Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Muzeum Madame Royce

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość


Audrey Delilah Primrose
Audrey Delilah Primrose

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Metamorfomagia, teleportacja
Galeony : 1004
  Liczba postów : 1900
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptySro 27 Lip - 13:17;

First topic message reminder :


Muzeum Madame Royce


Witaj w Magicznym Muzeum Figur Woskowych Madame Royce!
Jest to miejsce, w którym znajdziesz wiele sław czarodziejskiego świata. Mówisz, że w Londynie można też znaleźć podobne, mugolskie muzeum? Owszem, jednak jestem pewien, iż będziesz zachwycony tym miejscem. Tutaj figury potrafią się ruszać i ustawić odpowiednio do zdjęcia. Jeśli masz swój aparat - proszę bardzo, korzystaj do woli. Jeśli jednak takowego nie posiadasz, możesz nabyć go w wypożyczalni. Wywołanie 15 ruchomych zdjęć kosztuje galeona. Chyba, że wolisz opcję nieruchomą, wtedy zapłacisz tyle samo, ale za 30 odbitek.
Wejdź i rozejrzyj się po salach. Są podzielone tematycznie. W pierwszej czekają na Ciebie gwiazdy Quidditcha. Miejsce bardzo obszerne, w końcu trzeba zmieścić tu składy wszystkich drużyn! Oczywiście tych sławniejszych. Chcesz pamiątkę z całą drużyną, czy może z konkretnym zawodnikiem? Ustawią się odpowiednio, o to się nie martw! Przejdźmy dalej. Widzisz swojego idola? Z pewnością zauważysz kogoś, kto pojawił się na okładce czasopisma! Jesteśmy w sali muzycznej. Naciesz oczy, czarodzieju! Możesz obfotografować pół pomieszczenia. W kolejnej sali ukażą Ci się postacie historyczne. Super fotka z Voldemortem? Nie ma sprawy! Harry Potter także się uśmiecha. A może jakiś sławny goblin? Przejdźmy dalej, skoro już się napatrzyłeś. Tu z kolei coś, dla fanów teatru. Znani aktorzy już pozują do zdjęć. A dalej? Mnóstwo innych! Postaci z książek, wampiry, wilkołaki... Czego tu nie ma? Z pewnością znajdziesz coś dla siebie!


Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptySro 8 Lis - 22:45;

Czasami warto było podjąć ryzyko śmieszności - jak przekonała się Marceline, Ezra na tę bez wątpienia odrobinę niedorzeczną prośbę nie zareagował negatywnie. Nawet gdyby zmuszony został do odmowy, nie wyśmiałby dziewczyny, która przełamała swoją niepewność. Wbrew pozorom Clarke był wyrozumiały i lubił, kiedy ludzie zwracali się do niego o pomoc. Skoro mógł coś zrobić dla Krukonki, nie widział przeciwwskazań.
- Była więcej niż jedna? - tym razem to on został zaskoczony. Spojrzał z zaciekawieniem na Marceline, zastanawiając się, czy powodem przeprowadzki była praca rodziców, czy może za wszystkim kryła się jakaś interesująca historia. - Miałem na myśli Beauxbatons. Wnioskowałem po akcencie - wytłumaczył, posyłając jej zachęcający uśmiech. Clarke w głębi serca zawsze marzył, żeby chociaż trochę czasu pobyć właśnie w Beauxbatons, które jawiło mu się jako miejsce przesycone artyzmem, jakby każdy kamień echem opowiadał historie i oddawał pomysły potrzebne do artystycznego spełnienia.
- W porządku, nie musisz teraz. To będzie dobry pretekst do kolejnego spotkania, nie sądzisz? - podsunął jej uspokajająco, odpowiadając na to ufne spojrzenie lekkim skinieniem i łagodnym uniesieniem kącika ust. Nie było się co spieszyć, w końcu mieli czas.
Nie spodziewał się, że przejście do kolejnej sali wiązać się będzie z takimi skutkami. Po raz kolejny magia wymknęła się spod kontroli, czyniąc szkody na masowym wydarzeniu kulturowym. Dlaczego nikt się tym jeszcze nie zajął?
- Uwierz, gdybym wiedział, poszlibyśmy do kawiarni. Finite - powiedział wyraźnie, skupiając się na tym, by jak najszybciej pomóc przypadkowo wciągniętym w iluzję. Nawet sobie nie wyobrażał jak dziwne i po prostu przerażające - zapewne łatwo można było zapomnieć, że nie w taki sposób wyglądała rzeczywistość - musiało być to przeżycie.

kostka: 5
Powrót do góry Go down


Haydn Thomas Locke
Haydn Thomas Locke

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 44
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizny na czole i nad górną wargą, akcent RP
Galeony : 0
  Liczba postów : 278
https://www.czarodzieje.org/t12102-haydn-thomas-locke
https://www.czarodzieje.org/t12105-jolly-roger#325221
https://www.czarodzieje.org/t12104-haydn-thomas-locke
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyCzw 9 Lis - 3:17;

Bał się duchów przeszłości. Co pewien czas nękały go w snach, te związane z danym miejscem, z okresem czasu lub konkretną datą. Rozlewem krwi, straszliwą zbrodnią. Były też inne, trzymające się emocji – uporu, straty, zemsty. Albo miłości. Im bardziej próbował zostawić dawne życie za sobą, wspomnienia uderzały ze wzmożoną siłą. Te duchy nigdy nie odchodzą.
Najświeższą męczącą go sprawą była oczywiście Saoirse. Kobieta, która przed kilkoma laty doszczętnie zniszczyła mu życie, a potem wróciła, i to dwukrotnie, by upewnić się, że nic z niego nie zostało. W trakcie kilku ostatnich tygodni ich związku, kiedy tak desperacko próbowali ratować tę konającą w męczarniach relację, powoli docierało do niego, że to nie ma sensu. Starannie pielęgnowane uczucie nie wytrzymało napięcia powodowanego rozbieżnością ambicji. Smutek, rozpacz, upiorne ciemne barwy spowijające niewielką przestrzeń ponad antykwariatem.
Winą obarczał siebie, choć niewątpliwie współodpowiedzialność nosiła na barkach jego była narzeczona. Nie dopytywał już, czy dręczyła go w ramach odwetu, czy po prostu stała się aż tak niezdecydowana. Azalia była przebiśniegiem w trakcie nieskończonej zimy. I nadszedł wstyd, że w ogóle śmiał spojrzeć na tak młode dziewczę, okazał zainteresowanie i przepadł raz, potem drugi. Czy tęsknił za kobietą z przeszłości? Zaprzeczając skłamałby. Była tylko duchem, żyjącym w jego pamięci. Nie posiadał się z radości, gdy dostał jeszcze jedną szansę od młodej, już nie studentki, a wysoko aspirującej pani magomedyk i zobowiązał się do opowiedzenia jej o całej swojej przeszłości.

- Mnie nie można pokonać. Wydajcie mi Harry’ego Pottera, a nikomu nie stanie się krzywda.

Słowa, które zapamięta do końca życia. Wysoki, zimny, przenikliwy głos, często prześladujący go w sennych koszmarach. Początek maja ’98, roku tragicznego dla uczniów Hogwartu, przyniósł śmierć i zniszczenie, a człowiek, a może raczej demon, który obiecywał ład, w końcu został pokonany. Haydn doskonale rozumiał swą hipokryzję – przystawał z tymi próbującymi przywrócić dawne porządki, wykluczyć splugawionych brudnych mieszańców, a jednocześnie troszczył się o platoniczne uczucie wobec jasnobrązowych loków, za którymi podążał do szkolnej biblioteki. Uczniowie mający ponad siedemnaście lat dostali zgodę na pozostanie w zamku i udział w walce.
Wieść o wystawie dotyczącej tamtych wydarzeń obiegła środowisko artystów w bardzo szybkim tempie. Kilkakrotnie przekładana data w końcu zdobyła status oficjalnej, a Haydn nie mógł się zdecydować, czy powinien wybrać wyzwanie i stawić czoła swoim lękom, czy już nigdy więcej nie sięgać pamięcią tamtych dni. Uznał, że warto. Przemęczy się, może odchoruje znów spaczoną psychikę, ale prawdopodobnie nie będzie miał lepszej okazji na spełnienie części  obietnicy dotyczącej swej zawiłej historii. Pokaże Azalii przez co przeszedł, jak wyglądał ten horror, gdy w obrębie szkolnych murów leżały trupy, a Voldemort nawoływał by wydać mu Pottera.
Przed wejściem do muzeum obawiał się już tylko tego, że malarską wystawą zainteresuje się jego była narzeczona. Na szczęście nie widział jej nigdzie przed wejściem. Bardzo chciał skupić całą swą uwagę na Azalii, ale gdy tylko zobaczył, jak jakiś krytyk wymądrza się pod dużym obrazem, przystanął by posłuchać tego co ma do powiedzenia. Być może ten człowiek miał pojęcie o sztuce, ale omawianie dośpiewanych sobie metafor, kiedy płótno przedstawiało realne wydarzenia, było wręcz nie na miejscu. Haydn nawet nie chciał się wtrącać, nie było sensu wcinać się w ścianę bezsensownych słów. Szkoda mu tylko było tego młodego chłopaka, który padł ofiarą znawcy sztuki. Obejrzenie pierwszej sali zajęło zwiedzającym około dwudziestu – dwudziestu pięciu minut. Tak mu się przynajmniej wydawało. Razem z Azalią przyjrzeli się wszystkim postaciom (przyznał się do tragicznego zauroczenia główną bohaterką wystawy), opowiedział jej w skrócie o przebiegu głównych wydarzeń uwiecznionych na obrazach, ale też nie czuł się zmieszany, gdy wspomniał o prześladującej go przez ostatnie trzydzieści lat traumie. Empatia i wrażliwość tej ślicznej dziewczyny dodawała mu sił i odwagi, czuł bijące od niej ciepło i wsparcie. Kolejne pomieszczenie wzbudzało ogromne pokłady ekscytacji. Rozentuzjazmowana grupa przelała się z jednego pomieszczenia do drugiego, a że stali tuż przy drzwiach, wpełzli nieomalże jako pierwsi. Ogromna iluzja, bo tak autor nazwał swoje dzieło, wyglądała niesamowicie. Haydn nie widział czegoś takiego w całym swoim życiu, choć niewykluczone, że artysta wzorował się na mugolskich wynalazkach. Równie niespodziewanie pojawiły się kłopoty. Problemów z magią był świadomy już chyba każdy szanujący się czarodziej i nie zrzucał winy na swą różdżkę, która 'nagle się zepsuła'. Swoją drogą – ciekawe ile Fairwynowie zarobili na wyciągających tego typu wniosek. Iluzja ożyła, tym razem praktycznie dosłownie. Panika, uniesione głosy, zupełny brak organizacji ucieczki nie wpłynęły dobrze na rozwój sytuacji. Kilka osób dosłownie wpadło do obrazu, stając się jego częścią. Haydn i Azalia, stojący najbliżej barierek podzielili ten los.
Upadł na twarde, kamienne podłoże. Harrison naprawdę się postarał odwzorowując otoczenie zamku. Ciemnowłosy odetchnął głęboko zanim otworzył oczy, zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać. Czuł ból po upadku, stłuczone kolana i piekące, otarte z naskórka dłonie. Słyszał krzyki, biegnących ludzi i ciskane zaklęcia. Wiedział, że wpadł w obraz. Nie cofnął się w czasie, to praktycznie niemożliwe. Ale 'nieznane' może równie dobrze oznaczać 'niebezpieczne'. Bardziej niż o siebie martwił się o dziewczynę, którą przyprowadził do muzeum. Nie miał pojęcia, czy wpadła tuż za nim, czy może udało jej się uskoczyć. Żywił ogromne nadzieje, że uszła cało. Rozejrzenie się wokół nie wchodziło w grę, niestety. Gdy już postanowił unieść powieki, zobaczył tylko pochylającą się nad nim postać w długiej, czarnej szacie i równie ciemnej pelerynie, w dodatku z zasłoniętą twarzą. Postać mężczyzny nie wydawała się mieć pokojowych zamiarów. Wyciągnięta różdżka skierowana w stronę Haydna, do tego napięta postawa i twarz schowana za maską, której ornamenty tak dobrze znał…
Śmierci z rąk martwego od trzydziestu lat ojca  nie przepowiedział mu żaden duch.



Kostki: pierwsza sala 3 i 2, druga sala 6.
Powrót do góry Go down


Azalia Aristow
Azalia Aristow

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 23
  Liczba postów : 318
http://czarodzieje.org/t12002-azalia-aristow
http://czarodzieje.org/t12005-sowa-freyr
http://czarodzieje.org/t12006-azalia-aristow#322905
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyCzw 9 Lis - 20:37;

Ostatni okres jaki przeszła znacznie podbudował Azalię. W końcu zaczęła twardo stąpać po ziemi i panować nad swoimi emocjami. Warto było dać sobie szansę i się nie poddać, do dzisiaj jest wdzięczna temu, że na jakiś czas postanowiła wrócić do rodzinnego domu i odetchnąć.
Wróciła do Londynu pewniejsza siebie i odważniejsza z myślą, że teraz już może być tylko lepiej. Zaczęła od rozpoczęcia kariery w Świętym Mungu, dzięki czemu nie miała dużo czasu na rozmyślanie o przeszłości. Właściwie to prawie w ogóle nie dysponowała wolnym czasem, zwykle była zbyt zmęczona by gdziekolwiek wychodzić. Zdarzyło jej się raz, a poza tym wiedzie życie w pojedynkę pisząc od czasu do czasu listy do rodziny czy dawnych znajomych.
Jej oczy zabłysnęły kiedy jeden z ważniejszych duchów przeszłości zapragnął wziąć ją ze sobą na wystawę Bitwy o Hogwart. Nie raz i nie dwa wspominała mężczyznę, od którego otrzymała najpiękniejsze wiersze na świecie. Znała je na pamięć, tak często je czytała, ale nie sądziła, że jeszcze będzie dane im się spotkać. Nigdy nie zapomni tego widoku na jednej z imprez, już nawet nie pamiętała czyja, ale… Haydn i towarzysząca mu kobieta.
Wiedząc jak wielką wagę może stawiać ta wystawa dla Haydna, że chciała się skupiać tylko i wyłącznie na tym. Dla niej były to tylko strony podręczników od historii, za którą nie przepadała. Do tego wydarzenia dotyczące tak właściwie obcego kraju nie sprawiały w niej wielkiego zainteresowania. Co prawda gdyby Voldemort nie przegrał wszystko przebiegłoby inaczej. Ta wystawa zmieniła jej podejście, całkiem inny obraz tych wydarzeń. Wszystko wydawało się tak prawdziwe, a do tego obecność Haydna tuż obok i to jak o tym opowiadał. Słuchała go i podziwiała wszystko jak zaklęta.
Była zafascynowana i jednocześnie współczuła tego co musiał przeżyć. Jednak nie mówiła wiele, uważała, że do tego nie musiała używać słów jeśli jej twarz wyrażała wystarczająco dużo.
Tak wiele pracy w to włożono, tak wiele szczegółów. W pewnym momencie poczuła się niekomfortowo, kiedy musiała poprosić Haydna o powtórzenie, gdyż jej uszy bardziej zagłuszył olbrzym. Jeszcze by pomyślał, że jej to nie interesuje, ale zwróciła uwagę na ogromną figurę, która chyba w kwestii wydawanych dźwięków mogłaby być odrobinkę mniej realna.
Gdy zaproszono ich do drugiej Sali nie spodziewała się, aż takiego przedsięwzięcia. Dziwnym było, że jak przyglądała się widowisku, iluzji cały czas myślała jaką rolę w tym wszystkim odegrał Haydn. Będąc tak blisko miała ochotę coś zrobić, ale czary zaczęły chyba ponownie zawodzić. Raczej wciągnięcie ludzi w iluzję nie było planowane. Niestety ona i Haydn, również padli ofiarą tego niepowodzenia. Spadła na twardą ziemię z zamkniętymi oczami, czuła piekące obtarcia i zmarszczyła czoło. To nie mogło się dziać naprawdę. Żeby iluzja była tak realna i odczuła nawet ból. Naprawdę się o to postarano. Otworzyła oczy i nad jej głową błyskały jedynie światła wydobywane z różdżek. Chciała wiedzieć co i jak, jakim cudem, gdzie jest Haydn, i nie mogła powiedzieć, że była teraz bezpieczna. Mogła tylko podnieść tułów opierając się rękoma bo jej nos i różdżkę Śmierciożercy dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Skupiła wzrok na jej czubku i zamarła, była teraz w prawdziwej pułapce.
-Haydn – dlaczego akurat to było jej ostatnia myśl, do tego wypowiedziana na głos, przed tym jak jej cały widok został zasłonięty bez zielony rozbłysk. I co dalej?

