Możesz tu dostrzec największe zwierzęta, które są dosiadane przez miejscowych. Mowa tu o słoniach. Godzą się oni czasem wziąć turystów ze sobą, gdy dostają się na wierzch tych ogromnych zwierząt, ale oczywiście za opłatą. Tak zorganizowane "przejażdżki" są tutaj udostępniane tylko na specjalne okazje.
Wyczekiwany wyjazd nareszcie nadszedł! Już od paru dni każdy pakował manatki w walizki i torby, by wyjechać. Hogwart co roku proponuje tego typu atrakcje, zabierając wychowanków w tajemnicze, często zaskakujące miejsce. Każdy w domu przez lipiec, który spędził w domu lub u kolegi ze szkoły, zastanawiał się gdzie tym razem pojedzie. Oczywiście plotki jak co roku głoszą, że dyrektor szkoły sprawi uczniom psikusa i wywiezie to na Antarktyde, to w sam środek Sahary, gdzie głównym zajęciem urlopowiczów zamiast zabawy będzie przeżycie kolejnego dnia. Młodzieńcze gdybanie nigdy się nie sprawdziło, więc jak nie trudno się domyślić, tym razem również nie odnosiło sukcesu. Gdzie więc Gareth Hampson pokierował swoich uczniów? Jeszcze chwile, zaraz zaparzę naszej ulubionej kawy i wszystko ci opowiem. Zacznijmy od tego, że tradycyjnie wszyscy uczniowie udali się na peron 9 i 3/4. Wszyscy spodziewali się dzieła motoryzacji na miarę Hogwart Express, a to co zobaczyli, na pewno sporo odbiegało od wyobrażeń. Ten pociąg chyba na zawsze pozostanie w pamięci uczniów. Ludzie znajdujący się niemal na każdym centymetrze pociągu przypominali nieco muchy przyczepione na lep. Po chwili wszyscy dowiedzieli się, że w pociągu już nie ma miejsca, więc muszą dołączyć do podróżujących na pociągu. Oczywiście nie był to środek transportu ani łatwy, ani higieniczny, ani przyjemny, ale ludzie jakich można było poznać w trasie na pewno zapadną nie jednej osobie w pamięć. Tym sposobem cała społeczność szkolna znalazła się w niesamowitych Indiach. Już od peronu dało się wyczuć wyjątkowo intensywną woń przypraw, sprzedawanych przy małych, przydworcowych straganikach. Nie na tym uczniowie powinni skupić uwagę, w końcu w takim tłoku nie trudno się skupić. Dwie tradycyjnie ubrane hinduski szybko podeszły do peronu, przy którym stał pociąg, a chmara dzieci prowadziła uczniów wprost za nimi. Zdezorientowani uczniowie w niedługim czasie znaleźli się w ogromnej hinduskiej garderobie. Tłok zmalał, zostali sami uczniowie. - Namaste! Bardzo miło jest nam was gościć w naszych hinduskich progach. Mamy nadzieje, że pobyt tutaj będzie dla was niezapomnianą przygodą, a w przyszłości odwiedzicie jeszcze nasze progi. - Zaczęła ich witać, gdyż goście w Indiach są przyjmowani z niebywałym szacunkiem. Wiadomo, karma wracaj, jeśli oni byliby złymi gospodarzami, to w przyszłości mogłoby ich spotkać niesłychane nieszczęście.- Jak już zauważyliście całe pomieszczenie jest zapełnione najróżniejszymi ubraniami z naszego kraju. Są one dla was. Mamy nadzieje, że każdy znajdzie coś dla siebie. Przykro mi powiedzieć, że nie są one najlepszej jakości, jednak w kraju tak biednym jak nasze trudno o coś lepszego. - Mówiła dalej, trochę zawstydzając się przy końcu wypowiedzi. Oczywiście o wszystkie informacje dotyczące ubrań najlepiej pytać kobiet, jednak nie sądzę, byś miał na to czas. Bierz więc co w rękę ci wpadnie i w drogę! Kolejna stacja - Zatoka Nandii do której z chęcią doprowadzi was ta sama grupa dzieciaków. Pamiętajcie jednak, by na miejscu dać mi z dwa galeony. One na prawdę się starają, a dla was to tak niedużo! Oprócz tego na pewno miniecie drewnianą tablice, na której zapisane są wszystkie zasady obowiązujące w w mieście i w miejscu noclegowym. Ważną sprawą jest to, ze w Indiach żyją zarówno czarodzieje, jak i zwykli ludzie, więc czarowanie w miejscach publicznych jest surowo zabronione, tak samo jak w Londynie czy innej części świata. Miejsce noclegowe jest całe zapełnione czarodziejami, więc tu już zakaz nie obowiązuje. Należy również pamiętać, że łodzie o północy odbijają od brzegu na głębokie wody, więc 23:59 to najpóźniejsza pora w jakieś możecie się na nią dostać. Dodatkowo w Północnej Indirze panuje choroba, więc prosi się uczniów o udawanie się tam tylko w konieczności, co by nie przynieść choroby na społeczność szkolną. Organizatorzy pragną zauważyć, że osoby do łódek były przydzielane według starego, hiduskiego zwyczaju i wszystkie zamiany oraz jednorazowe zmiany miejsca zamieszkania będą surowo rozparzane. Nie można w końcu urazić kultury tubylczej swoimi hedonistycznymi zachciankami.
Rzucacie 3 kostkami w temacie z kostkami.
Pierwsza kostka określa przeżycia podczas podróży 1,4 - W tym ścisku całkowicie nie dało się oddychać, myślałeś, że umrzesz. Zamiast tego podczas drogi omdlałeś i gdyby nie życzliwość jednego z hindusów na pewno byłbyś już pod kołami pociągu. Mało brakowało! 2,5 - Podroż nie taka straszna, jak ją malowano. Przy tobie stanęły dwie hinduski z typowymi, hinduskimi trójkącikami. Poczęstowały cię paroma. Teraz już wiesz, czego będziesz szukać w tym kraju! 3,6 - Cóż za okropny wypadek! Gdy próbowałeś się napić, pociąg gwałtownie zahamował. Cała zawartość butelki znalazła się na twojej koszulce. To nie będzie najprzyjemniejsza podroż w życiu.
Druga kostka określa część garderoby jaką wzięliście (czym one są możecie sprawdzić tu: 1 - Choli 2 - Kurta 3 - Sari 4 - Achkan 5 - Nehru Jacket 6 - Churidar
Trzecia kostka określa warunki, w jakich udało wam się pozyskać część garderoby: 1,4 - To było istne polowanie! Przedzierałeś się przez tłumy uczniów, które podobnie jak ty upatrzyły sobie ten typ ubrania. Masz nawet siniak na ręce, który nabiła ci jakaś smarkula. A podobno jesteście w Indiach, a nie w dżungli! 2,5 - Nie za bardzo podchwyciłeś temat znajdowania garderoby, więc wziąłeś to, co akurat było pod ręką, po czym wcisnąłeś go do bagażu podręcznego. W końcu nikt nie kazał tego nosić, nie będziesz robić z siebie pajaca. 3,6 - Cóż za przypadek, że nikt nie zainteresował się tym, co ciebie zachwyca. Podchodzisz, bierzesz, po czym dochodzisz do wniosku, że to jednak nie to, co ci się marzy. Za wszelką cenę chcesz się z kimś wymienić.
