Sala egzaminacyjna Ministerstwa Magii mieści się w podziemiach, niedaleko gabinetu Ministra Magii. Została zaczarowana w taki sposób, aby przez wysokie okna zawsze wlewały się promienie słonecznego światła. To właśnie tutaj kształci się chętnych na wiele stanowisk, którzy mogą później szukać zatrudnienia w samym Ministerstwie.
Sztuka władania pamięcią oraz umiejętność modyfikacji wspomnień jest subtelna oraz niebywale trudna do opanowania. Zadaniem amnezjatora jest ochrona informacji o świecie magicznym - działają tam, gdzie mugole dowiadują się o magii oraz zjawiskach z nią związanych. Zawód ten zapewnia spokój obywatelom świata magicznego i mugolskiego. Na tym stanowisku spoczywa ogromna odpowiedzialność - jeden nieprzemyślany ruch lub przypadkowe odwrócenie uwagi mogą skutkować ogromnymi konsekwencjami.
Wymagania: • Ukończone magiczne studia • Kurs płatny: 100G (zapłać) • Poprawa: 5G • Do podejścia należy posiadać min. 15pkt OPCM Ukończenie kursu: • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie. • Nagroda: +4pkt Zaklęcia i OPCM
Część teoretyczna: Pierwszym zadaniem, które zostaje Ci zlecone, jest opanowanie podstawowych oraz profesjonalnych zagadnień, związanych z pamięcią, wspomnieniami oraz ich modyfikacją. Masz na to kilka dni, które spędzasz w stosach notatek, na koniec zaś czeka na Ciebie sprawdzian wiedzy, dopuszczający do następnej części.
Kości:
KOŚCI: 1, 4 - opanowanie zagadnień, których wbrew pozorom jest naprawdę mnóstwo, zajmuje Ci masę czasu. Podchodzisz jednak solidnie do zadania, uczysz się ile możesz, starając się, aby była to nauka porządna. Twoje starania zostają docenione i zdajesz test z wysokim wynikiem. Przechodzisz dalej. 2 - Co za koszmar - nie wyrabiasz z materiałem. Może przez ilość innych zajęć, może przez lenistwo, albo zwyczajnie byłeś słabo przygotowany i spodziewałeś się czegoś innego... Nie ma szans, że z tak marnym czasem, jaki poświęcasz na naukę zdasz. Oblewasz i musisz powtórzyć test, aby przejść dalej (musisz zapłacić za kolejne podejście). 3 - Nie olewasz nauki, przykładasz się do opracowywania zagadnień, jednak masz też czas dla siebie. Krótko mówiąc - nie przemęczasz się. Mimo tego zdajesz, choć Twój wynik nie jest wybitnie dobry. 5, 6 - Robisz cokolwiek, jednak jest to nieco zbyt mało, aby zdać test z zadowalającym wynikiem. Powinieneś poświęcić więcej czasu na przyswojenie zagadnień. Otrzymujesz minimalną liczbę punktów, komisja nie jest zadowolona, dlatego decydują, że nie przechodzisz dalej, ale możesz podejść do testu jeszcze raz bezpłatnie.
Czesc teoretyczno-praktyczna Ta część przygotuje Cię do usuwania jednego wspomnienia, aby nie zaburzyć reszty. Musisz nauczyć się wyważyć, kiedy myśl można usunąć bez żadnych szkód, a kiedy wymaga to podłożenia fałszywego wspomnienia.
W tej części musisz zapoznać się ze wszystkimi wspomnieniami wokół myślodsiewni i ułożyć je w kolejności chronologicznej. Nastepnie umieścić je w myślodsiewni modyfikując pojedyncze wspomnienia, a następnie ich szereg w logicznym ciągu przyczynowo-skutkowym. Rzuć trzema kośćmi aby dowiedzieć się, jak Ci to idzie:
Porządkowanie wspomnień:
Nieparzysta - niestety, nie potrafisz uporządkować wspomnień, rzuć jeszcze raz, uwzględniając fabularnie, że kolejna próba odbywa się następnego dnia. (Nie płacisz za nic) Parzysta - świetnie, możesz teraz zabrać się za wykorzystywanie teorii w praktyce.