Kostka: 1 i 6
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32476
  Liczba postów : 102657
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Specjalny




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyNie 12 Lis - 18:21;




KONIEC


Skutki magicznych zakłóceń kotłujących się nad Londynem były nieprzewidziane i chyba żaden z obecnych na wystawie czarodziejów nie spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń. Przecież wszystko zapowiadało się tak interesująco i zupełnie bezpiecznie, prawda? Czyżby to wina samego Harrisona, który niezupełnie przetestował możliwości swojej iluzji? Czy może był to wyłącznie nieszczęśliwy wypadek? Te i wiele innych pytań kłębiło się w głowach zaatakowanych przez iluzję. Mnóstwo obecnych zareagowało w błyskawiczny sposób, od razu wyciągając różdżki i rzucając w kierunku szalejącej magii zaklęcia, niektórzy z lepszym, inni z gorszym skutkiem. Kilka różdżek śmignęło w powietrzu, gdy magiczna macka uderzyła w nie z impetem.
Autor natomiast stał z boku zupełnie nie wiedząc, co zrobić. Jego dzieło, jego praca, nad którą spędził ostatnie lata okazała się być jednym wielkim niewypałem. Z przerażeniem obserwował, jak jego iluzja wciągała coraz to nowe ofiary, wśród nich garstkę naprawdę młodych ludzi. Już wtedy wiedział, że będzie miał poważne kłopoty z tego tytułu... Chyba nikt nie zauważył, że w którymś momencie gdzieś na uboczu rozległ się głośny trzask, po którym już próżno było szukać Harrisona w muzeum.
W zdecydowanie gorszej sytuacji znajdowali się Ci, których iluzja objęła swoimi ramionami. Wpadając do niej i stając się jej częścią, czarodzieje musieli zmierzyć się z wojennymi realiami. @Maevis Harper oraz @Yvonne Nancy Horan miały tego pecha, że spadając uszkodziły nie tylko swoje ręce, ale także różdżki, które zdawały się rozpaść w drobny maczek na równie mocno zniszczonym bruku. Zmierzenie się z otaczającą je "rzeczywistością" musiało być ciężkie, kiedy odebrano im możliwość obrony przed latającymi wokół zaklęciami. Niektóre z zielonych smug niestety spotkały się z ciałami obecnymi jeszcze chwilę temu na balkonie. Ten tragiczny los spotkał rozczochranego blondyna, który zdawałoby się sam zanurkował wgłąb iluzji. Jeden ze śmierciożerców szybko ukrócił iluzoryczny żywot @Hurry Sinclair. W innej części mostu to samo stało się z @Azalia Aristow oraz @Haydn Thomas Locke, którego przypadek był niespotykanie niefortunny - różdżka, która wycelowała w środek jego twarzy należała do skrytego za maską śmierciożercy ojca mężczyzny. Pod drzwi zamku natomiast trafiła trójka studentów z Hogwartu, zderzając się niemal z postacią znanego w historii, najokrutniejszego wilkołaka, Fenrira Greybacka. Piękną @Bianca Zakrzewski sparaliżował strach, natomiast @Blaithin ''Fire'' A. Dear zawładnęła brawura, bowiem zaczęła ciskać w jego kierunku zaklęcie za zaklęciem. @Riley Fairwyn z kolei wybrał ucieczkę, zostawiając obie panie na pastwę wilkołaka i jego zakrwawionych zębów. Wszystko mogło skończyć się tragicznie, gdyby nie fakt, że...

No właśnie, to była iluzja.
Masowo rzucone zaklęcie było na tyle mocne, że magiczne przedstawienie Hogwartu nie mogło wytrzymać tej presji. Rozległ się głośny huk, magiczne macki zniknęły, a cała iluzja zadrgała, zaiskrzyła się, po czym niczym dym rozmyła się w powietrzu. Wszyscy stali w miejscu i przez moment słychać było jedynie chór przyspieszonych serc. Kustosz z przerażeniem runął w kierunku barierki, która ponownie zmaterializowała się na krawędzi balkonu i niemal przekoziołkował przez nią, opierając o nią cały ciężar swojego pękatego brzucha.
- Na gacie Merlina, czy wszystko z wami w porządku? - wykrzyknął niezbyt kulturalnie, widząc leżących na chłodnej posadzce ludzi. Wyglądało na to, że nikomu nic się nie stało, a przynajmniej nic poważnego. Osoby, które spotkały się z rozbłyskiem zielonego światła były nieco skołowane i zdawały się dochodzić do siebie po utracie przytomności. Ci, którzy spotkali wilkołaka, byli roztrzęsieni, ale cali i zdrowi. Utracone wcześniej różdżki toczyły się w całości po podłodze, nie wykazując żadnych oznak złamania. Kustosz machnął kilka razy swoją, a chwilę później na miejscu pojawiła się grupa magomedyków, by pomóc poszkodowanym. Na miejsce również stawili się amnezjatorzy z Katastrof, obdarzając @Dorien E. A. Dear skinieniem głowy oraz prosząc, by rzucił razem z nimi okiem na sprawę.
- Nie wiemy, co tu się stało, więc jako świadek mógłbyś nam coś opowiedzieć. Aurorzy w tej chwili poszukują Harrisona. Skurczybyk spieprzył stąd tak szybko, jak tylko zaczęło się  dziać źle - skwitował łysiejący mężczyzna o krzaczastych brwiach, jeden z pracowników Departamentu. Po chwili dostrzegł stojącego nieopodal @Claude Faulkner. - Faulkner, gdzie twoja różdżka? - parsknął w jego kierunku, obdarzając go zdegustowanym spojrzeniem. Nie czekając na odpowiedź zabrali się do roboty.

Cała reszta z pewnością długo wspominała wydarzenia tego dnia, kiedy zwyczajna, długo wyczekiwana wystawa stała się tak niebezpieczna. Zdawało się, że wszyscy zadawali sobie jedno pytanie - czy problemy z magią kiedyś się skończą? A jeśli nie, kiedy zaatakują ponownie?



Bardzo wszystkim dziękuję za udział w evencie! Nie wiem jak wy, ale ja bawiłam się świetnie :)
Osiągnęliście wynik punktowy 41, co oznacza powodzenie w opanowaniu iluzji - gratulacje!
Daję Wam możliwość zareagowania i zrobienia zt z eventu, jeśli ktoś nie da rady ma zt z automatu.
Podsumowując: nikomu nie stała się krzywda fizyczna. Avada sprawiła, że trafiona osoba po prostu zemdlała. Nie doszło do faktycznego pogryzienia przez wilkołaka, a bolące ręce oraz złamane różdżki również mogą pójść w niepamięć. Każdym poszkodowanym zajęli się magomedycy.
Punkty za udział rozdam dziś lub jutro, za odniesienie się do wydarzeń w 1 oraz 2 sali każdy uczestnik eventu dostaje 2 punkty do dowolnej umiejętności kuferkowej.

Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że niedługo widzimy się na kolejnym evencie! heart


______________________

Muzeum Madame Royce - Page 4 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyWto 14 Lis - 12:17;

Nie zwróciłem uwagi na lęk pojawiający się w oczach Julii. Nie do końca wiedziałem skąd się wziął i nie zamierzałem tego dociekać. Po prostu lekko zmarszczyłem brwi, za sekundę ponownie rozluźniając mięśnie twarzy. Po jej westchnieniu, natychmiast domyśliłem się w czym rzeczy. Uśmiechnąłem się krzywo, czując jak zaczyna przepełniać mnie nie duma do mojego dziedzictwa, a najczystsza gorycz. Jak to się stało, że matka aż tak obrzydziła mi moje własne nazwisko?
- Moja rodzina ma sklep z różdżkami w Dolinie Godryka, tylko tyle chciałem powiedzieć. - Sprostowałem, nawet nie licząc na to, że będzie kojarzyła mnie jako mnie. Byłem tylko jednym z kilku sprzedawców w rodzinnym sklepie, a skoro Heikkonen mieszkała w Hogsmeade, tym bardziej pewnie nie miała powodów, aby u nas bywać. Popatrzyłem na jej wyciągniętą dłoń, czując irracjonalną niechęć przed uściśnięciem jej palców. Dotyk nigdy nie był czymś, do czego chciałbym dążyć w codziennych kontaktach, więc musiała minąć sekunda albo dwie nim zdecydowałem się na pochwycenie jej palców. Zrobiłem to pospiesznie i wyraźnie niechętnie, więc pewnie odbierze to personalnie. Moja twarz na pewno nie pomogła jej w ocenie mojego nastawienia. Malowało się na niej jedynie bliżej nieokreślone zmieszanie. Jej pytanie nie pomogło mi w przywróceniu neutralnego wyrazu na moją twarz. - Chyba po prostu uznałem, że tygrys w Wielkiej Brytanii nie jest normalnym zjawiskiem i na pewno musi to być jakaś magiczna odmiana. - Spróbowałem wyjaśnić swoje postępowanie, chociaż miałem świadomość jak mętne musi się ono wydawać komuś, kto oberwał ode mnie zaklęciami po nogach. Jej słowa wywołały we mnie drgnięcie. Iskierka irytacji rozbłysła w moich oczach, gdy naprawdę uznałem jej wypowiedź za zniewagę. Powstrzymałem się przed skrzywieniem warg w grymasie złości, zamiast tego stawiając na ironiczny wyraz. - Tak, cóż za szczęście. - Zakpiłem, powstrzymując się od dodania czegoś jeszcze. Nie czułem się sobą, gdy tak odzywałem się do innych, ale jej komentarz naprawdę nie był przyjemny. Nie wiedziałem co mam jeszcze dodać, skoro póki co jeszcze otrząsałem się niemiłego wrażenia po jej słowach, więc po prostu przeszliśmy do następnej sali. Całe szczęście, że cała ta sytuacja ostatecznie dość szybko została opanowana. Było to raczej dzieło czystego przypadku, ale to wystarczyło mi bym odetchnął z ulgą. Dźwignąłem się z posadzki, czując jak szaleńczo drżą mi ręce i jak serce nerwowo podryguje. Nigdy więcej nie chce być świadkiem czegoś podobnego. Miałem serdecznie dosyć wszystkich wilkołaków. Wizja profesor Pober w mojej głowie zaczynała powoli się wypaczać. Zaczynałem dostrzegać w niej nie tylko genialnego pedagoga, ale także tę dziką bestię, prawdziwego mordercę zdolnego do wszystkiego. Nienawidziłem się za to skojarzenie, ale jeszcze bardziej zaczynałem nienawidzić ich. Dobrze, że nie zdarzyło się nic więcej. Nie chciałbym utwierdzić się w swojej niechęci już dzisiaj, jeszcze skończyłoby się to tak, jak w przypadku smoków. Nie szukałem Julii, a zresztą, nawet nie widziałem jej w tym tłumie. Po prostu wyszedłem na ulicę, starając się uspokoić rozdygotane kolana. W tłumie mignęła mi gdzieś zgrabna sylwetka @Selma Fairwyn, ale jej tym bardziej nie chciałem przeszkadzać. Świadomość, że mogła mnie potem zrugać za przekradanie się na wystawy dla dorosłych pomogła mi w podjęciu tej decyzji. Zmyłem się z muzeum jak najprędzej, plując sobie w brodę, że jeszcze nie zdałem egzaminu na teleportację. Chociaż, gdy tak obserwowałem codziennie zakłócenia magii, mógłbym raczej powiedzieć, że to dobrze iż tak się stało. Jeszcze coś podkusiłoby mnie do skorzystania z niej teraz i w nadmiarze emocji radośnie rozszczepiłoby mnie na kilka części.

