Miejsce, które co wieczór jest niewiarygodnie oblegane. Nawet długie kolejki nie są w stanie zniechęcić chętnych do spędzenia tego wieczoru pośród głośnej muzyki. Wszystko dlatego, iż w tej okolicy nie ma wiele klubów. Głośna muzyka, drogie drinki i tłum osób, to coś czego tu nigdy nie brakuje!
Właśnie, faceci nigdy nie wiedzą, że między dziewczynami zdarzają się prawdziwe starcia, jeśli chodzi o to, która w końcu będzie tą jedyną... Ostatecznie nie zostawała nią żadna, ale taki już los każdej kobiety, która próbuje znaleźć sobie kogoś na siłę. - Dziękuję - uśmiechnęła się. Zastanawiała się, jakie to uczucie, gdy dostajesz od kogoś kwiaty... Często małe dziewczynki dostają prezenty od ojców na Dzień Kobiet, ale nie ona. Jej ojciec przyjeżdżał do Dulce i jej matki trzy razy w roku, a jedynym, na co Merora mogła liczyć, były książki. Zawsze to coś, ale cóż... To było takie zwykłe, proste...? Nie dało się nazwać tego uczucia, które zawsze sprawiało, że bolało ją serce, gdy Wilkinson stawał w drzwiach z paczką opakowaną w szary papier. Nie przytulał jej i nie dotykał, zachowywał dystans, jakby miał z nią niewiele wspólnego. Pewne dziewczyny po prostu miały tego pecha, że nie mogły trafić na nikogo porządnego. Nikt nie był w stanie zapewnić im tego, czego potrzebowały i nikt nie umiał z nimi rozmawiać tak, jak one chciały. Dulce zauważyła jego zdziwienie i przez chwilę przeszło jej przez myśl, że nie powinna była mówić, jak to u niej wygląda, ale było już za późno. - Wiem, dlatego ci cokolwiek powiedziałam - zaśmiała się. - Jak ty to robisz, że ludzie ci ufają? To jakiś Gryfoński urok? - uniosła lekko brwi, wyraźnie rozbawiona.
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
- no, jeszcze nie masz kwiatów a już dziękujesz. Zobaczymy jak podziękujesz jak już dostaniesz- przez jego głowę przebiegło stado niespokojnych myśli. Czasami tak miał, że coś niespokojnego mu się tłukło i nie mógł się tego pozbyć. Kto mówił, że to złe? To były jego myśli więc biegały w dziwne strony. Nie będzie ich trzymał na uwięzi. Zauważył, że dziewczyna czymś się zmartwiła. Jednak nie wnikał. Jest ciekawski, ale nie aż tak. - To nie jest jakiś gryfoński urok. To jest urok Toma Falka. Mi można wszystko mówić jednak nie zmuszam. Informacje pozostawiam dla siebie i ludzie się przy mnie po prostu otwierają bo wiedzą, że mogą na mnie liczyć. No ale już tak nie będę mówił o sobie. Niektórzy i tak mi nigdy nie zaufają- przyznał. Jednak co go to obchodziło? Ci co mu nie ufali byli dla niego nikim. Zerknął na bar i jeszcze raz na nią. - napijemy się jeszcze? No póki mamy siły!
