Wyjątkowo przyzwoicie utrzymany przedział śniadaniowy wygląda jak jeden ze zwyczajnych przedziałów w pociągu z tym, że do foteli dostawiono stoły nakryte białymi, a właściwie lekko szarymi już obrusami. Obsługa gości polega tutaj na samoobsłudze. We wnęce, mniej więcej w połowie absurdalnie długiego przedziału można znaleźć zaczarowaną lodówkę z papierowym menu zawieszonym ponad przeszkloną witryną z dziurą na środku, idealną na szerokość talerza oraz ewentualnych niewielkich dłoni. Po stuknięciu różdżką w wybraną pozycję należy zaczekać około pięciu minut na otrzymanie wybranej potrawy. Można w ten sposób zamówić ciepłe dania czarodziejskie oraz mugolskie, oczywiście w granicach rozsądku, gdyż restauracja nie podaje wykwintnych potraw. Do tego można dobrać sobie jakiś ciepły napój lub kilka sztuk słodyczy. Może zasmuci to niektórych, ale alkoholu tutaj nie podają. Wszystkie potrawy spożyte na miejscu są opłacane z góry przez Hogwart.
Wszystkie magiczne potrawy, napoje oraz słodkości możesz znaleźć tutaj.
Dla przejrzystości waszej podróży, postanowiliśmy stworzyć mapy, które będą ukazywać, w jakim mniej więcej punkcie znajduje się pociąg, wiozący uczniów na ferie. Wszystko będzie na bieżąco aktualizowane, wraz z sytuacjami, jakie będą miały miejsce.
Śnieg zasypywał wszystko, co spotkał na swojej drodze, ale to nie mogło zepsuć nastrojów uczniów Hogwartu. Rozpoczęły się ferie zimowe – czas wolny od nauki, który mogli poświęcić na odpoczynek i zwiedzanie nowych miejsc dzięki hojności dyrektora Garetha Hampsona. Jak co roku, postanowił wysłać uczniów na wycieczkę w odległe miejsce, które nadal pozostawało dla nich tajemnicą. Zaciekawieni ustawiali się pod szkolną bramą, gdzie czekały na nich świstokliki, mające przenieść wszystkich do – jak zapowiedzieli nauczyciele – pierwszego przystanku podróży. Niektórzy jęknęli tylko, przypominając sobie katorżniczą jazdę do Kanady, która trwała niemal cały dzień, ale mimo wszystko warto było się przemęczyć, by przeżyć kolejną zniewalającą przygodę. Na trzy. Raz, dwa, trzy… Wszyscy złapali świstoklika, czując szarpnięcie i zaczęli wirować, starając się utrzymać przedmioty w rękach. Pięcioosobowe grupki wylądowały na dworcu, który ani trochę nie przypominał londyńskiego King’s Cross, a jedynie niektórzy z przyjezdnych zdołali odczytać „MOSKWA, peron 11-75” pisane cyrylicą i poinformowali o tym pozostałych. Zrobiło się tak wielkie poruszenie, że niemal nikt nie dostrzegł ogromnej lokomotywy, która ciągnęła za sobą dziesiątki wagonów. Rosjanie zaczęli się przepychać, starając wyminąć całą grupę Hogwartczyków i uczestników projektu Złoty Sfinks i znaleźć swoje miejsca. Również uczniowie, kierowani przez nauczycieli wskoczyli do środka. Wszystkie ich bagaże były już umieszczone w przedziałach, zaś każdemu z osobna nakazano kierować się do pociągowej restauracji. Czekał już tam na nich mężczyzna w uniformie kierownika pociągu, spoglądając na nich z wesołym uśmiechem. - Witajcie w czarodziejskiej kolei transsyberyjskiej – zaczął swoją przemowę, kiedy każdy zajął swoje miejsce. – Cieszymy się, że odbędziecie z nami swoją podróż. Specjalnie dla waszej dyspozycji dyrektor Hogwartu zarezerwował kilkanaście przedziałów. Za około tydzień powinniście się znaleźć w miejscu docelowym waszej podróży, a póki co życzę wam dobrej zabawy i polecam obserwować widoki za oknem, ponieważ są zniewalające. A teraz wybaczcie, muszę wracać do pracy. I zniknął za drzwiami prowadzącymi do kolejnego wagonu, a jego miejsce zajął profesor Aden Morris, który omiótł spojrzeniem wszystkich podopiecznych i przeszedł do pouczeń. - Możecie poruszać się wyłącznie po przedziałach zarezerwowanych dla Hogwartu, do waszej dyspozycji pozostają łazienki w tychże wagonach. Posiłki dostajecie o wyznaczonych porach, tak jak w szkole, ale jeśli ktoś zgłodnieje, może sobie coś zamówić na własny koszt. Wagon bagażowy jest dla was całkowicie zakazany, a wszelka niesubordynacja zostanie ukarana szlabanem, gdy tylko dotrzemy na miejsce. Życzę miłej podróży, możecie kierować się do swoich przedziałów. Miejsca macie opisane na biletach, dla ułatwienia profesor Abney powiesiła na drzwiach karteczki z waszymi nazwiskami. Postarajcie się nie robić zamieszania.
informacje:
Kolej Transsyberyjska to zaledwie przystanek w drodze na czarodziejskie ferie. Będzie ona funkcjonować mniej więcej tak, jak Hogwart Express, w której będzie pisać przez około tydzień. Po tym czasie pojawią się lokalizacje docelowe, a Hogwart zostanie zamknięty, dlatego prosimy o kończenie lub zawieszenie tamtejszych lekcji i wątków. Przedziały staraliśmy się dopasować mniej więcej według relacji panujących między bohaterami. Spis znajduje się pod każdym tematem i w nim. Życzymy miłej zabawy!
Śnieg sypał jeszcze mocniej, a podróż trwała w najlepsze. Uczniowie nudzili się niemiłosiernie, nie mogąc wystawić nosów poza pociąg, ale cel podróży był warty każdego oczekiwania. Dyrektor Hampson twierdził nawet, że dobrze im zrobi, kiedy bez jakichkolwiek rozrywek będą mogli po prostu ze sobą rozmawiać. I tak ułatwił wiele, pozwalając korzystać z magii nawet najmłodszym uczniom, ale wyłącznie na terenie wagonów objętych rezerwacją, by przypadkiem nie narazili na niebezpieczeństwo zarówno siebie, jak i pozostałych pasażerów. Magiczna kolej podążała zupełnie inną trasą niż mugolska i w ten oto sposób pierwsza stacja znalazła się dopiero u podnóża szczytów gór Ural. Pociąg zatrzymał się tam na pół godziny, pozwalając uczniom zaczerpnąć odrobiny świeżego powietrza i rozejrzeć po okolicy niewielkiego, starego dworca. Mimo wszystko to nie grupa wrzeszczących dzieciaków zwracała uwagę wszystkich, a grupa czterech staruszek w długich, kwiecistych szatach i chustach na głowach, które zaraz po zajęciu swojego przedziału, przeniosły się do wagonu śniadaniowego, gdzie okupowały calutki stolik. Śpiewały rosyjskie pieśni i dziergały na drutach, ale plotka głosiła, że sprzedają też pamiątki po niższych cenach. Wystarczy ładnie poprosić, a zaoferują coś ze swojego kufra.
