Świątynie znajdujące się w ogrodach lotosu posiadają charakterystyczną dla tego rejonu architekturę. Dzięki tym balkonom, które umieszczone są na jednym z wyższych pięter sakralnej budowli, można spojrzeć na całe otaczające to miejsce, rejony.
Niesamowite jest to, jak bardzo gorąco potrafi być w Indiach. Victor Blaise nie wiedział nawet jak bardzo taki gorąc potrafi zmęczyć, a jeśli wiedział to… no cóż, najwyraźniej upał wspiął się na jeszcze wyższy stopień zaawansowania, bo zmordował go niesamowicie, zmuszając do odpoczynku na balkonach świątyni. Ślizgon przykucnął sobie przy balustradzie, spoglądając w dół z umiarkowanym zaciekawieniem, kiedy to coś mokrego spłynęło mu po włosach. W pierwszej chwili nie zrozumiał o co chodzi, ale zaraz dostrzegł ją. Oto Julia Heikkonen stała niedaleko, właśnie popijając wodę z butelki. Czy Blaise posunie się do oskarżenia starszej koleżanki o chęć zrobienia z niego miss(a?) mokrego podkoszulka, czy zrezygnuje, uznając, że to wina jakichś wrednych, małych gryfoniątek? Sprawdźmy! Zaczyna Victor.
Indie. No pomysł genialny, tylko czemu do cholery jasnej musi być tu tak gorąco, w takiej temperaturze nie da się przecież w jakikolwiek sposób funkcjonować. Nosz idzie się ugotować. Jest dla mnie zagadką jak tutejsi mieszkańcy wytrzymują takie upały. Można normalnie smażyć jajka na chodniku, nie żeby miał próbować, ale świadomość tego jest trochę przerażająca. Niech ktoś coś zrobi z tym słońcem. Gorąco. Mówiłem już, że jest gorąco? Nie? To jest gorąco, normalnie żar się leje z nieba. Sił już nawet nie mam żeby gdziekolwiek chodzić. Trzeba było jednak ulokować się na łódce i nie ruszać z niej nawet na krok, tam na pewno znalazłby się jakiś sposób na ten ukrop. A tu nie ma zbyt dużych szans na znalezienie jakiejś ochłody. Co go pokusiło żeby sobie pochodzić i trochę pozwiedzać o tej godzinie, chociaż nie, nie ważne o której by się wybrał temperatura zapewne byłaby bardzo podobna. Hmm, spróbujmy ulokować się przy barierce, tam może będzie jakaś szansa na niewielki wiaterek. I Victor stanął, a wręcz prawie położył na balustradzie szukając ochłody. W dole co prawda nie działo się nic ciekawego, ale ze zmęczenia nawet nie chciało mu się zbytnio rozglądać. Z przymkniętymi oczami, wyłapując najmniejsze podmuchy wiatru, chłopak przysypiał, gdy tu nagle, ni z tego ni z owego, coś mokrego spłynęło mu po włosach mocząc koszulę. - Co do cholery? Prawie że krzyknął z oburzenia. Rozbudzony odruchowo spojrzał do góry. Nie, to nie jest deszcz. Słońce jak świeciło tak nadal świeci. To kto? Luk w prawo, luk w lewo. Zbyt dużo osób to tu się nie kręci i jedyną jaką zauważył i która mogła sprawić mu niespodziewany prysznic, stała całkiem niedaleko. Ślizgonka, Julia, z tego co pamiętał. I oczywiście w ręku trzymała butelkę z wodą. Więc mamy główną podejrzaną. Chłopak rozejrzał się jeszcze raz uważnie po okolicy w poszukiwaniu innych sprawców, ale nie zauważył nikogo kto mógłby posunąć się do takiej rzeczy. Jak tak stawia sprawę. Wyjął różdżkę z kieszeni i wyszeptał celując w stronę dziewczyny. - Aquamenti.
Nie znosiła upałów, sama nie wiedziała dlaczego postanowiła wybrać się na przechadzkę narażając się na co najmniej rozpłynięcie czy zmuszenie do rozpłaszczenia się gdziekolwiek licząc na ochłodzenie, które podczas dnia nie przychodziło tu zbyt często, jeśli nie w ogóle. Jasne, miała zaklęcia, ale nie nie wszędzie można było ich użyć. Dlatego też maszerowała 'radośnie' z butelką wody, zastanawiając się czemu do cholery nie została na plaży. Zawsze gdy to już przyszło jej wybrać się w tak ciepłe miejsce wybierała te w którym jest dostęp do wody, inaczej po prostu nie dałaby sobie rady. Prawdę mówiąc tęskniła za Finlandią i jej klimatem, w końcu do tego była przyzwyczajona. Prawie pewne było to, że pod koniec wakacji wybierze się właśnie tam, aby odpocząć po tej nieznośnej indyjskiej pogodzie. W każdym bądź razie derpiła sobie po balkonach, kiedy to uznała że musi sobie po prostu przycupnąć i odpocząć. Nie zwracała uwagi na to czy jest tu ktoś jeszcze, z resztą po drodze nikogo nie spotkała, w sumie i dobrze. Rozmowy w takim stanie w jakim była nie przyniosłyby by raczej niczego dobrego, po prostu zmęczenie i upał dawały się we znaki. Zachciało jej się zwiedzania, można tu było chodzić bez końca a i tak pewnie nie zobaczyłoby się wszystkiego, cały dzień łażenia po świątyniach, kto by posądził Julie o takie zainteresowania? Nikt, w końcu interesował ją praktycznie tylko i wyłącznie sport. To było jej życie. Popijając wodę zupełnie nie była świadoma tego, że komuś tym przeszkodzi. Po prostu była zapatrzona w otaczający ją krajobraz i zajęta własnymi przemyśleniami. Nagle znikąd w jej stronę zaczął lecieć strumień wody, że wut? Ja rozumiem że świątynia, cuda i tak dalej, ale bez przesady. W każdym razie nawet podobała jej się ta niespodzianka, w końcu się ochłodziła, a i przy okazji zauważyła że jednak nie jest tutaj sama. Wow, skapa wczas, ale któż to był? Nie znała tego chłopaka jednak widziała go już wcześniej w Hogwarcie, jakże miłe rozpoczęcie znajomości. - Ymm, cześć, dzięki za pomóc w ochłodzeniu się. Swoją drogą wyglądasz na takiego który też tego potrzebuje więc - nie kończąc wypowiedzi także rzuciła w niego to samo zaklęcie, dopiero po zatrzymaniu strumienia wody dokończyła - Proszę bardzo. Julia, polecam się na przyszłość - uśmiechnęła się do niego podając mu rękę na przywitanie - Co cię tu sprowadza? Co było powodem takiego pozytywnego nastawienia do niespodzianki ze strony nieznajomego? A kto ją tam wie.
