Wielka wierzba o potężnych konarach. Gdy ktoś podejdzie za blisko, próbuje uderzyć intruza, machając nimi gdzie popadnie. Podobno kryję się pod nią przejście do Wrzeszczącej Chaty jednak nikt ze znanych nam osób nie może tego potwierdzić, z prostej przyczyny - podejście do pnia wiąże się z ogromnym ryzykiem. Drzewo rośnie tu od czasów gdy jeszcze dziadkowie obecnych uczniów chodzili do Hogwartu.
Uwaga. By pisać w wątku rzuć obowiązkowo kostką! Wyjątkiem są prowadzone tu nieopodal lekcje bądź treningi.
Spoiler:
1, 2 - wierzba najwyraźniej “przysnęła” i dała Ci święty spokój, bowiem gdy zbliżasz się to jedynie szeleści. To nie znaczy, że Cię nie zaatakuje, jeśli ją zbudzisz. Lepiej zachowaj ciszę! 3, 4 - najwyraźniej stanąłeś o pół metra za blisko i naruszyłeś “prywatność” drzewa. Smagnęła Cię długim pnączem w dowolnym miejscu na Twoim ciele i pozostawiła tam czerwony i bolący ślad. Okład z wywaru ze szczuroszczeta z pewnością nie zaszkodzi. 5, 6 - zachowałeś odpowiednią odległość od agresywnego drzewa tylko sęk w tym, że nie dało się przewidzieć iż ona może postanowić zaatakować… korzeniami. Tuż pod Twoimi stopami ziemia się rozchyla i obrywasz wilgotnym od ziemi korzeniem przez co niefortunnie upadasz i skręcasz kostkę/nadgarstek. Odpowiednie zaklęcie medyczne załatwi sprawę ewentualnie wizyta w Skrzydle Szpitalnym.
Autor
Wiadomość
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
On w Wielkiej Brytanii czuł się kompletnie odizolowany od wszystkiego, co było znane i lubiane. Ludzie tutaj byli jacyś inni, zachowywali się w sposób, którego nie rozumiał i śmiali się z żartów, które nie do końca trafiały do jego gustu. O ile do tego ostatniego zdążył już przywyknąć, bo przecież niejednokrotnie wcześniej przekonywał się, że mówił innym językiem niż większość jego znajomych, tak cholernie wkurzał go fakt, że tutaj nawet nie miał do kogo pomówić w ten nieprawidłowy sposób, bo wszyscy znajomi byli tylko wspomnieniem. Wiedział, że prawdopodobnie nie wróci już do Ilvermorny, bo rodzice jednoznacznie określili swoje dalsze plany na przyszłość. Oraz swoje dalsze plany względem edukowania ich dzieci. Które miały być blisko, czyli na tym samym kontynencie. Nie wiedział, że miał na Freddie jakikolwiek dobry, czy zły wpływ. Nie miał okazji poznać jej bardziej w innym towarzystwie, więc ciężko było mu powiedzieć cokolwiek więcej na ten temat. Nie ulegał wątpliwością fakt, że była to dziewczyna inna, niż wszystkie, które znał. I oczywiście w żaden sposób mu to nie przeszkadzało. Czasami wręcz miał już dość tych wszystkich ciągle uśmiechających się dziewczyn, które trzepotały rzęsami, udawały grzeczne i wyrachowane, a jak przychodziło co do czego, to okazywały się być kompletnie inne. Freddie przynajmniej nie udawała, że jest kimś, kim w rzeczywistości nie była. I chyba właśnie to tak bardzo zaintrygowało go w niej, kiedy miał sposobność ją poznać jakiś czas temu. Kompletnie prawdziwa, nie udawana inność. Śmieje się naprawdę szczerze, słysząc komentarz dziewczyny dotyczący tego jakże zacnego grona pedagogicznego. Poza tym, sam jej śmiech jest w jego odczuciu tak przyjemnym dla ucha, że naprawdę wywołuje w nim bardzo miłe skojarzenia. I nadzieję na to, że może jednak w tym Hogwarcie nie będzie aż tak źle, jak sądził do tej pory? Kto wie, może Feddie pozna go z jakimiś jeszcze osobami, przez co nie będzie czuł się tutaj tak samotnie? - Jestem pewien, że ta wiadomość zostanie przeze mnie bardzo szybko przyswojona - odpowiada jeszcze na jej słowa dotyczące dyrekcji szkoły, a potem, w krok za Puchonką, kieruje się w stronę jakieś pobliskiej ławeczki, która zdecydowanie nie jest narażona na całkowitą dewastację ze strony bijącej wierzby. Rozsiadł się wygodnie na ławce, delikatnie odkładając Rosalitę na wolnej przestrzeni tak, aby nic się jej nie miało prawa stać. Parsknął śmiechem słysząc o "nowych". Czyli to w taki sposób będzie nazywanym przez najbliższy czas. - Razem z rodzeństwem tutaj jesteśmy. O ile brat jest kompletnie do mnie nie podobny, tak Aurora całkiem mocno, więc na pewno można się domyślić, że jesteśmy jakoś spokrewnieni. - wyjaśnił jeszcze, chociaż wcale o to nie prosiła i być może, kompletnie jej to nie interesowało. Ale skoro już zaczął mówić, a nie często mu się to zdarzało, to chciał to wykorzystać. - U mnie co się działo? Nic szczególnego. Mieszkałem sobie i żyłem w Nowym Jorku, chodziłem do Ilvermorny, wszystko było tak, jak opowiadałem, kiedy widzieliśmy się w Edynburgu. - bo przecież nie kłamał dziewczyny. Faktycznie pochodził skąd pochodził, co bardzo łatwo można było wyłapać chociażby w sposobie w jaki się wypowiadał. Amerykański akcent wybrzmiewał w każdym wypowiadanym przez niego słowie, znacząco wyróżniając go z pośród tłumu otaczających go Brytyjczyków. Uśmiechnął się, kiedy złapała go za policzki i delikatnie szturchnął ją łokciem gdzieś w okolice żeber. Dobrze było tak po prostu usiąść i porozmawiać z kimś, kto nie miał go za tego nowego. Westchnął przeciągle, słysząc jej kolejne pytanie i chwilę milczał zastanawiając się nad odpowiednią definicją własnego samopoczucia. Nie nawykł przeklinać i raczej unikał tego typu wypowiedzi, ale teraz po prostu czuł, że będzie ona najbardziej adekwatną. - Gdzieś pomiędzy do dupy a na Merlina, ja stąd spierdalam! - odpowiedział na pierwsze z pytań i nawet posłał w jej stronę coś na kształt uśmiechu, który w zamyśle miał być z rodzaju tych sympatycznych. Czy takim był, nie miał pojęcia. - Z tymi planami na przyszłość może być mały kłopot - podrapał się po głowie, wprawiając w ruch swoje loki. - Wiesz, jakby nie patrzeć, wszystkie związane z najbliższym okresem czasu wzięły w łeb, bo ni cholery nie wiem, ile czasu tutaj spędzę i co w tym czasie robić - No i to znów była prawda której w sumie nawet nie spodziewał się, że zacznie mówić w tak szybkim czasie, od swojego przybycia do Hogwartu. Przeniósł na nią spojrzenie i tym razem faktycznie uśmiechnął się z zadowoleniem - Feddie, sama myśl, że jesteś w tej szkole będzie mnie podnosić na duchu i sprawiać, że to miejsce będzie lepszym