Lekko już podpity po wcześniejszym raczeniu się miejscowym alkoholem z jednym z kolegów ze Stavefjord, Benjamin, któremu alkoholu wiecznie było mało, zawitał do Klubu Shardul. Pewnie jego noga nie stanęłaby tutaj, przynajmniej dziś, bowiem mnóstwo było takich klubów w miasteczku i na świecie. Czemu więc tu? Czemu Shardul? Przecież z całą pewnością chłopaka mogłyby zniechęcić te tłumy i w ogóle. Zatem? W zasadzie chciał jedynie skorzystać z toalety. Jakoś nie bardzo potrafił lać po krzakach. Nie, żeby się wstydził, czy coś w tym stylu – po prostu kiedyś w Norwegii przeżył niezbyt miłą przygodę, mianowicie robiąc swoje pod jednym z drzew zaatakowało go nagle jakieś zwierze. Oczywiście prawdopodobieństwo występowania takich stworzeń w tym klimacie było bardzo małe, żeby nie powiedzieć nikłe. Niemniej, sentyment pozostał, tak samo jak swoisty uraz w jego psychice. Chłopak byłby skierował pewnie swe kroki do łodzi gdyby nie cenne znalezisko, jakie rzuciło mu się w oczy. Z początku nie był pewien, czy aby na pewno wzrok go nie myli, ale tak. To był on! Thomas! A może Tom? Tak, Tom! Tom Facośtam (daruj, nie miał pamięci do nazwisk). Ten sam, który był jednym z brytyjskich gospodarzy, uczniem Hogwartu i rówieśnikiem z Pokoju Wspólnego, bo przecież to także Gryfon. Co on tu robił? Nie wiedział, no ale liczył na to, że skoro już się dwóch Gryfów spotkało, w dodatku z różnych stref czasowych, to chyba muszą się napić, prawda? A poza tym, noc jeszcze młoda. – Tommy! – zawołał chłopaka, będąc już w dość bliskiej odległości. Mówiąc bliskiej mam na myśli mniejszy tłum ludzi niż poprzednio. Wyciągnął rękę w górę, co by mu pomachać a także zasygnalizować swoją pozycję. Gdy już podszedł na tyle blisko, uśmiechnął się, oczywiście uścisnął mu dłoń i w ogóle. Po tej wymianie uprzejmości Soons spytał co tam słychać, jak wakacje, bo w sumie dawno się nie widzieli i w ogóle takie tam inne. – O, przepraszam. Gdzie moje maniery? Benjamin, miło mi. – zwrócił się w stronę dziewczyny, która mu towarzyszyła. Posłał jej ciepły i pełen serdeczności uśmiech. – Napijecie się państwo czegoś, bo chyba już nie wychodzicie, prawda?
- Pewnie na kolanach - zaśmiała się. W sumie to wcale nie jest to wykluczone, za ładne kwiaty pewnie by komuś mogła do stóp paść. - Masz szczęście. Od Ślizgonów wszyscy uciekają, a oni przecież są tacy grzeczni, mili i w ogóle - dodała z uśmiechem. Wśród wychowanków Slytherina ciężko było znaleźć wyjątki od zasady obedrzemy cię ze wszystkiego, co masz i zostawimy na środku ulicy. A jeśli już się takie trafiały, to dość szybko były gaszone. - Pić? Zawsze - dodała. I w tedy ktoś zawołał Toma. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo pewnie osób o podobnym imieniu było tutaj kilka. Ten ktoś jednak przedzierał się w ich stronę i machał ręką, czyli nie myliła się. Mają towarzystwo. Merora grzecznie stała z boku, gdy rozmawiali, zastanawiając się, czy aby się dyskretnie nie wycofać zahaczając wcześniej o bar, chłopak odwrócił się i przedstawił. Nie mogła się zdecydować wcześniej na ucieczkę? Z drugiej strony, facet wydawał się być całkiem w porządku. - Dulce - odwzajemniła uśmiech, odgarniając lekko z twarzy blond kosmyki. W porządku, a w dodatku proponuje alkohol! Tym samym została więc skazana na dalszy pobyt w klubie, bo w końcu jest za grzeczna, by pić sama i dla własnej przyjemności, czyż nie? - I tak mieliśmy pić drugą kolejkę... Tom trzecią - spojrzała na Falka rozbawiona. Pewnie piątą i dziesiątą też dzisiaj wypiją, bo w końcu są wakacje i można trochę pobłądzić ulicami na kacu, racząc zachrypnięte gardło papierosami.
