Daleko za miasteczkiem od kilkuset lat można podziwiać lodowe skały. Co prawda nie ma w nich nic fascynującego - wszak to tylko kawałki zamarzniętej na kość wody - ale i tak większość czarodziejów zdaje się czerpać inspirację z ich (wspaniałego, nie)skomplikowanego ułożenia, doszukując się w nim głębokiej filozofii.
Na tym terenie nie działa teleportacja, a skupienie magii może wywołać nieprzewidziane skutki w rzucaniu zaklęć!
Nie podobało mu się to, że musiał za nią podążać ale co poradzić. Tylko ona wiedziała, gdzie to źródło magi się znajduje więc nie pozostało mu nic jak tylko zagryźć wargi i siedzieć cicho. Jedynie co wcisnął dłonie w kieszenie płaszcza i bez słowa szedł przedzierając się przez śnieg. Naprawdę wspaniałą porę wybrali sobie na przechadzkę. Zastanawiał się jedynie, czy ich przywołanie faktycznie się uda. Magia rządziła się tu swoimi własnymi, pradawnymi prawami i nie był przekonany czy ich rytuał nie odbije im się czkawką. W końcu wkraczają tam, gdzie nie powinni. Nie żeby zamierzał rezygnować, co toto nie, po prostu miał złe przeczucia. O dziwo nakręcało go to jeszcze bardziej, ta moc, to co mogą osiągnąć warte było ryzyka. Na jego ustach zdecydowanie pojawił się lubieżny uśmiech i aż zwilżył językiem wargi chcąc to jakoś zatuszować. -Nie zgubiłaś sie prawda? - zapytał po dłuższym czasie marszu. W końcu ile można iść. Nic dziwnego, że pomyślał, że zabłądzili. Z tą oderwaną od pługa dziewczyną nic nie wiadomo. Na szczęście dla niej, tuż po przekroczeniu niewielkiego wzniesienia jego oczom ukazały się kamienne struktury. Zmrużył oczy chcąc sie lepiej przyjrzeć już z tej odległości. No proszę, kamienny krąg. Kto by przypuszczał że coś takiego tutaj znajdą. No no robi się ciekawie. Przyspieszył kroku by znaleźć się jak najszybciej przy tej "budowli". Owszem, czuł drgania magii ale w tych lasach nie było to czymś niezwykłym. Dotknął chropowatego kamienia obchodząc jeden z nich przyglądając mu się dokładnie. Ok, to może zadziałać. -Kto rysuje kręgi? - zapytał krzyżując ręce na torsie.
- Oczywiście, że nie – burknęła urażona. Akurat jeśli chodziło o drogę, potrafiła ją z łatwością odnaleźć. Zdołała się tego nauczyć podczas pobytu w Salem, gdzie poznawała wszystko od początku, jak gdyby znów zmuszono ją do pierwszego wkroczenia w życie szkoły. – Tutaj wszystko jest po prostu daleko. Opierała się na kiju znalezionym w lesie niczym stary czarnoksiężnik na swojej lasce. Skoro różdżka nie działała, musieli jakoś pozbyć się śniegu, żeby wyrysować krąg. Nie był zbyt lekki, ale przynajmniej pozwalał na zorientowanie się, czy w zaspach nie kryją się jakieś przeszkody. Ewentualnie mógł posłużyć za broń, choć nie była pewna, czy pokonałaby tym wilka. Nie była legendarnym samurajem, więc chyba wolała nie ryzykować. - Mogę ja – stwierdziła, ale po chwili zastanowienia zreflektowała się, że może Ethan wolałby to zrobić za nią, skoro nie ufał jej zdolnościom. – Chyba że chcesz ty? Wpatrywała się z zachwytem w kamienne konstrukcje, pokryte śniegiem i lodem, przez co odróżniały się na tle innych kręgów, które kiedykolwiek oglądała. Zaciekawiona chciała dojrzeć, czy pod zamarzniętą warstwą kryły się jakieś znaki wyryte w skałach, ale za nic nie mogła pozbyć się lodowej pokrywy. Najwyraźniej tak miało być i nic już na to nie poradzi. Wcisnęła rękę do kieszeni kurtki, by się upewnić, że na pewno zabrała ze sobą szałwię, podkradzioną Cichemu z kufra. Ostatnim razem przeoczyli ten drobny szczegół, a przecież zioła – pomimo swojego błahego wyglądu – potrafiły odpędzić złe duchy. Z takim żywiołakiem poradziłyby sobie bezproblemowo. - Możesz wybrać żywioł – powiedziała od niechcenia, kręcąc się z kijem, by wyrysować w śniegu okrąg. – Chociaż osobiście proponuję wodę, bo mamy tu jej pełno.