OD CZAROWNIC MOŻNA ZAKUPIĆ TAKIE PRZEDMIOTY JAK:
matrioszka – 5g magiczne laleczki, które można rozkładać w nieskończoność, a najmniejsza z nich jest niewidoczna gołym okiem
ręcznie robione serwetki – 3g idealne na prezent dla mamy i babci, ozdabiane ludowymi wzorami i niebrudzące się
szalik zrobiony na drutach – 6g długi na trzy metry i niezwykle ciepły, wykonany z sercem specjalnie dla prawdziwych zmarzluchów
baletnica – 7g laleczka w kształcie tancerki baletowej, która tańczy zawsze, gdy tylko usłyszy muzykę
szkatułka – 7g pięknie zdobione cekinami i odrobina magii szkatułki są niezwykle słynne w tych regionach, a każda otwiera się wyłącznie dla swojego właściciela
zdobiony dywan – 25g dywany funkcjonują tu nie tylko na podłogach, ale również na ścianach, dlatego jeśli chcesz poczuć Rosję we własnym domu, zafunduj sobie taką ozdobę
domowe ciasteczka – 2g/szt. wykonane według rodzinnego przepisu jednej z czarownic, niemal niemożliwe do pogryzienia, ale idealne do żucia, kiedy nie masz czego włożyć do ust podczas długich wędrówek w śniegu
CZAROWNICE OFERUJĄ RÓWNIEŻ NAUKĘ CZARODZIEJSKICH PIEŚNI LUDOWYCH, CAŁKOWICIE ZA DARMO I DLA KAŻDEGO, KTO TYLKO ZAPRAGNIE JE POZNAĆ.
Rzuć dwiema kostkami, by przekonać się, którą pieśń wybrały dla ciebie babcie i jak idzie ci nauka.
Nauka: 1,2 – Choć czarownice podchodzą do ciebie z ulgą, rosyjska pieśń jest zbyt trudna do opanowania. Słowa mieszają ci się, wyśpiewujesz je nieprawidłowo, tworzysz wręcz własne, co kończy się jedynie spojrzeniami pełnymi politowania. Poliglotą raczej nie będziesz, ale mimo wszystko próbowałeś. 3, 4 – Słowa nie są problemem, ale gorzej z melodią. Przy refrenie zawsze zaczynasz fałszować, co wywołuje jedynie salwę śmiechu u staruszek. Mimo wszystko uważają, że i tak radzisz sobie świetnie, więc dostajesz od nich trzy ciastka na pocieszenie. 5, 6 – Jeśli wcześniej nie odkryłeś swojego talentu muzycznego, to właśnie do tego doszło. Pieśń wychodzi ci niemalże perfekcyjnie, a kobiety są pełne podziwu, że tak szybko załapałeś, o co w tym wszystkim chodzi. Brakuje ci tylko uczucia, z jakim one to śpiewają, ale możesz to wyjaśnić różnicą kulturową i młodym wiekiem. Mimo wszystko zdołałeś się czegoś nauczyć i otrzymujesz za to 1pkt do kuferka z działalności artystycznej.
Rozmawiając z prefekt naczelną człowiek zdecydowanie się stresuje. Lepiej nie podpaść szczególnie, że w szkole się nie ma zbyt dobrej opinii (która o dziwo całe szczęście jeszcze do niej nie dotarła). Może to właśnie dlatego nagle zgłodniałam? Zabrałam więc swoje dziecko na ramię (Loki nawet w pociągu nie mogę odstąpić na krok mimo iż obiecałam, że nie wypuszczę jej z przedziału – muszę być dyskretna) i idąc przez korytarz jak najszybciej dostałam się do Przedziału Śniadaniowego. Było tu zadziwiająco pusto. Jednak dobrze myślałam, że większość uczniów spędza czas w tych nielegalnych miejscach (mam na myśli przedział bagażowy) lub w nie swoich przedziałach. Westchnęłam – Chyba liczyłam, że jednak uda mi się skorzystać z chwili i poznam kogoś interesującego. Na prawdę lubię poznawać ludzi, ale najwyraźniej nie jestem w tym dobra. Za mało ich spotykam, a jeśli już to mało kto pała do mnie miłością. Nie zależy mi. Tylko czasem chciałabym znaleźć się w grupie ludzi, którzy mnie uwielbiają – trochę tak, jak wszystkie klasowe gwiazdeczki. Gdy tylko tu dotarłam od razu rzuciło mi się w oczy coś, co sprzedają Rosyjskie Czarownice – baletnica. Laleczka była przepiękna. Kobiety wspomniały, że jeśli słyszy muzykę, to rozpoczyna swój taniec. Nie chciałam uczyć się specjalnie w tym celu jakiś rosyjski dyrdymałów, dlatego też kupiłam figurkę, a zaraz potem usiadłam z nią przy stole. Wpatrując się w baletnicę zaczęłam cicho śpiewać jedną ze znanych mi piosenek. Laleczka faktycznie ożyła! Niesamowite! Loki siedząc mi na ramieniu darła się, skrzeczała wtórując mi. Ja jej tylko trzymałam łapki, żeby nie próbowała mi capnąć nowe zabawki.
Będąc w swoim przedziale samemu Skylar nie mógł już dłużej wytrzymać, więc postanowił się przejść. W sumie to być może powodem był też rosnący głód? Nie, nie był głodny. Ale skoro już tutaj dotarł to musiał pomyśleć nad kupnem. Jak tylko zobaczył menu z wyborem, to nie mógł się powstrzymać. Podszedł do listy i wybrał sobie zieloną herbatę. Zaczekał chwilę, po czym odebrał napój. Teraz wypadało zająć jakieś miejsce. Rozejrzał się i spostrzegł zajmujące cały stolik rosyjskie czarownice, a trochę dalej... Vittoria! Kiedy tylko ją ujrzał poczuł gorąco przechodzące przez całe jego ciało. Wszystkie wspomnienia natychmiast wróciły. Ta krótka chwila spędzona razem, a jednak wystarczyła. Nie mogąc powstrzymać swoich nóg, nad którymi stracił władzę, skierował się w odpowiednim kierunku. Po czym usiadł naprzeciwko niej, tylko po to, żeby powiedzieć: - Mogę? - tak samo jak ona to zrobiła na początku ich znajomości. Następnie mangę położył po swojej prawej, a różdżkę schował do kieszeni.
Myślałam, że większość czasu tutaj spędzę sama. Gdy tylko umilkłam zarówno ja, jak i moja papużka mój nowy zakup momentalnie przestał się ruszać. Chciałabym tańczyć. To piękne, gdy paru poruszają się w rytm muzyki – płyną po parkiecie, lub w ostrym tango pokazują pożądanie między sobą. Zdecydowanie jest to coś magicznego. Może nawet więcej w tym czarów niż w niejednej różdżce? Zawsze kochałam patrzeć na to w telewizji. Sama jednak mam niewielką koordynację. To sprawia, że pewnie swoim pokracznym stawianiem nóg zabiłabym osobę, która zechciałaby mnie uczyć. Mruknęłam coś do siebie niewyraźnie pod nosem i podałam zabawkę Loki, która momentalnie wzięła ją w łapki i próbowała odgryźć jej głowę. Niech się bawi. Czeka nas długo i nudna podróż. Może jednak nie aż tak nudna? Wiedziałam, że będzie gdzieś w pociągu. Szczerze mówiąc aż do teraz starałam się go poniekąd unikać. Przy Sky jakoś... Przestaje ufać sobie. Nie wiem, na ile sobie mogę pozwolić. Cieszę się jego widokiem, a jednocześnie się martwię. Wiem, że ślizgoni to raczej twarde szuje, ale nie chcę go ranić. Nikogo nie chcę. Wiem jednak jaka jestem. Dlatego zdaję sobie sprawę z tego, że on może pożałować uczuć związanych ze mną – oczywiście tych pozytywnych. Mimo wszelkiej zadumy uśmiecham się na jego widok.
- Mogę?