Modyfikowanie pojedyńczych wspomnień:
1, 5 - Patrzysz na wspomnienia, które ułożyłeś chronologicznie i nie masz pojęcia, jak zabrać się za właściwą robotę. Organizatorzy nie ułatwili zadania, sprytnie umieszczając wspomnienie do zmiany - nie wiesz, które z nich należy zmodyfikować. Kombinujesz i męczysz się godzinami, przeglądając kolejne myśli z fiolek, jednak niczego nie osiągasz. Wiedziałeś, że to będzie takie trudne? Rzuć kostką jeszcze raz, płacąc 5 galeonów za kawę, która pomaga Ci stać na nogach. Dopiero wtedy się uda! 2, 4 - Sprawnie zabierasz się do zadania, mając już pewien pomysł. Wśród przedstawionych wspomnień znalazłeś jedno, które na pewno trzeba zmienić i skupiasz się na nim, poświęcając mu dużo czasu. Analizujesz każdy szczegół, który mógłby spowodować niepożądane komplikacje, dzięki czemu udaje Ci się zmienić treść. Spędziłeś nad tym kilka dni, ale wreszcie się udało. Przechodzisz do następnego etapu, bogatszy o doświadczenia. 3, 6 - Z trudem wybierasz wspomnienie do modyfikacji i wcale nie jesteś pewien, czy jest ono tym właściwym. Starasz się jednak zepchnąć wahanie na dalszy plan i uparcie zmieniasz kolejne elementy, chcąc przejść do następnego etapu. Zostawiasz wspomnienie w złotej myślodsiewni i czekasz na werdykt. Okazuje się, że wybrałeś złe wspomnienie. Niestety, oblewasz. Rzuć kością jeszcze raz, uwzględniając, że podchodzisz do zadania następnego dnia bez uiszczania opłaty.
Modyfikowanie szeregu wspomnień:
1 - Wspomnienia, nad którymi pracujesz, są wyraźniejsze i bardziej bezpośrednie niż w poprzednim etapie, dlatego szybko odnajdujesz element, który trzeba zmienić. Musisz jednak wziąć pod uwagę fakt, że po usunięciu lub zmianie, reszta nie ułoży się w logiczną całość. Choć próbujesz ułożyć wszystko prawidłowo i zachować ciąg przyczynowo-skutkowy, nie wychodzi Ci to zbyt dobrze. Rzuć kostką ponownie, uwzględniając w poście, że kolejna próba odbywa się następnego dnia. (Musisz zapłacić za poprawę) 2, 5 - Analizujesz wszystkie wspomnienia i myślisz nad różnymi opcjami, tak jak powinieneś. Każda ma swoje wady, w trakcie okazuje się, że jest to bardzo trudne. Warto jednak się przemęczyć - po wyczerpujących próbach i przejściach, przedstawiasz komisji efekt swojej pracy. Wydają się zadowoleni, a Ty przechodzisz do części praktycznej. 3 - Grzebanie przy wspomnieniach to ciężka sprawa. Nie wszystko idzie po Twojej myśli, choć plan wydaje się nieskazitelny. Pokazujesz ostateczną wersję komisji, zadowolony ze swojej pracy, jednak okazuje się, że popełniłeś masę błędów, więc nawet nie ma mowy o przejściu do kolejnego etapu. Musisz opłacić ponowne podejście i zmienić nieco swoje myślenie. 4, 6 - Nie byłeś przekonany co do efektów swojej pracy. Zadanie jest trudne, ale poddać się nie mogłeś, więc brnąłeś w to, co sobie postanowiłeś. Ostateczna wersja, przedstawiona komisji, wydaje się dobra, ale w pewnym momencie pojawia się istotny szczegół, który pominąłeś. Pozwolono Ci spróbować ponownie bez dodatkowych opłat.