Siedzę sobie wygodnie na trawie i przytakuję Fillinowi, kiedy dzieli się ze mną mądrymi radami. O niektórych tych rzeczach wiem, w końcu chodzę na prawie wszystkie treningi szkolne i drużynowe, no i oglądałam niejeden mecz. Jednak inna sprawa próbować robić takie triki samemu na treningu, a inna słyszeć to od zawodowego szukającego. Od teraz na pewno będę uważniej obserwować zachowanie szukających na meczach i może uda mi się przewidzieć co robią. Jak tak się nie ruszam i w krwi już nie krąży adrenalina, to zaczynają mnie boleć te wszystkie zadrapania i inne rany, które narobiły się przy okazji niebezpiecznego latania wokół wierzby. Ani przez moment nie przechodzi mi przez myśl, że to mógł być nienajlepszy pomysł, ale powoli zaczynam odczuwać zmęczenie tym lataniem i robieniem uników. Właśnie mam dopytać ślizgona o jakieś rzeczy o których mówi, a potem zaproponować, żebyśmy już sobie stąd poszli, kiedy ten krzyczy, że aż się podrywam z miejsca. Wierzba nie oszczędza również mnie - też czuję jak w nogę uderza mnie potężny korzeń, przez co przewracam się na ziemię tam gdzie przed chwilą siedziałam. Nie trzeba mi dwa razy powtarzać - zaciskam zęby z bólu i wskakuję na miotłę, szybkim Accio wołam też skrzynkę z piłkami, którą rozstawiłam kawałek dalej. Lecimy z Fillinem do zamku, a ja po drodze przekonuję go, że może ja spojrzę na jego nogę, znam w końcu parę zaklęć uzdrowicielskich i wtedy nie trzeba będzie iść do Skrzydła Szpitalnego i tłumaczyć się co się stało i co robiliśmy w tak niebezpiecznym miejscu. Co w końcu może być trudnego w naprawieniu chyba zwichniętych kostek?
zt x2
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Po raz kolejny wraz z Darrenem zostali wybrańcami Vicario. Jej rycerzami na... co najwyżej lśniących Nimbusach. Nic tylko cieszyć się z tego, że ich Królowa postanowiła wyłonić właśnie ich do arcyważnego zadania, które miało polegać na nacieraniu wierzby bijącej jakimś śmierdzącym kremem. Strauss zerknęła na podany jej specyfik, a następnie na stojącą przed nią nauczycielkę zupełnie jakby ta przestała jawić jej się niczym cudowna bogini, którą w gruncie rzeczy była, a ujawniła jakieś swoje naprawdę dziwne skrywane oblicze. No pojebało ją chyba, żeby dać im takie zadanie. - Mówi pani poważnie? - to było jej jedyne pytanie, na które Vicario odpowiedziała z rozbrajającym uśmiechem. No nie ma co. Wyglądało na to, że jednak ulegnie profesorce i wykona jej zadanie wraz z prefektem, który chyba po prostu lubił jej towarzyszyć tam, gdzie czyhało na nich widmo wpierdolu. - Dobra, zbieramy się, Darren - cichy, niemal warkliwy pomruk wybrzmiał z jej gardła nim skierowała się na błonia, dzierżąc tę dziwną maść. Zgodnie z zapowiedziami drzewo miało być... osowiałe? W każdym razie raczej nieszkodliwe w swoim stanie, bo właśnie brak chęci do napierdalania wszystkich witkami miał świadczyć o jego kiepskim stanie. Zaraz pewnie zobaczą ile w tym prawdy.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Jakimś cudem z Violką zawsze trafiał na zadania dotyczące pomocy w szklarni - mimo tego, że Darren z herbologii był totalną nogą i nie odróżniłby zapewne mordownika od tojadu, a warto pamiętać że była to ta sama roślina. Mimo braku zapewnienia, że podczas smarowania bijącej wierzby jakimś kremidłem będzie "miło", Krukon i tak podreptał za Strauss, po drodze wyciągając z kieszeni jakąś pomiętą ulotkę sklepu meblowego. Nie, żeby miał zamiar robić w nim zakupy - co to, to nie. Po prostu szukał inspiracji na wystrój niektórych pokojów w Exham, a łóżek, szafek czy stolików kupować przecież nie musiał - wystarczyło nieco machnięć różdżką, odrobina transmutacji i stare meble wyglądały jak nowe, zupełnie inne. Kiedy dotarli na miejsce, sławne ze swej agresji drzewo rzeczywiście nie wyglądało na takie, któremu w głowie były harce i smaganie uczniów witkami. Zamiast tego wyglądało na pogrążone w głębokim śnie - być może była to okazja dwójki studentów na zrobienie czegoś pożytecznego i przy okazji NIE ZALICZENIE wpierdolu? Takie chwile zdarzały się mianowicie niesamowicie rzadko.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Oboje byli przygłupami jeśli chodziło o zielarstwo, a jednak jakimś cudem Vicario zwykle wybierała ich do swoich zadań i ufała im wystarczająco, że niczego nie spieprzą. Chociaż może po prostu potrzebowała pracowników fizycznych lub samobójców i uznała, że akurat ta dwójka, która niczego się nie bała. Albo raczej Viola, która wmawiała Darrenowi, że będzie fajnie... Podobnie jak tym razem. - Chodź będzie fajnie, mówiła... Na pewno będzie... - mruczała pod nosem, spoglądając na drzewo, które jawiło się przed nimi. - To co gotowy na wpierdol czy będziemy tak gibcy i szybcy, że nic z tego nie wyjdzie? Była ciekawa tego jakie zdanie na ten temat miał Darren. Spojrzała na niego jedynie pokrótce zanim poczyniła pierwsze kroki w kierunku słynnej wierzby bijącej, która wyjątkowo nie miała ochoty jej zabić.
