Mawiają, że to miejsce jako jedne z niewielu w tej okolicy ma pozytywną energię. Nic więc dziwnego, że zakochani spacerują tutaj, licząc na to, że spotka ich wielkie szczęście. Aura unosząca się wokół sprzyja dobremu nastrojowi i nawet śnieg wydaje się tutaj bielszy niż wszędzie wokół.
Na tym terenie nie działa teleportacja, a skupienie magii może wywołać nieprzewidziane skutki w rzucaniu zaklęć!
Czułem się naprawdę śmiesznie po tym całym nieporozumieniu z Sheilą. Nie wiedziałem, gdzie mam się podziać, bo w końcu... Avalon nie było na Syberii i swoją drogą - nie żałowałem, że została w Londynie. Pewnie zrobiłaby mi niezłą pogadankę, a może nawet ukarała? Kto wie, czasami potrafi być naprawdę chorobliwie przerażająca. Dlatego faktem, że zostawiłem dziewczynę w środku puszczy tuż przed tym, jak miałem ją pocałować, zachowałem dla siebie. No, i dla Tune - jedynej osoby, która mnie zawsze zrozumie. Chciałem z kimś porozmawiać... i to właśnie była Moja Różowowłosa. Całe szczęście, że miałem taką przyjaciółkę. Szedłem na spotkanie z nią, kiedy okazało się, że wkroczyłem na słynną ścieżkę zakochanych. Trochę ironicznie, zważając na to, że właśnie uciekłem z nieudanej (z mojego powodu) randki. Chcąc chwilę pomyśleć, stanąłem na środku ośnieżonej drogi i rozejrzałem się. Naprawdę pięknie.
Szedł sobie spacerem odczytując jeszcze raz kolejny list od siostry. Nie miał pojęcia jak ich znajdzie. Właściwie to Sheila już podobno wróciła, więc jej tu nie będzie, ale nadal była szansa, że może akurat gdzieś napatoczy się na tego Eugeniusa. Wszedł na Ścieżkę zakochanych i idąc rozglądał się dookoła, nie miał pojęcia gdzie oni mogli siedzieć. Jeśli nikogo nie znajdzie to będzie to stracony czas. Tylko zmarznie i się jeszcze pewnie rozchoruje. Na całe szczęście ujrzał jakąś postać idącą z naprzeciwka. Był to chłopak, mniej więcej tego samego wzrostu co Gryfon, miał na sobie szalik Hufflepuff'u, z tego co Sheila mówiła, tamten też był Puchonem, więc to dobry moment, żeby spytać. Może akurat zna tamtego gościa i wie gdzie on jest. -Przepraszam, znasz może jakiegoś Eugeniusa z Hufflepuff? Pilnie go potrzebuję, sprawa niecierpiąca zwłoki! -zapytał z wielkim przejęciem, nie mógł powiedzieć, że planuje mu dać w mordę, bo jeśli to jakiś jego przyjaciel, to raczej się nie wygada.
Kiedy tak rozglądałem się dookoła, nie dosłyszałem, że ktoś mnie woła. Byłem pewny, że jestem sam, dlatego na dźwięk wypowiedzianych przez Gryfona słów, odwróciłem się nieco przestraszony. Przeczesałem włosy dłonią, po czym włożyłem ją do kieszeni. Trochę nieładnie, ale było naprawdę zimno. - Co się stało? - spytałem, kiedy wypowiedział moje imię. Do czego byłem mu taki potrzebny? Może przyszedł list? - To ja, miło mi poznać - stwierdziłem ostatecznie, wyciągając rękę w jego stronę. Tylko skąd wiedział, że mógłbym go znać? Ach, zapomniałem, że - jak zwykle - miałem owinięty wokół szyi żółto-czarny szalik tego domu - O co chodzi? - A ty jesteś...? - zadałem pytanie, czekając na jego odpowiedź. Nie kojarzyłem go... Albo chwila. Jego oczy wyglądały naprawdę dziwnie znajomo. Może to przypadek? Albo deja vu?
Kiedy usłyszał, że to właśnie Puchon którego szuka, coś zaczęło się w nim gotować. Nie będzie jakiś frajer wystawiał jego młodszej siostrzyczki. Wiadomo, że mogliby po prostu porozmawiać, może wszystko by się wyjaśniło, ale zdecydowanie nie był w nastroju na rozmowę. Przeciwnie, wolał przejść od słów do czynów. Oczywiście nie przemyślał niczego, nie obchodziły go konsekwencje, liczyło się tylko to, że ten prostak zostawił Sheilę samą na polanie. -Bardzo dobrze się składa! -zacisnął zęby i uśmiechnął się sztucznie do niego. -Ja jestem Aiden, brat Sheili. A Ty jesteś tym frajerem, który ją zostawił samą. -no i już jego pięść mocno zaciśnięta, gotowa do działania. Nie zamierzał mu podać ręki, nie teraz. Kierowała nim złość, a jak wszyscy wiedzą nie jest to najlepszy przewodnik. Na nieszczęście Puchona, Aiden nie mógł już dłużej trzymać nerwów na wodzy. Wziął zamach i wymierzył prawego sierpowego prosto w twarz Eugeniusa, było to na tyle mocne, że ten drugi poleciał do tyłu lądując na ziemi. -Następnym razem zastanowisz się zanim wykorzystasz jakąś biedną, zakochaną dziewczynę. -parsknął patrząc z pogardą na chłopaka.
Nie czułem się zbyt dobrze, zostawiając swoją walentynkę na mrozie i to jeszcze wtedy, kiedy zaczynało się robić ciemno, naprawdę. Nie uśmiechał mi się fakt, że zachowałem się jak najgorszy idiota i pewnie, gdybym nie był sobą, dawno spuściłbym sobie łomot albo gorzej - pogadankę. Potrzebowałem pocieszenia, ale i skarcenia, które miałem otrzymać od Neptune. - Tak? - spytałem ciemnowłosego, kiedy ten zaciskał zęby i jakoś tak dziwnie skrzywiał usta w uśmiechu. Czyżbym zrobił mu coś złego? A może znalazł coś, co zgubiłem podczas tego zamieszania w pociągu? - To... To naprawdę nie jest tak, wiem, że to wygląda dziwnie, ale- - zacząłem się tłumaczyć. Może to nie było zbyt mądre posunięcie, zwłaszcza, jeśli był to jej brat, o którym mówiła, że stanie za nią zawsze. Kurczę... chyba mam problem - pomyślałem, a na potwierdzenie tych słów, poczułem silne uderzenie w twarz. Zaraz po tym poczułem okrutne zimno, ogarniające całe moje ciało. Leżałem na ziemi, zmarznięty i pobity. Ale w sumie... należało mi się. Mimo wszystko uniosłem rękę do twarzy, aby wyczuć, czy bardzo boli. Kiedy dotknąłem okolicy oka, poczułem silny ból. Podpierając się drugą dłonią o ziemię, spróbowałem wstać, sycząc z powodu obrażeń. - Serio, przepraszam - odpowiedziałem Gryfonowi - Nie musiałeś bić aż tak mocno - zakończyłem swoją wypowiedź, chowając ręce do kieszeni i idąc dalej w swoją stronę. Tune jak najszybciej musi się o tym dowiedzieć! I może... Może mnie opatrzy, czy coś.