Wchodzisz przez drewniane drzwi na klatkę, która nie różni się niczym od innych w tej części miasta. Tylko mała, czarno-biała tabliczka "Art-es, pierwsze piętro" jest dla ciebie czymś nowym. Wchodzisz trzeszczącymi schodami, po czym stajesz przed wysokimi drzwiami. Pukasz kołatką, a drzwi otwierają się same, jak w scenie z niejednego horroru. Wkraczasz do pomieszczenia wyglądającego jak sklepik. Urocza ekspedientka na pewno znajdzie coś dla ciebie w tych niewielkich, lońdyńskich pamiątkach. Chyba, że szukasz mistrza pędzla. Wtedy musisz przejść przez białą pracownie, w której powstają zamówienia i pokój zajęć artystycznych, które czasem zdarza się tu prowadzić, by trafić do elegancko wystrojonego pokoju personelu. Własnie w nim tworzą się pomysły, więc haos jest tam częstym gościem. A tobie jak mogę służyć?
Jasne, że się cieszyła, że dostała pracę, że parę spraw wreszcie zaczęło się układać, że miała jakiś grunt pod nogami i choć krążyła gdzieś po krawędzi niepewna tego co może się jeszcze wydarzyć, po prostu ufała sobie, że tak będzie dobrze. Nie umiała tego jeszcze teraz rozpisać na czynniki pierwsze, ale rzeczywiście po prostu sądziła,że tak będzie lepiej. Jeśli zacznie żyć czymś, czego nigdy nie czuła, czego nie dzieliła na odpowiedzialność większą i mniejszą. Z rozmysłem przyciągnęła do siebie cały wielki tort złożony z kremów smakujących jak gorycz, smutek, łzy, piekące uczucie wstydu, zazdrości, a nawet żałości. I zanurzyła w nim nóż, co by odkroić sobie wielki kawałek i zjeść. Zjeść to wszystko i przeżuć po raz ostatni, aby potem być czystą. Wolną. Jedyną w swoim rodzaju. Teraz szła przez Londyn raz po raz zatrzymując się przy mniej lub bardziej kolorowej wystawie, co ciekawszym elementom robiła zdjęcia. Uśmiechała się do dwuletnich dzieciaków ciągniętych zbyt szybko przez swoich rodziców do przodu, i zastanawiała się jak to jest w ogóle jest mieć to dziecko. Złożyła sobie obietnicę, ona nigdy nie wpadnie, ona nigdy nie zrobi czegoś przypadkiem. Będzie musiała czegoś bardzo chcieć. Za dużo rzeczy wydarzyło się przypadkiem, nieproszone wpadły do pomieszczenia budząc wiatrem względny spokój i poczucie bezpieczeństwa, które opadając z nerwów uświadomiły ich tylko jak bardzo są w błędzie. Pchnąwszy drzwi od pracowni wciągnęła zapach pomieszczenia, w którym unosiła się woń świeżo zaparzonej kawy rozjuszonej przez wszelki rodzaj farb, który Math mogłaby nazwać nawet obudzona o trzeciej nad ranem i wyrwana z najlepszego snu. - Dzień dobry! - Krzyknęła od wejścia zsuwając z szyi apaszkę w lazurowym odcieniu i odkładając powoli torbę na bok, jeszcze się nie przyzwyczaiła, że jest tu pracownikiem. Te nowe ściany wciąż czyniły ją gościem. Posunęła się niepewnie w stronę biurka i przyjrzała się notatkom. - Panie Williamie czy jest dziś coś ważnego od ważnego? - Spytała z uśmiechem, którego mężczyzna pewnie i tak by nie dostrzegł, szczególnie przez ścianę.
Poranek powitał go podmuchem zimna, które przyjemnie orzeźwiając, wołało do rozpoczęcia kolejnego dnia w pracowni. Już nie pamiętał kiedy został na noc u swojego ojca. Wolał o nim nie myśleć, w końcu on tak samo postępował przez ostatnich 20 lat. Nie wiedzieć czemu jakieś pół roku temu wyciągnął do mężczyzny rękę, dając możliwość otworzenia pracowni, rozpoczęcia nowego życia. Zabawne, że zanim jeszcze przyszedł w te mury, już wiedział jak one będą wyglądać. nawet obraz, który ukazywał to miejsce zachował dla siebie, zasłoniętego i odwróconego w jednym z pokoi. Nie spodziewał się, by kogoś on interesował. Teraz, była to po prostu pejzaż jak jeden z wielu. Już bez znaczenia, gdyż misja tego obrazu dobiegła końca. Z każdym tak jest. Powstaje w amoku myśli, zapomnieniu zmysłów, potem staje się zagadką, a gdy już William znajdzie do niego klucz, trafia na dno serca,m w swego rodzaju zapomnienie. Mężczyzna woli być pewien, że nikt na podstawie obrazu nie zajrzy w jego życie. Ten fragment duszy, który tworzył jego obecne życie. W końcu kim by był, gdyby nie sztuka? Pewnie kolejnym byłym skazańcem, pracującym w jakimś małym sklepie jako szemrany sprzedawca z lepkimi rękoma do czyjegoś szczęścia. Można by go nazwać wtedy ścierwem człowieka, bo jego dusza była by martwa, nie posiadałby nic co cenne. Teraz znów stał przed staluga, rysując kontury kolejnego obrazu. Taki szczegół, a jednak od tego zależy reszta pracy. Grunt to dobrze zacząć, reszta już pójdzie z górki. Chyba tego mu w życiu brakowało. Szum ulicy wydobywający się z otwartego okna tylko uświadamiał go w myśli, że zaraz zacznie się kolejny dzień pracy. Przyjdzie Mathlide, do której powoli się przyzwyczajał. Od dawna w końcu nie przyszło mu z kimś współpracować. Myśl, że najczęściej była weselsza od niego tylko dodawał otuchy. Choć na chwilę mógł odpłynąć od szarego życia i na parę godzin stać się żartobliwym właścicielem tego lokum. - Dziś? Musimy dokończyć zamówienie dla pani Rosemary. Kobieta nalega, żeby obraz powstał przed jej pięćdziesiątą rocznicą ślubu. Wyobrażasz to sobie? Na prawdę musi kochać tego knypka z krzywym nosem - Powiedział głośniej w stronę wyjścia z pracowni. Po ty, spojrzał na obraz, na który już naniesiono co jaśniejsze barwy. W końcu zawsze maluje się od bieli do czerni, kolory nie mogą choć w fragmencie się nieregularnie zmieszać. W końcu ich siwe włosy w rzeczywistości nie wtapiają się w obleśną, żółta kanapę, co?
Math rozerwana pomiędzy swoimi pasjami wciąż borykała się z wrażeniem, ze popełniła błąd przerywając studia. Oczywiście, że była to dla niej wielka szansa. Otrzymanie dyplomu, ukończenie pewnego stopnia w swoim życiu. Przecież nie była jednym z tych ludzi, których nie było stać na edukację. Mogła sobie pozwolić nawet na dodatkowe szkolenia, beztroskie lata studenta... Dlaczego zatem zrezygnowała? Co ją pchnęło do tego, żeby zostać kimś zupełnie innym? Czy to kolejna próba, która miała spełznąć na niczym? Milczała wobec siebie, gdy stawała przed lustrem w łazience. Nie potrafiła sobie sama udzielić odpowiedzi, bo się bała tego, co usłyszą jej uszy, gdy jeszcze myśli dobrze tego nie przygotowały. Cieszyła się, że sowa ojca jej nie namierza, że nie otrzymała żadnej wiadomości. To była błoga cisza pozbawiona tony pretensji, które z pewnością przygniotłyby jej wątłe ramiona. Cudem przecież się udało znaleźć mieszkanie i pracę, żeby je opłacić. Właściwie to po raz pierwszy w życiu zaległa z czynszem, ale potrzebowała swojego miejsca. Nowych czterech ścian niespaczonych żadnym chorym wspomnieniem. Westchnęła nalewając do kubka gorącą ciecz, co by zaparzyć sobie herbaty. Wciąż oplatały ją wątpliwości, ale słysząc głos pracodawcy mimowolnie się uśmiechnęła. Lubiła z nim pracować, nie wymagał od nich cudów, akceptował jej uwagi i sporo rzeczy pomagał zrozumieć w inny sposób niż dotychczas pojmowała. Imponował jej swoim zawzięciem, chęcią do malowania. Ona sama musiała mieć dobry dzień, by pędzel odpowiednio namoczyć w farbie i popłynąć z tematem. Słysząc jednak opowieść Williama o Rosemery zaśmiała się dźwięcznie odstawiając naczynie na biurko. - Och, w porządku. Napije się pan kawy lub herbaty? Myślę, że wykończenie tego obrazu nie powinno być problemem, jeśli użyje pan tych barw jesieni, o których rozmawialiśmy przedwczoraj? W sumie to byłoby bardzo ładne... Taka zamknięta kompozycja. Chciałabym chyba przeżyć taką miłość, która miałaby swoje trwanie dłużej. Choć nawet jeśli... To nieodpowiednim prezentem w tym przypadku będzie obraz. - Uśmiechnęła się na myśl o starej wersji Kaia, która z pewnością nie nauczy się doceniać sztuki i jednym odpowiednim dla niego prezentem będą bilety na mecz... Z synem? Przełknęła nagle ślinę, bo przecież nie myślała o dzieciach, a ta wizja w jej głowie pojawiła się tak nagle, że przysiadła zszokowana na krzesełku. - W takim razie przejrzę terminarz i zobaczę co trzeba popakować, a co z dostawy wystawić do sklepiku. Wczoraj chyba pojawiły się te nowe pędzle, które wyrównując farbę i wciągając ją we włókna. Są bardzo wygodne, miałam takie w Kopenhadze. - Oczywiście, że miała. Miała wszystko. Poza ludźmi, którzy zaakceptowaliby to, że Math musi pewne decyzje podjąć samotnie.
