Gdzieś, daleko od obrzeży miasta znajduje się opuszczana polana, obdarzona dość skąpą roślinnością. Olbrzymia pokrywa śnieżna zalega na ziemi, niemalże nietknięta ludzką stopą. Mówi się, że te tereny są zdradliwe, dlatego też z łatwością można utknąć w jakiejś dziurze, bądź nawet zatopić się w białym puchu aż po uszy. Legendy głoszą, że rozegrała się tu jakaś historyczna bitwa, jednakże było to tak dawno temu, iż nikt nie może tego potwierdzić, tudzież dostarczyć potrzebnych o niej informacji. Ponoć to też dobre miejsce do spotkań z dawnymi przyjaciółmi, znajdujące się wystarczająco daleko od wścibskich uszu.
Na tym terenie nie działa teleportacja, a skupienie magii może wywołać nieprzewidziane skutki w rzucaniu zaklęć!
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Zimowe klimaty nieszczególnie cieszyły Emmeta. Może byłoby dużo lepiej, gdyby nie ostatnia pełnia księżyca i dość szczególna przemiana, o której nie chciał myśleć. Z resztą to nieważne. Miał do przeprowadzenia trening drużyny, skoro - mimo tymczasowej rezygnacji z bycia prefektem - podjął się funkcji kapitana. Liczył, że profesor Magyar wykaże zrozumienie dla jego decyzji, ale najwyżej przeprowadzi z nią dość poważną rozmowę i wszystko wyjaśni. Teraz naprawdę zależało mu na doprowadzeniu składu drużyny do porządku. Nie wierzył, że większość z nich utrzymywała się przez jakieś znajomości. Byli wpisani na listę tylko dlatego, że zgłosili się kiedyś, dawno temu, a i tak nic nie robili. Co prawda niepotrzebnie wkurzał się z tego powodu, ale ktoś musiał coś zrobić. Trafiło na niego, nie żeby jakoś specjalnie narzekał, a Emmet był wystarczająco honorowy i lojalny zasadom, że nie rzucał słów na wiatr. I nie godziło to w jego prywatne ambicje, w życiu nie zmieniłby domu. Informacją o treningu rzucił w odpowiednie miejsce tak, by dotarła wszędzie, dopisując wytłuszczonymi literkami o zawieszeniu obecnego składu. Trzeba było jakoś zmusić ludzi do działania, choć nie uważał, by ten sposób należał do najbardziej przemyślanych. Ale na wyrzuty sumienia przyjdzie czas później. Po treningu. Na razie musiał stworzyć całą drużynę od podstaw i naprawdę miał nadzieję, że będzie kogo wybrać.
*
Na polanie zjawił się przed innymi. Specjalnie przyszedł wcześniej, z niemałym wysiłkiem taszcząc kufer, który jakimś cudem pożyczył z pociągu. Miał wszystkie potrzebne piłki, oprócz znicza. Nawet zdołał zorganizować kilka mioteł. Tak zapakowany wyglądał dość dziwnie, ale od czego były te wszystkie zaklęcia. Nie wiedział, jak tego dokonał, jednak zdołał dostarczyć wszystko na polanę. Oczywiście spocił się, lecz nie zdjął kurtki. Nie potrzebował przeziębienia albo jakiejś gorszej choroby. Czuł się wystarczająco źle i to powinno wystarczyć. Trzeba było się jakoś prezentować przed potencjalnymi współzawodnikami z nieistniejącej drużyny. Gdy tylko wszyscy chętni raczyli zebrać się w jednym miejscu, obrzucił ich zmęczonym wzrokiem i nawet nie ruszył się ze skrzyni, na której siedział. - Jak już wiecie z ogłoszenia, które gdzieś obiło się wam o uszy, obecny skład drużyny został zawieszony. Nie miejcie mi tego za złe, ale ostatni mecz Quidditcha był idealnym przykładem zgrania. Nie zamierzam analizować ich taktyk ani zgłębiać tajników treningów. Dziś chcę sprawdzić, jak sobie radzicie. Część z was zapewnie zostanie od razu wpisana na listę zawodników, inni mogą liczyć na grzanie ławki. - Cóż, nie brzmiał zbyt zachęcająco ani szczególnie przyjemnie, ale ktoś musiał odwalać brudną robotę. - Byli członkowie drużyny wciąż mają szansę odzyskać swoje stanowisko, ale będzie mi bardzo miło, jeśli również będą uczestniczyć w tym treningu. - Dodał tak oczywistą rzecz, starając się skojarzyć twarze tych, którzy rzeczywiście należeli do poprzedniego składu. Czysta próżnica, prawdę mówiąc. Odkąd zaczął grać, nie spotkał chyba nikogo. Żadnego sensownego treningu. Marnowanie czasu, a następnym mecz będzie z Gryffindorem i słyszał, że ich kapitan nie próżnowała. On też nie mógł. Oni nie mogli. - Dobra, prosta rozgrzewka. Za marnowanie mojego czasu piguła w łeb! - Dorzucił, ściągając kurtkę i lepiąc śniegową kulkę. Naprawdę nie żartował. Będzie ich motywował, jeśli zamierzają robić sobie jaja z tak poważnej sprawy. - Dziesięć okrążeń dookoła polany, reszta ćwiczeń tutaj!
