Wielka wierzba o potężnych konarach. Gdy ktoś podejdzie za blisko, próbuje uderzyć intruza, machając nimi gdzie popadnie. Podobno kryję się pod nią przejście do Wrzeszczącej Chaty jednak nikt ze znanych nam osób nie może tego potwierdzić, z prostej przyczyny - podejście do pnia wiąże się z ogromnym ryzykiem. Drzewo rośnie tu od czasów gdy jeszcze dziadkowie obecnych uczniów chodzili do Hogwartu.
Uwaga. By pisać w wątku rzuć obowiązkowo kostką! Wyjątkiem są prowadzone tu nieopodal lekcje bądź treningi.
Spoiler:
1, 2 - wierzba najwyraźniej “przysnęła” i dała Ci święty spokój, bowiem gdy zbliżasz się to jedynie szeleści. To nie znaczy, że Cię nie zaatakuje, jeśli ją zbudzisz. Lepiej zachowaj ciszę! 3, 4 - najwyraźniej stanąłeś o pół metra za blisko i naruszyłeś “prywatność” drzewa. Smagnęła Cię długim pnączem w dowolnym miejscu na Twoim ciele i pozostawiła tam czerwony i bolący ślad. Okład z wywaru ze szczuroszczeta z pewnością nie zaszkodzi. 5, 6 - zachowałeś odpowiednią odległość od agresywnego drzewa tylko sęk w tym, że nie dało się przewidzieć iż ona może postanowić zaatakować… korzeniami. Tuż pod Twoimi stopami ziemia się rozchyla i obrywasz wilgotnym od ziemi korzeniem przez co niefortunnie upadasz i skręcasz kostkę/nadgarstek. Odpowiednie zaklęcie medyczne załatwi sprawę ewentualnie wizyta w Skrzydle Szpitalnym.
— Czołem, Pani Kapitan! Zginiemy? Zasalutowała Ruby na wejściu i dopiero potem rozejrzała się wokół, próbując odgadnąć, co będą dziś robić. Na Merlina, szkoła nie była czymś, za czym tęskniła, ale treningi Quidditcha i ogólny drużynowy vibe już tak. Może i grała tylko na rezerwie, ale i tak czuła się jak część czegoś większego, ważnego. Znając Ruby, to rzeczywiście mogli zginąć marnie, ale przecież za to właśnie ją uwielbiali, prawda? Holly z pewnością, podobała jej się zadziorność i silny charakter Maguire. Czasem zastanawiała się, czy gdyby nie ona i jej pałkarskie popisy, to z takim przekonaniem dołączyłaby do drużyny, i czy odważyłaby się spróbować swojego szczęścia z pałką w ręce właśnie. — Ja Cię nie chcę uszkodzić i ty też tego nie rób, proszę — te słowa wymamrotane pod nosem były skierowane do wierzby. Wierzby, która ewidentnie miała w poważaniu życzenia Gryfonki. Wylosowała kolor balonów i choć nie była zadowolona ze swojego „szczęścia”, to nie rzuciła nawet jednym komentarzem. Trafił jej się najtrudniejszy kolor, jej balony były zawieszone tak blisko gałęzi, że musiałaby przelecieć na maksymalnej prędkości. Byłaby może w stanie to zrobić, ale nie kiedy musiała wycelować w balon i go przebić. Już na samym starcie witka delikatnie, ledwo odczuwalnie smagnęła ją po twarzy, a przy drugim balonie oberwała w plecy i tu o delikatności nie było już mowy. Na sam koniec oberwała po rękach i w bark, na tyle mocno, że wyrwał jej się jęk bólu. Dokończyła jednak zadanie i wylądowała całkiem zgrabnie, nie dając po sobie poznać, że cokolwiek ją boli, chociaż plecy i bark paliły jak przypiekane żywym ogniem.
Przychodzi niezapowiedziany. Dla Holly, bo chce jej zrobić niespodziankę i kibicować jej w trakcie treningu, ale też dlatego, że nie widział jej dzisiaj prawie cały dzień. Odkąd z rana rozdzielili się, żeby poogarniać pierwszorocznych i minęli się na kolacji, nie mieli czasu zamienić nawet słowa. Już z daleka widzi zmagania gryfonów z zadaniem od pani kapitan i szybko zaczyna się zastanawiać czy to trening Quidditcha, czy kwalifikacje do Biura Aurorów. Nie potrafi oderwać spojrzenia od balonów zawieszonych na witkach, ale bardziej niż one i ich żywe kolory, niepokoi go coś innego. Jego ciało samo się spina, podświadomie, zanim jeszcze spojrzeniem rozpoznaje Holly, a potrzebuje do tego tylko jednego przelotnego rzucenia okiem. Jedna z gałęzi smaga ją po twarzy, a druga dobija ją w plecy i Ced zdaje sobie sprawę, że przed chwilą szedł błoniami, a teraz biegnie. Zanim jednak dobiega na miejsce i zgina się w pół, bo przebiegł połowę Hogwarckich błoni, więc mógłby już wykrztusić z siebie płuca, Holly ląduje zgrabnie na murawie, jakby nic nie miało miejsca i Ced już nie wie, czy to tylko jego halucynacje, czy naprawdę była w stanie zagrożenia. Postanawia to sprawdzić skracając dystans między sobą, a Holly. Jest jednak na tyle trzeźwy, że zanim do niej podchodzi, skina głową Ruby. — Cześć, można pokibicować? Czy nie chcesz zdradzać tajnych technik rywalom? Kultura karze mu poczekać na odpowiedź Ruby, ale jego wzrok sam ucieka w kierunku Holly.