- Skoro już usiadłeś, to chyba za późno na zadawanie pytań – Odpowiedziałam mu niemal machinalnie. Masz może deja vu? Pamiętam każdy szczegół z naszego spotkania. Nie wiem dlaczego, bo rzadko mi się to zdarza. Może po prostu minęło zbyt mało czasu, by już zapomnieć? Na prawdę cieszę się, że tu jest, bo moją poprzednią towarzyszkę zgubiłam gdzieś po drodze. Może została w przedziale i nawet nie usłyszałam, gdy coś do mnie wołała? Trudno. Płakać za nią nie będę. Mam ochotę przesunąć rękę na stole i go dotknąć. Cały czas z tym walczę. - Jesteś z kimś ciekawym w przedziale? - Od razu zaczęłam jakiś mało intymny i zobowiązujący temat. Chcę odsunąć swoje myśli od tego, co działo się ostatnio. Nie potrafię...
- Nie sprawdzałem dokładnie. Narazie znalazłem tam gryfonkę, która na starcie postanowiła mnie zwyzywać, ale dałem sobie z tym spokój. - odpowiedział dziewczynie na zadane przez nią pytanie. Tak, spotkanie z tą gryfonką spowodowało wiele negatywnych emocji, więc przestał się nią interesować od razu jak na ratunek przybył jej pan "gentleman". Niesamowite skąd tacy ludzie się biorą; myśleć, że jest się lepszym od Skylara (cierpiące ego wyczuwam). Dobra. Koniec tych głupich rozmyślań. Trafił przecież wreszcie na osobę, z którą mógł się dogadać. Ulga. Czekanie na ponowne spotkanie z dziewczyną wydawało się wiecznością, a teraz w końcu się spełniło. I co śmieszne, Skylar zupełnie nie wiedział, co ma powiedzieć, więc na chwilę zapadła między nimi cisza, w tle słychać było tylko zawodzenie (bo śpiewem ciężko to było mu nazwać) czarownic z rosji. No już chłopie! Weź się w garść. Trzeba zacząć rozmawiać! Juuuuż kurwa! - Jak zapowiada się dla Ciebie wyjazd na ferie? - zapytał. Następnie skarcił się w myślach za beznadziejny temat.
- Nie sprawdzałem dokładnie. Narazie znalazłem tam gryfonkę, która na starcie postanowiła mnie zwyzywać, ale dałem sobie z tym spokój.
Słysząc jego słowa postanowiłam, że lepiej opanuje cisnący się na usta uśmiech. Widzę, że jego męskie ego zostało mocno połaskotane tym, że jakaś panna próbowała mu coś nagadać. Zagryzłam wargę jeszcze przez chwilę się powstrzymując, po czym odezwałam się: - Jak ona śmiała! - Mimo wszelki starań nadal nie zabrzmiało to zbyt poważnie. Wytknęłam lekko język w jego stronę robiąc przy tym przepraszającą minę. Zapewne sama w takiej sytuacji już dawno przypieprzyłabym komuś, kto rzuciłby do mnie niemiłe słowo. Niestety jestem (i w pełni się do tego przyznaje) osobą bardzo agresywną. Dlatego myślę, że Sky powinien się cieszyć, że między nami są dobre stosunki. Chyba nawet zbyt pozytywne moim zdaniem.
- Jak zapowiada się dla Ciebie wyjazd na ferie?
Ta niezręczna cisza... Dobrze, że ją przerwał. Zbyt wielką ochotę miałam znów go pocałować... - Nigdy nie wyjeżdżałam z Londynu. Wprawdzie jedziemy tam, gdzie jest znacznie zimniej, ale to zawsze jest podróż. Liczę, że jak odpocznę trochę od szkoły, to w końcu znajdę odpowiedź na wiele pytań i... Ah, nieważne – Tu przerwałam. Przecież nie będę go zanudzać. Właściwie nie chciałam o tym mówić, nie wiem po co zaczęłam – Ty pewnie niejednokrotnie gdzieś wyjeżdżałeś prawda? Oczywiście wyłączając Anglię i Japonię – Głupie pytanie. Chłopak jest bogaty i od małego rozpieszczany przeróżnymi drobiazgami. Musieli mu pozwalać na drogie wycieczki. Pewnie zawsze robił to, na co miał ochotę podczas gdy u mnie o 6:00 wstawało się z łóżka i o 22:00 kładło spać, a w trakcie dnia i posiłki były o idealnie równych porach. Potrafiłam się trzymać grafiku niemal jak robot w pewnym momencie. Kto się spóźnił zawsze miał z tego powodu niemałe problemy, więc trzeba było być bardzo punktualnym. Aż do przesady. Całe szczęście będąc w szkole rolę się odwróciły - teraz się wszędzie spóźniam.
Minęło trochę czasu, nim wreszcie Bell przyszła do przedziału śniadaniowego. Może Vittoria miała nadzieję, że się od niej odczepi? Nic z tego! Wychodząc z przedziału nie powiedziała niczego, co krukonka mogła uznać za niechęć do dalszego jej towarzystwa, toteż postanowiła do niej dołączyć. Pierwsze, co zwrócił jej uwagę, kiedy weszła, to kolorowe babcie. Poprzyglądała się więc wszystkim przedmiotom, przez chwilę zastanawiając się czy by nie kupić kolorowej szkatułki, ale ostatecznie nie miała przy sobie pieniędzy, a nie chciało jej się biegać ich szukać. Klepnęła na siedzenie obok Skylara, na powitanie robiąc mu szopę na głowie. Heheszki. - No, no, kogo ja tu widzę. Słyszałam, że już coś nabroiłeś? - zagadnęła, podsłuchując kawałek ich rozmowy o gryfonce, kiedy jeszcze buszowała w skarbach kolorowych babć. - Jestem pewna, że ta podróż będzie niezwykle ciekawa! - powiedziała już do Vittorii. Swoją drogą nadal nie wiedziała, że właśnie tak ma na imię, jednak nie pytała, bo to było takie nudne i oklepane. Zaczynać rozmowę od zapytania o imię, pff! - Co prawda nie powiedziałabym, że zawsze nad wszystkim panują... Dyrektor niby taki zaradny, a słyszeliście jak na wakacjach w Egipcie pojawili się handlarze ludźmi? To dopiero była przygoda - opowiadała z entuzjazmem. Całkiem zapomniała, że chciała wziąć coś do przegryzienia. No nic, potem to na pewno nadrobi. A skoro można było zamówić sobie cokolwiek... ach, co to będzie za dobre jedzenie.
Chłopak poczuł się mimo wszystko trochę urażony reakcją dziewczyny, ale postanowił nic nie mówić. Nie widział potrzeby we wszczynaniu kolejnej w ciągu pół godziny kłótni. Zostawił, więc ten temat w spokoju. Zresztą szybko udało mu się o tym zapomnieć dzięki zmianie tematu przez dziewczynę. - Byłem w Paryżu, Madrycie, Barcelonie, Hurghadzie, Sharm-el Sheikh, Jerozolimie, Hongkongu, Seoulu, Los Angeles, Miami, Nowym Yorku, Wenecji, Rzymie oraz w Salvadorze. Wszędzie nie dłużej niż dwa tygodnie. W Rosji jeszcze nie byłem, więc jestem ciekaw jak tu jest. Chciałbym jeszcze zobaczyć Las Vegas, ale jak będę miał więcej pieniędzy (śmiech) Już miał mówić dalej, ale nagle do ich stołu dosiadła się prefekt bezczelna, która rozczochrała Skylara. Nilubił kiedy tak mu robiono to też naburmuszył się na nią. Kolejna osoba, która na zbyt wiele sobie pozwalała. - Nie nabroiłem tylko pokazałem, gdzie jest czyje miejsce. - odpowiedział.
