Tym razem czarodzieje z Hogwartu będą mieli okazję przez całe ferie mieszkać w przedziałach kolei transsyberyjskiej. Raczej nie jest to wymarzone miejsce do spania. Ogromny ścisk sprawia, że wszyscy mieszkańcy mieszczą się w środku dopiero wtedy, gdy każdy z nich siedzi na swoim łóżku lub ewentualnie stoją maksymalnie dwie osoby. Należy pamiętać, że trzeba było gdzieś upchnąć także szkolne kufry, na które nie było miejsca ponad głowami śpiących, głównie ze względu na to, że niektóre przedziały są wyposażone w dwupiętrowe prycze. Pozostało więc umiejscowić je tuż przy średnio miękkich materacach, nakrytych raczej cienką pościelą. Jeśli ogrzewanie nawali, potrafi być tutaj naprawdę chłodno, więc wszyscy magiczni pasażerowie już dawno wypracowali sobie odruch rzucania zaklęcia ogrzewającego na samym wstępie, jeszcze nim przyjdzie im do chociażby wściubienia nosa do środka.
Więc ferie. Ta szkoła podobała mi się coraz bardziej. Nie pamiętam, by w mojej poprzedniej ktokolwiek pomyślałby w ogóle o zorganizowaniu wyjazdu na Syberię. To miejsce wprawdzie nie przyciągało jakoś szczególnie swoim nikłym urokiem, ale sam fakt zwiedzania kolejnych, ciekawych miejsc – bezcenny. Na prawdę uwielbiam poznawać nowe miasta, pomieszczenia, przedmioty. Ciekawość, która we mnie buzuje może wtedy ulecieć – to nie dobrze, gdy się kumuluje. Wtedy człowiek ma ochotę podsłuchiwać innych i wtrącać się w ich życie. Takie jest przynajmniej moje zdanie. Oh, nie! Nie jestem wścibski. Ja po prostu... Jestem. Zawsze, wszędzie. Pełno mnie w każdym zakamarku. Czy to dlatego wydaje mi się, że stojąc wypełniam cały przedział? Jakim cudem ma się tu zmieścić jeszcze pięć innych osób? Szczególnie, że te piętrowe prycze nie wyglądają na stabilne. Z tego właśnie powodu wybieram tą niższą – mniejsze ryzyko zawalenia. Jestem odważny, ale po prostu nie chcę przygnieść jakiejś słodkiej niuni śpiącej pode mną. Wolę nie mieć nikogo na sumieniu. Oglądam kuszetkę raz jeszcze. Okropne. Wszystko jest nie na swoim miejscu. To pomieszczenie ma bardzo złe feng shui ! Zły przepływ energii. I przede wszystkim całe to zaplanowanie jest okropnie. Łóżka powinny być inaczej ułożone. Uh, okropnie czuję się w tym miejscu. Mam nadzieję, że będę miał na tyle miłych współpasażerów, że przestanę na to zwracać uwagę. Obecnie jednak zżera mnie moja własna nerwica. Dlatego siedząc na materacu kręcę się i nie mogę sobie znaleźć miejsca.
Syberia. Syberia. Syberia.. Serio czy Hogwart zabierze go na ferie, względnie wakacje w miejsce, w którym nie był, podczas swoich cudownych wojaży? Cóż, prawdopodobnie nie, choć kto wie? No właśnie, kto wie. Niemniej, ta zimna i nieprzyjazna kraina napawała go (o zgrozo) optymizmem. Zatrzymał siętam kiedyś przecież w jednej z miejscowości – których z resztą zbyt wiele nie ma – podczas podróży. Niesamowite miejsce. I niesamowicie dużo życzliwych ludzi. Stąd chyba wzięła się ta słynna słowiańska gościnność. A może tylko o polską chodziło? Nie wiedział za bardzo, w końcu to był jeden z tych krajów, których akurat nie odwiedził, ale cóż. Podobnie z Estonią, Łotwą, w zasadzie dopiero Litwa go czymś zaciekawiła jeśli o krajach bałtyckich mowa. No, ale nieważne, przecież nie o to chodzi, żeby rozmawiać o tym gdzie się było. Zwłaszcza, że za kilkanaście godzin będzie. Będzie się w jednym z najcudowniejszych pustkowi świata. Czy to nie wspaniałe? Oczywiście, że tak. I bardzo dobrze, że Piątek ogarnął się z ciepłą kurtką, albo raczej kilkoma ciepłymi kurtkami. Jeszcze bardziej mimo wszystko cieszył go fakt, iż udało się ogarnąć na tyle ciepły, by nie zamarznąć, płaszcz. Chociaż w sumie, chyba nie musiał się o to martwić. W końcu, znajdzie sobie zawsze jakąś koleżankę która go przytuli. Przynajmniej taką miał nadzieję. Póki co jednak, znajdując swoje miejsce w przedziale, nie dość jeszcze zajętym, wbił do owego pomieszczenia, nie odrywając nieomal wzroku znad książki. No, może odrobinę. - Cześć. – rzucił zdawkowo do swojego towarzysza podróży, po czym pomniejszył kufer no i wyładował się na materacyku. Tak, tak. O wiele lepiej. Teraz można było w spokoju oddać się lekturze…
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Mieli ferie i znowu jechali gdzieś gdzie jest zimno, a zarazem na sto procent i jeszcze jeden spotka ich śnieg. Ona będzie miała okazję spędzić czas z bliskimi jej osobami, chociaż zaraz...praktycznie ostatnio nie ma nikogo z kim mogłaby spędzać wolny czas bo miała wrażenie, że praktycznie wszyscy się od niej już odwrócili. Niemniej ciągnęła swój ciężki kufer poprzez pociągowy korytarz nie licząc na to, że ktoś jej z nim pomoże. Jednakże dostrzegła, że do pierwszego przedziału wszedł Piątek więc zatrzymała się dopiero przed swoim przedziałem, tam zostawiła kufer w środku zajmując jedno z dogodniejszych według niej łóżek, a doszła do wniosku że na dole będzie jej zarówno przytulniej jak i cieplej aniżeli na samym szczycie pryczy. Potem szybko cofnęła się do przedziału numer 1 by tam wejść do środka i szybko usiąść na pryczy Ambrożego. -Cześć- powiedziała po czym z zaskoczenia dała mu buziaka w policzek. Dopiero potem dostrzegła Diego wiec pomachała mu krótko. -Hej, jestem Katherine- przedstawiła się po czym uśmiechnęła lekko. Miała dobry humor a dodatkowo chwyciła jeszcze dłoń Ambrożego w swoją. -Mam wrażenie, że to będą udane ferie misiek- powiedziała dalej siedząc po turecku na jego łóżku i nie zamierzała stamtąd szybko zejsć, chyba że Piątek by ją wyrzucił z przedziału. Wgl zastanawiało ją dlaczego nie dostała przedziału razem z nim tylko nic nie znaczącymi dla niej ludźmi. Miała tylko nadzieję, że miło spędzi tę podróż pociągiem.
To, że w przedziale pojawiła się najpierw jedna, a potem druga osoba raczej nie sprawiło mi większej radości. Pierwszy był chłopak, który wyglądał raczej normalnie. Kojarzyłem go ze szkoły, ponieważ był dość popularną osobą. W tym właśnie problem – raczej ciężko mi się rozmawia z normalnymi ludźmi, no ale dobrze. Zapewne nie minie dużo czasu, a będzie nam się ze sobą bardzo dobrze spędzało te kilka godzin.
- Cześć.