Ced przyszedł tylko pooglądać i pokibicować, bez udziału w treningu, ale jeśli Ruby się nie zgodzi to pójdzie@Ruby Maguire
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Kate pojawiła się na treningu w dość średnim nastroju, bo powrót do szkoły, choć wydawał się być lepszą opcją niż siedzenie na Podlasiu, nie okazał się być tak wspaniały, jak mogłaby się spodziewać. Już widziała pierwsze sygnały tego, że prawdopodobnie przez pierwszy semestr będzie umierać, bo jej plan zajęć okazał się być bardzo kiepsko pasujący do jej pierwotnie ustalonych planów w związku z nową pracą, której nie mogła tak łatwo rzucić, jako że została załatwiona przez jej mamę. Na domiar wszystkiego Ruby już od samego początku zarzuciła im bardzo restrykcyjny plan treningowy i na samą myśl o dopinaniu grafiku Kate mdliło. Była jednak, bo co miała zrobić, nie pokazać się na pierwszym treningu w sezonie? Po dwóch miesiącach robienia absolutnie niczego na polskiej wsi czuła, że podupadła jej kondycja, a zbłaźnić się na pierwszym meczu nie zamierzała. Należało wylatać wszystkie te zjedzone pierogi i ciążące jej w we łbie frustracje. Ze swoją Błyskawicą w ręce i resztą sprzętu miotlarskiego stawiła się pod bijącą wierzbą, z nieco krzywym uśmiechem, bo jednak nie uśmiechało jej się lawirować między atakującymi ją pniakami. Ruby zdawała się jednak lubić to miejsce, chyba za mało jej było w życiu wrażeń. - Jak twoja krowa? - zapytała z ciekawości, bo w sumie nie wiedziała, gdzie dziewczyna finalnie postanowiła ją ulokować. Raczej nie w Hogwarcie. Zaraz jednak mieli zabrać się za przebijanie balonów, więc z cichym westchnieniem odbiła się od ziemi, czując, jak ciało potwornie jej ciąży na drążku miotły. Musiała się jeszcze rozgrzać przed faktyczną rozgrzewką, więc wykonała dwa szybsze kółka, zanim zabrała się za przebijanie balonów, które nie poszło jej źle, ale miała wyjątkowego pecha i trafiała na same burzowe. Jeden oblał ją wodą, przez co zaklęła siarczyście, ale na szczęście obyło się bez większych strat.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Jakkolwiek z biegiem lat nie zmieniałoby się jej podejście do szkoły i wagi uczestnictwa w zajęciach, tak sportowy duch nie miał najwyraźniej najmniejszego zamiaru jej opuszczać. Od dawna nie była już kapitanem, by przejmować się świeceniem przykładem, ale w tym gronie zupełnie nie o to chodziło. Tutaj zawsze czuła się u siebie i wśród przyjaciół, więc nawet jej początkowo nieco zasępiony wyraz twarzy wraz ze zbliżaniem się do Wierzby stopniowo pogodniał, gdy w czasie spaceru przeczesywała z kurzu kolejne witki Błyskawicy. - Masz bana na zapraszanie hipogryfów na nasze treningi. - ogłosiła groźnie już na miejscu, słysząc wstępne deklaracje Ruby związane z planami na nowy rok szkolny. Aż za dobrze rozumiała jej podejście, więc rezygnując z dalszego teatrzyku po prostu zaśmiała się i podeszła objąć Maguire w stęsknionym uścisku. Potem dała jej już żyć, by ta mogła sprawować kapitańskie obowiązki. Zamiast mieszać się do decyzji Ruby związanej z tym, czy puchoński wizytor mógł zostać i się gapić, zajęła się własnymi zadaniami. I znajomościami. Skoro padło na czerwone balony, musiała stworzyć sobie w głowie wstępną wizualizację trasy, by nie skończyć jak jedna z zauważonych ważek, po której zostały jedynie powolnie opadające na wietrze skrzydełka. A potem zostało jej już zacisnąć zęby i ruszyć ku chwale czerwonej siły. Już przy pierwszym balonie wszelkie wcześniejsze plany szlag trafił, bo musiała gwałtownie zawrócić przed konarem, który usiłował runąć na nią z zaskoczenia. Uskoczyła, czując jedynie lekkie muśnięcie na rękawie bluzy. Albo muśnięciem jej się to jedynie wydawało, bo bluza od łokcia do nadgarstka była w strzępach, a przedramię znaczyło wyraźne przetarcie. Chyba miała sporo szczęścia. Drugi balon, trzeci. Ostrożnie. Jednak nie mogła się spieszyć. Na moment uciekła poza koronę wierzby, uczepiając się Kate i lecąc nad nią głową w dół. - Maguire już zadba, żebyś miała materiał do omawiania w pracy. - wzruszyła ramionami, co mogło dość dziwnie wyglądać z perspektywy Milburn i uśmiechnęła się pocieszająco do dość wyraźnie sponiewieranej życiem przyjaciółki. Może i nie wiedziała, kim była krowa Ruby (może ten cały Ced?), a do tego wolała nie dzielić się swoją uwagą, że Podlasie najwyraźniej niszczyło ludzi i ich chęci do życia, ale skoro od niedawna dzieliły miejsce pracy, akurat to nie mogło przejść uwadze Davies ani tym bardziej obejść się bez komentarza. Wypadki i katastrofy były czymś, czego w Hogwarcie nigdy nie brakowało. I treningi Maguire również zdecydowanie się do tego przyczyniały. Umknęła od gałęzi, schyliła głowę przed kolejną, potem okręciła się wokół podążającego za nią pędem. Nim się obejrzała, Kate już w pobliżu nie było. Był za to czwarty i piąty balon. Szósty z nich postanowiła triumfalnie zabrać ze sobą, choć gdyby nie było to możliwe, po uchwyceniu go pod pachę zwyczajnie pękłaby go, dociskając łokieć do żeber. Wylądowała, wcześniej śledząc poczynania Wood. - Oh, mamy tu twardzielkę. Jesteś cała? W moim wieku taki cios już łamie kręgosłup. - pochwaliła zaczepioną Holly po wylądowaniu obok niej, jednocześnie próbując ją na swój sposób pocieszyć. Może i przesadzała co do swojej starości, ale zdecydowanie po wakacjach czuła się nieco zastana i pordzewiała, choć z zewnątrz być może niewiele na to wskazywało. Pilnie zależało to zmienić.
Wylosowany scenariusz:czerwone ofc Kostki w scenariuszu: (nie było nic o rzucaniu 6xK6 ale to Morgan) 543152 → 445662 → 446662, (zużyte 5 z 10 przerzutów i wykorzystany bonus za gibkość)
Pomimo tego, że Imogen nie była jakąś szczególną fanką grania w quidditcha, to latać na miotle uwielbiała i nie zamierzała przegapić okazji do tego, aby sobie trochę tę umiejętność potrenować. Dlatego kiedy Ruby ogłosiła trening gryfonów, Imogen w odpowiednim terminie stawiła się w okolicy bijącej wierzby. Z miotłą przerzuconą przez bark, szybko przywitała się z resztą obecnego towarzystwa. Żuła sobie spokojnie gumę, nie wadząc nikomu i słuchając tego, co pani kapitan miała do powiedzenia w sprawie ich grania w quiditcha. Kiedy przyszła jej kolej, wylosowała z torebki kawałek pergaminu, który w dłoniach Imogen zmienił kolor na zielony. Zaraz po tym, jak strzeliła naprawdę dużym balonem, spojrzała na wierzbę, aby sprawdzić jak wiele balonów w tym kolorze znajdowało się wokół jej gałęzi. Nie pozostawało jej nic innego, jak przerzucić nogę nad trzonkiem miotły i zająć się ich przebijaniem, co też zrobiła. O dziwo, szło jej to całkiem nieźle. Latała wokół wierzby, całkiem dobrze unikając jej gałęzi. Raz czy dwa te dotknęły ją, choć uderzenia, które jej zaserwowało to drzewo były na tyle nieznaczne, że nawet nie wytrąciły Imogen z równowagi. Zadowolona ze swoich osiągnięć dziewczyna po kolei przebijała następne balony. Ona naprawdę czuła się na miotle niczym ryba w wodzie i czasami miała wrażenie, że nawet najbardziej posrane zadanie, jakie mogliby przed nią ludzie postawić, nie miało znaczenia o ile miała miotłę w dłoni.