W innym czasie Po raz kolejny postanowił zebrać swoje rzeczy, wyjść z dormitorium i zadbać o formę na miotle. Tym razem jednak, zamiast względnie bezpiecznego boiska szkolnego z tłuczkami, wybrał inną formę aktywności. Wziął ze sobą miotłę i małe pudełeczko ze schowanym w nim zniczem i ruszył w okolice wierzby bijącej, pod którą umówił się ze Ślizgonem, dość dziwny wybór, musiał przyznać, zważywszy na ostatnie zajście, że nie spodziewał się, że to właśnie William będzie jego partnerem do ćwiczeń tego dnia. Podobnie jak z Julką, Rauch wyczekiwał na swojego nowego kolegę z miotłą opartą na biodrze, trzymając w wolnej ręce patyczek, który co jakiś czas przełamywał na pół, żeby czas nie leciał mu tak wolno. W końcu chłopak pojawił się na miejscu i po szybkim przywitaniu się, Julius miał okazję, by przedstawić mu swój zarys treningu. -Ogólnie to chciałem spróbować wypuścić znicz w okolicach wierzby i urządzić mały wyścig do niego. Poćwiczymy trochę refleks i podzielność uwagi, jak będziemy unikać witek drzewa.- opisał swój plan z uśmiechem na ustach, licząc, że chłopakowi spodoba się ten pomysł. Nie wiedział, jak uczeń ze Slytherinu zapatruje się na latanie w małej odległości od dość niebezpiecznego drzewa, ale miał nadzieję, że przystanie na jego propozycję. Dla samego Juliusa zapowiadał się dość intensywny tydzień jeżeli chodziło o latanie na miotle.
Ostatnio zmieniony przez Julius Rauch dnia Sro 17 Mar 2021 - 11:27, w całości zmieniany 1 raz
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Był w gruncie rzeczy prostym gościem – ktoś mu proponował trening, to nie odmawiał. Nawet jeśli odrobinę go zaskoczyło od kogo wyszła ów propozycja i wcale nie chodziło tutaj o sytuację z niedawnego meczu, bo to nie było nic co się nie zdarza podczas gry; Quidditch jest w końcu brutalnym sportem, a szukający jest jednym z najbardziej kluczowych graczy na boisku. Rauch po prostu zrobił swoje i tyle. Jego zaskoczenie, którego nie dał po sobie poznać, wynikało raczej z faktu, że z Krukonem nie miał do tej pory za wiele styczności. Absolutnie nie stało to jednak na przeszkodzie, żeby się zgodzić na wspólne latanie. Nie bez powodu wliczał się w końcu w poczet największych szkolnych miotłoświrów – nie byłby chyba sobą, gdyby przepuścił okazję do wskoczenia na miotłę. Umówili się w okolicy Wierzby Bijącej, co swoją drogą stanowiło ciekawy dobór miejsca – agresywne drzewo bez wątpienia będzie w stanie dostarczyć dodatkowych atrakcji, gdy naruszą jego przestrzeń osobistą, jakkolwiek to brzmi w odniesieniu do rośliny. Ze swoją Błyskawicą przerzuconą przez ramię udał się na miejsce, już z pewnej odległości dostrzegając oczekującego tam nań Juliusa. Przywitał się z nim krótkim salutem, by następnie wysłuchać planu młodszego chłopaka na ten trening – przejście od razu do rzeczy, to mu się podobało. — Jak dla mnie brzmi świetnie, ćwiczenie refleksu i podzielności uwagi zawsze jest w cenie, niezależnie od roli na boisku — zgodził się z uniesionym kącikiem ust, kiwnąwszy przy tym przytakująco głową. Na szczeblu zawodowym jego treningi oscylowały przede wszystkim wokół zajmowanej przezeń pozycji, czyli ścigającego, więc nie miał wielu okazji do chociażby zabaw ze zniczem. A wizja lotu w pobliżu drzewa wykazującego wyraźne problemy z agresją go nie odstręczała – ryzyko było wszak wpisane w ten sport, jakby nie spojrzeć.
Mogłabym to uczucie wyobcowania porównać do tego co było w Edynburgu, jednak nie oszukujmy się, przeprowadzka do innego miasta w tym samym kraju (no, mniej więcej), nie równała się z taką wyprawą za ocean, nawet jeśli musiałam znosić tam na co dzień szkocki akcent. Jednak ja wybrałam się tam z własnej woli w ramach ucieczki. Alec nie miał specjalnego wyboru, pozostawiony przed faktem dokonanym, nie mogąc zrobić nic innego jak zwyczajnie próbować ułożyć sobie wszystko na nowo. Dosłownie wszystko. Pewnie ja sama nie wiedziałam czy ma dobry wpływ, jednak przy nim udało mi się powstrzymywać chociaż odrobinę moją pozornie nieokiełznaną naturę. Rzadko się kiedykolwiek starałam by być lepszą wersją siebie, jednak przy Taylorze... jakoś te próby poskromienia wydawały mi się znacznie prostsze. Miałam wrażenie, że tak po prostu przy nim jest... łatwiej. Czy przyznam to kiedykolwiek wprost komuś innemu, albo nawet sobie? Oczywiście, że nie bo wcale nie wiedziałabym czy fakt, że zmieniam się dla kogoś jest w moim mniemaniu dobry (nawet jeśli na lepsze). Poza tym nie było go już tak długo, a ja nie jestem już w tak kiepskim zdrowiu psychicznym jak kiedyś. Może to tylko chwilowe miłe wspomnienia sprawiają, że odrobinę się zmieniam. Uśmiecham się tylko rozbawiona na myśl, że Alec będzie musiał przyzwyczaić się do wszystkich mniej lub bardzie przyjemnych nauczycieli i mrugam do niego wesoło, by już po chwili rozsiąść się na ławeczce i słuchać ze szczerym zainteresowaniem jego opowieści o rodzinie. - Hej, całe szczęście że chociaż macie siebie, co? Jakbyś przyjechał bez nikogo do tego zadupia, to byś tu pewnie skisł - zauważam, szukając trochę optymizmu w tej sytuacji, dodając jeszcze, że chętnie ich wszystkich poznam, o ile się mnie nie wstydzi. - Aha, czyli piękna idylla, przerwana okropnymi rodzicami. Też mnie siłą zabrali z Edynburgu. Całe szczęście