- Hey, nazywam się Diego – Przedstawiłem się niemal natychmiast. Może zbyt energicznie? Nie ważne. Nie zamierzałem się zbytnio tym przejmować, ponieważ w moim życiu takie reakcje były codziennością. Zawsze jestem naturalny i zawsze szczery. Sprawia to, że ciężko mi jest cokolwiek ukrywać. Widać więc doskonale jak bardzo jestem podekscytowany tą podróżą! Może to dlatego nie potrafię usiedzieć w miejscu? Nie, wydaje mi się, że to nadal kwestia fatalnej symetrii. Okropnie mnie denerwuje, ale nie powinienem się na ten temat odzywać. Jedyne, co mogę zrobić to po raz któryś z kolei poprawić swoją poduszkę tak, by nie pojawiła się na niej żadna zbędna fałdka. Odkąd ten chłopak tu wszedł zrobiłem to już dwa razy. W następnej chwili pojawia się dziewczyna. Oglądam ją dokładnie. Jest zwyczajna – ot brunetka bez większego wyrazu. Przykro mi to stwierdzić, ale dlaczego mam oszukiwać? Czasem już tak jest, że wchodzi kobieta i trafia mnie strzała amora. Teraz tak się nie stało. Wygląda jednak na bardzo miłą, więc będzie kolejną osoba, z którą chętnie porozmawiam. Niestety – okazuje się, że zna już krukona, który chwilę temu się to pojawił. Nie jest to dla mnie dobre. Wiem już teraz, że będą rozmawiać głównie między sobą. Już teraz poczułem się zignorowany.
-Hej, jestem Katherine
- Diego – Tym razem przedstawiam się już mniej entuzjastycznie. Później odwracam się w stronę drzwi. Czekam. Na prawdę mam ogromną nadzieję, że wejdzie tu ktoś jeszcze. Ktoś kogo będę mógł poznawać i poznawać całą drogę bez osób trzecich. Jeśli tak się nie stanie to cóż – pójdę na poszukiwania! Ktoś w tym pociągu musi się czuć równie samotnie jak ja.
Syberia. Jeszcze kilka dni temu Elena piszczałaby z radości, dziś jednak widać było na jej twarzy opanowanie, nie mówiąc już o smutku, który chciała głęboko w sobie schować. Wciąż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Jonatan opuścił szkołę. To jeszcze nic - nie wysłał jej ani jednej sowy, kiedy ona zapewne zasypała jego pocztę całym stosem listów, które głównie wyrażały złość spowodowaną jego zachowaniem, choć gdzieniegdzie mógł znaleźć się list pełen tęsknoty, czy bezradności. Już nie chodziło o to, że kiedyś byli ze sobą, a panna Ręeves mogła wciąż nie pogodzić się z zakończeniem ich związku. Nie... dla Eleny, Jonatan był jak prawdziwy przyjaciel. Ktoś cholernie bliski, a teraz... tak daleki. Minęło trochę czasu... i wbrew wszystkiemu, studentka zaczęła wracać do żywych. Maska obojętności, sztuczny uśmiech, kiedy ktoś się do Niej zwracał... kiedy Elena stała się tak uczuciowa? Kiedy tak przywiązała się do człowieka? Kilka godzin przed wyjazdem obiecała sobie, że zmieni swoje podejście... że zacznie się cieszyć z tej odskoczni od codziennych zajęć. Jak widać, niezbyt jej się udało... ale miała sporo czasu, prawda? Gryfonka szukała swojego przedziału, chociaż nie... to trwało zbyt krótko, by nazwać tę czynność "szukaniem". Pierwszy dział należał do Niej. Patrząc na mapę Syberii weszła do małego pomieszczenia z kilkoma łóżkami początkowo nie odrywając wzroku od legendy mapy. W końcu jednak wyjrzała zza kartki. Nie umiała ukryć zaskoczenia, kiedy tylko ujrzała Ambroge Friday'a, a na jego łóżku... najprawdopodobniej jego, siedziała piękna ciemnowłosa dziewczyna. Elena wysiliła się na całkiem ciepły uśmiech. - Znowu jesteśmy współlokatorami... Dobrze Cię widzieć, choć widzę Cię codziennie. I cześć, jestem Elena. - dziewczyna nie podała dłoni... bo czuła, że ciemnowłosa jakoś nie pała do niej sympatią. W końcu Reeves przeniosła wzrok na chłopaka, którego nie całkiem znała. Nie dało się jednak nie zauważyć, że był bardzo przystojny... a na dodatek wydawał się tak samo bardzo samotny. Choć uśmiechał się na wierzchu, oczy wszystko zdradzały. W tym przypadku było podobnie z Eleną. Studentka zdecydowała się na uśmiech jednak i zwróciła do nieznajomego chłopaka. - Wygląda na to, że i my będziemy mieszkać wspólnie. Jestem Elena.
Tyle czasu czekałem na to, aż pojawi się tutaj kolejna osoba. Właściwie, to z każdą chwilą byłem coraz bardziej zrezygnowany. W końcu postanowiłem, że wynoszę się z tego przedziału. Dwójce przyjaciół nieprzyjemnie przeszkadzać, a sam znajdę sobie zapewne kogoś interesującego na korytarzu, w wagonie śniadaniowym... Może bagażowym? Wiem, że to miejsce było zakazane, ale nigdy nie byłem dobry w trzymaniu się zasad. Nie lubię gdy coś mnie ogranicza – niezależnie od tego czy to ludzie, pomieszczenie czy standardy moralne. Z tym ostatnim mam chyba największy problem. W końcu mówię zdecydowanie za dużo jak na przeciętnego człowieka. Za dużo prawdy. Cud, że jeszcze teraz przy tej dwójce obcych się hamowałem. Trudno, uciekam stąd. Niemalże już zebrałem wszelkie siły, by zacząć schodzić ze swojej pryczy, gdy nagle pojawiła się ona. Spoglądałem na nią z góry jak powoli wita się ze wszystkimi (Cholera, ona również się z nimi znała. Tak ciężko być przyjezdną osobą. Dobrze, że chociaż znam angielski. Gdybym mówił tylko po Hiszpańsku, to moje życie tutaj byłoby skazane na porażkę towarzyską. Tak czy siak mam latynoski akcent, ale to tylko mój wielki plus). Odezwała się do mnie. Momentalnie mój puls przyspieszył. Dobrze, że się mało kiedy rumienie. Dobrze znam ten stan. Często moje ciało wstrząsają te mocne emocje, gdy tylko widzę nową kobietę. Stąd też przestaje panować nad językiem (moment, ja nigdy nad nim nie panuje. Szczerość, chamstwo i takie tam sprawy) i mówię rzeczy, których raczej nie powinienem. A może wręcz przeciwnie? Oceńcie sami.
- Wygląda na to, że i my będziemy mieszkać wspólnie. Jestem Elena.
- Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę. Jesteś przepiękna Elena. Chętnie bym Cię porwał do jakiegoś pustego przedziału i wycałował każdy kawałek twojego ciała – Momentalnie podchwyciłem jej imię. Podoba mi się, jak brzmi w moich ustach. Akcent jaki na nim spoczął przyjemnie drażni moje i mam nadzieję jej uszy. A ten komplement i nie typowa uwaga? Powiedziałem tylko to, co uważam i to w bardzo entuzjastycznym tonie. Nie powinno się tak robić, ja doskonale wiem. Tylko, że ja naprawdę nie mam filtra. Cóż. Najwyżej dostanę w twarz – zdążyłem już do tego przywyknąć. Poza tym zapewne cała reszta spojrzy jak na wariata – do tego też się już przyzwyczaiłem.
