Gdy tylko usłyszano o tym, że na łódkach zamieszka młodzież z tak elitarnej szkoły jak Hogwart, to sprawiło to mniej więcej tyle, że sklepikarze oszaleli i zaczęli masowo przenosić się w stronę uczniaków, którzy mogliby podreperować ich budżety. Tak i Adil wylądował tu z koszami pełnymi muzyki. To znaczy, że kryją się w nich różnorakie płyty starych i nowych zespołów oraz tradycyjnych. Każda płyta kosztuje zaledwie 10 galeonów, a może być wspaniałym prezentem dla przyjaciela, ukochanego czy może dla siebie, gdy chcesz po prostu utonąć w tych dźwiękach. Oczywiście to duże płyty do zaczarowanych gramofonów, które odtwarzają piosenkę taką jaką zanucisz (oczywiście musi być ona zawarta na płycie).
Odpowiedniki magiczne mugolskich zespołów, których płyty możesz kupić na straganie.
Cholernie gorąco... Czyli myśl przewodnia Chantel na kolejne parę dni. Było jeszcze bardziej upalnie, niż zwykle, a ona nie ruszała się z łodzi bez butelki wody. W końcu jakoś trzeba przeżyć takie temperatury, prawda? A że Chant była zdecydowanie zimnolubna, tutejszy klimat nie był jej przyjacielem. Mimo wszystko, ruszyła w drogę. Przecież nie przesiedzi całych wakacji na statku, prawda? Czas zrobić jakieś zakupy! I nie chodziło o ubrania, oj nie. Słyszała, że na tutejszym straganie można dostać mnóstwo tanich płyt. Zbliżały się urodziny jej taty, a że aktualnie nie była przy kasie, postanowiła wybrać coś ciekawego, a równocześnie niedrogiego. Ruszyła więc w kierunku straganu przed zatoką. Popijając co jakiś czas wodę, rozglądała się po okolicy, która była niesamowita. Klimatyczna. Magiczna w każdym tego słowa znaczeniu. Atmosfera Indii niezwykle jej odpowiadała. Stroje, ludzie, zwyczaje... Coś pięknego. Co więcej Hindusi szanowali tradycję, którą każdy z nich wydawał się starannie pielęgnować, co widać było na każdym kroku. Tak bardzo różniły się Indie od Londynu... Chant dotarła wreszcie na stragan i podeszła do kobiety, która chyba sprzedawała płyty, po czym zaczęła uważnie je przeglądać. Tutaj można było znaleźć dosłownie wszystko. Klasyka, muzyka współczesna, starsze i nowsze grupy... Prawdziwy raj dla kolekcjonera płyt. Wzięła do ręki jedną z nich i przeglądając listę utworów, otworzyła torebkę, by wyjąć dziesięć galeonów, bo tyle kosztowała każda z nich.
Chyba najwyższy czas coś kupić! Inaczej nie będzie miała żadnych pamiątek z Indii prócz przeróżnych wspomnień. A trzeba przyznać, że już kilka fajnych i zabawnych akcji zaliczyła. Zresztą jak to Sara. Nic dodać nic ująć! Ubrana w jasne sari, pomykała sobie między straganami i zaczepiała przeróżnych sprzedawców, pytając się cóż jej mogą takiego zaoferować. Gdy dotarła do stoiska z płytami, oczy pannicy Sullivian błysnęły wesoło i zanurkowała w pierwszy lepszy kosz, wypełniony po brzegi płytami. Tyle zespołów! Ciężko jej będzie wybrać ale, od czego ma się wolny czas? Sarka uśmiechnęła się lekko i przez przypadek potrąciła jakąś dziewczynę. Już miała ją przeprosić gdy nagle zrozumiała, że przed nią stoi nikt inny jak sama Chant. Po wydaniu z siebie mnóstwo pisków radości, uściskała mocno koleżankę i po chwili uniosła wysoko brew do góry. - To wręcz niemożliwe, że dopiero teraz się spotykamy! - odparła, kręcąc głową i uśmiechnęła się delikatnie po czym zerknęła na płytę jaką właśnie zakupywała. - O! Jaki zespół wybrałaś? - i tym samym zalała Chant, mnóstwem innych pytań oraz krótkich zdań typu, a dla kogo? jak fajnie! niewiarygodne! a jaki masz ulubiony zespół? a wiesz, widziałam gdzieś takie fajne koszulki z nadrukami kapel! jak gorąco, nie uważasz? I tak dalej, i tak dalej. W końcu musiała się z kim wygadać prawda? A każdy wie, że z dziewczynami się najlepiej rozmawia i plotkuje!