Dziewczyna zbiła go z tropu dziękując za rzucenie na nią zaklęcia. Nim wyszedł z szoku był równie mokry co ona, ale było mu przynajmniej chłodniej niż wcześniej. - Nie ma za co.- Odparł na jej podziękowanie. Czyli dobrze zapamiętał imię nowej znajomej. - Victor. - Przedstawił się podając jej rękę - Nie musiałaś rzucać tego zaklęcia, byłem już trochę mokry przed nim, bo komuś się nudziło i wyrwał mnie nagłym prysznicem z drzemki. Byłaś jedyną osobą którą tutaj zauważyłem więc stałaś się jedyną podejrzaną. Ale cieszę się, że nie jesteś zła za tą pomyłkę. - Podczas rozmowy z Julią kontynuował rozglądanie się po okolicy w poszukiwaniu sprawcy, ale dalej nikogo poza nimi nie widział. - Co tu robię? Hmm, chyba od tego słońca mi odbiło i uznałem, że dobrym pomysłem będzie trochę pozwiedzać przed udaniem się na łódkę na której przyjdzie mi mieszkać. - Nagle go olśniło. Przeciwko dwóm ślizgonom ten przeklęty człowiek nie ma szans - To może jak tu jesteś to pomożesz mi znaleźć tego człowieka, który przerwał mi chwilę spokoju? Co ty na to? W miedzy czasie opowiesz mi co ciebie skłoniło do przyjścia tutaj. - Zaproponował odwzajemniając uśmiech, a w myślach planując co zrobi jak dorwie tą osobę odpowiedzialną za to nieporozumienie. Chociaż dobrze się stało, dziewczyna wyglądała na taką przy której nie idzie się nudzić, więc pewno i on nie będzie. Te wakacje zapowiadały się coraz ciekawiej.
Patrząc na to jaki nastrój miała od samego początku przyjazdu tutaj każdy mógłby być zaskoczony jej reakcją. Na dodatek jeśli przez ostatni czas przebywała raczej na odludziu w towarzystwie tylko i wyłącznie zwierząt, co nie skończyło się dla niej zbyt dobrze, ale to już była dłuższa historia. Nie była samotniczką, po prostu czasem potrzebowała odciąć się od świata i coraz bardziej irytujących ją ludzi. Zazwyczaj po powrocie była już zupełnie zresetowana i pozytywnie nastawiona do świata, jednak teraz przez pewne wydarzenie pod koniec wypadu nie do końca jej się to udało. Widziała zaskoczenie chłopaka, w końcu na nagłe oblanie wodą powinna zareagować inaczej, zrobić awanturę czy chociażby od tak zacząć go okładać pięściami, jednak na jego szczęście aktualnie zupełnie nie miała na to ochoty. Chociaż bardziej w stylu Julii byłoby rzucenie paru niezbyt miłych tekstów, pięści używała w ostateczności. A więc Victor, to zdecydowanie pomoże w dalszych kontaktach o ile będą mieli zamiar go utrzymać, a póki co przyda się aby to zemścić się na nieznajomym. W końcu nie miała zamiaru mówić do niego 'ej ty'. - Cóż ochłody nigdy dość, to tak jeśli chodzi o mnie. Właściwie zrobiłam to w ramach takiej małej zemsty, w końcu nie codzień ktoś oblewa cie wodą - także się rozejrzała po chwili jednak wzruszając ramionami - W sumie to też nie widziałam tu nikogo poza nami. Machnęła ręką na to co powiedział, w końcu nic takiego się nie stało. Zawsze mogła wysuszyć się zaklęciem, jednak teraz aktualny stan ogólnego przemoczenia jej odpowiadał. - Widzę, że nie tylko mi odbija od tego upału, właściwie to nie wiem co robię tak daleko od wody. Też jeszcze nie byłam na swojej łódce i jakoś mi się tam nie śpieszy, uznałam że przechadzka wyjdzie mi na dobre, ale przez tą temperaturę chyba dam sobie spokój z dalszym zwiedzaniem, no przynajmniej podczas dnia. W zasadzie od zawsze wolała podróżowanie nocą, wtedy na dworze panował całkiem inny klimat, cisza no i nie musiała się przepychać ze zgrają turystów. - Jasne, mogę pomóc, tyle że nie sądzę żebyśmy go znaleźli, pewnie już dawno się stąd zmył o ile w ogóle ktoś tutaj był. W zasadzie to nawet ja przypadkowo mogłam to zrobić. Co nie zmienia faktu, że skoro już się ochłodziliśmy to możemy się przejść. Jul miła dla nieznajomych, nowość, a może chodziło o to że też miała nadzieję, że okaże się iż zrobił to ktoś inny i będzie miała okazję do zemsty? W końcu tak je lubiła, a już od dawna nie miała okazji aby to zrobić. Z drugiej strony chłopak wydawał się być w porządku więc dlaczego miałaby sobie odmówić poznania kogoś nowego?