Dziewczyna przechodziła przez korytarze w niesamowitym zamyśleniu. Syberia. Co można tam robić? Nie miała zielonego pojęcia, ale było zapewne dużo śniegu, co wystarczyło jej do szczęścia. Nicole otworzyła drzwi pierwszego lepszego przedziału i zamknęła je za sobą nieobecna. Wiedziała, że trafiła razem z Titi, co nie było miłą perspektywą po ostatnim spotkaniu. Jednak nie usłyszała jaj głosy, a za to kilka obcych. Dziewczynka zamrugała kilka razy oglądając nieznajomych jej ludzi. Gdyby nie pewien szczegół, to pewnie otworzyłaby drzwi, spojrzałaby na numer przedziału, zaczęłaby przepraszać zakłopotana i wyruszyła na dalsze poszukiwania swojego, jednakże ten jeden mankament był ważniejszy. Jej oczy zaświeciły, a na twarzyczce pojawił się szeroki uśmiech. - Diego! – wykrzyknęła i wyskoczyła prawie z miejsca chcąc przytulić się do swojego przyjaciela, którego traktowała jak brata. Ale co się dokładnie teraz stało? W spowolnionym tempie. Jeżeli chłopak znał ją tak dobrze jak myślała, to powinien wiedzieć jak ona zareaguje, a więc miał dwa warianty. Zostać w miejscu i wpatrywać się w nią, albo się odsunąć. Jeżeli wykorzystałby pierwszą opcję dziewczyna z wyskoku trafiłaby na niego i przytuliła się zachwycona. A jeżeliby się odsunął, to upadłaby na ziemię patrząc na niego pretensjonalnie i z łezkami w oczach.
Dla Piątka, trwającego nadal w swojej lekturze to co się działo, było mało istotne. W zasadzie, to wszystkie bodźce docierały do niego, ale wydawały się one tak odległe. Zupełnie, jak gdyby to były jedynie echa rozmów. Podobnie z tym pocałunkiem od Kattie. Jakoś go nie wyrwał za bardzo. Cóż, w końcu trafił na dość ciekawy hit – korespondencje Ginsberga i Kerouaca. Dość ciekawe i osobliwe wydawnictwo mugolskiego półświatka, lecz dla niego – uwielbiającego tamtejszą kulturę oraz dorobek artystyczny (zwłaszcza okresu II połowy ubiegłego stulecia) pozycja niemalże obowiązkowa. Niestety, musiał się od niej oderwać, bowiem Kattie mogłaby mu zarzucić, że nie przejmuje się nią, albo coś w tym stylu. Diego? Tak, chyba tak. – Miło mi Cię poznać, przepraszam, zaczytałem się. – rzekł, wstając i ściskając chłopakowi rękę na powitanie. W sumie, głupio mu się zrobiło, że tak nieelegancko go potraktował. Cóż, zdarza się. Miał tylko nadzieję, że zrozumie i wybaczy. No. Chyba wybaczył. W każdym razie, Krukon wrócił na swoje miejsce, kiedy drzwi do przedziału ponownie się otworzyły. Czyżby znowu Kattie? Nie, jednak nie. To była.. Elenka?! Serio? No to calkiem przyjemnie, zapowiadało się coraz ciekawiej i lepiej. – Kochanie, wpadnę do Ciebie później, dobrze? Teraz chciałbym trochę poczytać. – rzucił do dziewczęcia, po czym obserwował jak grzecznie wychodzi. Kiedy znalazła się już za drzwiami, z uśmiechem spojrzał na Elenkę i serdecznie ją przytulił. – Cóż, chyba jesteśmy na siebie skazani. – rzekł, ale jego wypowiedź znacznie przyćmiło wystąpienie kolegi. Tak bardzo.. energiczne? Chyba tak. Powiedzieć można, nieco dwuznacznie, że chłopak wręcz tryskał entuzjazmem. I w ogóle, jakoś go nie kojarzył za bardzo. Czyżby jakiś przyjezdny? A może po prostu nowy uczeń? Albo nowy dla niego? Może jakoś tak zawsze go mijał na korytarzu i był zwyczajnie kolejnym N.N.? Z resztą. Who cares. Będą mieli bardzo dużo czasu, by móc się poznać. W końcu nie wiadomo ile potrwa ta podróż. – Widzę, że mamy tutaj prawdziwego romantyka.. – rzucił, śmiejąc się i uśmiechając do niego przyjaźnie. Nie chciał by pomyślał sobie, iż jest do niego Piątek źle nastawiony. Wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie sympatycznego. Nawet bardzo. A potem.. JESZCZE JEDNA OSOBA! Ambroge z uśmiechem obserwował jej poczynania, by w końcu uśmiechnąć się i przedstawić. Zapowiadała się ciekawa podróż. No, ale musiał potem jeszcze wpaść do Kattie.. Wpaść i jakoś ładnie ją przeprosić. Miał tylko nadzieję, że znajdzie tu jakieś puste przedziały..
Blondynka zawiesiła spojrzenie na Katherine. Oczywiście, że znała tą ślizgońską dziewczynę. Nie była ona zbyt przyjazna, jednak chodziły pogłoski, że nieco zmieniła się pod czyimś wpływem. Czyżby żródłem tego wpływu był sam Friday? Już na pierwszy rzut oka widać było, że mają się ku sobie... czyżby? Elena zmrużyła oczy w momencie, kiedy Ambroge wyprosił pannę Russeau z przedziału. W dość grzeczny sposób, ale jednak. Katherine wyminęła Elenę, która uniosła brwi ze zdziwienia. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Wzruszyła jedynie ramionami i przybrała uśmiech, który długo ćwiczyła przed lustrem - by tylko nie poznali w jakim to ona jest stanie. Friday przytulił Elenę, a ona chętnie schowała się w Jego ramionach momentalnie zapominając o sytuacji sprzed chwili. Westchnęła cicho czując chwilowe ukojenie. Może jednak powinnam dopuścić do siebie przyjaciół, którzy z pewnością ułatwiliby mi zapomnieć o Jonatanie? Elena uśmiechnęła się tym razem szczerze do Piątka. - Zobaczymy kto pierwszy będzie miał siebie dosyć. - przymknęła prawą powiekę tworząc coś w rodzaju "puszczenia oczka". Wtedy też skierowała się do przystojnego chłopaka, którego natomiast nie znała nigdy wcześniej. Poczuła przyjemne ciepło, kiedy na twarzy Diego wymalowała się ulga i... szczęście? Z pewnością Elenie zrobiło się ciepło na sercu, ale to co usłyszała później zupełnie ją zszokowało. Biedna nie wiedziała co zrobić. Sam rumieniec wypłynął na jej policzki i nawet zapomniała, by zakryś je blond włosami. Znała wiele osób, ale nikt nie zdołał jej tak zadziwić jak on. Bezpośredni... ale w jakiś dziwny sposób nie poczuła urazy. Zawstydzenie opadło, zaś pojawiło się rozbawienie. Zagryzła swoją wargę, bo równie dobrze mogłaby urazić go swoim śmiechem. Odrząknęła szukając właściwych słów. - Nie pierwszy raz słyszę takie słowa. - i tu oczywiście musiała wyeksponować swoją skromność. - Ale za każdym razem to miłe uczucie móc usłyszeć komplement jeszcze od takiego mężczyzny. - rzuciła mu znaczące spojrzenie, jednak zaraz nie wytrzymała i uśmiechnęła się szeroko. W końcu! - Marzyć i pragnąć z pewnością Tobie nie zapomnę. Skąd wiesz, może będziesz dziś śnił o mnie... pozwalam tam Ci zrobić ze mną co tylko chcesz. - Elena pochwyciła przyjemny dla ucha akcent. Chciała już coś dodać, kiedy w przedziale pojawiła się inna dziewczyna. Od razu skierowała się do Diego. Ach, czyli koniec rozmowy, ale zapowiadało się coraz ciekawiej, a pan Vásquez z pewnością zaintrygował pannę Reeves. Dziewczyna usiadła na swoim łóżku obserwując dziewczynę, której... o dziwo również nie znała. I potem chyba chwyciła za książkę, kto by pamiętał.
