Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Widząc zbliżającą się do nich blondynkę uśmiechnęła się przyjaźnie. - Hanna - powiedziała i podała rękę zaskoczonej dziewczynie. Pokazała głową na koleżankę stojącą przy drzewie. - To Cassie - przedstawiła ją.
Zaśmiała się, patrząc na Hannę. - Ależ my się już znamy z Alice - puściła jej oczko. Spojrzała na Hannę, która była totalnie opatulona. Szalik i czapka na głowie to był standard. Cass wręcz czuła, że ją jakaś energia rozsadza. Było tak gorąco! Stała oparta o drzewo z papierosem w dłoni. Miała rozpięty płaszcz, który pokazywał czarny golf oraz niebieską jesienną sukienkę. - Hanna, jest Ci zimno? Może jesteś chora?- spytała zatroskana.
Zaśmiała się widząc, że Cass i Alice uśmiechają się do siebie. Spojrzała na dziewczyny, obie były ubrane inaczej niż Hanna. - Mi jest zawsze zimno - uśmiechnęła się - Jestem typem zmarzlucha, który siedziałby przy kominku z herbatą w ręce.
- Własnie widzę- zaśmiała się, wypuszczając dym tytoniowy i formując z niego kółko. Kochała to robić, zawsze z Chuckiem siedzieli na ganku, kryjąc się przed rodzicami. Nie wiedziała zupełnie skąd jej brat łapał tak dobre papierosy i skręty. Uśmiechnęła się na wspomnienie - A Wy co robicie na powietrzu?
- W zamku strasznie mi się nudziło, więc postanowiłam wyjść - wzruszyła ramionami. - Poza tym mam wielką ochotę spotkać tego wilkołaka - wyszczerzyła zęby.
Schyliła się, spoglądajac na zęby Hanny. - Ty... Wiesz... ja się Ciebie boje - rzekła, cofając się kilka kroków. - A może chcesz nas pożreć? - spytała przez śmiech, łapiąc się za brzuch. Zaciągnęła się papierosem.
- Oczywiście, tylko na to czekam - uśmiechnęła się szeroko. Wybuchnęła głośnym śmiechem, widząc jak Cass chowa się za drzewem. - Alice! Żyjesz? - zapytała blondynkę, która stała jakby w transie.
(Alison Sabitz) Przyszłam na polanę wogóle nie widząc, że ktokolwiek tu jest. Widząc małe drzewko usiadłam sobie na nim. Z nudów zaczęłam rysowac, ale iż jako nie miałam do tego chęci nic mi nie wychodziło. Nie interesował mnie żaden wilkołak, ani wampir czy jeszcze inne stworzenie tego typu. W przypadku zagrożenia życia umiem sobie radzic.
(Anastrianna Qillathe) Weszła na polanę nie zabierając dziś ze sobą torby. Ostatnio jakoś nie miała głowy do niczego. Była trochę nieobecna duchem. Większość czasu spędziła w dormitorium. Dopiero dziś wyszła na świeże powietrze. Zatrzymała się i spojrzała na niebo.
(Alice Dream) - Tak, przepraszam - zamyśliła się- powiedziała do Hanny i Cass. - A o czym rozmawiamy - było jej dość głupio, dlatego, że ich nie słuchała. Po prostu odpłynęła. Ostatnio cały czas była rozkojarzona.
Cass parsknęła śmiechem i objęła Alice ramieniem. - No, Hanna, słyszałaś? Ktoś się tu chyba zakochał! - pstryknęła w nosek Alice - I co my z tym zrobimy? Kto jest tym szczęściarzem? Oj, dobrze już dobrze. Rozmawiałyśmy o tym, że Hanna jest straszna.
- Ależ jesteś, skarbie! Pogodź się z tą myślą! Tobie po prostu jeszcze nie wyrosły rogi, ale ogonek to już widać. Taki kawałeczek - pokazała mały odcinek na palach i roześmiała się. - Swoją drogą, Alice, to coś jesteś strasznie nieobecna - szepnęła jej. Pochyliła się nad Hanną i połaskotała ją lekko. - Masz, Ty potworze!
Podskoczyła i wybuchła śmiechem. - Nie rób tak. Nie ! - próbowała się bronić przed łaskotaniem Cassie. - Potwór - uśmiechnęła się szeroko. - Rzeczywiście. Może się zakochała albo coś. - zamyśliła się. - Wiem ! Udaje, że nas nie zna. To wszystko przez Ciebie - wytknęła na Cass język.