[zt]
Powrót do góry Go down


Yvonne Nancy Horan
Yvonne Nancy Horan

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 32
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 175
  Liczba postów : 595
https://www.czarodzieje.org/t12426-yvonne-nancy-horan
https://www.czarodzieje.org/t12443-pocztowy-paddy#333452
https://www.czarodzieje.org/t12442-yvonne-nancy-horan
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyWto 14 Lis - 16:26;

Nie wiedziała co za chwile mogło ja spotkać. Zniszczona różdżka to wystarczający problem bo co zrobi gdyby ktoś nagle w nią wycelował i rzucił zaklęcie? Naprawdę znalazła się w dość patowej sytuacji bo stała się bezbronna gdyby ta cała sytuacja miała trwać dłużej. Rozglądała się tylko i liczyła na to, że żadna z tych postaci, co prawda wytworzonych przez magię, nie zwróci na nią uwagi i najlepiej jakby mogła gdzieś czmychnąć i się schować.
Za to pojawiające się dziwne błyski i jakby pęknięcia w przestrzeni spowodowały u niej ulgę. O ile to była pomoc, bo jeśli to ten gorszy scenariusz, że stanie się coś jeszcze... i to wcale nie pokrzepiającego. Była cała spięta, a oddech głęboki. Co jeśli to były jej ostatni oddechy w życiu? Nagle wszystko się rozpadło, rozmyło jakkolwiek to nazwać. Zniknęło jak kłębek dymu.
-O matko - odetchnęła z ulgą, ale to nie był koniec. Bo pozostała sprawa jej różdżki. Kiedy się poruszyła coś kopnęła i usłyszała charakterystyczny dźwięk toczenia się. Gdy spojrzała na podłogę od razu rozpoznała swoją różdżkę i to w całości! Pobiegła za nią i chwyciła w dłonie jakby to było nowo narodzone dziecko wymagające wielkiej ostrożności - Całe szczęście - palcami sprawdzała czy faktycznie jest cała, bez żadnych uszczerbków. Wtedy ujrzała kilkanaście metrów dalej @Haydn Thomas Locke w towarzystwie młodej blondyneczki. Poznałaby go na kilometr, a że tak dawno go nie widziała. Pomyślała czy się nie przywitać, jednak zatrzymało się na tym, że przez chwilę przyglądała się temu, ich zachowaniu, ale co innego było teraz ważniejsze. Pojawili się Amnezjatorzy i magomedycy. Była na tyle zirytowana, że nie obawiała się dopowiedzenia czegoś do siebie. Dlatego nie onieśmieliła się podejść do Doriena i Claude'a oraz pozostałych pracowników Ministerstwa
-Niech ten mały się cieszy, że to była stu procentowa iluzja. Gdyby straty były większe to srogo by za to zapłacił, kilka osób oberwało w nos Avadą i co by wtedy powiedział? Dobrze, powiedziałam swoje, ja mam wolne - uniosła ręce do góry na znak, że to już nie jej zadanie i opuściła je. Musiała narobić troszkę chaosu, aż samo się prosiło. Zdążyła zapomnieć o tym, że się obtarła od upadku i ma poharatane lekko dłonie, emocje zrobiły swoje - No i przede wszystkim dziękuję za pomoc, myślałam, że po moim kochanym dziecku, a teraz wybaczcie, ale muszę się zająć przyszłą szwagierką. Do zobaczenia moi panowie - westchnęła jeszcze raz. Od razu było jej lepiej kiedy coś powiedziała, ale najważniejsze... musiała pokazać się @Clary Fajfer, że nic jej nie jest i wyjść stąd jak najszybciej oraz pocieszyć się jakimś ciastkiem czy czymś innym. Za dużo dziwnych wrażeń jak na jeden dzień, zwłaszcza, że miała okazję do przedstawienia typowej siebie, w kilku miejscach na raz i z kilkoma humorkami. Tornado nie kobieta.

z/t
Powrót do góry Go down


Claude Faulkner
Claude Faulkner

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 184
C. szczególne : miedziane włosy, piegowata twarz
Galeony : 270
  Liczba postów : 667
https://www.czarodzieje.org/t15209-claudius-faulkner
https://www.czarodzieje.org/t15222-claude-faulkner#406465
https://www.czarodzieje.org/t15208-claudius-faulkner
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyWto 14 Lis - 22:29;

Wszystko działo się tak szybko, że Claude nawet nie zorientował się dokładnie, kiedy i jak jego różdżka została wytrącona mu z ręki przez iskrzącą się magiczną mackę. Mając na względzie chęć ochrony zdrowia i życia obecnych, gdy został rozbrojony czuł wyłącznie palące poczucie winy i wstyd. Rzucenie finite, jak zrobiło to kilkadziesiąt innych czarodziejów wokół nie było dla niego problemem, a mimo to sprawę zawalił. Odkąd pamiętał los podtykał mu świnie pod nogi i najwyraźniej nie zamierzał przestać ani mu odpuścić. Na jego twarz wpełzły czerwone plamy, przemieszane z bladymi oznakami przerażenia. Rzucił się za swoją różdżką, żeby przypadkiem nie spadła z balkonu ani nie została wciągnięta, ani żeby nie trafiła pod buty któregoś z czarodziejów. Odzyskał ją... Kiedy już wszystko było w porządku. Ściskał w pięści różdżkę aż zbielały mu kłykcie. Spojrzał na Doriena na poły przestraszonym, na poły przepraszającym wzrokiem. Chciał się wytłumaczyć, że to nie jego wina, że dostał macką i tak naprawdę chciał pomóc, ale czuł, że mijałoby się to z celem i tak naprawdę wyłącznie by się ośmieszył w oczach Deara. Spuścił głowę z rezygnacją.
Na miejscu zjawiło się Ministerstwo. Claude dostał poważnego szczękościsku, gdy jeden z urzędników zwrócił się do niego z nutą kpiny w głosie. Poproszono Doriena, by pomógł w sprawie, jego natomiast zignorowano. Prześledził wzrokiem, w którym kierunku zmierzają mężczyźni, po czym odetchnął głęboko. Nie może tak łatwo rezygnować.
Poszedł za nimi.

/zt
Powrót do góry Go down


Maevis Harper
Maevis Harper

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 28
  Liczba postów : 66
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15225-maevis-bella-harper#406534
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15233-agencja-towarzyska-mae
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15230-maevis-bella-harper
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptySro 15 Lis - 20:12;

Sytuacja była naprawdę poważna. Co tu się właściwie zadziało? Moja różdżka była bezużyteczna, a wokół mnie latały smugi tysiąca zaklęć. Nie wiedziałam, co robić. Czy lecieć innym na ratunek? Przecież nie miałam nawet, jak im pomóc. Nie mogłam pomóc samej sobie. Ręka bolała mnie okropnie. Wydawało mi się, że jest nawet złamana. Nie mogłam już dłużej czekać na pomoc. Nie mogłam tak bezczynnie siedzieć, bo zaraz dostałabym zaklęciem. Podniosłam się na kolana i zaczęłam raczkować w kierunku dużego głazu, który był w pobliżu. Musiałam się przecież gdzieś schować. Pięści nie obroniłyby mnie przed Avadą Kedavrą. Wydarzenia, które działy się wokół mnie były przerażające. Przełknęłam ślinę, oparłam się o głaz i zamknęłam oczy. Powtarzałam sobie w duchu, że to nie dzieje się naprawdę. Nie może. Kiedy otworzyłam oczy, znalazłam się z powrotem w muzeum. Siedziałam na ziemi, za barierkami. Odetchnęłam z ulgą. Rozejrzałam się wokół. Słyszałam ciężkie oddechy i widziałam przerażone miny. Komuś udało się jednak zapanować nad tą, jak się okazało, iluzją. Z radością podniosłam moją różdżkę z ziemi. Oparłam się ramionami o kolana i siedziałam tak chwilę, uspokajając oddech. Następnie podniosłam się z ziemi, wcisnęłam różdżkę w tylną kieszeń i wyszłam z muzeum.

z/t
Powrót do góry Go down


Beatrice L. O. Whitelight
Beatrice L. O. Whitelight

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek), obrączka z białego złota na palcu serdecznym lewej dłoni
Dodatkowo : metamorfomagia
Galeony : 1647
  Liczba postów : 1755
https://www.czarodzieje.org/t14885-beatrice-l-o-o-dear
https://www.czarodzieje.org/t14920-poczta-beatrice-l-o-o-dear#397481
https://www.czarodzieje.org/t14915-beatrice-l-o-o-dear
https://www.czarodzieje.org/t18356-beatrice-l-o-o-dear-dziennik
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptySro 15 Lis - 22:11;

Wszystko działo się tak szybko, że Beatrice nawet nie próbowała doskonale orientować się w sytuacji. Najważniejsze w tej chwili było dla niej odzyskanie różdżki, która niestety, ale wszystko na to wskazywało, miała zostać przez dziewczynę utracona. W momencie, gdy Bea rzuciła się do przodu aby ją złapać, zadziałało zaklęcie Finite, które rzuciło kilkanaście osób na raz. To spowodowało, że cała ta nieszczęsna iluzja zniknęła. I równocześnie było przyczyną spektakularnego potknięcia się przez dziewczynę. Niewiele brakowało, a z pewnością wylądowałaby twarzą na posadzce.
Beatrice rozejrzała się dookoła próbując zorientować się w całej sytuacji. Widziała, że niektórzy byli nieprzytomni, niektórzy zszokowani ale większość była cała i zdrowa. To z pewnością sprawiło, że dziewczyna poczuła się znacznie lepiej. Spojrzała na Doriena, który stał z pewnością siebie aż kipiącą z jego postaci. Przeniosła wzrok na Clauda, który zdecydowanie nie był już tak pewny siebie jak jej brat. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Przybycie pracowników Ministerstwa Magii mogło oznaczać tylko to, że cała sytuacja została zażegnana. I dobrze. Nikomu nie była potrzebna większa panika.
-Ja już pójdę, pewnie macie teraz bardzo dużo roboty związanej z tymi wydarzeniami. - powiedziała, dotykając delikatnie ramienia swojego brata. -Mam nadzieję, że rozwiążecie tą sprawę i poradzicie sobie z tymi zdarzeniami. - to powiedziawszy schowała różdżkę i ruszyła w stronę wyjścia. Gdy tylko pokonała kilkanaście kroków, deportowała się z głośnym trzaskiem. Gdzie? Byle dalej od tego miejsca. By móc chociaż na chwilę odpocząć.

zt.
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32476
  Liczba postów : 102657
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Specjalny




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyCzw 27 Wrz - 22:13;

@Bianca Zakrzewski pewnie nie spodziewała się zgłoszenia prosto w Muzeum Madame Royce. Okazało się, że jeden z pracowników wpadł niedawno na jej prace i zachwycił się do tego stopnia, że nie przestał zdolności Gryfonki wychwalać - stąd też propozycja, aby swoją twórczością nieco wsparła czarodziejskie muzeum figur woskowych. Wiadomo, że nie tylko same figury są istotne, bo wszystkie sale muszą być odpowiednio urządzone. Zadaniem postawione przed Biancą polegać miało na pomalowaniu ściany. Wszystkie materiały zapewniło muzeum, a dziewczyna liczyć mogła na niezłą sumkę zapłaty.

Rzuć kostką, aby sprawdzić jak ci poszło.
1, 2 - Dobrze, że grasz w szkolnej drużynie Quidditcha! Znaczy to, że znasz się trochę na tym popularnym w czarodziejskim świecie sporcie - nie powinno być problemów z pomalowaniem ściany w sali z gwiazdami latającymi na miotłach, prawda? Zabierasz się za namalowanie w oddali obręczy, kiedy nagle... potrącasz jedną z figur! Wydawało się, że wszystkie zostały odsunięte i odpowiednio zabezpieczone, ale ten jeden ścigający jakimś cudem wpadł ci pod rękę. Szybko stawiasz go na odpowiednie miejsce, ale niestety - jego szata poplamiona jest farbami i nijak nie możesz się ich pozbyć. Stawiasz na kreatywność, dodajesz kolorów i tworzysz zupełnie nową wersję quidditchowego stroju. Zostaje ci nawet trochę czasu na zadbanie o jego kolegów z drużyny... Nikt nie ma pretensji, a pracownicy muzeum wydają się zachwyceni innowacyjnością. Dostajesz premię w postaci 30 galeonów.
3, 4 - Na pierwszy rzut oka wydaje ci się, że malowanie ściany w pomieszczeniu z figurami wilkołaków i wampirów nie jest niczym ekscytującym. Dopiero później dostrzegasz dodatkowe efekty farb. Niektóre świecą w ciemności, inne zmieniają barwy, jeszcze kolejne nie zasychają i nieustannie przepływają po ścianie. Niestety, te tajemnicze efekty zupełnie nie chcą współpracować; nie radzisz sobie. Obraz wychodzi rozmazany i musisz poświęcić 20 galeonów na własne materiały, aby jakoś - znanymi metodami - go uratować.
5, 6 - Miejsca dostajesz strasznie mało, ale za to w sali wejściowej! Niestety, nie jest to ekspozycja zamknięta, bo po prostu nie da się tego miejsca wydzielić od zwiedzających. Podczas malowania przyplątuje się do ciebie jakaś mała dziewczynka, nieznośnie nadpobudliwa i zwyczajnie wredna. Zwracasz na nią uwagę w momencie, w którym zaczyna podkradać farby; pomimo próśb i gróźb, dziecko nie chce się uspokoić. Wybuch emocji sprawia, że tubki z farbami wybuchają, brudząc podłogę. Dopiero wtedy możesz liczyć na trochę spokoju... Kończysz swoje dzieło, ale zapominasz o plamie, która została na posadzce. Gdy zbierasz rzeczy, niefortunnie na nią natrafiasz i tracisz równowagę, by zaraz wylądować na podłodze i mocno obić sobie rękę. Nadgarstek będzie bolał w jeszcze dwóch kolejnych wątkach!