Niestety moje życie już takie jest. Kobiety zazwyczaj nie potrafią zareagować na moje słowa. Nic dziwnego. Która by była przygotowana na usłyszenie czegoś takiego? Choć może powiem to tak. Gdy słyszy to kobieta, to jest w tym jeszcze coś standardowego. Co natomiast powiedzieć, gdy słyszy to facet? Na ten moment na przykład bardzo mi się podoba nauczyciel Transmutacji. Ciacho do schrupania! Ten to dopiero miał minę, gdy go w tym uświadomiłem. Nie wiedział czy mnie wyrzucić z sali, czy od razu zaprowadzić do dyrki za to, że jestem „bezczelny i chamski”. To było dawno, może już zapomniał.
-Marzyć i pragnąć z pewnością Tobie nie zapomnę. Skąd wiesz, może będziesz dziś śnił o mnie... pozwalam tam Ci zrobić ze mną co tylko chcesz.
Już mi się podoba ta dziewczyna. Ta, to wie jak mężczyźnie sprawić przyjemność samymi słowami.
– Widzę, że mamy tutaj prawdziwego romantyka..
Słysząc uwagę obecnego tu krukona dyskretnie pokazałem mu język wskazując na to, że wiem w czym rzecz. Co fakt, to fakt. Romantyk ze mnie marny. Owszem potrafię dobrze skorzystać z kwiatów, wina, świec... Ale wiersza bym nie napisał. Ani listu miłosnego. Raczej by w nim było „Skarbie wziąłbym Cię tu i teraz na stole, bo masz seksowny tyłek”. To na pewno nie jest romantyczne!
- Diego!
Już zamierzałem odpowiedzieć jej pierwsze, co wpadło mi do głowy a tu nagle BACH! Otwiera się przedział, widzę Nicole. Uciekam w bok pozwalając jej polecieć na glebę, ale w trakcie upadku łapię ją za ubranie okalające plecy sprawiając, że zawisła nad ziemią. Jak widać wybieram odpowiedź nr 3. Moja mała księżniczka, tutaj? Oszaleję. Może jeszcze ktoś tu wpadnie? Już ledwo się mieścimy! - Cześć bamboszku – Przywitałem się z nią. Jestem na nią lekko zagniewany. Przeszkodziła mi w rozmowie z piękną gryfonką. Dlatego też obniżam rękę sprawiając, że wisi już zaledwie parę centymetrów nad ziemią i dopiero ją puszczam. Niech leży, najwyżej sobie zrobimy bardzo gustowny dywanik. No dobrze... Czy jeszcze coś mnie ominęło? To chyba tyle. Za dużo naraz się dzieje. Zaraz zaraz. Elenka... Co też ona mówiła? - A jeśli chcę na żywo? Co muszę powiedzieć i jak długo się starać? - I znów prosto z mostu. Całe szczęście moja mała puchonka nie wie na co ta odpowiedź. I dobrze, bo wydaje mi się, że ma mnie za cnotliwą osóbkę. Czy się mylę? W każdym razie nie chcę siostruni niszczyć psychiki!
A więc opcja numer trzy. Była chyba najlepszym rozwiązaniem dla niego i w połowie dobrym dla niej. Dziewczyna w ułamku sekundy dostrzegła jak chłopak się odsuwa, a ona leci przed siebie jednak nie uderzyła o ziemie. Uchyliła jedno oko niepewnie i zobaczyła, że wisi nad ziemią. - Dzięki, że tym razem mnie złapałeś – wymamrotała pod nosem. Po czym zobaczyła jak ziemia niebezpiecznie się do niej zbliża i zaczęła panikować, jednak została dopiero puszczona kilka centymetrów przed i miała czas żeby się uratować, więc opadła na dłonie i odetchnęła z ulgą, że jej nos nie jest zgnieciony. Podniosła się delikatnie i dopiero teraz wróciła myślami do ludzi, którzy tam siedzą. Zakłopotana spojrzała na nich i uśmiechnęła się. Diego opanował sytuację, w jednym momencie zajął się wszystkim. Nie zignorował jej, nie pozwolił, żeby jej się stała krzywda, ale nie olał Eleny. Chyba dziewczyna zrozumiała, że wpadła w nieodpowiednim momencie. Tak więc dywanik sobie usiadł na ziemi i spojrzał na chłopaka smutnymi oczami. Jednak Nicole nie chciała, żeby ich zobaczył, także odwróciła szybko wzrok i wlepiła oczka w krukona. Gdyby miała ogon to machałaby nim na prawo i lewo zaciekawiona. - Heeey – powiedziała przeciągle jak jakaś kotka, która miauczy domagając się mleka – Nicole jestem – skoro Diego zarywa do Elenki, to może i ona to zrobi? Może zrobi się zazdrosny? Och… oby zrobił się zazdrosny! Nie żeby chciała, wcale jej na tym nie zależy, po prostu... no nieważne! Ale… JAK SIĘ KOGOŚ PODRYWA?!
Ta rozmowa. W sensie Elenki z tym chłopakiem.. Diego (?). Coraz bardziej go śmieszyła. Znaczy się, w sumie zachowanie chłopaka. Albo raczej słowa, jakie postanowił wypowiadać. W sumie.. beka. No. Bo tak trochę wyglądał jakby nie do końca panował nad swoimi reakcjami. Cóż, można i tak, prawda? Ale i Elena nie pozostawała z jakiegoś dziwnego powodu dłużna Panu Romantykowi w tych odzywkach. W rezultacie wytworzyła się między państwem jakaś dziwna, dwuznaczna (?) wymiana zdań, której Piątek średnio mógł zrozumieć. Bo serio.. to chyba nie była jego wrażliwość. W żadnym, nawet najmniejszym wypadku. A i, że Diego nie należał do tych książkowych romantyków, można było stwierdzić już na pierwszy rzut oka. Świece, kolacja.. no dobra coś w tym jest. Ale.. listy miłosne? Wiersze? To chyba nie było jakoś specjalnie potrzebne. Bo.. Piątek na przykład nie miał z tym problemów, znaczy z napisaniem. Pojawiały się one gdzie indziej, mianowicie w pokazaniu ewentualnemu obiektowi westchnień swojej twórczości, bo przecież dzisiejsze kobiety rzadko doceniają prawdziwą sztukę.. A może doceniają, tylko on nie mógł na takowe trafić? Kto wie, kto wie. Z resztą, nieważne. Nie ma co dołować, zwłaszcza gdy nawet Kattie nie widzi w tym nic nadzwyczajnego, pieknego, czy głębokiego. Może właśnie dlatego między nimi było, jak było…? Biedne dziewczę, które tak wpadło nagle. Przecież. Mało by nie zginęła! Co za idiota i kretyn. Laska chce go przytulić, a on.. a co gdyby jej nie złapał? Nie ma co, na pewno z dobrej i odpowiedzialnej strony się chłopak zaprezentował. Boże.. Co za idioci chodzą na tym świecie, naprawdę, nieporozumienie.. I jeszcze postanowił ją puścić. Cudownie,cudownie. Chociaż, nie można powiedzieć. Dywanik był z niej całkiem przystojny. No, ale szybko jego uwagę przykuły słowa tego drugiego przedstawiciela płci męskiej. – Na pewno takimi pytaniami nie zaskarbisz sobie, ani przychylności, ani nie zbliżysz się do spełnienia swego celu.. – odparł bardzo wymownie, jakby odpowiadając za Elenkę. A wydawał się być taki sympatyczny.. – Cześć. Ja Piątek. – przedstawił się dywanikowi. Chciała by był zazdrosny? Raczej mało prawdopodobne, choć kto wie? – Proszę, siadaj. – rzucił, jednocześnie robiąc miejsce obok siebie i chowając książkę. Siądzie, nie siądzie, bez znaczenia. Tak czy tak musiał zmienić jakoś pozycje, a najlepiej było od razu z położeniem, co by się nie czuło dziewczę samotne..
