Ta komnata jest najbardziej słonecznym miejscem w zamku - bardziej niż klasa transmutacji. Okna są bardzo szerokie i wbudowane jeden obok drugiego na całej długości bocznej ściany. Dodatkowo kolory ścian i podłogi zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Bez względu na pogodę w tym pomieszczeniu jest przyjemnie i utrzymuje się stała temperatura dziewiętnastu stopni Clesjusza.
-Elliott-powiedziała, błaglnym głosem- Mówisz coś w co sama nie wierzysz. Pozatym, ludzi mówią, że jutro będzie lepiej, ale jakoś zawsze jak się budze jest dzisiaj. Nie uważasz, że to głupie ? Zamyśliła się. Eli najwyraźniej też. Dopiero po chwili się odezwała. - Nie..chyba nic tekiego. Nataniel mnie wkurzył, ale to żadna nowość, nie spałam w nocy, ale to też nic nowego. Nie, jest okej. A u ciebie ?
Czyżby dziewczyna umiała czytać w myślach? - Nie wątpię w to, że znajdziesz szczęście. Ja... ja po prostu chcę wierzyć. Chcę patrzeć na świat przez różowe okulary i wierzyć, że będzie dobrze, lepiej niż teraz... kiedyś. I mimo że część mnie nie słucha tego bełkotu i zawraca mi głowę pesymistycznymi wizjami, ja muszę wierzyć. Inaczej... inaczej będzie jeszcze gorzej. - Uśmiechnęła się smutno. Czym właściwie jest wiara? Tym samym, co nadzieja. A ona przecież umiera ostatnia, prawda? I kit z tym, że jest matką głupich. To nieprawda. Inaczej wszyscy byliby głupcami. Bo wszyscy w coś wierzą. Na czymś się opierają. - Nataniel cię wkurzył powiadasz... cóż takiego zrobił? - Zaciekawiona spojrzała na Jane. Przy niej chłopak zachowywał się normalnie. No... w miarę możliwości. Ale ona też do w pełni normalnych nie należała, więc jej to nie przeszkadzało. - Łażę po lesie, odnawiam kontakty z kuzynką, gram, tworzę, marzę i ćwiczę. Brak nowości i rutyna są przygnębiające, ale przynajmniej mam co robić. - Wyszczerzyła się.
Jane nie wierzyła w przeznaczenie. Tak samo jak nie wierzyła w życie po śmierci. Przeznaczenie było dla niej czymś niemożliwym, nierealnym. A nadzieja jest po to, abyśmy mieli jakiś cel w życiu, który nigdy się nie spełni. Zresztą...po czym poznajemy marzenia ? Po tym, że się nie spełniają. - Nataniel cię wkurzył powiadasz... cóż takiego zrobił? -dobiegł ją głos przyjaciółki. Westchnęła. No i tu zaczynają się schody. Nie mogła przecież powiedzieć najlepszej przyjaciółce, że po szkole grasuje zabójca, z kuzynem o tym samym fachu i w dodatku jest jej kuzynem ? Nie mogła. Nie teraz. Nie tu. Elliott dowie się kiedy indziej. Nie to, żeby chciała ją okłamywać... po prostu, nie umiała powiedzieć prawdy. - Po prostu mnie wkurzył. Drwił z moich włosów i nazwał mnie maluszkiem. Była z siebie bardzo zadowolona. Nie skłamała, ale też nie mówiła całej prawdy. piękne wyjście z nie fajnej sytuacji. -Nienawidzę rutyny -mruknęła i zapatrzyła się w tęcze.
Elliott za to wierzyła, że tam w górze istnieje ktoś, kto jej pomaga. Ten ktoś mieszka na księżycu i patrzy na nią swoimi czujnymi ślepiami, obserwując każdy jej ruch, każdą decyzję. Kolejny powód, by wielbić to ciało niebieskie. A marzenia? Była przekonana, że się spełniają. Ba! Parę miała już z głowy. A te najskrytsze czekały tylko na odpowiedni moment. Może i była naiwna, łatwowierna i dziecinna, ale taka już jej natura. Wierzyła i uważała to za swoją zaletę. Nie musiała umieć czytać w myślach, by domyślać się, że nie powiedziała jej całej prawdy. Mimo to pozostawiła ową sprawę bez komentarza. Nie chce mówić, niech nie mówi. Może kiedyś, później. Jutro... - Nie słuchaj go, nie zna się. - Uśmiechnęła się do Jane. Na samo słowo "rutyna" wzdrygnęła się. Jeśli czegoś nienawidziła, to z pewnością melancholii. Krążenia w błędnym kole życia. Wracania ciągle w to samo miejsce i robienia podobnych rzeczy. A jednak... na każdym kroku gonił ją złowrogi cień nudy i owej rutyny właśnie. W każdym ruchu dostrzegała podobieństwo, w każdym marzeniu, w każdej chwili. Ale... jeśli się o tym nie myśli, to nie jest tak źle. Można to przeżyć. Trzymając się kurczowo dobrych przeżyć. Innych i wyjątkowych. - Rutyna to zUo w czystej postaci. - Zaśmiała się, nie spuszczając wzroku z przyjaciółki.
