Tym razem czarodzieje z Hogwartu będą mieli okazję przez całe wakacje mieszkać na wyjątkowych, tradycyjnych dla tego rejonu, łodziach. Każda z nich jest sześcioosobowa, w pełni magiczna i zawierająca kilka wewnętrznych pomieszczeń. Znajdują się tu trzy podwójne sypialnie (mieszkańcy sam ustalają z kim z całej szóstki dzielą swą kajutę), jedna łazienka oraz główny salon wraz z małym aneksem kuchennym na górnym pokładzie. Na próżno szukać tu takich mugolskich wynalazków jak lodówka, czy kuchenka, acz nie brakuje magicznych półek zapewniających świeżość produktów, czy też klasycznego, czarodziejskiego palnika. Książki czy radio są wyłącznie przygotowane dla tubylców, ale kto zajmowałby się czytaniem w środku lata, w tak urokliwej i niezwykłej okolicy? Warto także wspomnieć, iż łodzie są zaczarowane, tak by w ciągu dnia były przybite do portu, zaś nocą delikatnie kołysały się, pływając po okolicznych wodach. Dlatego też każdy powinien pamiętać, że równo o 24 ich łódka odbije od portu i aby dostać się do niej po tej godzinie będzie trzeba po prostu dopłynąć do niej o własnych siłach!
Ostatnio zmieniony przez Zilya Fyodorova dnia Pon Lip 07 2014, 12:54, w całości zmieniany 2 razy
Miesiac w Indiach. To jeszcze dało się przeżyć. No, ale na łodzi?! To chyba było za dużo dla Gejba i jego żołądka. No, ale zobaczymy. W końcu do odważnych świat należy, prawda? No wiec właśnie. Póki co jednak, dość niepewnie wchodził na łódź. Dobra Gabe spokojnie. Spokojnie. Jest dość stabilna i nawet bardzo nie kołyszę. Wykorzystaj ten fakt do budowania pewności siebie. Tak jest .Będzie dobrze. Będzie dobrze. Zaraz się położysz w swojej kajucie, napijesz czegoś i będzie serio dobrze. Naprawdę był na dobrej drodze. W końcu znalazł się w głównym pomieszczeniu swojej łódki i jakoś tak.. czuł się dobrze. Serio, dobrze. Nawet bardzo. W spokoju ogarnął sobie wystrój wszystkiego. No, całkiem ładnie, ładnie. Zgrabnie, bez przepychu, ładnie, a przy tym funkcjonalnie. Trzeba przyznać, że mimo całego tego przepychu, jaki był widoczny w niektórych miejscach, to Hindusi znali się na swojej robocie. I to znali bardzo dobrze, można by rzec. Bo jak inaczej można by to nazwać. Póki co jednak nie myślał o tym. Teraz to mu się palić chciało. Tak. Zdecydowanie. Jak rzadko palił, tak teraz poczuł, że musi. No, ale musiał. No i zapalił. Bo co innego mu pozostało? W sumie, chyba nic go nie powstrzymywało. Prawdopodobieństwo spotkania nauczyciela było raczej znikome. No, a jakiś jego współlokatorów, którzy mogliby się szczególnie czepiać o papejrosy, też nie widział. Zatem. Wszystko było w porządku. Tak sądził. Ale dalej jakoś tak za bardzo się przejmował. – Daj spokój Deal! Przecież jesteś na wakacjach! Możesz się trochę rozluźnić, a to w końcu nie idzie się do więzienia. – Kłócić się z samym sobą. Cudownie. Taka walka jego pragnień ze zdrowym rozsądkiem. Pytanie tylko, co pełniło rolę zdrowego rozsądku? Zastanawiająca kwestia, doprawdy.. Tak bardzo zastanawiająca, że aż wyciągnął ze swojego plecaczka – pełniącego rolę podręcznego bagażu – małą piersióweczkę z alkoholem. Wypił łyk. Potem dwa. Trzy. Tak. Od razu lepiej. Świat był piękniejszy. I spokojniejszy. Tak, jak jego myśli. Już nie galopowały tak bezmyślnie do przodu..
