć plan awaryjny – odpowiedział w sposób jakby była to oczywista oczywistość. Jeśli się łudziła, że byłaby mu potrzebna do czegoś więcej niż bufor bezpieczeństwa to się grubo myliła. Owszem było wiele rytuałów, które w swojej prostocie potrzebowały daru życia. Czasem wystarczyła odrobina krwi, czasem coś znacznie większego, wszystko w zależności od tego co się chciało osiągnąć. Musiał jednak przyznać jedno, choć był w stanie dokonać tego samodzielnie, to Utopia jako stabilizator dla jego magii byłaby całkiem użyteczna. Owszem obyłoby się bez niej, ale podejrzewał, że kosztowałoby go to znacznie więcej energii niżeli by chciał. Nie żeby się do tego zamierzał przyznawać. Póki co odprawiał jedynie drobne rytuały w czasie przesileń letnich czy zimowych, nigdy jednak nie porywał się na coś naprawdę wielkiego. Może wiec to dobra okazja by z niej skorzystać? Jego umysł szybko analizował wszelkie za i przeciw, szukał możliwych rozwiązań i planów działania – czyli nic niezwykłego jak dla kogoś takiego jak on. Utopia też powinna wziąć jeszcze jedno pod uwagę, w momencie, gdyby coś wymknęło się spod kontroli, była zdana na siebie. Ethan był typem który dba tylko o swoją skórę. Nie zamierzał jej wmawiać, że nie opuści jej czy uchroni przed zgubnym wpływem ich małej „zabawy”, aż tak szlachetny nie był. Cóż, Krukon był często uważany za geniusza. Wiadomo nie w każdej dziedzinie, chociażby eliksiry same w sobie nigdy nie leżały w szerokim kręgu jego zainteresowań. Mimo to posiadał z nich wiedzę większą niż przeciętna osoba. Tak było ze wszystkim. Tak to już jest, gdy czyta się dosłownie wszystko co wpadnie ci w ręce i ma się niepochamowany głód wiedzy. Prawdę mówiąc nieco żałował, że nie zgłosił się do Złotego Sfinksa. Miał wtedy zupełnie inne rzeczy na głowie, by dodawać sobie rywalizację w jakimś śmiesznym konkursie. Poza tym nikomu nie musiał udowadniać swojej wiedzy, to co osiągnął do tej pory chwilowo mu wystarczało. -No to moja droga jest prosta odpowiedź. „Wolałem jej pomóc niż mieć ją na sumieniu. Rytuał był na tyle zaawansowany, że gdybym go przerwał Utopia niechybnie straciła by życie, a rozszalały demon wymknąłby się spod kontroli. Nawet jeśli by jej nie zabił mógłby przejąć nad nią władzę, co mogłoby doprowadzić do wielu przykrych konsekwencji. Chyba nikt nie chce by pojawił się kolejny Czarny Pan, a pokonanie demona wcale do prostych nie należy” - odpowiedział spokojnie jakby faktycznie tłumaczył się przed radą Wizengamotu. –Widzisz, jeżeli chcesz się z czegoś wywinąć musisz po prostu powiedzieć to co inni chcą usłyszeć. Dla ministerstwa najważniejsze jest utrzymanie pokoju, nawet tego pozornego. Najłatwiej jest więc się wyłgać pokazując im, co mogłoby się stać, gdyby przerwano rytuał w nieodpowiednim miejscu. Jeszcze ta banda gumochłonów okrzyknęła by mnie bohaterem – odpowiedział nie kryjąc jadu w głosie. Akurat do Ministerstwa miał mało przychylny stosunek. Według niego pracowała tam banda nieudaczników, którzy tak naprawdę nie mieli pojęcia o tym co robią. Jedyne co im wychodziło to modyfikowanie pamięci mugolom, by ci nie zauważyli całej tej niekompetencji w tak banalnej rzeczy jaką jest ukrywanie świata magii. Większość pracowników tego ośrodka władzy nie miała nawet podstawowej wiedzy z dziedziny, którą się zajmowała. Nie wymagał specjalizacji czy chociażby zacięcia. Ale jak podążać za czymś, kto w czasie kryzysu i wojny zamiatał wszystko pod dywan udając, ze problemu nie ma. Znaczna część aurorów nawet nie potrafiła wyczarować patronusa, nie znała odpowiednich klątw i ślepo wierzyła że Drętwota i Expelliarmusem zawojują świat. Oj tak Ethan rozniósłby najchętniej cały ten gmach w niebyt i zbudował go od nowa na jego zgliszczach odradzając je niczym feniks z popiołów. Może to dlatego sam zamierzał po ukończeniu szkoły dołączył do Ministerstwa. W końcu najlepiej jest coś zniszczyć od środka. -No dobrze Blythe załóżmy, że nawet bym rozważył twoja propozycję, to co planujesz odprawić? Nie wiem czy warto tracić mój cenny czas na jakieś szczeniackie wygłupy – ot subtelny sposób by jednak okazać typowe dla Ethana (nie)zainteresowanie tematem.