(Rosalind) Zamyślona Rosalind opuściła gmach zamku i udała się na błonia. Nawet nie zwracała uwagi na to, dokąd zmierza, aż dotarła na urokliwą polanę, obszernych rozmiarów. Pogoda, jak na obecną porę roku, była przystępna, więc Lind, niewiele myśląc, usiadła na trawie i zaczęła uważnie oglądać okolicę. Zastanawiała się, czy spotka tu chłopaka, którego poznała już dawno i widywała kilka razy do roku, gdy przebywała u kuzynki w Walii.
(Anastrianna) Ocknęła się z rozmyślań i rozejrzała po polanie. Westchnęła i siedząc podkuliła nogi. Objęła je rękoma i oparła głowę. Patrzyła cały czas w jeden punkt poprawiając co jakiś czas włosy z twarzy. Westchnęła po raz kolejny i przymknęła oczy.
- Przeze mnie? - zrobiła smutną minę, spoglądając na Hannę. - Ależ oczywiście, wszystko jest moją winą, moją bardzo wielką winą - zaśmiała się. Obróciła się, słysząc czyjś głos. Ujrzała dwie dziewczyny. Każda z nich była dość mocno zamyślona. Dopiero po chwili rozpoznała twarz Nastrii, pomachała jej energicznie, aby dołączyła do ich. Przeprosiła na chwilę Hannę oraz Alice, która notabene stała się jakby nieobecna. Może prawidłowo podejrzewały siódmoklasistki? Podbiegła do blondynki. - Hej, może dołączysz się do nas? Tak sama siedzisz... - zaproponowała, uśmiechając się przyjaźnie - Jestem Cass, a tamte trzy wariatki to Hanna, Alice oraz Nastria - mówiła kolejno, wskazując na odpowiednie dziewczyny. - Szkoła jest tak wielka, że aż trudno znać wszystkich. Jak masz na imię?
(Anastrianna) Otworzyła oczy i podniosła głowę. Rozejrzała się i zauważyła Cass, Hannę i Alice. Wstała i otrzepała spodnie. Podeszła powoli do Hanny i Alice. - Hej - powiedziała tylko wkładając dłonie do kieszeni kurtki.
(Rosalind Wanderhood) Ros rozejrzała się ukradkiem, jakby sprawdzając czy to na pewno do niej, ale wokół nie było więcej dziewczyn, które można by uznać za nowe, a przynajmniej tak nie wyglądały. Odwzajemniła delikatnie uśmiech, zastanawiając się w duchu, czy w jej poprzedniej szkole ludzie też byli tak uprzejmi i to przeoczyła, czy Hogwart był wyjątkiem. - Hej. - odezwała się w końcu. - Rosalind Wanderhood. - przedstawiła się lekko speszona.
Zaśmiała się lekko, widząc jak dziewczyna ogląda się za siebie. Może coś zrobiła nie tak? Cass jednak sama nie potrafiła stwierdzić, należała do osób bardzo kontaktowych. Wolała najpierw poznać osoby, a potem 'wybierać'. Wiele ludzi narzekało na brak znajomych, zamiast wziąć się w garść i po prostu się uśmiechnąć. Wyciągnęła dłoń do dziewczyny. - No, kochana, nie pozwolę Ci tu samej siedzieć. Chodź do nas. - uśmiechnęła się przyjaźnie. - Masz dość długie imię, może masz jakąś ksywkę, którą lubisz?
- Hanna Glau. - powiedziała marszcząc czoło. Wszystkie poznane przez nią osoby miały takie nadzwyczajne imiona lub nazwiska, a jej były takie zwykłe, westchnęła cicho i spojrzała na Cass i Rosalind.
(Rosalind Wanderhood) Uścisnęła serdecznie dłoń Cassie, po czy wstała i przysiadła się bliżej dziewczyn. - Miło mi Was poznać. - powiedziała szczerze, następnie zwróciła się do blondynki. - Znajomi zawsze mówią do mnie Ros albo Lind. Jak słyszę "Rosalind", zazwyczaj jest to zapowiedzią afery i kłopotów. - zaśmiała się.
Uśmiechnęła się przyjaźnie i wyciągnęła dłoń do dziewczyny. - Z jakiego domu jesteś? - zapytała, mając nadzieje, że jest ślizgonką, ale zaraz uświadomiła sobie, że nie może nią być ponieważ nie widziała jej nigdy w pokoju wspólnym czy w dormitorium.