w sumie. Ale no - gadam nagle trochę się zagalopowując, bo wcale nie chcę mu tłumaczyć nic co się działo w Szkocji zbyt dokładnie, tyle ile nie muszę. Na bardzo dramatyczne określenie swojej sytuacji aż parskam mimowolnym śmiechem, mimo to z lekkim współczuciem patrząc na chłopaka. Rozumiem też brak planów. Ja nie mam żadnych oprócz tego by przeżyć kolejny dzień bez wróżby, wymiotów i ciesząc się tym co mam. - Ooo widzisz, to Hogwart otwiera przed tobą wachlarz możliwości! Możesz być pilnym studentem. Gryfoni mają w chuj mało punktów, więc może samodzielnie spróbujesz udźwignąć cały dom i chodzić na wszystkie lekcje. Mamy kółka. Jakieś jest artystyczne, może ci się spodoba. Jest... eee qudditch? Nie mam pojęcia czy grasz nawet, nie pamiętam albo nigdy o tym nie mówiliśmy. W każdym razie ich pałkarz właśnie stracił rękę, więc może załapiesz się na jego pozycję? W drużynie na pewno łatwiej złapać ziomków, a biorą do nich każdego patałacha. Nawet mnie, więc to dużo świadczy o ich poziomie... Możesz też chlać, palić po kątach papierosy i balować w Hogsmeade... Czy coś ci przypada do gustu? - wygłaszam gigantyczny słowotok; uśmiecham się z niejaką czułością, kiedy ten szczerze się cieszy, że tu jestem i robię głupkowatą zapewne minę, na chwilę kładąc swoją dłoń na jego. Delikatnie ściskam rękę chłopaka. - Obiecuję, że tu o ciebie zadbam - oznajmiam z przekonaniem; całuję prędko i niespodziewanie policzek Aleca i zrywam się z miejsca na równe nogi. - Tłok tu w chuj, idziemy na huśtawkę. Kto przegra ten buja drugiego. Tam wrócimy do reszty pytań - proponuję niesamowitą rywalizację i wskazuję na dalsze drzewo, by bez ostrzeżenia rzucić się biegiem w jego kierunku. Mam długie nogi, ale kondycję kiepską. Liczę na to, że mojego kolegę spowolni Rosalita.
W końcu z ust Strauss padły nieśmiertelne słowa dotyczące - ech - fajności. Prefekt pokręcił jedynie głową, pamiętając ostatni raz kiedy je usłyszał. Tym razem wyglądało jednak na to, że wierzba raczej nie miała nic przeciwko wizycie, choć może po prostu o niej nie wiedziała. - Proste, że nic z tego nie wyjdzie - powiedział, rzucając na siebie na wszelki wypadek Metusque - zaklęcie jednak opadło całkiem szybko, wsypując mu do butów nieco piasku, kiedy stanął przed wyraźnie chorą naroślą na korze bijącej wierzby. Drzewo - być może właśnie przez to - było nieruchome, podnosząc i opuszczając jedynie witki w rytmie przypominającym oddech. - No to jazda - mruknął bardziej do siebie niż Violki, zanurzając dłoń w słoiczku z tłustym kremem przekazanym im przez Vicario i zostawiając pierwszą smugę smaru na drewnie.
<zg >Całkowita ilość punktów w GM< /zg> <zg >Kostka na prędkość i refleks< /zg> < zg >Kostka na znicza< /zg>
Zasady:
Żeby uniknąć gałęzi drzewa, musisz być wystarczający szybki i mieć dobry czas reakcji. Na te dwa czynniki rzucasz jeden raz k100. Wynik przekraczający 30 powoduje, że unikasz uderzenia. Znicza udaje ci się wypatrzeć gdy będziesz miał dwie graniczne litery, a złapać, gdy refleks i prędkość przekracza 60 i dwie litery są takie same. Każdą kostkę możesz przerzucić raz w turze.
Prędkość i refleks: 1-30: Leciałeś zbyt wolno, chcąc mieć lepsze szanse na wypatrzenie małego, świecącego przedmiotu lub po prostu bałeś się, że wlecisz z jedną z wielu gałęzi drzewa. Na twoje nieszczęście nie zauważyłeś zbliżającego się niebezpieczeństwa i skończyłeś zbiczowany przez wierzbę. ["Odejmujesz" jedną literkę od rzutu kostkami lub zmniejszasz wynik następnej k100 o 20] 31-70: Twoja prędkość jest odpowiednia. Nie lecisz za wolno, dzięki czemu jesteś w stanie uniknąć nieprzyjemnego spotkania z naturą, jednocześnie nie jesteś za szybki, dzięki czemu masz większą szansę na dostrzeżenie znicza [Zyskujesz dodatkowy przerzut na kostkę z literą w następnej turze] 71-100: Jesteś szybki, jesteś gibki, unikasz wierzbowe witki, ale pęd wiatru powoduje, że oczy zaczynają ci łzawić, przez co musisz poświęcić więcej uwagi na odzyskanie wizji, niż na skuteczne poszukiwania złotej kulki. [Odejmujesz w następnym rzucie k100 10 oczek]
Całkowita ilość punktów w GM 30 Kostka na prędkość i refleks44 Kostka na znicza A/E ^
Cieszył się, że chłopakowi spodobał się jego pomysł na dzisiejsze ćwiczenia. Nie marnując ani chwili dłużej, dał Ślizgonowi znak by wejść na miotłę, po czym samemu wzbił się w powietrze. Otworzył ostrożnie pudełko ze zniczem, po czym wyciągnął go z pojemnika, pokazując swojemu koledze po fachu. -Spróbuj go złapać- powiedział dość oczywistą rzecz Williamowi, po czym przytrzymał jeszcze chwilę najbardziej pożądaną rzecz przez każdego szukającego lub szukającej podczas meczu i wypuścił ją w stronę wierzby. Miał nadzieję, że nie przyczyni się do kontuzji kolejnego zawodnika Slytherinu, ale z drugiej strony nie chciał też przedobrzyć, zaszczepiając chłopakowi miłość do tej pozycji. W końcu gdyby zastąpił pechowego Ocelota w szkolnej drużynie, to tylko by zaszkodził Krukonom. Ruszył jako pierwszy, nie za szybko, ale na tyle zwinnie się poruszał pomiędzy latającymi gałęziami drzewa, że udało mu się przelatywać w niewielkiej odległości od niebezpiecznej atrakcji szkoły nienaruszonym. Zapomniał jednak o sednie całej tej aktywności, czyli szukanie znicza, który zniknął z jego pola widzenia.