______________________

Muzeum Madame Royce - Page 4 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Bianca Zakrzewski
Bianca Zakrzewski

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174cm
C. szczególne : veela vibe || zniszczone terpentyną dłonie umazane farbami
Dodatkowo : ćwierć wila
Galeony : 1327
  Liczba postów : 713
https://www.czarodzieje.org/t14411-bianca-zakrzewski?nid=3#381696
https://www.czarodzieje.org/t14416-bianca#381732
https://www.czarodzieje.org/t14414-bianca-zakrzewski
https://www.czarodzieje.org/t18447-bianca-zakrzewski-dziennik
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyPią 28 Wrz - 18:15;

Został jej jeszcze rok w szkole, ale wiedziała, że już teraz musi zadbać o swoją przyszłość. To nie było wcale tak, że skończy sobie studia i magicznie będzie miała stałą pracę. Oczywiście niedawno zaczęła bardziej się rozwijać i zatrudniła się w pracowni artystycznej. W gruncie rzeczy przede wszystkim po to, by zwiększyć szanse na zauważenie, a być może na spotkanie kogoś ważnego. Nie miała pojęcia czy to właśnie z tego względu została zaproszona do Muzeum Madame Royce, ale kiedy tylko dowiedziała się, że ktoś ją zauważył i uzyskała aprobatę ze strony osób znających się na sztuce, miała wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi. Była mile zaskoczona, a przede wszystkim tak cholernie szczęśliwa, że naprawdę nie mogła przestać się uśmiechać. Listownie dogadała wszystkie szczegóły, a fakt, że to jej praca miała przyozdobić ścianę cenionego muzeum dodawał jej skrzydeł. Oczywiście koszmarnie się denerwowała, że coś spapra, że nie wyjdzie, że zepsuje i w głowie już widziała najgorsze scenariusze jakie mogły się wydarzyć. Zabrała z domu swoje ukochane pędzle i pognała na miejsce. Przed wejściem wzięła kilka głębokich wdechów i przekroczyła próg, zdenerwowana jak nigdy. To nie było malowanie w spokoju, w domowym zaciszu przy ulubionej muzyce kiedy nikt nie patrzył. Szczęka opadła jej do ziemi, kiedy powiedziano jej, że miejsce na pracę znajduje się w samej sali wejściowej. Miejsca miała mało, bardzo mało, ale przecież nie mogła zachowywać się jak jakaś diva. Otrzymała niewiarygodną szansę i musiała ją wykorzystać.
Zaczęła malować, ignorując wszystkich wokół i skupiając się na wizji w swojej głowie. Cieszyła się, że dostała wolną rękę co do motywu. Postanowiła namalować coś co było połączeniem natury i świata ludzi, coś co miało wzbudzać refleksje osób wchodzących i dodatkowo cieszyć oko. Wiedziała, że spędzi tam wiele godzin. Najpierw postanowiła wykonać próbkę. Malowanie na ścianie znacznie się różniło od szkicownika czy płótna. Każda inna powierzchnia rządziła się swoimi sprawami, więc kiedy już wyczuła teksturę i dokładnie wiedziała co i jak – zabrała się do pracy.
Przychodziła tam codziennie przez cztery dni i spędzała czas nad grą barw, światła i cieni od rana do późnego wieczoru. Dawała z siebie dwieście procent, nie chcąc, by artystyczny świat miał o niej złe zdanie i negatywna opinia obiegła świat. Koszmarnie się tego bała. Dlatego skupiała się bardziej niż zwykle, zamykając się na wszystko inne prócz farb. Kolejny dzień kolejne ruchy pędzlem, kolejne przecieranie oczu i wycieranie farb w czarną znoszoną bluzę, która była jej ubraniem roboczym.
Już kończyła, wiedziała, że zepnie się jeszcze trochę i skończy. Ostatni dzień, przyniósł jednak więcej niespodzianek niżeli się spodziewała. Koło południa uczepiła się jej mała dziewczynka. Bianca była koszmarnie wyczulona na przeszkadzanie podczas pracy i każdy czarodziej o zdrowych zmysłach omijał ją szerokim łukiem, mimo że przechodnie przyglądali się jej dziełu z zaciekawieniem. Dziecko jednak tego nie wiedziało i ciągnęło ją za nogawkę i zdecydowanie za dużo mówiło.
Z początku Bianca delikatnie próbowała powiedzieć jej, żeby sobie poszła. Przez pewien czas miała spokój, ale kątem oka zobaczyła jak dziewczynka zabiera farby... tego było już za wiele. Niezbyt grzecznie kazała jej iść do mamy, a kilka farb nagle wybuchło, najpewniej z niekontrolowanej mocy  dziewczynki. Oczy Zakrzewski od razu spojrzały na ścianę, ale ku jej uldze nie została pobrudzona. Odetchnęła i zajęła się kończeniem obrazu. Była zmęczona, ale zadowolona z efektu. Ostatnie pociągnięcie pędzlem – koniec. Zeszła z drabiny i spojrzała na efekt końcowy. Uśmiechnęła się i malutkimi literami podpisała w prawym dolnym roku. Ledwo zauważalnie, ale nie mogła pozwolić, by ktoś sobie przypisał godziny, ba! dni jej ciężkiej pracy.
Zabrała się za zbieranie swoich rzeczy, kiedy nagle upadła na posadzkę. Niezbyt fortunnie, bo ból przeszył jej nadgarstek. Syknęła ze złości. Zapomniała o tej felernej farbie, którą rozlała ta nieznośna dziewczynka. Ignorując obolały nadgarstek zebrała resztę swoich rzeczy i jeszcze raz spojrzała na obraz. Była zadowolona, nawet bardzo.

Kostka: 6
Powrót do góry Go down


Talia L. Vries
Talia L. Vries

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Galeony : 50
  Liczba postów : 408
https://www.czarodzieje.org/t17535-talia-l-vries?highlight=talia+l++vries
https://www.czarodzieje.org/t17559-skrzynka-pocztowa-talii#492366
https://www.czarodzieje.org/t17553-talia-l-vries?highlight=talia+l++vries
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyNie 17 Lis - 1:11;

Czy jesteś tam jeszcze, najdroższa bestyjko? Czyś postradała już zmysły, pozwalając mi przejąć kontrolę? Głosik w głowie aurorki snuł swoje opowieści i coraz trudniej było go ignorować. Coraz intensywniej miała wrażenie, że staje się ona kimś innym. Nie przeobraża się, a rodzi na nowo, z inną pulą cech, innym zachowaniem, innym natężeniem bycia. Coraz ciężej ignorować jest jej samą siebie, która budzi się do życia, próbując zapełnić pustkę, która przez lata rosła pośrodku kobiety, a teraz jej już tak wielka, że właściwie tym oto jest Lia – pustką, dziurą, wyrwą. Czy właśnie dlatego ostatnio podejmuje same nierozważne decyzje? Czy dlatego się potyka co chwila, rozdrapując rany, wskakuje w ogień i parzy sobie dłonie? Albo wymienia listy z kimś, kogo nie zna, a całe ich jestestwo właściwie opiera się na zaufaniu, że ta druga osoba była na tyle szczera, by nie skłamać w sprawie imienia? Oprócz tego nie wiedzieli o sobie nic. Vries dziwiła się sama sobie, że ta listowna wymiana niosła za sobą pewnego rodzaju ekscytację, jakieś ukłucie w dole brzucha, towarzyszące rozrywaniu koperty. W pewnym momencie wyczekiwała sowy, spijając słowa mężczyzny, jakby były najlepszym, co mogła przynieść jej codzienność. Kobieta nie była jednak naiwna. Od pierwszych słów czuła, że ma do czynienia z prawdziwym, urodzonym bajkopisarzem. Jego orężem były słowa, które układał tak, by miały ją jak najbardziej ją oczarować. Czemu więc pod tym woalem ze słodkiego fałszu wyczuwała coś prawdziwego? I czemu pewnego wieczora zdecydowała się sięgnąć po pióro i napisać te dwa słowa. Nic więcej, niż „Spotkajmy się”. On ma Cię w ręce. Złapał Cię na słówka, głupiutka bestyjko. Zamknij się!

Spotkajmy się. Nie sądziła, że się zgodzi. W tamtej chwili zaczęła się nieco stresować, odtwarzając w głowie wszystkie scenariusze. Bo on, Sweeney, w jej głowie miał już kształt. Miał twarz. Brzmiał w pewniej sposób. Pachniał nawet jak wypalone cygara, nad kubkiem ostygłej kawy. Był jakiś. Co będzie, jeśli na żywo spotka zupełnie inną osobę? Czego ma się spodziewać? Kogo szukać? Postanowiła, że zda się na swój instynkt i to jemu pozwoli odnaleźć siebie. Nie rozczaruje się. Chociaż w jednym zgadzała się z samą sobą, kiedy stała w korytarzu swojego mieszkania, machinalnie poprawiając sobie materiał bluzki, którą niedbale wsunęła za pasek od spodni. Ten sam, za który wsunięta była jej różdżka, w specjalnym uchwycie, zawsze blisko by ją chwycić i wycelować w zagrożenie. Na całe szczęście znała swoje umiejętności i jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, jeśli jakkolwiek jej zagrozi, jeśli będzie chciał… skąd te czarne myśli, moja droga? Nawet one nie były w stanie zagłuszyć ekscytacji, drżenia dłoni, nerwowych uśmiechów puszczanych w stronę samej siebie. Czuła się trochę jak nastolatka. Wsunęła niesforny kosmyk za ucho, przesunęła czubkiem języka po wargach i teleportowała się z cichym dźwiękiem, zostawiając ciszę i spokój za sobą.
Pierwsze co poczuła to krople deszczu, spadające jej na odkryty dekolt. Londyn nie zapraszał swoją pogodą, raczej zniechęcając od wyjścia z domu. Podbiegła w stronę daszku, osłaniając dłonią włosy przed kroplami, które usilnie próbowały ją zmoczyć. Nigdy wcześniej tu nie była. Nie wiedziała nawet, że na mapie miasta jest taki punkt. Wolała obcować ze sztuką wyższych lotów, ale miejsce miało swój plus: gdy tylko będzie chciała, będzie mogła schować się wśród figur, udając, że wcale jej tu nie ma. Otrzepała się niczym kot i dopiero wtedy uniosła spojrzenie, żeby się rozejrzeć. Leniwe słońce, które od czasu do czasu pojawiało się zza chmur, oślepiało ją porządnie – mimo to, widziała, że nie jest tu sama. Dookoła muzeum krążyło parę osób, jednak w większości w grupkach lub parach. Przez chwilę się zawahała. Co, jeśli się nie pojawi?
- Zależy Ci?
- Nie.
- Zależy. – Trudno jest oszukać samą siebie. Aurorka wzięła głęboki oddech, automatycznie bawiąc się wisiorkiem, który niknął jej pomiędzy piersiami. Robiła to zawsze, kiedy się denerwowała. Jej dłonie wiedziały czym się wtedy zająć, badając fakturę srebrnego asfodelusa, który kwitł wyczuwając ciepło, jednocześnie wypuszczając z siebie słodkawy zapach. Kątem oka zauważyła ruch. Ktoś pojawił się na scenie, nowa sylwetka, tym razem samotna. Mężczyzna. Na pierwszy rzut oka wydawał się być w podobnym wieku, a w jego ruchach było coś. Po prostu coś. Niech będzie, zaryzykujmy. Ruszyła w jego stronę, z pewną gracją, ale i resztkami pewności siebie. Wbrew wewnętrznym rozterką, panna Vries była dobra w narzucaniu sobie min, które nie odpowiadały bitwom w jej głowie. Tym razem przybrała pozę zrelaksowanej, nieco nonszalanckiej dziewczyny. Pokonała kilkanaście dzielących ich metrów w spokojnym tempie, akurat stając przed tabliczką z historyczną notatką. 
- Muzeum Figur Woskowych Madame Royce, pierwszej tego imienia, wyśmienitej czarownicy, której odwzorowanie można podziwiać po dziś dzień. -  Przeczytała nagłówek, skupiając swoją uwagę na tekście. Nie, żeby ją to interesowała. Nie wiedziała co innego powiedzieć. Ba, nie miała nawet pewności, że zwraca się do odpowiedniego człowieka. Uznała jednak, że lepiej zaryzykować, niż stać, przestępując z nogi na nogę. Najwyżej będzie tą dziwną osoba, która podchodzi do nieznajomych i postanawia wyręczyć ich w czytaniu. Przesunęła nieco rozbawiony wzrok z liter na twarz mężczyzny, próbując odnaleźć w niej coś znajomego. Jakiejś nuty, która wybrzmi znajomo, dając jej pewność, że być może jabłko nie pada tak daleko od jej wyobrażeń.


@Sweeney H. Henley
Powrót do góry Go down


Gość
avatar

Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8








Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyNie 17 Lis - 11:33;

Treść listu była dla niego niespodzianką. Nie mógł kłamać, że nie spodziewał się tego na pewnym etapie, wszystko wydarzyło się jednak tak strasznie szybko. Jej ekwiwalent z atramentu mu odpowiadał. Czuł się w pełni usatysfakcjonowany poznając ją po odrobinie, wczytując między wiersze, drażniąc piórem. Była zabawna, ciekawa, filuterna i głupio byłoby teraz twierdzić, że i on nie miał względem swojej małej, słodkiej Lii jakiś skonkretyzowanych wymagań i wyobrażeń. W jego głowie, pozostawała literackim pięknem i zachowawczy optymizm nie pozwalał mu oczekiwać niczego mniej. Nie chodziło nawet o urodę, wiek, wzrost, czy nawet płeć. Mogła okazać się Titusem z Piccadilly street, jednak pozostając w zgodzie z ułożonym w słowach charakterze, nadal nie czułby się oszukany. Nie wyrósł z oglądania się za pięknymi paniami – pod tym względem nadal był szczeniakiem ukrywającym się za niebieskim krawatem, a jednak tego dnia, tego wyjścia nie szukał zabawki na kilka przyjemnych chwil. Szukał kogoś, kto namiastką ciepłego słowa zapełni pustkę, jaka się w nim z każdym dniem rozszerzała. Tęsknił i chociaż budził się z pragnieniem, nie mógł niczego z tym zrobić nawet pomimo faktu, iż był cholernym czarodziejem.
- A więc umiesz czytać. – Zbliżył się cicho, w pewnym stopniu dostojnie, w przeciwieństwie do niej dzierżąc w dłoni parasolkę, ponieważ patrzył w niebo, nim decydował się na wyjście. Odziany w lekki płaszcz jeszcze nie odczuwał chłodu, ale to mogło zmienić się na przestrzeni minut. Psia pogoda Anglii nie rozpieszczała i nawet pomimo iż witało ich kilka słonecznych promieni, ze strategicznie rozmieszczonych chmur wciąż siąpił przykry kapuśniaczek. Gdzieś z pewnością właśnie rodziła się tęcza. Biedne leprechauny.
Początkowo nie zdradzał się z emocjami. Patrzył na nią z góry, spokojnie, decydując się na lepsze rozeznanie w sytuacji nim będzie mógł stwierdzić, czy jest podekscytowany, czy może nie. Zaraz jednak uśmiechnął się pogodnie, odrywając wzrok od wyraźnie strapionej czymś buzi i, jej przykładem, przenosząc go na memoriał dla panny Royce. Czytał o niej jeszcze w szkole. Figurowała na pergaminach jako osoba abstrakcyjnie wręcz oderwana od rzeczywistości. Nie skończyła nudnym losem większości czarownic, ani nie odcisnęła się na kartach historii niczym spektakularnym, aczkolwiek muzeum jej dzieł cieszyło oczy każdego, niezależnie od upodobań. Była artystką i tu nie wychyliła się poza ramy – uznanie zdobyła dopiero po śmierci. Posiadała nieślubną córkę, która pomimo decyzji o dalszym prowadzeniu instytucji nie pozostała starą panną. Wyszła szczęśliwie za mąż, jednak pozostawiła nazwisko matki. Ta ciekawostka bawiła go niezmiernie. Od dawna chciał tu zajrzeć i może dobrze się wydarzyło, że w końcu miał ku temu okazję.
- Kończąc te pierwsze minuty niezręcznej ciszy pozwól, że zaproszę Cię do środka, bo naprawdę chcę zobaczyć, czy wewnątrz jest tak magicznie, jak to reklamują ulotki. Wejście dla czarodziejów powinno być za tym filarem, na lewym skrzydle. – Dżentelmeńskim przykładem bez słowa zaoferował Talii miejsce pod parasolką, jako iż przegalopowała ponad nimi wyjątkowo mokra chmura. - Ostatnio ponoć dodali do kolekcji nową figurę autorstwa uczniów madame Royce, może być zabawnie. – Przysunięty do niej zaoferował i własne ramię, by obojgu było wygodnie odejść spod magicznej tabliczki i skierować się we właściwe miejsce. Sterczenie na zewnątrz nie było szczytem jego marzeń, ponadto żywił nadzieję, iż także Lia nie miała tego w planach. Byłoby mu niezmiernie przykro, gdyby teraz zdecydowała się uciec. Byłoby mu jeszcze bardziej przykro, gdyby śliczna wróżka na jego drodze okazała się nie tą damą, której się spodziewał. Przeczucie go zwykle nie myliło, ale kto je tam wiedział.