Przyjaźń? Podobno jest tak ważna w życiu człowieka, że chcesz się aż porzygać ze szczęścia jak widzisz tą drugą osobę. Czy tak było w przypadku Xaviera, gdy pisywał listy z Zilką, której przecież nie zdradził tajemnicy o swoim powrocie? Parę spraw przecież załatwił... Ale to nadal nic nie dało. Walka z fantomem trwała nadal jak syzyfowa praca obijająca się od ścian mózgu co raz szybciej. Nie mógł już krzyczeć, bo nie potrafił. Chciał zapomnieć, a wszystko to doskonale pamiętał. Było mu słabo z tego powodu, a słabość była ostatnią rzeczą do której chciał się przyznać. Samotność nie przyniosła też żadnego postępu dla jego "obsesji", więc doszedł do wniosku, że chowanie się pod własnym cieniem nie będzie niczym dobrym. Zechciał zatem wrócić. Nie tylko do Zil, której towarzystwo momentami go bawiło do łez, ale też do zawodów, których nie zamierzał wygrać. Wciąż jednak był uczestnikiem. Nie wypadało, więc obcym odmówić towarzystwa, prawda? W każdym razie pojawił się na peronie, kilka dni wcześniej ustalając z dyrektorem, że znów dołączy, gdy uzyskał zgodę i dostarczył dokumenty to machina ruszyła na nowo. Walczył sam ze sobą zamykając kosz emocji w głowie, a ten pękał, powiększał się do rozmiarów, w których Xavier byłby gotów schować zwłoki każdego człowieka jeśli tylko wyrzuty sumienia byłby karą. W każdym razie wypatrywał Zil. A gdy ją odnalazł to wpierw pewnie dostał w twarz, bo na inne czułości nie liczył. W każdym razie przytulił ją, a kiedy zaczął słyszeć coś w stylu "co ty odpierdalasz" to znalazł dla nich miejsce w pociągu gdzieś obok siebie, żeby mogli pogadać, ale wiadomo. Zamiast tego, to ciągle się wyzywali. I tak oto Xavier to już nawet siłę stracił do tego syberyjskiego dziecka. Mimo to nie zamierzał jej odpuścić i kroczył słowo w słowo za nią, co by co raz efektowniej odpierać jej słowne ataki. I może dobrze, że niektórzy znali języka, bo przeplatające się z prędkością światła: spierdalaj, kurwa mać, ochujałeś, zamknij pizde, o ty chuju... Cóż, nie wydawało się zbyt miłe. W każdym razie Xavier w tej podróży poczęstował się czymś, co mu niesamowicie smakowało i gdyby Zilka zachowywała się inaczej to pewnie by się z nią podzielił, ale stwierdził, że głodowanie dla niej będzie najlepszą karą. Także milczał w tej kwestii raz po raz jedynie delektując się dobrym jedzonkiem...A gdy dojechali to nawet pomógł się im wydostać z tej plątaniny ciał, co by nie czuła się porzucona. Wszak już ustalili, że to on posiadał męską siłę, a ona cycki. Xavier dziś zarejestrował, że niewielkie one były, ale... Cieszmy się z małych rzeczy. Może na plaży dokona dokładniejszych oględzin. W każdym razie zaprowadzono ich do garderoby, gdy kompletnie stracił przyjaciółkę z oczu i zaczął ogarniać jakieś fatałaszki. Złapał jakąś koszulę, na którą ktoś nazywał "kurta". Ogólnie śmiać mu się chciało, bo nie wyobrażał sobie, że miałby to założyć. Już chciał oddać to Zilce z tekstem "pierwsza sukienka dla ciebie". Ale okazało się, że śmierdzi to niesamowicie, więc począł uruchamiać chęci do wymiany towaru. Za bardzo nikt nie chciał, to obiecał sobie później to Fyodorovej sprezentować. A niech ma i się cieszy wonią i szmatką.
Oczywiście Sylvek bardzo, ale to bardzo cieszył się na te wakacje! Nawet nie przypuszczał, że trafi do tak fenomenalnego miejsca, ale miał pewność co do jednego - to będzie niezapomniany czas, dzięki któremu na pewno pozna kolejnych zwariowanych i zakręconych ludzi. Ptaszki mu nawet ćwierkały, że co poniektórzy to planują tu zawierać jakieś wielkie miłości, ale na pewno nie młodszy Bjorkson, który w głowie to miał akurat co innego niż podrywanie dziewczyn. Ewentualnie chłopców, jak nigdy nie będzie patrzył. Otóż nie. Z racji, że Sylvester jest człowiekiem ciekawym świata i wszystko co związane z magią i nowymi miejscami go fascynuje, tak teraz... Przeżywał podróż, która miała ich oczywiście doprowadzić do kolejnego, owianymi czarodziejskimi mocami terenu. Dopiero gdy hinduski poczęstowały go super trójkącikami(5), zrozumiał że to miłość od pierwszego wejrzenia, albo raczej zjedzenia. To właśnie tego będzie szukał w tym kraju, dzięki czemu na pewno będzie znikał na wiele długich godzin. Oczywiście, gdy kazano im ogarnąć stroje, w których będą paradować. Nie mógł zatem dłużej czekać, bo to co sobie upatrzył, a mianowicie niesamowity achkan(4), zapragnął mieć go z całych sił. Mordercza walka(4) o strój okazała się walką także o rękę, którą początkowo chciała ugryźć jakaś smarkula, finalnie uderzyła biednego puchona tylko z pieści. Zaraz potem zobaczył na swoim nieskazitelnym ciele siniaka, ale to nie miało większego znaczenia, bo... Wymarzony strój miał już w rękach. Udanych wakacji evrybay!