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Paść na kolana? Przecież to był tylko kwiaty. Raczej nikt tak nie reagował. To byłaby wielka przesada. Mogła powiedzieć zarówno co innego, ale zobaczymy czy jeśli wyśle jej kwiaty czy padnie na kolana, a może nawet na to nie zareaguje? To było raczej pewne. Uśmiechnął się zaczepliwe. - Weź nawet nie żartuj. Żadna kobieta nie powinna padać na kolana!- zaśmiał się. - Nie żartuj! Ślizgoni grzeczni? To tak jakbym ja był grzeczny! Czy widział ktoś kiedykolwiek jak Tom Falk był grzeczny?- zaśmiał się i uniósł ręce w geście bezsilności. Nagle zobaczył, że ktoś do niego macha i woła go. Zaraz.. czy to jest Ben? Przygryzł wargę. Rzadko z nim gadał, to prawda. Jednak wydawał się w porządku. Pamiętał jak się nazywa i machał do niego- a to było ważne. Objął dziewczynę i szarpnął ją w jego kierunku tak, by mu się nie zgubiła. Przywitał się z nim i chwilę porozmawiali o durnotach. Czasami też warto porozmawiać, ale dla niego to nie było ważne. I tak to pewnie tylko z uprzejmości, prawda? Kogo interesowało takie rzeczy o które on pytał? - Oczywiście, że właśnie mieliśmy pić. Um. Jaką trzecią? Po sześciu już nie liczyłem. Byłem tu znacznie dłużej niż ci się wydaje. No, ale ja chcę się dziś bawić. Jeszcze jak widać nieźle funkcjonuję.- uścisnął trochę mocniej dziewczynę i się zaśmiał. Może we trójkę bardziej uda im się rozkręcić? Czy dziewczyna przypadkiem niebyła zadowolona? Nie ma wyboru.
No dobrze, może nie padłaby na kolana, bo to nie w jej stylu, ale na pewno by mu jakoś podziękowała. - W ogóle byłby z ciebie stuprocentowy Ślizgon, gdybyś nie był szarmancki i nie szanował kobiet... I nie miał honoru - dodała, śmiejąc się. Nie dał jej się wycofać, a ona nie próbowała mu się wyrywać, bo ani trochę nie wyglądałoby to dyskretnie, a nie chciała go urazić. Stała więc, lekko się o niego opierając i jednym uchem słuchając, o czym rozmawiają, by po chwili drugim to wypuścić. Szukała chociaż jednego interesującego słowa, które mogłoby zwrócić jej uwagę, ale była to po prostu niezobowiązująca gadka o niczym. - Cóż, nie liżesz ścian, możesz jeszcze trochę wypić i nie popsuć sobie zabawy upadkiem na czyjś stolik. - Cieszyła się, że Tom ją obejmuje. W towarzystwie Bena nie do końca była rozluźniona, ale to może dlatego, że nie znała go nawet z widzenia, a obecność Falka była dla niej pocieszająca. Miała nadzieję, że trochę się rozkręci i przestanie zwracać uwagę na takie szczegóły jak to, kto stoi w pobliżu. Czuła, że jeszcze jeden drink pomoże jej się przełamać... A może i po dziesięciu dalej będzie tak samo. Z Dulce - i z alkoholem - nigdy nic nie wiadomo.
Och. A więc przybył tu z dziewczyną? Dobra, to akurat było oczywiste. W końcu ta dziewczyna, Dulce, jakby nie patrzeć była dziewczyną. No, ale jego? Byli razem? Kto wie? Wyglądali jak para. Znaczy się , tak teraz jak na nich patrzył. No, ale w sumie – nie wiedział. Jakoś mało się z Tomem znali, a przecież byli z jednego domu, chodzili razem na zajęcia no i w ogóle. Gadali dosłownie kilka razy, nie na jakieś specjalnie ambitne tematy i w ogóle. No, ale fajnie, fajnie. Zawsze to okazja, żeby się zintegrować, a jak najlepiej, jeśli nie z alkoholem? W końcu to zawsze łączy ludzi, niezależnie od poglądów, czy stron świata z których pochodzą. No, a kiedy usłyszał słowa dziewczęcia o upojeniu alkoholowym swojego kolegi tylko się zaśmiał głośno. – Rozumiem, że już tak Ci się zdarzyło? – spytał, uspokajając się. W każdym razie, poznali się, przywitali i w ogóle, zatem można było przejść do meritum i tego, o czym wszyscy rozmawiali. Wpierw jednak musieli zająć jakieś miejsca siedzące, bo przecież nie będą tu tak stać, prawda? Soons przyuważył jeden wolny stolik, który natychmiast wskazał swoim towarzyszom. Czym prędzej ruszyli w jego kierunku. – A więc co? Drinka, czy coś mocniejszego? Może shooty? – zapytał, kiedy już zasiedli przy stoliku. Ktoś w końcu musiał to zamówić. Padło na niego, w sumie ktoś musiał to zrobić, no a on dobił do nich jako ostatni. Czuł się więc w moralnym obowiązku przynieść zamówienie. Tak też zrobił. Po chwili wrócił z zamówieniem dla każdego z nich. Po tym jak wypili, chłopak popatrzył na nich, po czym skupił swoją uwagę na nieznajomej dziewczynie. Fajnie mieć jakieś elementarne informacje o nowych znajomych. – Zatem Dulce. Na którym roku jesteś? W ogóle, nie widziałem cię nigdy w Pokoju Wspólnym, nie jesteś Gryfonką, prawda? – spytał po czym szybko popatrzył na kolegę. Czy aby na pewno nie przeszkadzał? Chyba nie. Miał nadzieję, że nie.