No proszę bardzo jakim to sprinterem okazał się Brandon, zaliczyć swój nowy domeka później trafić w ponoć odpowiednie miejsce. Pokonać te dwadzieścia innych łodzi zanim to mieszkańcy tej się zjawią. No przynajmniej wszyscy, bo ktoś tam już był. Zapukał w drzwi bardzo mocno, z pięści i krzyknął chłodnym tonem. -Kontrola! Otwierać drzwi, bo je wysadzimy w pizdu! - Oczywiście końcówkę dodał raczej już do siebie niż do pechowców mieszkajacych na tej łajbie. No dawać nie mam przecież całego dnia.
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Uśmiechnął się pod nosem i wszedł do środka za sobą ciągnąc dziewczynę. Był zadowolony, że się zgodziło. Przecież zaproszenie na łódkę było takie niewinne! Może znajdą jakieś zajęcie? Oby mieli jakieś ciekawe zajęcie. Nawet nie znał osób, które tam mieszkały, ale wakacje są dobre do poznawania się nawzajem! Zajrzał do pokoi i zauważył jakiegoś chłopaka. Chyba był trochę podchmielony. No dobra. Wyglądał jakby wziął tylko kilka łyków. Jak można było w taką pogodę pić? Może miał powód? Westchnął i poszedł do pomieszczenia gdzie wcześniej porzucił rzeczy. Spojrzał na dziewczynę i wzruszył ramionami. Wyciągnął spod łóżka aparat i zrobił jej zdjęcie. - no wiesz. to na wspomnienia! Ta chwila może się nie powtórzyć. Nigdy.- posłał jej znaczące spojrzenie po czym wrócił do pomieszczenia w którym znajdował się chłopak. Chyba miał naprawdę chorobę nadpobudliwą! - Cześć. jak tam się czujesz? Mam nadzieję, że cię nie mdli czy coś. Strasznie nudno, prawda?- uciął. Zdał sobie sprawę, że jest coś z nim nie tak. No pewnie! Tabletki wciąż działały! Może powinien pójść się zdrzemnąć ich zostawić? Spojrzał to na jedno to na drugie. Usłyszał pukanie do drzwi, ale to chyba nie było do niego więc co będzie się ruszał?
Zgodziła się, bo pragnęła świętego spokoju. Ale najwyraźniej na tej łódce nie było to możliwe. Wiedziała, że na jej znajdowali się chyba wszyscy mieszkańcy, więc zawsze lepsza ta, niż własna. - Ale chcę to zdjęcie jak wywołasz! – Powiedziała, posyłając mu spojrzenie, które nie tolerowało odmowy. Uwielbiała zdjęcia wszelkiej maści i żałowała, że nie miała tego ze szkiełkami z dzieciństwa. Kierowała się jedynie własnymi wspomnieniami, opowiadając o nich Echo. Poza nią chyba tylko jej rodzeństwo widziało je w rzeczywistości. A może Archibald już nie? Obserwowała wydarzenia w pomieszczeniu, nie do końca orientując się, w czym rzecz. Siedział tu chłopak pod wpływem alkoholu, inny walił do drzwi. W jakie towarzystwo wciągał ją Tom? Miała nadzieję, że wszystko obróci się jednak na ich korzyść, bo jeżeli nie, to zwieje stamtąd w trybie niemalże natychmiastowym.