Ostatnio zmieniony przez Julius Rauch dnia Sob 20 Mar 2021 - 21:29, w całości zmieniany 3 razy
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Ostatnim razem faktycznie skończyło się to wszystko dosyć krwawo. Tym razem jednak z pewnością nie mogło być tak źle. W końcu jakaś jebana wierzba nie odgryzie jej ucha jak wilkołak spotkany w Norwegii. Dadzą radę. Z pewnością. Wciąż jednak dopuszczała do siebie myśl, że nagle coś mogłoby tknąć roślinę i obudzić w niej mordercze instynkty, gdy tylko się do niej zbliżą. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Zamiast tego witki wierzby jedynie zaszeleściły smętnie w powietrzu, ale żadna nie pomknęła w ich kierunku. Trochę to było dziwne. Z pewnością do tego nie przywykła. Była gotowa na porcję wpierdolu, który nie nadszedł. - To nie to samo drzewo... - westchnęła, podchodząc już o wiele bliżej do pnia i odkręcając pojemniczek z maścią, która śmierdziała sakramencko. - No, ale do roboty... Zanurzyła palce w na wpół płynnej mazi, aby jej nabrać. Cóż smarowanie kory czas zacząć. Nawet jeśli nie było to aż tak przyjemne jakby się zdawało. Kiedy w końcu będą mogli wrócić do domu?
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Całkowita ilość punktów w GM: 138 (123 z runą + 15 sprzęt - Błyskawica, koszulka, rękawice, gogle, kompas, różdżka) Kostka na prędkość i refleks:13 → 46 Kostka na znicza:I, C
Bez żadnego ociągania wskoczył na swoją miotłę i wzniósł się w powietrze na odpowiednią wysokość, czekając aż Rauch do niego dołączy. Poprawił odrobinę chwyt na rączce Błyskawicy, obserwując jak Krukon wyciąga z pudełeczka znicza – uskrzydlone złoto, które miało być ich dzisiejszym celem. Piłeczka zdawała się trzepotać niecierpliwie skrzydełkami, gdy chłopak ją przytrzymywał, jakby chciała się już, teraz, natychmiast wyrwać na wolność. — I najlepiej nie dać się przy tym znokautować wierzbie — dodał w odpowiedzi równie oczywistą kwestię, unosząc przy tym nieznacznie kącik ust, by następnie obserwować jak wypuszczony znicz mknie w kierunku drzewa, szybko znikając im z pola widzenia. Osobiście nie był największym fanem tej konkretnej pozycji, bo – tak jak pisał w jednej z zeszłorocznych prac domowych u Walsha – szukający miał jego zdaniem za mały udział w grze, a on chciał być w nią zaangażowany od samego początku do końca. W ramach urozmaicenia na jakimś meczu towarzyskim (ewentualnie w wyniku wybitnych braków podczas ligowych starć) mógłby się spróbować w szukaniu, ale na dłuższą metę był pewien, że nie czułby się dobrze w tej roli. Julius już wystartował ku agresywnemu elementowi flory w ślad za piłeczką, więc też pochylił się nad trzonkiem sprzętu zamiatająco-latającego i zwrócił się w tamtym kierunku. Oczyścił przy tym umysł ze zbędnych myśli, skupiając się w pełni na czekającym nań zadaniu, czyli unikaniu gałęzi wkurzonego drzewa i jednoczesnym wypatrywaniu błysku znicza. A to wcale nie było aż tak łatwym zadaniem, jak mogło na to brzmieć! Jak na razie zrezygnował z wykorzystania pełnego potencjału prędkościowego Błyskawicy, decydując się na utrzymanie umiarkowanego tempa lotu, które pozwalało mu lepiej manewrować między świstającymi na wszystkie strony witkami i ich unikać, a jednocześnie rozglądać w miarę swobodnie wokół. Nie było zresztą co szarżować już na samym początku, póki nie był w stanie dojrzeć nawet skrawka skrzydełka znicza mijało się to z celem, a po piłeczce jak na razie nie było ani widu, ani słychu. Dopiero zaczęli, więc się tym nie przejmował, krążąc po prostu dalej, unikając zręcznie atakujących gałęzi i starając się dopatrzeć gdzieś złotego błysku piłeczki.
Całkowita ilość punktów w GM 30 Kostka na prędkość i refleks84 Kostka na znicza: B i D ^
Niemiec krążył wokół drzewa, sprawnie unikając lecących w jego stronę gałęzi. Chętnie wykorzystywał pełen potencjał jaki gwarantowała mu nowa miotła, która osiągała o wiele większe prędkości niż szkolne miotły, na których latał do tej pory. Nie był jednak do tego przyzwyczajony, przez co nie do końca działo się to, co zakładał, że będzie miało miejsce. Pozytywnym aspektem całego zajścia był fakt, że dalej pozostawał nietkniętym, jednak brak gogli powodował, że wiatr i pył dostawał mu się do oczu, drażniąc go niebotycznie. Nie pomagało mu to oczywiście w szukaniu znicza, który wciąż pozostawał poza jego polem widzenia. Chcąc nie chcąc nie miał tego czegoś, drygu, który pomagał szukającym wypatrzeć mały, latający przedmiot.