Informacje:
♦ Wstępne informacje zawarłem tutaj ♦ W treningu mogą wziąć udział wszyscy Puchoni. ♦ Następny post z treningiem pojawi się w okolicach 22.02 - nie wcześniej! ♦ Za każde 10 punktów w kuferku z gier miotlarskich przysługuje jeden przerzut. ♦ Jeśli będziecie grzeczni, pewnie wrzucę jakiś fabularny komentarz w trakcie treningu ; )
Kostki:
Aby sprawdzić, jak twoja postać poradziła sobie z rozgrzewką rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie i sprawdź znaczenie wylosowanej kostki: 1 - Czyżby zapalony z ciebie sportowiec? A może już wcześniej zrobiłeś rozgrzewkę? To bez znaczenia, choć uwadze Thorna nie uchodzi fakt, że biegłeś na przedzie całej grupy i pierwszy ukończyłeś rozgrzewkę w towarzystwie Puchona obserwującego każdy twój ruch ze skrzyni. Za takie zaangażowanie licz się z profitami, ale miej na uwadze fakt, że humorzasty Emmet może ci jeszcze bardziej dowalić. 2,5 - Idzie ci fatalnie. Nie umiesz utrzymać tempa za pozostałymi, ciągle potykasz się o swoje nogi. Nie raz ktoś wpada na twoje plecy, a Emmet nie szczędzi paru ostrych słów zakończonych obiecaną śnieżką prosto we tył głowy. Kilka skłonów to dla ciebie prawdziwy wyczyn i zapewne po treningu ból pleców będzie nie do zniesienia, a może być lepiej lub gorzej. ukończyłeś bieganie. Ćwiczenia w towarzystwie kapitana również 3,4 - Nie jest źle, lecz całkiem nieźle. Dziesięć okrążeń wprawdzie wywołało małą zadyszkę, co zostało podsumowane przez Emmeta lekkim kiwnięciem głowy. Rozgrzewanie mięśni jest nieco utrudnioną sprawą, ale dajesz radę. 6 - Dość specyficzny z ciebie przypadek. Po zawalonym biegu po polanie i otrzymaniu motywującą pigułą, dalsza część rozgrzewki idzie ci lepiej. Najwyraźniej zależy ci na odpowiednim rozgrzaniu mięśni albo po prostu nie chcesz oberwać kolejnym stymulantem.
Kod:
Na końcu postu umieścić i wypełnić załączony niżej kod:
Kod:
<retroinfo>Rozgrzewka</retroinfo> <zg>Kostka:</zg> wpisz(jeśli ktoś przerzuca kostki, kolejne losowania zapisuje w nawiasie poprzedzającym ostatni rzut, np. (5,4,5)2 - kostka za nawiasem jest ostatnia <zg>Link do losowania</zg>[url=wpiszlink]*klik*[/url]
Kiedy zobaczyłam ogłoszenie dotyczące treningu dla drużyny Quidditcha uznałam, że to jest idealna okazja do potrenowania ciała. Nie koniecznie chciałam latać i brać udział w zawodach, ale chciałam sprawić, żeby moje ciało w końcu stało się bardziej wytrzymałe i silniejsze. Mogło mi się to bardzo przydać, zwłaszcza, że wyglądam tak jak wyglądam. Mała dziewczynka, której daje się czternaście lat. Jeżeli trafię na mugola, który będzie chciał mi zrobić krzywdę to na pewno nie dam rady się obronić… chociaż trochę więcej siły. Właśnie dlatego dostrzegłam w tym treningu okazję do ćwiczeń. Sama bym się za nie NIGDY nie wzięła, jestem zbyt leniwa, ale kiedy ktoś będzie na mnie naciskał, będę starać się ze wszystkich sił. Dlatego więc przybiegłam trochę wcześniej na śnieżną polanę i przyglądałam się wszystkim chętnym… Czy… ja jestem tutaj najmniejsza? Ale przecież to nie ma znaczenia! A wręcz przeciwnie, może dzięki temu będę szybsza?! Zapewne nie w tym wszechświecie, ale jakoś trzeba poprawić sobie nastrój. W końcu kapitan powiedział o co chodzi. Jak już wspomniałam, mogłabym być nawet na ławce, ale bardzo chciałam uczestniczyć w treningu. Nie mogłam z tego zrezygnować bez względu na wszystko… dopiero teraz pomyślałam o jednej istotnej rzeczy. Jaką pozycję bym mogła zająć? Wyobrażałam sobie po kolei co by się stało, gdybym była na danej pozycji i doszłam do wniosku, że nie nadaję się do żadnej… chociaż szukający żył sam dla siebie i był najbardziej kuszącą opcją, to jednak nie do niej należała decyzja. Do rzeczywistości przywrócił ją Emmet, który zaczął motywować ich w dosyć straszny sposób. Wiedziałam, że tutaj będę miała jakąś motywację, ale czemu aż taką straszną… boję się. Tylko takie myśli miałam w głowie. Ściągnęłam kurtkę, znalazłam w swoim kuferku dosyć wygodny i przede wszystkich ciepły dres, dzięki któremu będę miała swobodę ruchów, a przy okazji nie zmarznę. Poprawiłam szalik, który prezentował barwy mojego ukochanego domu i zaczęłam biec przed siebie. Dziesięć okrążeni, tak? Moja wytrzymałość nie jest za dobra, ale mam nadzieję, że się nie zbłaźnię i dam radę przebiec. Okrążenie, za okrążeniem. Czas mijał szybko, a ku mojemu zdziwieniu nie wyszło tak źle jak myślałam. Biegłam równo z wszystkimi i chociaż miałam małą zadyszkę, to nie czułam się jakoś źle. Nie czułam się tak zmęczona jak myślałam. A może jednak nie było ze mną tak źle? No to teraz czas na rozgrzewkę! Z tym było trochę gorzej… nie bardzo wiedziałam co mogę dokładnie zrobić, dlatego naśladowałam resztę. Może dlatego nie było idealnie, ale nie było też źle! To jest chyba najważniejsze!