Indyjski klimat był męczący dla chłopaka, który nie był przyzwyczajony do takich wysokich temperatur. Wszędzie było parno, a on, po raz kolejny zapominając wziąć ze sobą jakiejś czapki, nie chciała dłużej narażać swojej głowy na jakiś udar. Krążył więc po okolicy, starając się gdzieś podziać i może trochę ochłodzić i odpocząć, bo nogi też już protestowały przeciwko spacerom. Było już późne popołudnie, a on chciał się gdzieś skryć przed tym palącym słońcem, dlatego w poszukiwaniu cienia udał się do świątyni. Był to chyba najlepszy pomysł jaki ostatnio wpadł mu go głowy. W budynku było chłodno, bo dzięki grubym ścianom gorąc nie był tak bardzo odczuwalny. Mogąc wreszcie normalnie myśleć, bo atmosfera była wspaniała, postanowił przejść się trochę po świątyni. Gdy dotarł na balkony, zatrzymał się na chwilę. Całe Indie wyglądały cudnie z tej wysokości, zwłaszcza o tej porze dnia. Poza tym - tutaj nie było hałasu i takiego gwaru jak w każdym innym miejscu w tym kraju, toteż oparł się o kamienną balustradę i napawał się pięknem krajobrazu. Gdyby nie to słońce to nawet mógłby tutaj zostać, bo te wszystkie barwy Indii całkiem mu się podobały. Musiał przyznać, że było w tym trochę "naturalnej magii".
Voice nie mogła powiedzieć, że było jej gorąco, bo w życiu jej się to nie zdarzyło. Chodziła po Indiach w długich, ciemnych spodniach, trampkach i kurtce, w dodatku z rękawiczkami, które odsłaniały jej palce zakończone pomalowanymi na czarno paznokciami. Hindusi patrzyli na nią jak na wariatkę - w końcu panował tutaj niemalże czterdziestostopniowy upał... No, nie tylko hindusi. Gdzie się nie ruszyła ludzie obdarzali ją zdziwionymi spojrzeniami. Znajomi z Hogwartu robili to samo, a ona zaczynała się z nimi kłócić, nie kończąc oczywiście na kwestii swojego stroju. Wyjątkowo nie trzymała dłoni w kieszeniach ani rękawach. Pozwoliła im lekko drżeć z dala od tej ochrony. Nie wiedziała, po co właściwie weszła do świątyni - chyba po prostu chciała odpocząć od tych wszystkich tłumów. Tym bardziej nie wiedziała, po co zawędrowała aż na balkony. Oparła się o balustradę około dwa metry od jakiegoś chłopaka. Miała nadzieję, że nie zacznie jako kolejny wypytywać się jej o powód, dla którego się tak ubiera albo nosi rękawiczki. Miała też nadzieję, że nie kojarzy jej przypadkiem ze szkolnych korytarzy, o ile chodzi do Hogwartu, bo często już z nich ludzie wynosili uprzedzenie do niej. Chociaż nie... Niech powie coś na ten temat. Chce się z kimś pokłócić. Dlaczego by nie?
Prawda, zapatrzył się w widok Indii z balkonu, ale wejście jakiejś dziewczyny nie umknęło jego uwadze. Nie obejrzał się jednak od razu, ale gdy tylko tak oparła się o balustradę, kątem oka spojrzał na nią. Nie mógł się nie uśmiechnąć - znał tę dziewczynę. Może nie za dobrze, ale wiedział kim była. Voice Lloyd z pewnością nie należała do dziewcząt, które tylko czekają na słońce by przywdziać lekkie, pastelowe sukienki, jak zdążył zauważyć. Nie, tej panny nigdy nie widział w takim stroju i pewnie nigdy nie będzie mu dane zobaczyć. Odwrócił wzrok z powrotem na panoramę miasta i wychylił się trochę bardziej za balustradę, by dziewczyna mogła zobaczyć jego twarz - i wzajemnie. Nie skierował już wzroku w jej stronę, zachowywał się tak, jakby jej tu nie było. Albo jakby zwracał się do pustej przestrzeni czy całkiem obcej osoby, starając się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego nawet przez pół sekundy. - Chłodno dziś, szkoda, że zapomniałem zabrać ze sobą kurtki - rzucił, jakby od niechcenia. Zdawał sobie sprawę, że pewnie nie on jeden wypowiada się na temat jej ubioru, ale co tam.
Gdy tylko chłopak ukradkiem na nią spojrzał poczuła narastającą w niej złość. No tak. Jak zwykle. Sama zerknęła na jego twarz przez ułamek sekundy, ale za to niesamowicie bezczelnie. Tak, Gryfiak, chyba starszy. Chance? Coś takiego. Pamiętała tylko, że kiedyś chwyciło ją jego imię, gdy usłyszała je na korytarzu. Nie zainteresowała się jednak nim za bardzo, bo bardziej zwracała uwagę na osoby pokroju jej brata - żałośnie irytujące, a mimo to ciekawe. Sukienkę miała kiedyś na sobie, nawet kilka razy! Gdy miała cztery czy pięć lat, oczywiście. Matka wciskała ją w nie i kłamliwie powtarzała, że jest śliczną dziewczynką, ma piękne włoski i cudne, hipnotyzujące oczęta. Zdarzało się to oczywiście tylko wtedy, gdy Voice siedziała cicho przynajmniej dwa tygodnie - uspokajało to starszą Lloyd i chociaż trochę przekonywało do córki. W sumie nie skupiała się na pięknie Indii. Dużo słońca, dużo ludzi, dużo złodziei, gwałcicieli, wyłudzaczy pieniędzy i bezużytecznych bibelotów na setkach straganów. To nie było miejsce dla niej i cieszyła się, że już niedługo wracają do Anglii. - Szkoda, że zapomniałeś zabrać ze sobą jakiejś zimowej czapki, bo chyba chwycił cię jakiś udar, skoro gadasz do siebie? - rzuciła w przestrzeń, poprawiając lekko włosy i odwracając w jego stronę głowę, by przeszyć go spojrzeniem stalowoszarych oczu.