- Dużo łaziłaś dookoła bijącej? - spytał Krukon, ciekaw czy Violka miała jakieś przygody z tym drzewem. On sam chyba tylko raz był bliżej pnia, kiedy na poprzednich zajęciach terenowych Voralberga była tam jedna z potrzebnych im wstążek. Wtedy z Julkiem - o ile dobrze pamiętał - udało im się zdobyć ją w taki sposób, by nie dostać od drzewa zbyt mocno, albo i w ogóle. Było jednak o wiele aktywniejsze niż dziś - może dlatego, że w ogóle się ruszało. Darren pacnął narośl warstwą kremu, smarując ją dokładnie z każdej strony. Kora w tym miejscu była rozmiękła, jakby to, na co nakładali krem, było jednym, wielkim, wierzbowym pryszczem. Krukon wzdrygnął się, uznając że na razie tyle wystarczy i bezpieczniej dla zawartości jego żołądka będzie po prostu przejść do innego fragmentu pnia.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Całkowita ilość punktów w GM: 138 (123 z runą + 15 sprzęt - Błyskawica, koszulka, rękawice, gogle, kompas, różdżka) Kostka na prędkość i refleks:58 Kostka na znicza:A, G → E, H
Nie przyspieszał ani nie zwalniał – podtrzymywał swoje umiarkowane tempo, krążąc wokół wyraźnie z tego faktu niezadowolonej wierzby, która za wszelką cenę starała się pozbyć intruzów naruszających jej spokój. Miotała dziko swoimi gałęziami na wszystkie strony świata, ale rudzielec bardzo zręcznie wymijał – nawet jedna jej witka do tej pory nie zdołała go chociażby musnąć. Jakby nie fakt, że musiał stale zachowywać maksymalną czujność i utrzymywać swoją koncentrację na najwyższym poziomie, bo nawet jedna chwila rozproszenia mogłaby go prawdopodobnie kosztować wyrwaniem gałęzią – a tego zdecydowanie wolałby uniknąć – to mógłby nawet zaryzykować określenie tego lotu całkiem przyjemnym. Oczywiście jednocześnie starał się lustrować najbliższą okolicę w poszukiwaniu uskrzydlonego złota, najcenniejszego skarbu szukających, ale piłeczka wciąż nie postanowiła się nigdzie pokazać. Albo to on zwyczajnie nie potrafił jej dojrzeć, bo mimo wszystko nie był w tym aż tak wprawiony – w końcu na boisku jego uwaga skupiała się na znacznie większych obiektach, jak kafel i pętle, czasem też tłuczki. Ze zniczem obcował zwykle jedynie na szkolnych treningach czy zajęciach z latania. Zanurkował gwałtownie, gdy jedna z gałęzi zaczęła lecieć na czołowe z nim, przy okazji zerkając jak sobie radzi jego dzisiejszy przygodny kompan z Ravenclawu. Chyba też póki co nie miał większego szczęścia w wypatrywaniu znicza, bo choć wyraźnie przyspieszył, to nie wyglądało mu to na pościg za zniczem, więc powrócił do własnych obserwacji i poszukiwania chociażby błysku świadczącego o tym, że piłeczka zdecydowała się pokazać.
Całkowita ilość punktów w GM 30 Kostka na prędkość i refleks76- 10 od poprzedniej kości=66 Kostka na znicza: I i J ^
Ucząc się na swoim ostatnim błędzie, Krukon rozpoczął nowe podejście do manewrów pomiędzy szalejącymi gałęziami drzewa. Wrócił na dobry tor lotu, taki jaki miał na samym początku ich treningu, ale tym razem z lepszym skutkiem. Przyłożył większą wagę do tego w jaki sposób balansuje swoim ciałem podczas wykonywania zakrętów, jednocześnie wsłuchiwał się w charakterystyczny odgłos jaki wydawało drzewo, gdy się poruszało, a gałęzie niebezpiecznie zbliżały się w kierunku nieostrożnych osób, które za bardzo zbliżyły się do drzewa. Dzięki temu był w stanie uniknąć tragicznego w skutkach uderzenia, a zrządzenie losu chciało, że podczas jednego z wielu wykonywanych manewrów, Niemiec dostrzegł w końcu znicza, który jak gdyby nic fruwał sobie w koronie drzewa. Błyskawicznie ruszył w stronę małej kulki, licząc że jego przeciwnik nie podłapie tropu i nie wyprzedzi go na finiszu. Musiał też dołożyć wszelkich starań, żeby nie zgubić upatrzonego celu, bo wtedy cały wysiłek byłby na marne.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Zdecydowanie mogły im się trafić ciekawsze zajęcia, ale nie było źle. Wystarczyło jedynie dobrze posmarować drzewo i mogli wracać do zamku. Przynajmniej szybko im to pójdzie czy coś. Przynajmniej na to liczyła, bo ile można głaskać korę? - Mhmmm... Kilka razy tutaj trenowałam. Oberwałam od tego drzewa nie raz - przyznała, bo doskonale pamiętała jak jednego razu miała zwichnięty bark, a innego z kolei zdarzyło się tej przeklętej wierzbie parę razy zrzucić ją z miotły. Naprawdę kolorowe i wspaniałe wspomnienia. - A jak z tobą? Zapewne pan prefekt poza otrzymywaniem wpierdolu po lasach to jednak był dosyć grzeczny i raczej nie ryzykował jeszcze starcia z najbardziej sebiksowym drzewem na zielni jakim była ich kochana wierzba na środku szkolnego podwórka.
4/6
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Jakżeby inaczej - niczego innego się Darren po Strauss nie spodziewał. Jednak, jeśli dłużej by o tym pomyśleć, to Wierzba Bijąca była wprost idealnym kompanem do quidditchowego treningu. W końcu niejeden zawodowy nawet pałkarz chciałby mieć w sobie tylko żywotności, ruchliwości i możliwości spuszczenia łomotu ścigającym co to drzewo, rosnące na hogwarckich błoniach. Witki - kiedy wierzba oczywiście zachowywała się jak zwykle - mogły świetnie imitować tłuczki. Jedynym prawdziwym ryzykiem był na dobrą sprawę upadek z miotły, która wtedy nie miałaby z drzewem większych szans i zostałaby rozbita na drzazgi. - Raz czy dwa - odpowiedział z wzruszeniem ramion Shaw, smarując wciąż korę otrzymanym od Vicario kremem. Nie ciągnęło go w okolice drzewa - i mniej latał na miotle od Violki, i mniej szlajał się po niebezpiecznych miejscach, do których okolice wierzby na pewno się zaliczały - a jeśli już się tu pojawiał, to raczej z przymusu czy polecenia nauczyciela, jak teraz, niż własnej woli.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Całkowita ilość punktów w GM: 138 (123 z runą + 15 sprzęt - Błyskawica, koszulka, rękawice, gogle, kompas, różdżka) Kostka na prędkość i refleks:34 Kostka na znicza:D, E
Nadal nic na nim nie wymusiło większej zmiany prędkości, więc trzymał swoją Błyskawicę w ryzach, nie zbliżając się nawet do szybkości jaką ta sportowa miotła potrafiła osiągać. W końcu im większa, tym trudniej byłoby nad nią zapanować czy manewrować i to nawet dla kogoś tak wprawionego w lataniu, jak on, a w obecnych warunkach nie mógł sobie pozwolić nawet na częściową utratę kontroli. Wierzba w końcu nie odpuszczała, atakując zaciekle, a on był zmuszany do niemal karkołomnych trików, żeby nie dostać z gałęzi w twarz tudzież inną część ciała. Jak na razie szło mu wręcz doskonale i dobrze by było, gdyby tak zostało do końca treningu. Unikanie gałęzi rozjuszonego drzewa to jedno, drugim było z kolei wypatrzenie śmigającego gdzieś pomiędzy nimi znicza, czyli głównego celu tej ciut niebezpiecznej zabawy. Wypatrzenie małej złotej piłeczki w panującym tutaj chaosie było nie lada wyczynem tak naprawdę albo po prostu wymagało dużej dozy szczęścia. Nieważne co jednak przyczyniło się do tego w jego przypadku, ale w końcu mu się ta sztuka udała – akurat podrywał się z kolejnego gwałtownego nurkowania celem uniknięcia wycelowanego weń konaru, który jak nic zmiótłby go z miotły, gdyby trafił, kiedy dostrzegł złoty błysk w koronie drzewa. Wyglądało na to, że nie tylko jemu udało się wreszcie wypatrzeć ten uskrzydlony skarb, bo kiedy tylko sam nakierował się ku niemu od razu zauważył, że Niemiec zrobił dokładnie to samo. Czyli wychodziłoby na to, iż czekał ich wyścig, o ile któremuś zaraz nie podwinie się noga i nie straci celu z oczu, a tutaj było o to nadzwyczaj łatwo.