Cholera, gdyby Dulce wiedziała, że zastanawia się, czy są parą, na pewno nie stałaby tak bezczynnie. On miał swoją Holly, a ona na razie swój święty spokój. Z drugiej strony, ludzie stojący z boku mogli wymyślać sobie jeszcze ciekawsze rzeczy na ich temat. Integracja z alkoholem jest najlepszym sposobem integracji, przynajmniej wynalezionym do tej pory. Procenty otwierają głowę, więc warto w towarzystwie kilka zażyć! - Nie, ale niestety musiałam coś takiego zobaczyć - och tak, wspomnienia! Wtedy jej kuzyn, Jeff, po raz pierwszy był w klubie, w dodatku w jej towarzystwie. Chyba jednak niekoniecznie dobrze określił swoje możliwości w spożywaniu alkoholu, więc Dulce po prostu wróciła do domu bez niego. Usiadła przy stoliku zastanawiając się, na co ma ochotę. W sumie nie zdążyła pomyśleć, zanim powiedziała: - Weź mi jakiegoś mocniejszego drinka. - Na szczęście nie musiała długo czekać. Uśmiechnęła się do niego, gdy przyniósł zamówienie. W mgnieniu oka naczynie z alkoholem z cichym brzękiem odzyskało swoje miejsce na stole, całkowicie opróżnione. Oparła lekko głowę na dłoni, gdy świat na chwilę zawirował przed jej oczami. Czuła, jak jej mięśnie rozluźniają się jeszcze odrobinę, a myśli stają się całkiem jak na nią spokojne. - Po wakacjach idę na studia - studia. Nie lubiła tego słowa, kojarzyło jej się tylko z odpowiedzialnością. - Pomijając fakt, że w ogóle nie lubię Pokoi Wspólnych, to jestem Ślizgonką. - Kto normalny, patrząc na nią powiedziałby, że może wywodzić się z tak znienawidzonego domu? W żaden sposób nie przypominała wychowanki Slytherina... Tylko czasami, gdy ktoś okazywał jej wyjątkową nieuprzejmość, stając na jej drodze w niewłaściwym momencie. Nie przeszkadzał, a przynajmniej dla niej. Co prawda nudziło ją siedzenie w miejscu, ale czasami trzeba się w ten sposób poświęcić.