Wylosowany scenariusz:1 - zielone Kostki w scenariuszu:21, 16, 22, 69, 1, 50 - innymi słowy, więcej szczęścia niż rozumu
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Wylosowany scenariusz:2 Kostki w scenariuszu:parzysta
Witała się ze wszystkimi przychodzącymi, cała uśmiechnięta. Było jej generalnie smutno, że to jej ostatni rok, ale nie zamierzała być takim leszczem jak Tomek, żeby powtarzać rok, bo nie zdąży z oddaniem pracy. No nie przesadzajmy, aż tak szkoły nie kochała i trochę już marzyła o tym, żeby skończyć studia i po pracy przejmować się głupotami, a nie kolejnymi zaliczeniami i pracami domowymi. — Oczywiście — wyszczerzyła się do @Holly Wood i poklepała ją po ramieniu. Nikt nie mógł mieć pewności czy na pewno żartowała zważając na okolicę, w której się znajdowali. Ale przecież Maguire całkiem nieźle (a może nawet dobrze) radziła sobie z uzdrawianiem, a Gryfony na pewno aż tak bardzo nie różniły się od psidwaków… Objęła Morgan, odwzajemniając uścisk, a w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk, kiedy ta wspomniała o hipogryfach na treningu. Ewidentnie w jej głowie pojawił się jakiś doskonały pomysł i chyba będzie musiała porozmawiać o tym z profesorem Rosa, żeby mogła go zrealizować. — Zuzia ma się ŚWIETNIE, wesoło je trawę i daje smakowe mleko Gwen, jestem u niej dwa, trzy razy w tygodniu, a na co dzień jest w zaufanych rękach — odparła @Kate Milburn, opowiadając przejęta o swojej magicznej krowie, którą adoptowała na wakacjach i teraz mleczucha przebywała w posiadłości Gwen, bo Ruby – jeszcze – nie miała tyle miejsca u siebie. Trening się zaczął, więc i on chciała trochę się rozruszać przed zbliżającym się jej ostatnim sezonem. Dlatego wskoczyła na miotłę i popędziła bez zastanowienia w stronę wierzby, uprzednio też sobie losując kolor, bo przecież musiało być sprawiedliwie. Pomknęła w stronę gryfońsko czerwonych balonów i umykała niebezpiecznym gałęziom z godną podziwu zwinnością. Całe szczęście, bo przecież była kapitanką… — Morgan, nie popisuj się — zawołała jeszcze w stronę @Morgan A. Davies, widząc co wyczynia, ale zaśmiała się przy tym, bo przecież ex-kapitanka też musiała się trochę popisać, a co. Zobaczyła jednak zbliżającego się Puchona i zmarszczyła brwi. Nie przerywając treningu reszty – sama opadła niedaleko drzewa na ziemię i zeszła z miotły, zbliżając się do intruza. — Moi Gryfoni to nie jest żaden okaz, pogapić się możesz na pegazy w szkolnej zagrodzie — powiedziała do @Ced Savage, unosząc jedną brew, bo chyba nie myślał, że Maguire zrobi ze swoich przyjaciół jakieś widowisko do oglądania. Przywołała miotłę, którą przytargała ze sobą w zapasie, na wszelki wypadek, i wyciągnęła ją w stronę Puchona. — Jeśli chcesz zostać, to na moich zasadach, więc wskakujesz na miotłę i bierzesz udział w treningu, jeśli nie – możesz szpagatami wracać do zamku — miał wybór, widział już trening więc było jej wszystko jedno czy jakieś tam strategie zobaczy, nie miała nic do ukrycia. Nie pozwoli jednak, żeby jego obecność miała rozpraszać jej Gryfonów, bo będzie sterczał pod drzewem i krzywił się jak O’Malley przy byle jakiej okazji.
@Ced Savage możesz zostać, pod warunkiem, że bierzesz udział w treningu i napiszesz posta z obowiązującymi kostkami, w przeciwnym razie uznaję, że tchórzysz i sobie idziesz !!
Termin pisania niezmiennie 08.09.24!! Jeśli ktoś z @gryffindor potrzebuje więcej czasu, to proszę o info, przedłużę!
Owszem, oberwała. I owszem, bolało. Niektóre gałęzie ledwo ją dotknęły, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu, ale te dwie wyjątkowo zawzięte, dały jej w kość i to w bardzo dosłownym znaczeniu tych słów. Mimo to dokończyła swój przelot i postarała się, by lądowanie wyglądało perfekcyjnie, bo jako gracz rezerwowy, czuła niezrównaną potrzebę udowodnienia swojej wartości dla drużyny. W innym razie mogła grzać ławę do końca studiów. Poza brawurą nie była to jednak niezrównana głupota, bo naprawdę skupiła się na odczuciach w swoim ciele, a po wylądowaniu dyskretnie sprawdziła, czy wszystko działa jak należy i wszystko wskazywało na to, że owszem. Od głupich stłuczeń się nie umiera, bez względu na to, jak bardzo bolały. Zauważyła Ceda jeszcze będąc na miotle, ale najpierw uśmiechnęła się szeroko do Moe. — Ja cała? Powinnaś zobaczyć, w jakim stanie jest wierzba — odpowiedziała hardo, ale przede wszystkim wesoło, śmiejąc się po tych słowach, bo wierzbę widzieli wszyscy i nie wyglądała ona w żadnym stopniu inaczej, niż przed paroma minutami, gdy brała w ręce miotłę. — Jak na taką staruszkę, masz niezłe ruchy — dodała z koleżeńską zgryźliwością. Ledwo odłożyła miotłę na ziemię, a już zmierzała do Ceda, który rozmawiał z Ruby, która go zrugała. Przygryzła wargę, by stłumić rozbawiony uśmiech, ale oczy i tak zdradzały rozbawienie, gdy przyglądała się tej scenie. — Panie Savage, miotła w dłoń — dodała po Ruby — teraz to już kwestia honoru. I choć miała chęć odpowiednio zagrzać go do walki, to jednak trening nie zdawał się być do tego odpowiednim miejscem. Mógł mieć za to pewność, że odwaga zostanie odpowiednio wynagrodzona.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Wylosowany scenariusz:5 - żółte Kostki w scenariuszu: -
Zapisanie się do drużyny Quidditcha było jedną z pierwszych rzeczy, które Nicholas zrobił po powrocie na studia. Wiedział, że niegdyś należał do drużyny, nawet dowiedział się, że na pozycji ścigającego, dlatego teraz postanowił zaczerpnąć z tych informacji i sprawdzić jak to jest być tym dawnym Nicholasem. Obecny przecież wybrałby pozycję obrońcy. Latanie za balonami było dla Seavera dość nieoczekiwanym scenariuszem. Żółte plamki zdawały się być wciąż tuż poza jego zasięgiem. Co do któregoś balona podlatywał, ten się pojawiał w innym miejscu, albo odlatywał kawałek tak, żeby się zwinnie wysmyknąć. Nico śmigał na miotle bez słowa, nie chcąc robić za ofiarę losu na pierwszym treningu. Cały proceder zajął mu mnóstwo czasu, ale wreszcie się udało i po nierównej walce puszkowy balon pękł. Zmachany, ale usatysfakcjonowany Seaver podleciał do @Imogen Skylight, która znów wyczyniała cuda na miotle. - Mogłem się spodziewać, że cię tu zastanę, po tym jak poszło ci na wyścigu - zagadnął do niej, przyglądając się piegowatej twarzyczce ze szczerą życzliwością. - Na jakiej grasz pozycji? W międzyczasie skinął na powitanie @Holly Wood i @Ced Savage. @Kate Milburn w pierwszej chwili nie poznał, bo pamiętał ją jako uśmiechniętą, elegancką kelnerkę, a później jako roześmianą turystkę, nie przemoczoną miotlarę z nachmurzonym obliczem, ale widząc, jak ucierpiała, poczuł instynktowną potrzebę roztoczenia opieki. Przeprosił Imogen a potem podleciał do Milburn. - Jesteś cała? Może pomóc z zaklęciem suszącym? - zaproponował, nie chcąc bez pozwolenia celować w dziewczynę różdżką. - Jestem Nico, chyba nie mieliśmy jeszcze okazji się po... Urwał, bo z bliska nagle rozpoznał jej twarzyczkę. - Kate! - powiedział, mrugając z zaskoczeniem. - Gdzie ja mam oczy, nie poznałem cię w pierwszej chwili. Pozwolisz? Skinął głową na różdżkę, którą miał w pogotowiu, gdyby dziewczyna się zgodziła.