Broń boże nie liczyłam na to, by Bell się odczepiła. Wręcz przeciwnie. Gdy zobaczyłam ją idącą w naszą stronę uśmiechnęłam się promiennie. Tak, to jest mój ratunek! Jestem przekonana, że przy niej nie dam się skusić temu, jak Skylar na mnie patrzy. Nie pozwolę sobie na żaden ruch i mam nadzieję, że ślizgon również (choć w głębi duszy liczyłam, że i on nie wytrzyma i nie pozwoli byśmy siedzieli tak daleko od siebie. Może lepiej byłoby tak blisko, jak w parku). Mimo wszelkiej powściągliwości kiedy krukonka siada blisko niego czuję pewne ukłucie. Nie myślę, by mogła to być zazdrość. Coś nagle po prostu... Nie wiem. Nie muszę się tłumaczyć.
- No, no, kogo ja tu widzę. Słyszałam, że już coś nabroiłeś?
- Znacie się? - Pytam zaskoczona ich poufałością względem siebie. W barze siedział sam jak palec, a tu się okazuje, że zapewne ma pokaźne grono znajomych. Nic dziwnego. Jest przystojny, dobrze się z nim rozmawia. Istnieje jeszcze opcja druga – Bell zna wszystkich w Hogwarcie. Przecież jest w zarządzie, może pewnie i wlepiać szlabany czy odjemne punkty. Dlatego lepiej mieć się na baczności i jej nie podpaść. Nie chciałabym być dręczona przez ślizgonów, że zabieram naszemu domowi punkty. Sama musiałabym ich wtedy dręczyć, a próbuję być miła i serdeczna.
- W Rosji jeszcze nie byłem, więc jestem ciekaw jak tu jest.
I wymieniał i wymieniał, a ja tylko większe oczy. Coś niesamowitego! Chociaż tyle, że Rosji jeszcze nie odwiedził. - To będziemy mogli poznać Syberię razem – Uśmiechnęłam się do niego znacząco. Jakoś nie mogłam się powstrzymać. Znów przeleciało mi przez głowę nasze ostatnie spotkanie. Wyjdź z moich myśli, błagam! Ciężko jest się ogarnąć, naprawdę. Dobrze, że pojawiła się krukonka, naprawdę. Przynajmniej moja uwaga rozproszyła się na dwie osoby.
- Dyrektor niby taki zaradny, a słyszeliście jak na wakacjach w Egipcie pojawili się handlarze ludźmi?
- Na prawdę? - Otworzyłam szeroko oczy słysząc o przygodzie egipskiej – Opowiadaj! - Bardzo mnie zainteresowała ta kwestia. Jadą na wakacje, mnóstwo dzieci, aż tu nagle ktoś próbuje handlować ludźmi? To się nie mieści w głowie. Chciałam wiedzieć o tym jak najwięcej. To pierwszy raz kiedy wyjeżdżam gdzieś ze szkołą. Wcześniej jakoś zawsze było coś przeciw. Najwyraźniej muszę się przygotować na wszystko. To dobrze. Potrzebuję solidnego kopa od życia.
Doskonale wiedziała, że to czochrania się mu nie spodoba, dlatego też właśnie to robiła. No bo, kto lubił kiedy traktowało się go w ten sposób, szczególnie, kiedy na przeciwko siedziała druga osoba? Co prawda Bell nie domyślała się (jeszcze) jakiego typu relacja ich łączy... Skylar był uroczy, z tymi swoimi ślicznymi blond włoskami i niebieskimi oczętami, ale jednak nie w jej typie. No i ten czasami wredny charakter... uwielbiała mu dogryzać z tego powodu bardziej, niżby wypadało. Bawiła ją jego mina, to też roześmiała się wesoło. - Jasne! Uważaj bo ci uwierzę, gdybym tam była, to nie opowiadałbyś o tym tak beztrosko - powiedziała złowrogo. Bell, stróż porządku! O ile prefektowanie nie zawsze wychodziło jej najlepiej, to w takich przypadkach pełniła swoją rolę dosyć sumiennie. - Nie mam pojęcia skąd znam tego wrednego typa, ale wygląda na to, że tak... - powiedziała z uśmiechem, po raz kolejny tego dnia sugerując, że ślizgoni są wredni. Tylko tym razem było to (pół) żartem, bo jak widać pewnie było, Skylara całkiem lubiła. Nie, wcale nie znała wszystkich. Można powiedzieć, że przez ostatni czas nieco nadrabiała swój brak znajomości z ludźmi. Tak słuchała jak ślizgon opowiadał gdzie to nie był i, ha!, pewnie mogłaby z nim konkurować. Bo o ile bogata nie była, to razem z matką sporą część oszczędności przeznaczały właśnie na podróże. Zresztą, magia sporo ułatwiała. Poza tym, czy mógł być lepszy sposób wydawania pieniędzy niż właśnie na poznawanie świata? Zaabsorbowała się jednak opowiadaniem o Egipcie. - Dwa lata temu, chyba, był wyjazd na wakacje ze szkoły - zaczęła Bell swoją opowieść. - Nie wiem czy byliście, w każdym razie, mieszkaliśmy w takich fajnych namiotach na obrzeżu pustyni. Pewnego razu poszłam z koleżanką na spacer, no i na porwali! Co to się działo... było strasznie - zniżyła ton głosu. - Jednak... udało nam się ich na tyle oczarować, szczególnie takiego jednego, że wreszcie uciekłyśmy. A właśnie, to byli czarodzieje! Więc nie było łatwo, bo wiedzieli do czego służy magia i nie omieszkali jej na nas użyć. Pominęła parę szczegółów... ale kto by chciał się przyznawać, że bohaterkami były tylko częściowo i to wcale niekoniecznie ona, tylko bardziej Ver?
Nie, nie znał Bell. A raczej znał tylko w taki sposób, że była prefekt naczelną, a warto wiedzieć, kto ma to stanowisko. Zdecydowanie nie chciał ujmować punktów swojemu domowi. Tym bardziej, że i tak przegrywali narazie z Gryffindorem. Musiał w końcu zabrać się za zbieranie punktów dla Slytherinu, wtedy na pewno wygrają! Mimo tego, że nie lubił wspólnoty, to jak każdy lubił wygrywać, a poza tym musiał udowodnić, iż Slytherin jest elitarnym domem, do którego chodzą tylko prawdziwi wybrańcy. Z powodu braku ciekawości, co do opowieści Bell po prostu otworzył na chwilę swoją mangę i przeczytał kawałek popijając herbatę. Uśmiechnął się kilka razy z powodu śmiesznych sytuacji, po czym znowu odłożył ją na swoje miejsce. Przez chwilę chciał zapalić, ale stwierdził, że nie zrobi tego w wagonie, gdzie jest to zabronione przy prefekt bezczelnej.
Opowieść na temat Egiptu mnie osobiście bardzo zainteresowała. Słuchałam jej niemal z otwartymi ustami (pilnowałam się, żeby szczęka nie opadała mi do ziemi). Jestem zaskoczona, że Bell nie ma po tym jakiejś trwałej traumy przed podróżami. Ciekawe, co takiego może być zaskakującego w Rosji? Zapewne czarowników tam jest znacznie ciężej oczarować, ale może nie porywają ludzi? Ah, wstrząsnęły mną ciarki wyobrażając sobie jakieś zapleśniałe, brudne pomieszczenie w którym zapewne wylądowała ze swoją koleżanką. - Teraz to mnie nastraszyłaś! Wracam do domu! - Powiedziałam ze sztuczną powagą. Oczywiście ani myślałam o tym tak naprawdę. Chcę spędzić tu jak najwięcej czasu z ciekawymi ludźmi. Może tak zwariowanymi jak Bell? Może bardziej? I oczywiście ze Skylarem. Z każdą chwilą zaczynam żałować, że nie jesteśmy sami. Potem nagle zmieniam zdanie. Nie chcę z nim znowu zostawać sama. Dobrze, że nie mamy razem przedziału. Nie potrafiłabym chyba spokojnie zasnąć... Lub nie zasnęłabym sama. Plątanina myśli. Właściwie, to miałam go o coś spytać. - Sky. Właściwie to, nie przeziębiłeś się nie? Wtedy no... wiesz... - Jak tu dyskretnie powiedzieć „Nie rozchorowałeś się, kiedy całowaliśmy się w śniegu? Bo ja miałam katar przez jakiś czas, ale w sumie to jest w porządku”? Najwyraźniej jakoś się udało.