Wiecie jak to jest... Na balu jej nie było, to chociaż na wakacje by się wybrała? Co prawda była obrażona na swojego przyszłego męża, że niby wolał iść na głupie losowanie niż ją zaprosić, ale cóż. Widocznie była zbyt mało fajna niż tak Russeau i biedny Lyons musi być przygotowany na zapewnianie Krukonki przez całe wakacje, że jest inaczej... Ciekawe czy będzie do tego taki chętny, w każdym razie może nie uprzedzajmy faktów. Przecież Mandy miała o wiele ważniejsze sprawy na głowie niż jakiś tam przyszły mąż i głupia Ślizgonka. Musiała się spakować, przygotować ładne ubrania na wakacje i po prostu ogarnąć sytuację, żeby wszyscy znów układali usta na jej widok w ten śmieszny obłoczek. Wszak była jedyną reprezentantką rodziny Saunders na tegorocznym wyjeździe. Cały lipiec spędziła na uprzykrzaniu Sethowi życia i na wypominaniu mu sytuacji z końca roku szkolnego, więc podróż minęła im praktycznie w ciszy, a że było gorąco to Mandy wszelkie próby zbliżenia jakiegokolwiek kategorycznie ukrócała zimnym spojrzeniem. W każdym razie gdy tylko dotarli do... Indii? Wywróciła oczami. Mieli spędzić miesiąc w tym zapchlonym miejscu zalanym jakąś nową odmianą dżumy? Świetnie, a potem co? Może jeszcze okaże się, że zamieszkają koło tej biedoty? Kompletnie nie podobała się jej sytuacja, w której się znalazła i nawet na Setha na chwilę(!) się odbraziła mówiąc mu w jak porąbanym położeniu się znaleźli. Potem jednak na powrót przyszło jej do głowy, że przecież ona z Sethem rozmawiać nie zamierza. Zatem założyła ręce na piersiach obrażona na miejsce ich pobytu oraz na swojego faceta. Oczywiście pewnie milion razy zaproponowała mu, żeby poszukał Katherine, ale wiecie jak to jest... Jeszcze chwila, a zaczną tak się kłócić, że wszyscy wiszący na pociągu pewnie by odpadli z dalszej podróży. W każdym razie wreszcie wysiedli tym samym idąc w kierunku... Sklepu z ubraniami? Pewnie by się ucieszyła gdyby trafili do Paryża czy coś. A oni znaleźli się w jakimś... Używczaku. Była tego pewna. I niby miała szukać tu sobie ubrania? Już chciała znaleźć jakąś odpowiednią osobę do uświadomienia jej, że ona Mandy Maurine Saunders potrafi się spakować i przywiozła ze sobą jakieś porządne ubrania, a nie najgorsze szmaty, ale jak widać rozmówcy nie znalazła. Poza tym nie mogła dostać się do swojej walizki, żeby się przebrać. A przecież podczas podróży oblała się wodą, którą zamierzała wypić. Stąd była teraz ubrana w mokrą koszulkę, a Lyons'a straciła z oczu. Sytuacja taka, a nie inna... Odnalazła jakieś choli, które wydawało się jakąś mini koszuleczką, ale nadawało się do tego, by coś z tym zrobić. Gdyby tylko jakaś szmać nie zrobiła MMS siniaka to wszystko pewnie zakończyłoby się ze spokojem. Ale nie. MMS wtedy zaczęła drzeć się w niebo głosy oddając dziewczęciu zacnym kopniakiem, a przecież miała buty na koturnach. Tak czy owak... Może dobrze, że ktoś ją stąd wyprowadził zanim wyciągnęła różdżkę.
Po miesiącu spędzonym w domu w Walii potrzebował prawdziwych wakacji. Claudette nie dawała mu spokoju, ciągle podtykała pod nos jakieś lektury, kazała powtarzać materiał z zeszłych lat i pomagać młodszemu kuzynostwu w nadrabianiu zaległości. Marguerite trzy razy próbowała umówić go na randkę. T r z y r a z y. Z dziewczyną! Piersiastą, trajkoczącą z typową dla kobiet bezsensownością o równie bezsensownych tematach, nie mającą pojęcia o Hogwarcie i... piersiastą! Na rany Merlina! Mayfairowie byli naprawdę zgrani i ich uwielbiał, ale często wściubiali nos w nie swoje sprawy. Pakowanie było mozolne i odstawione na dosłownie ostatnią chwilę. Nie wiedział co spakować, wrzucił więc wszystko co było pod ręką i teoretycznie nadawało się na wakacje. Nie podejrzewał, że będą to Indie. W zetknięciu z nowym środkiem transportu załamał się. "Niezapomniane"? Bez wątpienia, ten "pociąg" będzie nawiedzał go w koszmarach jeszcze przez długi czas. Tłum go dusił, często było mu słabo przez specyficzny zapach, jaki w nim panował. Ścisk, zaduch, tlen gdzieś uciekał. W międzyczasie ktoś go czymś poczęstował, coś co miało kształt trójkąta. Jedyny pozytywny akcent całej tej "podróży'. Znajdzie to, gdy tylko przybędą do celu. O ile przybędą do celu. Z każdą mijającą godziną czuł się coraz gorzej, szybko się męczył. Indie okazały się piękne już na tej jednej stacji, wśród tego okropnego tłumu. Podążał za grupą chłonąc to wszystko. Szukał znajomych twarzy, ale tubylcy okazali się bardziej ciekawi. Inne twarze, inny odcień skóry, a te ich stroje...! Stosy ubrań, z których oni mieli coś wybrać wprawiły go w jakieś tiki nerwowe. Roztocza. Czuł je, był pewny że widział je unoszące się w powietrzu w blasku słońca. Skóra wewnątrz dłoni zaczęła go swędzieć. Nie szukał więc niczego "ładnego" ani eleganckiego, a czystego. B i ł się o kawałek jakiejś koszulki, oberwał od jakiejś gówniary w ramię. Nie znał nazwy, jaką określano ten ubiór - długą koszulę, niemal do kolan. W Europie mogło by to uchodzić za brzydką koszulę nocną. Wpakował to na szybko do torby i czmychnął w bok, modląc się aby nie musiał tego zbyt często zakładać.
Panienka Richmond nie mogła już doczekać się wakacyjnego wyjazdu. Miała wrażenie, że była to jej pierwsza podróż tak daleko. Euforia mieszała się z ekscytacją i podnieceniem. Puchonka zastanawiała się co wziąć na wyjazd, co spakować... Ach! Tyle tego było. Kiedy wszyscy udali się na stacje, Kitty również, aby ruszyć w nieznane. To co dziewczyna zobaczyła, po pierwsze było wielkim zaskoczeniem, a po drugie wybuchła niekontrolowanym śmiechem. - Ale ekstra pociąg! - wykrzyknęła w tłumie z bulwersowanych uczniów i też takich, którzy mieli niezły ubaw, jak ona. Postanowiła, że w wolnej chwili wszystko co zobaczy naszkicuje. Jednakże jak będą na miejscu. Teraz? Teraz to był jakiś sajgon. Weszła na dach z pozostałymi. Pierwszy raz podróżowała nie w pociągu, tylko na pociągu. Ekstra! Była zachwycona. Pewnie mama również by się ucieszyła. Szkoda, że nie może tu być ze mną. Pomyślała puchonka, lecz od razu się rozweseliła. Narysuje mamie dużo niesamowitych obrazów, z tej podróży. Skupiła się na dalszej wycieczce, która przebiegała dość spokojnie, poza jednym, małym incydentem. Gdy Kitty zaczęło dokuczać pragnienie postanowiła napić się wody, pech chciał, że kiedy odkręciła butelkę z wodą, pociąg gwałtownie zahamował i cała zawartość wylądowała na koszulce dziewczyny. Westchnęła i skrzywiła się lekko, może i nie będzie to najprzyjemniejsza podróż w jej życiu, ale takie wypadki się zdarzają, a ona postanowiła sobie nie psuć humoru. Będąc u celu podróży dało się wyczuć zapachy różnych indyjskich ziół. Przyjemna woń, od razu spowodowała, że Kitty się uśmiechnęła. Potem puchonka wszystko pamiętała, jak po kilku głębszych. Straciła w ogóle orientacje, zdezorientowana podążała za tłumem uczniów. W końcu przemowa hindusek, spowodowała, że dziewczyna wróciła na ziemię. Zaciekawiło ją jakie ciuchy dostanie, a raczej jak się później okazało co uda jej się zdobyć. Puchonka chwyciła co miała pod ręką i schowała do swojego bagażu podręcznego. Zabawne, ale jak się później okazało był to Nehru Jacket. Postanowiła, że może wymieni się z kimś przy najbliższej okazji. A jak nie, no cóż, trzeba będzie coś zakupić w tutejszym sklepie. Miała nadzieje, że starczy jej te kilka galeonów, jakie przy sobie posiadała. Zmęczona Kitty nie traciła nadziei. Chociaż noclegi były przyzwoite!