Ostatnio zmieniony przez Dulce Merora Wilkinson dnia Czw Lip 24 2014, 00:38, w całości zmieniany 1 raz
Zatem Tom zaliczył kiedyś spotkanie z podłogą? Fajnie, fajnie, choć on nie powinien akurat naśmiewać się z kolegi. Sam w swoim życiu co najmniej kilka razy, jeśli nie kilkanaście był zbierany z podłogi, z kanapy, znad toalety, niekoniecznie czysty i ładny i pachnący, ewentualnie trochę trącący alkoholem. Oj tak, zdecydowanie Benjamin mimo iż znał swój umiar, to lubił go przekraczać. W sumie było w tym dużo fajnych rzeczy. On akurat sprawdzał w ten sposób granice wytrzymałości swojej głowy, wątroby i całego organizmu, a także jego tolerancje na alkohol. Nie zawsze kończyło się to dla niego szczęśliwie, niemniej najważniejsze były próby. Podjęcie ich, które przy okazji równało się ze świetną zabawą, bo przecież nie był alkoholikiem by pić do lustra. No i właśnie tutaj, tej nocy nadarzyła się okazja. Nie dość że towarzystwo było, tak mu się zdawało, miłe to jeszcze jakoś miał nastrój na picie, zabawę i tego typu inne rzeczy. A więc! Zabawę czas zacząć! A czy byli parą, to go nie interesowało. Znaczy, okej – interesowało. W sumie była całkiem, całkiem, to nie ulegało wątpliwości. No, ale czy była w jego typie? A on w jej? Tego nie wiedział, bo w sumie mało ich znał. Raczej jego, bo o niej to już w ogóle nie było o czym gadać. Jak ich postrzegała reszta zgromadzonych gości? To pewnie było zależne od tego, jak oni sami się zachowywali. Przecież nie każda rozmawiająca dwójka osobników różnej płci zaraz musi być ze sobą, narzeczonymi, małżeństwem, te sprawy. Czemu on odniósł takie wrażenie? Nie wiedział dokładnie, może to dlatego, że na ogół jego znajomi jak wychodzili gdzieś sami z dziewczyną albo chłopakiem, to najczęściej ich kochanki/kochankowie. Taki odruch. – Państwa drinki. – powiedział, przynosząc każdemu wedle życzenia napój. No dobra – alkohol. Po chwili szybko zajął swoje miejsce i powrócił do rozmowy. – Na studia? No, tutaj w Hogwarcie to bardzo ciekawie wygląda w sumie. – rzucił, słysząc jej słowa. – Znaczy dziwnie, u nas w Stavefjord ma to nieco inną formułę, ale ta Hogwarcka jest w sumie lepsza. Człowiek ma mniej nauki, przez co jakoś tak lepiej się czuje. Jest więcej wolnego czasu. Nie musi chodzić na wszystkie zajęcia, nie ma zajęć obowiązkowych, nie musi wybierać sobie bloku przedmiotów, na które będzie wybitnie zwracał uwagę. No, ale może to dlatego, że w sumie w Hogwarcie wszystkie dziedziny traktowane są mniej więcej po równo? U nas niemal wszyscy wiążą się z Transmutacją.. – powiedział, po czym upił łyk alkoholu. – Ej! Będziemy tu tak siedzieć, czy pójdziemy na parkiet?
Dulce nikt na szczęście nigdy nie musiał zbierać. Z reguły to ona zbierała innych, wlokąc za włosy do domu. Dosłownie za włosy. Czasami kończyło się to dla kogoś wyrwaną garstką kłaków i kilkunastoma siniakami, ale przynajmniej wszystkie pieniądze miał przy sobie, klucze też, absolutnie wszystko. Może i był bez butów i kurtki, bo dziewczyna wrzucała je do śmietnika gdzieś tak w połowie drogi, żeby było jej lżej, ale żywy i szczęśliwy, na mocnym kacu człowiek mógł podziwiać plamę łysiny na swojej czaszce. Ona natomiast mogła chlać do woli, a i tak nigdy nie była spita na tyle, by nie móc nic zrobić. Kaca natomiast miała już po jednym piwie, więc z rana zawsze wypalała tonę najmocniejszych papierosów i wypijała litry mocnej kawy z kilogramem cukru z nadzieją, że pójdzie w cycki. Nigdy nie poszło jeszcze nigdzie, ale może to i dobrze. Ludziom po alkoholu do głowy przychodzą różne rzeczy, więc w sumie mogli ich uznać za kogokolwiek, nawet ojca z dzieckiem czy coś takiego. - Stavefjord... Uczyłeś się w Norwegii? Jesteś przyjezdny? - to by wyjaśniało, dlaczego w ogóle go nie kojarzyła. - Nie przepadam za transmutacją. Po siedmiu latach miałam pojechać na Bahamy do ciotki i studiować w Salem ze względu na specjalizację w eliksirach, ale postanowiłam zostać tutaj. - Nie wyobrażała sobie siebie gdzieś indziej, niż w Hogwarcie, a tym bardziej nie wyobrażała sobie mieszkania z ciotką Emily do czasu, gdy nazbiera na własne mieszkanie. Nie wyobrażała sobie szkoły bez podziału na domy i często zabawnych, wynikających z tego powodu starć. Nie zastanawiała się długo, gdy spytał o ruszenie się stamtąd. - Jasne - uśmiechnęła się, wstając.