Nie do końca rozumiała co konkretnie się stało i czemu składy zostały wycofane, ale dobra! Niech będzie. Tak może jest nawet lepiej, bo będzie miała okazję się wykazać...nie? Po dłuuugim okresie nicnierobienia podczas jazdy koleją dziewczyna aż eksplodowała niewykorzystane energią. Każda część jej ciała wyrywała się aż do ruchu,jak zwykle zresztą. Przybiegła na polanę zaraz po nowym kapitanie (wow, nie spóźniła się!) i od razu rzuciła się do wykonywania zadania. Biegła na samym przodzie, do rozgrzewki też się przyłożyła... Ale Emmet nie był za bardzo z niej zadowolony, przynajmniej tak się wydawało, gdy patrzyła na jego minę. No, trudno! Przynajmniej da upust swojemu ADHD. Nawet jak nie przyjmą jej do drużyny... przeżyje to. Jakoś. Chociaż zależało jej na tym i to bardzo. Bardzo rozbawiła jej groźba kapitana dotycząca śnieżek. Miała nadzieję, że nie wkurzył się bardzo, kiedy roześmiała się, gdy to powiedział. No, ale trudno, wariaci już tak mają. Nadal trochę doskwierała jej niedawno złamana noga i plecy, lekko uszkodzone podczas wypadku, ale nie było źle. Ach... no i kwestia miotły. Jej własna byla przecież aktualnie... no cóż, w nie najlepszym stanie. A dokładniej wyglądała jak stosik drewna na opał. Nie, przepraszam, ona była drewnem na opał. Ta... Widziała jednak, że kapitan przyniósł jakieś miotły ze sobą. Może nie będzie tak źle. Może to będzie dobry trening. Może uda się skompletować dobrą i zgraną drużynę. Może się dostanie. Może wygrają z gryfkami.
Skoro już jestem na Syberii, a drużyna potrzebuje zawodników, to dlaczego nie miałbym się zgłosić? W sumie przydałoby się trochę pracy nad własnym ciałem. Ostatnim razem ćwiczyłem... dawno. W każym razie, postanowiłem, że wstanę skoro świt i wyruszę w odwet Puchońskiej drużynie Quiditcha. Jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Ubrany w ciemnoszare dresy, biały podkoszulek i ciemny polar udałem się na umówione miejsce treningu. Na polanie oprócz mnie było już kilka osób, oczywiście nie licząc nowego kapitana. Wyglądał jakby był w moim wieku, ale zachowywał się o dużo doroślej i zdecydowanie zbyt ostro jak na standardowego przedstawiciela naszego domu. Cóż, może specyficzny z niego przypadek? W każdym razie, nie chcąc oberwać kulką w twarz, zabrałem się do roboty. Byłem pewny, że dziesięć kółek to nie jest dużo, zwłaszcza, że przywykłem do ćwiczeń fizycznych. Jednak chyba trochę się przeliczyłem, bo pod koniec ostatniego kółka dostałem lekkiej zadyszki. Hm, to chyba znak, że czas powrócić do treningów. Fajnie byłoby być członkiem drużyny. Nabrałbym tężyzny fizycznej, nauczyłbym się czegoś nowego, może poznał kogoś ciekawego? Trochę mniej przerażającego niż kapitan, który właśnie dziwnie kiwał głową w moją stronę. Trochę się burmuszy... Nie no, w sumie wydaje się nawet miły. Chyba specjalnie nas tak straszy, żebyśmy dali z siebie więcej. Dobra strategia!