Malika szykowała się na te wakacje od momentu zapisania się na nie, miesiąc temu. Gdy składała swój podpis na pergaminie nie miała pojęcia czy wywiozą ich na Antarktydę czy może na środek Sahary. Nie wiedziała co spakować; bikini czy raczej futro. W końcu zdecydowała się na większość letnich rzeczy i jedną kurtkę i parę długich spodni. Na peronie aż się roiło od uczniów i studentów Hogwartu. Wszyscy otworzyli ze zdziwienia usta gdy podjechał "pociąg". To była rozwalająca się maszyna wyglądająca jak rozdeptane mrowisko. Ludzi było tyle, że nie sposób nic zobaczyć. Jednak gdy Malika zdołała jakoś zapakować się do ich środku transportu usadowiły się obok niej dwie przyjaźnie wyglądające hinduski. Wyglądały naprawdę uroczo w swoich rażąco różowych strojach wyszywanych złotą nitką. Urodę miały typową dla ich kraju; ciemne kruczoczarne włosy, duże czekoladowe oczy i wielkie uśmiechy na twarzach. Trzymały w rękach talerzyki z trójkątnymi ciasteczkami na które ślinka płynie z ust. Oczywiście dziewczyna nie mogła się z nimi dogadać z powodu różnych języków którymi władałyśmy ale im wystarczył jeden subtelny uśmiech z jej strony i słowo "namaste" żeby obdarowały Malike mnóstwem tych swoich przepysznych wypieków. Dodatkowo wielce zachwycały się jej blond włosami, jedna z hindusek całym scyzorykiem obcięła jej nawet jeden pukielek. Malika nie miała im tego za złe. Gdy nadeszła pora na przystanek uczniów pożegnały się a dziewczyna odchodząc pomachała im ręką. Już wiedziała czego będzie szukać w tym kraju. - Gdzie tu jest jakaś cukiernia? - mruknęła z uśmiechem na twarzy. Następnym punktem programu było wybranie sobie ubrań w których mieliśmy zwiedzać kraj. Malice w ręce wpadła Kurta. Coś w tylu długiej koszuli tyle, że cudownie ozdobionej. Kurta którą dostała dziewczyna była w kolorze błękitnym i wyszywana była złotą nitką tak jak sukienki nieznajomych. Dodatkowo na czoło studentka przykleiła sobie złoty cekin który wspaniale komponował się z ubraniem. Ogółem na początku dziewczyna nie przejęła się tą garderobą i nie miała zamiaru tego nosić ale zmieniła zdanie. Teraz przyszedł czas na zwiedzanie. Najpierw podróżniczka udała się zobaczyć którą łódź mieszkalną jej przydzielono. Indie przybywam!
Ostatnio zmieniony przez Malika Lovegood dnia Sro 2 Lip - 12:24, w całości zmieniany 1 raz
Nadish Narayanan
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
Od całej tej podróży Puchonowi kręciło się w głowie. Zupełnie jakby mial chorobę lokomocyjną.Może to wszystko przez zmianę klimatu czy co innego. - Nie wierzę, mój rodzinny dom Indie – powiedział na głos, a jego oczy były wielkością do knuta czy sykla. Sądził, że wyląduje w Rosji czy Argentynie ale całe szczęście, że się o to nie zakładał, bo przegrałby i tak. Z Hogwartu wyjazdy zawsze były niewiarygodne bo nigdy nic nie wiadomo choć nie doszedł do siebie jeszcze po feriach to czuł, że to miejsce jest jego. Wcisnął ręce do kieszeni spodni ,tęsknił za latem i tym upałem. A no cóż Puchon próbował jakoś się napić, ale co zrobić jeśli pociąg gwałtownie zahamował. Oczywiście jak to hindus niezdara z niego całą zawartość butelki znalazła się na nowej koszulce,nie do najprzyjemniejszych podroży. Od samego rana same przypadki spotykają Nadisha,jak to nie zainteresowali się tym, co go zachwyca. Podszedł i wziął, Churidar ale po chwili doszedł do wniosku ze to nie to, co chciał chwycić.Ale z kim teraz się można wymienić- pomyślał
Jego rodzice, chyba padliby z zachwytu, gdyby mieli możliwość wyjazdu do Indii, całe szczęście że nie planują więcej dzieci, bo zapewniali Prestona w liście, że pojadą pozwiedzać ten piękny kraj. Cieszył się, że nie odziedziczył po rodzicach chęci do nadawania dzieciom imion po państwach które odwiedził. Stojąc na peronie i czekając na pociąg, szczena mu jednak opadła, kiedy zobaczył ich środek transportu. No to są chyba wolne żarty...taki tłok...i nie ma gdzie się wcisnąć? Jak oni niby mają dojechać na wakacje? To co usłyszał zatkało go jeszcze bardziej...ej poważnie? Wcisnął się jakoś pomiędzy hindusów i zupełnie tak jak oni podróżował na krawędzi życia i śmierci. Przecież szkoła mogła lepiej się spisać i dołączyć jakiś magiczny wagon który by pomieścił wszystkich uczniów...Natomiast w tym ścisku było tak duszno że Preston widział gwiazdki przed oczyma i o mały włos a by leżał pod kołami pociągu, dziękować Bogu za refleks jednego z hindusów który go złapał, bo najciekawsze wakacje obserwowałby z zaświatów. Cudem dojechali na miejsce i Preston cieszył się kiedy jego stopy dotknęły twardego podłoża. Łapał głęboko powietrze w płuca i obiecywał sobie że nie będzie wracał w takich warunkach! Przeszli kilka kroków aż dzieci zaczęły prowadzić ich...gdzieś. Nim się obejrzał, dwie hinduski przywitały ich bardzo serdecznie, co było niebywale miłe. Kiedy skończyły nadszedł czas na wybranie tradycyjnych łaszków. Kuuuurcze i się zaczęło, niczym otwarcie pierwszego sklepu z ciuchami w mieście! Złapał pierwszą lepszą rzecz i przecisnął się przez tłum. Dopiero potem zaczął sobie to oglądać i...you got to be kidding me...Co on do cholery wziął? Jakiś topik? Nie mógł jednak nie założyć tego, gdyż mógłby urazić kulturę tych dwóch hindusek. Naciągnął tą małą bluzeczkę na swoją koszulkę i rozglądał się za Nixi, może będą mogli się wymienić jeżeli ta wybierze coś lepszego. W końcu powinna się teraz zmieścić w ten ciuch który ma na sobie co nie? Nadeszła więc chwila by zakwaterowali się w domkach w których spędzą resztę wakacji. Preston poszedł więc za prowadzącymi ich dziećmi.