Wiele ludzi spotkał już na swojej drodze, w tym wiele dziewcząt, które charakterkiem i zadziornością podobne były do Ślizgonki stojącej na balkonie obok niego. Jednak musiał przyznać, że dziewczyna wyróżniała się z tej grupy, nie dając się mu zaszufladkować pod kategorią "niezrozumiałe przez świat buntowniczki". Ponieważ, choć buntowniczką mogła być, to wydawała się kompletnie nie przejmować tym, co sobie właśnie ten cały świat o niej myśli. Takie przynajmniej sprawiała wrażenie - zwłaszcza swoim szczelnym strojem, gdy na zewnątrz panował straszny upał, tak rzadko spotykany w Wielkiej Brytanii. Domyślił się, że dziewczyna nie da za wygraną i pewnie będzie chciała się o to pokłócić. W końcu była to jego wina, to on zaczął ze swoją głupią i szablonową uwagą. - Dobrze, że w moim otoczeniu jest przynajmniej jedna osoba, która ubiera się odpowiednio do pogody - uśmiechnął się pod nosem i zaraz dodał spokojnym tonem: - Hm, czy mi się wydaje, czy jakaś dziewczyna coś powiedziała? Nie ładnie jest się tak bez zapowiedzi wtrącać w cudzą konwersację. Tym razem odwrócił głowę tak, że teraz spoglądali sobie z pogardą prosto w oczy. Z innej perspektywy pewnie wyglądało to dosyć komicznie, ale Chance nie zamierzał się śmiać. Uniósł tylko lewą brew i uśmiechał się łobuzersko.
Cała masa dziewczyn (i nie tylko dziewczyn) zbiegała się osobowością z charakterem Voice. Powierzchownym charakterem, bo w rzeczywistości Cataclysm przeszła swój własny kataklizm już dawno i została po nim tylko połamaną na kawałki dziewczynką na gruzowisku. Zdecydowanie nie była buntowniczką, a przynajmniej nie w ten sposób, w jaki wszyscy to widzieli. Nie było też tak, że nie przejmowała się zdaniem innych ludzi - nie przejmowała się nim tylko wtedy, gdy jej rany i tatuaże były zasłonięte. Wszystkie w końcu coś znaczyły i wystawienie ich na światło dzienne było jakby opowiedzeniem jej historii. Nienawidziła tego, co się z nią działo przez wszystkie lata jej życia. Nie było w tym nic godnego pochwały. - Lubisz rozmawiać z powietrzem? To jakieś twoje hobby, czy po prostu zwykłe uprzyjemnienie czasu? Masz problemy z nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich, czy to już problemy z psychiką? - uśmiechnęła się tylko lewym kącikiem ust, patrząc na niego wyczekująco. - Lubię robić różne rzeczy bez zapowiedzi, a zwłaszcza wtrącać się w cudze życie, nie tylko rozmowy - dodała, unosząc delikatnie podbródek i lekko przekrzywiając głowę. Dawno z nikim się nie sprzeczała i dawno nie zadawała komuś setki pytań na minutę... A już na pewno nie złośliwemu Gryfonowi, który w gruncie rzeczy nie przypominał nikogo z jego Domu. Na dobrą sprawę chyba mógłby być Ślizgonem, ale za mało go znała, by stwierdzać takie rzeczy. Na razie doszła tylko do tego, że chyba ma całkiem niezłe poczucie humoru i uważa, że może ją rozbroić. Ciekawe, jak to jest rozbroić Voice Lloyd? Jak to jest odkryć wszystko to, co sprawiło, że jest taką, a nie inną osobą?
Chance nie miał pojęcia jaka dziewczyna była naprawdę - czy ukrywa jakieś sekrety. Wszystko co o niej wiedział pochodziła głównie z różnych, mniej lub bardziej wiarygodnych, plotek, jakie przypadkiem zdarzało mu się usłyszeć. W taki też sposób "poznał" wiele innych osób. Jednak, jak to z plotkami bywa, nie koniecznie muszą one być prawdziwe. I zwykle nie były, więc nie zamierzał osądzać Lloyd po ty co słyszał. Poza tym - nawet gdyby chciał - to dziewczyna przy samym tylko spotkaniu wydawała się odbiegać od tych wszystkich opisów. Dziewczyna zadawała wiele pytań co go trochę zdziwiło. Ale w sumie dlaczego? Mógł na nie odpowiedzieć. - Nie wiedziałem, że załapię się na darmową sesję u psychologa - odpowiedział. - A więc tak, pani psycholog, odpowiadając na te wszystkie pytania; tak, tak, nie i tak. Oparł się łokciami o balustradę i przekrzywił głowę w lewo, spoglądając z ukosa na dziewczynę. - Jestem psychiczny jak cholera i mam zerowy kontakt z rzeczywistością, bo nawet ubrałem tylko podkoszulek i szorty na taki mróz - zakończył z uśmiechem. Czy stąpał teraz po cienkim lodzie? Może, może był bliski wkurzenia dziewczyny, ale to mu nie przeszkadza w rzucaniu głupich i kąśliwych uwag. I znowu zaczepiając kwestię jej ubioru. Jednak jak to się zwykło mówić - bez ryzyka nie ma zabawy. - To musisz sama mieć naprawdę nudne życie - zaważył. - Skoro się wtrącasz w cudze.
Voice nie miała za bardzo pojęcia, kim on jest. Nie słuchała plotek o nim, nie zwracała na niego uwagi, patrzyła na niego tylko wtedy, gdy akurat był gdzieś niedaleko i mówił odrobinę za głośno. Nie zawadzał jej, nie kręcił się dookoła, mógł sobie istnieć. Dopiero w tej chwili wpadł w łaskę lub niełaskę... Raczej to pierwsze. Szczekał, chociaż pozornie tego nie robił. Irytował, chociaż tylko pod warstwą udawanej grzeczności. Grał na uczuciach, był dwuznaczny. Niesamowity, na jakiś swój dziwny sposób. Rozbrajał ją, sprawiał, że chciała się zaśmiać. Ludzie często poznają innych przez plotki. Wyrabiają sobie zdanie zbudowane na słowach dziesiątek innych osób. Setek. Milionów. Nieważne, jakiej ilości ludzi - ważne, w jaki sposób. Cholernie niepoprawny i krzywdzący, ale mało kto zwraca na to uwagę. Voice nabiera niechęci do innych przez jedno słowo, skazuje ich na dręczenie przez to, że podobno coś zrobili. Źle. Niedobrze. - Jesteś moim setnym klientem - posłała mu najsłodszy uśmiech, na jaki była w stanie się zdobyć. - Widzę, że jesteś też niesamowicie elokwentny, panie... Jak się do pana zwracać, panie elokwentny? - spytała, unosząc lekko lewą brew. - Zamarzniesz! Cholera, biegnij szybko kupić sobie coś ciepłego, bo jeszcze stracimy kolejnego obywatela na tym śniegu! - zakpiła. Nie znał jej historii. Nikt nie znał. Ludzie drwili z czegoś, co rozwaliło ją na kawałki i nie pozwoliło na pozbieranie się. Mógł się sparzyć. Bardzo boleśnie się sparzyć, ale faktycznie bez ryzyka nie ma zabawy. Niech sprawdzi, jak blisko można podejść z nadzieją, że kataklizm nie nadejdzie. - Jestem w swoim życiu sama, więc wtrącam się w cudze, żeby mieć towarzystwo - zauważyła, patrząc na niego rozbawiona.