Studia... Ach nauka była chyba najprzyjemniejszym okresem w życiu Williama. Fakt, że najbardziej lubianym zajęciem wszystkich było magiczne gotowanie, a sam miał wrażenie, że większość jego znajomych poszła na wybitnych kucharzy wcale mu nie przeszkadzał. Wystarczały mu białe wapienne ściany budynku na plaży, widok z dormitorium na morze i gra w quidditcha wśród delikatnej morskiej bryzy i gorących promieni Hiszpanii. Tak, po czasie mózg wypiera złe wspomnienia, tworzy optymistyczny obraz przeszłości. W końcu co to by było, gdyby wspominając szkołę widział swoją matkę przy miotle, która kontem oka szpieguje czy czasem chłopak nie rozrabia na przerwach między zajęciami? Nikt nie wie, na pewno życie nie byłoby już takie samo. Nie mógłby wtedy patrzeć na zdjęcia ze szkoły czy pierwszą małą przepowiednie, jaka namalował. fakt, ten obraz nie był piękny ani radosny, ale przedstawiał kogoś, kto na parę lat zagościł w jego wyobraźni. Niestety, nie przeszło mu przeżyć miłości jak z bajki. Co najwyżej romans, którego zakończenia nigdy nie poznał. W sumie rozpoczęcie również nie istniało. To wszystko wkradło się na pomięte kartki jego wspomnień jak niechciane kleksy. Za młodu patrzył na nie z rozbawieniem, teraz stały się tylko brudem, który można by wybawić jednym zaklęciem. Ręka władna, ale chęci brak. Czemu? Sam do końca nie wiedział. Teraz jednak delikatny zapach herbaty uniósł się w powietrzu, a Mathilde jak zawsze miło rozpoczęła dzień. Zabawne, wcale nie miała mniej problemów niż on, choć była od niego niewątpliwie młodsza. Dorosłość, jedyny etap życia w którym każdy ma podobne problemy i nikt się z nimi nie obnosi, nie wynosi ich wniebogłosy. Może to właśnie sprawia, że dorosłość jest taka smutna? W końcu krzycząc o coś, robisz zamieszanie, a z niego już nie trudno zrobić skecz. - Herbaty. Gdzieś tam w ogóle powinna być mięta, jak znajdziesz to zaparz. Może napłyną nam przez nią świeże pomysły - Stwierdził, po czym spojrzał na wspomniane przez dziewczynę jesienne farby. Fakt, coś w nich było, choć równie dobrze mógł zmieszać czerwień z zielenią, a otrzymany brąz rozjaśniać żółcią. Otrzymałby pewnie to samo. może kiedyś nauczy dziewczynę pracy na gamach rozjaśnianych i przyciemnianych? W sumie to niegłupi pomysł. - Dobrze, możesz później dać to do przenoszenia i wysyłania Felixowi. Przydasz mi się przy komponowaniu tła. - Stwierdził krotko. Sam nie umiał by się tak rozgadać jak dziewczyna. Chyba po prostu ją bardziej pociągały te ciekawostki z świata sztuki. Jakieś farby, pędzle, duperele. On po prostu brał co miał pod ręką, byle grubość włosia była dobra. - Wsiąkające w płótno? Tak bardzo dyskryminują autora. W końcu pociągnięcia pędzla, faktura, to również część obrazu. Zwierciadło autora, a w sumie jego reki. - Stwierdził, po czym szybko zaczął się rozglądać po pracowni. Tak, obraz pani Rosemary nie jest jego dzisiejszym ostatnim strapieniem.
Przed Mathilde zbyt szybko postawiono wielkich kielich goryczy. Niedojrzałego wina zwanego dorosłością. Nie miała pojęcia dlaczego tak się stało, i co dyktowało ten obcy rytm pracy, ale po prostu zaakceptowała tę dość osobliwą kolej rzeczy i łyk za łykiem stawała się co raz słabsza czy bardziej podatna na krzywdy. Dna wciąż nie było widać, ale w ciągu spożywania mieszaniny zdarzeń zdążyła przyzwyczaić się do nieciekawego smaku, który gdzieś stał się co najmniej niepotrzebny. Takie życie... Otwarta przestrzeń w złotych ramach. Co jeśli życie każdego z nas jest obrazem wiszącym na opuszczonym korytarzu świata i jesteśmy niedokończeni? Upchani gdzieś pomiędzy zmieszane farby, nieumieszczone jeszcze fotele, czy połamane krzesła. Sami... Wciąż dobiegają kolejne muśnięcia tworzące zło, chwilę dobra, kogoś kogo chcemy trzymać za rękę, ale w istocie umyka on nam co raz bardziej... Przebiega na inny obraz, albo upada z tła. Zatrzymuje się na korytarzu... Tak pustym i niegościnnym... Gdy umieramy stajemy się posadzką deptaną przez tych, którzy zamiast tworzyć swój pejzaż wolą lubieżnie przyglądać się naszemu. Nie zaprzeczaj. To zupełnie inne prawa. Nie mowa o nich w mugolskiej telewizji, czarodziejskich książkach, muzyce łączącej oba światy. Pewne kwestie się przemilcza. Niektórzy byli zdania, że to całe życie trzeba było skomentować, ale tylko śmiechem. To jedyny wyraz szaleństwa, tak często mylony z wyrazem szczęścia. Tani wariaci w teatrze lalek, stojący pomiędzy kostiumami, które pozornie wybierają w istocie nie czyniąc tego ani razu. Skazani na siebie pośród farb, scenariuszy, miliona przedstawień. Smutne to fakty, ale pewnie dlatego przyciągnęła do siebie zbyt gwałtownie kubek z różaną herbatą powodując, że kilka kropel opadło na stolik. Wytarła je szybko szmatką otwierając wolną ręką szafkę i wspinając się na palce, żeby wydobyć wspomnianą miętę. Ruchy były mechaniczne, nie sposób dostrzec w nich czegoś więcej, jakiejś większej czy nawet mniejszej radości. - Och, nie mogę się doczekać. Czym takim będzie to tło? Co chce pan umieścić na tym obrazie? Bo właściwie zawsze jak siadam do malowania wpierw tworzę zaraz. Lubię znać świat, ale jednocześnie użyć specjalnie czasem innych farb. Sielanka jest piękna, ale zaskoczenie doskonale poniewiera zmysły. - Rzuciła zalewając liście mięty ukropem i odstawiając drugie naczynie na bok, schowała cała rozgardiasz do szafki po czym usiadła przy biurku otwierając wielki notes, zapisując co nie coś. - Okej, w porządku. Zatem trzeba wysłać tamto do Felixa. - Zanotowała, a później przeniosła szmaragdowe oczy na twarz mężczyzny, którą okalały kręcone włosy. - Och oczywiście, jednak przy wykończeniach te pędzle i farby są pomocne, bo nie powodują czasem taki szkód, jak te pospolite. To pomocne. Ale efekt plam też jest ciekawy, jeśli coś jest rozmyte. I takie ma pozostać. - Odrzekła nieco mniej śmiało, ale nadal czuła się tu swobodnie, więc objęła długimi palcami kubek z różaną herbatą.
Czym dalej, tym trudniej. Wszyscy w końcu zachwycają się tym co nowe. Nikt nie mówi "Spójrz, mam takiego super psa od 14 lat i mam wrażenie, że on mnie od zawsze kocha". Wszyscy cieszą się, gdy usłysza "Dostałem na urodziny uroczego szczeniaczka, tak słodko patrzy, że aż chce się go kochać." Po tych kilkunastu latach zostaje się kolejnym przedmiotem, kolejnym niebytem, duchem czy raczej cieniem. Zwyczajnym do szpiku kości, już nikt nie widzi tej nadzwyczajności. A przecież oczy dalej lśnia tym samem blaskiem, usta wydaja te same dźwięki. To wszystko kwestia przyzwyczajenia. William już nawykł, że życie nie jest proste, a każdy dzień przynosi nowe wyzwania, za pokonaniu których nikt nie pogłaszcze po główce. Bo choc świat jest piękny, ma niewyobrażalnie wiele barw, które raz po raz wnikają w nas, to jednak życie zawsze jest takie samo. Brutalne. Trzeba się przed nim umieć bronić. Można założyć metaforyczną pelerynę niewitkę i schować się w tym co zwyczajne. Tę droge wybiera wiele osób. Można stać się rycerzem na białym koniu, który chciałby to zmienić. To nie możliwe. Najprościej jest zacząć nienawidzić otaczającej nas rzeczywistości. Niestety będąc jednostką nie zdziała się wiele, a co najwyżej nabawi wrzodów od złości. Co więc pozostaje? Mimo wszystko być sobą i tylko sobą. Niestety, zanim ktokolwiek to rozumie, już jest za późno by coś zmieniać. W świecie Morgana wybawieniem stała się to miejsce, te parę ścian, które przynoszą zajęcie na całe dni i pozwalają się oderwać od tej niechcianej "dorosłości". Płótno jest cierpliwe, a farby pozwalają przedstawić niemal każda myśl. Nawet nieco zbyt krzywy nos pana Rosemary zdawał się być idealny w świetle tych pary barw które go tworzyły. Rozbielony karmazyn, trochę scjeny palonej i wszystko nabiera sensu. Szkoda tylko, że życia tak po prostu nie da się pomalować. Wziąć farb i zamalować tego, co tworzy ten niechciany kielich goryczy. - Słyszałaś może o tym w jaki sposób tworzono tło do Mona Lisy? Wtedy to kobieta pozowała w pokoju, a tło było skomponowane za pomocą perspektywy barwnej. Sądzę, że naszym klientom też się to spodoba. Dlatego teraz zamknij oczy i wyobraź sobie jakikolwiek miejsce. - Zrobił przerwę, dając dziewczynie chwile na zapomnienie.- Nie, nie mów mi gdzie teraz jesteś. Skup się na kolorach. Spróbuj zapamiętać te najbardziej pasjonujące cię. Naciesz się nimi, wchłoń każdą ich krople. - Cicho przesunął się w stronę palety kolorów, by delikatnie włożyć ją dziewczynie w rękę. - Otwórz oczy i spójrz na obraz. Dwójka naszych staruszków już na nim jest. Twoim zadanie jest stworzenie z wchłoniętych kolorów krajobrazu w tle. Nie nanoś światła, cieni czy jakichkolwiek udziwnień. To mają być czyste barwy. Równe jak na palecie. Dobrze? Spojrzał na nią, chyba nie za bardzo odnajdywała się w nowej rzeczywistości. Zabawne, tak samo jak on.