Nie ogarnął Willis kiedy ten czas tak szybko zleciał. Doprawdy nim się obejrzał był koniec lipca. Włóczył się po Londynie, siedział u ojca w warsztacie i robił mało prawe rzeczy. O Szarlocie to w ogóle nie myślał. Nic, a nic. Wpadł na pomysł, aby zacząć mniej przeklinać, bo mu Fujka marudziła, więc spróbował. I na spróbowaniu, bo to było najgorsze piętnaście minut w jego życiu! Mógł jej teraz powiedzieć szczerze, że próbował. Nie żeby Willis sądził od początku, aby to był dobry pomysł. Podróż była dla Willis istnym koszmarem! Przeklinał całą drogę wszystko i wszystkich. Jakby mu nie mogli powiedzieć wcześniej gdzie będą wakacje. Teleportowałby się albo chociaż poszedł z buta, aby nie musieć tego wszystkiego przeżywać. Nigdy nie czuł się tak wymacany jak po tej podróży. Głupota! Na szczęście nie zapomniał zabrać ze sobą małej butelki Ognistej, aby ją sobie umilić. Znieczulić w tym wypadku. No nie ważne. Kiedy miał wziąć łyka pociąg gwałtownie zahamował i niemal cała zawartość butelki wylądowała na jego ubraniu. Seria przekleństw była tak długa, że już w połowie zapomniał o co się tak wkurwiał. Co jak co, ale Willis nie będzie wspominał tej podróży dobrze. Nie znał się Willis na tych wszystkich strojach. Nigdy nie przykładał wagi do ubrania, więc teraz było tak samo. Upatrzył sobie jedną ze szmatek z daleka. Nie było żadnej walki i nią, ani nic z tych rzeczy. Szybko zrozumiał dlaczego. Nawet nie wiedział co to jest! Chciał się wymienić, ale nikt nie był chętny. Tym to się już nie przejmował bo coś czuł, że zaraz i tak to zgubi.
Tanner bardzo chciał, żeby ten miesiąc wakacji już minął, uciekł, zniknął. Nie miał co ze sobą zrobić. Chociaż spędzał bardzo dużo czasu z panną Shay, to zdecydowanie czuł się samotny. Westchnął ciężko, gdy przypomniał sobie fakt, że wracał do pustego mieszkania, bez rodziców, przyjaciół czy nawet jakiegoś zwierzaka. Po prostu był sam. Kilka razy starał się nawet o tym zapomnieć, upijając się do nieprzytomności, jednak nie kończyło się to dla niego dobrze. Teraz, gdy jechał pociągiem, wszystko było inne. Tak zadowolony ze swojego życia chyba nie był. Mimo że w pociągu był taki ścisk, że przez całą podróż miał wrażenie, że zaraz się udusi, to i tak czuł się znakomicie. Pomijając oczywiście fakt, że raz zdarzyło mu się zemdleć i gdyby nie jeden z hindusów, na pewno wypadłby pod koła pociągu. Mało brakowało, a jego marne życie skończyłoby się nawet szybciej niż się zaczęło. Gdy wysiedli już z pociągu i znaleźli się na czymś w rodzaju straganu wypełnionego ciuchami, Tanner zaniemówił z wrażenia. Był typem faceta, który uwielbiał zakupy i wszelkiego rodzaju ubrania. Uśmiechnął się szeroko do długiego, męskiego płaszcza, sięgającego za kolana i zapinanego na guziki. Wiedział, że musi go zdobyć. Jakimś cudem udało mu się do niego dopchać, jednak czuł się niczym na jakimś polowaniu. Wszyscy chyba chcieli zdobyć akurat Achkan. Tanner miał nawet siniaka na ręce, którego narobiła mu jakaś smarkula. Gdy tak uderzyła go czymś, czego nie był w stanie zidentyfikować, miał ochotę urwać jej głowę. Mimo wszystko wydawało mu się, że będą to najcudowniejsze wakacje w jego życiu.
Cały lipiec gadał Snow o wyjeździe. Wszystkim co go jeszcze słuchać chcieli, bo niektórzy to mieli tak bardzo dość, że zawsze sobie znajdowali lepsze zajęcie kiedy pojawiał się w pobliżu. Nie zrażało to jednak Snowa. Gadał w sumie jeszcze więcej tym co go słuchać nie chcieli. Tak bardzo chciał wiedzieć dokąd pojadą w tym roku, no ale niestety nijak się nie mógł dowiedzieć. Nawet zakłady zaczął robić ze wszystkimi co jak on nie mogli się doczekać wyjazdu. No, ale nie wpadł na to, że to Indie. Niestety. Jakby nie było to podróż już na początku zaczęła się dla Snowa mało przyjemnie. Nie psuł sobie jednak takim głupstwem humoru. Wyjazd dopiero się zaczął i nie miał zamiaru psuć sobie humoru jakimiś drobiazgami. Co prawda było tłoczno, duszno i czuł się mało komfortowo, ale nie co tam. Czekał na tej wyjazd tak długo. Kiedy tylko wyszedł z pociągu na miejscu to nie wiedział gdzie się patrzeć. Wszystko najlepiej od razu chciał zobaczyć i jakoś nie za uważnie słuchał tego co ktoś do nich mówił. Więc jak przyszło mu wybierać ubranie to później nie wiedział czy ma je włożyć na siebie, a może komuś będzie musiał je dać. No trudno. Ciężko było Snowowi wyczuć czy w ogóle to damskie ubranie, czy męskie. Trochę zagubiony już był z samego początku, więc szybko wcisnął je do torby, a później spokojnie poszedł za innymi. Bo bardzo ciekawy był gdzie mieszkać będą i z kim będzie dzielił pokój. I czy Nastce to podróż tak samo minęła jak jemu i dlaczego z nią się nie spotkał w pociągu. Tyle chciał rzeczy na raz zrobić! W pierwszej kolejności jednak musiał wszystkie swoje rzeczy zostawić w pokoju. Więc ruszył z innymi.