Czesc praktyczna W poprzednich etapach nauczyłeś się wielu przydatnych pojęć, oscylujących wokół pamięci, oraz oswoiłeś się z umiejętnością zmiany i porządkowania wspomnień. Nie były to jednak wspomnienia prawdziwe. Tym razem będziesz pracował nad żywym człowiekiem. Część praktyczna prowadzona jest przez wymagającego czarodzieja, słynącego z niekonwencjonalnych metod. Wprowadza Cię on do sali, w której czeka już Twoja "ofiara". Wzrok tej osoby jest rozbiegany i w pewien sposób szalony. Stoisz przed więźniem z Azkabanu. Instruktor odchodzi na bok i bez zbędnych wstępów każe Ci działać, przedstawiając krótko sytuację więźnia.
Twoim zadaniem jest uspokojenie więźnia, a następnie zmiana jego wspomnień zaklęciem Obliviate.
Upokojenie więźnia:
1, 4 - Więzień stresuje Cię, przeszywając okrutnym spojrzeniem szaleńca. Nie pomaga też uśmiech, którego nawet nie potrafisz opisać. Wygląda na to, że sam potrzebujesz uspokojenia... Bardzo słabo, instruktor nie jest zadowolony, każe Ci przemyśleć wszystko w domu i prosi, żebyś wrócił następnego dnia. Chyba nie jesteś jeszcze gotowy. Rzuć jeszcze raz, uwzględniając, że kolejna próba odbywa się dzień później. (Nie musisz płacić) 2, 6 - Nie jesteś zbyt zadowolony z takiego obrotu spraw, ale podchodzisz do zadania spokojnie. Choć klniesz w myślach na to, że musisz uspakajać szaleńców z Azkabanu, zewnętrznie udaje Ci się opanować nerwy. Czy to zaklęciem, czy siłą perswazji, udaje Ci się uspokoić więźnia. Przechodzisz do następnego etapu. 3, 5 - Test niezbyt Ci się podoba. Już na wejściu krzywisz się nieznacznie, mimowolnie, a gest ten wyraźnie irytuje więźnia, który wygląda, jakby miał się na Ciebie rzucić. Nie masz szczęścia... gdy próbujesz go uspokoić, traci cierpliwość i sytuacja się pogarsza. Instruktor jest bardzo zdenerwowany i informuje Cię, że oblałeś. Nie musisz jednak płacić ponownie.
Zmiana wspomnieć za pomocą Obliviate:
1 i 3 - Spoglądasz na więźnia i przez krótki moment analizujesz informacje otrzymane od instruktora. Bardzo szybko, choć w nerwach, ustalasz wersję, którą chcesz przedstawić więźniowi i zabierasz się do pracy. Skupiasz się maksymalnie, koncentrujesz na więźniu, pamiętając o przerobionych zagadnieniach i wyuczonych zasadach. Gratulacje, wszystko poszło sprawnie i zgodnie z planem, a instruktor oznajmia, że zdałeś. 2 i 5 - Zdecydowanie trudniej poradzić sobie z więźniem niż z myślodsiewnią. Sam wiesz najlepiej, z jakiego powodu masz problem - może przez nerwy, być może nie przygotowałeś się dostatecznie, może jesteś zmęczony? To nieistotne, zwyczajnie nie potrafisz poradzić sobie z więźniem. Musisz wrócić kolejnego dnia, aby spróbować ponownie. Może wtedy będziesz bardziej przygotowany... Uwzględnij to w poście, a teraz rzuć jeszcze raz. (Nie musisz płacić) 4 i 6 - Uspokojenie więźnia było pestką, w porównaniu z tą częścią zadania. Stres na pewno Ci towarzyszy, lecz starasz się go opanować i zacząć działać. Twoje Obliviate nie jest skuteczne. Choć jakby nie patrzeć... jest, jednak nie w ten sposób, którego oczekiwano. Wygląda na to, że szpital św. Munga zyskał pacjenta, a Ty musisz walczyć z wyrzutami sumienia oraz świadomością, że oblałeś. Musisz zapłacić za kolejne podejście.
Zawód adwokata w Ministerstwie Magii nie jest łatwym do wykonywania szczególnie ze względu na ciągłą presję podnoszenia swoich kwalifikacji i wzbogacania wiedzy nie tylko o najnowsze plotki kryminalne, ale też oto co mogłoby pomóc klientom. Na półroczny kurs składają się rozmaite wykłady i praktyczne obserwowanie przebiegu spraw sądowych, które dotyczą codziennych spraw czarodziejów, a także studiowanie bibliografii by ubogacić się wewnętrznie, a w przyszłości uratować niejednego oskarżonego.