Ale ej! Kto tu był pijany?! Halo, halo! To było tylko kilka łyczków, dla dobrego nastroju, przełamania pewnych granic społecznych, no i ustabilizowania błędnika oraz swojego żołądka. A ci zaraz z niego robią alkoholika.. Zapewne, gdyby o tym usłyszał i przy okazji miał nieco więcej odwagi cywilnej, zapewne Fakt, może przy tej temperaturze nie był to najlepszy pomysł, no ale nie pomyślał o tym. A szkoda, bo mógł wcześniej. Znacznie wcześniej. Cóż, w każdym razie, kiedy zobaczył jak do łódki wpadły dwie osoby, tylko uśmiechnął się na powitanie. I wcale nie dlatego, że był w takim, a nie w innym stanie. Po prostu.. nie starczyło mu jednak odwagi, żeby coś więcej powiedzieć. Dopiero, kiedy chłopak – po bagażu skminił, że jego współlokator – coś tam do niego powiedział, odzyskał przytomność i wrócił do świata żywych. Dobra, trzeba było coś powiedzieć. Okej. – Nie, dziękuje. Jest w porządku. To po prostu przez te upały.. – powiedział, a raczej wyjąkał unikając wzroku kolegi. Ej Gabriel! Ogar! Tak, potrzebował się ogarnąć! Tak też trzeba było zrobić. – A tak właściwie, to Pani wybaczy. Gabriel. Miło mi. – zwrócił się do dziewczyny, być może partnerki tamtego, kto wie. Następnie uścisnął dłoń i z uśmiechem powtórzył swoje imię chłopakowi. Ta dziwna osoba nadal tam dobijała się do drzwi. W zasadzie zrozumiał to, dopiero teraz. Znaczy, uświadomił sobie ten fakt. Czym prędzej ruszył w stronę drzwi do łódki, jednocześnie rzucając w eter pytanie, kogo tu niosło. Ech.. Ci ludzie na prawde byli niemożliwi. A jeśli to był tylko jakiś kiepski dowcip, polecą Avadki. Gorzej jeśli serio, była to ta kontrola. Wtedy, mogłoby być trochę gorzej. Znaczy się, dla niego. Po prawdzie piersióweczkę usunął, no ale dym papierosowy nadal unosił się jeszcze w powietrzu, a sam papieros trwał bezczynnie w kubku na kuchennym blacie. Uchylił lekko drzwi, poprawił opadającą na jego oczy. – Tak?- zapytał, widząc jakiegoś osobnika płci męskiej. To on się tutaj dobijał? Prawdopodobnie. Cóż, kto pytanie błądzi. – Szukasz czegoś? – zagadnął go, nadal trzymając drzwi uchylone.
Oparł się o framugę i stukał palcami lekko w drzwi wystukując jakąś melodyjkę. Zanim ktoś w ogóle się ruszył w stronę drzwi miał chyba kilka dobrych minut na to żeby się zastanowić nad poprzednią wersją wbicia im do pokoju, dobrze wiedział, że na taki kit się nie dadzą nabrać. Więc trzeba było wymyślić coś innego, coś czego nie będą w stanie zaprzeczyć i jedynie to zaakceptować wybór większości, zapewne żaden z nich nie chciał stać się najbardziej nielubianymi osobami w szkole. Zapewne aż takiego dna towarzyskiego ta łajba nie chce zaliczyć. Tego był pewny i tego planu postanowił się trzymać. W końcu ktoś otworzył drzwi, albo raczej je uchylił. Na usta Ślizgona wkradł się bardzo szeroki uśmiech. - No weź facet, po tym jak powiedziałem, że to inspekcja to ty otwierasz te drzwi jakbyś chował w pokoju gorzelnię, burdel i świętego słonia? Zdecydowanie nie wygląda to podejrzanie - odpowiedział wyszczerzając ząbki w niewinnym uśmiechu. On i niewinność a to dobre. - No ale się nie martw, nie przyszedłem tutaj w tym celu. Łódka nr 24 prawda? Nie wiem czy wiesz ale zostaliście wytypowani przez całą szkołę na pierwszą imprezę jaka ma się w Indiach odbyć. Moje gratulacje, jupijajej! - Wpierw mówił z rozbawieniem, jednak później nieco z znużeniem jakby to odrabiał właśnie największą karę w swoim życiu. Jakby