// zt x2
Powrót do góry Go down


Talia L. Vries
Talia L. Vries

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Galeony : 50
  Liczba postów : 408
https://www.czarodzieje.org/t17535-talia-l-vries?highlight=talia+l++vries
https://www.czarodzieje.org/t17559-skrzynka-pocztowa-talii#492366
https://www.czarodzieje.org/t17553-talia-l-vries?highlight=talia+l++vries
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptySob 22 Lut - 23:02;

/całkowicie ignoruję zt Sweena. 


G ł o s. Dźwięk. Od niego wszystko się zaczyna. To on nas wita na świecie, zanim jeszcze będziemy gotowi otworzyć oczy, spojrzeć na to co na otacza. I właśnie teraz ten nieznajomy głos przywitał ją – w tej całkowicie niecodziennej, absurdalnej sytuacji. Wyrwanej niczym z powieści dla nastoletnich czarownic, wypełnionych patosem, sztucznym romantyzmem i oczywiście nieoczywistymi zwrotami akcji. Drgnęła, kiedy uświadomiła sobie realizm sytuacji. Czy to nie dziwne, słyszeć go teraz zamiast czytać? Wpatrywała się w jego usta, jakby próbowała zobaczyć, jak głosem nagina powietrze, tworzy mikrofale, które odnajdują jej uszy, wpadają wprost do głowy i wibrują tam, kręcą się, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Tak, namacalnie odczuwała jego głos, który niczym nie pasował do jej wyobrażeń. Był niższy, przysadzisty, niczym wyrwany z głębin, z brzucha potwora. Gdyby przymknęła powieki, mogłaby sobie wyobrazić jak głos ten czyta jej do poduszki, ściągając na nią najdziwniejsze senne wizje. Zmrużyła oczy, nieświadoma tego, że marszczy nos, jak zwykle, kiedy czuje się niepewnie. Przed nią oto stała zagadka ubrana w ludzkie ciało.
    - Spostrzegawczy jesteś. Kto by się tego spodziewał. – Rozciągnęła usta w leniwym uśmiechu, na sekundę pokazując mu rząd białych zębów, który zaraz znikł pod pomalowanymi na czerwono wargami. Odgryzła mu się, bo od razu poczuła, jakby się ze sobą siłowali. Już w listach miała takie wrażenie – jakby cały czas zakrywali sobie dłonią dłoń, czekając na to, by ich własna w końcu była na górze. Stali przez moment w milczeniu, aż kolejna kropla deszczu spadła na jej ramię, leniwie rozpoczynając podróż po krzywiznach jej ciała, by w końcu wsiąknąć w materiał koszulki. Nie powstrzymało to jednak kobiety przed drżeniem. Krótkim, ale widocznym, który jednak starała się ukryć, splatając dłonie z tyłu i bujając się na stopach, przenosząc punkt ciężkości to z palców na pięty. Napotkała jego spojrzenie, a spokój który od niego bił ogarnął i ją. Jej nadpobudliwy charakter natychmiastowo się ostudził, jak gdyby mężczyzna narzucił na nią płachtę, która wygłusza wszystkie sygnały. Tak czy inaczej: nie wiedziała, co powinna czuć. Emocje to ją zalewały, to oddalały się od niej, by zniknąć za budynkami. Początkowa nerwowość jednak ustępowała miejsca zwyczajnemu zaciekawieniu. Bestyjko, nie zapominaj o tym by oddychać. Wzięła głęboki oddech.
    - Wygodnie mi w ciszy. W sensie, nie czuję się niezręczniekłamstwoale oczywiście, wejdźmy już do środka. Bardzo mnie ciekawi ta… wystawa kłamstwa, kłamstewka
    Uniosła dłoń, by poprawić kosmyki włosów, które uporczywie wysuwały się jej zza ucha, opadając na twarz. Drugą ręką upewniła się, że jej różdżka jest tam, gdzie znajdować się powinna. Czując pod palcami twardość trzonka, odetchnęła niewidocznie, jak gdyby w przedmiocie ulokowała pewność siebie. Nie trudno było zauważyć, że Sweeney wyciągnął nieco ramię, podsuwając jej nad głowę parasolkę, jednocześnie oferując jej bliższe towarzystwo. Miły gest, bajkopisarzu. O tak, w jej głowie nie miał imienia i musiała się bardzo starać, by przypadkiem nie zwrócić się do niego w ten sposób. Oplotła go ręką, drobną dłoń wpijając w materiał płaszcza. Z boku musieli wyglądać pewnie jak jedna z wielu par, która wybrała sobotnie południe na szwendanie się po korytarzach muzeum. Gdyby to ona wybierała miejsce spotkania, pewnie zdecydowałaby się na jakieś odludzie. O tak, o wiele łatwiej byłoby się pozbyć ciała bez tylu świadków. Parsknęła śmiechem, który zakryła udawanym atakiem kaszlu. Nie chciała się tłumaczyć, co wywołało w niej rozbawienie, gdyby postanowił o to zapytać.
    - To czym mnie dziś oczarujesz? Opowiesz mi o tym miejscu? Pochwalisz się wiedzą z historii magii? Rozkochasz mnie w swojej ulubionej woskowej figurze? – Pytała powoli, przeciągając dźwięczne litery w słowach. Jak zwykle, gdy nie zbytnio się nie pilnowała, francuska naleciałość brała górę, niszcząc angielski akcent. Może gdyby napiła się mugolskiej szkockiej, to by się jej w głowie poukładało, bo zdecydowanie zachowywała się, jakby wysmarowała dziąsła peruwiańskim ziołem.
Powrót do góry Go down


Gość
avatar

Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8








Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyNie 8 Mar - 15:03;

/ wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet.


Ścinała go wzrokiem niczym najeżonego psidwaka. Zdawała się być w każdej chwili gotowa na ucieczkę, jak gdyby jedynie oczekiwała, że obnaży kły i rzuci się na nią z pazurami. On z kolei nie był ślepy, bo chociaż ani odrobiny nie miał ochoty wgryzać się w jej drobne ciało, natychmiastowo wykorzystał sytuację, górując całym sobą. Wysokością, charakterem, niewymuszonym, filuternym półuśmieszkiem. Nie była wróbelkiem w jego garści. Wiedział jedynie tyle ile sama zdecydowała się mu wyjawić, reszty domyślał się poza słowami. Magiczną sposobnością znaleźli się tu oboje i chociaż przez pierwszą chwilę zdawało się, jakby każde chciało być w innym miejscu, mieli tu tkwić jeszcze odrobinę. Okruch czasu, który wygryzie się w ich umysłach mokrym wspomnieniem deszczu, uważnych spojrzeń spod firanki długich rzęs i ust. Czerwonych. Drżących tak samo, jak smukłe ramiona.
- Kiedy już Cię doceniłem, nie musiałaś burzyć dobrego wrażenia. – Wzmocnił uścisk na parasolce, wciskając palce w skórzany materiał uchwytu. Wzrok przeniósł na budynek, potem na niebo, następnie na nieznajome mu twarze ludzi, którzy żyjąc własnym życiem nawet nie zauważali ich małego momentu. Jakby na to nie spojrzeć, było to pod filozoficznym względem zabawne. Trzy kroki od nich mogła rodzić się miłość. Trzydzieści dwie sekundy pokonywania schodów dalej, ktoś właśnie miał prawo decydować o przykrych losach kogoś innego. Czy mijający ich niski chłopiec o burzy rdzawych włosów właśnie szedł skoczyć z mostu, czy może po prostu wracał do domu? - Jak mógłbym rozkochać Cię w czymś, co nie istnieje. Nigdy tu nie byłem, Lio. Możesz uznać to za mój pierwszy raz. – Od dawna chciał, ale nigdy nie było ku temu okazji. Ilość rzeczy, jaka stawała mu na drodze też miała predyspozycje do pozostania zagadką wielkich myślicieli. W tym samym momencie kochał Londyn i nienawidził go zajadle niczym hipogryf braku taktu. Możliwe, że bliżej mu jednak było do tego psidwaka niż do własnej wizji siebie samego. - Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, byśmy coś Ci znaleźli. Jeżeli ulotki nie kłamały, ilością sław mogłabyś się zakrztusić.
Wykorzystując swoją przewagę poprowadził ją do wejścia, by mogła zapomnieć o przykrości pogody i przemyśleć swoje zdanie na temat wyboru miejsca. Był pod tym względem jak mały chłopiec. N A P R A W D Ę cieszył się, że pokonał przeciwności losu i wreszcie postawił pierwszy krok w obszernym gmachu muzeum. Wyłożone jasnym marmurem wnętrze narteksu jeszcze nie obiecywało czarowności dalszych sal. Gdyby pierwszy z brzegu mugol jakimś niewypowiedzianym cudem zajrzał do środka, w życiu nie odgadłby co kryje się za pierwszą kotarą. Uśmiechnięta blondynka z informacji zmrużyła oczy, kocim spojrzeniem omiatając ich aż po lśniącą iglicę parasola. Sweeney odpowiedział jej takim samym uśmiechem.
- Dam Ci swobodę wyboru. Wolisz wziąć od tej miłej Pani mapkę, czy uciekamy jak gryfoni z zajęć i odkrywamy wszystko swoim sposobem? – Pozwolił się puścić, odsunął się o krok, dał jej nieco przestrzeni. Był dobrym czarodziejem i chociaż pastwił się nad Talią odrobinkę, przyciskając ją so swojego boku, wszystko wychodziło tak naturalnie, że sam wyrzucał to z pamięci.
Powrót do góry Go down


Talia L. Vries
Talia L. Vries

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Galeony : 50
  Liczba postów : 408
https://www.czarodzieje.org/t17535-talia-l-vries?highlight=talia+l++vries
https://www.czarodzieje.org/t17559-skrzynka-pocztowa-talii#492366
https://www.czarodzieje.org/t17553-talia-l-vries?highlight=talia+l++vries
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptySro 18 Mar - 3:25;

/moje serduszko


.....Pozwoliła się prowadzić, bowiem sama była tak zatopiona w swoich przemyśleniach, że chwilowo potrzebowała przewodnika, który pociągnie ją w stronę schodów, uprzejmie kryjąc ją przed deszczem. Mimo, że znikała gdzieś pod zasłoną swoich myśli, zauważyła, że i on wodzi wzrokiem po otoczeniu, jakby rezonowali podobną energią. W końcu jednak słowa przecinają powietrze, a ona wraca na ziemię, cmokając pod nosem.
.....- Och, myślałam, że to Twoje sprawdzone miejsce na pierwsze randki. – Odgryzła się, rzucając mu szybkie spojrzenie, by skontrolować jego reakcję na te dwa słowa. Pierwsza randka. Specjalnie ich użyła, chociaż dla niej nie miało większego znaczenia, w jakim celu się tu spotkali. I co z tego spotkania wyjdzie. Być może już nigdy więcej się do siebie nie odezwą. Już kiedy szykowała się dzisiejszego poranka, wybierając to co na siebie założy, zastanawiała się nad dziwacznością ich relacji. Byli jak dwójka nieznajomych, która przypadkiem dostała się sobie do środka, zupełnie ignorując to, na co powinno zwrócić się uwagę na początku. Nie wiedzieli kim tak naprawdę byli, ale zdobyli klucz do informacji skrywanych o wiele głębiej, pochowanych w zakątkach umysłów – rzeczy, o których nie mówi się na głos, ale o wiele łatwiej przelewa się je na pergamin. Chociaż właściwie to ona pisała, a on chował się pod dwuznacznościami.
.....We wnętrzu budynku poczuła się o wiele pewniej, tym bardziej, że chłód opuścił jej ciało, a gęsia skóra zniknęła jak ręką odjął. Kiedy zapytał o to, co powinni zrobić, wyszczerzyła się w dziecięcy sposób, bezgłośnie poruszając ustami: pieprzyć mapki, Sweeney. Zgubmy się. Wcale nie musiał się odsuwać. Właściwie z małym rozczarowaniem przyjęła fakt, że ich ramiona odkleiły się od siebie, tworząc wyczuwalną lukę. Nie miał prawa jeszcze tego o niej wiedzieć, ale Lia była aż nazbyt dotykalska; właściwie komunikowała się dotykiem, czasem zapominając, że ma coś takiego jak język i usta, które służą do mówienia. Nieumyślnie ignorowała też ludzkie granice, godząc w ich poczucie komfortu i swobodę, jak psie szczenię, które nie potrafi się czasem odczepić i drepta za Tobą nawet do łazienki.
.....Tym razem jednak odsunęła się od niego, stając naprzeciwko. Uniosła dłoń na wysokość twarzy i charakterystycznie pokiwała palcem wskazującym, pokazując by za nią podążał. Bestyjka przejmuje kontrole nad sytuacją, nie pozwala się prowadzić, nie daje się dominować. Pomieszczenie wybrała na oślep, a właściwie weszła w pierwsze lepsza dwuskrzydłowe drzwi. Zwinnie ominęła jakąś podstarzałą czarownicę, która na swoim kapeluszu – pewnie w ramach niecodziennej ozdoby, trzymała żywą srokę i kłóciła się z pracownikiem muzeum, że jakim prawem nie można wchodzić ze zwierzętami, skoro jej ptak jest równie zainteresowany wystawą jak ona. Lia posłała swojemu towarzyszowi rozbawione spojrzenie, zatrzymując się nim na jego twarzy o sekundę za długo, niż można byłoby podciągnąć pod przelotny kontakt. A kiedy śmiała się tak w duchu, w jej oczach tańczyły światła, jakby dzień budził się do życia po bardzo długiej nocy.  
.....Rozejrzała się po pomieszczeniu, próbując domyślić się motywu przewodniego. Ciężko nie było – sportowe stroje, imitacje najlepszych mioteł, złote znicze śmigające nad głowami, tłuczki i kafle fruwające na bezpiecznej wysokości. Metalowe obręcze, prawie bezbłędnie przypominające te na boisku w Hogwarcie, stały na środku, a w powietrzu co jakiś czas można było usłyszeć komunikaty o wynikach, jakby co najmniej wpadli w sam środek rozgrywki. Nie oglądając się na Sweeney’a, zaczęła krążyć po pomieszczeniu, przyglądając się żywym rzeźbom.
.....- Quidditch. Byłeś kiedyś w drużynie? Chyba nie, kojarzyłabym Cię.  – Zmaterializowała się nagle przy jego boku, omiatając wszystko co ich otaczało dłonią. To dziwne, że prawie na pewno chodzili razem do szkoły, a zupełnie go nie kojarzyła. Wydawali się w podobnym wieku, jednak nie było możliwości, by byli razem na roku. Kto był starszy? Ona, on? O ile? Odwróciła głowę w jego stronę, uważnie lustrując jego profil, by odnaleźć na jego licu jakiekolwiek zmarszczki czy rysy charakterystyczne dla upływu czasu. Jedynie mała blizna rzucała jej się w oczy, była prawie niewidoczna, jednak aurorka była wyczulona na wszystkie niuanse. Mimochodem zbliżyła się na tyle blisko, że gdy wypuściła powietrze z płuc, kosmyki jego włosów poruszyły się pod wpływem jej oddechu. Dmuchnęła jeszcze raz, tym razem specjalnie. No i czemu go testujesz?
Powrót do góry Go down