(Rosalind Wanderhood) Uścisnęła dłoń Hanny, uśmiechając się lekko. - Gryffindor. - odpowiedziała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że świetnie nadawałaby się do Slytherinu ze względu na swoje cechy odziedziczone po matce, która nota bene była Ślizgonką, jednak od pewnego czasu zachowywała się podobnie do ojca i Vanessy, by nie rozdzielać się z siostrą. - Masz piękne włosy, Hanno. - zauważyła po chwili, podziwiając kolor włosów dziewczyny. - Z których domów jesteście? - zapytała, zastanawiając się, czy oprócz niej jest jeszcze ktoś z szóstej klasy.
- Slytherin - odpowiedziała dziewczynie. - Dziękuje. - zarumieniła się delikatnie, nie chciało jej się już wyjaśniać, że tak naprawdę ich nie lubi. Mimowolnie chwyciła kosmyk włosów dłonią i spojrzała na nie, skrzywiła się widząc, że nadal są rude.
(Rosalind Wanderhood) Pokiwała głową, słysząc odpowiedź dziewczyny. Ponieważ Cassie milczała, postanowiła jej nie przeszkadzać, sama często się "wyłączała". - Nie lubisz swoich włosów? - zapytała, widząc niezadowoloną minę Hanny.
[już się włączam] Cass jak zwykle zamyślona patrzyła na tańczące liście na jesiennym wietrze. - Domów? Ach, tak. Jestem Puchonką. Swoją drogą wyglądasz na Gryfonkę - przyjrzała się jej uważnie. Z jej oczy biła uczciwość. Przez chwilę ujrzała jakby jej błysnęły. Takie zachowanie zaobserwowała u Hanny, czyżby tiara miała trudny wybór?
(Rosalind Wanderhood) Zaśmiała się cicho, słysząc komentarz Cassie. - Jestem szczęśliwa, że jestem w Gryffindorze, ale tak naprawdę, tylko dlatego, że jest tam moja przyrodnia siostra. Jesteśmy nierozłączne. Gdyby było inaczej, gdyby moje kontakty z Ness były inne, wolałabym trafić do innego domu. - nie musiała uściślać, do którego. Miała go we krwi. Odetchnęła głęboko świeżym, rześkim powietrzem, zastanawiając się, jakby to było.
Cass zamyśliła się na chwilę, słysząc imię siostry Ros. Ness? Ness... Nie, chyba jeszcze jej nie poznałam. Chwyciła liść w dłoń i zaczęła się nim bawić, kręcąc w kółko. - Wyobrażasz sobie życie w innym domu? - spytała zaciekawiona, siadając na przewalonym drzewie. Kto je ściął? Do chmur każde drzewo się pnie, dlaczego ktoś skazał go na taki los? W prawdzie było na czymś usiąść, ale umierało. Spojrzała w oczy Ros, czekając na odpowiedź.
(Rosalind Wanderhood) Rosalind spojrzała uważnie na Cassie. - Próbuję, ale idzie mi dosyć opornie. - przyznała, zawiedziona. - Ojciec był Gryfonem, więc niejednokrotnie słyszałam tysiące opowieści i anegdot związanych z tym domem. Moja matka była ze Slythu i często słyszę, że jestem do niej podobna, jednak o tym domu usłyszeć coś nie było mi dane. - powiedziała. - Matka umarła w dniu moich narodzin. - dodała beznamiętnym tonem.
- Dość intrygujące dopasowanie - zaśmiała się, wiedząc jakie były stosunki między Slytherinem i Gryffindorem w czasach rodziców dziewczyn. Bynajmniej nie można było nazwać ich przyjaznymi... Doskonale pamiętała ciekawe opowieści ojca, jak dokuczał Gryfonkom. Wolała przemilczeć ten fakt. Matka umarła w dniu moich urodzin powtórzyła sobie, nagle czując pustkę. Czy tego właśnie by chciała? Posmutniała, patrząc na Lind. - Bardzo mi przykro... Jeśli ten temat jest dla Ciebie bolesny... możemy go zmienić - zaproponowała przyjaźnie.
Nagle jakby obudziła się z jakiegoś transu. Zupełnie nie słuchała swoich koleżanek. Spojrzała na nie nieprzytomnie i uśmiechnęła się. Westchnęła cicho i czekała aż dziewczyny coś powiedzą i wprowadzą ją w rozmowę.
(Rosalind Wanderhood) Spojrzała na Cassie bez śladu zmieszania. - Jest w porządku. Nie potrafię tęsknić za czymś, czego nigdy nie znałam. Nie potrafię odczuwać bólu po stracie czegoś, czego nigdy nie doświadczyłam. Nie jestem zbytnio przywiązana do nikogo. - Oprócz Ness. dodała w myślach. - Żałuję tylko tych wszystkich rzeczy, które mogła mi przekazać matka, a których nigdy nie usłyszę.