Całkowita ilość punktów w GM30 Kostka na prędkość i refleks28 Kostka na znicza G i G ^
Mając na uwadze, że Ślizgon był tuż za nim, Julius miał zamiar zwiększyć prędkość z jaką się poruszał jeszcze bardziej, by zostawić swojego dzisiejszego rywala w tyle i zwiększyć swoje szanse na złapanie znicza, który wciąż był w zasięgu jego wzroku. Na jego nieszczęście, mała piłeczka postanowiła zrobić niespodziewany manewr, lecąc praktycznie pionowo w górę. Julius musnął ją rękę, prawie łapiąc swoją zdobycz, ale niestety nie udało się utrzymać na niej chwytu. Co gorsza, wierzba nie wybaczyła tego nagłego zwolnienia tempa i uderzyła go jedną z gałęzią, przypominając mu, że nie może za bardzo zwalniać, i że musi wrócić do swojego poprzedniego, szybszego latania, jeżeli chciał myśleć o uniknięciu kolejnego bliższego spotkania z drewnianym przeciwnikiem.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Całkowita ilość punktów w GM: 138 (123 z runą + 15 sprzęt - Błyskawica, koszulka, rękawice, gogle, kompas, różdżka) Kostka na prędkość i refleks:44 → 1 Kostka na znicza:E, I → I, I
Starał się nie spuszczać ani na ułamek sekundy spojrzenia ze swojego celu, nie bez pewnego trudu manewrując między oszalałymi wierzbowymi witkami. Kątem oka widział, że jego kruczy przeciwnik także wciąż pozostaje na tropie znicza, niebezpiecznie zaczynając się zbliżać do tego uskrzydlonego złota. Rudzielec od razu poczuł adrenalinowego kopa i wzmożoną chęć rywalizacji, nie chcąc pozwolić, by piłeczka wpadła w ręce Raucha – chciał ten wyścig za wszelką cenę wygrać, nawet jeśli na szali stała jedynie jego osobista satysfakcja oraz duma. Znicz pomknął niemal pionowo w górę, Krukon za nim, a on cały czas siedział mu na ogonie, wypatrując dogodnego momentu, żeby go wyprzedzić w tym wyścigu. Tylko krótko się obejrzał za siebie, gdy Julius nagle wyrwał z gałęzi i znacząco zwolnił, samemu mając zamiar wykorzystać powstałą okazję i pochwycić trofeum. Piłeczka z powrotem zanurkowała, wlatując między gałęzie, a Ślizgon cały czas usiłował pozostać na jej tropie i już wyciągał dłoń, już niemal był w stanie poczuć pod palcami przyjemny chłód metalu, kiedy jakaś gałąź niespodziewanie pojawiła mu się praktycznie tuż przed nosem. Przeklął pod nosem, gdyż zmusiło go to do wytracenia prędkości, żeby uniknąć z nią zderzenia. Zwolnienie z kolei niestety sprawiło, że nie zdołał w porę uchylić się przed inną, dostając nią prosto w klatkę piersiową. Uderzenie było na tyle silne, że aż obróciło go na miotle, jednocześnie wyduszając powietrze z płuc. Na szczęście – chyba – nic poza tym mu się nie stało, choć przy wciąż krążącej w żyłach adrenalinie ciężko było mu to stwierdzić na pewno. — Loscadh is dó ort! — stęknął w irlandzkim zaśpiewie, złorzecząc agresywnemu drzewu. Usiłował jednocześnie odzyskać dech, strofując się przy tym w myślach, że powinien być zdecydowanie bardziej uważny, bo następnym razem takie bliskie spotkanie może skończyć się znacznie gorzej. Wierzba miała w końcu solidne pierdolnięcie, temu nie dało się zaprzeczyć. Zresztą przed momentem poczuł to na własnej skórze.
Całkowita ilość punktów w GM 30 Kostka na prędkość i refleks52 Kostka na zniczaG i B
Gdy tylko zorientował się w sytuacji, dostrzegł jak William pędzi gdzieś, najpewniej za zniczem, ruszył w jego stronę, starając się go dogonić, a następnie przegonić, ale chwilę później dostrzegł jak chłopak dostaje dość mocno od drzewa w klatkę, to musiało boleć, zwłaszcza, że okręcił się wraz z miotłą. Niemiec przeleciał obok niego, lecąc w tempie najodpowiedniejszym dla siebie, tak by nie wlecieć w nic, co mogło by go skrzywdzić, ale na swoje nieszczęście zgubił trop znicza, nie wiedział gdzie poleciał po tym, jak Ślizgon ruszył w pościg. Postanowił odejść lekko od drzewa, by móc zyskać trochę czasu na zorientowanie się w położeniu małej piłeczki, ale dalej nie mógł niczego dostrzec. Ruszył dalej lawirując pomiędzy gałęziami, starając się dotrzeć do znicza jako pierwszy.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Całkowita ilość punktów w GM: 138 (123 z runą + 15 sprzęt - Błyskawica, koszulka, rękawice, gogle, kompas, różdżka) Kostka na prędkość i refleks:44 Kostka na znicza:I, B → F, B
Potrzebował co najmniej kilku chwil, żeby po tym niezbyt przyjemnym spotkaniu trzeciego stopnia z gałęzią odzyskać z powrotem rezon; odczuwał lekko ćmiący ból na wysokości piersi przy każdym oddechu, który brał, mając nadzieję, że jest to jedynie kwestia obicia i najpewniej formującego się sińca, a nie jakiegoś pękniętego żebra czy nawet kilku chociażby – takiego scenariusza niestety nie mógł wykluczyć. Wierzba łupnęła go w końcu całkiem solidnie. Chwilowo starał się to jednak zignorować, usiłując się z powrotem skoncentrować na celu. Te kilka chwil niestety kosztowało go utratę znicza – nie tylko koniec końców nie udało mu się go złapać, choć zabrakło mu do tego dosłownie milimetrów, ale też całkowicie stracił go z oczu. Złota piłeczka gdzieś pomknęła, a on znów nie był w stanie dostrzec nigdzie nawet jej błysku. Tym samym całą zabawę trzeba było rozpocząć od nowa. Powrócił więc do tego równego tempa, które utrzymywał na samym początku, usiłując na nowo podjąć utracony trop. Zerknął przy tym kontrolnie w kierunku Juliusa, ale zdawało się, że Krukon także został zmuszony do rozpoczęcia poszukiwań na nowo. Zataczał koła wokół drzewa, całkowicie skupiony na wypatrywaniu choćby tylko śladu znicza oraz jednoczesnym unikaniu wymierzonych weń witek rozjuszonej wierzby, która ani na moment nie odpuszczała w swoich dążeniach do pozbycia się irytujących intruzów naruszających jej spokój. Co jak co, ale naprawdę nie uśmiechało mu się zaliczać powtórki z rozrywki.