Ostatnio zmieniony przez Nicholas Seaver dnia Pon 9 Wrz 2024 - 12:04, w całości zmieniany 1 raz
Szczerze powiedziawszy, Adela nie mogła doczekać się powrotu na miotłę - na Podlasiu raczej nie miała szansy pograć w Quidditcha, więc nowy sezon szkolny dawał jej masą motywacji do działania. Liczyła, że w tym roku uda im się zdobyć upragniony puchar Quidditcha, dlatego planowała przyłożyć siędo treningów z podwójną siłą. Na co dzień nie należała do osób szczególnie ambitnych, jednak wizja rywalizacji zawsze budziła w niej dodatkowe instynkty. Z tego powodu, po pojawieniu się na treningu nie wgłębiła się w żadne ploteczki, czy żarty, co było jej zwyczajem. Tego typu zabawę zostawiła sobie na lekcje, a tymczasem skupiła się na swoim celu. Oczywiście, przywitała się ze wszystkimi, przy okazji puszczając też oczko do @Kate Milburn i @Imogen Skylight, jednak więcej uwagi poświęcała samemu treningowi niż sytuacji towarzyskiej, co w sumie nie było do niej szczególnie podobne. W końcu przeszli do pracy - rozpoczęli rozgrzewką polegającą na przebijaniu balonów. Adeli trafiły się żółte, które okazały się naprawdę upierdliwe, jednak w finalnym rozrachunku, mimo naprawdę dużego wysiłku, Honeycottównie udało się uporać ze wszystkimi, co przyniosło jej wiele satysfakcji.
Wylosowany scenariusz:4 Kostki w scenariuszu:19, 46, 26, 68, 78, 38 → moczą mnie tylko 2 balony
Błąd w założeniach Ceda pojawia się już wtedy, kiedy Ced ocenia ludzi miarą puchonów i ich bardzo beztroskiego, luźnego nastawienia do ludzi i otwartości. Życie jednak bardzo szybko weryfikuje jego niepoprawne domysły. Życie jednak tym razem ma imię — @Ruby Maguire, a oprócz imienia także gryfońską hardość, zaciętość, odwagę i HONOR. Honor dorzuca @Holly Wood, kiedy w Cedowi zaszczepia myśl, że odmowa może być ujmą dla jego dumy. Ced jest bardzo bliski opuszczenia polany z Wierzbą Bijącą. Otwiera już nawet usta, żeby ostrożnie się wycofać, bo myśli o tym, że możę czuwać nad Holly z daleka, gdzie Maguire go nie będzie widzieć, ale... — Jakiego honoru? Nie zdaje sobie sprawy, że pyta o to głośno. Ced nie ma dumy. Nie liczy się z nią. Liczy się dla niego jednak coś innego. Posyła Holly łagodne spojrzenie i tyle mu starcza, żeby domyślić się, że honor to tylko kwestia interpretacji. Dla Holly to honor. Dla Ceda to jedyna godzina jaką w ciągu dnia może spędzić ze swoją dziewczyną. Nawet jeśli teraz nie ma wrażenia, jakby bardzo jego dziewczynę przypominała. Przypominała przez chwilę surową Ruby, a słowa Ceda: — Zgoda – które rzuca, wracając wzrokiem do Ruby, to jego gwóźdź do trumny. Naprawdę nie ma pojęcia, jak to się dzieje, że nigdy nie szuka drogi do treningu Quidditcha, ale to ścieżka trenowania zawsze odnajduje jego. Zdąża jeszcze tylko skinąć głową @Nicholas Seaver i machnąć mu ręką, zanim serią magicznych wypadków dosiada miotły i wypuszcza głęboki oddech z płuc, kiedy już unosi się nad ziemią. Los jest dla niego łaskawszy niż się tego spodziewa, bo Ced, nawet na miotle wydaje się ostrożny i uważny. Może brakuje mu umiejętności, ale brak talentu nadrabia dużym skupieniem więc nadchodzące ciosy wierzby dostrzega bardzo wyraźnie i szybko, co daje mu czas do reakcji. Ma się wrażenie, jakby dokonywał całego rachunku numerologicznego przed zdobyciem każdego kolejnego balona, bo każdego balona zdobywa precyzyjnie, a jedyny koszt jaki płaci to mała ulewa przy dwóch balonach, która zwilża przyjemnie jego włosy i sprawia, że zmywa z niego chociaż część zimnego potu, jaki wstępuje na jego skórę, jak tylko Ced ma manewrować miotłą w powietrzu. W końcu z przyjemnością ląduje na trawie niedaleko Holly, zaczesując wilgotne włosy w tył i znów – oddycha z ulgą, że to już ziemia. Dopiero teraz, kiedy jeszcze inni są w trakcie ich manewrów, ma chwilę żeby podejść do Holly i dokładnie obejrzeć jej twarz i zlustrować ją spojrzeniem. Ma w sobie tyle przyzwoistości, żeby w obecności jej kolegów z drużyny nie robić jej wstydu i nie podnosić dłoni do jej twarzy, ale samo jego spojrzenie wydaje się tak namacalne, jakby właśnie to zrobił. — Nic cię nie boli? — spytał tak cicho, że nie był pewien, czy Holly go zrozumiała, ale treść pytania miał wypisaną w oczach.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Była zachwycona frekwencją i więcej niż zadowolona, że Ced postanowił wziąć miotłę. Trening każdemu się przyda, ruch to zdrowie. Posłała więc Holly radosne spojrzenie, kiedy ją poparła, a na Puchona zerknęła podobnie. Widziała te ukradkowe spojrzenia między nimi, miała tylko nadzieję, że za bardzo się nie rozproszą. Na trening przy wierzbie potrzebne było skupienie. Poczekała aż każdy upora się z balonami i zawołała ich do siebie – w bezpiecznej odległości od drzewa. — Widzę wszyscy są w świetnej formie, więc przechodzimy dalej! Każdy ćwiczy na swojej pozycji, przygotowałam coś specjalnego dla każdej z nich. Ced, zagrasz jako obrońca, żeby Kasi nie było smutno, że jest sama. — powiedziała i podała im instrukcje, by każdy wiedział co ma robić — Nikt nie spadł z miotły i tego się trzymajmy! Poobijanym pomogę po treningu oczywiście, na meczu w trakcie nie ma na to czasu, więc latamy z siniakami, a potem wszystkich się pozbędziemy — powiedziała jeszcze wesoło, tutaj skierowała znaczący wzrok na Holly i mrugnęła. Poradzi sobie bez problemu z poobijańcami, chciała jednak by warunki były zbliżone do tych na boisku – choć utrudnione, bo Bijąca Wierzba nie znała litości.
ETAP II Każdy ma swoje zadanie, kierujecie się kostkami, przy których jesteście oznaczeni. Gdyby coś było niezrozumiałe to zapraszam do kontaktu rzecz jasna
Ścigający @Nicholas Seaver@Adela Honeycott Ćwiczycie podania między sobą, żeby poprawić synchronizację i dokładność po labie na wakacjach. Jedna osoba jest po jednej stronie drzewa, druga po drugiej, a wierzba Wam utrudnia zadanie oczywiście!
1. Najpierw rzucacie k100 na precyzję i celność, czy jesteście w ogóle w stanie trafić pomiędzy gałęziami, czy się na oczy z kretem zamieniliście. Przy wyniku <30 totalna katastrofa, przy wyniku >70 idzie świetnie, a wszystko pomiędzy się udaje, ale kafel trochę poturbowany. 2.Wierzba już jest rozdrażniona po ekstra rozgrzewce, więc ma was dość i próbuje trafić. Rzucacie kolejną k100 jeśli kostka będzie wyższa niż poprzednia – obrywacie od wierzby (koło tłuczkowej zagłady podpowie wam gdzie). 3. Trzecia k100 jest dla tych, których trafiła wierzba. Siła uderzenia wprost proporcjonalna do wysokości kostki.