Nie zmienisz nic. Ludzie będą Cię okłamywać, zgrywać przyjaciół, będą patrzeć na Ciebie troskliwie, by zaraz potem zawiesić wyjście ostatniej drogi ewakuacyjnej. Okazuje się, że nie masz już którędy wybiec, nie ma szansy na naprawienie czegoś i jesteś zupełnie sam. Tak wiele razy roztrząsana historia Kaia i Mathilde, Veronique Villadsen, później rodziców, braci... Cokolwiek by się nie działo musiała wyzbyć się złudzeń. Pewne sytuacje miały za zadanie tylko ją zranić, mniej lub bardziej, ale zawsze. Te sytuacje miały swoje kolory. Te związane z Kaiem w ciemnej zieleni jego oczu, te połyskujące duszą zmarłej siostry dotyczyły lazuru... Mogłaby o tym ułożyć baśń. Gdy jedna z łez spłynęła o jeden milimetr za daleko. Nie wiedzieć czemu po prostu teraz wydawało się jej to wszystko tak abstrakcyjnie mało prawdziwe, przyjemne. Chcąc nie chcąc słuchała głosu Williama i przyjęła od niego paletę wyobrażając sobie, że jest ze staruszkami w wielkim ogrodzie. Obserwuje ich przy zachodzie słońca, gdzieś z tyłu kwitną jasnoróżowe kwiaty i to one rozkładają się kielichami nad ich pochyłymi sylwetkami. Ciepłe powietrze jest lśniące i z troską otacza ich swoimi ramionami... Aż wreszcie jesienne kolory ubrań płyną z prądem upływającego czasu. Nie mogła tego inaczej skomentować, więc powoli uniosła powieki z nad szmaragdowych oczu i podniosła się z zajmowanego stołka, by wziąć pędzel z półki i zanurzyć go w żółci, którą pociągnęła w róg obrazu i posuwając się w dół o mało nie zahaczyła o ramię staruszki. Wszystko jednak celowym było, więc zaraz zasięgnęła po róż tworząc swój własny zachód słońca w barwach najbardziej pożądanych, nie tych danych przez naturę. Czasem... To czego chcemy nie ma najmniejszego znaczenia, ale sfera marzeń jest całkiem inspirująca. - Och, to bardzo ciekawe. Spróbuję to zrobić w należyty sposób. - Obiecała nie poddając się w miksacji barw, które powoli nanosiła rozsuwając ich plamy nakładające się na siebie co raz bardziej. Tworzyła kolaż rzucony jakby promieniami na witraż, który otulał tę dwójkę. Czy ta miłość była już wieczna i trwalsza niż więź z czternastoletni psem? Nie odpowiadając na to pytanie obejrzała się na Morgana. - W ten sposób? - Czysta ciekawość, chęć zdobycia potwierdzenia, że postępuje tak jak trzeba. Lubiła tu pracować, gdzieś upchana w ciszy poza zgiełkiem ulicznym i wszystkim, co ty uznajesz za cudowną codzienność. - Swoją drogą to ciekawe myśleć o abstrakcyjnych miejscach i w nich szukać barw tła.. Nigdy w ten sposób o tym nie myślałam. - Podzieliła się swoją amatorszczyzną nie raz, nie szukała poklasku. Szukała rad. Może dlatego do tego nawiązywała, a może nie miała żadnego powodu. Kto wie.
Tak, oboje łączyli świat z farbami, on w wizjach, ona w historiach. Każde miał swoją paletę, na które ciemna słodycz bólu i jasne utrapienie przyjemności ciągle ze sobą walczyły. Przenikały się, tworząc szarość, pochłaniając każdy zakamarek, skrawek, kwiatek. Wszystko. Dlatego prościej było uciec do pracowni, zakopać się pod stertą kartek i pędzli, udawać głuchego i ślepego na rzeczywistość. Trwać w marzeniach, a je zmieniać w kolory, odebrane nam z życia. Oboje w środku byli w końcu tęczami. Może nie takimi radosnymi, by biegały po nich jednorożce, a krasnoludki chciały zakładać mieszkania, jednak na tyle ciepłymi, by móc się obdarowywać tym dobrem. Jakkolwiek to zabrzmi, rzygać tęczą w słowach, dając kolejne krople i pasma na płótnie. Czy to normalność? Dla Williama tak, on starał się stworzyć z tego swoją małą ostoje. Miejsce życia, w którym mógł obdarowywać nim każde zdjęcie czy obraz. Zabawne, że nie zdając sobie z tego sprawy, to samo robił z Math. Udamawiał ją z zakładem, tworzył ten kącik świata, z którego nawet w kajdankach nie da się człowieka wyrwać. To jest w głowie. Czerwienie, żółcie, szarości, brązy... Ach barwy tak bliskie, że sami czasem nie wiemy, czy dalej do siebie pasują czy już odbiegły od wizualnej normy, którą narzucają nam inni. Wiadomo, brąz brązowi nie równy, a szary ma więcej tonów niż Kaczmarski oktaw. Na szczęście białogłowa odnalazła swoje natchnienie, subtelne. Widać, że wie co pasuje do zakochanych par. William jednak nie wnikał jak jej życie prywatne, czy jest szczęśliwa gdy oddaje cząstkę siebie na płótno zamiast w czyimś łóżku. Skoro tu przychodziła znaczy, że miała powód. Za to skoro chętne maluje to tym powodem jest coś więcej niż pieniądze. To całkowicie wystarcza. - Nie pytaj mnie, czy jest dobrze. To twoja wizja. Jeśli sobie zaufasz, na pewno będziesz wiedziała czego szukać. - Czuł się prawie jak mentor ze starożytności, tylko bez togi i siwej brody do zmieni, jak to w komiksach ludzie zwykli rysować. Duchem mógł już odchodzić na emeryturę, ciałem jeszcze nie był nawet w połowie wieku, który mógłby spokojnie dożyć. Włosy dalej gęste, sylwetka dalej jak na Hiszpana przystało. Czego chcieć więcej w jego wieku? Ach tak, pięknej żony, dwójki dzieci i willi z basenem... - Powiedz mi jak skończysz, nie będę ci przeszkadzać. Zajrzę, co dzieje się w sklepiku. Zaraz powinniśmy ruszyć z kopyta. - Powiedział, po czym zginął za drzwiami pracowni.
Przyjęli Cię do nowej pracy i pierwsze dni spędziłaś na podstawowym szkoleniu dla personelu, poznając tajniki działania pracowni artystycznej. Starsza ekspedientka pracująca w tutejszym sklepiku widać, że bardzo Cię polubiła i cierpliwie wszystko tłumaczyła, chcąc, abyś miała jak najlepszy start i zrobiła wrażenie na szefie. Razem z nadejściem nowego tygodnia, taryfa ulgowa się skończyła, a Ty musiałaś dać z siebie wszystko, radząc sobie z klientami.. Rzuć Kostką! Możliwe Scenariusze: 1,4 Miałaś pomagać na sklepie. Specjalnie z koleżanką zmieniałyście się tak, aby zawsze któraś była dostępna dla klientów, więc gdy nadszedł czas na drugie śniadanie — wszystko zostało na Twojej głowie! Z uśmiechem witałaś klientów i próbowałaś im jak najlepiej doradzić. Jedni szukali sztalug, drudzy pędzli czy farb — miałaś o tym pojęcie, więc sukcesywnie tłumaczyłaś, że dla początkującego aż tak drogi sprzęt jest niepotrzebny i lepiej zacząć skromniej, aby opanować podstawy. Nieco młodszy od Ciebie chłopak był szczególnie nieporadny, pytał dosłownie o wszystko! Z jakiego włosia były pędzle, które szkicowniki były najlepsze i czy warto mieć kilka słoiczków do wody. Użerałaś się z nim ponad godzinę, jednak w końcu zrobił porządne zakupy, a do Twojej kieszeni trafił napiwek w wysokości 30 Galeonów, które zaoszczędził na towarze! Zgłoś się po pieniążki w odpowiednim temacie! 2,5 Na sklepie radzili sobie nieźle, więc wysłali Cię do pracowni, gdzie młody mężczyzna prowadził zajęcia artystyczne. Ubrałaś się w fartuszek i zaczęłaś pomagać mu w pracy — przynosiłaś nowe kartki papieru, zmieniałaś wodę, wycierałaś zalane farby. Poprosił Cię w końcu o pozowanie z wazonem kwiatów, bo zamówiona modelka odmówiła. Nie chcąc odmawiać przełożonemu, przyjęłaś odpowiednią pozycję i siedziałaś w bezruchu, trzymając noc w bukiecie kolorowych roślin. Szło Ci całkiem nieźle, kiedy niespodziewanie kichnęłaś i cała aranżacja się zniszczyła! Wazon przewrócił się i potłukł, Ty byłaś mokra, a kwiecie rozsypało się po podłodze! Musiałaś wysłuchać marudzenia mężczyzny, jednak nie odniosłaś większych konsekwencji poza dość słabym, pierwszym wrażeniem. Następnym razem postaraj się lepiej! 3,6 Poszłaś na przerwę obiadową do pokoju personelu. Byłaś z siebie zadowolona, wszystko szło Ci dobrze i szybko odnajdywałaś się na sklepie, chociaż ciągnęło Cię bardziej do zajęć praktycznych. Wiedziałaś jednak, że do prowadzenia zajęć czy kursów musiałaś tu trochę popracować. Zabrałaś się do jedzenia, dostrzegając na stole gazetę. Prawiła ona o sztuce, więc z ciekawością zaczęłaś czytać artykuł. Poza najmodniejszymi kolorami na sezon dowiedziałaś się też o nadchodzącej w Londynie wystawie sztuki Współczesnej! Przyszedł też szef i zaczęliście rozmawiać, bo okazało się, że on również jest wydarzeniem zainteresowany. Zdobywasz 1 Punkt Działalności Artystycznej! Zgłoś się po niego w odpowiednim dziale!