to on miał być tym który to ma powiadomić lokatorów 24 o tym, że zostali wybrani, ba! Zostali zaszczyceni! Zrobieniem imprezy otwierającej całe te wakacje. To przecież zaszczyt jakim mogli się pochwalić nieliczni. W pamięci większości zostaną tylko właśnie dwie imprezy. Ta na rozpoczęcie i ta ostatnia, na zakończenie wakacji. Nie licząc tych dla których stało się coś bardzo ważnego podczas którejś z nich. Pierwszy alkohol, pierwsza fajka, pierwsza miłość. Tak tych się zdecydowanie imprez nie zapomina. No ale każdy w szkole będzie wiedział u kogo była pierwsza biba, u kogo była ostatnia. To była wielka szansa na zdobycie chwały i trafienie na ścianę sław imprezowiczów. Co prawda nie można tego wpisać sobie do CV, jednak ci którzy tam byli będą o tym pamiętać, a kto wie? Może mają jakiś wpływ na przyszłego szefa? Warto mieć w pracy kogoś kto jest znany z rozkręcania przyjęć. Miał nadzieję, że i ten chłopak to zrozumie, że chwyci okazję, że chwyci haczyk. Przynętę zarzuconą przez okrutnego kłamcę. Choć to też w pewnym sensie była półprawda, bo w końcu coś słyszał na mieście o jakiejś zabawie w tej łódce. Więc Brandon nie jest aż taki zły prawda? Prawda?! No dobrze ale sam haczyk to za mało. Należy nie dać czasu na długie zastanawianie się facetowi. Niech widzi na razie same plusy, niech nie ma czasu zastanawiać się nad tym co może się zdarzyć. Należy więc zrobić krok naprzód. Co więc postanowił zrobić. - No dalej, rusz się, nie mamy całego dnia, trzeba wszystko przygotować. W ogóle to Brandon jestem - napierał, ciągle napierał, za każdym kolejnym słowem robił krok naprzód do środka. A kiedy to był w środku zamknął drzwi za sobą. - Witam panie i panowie, Brandon - rzucił na powitanie innym osobą skinąwszy głową po tym jak się przedstawił i rozejrzał się za czymś do pisania. - Emmm mam takie małe pytanie, ma ktoś coś do pisania? Muszę wysłać list i dosłownie uratujecie mi życie - powiedział wyglądając na trochę zmartwionego.
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Chyba chłopak o imieniu Gabriel nie była zadowolony, że przyszedł do niego. Jednak to dla niego nie żadna nowość. Przygryzł delikatnie wargę i poczekał aż chłopak wyszedł. Będzie tutaj leżał sobie kiedy nikogo nie ma? Nie do wiary! Jeszcze by mu coś zginęło i by było na niego. Wyszedł z pomieszczenia i zobaczył chłopaka, który wlazł do środka i wydzierał się. Nie miał nic do niego, ale chyba kpił z nich. Że niby impreza? Nie do wiary! Żarty na całego robił. Nie chciał się wtrącać w nie swoje sprawy, ale kiedy się przedstawił podszedł o krok bliżej. Zrobił się spięty a w nim krew zabulgotała. Może to nie krew tylko był głodny? U niego to przecież wszystko możliwe! - chyba cię całkiem pojebało. Myślisz, że Ja na wakacje przywożę atrament i pióro. Nie do wiary!- odetchnął głęboko. Może przesadzał. Tutaj goście do jego współlokatora łódki przychodzili a on już jakieś cyrki. Ale był sobie winien, co sobie wyobraża? Do nich przychodził tylko po coś do pisania by do jakieś laski list napisać? Nie ma co! Nie chcąc się bić na dobry dzień skinął głową na powitanie. - Jestem Tom. Ale to nie ważne jestem pewny, że i tak nie zapamiętasz. Luzik.- uśmiechnął się sztucznie i stanął pośrodku. - dlaczego 24? Robisz sobie z nasz żarty, tak?- nie ufność to podstawa. Nigdy nikomu nie ufał to była podstawa. Mogą go nie polubić, ale miał to gdzieś. Bo akurat tym się przejmie!
