Osoby: Curtis Juvinall, Mathilde Villadsen Miejsce rozgrywki: Australia, Red Rock Rok rozgrywki: 2014 Okoliczności: Curtis i Mathilde spotykają się przypadkiem w Red Rock, podczas gdy Villadsen jest tam z ojcem. Math jest wściekła na Curtis z powodu, iż ta znikła z jej życia, nie pozostawiając po sobie żadnej wiadomości.
Minęło już parę miesięcy, odkąd Curtis opuściła Hogwart i wszystkich znajomych, którzy tam zostali. Mathilde, Raphael, cała drużyna Red Rock... no i Caleb. To było masochistyczne posunięcie, ale pewne sprawy znów zaczęły się za bardzo komplikować. Juvinall nawet tłumaczyła się przed sobą - nie chciała, żeby coś zaszło za daleko. Dlatego uciekła, zaraz po spełnieniu swoich drużynowych obowiązków. W tym wszystkim jednakże, nie pomyślała o swojej najlepszej przyjaciółce. Jasnowłosym promyczku, tak bardzo nie pasującym do całej stylistyki jestestwa Curtis. Mathilde nijak nie nadawała się na mordercę czy psychopatę, a mimo to, była chyba najbliższą Australijce osobą. Z początku może i faktycznie wydawała się, miłującej makabrę dziewczynie, irytująca. Z biegiem czasu, Juvinall naprawdę zaczęła ją traktować jak młodszą siostrę. Kiedyś, w jednej rozmowie, Curtis stwierdziła, że Mathilde wcale nie miała szczęścia, poznając ją, bo Villadsen potrzebowała prawdziwego wsparcia u osoby stabilnej emocjonalnie i psychicznie, ale chyba żadna z nich nie wiedziała, że te słowa dość dobrze obrazują faktyczny stan rzeczy. Curtis nie miała pojęcia, że Mattie zatrzymała się w Red Rock na kilka dni. Z notatnikiem i magicznym długopisem w ręce, Australijka teleportowała się z Coffs Harbour do Red Rock i skierowała swe kroki ku jednej z plaż - dość małej i skrytej za skałami, ale bardzo malowniczej, działającej na pewno weno popędliwie. Kiedyś przesiadywały tutaj z Mathilde, wymyślając różne historie. Miały taką niepisaną umowę, że to miejsce należy tylko do nich - umowę przypieczętował fakt, że na owej plaży faktycznie nigdy nie spotkały żywego ducha.
Jeżeli kogoś kochasz chcesz dla niego jak najlepiej, tak? Dlaczego więc wszyscy bliscy Mathilde tak bardzo unikali jej obecności? Przynosiła im nieszczęście, podawała je w sprey'u, w pigułkach czy w tym, ze po prostu była? Tak bardzo się zaczęła bać, gdy nie miała się do kogo odezwać. Jedyną osobą, która znalazła ją w pustym domu w Hogsmeade był Raphael. Gdy Kai przyszedł... Zaraz zniknął. Gdy przyszła nawet śmierć rozsuwająca zasłony w oczach... Nie potrafiła tego powstrzymać. Odwiedził ją nawet najgorszy wróg rozkładając poły umysłu, by go rozgrzebać... A zabrakło przyjaźni... A przecież było tak wiele słów, wspomnień. Spłonęło w raz z ostatnią przegraną w meczu. Mathilde nie chciała, nie wiedziała że to czy trafi do pętli czy nie, ma aż tak wielkie znaczenie. Co robić, jak tego nie robić? Uśmiechała się słabo wspominając to wszystko teraz, bo gdy stanęła przed murami Red Rock to wszystko w nią uderzyło. Uciekła więc na ukrytą plażę nie gotowa na to by przekroczyć mury szkoły... Po prostu bała się tego, że może kogoś spotka, może rozpłacze się jak ostatnia idiotka, za którą prawdopodobnie wszyscy ją mieli... Biegła więc przez plażę na moment zatrzymując wzrok na klifach, na które chciała