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Czy go zbierano z podłogi? Nie, aż tak źle nie było. No dobra zazwyczaj na imprezach (a właściwie gdy już było po wszystkim) zamykano go by przespał swoje. Zostawiano go! To nie było tek, że gdy upił się to był strasznie arogancki! Zazwyczaj po pijaku lubił płakać. Nie, to nie on płakał. To wódka za niego płakała. Za twardy był. Czy jego ojciec i matka gdyby żyli kłóciliby się z nim o takie rzeczy? Skądże, nawet by nie zauważyli. Pewnie. A skąd mógłby wiedzieć? Przecież ich nigdy w życiu nie widział. Zauważył, że ci dwoje świetnie się ze sobą dogadują i chyba mają się ku sobie. Chyba są z tego samego wieku to co im będzie głowę truł? Puścił dziewczynę, kiedy ten ruszył po alkohol. Przyjął alkohol i się uśmiechnął. - taak, parkiet to najlepszy pomysł. Przecież to jest odpowiednie miejsce do tego po co tu przyszedłem. Miłego wieczoru kochani- i puścił im oczko zadowolony. Po co tu przyszedł? No właśnie- upić smutki, żale i bawić się doskonale. Chyba coś mu z tą zabawą nie wyjdzie, ale mniejsza z tym. Ważne, że kto inny świetnie się bawił. Rozejrzał się dookoła i ruszył w lewą stronę popijając trunek.
Rodzice... Dla niektórych byli problemem, a dla innych byli bardzo potrzebni. Dulce wolałaby swoich w roli kochającego się małżeństwa, które o nią dba i stara się, by było jej dobrze. Niestety już od urodzenia skazana była na życie bez nich. Smutne to trochę, ale zapędziło ją do Slytherinu i nauczyło samodzielności może zbyt wcześnie, ale zawsze. Dziewczyna nawet się z tego cieszyła, odcięła się od swojej matki i zamieszkała z ciotką w Hogsmeade. Tam jednak zainteresował się nią ojciec... Biedna, nigdy nie mogła zostawić rodziny za sobą. - Idziesz? - spojrzała na Toma zawiedziona. Dobrze się z nim bawiła, a teraz miała zostać sama z facetem, którego na razie ledwo znała. - Pa - przytuliła go lekko na pożegnanie. - I nie zapomnij czasem o kwiatkach, bo chcę mieć powód, żeby się z tobą spotkać i podziękować - dodała, uśmiechając się do niego lekko.