Bianca była bardzo podekscytowana nową pracą. W jej głowie już rodziła się wizja współpracy z jakimś niesamowitym artystą i wspólne tworzenie czegoś niesamowitego co zaskoczy cały świat. Cichy głosik z tyłu głowy kazał jej zejść na ziemię, ale zgrabnie go ignorowała i na miejsce prawie że przyfrunęła na skrzydłach ekscytacji. Jej zapał został szybko ostudzony kiedy powiedziano jej, że pierwsze dni spędzi na szkoleniu, a żeby móc tworzyć bez ograniczeń musi przejść okres próbny - na sklepie. Zwolniłam się z księgarni żeby nie pracować jako sprzedawca, a tu proszę, znowu sprzedawca, pomyślała zirytowana, ale na zewnątrz nie dała po sobie tego poznać. Robiła dobra minę do złej gry, ale z całego serca chciała zostać w pracowni, więc mimo wszystko postanowiła dać z siebie dwieście procent. Wiedzę na szkoleniu pochłaniała szybko i zanim się obejrzała już stała z przypiętą plakietką na piersi, na której widniało "Bianca". Z współpracownicą szybko doszły do porozumienia, że zawsze ktoś musi być na sali, więc będą się wymieniać. Kolej Zakrzewski na samodzielną pracę przyszedł zaskakująco szybko, ale miała doświadczenie w marketingu, więc nie za bardzo się tym przejmowała. - Prawdę mówiąc żeby zacząć nie potrzebuje pan aż tak drogiego sprzętu. - powiedziała do klienta - Skoro nie wie pan czy na pewno będzie pan zadowolony z tego rodzaju zajęcia to polecam to tutaj.. - zdjęła z górnej półki płótno, które powinno zadowolić osobę rozpoczynającą swoją przygodę z malarstwem. Nie miała problemu w tłumaczeniu klientom jakie różnice robiło włosie pędzla, albo które farby najbardziej nadawały się dla osoby ze średnim stażem. Szybko odkryła, że sprawiało jej to wielką radość, a duże doświadczenie i otwartość na innych pomagało jej na każdym kroku. W końcu do pracowni wszedł chłopak, niewiele młodszy od niej. Zadawał dużo pytań, na które z początku Bianca odpowiadała chętnie i z energią. Jednakże nie spodziewała się, że jego pytania nie będą miały końca. Pytał dosłownie o wszystko. Jak dobrać pędzel do farb, w którą stronę do światła ustawić sztalugę, kiedy najlepiej zacząć malować, im dalsze pytanie tym mniej sensu miało, a Bianca miała wrażenie, że albo ona wyjdzie, albo chłopaka zwyczajnie wyprosi. Pamiętała jednak, że to jej okres próbny i musi przeżyć nawet tak upierdliwych klientów. Spoglądała na zegarek, a czas dłużył się niemiłosiernie. Dziesięć minut, piętnaście, kolejne pytania, trzydzieści. Z jakiego włosia były pędzle? Czterdzieści. Które szkicowniki są najlepsze? Pięćdziesiąt. Czy warto mieć kilka słoików do wody? Odpowiadała przez ponad godzinę, a kiedy usłyszała "No dobrze, to chyba wszystko", myślała, że zacznie skakać z radości. Dobry Merlinie, jakim cudem ten chłopak był malarzem, skoro miał aż tyle pytań. Nie pytała jednak o to tylko skasowała towary klienta i z wdzięcznością przyjęła napiwek. Co jak co, ale należało jej się. Miała wrażenie, że całkiem uleciała z niej energia, jak powietrze z przebitego balonu.
Doszedłeś do wniosku, że czas wrócić do pracy wolnego strzelca w zawodzie modela. Przeglądałeś ogłoszenia, szukałeś czegoś inspirującego — Twoją uwagę przykuło ogłoszenie z Hogsmade o poszukiwaniu kandydata do pozowania na trwający tam kurs malarski. Wysłałeś zgłoszenie z załącznikiem, a po kilku dniach otrzymałeś odpowiedź potwierdzającą oraz zawierającą do podpisania umowę razem z wysokością wynagrodzenia. Umówionego dnia zjawiłeś się na miejscu gotowy do działania, pełen entuzjazmu i ekscytacji, bo dawno nie miałeś okazji pozować.. Rzuć Kostką! Możliwe Scenariusze: 1,4 Prowadzący zajęcia dla młodych artystów okazał się bardzo miłym człowiekiem i po krótkiej rozmowie zabrał Cię do pokoju ze sztalugami, gdzie mieli za kilkanaście minut pojawić się uczestnicy. Tematem dzisiejszych zajęć była anatomia człowieka z naciskiem na szkice klatki torsu czy ramion. Zdjąłeś więc górną część ubrania i pozwoliłeś, aby Jacob ustawił Cię w odpowiedniej pozycji, dając kilka wskazówek. W końcu pojawiła się młodzież i zabrała do pracy. Dziwnie było, gdy wszyscy podchodzili i dotykali Cię, zupełnie jakbyś był eksponatem. Widać, że byli pod wrażeniem Twojej sylwetki i starali się ją jak najdokładniej oddać na papierze. Jedna z dziewcząt miała bardzo intensywne perfumy, które zaczęły kręcić Cię w nos. Starałeś się powstrzymywać, jednak w końcu rozległo się przeraźliwie kichnięcie i cała otaczająca Cię sceneria została zniszczona przez gwałtowny ruch Twojego ciała. Twój pracodawca nie wyglądał na zachwyconego. Ustawił Cię jeszcze raz, a rysunki musiały zostać robione od nowa. Siedziałeś dłużej, a za dodatkowe godziny nikt Ci nie zapłacił. 2,5 Ledwo zdążyłeś wejść, a już zostałeś zabrany do niewielkiego pokoju, gdzie przygotowana była dla Ciebie scenka z antycznej Grecji. Miałeś udawać półboga wpatrzonego w stare księgi, w otoczeniu wina oraz owoców, mając na sobie białą togę. Nic trudnego! Przebrałeś się, nałożyli Ci na głowę laurowy wianek i posłuchałeś instrukcji prowadzącego, który ustawił Cię w odpowiedniej pozycji. Na szczęście było wygodnie, mogłeś podpierać się rękoma o kamienną, jasną kolumnę. Spędziłeś tak wiele godzin, mając okazję poczytać jakieś legendy wypisane za pomocą alfabetu runicznego! Zdobywasz 1 Punkt Run do swojego kuferka! Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie! 3,6 Dłużyło Ci się niemiłosiernie, a ciągłe podchodzenie do Ciebie i dotykanie Twojego ciała przez uczniów sprawiało, że czułeś się niczym zwierzę w zoo. Panowała cisza, którą przerywało jedynie skrobanie ołówków o papier i krótkie uwagi, które instruktor posyłał swoim uczniów. Stałeś w środku kółeczka, otoczony sztalugami i ludźmi, takim, jakim bóg Cię stworzył — akty również były częścią kursu! Musiałeś stać w kokieteryjnej pozycji, demonstrując swoje mięśnie. Gdy ogłoszono przerwę, odetchnąłeś z ulgą. Wszyscy wyszli, a Ty zawiązałeś na biodrach ręcznik i zacząłeś rozglądać się po pokoju. Twoją uwagę przykuł stary, oszklony regał i stojąca za nim czaszka z kryształowymi oczyma. Rozejrzałeś się, a następnie wyjąłeś przedmiot z szafki, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Czyżby miał coś wspólnego z czarną magią? Po chwili poczułeś nieprzyjemne pieczenie dłoni i nudności, a także echo zbliżających się kroków. Schowałeś czaszkę i wróciłeś na miejsce jak gdyby nigdy nic. Dostrzegłeś wtedy, że cała Twoja dłoń pokryta jest paskudnymi bąblami, a po skórze roznosi się wysypka czerwonych plam! Na pytające spojrzenie instruktora, wykręciłeś się alergią. Po zajęciach musiałeś kupić w aptece odpowiednie maści, które kosztowały Cię 25 Galeonów! W następnym wątku pamiętaj o problemach z poparzoną dłonią i zmianami skórnymi! Odnotuj stratę pieniędzy w odpowiednim temacie!
Dzisiejszy dzień zapowiadał się analogicznie do pozostałych; podobni klienci, kolejne zlecenia, a zarazem w powietrzu wisiała jakaś gęsta atmosfera, która nie pozwoliła ci się skupić na kolejnych próbach związanych z fotograficznym tworzeniem. Całe szczęście, że twój dzisiejszy zleceniodawca, który zapowiedział się raptem dwie godziny wcześniej listownie, wyjaśnił ci na miejscu – co stanie się twoim obiektem dzisiejszej pracy. Była to młoda, niezwykle piękna półwila, która miała zostać twarzą figlarnego czasopisma dla dorosłych czarodziejów. Mężczyzna poinformował cię na wstępie, że istotnym jest fakt ujęcia kobiecego piękna z perspektywy młodego człowieka, lecz nie uprzedził cię, że… Ta zniewalająca blondynka będzie pozowała w bieliźnie lub nago.
Żeby dowiedzieć, czy modelka jest ubrana czy też nie, rzuć kostką: parzysta – jest w bieliźnie nieparzysta – jest naga (Należy efekt kostki ustosunkować do ewentualnego wyniku z pierwszego rzutu.)