Ferie w okolicach domu. To niesamowite, prawda? Kiedy Narcyza dowiedziała się, że podróż przebiega przez jej rodzinne ziemie, bez wahania zapisała się na listę. Musiałaby być idiotką, żeby tego nie zrobić, prawda? A Narcyza idiotką nie była. I przekonałby się o tym każdy, kto próbowałby jej wmówić, że jest inaczej. Minęło trochę czasu, zanim zdecydowała się wejść do przedziału śniadaniowego. Widzicie... Narcyza nie przepada za towarzystwem ludzi. A jeżeli są to w dodatku uczniowie z jej szkoły to... klękajcie narody. Gdy już ostatecznie otworzyła drzwi z zamiarem wejścia do środka, niechętnie się rozejrzała. Bycie ciekawskim nie jest jej cechą - zawsze wolała oglądać swoje buty, albo własną pięść na czyjejś twarzy. Dzisiaj jednak była w wyjątkowo dobrym nastroju. Rozumiecie - ferie, będzie mogła opowiadać ludziom o Rosji. O ile znajdzie się ktoś, kto przełamie mury, które wokół siebie postawiła i dorwie się do jej wnętrza. No i dodatkowo będzie chciał jej potem słuchać. Po dokładnych oględzinach wnętrza wagonu, weszła cicho do środka i zamknęła za sobą drzwi. Nigdy nie była dobra w byciu cicho, ale teraz zaintrygował ją widok babuszek okupujących jeden ze stolików. Widok tylu rosyjskich zabawek i przedmiotów codziennego użytku tak wstrząsnął Narcyzą, że przywołał różne wspomnienia. Jedne piękne, drugie niekoniecznie miłe, a wszystkie przypominały dom. Nie zważając na innych ludzi, dopadła do stolika, przywitała się melodyjnym Zdrastwujtie i usiadła na jednym z wolnych krzeseł, uprzednio pytając o pozwolenie. O ile uczniów ze swojej szkoły traktuje jak zwykłe robale, to dla tych kobiet miała naprawdę dużo szacunku. Kiedy dojrzała w jednym z pudeł, które ze sobą przyniosły, kilka matrioszek, od razu się rozpromieniła. Należy przy tym pamiętać, że uśmiech na ustach Narcyzy jest czymś wyjątkowym. Przez chwilę rozmawiała z czarownicami, po czym poprosiła o dwie matrioszki, szalik, szkatułkę, zdobiony dywan i pięć domowych ciasteczek (płatność uregulowana tutaj. Od słowa do słowa Narcyza dowiedziała się, że kobiety oferują również naukę pieśni rosyjskich. Narcyza była pewna, że zna je wszystkie doskonale, a jednak udało im się ją zaskoczyć, kiedy dowiedziała się, że ma zaśpiewać razem z nimi Czerwoną miotełkę, roześmiała się z zachwytu. Nie do końca pamiętała tę pieśń, a przynajmniej refren. Całość szła jej dobrze, ale podczas refrenu niekiedy zapominała o akcentach, przez co ostatecznie się gubiła - po czym śmiała się radośnie razem ze staruszkami. Dzięki swoim nieudolnym próbom dostała od nich dodatkowe trzy ciasteczka, za co grzecznie podziękowała, zabrała wszystkie rzeczy i odeszła od stolika. Udając się w stronę wolnych stołów, dywan zaplątał jej się między nogi i ostatecznie wylądowała jak długa na podłodze, a jedno z ciasteczek, które trzymała w ręce, poleciało w stronę siedzących na podłodze uczniów. Zanim Narcyza lub ktokolwiek inny zdążył zainterweniować, ciasteczko już przełamywało się na czole Bell Rodwick.
Och, no bez przesady, już nie bądź taki skromny, Skylar. Skoro Bell znała jego imię, to znaczyło, że musiała znać i jego. Poza tym nie każdego czochrała po włosach. - Gdzie tam, może i było strasznie, ale na pewno też ciekawie! - Wyszczerzyła zęby w super szerokim uśmiechu. - Zawsze da się jakoś wyplątać. W każdym razie, nie liczyłabym, że jak szkoła, to zawsze bezpiecznie. W końcu Lunarni taki zamieszanie w zeszłym roku robili... I jeśli dobrze pamiętam, to incydenty z wilkołakami zaczęły się dobre parę lat wcześniej, tylko wtedy jakoś nikt nie zwracał uwagi, że w Hogsmeade ktoś ledwo uciekł wilkołakowi. Zamyśliła się, wspominając jak to było. Całe szczęście sama nigdy nie stała się obiektem zainteresowania Farida i jego bandy. Cóż, nie była nikim specjalny, nie miała nadnaturalnych zdolności czy czegoś takiego... może to i dobrze. Chociaż zawsze marzyła, jak to cudownie byłoby być matemorfomagiem. Słuchała z zaciekawieniem o co też Vittoria pyta ślizgona. Jej deketywistyczny nos wyczuł tajemnicę, aczkolwiek trudno było powiedzieć o co chodzi. - Ej, co tak cicho siedzisz? - Dźgnęła Skylara łokciem. Zupełnie nie zauważyła, że w przedziale pojawiła się nowa osoba i pewnie dalej nie zwróciłaby na nią uwagi, gdyby nie dostała ciasteczkiem. Z otwartymi ustami popatrzyła na tą, co ją zaatakowała i niemal od razu zaczęła się śmiać. Dziewczyna wyglądała komicznie, zaplątana w dywan i z tymi wszystkimi nakupionymi przedmiotami. Nawet dywan był... - Bitwa na jedzenie! - zakrzyknęła, jednak niestety nic pod ręką nie miała, a rzucanie kubkiem z zieloną herbatą Skylara byłoby chyba przesadą... Od razu przypomniała sobie też bitwę na śnieżki na hogwarckich błoniach i potem bitwę na jedzenie, która potem niestety nie wypaliła. Poskakała wesoło do miejsca gdzie można było zamówić jedzenie, całkiem szybko pojawiło się wymarzone przez Bell kremowa babeczka. Niemal od razu rzuciła ją w Narcyzę i trafiła w głowę.
Nie za bardzo wiedziała, co ma robić, nudziło jej się trochę. Ta jazda była super, ferie będą pewnie niesamowite, ale jak na razie... nie było zbyt dużo do roboty. Siedziała od jakiegoś czasu w przedziale śniadaniowym, nie wiedząc, co z sobą zrobić. Po chwili zaczęła obserwować tą grupkę staruszek, siedzących w kącie. Nuciły sobie jakieś piosenki. Sarah zaczęła być ciekawa podeszła do nich. Gdy tylko się zbliżyła, zaczęły na nią pokazywać palcami i najwidoczniej zachęcać do dołączenia się. Wzruszyła ramionami. I tak nie miała nic do roboty. Nie rozumiała ani słowa po rosyjsku, ale zdołała zrozumieć, że chcą ją nauczyć jakiejś piosenki. Po chwili zaangażowała się w to, jednak, mimo szczerych chęci, naprawdę nie umiała śpiewać. Ale przynajmniej się uśmiała.