Właściwie co Greene robiła na treningu. Ona, z lękiem wysokości chciała dostać się do drużyny, ma dziewczyna marzenia. Właściwie nie latała tak źle, a czasami szło jej całkiem dobrze, to że panicznie się tego bała to już inna sprawa. Przed wyjściem chodziła w kółko zastanawiając się czy to na pewno dobry pomysł, ale na szczęście zmobilizował ją Aiden, praktycznie kazał jej ruszyć dupę na trening, zawsze warto spróbować. Kiedy zjawiła się na polanie zobaczyła kilka osób, które znała. W tym Nicole! Sheila traktowała tą słodką Puchoneczkę jak siostrę. Miała zamiar do niej podejść ale wtedy odezwał się Emmet, podając im wszystkie informacje. Greene była blada, równie dobrze mogła położyć się w śniegu i nikt by się nie zorientował. Warto też wspomnieć że było jej niedobrze i najchętniej by stamtąd uciekła. Na początek wszyscy mieli przebiec dziesięć okrążeń dookoła polany, Sheila zaczęła biec razem z resztą grupy, cóż… Nie szło jej najlepiej i nie tylko ona to zauważyła. Chyba jako pierwsza oberwała śnieżką w głowę, prawie zeszła na zawał, ale postanowiła biec dalej i tym razem lepiej. Trzeba było przyznać że Puchonka dawno nie biegała, niestety Emmet miał także dobrego cela. Po nieudanych okrążeniach polany, Sheila zaczęła się rozciągać. To chyba szło jej lepiej, przynajmniej tym razem nie dostała motywującą kulką prosto w głowę. Kiedy rozgrzewka się zakończyła blondynka podreptała w stronę panny Nox, uśmiechając się do niej z daleka. Szybko koło niej stanęła i podniosła dwa kciuki w górę, choć jej mina nie była za ciekawa, coś w stylu: Zabijcie mnie, błagam. Mimo tego Puchonka lekko się uśmiechnęła, dając do zrozumienia dziewczynie że nie jest ‘aż’ tak źle.
Billie miała bardzo, ale to bardzo skrzywioną minę, kiedy Sara tłumaczyła jej, że idąc na trening Quidditcha, może zaimponować Emmetowi, czyli samemu kapitanowi Puchonów. Zaimponować? Ona była zdania, że szybciej spadnie z miotły, turbując przy tym trzy inne osoby i doprowadzi do totalnej katastrofy, dlatego też Sullivan vel. Colton musiała motywować Breckenrige dobre parę godzin. Przekonywała ją od samego rana, że wcale nie będzie tak źle, tuląc, grożąc, a potem znowu tuląc, by młoda wreszcie zebrała się w sobie. Nawet obiecała, że, by było raźniej, wybierze się razem z nią na ten cały trening! I chyba dopiero wtedy Puchonka poczuła się na tyle pewnie, by ruszyć na polanę, gdzie czekali już inni potencjalni zawodnicy. No i Emmet, który wyglądał na bardzo... Zmęczonego? Smutnego? W każdym razie, nie takiego, jak zwykle, a ten widok zdekoncentrował nieco Billie, która, jak przystało na Puchonkę, miała w sobie pokłady empatii, nie pozwalające jej wzruszyć na to ramionami. Tym bardziej po ostatnim ich spotkaniu, któremu towarzyszyła wyjątkowo mało romantyczna pełnia księżyca, jednakże pytania i rady musiała odłożyć na bok. W końcu, Emmet miał do przeprowadzenia trening, który z całą pewnością, potraktował bardzo poważnie i rzetelnie, więc nie mogła mu przeszkadzać. Słuchała kapitana z uwagą, a kiedy powiedział coś o... Pigule? Że w głowę? Że za karę? Że co?! Zmarszczyła brwi, przechylając lekko w głowę, a kiedy złapała kontakt wzrokowy z Puchonem, posłała mu tylko niepewny uśmiech, by już po chwili zabrać się do roboty. Kto wie, czy to adrenalina, czy chęć, by dobrze wypaść, a może coś jeszcze innego sprawiło, że... Billie podczas rozgrzewki, biegła na samym przodzie, wymijając całą resztę. Co jakiś czas, odwracała się niepewnie za siebie, by dojść do wniosku, że tak – inni wciąż biegną z tyłu, najwyraźniej dwojąc się i trojąc, by ją dogonić. Tylko jedna dziewczyna, chyba z tego samego domu, dotrzymywała jej tempa i biegły teraz ramię w ramię. Może jednak nie będzie tak źle? Uśmiechnęła się do siebie i wciąż trzymając dobre tempo, przemierzała śnieżną polanę.