1,4 kobieta ewidentnie tobą zainteresowania. Uśmiecha się rozkosznie, puszcza oczka i odgarnia w kuszący sposób włosy. Obserwujesz linię jej ciała i jesteś bezwzględnie zafascynowany jej osobą, choć tak naprawdę nie przyswajasz, że jest to tylko urok, który na ciebie rzuca. Otumaniony półwilą nie patrzysz jak idziesz, cały czas skupiając wzrok na niej, dlatego też niepostrzeżenie wpadasz na stertę statywów i dwa aparaty, które z impetem i hukiem zleciały na ziemię. Niestety, ale twój klient jest bardzo niezadowolony i za iluzoryczny brak profesjonalizmu otrzymujesz wypłatę mniejszą o 30 galeonów. Uwzględnij to w zgłoszeniu po galeony! 2 wszystko przebiega doskonale. Półwila pręży się i wygląda to naprawdę zniewalająco! Raz po raz ujmujesz ją w kolejnych pozach, zdjęcia wydają się wspaniałe… Jest to do tego stopnia dobre, że postanawiają zawrzeć z tobą długoterminową współpracę. Dzięki swojej pasji i profesjonalizmowi, otrzymujesz dodatkowe 30 galeonów. Upomnij się po nie w odpowiednim temacie. 3 to ewidentnie nie jest twój dzień, jednak próbujesz robić wszystko, co narzuca ci młoda kobieta. Denerwuje cię nawet to, że jest tak wymagająca i ciągle marudzi, jakby nie wierząc w twoje możliwości… Próbujesz ukryć zażenowanie, podobnie jak niechęć do kontynuacji tej sesji, jednak to twoje zlecenie i nie zamierzasz komukolwiek udowadniać, że ma racje – wątpiąc w twój talent. Klienci są różni, a ty zapamiętasz ich z pewnością na długo! 5 brawo! Półwila, podobnie jak jej agent są niezwykle zadowoleni z twoich zdjęć. Patrzą z podziwem na fotografie, by zaraz potem uścisnąć ci dłoń i umówić się na kolejny termin. Brawo! Poszło ci fantastycznie i zyskałeś dodatkowy punkt do działalności artystycznej. Upomnij się po niego w odpowiednim temacie. 6 niestety, ale mężczyzna, który towarzyszy półwili jest ewidentnie zazdrosny, że blondynka tak chętnie z tobą flirtuje i kokietuje. Ni stąd ni zowąd – dostajesz bardzo solidny cios w szczękę, a klient pospiesznie ubiera w swój płaszcz partnerkę i ciągnie ją za sobą. Kiedy zostajesz sam, dostrzegasz na dłoni krew, która kapie z twojego nosa… Ups, czyżby był złamany?
Dzień nie zwiastował żadnych kłopotów, jednak te nadeszły szybciej, niż mogłeś przypuszczać. Po wejściu do pracowni zauważyłeś niezwykły rozgardiasz. Sztalugi poprzewracane, farby rozlane na podłodze, podarte płótna, podobnie zresztą jak i obrazy, które czekały na odbiór przez właściciela galerii. Wygląda to kiepsko, prawda? Jeszcze gorsza sytuacja ma miejsce, gdy nagle w progu pracowni staje twój szef i zaczyna z czystą kpiną i gniewem unosić się emocjami. - Jak śmiałeś, smarkaczu? To wszystko twoja wina! Oskarżę cię o celowe akty wandalizmu, ignorancie! – głos rozbrzmiał w całej pracowni, lecz przecież to twój pracodawca, prawda? Cóż takiego mógłbyś mu zrobić… A no właśnie! Wszystko zależy od (prawie) twojej pomysłowości.
1,4 spoglądasz na szefa, próbujesz zaakceptować jego słowa, jednak twoja natura nie pozwala ci milczeć, wszak… Jesteś niewinny! Próbujesz drogą dedukcji wywnioskować, co się stało, lecz na nic to się zdaje. Jeśli wyrzuciłeś 1: mężczyzna każe ci jak najszybciej uprzątnąć bałagan, a mało tego – naprawić zniszczone obrazy, dzięki temu otrzymujesz dodatkowy punkt do dowolnej umiejętności, po który należy zgłosić się w odpowiednim temacie. Jeśli natomiast wyrzuciłeś 4 – niestety, masz pecha, ponieważ szef uznaje, że nie ma z ciebie pożytku i w bardzo brzydkich słowach otrzymujesz przymusowy urlop (po kolejną ingerencję możesz zgłosić się nie wcześniej jak 10 listopada!) – uwzględnij to w kolejnym poście, dotyczącym pracy. 2,6 od razu dochodzi do ciebie, że padliście ofiarą napaści, dlatego też postanawiacie bez zastanowienia wezwać policję – to w końcu sztuka, czyż nie? Szef widząc twoje zachowanie, postanawia wręczyć ci dodatkową premię za pomoc przy rozmowie z magimilicją, a także przy sprzątaniu. Otrzymujesz 30 galeonów, o które należy upomnieć się w odpowiednim temacie. 3,5 nerwy zaczynają ci powoli puszczać, jak gdybyś sam był niesiony emocjami, które nieustannie wyrywają się poza twój obszar ciała. Patrzysz być może gniewnie na mężczyznę, a zaraz potem postanawiasz rzucić na niego zaklęcie jęzlepu. Jeśli wyrzuciłeś 3 – udało ci się i możesz odejść bez konsekwencji, wszak do pracodawcy dociera, że niepotrzebnie robił aferę, zamiast skorzystać z twojej pomocy. Jeśli wyrzuciłeś 5 – nie udało ci się i musisz zaakceptować fakt, że szef potrąca ci z pensji 30 galeonów. Odnotuj ten fakt w odpowiednim temacie.
______________________
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Szczelnie otulony czarnym płaszczem, przemierzałem ulice Londynu z typową dla siebie naburmuszoną miną. Byłem wręcz urażony koniecznością dzisiejszego zjawienia się w pracy. Weekendy zawsze mnie rozpieszczały. Pozwalały zapomnieć o gburowatym idiocie, jaki zdawał się lepiej ode mnie znać na sztuce malowania, wmawiając mi, że w swoich aktach obawiam się typowego podejścia do tematu. Chciałby zobaczyć jak radzę sobie z kolorem i modelkami leżącymi na szezlongach. Wmawiał mi, że jestem gówno, a nie artysta, jeżeli mój styl jest tak ograniczony i wierzyłem, że to dlatego nie pozwalał mi zostać malarzem w swojej pracowni, a ja gryzłem się tylko w język, wylądowując złość na klientach i pozostałych pracownikach. Niekiedy nie zdołałem powstrzymać eksplozji emocji, a wówczas kląłem i wymyślałem szefowi. Nasze starcia były normalne dla każdego, kto chociaż raz dostrzegł jak na siebie spoglądamy. Między nami iskrzyło nie od dziś. Także sytuacja, jaka dzisiaj miała miejsce była dla mnie chlebem powszednim. Jednakże nigdy nie byłbym tak ograniczony i zaślepiony gniewem, aby popełnić zamach na umiłowaną mi dziedzinę. Malarstwo i rysunek były dla mnie święte, nawet jeżeli nie pochodziły spod mojego pędzla. Z czułością zabezpieczałem płótna i wynajdywałem nowości dla naszych stałych klientów. Kochałem każdy obraz i pędzel jaki mieliśmy na stanie. Zapewne dlatego aż tak uraziło mnie oskarżenie szefa. Rozgardiasz jaki zapanował w "Art-es" nie sprawił mi przyjemności. Widok podziurawionych płócien sprawiał, że czułem się do głębi zraniony gruboskórnością idioty, który zamierzył się na sztukę. A ten skończony BUFON, śmiał twierdzić, że to moja sprawka! Momentalnie się zagotowałem. Krew uderzyła mi do głowy, a pięści zacisnęły się silnie w dwa głazy. Jedynie jakaś Merlinowa siła zdołała powstrzymać mnie od walnięcia go prosto w tę przemądrzałą gębę i on chyba to poczuł. Wszelkie próby wyjaśnienia mu przebiegu zdarzeń (którego wszystkich szczegółów sam jeszcze nie poznałem), spełzły na niczym. Odesłano mnie na przymusowy urlop. W normalnych warunkach, umierałbym ze szczęścia, lecz teraz czułem jedynie palące rozczarowanie. I gniew. On był w tym wszystkim najsilniejszy. Z pokraśniałymi policzkami, opuściłem pracownię rzucając pod nosem istną wiązankę pod tytułem szefa. A niech chuj wie, że jest skończonym gumochłonem.
Leonardo bardzo chciał wrócić do modelingu, z którym odrobinę przystopował na rzecz pracy w Hogwarcie. Nie zrezygnował, jedynie ograniczył się do współpracy ze znanymi już sobie fotografami. Miał kilka projektów do dokończenia, zatem nie bawił się w ryzykowanie z kontrowersyjnymi markami i nie szukał nowości. Zaczerpnął już odrobinę życia modela, kiedy pojawił się na okładce Czarownicy, a także gdy posłużył za twarz znanych okularów przeciwsłonecznych. Doszedł do wniosku, że powinien przynajmniej na początku skupić się na pracy asystenta nauczyciela, żeby nie wylecieć z niej w ekspresowym tempie. Mimo wszystko musiał przyznać, że modeling bardzo mu się podobał. Był trudny i zaskakujący, wymagał kreatywności i jednocześnie pełnego oddania. Leo gotowy był nawet na najdziwniejsze sesje, a przy okazji uważał je za bardzo rozwijające i zwyczajnie ciekawe. Miał okazje na próbowanie nowych rzeczy, na obserwowanie pracy innych ludzi... I chociaż jakiejś wielkiej sławy nie zyskał (jeszcze?), to kilka osób rozpoznało go z okładki magazynu, czy reklamy okularów. Podobało mu się chociażby to, że mógł z tego żartować ze znajomymi. Porozglądał się po ogłoszeniach, w końcu trafiając na jakiś konkurs plastyczny. Nie wahał się długo, składając potrzebne papiery i wkrótce otrzymując zaproszenie od organizatorów. Jak się okazało, przyzwoitości w tej pracy miał nie zaznać - ponownie musiał pozbyć się części ubrań. Nieszczególnie mu to przeszkadzało, choć odruchowo rozejrzał się po osobach biorących udział w konkursie. Jacyś uczniowie, czy coś?... Ostatecznie i tak nie mógł się tym przejmować, bo wszyscy z zafascynowaniem badali jego tors, starając się go jak najlepiej odwzorować. Vin-Eurico tymczasem próbował im pomagać tak, jak tylko mógł... Ale, jak się okazało, szczęście go w tym dniu opuściło. Zupełnie nie mógł zignorować mocnych perfum jednej z malujących w sali dziewcząt, a w nosie kręciło mu się dobre paręnaście minut, nim w końcu kichnął. Zaburzył swoją układaną przy milionie wskazówek pozycję, wywołał niepotrzebne zamieszanie i wyraźnie zirytował prowadzącego zajęcia. Pomimo przeprosin i prób powrotu do poprzednich ustawień, uleciało mnóstwo czasu i końcowo wszyscy musieli zostać przy sztalugach dłużej. Leonardo zaś za swoje nadprogramowe modelowanie nie dostał żadnego dodatkowego wynagrodzenia, choć też wcale sięgo nie spodziewał; poniekąd zamieszanie było jego winą. Koniec końców, tragedii nie było. Leo pożegnał się kulturalnie, przeprosił raz jeszcze i wyraził szczere chęci odnośnie kontynuowania współpracy, jeśli jeszcze ktoś jego pokroju będzie w pracowni plastycznej potrzebny.