się skierować. Ale nie... Tam nie mogła iść. Nie chciała z nich spaść, ani stać, żeby wspominać to jakby to było gdyby ona po prostu spadła. Jak zatem to wszystko możliwe? Kilka dni temu widziała Kaia... Kaia, którego kochała. Kai tak bardzo pasował do obrazu tej plaży. Szastając śnieżnobiałą sukienką z błękitną wstawką w postaci kokardki stanęła nad brzegiem, by zaraz usiąść gdzieś z boku i zatopić się w tym gorącym widoku, który tak kochała... A gdy spojrzała w lewo... Gdy jej szmaragdowe oczy widziały coś czego widzieć nie powinny... Uniosła wyżej brwi nie wiedząc co ma ze sobą począć. Kaia uderzyła... Curtis więc miała znokautować? Westchnęła. - Miło Cię widzieć Curtis. - Powiedziała neutralnie przyciągając do siebie nogi, które objęła odwracając się w drugą stronę. Przyjaciele? W przeszłości to było takie ładne słowo określające ich relacje, szkoda że już nie istniało.
Z rozmyślań nad kształtem kałuży krwi, w której miał leżeć główny bohater opowiadania Curtis, Australijkę wyrwał znajomy głos. Juvinall powoli odwróciła głowę, nie potrafiąc ukryć zaskoczenia. Być może w innej sytuacji jeszcze próbowałaby zachować właściwy sobie, powściągliwy wyraz twarzy, ale teraz była po prostu zbyt zszokowana, aby próbować udawać, że wcale nie jest zaskoczona. Mathilde ją śledziła? A może jej szukała? Juvinall nie mogła uwierzyć, że był to przypadek. Momentalnie zrobiło jej się gorąco. Czuła się dokładnie tak, jak wtedy, gdy po raz pierwszy po zerwaniu wszystkich kontaktów, miała okazję porozmawiać z Riley'em. Z tym, że Math była dla niej osobą o wiele ważniejszą, niż Salinger kiedykolwiek był. Jak ona sobie to wyobrażała? Chyba nie wyobrażała w ogóle i w tym właśnie tkwił szkopuł, bowiem na tym etapie, jeszcze nie planowała powrotu do Hogwartu. Ten pomysł pojawi się później, być może nawet za sprawą tej rozmowy z Mattie? - Ciebie też, Mathilde - udało jej się w końcu powiedzieć i to nawet względnie opanowanym głosem. Znała Villadsen i Juvinall wiedziała, że musiała bardzo ją zranić. Było to widać po postawie jasnowłosej; skulonej i najeżonej. Curtis popełniła błąd. Istniały relacje, które nie wiązały człowieka, wręcz przeciwnie, oddawały mu całą wolność i trzeba było je potrafić rozpoznać. Cóż, teraz już mogło być za późno. Mathilde znała Curtis, znała jej odchyły - w tym właśnie tę niesamowitą skłonność do ucieczek, wszakże sprawę z Riley'em na pewno znała od podszewki. Czyżby wyobrażała sobie teraz, że potraktowałam ją tak samo jak Salingera?, pomyślała Curtis, wbijając spojrzenie szarych tęczówek w tę eteryczną istotkę, aktualnie uparcie milczącą. Juvinall chciała zaprzeczyć na głos, że nie, nie potraktowała Math jak tych paru, którym złamała serce, odchodząc i urywając wszystkie kontakty. Zamilkła jednak, zdając sobie sprawę, że tę różnicę mogła zauważać tylko ona sama. - Wiesz, tydzień temu zaginął jakiś turysta, prawdopodobnie się utopił. Przychodzę tutaj codziennie, aby nie przeoczyć momentu, w którym może odda jego zwłoki, bo zanim zjawi się tutaj cała spóźniona akcja ratunkowa, będę mogła dokładnie się im przyjrzeć. Jeszcze nie pisałam o nikim utopionym, ale jakże bym mogła, nie wiedząc, jak dokładnie wygląda utopiony człowiek?