Jane nie wierzyła w Anioły Stróże itp. Jeśli coś osiągnęła, to zawdzięcza to tylko i wyłącznie sobie. Gdy miała 5 lat, okropnie bolał ją brzuch. Uparła się, aby rodzice zawieźli ją do szpitala. Okazało się, że ma ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. Życie zawdzięczała sobie i temu, że była uparta jak osioł. Nikt jej nie uratował. Uśmiechnęła się. - Nie martw się. Mam go gdzieś. A tak w ogóle, to skąd go znasz ?-spytała z czystej ciekawości. Skinęła głową. - Dobrze powiedziane. // O zła kobieto, wybacz, że dopiero teraz. Wiedźma, która pisała ten jakże skąpy post cierpi na chwilowy brak weny.
Może jednak... Może to wewnętrzne przekonanie wcisnął w nią jakiś anioł? Zupełnie jak marmoladę w pączki. Mmm... narobiłam sobie ochoty na to pyszne ciastko. Kurde... Ale wracając. Elliott uśmiechnęła się do Jane. - Poznałam go wtedy, na tym nieszczęsnym korytarzu na pierwszym piętrze. A później pojawił się przy ognisku. Zaraz po tym, jak odeszłaś. To on czaił się w krzakach. - Odpowiedziała widząc ciekawość bijącą z oczu przyjaciółki. Zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, czy Jane mówiła jej jak oni się poznali, ale postanowiła nie drążyć tematu. - Jak ci idzie szkicowanie?
Zmarkotniała. - Wyjaśnił ci to ? Co się stało w tedy na korytarzu ? Przełknęła ślinę, trochę głośniej niż zamierzała. Jeśli on wciągnie w to Elliott to go zabije. Już i tak powinien być martwy. Za Sigrid i za nią. Jakieś dwa razy. No i rodzina też... Ech... Wracając do tematu. - A tak sobie. -powiedziała, lekko znużonym tonem - Zaczęłam pokazywać moje prace i doszłam do wniosku, że ludzie nieźle kłamią.
Pokręciła głową. - Mówił coś o wojnie rodów i to wszystko. - Usłyszała, że przyjaciółka głośno przełyka ślinę. Zazwyczaj ludzie robili to, kiedy się czegoś bali. Czy to możliwe, żeby Jane bała się Nataniela? Niee... raczej nie. W końcu nie jest aż taki straszny. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc. - Nie przypadł ci do gustu, co? - Zaczęłam pokazywać moje prace i doszłam do wniosku, że ludzie nieźle kłamią. O tak! Ludzie potrafią nawymyślać kiedy tylko jest to im na rękę. W tym przypadku jednak, najprawdopodobniej mówili prawdę. - Jeśli chodzi ci o to, że podobają im się twoje prace, to nie kłamią. Mówią prawdę. Najprawdziwszą prawdę. Są świetne i w głębi duszy to czujesz, tylko nie potrafisz się do tego przyznać przed samą sobą. Mam rację? - Uniosła jedną brew do góry, uśmiechając się przy tym. Efekt? Wyglądała dość komicznie.
Wojna rodów... Czy on postradał wszystkie rozumy ? Mógł jeszcze biegać po Hogwarcie z megafonem i ogłaszać to wszystkim. Ech... Czyli Elliott wiedziała. I najprawdopodobniej nie zdawała sobie sprawy, jak wiele wiedziała. A Jane na pewno nie będzie jej tego uświadamiać. - Nie to, że nie przypadł. Po prostu myśli, że jest najważniejszy na świcie. I kłamie jak najęty. Dwie cechy których szczerze nienawidzę. Spojrzała z niedowierzaniem na przyjaciółkę. - Widzę, że wiesz lepiej ode mnie ?-powiedziała ze śmiechem. Gdy Elliott uniosła jedną brew do góry i uśmiechnęła się, Jane nie mogła pohamować śmiechu. Powinna robić za klauna, z taką mimiką twarzy.
Krukonka odpłynęła na chwilę i miała przy tym dość nietęgą minę. Czyżby temat Nataniela sprawiał jej przykrość? A może ona z nim kiedyś była? Albo... może jest z nim spokrewniona? Kto wie...wszystko jest możliwe, a Elliott wysuwała tylko niesprawdzone nigdzie spekulacje. - I ma wiele masek, które zmienia, kiedy tylko ma na to ochotę. - Dodała, choć szczerze mówiąc nie doświadczyła jeszcze tego, o czym mówiła Jane. Wydawało jej się, że był z nią szczery i nie myślał tylko o sobie. Ale... wyglądało na to, że jej przyjaciółka zna go trochę lepiej i dłużej od niej, więc może coś w tym jest? - W tej sprawie? Tak sądzę. Artyści często są wobec siebie zbyt krytyczni. - uśmiechnęła się szeroko. - Nie patrz tak na mnie! To prawda.