Fatalne jędze... Chyba będzie idealna. Tata Chantel gustował w tego typu zespołach, więc bez wahania podała sprzedawczyni dziesięć monet, kiedy ktoś potrącił ją ramieniem. Pieniądze wypadły z jej ręki, a ona sama wywróciła oczami i już chciała powiedzieć coś w stylu Uważaj na siebie, kiedy ujrzała... Sarę. Uśmiechnęła się szeroko, uścisnęła ją mocno, po czym podniosła leżące na ziemi monety i tym razem z powodzeniem, podała je ekspedientce. - No właśnie, już dawno planowałam spotkanie, ale zawsze coś musiało pójść nie tak. - Wzruszyła ramionami i zmarszczyła lekko brwi, po czym dorzuciła. - Te Indie pochłonęły mnie zupełnie. Potrafię cały dzień włóczyć się po różnych miejscach i podziwiać okolicę. - Taka była prawda. Jeśli Chant nie siedziała na łodzi z książką i kubkiem mrożonej kawy w ręku, to zwiedzała. Dorzuciła jeszcze coś o Okropnym upale, bo ponarzekać czasami nie zaszkodzi, po czym podała Sarze płytę. - Fatalne jędze. - Uśmiechnęła się pod nosem. - Nazwę mają beznadziejną, nie wiem, kto na to wpadł, ale grają świetnie. To prezent, mój tata ma niedługo urodziny, planuję mu ją wysłać. - Schowała płytę do torby i skierowała swoje spojrzenie na Sarę. Roześmiała się, słysząc serię jej pytań. Poczuła się, jak słynna gwiazda, która udziela wywiadu, naprawdę! Odpowiedziała na wszystkie pytania, a kiedy usłyszała, że można tu znaleźć koszulki z nadrukami kapel, otworzyła szerzej oczy. - Serio? - Pisnęła wręcz, po czym dorzuciła szybko. - Muszę sobie taką kupić, koniecznie! Z Leniwymi Gumochłonami, ostatnio oszalałam na ich punkcie! - Westchnęła na myśl o ich wokaliście, po czym uśmiechnęła się szeroko. - A jak Ci się Indie podobają? - Zapytała, odkręcając butelkę z wodą.
Słuchając jej z lekkim uśmiechem, skrzyżowała ramiona na piersiach i powstrzymywała się od cichego śmiechu. Jak widać nie tylko ona jedna jest tutaj gadułą. Z ledwością nadążała co Chant do niej mówi! Wyciągnęła także rękę gdy podała jej płytę i szerszy uśmiech, rozjaśnił jej twarz. Fatalne jędze - stary dobry zespół. Jeszcze jej rodzice byli ich największymi fanami! Może sama sobie zakupi ich płytę? Sara, podążając swym spojrzeniem na jeden z koszów, zamyśliła się na krótką chwilę. Chociaż nie. Pewnie gdzieś w domu walają się ich wszystkie płyty! Może w końcu będzie miała wymówkę by wejść na domowy strych? Pokręciła nieznacznie głową by odgonić swoje myśli i skupiła ciepłe spojrzenie swoich tęczówek na krukonce. - Ach, planowałaś spotkanie? - spytała z rozbawieniem gdy mimowolnie uniosła do góry brew i parsknęła cichym śmiechem. Znając życie a raczej Chant to, ta najpewniej się włóczyła po Indiach. I proszę! Chwilę później jej rozmówczyni dokładnie to powiedziała, tyle, że na głos! Czyżby telepatia? - Ja niby także się trochę kręcę po Indiach ale jest strasznie gorąco i czasami aż trudno jest wytrzymać. Byłam także na paru zorganizowanych spotkaniach przez tutejszych przewodników. Na przykład na słoniach! Genialna sprawa z tą przejażdżką tylko później chodziłam jak jakaś szkapa. - mruknęła z niezadowoleniem i wzniosła oczy w stronę nieba. Dwa dni później nie schodziła z łóżka! - Och twój tata ma urodziny? Jejku, poważna sprawa. - stwierdziła i pokiwała nawet szczerze głową. Jakoś sama nigdy nie umiała i nie lubiła wybierać prezentów. Dlatego co roku przezywała z tym koszmar! Parsknęła cichym śmiechem gdy Chant zrobiła wielkie oczy na wieść o koszulkach a sama zaciekawieniem na nią spojrzała. Leniwe Gumochłony? Sara uśmiechnęła się szeroko i poczęła poszukiwać gumki do włosów by związać swoje kudły w taki upał. - Oni są genialni! I mają naprawdę świetne kawałki! Za to dość kiepską nazwę, zresztą tak samo jak Fatalni. - skwitowała i uśmiechnęła się wesoło. No proszę i popołudnie od razu stało się lepsze! Gdyby tylko chłodniej było.