Math naprawdę ich potrzebowała, przyjaciół. Jasne, że każdy miał swoje życie, ale ta chwila, żeby napisać choć jeden list. Jeden jedyny. Czy to było za dużo? Nie mogła marzyć o niczym innym, ale to akurat było istotne, żeby ktoś do niej wyciągnął rękę. Nikt tego nie zrobił, każdy ją zostawiał i tyle. To było dość takie... Trudne dla niej, może nawet za bardzo. Dlatego też tłumaczenia Curtis czy kogokolwiek innego nie pomogłyby. Ona miała po prostu do nich żal, ale nie mogła tego przemóc inaczej niż tylko czasem, gdy zapomniałaby o nich. A tu proszę, Curtis przychodzi sobie jakby nigdy nic i mówi, że czeka na topielca. To takie w jej stylu, to takie curtisowe, to takie dawne i tak nie słyszane, że teraz wydaje się brzmieć abstrakcyjnie i strasznie. - Wybacz, ale nie chcę rozmawiać o topielcach. Śmierć to nic zabawnego. Moja siostra też o mało co nie utonęła, a raczej jej zwłoki gdy stamtąd spadła. Mieliśmy dość szczęścia skoro mogliśmy wyprawić pogrzeb. - Zaczęła poważnie, bo ostatnim na co miała teraz ochotę to żarty i po raz kolejne danie siebie na to, by wszyscy robili z niej naiwniaczkę. Naprawdę to przerastało jej wszelkie możliwości. - Miło Ci jest w Australii? Dość tu słonecznie. Plaża, ciepło, stare kąty. Ludzie nie są zbyt źli za naszą porażkę w meczu? Pewnie dużo gadają, że pojechałam tam, bo jestem córeczką Ministra. Swoją drogą, przecież to prawda. Waszą przyjaźń też miałam kupioną pewnie na czas rozgrywek skoro tak szybko się urwała, gdy tylko nadarzyła się okazja. - Lawirowała pomiędzy słowami zastanawiając się dlaczego w ogóle to wszystko mówi, ale przepełniała ją taka złość, że nie mogła tego zatrzymać. - Wybacz Curtis, ale chyba powinnam już iść, i tak powiedziałam już za dużo. Miłego dnia. - I tu podniosła się gwałtownie, żeby odejść z trudem powstrzymując chęć przytulenia Juvinall. - Albo wiesz co... Rozczarowałaś mnie i jednocześnie zawiodłaś. Chcę, żebyś o tym wiedziała zanim znów zaczniesz mówić o topielcach... - Uśmiechnęła się potulnie odrzucając warkocz do tyłu.