- Tak, Stavefjord. Jestem przyjęty i w zasadzie nadal uczę się w Norwegii. – powiedział z uśmiechem, odpowiadając na jej pytania. Tak, to jej wiele wyjaśniało. Pod warunkiem, że ona serio kojarzyła tak wiele ludzi. Chociaż.. Skro się tu uczyła, to raczej chyba nie miała z tym problemu, nie? Po siedmiu latach spędzonych w szkole przynajmniej z widzenia zna się ludzi. W sumie.. On też tak miał. Może nie kojarzył innych z imienia, albo nazwiska, ale z twarzy wiedział powiedzmy, na jakim są roku i w ogóle. Nie inaczej było w Hogwarcie. Z tym, że tutaj kojarzył znaczącą mniejszość. To straszne, że za każdym razem kiedy sądził, że zna już dużo ludzi w tej szkole zdawał sobie sprawę, jak jest ogromna i ilu ludzi się tu uczy, a ilu pracuje i w ogóle. Masakra z tą placówką. No, a ona jeśli choć połowę znała, to miazga. I brawo dla niej, szacunek w ogóle wszystko wszystko. No, a kiedy ruszyli na parkiet i usłyszał, że Tom się żegna zrobiło mu się trochę smutno. – Ej, nie no. Stary, zostań. – jakoś tak. Mimo wszystko głupio się czuł z tym faktem, że to w sumie trochę przez niego i jego pomysł chłopak teraz szedł do domu. Ej. Chociaż w sumie.. Może miał już dość alkoholu, tylko nie chciał się przyznać? W sumie to było prawdopodobne, chyba nawet bardzo. Tak sądził. W każdym razie, nie chciał go zatrzymywać. Skoro stwierdził, że na niego pora, to nie będzie go zatrzymywał na siłę. – Trzymaj się. – powiedział, ściskając dłoń kolegi. Kiedyś jeszcze będą musieli iść na jakieś piwo, albo inny alkohol. Zdecydowanie. No, ale póki co, niech leci gdzie tam musi. – To jak? Zatańczy Pani? – spytał, wyciągając w jej kierunku dłoń, by zaprowadzić ją na parkiet. W końcu nie będą chyba siedzieć cały wieczór i noc, nie? Zwłaszcza, że w sumie oboje wyrazili aprobatę dla tego pomysłu. No więc. Na co czekać? A czy mieli się ku sobie? W sumie. Mogło to tak wyglądać. Śmieszne, bo Beniek sam nie wiedział, czy mają się czy nie. Prawda, była ładna, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. No i idą razem potańczyć, potem pewnie się jeszcze napiją. No i fajnie. Chociaż racja, złosliwi mogliby powiedzieć, że oto miłość rośnie wokół nas.
Dulce znała z widzenia praktycznie absolutnie wszystkich, a większość z nich nawet z imienia i nazwiska. Jakoś łatwo zapamiętywała takie rzeczy, chociaż wydawały się całkowicie niepotrzebne. Gdy jednak podchodzisz do kogoś, kto cię nie zna i wyjeżdżasz do niego po nazwisku, sprawiasz całkiem niezłe wrażenie, bo jednak jakoś się nim wcześniej interesowałeś. Gorzej było z wiekiem i tymi podobnymi sprawami, bo w podobny sposób zachowywała się zarówno do osób starszych od siebie, jak i dużo młodszych, więc całkowicie nie zwracała na to uwagi. Parę razy zdarzało jej się pomylić pracownika szkoły ze studentem ostatniego roku, ale co z tego, że jej tego nie zapomną? Merora wątpiła, że Tom miał dosyć alkoholu, ale gdzie jej tu oceniać, skoro nawet nie wiedziała, ile naprawdę wypił. Nie miała też siły żeby zastanawiać się, dlaczego sobie idzie, ale pewnie trochę dziwnie jej tu będzie bez niego. Ale co niby miała z tym zrobić? Skoro chciał iść, to nie będzie go za siłę zatrzymywać i trzymać rękami i nogami krzycząc, żeby został. Musiała by naprawdę sporo się naćpać i popić alkoholem, żeby zrobić coś takiego. - Zatańczę - uśmiechnęła się do niego, łapiąc lekko jego rękę. Gdyby nie dodatkowy drink pewnie by się z tym wahała, bo w końcu obcy i w ogóle, ale wydawał się być całkiem w porządku, w sumie był nawet przystojny, a ona miała się dobrze bawić.
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Słysząc słowa dziewczyny uśmiechnął się. - Bez obaw. Kwiaty będą i to z pewnością nie jedne. A spotkania? Będzie tyle ile płatków na kwiatach. Bez obaw. Ja nie muszę mieć pretekstu by się z tobą spotkać.- zaśmiał się i ucałował ją delikatnie w policzek. Zerkną na Benjamina i się uśmiechnął. W zdziwieniu pokręcił głową. - Ty też się trzymaj. Kto wie, kiedy ponownie się spotkamy. I tym razem może ja cię zauważę, a wtedy już nie będzie tak wesoło!- tak, zwłaszcza kiedy będzie miał kiepski humor. Nie no. Koledze nie zrobiłby krzywdy, ale powstrzymać się nie mógł. Gdzie zamierzał iść? Kupić sobie z cztery butelki trunku i w łodzi skorzystać ze swojego. Chyba już wszyscy śmią, nie? Czy im to się nie nudzi nigdy?