- Słoniach? - Uniosła wysoko brwi. Tak to jest, jak włóczysz się po mieście, zamiast ogarniać zorganizowane atrakcje, Chant. Westchnęła cicho, po czym posłała Sarze nieznaczny uśmiech. - Fajna sprawa, co? Szkoda, że mnie nie było. Może zorganizują coś takiego jeszcze raz. - Naprawdę żałowała, że przepuściła taką okazję. - Tak, niedługo ma urodziny i szukałam dla niego coś super. Myślę, że płyta to całkiem dobry pomysł. - Powiedziała, przyglądając się po raz kolejny okładce. Może przywiezie tacie jeszcze jakieś herbatki? Czy coś w tym rodzaju. On je uwielbia, na pewno byłby zadowolony, a gdzieś nieopodal była herbaciarnia... Zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć jej lokalizację, po czym machnęła ręką i spojrzała z uśmiechem na Sarę. - Ile ja bym dała, żeby pójść na ich koncert... - W jej głowie można było usłyszeć rozmarzenie, a oczy miała jakby zamglone. Naprawdę ich uwielbiała. Nawet czasami, kiedy nikogo nie było w domu i nie musiała wstydzić się swojego fałszowania, podśpiewywała cicho all you need is love, tum tum tum tum tum... Bo przy ludziach, to ona nie śpiewała, co to, to nie! Słoń jej nadepnął na ucho, niestety. To jeden z jej większych kompleksów. - Te nazwy w ogóle są beznadziejne. - Skrzywiła się na myśl o Roznegliżowanych Boginach chociażby. No to tak ich nazwał?! - Roznegliżowane Boginy. Weź, posłuchaj, jak to brzmi. - Zmarszczyła brwi i parsknęła śmiechem. - Ale nadrabiają dobrymi kawałkami. To się liczy. - Upiła łyk wody i skierowała swoje spojrzenie na Sarę.
Wszyscy kochają muzykę. Każdy, kto nie ma bladego pojęcia, co powiedzieć o sobie i swoich zainteresowaniach, wciska gdzieś sakramentalne zdanie: "lubię słuchać muzyki". Niezwykle odkrywcze, prawda? Tak czy inaczej, oto miejsce, w którym każdy znajdzie coś dla siebie - kosze pełne płyt po śmiesznych cenach przyciągają z siłą magnesu. Z pewnością to niezwykle kuszące miejsce dla kogoś takiego jak Voice Lloyd, która przecież sama gra! Dziewczyna najspokojniej w świecie grzebała w płytach, starając się ignorować niezrozumiałe trajkotanie sprzedawców, gdy nagle coś małego i kosmatego wskoczyło jej na plecy i zaczęło biegać po ramionach. Nie trudno się domyślić, że biedaczka prawie dostała zawału, zaczęła krzyczeć i walczyć z intruzem, który okazał się być szczurem. W dodatku nie byle jakim szczurem, ale pupilem Dominicka, który z nieznanych przyczyn zapałał wielką sympatią do dziewczyny (szczur, nie Dominick, a w każdym razie nic o tym nie wiem) i postanowił zadzierzgnąć bliższą znajomość, więc zeskoczył z ramienia swojego pana i radośnie wdrapał się na plecy niczego się nie spodziewającej Voice. I co teraz będzie? Zaczyna którekolwiek z Was, miłej gry!