Tak, z czystym sumieniem mogę przyznać, że Curtis chyba po raz pierwszy w życiu poczuła się głupio. Tak naprawdę chyba po raz pierwszy została przedstawiona przed konsekwencjami swoich wyborów - całkiem świadomych i całkiem okrutnych wyborów. Według Juvinall zawsze wyglądało to logicznie, bezpiecznie i wiedziała, że na dłuższą metę opłaci się to im wszystkim, tym razem jednak to nie zadziałało. Czemu? Próbowała ratować się tym wyznaniem o topielcu, przecież kiedyś bez przerwy mówiła Math o takich rzeczach. Łudziła się, że to przywróci dawny porządek? - Tak, podoba mi się tutaj. O wiele bardziej niż w Anglii. - przyznała lakonicznie, zastanawiając się nad dalszymi słowami eks(?) przyjaciółki. Kiedyś Mathilde nie była taka twarda, a Curtis zawsze namawiała ją do zmian, nie chciała, żeby życie znowu wychujało Villadsen. Oh, cóż za ironia, sama Curtis się do tego przyczyniła. Miała jednak tego świadomość i w przypadku Australijki był to już pewien sukces. - Mattie, wiesz, że to nie tak... - powiedziała, zastanawiając się, jak to naprawdę wyglądało. Teraz przestało już być dla Curtis tak logiczne. Wzięła głęboki oddech. Nienawidziła się tłumaczyć, zwierzać, nienawidziła być szczera i mówić o sobie, o tej prawdziwej sobie, niezaplątanej w żadne kłamstwa dotyczące patologicznej rodziny czy domniemanego daru jasnowidzenia. - Mathilde, wiem, naprawdę. Znasz mnie jak nikt inny dlatego miałam nadzieję, że zrozumiesz. Że czasem trzeba ofiarować wolność, bez żadnych konsekwencji. - największym problemem tej rozmowy może być to, że Juvinall nawet do końca nie wiedziała jak ma być tak szczera. A chyba w końcu musiała, aby zachować przyjaźń. - To wszystko było dla mnie takie trudne, musiałam wyjechać, za bardzo wszyscy przypominaliście o moich błędach. - w miarę mówienia jej głos stawał się coraz cichszy, zaczęły go zagłuszać morskie fale. - Nie oczekuję od ciebie przebaczenia, ale zaakceptowania mnie, bo nawet wtedy, kiedy zdawało się, że wcale mnie nie rozumiesz, to akceptowałaś to. Tak było z Riley'em, tak było z Calebem, chociaż ciężko mówić o czymkolwiek w jego wypadku. - pokręciła głową, jakby chcąc odgonić natrętne wspomnienia. - Zawsze mi na tobie zależało i zależy teraz również, czasem jednak trzeba pomyśleć przede wszystkim o sobie. - tak, z tym, że Curtis nie patrzyła na nikogo, nawet na siebie, brnęła przez życie kierując się swoimi zasadami i ideałami, które często miały skutki wręcz masochistyczne.
Powiedziała to do złej osoby. Mathilde wszystkim oferowała wolność. Każdy kto chciał od niej odejść... Odszedł. Do nikogo nie wyciągała ręki, była po prostu rozczarowana i postanowiła o tym wprost powiedzieć Curtis niżeli dusić to w sobie w ramach jakiegoś niewyjaśnionego błędu życiowego. Później by żałowała. Czuła to, teraz jednak stała tutaj słuchając niedoszłej Ślizgonki i westchnęła głośno. Miała ochotę teraz wejść do tego oceanu i po prostu iść, aż straciłaby grunt pod nogami. Może dlatego pochyliła się by odpiąć paski sandałek i ruszyła w kierunku wody, a gdy zetknęła się z zimnem przy stopach drgnęła. Nie odwracała się jeszcze do przyjaciółki. Brakowało jej sił na to, by podjąć temat, ale nie miała też serca iść sobie stąd daleko. Rozumiała ją. I rozumiała też, że Curtis nie można nazywać oddanym przyjacielem, bo znika. Jak Kai. Jak przerywana historia dziurkaczem czy czymś innym. Po prostu tych ludzi trzeba było kochać pomimo wszystko. Umiała to, została tak wychowana by bezwarunkowo obdarowywać kogoś