- Tego nie powiedziałam. Do niektórych potrzeba więcej niż jednej osoby i to nie w formie ofiary – fuknęła, krzyżując ręce na piersi. Mogła się spodziewać tego, że wolałby pracować sam, bo jakżeby inaczej. Najwyraźniej tylko ona czerpała radość ze współpracy z innymi. Ostatnimi czasy wydawało jej się, że więcej w niej Puchona niźli Gryfona. Ze swoją naiwnością i tchórzostwem z całą pewnością długo by nie pożyła, gdyby po świecie nadal chodzili założyciele Hogwartu, a średniowieczne niebezpieczeństwa nadal czyhały na każdym kroku. – Moc na nic się nie zda, bo magia szwankuje jak przeziębiony smok, już próbowałam. Ale jak nie chcesz, to nie. Brzmiała trochę jak małe dziecko – nie pierwszy raz z resztą. Ze swoim wyglądem nawet przypominała małą dziewczynkę, więc nic dziwnego, że przyrównywali ją do elfa. Lub – co gorsza – domowego skrzata, którym można się było wysługiwać. Przecież nie od tego tu była, a na dodatek istniał w niej jeszcze ten niewielki zalążek nadziei, że w końcu odnajdzie coś, w czym naprawdę będzie dobra. Ofiara to z pewnością nie rola, której oczekiwała dla siebie od życia. Ona postrzegała Ethana jako źródło nowych umiejętności, Ethan ją jako stabilizator. To zabawne, że nawet tam, gdzie Gryfonce wydawało się, że znajdą się jakieś korzyści i dla niej, ostatecznie kończyło się zgubą, bo inaczej się tego ująć nie dało. Ciężko jej było obrócić cokolwiek pod samą siebie, a tym bardziej dostrzec to, że jej małe zwycięstwo może się skończyć o wiele większymi konsekwencjami. - Powinieneś zostać bajkopisarzem, całkiem dobrze ci to wychodzi – uznała, krzywiąc się przy tym, choć jego opowiastka sama w sobie wydawała się bardzo prawdopodobna. Znów nad nią górował swoim doświadczeniem i umiejętnością kłamstwa. Jakim cudem został Krukonem? Ani trochę nie przypominał Quietusa czy Laverna, z którymi spędzała większość swojego czasu. Chociaż może to właśnie jego nietuzinkowość zaprowadziła go do tego domu? Całkiem sporo osób trafiło nie tam, gdzie powinno, a wyliczankę można zacząć śmiało od samej Utopii. - Zapamiętam to sobie – dodała, mając oczywiście na myśli jego tłumaczenia, jak wywinąć się z trudnej sytuacji. Może powinna to wypróbować na bracie? Ciekawe, czy by jej uwierzył, mimo że zdawał się znać swoje młodsze siostry na wylot. Praktycznie nie uczestniczył w życiu żadnej z nich, a i tak zawsze potrafił uderzyć w słaby punkt. Czyżby zaglądał im do głów, kiedy smacznie spały w swoich łóżkach? O ile Utopia nie rozpatrywała niszczenia czegokolwiek od środka, tak sama często zastanawiała się nad sensem ministerstwa magii w takiej postaci, w jakiej istniało od początku i aż po dzień dzisiejszy. Wiedziała co nieco na temat tego gmachu, zważywszy na to, że Arch pracował tam, zanim objął posadę nauczyciela zaklęć. W podsłuchiwaniu jego rozmów, nawet przypadkowych, zdawała się być mistrzynią, choć ten z pewnością dawno ją przejrzał i nie pozwoli jej na to nigdy więcej. Nie zawsze jednak można być na tyle uważnym, by pamiętać nawet o tak bzdetnym zaklęciu jak Muffliato. - W lesie niedaleko cmentarza jest dość silne źródło mocy. Chciałam je sprawdzić, spróbować z czymś słabszym, żeby się upewnić, czy nie wywinie się spod kontroli, bo na samym cmentarzysku nawet Incendio nie wypaliło… I co potem? Szczerze mówiąc nie wiedziała, na co się zdecydować. Miała kilka pomysłów w zanadrzu, ale na początku musiała sprawdzić, czy w ogóle by się tym zainteresował. Poza tym nie chciała iść tam sama, skoro kręcił się tam jakiś przebrzydły Inferius – nawet nie wiadomo skąd – no ale o tym wiedzieć nie musiał. Sama do końca nie potrafiła zrozumieć tego, dlaczego mu to wszystko mówiła, skoro szczeniackie wygłupy go nie interesowały, a przecież zawsze w ten sposób można sprawdzić, czy jest się w stanie osiągnąć coś większego na nieznanym dotąd polu.