Kod:
<lg>[color=#852424]Ścigający[/color]</lg> <zgss>precyzja:</zgss> pierwsza k100 <zgss>wierzba:</zgss> trafia / nie trafia <zgss>uderzenie:</zgss> k100 / nie dotyczy
Obrońcy @Kate Milburn@Ced Savage Ćwiczycie swoje pozycjonowanie, Ruby tak zaczarowała kilka kafli, że przelatują między gałęziami drzewa, a wy po drugiej stronie musicie je łapać!
1. Najpierw k6 na ilość kafli, które lecą w twoją stronę. 2. Potem tyle literek ile wylosowaliście kafli, na odbicie kafla przez wierzbę, przy samogłosce kafel pędzi na Was z ogromną siłą. 3. Tyle k100 ile wylosowanych kafli, łapiecie – tj. bronicie! – jeśli wcześniej wylosowaliście samogłoski, to te kafle udaje się złapać przy wyniku >80 inaczej potężnie obrywacie tym kaflem, pozostałe łapiecie przy >60.
Kod:
<lg>[color=#852424]Obrońca[/color]</lg> <zgss>ile kafli:</zgss> k6 <zgss>odbicia przez wierzbę:</zgss> literki <zgss>obrona:</zgss> k100
Pałkarze @Ruby Maguire@Holly Wood Na gałęziach znajdują się wyznaczone punkty, a Wy macie swoje pałki i tłuczki – zadanie jest proste, walicie tłuczkami w te punkty.
1. Pierwsza k100 na humor wierzby, im niżej, tym bardziej naburmuszona i majta gałęziami na wszystkie strony. 2. Teraz literka, jeśli poprzednia kostka wypadła <50, odbicie jest celne przy samogłosce, przy spółgłosce trafiasz w wybranego gracza; jeśli poprzednia kostka wypadła >50, odbicie jest celne przy spółgłosce, przy samogłosce trafiasz w gracza, który napisze post po tobie! 3. Ostatnia k6 na łomot od wierzby, przy 3 i 4 za bardzo zbliżacie się do gałęzi, a koło tłuczkowej zagłady podpowie wam gdzie dostajecie manto.
Kod:
<lg>[color=#852424]Pałkarz[/color]</lg> <zgss>humor drzewa:</zgss> k100 <zgss>celność:</zgss> liteka <zgss>manto od drzewa:</zgss> k6
Szukający @Imogen Skylight@Morgan A. Davies Gdzieś tam jest znicz i lata sobie wesoło między gałęziami, które stymulują oczywiście tłuczki na boisku, więc musicie po prostu złapać znicza.
1. Pierwsza literka na Waszą szybkość, im dalej w alfabecie tym szybciej. 2. Druga literka na szybkość znicza – możecie go złapać tylko jeśli literka waszej szybkości znajduje się dalej w alfabecie niż ta znicza! 3. Latacie pomiędzy gałęziami, wypatrując znicza, więc macie chyba najniebezpieczniejsze zadanie i naprawdę niełatwo uniknąć uderzenia, rzućcie sobie k6 na ilość smagnięć gałęzi, a następnie tyle literek ile wypadło oczek na k6 – przy samogłosce udaje się uniknąć uderzenia!
Kod:
<lg>[color=#852424]Szukający[/color]</lg> <zgss>szybkość szukającego:</zgss> k100 <zgss>łapiesz?</zgss> tak/nie <zgss>łomot:</zgss> k6 i odpowiednia ilość liter
Modyfikatory ● Za każde 10pkt z GM jeden przerzut, liczy się drugi rzut; ● Za cechę eventową gibki jak lunaballa dozwolony jeden przerzut kostek na manto od wierzby, można wybrać lepszy dla siebie rzut; ● Za cechę eventową bez czepka urodzony dostajecie łomot od drzewa niezależnie od kostek
Termin pisania 15.09.24!! Gdyby ktoś potrzebował więcej czasu, to oczywiście dajcie znać! Spóźnialskich już nie przyjmuję, bo rozdzieliłam role.
Latała dalej, robiąc swoje i zbijając balony, kiedy go zagadnął do niej @Nicholas Seaver, dlatego też zatrzymała się w locie na chwilę, aby przywitać się z chłopakiem i odpowiedzieć. - Cóż, uwielbiam latać na miotle - przyznała szczerze z delikatnym wzruszeniem ramion, jakby to nie było nic takiego. Niemniej nie zamierzała wspominać, że quidditch nie był za to jej ulubionym miotlarskim sportem i zdecydowanie bardziej wolała po prostu wyścigi miotlarskie. Nie widziała w tym sensu. - Oh, w teorii jestem szukającą, w praktyce wchodzę na boisko jak Moe nie może z jakiegoś powodu. Tak to większość czasu grzeję ławkę rezerwowych - i wcale jej ten fakt jakoś szczególnie nie przeszkadzał. Może kiedyś będzie miała szansę bardziej się wykazać? Póki co, była zadowolona z tego, co miała. Pomachała jeszcze z szerokim uśmiechem na ustach do @Adela Honeycott i wróciła do swojej części treningu. Niedługo potem Ruby zarządziła przerwę, aby powiedzieć im, co czekało ich dalej. Imogen skrupulatnie wysłuchała danych jej instrukcji, pokiwała głową na znak, że rozumie, po czym ponownie przerzuciła nogę nad trzonkiem miotły i odbiła się od ziemi. Innymi słowy, pośród licznych gałęzi bijącej wierzby, miała złapać złoty znicz, ale w taki sposób, żeby dodatkowo nie dać się uderzyć przez drzewo i nie zaliczyć bardzo bliskiego spotkania z innymi graczami. Nie ma co, zapowiadało się świetnie. Wisiała tak sobie w powietrzu, próbując obmyślić jakąś genialną strategię, kiedy w końcu uznała, że raz kozie śmierć i nie ma co nad tym za bardzo myśleć. Dlatego po prostu jak strzała wleciała między gałęzie, próbując dostrzec cokolwiek w tej plątaninie. O ile unikanie ciosów wierzby szło jej całkiem nieźle, tak łapanie znicza szło jej beznadziejnie. Kilka razy już niemalże miała go w garści, ale nagle musiała robić szybki zwrot, aby nie zaliczyć bardzo bliskiego i bolesnego spotkania z wierzbą. Wcale jej się to nie podobało, ale co miała zrobić? Mokra od potu dalej uparcie próbowała chwycić znicz, ale ten zdawał się ciągle być o pół metra przed nią. I kiedy w końcu zwolnił na tyle, że Imogen prawie dotknęła go opuszkami palców, skupiła się na tym tak bardzo, że zapomniała o zagrożeniu ze strony bijącej wierzby. Ta trafiła ją idealnie w spot słoneczny. Imogen zachłysnęła się powietrzem, skuliła na miotle i spadła z wysokości około dwóch metrów, przedzierając się przez gałęzie na glebę. Siła upadku odturlała ją od drzewa na bezpieczną odległość, ale gryfonka, leżąc na ziemi, dalej nie mogła złapać tchu. Szlag by trafił to cholerne drzewo...