Gość
avatar

Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8








Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyNie 22 Mar - 0:31;

Twarz pałkarza przypominała soczystego arbuza. Nie widział rumieńców, ale obstawiłby całą skrytkę w Gringott'cie, że tam są. Nie znał go i nie sądził, że przypadliby sobie do gustu. Obcisłe, wełniane spodenki odcinały się werżniętą w woskowe ciało gumką tuż powyżej bioder. Ściągający je sznurek ledwo wiązał koniec z końcem – widać twórca rzeźby bardzo dokładnie chciał oddać fizjonomię modela. Jasne oblicze, okrągłe i aerodynamiczne, spozierało na niego gdzieś z poziomu obojczyków. Spod naciągniętej na czoło skórzanej czapki wyglądały szerokie małżowiny. Wydawało się jakby miał odlecieć na samych uszach jedynie po ich uwolnieniu. Jego głowa była niczym wielki znicz. Sweeney zastanowił się przez chwilę, czy nigdy się nikomu nie pomyliło.
- Ze sportów zespołowych lubię tylko picie. – Oderwał wzrok od woskowego sportowca dokładnie w momencie, gdy ten zamarkował wybicie kafla gdzieś wyjątkowo daleko. Wyraźnie dumny z zagrywki wdrapał się na palce i szeroko otwierając usta zdawał się wyglądać wyimaginowanej piłki. - Albo schadzki w szatniach. To tak apropos pierwszych randek – nie widać tego, ale jestem małym chłopcem w tym temacie. – Puścił Talii oko, wymiając ją wyraźnie zaaferowaną także nieznanym mu obrońcą. Plakietka przy jego bucie informowała, iż bronił u Meteorytów z Moose Jaw. Żywy egzemplarz musiał ściągać spojrzenia niewiast w sposób wzbudzający nienawiść męskiej części trybun. Henleya ukuła igiełka zazdrości. Dbał o siebie ponad miarę, ale nigdy nie dorobił się takiego podbródka.
Na szczęście nie dorobił się też podbródka człowieka arbuza.
- Myślisz, że nadawałbym się na boisko? Nie odróżniam pałki od tłuczka, a i stopy lubię mieć na ziemi. – Zapozował przy kolejnym graczu, prężąc się na krótki pokaz urwany cichym parsknięciem. Gdyby miał wejść na miotłę i wznieść się chociażby ponad wysokość własnej głowy, chyba dostałby wylewu. Lia była blisko. Blisko na tyle, że ledwie powstrzymywał się, by nie objąć jej ramieniem i nie przyciągnąć ku sobie. Nie wychowały go wilki, na Merlina, ale był tylko mężczyzną. Aurorka natomiast niezwykle atrakcyjną i najwyraźniej świadomą tej zalety kobietą. Gdyby było inaczej, wstydliwy dystans pomiędzy nimi zarósłby pajęczyną ugrzecznionej cnoty. Uniósł kącik ust w półuśmiechu, nie odsuwając się tym razem ani na centymetr. Nie był w tej grze nowicjuszem, ba, niezależnie od tego, czego się dokładnie spodziewała, mógł ją jeszcze kilku fajnych rzeczy nauczyć. Uniósł dłoń i ściągnął samotny kosmyk za ucho czarodziejki, nim umknął z napiętego oczekiwania na to, co mogło nastąpić. Tym razem stanął przy obleczonej w krótką pelerynę skulonej kobiecie, która wyglądała jak owoc wstydliwej przygody w komórce na miotły. Zadarty nos podtrzymywał grube, sportowe gogle, zza których nie sposób było dostrzec oczu figury. Wiedźma skłoniła się przed nimi, prostując z przysiadu i przerzucając gruby warkocz na ramię. Zza szerokiego uśmiechu wąskich warg dojrzał brakującą dwójkę, wybitą na Mistrzostwach kilka lat temu. Był wtedy na rok przed opuszczeniem szkolnych murów. Harpia – pamiętał ją z rozwieszanych wszędzie plakatów. Normalnego wzrostu, szczuplutka, pewnie szalenie przemiła, ale zupełnie nie w jego typie. Nawet nie pamiętał jej imienia.
- A Ty? Lubisz pęd powietrza na twarzy i skandujące trybuny?
Powrót do góry Go down


Talia L. Vries
Talia L. Vries

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Galeony : 50
  Liczba postów : 408
https://www.czarodzieje.org/t17535-talia-l-vries?highlight=talia+l++vries
https://www.czarodzieje.org/t17559-skrzynka-pocztowa-talii#492366
https://www.czarodzieje.org/t17553-talia-l-vries?highlight=talia+l++vries
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyPon 23 Mar - 17:04;

.....Langston Keaton zdecydowanie mógłby ubiegać się o rolę łamacza serc w okolicznych wioskach, gdyby nie fakt, że prawdopodobnie o wiele bardziej opłacało mu się bycie obrońcą w kanadyjskiej drużynie miotlarskiej. Oczywiście, że nie przypasowała tego imienia i nazwiska do nader atrakcyjnej, woskowej imitacji mężczyzny, ale kiedy pochyliła się by zerknąć na tabliczkę z jego personaliami, coś gdzieś zabiło jej pod blond kopułą: musiała o nim więc słyszeć, pewnie wiele lat temu, być może ojciec jej opowiadał – sam nie był zbyt wielkim fanem Quidditcha, właściwie uznawał go za beznadziejnie marny sport, ale do księgarni sprowadzał książki na ten temat, a mała Lia wyciągała rączki ku wszystkim tomom, które tylko była w stanie podnieść. Jeśli tak wyglądają gracze, to trzeba zacząć chodzić na mecze. Przechyliła głowę, pozwalając by kosmyki włosów, które w ostatnim czasie żyły własnym życiem, ponownie uciekły jej zza ucha, opadając na blade policzki. Poczuła znajomy zapach i nawet nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że Sweeney albo ją podszedł albo właśnie wyminął; do zapachowego wrażenia dołączył i jego głos.
…..Schadzki w szatniach jako sporty zespołowe? Błagam Cię, tylko odpuść mi opowiastki o orgiach w których miałeś przyjemność uczestniczyć. – Rzuciła i machnęła ręką, wciąż nie odrywając spojrzenia od figury, która wodziła wzrokiem po sali, skrupulatnie obserwując latający tłuczek, jakby zaraz miała zamachnąć się i posłać twardą piłkę ku nieboskłonowi. Wysunęła dłoń i zatrzymała się milimetry przed policzkiem Keatona, zastanawiając się czy jego skóra będzie ciepła i miękka, czy przypominać będzie raczej półtwardą modelinę. A może w ogóle dłoń jej się zapadnie w nicość, bo to na co patrzy to tak naprawdę piękna iluzja, dla niepoznaki nazwana woskiem. Nie zdążyła jednak sprawdzić, bo ni stąd ni zowąd przy jej ręce pojawiła się latająca trąbka, wydała krótki, ale głośny dźwięk, a po nim nastąpił komunikat „Nie dotykać, powtarzam, nie dotykać.”. Lia aż podskoczyła, cofając dłoń ku sobie, jakby coś ją opatrzyło, po czym zaczęła mruczeć pod nosem po francusku kilka fraz, które zdecydowanie nie było epitetami pełnymi miłości.
…..- Ugh, cholerne krzykacze. Teraz już na pewno czegoś dotknę. – O tak, powiedz jej, że czegoś nie może, a wtedy na pewno to zrobi. Jej uwaga jednak skutecznie została oderwana od Keatona, którego urok przeminął, jak ręką odjął. Włóczyła się więc za mężczyzną wyrwanym spośród listów, w którego żyłach (o dziwo!) chyba nie płynął atrament, a który wydawał się pożerać wzrokiem ludzkie eksponaty, jakby był małym chłopcem. Ach tak, mały chłopiec. Co miała na to odpowiedzieć? Co mu tam siedziało w głowie, skryte pod dwuznacznością? Zamyślona, splątała dłonie za plecami i przygryzając policzek od środka, zaczęła wzorkiem szukać złotego znicza – niełatwo było odnaleźć tą pozłacaną cholerę, a jeszcze trudniej było nadążyć za jej skrzydełkami. Kręciła się tak szybko, latając na wszystkie strony, że po dłuższej chwili panience Vries zaczęło wirować w głowie i nieco zachwiała się w nogach, szybko jednak łapiąc równowagę.
…..Nie wiem do czego byś się nadawał. Nie mam o Tobie pojęcia. Już lepiej znam Twoją sowę. – Odpowiedziała, kiedy się przy nim znalazła, milisekundy przed tym jak dmuchnęła mu we włosy, chcąc zobaczyć czy odskoczy czy może niewzruszony nawet nie przerwie czytania jednej z wielu tabliczek. Kiedy zauważyła, że chociaż nie drgnął, to kącik jego ust unosił się ku górze i ona się uśmiechnęła; dosyć automatycznie, akcja – reakcja, chyba sama nawet nie zauważyła tego papugującego gestu. Nie ruszyła się z miejsca, nawet kiedy ostatecznie została pozostawiona sama sobie. Po niedługim milczeniu, uniosła nieco głos, żeby mógł usłyszeć jej odpowiedź - z ich dwójki to on chyba miał bardziej niespokojne nogi i krążył po rozległej sali prawie bez ustanku.
…..Zdecydowanie wolę latać, niż kibicować. Może dlatego, że na miotle jest zdany sam na siebie, jakby na to nie patrzeć. A tłumy kiedyś mnie przerażały, więc unikałam ich jak ognia, woląc skryć się nad ich głowami. – Szczerze mówiąc, nie pamiętała jednak kiedy ostatnio siedziała na miotle. Na pewno w szkole, podczas jednego z długich treningów, kiedy to ubiegała się o uczestnictwo w drużynie. Chociaż szło jej obiektywnie całkiem nieźle, to ostatecznie zrezygnowała z dołączenia do fruwających kruczków. Z perspektywy czasu nie tęskniła nawet za samym lataniem, ale za przynależnością do jakiejś grupy już tak. Jednak musiała się w końcu pogodzić ze swoim losem, wiecznej samotniczki, wagabundy, tułaczki bez celu. Prawie przy nikim się nie zatrzymywała, skacząc z miejsca na miejsce, dlatego tak dziwnym dla niej było robić tak prostą rzecz, jak spędzanie popołudnia w muzeum. I to z mężczyzną. Obserwowała jego plecy, jak pochyla się ku jakiejś czarownicy, oczyma wyobraźni widząc, jak pewnie przygląda jej się z zaciekawieniem. Skąd to pragnienie, by wejść mu do głowy i przeczytać treść jego myśli? No skąd? Zakryła głębokie westchnienie słowami:
.....Dobrze, Twoja kolej, proszę Pana. Które drzwi teraz? - Im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej znajomy jej się wydawał.
Powrót do góry Go down


Gość
avatar

Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8








Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyWto 24 Mar - 21:58;