Uwaga: kurs fabularnie trwa pół roku, co konieczne jest do podkreślania w postach, jednak mechanicznie można wykonać go od razu po ukończeniu studiów.
Wymagania: • Ukończone studia magiczne • Kurs płatny: 100G (zapłać) • Poprawa: 5G • Do podejścia należy posiadać min. 10pkt z Historii Magii Ukończenie kursu: • Nagroda: +4pkt Historii Magii i Starożytnych Run • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
CZĘŚĆ PIERWSZA: Oceni owocność Twojej pracy i zaangażowanie na półrocznym kursie przed przystąpieniem do części ostatecznej. Rzut jedną kością. Jeśli w kuferku posiadasz 30 punktów z dziedzinach Starożytnych Run i Historii Magii, możesz nie rzucać kośćmi, a jedynie uznać wynik najlepszej kostki.
Kości:
1,5 - Mimo tego, że starałeś się nadążyć z ciężkim materiałem, to zauważyłeś że gdy Ty opracowujesz jeszcze prawa starożytne, to inni brną już ku średniowieczu, a czasem nawet lecą już z zupełnie inną partią materiału. Czujesz się pewnie długo za nimi, jednak to wszystko procentuje na późniejszych egzaminach. Szczegółowo odpowiadasz zawsze na pytania z pierwszego rzutu, trudność sprawiają Ci te kolejne, mimo to wystarczy, że jeszcze uzupełnisz tą wiedzę. Przechodzisz do następnej części egzaminu. 2 - Nie wiesz, ile już wypiłeś eliksirów energetyzujących. Chcesz to wszystko z siebie wyrzucić, bo czujesz że magiczna chemia sprała Ci komórki mózgowe. Każda noc jest przysłana książkami, których tytułów już nie pamiętasz, a ich autorzy śnią Ci się po nocach zawsze jako zabójcy, albo coś gorszego. Jak do tego podchodzisz? To już raczej Twoja sprawa. Szkoda tylko, że to nie wystarcza... Musisz poprawić kurs. 3,6 - Pół roku. Wiesz, że to dla Ciebie będzie mało. Zatem już wcześniej zasięgasz bibliografii, która będzie Cię obowiązywała po rozpoczęciu kursu. Niestety, pomimo tego ostatecznie wpadasz na pytania, z którymi kompletnie sobie nie radzisz... Zapłać za poprawę i spróbuj ponownie! 4 - Pół roku. Sześć miesięcy. Wiesz, że wykorzystasz je dobrze. Dużo czytasz, jeszcze więcej wiesz. Starasz się by wszystko doskonale się zgrało i żonglujesz wiedzą w zdawanych egzaminach nie rzadko porównując to co już wiesz z tym co dopiero wchłaniasz. To dobrze, będziesz przygotowany na każdą ewentualność i to sprawi, że zyskasz uprawnienia lub dodatkowe kwalifikacje w związku z wykonywanym zawodem.
CZĘŚĆ DRUGA Twoim zadaniem będzie wcielenie się w adwokata oskarżonego o wylosowany przez Ciebie problem. Zestaw zadania, którzy otrzymasz będzie obejmował przesłuchanie świadka, zapoznanie się z oskarżeniem i szybkie podjęcie decyzji co do zastosowania taktyki obrony. Ze względu na to, że nie masz tu czasu porozmawiać ze swoim klientem, na kartce również otrzymasz krótki opis jego wersji zdarzeń której musisz całkowicie zaufać. W komisji, która będzie siedziała nad Tobą siedzą Ci, których doświadczenie sięga kilku dziesięcioleci. Rzuć dwiema kostkami, aby dowiedzieć się jaki wylosowałeś zestaw historii i jak poradziłeś sobie z zadaniem.