Od momentu, gdy została dość brutalnie wyrwana ze snu (czyli ze dwie-trzy godziny temu, pozdro) Coltonowa w dalszym ciągu, miała minę nietęgą. Humor zaś paskudny, a jej nastrój na dzisiejszy dzień jak i na następne dwieście lat, ładnie się oscylował pomiędzy tym wybrednym a marudnym. Dorzućmy do tego fakt, że obudziła się w białej kiecce. (chwała Merlinowi!) Wspomnijmy także, że miała kaca nie z tej ziemi i gdy została zrzucona bladym świtem na twarde podłoże, tak biedna siedziała w jednym i tym samym miejscu, przez bite dwie godziny, nie mając nawet siły się podnieść. Najcichszy szept skierowany do niej, przyprawiał młodą puchonkę o mdłości siódmego stopnia i od nowa uruchomiały w jej głowie, całą maszynerię w postaci nieznośnego szumienia w uszach oraz dzikich dzwonów i dzwoneczków w obolałej łepetynie. A jako asystentka Ettrévala, zapewne powinna już dawno mieć wyuczony odruch, by nosić przy duszy potrzebne eliksiry ale bogowie! - ona nie była aż tak powalona i paranoidalna, jak inni członkowie Hogwartu. Tak naprawdę to Sarenka była jedną z najbardziej beztroskich osób jakie zna magiczny świat. Oraz z kategorii tych buntowniczych. I nienawidzących latać. A jej ponoć najlepszy przyjaciel, gdy ją końcu znalazł bądź wytropił (wilkołacze zmysły, taa) - to na sam jej widok (makabryczny widok, dodajmy) dał jej maksymalny czas, by się jako tako ogarnęła i ruszyła wreszcie na jego głupi trening. Uwielbiała Thorna, to fakt. Nienawidziła jego systematyczności, to drugi fakt. Gdyby się nie stawiła na trening, to zapewne by ją pożarł, którejś pięknej, księżycowej nocy, to trzeci fakt. Ewentualnie zafundowałby jej dożywotnią tojadówkę, gdyby go przypadkiem rozłościła. Na szczęście posłał do niej, ich wspólną przyjaciółkę czyli Billie! A przy jej pomocy, udało jej się nawet ściągnąć z siebie przeklętą, ślubną suknię przy okazji tłumacząc jej, że Emmet byłby dla niej rewelacyjnym partnerem. A tak na serio, to rumieńce Billie, już wszystko zdradzały! Sama zaś biedna, opowiedziała jej z miernym humorem, co najprawdopodobniej wyczyniała w nocy i już nie wiedząc, czy ma z tego powodu płakać czy też śmiać się - bądź czekać na powolną śmierć ze strony swojej rodziny - po prostu poddała się i ruszyła za puchonką na ten trening Quidditcha. Cała zaspana, potykająca się w śniegu i uwieszona na ramieniu Billie, jakoś dotarła na polankę. Całą przemowę Emmsa chyba przespała i dopiero gdy kazał im zrobić 10 OKRĄŻEŃ wokół polany - to jęknęła zawodząco i rozdzierająco w stronę nieba. Skacowane i obolałe mięśnie wyły wręcz z nadmiernego wysiłku, ale co się okazało? Sara i Billie - dwie największe wariatki Hogwartu, prowadziły prym. O dziwo się nie zabiły, nie potknęły o siebie, ani nie zaryły nosami w śniegu. Gdy w końcu obie skończyły rozgrzewkę (maraton, chyba) to Sara omal nie wypluwając z siebie płuc, legła na śnieżny puch, by chwilę później wziąć w garść nieco śniegu i na oślep rzucić nim w przyjaciela. - Nienawidzę Cię Thorn, jak boga kocham. - zamruczała przeciągle i to tak, by tylko on i Billie ją usłyszeli - jak tak sobie uroczo mamrotała pod nosem. Po chwili usiadła nieco po ludzku na śniegu i skrzywiła się niemiłosiernie. - Chyba zwymiotuję jak wsiądę na miotłę. - jęknęła z dziwnym przeczuciem, że chyba jej przepowiednia stanie się prawdziwa i ukryła twarz w dłoniach, by powstrzymać zawroty głowy.
Dany nie miała ochoty na nic. Zwłaszcza na treningi na lodowatej pogodzie. Jej spotkanie z Bonnetem zdecydowanie i konkretnie zabrało jej ochotę do czegokolwiek. No ale, jak trzeba to trzeba. Chciała zostać w drużynie, choć jej niechęć do robienia czegokolwiek dała o sobie znać szybciej niż myślała. Zjawiła się na polanie, później niż inni, ale na szczęście nie przybyła jako ostatnia. Koszmar zaczął się dopiero po słowach Emmeta. Bieganie szło jej źle, jeśli nie powiedzieć nawet tragicznie. Nie miała pojęcia skąd to się wzięło. Przecież nie miała aż tak tragicznej kondycji. Tak jej się wydawało. Nie raz musiała zwiewać przed smokami. A teraz? Istna tragedia, nie dość, że zostawała w tyle, to jeszcze ktoś wpadł na nią, sama zresztą potknęła się kilka razy. O własne nogi, jakby nie patrzeć. Aż w końcu Emmet nie wytrzymał i dostała od niego kilka słów, uroczych, a jakże. W dodatku musiała jeszcze zrobić dodatkowe ćwiczenia. Istna masakra. Co zrobić, może dalej pójdzie lepiej?