Wakacje. Tym jednym słowem Jasper mógł opisać chyba wszystko, co wiązało się z przebywaniem poza Hogwartem. Nawet najmniejsze wyjście do Hogsmeade otrzymywało to sekretne miano w jego umyśle, ale wyjazd do Indii? Wrodzona powściągliwość kazała mu nazwać to wakacjami. Nie wiedział nawet, co na niego czekało w zupełnie obcym kraju, więc lepiej dla niego. Oby tylko nie żałował. Cała podróż minęła mu dość przyjemnie. Oczekiwał gorszego, a zamiast tego towarzyszyły mu dwie hinduskie dziewczyny z tym smacznym czymś. Z lekkim strachem odważył się wziąć kilka i nawet przez chwilę nie miał wątpliwości, że źle zrobił. To było absolutnie genialne. Pierwsze dobre wrażenie minęło z chwilą wyjścia na peron. Mocny zapach przypraw i jeszcze czegoś zmusił Jaspera do potarcia nozdrzy, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. Przebywanie w tłumie również wyraźnie mu przeszkadzało. Skąd brało się tyle ludzi? Przecież o niemożliwe, żeby tak wielkie skupisko pojawiło się nagle w jednym miejscu. Oby jego współlokatorzy byli znośni. Oby mieszkał z kimś ze swojego domu albo chociaż z kimś, kogo zna. Następny etap okazał się dla niego jeszcze gorszy. Losowanie ubrań? Co to za powitalna bzdura? Całe szczęście, nie musiał tego nosić, gdyż pierwszym, co wyciągnął z całej sterty szmat było sari. Och, naprawdę? Czy wyglądał jak kobieta? Trudno, wcisnął je do swojej podręcznej torby, wypychając materiał po brzegi. Przy odrobinie szczęścia, upchnie to coś na dnie swojego bagażu i skutecznie zapomni, aż przyjdzie mu wypakować walizkę w domu. To dopiero będzie przeżycie. Może lepiej od razu to spalić? Niezwykle kusząca propozycja, ale nie w tym tłumie ludzi. Jeszcze by ich czymś uraził i cały pobyt w Indiach byłby do kitu. Sprawdził, czy wszystko ma ze sobą i postanowił jak najszybciej dostać się na łódkę, w której miał mieszkać. Znajomość całej reszty zasad sobie darował. Wszędzie obowiązywały te same, a jakieś dziwne przypadki go nie interesowały. Tylko odpoczynek. [zt] kostki: 2,3,2
Miesiąc we własnym domu to zdecydowanie zbyt wiele dla Caleba. Matka ciągle trajkocząca nad uchem o tym, że jest jak tak dalej pójdzie, to go z ojcem wydziedziczą, rodzeństwo wkurzające samą obecnością, ojciec... w sumie ojca za często nie widywał, więc irytował go najmniej. Nawet skrzat domowy, co chwila pytający, "czy może coś dla niego zrobić, sir", zaczął doprowadzać go do szału. Nienawidził York. Nienawidził. Dlatego podróż na dachu pociągu do Indii? Pestka! Po tym, jak powstrzymał się od brutalnego mordu w swoim domowym dworku, wszystko było już łatwe. Prawdę mówiąc, nie zważając na okoliczności i warunki, w jakich wszystkim przyszło podróżować, on i tak byłby szczęśliwy. Szczerzył się cały czas, nawet fakt, że oblał się cały wodą go nie zniechęcił, a nawet rozśmieszył. Kiedy dostawali ubrania, na początku nie bardzo się przejął, chwycił pierwszą lepszą rzecz i wpakował ją do torby. Dopiero w dalszej części podróży odkrył, że trafiło mu się sari i o mało nie pękł ze śmiechu. Nie trzeba chyba mówić, że starał się je na siebie włożyć, ale niestety, damska krótka bluzeczka niestety nie pasowała. Chustę w soczystym kolorze chętnie owinął za to na szyi. Wziął swój bagaż i poszedł na poszukiwania przydzielonej dla niego łodzi. Zapowiadały się super wakacje.
W końcu jedziemy do tych Indii, dość długo się na czekałem ale nie mogę narzekać bądź co bądź jest koniec szkoły. Kiedy zobaczyłem ten pociąg to miałem ochotę rozszarpać dyrektora. Na szczęście podróż nie była taka zła byłem obok dwóch pięknych hindusek, wspaniałe kobiety.
Miła niespodzianka mogliśmy wybrać sobie coś z garderoby. Po długich oględzinach postanowiłem wsiąść achkan. Niestety zdobycie go to była istna wojna w dodatku jakaś smarkula mi się swoim małym cielskiem na rękę. Na początku chciałem ją gonić ale gdy pomyśle o tym że znowu będę musiał przedzierać się przez taki tłum to sobie odpuściłem.
Wszystko co działo się w pociągu dla najmłodszej nie do ogarnięcia. Wlepiała wielkie oczęta próbując ułożyć sobie w myślach rozmowę. Nabrała powietrza w usta, po czym powoli je wypuściła i po raz pierwszy w życiu, nienagannym angielskim podsumowała: - Ja pierdole, cyrk na kółkach, nie mam siły... - gdy pociąg dojechał na miejsce, cała hałastra z Hogwartu wyszła z przedziałów W tym całym ścisku myślałam że umre,nie da się oddychać tu. Ale zaraz nie mineła kilka kroków drogi Krukonka zemdlała jak to życzliwy hindus na pewno Arletta byłaby pod kołami pociągu Ojc mało brakowało!Wzięła wiec Nehru Jacket Podeszła wzięła, po kilku minutach doszła dopiero do wniosku, że to nie to, co ci się marzy. Wolisz cos innego Za wszelką cenę chcesz się z kimś wymienić.a następnie oddaliła w stronę statku. Jejku- co to przypadek,nikt nie zainteresował się tym, ze wybrałaś męski ciuszek jakoś wcale nie zachwyca.
Cieszyłam się że pojade do indii zwiedzenie tego kraju będzie miłym przerywnikiem od nauki. Niestety podróż nie należała do najprzyjemniejszych. W pociągu było bardzo gorąco więc chcialam się nnapić niestety pociąg nagle zachamował i cała woda z butelki znalazła się na mojej bluzce. No cóż dobrze że to tylko woda a nie jakiś sok czy coś innego.
Nie zabardzo zrozumiałam o co chodzi ze znajdowaniem garderoby więc wziełam pierwsze lepsze w końcu nie musiałam tego nosić prawda? Moim wyborem żeńskie churidar. zt 362 lub tu
Indie...Indie...INDIE! Gdyby parę dni temu ktoś jej oznajmił, że tu przyjedzie, pewnie by go wyśmiała. Co jak co, ale był to chyba jeden z ostatnich krajów, o którym mogła sobie pomyśleć. Dlatego ucieszyła się jak głupia, bo jedyna styczność z ta kulturą objawiała się w jej znajomościach ze szkoły. Nie zraził ją nawet obskurny pociąg, którym mieli dojechać na miejsce. W każdym razie, nie zraził jej na początku, bo później było już tylko gorzej. Z braku powietrza zemdlała, a gdyby nie jakiś życzliwy Hindus, zginęłaby pewnie pod kołami pociągu. Chwała mu za to. Tak więc Naya ledwo przytomna podziękowała mu za pomoc i resztę drogi spędziła w tłoku, prawie umierając. Z całą pewnością nie jest stworzona do takich mugolskich środków transportu. Wysiadając z pociągu, dziękowała Bogu za to, że dojechała w całym kawałku i głęboko odetchnęła. Z ulgą oczywiście. Że nie musi już się gnieździć w tym pociągu. Uff...Nie dane im było jednak odpocząć, bo zaraz podeszły do nich dwie Hinduski. Przywitały się z nimi nader miło i z gromadą dzieci zaprowadziły do jednej z hinduskich garderób. A, że Naya pchać się nie chciała, postanowiła wziąć pierwszą lepszą szmatkę, którą nikt za bardzo się nie interesował. Wzięła ją i trochę pożałowała swojej decyzji. Były to zwężane przy łydkach spodnie. Niby nie takie złe, ale Puchonka natychmiast podjęła próby wymiany, które koniec końców zakończyły się niepowodzeniem. Ech, trudno. Płakać przecież nie będzie. Wcisnęła więc ubranie do torby i ruszyła dalej za prowadzącą ich gromadką dzieci.