Dziewczyna wpatrywała się w Piątka bez przerwy, a jej mimika była bez wyrazu. I co teraz? Przywitałam się, on też, przedstawiłam się, on też… co teraz mam zrobić!? Zaczęło się jej kręcić w głowie, jednak kiedy krukon zaproponował miejsce obok siebie wróciła do rzeczywistości i zamrugała kilka razy widocznie zdziwiona. Po chwili wstała i usiadła obok niego mówiąc pod nosem. - Dziękuję. Teraz spoglądała na Diego oczekując jakiejś reakcji, która pomoże jej dzięki naśladowaniu podrywać krukona. Ponieważ nic nie przychodziło jej do głowy tylko… - Śnieżną mamy pogodę nieprawdaż? – zaśmiała się zakłopotana i dopiero po chwili zorientowała się jaką gafę palnęła. Pogoda? Serio? Najgorszy możliwy temat - No bo wiesz! Śnieg mimo tego, że jest taki biały może być niesamowicie ciekawy! – powiedziała bez zastanowienia. Chciała podać jakieś logiczne argumenty, dzięki którym nie wyjdzie na jakąś ciamajdę. Jej policzki robiły się coraz bardziej czerwone z zakłopotanie, a jej gestykulacja rosła z minuty na minutę. - Bo ten, tego, eee, no wiesz, dużo ciekawych zwierząt żyje na takich obszarach, na przykład… eee – podrapała się po głowie – bizony! Głęboko w myślach palnęła się w głowę i spojrzała przed siebie załamana. NAJGORZEJ!
I Elenie kręciło się od tego wszystkiego w głowie. Diego, który ewidentnie miał na nią chrapkę. Ambroge, który z kolei nieco szydził z bezpośredniego kolegi i Nichole... właśnie. Ta dziewczyna była zupełnie dla niej niezrozumiała. Najpierw wparowała do przedziału najszczęśliwsza na świecie, a potem z nieco smutnym wyrazem na twarzy rozsiadła się na podłodze. Elena mogłaby przyrzec, że gdyby dziewczyna mogła, rozszarpałaby ją na strzępy wzrokiem. Wtedy też Reeves oświeciło. Czyżby Diego był ślepy? Ciemnowłosa obrażona panna najwidoczniej podkochiwała się w starszym przyjacielu. Być może Gryfonka poczuła się nieco zakłopotana, a jednocześnie w jakiś sposób zadowolona, że przystojny Hiszpan nie odwzajemnia uczucia dziewczyny. Choć znali się niespełna kilka minut, to już widocznie wpadł jej w oko... i spodziewała się, że z jego bezpośredniością nie będzie zbytnio się nudzić. Elena była w tym momencie jedynie obserwatorem... Ambroge odpowiadał za nią, a akcja przeniosła się na dosyć zabawną rozmowę pomiędzy Piątkiem, a przyjaciółką Diego. Ukradkiem Elena przyglądała się przyjezdnemu, by po chwili zwrócić całe zainteresowanie na konwersującą parę. W pewnym momencie nie mogła się powstrzymać i roześmiała się, jednak w jej śmiechu nie było za grosz ironii, bądź chamstwa. Był to prawdziwy, serdeczny śmiech. Reeves zaczęła wracać do świata żywych. - Och, kochanie. Masz rację, tutejszy śnieg jest bardziej biały i z pewnością o niebo ciekawszy niż na błonia w Hogwarcie. - zaśmiała się jeszcze i pokręciła głową. Przynajmniej było dość wesoło. Ponadto Elena przypomniała sobie swoje pierwsze próby flirtu. Mimo wszystko Nox szło bardzo dobrze!
Wiedziałem, że Nicole nie zrobi sobie krzywdy. Doskonale wiedziałem również, że ją złapię. Z czasem nabrałem wprawy w unikaniu jej skoków na tyle, by mnie nie zadusiła z tej wiecznej miłości. Co mogę poradzić? Jestem przystojny, a moja siostrzyczka chętnie by mnie zachowała tylko dla siebie. Na jej miejscu zrobiłbym to samo. Musi niestety się mną dzielić z jedną...Dwoma... Trzema... Kilkoma osobami. Do tego zapewne ciężko jest jej ogarnąć kto akurat zyskuje moje wieczne oddanie – zmienia się to bardzo szybko. Miłość przychodzi i odchodzi tak, jak każde inne uczucie. Obecnie jestem wielce zauroczony właśnie Eleną. Chce ją schrupać tu i teraz! Ale to za chwilkę. - Bamboszku, zawsze Cię złapię jak będzie cień szansy, że zrobisz sobie krzywdę – Odpowiedziałem Nicole śmiejąc się z jej niezadowolenia. Mój mały, słodki kotek. Właściwie nie przepadam za tymi sierściuchami. Ogólnie wolę raczej jaszczurki, węże. Wszystko, co ma na sobie łuski. Nawet rybkę. Futro nie jest dla mnie nawet przyjemne w dotyku, co jest chyba trochę dziwnę. Wychodzę jednak z założenia, że jeśli mam coś głaskac, do włosy jakiegoś słodkiego blondyna lub pięknej blondyny. Lubię ten typ. - Myślę, że Elenka potrafi mówić sama... - Krukon odezwał się nieproszony. Mimo to jego słowa ani odrobinę mnie nie uraziły. Trochę mi przeszkadzał w kontakcie z Eleną, ale nie mogę go stąd wyrzucić. Szczególnie, że siostrunia poszła się do niego dobierać – niech działa. Niech i ona sobie ulży, moja słodka cnotka. Mało jej to jednak wychodzi. Pieprzyła jakieś głupoty bez sensu. - Nicole błagam Cię. Zacznij ty myśleć co mówisz, a potem się odzywaj. Ile razy Ci mówić słodka bestio? - Nie mogłem się pohamować. Nic w tym nowego. Jak widać z moich ust łatwo wychodzą zarówno dobitne komplementy jak i nieprzyjemne uwagi. Jestem sympatyczny i miły, naprawdę. Ja po prostu nie nauczyłem się ograniczeń. Tymczasem wracając do mojej cudnej gryfonki. - Obiecuję, że jak już dojedziemy zabiorę Cię na drinka w jakieś ustronne miejsce – Uśmiechałem się do niej wciąż i wciąż. Najchętniej w ogóle nie odwracałbym swojej uwagi. Dobrze by było być w tym przedziale już tylko z nią. Nadal przeżywam to, jaka ona jest strasznie piękna! Anioł mi tu stąpił na ziemię!