Czas mijał, lecz każda kolejna minuta dłużyła się ponad miarę. Miałeś nawet wrażenie, że los płatał ci jakiegoś cudacznego figla, dlatego też bez zastanowienia usiadłeś przy jednym z płócien i zacząłeś malować. Włosie pędzla pieściło materiał, a ty sam odczuwałeś satysfakcję, aż do momentu, w którym to nie przyszedł właściciel z pewną kobietą, która zapragnęła nietypowego dzieła. Zastanawiasz się dlaczego? Otóż powód był niezwykle prosty; długowłosa brunetka chciała zostać namalowana na obrazie, który miał znajdować się w centralnej części salonu. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt istoty jej osoby na obrazie. Nieznajoma klientka chciała być zupełnie naga, a ty zaś byłeś odpowiedzialny za wyciągnięcie pełnych walorów, którymi się charakteryzowała.
1,2 nie dostajesz codziennie takich zleceń, dlatego też dyskomfort był odczuwalny, pomimo profesjonalizmowi, jakim charakteryzowałeś się na co dzień. Przeszedłeś jednak do zadania, a gdy ta się rozebrała, zrozumiałeś jak trudne będzie to zadanie. Kobieta była dość postawna, a do tego jej tusza przypominała o wymuszonym zlikwidowaniu wszystkich niedoskonałości. Zachodziłeś w głowię jak to zrobić, lecz – klient nasz pan – musiałeś przyłożyć się na tyle, by nieznajoma była zadowolona. Raz po raz podkreślałeś nie do końca naturalne piękno (musiałeś sobie to wyimaginować), by po kilkugodzinnej twórczości usłyszeć niezbyt pochlebny komentarz na temat zbyt szeroko zarysowanych bioder. Niewyparzony język chciał się rozplątać, jednak kiedy szef skwitował, że jest to dobra robota, a ty otrzymałeś podwyżkę – wolałeś się wycofać, aniżeli komentować figurę modelki. Zgłoś się w odpowiednim temacie po 30 galeonów. 3,4 nie byłeś zachwycony z tematyki, pomimo że to nie ona przeszkadzała ci najmocniej, a figura kobiety. Wydawała się być zbyt otyła, by móc autentycznie odzwierciedlić jej seksapil. Postanowiłeś nie kłamać w swoim dziele, dlatego też, kiedy doszło już do odsłonięcia obrazu, usłyszałeś stek wyzwisk i braku kompetencji. Ewidentnie klientce chodziło o wyszczuplenie jej ciała, czego nie dało się dokonać. Przyjęcie niebawem, a jeden z głównych punktów pozostawał nieprzygotowany. Nie żałowałeś jednak, nawet wytłumaczyłeś swojemu pracodawcy, że tego nie dało się inaczej stworzyć… Czy na pewno? Już się zapewne o tym nie przekonasz, wszak otrzymałeś tydzień przymusowego urlopu. 5,6 widać, że jesteś mistrzem w swym fachu. Przesuwałeś pędzlami po płótnie szybko, nader zgrabnie i bez większych zawahań. Raz po raz kreśliłeś idealną linię ciała, pomimo że takowe nie znajdowało się przed tobą. Kobieta, a także twój szef byli nader zadowoleni. Klientka nawet chciała wręczyć ci zaproszenie na przyjęcie, lecz odmówiłeś. Czekałeś na dalszy efekt ów spotkania, pomimo że w głębi duszy zapewne liczyłeś, by już nigdy nie podejmować się takowej próby. Za twój spryt i kunszt – otrzymujesz 1 punkt z działalności artystycznej, po który należy zgłosić się w odpowiednim temacie.
______________________
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Nie spodziewałem się, że będzie mi to dane. Po przymusowym urlopie, jaki ten chuj będący moim szefem ośmielił mi się narzucić, sądziłem że przez najbliższe miesiące będę pucował pędzle i zamiatał zaplecze. Niestety, czekało mnie coś o wiele gorszego. Jako koneser wysublimowanych i mocno skonkretyzowanych kształtów, nawet w najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie chwili, w której miałbym malować... no, gruba babę. Zwyczajnie wielką, pełną fałdek jak ludzik z loga pochodzącego z mugolskiej kultury. Rubensowskie kształty to nie był mój konik, ale może to i lepiej, bo Helga zdecydowanie nie pragnęła ode mnie realizmu. Chciała się dowartościować czy ki czort? Rozebrała się, a właściciel zapewne oczekiwał ode mnie czegoś innego od zamknięcia buźki na kłódkę i przyjęcia zlecenia. Cóż, jeśli chodziło o malowanie na zamówienie, byłem profesjonalistą. Moje dzieło było prawdziwym cudem medycyny estetycznej. Gruba, stara baba przeistoczyła się na nim w prawdziwą nimfę. Długie włosy okalały jej smukłe ciało o wydatnym biuście (cycki były jedynym elementem jej sylwetki, jaki nie wywoływał u mnie konieczności szerszego rozwarcia oczu). Nogi skryły jej łono (na szczęście, bo nie zniósłbym chyba odmładzania nawet jej pizdy), a twarz wygładziła się znacząco. Cholera, laska z malowidła nie miała wiele wspólnego z babsztylem stojącym przede mną, ale to już nie moja sprawa. Baba była zadowolona, szef - chuj także, więc cóż mi więcej brakowało do szczęścia? Cholera, pozwolono mi dotknąć sztalugi, już samo to wprawiło mnie w zdecydowanie lepszy nastrój. Na szczęście kobieta nie nalegała z tym zaproszeniem na przyjęcie i wkrótce mogłem zacząć sobie marzyć, że nigdy więcej nie będę już musiał podejmować się podobnego cudotwórstwa. Chociaż dręczyło mnie przeczucie, że baba niedługo zawita do nas ponownie... najpewniej z tuzinem równie ulanych, świergoczących wspólnie przyjaciółek. Wymywając pędzle z farby, wciąż jeszcze miałem przed oczami zachwyt, jaki jawił się na jej twarzy, gdy wreszcie zobaczyła efekt końcowy. Chyba nigdy nie zrozumiem takich ludzi, którzy są w stanie codziennie się oszukiwać, zamiast przyjąć prawdę o samym sobie tak jak trzeba, na klatę.
Nadchodzący okres nie wydawał się zbyt obiecujący. Niezwykle mało zleceń, coraz mniej perspektyw na kolejne malunki, aż wreszcie – na dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia, które w świecie mugoli od wieków są niezwykle hucznie obchodzone, do pracowni, w której pracował Cassius przyszedł list. Pięknie zapakowany (w niezwykle strojną kopertę), a także posiadał czerwoną wstążeczkę i pieczęć Ministerstwa Magii. Zarówno właściciel jak i mężczyzna, który zatrudniał ślizgona był niebywale zaskoczony, lecz dopiero po otworzeniu papieru – oboje mogli zrozumieć sens wysłanego zaproszenia. Coroczna aukcja charytatywna na rzecz dzieci z Czarodziejskiego Domu Dziecka madame Buffon. Oczywistością zatem było, że mężczyźni byli winni wybrać dzieło wpasowujące się w ton całości przedsięwzięcia, bez możliwości zignorowania tak znamienitej imprezy, by wypromować siebie, a gdzieś w dalszym scenariuszu wesprzeć zgromadzonymi pieniędzmi sieroty. Cassius miał niebywałe zatem zadanie, wszak należało przekonać pracodawcę, że to jego dzieło jest wyśmienite i winno znaleźć się w Ministerstwie jako dodatkowa ozdoba, atut dla licytujących. Czyżby nazwisko Swansea dla niego niewiele znaczyło?
Rzuć kostką i przekonaj się – czy udało ci się dogadać z szefem… 1,2,5 kłótnie zdarzają się wszędzie, lecz to nie krzyk dominuje człowieka, a siła argumentów. Cassius doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego pomimo butnego charakteru pozostawał niewzruszony, gdy to pracodawca uparcie twierdził, że powinien dać sobie spokój, że jeszcze za mało potrafi, że nie jest dostatecznie d o b r y, by ujawniać światu swój talent. Ślizgon wyczuł, że mężczyzna nie ma najlepszego humoru, a już na pewno nie życzył mu szczęścia na ścieżce kariery zawodowej. Wystarczyło jednak odsłonięcie asa z rękawa, by zamknąć szefowi usta. Idealna linia, która rozpościerała się na tle płótna, kształt ubrany w perfekcje, jak gdyby skazane było to na twój długoletni sukces. Największą satysfakcję mogłeś jednak odczuwać przez wzgląd na to, że zatkałeś usta szefa, który ewidentnie wyglądał na skonsternowanego. Dzięki swojej przebiegłości i szczęściu – otrzymujesz wypłatę wyższą o 25 galeonów. Ureguluj to w odpowiednim temacie/ 3,4,6 tym razem nie było łatwo. Mężczyzna wydawał się nieugięty i zawzięty. Żaden argument do niego docierał, a co gorsza… Szykował dla ciebie niezbyt przyjemną niespodziankę. Pamiętasz Vincenta Watsona? Właśnie – twój rywal na scenie artystycznej, choć z pewnością w twoim własnym odczuciu nie dorównywał ci do choćby połowy pięt. Szef zapowiedział, że to jednak jego obraz musisz wystawić na aukcji, o ile w ogóle chcesz na nią iść. Czy faktycznie tak się stało? Dorzuć kostką i przekonaj się, jakie konsekwencje ów polecenia miały miejsce… Parzyste – niestety, nie udało ci się nic wykombinować, dlatego musiałeś skulić uszy i wziąć malowidło, które wydawało ci się nader absurdalne. Nie mogłeś uczynić już nic, by zmienić tę kolej rzeczy. Nieparzyste – kiedy szef opuszcza pracownie, ty szybko podmieniasz dzieła; rzecz jasna – Vincenta na swoje. Żeby nie pozostawić po sobie jakiegokolwiek śladu, obraz rywala poddajesz pełnej destrukcji (o ile leży to w charakterze twój postaci, jeśli nie – po prostu zostawiasz malunek). Teraz z dumą możesz zaprezentować swoje dzieło! Za pomysłowość i odrobinę sprytu otrzymujesz 1 punkt do działalności artystycznej. Upomnij się po niego w odpowiednim temacie.