Powodzeń Ced nie odczytywał jako znaki, że powinien zająć się Quidditchem, za to znak od niebios, kiedy pomknęły w jego kierunku cztery kafle z czego trzy z prędkością rozpędzonego najnowszego Nimbusa, to już potraktował jako komunikat, żeby nie dołączać jednak do szkolnej drużyny puchonów. Nie udało mu się złapać ani jednego kafla. Pierwszy nawet próbował, ale kolejne trzy mknęły do niego tak szybko, że jego ciało nie zdążyło zareagować, nie był w stanie wymanewrować miotłą ani żeby ustawić się w pozycji do łapania, ani nawet żeby uciec. W efekcie dostał od losu trzy ciosy. Pierwszy w brzuch, drugi w ramię, a trzeci w udo. Już pierwszy kafel rozpędzony przez witki bijącej wierzby był mściwym sygnałem i wywrócił mu trzewia do góry nogami. Wylądował na murawie w lekkim zdezorientowaniu, szczególnie obitym żołądkiem, bo ból w ramieniu i udzie potrafił zignorować i zachować w sobie. — Jak mi poszło? – spytał Ruby, trochę żartobliwie, a trochę poważnie. Bo nie liczyły się chęci?
Wyglądało na to, że choć trafiły z Ruby na ten sam kolor balonów, a tym samym tożsame zadanie, żadna z nich ani myślała robić z tego poważnych wyścigów i okazji do konkurowania. Chyba rzeczywiście lepiej było wyjść z zabawy bez szwanku dzięki skupieniu i cierpliwości, niż w gipsie przez pośpiech. Ale popisy? Davies nie byłaby sobą, nie wykorzystując takiej okazji. Zwłaszcza, gdy (niemal) zawsze miały one jednocześnie jakiś wymierny cel. Po wylądowaniu pokiwała z uznaniem głową na deklarację Wood, bo choć wierzba była nadal w jednym kawałku, podobnie sprawa miała się z Holly, a takie pojedynki nie zawsze kończyły się bezstratnie. Wszelkie wgniotki nabyte po drodze prędzej, czy później miały przepaść bez śladu, zwłaszcza w obliczu opierunku, jakim otaczała ich uzdrowicielsko uzdolniona pani kapitan. Zanim jednak odpowiedziała na wzmiankę o swoich zdolnościach, przyszło jej nienachalnie śledzić relację pomiędzy obitą przez wierzbę blondynką, a intruzem. A zatem laluś nie był krową Maguire. I najwyraźniej nie pękał w chwilach próby, po otrzymanym wyzwaniu zwyczajnie biorąc się do roboty. Choć nie miała zamiaru z nikim się swoimi przemyśleniami dzielić, uniosła lekko głowę i uśmiechnęła się ku niebu. Czym byłoby miotlarskie życie bez szpiegów i intruzów? - To może być Twój czas, mała Mo. - zaczepiła Imogen po pierwszym z etapów treningu, choć z racji różnicy ich wzrostów, użyty zwrot mógł zabrzmieć dość zabawnie. Niemniej fakty były takie, że Skylight poradziła sobie nieźle, a Davies od dłuższego czasu czekała na godnego następcę na swojej pozycji i bardzo chciałaby mieć w swojej wróżbie jak najwięcej racji. Jedynie motywacja mogła zatem stanąć na drodze młodszej z Gryfonek do stania się numerem jeden na wybranej dla siebie roli w zespole. A potem zaczął się etap drugi, który najwyraźniej bardzo próbował obrócić wszelkie dotychczasowe obserwacje w chochlicze ekskrementy. Rzucanie się między konary wyprowadzonej z równowagi wierzby nie należało do najbardziej przemyślanych i odpowiedzialnych pomysłów, ale szukanie pomiędzy nimi znicza... w dużym skrócie zapowiadało się na pełne niefortunnych zajść. Davies czterokrotnie udało się ujść z życiem tylko dzięki sprzyjającemu ułożeniu chaotycznie wijących się gałęzi, choć w międzyczasie zdołała poczuć, jak smagnięcie liści rozcina jej szczękę. Wkrótce miała i znicza w dłoni, choć przypłaciła to piątą - i udaną - próbą natarcia ze strony wierzby. Cios w brzuch udało jej się przechwycić na tyle umiejętnie, by wykorzystać większość impetu do posłania się wraz z miotłą byle dalej od szalejącego drzewa. Wkrótce odnalazła się więc kilkanaście centymetrów nad ziemią, wciąż na miotle, leżąc na niej na plecach i z głową opartą o obręcze oplatające witki. Nie miała najmniejszego zamiaru się podnosić, póki bolało. A przecież musiała, bo... - Wciąż pozostaje wiara w naturalny miotlarski talent metamorfomagów. - bo okazało się, że wylądowała obok poturbowanej Skylight, którą pospiesznie zerwała się obejrzeć i dopiero widząc u niej zgadzające się kolory uznała, że sytuacja była względnie pod kontrolą i można się już z tego wszystkiego pośmiać. O ile w swoim przypadku pomysł z pozbywaniem się siniaków od samego początku uznała za absolutnie skandaliczny i ani myślała zgłaszać się do Maguire o pomoc, czy, broń ją le Fay, próbować leczniczej magii własnymi siłami, to akurat dla Holly, czy Mo miała zamiar wręcz domagać się od Ruby jakiegoś rodzaju pierwszej pomocy. Pomachała pani kapitan, sugerując, by ku nim zajrzała. Co prawda zdążyła się upewnić, że własne żebra miała wciąż w komplecie i całości, ale z krwią kapiącą z brody, o czym zupełnie zapomniała, musiała prezentować się wbrew swojej postawie dość żałośnie.