Spojrzenie Sweeney'a zasugerowało, że Lia jakimś cudem zmieniła się w pełzającą glizdę. Jej przytyk, zapewne mający być jedynie kąśliwym żartem, nieco obniżył wartość, jaką wyliczył przy wcześniej interesującej konwersacji. Nie, zupełnie nie miał na myśli dziwnych orgii jakich mógłby być świadkiem czy uczestnikiem. Za czasów szkolnych wiele zdarzało mu się widzieć i Merlin mu świadkiem, Noel wciągnął go w tyle podejrzanych i zaskakujących zabaw, że mógłby o nich napisać tomik bajek dla ciekawych, ale nie chwalił się na lewo i prawo podbojami przy tak zwanych „pierwszych randkach”. To nie był ten wiek, żeby na kimkolwiek robiła wrażenie liczba ślicznych wiedźm, jakie miał w ramionach. Nie, słodka Talio, chodziło mi o coś innego.
- Twoje pierwsze skojarzenia zawsze nawiązują do seksu? – Uniósł nieco brwi, przydając własnej twarzy zaskoczonego wrażenia. Prawdę mówiąc temat go nudził. Nie lubił o tym gadać, skoro mógł praktykować, ale to mogło się okazać interesującym doświadczeniem. Kobieta testowała go najwidoczniej na każdym kroku – dlaczego on nie miałby nastąpić na jej strefę komfortu. Czy Lia w ogóle ją posiada?
- Opowiadaj, obudziłaś moją ciekawość. Ile razy słyszałaś takie historie? A może miałaś farta być nie tylko słuchaczem? – Odwrócił się plecami do kierunku przechadzki, by nie tracić kobiety z oczy. Mijane czarownice z miotłami nie przestały go co prawda interesować, ale tutaj mógł jeszcze wrócić, zaś szansa tej rozmowy mogła być tylko jedna. Jeżeli rozejdą się zasnuci skwaszonym poczuciem straconego czasu, nigdy nie dowie się od niej niczego poza tymi kilkoma faktami, jakie wyłuskał z listów.
Przy małej aferze z krzykaczem na jego twarz powrócił filuterny uśmieszek. Kiedy działo się przy kimś, a on mógł jedynie świadkować zdarzeniu, nachodziły go ciepłe, dziwne przemyślenia na temat głupich posunięć, których nie był prowodyrem. Ręka, która niczym spłoszony aetonan powróciła do Lii rozbawiła go – niemniej jej skonsternowanie i wybuch. Wielkodusznie nie odezwał się już ani słowem, pozwalając jej wypluć wszystkie klątwy aż do ulgi. Jeżeli tak radziła sobie ze stresem, kim był by jej w tym przeszkadzać. On sam powrócił spojrzeniem do mijanych sportowców. Było tu wiele figur opatrzonych wielkimi nazwiskami, ale i takie, które zostały stworzone chyba jedynie do tła. Niejaki Wroński, długonogi i szczupły niczym wygłodzony zając, chwilowo zaaferowany był ćwiczeniami. Najwidoczniej dbał o woskowe stawy i mięśnie, uginając kolana i prostując, jak gdyby szykował się do naprawdę wysokiego skoku. Oliver Wood w barwach Zjednoczonych z Puddlemere kiwał do nich przyjaźnie dłonią, szczerząc się przyjaźnie. Wsparty o imitację bramki prężył pierś, jak gdyby właśnie coś obronił. Dwójka umięśnionych Parkinów dawała sobie kuksańce w boki. Wyglądali jakby dobrze się bawili, aczkolwiek wyraz ich twarzy nie pozostawiał złudzeń – nikt nie życzyłby sobie napotkania ani jednego w ciemnej alejce Nokturnu.
Dalej było podobnie – nadszedł odpowiedni czas, by zmienić salę.
- Ach tak, Lancelot. Raczej nie nadaje się na boisko. – Rozejrzał się dookoła, wsłuchując w krótki monolog o życiu panny Vries. Miała do tego ciekawe podejście, nie mógł zaprzeczyć, chociaż w głębi siebie wciąż nie był przekonany do życia w chmurach. Uwaga uwagą – z tym nie miał najmniejszych problemów, ba, lądował w jej środku zdecydowanie częściej niż statystyczny Weasley, ale jej brak także nie był mu obcy. Pamiętał te zabawne chwile spędzone na wrzosowiskach, wyglądanie ciekawostek natury i długi marsz przed siebie. Gdyby nie robactwo, brr. - W lewo. Lubię ten kierunek. Jeszcze nigdy się nim nie rozczarowałem.
Tak miało być i tym razem. Lewa sala skąpana była w złocie i purpurze. Mylił się ten, kto oczkiwał tu na spotkanie z absolwentami domu lwa. Nie, ta część wystawy poświęcona była wielkim aktorom i piosenkarzom – sławom, do których trzepotem ptasich skrzydeł drżały dziewczęce serca. Sławom, które niejednokrotnie świadkowały mokrym snom dorastających czarodziejów. Mokrym snom samego Sweeney'a. Był dużym i zdrowym chłopcem, nie wstydził się niczego. - Mugolskie kino – ciarki przeszły go na samo wspomnienie - całkiem sporo wniosło do naszego świata, nie uważasz? Czy kiedykolwiek spodziewałabyś się, że ktoś tak nieobdarzony talentem zatrzyma obraz na kliszy? Jestem ciekaw, który „miłośnik” zdradził im sekret magicznej fotografii. Chociaż nie ma na co narzekać, „Świstoklikiem dookoła świata” i mnie natchnęło do krótszych i dłuższych podróży. – Ach, Europa kontynentalna. Piękne Czechy, magiczny Paryż i dalej, dalej na wschód, aż za Ural. Do Azji, orientu. Żyli na wspaniałej planecie – tyle tu było do obejrzenia.
Powrót do góry Go down


Damien D'Arcy
Damien D'Arcy

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 35
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : drobna blizna przecinająca prawą brew
Galeony : 723
  Liczba postów : 104
https://www.czarodzieje.org/t19547-damien-darcy-montgomery#579603
https://www.czarodzieje.org/t19551-viera#579860
https://www.czarodzieje.org/t19524-damien-d-arcy#578596
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyWto 29 Gru - 2:36;

Znużenie. Ostatnio dyktowało warunki jego życiu. Musiał przerwać stagnację. Praca w Banku Gringotta, nawet pomimo doborowego towarzystwa, bywała prawdziwym utrapieniem. Codziennie wykonywał te same, rytualne czynności. Nie było tam miejsca na odczucie nawet odrobiny adrenaliny. Prawie żadnej ekscytacji, o ile sam sobie jej nie znajdował. Od czasu do czasu jakieś sprawdzenie zabezpieczeń, czy rzucenie nowych. Za rzadko, żeby to mogło mu wystarczyć. Jedyne chwile, które zapadały mu w pamięć, to kiedy "gubił się" w krętych korytarzach Gringotta i wpadał do pawilonu ze smokiem. Pomimo, że każdy wiedział, że Damien D'Arcy zawsze znał wszędzie drogę, najczęściej nawet na skróty.
Wejście na bankiet wiązało się z ekscytacją po pierwsze dlatego, że... wcale nie był tu zaproszony. Przemknął niezauważony, wpisując się w obecne towarzystwo. Zaskakujące, jak mało osób kojarzyło prawdziwą twarz Złotego Chłopca, chociaż przecież gazety wcale nie przekłamywały jego wizerunku. Zadziwiające, że ludzie mieli tak krótką pamięć. Jednak jemu było to na rękę.
Wykorzystał to podczas pierwszej, grzecznościowej dyskusji z młodą damą, której skradł tego wieczoru dwie rzeczy. Słowo, ponieważ nie potrafiła w jego obecności żadnego wymówić i wystawianą brylantami bransoletkę, którą właśnie chował do kieszeni marynarki, kiedy obił się o pierś nieznanego mężczyzny. Komentując figurę jednego z Ministrów Magii, chwilę potem umknął pomiędzy ludzi z nowym zegarkiem na nadgarstku.
Jednakże pobudzenie nową rozrywką było ulotne. Pryskało tak szybko, jak łatwo przychodziły kolejne, drobne kradzieże. Dlatego w końcu, droga Damiena D'Arcy skończyła się na balkonach muzeum. Gdzie oparł się łokciami o kamienną balustradę, wzrokiem sięgając na londyńskie ulice. W lewej ręce trzymał skradzioną biżuterię, w prawej obracał zegarek na łańcuszku - swój własny. Dopiero tchnięty impulsem zerknął w bok na pobliski taras. Potrafił rozpoznać słusznie wychwalany damski profil, dlatego, ściągnięty całą swoją uwagą, jego wzrok spoczął na krzywiźnie jej pleców. Uśmiechnął się kącikowo, chwilę pozwalając sobie na to bezwstydne utrzymanie na niej spojrzenia, zanim przelewitował spoczywający dotąd na balustradzie kieliszek szampana w jej kierunku. Niezobowiązująco. Ze zwykłego kaprysu. Zanim wrócił spojrzeniem do przestrzeni przed sobą.
Powrót do góry Go down


Keyira Shercliffe
Keyira Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Dodatkowo : animagia
Galeony : 851
  Liczba postów : 693
https://www.czarodzieje.org/t17789-keyira-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t17819-meresin#501873
https://www.czarodzieje.org/t17805-keyira-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t19447-keyira-shercliffe-dziennik#57
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyWto 29 Gru - 11:59;

Znudzenie. Towarzyszyło jej niemal od samego rozpoczęcia wieczoru, kiedy to za namową i w towarzystwie matki przekroczyła próg Muzeum Madame Royce, by wziąć udział w tym dziwnym przyjęciu. Kto by przypuszczał, że oficjalne otwarcie nowej sekcji magicznych figur woskowych może wzbudzać tyle emocji. Pani Shercliffe (jak wciąż zwracano się do niej w towarzystwie) uważała to wydarzenie za jedno z ciekawszych w tym sezonie, a jej córka, choć nie podzielała zdania matki, postanowiła wyświadczyć jej tą przysługę i zjawić się na bankiecie jako swojego rodzaju - co przyznawała z jawnym zniesmaczeniem - maskotka. Caiden oczywiście, choć wrócił już ze swoich dzikich wojaży, jak zwykle wymigał się od wątpliwej przyjemności uczestniczenia w tej farsie, czego okropnie mu teraz zazdrościła.
Ostatecznie zakończyło się na tym, że cały ten blichtr i splendor przytłoczyły ją do tego stopnia, że potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza. Uścisnąwszy odpowiednią ilość obcych dłoni, wycałowawszy dostateczną liczbę cudzych policzków i zabawiwszy podsuniętych jej przez matkę gości, młoda Shercliffe mogła wreszcie zaznać odrobiny wolności.
Balkon okazał się wyborem bezpieczniejszym; gdyby zeszła na parter, istniało spore prawdopodobieństwo, że poddałaby się słabości i uciekła, a w takiej kreacji trudno by jej było umknąć niezauważonej przez taras widokowy na pierwszym piętrze... Jej rozmyślania przerwał dopiero lewitujący leniwie kieliszek. Keyira przyjrzała się mu podejrzliwie, a następnie przeniosła wzrok na intruza. Zmarszczyła brwi w wyrazie jawnej konsternacji, próbując dopasować męską twarz do konkretnego nazwiska, ale bez skutku; obrócona profilem, choć dość przystojna, pozostała dlań anonimowa. Była znajoma, temu nie mogła zaprzeczyć, ale z tej perspektywy nie była w stanie stwierdzić dlaczego zapadła jej w pamięć. Pozostawało jej zaczekać na dogodniejszą okazję.
Shercliffe przyjęła kieliszek, choć jego zawartość budziła w niej raczej mieszane uczucia. Nie znosiła cierpkiego smaku wina, a musującym szampanem raczyła się tylko wtedy, gdy nie było innego wyjścia. Tym razem jednak jedynym obserwatorem był tajemniczy mężczyzna, który większą uwagę poświęcał akurat wieczornemu niebu, tak więc dziewczyna objęła smukłymi palcami wąską nóżkę i przetarła kciukiem delikatny kryształ. Z pozornym znudzeniem wpatrywała się w trunek, który za sprawą magii zmienił kolor na głęboki bursztyn. Keyira uśmiechnęła się z zadowoleniem i kilkoma łykami opróżniła niemal całe naczynie. Ostatnie krople posłużyły jej za materiał niezbędny do wyczarowania nowej porcji Ognistej. Pierwsza wciąż jeszcze ogrzewała jej gardło, więc tę, wzorem tajemniczego towarzysza, odesłała na sąsiedni taras tym samym sposobem.
Powrót do góry Go down


Damien D'Arcy
Damien D'Arcy

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 35
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : drobna blizna przecinająca prawą brew
Galeony : 723
  Liczba postów : 104
https://www.czarodzieje.org/t19547-damien-darcy-montgomery#579603
https://www.czarodzieje.org/t19551-viera#579860
https://www.czarodzieje.org/t19524-damien-d-arcy#578596
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyWto 29 Gru - 19:33;

Damien, choć cieszył się geniuszem na wielu płaszczyznach, miał poważne braki transmutacji, o czym świadczyły chociażby jego napięte stosunki w szkole z profesorem Pattonem, który doszukiwał się w niedouczeniu Damiena arogancji. Tymczasem, D’Arcy, wydawał się być pod wrażeniem umiejętności każdego czarodzieja, który wykazywał większy talent w nieznanej mu dziedzinie. Uniósł brwi ku górze, uśmiechając się kącikowo, zanim skosztował bursztynowego płynu. Palił w gardło jak powinien. Aż pochylił się zaskoczony kopem, jaki dawała ognista i zaśmiał się pod nosem, nie odmawiając sobie kolejnego i następnego łyku. W przeciwieństwie do nieznajomej, nie poganiał momentu. Smakował alkohol powoli. Kiedy odwrócił się tyłem do balustrady, opierając na niej łokcie i przechylił głowę na bok, obserwując z ciekawością sylwetkę dziewczyny, na dnie kieliszka dalej spoczywało trochę alkoholu. Bawił się nim, rozlewając go po ściankach z wyjątkową zręcznością i wyczuciem, jak na osobę, której wzrok spoczywał teraz nie na szkle, a na krzywych, przyciągających męskie spojrzenie.
Daniel — odezwał się w końcu, z łatwością zwracając uwagę swoim głosem, w ciszy, jaka panowała na tarasach (w odróżnieniu do wnętrza muzeum). Mówiąc to, poruszył się z miejsca, popijając whiskey do końca. Kończąc je, odłożył pusty kieliszek na balustradę, a sam przemieścił się na róg tarasu, zapierając się na przedramionach, żeby móc skierować wzrok wprost na młodą kobietę.
Towarzystwo nie porwało? — zgadywał, w przelocie zerkając na swój zegarek. Raczej z nawyku niż pilnując godziny.
Powrót do góry Go down


Keyira Shercliffe
Keyira Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Dodatkowo : animagia
Galeony : 851
  Liczba postów : 693
https://www.czarodzieje.org/t17789-keyira-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t17819-meresin#501873
https://www.czarodzieje.org/t17805-keyira-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t19447-keyira-shercliffe-dziennik#57
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyWto 29 Gru - 20:34;

Obserwowała go uważnie kątem oka, ciekawa reakcji jaką wzbudzi w mężczyźnie jej drobny przekręt. Zaskoczenie malujące się na jego twarzy, znamionujące również jego ruchy wprawiło ją w pozbawione skromności zadowolenie; może nie była mistrzynią transmutacji, ale coś tam z całą pewnością potrafiła i na ogół była z tego naprawdę dumna. Nie poczuła się również urażona tempem, w jakim mężczyzna raczył się trunkiem, gdyż właśnie tak należało go spożywać i to jej sposobowi brakowało poprawności. Niestety, tego wieczoru Keyira potrzebowała czegoś mocniejszego i szybszego w działaniu, czego nie pozbyłaby się z organizmu po kilku piruetach na parkiecie…
Amelia —  odparła odruchowo, bez zająknięcia, wyczulona na najmniejsze nuty fałszu w ludzkim głosie. Nieznajomy nie zdradził się co prawda od razu (najwyraźniej miał już we wspomnianej dziedzinie jakieś doświadczenie), ale kiedy w końcu zmienił położenie, wchodząc w zasięg jasnej łuny światła, padającej przez otwarte na oścież balkonowe drzwi, Shercliffe w końcu dopasowała twarz do właściciela.
Damien D’Arcy. Z jakiegoś powodu jej rodzicielka uwielbiała wyczytywać w prasie wszelkie informacje i wzmianki na jego temat. Chyba bawiło ją to, w jaki sposób brukowce opisywały jego domniemane osiągnięcia i jak rozwodziły się nad najdziwniejszymi teoriami odnośnie jego „talentu”. Dziewczyna zastanawiała się czy matka miała w ogóle świadomość, że bożyszcze naiwnych, nastoletnich serc kręciło się na tym samym przyjęciu, czy też może obecność Damien’a pozostała niezauważona.
Ponownie idąc w jego ślady, Keyira odepchnęła się od kamiennego gzymsu na froncie i przysunęła bliżej rogu. Nie śpieszyła się, po drodze wyciągając z torebki paczkę mugolskich papierosów i metalową zapalniczkę zippo. Otworzyła opakowanie, stuknęła zdecydowanie w tekturową podstawę, tym samym wysuwając jedną szlugę ponad rząd pozostałych, po czym nachyliła głowę i chwyciła filtr między wargi. Cofnęła dłoń, wydobywając papierosa z pudełeczka i zaraz go odpaliła. Zaciągnęła się głęboko, zerkając na towarzysza, ale wypuszczając dym obróciła twarz, by nie przysłonił jej widoczności.
Uniosła paczkę w kierunku Damien’a i uniosła pytająco brew, a kiedy przytaknął wcisnęła zapalniczkę do środka i precyzyjnym ruchem przerzuciła pakunek na drugi taras, niemal prosto w jego dłoń. W tej samej chwili w półmroku zamigotał niespodziewany refleks światła i Shercliffe mimowolnie przeniosła uwagę ciemnych tęczówek na przetrzymywane w drugiej ręce mężczyzny błyskotki. Przyjrzała się im dokładniej, po czym wykrzywiła wargi w konspiracyjnym uśmiechu i oparła się łokciami o kamienną balustradę.
Skądże — odparła nie szczędząc sobie sarkazmu i na powrót podchwytując spojrzenie gościa. — Mogę liczyć na jakiś ładniejszy udział w łupach?
Powrót do góry Go down