Głupie plotki są wszędzie, na każdym kroku, i nie da się od nich uciec i chłopak dobrze o tym wiedział. Jednak to od każdego zależało, czy słuchał i brał sobie do serca te opowieści zasłyszane na szkolnym korytarzu czy ulicy, czy puszczał je mimo uszu. Chłopak nie był nabuzowaną hormonami nastolatką, by biegać po szkole czy innej okolicy i rozpowiadać niestworzone historie o ludziach znanych mu mniej lub bardziej. Czasem coś się dosłyszało, to się może i zapamiętało - zawsze to jakaś informacja na czyjś temat. Czy to prawdziwa, czy też nie, jednak tego trzeba było się dowiedzieć rozmawiając z obgadywaną osobą twarzą w twarz, bo poczta pantoflowa nigdy nie była stuprocentowo rzetelna. - Co za szczęściarz ze mnie! - uśmiechnął się i dodał po chwili: - Chance. Tak mam na imię. Pomyślał, że to w sumie jest dobry moment by się przedstawić, bo przy tak oczywistej sugestii nie było co dalej grać i z tym zwlekać. Dla każdego to w końcu mogło stać się nudne. Nic nie odpowiedział na tę uwagę, tylko prychnął cicho. Ciągnięcie tego nie miało już najmniejszego sensu, jakkolwiek chciałby się jeszcze trochę z dziewczyną na ten temat posprzeczać. Nie znał jej historii, ale czuł, że ubiera się tak z jakiegoś większego powodu niż zwykły młodzieńczy bunt. Lecz, w przeciwieństwie do niej, nie zamierzał wściubiać nosa w jej prywatność, bo pocieszacz z niego najgorszy na świecie, a dziewczyna nie wyglądała, jakby potrzebowała wsparcia. Ani, tym bardziej, jakby potrzebowała swego rodzaju powiernika sekretów. - Zawsze można sobie załatwić pieska - odpowiedział. - Albo jakieś inne zwierzątko. No, chyba że masz uczulenie, to wtedy jednak jest problem.
Rozmawianie z kimś twarzą w twarz też nie zawsze jest stuprocentowo wiarygodnym źródłem informacji. Maski, kłamstwa, zmienianie tematów, tajemnice,... - to wszystko jest dla wielu ludzi codziennością i niektórzy często o tym zapominają. Nie szukają ukrytego sensu i nie patrzą innym w oczy, unikają tego specyficznego, nie do końca zrozumiałego rodzaju prawdy, tak mocno zakorzenionego w naturze tylko niektórych jednostek. Co tu dużo mówić - nie wszyscy są przyzwyczajeni do bezpośredniości. Czasami trzeba nieźle się nagimnastykować, żeby poznać kogoś od tej prawdziwej strony i jeszcze mocniej natrudzić, by ten ktoś był przy nas prawdziwym sobą. Nabuzowane hormonami nastolatki, och. I te ich wydęte usta, wypięte tyłki i wymalowane buźki. W-W-W - wydęte, wypięte, wymalowane. Słodkie dziewczynki gotowe to rozpowiadania cudzych sekretów na prawo i lewo, wskoczenia ci do łóżka lub trzymania cię za nogi, bylebyś ich tylko nie zostawił, w końcu są takie samotne. Voice z nikogo nie kpiła w ten sposób, co z nich. Mocne słowa, dobitny ton, słowo pieprzenie upchnięte wszędzie, gdzie się da - to wszystko zarezerwowane było właśnie dla nastolatek i ich W-W-W. - Voice - uśmiechnęła się lekko, ale szczerze. - Ale pewnie o tym wiesz. - Ludzie szybko ją zapamiętywali... Poza jej bratem, ale Toinen nigdy nie grzeszył szacunkiem do innych. Faktycznie nie potrzebowała nikogo, kto wysłuchałby wszystkich jej sekretów i zachował je dla siebie. Potrzebowała tylko ludzi, którzy odciągną jej myśli od tych tajemnic, pozwolą jej o nich na chwilę zapomnieć, a to takiej gry dobry jest każdy przeciętnie inteligentny człowiek, więc wcale nie było jej tak źle na tym świecie. - Wyobrażasz sobie mnie z pieskiem? Albo kotkiem? Albo szczurem? Jakimkolwiek zwierzątkiem, nieważne czy słoniem, czy biedronką? - uniosła rozbawiona brwi. Kiedyś chciała mieć królika. Albo kota. Albo psa. Ale rozmowa z matką nie wchodziła w grę, więc nawet nie próbowała znowu się jej narażać.