Przychodzę tragicznie spóźniony, ale bynajmniej nie z mojego powodu (chyba?), okazało się że dostałem jakiś zły plan wpadłem na lekcje do bardzo małych przerażonych pierwszaków, a potem chciałem z drugoklasistami zamieniać jakiegoś kruka w puchar. W końcu uznałem, że koniec tego i latałem za opiekunami by dowiedzieć się co tu się wydarzyło. A ponieważ Hogwart jest wielki, schody kompletnie nieprzydatne, a ja zdążyłem zapomnieć gdzie jest czyj gabinet zajęło mi to zdecydowanie zbyt dużo czasu. Dlatego kiedy dobiegam zmachany pod bijącą wierzbę jestem SKONANY. Co prawda mam w ręku miotłę, ale widać, że wszyscy byli już w środku treningu. - RUBY - krzyczę z dołu, wcześniej magicznie sobie go nagłaśniając. - NIE MOGŁEM BYĆ WCZEŚNIEJ, SERIO. WPUŚĆ MNIE NA TERNING - krzyczę sobie z dołu, kompletnie nie przejmując się, że zakłócam tutaj eleganckie loty na miotle. Kątem oka też widzę, że lata też tutaj jakiś Puchon na co marszczę brwi zdziwiony. - WYPIERDZIEL PUCHONA I DAJ MI CHWILĘ POGRAĆ. PRZYSIĘGAM, ŻE NIE SPÓŹNIŁEM SIĘ SPECJALNIE - kontynuuję wywód, licząc na dobre serce @Ruby Maguire.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Kate rekrutując się do Ministerstwa całkowicie zapomniała, że @Morgan A. Davies również w nim stażowała, co prawda w innym departamencie, ale jednak! Jej uwaga mocno poprawiła jej humor, bo dała jej poczucie, że nie była sama jedna w swojej niedoli. Ostatecznie nie podejmowała stażu zupełnie wbrew swojej woli, ale na razie nie widziała dla siebie miejsca w Katastrofach, mimo tego jak dobrze pasowała do niej nazwa tego działu. Wypadki i katastrofy - brzmi jak życie Milburn. Oberwanie balonem z wodą nie było najgorszym, co mogło ją spotkać na treningu, a pogoda jeszcze dopisywała, więc niespecjalnie przejmowała się faktem, że zrosił ją byle "deszczyk". Oczywiście zamierzała się wysuszyć, bo nie chciała zapitalać tak szybko do skrzydła szpitalnego po specyfiki na galopujące zapalenie płuc. Najwyraźniej jednak pomyliła się co do tego, jak bardzo była przemoczona, bo zainteresował się nią aż @Nicholas Seaver. - Dzięki, ale umiem rzucić zaklęcia sama - stwierdziła, w pierwszej chwili nieco defensywnie, nie chcąc prosić nikogo o pomoc, a już w szczególności jakiegoś chłopaka, gnanego ku niej potrzebą bycia rycerza na białym koniu, by wyratować ją z opałów. Dopiero gdy w jego oczach błysnęła iskierka poznania i skojarzył, kim była, złagodniała nieco. - Wiem, wyglądam trochę inaczej jako zmokła kura - zażartowała, by rozładować nieco atmosferę, którą przypadkiem sama naładowała swoim niezbyt miłym sarknięciem. - Wybacz, mam dzisiaj gorszy dzień - stwierdziła, wzruszając nieco ramionami i odgarniając z twarzy mokre kosmyki, sięgając po własną różdżkę, by przekuć słowa na czyny i faktycznie wysuszyć się. W samą porę, bo Ruby nie zamierzała dawać im za dużo czasu na przerwy i pogaduszki, szybko zaganiając ich do pracy. Kate obrzuciła spojrzeniem Ceda, zastanawiając się, dlaczego kapitanka pozwoliła mu w ogóle zostać na polanie, a co dopiero wskoczyć na miotłę? Może i nie był szkodliwy, może faktycznie nie zamierzał przekazać nikomu taktyk, ale była pewna, że gdyby któreś z nich spróbowało odwinąć coś podobnego, przemianowaliby ich na węże w lwiej skórze. Uśmiechnęła się jednak dla niepoznaki, nie chcąc, by jej mimika zdradzała zbyt wiele z myśli, które krążyły jej po głowie. - Powodzenia - rzuciła szybko do Puchona, wzbijając się w powietrze i lecąc ku swoim pętlom, które zamierzała bronić na tyle dobrze, na ile potrafiła. I w zasadzie udawało jej się to nieźle, jedynie dwa kafle odbite przez wierzbę sprawiły jej problem. Ten pierwszy przeleciał obok niej tak szybko, że wyjątkowo zagrała zgodnie z naturalnym instynktem (bo jednak latanie w obronie wiązało się ze stałym jego wyciszaniem - chciało się wlecieć w pole rażenia lecącej piłki, bo trzeba ją było złapać) i uchyliła się, nawet nie próbując bronić pętli przed śmiercionośnym pociskiem. Do ostatniego już spróbowała podlecieć, ale był na tyle szybki i podkręcony, że nie zdołała w pełni wyłapać go z obszaru pętli, a na dodatek chyba wybiła na nim palec. - Ja pierdole - zaklęła jękliwie pod nosem, zamykając środkowy palec w objęciach drugiej dłoni, macając i próbując stwierdzić na ile silne były jej obrażenia.
Praca Domowa: Działalność Artystyczna - wrzesień 2024
Czwartkowego popołudnia Benjamin opuścił zamek i udał się na błonie, gdzie znajdowało się miejsce, które chciał przedstawić prowadzącemu w ramach zajęć. Bijąca Wierzba od lat fascynowała do swoją groźną urodą i majestatem. Jej gałęzie rozpościerały się jak ramiona, a witki szeleściły, za każdym razem gdy ktoś próbował się do niej zbliżyć. Czuł emanującą od niej surowość, zwłaszcza jesienią, gdy część liści zdążyła już opaść, ukazują gołe, strzeliste pędy. Usiadł na trawie, w bezpiecznej odległości od obserwowanego drzewa. Czuło jego obecność, ale poza kilkoma ostrzegawczymi ruchami, nie poruszało się. W dłoń chwycił ołówek, decydując się wyłącznie na szkic oglądanego krajobrazu. To i tak więcej niż spodziewał się, ze będzie potrafił zrobić. Zaczynając rysować czuł pewien niepokój. Wiedział, że nie posiada odpowiednich umiejętności. Zdawał sobie sprawę, że niczego nie ryzykuje, tworząc niskiej jakości prace, jednak przeświadczenie, że nie będzie dorównywał reszcie grupy, nie chciało go opuścić. Każda linia, którą kreślił, wydawała mu się krzywa. Nie potrafił oddać detali, czuł się zagubiony w przestrzeni na papierze. Mijały minuty, a on w skupieniu pochylał się nad szkicownikiem otrzymanym przez nauczyciela. Tylko momentami odrywał wzrok od papieru. Uznał, ze lepszym będzie stworzenie sensownego obrazu niż próba oddania każdego źdźbła trawy. W między czasie sięgał po termos z kawą, której przyjemny zapach i gorzki smak, zdawał się odciągać jego niepewne myśli. Każdy kolejna porcja czarnego płynu była momentem refleksji nad tym jak trudnego zadania się podjął. Wszach nie chciał narysować tylko jednego obiektu, a cały krajobraz, co wymagało od niego zagospodarowania całej dostępnej przestrzeni. Pomimo trudności i własnych ograniczeń, Benjamin po godzinie miał przygotowaną pracę, która nie wydawała się nawet w połowie tak dobra, jaką po tym czasie powinna być. Jak na niego to i tak był "szybki" szkic. Westchnął ciężko, wiedząc, że nic lepszego nie wyprodukuje, schował szkicownik i wolnym krokiem wrócił do zamku.
Pałkarz humor drzewa:97 celność: C manto od drzewa: 6
Miała wrażenie, że Ced lada moment się wycofa i, cóż, nie miałaby mu nawet za złe, ale kiedy wziął miotłę i odwalił niezły kawałek treningu z tymi balonami, nie potrafiła nie uśmiechnąć się z triumfem i... cóż, po prostu radością, że chociaż w taki sposób mogą spędzić razem czas. Swoją drogą zawsze wiedziała, że byłby z niego dobry zawodnik, z tymi długimi rękami i nogami nadawałby się przede wszystkim na obrońcę lub ścigającego, i miała nadzieję, że w końcu namówi go na zapisanie się do drużyny. Teraz jej szanse na sukces na tym polu gwałtownie wzrosły. Szanse na wygraną z wierzbą chyba też, bo teraz, kiedy patrzył na nią Ced, chciała trochę się popisać. Poza tym chciała też udowodnić, że jego obecność tutaj kompletnie na nią nie wpływa i żadna wymiana spojrzeń nie jest w stanie jej rozproszyć. Drzewo współpracowało, może wierzbie było głupio, że tak nieładnie ją wcześniej potraktowała, a może posłuchała jej, tylko po prostu z pewnym opóźnieniem. W każdym razie gałęzie były spokojne i aż głupio było jej nawalać w nie tłuczkiem. Biedne drzewo! Ostatecznie jednak to właśnie zrobiła – wycelowała w wyznaczone przez Ruby miejsce i trafiła w sam jego środek. Gdyby to było boisko, mecz i prawdziwy przeciwnik, możliwe, że dzięki takiej gładkiej akcji właśnie zyskaliby gola.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Ścigający precyzja:66 wierzba:nie trafia uderzenie: nie dotyczy
Nicholas wymienił parę uwag z dziewczynami, pytając Imogen, czy nie rozważała w takich okolicznościach zmiany pozycji, Kate zaś zapewniając, że w pełni rozumie gorsze chwile i życzy powodzenia. A potem przeszedł do ćwiczeń z drugim ścigającym, którym okazała się Adela! Dziewczyna, którą miał okazję staranować, by później w szalonym pędzie uciekać na nartach przed Yeti. Cudowny zbieg okoliczności. A biorąc pod uwagę, że znał tu jeszcze Holly i Ceda, naprawdę poczuł się jak wśród swoich, a nie jak w kompletnie obcym świecie wśród łypiących na niego wilkiem obcych ludzi. Ogarnął swoje zadanie, rzucając kafla zupełnie nieźle. Ot, trochę nim zaczepił o witkę bijącej wierzby, ale na szczęście nic wielkiego się przez to nie stało. Pozostawało czekac na to, jak poradzi sobie panna Honeycott!