- Utopia – przedstawiła się dziewczyna, uśmiechając, ściskając dłonie i wykonując inne gesty powitalne, w zależności od tego, do kogo się zwracała. Nie do końca orientowała się w tym, co działo się w łódce. Ktoś był ledwie przytomny, ktoś walił do drzwi, a potem pragnął sowy. Naprawdę zaczynała się obawiać o zdrowie nie tylko swoje, ale wszystkich tu obecnych. W każdym razie to nie mogło się skończyć zbyt dobrze. - Co przygotować? – Zapytała jeszcze, nawiązując do wypowiedzi Brandona. Czyżby szykowali coś niebezpiecznego? Blythe nie była pewna, czy chciała się w to wplątywać. Niby kolejne kłopoty doprowadzą do szału Archibalda, ale także Echo. A gniewu przyjaciółki nie zniosłaby za żadne skarby świata. Już i tak uważała ją za bezmyślną z powodu wypraw z Rain. – Jaką imprezę? I czemu nie zrobisz jej na własnej łódce? Poza tym chyba organizowano coś także w klubach. Jakieś tańce i inne takie. Utopia wolałaby iść potańczyć. No chyba że chłopcy zaproponują coś ciekawszego, co pozwoli rozerwać się o wiele bardziej. Strasznie marudna z niej dziewczyna, ale to wszystko przez ten upał i tłum ludzi, który wywoływał wręcz nerwicę.
/gdybym blokowała jutro kolejkę, to mnie pomijajcie, bo możliwe, że do nocy będę nieobecna
Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby odmówić, kiedy Brandon zaprosił ją na imprezę. Co prawda, nie miała zielonego pojęcia czemu odbywa się ona w łódce, w której sam zainteresowany nie mieszka, ale teraz postanowiła nie zawracać sobie tym głowy. Grunt, że będą mieli okazję się spotkać, bo nie widzieli się naprawdę bardzo długo. A przecież kuzynostwo zobowiązuje, prawda? Tak więc udała się na łódkę numer 24, przy okazji parę razy narażając się na wpadnięcie do wody, bo przecież ona nie potrafi normalnie, prosto chodzić. Potyka się nawet na prostej drodze, proszę się z niej nie śmiać! To przecież nie jej wina. Widocznie ma to już we krwi. No cóż poradzić... Oddychając ciężko stanęła w wejściu do łodzi i posłała jej mieszkańcom szczery uśmiech. Oparła się o framugę i przez chwilę nic nie mówiła, biorąc tylko wielkie wdechy i wydechy. W końcu szła dość szybko, a dobrej kondycji niestety nie ma. -Jeszcze chwilkę... -Rzuciła i uniosła palec wskazujący, jakby chciała ich wszystkich zatrzymać. Wyprostowała się i objęła wzrokiem wszystkich po kolei. -Eee... -Mruknęła i głupkowato uniosła jedną brew. Popatrzyła się na stojącego obok Brandona i dodała -Hmm, miała tu być jakaś impreza podobno... -Ostatnie słowa wymówiła tak cicho, że słyszeć mógł je tylko Ślizgon. -No nic. Jestem Naya. -Wzruszyła ramionami i grzecznie przywitała się z każdym po kolei.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine mknęła jak burza mijając po kolei łódki mieszkalne. -10...12....15....18... cholera, daleko to jest- mruczała pod nosem, nie zmieniając swojego tempa i stawiając długie i stanowcze kroki. Włosy lekko rozwiewał jej wiatr, ale ona się tym zbytnio nie przejmowała. Im bliżej była przy łodzi numer 24, tym bardziej słyszała tam donośniejszy głos swojego brata. Wpadła do środka, ale nie dostrzegła by impreza była organizowana przez czystokrwistych. Co ten jej brat wymyślił. Powinni zrobić imprezę dla wybrańców, a nie dla każdego z piramidy czystości krwi. To na pewno nie był jego domek, ponieważ on jej coś mówił o swoim numerku i na pewno nie był to numer dwuczłonowy. Stała tak w drzwiach, cała idealna i elegancka. Niczym rasowa Russeau, no bo któż by inny. Ta pewna siebie i o stalowym spojrzeniu, wejście smoka wręcz idealne. -To tutaj jest impreza o której raczył mnie poinformować pewien student? Bracie, zapomniałeś o siostrze, czy nie chciałeś bym tutaj dotarła? Gdzie muzyka, jakoś tu cicho. Jedzenie? Serio nie macie zamiaru mieć żadnej przekąski i zagryzki do wódki?- zapytała głośno w dodatku wyraźnie akcentując te słowa które same były dla niej istotne. Dopiero po chwili dostrzegła Nayę. Myślała w pierwszej chwili, że widzi Nadię, bo kuzynka stała do niej odwrócona plecami, ale dopiero gdy stanęła z nią twarzą w twarz skojarzyła swoją Nayę. -Naya, kochana, nawet tobie powiedział o imprezie a do mnie nic nie napisał? Cieszę się, że cię widzę- wykrzyczała doskakując do niej i przytulając. Zachowywała się trochę jakby była na haju. Później uznała, że warto jednak zwrócić uwagę na ludzi, które już tutaj były. -Kto jest mieszkańcem tej placówki? Jestem Katherine Russeau, muzyka i zagwarantowana zabawa, to ja- powiedziała rozglądając się przy okazji, kto podniesie rękę, że jest tutaj mieszkańcem, a nie gościem. Wyciągnęła różdżkę. Gotowa była nawet dźgnąć ją bratem w oko, nawet gdyby nie zdążyła szybko rzucić na niego jakiegoś zaklęcia, albo nie chciałaby go potraktować jakimś lekkim upiorogackiem. Jej spojrzenie na brata mówiło jedno: wyjaśnij to albo ZGINIESZ MARNIE. ZGINIESZ MARNIE!