Chance nie miał niczego do wymalowanych i wypiętych panieniek - może dlatego, że jakoś go nie interesowały. Nie biegał za nimi ani nie wcinał w ich rozmowy, by tylko te go zauważyły. Nic z tych rzeczy. Zainteresowany tymi sztucznymi dziewczynami? A skąd. One właśnie pragnęły być w centrum uwagi wszystkich, więc nawet spojrzenie na nie w pewnym stopniu łechtało ich wielkie ego. Kiwnął głową, gdy dziewczyna powiedziała swoje imię. Owszem, znał je, dużo osób znało. Tyle czy znali dziewczynę, która się pod tym imieniem kryła - tego nie można powiedzieć. Przynajmniej nie w stu procentach. Dziewczyna jawiła mu się jako tajemnicza, ale w pewnym sensie intrygująca. Ponieważ tajemnice zawsze pociągają za sobą ciekawskich i choć jest to pierwszy stopień do piekła, to Chance i tak zamierza zaryzykować. - Wiem - przytaknął. - Dużo osób zna się z imienia. Choćby tylko przypadkiem. Znowu się uśmiechnął. Coś ma dzisiaj dobry humor przez tą dziewczynę. - Czemu nie? - odpowiedział zaraz. - Taki kotek zawsze wydobywa urok każdej osoby. I w dodatku jest puszysty - i dodał zaraz: - Myślałem, że dziewczyny na ogół lubią zwierzęta.
Dla Voice takie dziewczynki pewnie też by nie przeszkadzały, gdyby nie ich wstrętne zaczepki na temat ubioru i nie tylko jego. Do tego pierwszego już dawno się przyzwyczaiła, a drugiego nie byłoby, gdyby nie pewien wstrętny zbieg okoliczności. Skąd biedna Lloyd miała wiedzieć, że tamta idiotka bujała się w tamtym facecie? To był buziak, może dwa. Później coś więcej. Później jeszcze jeden buziak i to przypadkiem na jej oczach. W ten sposób biedna Voi stała się dla nich wstrętną seksoholiczką, złodziejką chłopaków i cholera wie, kim jeszcze. Całe szczęście, że nie puściły tej plotki dalej w szkołę, bo pewnie finał nie byłby najciekawszy. - W mojej kwestii to raczej nie jest przypadek. Tak mi się przynajmniej wydaje - uśmiechnęła się lekko. Ciekawiła innych, była zagadką, jeszcze nierozszyfrowanym kodem, ale nikt nie fatygował się, żeby sprawdzić jego znaczenie. Trzeba w to włożyć zbyt dużo czasu, pracy, wysiłku, by ktokolwiek miał ochotę na takie głupoty. - Lubię zwierzęta. Są fajne, nie plotkują i w większości nie mają nic przeciwko przytulaniu, ale matka zamordowałaby mnie, gdybym sprawiła sobie kota. Nie wspominając o wszystkich innych ludziach, dla których tego kota byłoby żal, bo ma taką wyrodną właścicielkę - skrzywiła się lekko, wymawiając ostatnie zdanie. - Ale kiedy już się wyprowadzę zamierzam załatwić sobie coś puchatego - dodała, rozchmurzając się lekko. Rozmowa o zwierzakach jakoś ją relaksowała, bo nie była zobowiązująca.
Szczerze powiedziawszy to Chance był zdania, że najlepsze rozmowy toczyły się wokół całkowicie błahych tematów. Choć z jednej strony mogą się one wydawać trudne i trzeba tu przyznać rację, ponieważ utrzymywanie długiej i głębokiej konwersacji na temat pogody wcale do łatwych zadań nie należy. Jednak takie tematy pozwalały się człowiekowi oderwać od swoich codziennych problemów. Nie musiał się zwierzać ze swoich wzlotów i upadków a tylko pomyśleć o tym, by po powrocie do domu sprawdzić prognozę na jutrzejszy dzień. To było relaksujące, a w pewnym stopniu pocieszające. Bo po co przelewać wszystkie swoje troski na całkowicie neutralnego rozmówcę? Takim sposobem tylko pogarsza się swoją własną sytuację i jeszcze staje się strasznym gderą w oczach tej drugiej osoby. Może to nie jest takie ważne, ale warto się czasem powstrzymywać od namiętnego narzekania na swój los. - Tak? Skoro nie przypadek to w takim razie przeznaczenie? - zaśmiał się, bo na to wychodziło. To jakoś działa na człowieka, że jak widzi zagadkową osobę to zaraz świta mu w głowie pomysł, by tę zagadkę rozszyfrować. Najlepiej od razu znać odpowiedź na wszystkie nurtujące pytania. Ale poznać czyjąś tajemnicę to nie powinno być wszystko, czego większość ludzi pragnie. Mimo to większość zapomina - a może po prostu nie chce? - o najważniejszej rzeczy - zrozumieniu tamtej osoby. Chance nie był pewien, czy kiedykolwiek uda mu się tę dziewczynę rozszyfrować. Domyślał się, że pewnie mnóstwo przed nim próbowało i nie wiedział, czy komuś się już to udało. To zapewne byłoby długie i kłopotliwe, i naprawdę nie chciał się mieszać w sprawy dziewczyny, ale ciekawość zawsze ciągnie człowieka w nieodpowiednie miejsca by pozostawić go potem na środku pola minowego bez możliwości powrotu. A już sama Voice jawiła się jako takie pole minowe. - Tak myślałem. W sumie to wyglądasz jakbyś miała rękę do zwierząt - uśmiechnął się i zaraz dodał: - Plus - miałem rację z tym stwierdzeniem, że dziewczyny uwielbiają zwierzątka.
Niezobowiązujące rozmowy są fajne właśnie dlatego, że są odskocznią od codzienności. Może pytania o pogodę, rodzeństwo czy ulubioną muzykę większości ludzi wydają się okropnie proste i bezsensowne, ale z reguły to od nich zaczyna się rozmowę z osobą, której jeszcze się nie zna. Są jakby rytuałem, mantrą, może nawet tradycją. W końcu padają jako jedne z pierwszych, zaraz po utartym już schemacie Jak masz na imię? i Ile masz lat? W Hogwarcie co prawda często zaczyna się od pytań o Dom i czystość krwi, co jako-tako zapoczątkowali Ślizgoni. Mch, wstrętni z nich dyktatorzy, co? - Taki mój urok osobisty - zakpiła, uśmiechając się lekko. Przypadki, przeznaczenie i inne takie bzdety niekoniecznie były tym, w co Voice wierzyła najmocniej na świecie, ale od czasu do czasu lubiła nimi tłumaczyć różne rzeczy, które przytrafiały jej się bez żadnego sensu i bez celu chyba z resztą też. - Nie tylko dziewczyny, bo mam wrażenie, że ty też zwierzątka lubisz, co? - spytała, opierając się o balustradę. Cieszyła się, że niedługo wracają do Anglii, bo tęskniła za Londynem, Hogsmeade i Hogwartem... Z resztą za Windsor chyba też, bez względu na to, z jakimi wspomnieniami się wiązał. Na pewno od razu po powrocie nie pójdzie grzecznie na Pokątną po książki - bardziej interesująca jest w końcu apteka na Nokturnie, a jeszcze bardziej oferowane przez nią rzeczy. Bynajmniej pora pakować walizki, już niedługo koniec upałów!