Spojrzała niepewnie na Ros. - Brzmi to logicznie. - stwierdziła po dłuższym zastanowieniu. - Dziewczyny, a Wasi rodzicie z jakich domów byli? - chciała nieco zmienić temat, a to pytanie pierwsze przyszło jej na myśl. Czy to oznaczało, że poznała matkę i będzie za nią tęskniła? Nie, wątpiła w to i to bardzo mocno. Po Hogwarcie odetnie się od nich. Prezent za wszystkie lata, pomyślała, lekko się krzywiąc.
(Rosalind) - Moich już wiesz. - odpowiedziała niemal od razu Lind. - Matka Slytherin, ojciec Gryffindor. - dodała. Zdarzały się jej takie momenty, w których czuła, że jej Ślizgońska natura przygniata i dominuje cechy odziedziczone po ojcu i jego przodkach. - A Wasi?
- Ze Slytherinu. W sumie nie ma chyba w rodzinie osoby, która trafiłaby do jakiegoś innego domu. - odpowiedziała. - A twoi Cass? - spojrzała wyczekująco na puchonkę. Nagle przypomniała sobie, że Cassie kiedyś wspominała gdzie przydzielono jej rodziców, ale nie mogła sobie nic z tej rozmowy przypomnieć,
Cass rozplotła warkoczyk, który zleciał jej na oczy. - Moi również byli ze Slytherinu... - a dla nich było hańbą, aby ich córka była w domu "kretynów". Westchnęła ciężko - Nie są z tego zbytnio zadowoleni. - Państwo Lancaster chciałoby, aby córka popierała ich poglądy, jednak Cass uparcie sama kształtowała swoje zdanie. Nie będzie murem, który pozwala na śmierć niewinnych. Nie chce nosić kul w swoim ciele. Zauważyła, że większość młodych ze szkoły przeniosło się ze Francji, miało nauczanie indywidualne lub rodziców z Domu Węża. Może za dużo arystokracji? Usmiechnęła się, patrząc niepewnie na dziewczyny.
(Rosalind) Spojrzała zaniepokojona na Cassie. Wyglądała niemrawo. - Hej, co Ci jest? - zapytała cicho, przyglądając się jej uważnie, jakby oczekiwała, że dostrzeże coś potwierdzającego jej zaniepokojenie.
Cass spojrzała na nią zdziwiona. - Mi? - spytała zaskoczona. Spojrzała na siebie. Nic szczególnego nie było widać. Może te podkrążone oczy... Miała iść po eliksir słodkiego snu, ale tak wciągnęła ją książka, że zupełnie straciła ochotę na sen. Może jej mina zmieniła się na wspomnienie o rodzicach? Nie wiedziała zbytnio, o co pyta Lind. Owszem, wyglądała na zmęczoną i słabą, lecz mogła to usprawiedliwić nauką.
- Źle wyglądasz. - stwierdziła patrząc na Cassie. - To trochę dziwne, że nie trafiłaś do Slytherinu - zauważyła. - Nie chciałabyś tam trafić? - zapytała patrząc z troską na Cass. Może to złe samopoczucie Cass jest spowodowane brakiem akceptacji domu do jakiego trafiła przez rodzinę.
- Hanno, nie obraź się, ale mój charakter tam nie pasuję. Kocham ten dom, ale jestem dumna, że trafiłam do Puff'u. - powiedziała powoli, zastanawiając się nad każdym słowem. Poczuła na sobie troskliwy wzrok dziewczyn - Nie patrzcie tak na mnie. Przecież jeszcze żyję. - usmiechnęła się blado.
(Rosalind) Wzruszyła ramionami. Jeśli nie chce mówić, nie będzie naciskać, nic na siłę. Zastanawiała się, co teraz robi jej ojciec. Wiedziała doskonale, że święty nie jest, jednak nie potrafiła mu wybaczyć tego, jak potraktował jej matkę. Liczyć przecież umiem, co on sobie myśli?! mówiła sobie za każdym razem. Vanessa była od niej młodsza o około pół roku, czyli ojciec zdradzał jej matkę. Po jej śmierci długo nie rozpaczał, ślub z Jennifer odbył się praktycznie miesiąc po pogrzebie. Ros odpędziła od siebie te myśli.
(Alice Dream) Alice po raz kolejny w ostatnim czasie udała się na łąkę. Od razu dostrzegła trzy dziewczyny rozmawiające ze sobą i zastanawiała się, czy wypadało by do nich podjeść. Załowała, że nie ma tyle odwagi, żeby robić zapoznawac się z ludzmi. w końcu zerezygnowała z tego pomysłu i udała się w inną stronę.