Zatem pożegnali Tommyego, po czym zajęli się sobą. Chłopak ujął jej dłoń, po czym poprowadził dziewczynę na parkiet. Tragedia, serio było tu dużo ludzi. Trochę martwił go fakt późniejszego powrotu do stolika. Nie bardzo wiedział, czy w ogóle będzie do czego wracać. W sumie przy barze było całkiem tłoczno. Ludzie spoglądali na wolne stoliki i zajmowali je, gdy tylko zauważyli że są wolne, albo niedługo się zwolnią. A tymczasem ku jego i jej pewnie też, miłemu zaskoczeniu takiego gwaru na parkiecie już nie było. Benjamin aż uśmiechnął się na ten widok. Zwolnił kroku, jednocześnie przestając za sobą ciągnąc Dulce. Masakra, że dojście tutaj zajęło im tyle czasu. A ile się przy tym przepychali. Dziwne, że za pomocą magii te pomieszczenia nie zostały jeszcze jakoś dodatkowo powiększone, albo coś w tym rodzaju. No chyba, że to mugole oporządzali tym dobytkiem. To drastycznie zmieniało postać rzeczy. O co najmniej sto osiemdziesiąt stopni. A szkoda, bo przy pomocy odrobiny zaklęć można byłoby w całkiem szybki sposób sobie poradzić z tym problemem. No cóż, widać tak musiało być. Tymczasem weszli na dance floor i zaczęli tańczyć. No w końcu po to się tu znaleźli, prawda? No i tak to było. Chwilę tak podrygiwali się do rytmu, kiedy Benjamin stwierdził, ze musi coś zrobić ze swoją towarzyszką. Toteż kiedy skończył się jeden utwór zbliżył się do niej i wprost do ucha, żeby na pewno wszystko usłyszała rzucił hasłem, żeby się uspokoiła, bo przecież nic złego jej nie zrobi. No, chyba, że chciała iść do domu. Wtedy nie byłoby żadnego problemu. W zasadzie to nie zdziwiłby się jej. W końcu nie znali się długo, a jakby nie patrzeć na wszystko inne, to jedyna osoba, która ich jakby scalała wyszła kilka minut wcześniej.
Dulce nie lubiła tłoków. Zawsze wśród tylu ludzi było cholernie głośno, gorąco, ciasno i w ogóle niekomfortowo, ale niewiele dało się na to poradzić. Faktycznie można było jakoś na to zadziałać magią, ale najwidoczniej właścicielami klubu byli po prostu mugole, dla których takie sztuczki były bajkami opowiadanymi do snu. Z tym wyjątkiem, że w tych bajkach nie lał się alkohol, nie sypały narkotyki, a dym z papierosów nie unosił aż do sufitu. Mogli oddzielić jakieś miejsce dla palaczy, bo chociaż Merora do nich należała, to wszechobecny ich zapach nakazywał jej sięgnięcia do kieszeni po zapalniczkę, a płuca są tylko jedne. Tak przynajmniej zawsze sobie powtarzała, dopóki ochota nie stawała się zbyt silna. Wtedy mogła palić papierosy na kilogramy, najlepiej zapijając czymś mocnym. - Wiem, że mi nic nie zrobisz - no, przynajmniej tak powiedziała, uśmiechając się do niego i nawet zabrzmiało to całkiem szczerze. Nie chciało się jej już wracać do łodzi. - Nie miałbyś gdzie i w gruncie rzeczy nie wyglądasz na takiego, co jest w stanie zrobić coś złego kobiecie - dodała. Nie wyglądał, ale ona w sumie nie wyglądała na Ślizgonkę, więc pozory zawsze można stworzyć. Chciała go jednak poznać, więc nie mogła tak po prostu się wycofać.