I kolejna odpowiedź, na którą Chance zareagował tylko uśmiechem i wzruszeniem ramion. Przeznaczenie czy los miały chyba najmniejsze dla niego znaczenie - jeśli w ogóle jakieś. Nie wnikał czy niektórzy uznają te rzeczy za jakieś wymówki czy sposób na wyjaśnienie czegoś, ponieważ Chance nie potrafił uwierzyć w takie bzdury, po prostu. Gdyby zaczął w niej wierzyć to w końcu popadłby w jakiś dziwny stan psychiczny, doszukując się wszędzie wyjaśnień zaistniałych sytuacji. Wszystko miałoby znaczenie, nawet największe drobiazgi jak chociażby zrobienie kanapki bez czy z pomidorem, czy czymkolwiek innym. To była istna głupota - tak właśnie uważał. Ale w gruncie rzeczy nie chodziłoby tylko o takie sprawy - całe jego życie byłoby jednym wielkim omenem, począwszy już od jego narodzin. Może czasem żałował swojego życia, ale nigdy nie próbował się obwiniać o to jak ono wyglądało. To nie była jego wina, nie miał na nic wpływu, więc użalanie się nad sobą nic by nie przyniosło. - Ja? - zdziwił się. - To tak po twarzy widać? Czy może wyglądam jak jakaś wiewiórka, kot czy inne zwierze? Trochę sobie z tego zakpił w gruncie rzeczy, bo to stwierdzenie wydawało mu się niebywale komiczne. Zaraz odwrócił wzrok z powrotem na indyjski krajobraz, przyglądając się jak słońce powoli zmieszało ku horyzontowi, ciągnąc za sobą purpurowo-granatowe niebo. Wieczór zbliżał się leniwie, przypominając chłopakowi, że niedługo powinien świątynię opuścić, bo raczej nie chciałby zostawać w tym miejscu przez całą noc. Chociaż musiał przyznać, że towarzystwo nie było złe.
- Wydaje mi się, że gdybyś nie lubił zwierząt, nie mówiłbyś o nich z taką ochotą - uniosła lekko lewą brew, przyglądając się swoim paznokciom. Powinna nałożyć nową warstwę lakieru i kupić nowe rękawiczki, bo skóra na starych mocno już się starła i wyblakła. - Może się mylę? - spytała absolutnie niewinnie, podnosząc na niego wzrok i lekko odgarniając z twarzy niesforne kosmyki. - Chyba, że jesteś cholernie fałszywy, ale wtedy prawdopodobnie będę się mylić, cokolwiek bym o tobie nie powiedziała - dodała nieco bardziej oskarżycielsko z wrednym błyskiem w oku. W gruncie rzeczy nie miała mu nic do zarzucenia, ale lubiła w ten sposób testować czyjąś cierpliwość. Powstrzymała się od śmiechu, gdy przypomniała sobie jego słowa. Czy może wyglądam jak jakaś wiewiórka? Cholera, wiewiórka by była z niego świetna. Ta myśl jednak wydała jej się tak absurdalna, że szybko ją od siebie odtrąciła. Coś takiego mogłoby się zrodzić w głowie ćpuna, a nie jej. Również spojrzała w niebo. Chyba przyszła już pora na powrót do łodzi. Nie uśmiechały jej się wędrówki indyjskimi, ciemnymi uliczkami pełnymi podejrzanych hindusów, a gdyby przypadkiem się zgubiła, prawdopodobnie musiałaby płynąć do lokum o własnych siłach. Kto wpadł na pomysł, żeby łodzie w nocy odbijały od brzegu? - Na mnie już chyba pora - uśmiechnęła się do niego lekko. - Zaczyna się robić coraz ciemniej i chyba zbiera się na burzę, a ja raczej nie chciałabym iść aż nad zatokę w deszczu - dodała. Faktycznie chmury na niebie chyba zwiastowały coś niedobrego, ale razem z tym na pewno przyjdzie lekkie ostudzenie klimatu.
Robiąc równie obojętną pozę co Voice, Chance miał ochotę odpowiedzieć jej twierdząco na to pytanie. Jednak prawda była taka, że on wcale nie był fałszywy - przynajmniej w tej konwersacji nie wysilił się nawet na moment na kłamstwo. Bo w sumie po co? Jaki byłby tego cel? Co prawda nie znał dziewczyny za dobrze, ba, prawie wcale, jednak zdążył się już zorientować, że nie była ona typową dziewczyną. A przynajmniej typową "słodką nastolatką", więc nie martwił się, że jakieś jego słowa zostaną kompletnie przeinaczone i rozpuszczone później po szkole w formie wstrętnej plotki. A nawet jeśli to wszystko mu było teraz jedno. - Może mówię o nich tak dużo, bo mam okropne uczulenie na sierść albo jakieś złe wspomnienia z tymi stworzeniami? - uniósł lewą brew i uśmiechnął się znowu. - Nie, nie mylisz się. Nie jestem człowiekiem zagadką - w przeciwieństwie do mojego rozmówcy. Robiło się coraz później co wcale chłopakowi się nie podobało, bo chętnie zostałby tutaj na dłużej. Jednak perspektywa spędzenia całej nocy w chłodnej i wietrznej świątyni nie była najlepsza, kiedy to mógł wrócić do o wiele cieplejszego miejsca. Po tak męczącym dniu i narażaniu się na palące słońce z ochotą położyłby się już spać. Ale trzeba było jeszcze dobrzeć do łodzi, niestety. Dlatego też ciemniejące niebo nie było dobrym znakiem. Spojrzał na dziewczynę i już chciał powiedzieć, że w sumie mógłby pójść z nią, ale coś go powstrzymało. Nie miał zamiaru się narzucać, bo byłoby to dziwne z jego strony. Nie będzie się narzucać, tak jak ona się nie narzuca. Myślał, że dziewczyna poradzi sobie sama w drodze powrotnej, co do tego nie było chyba wątpliwości, patrząc na nią. Posłał jej tylko lekki uśmiech i powiedział: - W porządku. Nie zatrzymuję cię, więc możesz iść kiedy tylko chcesz. Deszcz mu nie przeszkadzał, w końcu po takiej dawce słońca byłaby to dość przyjemna odmiana. Chociaż burza nie była najbardziej pożądaną częścią, to jednak postanowił zaryzykować i wrócić trochę później niż przewidywał na samym początku.