Ferie. Pomyśleć tylko, jak bardzo część uczniów cieszyła się na wieść o chwili odpoczynku przed kolejnym semestrem intensywnej nauki, powrotu do domów i spotkań z rodziną! Już od lat Casey nie potrafił zrozumieć ich nad wyraz radosnego podejścia do sprawy, chociaż trzeba przyznać, że wyjazdy organizowane przez dyrektora Hogwartu były całkiem interesujące. Tylko tyle wystarczyło, żeby chłopak bez namysłu wpisał swoje nazwisko na listę uczestników. Co wcale nie zmienia faktu, że nie miał większego wyboru, bo dobrowolnego powrotu do domu matki, nawet na parę tygodni, nie mógł sobie wyobrazić. Dwa miesiące wakacji, które i tak starał się spędzać z daleka od niej, obecności tej upierdliwej kobiety wystarczały mu w zupełności i nie zamierzał dobrowolnie poświęcać jej ani minuty więcej. Wszystko zapowiadało się idealnie, do momentu, w którym zawędrował w końcu do odpowiedniego przedziału, odnajdując swoje dane osobowe przy numerze czternastym. To, samo w sobie, nie jest niczym złym, przecież to nie trzynastka, ani nic takiego (nie, żeby Cas wierzył w te zabobony dotyczące liczb), jednak wystarczy jedno spojrzenie na listę "współlokatorów" Ślizgona, by zrozumieć jego negatywne nastawienie. Rodzina od siedmiu boleści chyba lubiła go prześladować. Hogwart miał całą masę uczniów i znaczna ich część brała w tym wyjeździe udział, jaka była szansa, że wyląduje ze swoją przyrodnią siostrą w tym samym przedziale? Na pewno niewielka. Ktoś jednak chciał sobie chyba z niego zakpić i tak "Minnie Marvell" widniało tuż nad "Casey Marvell". Po prostu wspaniale. Los na szczęście postanowił się nad nim ulitować i jakimś cudem nie wpadł na Gryfonkę. Może to i dobrze, bo wtedy naprawdę mogłoby dojść do rękoczynów. Już wystarczająco rozdrażniły go okoliczności, więc lepiej nie dokładać kolejnych powodów do wyżycia się na kimś bądź na czymś. Vittoria też napisała w porę. Tym sposobem nie namyślał się długo, tylko poprawił swój srebrno-zielony szalik i od razu wyszedł na korytarz, kierując się w stronę przedziału śniadaniowego. Zdążył akurat w porę, by usłyszeć ten wojenny okrzyk dziewczyny. Nie zaszczycił jej jednak dłuższym spojrzeniem. Z ramionami założonymi na piersi odnalazł wzrokiem Ślizgonkę, przez którą w ogóle tutaj się pojawił, i skinął jej głową. Nie zamierzał ani przedzierać się przez potencjalną strefę ognia, ani od drzwi drzeć się, z zapytaniem, czy ma ona tu coś jeszcze do załatwienia, czy mogą już sobie pójść.
Naraz działo się bardzo dużo rzeczy. Nic dziwnego, że czasem zdarza mi się mieć problemy z ogarnięciem większej ilości osób wokół mnie. Jestem towarzyska, nawet bardzo. Poza tym lubię być w centrum uwagi. Jednak jedna czy dwie osoby zdecydowanie mi do szczęścia wystarczą. Gdy nagle kilka innych się do mnie zwraca, a z każdym mam inne relacje, to tracę orientację w terenie. Teraz również miałam niewielki problem z odwracaniem się od Bell do Skylara i z powrotem. Na szczęście (a może niestety?) ślizgon milczał jak zaklęty. Poniekąd dlatego mu zadałam pytanie – chciałam, żeby to on mówił a nie Bell. Przepraszam, po prostu z tym ślizgonem łączy mnie coś innego niż tylko znajomość. Na zmianę chcę go unikać i być obok. Ot zwykłe wahania nastroju, które zdarzają się pewnie każdej kobiecie. Tak czy siak krukonka była szybsza w odpowiedziach na wszelkie moje pytania. - Widzę, że nie tylko ja kocham przypływ adrenaliny – Zaśmiałam się cicho słysząc jej podniecenie historią z Egiptu. Na jej miejscu na pewno opowiadałbym o tym inaczej. Lub wcale. W końcu raczej mało kiedy udzielam się na temat nieprzyjemnych (traumatycznych?) zdarzeń z dawnych lat. Co do Lunarnych niewiele z tego pamiętam. Doskonale wiedziałam, że w szkole coś się dzieje. Mimo to jednak nie brałam w tym jakiegoś szczególnego udziału. Wolałam trzymać się na uboczu tak, jak prawie zawsze od dłuższego czasu. Ostatecznie nawet teraz nie bardzo interesuje mnie ten cały Złoty Sfinks, chociaż spokojnie mogłam wziąć udział – wystarczająco dobrze umiem OPCM. Jest cię czym pochwalić. W chwili po naszej rozmowie pojawiły się na sali kolejne dwie dziewczyny. Na jedną prawie nie zwróciłam uwagi – ot jakaś durna puchonka przyszła powyć. Uszy więdły, więc najmądrzejszą decyzją było po prostu zignorowanie jej. Mimo to jednak nie dostrzegłam, że znalazła się tu również jedna z przyjezdnych. Zerknęłam w jej stronę dopiero wtedy, gdy zauważyłam ciastko rozsypujące się na głowie Bell. Zrobiłam wielkie oczy. Czyżby to było specjalnie? Nie. Panna leży na ziemi. Kojarzę ją. Jest w Slyherinie. Taka z niej kaleka? Gdzie duma naszego domu? No gdzie? Westchnęłam i przewróciłam oczami. Pozostawię to bez komentarza i... Ale dlaczego prefekt wstaje? Oh nie, co też ona wymyśliła. Nie! Nie będę się bawić w jakąś bitwę na żarcie! To ponad moją godność (przynajmniej dzisiaj, bo są takie dni kiedy chętnie biorę udział we wszelkim zamieszaniu). Ratunkiem dla mnie okazał się Casey. Zaważyłam go od razu kiedy wszedł – roztaczał wobec siebie taką aurę, która zawsze przyciągał moje spojrzenie. Od samego początku. Właściwie to dlatego wybrałam go by wyjaśnił mi parę zagadnień w bibliotece. Dobrze, że tak się stało. To świetny facet, chociaż trochę zamknięty. Może to jest mój cel w życiu? Rozkręcić go trochę? W każdym razie wstałam uśmiechając się do Sky i przemknęłam się byle jak najszybciej do mojego kochanego ślizgona. - No dłużej to się już nie dało, co? Ciężarny ślimak – Mruknęłam, ale jednocześnie dostał ode mnie solidnego buziaka w policzek. To jedyna osoba, z którą uwielbiam się przegadywać. Czasem przesadzaliśmy, ale jakoś nigdy nie wzbudziło to jakiejś większej kłótni. Zresztą obiecałam, że będę go dzisiaj zrzucać z łóżka w nocy i mam zamiar dotrzymać słowa. Wcisnę mu się na pryczę i niech się męczy! Poczułam jak Loki siada mi na ramieniu. O, mój słodki papużek też się przybył prztwitać. Tylko wydaje mi się dziwnie zestresowany.