-Naprawdę, w życiu bym się nie zorientował – prychnął na jej jakże odkrywcze stwierdzenie o odległości. Serio sam by na to nie wpadł. To kolejna wada tego miejsca. Nie dość, że było tu zimno i magia nie działa, to jeszcze dotarcie gdziekolwiek zajmowało mnóstwo czasu. Rasowe zadupie i nic poza tym. Nie byłby w stanie tu zamieszkać czy zostać na dłużej. Owszem ta nieokrzesana kraina kusiła, ale wszystko ma swoje granice. Kiedyś pewnie i tak tu przyjedzie, lecz tylko po to by prowadzić swoje własne badania. Ale ok nie marudźmy, w końcu nie po to za nią podążał na tym wygwizdowie. -Rysuj, w razie czego poprawie po to. Jak inkantuje. Tego ci nie powierzę. Mowy nie ma- uznał opierając się już o kamienną konstrukcję. Może i nie ufał jej zdolnością, ale nie zamierzał wszystkiego robić sam. Już raz udało jej się wyrysować odpowiednie kręgi więc niech zrobi to ponownie. Za to całego rytuału już jej nie pozwoli przeprowadzić. Zbyt wiele od tego zależy. Utopia była zbyt roztrzepana jak na jego gust, poza tym nie mógł mieć pewności, że gdy wszystko się zacznie to czy się nie zawaha. Z takimi jak ona nigdy nic nie wiadomo. Ok, może ją demonizował i przesadzał ale akurat na jego zaufanie ciężko było zapracować. -Niech będzie ta woda. Przynajmniej nie ma problemu z przekaźnikiem. Ewentualnie ziemia, z racji skał, ale chyba wolę być zmoczony niż wciągnięty w bagna – z resztą żywioł wody był nieco słabszy niż ziemia. No i łatwiej jest pokonać kałużę niż golema, a to tak może się skończyć. Obserwował ją gdy kreśliła ostatnie linie. –Odsuń się – zarządził stając w odpowiednim miejscu. Jeszcze ostatnie sprawdzenie czy wszystkie znaki i linie się zgadzają, po czym zamknął oczy i skupił w sobie swoją magię. Następnie wyraźnym, mocnym głosem zaczął wygłaszać inkantację. Pora porzucić wątpliwości, w końcu jeśli „demon” choć minimalne wahanie, zrobi im z tyłków jesień średniowiecza.
Zgromiła go spojrzeniem, niezbyt zadowolona obrotem spraw, ale w końcu nie bez powodu go tutaj przyprowadziła. Gdyby jej nie był potrzebny, pewnie wróciłaby do pociągu, starając się go zgubić po drodze, a potem znowu poszła pod Skalny Krąg, który z każdą sekundą fascynował ją coraz bardziej. Nijak nie przypominał brytyjskiego Stonehenge, pokryty swą lodową skorupą i ze śnieżnymi czapami na szczytach każdego kamienia. - A proszę bardzo – prychnęła, nadal obracając kijem tak, by linie w śnieżnych zaspach były idealne. Przyglądanie się Echo i Psyche jak rysowały w swoich szkicownikach nauczyło ją jednego – ruchy muszą być pewne, niezależnie od formatu strony. Oczywiście one nie brały nigdy pod uwagę użycia śniegu jako płaszczyzny dla swoich rysunków, ale kto tego bronił? – Gotowe – dodała, zaraz po tym jak kazał jej odejść i odsunęła się od swojego dzieła i oparła ogromną gałąź o jedną ze skał, tak by nie zgubiła się gdzieś w białym puchu. Mogła się jej jeszcze do czegoś przydać. Jego niecierpliwość tym bardziej ją irytowała, mimo że sama nie należała do osób, które potrafiłyby na cokolwiek czekać. Woda była zdecydowanie idealnym pomysłem. Powietrza też wokół nie brakowało, ale to znowuż ryzykowało huraganem, a z racji mnóstwa drzew i ogromnych kamieni wokół, lepiej nie ryzykować. Ognia z kolei nie zdzierżyłaby po raz kolejny. Już lepiej zostać zmoczonym i ewentualnie przeziębionym, patrząc na tę koszmarną temperaturę. No, Doweson, pokaż, na co cię stać, mruknęła do siebie w myślach. Na szczęście ugryzła się w język, nim wypowiedziała to na głos. Po takich słowach z pewnością by ją tutaj zostawił samą z jakimś przebrzydłym duchem. A tak… nie ryzykowała. Oparła się o lodowy głaz tuż obok swojej gałęzi i wpatrywała się wyczekująco w Ethana.
Irytował ją? Oj jak mu nie przykro. Doskonale wiedziała na co się pisze proponując mu to przywołanie. To ona potrzebowała jego pomocy nie na odwrót. Po co wiec miał się silić na przyjazne stosunki i wesołą atmosferę. To nie piknik ani nie wypad na wesołą przechadzkę. Mieli robotę do wykonania więc skupmy sie na tym bez marnowania czasu na zbędę uprzejmości. Może zmieni do niej stosunek jeśli to wszystko wypali. Jak nie, cóż, to oczywiste że na nią zwali winę za niepowodzenie. Zawsze musisz mieć kozła ofiarnego, a ona się doskonale do tego nadawała. Czy był okrutny w swoim podejściu? Bardzo możliwe. Czy się tym przejmował? W najmniejszym stopniu. Zaczął odprawiać rytuał. Pozdrowił bogów i starożytne moce prosząc o wsparcie w tym czego chcą tu dokonać. Zawsze uważał, że w takich momentach pokora przed "mocą" była potrzebna. Następnie skupił już na właściwej inkantacji w powietrzu wykonując ruchy różdżką przypominające kształtem runy czy inne symbole. Akurat w tym wypadku uważał, że słowa to za mało i choć magia była tutaj nieprzewidywalna, to mimo wszystko wolał się nią wspomóc. Był własnie przy trzeciej powtórce całego inkantowania gdy wreszcie coś zaczynało się dziać. Albo tylko on miał takie wrażenie. Śnieg w kręgu zaczynał topnieć, pojawiało się więcej wody i jak dla niego drgania magi stawały się coraz bardziej wyczuwalne. Jeszcze raz i wszystko powinno sie udać i bedą mieli tutaj ślicznego żywiołaka wody. Jeszcze chwilę....