Wzruszyła tylko ramionami. Zastanowiła się, czy między Eli i Natanielem czegoś nie ma. Stop. Wróć. Nie może nic być. Przecież on i Sigrid.... A może Jane za szybko wyciągnęła wnioski ? Możliwe. - Może. Tak czy siak, ja nie mam ochoty już z nim rozmawiać. Wiedziała, że przyjaciółka nie kłamie. Nie było sensu się z nią sprzeczać. Eli i tak postawi na swoim. Taka już była. Co poradzić ? - Nie jestem artystką - stwierdziła łagodnie.
Odetchnęła cicho. Nataniel był jej przyjacielem, więc nie czuła się zbyt komfortowo, rozmawiając o nim za jego plecami. - Szczerze mówiąc... ja też chętnie zakończę ten temat. - Uśmiechnęła się do Jane z widoczną ulgą w oczach. Poradzić nic nie można. Jedynie się z tym pogodzić. - Nie jestem artystką. Przewróciła oczami. - Kochasz szkicować? Wiem, że tak. Robisz to świetnie? Jak najbardziej. Czyli jesteś artystką. Każdy, kto realizuje swoją pasję jest swego rodzaju artystą. - Powiedziała stanowczym i pewnym głosem. Wiele razy się nad tym zastanawiała i w końcu doszła do stwierdzenia, które przyjęła bezapelacyjnie i tym się od tamtej pory kierowała.
Zaśmiała się. -Cicho. Nie jestem artystką. O tym, że maluje wie zaledwie kilka osób. Powiedziała, tak jakby to było usprawiedliwienie. Swoje szkice pokazała jedynie Elliott, Karmelkowi i Sigrid, ale tej ostatniej przypadkowo. I Twanowi, ale go szkicowała więc to się nie liczy. -Elliott, jakoś nigdy nie miałam okazji spytać, a to takie głupie pytanie...-powiedziała nieśmiało. Nie lubiła poruszać tematu chłopców.
- To, że nie pokazywałaś swoich szkiców wielu osobom, nie stoi na przeszkodzie. Dla mnie jesteś artystką. - Wyszczerzyła się. Przerzuciła nogi przez podłokietnik i wsparła się na łokciach na drugim z nich. Teraz przynajmniej lepiej widziała przyjaciółkę. Po chwili jednak poczuła się dyskomfortowo, więc zeskoczyła z fotela i obróciła do w stronę Krukonki. Wskoczyła na niego z powrotem i uśmiechnęła się zadowolona. - Wal prosto z mostu. Głupie pytania są interesujące. - Na jej twarzy pojawił się banan. Komu jak komu, ale Jane mogła powiedzieć wszystko.
Wzruszyła ramionami. - Dzięki. Zastanowiła sie nad swoim pytaniem. Było odrobinę głupie i trochę bała się, jak przyjaciółka na nie zareaguje. Ale znała Elliott wystarczająco długo, żeby wiedzieć, iż teraz nie może się wycofać. - Słuchaj...Przyjaźnimy się, nie ? A jakoś dziwnie się złożyło, że jeszcze nigdy nie rozmawiałyśmy o chłopakach i... ja nawet nie wiem, czy ty się z kimś spotykasz... Uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie ma sprawy - wzruszyła z uśmiechem ramionami. Podeszła do adaptera i zmieniła płytę na muzykę mugolskiego zespołu "The Beatles". Kochała ich swoim serduszkiem z całych sił. Wróciła na fotel. Rozsiadła się wygodniej, wtapiając się w fotel, kiedy usłyszała pytanie. Wybuchła śmiechem. W końcu zdała sobie sprawę, że wypadło trochę niegrzecznie. - Przepraszam... po prostu myślałam, że będzie to pytanie trochę innego typu. Wiesz... bardziej dyskretne... - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Oczywiście, że się przyjaźnimy. Nawet bardzo. Bardzo, bardzo. Możemy rozmawiać o chłopakach, ile tylko chcesz. - Wyszczerzyła się do Jane. - Niee... nie mam nikogo. Jestem sama jak palec... Zrobiła dramatyczną minę i starła niewidzialną łzę z policzka. - Nie, nie... jak na razie jestem samowystarczalna. Może kiedyś. A ty? - Przechyliła głowę na bok.