Rozgrzewka Kostka: 1 Link do losowania http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p105-kostki#288483http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p105-kostki#288483
To był zły pomysł. Ba, to był głupi pomysł. Przecież, po co ona w ogóle tam szła? No po co? Bo przecież grać to ona umiała tak sobie, ale znowu z drugiej strony nie widziała Emmeta dawno. Trochę. Chyba. Może powinna zawrócić. Tylko zrobi z siebie idiotkę. Jak zawsze zresztą. Albo ktoś się do niej odezwie i znów zapomni języka w gębie. Jak zawsze zresztą. Było jednak już za późno, bo dotarła na polanę. Emmet ją dostrzegł i nawet się uśmiechnął zachęcająco. Tak, pewnie i on ma ochotę patrzeć na jej błazenadę. Z pewnością poprawi innym humor. Zazwyczaj przecież oglądała tylko treningi jako widz. Siadała na trybunach i patrzyła jak Snow, Stone i Thorn wylewają siódme poty. Jednocześnie mogła sobie nacieszyć oczy pięknymi męskimi ciałami. Zwłaszcza Snow'a. Pokręciła głową by wyrzucić te myśli. Snow'a nie było, nawet nie raczył powiedzieć gdzie jest. Była na niego zła. Może to na złość jemu właśnie postanowiła przyjść na ten trening? Cholera wiedziała. Co do rozgrzewki, o dziwo poszła jej nieźle. Jeśli nawet nie świetnie. Biegła na czele, taka zdolna. Po wszystkich ćwiczeniach stanęła niedaleko Emmeta opierając dłonie na biodrach i dysząc ciężko. Cóż, nie ćwiczyła dawno, ale okazało się, że nadal pamiętała jak się biega.
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Siedząc na kufrze z zamkniętymi piłkami, spokojnie obserwował trening tych, którym zależało na dobrze domu nie tylko pod względem bycia jego członkiem. Mimo zmęczenia uśmiechał się do każdego, kto przybył, a nawet zamarł na dłuższą chwilę, gdy ujrzał Billie. Ich mała przygoda - całe szczęście - nie skończyła się tragicznie, ale Emmet nie miał ani sił, ani odwagi, by spojrzeć dziewczynie w oczy. Bał się jej reakcji i zdecydowanie wolał uniknąć jakichkolwiek komplikacji na tle zawodowym. Zbłaźnienie się przed przyszłym zespołem Quidditcha nie leżało w planach chłopaka tak bardzo, jak przegranie zbliżającego się meczu z Gryffindorem. W każdym razie, musiał odsunąć te sprawy na bok i zająć się skompletowaniem składu, choć wielkiego wyboru to on nie miał. - Tak trzymać! - wykrzyczał do dziewczyn biegnących na czele grupy, po czym wstał z kufra, aby go otworzyć. Dwa tłuczki skaczące w uprzężach były odrobinę irytujące, lecz teraz najbardziej interesował go kafel. Trzymając piłkę w dłoniach, odczekał aż wszyscy zbiorą się w jedno miejsce i ni z tego, ni z owego cisnął kulę w ręce Nerris. O niej jedynej zachował w miarę dobre zdanie. Ba, znał ją ze składu i wiedział, że Puchonka nie zawali, a za wszelką cenę będzie próbowała uratować sytuację. - Nerris, ciebie znam z drużyny, więc nie powinnaś mieć problemów z ogarnięciem latania na miotle. - Utkwił na chwilę wzrok w Sarze i towarzyszącej jej Billie. Co do nich miał lekkie wątpliwości, ale nie istniało nic, czego nie mogliby nadrobić. - Do pozostałych. To, co Nerris trzyma w rękach, to kafel. Dzisiaj pobawimy się tylko z nim. Chcę wiedzieć jak reagujecie na tę jedną piłkę. Tłuczki i znicza zostawimy na powrót do Hogwartu, bo... jeśli zgubimy znicza to Limiere obedrze ze skóry mnie oraz tego, kto go nie złapał. Ignorując na chwilę swoich kandydatów, sięgnął po miotły, którymi rzucił w każdego, licząc chociaż na sprawny chwyt. Naprawdę nie mieli czasu na zabawy z trzonkiem, ale zdobył się na drobny akt odwagi i Billie wręczył ją osobiście, uśmiechając się lekko, jakby chciał zapewnić dziewczynę, że nic jej nie grozi. To chyba było oczywiste, skoro za nich odpowiadał. - Okej, to na razie proste rzucanie. Na miotły! - Chwycił ostatnią, na którą płynnie wskoczył i zrobił rundkę wokół grupy, po drodze zabierając kafel. - Będziecie łapać kafla. Motywacji w tym miejscu nie przewiduję, ale dostanie nim w nos z pewnością nie jest przyjemne. - Dorzucił, podrzucając piłką w powietrzu, po czym odczekał chwilę, aż się wszyscy zbiorą i zaczął do każdego wykonywać rzuty oraz podania z różnych stron, a ewentualne dziurawe ręce naprawiał szybkim Accio, co by mieć kafla zawsze przy sobie.