No proszę bardzo, chyba nie za bardzo chcieli złapać haczyka, ale grunt to się nie poddawać. Zwłaszcza, że to była taka dobra bajka. Dająca tak wiele możliwości. Więc nie ma możliwości aby teraz się wycofać. Wręcz przeciwnie, spowodowało jedynie to, że zaczynał się rozkręcać. Ten bajkopisarz rozkręcał się z każdym wypowiedzianym słowem. - Tomie, jest większe prawdopodobieństwo, że to ty będziesz miał w domku takie pióro niż ja w kieszeni dlatego się zapytałem - odpowiedział z stoickim spokojem tak jakby w ogóle nie usłyszał tego tonu. - Wręcz przeciwnie - odpowiedział robiąc krótką pauzę uśmiechając się przyjaźnie. - każdy będzie pamiętać gospodarzy, którzy urządzili pierwszą potańcówkę - dopowiedział wkładając ręce do kieszeni, szybko się poprawił, że tak nie wypada kiedy się z kimś rozmawia więc wyciągnął je i wyciągnął ją w stronę dziewczyny by się z nią przywitać, a kiedy to i ta mu podała pociągnął Utopię lekko w swoją stronę i wykonał z nią taneczny obrót chcąc rozluźnić nieco tą atmosferę. Niech też zobaczą, że na prawdę przyszedł tutaj by się zabawić trochę, a nie walczyć z uczniami. Na to będzie pora w szkole, teraz był na wakacjach. Po wykonaniu obrotu puścił dłoń dziewczyny i puścił jej oczko. Tak przy wszystkich! Czyżby był aż tak bezwstydny? - Na prawdę, to nie głupi żart. Myślisz, że ja też jestem zadowolony z roli jaką mi to wybrali? Jak myślisz? Czy wolę robić za jakąś sowę i wszystko przygotowywać, czy jednak przyjść sobie na gotowe? Nie wiem kto za tym stoi, ale się tego dowiem i pożałuje tego - odpowiedział spoglądając na Gryfona. W dodatku powiedział to nieco zirytowanym tonem, zirytowane tym faktem były też oczy które nerwowo spoglądały na Toma i pomieszczenia zastanawiając się szybko jak urządzić tutaj wnętrze. Zanim się zejdą pierwsi goście. I na sam koniec spojrzał na chłopaka wręcz błagając by mu pomógł. Bo inaczej oberwie się i mu. Wtedy na nic się zdadzą tłumaczenia, że mu utrudniano pracę. Spojrzał na Utopię dziękując w duchu, że chociaż jedna tutaj osoba zechciała z nim współpracować. Wiadome będzie, że się polubią, bądź on przynajmniej ją będzie lubił... Chyba, jeszcze nie wiedział z kim tak na prawdę ma do czynienia. - Na prawdę nie wiele trzeba. Wystarczy dużo szklanek, na prawdę dużo szklanek i jakieś miseczki na przekąski - odparł uśmiechając się życzliwie i szczęśliwy, że nie oberwie się mu. No czy można nie ufać tak szczerej osobie? Która kiedy jest zła pokazuje to, kiedy zaś szczęśliwa emanuje taką radością i ciepłem, że przebiła by się przez lód do serca Sami Wiecie Kogo. I wtedy się stało. Pierwsze osoby zaczęły się schodzić. Naya jakże bardzo się ucieszył na jej widok. Tak dawno jej nie widział. - Jasne, dobrze trafiłaś, no