Pociąg zawsze kojarzył się Leah z miejscem przyjemnym. Wskazywał na podróż, a każda z nich to nowa przygoda. O tak. TEN pociąg zapamięta do końca życia. Jej pierwszy wyjazd za granicę Angli, a ona już pada jak jakaś mucha w trakcie jazdy. Dzięki Merlinie za tego człowieka co ocalił ją przed śmiercią. Nikt pewnie by nawet nie zwrócił uwagi. Przy takiej ilości ludzi jeden pasażer mniej to tylko ulga dla ogółu. Od tamtej chwili chyba już nigdy nie będzie się cieszyć na widok jakiegokolwiek wagonu. Potem przypomniała sobie, że mogłaby kolejny miesiąc spędzić w czymś co miała nazwać domem i od razu zmieniła zdanie. Jakiś czas cierpień to nic przy tym, że zobaczy piękny kawałek świata i uwolni się od "rodzinki". Miejsce wydało jej się idealne gdy pojawili się na miejscu. Użycie słowa magiczne byłoby głupie, ale było jedynym jakie przyszło jej do głowy w tamtej chwili. Zapatrzyła się w ten widok, a gdy wróciła jej świadomość zaczęła słuchać. Uderzył ja fakt, że kobieta wspomniała o biedzie. Leah była... wzruszona? W pewien sposób. Przecież oni żyją tutaj gorzej niż my, a jeszcze nas obdarowują. Jak widać na świecie istnieją ludzie z sercami. Budujące. Tak to już jest z nią, że choć jej serce wyciszło swoje bicie na innych to w środku wali jak oszalałe praktycznie cały czas. Mimo to podeszła bliżej i od razu w oczy rzuciła jej się kamizelka. Wydawała się wspaniałym elementem, ale gdy już bezproblemowo ją posiadła zrozumiała, że popełniła błąd. Nie była już w jej oczach taka świetna i w sumie z chęcią by się zamieniła. Nie zaproponowała jednak tego nikomu. "Halo! Pamiętasz? Oni nie mają nic innego na codzień więc i ty przeżyjesz!"- powiedziało sumienie, a ona grzecznie go posłuchała i poszła za prowadzącymi grupę dziećmi podziwiając otoczenie. Wreszcie zaczęły się dla niej prawdziwe wakacje. 1, 5, 3 /zt
I N D I E! Takich zajebistych wakacji jeszcze nie było! To są Indie! Może trochę tłoczno, ale jednak! Ruby zawsze chciała odwiedzić to miejsce. Jest piękne pod wieloma względami. Bollywood, piękne kolorowe stroje i Holi! Festiwal kolorów! Niestety jest gdzieś w lutym marcu. Mniejsza z tym i tak się liczy! Indie pod każdym względem ją interesowały, a zwłaszcza część gdzie będą mieszkać. Przecież muszą wymyślić coś na prawdę fajnego, jeśli postarali się o Indie. Jeśli cała reszta będzie do dupy, to na prawdę coś im zrobi. Kiedy przyszła czas na pociąg, Ruby wryło w ziemię. Po prostu zaniemówiła. Kupa ludzi, nie tylko w środku, ale i na zewnątrz. Ludzie wisieli jak małpki przy oknach! A do tego w środku nie było lepiej, syf ubóstwo.. i dwie miłe panie hinduskimi trójkącikami. TO! Boże, musiała tego odszukać. Były takie pyszne. Nie no, pozdro że oni tu takie mają. Widać Indie można odkrywać wszędzie, nawet w takim tłoku (a niektórzy byli na prawdę spoceni). Przecież, gdy wyszło się na słońce, można było poczuć jak skóra się topi. Ale podróż nie była taka zła. Przyznam. Jeszcze te dwie hinduski, które tak miło je przywitały! Świetne! Ale przejdźmy do ubrań. Ruby ruszyła na garderobę, tam chwyciła pierwsze lepsze spodnie schowała je do bagażu i uciekła. Kiedy później sprawdziła, z dala od ludu, co to się jej trafiło okazało się, że to były Churidar. Piękne obcisłe spodnie. Na boga ona zawsze chciała je mieć! Dokupić Choli i będzie wyglądać na prawdę uroczo! 2,6,2 z/t
W lipcu to Zieliński w Krakowie był, Poznaniu, Zielonej Górze, Wrocławiu i innych pięknych miejscach Polski. Może nawet na Mazurach był. Zapomniał już o tym projekcie, zadaniach, które były przed nim i całym życiowym syfie. Relaksował się, unikał słońca, nie odpisywał na listy i cieszył się nic nie robieniem. Znajdował sobie jakieś zajęcia, ale i tak większość czasu spędzał ze znajomymi z którymi nie widział od marca czy kiedy to ten cały Sfinks się zaczął. Nie narzekał na nudę, ani nic z tych rzeczy. Ojca może nawet odwiedził, ale za długo z nim nie posiedział, bo ciekawsze miał rzeczy do roboty. Napił się w końcu porządnego piwa, a nie siki, które w Anglii mieli. Miło mu minął lipiec, ale za szybko. Zapomniał nawet Zieliński o tych wakacjach na które to uczniowie z Hogwartu ponoć co roku jeździli. Trochę był tego ciekaw, bo wszystko owiane wielką tajemnicą było. Miejsce do którego się udawali, z kim będą w pokojach mieszkać. Bo tak słyszał, że sami to się nie dobierali. Skoro się zapiał to już pojedzie Zieliński. Fanem pociągów nie był Zieliński. Ogólnie to Zieliński fanem mało czego był, ale pociągów to na pewno nie był fanem. A zatłoczonych to już w ogóle. Słyszał Zieliński, że zawsze wszystko było dopięte na ostatni guzik. Zaczynał mieć wątpliwości kiedy stał stłoczony w pociągu, który wiózł ich na pewną śmierć. Nigdzie więcej nie mógł. Tylko na śmierć. To przez duchotę i ścisk takie myśli Zielińskiemu do głowy przychodziło, ale nic dziwnego skoro w takich warunkach musiał podróżować! Później mu kazali wybierać jakieś ubranie. Nie wiedział o co chodziło, ale coś złapał, a później schował do torby nawet się temu nie przyglądając. Po chwili i tak już o tym nie pamiętał. Poszedł za wszystkimi Zieliński mając nadzieję, że później to już gorzej nie będzie.
Wakacje mijały spokojnie i Vi już nie mogła się doczekać, co dyrekcja wymyśliła na wyjazd wakacyjny. To miała być niespodzianka, więc nie miała pojęcia, co ze sobą zabrać. No bo umówmy się, jeśli jadą, dajmy na to, w Alpy, to będzie zimno, trzeba by było zabrać ciepłe ciuchy. A jeśli w okolice równika, to czapką i szalikiem mogłaby sobie co najwyżej wypchać poduszkę. Ostatecznie uznała, że weźmie jakąś jedną kurtkę i resztę rodzice jej najwyżej doślą. No przecież chyba dyrektor by ich uprzedził, gdyby mieli się jakoś specjalnie przygotować, nie? Kiedy dotarła na peron, była przeszczęśliwa, że po takim czasie wreszcie widzi przyjaciół. Ale kiedy podjechał pociąg, szczęka jej opadła. Będą jechać tym?! No dobra... Ostatecznie okazało się, że nie było tak źle. Całą podróż spędziła w towarzystwie dwóch całkiem uroczych Hindusek, które jeszcze częstowały ją czymś dobrym. Nie spodziewała się, że w takim tłumie może być tak sympatycznie. Swoją drogą dotarło do niej, że jadą do Indii. Indie! Czyli dobrze, że nie wzięła ciepłych, zimowych ubrań. Z drugiej strony i tak będzie musiała napisać do rodziców, bo chyba i tak była nie do końca przygotowana. Swego czasu marzyła o wyjeździe właśnie do Indii, ale nie przypuszczała, że to marzenie spełni się tak szybko. Po przyjeździe wszyscy rzucili się na dane im ubrania. Vi wypatrzyła sobie długą koszulę, kurtę czy jakoś tak, ale walka o nią była zacięta. Nie ona jedna chciała ją dorwać. Skończyło się na siniakach - ciuch jednak dostała. Nie była pewna, czy warto było aż tak się bić, no ale teraz już miała to, co chciała, to nie było nad czym się zastanawiać.