To oczywiste, że wolał pracować sam. Przynajmniej wiedział, że nikt mu nie przeszkodzi i zwyczajnie nie zniweczy jego wysiłków. Nie miał też ochoty kogoś prowadzić za rękę i mówić mu co ma robić, czego nie, jak się zachować, to zbyt kłopotliwe. Nie lubił gdy ktoś go opóźniał w działaniach. Czy uważał, że Utopia byłaby dla niego czymś w rodzaju kowadełka? Może trochę, chociaż na pewno miała jakąkolwiek wiedzę na temat rytuałów. Chyba jeszcze tylko dlatego w ogóle brał pod uwagę możliwość współpracy z nią. –Oczywiście, że potrzeba. Nie sądzę jednak byś była na nie gotowa. Ale ok nie mówię nie - tak, jak dla niego zachowywała się jak dziecko, naiwne, nieco głupie i niedoświadczone. Już nawet wykorzystywanie jej robiło się nudne. Gdyby nie fakt, że jest dla niego przydatna już dawno zerwałby z nią kontaktu uważając je na zbyt kłopotliwe. Tak przynajmniej miał swoje materiały i satysfakcję, że trzyma ją w garści. Poważnie był zbyt oślizgły na ptaszysko, ale niech już będzie, że trafił tam gdzie powinien. Może mimo wszystko jego głód wiedzy przeważył szalę paskudnego charakteru. Gdyby chciała obróciłaby to na swoją korzyść. Wystarczy dobrze poszukać luki w całym planie. Nawet teraz. Jeżeli odprawią ten rytuał, będzie miała coś czym będzie mogła się na krótką metę szczycić. W końcu dokonała czegoś niezwykłego, nawet jeśli było to za sprawą czyjeś pomocy w tak niegościnnym miejscu. Gorzej jeśli natchnięta nową pewnością siebie spróbowałaby tego samego samotnie. Wtedy byłby to największy błąd jej życia. Nie radziłby też jej wchodzić na ścieżkę wojenną z sobą. Nawet wygrana bitwa oznaczałby tylko przegrane ostateczne starcie. Już on by o to zadbał. -To nie bajkotwórstwo. To umiejętność dostosowanie słów do danej sytuacji. Póki tego nie opanujesz, zawsze będzie na straconej pozycji – był z nią szczery. Sztuka kłamstwa była podstawą. Dobrze opowiedziana historia dawała przewagę. Chociażby tak jak w przytoczonym opisie. Nie tylko mógłby się tym wyłgać od odpowiedzialności za udział w przywołaniu, ale zgarnąłby pochwałę i uznanie. Przy okazji kłamiąc można uzyskać cenne informacje. Trzeba być tylko odpowiednio przekonujący. A to, że się wyróżniał na tle innych Kruków nie ulega wątpliwości. Był zbyt przebiegły i mściwy a do tego diabelnie inteligentny. To jedna z tych mieszanek, których powinno się unikać za wszelką cenę. -Widzę, że wiele jeszcze musisz się nauczyć. Życie to nie bajka i póki nie weźmiesz się w garść zawsze będziesz zagubioną dziewczynką zdaną na innych – oj włączył mu się niezbyt miły wujek dobra rada. Ale serio Utopia powinna wziąć się za siebie i przestać widzieć świat przez różowe okulary. Do niczego jej dobrego to nie doprowadzi i zawsze będzie już wykorzystywana naiwniaczką. Próbowanie oszukania brata jest całkiem niezłym pomysłem. W momencie w którym będzie w stanie tego dokonać będzie gotowa na wszystko. W końcu oszukanie kogoś kto zna cię tak dobrze jest nie lada wyczynem. Później jest już tylko z górki. W ogóle według niego świat magii był popsuty i już dawno przestał być tak idealny za jaki go uważano. Stare wartości, tradycje