i hej mała - powiedział i wyściskał ją mocno. Może wręcz trochę za mocno. No ale przecież to jest tak uczuciowy człowiek. Ekhm. Jedynie dla rodziny, ale ciiiiiiii. - Widzicie, nie kłamałem, że taka wieść krąży między uczniami - powiedział do wszystkich z niesamowicie szczerym spojrzeniem i wtedy zerknął na kuzynkę. Mrugając obracając głową, a kiedy otworzył oczy i jego wzrok spotkał się z Nayi w jego oczach dało się dostrzec płomyki rozbawienia i prośby by mu pomogła. To trwało co najmniej sekundę i znów odwracając się do pozostałych znów miał swój stare iście anielskie spojrzenie. Kolejnym gościem okazała się być jego siostra, nie bardzo mu to pomagało, ale i to co powiedziała potrafił przemienić w plus. - Kat! Nie nie zapomniałem. Wiedziałem, że ploteczki dotrą i do ciebie szybciej niż leci najnowsza błyskawica. Zwłaszcza, że podejrzewałem właśnie studentów o tą intrygę. Wiecie, to są ich ostatnie szkolne wakacje. Z pewnością zamarzyli sobie by były niezapomniane. Oczywiście bez obrazy jeśli tutaj jakiś jest. Bo Was o to nie podejrzewam kiedy to poznałem na własnej skórze waszą reakcję - Odpowiedział siostrze i na koniec spojrzał na dopiero co poznane mu osoby. W końcu nie był pewien, czy nie ma tutaj żadnego studenta. W końcu u niego w domku była jedna studentka. Więc dlaczego w innych łodziach miało ich nie być? - No właśnie już szykujemy wszystko Kat. Zamiast jęczeć i narzekać może też byś pomogła co? - Rzekł do siostry wystawiając w jej stronę lekko język, będąc rozbawiony jej słowami.
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Zerknął na chłopaka i aż się wzdrygnął. Czy on go miał za jakiegoś kujona czy krukona pierdolonego? No chyba tak! Nie zamierzał go dłużej słuchać. Taki palant trafia się niemożliwie prędko. Chętnie by mu przywalił, ale nie ładnie byłoby z jego strony bić przy kobietach! Jeszcze znajdzie odpowiedni moment! Osoby nieproszone zaczęły wchodzić i powoli się robiło tłoczno. Zerknął z uśmiechem na Utopię i się uśmiechnął. - Wiesz, mamy wakacje i nie chce mi się z nikim użerać. Przyjechałem tu tylko dla przyjaciół i dobrej zabawy! Chcesz imprezy to idź do klubu, chcesz dziwek? Idź do burdelu! Mnie mało obchodzi co chcesz robić. - wziął z stolika aparat i ruszył ku niemu. - gdybym udawał, że cię lubię to bym powiedział, że idę pozwiedzać trochę, ale kurwa tak nie jest więc od razu mówię, że wychodzę bo nie chce by moje uczy cierpiały. Wystarczy mi, że muszą to robić oczy!- parsknął śmiechem. - a co do do atramentu, to radzę ci nieźle przeszukać pokój. Utopia idziesz?- widział, że delikatnie kiwa głową więc ją złapał za rękę. Spojrzał w górę by zobaczyć jej wyraz twarzy i przyspieszył kroku by zniknąć stąd jak najszybciej się dało.