Informacje:
No to lecimy! W treningu mogą wziąć udział wszyscy Puchoni. Za każde 5 punktów w kuferku z gier miotlarskich przysługuje jeden przerzut(próg został obniżony). Niespecjalnie wyrobiłem się z czasem, dlatego w tym poście mamy dosyć krótki trening, żeby móc resztę na spokojnie przeprowadzić w Hogwarcie. P.S. Wiem, że ktoś tam z was ma postać niespecjalnie nauczoną latania, dlatego będzie mi miło, jak zaznaczycie w poście o problemach z utrzymaniem się na miotle. Będziemy mieli co trenować na następnym treningu.
Kostki:
Aby sprawdzić, jak twoja postać poradziła sobie z zadaniem, rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie: 1 - Prawdę mówiąc, nie idzie ci najgorzej. Każdy rzut udało ci się schwycić, ale powiedzmy sobie szczerze, nie były trudne do złapania. Czyżby Emmet postanowił odpuścić ten jeden raz, aby bardziej przekonać do swojej osoby oraz grania w Quidditcha? 2 - To chyba wrodzony talent. Idzie ci całkiem nieźle. Mimo fatalnych warunków odbierasz sprawnie każde podanie, a przy ostatnim ryzykujesz własnym zdrowiem, wychylając się znacznie poza zasięg własnych ramion. Rzuć dodatkową kostką: parzysta - masz pecha i, mimo złapania piłki w ręce, tracisz kontakt z miotłą. Nieszczęsny upadek kończy się pomocą Emmeta, ale nie mówi ani słowa o tak gwałtownym zagraniu. Ba, wydaje się być dumny, że taki z ciebie ryzykant; nieparzysta - wszystko idzie po twojej myśli; w porę podlatujesz do przodu, aby odebrać piłkę. 3 - Nic specjalnego - jedno podanie kafla spokojnie przechwycony, drugie minęło twoje ręce o cale, a trzecie trafiło w trzonek twojej miotły, wprawiając ją w niezłe wibracje. Niemniej jednak nie spadłeś, a to jest najważniejsze. Utrzymanie się w powietrzu zawsze stanowiło pierwszy krok do wygranego meczu, nieprawdaż? 4 - Masz fantastyczny refleks! Jeden rzut udało ci się odbić ogonem miotły, wykonując fenomenalny zwrot, ale czy to nie lekka przesada, skoro omal nie spadłeś. No nic. Emmet tak czy inaczej jest zadowolony z takiego zagrania i teraz będziesz musiał wypaść na najbliższym treningu fenomenalnie, aby nie zawieść kapitana. 5 - Jesteś totalną ofermą. Nie złapałeś żadnego z podań, a ostatni rzut był perfidnie wycelowany ponad ciebie. Sprawdź, czy chociaż ta piłka wylądowała w twoich ramionach. Rzuć dodatkową kostką: 1,3,4 - pech; 2,5,6 - sukces! 6 - Średnio jak na twoje możliwości. Wydawałoby się, że jedna złapana piłka jest wystarczająca, ale i w twoim wypadku Emmet nic nie mówi. Najwyraźniej wciąż są dla ciebie nadzieje, aby załapać się do głównego składu.
Kod:
Na końcu postu umieścić i wypełnić załączony niżej kod:
Kod:
<retroinfo>Trening #1</retroinfo> <zg>Kostka:</zg> wpisz(jeśli ktoś przerzuca kostki, kolejne losowania zapisuje w nawiasie poprzedzającym ostatni rzut, np. (5,4,5)2 - kostka za nawiasem jest ostatnia <zg>Link do losowania</zg>[url=wpiszlink]*klik*[/url]
Rozgrzewka nie była taka zła, może oprócz tego że Sheila oberwała śnieżką w głowę. Ewentualnie dwoma, trzeciej udało się jej uniknąć. Teraz zaczęło się najgorsze, blondynka miała wsiąść na miotłę, pobladła jeszcze bardziej, jeśli w ogóle było to możliwe. Puchonka przyjrzała się miotle, którą trzymała w rękach. Razem z Aidenem dostali dwie identyczne, on przynajmniej miał zamiar ją wykorzystać. Za to Sheila rzuciła nią w kąt pokoju, ale przyszedł dzień kiedy to cholerstwo na coś się przydało. Powoli i bardzo ostrożnie na nią wsiadła, przecież nie chciała z niej zlecieć na samym początku! Blondynka ustawiła się niepewnie i czekała na podanie. Z nerwów nawet nie patrzyła na innych, a przeważnie wszystko obserwowała. Kiedy przyszła jej kolej wzięła głęboki wdech. Masz na nazwisko Greene, dasz radę, motywowała się w duchu. Zobaczyła kafla, który leciał w jej stronę, nie wiedzieć jakim cudem, udało jej się go odbić… ogonem miotły! Co prawda lekko się zachwiała, ale jednak dała radę i utrzymała się na miotle. A Emmet chyba był zadowolony. Puchonka uśmiechnęła się sama do siebie, tego dnia szczęście jej dopisywało, reszta podań też poszła jej całkiem nieźle. Prawie za każdym razem złapała kafla, po treningu koniecznie będzie musiała pochwalić się Aidenowi. Oby tak dalej Greene.