zanikały zastępowane głupimi frazesami które nic nie dają. Nie miał nic przeciwko mugolom czy szlamą, ale według niego rozdrabniali oni i tak ograniczoną magię. Osłabiali społeczeństwo. Skoro jesteś czarodziejem, to trzymaj się z nimi, a ni szukasz szczęścia gdzieś gdzie nie pasujesz. Ministerstwo powinno to ograniczyć, zachęcić jakoś ludność do trwania we własnej społeczności. Tak prowadzili do swojej powolnej zguby. Pod tym względem trochę żałował, że Voldzio przegrał. Pomijając już kwestię, że Ethan bardzo chętnie by się wiele od niego nauczył. Kto wie, może kiedyś sam spróbuje przeprowadzić całą masę reform prowadząc do rewolucji. Niemiałby nic przeciwko w gruncie rzeczy. -Sprawdzenie źródła mówisz? Najlepiej przez albo kontakt z zaświatami lub przyzwanie jakiegoś pomniejszego demona czy żywiołaków. Nad nimi nawet z niestabilną mocną będzie łatwiej zapanować. Tylko co dalej? Wątpię by nasi goście byli zachwyceni ty, że tak łatwo zakłócamy im spokój- przyznał podchodząc do niej. Jej plan sam w sobie nie był zły. Od czegoś trzeba zacząć, a skoro wszystko tutaj działało na zasadach wesołej ruletki to nie mogli przesadzić. Z czymś małym nawet po przerwaniu kręgów będzie im się łatwiej uporać niż z czymś co faktycznie chcieli by przywołać. Mogli by też pokombinować ze zwiększeniem własnej mocy lub zakładaniem pieczęci choć to zdecydowanie mniejsza zabawa. –Dobra, pomogę ci. Sama nie dasz rady, ale jeśli coś zacznie iść nie tak, jesteś zdana tylko na siebie. O cenie porozmawiamy po wszystkim. – oznajmił stając przed nią ze swoim bezczelnym uśmiechem.
Był zbyt pewny siebie i to doprowadzało Utopię niemalże do białej gorączki. Nie ukazywała tego oczywiście, bo z jego umiejętnościami ciężko było w ogóle nad nim górować, ale mimo wszystko bywały dni, kiedy naprawdę chciałaby mu przyłożyć – tak zdrowo, po mugolsku. Zważywszy na to, że z różdżek mieli tu marny pożytek, nic innego pewnie by nie wymyśliła. Przewyższał ją nie tylko wzrostem, ale i siłą, jednakże z drugiej strony małe jest zwinne. A wbrew temu, że można ją uznać za zwykłe chuchro, latanie na miotle czegoś ją jednak nauczyło. - Nie doceniasz moich umiejętności. Owszem, może i spraprała ostatnie podejście, ale miała wyjaśnienie – nie czuła się wtedy najlepiej i właściwie to nie powinna była rysować kręgów w takim stanie. Spróbowała i wyszło jak wyszło, tego akurat już nie naprawi. Miała ochotę po raz kolejny zignorować jego słowa, ale musiała niestety przyznać, że trafił w samo sedno. Była zbyt ufna, by zauważyć, co się naprawdę wokół niej działo. Kłamstwa, konspiracje, niespełnione obietnice. Nie mogła tego wypierać do końca życia, bo w takim tempie długo by raczej nie potrwało. Nie było innego wyjścia, jak po prostu wziąć się w garść. Powinna pokazać, na co ją w rzeczywistości stać. Jednak świat się zmieniał, stare przyzwyczajenia musiały pójść w odstawkę i w ten sposób wszystko wyglądało tak, jak teraz. To jedynie ludzkie wybory sprawiły, że czarodzieje zaczęli ponownie wychodzić do mugoli. Skończyła się era palenia na stosach, więc nie musieli się niczego obawiać. Przecież