Damien D'Arcy
Damien D'Arcy

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 35
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : drobna blizna przecinająca prawą brew
Galeony : 723
  Liczba postów : 104
https://www.czarodzieje.org/t19547-damien-darcy-montgomery#579603
https://www.czarodzieje.org/t19551-viera#579860
https://www.czarodzieje.org/t19524-damien-d-arcy#578596
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptySro 30 Gru - 20:17;

Zdążył schować zegarek do kieszeni, zanim chwycił pakunek w palce. Chwilę obracał paczkę w dłoni, zanim w końcu postanowił sięgnąć po papierosa. Nieświadomie, ponowił jej gest. Stuknięcie palcem w dno paczki, wysunięcie papierosa i wzięcie go w usta, zanim go odpalił. Jednak nie zapalniczką, a różdżką, dość mechanicznie. Ironicznie zresztą, bo z ich dwójki to on był tutaj mugolem. Mimo gestu, wzrok padł mu na napis na zapalniczce, zanim zatrzasnął paczkę papierosów. Ścisnął pudełeczko, pozwalając żeby ścianki się wygięły, pomagając mu odczytać napis. Uśmiechnął się kątem ust, o mało nie pozwalając papierosowi wypaść spomiędzy warg. Nie. Nie odpowiadał na wypisaną sentencję. Zareagował instynktownie. Sięgając wolną ręką do papierosa, żeby poprawić filtr w ustach po tym chwilowym rozbawieniu.
Zaraz później odrzucił kartonik, opierając się bokiem, na jednym łokciu o balustradę, mogąc teraz patrzeć z wygodniejszej pozycji na swoją rozmówczynię. W wolnej ręce przerzucał między palcami leniwie jedynie łańcuszek, przesnuwając go przez pierścień. Reszta błyskotek pozostała w kieszeni marynarki. Jej pytanie, początkowo, zbył uniesieniem ust ku górze, dopóki nie odczytał w tonie poważnej nuty. Przyglądając się jej pod skosem, pociągnął kilka razy z filtra, wypuszczając dym za swoje ramię. W końcu, kiedy się odezwał, rzucił proste:
W porządku.
Nie myślał tak długo nad możliwością obdarowania jej kosztownościami, a próbował przywołać sobie w pamięci wszystkie świecidełka, jakie znajdowały się w marynarce. Podrzucił do wnętrza kieszeni obie zdobycze - łańcuszek i pierścień, a zamiast nich wymacał palcami fakturę zdobionego pióra, skromnej w wielkości, choć wyglądającej na kosztowną, broszki.
Pozwolił papierosowi dopalać się bez jego udziału , kiedy sam najpierw usiadł jednym pośladkiem na balustradzie, a później swobodnie przerzucił przez niego jedną nogę. Opierając się plecami o ścianę, a dłonią przytrzymując się balustrady po drugiej stronie, obok jej dłoni (w części tarasu, na którym znajdowała się ona), zawisł w stosunkowo niebezpiecznej pozycji między balkonami, bo gdyby tylko rozluźnił napięte mięśnie ramienia, z pewnością straciłby stabilność, sprawdzając wysokość tarasów nad ziemią…
Chociaż nie polecam się za bardzo rzucać w oczy — napomknął, wolne ramię również przerzucając nad tarasami, żeby dłonią sięgnąć boku jej, na piersi, przy ramiączku. Jedną dłonią, zręcznie, w skupieniu wpiął broszkę w materiał i… stracił przyczepność.
W porę splatając nogi wokół balustrady, chociaż nie runął w dół, łupnął barkiem o kamień, zawisnąwszy teraz głową do dołu na kamiennym murku. Utrzymując swój cieżar głównie na jednej nodze. Nie zdążył przejąć się swoim stanem, bo chociaż zegarek na łańcuszku zawisł bezpiecznie w powietrzu, część biżuterii opuściła jego kieszenie. Musiał rozluźnić uda wokół balustrady, spuszczając się na jednym kamiennym szczeblu w dół, zaczepiając się o niego butem, kiedy chwytał w palce subtelny łańcuszek, co do którego miał już plany.
Przepraszam… zgubiłem Twojego papierosa, Amelio — mruknął wzrokiem szukając przestrzeni, żeby dźwignąć się z tej niekomfortowej pozycji w górę.
Czy dasz się namówić na pomocną dłoń? — zagadnął ostatecznie, dalej, komicznie, ale jeszcze przed chwilą tragicznie, zwisając głową do dołu.
Powrót do góry Go down


Keyira Shercliffe
Keyira Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Dodatkowo : animagia
Galeony : 851
  Liczba postów : 693
https://www.czarodzieje.org/t17789-keyira-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t17819-meresin#501873
https://www.czarodzieje.org/t17805-keyira-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t19447-keyira-shercliffe-dziennik#57
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptySob 2 Sty - 17:59;

Pochwyconą zwinnie paczkę papierosów schowała z powrotem do torebki, po czym wróciła do poprzedniej pozycji. Kamień nie stanowił szczególnie wygodnej podpory dla łokci, ale póki co, potrafiła znieść ten drobny dyskomfort. Obserwując mężczyznę przez moment miała wrażenie, że zignoruje jej pytanie lub po prostu odmówi, czego właściwie nie miałaby mu za złe. Tak naprawdę nie przepadała za tak wystawną biżuterią, ale miała wobec niej konkretne plany, których jednak nie wypadało zdradzać kieszonkowcowi. Bo, sądząc po ilości damskich ozdób w jego kieszeni, nie miała wątpliwości co do tego, by tak go postrzegać. Tym bardziej, że broszka, którą w końcu wyciągnął, łudząco przypominała tę należącą do pani Thompson...
Keyira uśmiechnęła się mimowolnie, po czym ukryła ten grymas za warstwą dymu. Nie wypadało jej odczuwać satysfakcji, a jednak nie potrafiła jej do końca powstrzymywać.
Co ty... — urwała, z zaskoczeniem obserwując kolejne poczynania mężczyzny.
Z początku nie ruszała się z miejsca, gdyż pomimo podjętego ryzyka, Daniel zdawał się radzić sobie całkiem dobrze. Prychnęła więc tylko z rozbawieniem, pozwalając mu przypiąć broszkę do sukni, zupełnie nie spodziewając się nadchodzącego nieszczęścia.
Udało jej się powstrzymać od głośnego upomnienia, choć wsparłszy dłonie na kamieniu natychmiast uniosła tułów, by skontrolować wzrokiem sytuację. Wstrzymała na chwilę oddech, upewniając się, że mężczyzna utrzymał się w powietrzu, a potem wypuściła go powoli z wyraźną ulgą. Nie rozluźniła się jednak, nawet wtedy, gdy czarodziej przyjął nieco pewniejsza pozycję; wciąż przecież zwisał głową w dół.
Pieprzyć papierosa — mruknęła, zaledwie sekundę później zaciągając się w nerwach własnym. Niech Merlin ma go w opiece, przemknęło jej przez myśl nim uniosła oczy ku nieboskłonowi w wyrazie jawnej dezaprobaty.
Kiedy powróciła spojrzeniem do towarzysza, zaśmiała się krótko, niemrawo. Sytuacji nie sposób było w końcu odmówić komizmu.
W porządku — odparła, chwytając filtr papierosa między wargi.
Shercliffe odepchnęła się od kamienia i przykucnęła, obcasem przydeptując rąbek sukni. Następnie energicznie podniosła się do pionu, tym samym robiąc w materiale podłużną dziurę. Ta, choć niewielka, wystarczyła, by dziewczyna mogła chwycić dłońmi krawędzie i jednym, mocnym szarpnięciem rozedrzeć spódnicę do połowy wysokości uda. Dźwięk rwącego materiału mógłby przyprawić jej matkę o palpitacje serca, jednak Keyira skwitowała efekt jedynie pełnym zadowolenia uśmiechem.
W następnej chwili zsunęła buty, odłożyła torebkę i raz jeszcze zaciągnęła się papierosem, który potem na powrót utknął w jej ustach. Nie zwlekając dłużej, przysunęła się do krawędzi tarasu. Przerzuciła nogę przez balustradę i opierając dłoń na kamiennej konstrukcji, dla stabilizacji, wsparła stopę na równoległej barierce balkonu Damien'a. Materiał sukni rozsunął się, ukazując jej nagą skórę, ale nie przejęła się tym jakoś szczególnie, nachylając się ku przepaści.
W końcu wyciągnęła wolną dłoń ku mężczyźnie, oferując mu pomoc. Gdy wreszcie udało mu się wspiąć z powrotem na górę, obrzuciła go sceptycznym, choć ubawionym spojrzeniem. Chwyciła peta między palce i rozsiadła się na zimnej balustradzie z zaskakującym na te okoliczności wdziękiem.
A Gringott'a to obrabowałeś przypadkiem, hmmm? — mruknęła, po czym roześmiała się, pozwalając by napięcie spłynęło z niej wraz z tym dźwiękiem.
Nie miała pojęcia, jak miałaby to komukolwiek wytłumaczyć, gdyby D'Arcy jednak spadł i skręcił sobie kark...
Powrót do góry Go down


Damien D'Arcy
Damien D'Arcy

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 35
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : drobna blizna przecinająca prawą brew
Galeony : 723
  Liczba postów : 104
https://www.czarodzieje.org/t19547-damien-darcy-montgomery#579603
https://www.czarodzieje.org/t19551-viera#579860
https://www.czarodzieje.org/t19524-damien-d-arcy#578596
Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 EmptyPią 22 Sty - 14:32;

Nie wydawał się tak przejęty, jak być powinien, ponieważ w pogotowiu dalej trzymał swoją różdżkę, choć wyciąganie jej wolałby pozostawić jako ostateczność. Mimo wszystko, nie był tak spokojny, na jakiego się prezentował. Opuszczając swój ciężar w dół, spoglądał w skupieniu na ziemię, mierząc odległość od gruntu. Ta, którą rachował w pamięci nie napawała go pozytywnie.
Keyira z drugiej strony… miała bardzo wiele czasu. Na wołanie pomsty do nieba, dopalanie papierosa, chociaż tylko jednym buchem. Śmiech, rozrywanie materiału ponętnej sukienki. Jeszcze nawet zanim postanowiła wystawić na próbę jego wstrzemięźliwość. Chociaż nie powinien, jego podbródek targnął sie na dźwięk rwanego materiału, a wzrok podążył za jej udem, które przerzuciła przez murek. Chociaż napięcie w barku i pulsujący ból narastał odmawiając mu powoli posłuszeństwa, dalej był… cóż, beznadziejnie podatnym na kobiece wdzięki facetem. Który najwyraźniej ich urok cenił ponad własne zdrowie, bo mimo wszystko z fascynacją podążał jasnymi tęczówkami za każdym jej ruchem. Opływającym jej udo materiałem i napiętym mięśniem na łydce, kiedy wsparła się o przeciwległą balustradę. Uśmiechnął się, odsłaniając biały uśmiech, zanim ten sam gest przerodził się w krótkie syknięcie. Już wiedział, że wybił sobie bark. Dlatego bez oporów przyjął jej pomoc, podciągając się prawie bezgłośnie. STABILNIE poczuł się dopiero kiedy z pomocą dziewczyny stanął na zewnętrznej krawędzi balustrady. Szybko, dla bezpieczeństwa przerzucając jedną nogę przez kamienną poręcz, siadając na niej okrakiem. Z ulgą opierając się znów za sobą o ścianę. Napięty bark przypominał się o swoim stanie, dlatego zaśmiał się, kamuflując narastający ból.
Wiele rzeczy trafia do mnie zupełnym przypadkiem — przyznał, przykładając dłoń do ramienia, czując wybitą kość pod palcami. Nawet nie w połowie z tą samą nonszalancją, z jaką Keyira rozsiadła się na murku. Znów się zaśmiał, trochę zażenowany bólem, a trochę odsłaniając swoją słabość, kiedy pochylił się w dół i już nie zmienił pozycji. Bardzo szybko orientując się, że nawet najmniejszy ruch pogłębiał wrażenie, że zaraz ramię oderwie mu się od tułowia.
Jestem urodzonym szczęściarzem — dodał, mrużąc oczy i wypuszczając spomiędzy ust niegłośne westchnięcie, łamane na syknięcie.
Oddasz ją, prawda? — zdobył się na uniesienie podbródka i wskazanie głową broszki. Patrząc na nią przez warstwę opadających na oczy włosów, odtwarzał sobie w pamięci jej pół-uśmiech, jaki próbowała ukryć za papierosowym dymem. Taki sam, jak uśmiech każdej kobiety, która w życiu próbowała go wydymać. A on, konsekwentnie, za każdym razem im na to pozwalał.
Pokręcił głową z mieszanką chyba rozczarowania i rozbawienia. Nad nią lub nad sobą.
Amelio…
Uniósł wzrok ku niebu, przygryzając wargę z rozbawienia, zanim skończył wypowiedź.
… ładna bielizna.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Muzeum Madame Royce - Page 4 QzgSDG8








Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty


PisanieMuzeum Madame Royce - Page 4 Empty Re: Muzeum Madame Royce  Muzeum Madame Royce - Page 4 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Muzeum Madame Royce

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 5Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Muzeum Madame Royce - Page 4 JHTDsR7 :: 
londyn
-