uczuciem dobrym i ciepłym. Mimo całej złości i chęci nazywania swoich emocji... Teraz wiedziała, że stoi w odpowiednim miejscu by kolejny raz zapomnieć. Dlatego też zanim się odezwała zamknęła oczy wsłuchując się w fale uderzające gdzieś nie daleko o klif, który cofnął się pewnie o kilkanaście centymetrów od momentu, w którym ostatni raz go widziała. - Rozumiem. - Rzuciła krótko i nim się obejrzała uniosła dłoń do twarz by otrzeć niewidoczne zmęczenie. Odwróciła się powoli w stronę Curtis, choć nie chciała tracić sprzed oczu miłego widoku bezkresnej toni wody skąpanej w słonecznym niebie. Jednak nie można mieć wszystkiego. - No i pomyślałaś o sobie. To fakt. Nie zatrzymywałabym Cię. Wystarczyło tylko powiedzieć, że wyjeżdżasz. Venice potrafiła to zrobić. Tak samo jak kilka innych osób. Ale nie powinnam tego od Ciebie oczekiwać. Nigdy nie zachowywałaś się jak wszyscy, może też dlatego pierwsza podeszłaś do mnie po śmierci Very, by powiedzieć ludziom, ze nie jestem trędowata i wcale się nie zmieniłam. To od tamtego momentu przecież się przyjaźniłyśmy. Doceniam to Curtis. Jest mi zwyczajnie przykro, że gdy wszystko mi się waliło na głowę nie było nikogo. Teraz wszyscy wracacie... Kai mnie odwiedził. Przeprosił mnie, tak jak Ty. Powinnam mu wybaczyć. Tak mi nakazuje rozum. Tylko przy nim czuję się bezpieczna mimo tego, że ciągle mnie zostawia. To zabawne, ale tylko Tobie ufam, gdy Ty też ciągle mnie zostawiasz. Może od tego jestem. Od wybaczania ludziom, którzy ciągle mnie do tego zmuszają? - Uśmiechnęła się smutno wyciągając rękę do Juvinall.
Tak, wystarczyłby list i nawet nie musiałaby w nim podawać powodu swojego wyjazdu, bo Math, w przeciwieństwie do całego świata na pewno zrozumiałaby Curtis. Villadsen znała tę prawdziwą Juvinall - która notabene do dzisiaj zadawała sobie pytanie, jak to się mogło stać, że wdała się z kimś w tak bliską relację. A jej nie dało się urwać, nie w ten typowy dla Curtis sposób. Ba, Australijka nawet nie chciała tego robić - paradoksalnie tego obawiała się najbardziej, tego uwiązania do kogoś. Dlatego tak często paliła za sobą mosty. Ucieczka przed Mathilde nie miałaby jednak sensu nawet w mniemaniu Curtis. Szkoda tylko, że tak późno do niej to doszło. Ale może jeszcze nie za późno? Kiedy Villadsen ściągnęła sandałki i poszła zamoczyć nogi, Curtis podążyła za nią. Szczerze mówiąc, nie zdziwiła się, kiedy Mattie stwierdziła, że rozumie. To było prawie jak jakaś niepisana umowa, a Juvinall odniosła wrażenie, że ich znajomość nie zostanie bardzo nadszarpnięta przez tę ucieczkę. - Wybacz mi, zmuszam cię - wreszcie na usta Australijki wpłynął uśmiech, a sama ona, zamiast ująć rękę Mattie, objęła drobną przyjaciółkę, chociaż pewnie nie była od niej wiele większa, nie wiem, nie chce mi się sprawdzać jaka dokładnie była różnica wzrostu między nimi. W każdym razie było to niezbyt w stylu Juvinall, ale nawet ona poczuła tę chęć bliskości z Villadsen. Tak Curtis, stęskniłaś się za nią. - Jestem popierdolona. - przyznała cicho, wzruszając ramionami, tak jakby to usprawiedliwiało całe jej zachowanie. - Ale w stosunku do ciebie, będę fair. - uśmiechnęła się przelotnie, wieszcząc wybaczenie wszelakich swych win. Uścisnęła jeszcze Math i odsunęła się, aby spojrzeć na blondwłosą. - A Kaiowi przecież miałaś powiedzieć, żeby spierdalał. - skrzywiła się, kręcąc głową. Nie, ona nie kryła swojej niechęci do byłego kapitana Red Rock. - Nie wszystkim należy wybaczyć. - dodała, nieco w poważniejszym tonie.