Nie rozumiał, nie potrafił zrozumieć, dlaczego ona tak bardzo bagatelizowała jego wypowiedzi. Elenka Diega w sensie. Matko kochana. Przecież ona była zbyt śliczna, inteligentna i wrażliwa, aby zachwycać się czymś takim. O co więc chodziło? Nie bardzo był w stanie zrozumieć to wszystko. Cóż, może po prostu potrzebowała jakieś odskoczni, czegokolwiek w tym guście? Nie bardzo, naprawdę nie bardzo wiedział. Mimo tego jednak, postanowił się nie odzywać. Nie zwracać mu uwagi i tak dalej. Swoje pomyślał, to najważniejsze. Nie, żeby był zazdrosny, od razu trzeba wspomnieć. Akurat Elenka należała do tego grona kobiet, u których szans niestety nie miał. Mimo tego, jakoś niespecjalnie był smutny z tego powodu, zawsze przecież miał Kattie, która była na tyle zdolna, że potrafiła go wprowadzić do nieba. Nie będę jednak tej kwestii poruszał, z racji Puchonki w towarzystwie. Puchonki, która notabene wyglądała całkiem zabawnie. Zabawnie, by nie powiedzieć komicznie. Jak gdyby jego propozycja została wzięta z kosmosu, albo stanowiła nie wiedzieć jak duże naruszenie jakiś zasad moralnych etc. Mimo wszystko, zignorował fakt jej zachowania. Tamci zajeli się sobą, co miał już totalnie gdzieś. - Śnieżnie? – spytał, jakby jej pytanie było w całości wyrwane z kontekstu. Chyba zaczęła się obwiniać gdzieś tam w środku za gadanie akurat na taki temat. A szkoda, bo niejednokrotnie pogoda potrafiła być bardzo fascynującym zagadnieniem. Z resztą, najlepszym przykładem może być chociażby ostatnia wizyta w Pokoju Czterech Pór Roku, tak tragicznie skończona. A przecież chciał tylko przeczytać książkę. Zanurzyć się w nieco innym, niż codzienny, świecie. To coś złego? Wracając jednak do Nicole, udał że się zamyślił. Tak, żeby się źle nie czuła. – Ej, faktycznie.. – zwrócił się doń, po wcześniejszym wyjrzeniu za okno, z uśmiechem od ucha do ucha. – Tak, zdaje sobie z tego sprawę doskonale, powiedziałbym nawet, że bardziej niż ktokolwiek inny w tym przedziale.. – nieco tajemniczo, enigmatycznie, ale nie będzie się przecież przyznawał do tego, że maluje/rysuje/zajmuje się plastyką, co nie? Notabene, chciał już coś powiedzieć, zwrócił się wtedy do niej, ale ona zaczęła swój wywód o Bizonach, którego w sumie jej nie przerwał. Bo i po co? Chciał tylko zaradzić coś z jej policzkami, chyba nawet wiedział co, ale w tym samym czasie oberwał od jej zapodziałej reki. No i dostał tak… szczęśliwie nie w oko, miast tego dość mocno został spoliczkowany. Zdaje się, że nawet uwagi Diega nie były w stanie pomóc uspokoić dziewczynę. Cóż, bolało, nie można powiedzieć, a że nie było tu najcieplej, to przy okazji piekło tym bardziej. – Kurwa! – krzyknął tylko, po czym odsunął się od dziewczyny. Mimo wszystko uśmiechnięty, mówił, że nic się nie stało i tak dalej. Złapał jeszcze przy okazji za torbę, wyjął z niej papierosy i ruszył na korytarz, by znaleźć miejsce, w którym spokojnie odda się nikotynizacji.
z/t chwilowe. wrócę za kilka postów :)
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine obserwowała uważnie jak do przedziału wchodzi Elena. Blondwłose dziewczę z tego co wiedziała było współlokatorką jej chłopaka. Troszkę popytała o nią w gronie swoich informatorów i wyłapała kilka naprawdę fajnych informacji. -Cześć Heleno, co za niesamowity zbieg okoliczności. Chętnie odstąpię ci mój przedział- powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy po czym dodała - mi możesz mówić Katty, każdy mi tak mówi, czemu ty masz być wyjątkiem, prawda?- stwierdziła wzruszając ramionami. Miała na sobie ciemne obcisłe spodnie w typie legginsów i niebieską bluzkę. Na to narzucony sweterek by nie zmarznąć. Buty tylko były inne bo adidasy, wygodne i idealne do uciekania i gonienia kogoś. W przeciwieństwie do panny Reevers to panna Russeau była kimś, jej ojciec był znaną szychą w Londynie, ona była sportowcem i jeszcze trochę też stanie się sławniejsza niż była. W końcu grała nawet w reprezentacji Hogwartu w Mistrzostwach, dostała się do drużyny co było dla niej ogromnym sukcesem w życiu. Dodatkowo trenowała prawda więc mimo iż była szczupła to miała idealnie jędrą pupę, silne uda i niezwykle wygimnastykowane ciało. Może to właśnie to w niej lubił Piątek. Sama nie wiedziała, ale po prostu przy nim jakby starała się być łagodniejsza. Obiecała mu przecież, że będzie grzeczna. Poprzednią dziewczynę, która odbiła jej Ambrożego potraktowała wyjątkowo ostro. Tamta ukradła jej wisiorek to Katherine zemściła się rzucając na nią klątwę i wyczarowując paskudne piętno na jej czole widoczne przez wszystkich. Taka z niej była zołza. Teraz jednak uniosła wyżej brwi gdy Ambroży powiedział, że musi wyjść bo on chce w spokoju czytać. -Jak chcesz czytać w takim hałasie?- zapytała odrobinę zdziwiona, ale wstała posłusznie i ruszyła do wyjścia z przedziału. Przecież w końcu musiała zanieść swoją torbę do swojego przedziału i zapoznać się ze swoimi towarzyszami podróży. -Elenko do zobaczenia, pa Diego- powiedziała po czym pomachała im i zamknęła za sobą drzwi przedziału. Obejrzała się tylko ostatni raz widząc jak Piątek przytula dziewczynę i w jej oczach pojawiły się ogniki gniewu. Sama nie wiedziała co o tym myśleć. Chwyciła swój kufer i zamaszystym krokiem ruszyła przed siebie byleby szybko dotrzeć do tego pieprzonego przedziału w którym miała spędzić najbliższy czas.
Elena umilkła. Uśmiechnęła się jedynie, kiedy Ambroge starając się być miły, udawał... a może niekoniecznie, że monolog Nicole odnośnie bizonów jest szalenie ciekawy. Wkrótce Gryfonka zupełnie się wyłączyła. Zamknęła się w swoich myślach, gdzie przed oczyma stanęła sama Katherine, ciemnowłosa zgrabna Ślizgonka, z którą z pewnością nie będzie miała pozytywnych relacji. Zastanawiała się tylko, skąd to Katherine wiedziała, jak naprawdę ma na imię nasza Elena. Zadrżała tylko, kiedy usłyszała z jej ust "Helena". Blondynka czuła, że to jedynie dlatego, by jej dobiec. Dziewczyna zacisnęła wargi w wąską linię czując napływ wrogich emocji co do Kattie. Nie wiedziała na co się pisze używając jej prawdziwego imienia. Nikt dotąd nie odezwał się do niej w ten sposób, nawet jeśli znał jej "mroczną tajemnicę" Czarodziejka ocknęła się po dłuższej chwili, zdając sobie sprawę, że Diego wcześniej coś do Niej mówił. No i Friday... ale kompletnie nie obchodziło ją zdanie, jakie on posiada odnośnie bezpośredniego nowego kolegi. Miała ochotę się nieco odprężyć, a przeczuwała, że w jego towarzystwie tak właśnie będzie. Walczyła przez chwilę z chęcią podejścia do Diego, a faktem, że może sprawić tym przykrość Nicole. W końcu jednak podeszła i usiadła całkiem wygodnie na Jego łóżku. - Nie znałam Cię wcześniej. Jesteś przyjezdnym, tak?
To było najgorsze co mogło się zdarzyć. Jej brat ją zrugał, ona się wygłupiła, a chłopak, z którym próbowała jakoś normalnie porozmawiać oberwał od niej. Dlaczego zawsze mnie to spotyka? Nicole wpatrywała się jak Piątek wychodzi z przedziału, a ona została sama z dwójką gołąbeczków. Prawdę mówiąc miała ochotę się zapaść pod ziemię i zapomnieć o istnieniu wszystkich ludzi. Pobyć sama z sobą. - Przepraszam – wyszeptała widocznie dotknięta tym co się stało. Widząc jak krukon wychodzi posmutniała. Przegryzła wargę i zacisnęła dłonie w małe piąstki. W między czasie pojawiła się Ślizgonka, która wyparowała tak szybko jak się pojawiła. Zanim ktokolwiek się zorientował i panna Nox wstała i zbierała się do wyjścia. Posłała Diego i Elenie szeroki uśmiech podchodząc do drzwi przedziału. - Nie będę wam przeszkadzać! Powinnam w końcu znaleźć swój przedział – powiedziała puszczając oczko bratu i wyszła zamykając za sobą drzwi. Zanim jednak ruszyła na poszukiwania swojego nowego miejsca zamieszkania, stała oparta o drzwi i wpatrywała się nieprzytomnie w krajobraz za oknem. - Kolejna katastrofa. Nim się spostrzegła ruszyła przed siebie.