nie moc magiczna stanowi o wartości człowieka, a to, jaką ścieżką ta osoba podąża. Z jednej strony kłamstwa kusiły, nawet bardzo, bo pozwalały na wymiganie się od konsekwencji, ale z drugiej nurtowały sumienie – o ile w ogóle się je posiadało. Za dobro otrzymasz dobro, a za zło – zło. Taka kolej rzeczy. Ciężko zdecydować, czy brać za coś odpowiedzialność. - Mogę spróbować z żywiołakiem, jak na lekcjach z Magyar. To będzie banał – stwierdziła, po chwili zastanowienia. Fakt, że duch wody nie był zbytnio zachwycony z przyzwania go, ale przynajmniej się jej to udało. Nie jej wina, że trafiła na zbuntowanego osobnika. – A z obłaskawieniem go powinieneś sobie poradzić bezbłędnie - dodała. – W końcu jesteś w tym dobry. Posłała mu najbardziej nieprzyjemny uśmiech, na jaką było ją stać. Z pewnością długo nie zapomni jego słów o tym, że była po prostu zagubioną dziewczynką. Zdawała sobie z tego sprawę, ale walka z tym nie była łatwa. Nie musiał jej uświadamiać, przy okazji ją denerwując. - O cenie porozmawiamy, jeśli wszystko się uda – mruknęła jeszcze na koniec. – To jak, idziemy?
zt
Możesz kontynuować gdzieś w lesie, jeśli chcesz. Ja już dzisiaj niestety nie zdążę tego zrobić. ;c
-Może nie doceniam, ale już raz pokazałaś mi, że nie koniecznie można na tobie polegać w tej kwestii - odpowiedział chłodno. Nie twierdził, ze dziewczyna nie wiedziała co robi, ale fakt, że już raz nawaliła dawał sporo do myślenia. Wolał nie ryzykować faktycznie całkowicie jej ufając i ślepo podążając za jej wskazówkami. Jeśli cokolwiek miało im wyjść z tego przywołania to tylko wtedy jeśli to on będzie "mózgiem całej operacji". Zwłaszcza, że tutejsza magia była nieprzewidywalna. Równie dobrze wszystko mogło im pójść jak z płatka, przywołają bez przeszkód tego kogo będą chcieli. Bardziej prawdopodobne było jednak, ze ich cały rytuał skończy się wielkim wybuchem i zrywem magi w czasie którego w najlepszym wypadku stracą przytomność. Nie żeby zamierzał teraz odpuszczać, Utopia pociągnęła o jedną strunę za dużo budząc w nim tą niebezpieczną naturę głodną wiedzy. Nie zamierzał jej otwierać oczu czy przeprowadzić za rękę przez ten cały etap "dorastania". Już bardziej widział się w roli tego, który swoim zachowaniem potrząsa nią i nakierowuje na odpowiednie tory. Chyba już dzięki niemu przejrzała na oczy usilnie przekonując się, że Krukon ma w wielu sprawach rację. Im szybciej to zaakceptuje i sie przystosuje tym lepiej dla niej. -Niech będzie i żywiołak. Przynajmniej sprawdzimy jak stabilna jest tam magia - fakt to akurat powinno być dla nich banałem. Zwłaszcza, że zamierzali dokonać tego we dwójkę. Skoro nawet Utopia poradziła sobie samodzielnie z tym to co tym razem mogłoby pójść nie tak. Nie zamierzał jednak komentować jej słów o ugłaskiwaniu demona, nie było sensu. Poza tym nie zamierzał dawać jej jakiejkolwiek satysfakcji. Jeszcze czego. -Prowadź - Nie podobało mu się to, że to akurat ona musi mu wskazać konkretne miejsce. Za bardzo był przekonany, że prędzej się zgubią w tych lasach niż dotrą do właściwego punktu ale niech już będzie. Tym razem jej zaufa.