Nie wszystkim należy wybaczać. Czy to prawda? Komu w takim razie nie musiała wybaczyć? Czy własnej siostrze zagrzebanej pod ziemią, po której teraz stąpa? Czy Vera nie zawiniła o wiele gorzej niż wszyscy razem wzięci? Czy nie poszła do diabła jak wiele razy straszyła swoją bliźniaczkę? Czy przypadkiem... Nie zniszczyła wielu istnień swoim odejściem? Czy nie skrzywdziła Math tym co zrobiła jeszcze za życia? Czy to nie jej Math powinna wypomnieć krzywdy mimo tego, że uciekła pod ziemię w pogoni za odnalezieniem odpowiedniej kryjówki? A może Kaiowi? Kaiowi, którego go kochała i chciała mu pokazać, że w rzeczywistości może jeszcze na nią liczyć, że istnieje w tym pewien odgórny sens, który ona wciąż docenia i chce pielęgnować. Teraz... Choć wszystko było inne... Nadal lubiła uczucie, gdy ściskał jej dłoń, gdy mówił coś... Ale nie byli już tą samą parą co wcześniej. Math częściej krzyczała, wypominała... Dlaczego Curtis nie mogła zobaczyć jej, gdy ta dostała szału i rozpadła się w sypialni zanosząc się płaczem podczas jednej z ich kłótni? Komu jeszcze powinna nie wybaczyć? Może właśnie Curtis. Może tym, którzy dziś nie potrafili napisać ani jednego listu. Ale bez wybaczenia... Byłaby sama. Nie mogłaby przytulić się do Curtis, przyznać się do własnej tożsamości... Chciała przede wszystkim przeprosić. Od początku do końca. Za to, że urodziła się taka naiwna, że liczyła, że coś dostanie na zawsze i się nigdy nie zniszczy. Tak bardzo żałowała, że właśnie taka jest. Każdego dnia obrzucała się najgorszymi obelgami przyrównując siebie do najgłupszej istoty na świecie. A teraz słyszała to jedno zdanie, na które skinęła głową. Może rzeczywiście, może nie wszystkim trzeba było wybaczać. Ale jeśli Math kogoś kochała, chciała mu podarować najwygodniejsze schronienie u siebie w sercu... Nie spaczone złymi słowami. Chciała wszystko przygładzić, okryć puchem sympatii, co by było dla niej... Dopóki nie wypadnie, żeby zbić się z hukiem. Przytuliła mocniej do siebie Curtis i musnęła ją w policzek czując dziwny spokój, który przebiegł jak dreszcz po jej ciele zaciskając ją w czymś, co można nazwać dobrą utopią. - Kocham go Curtis... To jest silniejsze ode mnie. On wie o tym, że może mnie prosić o cokolwiek i dostanie to... Wie to. Ja też to wiem. Nie umiem tego po prostu zabrać, ale... Jeśli... Jeśli nie wyjdzie tym razem. Ja wiem, że nie mogę na nim polegać. Ja wiem Curtis. Bardzo dobrze to wiem. Dlatego wciąż jestem świadoma tego, że nie mogę odmówić wyjazdu do Islandii... Na praktyki. Jeśli nie wyjdzie chcę podróżować... Bo bez niego nigdzie nie ma dla mnie miejsca, a może gdy zacznę podróżować to jednak coś bym znalazła... Nie wiem Curtis. To głupie. Bardzo się cieszę że cię spotkałam, brakowało mi Ciebie. Ostatnio z nikim nie mogę porozmawiać. Wszystkim najłatwiej jest to oceniać. Ale ja nie umiem wysunąć dobrej recenzji z waszych ocen, bo czuję to inaczej. Jeśli się kiedyś zakochasz... To będziesz wiedziała dlaczego jestem taką głupią, naiwną Math. - Uśmiechnęła się delikatnie odsuwając się od Curtis, co by popatrzeć jej w oczy. Tak się właśnie czuła... Jak głupia, naiwna Math.