Jane wiedziała, że pytanie było głupie, dlatego śmiała się razem z Elliott. Po chwili jednak usłyszała odpowiedź. Na jej twarzy pojawił się banan. Usiadła obok przyjaciółki (co było dość łatwe, bo Jane była szczupła) i modno ją przytuliła. - Założymy klub samotnych i szczęśliwych -powiedziała, tuląc się do Gryfonki. Ona też była sama. Choć był ktoś, z kim mogłaby...Stop. Wróć. Jane ostatnio za często się zapomina.
Wciąż z wyszczerzem na twarzy przytuliła się do Jane. Odsunęła się delikatnie w bok, żeby jej przyjaciółka mogła rozsiąść się wygodniej. - KSiS spółka z.o.o - Szepnęła. - To mogłoby się udać... Westchnęła cicho. Czyli Jane także nie miała nikogo. Było to dość dziwne, bo w końcu była śliczna, mądra, utalentowana i kochana. - Masz kogoś na oku? - Spytała, odrywając się od niej na szerokość łokci i patrząc jej w oczy.
Ech.. wiedziała, że tak to się skończy. Jane ledwo mogła się przyznać przed samą sobą, że tak a co dopiero powiedzieć komuś o tym. Ale wobec Elliott mogła być szczera. - W zasadzie, to tak, ale pewnie nic z tego nie będzie. On mnie chyba ma za dobrą kumpele, nikogo więcej. Uśmiechnęła się ze zrezygnowaniem. - A ty ? -spytała.
Aż podskoczyła, kiedy usłyszała twierdzącą odpowiedź. Taak! - Kto to? - Spytała z entuzjazmem. Głos jej lekko drżał z radości. - Znaczy... jeśli nie chcesz to nie mów. A! I pamiętaj. O miłość trzeba walczyć. Tu nie można być pesymistą. Spróbuj, może coś z tego będzie. Uśmiechnęła się zachęcająco. - Ja? Nie... nikogo.
Zaczerwieniła się po szyję. Daniel. Ale tego nie powie. Zrobi z siebe idiotkę. Z drugiej strony, może Eli miała racje. - To Daniel -powiedziała cicho, wpatrując się w podłogę- Ale jak ja mam walczyć ? Zrobie tylko z siebie idiotkę. I nie chce zniszczyć przyjaźni. Życie nie jest takie łatwe. Wzięła wdech. - Nie ? A to czemu ? -spytała, uśmiechając się.
Spojrzała z uśmiechem na całą gamę kolorów, która przechodziła przez twarz Jane. Wstydziła się? Przed nią? - Jest w porządku. - Powiedziała po krótkim zastanowieniu się. - Z takim przekonaniem na pewno. Musisz wierzyć w siebie. Jesteś piękna, zdolna, kochana i przecudowna, czemu miałby cię nie chcieć? Rzecz oczywista przecież. Tylko się nie rumień, proszę. - Sama nie wiem. Nikt na razie nie wpadł mi w oko. No wiesz... - Wzruszyła delikatnie ramionami.
Czuła, że jej policzki wnet płoną. - I chorobliwie nieśmiała -dodała po chwili. Ale dała za wygrana. Nie chciała już drążyć tematu. - Czemu nie ? Jest tylu fajnych facetów a ty ze wszystkimi się tak fajnie dogadujesz. No i jesteś śliczna, mądra, utalentowana, kochana i przecudowna. KSiS zaczyna działalność. Będziemy szukać ci przystojniaka -wyszczerzyła się.
- Z nieśmiałością można sobie poradzić. Popatrz, jakie zrobiłaś już postępy. Nie martwisz się o swój kolor włosów, zagadujesz ludzi. - Poczochrała lekko jej rude fale. Na kolejne słowa przyjaciółki, zaśmiała się cicho. - Taa... jest pełno cudownych chłopaków w murach tej szkoły, ale wszyscy są już zajęci. Cóż za pech. - Przyłożyła rękę do czoła i zrobiła cierpiętniczą minę. - Masz już jakiegoś kandydata? - Jej prawa brew powędrowała zadziornie do góry.
Zamyśliła się. Ktośby się na pewno znalazł. - Wiesz, ja ci mogę kogoś znaleźć ale to ty musisz chcieć. W końcu to twoje życie. Ale byłoby prościej, gdybyś była czyjąś wielbicielką, albo coś... -zaśmiała się. Odgarnęła z czoła czerwone kosmyki i uśmiechnęła się do Elliott.
- Cóż... jak na razie nie szukam miłości. Tak więc KSiS może sobie odpocząć. - Uśmiechnęła się do Jane. Miłość kiedyś znajdzie ją sama. Nie ma co jej na siłę szukać. Co to, to nie. - Ale dziękuję ci za chęci. - Przytuliła się do przyjaciółki. - No dobrze... było już o chłopakach, więc teraz może czas pogadać o... kurde... może w to nie uwierzysz, ale sama nie wiem, o czym konkretnym mogłybyśmy porozmawiać.