Ostatnio zmieniony przez Vittoria Blanco dnia Czw Sty 29 2015, 08:26, w całości zmieniany 2 razy
Co ją podkusiło do czegoś tak idiotycznego? Może przegrała zakład? A może po prostu dolali jej czegoś do napoju? A może... MOŻE! Ktoś ją podpuścił? Tak czy siak, podeszła do tej sprawy nader lekko i chyba tylko to pozwoliło jej przetrwać te kilka minut wśród starszych wiedźm. W gruncie rzeczy nie były takie złe, a chęć do nauki, jaką miała w sobie panna Nashword, sprawiała, że z uporem maniaka starała się zapamiętać kolejne słowa śmiesznych ruskich piosenek. Z pewnością, jeśli ktokolwiek w ogóle przypatrywał jej się z boku, musiał pomyśleć, że jej ego cierpi teraz katusze, ale ono było nienaruszone i wciąż na swoim miejscu. To było po prostu jak... drobne zadanie w przerwie na lunch. Skoro i tak nie mieli teraz lekcji, a zadanie Złotego Sfinksa dobiegło końca, mogła przynajmniej opanować coś nowego, nawet, jeśli była to tylko piosenka. A nuż będzie mogła wykorzystać to na miejscu? Ostatecznie, kto wie, w czym gustują Rosjanie? Może tylko ta odrobina fałszu, jaka wkradła jej się podczas refrenu... Jeśli ktoś to usłyszał, będzie musiała go zabić.
Nauka piesni piesn: 2 rezultat: 4
Kiedy skończyła wreszcie błaznować przy wiedźmim stole, postanowiła na szybko zainwestować w coś, co na pewno spodobałoby się Cordelii. Zwłaszcza, że było tu tak w diabły zimno. Kładąc odliczoną sumę galeonów na stoliku, zabrała długi szalik i zniknęła w kolejnym wagonie.
Nie wiadomo, co się właśnie stało. Wszystko się zaczęło trząść, światła migotać, jakby nie miały siły świecić, a jedna z żarówek wybuchła, powodując w całym przedziale ciemność, gdyż za nią podążyły następne. Chyba żadna nie została oszczędzona. Sprawdź, co miało miejsce. Jedna ocalała! Dawała tak mało światła, iż trudno przekonać się jakie nastąpiły zniszczenia, ale z pewnością nie jest dobrze, skoro stoły nie są na swoich miejscach, a ktoś jęczy z bólu. Zatem, co się stało? Wylosuj jedną kostkę w odpowiednim temacie i sprawdź, jak potoczyły się twoje losy podczas gwałtownego hamowania.
1,4 - nie wiesz, co ze sobą zrobić, toteż schowałeś się pod stół, który właśnie podskoczył i złamał się, spadając prosto na twoją głowę. Musisz poczekać, aż ktoś cię ocuci. 2,5 - latające stoły to nie problem, kiedy miało się dość szczęścia i weszło pod magiczną barierę wyczarowaną przez jedną ze staruszek. Swoją drogą ciekawe, jak to zrobiła, ale nieważne. Możesz pomóc innym. 3,6 - panika jest niewskazana, ale nie wytrzymałeś presji i próbowałeś uciec, kiedy jedna z szyb przedziału pękła w drobny mak, zmuszając cię do rzucenia się na pobliski stół, z którym przejechałeś na drugi koniec, ostatecznie uderzając w ścianę. Zachowujesz przytomność, ale ból jest nie do zniesienia.
Kostki 2 i 5 uprawniają do udzielenia pomocy poszkodowanym. Aby sprawdzić, czy udało ci się pomóc, rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie: 1,3,4 - udało ci się użyć właściwego zaklęcia w odpowiednim momencie. 2,5,6 - nie potrafisz poprawnie wypowiedzieć formuły, a mamrotanie jej pod nosem z pewnością nie jest dobre.
Kiedy tak czekałam na reakcję wszystkich na około nagle stało się coś, czego się nie spodziewałam. Najpierw historia z boginami, a teraz to? Spoglądałam przez okno. Czy nie jedziemy zbyt szybko? Zaśmiałam się cicho pod nosem – przecież to pociąg. Musimy jechać bardzo szybko. Jednak chyba nie na tyle, że przy zakręcie wszystko nagle ostro się zatrzęsło. Nie jestem tchórzem, ale momentalnie złapałam się Caseya za ramie i zacisnęłam mocno rękę na nim. Może to nie wiele, ale dzięki temu czułam się jakoś stabilniej. Potem wszystko działo się bardzo szybko. Zahamowaliśmy tak mocno, że stołu zaczęły latać po przedziale. Zamknęłam oczy widząc, jak jeden na mnie leci. Nie uderzył jednak. Otworzyłam najpierw jedno, potem drugie oczko. Bariera? Spojrzałam na jedną z kobiet, która się do mnie uśmiechała, to ona musiała ją stworzyć. Chyba oznacza to, że powinnam pomóc wszystkim innym, ale... Ja nie znam zaklęć. Więc pozostaje mi wstać (musiałam upaść, gdy pociąg zatrząsł się przy hamowaniu) i rozejrzeć się. W pomieszczeniu było... Było ciemno. I tutaj pojawił się problem. Momentalnie wpadłam w panikę. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Nie wstałam. Siedziałam w miejscu i trzęsłam się. Mój oddech momentalnie przyśpieszył. Ja się tak strasznie boje ciemności. - Sk...Skylar? C..Casey? Be..Bell? Nic wam.. Nie jest? - Zapytałam jąkając się tak, jak nigdy. Nie jestem słaba. Nie jestem słaba! Chyba, że robi się ciemno...
Casey raczej nie nadawał się żadne wspieranie kogoś moralnie, ani na ratowanie z opresji, lecz można powiedzieć, iż Ślizgonka stanowiła tutaj pewnego rodzaju wyjątek. Cóż, nie ma co się temu dziwić, skoro potrafiła wytrzymywać w towarzystwie młodszego chłopaka dość sporo czasu i nauczyła się rozróżniać to, co mówił serio, od tego, co w żartach. Z kolei to wcale nie należało do prostych! Wracając do rzeczy, naprawdę rozważał zrobienie obrotu na pięcie i wyjście z przedziału śniadaniowego, gdy tylko dostrzegł rozgrywającą się tutaj scenę. Skoro jednak podłapał już spojrzenie starszej, wypadało na nią zaczekać... i jakoś nie uśmiechało mu się zostawianie dobrej znajomej z równie pomysłowymi popaprańcami. Bitwa na jedzenie. Też sobie wymyślili. Akurat Casey nie ładował się do podobnych przedsięwzięć, ale on ogólnie mało uczestniczył w tych wszystkich grupowych pomysłach, zwykle woląc obserwować wszystko co się działo z boku. Dzięki temu wiedział, których pacanów unikać, gdy nie chciał psuć sobie humoru. - Twoje poczucie czasu jest wspaniałe... następnym razem zostawię cię samą sobie - prychnął, chociaż wcale nie wyglądał na urażonego. Wręcz przeciwnie - kiedy Vittoria postanowiła dodatkowo powitać go całusem w policzek, nawet zrezygnował z obojętnego wyrazu twarzy na rzecz delikatnego uśmiechu. Para Ślizgonów naprawdę potrafiła namieszać przeciętnemu obserwatorowi w głowie, bo absolutnie nikt (poza nimi samymi) nie był w stanie rozgryźć tej skomplikowanej, wielopoziomowej relacji. Trudno. Ludzie mogli mówić co chcieli, bo ich zdanie nie miało dla Casa większego znaczenia. Nikomu nie spieszyło się do kontynuowania walki. Może to i dobrze, biorąc pod uwagę, że pociąg nagle zaczął przyspieszać bardziej, niż poprzednio. Już wcześniej jechał szybko, jednak teraz czuł się tak, jakby ktoś nieco przesadził z magią. Zaskoczył go za to ten uścisk na ramieniu, jednak zerknął przelotnie na dziewczynę, żeby upewnić się, czy wszystko z nią w porządku. Przed ostrym hamowaniem nie zdążył zrobić nic innego - nie był w stanie nawet wyjąć różdżki, a niestety, bez magii z prawami fizyki się nie dyskutuje. Czy mu się to podobało, czy nie. Poleciał do przodu i nie udało mu się utrzymać równowagi. Po wylądowaniu na podłodze nawet nie próbował wstać. Pierwszą myślą było za to rzucenie się pod stół, żeby w tym na pozór odrobinkę bezpieczniejszym miejscu zorientować się co się dzieje i zebrać myśli. No niestety, nie bardzo mu to wyszło, bowiem przy kolejnym wstrząsie drewno walnęło prosto w jego głowę. Pierwszy ból był nie do zniesienia, ale w kolejnych sekundach ustąpił zupełnie - nic dziwnego, skoro Cas stracił przytomność, prawda? Ciekawy początek wycieczki. Nie ma co.