Właściwie, to nie bardzo udało mi się ogarnąć całą tą sytuację. Tu ktoś krzyczy, tu ktoś dostał, tu nagle wszyscy wychodzą. Stałem tam i właściwie postanowiłem, że najlepszym rozwiązaniem będzie zignorować wszystko i wpatrywać się w moją słodką blondynkę. Nie oderwałem od niej spojrzenia nawet na moment nie licząc oczywiście przerw na mrugnięcia. Dopiero gdy została na już tylko trójką wróciłem do świata rzeczywistego. Cóż, zdecydowanie wolałem moją wyobraźnie. Tam Elenka była naga, rozłożona przede mną i tylko czekała aż mój nabrz... Ekhem, co ja tam mówiłem? A tak. Ciekawe, czy zauważyła, że rozebrałem ją już wielokrotnie wzrokiem. Dobrze, że potrafię panować nad sobą na tyle, by się nie zacząć oblizywać czy ślinić. To by była porażka. Choć jestem tak przystojny, że i tak wyglądałbym świetnie. - Idź kruszyna, potem Cię znajdę - Rzuciłem do Nicole zerkając na nią kątem oka i uśmiechając się. Kiedy już wyszła westchnąłem i szepnąłem pod nosem dwa słowa – Kolejna katastrofa. Ten malutki człowieczek niesie za sobą taki pogrom, że stado olbrzymów wbiegających do Hogwartu zrobiłoby zdecydowane mniejsze zniszczenia. Jeśli pociąg stanie to tylko dlatego, że go zepsuła. Nie wiem, czy to możliwe, ale jest do tego zdolna – Wszystkie swoje myśli przekształciłem w dialog... Lub monolog. Tak czy siak muszę oderwać myśli od mojego bachorka. Może sobie poradzi, a jeśli nie to za jakiś czas pójdę jej poszukać i zaprowadzę do odpowiedniego predziału. Czas wrócić myślami tylko do mojej słodkiej... Helenki? - Helena? - Zagadnąłem przypominając sobie, że chyba tamta ślizgonka tak się do niej zwróciła – Jesteś jak ta... Z mitologi. Królowa Sparty czy Troi, nie pamiętam. Ej, zostań moją królową – Właściwie, zostaliśmy w przedziale sami. To pozwala mi na dużą swobodę choć wiem, że nie mogę się teraz na nią rzucić. Piątek może w każdej chwili znowu się tutaj pojawić i obdarzyć mnie kolejnym hasłem pt „Jak nie powinno się traktować kobiety”. Nie żeby mnie to jakoś obchodziło, ale nie lubię gdy mi się przerywa. - A co do mojego pochodzenia, to tak. Przyjechałem z Hiszpanii. Dokładnie z Madrytu słoneczko – Tu obdarzyłem ją szewskim oczkiem, a potem uśmiechem nr 5 mówiącym: „Patrz jaki jestem zajebisty i pożądaj mnie, a może będę tak łaskawy i porwę Cię w ramionach na sam koniec świata... Tak, tylko ty i ja maleńka!”.
Wszystko trwało zaledwie chwilę, podczas której zgasły światła, rozmowy zostały przerwane, a drzwi oddzielające przedział od korytarza z hukiem zostały otwarte. Nagły powiew zimnego powietrza przyprawił o gęsią skórkę, u niektórych wywołując nieprzyjemny dreszcz. Czyżby miała nastąpić powtórka z rozrywki? Czy Lunarni nadal stanowili zagrożenie? Nie wiadomo. Sprawdź, co miało miejsce. Gdy światło ponownie się zapaliło, przedział został niemal przewrócony do góry nogami. Pościel oraz podręczne bagaże leżały na środku. Przez otwarte drzwi wypadło czyjeś łóżko, które najwyraźniej nie zostało dostatecznie mocno przytwierdzone do ściany. Dwa inne skrzypiały niebezpiecznie, jakby miały zaraz zapaść się pod ciężarem swoich tymczasowych właścicieli. A co tak naprawdę miało miejsce? Wylosuj jedną kostkę w odpowiednim temacie i sprawdź, jak potoczyły się twoje losy podczas gwałtownego hamowania:
1 - nie masz pojęcia, jak to się stało, ale - gdy zapadła ciemność - poleciałeś na okno. Rozbiłeś szybę, której odłamki wbiły ci się w rękę, a wystająca ze ściany śruba wbiła się w twoją nogę, uniemożliwiając ci jakiekolwiek poruszanie. Całe szczęście możesz wesprzeć się na drugiej kończynie, ale bez pomocy z zewnątrz się nie obejdzie. 2 - więcej szczęścia niż rozumu! Akurat, gdy wszystko się stało, padłeś na podłogę pod wpływem działających sił i jakoś przetrwałeś cały wypadek. Możesz udzielić pomocy wszystkim rannym. 3 - miałeś dość dużo szczęścia! Nim zgasło światło, trzymałeś się dość stabilnej części swojego łóżka i udało ci się zachowywać równowagę. Niemniej jednak nie uchroniło to twojej głowy, którą uderzyłeś w ścianę. Prawdopodobnie zostanie tylko niewielki guz, ale może warto byłoby zaopatrzyć się w jakąś doraźną pomoc? 4 - jesteś chyba najbardziej poszkodowaną osobą w tym przedziale! W momencie gwałtownego hamowania twoje łóżku oderwało się od ściany, przeleciało przez całą wolną przestrzeń, taranując osobę z kostką numer 5, i zatrzymało się w otwartych drzwiach. Leżysz w dość nieprzyjemnej pozycji. W szoku nie potrafisz się podnieść i musisz zaczekać na pomoc kogoś innego. 5 - miałeś wyjątkowego pecha! Oberwałeś w głowę czyimś łóżkiem i straciłeś przytomność. Musisz zaczekać, aż ktoś postanowi cię ocucić. 6 - chyba nie jest tak źle. W czasie całego zamieszania zachowałeś spokój, ale w tym wszystkim nie zadbałeś o własne bezpieczeństwo i uderzyłeś plecami w ścianę. Ból jest nie do zniesienia, nie dasz rady się wyprostować, ale wciąż możesz chodzić o własnych siłach.
Kostki 2 i 6 uprawniają do udzielenia pomocy rannym. Aby sprawdzić, czy udało się uratować kolegę/koleżankę z przedziału, rzuć dodatkową kostką: parzysta - niestety, nie udało ci się; zapomniałeś zaklęcia w ostatniej chwili i nie wiesz, co zrobić. nieparzysta - znasz odpowiednie zaklęcie i z powodzeniem rzucasz je na rannego, pomagając mu. Jeden rzut kostką oznacza jedną udzieloną pomoc.