Pierwsza Kostka:
1 - Twoim klientem jest pięćdziesięcioletni mężczyzna, którego czystość krwi wynosi 25%; rozwodzi się on z czystokrwistą żoną, która pragnie zachować cały majątek. Występuje ona w roli ofiary, porzucanej, szanowanej czarodziejki, która samotnie będzie musiała wychowywać syna. Na nic są argumenty klienta, iż chce on się synem opiekować (dziecko w wieku dziesięciu lat), bowiem kobieta opowiada o licznych zdradach mężczyzny i o tym, że jest on najmniej odpowiedzialnym czarodziejem na świecie, który w towarzystwie mugoli użył magii dwukrotnie (wydarzenia zostały zaksięgowane przez Ministerstwo Magii). Twoim zadaniem uchronienie klienta przed bankructwem oraz uzyskanie dla niego chociażby odroczenia sprawy w związku z prawami rodzicielskimi. 2,6 - Masz do czynienia z klientem, który jakiś czas temu był członkiem szajki okradającej sklepy na ulicy Pokątnej. Występujesz w roli obrońcy, który pragnie oczyścić z zarzutów mężczyznę przy czym musi wysłuchać dwójki świadków, którzy podali idealny rysopis napastnika (czyli twojego klienta) oraz opowiadają oni o szkodach im wyrządzonych. Sprawa wydaje się przegrana, jednak Twój klient ma alibi oscylujące wokół tego, że w czasie trwania tych wszystkich napadów był w Nowej Zelandii na plantacji magicznych roślin. 3 - Twój klient wielokrotnie brał udział w nielegalnych wyścigach magicznych samochodów, a i jeździł autem, które często stawało się widzialne na mugolskich ulicach i Ministerstwo Magii miało sporo problemów z usunięciem pamięci dla wszystkich przechodniów. Ponadto klient spowodował wypadek, w wyniku którego czteroletnia dziewczynka znalazła się w stanie krytycznym i leży teraz w szpitalu św. Munga, a jej rodzice nie żyją. W roli oskarżyciela występują dziadkowie dziewczynki, a w roli świadków inny uczestnik magicznego ruchu, który w tamtym dniu wracał z pracy. O ile nie usprawiedliwisz klienta całkowicie postaraj się sprawić, aby wyrok pozbawienia go wolności na 25 lat w Azkabanie został złagodzony lub nie zaostrzony. 4,5 - Sprawa, której masz bronić jest dość skomplikowaną. Musisz obronić swojego klienta, który rozprowadzał na ulicach Londynu czarodziejskie używki. Sprzedaż nie dotyczyła jednak tylko czarodziejów, bo rynek sprzedaży sięgnął też mugoli, którzy często pod wpływem magicznych używek stawali się dość niestabilni emocjonalnie, a liczba prób samobójczych wzrosła. Twoim zadaniem będzie złagodzenie wyroku jaki jest przewidziany dla klienta, czyli 10 lat w Azkabanie.
Druga Kostka:
1 - Wylosowany przez Ciebie zestaw zadań pewnie musiał wydawać Ci się niezmiernie łatwym do wykonania, jednak chyba nie wszystko jest takie proste, bo w argumentacji przekręcasz dwa razy wypowiedziane już przez siebie słowa, na co egzaminatorzy zwracają uwagę. Próbujesz wybrnąć, ale czas egzaminu się kończy. Nie udało Ci się. Musisz zapłacić za poprawę i spróbować ponownie. 6,2 - Zdać egzamin czy go nie zdać? Zamiast czytać treść wylosowanego zadania poddajesz swoje życie najszerszym dywagacjom. Chyba nie czas i nie moment. Szczególnie, że gdy czas rusza Ty dopiero jesteś w połowie czytania instrukcji. Denerwujesz się, a komisja zwraca Ci uwagę na to, że za chwilę minie połowa czasu. Odgryzasz się pewnie, że wcale nie i jak burza rozpoczynasz wertowanie tematu psychologicznie nakłaniając komisję sądowniczą, żeby wczuła się w sytuację Twojego klienta. Ten manewr sprawia, że są przychylni Twojej wersji, choć winny jest przecież i tak już znany. Udaje Ci się zakończyć kurs z powodzeniem. 5 - Świadomość, że jesteś już po półrocznym kursie nieco Cię uskrzydla, choć tak właściwie nie sposób dziwić się Tobie, że masz się czego bać. W końcu komisja, poważna komisja, nie byle jaka komisja, aż w końcu treść zadania, która może przytłoczyć Twoją wiedzę. Tak też się niestety staje. Choć próbujesz wykorzystać wszystko co wiesz, to właśnie to niezdecydowanie w obranej taktyce powoduje, że egzamin zostaje przez Ciebie oblany Musisz uzupełnić swoją wiedzę i podejść jeszcze raz do części praktycznej egzaminu i opłacić kurs jeszcze raz. 3,4 - Podchodząc do egzaminu towarzyszą Ci zapewne dość spore wątpliwości, zresztą jak każdemu znającemu. Doskonale jednak organizujesz sobie czas spędzony na sali. Przedstawiasz się komisji, po chwili losujesz zadanie i od momentu usłyszenia dźwięku całkowicie skupiasz się na treści zadania. Przypominasz sobie jedną ze spraw, której świadkiem byłeś siedząc na trybunach w ramach szkolenia i tak oto korzystając, a i często cytując tamtego adwokata sprawiasz, że komisja jest skupiona na twych kolejnych słowach. W końcu kończysz prezentację wraz z wybiciem zegara, iż Twój czas dobiegł końca. Zdajesz egzamin.