______________________
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Nie pojmowałem tego, naprawdę. Jak można było być aż takim imbecylem? Ale chwila, opowiedzmy to po kolei, tak jak należy. Zbliżające się święta nieszczególnie mnie obchodziły. Mniejszą ilość zleceń zrzucałem na karb martwego sezonu, zupełnie nie łącząc tego ze zbliżającymi się gorącymi datami. Pracowało mi się całkiem nieźle, bo brak zajęcia oznaczał, że mogłem bez przeszkód gryzmolić w notatniku czy też wyżywać się na płótnach. W zeszłym tygodniu udało mi się nawet dokończyć pewien wyjątkowo grzeczny (jak na mnie) obraz, jakim jeszcze z nikim się nie podzieliłem. Aż tutaj nagle do Art-es wpadła prawdziwa bomba. List i słowa, jakie w nim zawarto okazały się wyjątkowo znamienne w skutkach. Milczałem, bardzo długo zresztą, analizując nie tylko wzięcie udziału w aukcji charytatywnej, ale i jednocześnie zastanawiałem się jakimi słowami zdołam przekonać szefa, aby poszedł mi na rękę i ofiarował coś co postanowię namalować JA. Nawet, jeżeli ostatecznie nie przyłożyłbym ręki do zbiórki pieniędzy i postanowiłbym zatrzymać obraz, podświadomie po prostu chciałem się z nim o to posprzeczać. Świadomość, że przegadywałem gościa, który ośmielił się wcale nie tak dawno temu na wysłanie mnie na przymusowy urlop kusiła mnie jak nigdy dotąd. Także zupełnie nie patrząc na jakieś tam głupie sieroty, postanowiłem podjąć rękawicę i rozpocząłem temat. Natychmiast wywróciłem oczami, gdy usłyszałem sprzeciw, lecz nie poddawałem się, co to to nie. Kilka dni namiętnego nagabywania, aby spojrzał na mój obraz wystarczyły, aby nie dać się przegadać. Uśmiechałem się pod nosem, gdy wpatrywał się w moje dzieło jak ciele w malowane wrota. Wiedziałem, że nie może się do niczego przyczepić i obserwowanie go w takiej rozterce niezwykle mnie fascynowało. Jego głupia mina wywołała na mojej twarzy krzywy uśmiech, a gdy w końcu zgodził się na przekazanie MOJEGO dzieła, nawet zanadto się nie chełpiłem. No, może trochę, gdy przez kilka dni posyłałem szefowi nieco znaczące, pewne siebie uśmiechy. Dodatek do wynagrodzenia był jedynie wisienką na torcie.
Praca w tym zawodzie wydawała się przynosić każdego dnia najróżniejsze sytuacje - pomijając fakt obsługi klientów na kasie, o tyle jednak z czasem, z drobnym przymrużeniem oka, mogłaś bez problemów oddawać się swojej największej pasji - malarstwu. Doskonale wiedziałaś, na co to się przekłada; w związku z czym znałaś nie tylko podstawowe rzeczy, lecz także te bardziej zaawansowane. Śnieżna sceneria za oknem zdawała się nadawać jeszcze ciągle, mimo Nowego Roku, świątecznego, unikalnego klimatu - po tych wszystkich uroczystościach natomiast należało powrócić do rytmu ciągłej rutyny pracy oraz wykonywania najważniejszych obowiązków. Całe szczęście, pracownia nie zalegała pustkami - zawsze znajdowało się coś, co trzeba było zrobić - czasami nawet do pracowni trafiały najróżniejsze dzieła sztuki, w których znajdowały się drobne usterki i które to należało odpowiednio naprawić.
Rzuć kostką, by dowiedzieć się, co spotkało Twoją postać! 1, 5 - do pracowni przychodzi jeden z poważniejszych klientów, który o tej godzinie miał otrzymać, co wyszło w sumie na odpowiednim pokwitowaniu, naprawiony obraz, w którym to pękła rama. Udajesz się zatem na zaplecze, przerywając na chwilę swój napływ natchnienia wskutek należytego wykonania przyznanych obowiązków. Płótno było spore, płótno było trochę ciężkie, niemniej jednak postanowiłaś sama w tej kwestii coś zdziałać… Rzuć jeszcze raz literą! Spółgłoska - na szczęście nie powodujesz żadnych dodatkowych uszkodzeń, w związku z czym udaje Ci się uporać z tym drobnym problemem, by następnie oddać się własnej pracy. Nie spotyka Cię żadne z możliwych nieszczęść. Samogłoska - własną siłą rąk postanawiasz zająć się przeniesieniem ogromnego obrazu, co ostatecznie kończy się ogromnym hukiem uderzenia ramy o podłogę. Tak, dzieło sztuki wyślizgnęło Ci się z rąk, w wyniku czego ponownie doznało kolejnych zniszczeń, zaś właściciel obrazu jest wyjątkowo zdenerwowany, w wyniku czego ostatecznie musisz zapłacić za szkody. Odnotuj stratę trzydziestu galeonów w odpowiednim temacie. 2, 6 - postanawiasz oddać się własnemu, artystycznemu instynktowi, kiedy to otrzymujesz zlecenie wykonania portretu jednego z przedstawicieli czystokrwistych rodów. Z początku szef nie chciał dać Ci tego do wykonania, niemniej jednak udało Ci się go przekonać - i to z należytym skutkiem! W ostatecznym rozrachunku mężczyzna jest zadowolony, Ty zaś wzbogacasz się o dodatkową wiedzę, zyskując tym samym jeden punkt do kuferka z Działalności Artystycznej. Upomnij się po niego w odpowiednim temacie! 3, 4 - nie pozostaje Ci nic innego jak wykonanie prostych prac porządkowych oraz zadbanie o stan malunków, które czekały na odbiór poszczególnych klientów. Odpowiednio się tym zajmujesz, a przede wszystkim - pieczołowicie wykonujesz swoje obowiązki, co także zauważa Twój pracodawca. Pod koniec dnia, w ramach drobnej podwyżki, otrzymujesz dwadzieścia galeonów, które zdecydowanie poprawiają Ci humor. Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.
Bianca naprawdę cieszyła się z pracy w tym miejscu. Nigdy wcześniej nie narzekała na prace w księgarni, ale od początku wiedziała, że nie zamierza poświęcić swojego życia na sprzedawanie książek. Jasne, kogoś innego mogło to w pełnie satysfakcjonować, ale doprawdy spędzenia tak reszty swojego życia zdawało się być jednym z jej koszmarów. Toteż znalezienie pracy artystki w pracowni wydawało się zbawieniem, jednak jej zapał został dość szybko ostudzony. Okazało się, że nie od razu zostaną jej powierzone zadania, które oddawały jej pasję i cóż – coś z czego chciała się utrzymywać. Sprzedawanie artystycznego asortymentu praktycznie niczym się dla niej nie różniło, niż sprzedawanie książek, może z tą różnicą, że tutaj mogła posłużyć się własnym doświadczeniem. Aczkolwiek raczej tego unikała, każdy artysta miał przecież własne preferencje. Dlatego też usłyszenie, że w końcu może zacząć zajmować się tym na czym, nie oszukujmy się, naprawdę się znała było miodem na jej duszę. Nie po to przecież zmieniała pracę żeby robić to samo, ale w innym miejscu. Zaraz po przekroczeniu progu przez mężczyznę Bianca nieco się spięła. To nie był zwyczajny klient, a jeden z tych ważniejszych, od którego zadowolenia mogła zależeć jej posada. Przywdziała na twarz uprzejmy uśmiech i dokładnie wysłuchała o co chodzi. Udała się na zaplecze w poszukiwaniu odpowiedniego sprzętu. Rozejrzawszy się po pomieszczeniu zebrała wszystko co było jej potrzebne . Każdy inny pracownik zdawał się być zajęty, więc wzruszywszy ramionami postanowiła sama wykonać naprawę. Jasne, wiedziała, że mogło coś pójść nie tak, ale czuła ogromną potrzebę sprawdzenia się. Podniosła spore płótno i z trwogą modliła się, żeby mimo jego ciężaru przenieść dzieło na stół i nie spowodować żadnych innych szkód. Proszę, proszę, proszę – powtarzała sobie w duchu i z ulgą odłożyła obraz najdelikatniej jak potrafiła. Teraz mogła się zabrać do pracy. Nie zajęło jej to dużo czasu. Naprawa pękniętej rany ani nie sprawiła jej kłopotów, ani też nie należała do najambitniejszych zadań na jakie było ją stać. Gdy tylko uporała się z tym drobnym problemem poprosiła innych pracowników, by przenieśli obraz do czekającego klienta, nie chciała przecież już ryzykować. Odebrała należytą sumę i pożegnała mężczyznę, życząc mu miłego dnia. Wkrótce potem nadeszła upragniona chwila kiedy wypełniła wszystkie swoje obowiązki i mogła nareszcie oddać się własnej pracy. Pędzel stał się przedłużeniem jej ręki, a to co powstawało na płótnie zdawało się być odbiciem jej duszy.