Powrót do domu, do rodzinnego kraju na wakacje. Wbrew pozorom podobał się jej ten pomysł bo tęskniła za Indiami. Nie mogła się doczekać kiedy uderzy ją ta znajoma mieszanka zapachów, kolorów i smaków. Cieszyła się, że tu jest i że będzie mogła pokazać Katherine swój kraj, w końcu od tak długiego czasu chciała to zrobić. Najpierw jednak trzeba było tam dotrzeć. A to nie było takie proste. W pociągu stanęła w miejscu, które w niedługim czasie zapełniło się i nawet ona poczuła się wyjątkowo słabo. Na szczęście jeden z Hindusów, wypatrzył, że jego krajanka nie czuje się chyba najlepiej i posadził ją na swoim miejscu. Anjali podziękowała mu w hindi a nawet wdała się z nim w krótką pogawędkę. W końcu miała przewagę nad większością uczniów. Znała język i zwyczaje. Nawet nie zauważyła kiedy dojechali na miejsce. Wysiadła i została razem z innymi zaprowadzona do garderoby. Tam wypatrzyła ładny, błękitny Achkan. Jak się jednak okazało nie ona sama. Grupa dzieciaków również zachciała go mieć. Musiała się trochę poprzepychać i pokrzyczeć w hindi aby go dostać, nie obyło się jednak bez siniaków. Najważniejsze jednak, że go ma, będzie w sam raz na prezent.
Thea stawiła się na peronie o odpowiedniej godzinie. Miesiąc wakacji z dziadkami zwyczajnie się ciągnął. Może to dlatego, że miała masę mugolów dookoła siebie i żadnego czarodzieja w najbliższym sąsiedztwie? Pociąg, który wtoczył się na peron... Ojej. Był zapchany do granic możliwości. Thea początkowo dostała się nawet do środka, co okazało się błędem. W pociągu zupełnie nie dało się oddychać. Masa ciał upchanych na tak małej przestrzeni produkowała masę ciepła. Thea w końcu postanowiła wydostać się na zewnątrz. Już, już prawie była przy drzwiach na końcu wagonu kiedy przed oczami pojawiły jej się mroczki mimo, że drzwi stały przed nią otworem i wpływały przez nie masy mniej stęchłego powietrza. Thea na chwilę straciła świadomość. Po chwili ją odzyskała, a jej ciało obejmowały ją silne hinduskie ręce, podczas gdy jej głowa dyndała nad torami. Miły człowiek pomógł jej usadowić się w bardziej stabilny sposób i zniknął w morzu ludzi. Nawet nie zdążyła mu podziękować. Po zdecydowanie zbyt długim czasie Thea z resztą uczniów z Hogwartu dotarli na stację przeznaczenia. Dziewczyna zdziwiła się, że pośpieszyli do... do garderoby. Morze kolorowych tkanin rozlewało się po jej wnętrzu. W oddali zauważyła materiał koloru jej oczu. Podczas gdy reszta uczniów rzuciła się na ubrania próbując wybrać co lepszy kąsek Thea bez problemu pochwyciła w ręce błękitny materiał po chwili orientując się, że właśnie trzyma przydługawą męską kamizelkę. O nie. Dziewczyna rozpytywała się wokoło czy mogłaby się z kimś zamienić, lecz nikt nie miał na wymianę niczego lepszego. Zdezorientowana ta niesprawiedliwością, bo w końcu powinny być dwie garderoby - męska i żeńska, wciągnęła na grzbiet przydługawą męską kamizelę, która zupełnie zniekształcała jej sylwetkę. Czuła się jak zupełny dziwak.
Miłym zaskoczeniem dla dziewczyny było to, że lipca wcale tak beznadziejnie nie spędziła. Razem z Tashą i Richardem zwiedzili Grecję, chociaż prawdę mówiąc oni zwiedzali, a Meredith biegała na plażę, poznawała fajne osóbki i sobie z nimi imprezowała. Było bardzo przyjemnie, ale teraz miało być jeszcze fajniej! Indie - super! Tam jeszcze nigdy nie była, a chciała. Ogarnęło ją jeszcze większe podekscytowanie niż to przed Grecją, z tym że kiedy dowiedziała się w jaki sposób mają tam dotrzeć... to jakaś kpina? Meredith myślała, że zaraz zwymiotuje. To przecież niehigieniczne i, o matko, jak zachorują na coś? Z żadnym innym pociągiem nie miałaby takiego problemu, ale TEN... Ugh. Ten tłok i ścisk był nie do zniesienia. W pewnym momencie de Candina pomyślała, że ciekawiej już będzie sobie zwyczajnie stąd wyskoczyć, ale samobójczynią nie była, więc odpadało. Jakoś to przeżyła, chociaż na koniec dostała ataku wściekłości, gdy próbowała się napić, a pociąg zahamował. Jak łatwo się domyślić - cała zawartość znalazła się na niej. No, prawie cała, bo reszta poleciała na jakiegoś typka, który stał za nią. Hehe, takie pocieszenie, że mogła śmiać się jeszcze z kogoś innego. Po tej fatalnej podróży już miała nadzieję, że wszystko potoczy się lepiej, a tu okazało się, że szli w kierunku jakieś sklepu ubraniami. Chwila, nie. To przecież trudno było sklepem nazwać, a Meredith poczuła, że robi jej się słabo na myśl o tym, że będzie musiała brać coś z byle jakiego hinduskiego lumpeksu. Wszyscy wpadli w szał zakupowy, a tej kręciło się w głowie. Nie miała nawet ochoty wchodzić głębiej do sklepu, więc sięgnęła po pierwszą rzecz, którą miała pod ręką. Sari? Jedyny strój, którego nazwę tu znała. Wszystko super pięknie, z tym że coś jej kolor nie pasował. Naprawdę wybredne z niej dziewczę, ale co poradzić, hehs. Znowu się zdenerwowała, już miała różdżkę wyciągać, jednak pomyślała, że może ktoś się z nią wymieni. Chodziła tak po ludziach, ale nikomu raczej na wymianie nie zależało. Okej, trudno. Przynajmniej na coś normalnego trafiła, a ten kolor to już przecierpi. Po serii tych beznadziejnych dla blondynki wydarzeń, czuła się wykończona. W myślach klęła na Indie, bo nagle w ogóle zmieniła na ich temat zdanie. Powody miała przecież bardzo mocne, co nie? Teraz chciała już tylko zobaczyć jak będą wyglądać ich pokoje. No i z kim je będzie dzieliła. To było teraz najważniejsze, a ten cały pociąg i zakupy mogła już puścić w niepamięć.