Dostał w twarz od tego dziewczęcia, więc poszedł sobie zapalić. Oczywiście stanowiło to nie lada problem, ponieważ do jasnej cholery akurat kiedy on musiał wyjść, nauczycielom zachciało się urządzać jakieś atrakcje w przedziale, w którym miał nadzieje spokojnie oddać się rozkoszy nikotynizacji. No, ale okej. Znalazł jakiś inny, wolny i tak dalej. Tam spędził trochę czasu, paląc, a także rozmyślając. Bo i przecież miał o czym. W końcu Kattie.. Nie potraktował jej dość miło. Miałtylko cichą nadzieję, że nie postanowi się na nikim z tej racji wyżywać, ewentualnie planować jakąś kolejną chorą zemstę. Tak, zdecydowanie chyba musieli pogadać. I to bardzo, bardzo, bardzo poważnie. Zanim komuś nie daj boże stanie się krzywda. Zwłaszcza, że w ostatnim czasie Gilian również wysunęła prośbę o namalowanie portretu.. Życie znając, nie będzie z tego ślizgonka zadowolona. Szczególnie wziąwszy pod uwagę fakt, iż ostatnio miał wrażenie że tylko ją jedną mógł malować. Jak gdyby tylko ona jedyna mogła dla niego pozować. Mowa tu oczywiście o płci przeciwnej, ale może i lepiej że dziewczę nie znało jego przygód z facetami..? W każdym razie, potem próbował wrócić, ale widząc znajdujących się w dziwnym stanie, wolał im nie przeszkadzać. Jeszcze by się to na nim zemściło, a przecież karma wraca, prawda? Prawda przenajświętsza. Tak więc, wolał nie ryzykować i nie narażać się jej zbytnio. W związku z tym, odwiedził przedział śniadaniowy, jednocześnie zastanawiając się, dlaczego Elenka w ogóle rozmawia z tym gościem..? Dobra on też był pussyhunterem, ale na bogów starych i nowych, znał jakiś umiar, tak? I wiedział jak mniej więcej mógłby się do kobiety wyrażać. Czemu ten cały Diego miał z tym problem, nie bardzo był w stanie zrozumieć. Z resztą, co go to obchodziło. Wszak nie jego problem. Martwił się tylko o Elenkę. W końcu, z kim się zadajesz, takim się stajesz, czy jakoś tak to szło… W pewnym momencie pociąg zaczął niebezpiecznie szybko jechać. Ludzie na korytarzach mieli problem z utrzymaniem równowagi. Tak, to był ten moment, w którym należało ponownie wrócić do przedziału. Tak byłoby najlepiej. Znalazł się więc w nim, przerywając wszystkim tę jakże cudowną rozmowę, którą właśnie odbywali. Ledwo wszedł do przedziału, kiedy nagle cały wagon przewrócił się, a Ambroge nim w ogóle zdążył skojarzyć co i jak, oberwał czyimś łóżkiem. No cudownie. Jak się bawić, to się bawić. Drzwi wyjebać, wstawić okno.
Helena roześmiała się ze słów Diego, którymi opisywał pecha małej Nicole. Blondynka zdążyła zauważyć, że jego przyjaciółka jest dość niezdarna, choć być może była to kwestia czegoś innego. Nox zapatrzona tak w Diego, próbowała usilnie wzbudzić i jego zainteresowanie, co niestety... nie działało, a sam chłopak miał później z niej niezły ubaw, a biednaczynka... cierpiała. Elena zdecydowała się otworzyć mu oczy: - Posłuchaj. Nigdy nie przyszło Tobie na myśl, że Nicole... - i tu nie dokończyła, ponieważ Hiszpan wypowiedział jej prawdziwe imię. Aż wzdrygnęła się czując nieprzyjemne uczucie - wstyd wymieszany z rosnącą wściekłością. Hela. Hela. Hela. Hela. Obijało się to echem w Jej głowie. Nie słuchała go dalej. Zrobiła się cała czerwona i szykowała jakąś historię w głowie, by ten przypadkiem już nigdy tak się do niej nie odezwał. Dobra... Elena była pod tym względem chora, poważnie chora! Kątem oka udało jej się uchwycić posturę Friday'a. Potem zapanowała przerażająca ciemność. Dlaczego od razu pomyślała o Lunarnych? Pisnęła dość głośno, kiedy drzwi wszystkich przedziałów otworzyły się z hukiem. Vittoria! Coś krzyczało jej w głowie... zaczęła bardzo się martwić, ale pierwszorzędnie musiała zapewnić sobie bezpieczeństwo. Pociąg zatrzymał się. Elena w ostatniej chwili złapała się swojego łóżka, kiedy to zaczęło okropnie trząść. Widziała tylko wśród tej ciemności, jak Ambroge przywala o czyjejś łóżko, prawdopodobnie Sunny... i traci przytomność. Potem nieznośny ból odbił się w głowie Eleny. Uderzyła w ścianę z hukiem i aż musiała się skulić, bo sama obawiała się, że zemdleję. Była rozdarta pomiędzy troską o przyjaciół, a własnym cierpieniem. Na przemian męczył ją strach i ból. Czy ktoś zdołałby jej pomóc? A przede wszystkim Piątkowi... Trójeczka!
Niezdarna, to zdecydowanie za mało powiedziane? Ona niosła za sobą śmierć i rozerwanie emocjonalne jednocześnie! Wychodziła w miasto i strącała samoloty – stojąc na ziemi. Tak wyglądało to małe monstrum w jego oczach i nikt mu nie przetłumaczy, że jest inaczej. Właśnie – chwilę temu poczułem jak pociąg mocno drży. Podejrzewam, że już gdzieś siedzi i psuje pociąg. Wykrakałem to chyba jednak w czarną godzinę. W każdym razie wszystko zaczęło się uspokajać, więc jest chyba w porządku. Elena się zaczerwieniła, ale nie wiedziałem z jakiego powodu. Już miałem się zacząć za wczas bronić, a tu nagle światła zgasły. Ktoś krzyczał, ktoś piszczał. Wszedł tu chyba Piątek. Już wiem! Nicole wraz z nim zepsuła światło. Moje myśli jednak nie długo mogły być zabawne. Zobaczyłem, jak łóżko leci w moją stronę. Po drodze chyba staranowało krukona. Nie zdążyło mnie jednak uderzyć, bo wstrząs popchnął mnie na okno. Słyszałem brzdęk szkła. Potem już tylko swój przeraźliwy, głośny krzyk. Noga bolała mnie tak bardzo, że z moich oczu momentalnie puściły się łzy. Nie wiem na co wpadłem, ale wbiło mi się w nią z ogromną siłą. Krew musiała daleko trysnąć, teraz lała się po nodze. Z ręką, która walnęła o okno było lepiej, ale to i tak nic ciekawego. Wbiło się w nią kilka odłamków szkła. Nie mogłem się ruszyć. Postanowiłem jak najbardziej odciążyć zranioną nogę. Bolało, więc jęknąłem przy tym. - E...Elenka? W porządku? - Straciłem wszelkie siły to też mówiłem cicho i jąkając się. Mam nadzieję, że jej się nic nie stało. Musi mi pomóc. Musi mnie z tego zdjąć! Piątek zapewne po ciosie pryczą już nie wstanie, więc mogę liczyć tylko na nią. O boże, NICOLE! GILLIAN! Muszę biegnąć. Muszę zobaczyć, co się z nimi dzieje. Cholera! - POMOCY! - Krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem. Nagle wstąpiła we mnie nowa energia. Moje bamboszki są w niebezpieczeństwie! Muszę im pomóc! - POMOCY! CZY KTOŚ MNIE SŁYSZY?
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Profesor Ramirez wpadł jak burza do przedziału, a gdy tylko spostrzegł, co takiego się wydarzyło, wręcz syknął. Nie spodziewał się czegoś takiego, jak wszyscy zresztą. Na szczęście nic mu się nie stało podczas wypadku i dzięki temu mógł się zająć uczniami. Krzyczący tłum mu tego nie ułatwiał, zaś rany uczniów sprawiały, że niemal złapał się za głowę. - Już wam pomagam – powiedział krótko, wyciągając różdżkę, by wszystkich doprowadzić do porządku. Nie z każdym mu się to udało – mógł jedynie wstępnie opatrzyć rany i odesłać ich do pielęgniarki i uzdrowicieli, którzy na szczęście również podróżowali koleją i tylko jeden z nich ucierpiał. Dla najgorszych przypadków wyczarował nosze, by przetransportować ich jakoś ponad tłumem do wagonu, w którym urzędowała pielęgniarka.
z/t
Wszyscy ranni, którzy nie zostali opatrzeni przez kogoś innego uznają, że wysłano ich do przedziału lekarskiego.