Ten uśmiech mógłby osłodzić wszystko. Szkoda, że nasze małe złośliwości zostały przerwane tym wypadkiem... Co ja robię? Nie mogę tak siedzieć. Nie mogę bać się byle czego. Szczególnie, że Casey nie odpowiedział na zadane przeze mnie pytanie. Może coś mu się stało? Puściłam go gdy pociąg się zatrząsł, gdy upadłam. Czarownica objęła mnie jakąś barierą, ale może jego nie zdążyła? Dodatkowo fakt, że na moim ramieniu mocno zaciskała szpony Loki dodawał mi trochę otuchy. Uniosłam głowę znad kolan, za którymi próbowałam się wcześniej schować. Mimo przerażenia zaczęłam się rozglądać. Serce waliło mi jak oszalałe, oddech był bardzo nierówny. Nie mogę... Nie potrafię... Usłyszałam głuchy huk, potem krzyki na korytarzy. Co.. Co z Sonią? A Elena? Pewnie nawet Nicole, której nie chciałam wpuścić do przedziału jest teraz w niebezpieczeństwie. Tam są wszystko nasze rzeczy, jeśli któryś z kufrów na nią spadł, to jest po wkurzającej puchonce. Może Relek też gdzieś leży cały poturbowany? To akurat mi nie przeszkadza, ale każdego stworzenia szkoda prawda? Nawet jeśli to dwóch frajerów. Dobra, wróćmy jednak do ważniejszych osób. - Casey? - Ponownie wypowiedziałam jego imię starając się, by zabrzmiało to pewnie, ale na marne. Nie umiałam znaleźć różdżki. Zbyt mocno trzęsły mi się ręce dlatego jakiekolwiek Lumos niestety odpada. Muszę go poszukać. Poczuję się pewniej wiedząc, że nic mu nie jest. No dalej Titi, to tylko ciemność. Muszę to sobie powtarzać. Dalej Titi, dasz radę! - Cas – Po raz kolejny powiedziałam jego imię idąc na czworaka po ziemi. Już staliśmy, ale nigdy nie wiadomo czy nagle pociąg nie zaplanuje wybuchnąć, a ja nie mam ochoty znowu upadać. Chociaż wtedy miałabym większe problemy niż kwestia przewrócenia się od siły wstrząsu. Może ogień, czy coś? Przecież to wszystko musi być jakoś napędzane, to czemu jakiś mechanizm miałby nie wybuchnąć? Stop! Nie mogę mieć takich myśli. W końcu udało mi się odnaleźć ślizgona. Dotknęłam jego policzka prawą dłonią i lekko poklepałam. Był nieprzytomny. Poczęłam z niego ściągać jakieś drewno, to chyba resztki stołu. Wciąż i wciąż cała się trzęsłam. Ponownie zaczęłam nim potrząsać. - Błagam Cię, nie rób mi tego. Wstawaj! - Krzyknęłam mając nadzieję, że to coś pomoże. Ja... Ja nie wiem, jak się cuci człowieka! Pielęgniarka byłaby ze mnie marna.
Ta laska to sobie chyba jakieś jaja robiła! Żeby tak rzucać w Narcyze jedzeniem? Dobra, może i jest szczęśliwa, bo wiadomo - podróżuje pociągiem po okolicach swojego domu, ale bez przesady. Niech sobie dziewczyna nie pozwala, bo Cyzia potrafi być mila tylko dla jednej osoby w ciągu doby, a to zdecydowanie nie jest dzień tej panienki. Kiedy ciasteczko, babeczka, czy cokolwiek to było, rozbiło się na czole Narcyzy, ślizgonka już zaczęła się gotować. Poczerwieniała z wściekłości i wyglądała, jakby lada moment miała rzucić się tej krukonce do gardła. Zdenerwowana podniosła się na równe nogi, wytarła twarz w czyjaś bluzę, która akurat miała pod ręką i odrzuciła ubrudzone ubranie za siebie. -TY SZMATO! -Warknęła ostro na Bell. -JAK ŚMIESZ? -Narcyza nie widziała problemu w swoim zachowaniu, podobnie jak nie widziała go w rzuceniu w panienkę Rodwick ciastkiem. POZA TYM TO BYŁO PRZYPADKIEM, NIE? Stalo się. A to głupie dziecko ot tak dorwało się do jedzenia. I ktoś taki jest prefektem? POWIEDZCIE MI - JAK? Narcyza ruszyła w kierunku dziewczyny, zaciskając pieści i szczeki z nienawiści. Kiedy była jakieś dwa metry od niej, nagle pociągiem zatrzęsło i Narcyza wylądowała plackiem na podłodze. Znowu. Zdezorientowana nie zdążyła nawet się odezwać, kiedy wszystko przechyliło się na jeden z boków pociągu i Narcyza uderzyła głową o nogę stołu. Jakby tego było mało, wleciała pod niego, a uderzenie o ścianę sprawiło, ze blat pękł, a duży jego odłam wylądował na ślicznej główce Volsen.
Bell i jej dobry humor nie spodziewali się takiej reakcji. No, aż szczęka opadła (Bell, nie humorowi)! Zupełnie nie była przyzwyczajona do takiej reakcji ludzi i to wcale nie dlatego, że była prefektem, och i ach, po prostu nikt nie był taki... taki gwałtowny i pozbawiony poczucia humoru? Dobra, przez myśl jej nie przeszło, że może rzucanie babeczką to była przesada. Kto by nie chciał bitwy na jedzenie? Pewnie gdyby pociąg się nie wykoleił, zrobiłaby w przedziale jedną wielką jedzeniową zabawę... A tak to stała, gapiąc się na Narcyzę. Pewnie przyjezdna, nic dziwnego, że taka sztywna, przeszło jej przez myśl, kiedy dziewczyna się do niej zbliżała i niekoniecznie wyglądała na taką, co ma ochotę ją uścisnąć albo również przyłożyć babeczką. Prędzej czym innym. Tak, żeby bolało. Nie zdążyła rzeczywiście pomyśleć, że może warto wyjąć różdżkę (albo może uciekać), bo wtedy wszystko się zatrzęsło. Przez chwilę wszystko leciało... wszędzie. I Bell zdała sobie sprawę, że ona leci razem z tym wszystkim. Podłoga nagle zrobiła się zupełnie niestabilna, a właściwie to jakby gdzieś zniknęła. Nie udało jej się z powrotem znaleźć podłogi, bo łupnęła wyjątkowo mocno w ścianę (a może to była podłoga?). Przez chwilę całkiem ją zamroczyło... może to i byłoby lepiej, bo kiedy całkiem odzyskała zdolność trzeźwego myślenia, poczuła, że coś (tylko co?) okropnie ją boli, jak tylko próbuje się ruszyć. Przekrzywiła więc tylko głowę i spojrzała co się dzieje z resztą. Pojękiwała sobie z bólu. Och, gdyby tylko lepiej przykładała się do uzdrawiania, wiedziałaby co i gdzie boli i może nawet znałaby jakieś zaklęcie...