Praca nauczyciela wcale nie jest łatwa jakby się mogło wydawać. Poza posiadaniem naprawdę rozległej wiedzy z danej dziedziny, trzeba również mieć wielką cierpliwość do młodzieży. Nie wystarczy przekazywać suche informacje - ważne, żeby nauczyciel potrafił robić to w ciekawy sposób, aby chociaż trochę zostało w głowa słuchaczy. Trzeba również umieć zapanować nad większą grupą, szczególnie podczas ćwiczeń praktycznych - potrafić odpowiednio zareagować, jeśli tylko wymagać będzie tego sytuacja.
Wymagania: • Kurs płatny : 80G (zapłać) • Poprawa: 5G • Do podejścia należy posiadać min. 15pkt z nauczanego przedmiotu • Ukończone studia magiczne Ukończenie kursu: • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie. • Nagroda: +4pkt z prowadzonego przedmiotu
ETAP I - SPRAWDZENIE WIEDZY:
Musisz uwarzyć eliksir, coś zaczarować albo odpowiedzieć na pytanie. Zależnie od przedmiotu, który chcesz nauczać, dostajesz zadanie/pytanie. Kostka powie ci jak poszło.
Zadania:
Eliksiry - masz za zadanie sporządzić eliksir Żywej Śmierci Historia Magii - egzaminator rozmawia z tobą na temat Pierwszej Wojny Czarodziejów, zadaje ci pytania o konkretne postacie, chce znać twoje zdanie na temat obu stron konfliktu Wróżbiarstwo - dostajesz kulę z przepowiednią, jedną z tych które mieszczą się w Departamencie Tajemnic, twoim zadaniem jest zinterpretowanie jej Starożytne Runy - dostajesz fragment zapisany w piśmie runicznym, musisz go odszyfrować i opowiedzieć czego się z niego dowiedziałeś Astronomia - dostajesz parę map nieba z różnych miejść na ziemi i na podstawie gwiazdozbiorów musisz określić dokładną lokalizacje miejsc, gdzie zostały one wykonane Zielarstwo - przez tydzień masz zajmować się Hibiskusem Ognistym, a następnie przerobić go w taki sposób, żeby nadawał się jako składnik eliksiru ONMS - dostajesz Szczuroszczeta, którym masz się opiekować Zaklęcia i uroki - musisz zademonstrować niewerbalne używanie zaklęć, egzaminatorzy chcą zobaczyć jak wysyłasz wiadomość przez patronusa, oraz jak posługujesz się magią w żywiołów, od ciebie zależy co wymyślisz i czy zachwycisz tym obserwatorów Transmutacja - dostajesz szpilkę, którą musisz przetransmutować w kota, po drodze transmutując w przynajmniej dziesięć innych rzeczy, przy czym co najmniej raz musi to być: jedzenie, zwierzę, mebel, ubranie, wszystko inne zależy od pomysłowości OPCM - stajesz do pojedynku z jednym z egzaminatorów Quidditch - zaczynasz od prostego lotu na miotle ocenianego przez egzaminatora, po czym mężczyzna przeprowadza cię kolejno przez cztery ćwiczenia (odbijanie tłuczków, rzuty kaflem do pętli, łapanie znicza, obrona pętli) Uzdrawianie - otrzymujesz zaklętego fantoma, który choruje na smoczą ospę, a twoim zadaniem jest przywrócić go do zdrowia Działalność artystyczna - masz za zadanie namalować obraz, który pasowałby do tytułu narzuconego ci przez egzaminatora, a następnie ożywienie go Magiczne gotowanie - twoim zadaniem jest jak najszybciej przygotować pożywną i zdrową ucztę, w razie gdyby szkolna kuchnia miała za mało rąk Mugoloznastwo - musisz opisać szczegółowe działanie pięciu różnych mugolskich sprzętów bądź zagadnień, w zależności od tego co wylosujesz (np. internet, komputer, mikrofala, metro)