To nie był zbyt dobry dzień dla Fridaya. W sumie, wszystko, dosłownie wszystko układało się dziś nie po jego myśli. Chłopak wyszedł w spokoju ze swojej łodzi, pozwiedzał, co tam chciał zobaczyć. Znalazł sobie ten samochód, postanowił go w spokoju malować, kiedy nagle okazało się, że ma towarzystwo. I nie Jeffa, czy jak tam było temu Krukonowi, który dzieli z nim noclegownie, ale cała ta zabawa przy samochodzie. Dobrze, że szybko się stamtąd zwinęli. No, a idąc postanowili wybrać się gdzieś na alkohol. Tylko gdzie? To był chyba największy problem, zwłaszcza że Ambroge’owi marzyła się jakaś większa libacja. I nie pod względem ilości wypitego alkoholu, tylko ludzi, którzy brali by w niej udział. No i tak dowiedzieli się o plaży, którą znaleźli przy okazji, jakoś niespecjalnie nawet szukając. Taka, tam fajna akcja. No, a potem wchodząc nieco głębiej w miasto usłyszeli o jakieś zabawie, organizowanej na łodzi. Postanowili więc, że Jeff ogarnie całą te plaże i w ogóle, a Piątek – z racji swojej reprezentatywności oraz szeroko pojętej odwagi cywilnej, ogarnie ludzkość co z tą imprezą. Dlatego też spokojnym krokiem, pełen zadowolenia, przekroczył „próg” łodzi numer 24. - Żartujecie sobie, prawda? – Takimi słowami powitał wszystkie zgromadzone tam osoby. Oczywiście szybko przeszedł do wszystkich tych serdeczności, związanych rytualem powitania i całą resztą. – Serio, chcecie bawić się tutaj? W tej klaustrofobicznej łodzi? – zapytał, nie dowierzając za bardzo. No naprawdę? – Znaczy, bo wiecie.. W sumie nie jest już tak gorąco, no a ogarnąłem świetną miejscówkę i w ogóle? To jak będzie? – zapytał, po czym zanim jeszcze uzyskał odpowiedź zarządził odwrót i opuszczenie łodzi. Następnie wszystkich chętnych poinformował o tym, jak dojść na rzeczoną plaże po czym sam zajął się organizowaniem pozostałego w swojej łodzi alkoholu, a także reszty ludzi.
z/t http://czarodzieje.forumpolish.com/t8577-plaza pijmy tutaj :3
Wbił do łódki w momencie, w którym ta już całkowicie opustoszała. Siadł na swojej koi wyciągając prospekt. Otworzył go na przypadkowej stronie, czytając zawartość, ale że nie znalazł nic ciekawego, a w oczy rzuciły mu się tylko sposoby przeciwdziałania na poparzenia, wyciągnął różdżkę. Papierzyska uleciały ku górze i wylądowały na ziemi, chwilę bawił się nimi, podrzucając je w powietrzu. Za każdym razem, przy każdym podrzucie, kartki otwierały się na innej stronie, a on leniwie przechylał głowę odczytując same tytuły rozdziałów. Ostatecznie, po półgodzinnej zabawie z kartkami, dał sobie spokój. Rzucił kartkami przez cały pokój. Miał już wyjść, ale zgarniając z wieszaka przy drzwiach swoją koszulę, strącił prospekt na ziemię. Podnosząc go zaklęciem, akurat dostrzegł interesujący go tytuł. Zamiast spisać zawartość tego co znalazł, zostawił samopiszące pióro nad pergaminem, magicznie zmuszając go do spisania części notatek, a sam wyszedł, mając zamiar dopisać coś od siebie dopiero po powrocie. Tak też się stało. Duch nauki Greengrassa musiał powalać każdego, bo te kilka, nielicznych zdań, jakie miał dopisać, spisywał na raty. W dzień oddania listu sowie, dopisując ostatnie słowa. I kij z tym, że całość mogła nie trzymać się kupy. Mus to mus. Nie to, żeby od samego początku ze szczególny entuzjazmem podchodził do tych notatek. I tak wynudził się w Indiach jak mops, przy okazji znajdywaniu sobie sposobów na zabicie nudy, próbując zaliczyć również i durny kurs uzdrawiania. Spytacie go, czemu w ogóle tam poszedł, skoro tak perfidnie mocno go zjeżdżał w myślach? Wyższy cel. Wymaga mniejszych poświęceń. A Ars widocznie widział w tym jakiś sens, nawet jeśli z nikim się nim nie podzielił.