Voice uniosła palec pod oko i lekko odciągnęła w dół dolną powiekę, jak to czasem robili mali mugole w Windsor, gdy w coś nie wierzyli. - Tak, a tu mi pociąg jedzie - uśmiechnęła się kpiąco, zabierając dłoń z twarzy. Ciężko ją było odciągnąć od własnego zdania. Pewnie do końca życia będzie uważać, że Chance to wielki wielbiciel zwierząt i tak dalej, choćby zmieniło się to o sto osiemdziesiąt stopni. - Wcale nie jest tak ciężko mnie rozgryźć - mruknęła. No tak, wystarczy zabrać jej rękawiczkę by zobaczyć, co w niej siedzi. Ciężko jest jednak się za coś takiego zabrać, a zdobycie się na odwagę jest jeszcze większym problemem, niż podejście na tyle blisko, by móc sięgnąć do jej rąk. Chciała się go zapytać, czy mógłby wracać z nią. Zawsze w końcu lepiej jest zgubić się we dwoje, wybranie najkrótszej drogi też dobrze jest mieć z kim przedyskutować, nie wspominając o prostszym szukaniu schronienia przed burzą, gdy jest się w towarzystwie. Tak naprawdę po prostu nie chciała wracać sama, ale pomińmy ten punkt, bo w końcu Voice nie jest sentymentalna, nie lubi towarzystwa i tak dalej. - Może wrócimy razem? - bardziej stwierdziła niż spytała, w dodatku tak obojętnym tonem, jakby mówiła coś najoczywistszego na świecie. Rzuciła mu tylko krótkie, ukradkowe spojrzenie, by szybko wrócić do oglądania pogrążających się w cieniu Indii.
- A, rzeczywiście! Parowy - uśmiechnął się zadziornie. Skoro dziewczyna z niego żartuje to on też nie będzie się przed niczym powstrzymywał. Poza tym - jeśli Voice uważała samą siebie za łatwą do rozszyfrowania to pewnie tak było. Mimo to chłopakowi do końca nie udało się jej rozgryźć podczas ich rozmowy tutaj. Cóż, może to też dlatego, że się specjalnie nie przykładał, choć bardzo chciał ją poznać. Problem w tym, że większość nie lubi by ich sekrety ujrzały światło dzienne i z reguły się nimi ze wszystkimi nie dzieli. Chance był po prostu cholernie ciekawski wszystkiego, to można było powiedzieć, a zwłaszcza osób zgrywających tajemniczych. I to nie z jakiegoś przyziemnego powodu, by potem to wszystko rozpowiadać czy coś innego. Potrafił dotrzymywać tajemnic a one bardzo ciągnęły go do siebie. Ktoś mógłby nawet stwierdzić, że chłopak w pewnym sensie był takim "pochłaniaczem" sekretów, zwykle dla własnej satysfakcji. - Nie, wcale - zaśmiał się. Zdziwił się trochę propozycją dziewczyny. Nie spojrzał jednak na nią tylko uparcie gapił się zachodzące słońce. W gruncie rzeczy nie chciał się jeszcze rozstawać. Wracanie samemu jest tysiąckroć nudniejsze od jakiegokolwiek towarzystwa, nawet gdyby to było towarzystwo zamkniętego w sobie milczka - a przecież Voice nie była taką osobą, jak już zdążył się zorientować. Szybkim ruchem odepchnął się od balustrady i zwrócił się w jej stronę - oczywiście ze swoim szelmowskim uśmieszkiem na ustach. - Skoro tak to nie mam nic przeciwko.
- Hogwart Express - dodała, uśmiechając się. Hogwart Express, wiecznie zatłoczone przedziały, kupa niewychowanych pierwszoroczniaków, studenci ostatniego roku trzymający przypadkowe dziewczyny na kolanach, biegające po korytarzach nieupilnowane szczury i całe to wszechobecne podniecenie, związane z rozpoczynającym się rokiem szkolnym. Wszystko to, czego Voice nie umiała ścierpieć. Lloyd zawsze trzymała się z dala od ludzi ciekawskich. Rękami, nogami, czymkolwiek mogłaby uwiesić się framugi drzwi lub gałęzi jakiegoś drzewa, byleby tylko taki nie zaciągnął jej na karuzelę i nie zaczął wypytywać o szczegóły z życia. Nadal stała w miejscu pewnie tylko dlatego, że Chance nie zaczął jeszcze zadawać jej natarczywych i krępujących pytań o wszystko, co popadnie. Zdążyła nawet go polubić - w końcu to tylko nieco irytujący Gryfiak - i mogła śmiało powiedzieć, że zdecydowanie częściej będzie go zauważać na korytarzu. - A może żartowałam? - uniosła lekko lewą brew, odwracając się w jego stronę. Szybko jednak uśmiechnęła się rozbawiona i ruszyła w stronę wyjścia z balkonów, łapiąc go na chwilę za koszulkę, by pociągnąć za sobą. - Ruszaj się tylko! - rzuciła, starając się nie pędzić zbyt bardzo. W końcu j e s z c z e nie pada.