Ogólnie, była z siebie zadowolona. Podbiegła do Emmeta, prawie w ogóle nie zmęczona i sprawnie złapała kafla, który do niej rzucił. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, kiedy powiedział, że "nie powinna mieć problemów". Oczywiście, nie uszedł jej uwadze fakt, że kapitan cały czas, nawet mówiąc do niej, przypatrywał się drugiej Sarze i Billie, tej dziewczynie, która była z nią w przedziale. Ale nie obchodziło jej to. -Nie zawiodę cię kapitanie! Możesz na mnie liczyć! - rzuciła ze śmiechem, prężąc się na baczność i salutując, drugą ręką trzymając wciąż kafla pod pachą. No tak, dobrze myślała, że będą mieli na czym latać. Oczywiście kuzynek zapomniał, że ona nadal trzymała piłkę w rękach, kiedy rzucił jej miotłę. Ale jakoś sobie poradziła i nawet udało jej się nic nie upuścić! Po chwili wznieśli się w powietrze. Szło jej nieźle, może niezbyt dobrze jak na byłą ścigająca, ale nie okropnie. No co, miała prawo wyjść z formy, nie? Odebrała każde podanie, choć warunki... nie były najlepsze. Jednak źle oceniła ostatnią piłkę lecącą w jej stronę i w rezultacie musiała zaryzykować i wychylić się znacznie poza zasięg własnych ramion. Na szczęście wszystko poszło dobrze, dała radę złapać piłkę. I dobrze, bo nie chciałaby wrócić z ferii z ponownie złamaną nogą. Wydawało się, że Emmet był z niej zadowolony. W końcu miała dawać przykład i nie tak źle jej poszło, nie?
Trening #1 Kostka: 2, potem 3 Link do losowania*klik*
No teraz kolej na następne zadanie! Jestem zwarta i gotowa! Nie umiem się doczekać… nie sądziłam, że aż tak bardzo się napalę na to wszystko. Byłam przekonana, że przerażę się i ucieknę stąd gdzie pieprz rośnie, a tu miła niespodzianka… Mam ochotę na więcej! Kolejne zadanie polegało na łapaniu kafla… o kurde… mam dziurawe ręce! Zwłaszcza jak się zestresuję, a chyba zaczęłam się stresować… Nawet jak kapitan rzucił w moją stronę miotłę, ledwo ją złapałam. Przełknęłam ślinę zakłopotana. Po co ja tutaj przyszłam? Dopiero teraz zaczęłam żałować mojej decyzji. Uniosłam się na miotle czując, że chwieję się na wszystkie strony. Nicole spokojnie, nie denerwuj się, nie będzie źle… Aaaa spadnę! Znowu poczułam, że utrzymywanie się w powietrzu sprawia mi niesamowitą trudność… trwało to do momentu, w którym nie dostrzegłam rzutu… złapałam. Udało mi się złapać i co najważniejsze ogarnęłam w końcu miotłę i leciałam w miarę normalnie… jeżeli chcę żeby mnie Emmet przyjął do drużyny… muszę zacząć jeszcze więcej trenować. Kolejne rzuty też nie były za trudne. Złapałam każdy z nich, ale po pewnym czasie zaczęłam się zastanawiać… to ja mam taki dobry refleks, czy kapitan się nade mną zlitował? Podejrzewam, że po moim popisie unoszenia się na miotle, to drugie jest najbardziej prawdopodobne.
Trening #1 Kostka: 2 Link do losowania http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p270-kostki#289584
Pierwsza część treningu nie szła jej dobrze. Może z tej prostej przyczyny, że jej myśli nada były rozbiegane i leciały tam, gdzie nie powinny, czyli do Bonneta. Dodatkowe ćwiczenia i rozgrzanie, oraz zmęczenie sprawiły, że na chwilę opuścił on jej głowę. Idealnie na czas drugiego etapu treningu. Dany była zaznajomiona z tym, czym jest kafel. W drużynie grała na miejscu ścigającej, chociaż chciała zawsze sprawdzić się jako szukająca. Ćwiczenia z tego etapu treingu szły jej niebywale dobrze, do czasu gdy postanowiła przy ostatnim rzucie zaryzykować. Miała 50 procent szans na skuteczne złapanie kafla, coś jednak poszło nie tak i zaryła o ziemię. Emmet jednak nie wydawał się zły, bardziej nawet dumny. Cóż, może nadal będzie w drużynie.