Ścigający precyzja:98 wierzba:nie trafia uderzenie: nie dotyczy
Ruby dobrała Adelę z innym ścigającym - @Nicholas Seaver, który najwyraźniej wrócił do Hogwartu po długiej przerwie. Honeycott pomachała mu, z uśmiechem wspominając wspólną przygodę z Yetim. Nie było jednak zbyt wiele czasu na wspominki, bo musieli zabrać się do swojej roboty. Podawali sobie z Nicholasem kafel - on radził sobie tak dobrze, że Adela z trudem nadążała, ale dała z siebie wszystko, wykonując jedne z najlepszych podań w życiu, podczas których zachowała masę precyzji. Najwyraźniej przerzucenie przez nią piłki, bardzo zdenerwowało wierzbę, która za wszelką cenę chciała uderzyć łobuzów. Na całe szczęście - bezskutecznie.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Pałkarz humor drzewa: 91 celność: C manto od drzewa: 3 → 3 → 3
Nie spodziewała się, że Puchon się odważy, ale musiała mu to oddać. Musiała mu też oddać, że naprawdę dobrze sobie poradził. Poklepała go po ramieniu w odpowiedzi i kiwnęła głową – i to musiało mu wystarczyć, bo już widziała jak Imogen potężnie obrywa. Dlatego skierowała się w odpowiednim kierunku i pomknęła na miotle, żeby skontrolować, czy musiała wzywać pigułę, czy jednak sobie sama poradzi. — Żyjesz? — zapytała, ale już szykowała różdżkę, żeby ulżyć chociaż z bólem, bo Wierzba naprawdę miała cela, a uderzenie wyglądało, cóż, piekielnie boleśnie. Dlatego pomogła koleżance najlepiej jak potrafiła, a całe szczęście potrafiła całkiem dużo w tej dziedzinie magii. Kiedy Morgan wylądowała tuż obok, aż wywróciła oczami. — Mieliście nie spadać z mioteł — powiedziała oburzona, ale i tak upewniła się, czy Davies potrzebowała jej pomocy. Kiedy uporała się z poszkodowanymi, którzy już skończyli trening – sama zajęła się swoim zadaniem. A że była przecież wielozadaniowa, to nie zamierzała sobie odpuszczać. Sama chwyciła pałkę w lewą rękę i popisowo przerzuciła ją do drugiej ręki, by wycelować w namalowany przez siebie punkt. Wierzba była dla niej naprawdę łaskawa i kiedy celowała, to wydawała się całkiem spokojna, dlatego też pięknie trafiła w sam środek punktu, triumfalnie się uśmiechając i zbijając sobie jeszcze piątkę z Holly, bo jeśli tak będą na boisku, to żaden przeciwnik nie miał szans. Nagle usłyszała Fitza i spojrzała jego kierunku. Rozproszyła się w ułamek sekundy i właśnie ta chwila kosztowała ją wpierdolem od drzewa, bo kiedy gałąź smagnęła ją po lewej łydce, to aż skrzywiła się w grymasie, doskonale wiedząc, że ślad będzie naprawdę paskudny. Zleciała jednak do swojego Baxtera i oparłszy ciężar ciała na prawej nodze. Wcisnęła mu swoją miotłę i podwinęła nogawkę, by zobaczyć już czerwony ślad po uderzeniu. — Nie ma, bo na mecz też się spóźnisz i co, już kończymy — powiedziała i przywołała z torby eliksir czyszczący rany, by szybko wylać go na nogę. Syknęła, bo paliło niemiłosiernie, ale nie miała teraz czasu, by zajmować się tym bardziej. Do wesela się zagoi, czy kiedyś tam. Poczekała aż wszyscy skończą i podziękowała za trening, obiecując oczywiście, że następny będzie niebawem. Nie żartowała przecież, kiedy mówiła, że będą trenować więcej i ciężej. O nie, nie rzucała słów na wiatr. Pomogła jeszcze każdemu poszkodowanemu, który tego potrzebował i wsparta o Baxtera wróciła do zamku, wcześniej oczywiście wykorzystując go, kiedy odnosili sprzęt.
Wydawać by się mogło, że urban sketching co do zasady był zajęciem dość spontanicznym, jednak nie dla Adeli - mimo zamiłowania do sztuki i tworzenia, który w jej ocenie miały sporo wspólnego z gotowaniem (nawet jeśli w pokrętny, logiczny tylko dla niej sposób), nie umiała jednak usiąść i po prostu rysować tego, co widniało przed jej oczami. Choć potrafiła być uważnym obserwatorem, gdy chodziło o emocje innych ludzi lub szczegóły przeżywanych emocji, to mimo wszystko nie potrafiła wyłapać czegoś fascynującego w każdym widoku. Z tego powodu spędziła całkiem sporo czasu, szukając w okolicach zamku lokalizacji odpowiedniej do wykonania pracy domowej. Niby mogła to zrobić tak jak lubiła najbardziej, czyli malując pierwszą lepszą łąkę na odpierdol, ale chciała, żeby jej praca miałą ewidentny związek z Hogwartem. Gdy już doszła do wniosku, że nie wymyśli nic ciekawego, nadszedł szczęśliwy zbieg okoliczności. Wracając do zamku natknęła się na Bijącą Wierzbę. Choć był to widok dość oklepany dla osób rysujących, to jednak jednoznacznie kojarzył się z Hogwartem, więc Adela doszła do wniosku, że do strzał w dziesiątkę. Pomyślała jednak, że skoro wybrała coś tak popularnego, to warto spojrzeć na temat z ciut innej perspektywy. Zamiast patrzeć na wierzbę jako element krajobrazu, podeszła do niej możliwie jak najbliżej, oczywiście tak by nie dostać w łeb. Usiadła na ziemi, tym samym kreując kadr, w którym drzewo było centrum jej ilustracji, a przy tym posiadało ciekawe ujęcie z dołu. Skoro miała już miejsce i kadr, mogła zabrać się za zadanie. Otworzyła szkicownik, który otrzymali na lekcji @Elijah J. Swansea i zabrała siędo pracy. Z racji tego, żę tak pieczołowicie wybrała kadr, zdecydowała się na więcej spontaniczności w kwestii techniki - zamiast kredek, pisaków, czy czegoś bardziej skomplikowanego, skorzystała ze swojego codziennego pióra. Bazgrałą i rysowała w pośpiechu, starając się oddać nie tyle każdy szczegół, co bardziej charakter tego miejsca. Skończyła, gdy efekt był zadowalający, a sam szkicownik oddałą nauczycielowi na kolejnej lekcji.