Mechanika na ostatnią turę Tak, by zgrabnie zakończyć.
Wykonaj rzut k100 - osobie z wynikiem najbardziej zbliżonym do pierwszego rzutu k100 na "położenie" znicza udaje się go dostrzec oraz złapać.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż to było po prostu do przewidzenia, że jednak Strauss mogłaby się kręcić w pobliżu wierzby, by polatać sobie na miotle. W końcu takie uderzenia było o wiele trudniej ominąć niż jakiegoś tam prostego tłuczka. Z pewnością było to coś dla niej. - Czyli wpierdol od roślin cię mniej interesuje? - spytała jeszcze, nacierając kolejny fragment drzewa maścią. To cholerstwo nie dość, że śmierdziało to było jeszcze strasznie tłuste i zapewne ciężko będzie się tego pozbyć. Oby tylko nie ubrudziła sobie tym ubrań, bo czeka ją długa i męcząca seria rzucanego chłoszczyść. Powoli jednak zawartość pojemniczka zaczynała się kończyć. I chyba zostały im ostatnie tylko poprawki, aby uzupełnić ubytki w bardziej nieregularnych częściach pnia.
Całkowita ilość punktów w GM30 Kostka na prędkość i refleks95 Kostka na znicza D i F ^ Położenie 14 ^
Na swoje nieszczęście, nie zdołał znaleźć znicza od razu po tym jak zaczął robić większe okrążenia, więc żeby zwiększyć swoje szanse na znalezienie piłeczki przed swoim rywalem, zwiększył znacznie swoją prędkość i jeszcze raz zaczął szukać go bliżej pnia drzewa. Niestety, ale pomimo narzuconego sobie tempa, dalej niczego nie dostrzegał, a na dodatek, pył i małe kawałeczki kory zaczęły nieprzyjemnie obijać się o jego twarz. By uniknąć bliższego spotkania z ziemią, albo co gorsza z twardym drzewem, czy też jego gałęziami, które cały czas śmigały na prawo i lewo od jego głowy. Znicz dalej pozostawał poza jego polem widzenia, ale liczył, że u Williama sytuacja wygląda podobnie, dzięki czemu Krukon dostałby jeszcze krótką chwilę na zorientowaniu się w sytuacji. Chciał dzisiaj pokazać się z jak najlepszej strony, by móc być solidną alternatywą w przypadku nieobecności Brandon na pozycji szukającego.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Całkowita ilość punktów w GM: 138 (123 z runą + 15 sprzęt - Błyskawica, koszulka, rękawice, gogle, kompas, różdżka) Kostka na prędkość i refleks:8 → 63 Kostka na znicza:E, G → G, G Położenie:3, ale udało mi się złapać znicza z oryginalnych kostek
Bez większego problemu odsunął od siebie kwestię bólu i ewentualnych obrażeń, których mógł być oznaką – nie z takimi urazami wszak się latało; dopóki był w stanie utrzymać się na miotle, dopóty ani myślał nie miał zamiaru odpuszczać, zwłaszcza, że w tym przypadku przed wyrwaniem tą nieszczęsną gałęzią był naprawdę bliski zgarnięcia trofeum tego ciut karkołomnego wyścigu. Krążył dalej wokół drzewa, w razie potrzeby robiąc gwałtownie zmieniając kierunek czy też nurkując bądź podrywając swoją Błyskawicę, byle tylko uniknąć kolejnego spotkania z wierzbową witką. Starał się mieć przy tym oczy dookoła głowy, by nie przegapić błysku znicza, gdyby ten raczył mu się znów pokazać. Od czasu do czasu kontrolnie zerkał też w kierunku Juliusa, żeby zobaczyć jak Krukon sobie radzi i czy czasem nie rozpoczął znów pogoni, by ewentualnie samemu też ruszyć w ślad za nim. Właśnie w jednym z takich momentów dostrzegł skrzydlatą piłeczkę śmigającą kawałek od młodszego chłopaka, której ten zdawał się jednak nie dostrzegać, lecąc dalej przed siebie. Nie mógł zmarnować takiej okazji i po raz kolejny dać się wymknąć zniczowi, więc pochylił się nad rączką miotły, żeby nabrać nieco większej prędkości. Gonitwa nie trwała długo – dość szybko udało mu się zrównać ze zniczem i już po kilku chwilach zacisnął palce na tym uskrzydlonym złocie. — Ha, mam cię! — wykrzyknął triumfalnie, trzymając mocno w uniesionej w górę dłoni trzepoczącego skrzydełkami znicza, dając tym samym znać swojemu oponentowi, że to koniec wyścigu. Mógł nie być największym fanem pozycji szukającego, ale nie dało się ukryć, że złapanie tej małej piłeczki potrafiło dać mnóstwo satysfakcji. — Zaproponowałbym jakiś rewanż od razu, ale myślę, że już wystarczająco rozjuszyliśmy wierzbę na dziś, czas jej dać nieco odpocząć — rzucił w kierunku Raucha z uniesionym kącikiem ust, unikając kolejnej wymierzonej w niego gałęzi, by następnie oddalić się wraz z Krukonem poza zasięg jej witek i po schowaniu znicza z powrotem do pudełeczka udać w kierunku zamku.