Nowy Rok odwrócił całokształt pracowni artystycznej o niemalże sto osiemdziesiąt stopni. Wróciwszy do pracy po hucznie obchodzonej zabawie wydawało się być absurdalnym absurdem, aczkolwiek ostatecznie nic z tym nie mogłeś zrobić - dodatkowa cyferka w roku nie gwarantuje Ci żadnego urlopu. Klientów też nie było w tym miesiącu dużo - musiałeś skupić się przede wszystkim na zleceniach przesyłanych przy pomocy listów, a tych było całkiem sporo. Ramy do naprawy, najpopularniejsza z usterek, sprawdzanie stanu technicznego, dbanie o różne mniej lub bardziej wartościowe egzemplarze - to wszystko przychodziło Ci z niezmierną łatwością. Niemniej jednak była to praca przede wszystkim żmudna - nie bez powodu zdawała się być irytująca, gdy chętnych na jakiekolwiek zamówienia było po prostu mało.
Rzuć kostką, by przekonać się, co spotkało Twoją postać! 1, 6 - w pewnym momencie do pracowni wchodzi pierwszy klient. Wreszcie. Być może pomyślałeś, być może i nie, ale rutyna wykonywanych ciągle czynności dawała Ci się we znaki, w związku z czym możliwość obsługi klienta nie wywoływała odruchu wymiotnego. No właśnie… coś czułeś się tego dnia wyjątkowo źle. Nie byłeś w stanie przewidzieć, co się stanie, aczkolwiek ostatecznie musiałeś się przekonać na własnej skórze, jak odbije się to na przyjęciu pierwszego z zainteresowanych tego dnia osób. Rzuć jeszcze raz kostką! Parzysta - całe szczęście, wszystko przebiega pomyślnie - nie ośmieszasz ani samego siebie, ani wizerunku firmy, mimo występujących nieustannie nudności. Nieparzysta - mdłości dają o sobie znać do tego stopnia, że zwyczajnie nie wytrzymujesz i wymiotujesz na klienta. Nie wiesz, czym było to spowodowane, aczkolwiek krzyczący klient ewidentnie nie był zadowolonym klientem, w związku z czym musisz zadośćuczynić w postaci zapłaty dwudziestu galeonów… O ile chcesz zadbać o dobry wizerunek firmy. Odnotuj stratę galeonów w odpowiednim temacie. 2, 5 - cały dzień jest po prostu nudny i bezużyteczny - niemniej jednak musisz odbębnić swoją robotę, pod koniec zmiany zajmując się dosłownie niczym i wszystkim. Spoglądasz w sufit, nie wiesz, co masz ze sobą począć, jakaś dziwna siła każe Ci siedzieć na krześle, aż ostatecznie otrzymujesz w pewnym stopniu natchnienie, które pozwala Ci doszlifować własne umiejętności. Charakterystyczne ruchy pędzlem na płótnie, być może próba gry przy pomocy światła, tego nie wiedziałeś - ostatecznie zdobywasz jeden punkt do kuferka z Działalności Artystycznej. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie! 3, 4 - pozostaje Ci najgorsza część roboty - sprzątanie. O ile nie jest tego dużo, o tyle jednak nie należy ona do najprzyjemniejszych. Z szefostwem przydałoby się mieć mimo wszystko i wbrew wszystkiemu dobre stosunki, dlatego, niezależnie od własnego nastawienia, wykonujesz polecenia bez większego sprzeciwu. Po krótszej chwili znajdujesz różową akromantulę, która ponownie, jakby lgnąc do Ciebie, przyczepiła się do Twojej dłoni; och ironio losu, czy przypadkiem nie miałeś już jednej w zanadrzu? Nie zmienia to faktu, że nie pozostaje Ci nic innego, jak ją ze sobą wziąć - jako że nie chciała w żaden sposób puścić. Zgłoś się po zabawkę w odpowiednim temacie!
______________________
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Po raz kolejny nie mogłem oprzeć się przeczuciu, że i tym razem w Art-es nie czekało na mnie nic więcej poza nudą i upokorzeniem. Mijały dni, a następnie tygodnie przeradzające się w miesiące. One natomiast ułożyły się w rok. Kolejny, jaki spędziłem na bezmyślnym naprawianiu ram i czyszczeniu pędzli. Sprzedawałem obrazy, dużo gadałem i mało praktykowałem. Czasami zastanawiałem się czy właściciel pracowni nie robi mi tego na złość, specjalnie odsuwając mnie od tego, co sprawiało mi największą przyjemność, chociaż przecież w ten sposób działał także na swoją własną niekorzyść. Jaki miał ze mnie pożytek, gdy nie dotykałem sztalugi? Byłem pyskaty i nie zgadzałem się na manewrowanie moim grafikiem w dowolny sposób. Określałem jasne godziny, w których byłem dyspozycyjny i nigdy, ale to nigdy nie pragnąłem zostawania po godzinach. Z niechęcią godziłem się na pomaganie "artystom", chociaż dbałem o to, aby każdy z nich wiedział jak ogromną ujmą jest dla mnie wymienianie im płócien czy odpowiednia konserwacja ich sztuki. Byłem zwolennikiem samodzielnego wykonywania tej pracy, już od momentu nakładania farb na paletkę, aż po zaklinanie obrazu. Skoro mogliśmy malować, czemu nie potrafiliśmy utrzymywać po sobie porządku? Właśnie z tego powodu po ziemi wciąż chodzili tacy jak ja. Wyraźnie uciśnieni i gotowi do buntu. Wiecznie obrażeni niedocenieniem ich talentu. Paradoksalnie, im mniej miałem na głowie tego typu zadań, tym silniej odczuwałem własną beznadziejność. Zmuszony do nic nie robienia (wszak zająłem się już wszystkim czym tylko mogłem) wgapiałem się bezmyślnie w sufit, jakbym czekał na zbawienie. Wreszcie nie mogłem już znieść nudy i uciekłem na zaplecze, aby ponownie przejąć jedno z płócien, jakie nie były moją własnością. Oddałem się twórczości, nawet nie orientując się, że jestem w pracy zdecydowanie dłużej, niż byłoby to konieczne. Zafascynowany uroczymi krzywiznami, nakreślonymi w pośpiechu, a dopracowanych z zaskakującą, pieszczotliwą dbałością o szczegóły, ocknąłem się z transu dopiero wówczas, gdy obraz był gotowy. Włosy miałem zmierzwione i klejące się od farby od częstego przeczesywania ich palcami (i pędzlem), ale humor znacznie mi się polepszył. Na tyle, że nawet nie marudziłem, gdy właściciel przybytku w końcu wyrzucił mnie na zewnątrz, przypominając mi bezlitośnie, że moja zmiana skończyła się już trzy godziny temu.
Pracownia tym razem miała całkiem niezły utarg, w związku z czym nie mogłeś przepuścić okazji do zarobienia paru dodatkowych galeonów, pozostając po godzinach i oddając się ewentualnej pasji. Śnieg nadal zdobił ulice, nadal zdawał się stanowić mankament przy utrzymywaniu porządku w całym pomieszczeniu – i nie tylko. Klienci jak zwykle podchodzili do tego tematu z wolną ręką, mając w głębokim poważaniu chociażby otrzepywanie butów – a i tak swoje obowiązki należało spełniać. Nic dziwnego zatem, że ledwie co udało Ci się wysprzątać podłogę, a tu ponownie panele okryły charakterystyczne, ciemnobrązowe ślady wynikające z połączenia błota z białym puchem. Dramat. Zastanawiałeś się nad sensem mycia tego wszystkiego co trzydzieści minut, ostatecznie machając na ten temat metaforycznie dłonią w umyśle, zajmując się czymś całkowicie innym.
Rzuć kostką! 1, 6 - całe szczęście, nikt nie powołuje się do ponownego sprzątania nieporządku, który zapanował po chwili Twojego odejścia na zaplecze oraz inne elementy całej pracownii. Postanowiłeś tym razem oddać się w pełni malowaniu ruchomych obrazów, w związku z czym zostałeś zmuszony do użycia różdżki na dziele, które miało następnie trafić w ręce klienta. Rzuć jeszcze raz kostką! Parzysta – całe szczęście, anomalie postanowiły dać Ci tego dnia większą swobodę – niczego nie zepsułeś! Klient jest zadowolony, a Ty także, bo otrzymujesz tym samymm jeden punkt do Działalności Artystycznej – upomnij się o niego w odpowiednim temacie! Nieparzysta – co do cholery? Byłeś w stanie powiedzieć, kiedy to różdżka zwyczajnie odmówiła posłuszeństwa. Jak się okazało, zamiast zmusić obraz do poruszania, wywołała rozcięcie płótna przy pomocy zaklęcia Diffindo. Wkurzony postanowiłeś zasięgnąć po Reparo, które podpaliło jednoznacznie materiał; nie dość, że zatrułeś się dymem, to jeszcze tracisz dwadzieścia galeonów! W następnym wątku będziesz niemiłosiernie kaszlał, jakby coś drapało Cię cały czas po gardle. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie. 2, 4 - spędzasz niemalże cały dzień w pracowni, nie zajmując się w żaden sposób porządkami; miałeś tym samym cichą nadzieję, że ktoś inny postanowi zająć się tym nieszczęsnym ustrojstwem. Jak się okazuje, takiego delikwenta w ogóle nie było; wychodząc zaś z pomieszczenia, nie zauważasz tego, jak podłoga stała się wyjątkowo śliska. Upadasz niefortunnie na ziemię, lecz na szczęście nic więcej Ci się nie stało – jedynie mogłeś pozbierać resztki stłuczonego honoru. 3, 5 - postanowiłeś zająć się sprzedażą, rozliczaniem z pieniędzy, mając tym samym dostęp do galeonów. W pewnym pośpiechu przyszedł do Was klient, domagając się zrobionego na zamówienie obrazu; okazuje się jednak, że również nie zaczął zwracać uwagi na to, co dokładnie zrobił, pozostawiając znacznie większą sumę galeonów, niż mógłbyś się spodziewać. Postanawiasz ostatecznie ją przygarnąć; różnicy to na portfelu szefa nie zrobi, a studencka ręka czasami potrzebuje większego napływu gotówki – rzuć jeszcze raz kostką oraz pomnóż liczbę oczek przez dziesięć, by dowiedzieć się, ile monet udało Ci się zdobyć! Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.