Kości:
1 i 6 - Wszystko poszło idealnie! Egzaminatorzy są zadowoleni i możesz przystąpić do kolejnego etapu. 3 i 5 - Zupełnie nie potrafiłeś poradzić sobie ze swoim zadaniem. Przygotuj się lepiej i spróbuj innym razem - zapłać za poprawę! 4 - Egzaminator coś mruczał pod nosem, że mogło być lepiej i patrzył na ciebie nieprzychylnym wzrokiem. Od ciebie zależy co powiesz i czy przekonasz egzaminatora, żeby cię przepuścił. Rzuć ponownie kością: parzysta - udało się przechodzisz do kolejnego etapu, nieparzysta - niestety musisz ponownie powtórzyć etap I (zapłać) 2 - Wszystko szło w miarę dobrze ale pod sam koniec popełniłeś błąd. Masz ostatnią chwilę, żeby go naprawić, rzuć kostką - jeśli wylosujesz 1 lub 6 - udało się. Jeśli nie, musisz powtórzyć etap, ale nie płać za poprawę.
ETAP II - EGZAMIN PSYCHOLOGICZNY
Dostajesz do wypicia eliksir, dzięki któremu znajdujesz się w symulacji. Zmierzysz się z konkretną sytuacją, w której musisz pamiętać, żeby odpowiednio zareagować i jak najlepiej rozwiązać problem. Rzucasz dwoma kostkami Pierwsza decyduje o sytuacji w jakiej się znajdziesz, druga zaś za to, jak sobie poradziłeś.
Pierwsza Kostka:
1, 2 - idziesz spokojnie korytarzem, kiedy docierają do ciebie odgłosy pojedynku; to cała grupa uczniów, która rzuca w siebie zaklęciami, a na dodatek wydają się zupełnie nie przejmować tym, co dzieje się wokół. 3, 4 - podczas kolacji w Wielkiej Sali, przez drzwi nagle wpada rozwścieczony troll, wszyscy zaczynają panikować 5, 6 - jesteś opiekunem domu, pewnego wieczoru do twojego gabinetu przychodzi para prefektów informując, że zaginał pierwszoroczny uczeń z twojego domu, a oni szukali go już od kilku godzin, jednak po zgubie wciąż ani śladu
Druga Kostka:
1, 6 - świetnie sobie poradziłeś, kończysz kurs z pozytywnym wynikiem, teraz możesz zmierzyć się z uczniami w rzeczywistości 2, 3 - totalnie nie poradziłeś sobie z sytuacją, wybudziłeś się z symulacji wykończony, spróbuj nieco się douczyć i popracować nad sobą, może kolejnym razem będzie lepiej. Zapłać 5G za poprawę! 4, 5 - nie było idealnie... rzuć kostką raz jeszcze! Parzysty wynik - egzaminator przymyka oko, zdajesz! Nieparzysty wynik - niestety, musisz poprawić ten etap. (Nie musisz płacić za poprawę)
Callisto Marquett
Dodatkowo : opiekun Slytherinu, legilimencja, oklumencja
Nie była pewna dlaczego wybrała akurat ten zawód. Z takimi umiejętnościami w dziedzinie transmutacji mogła właściwie pracować gdziekolwiek indziej. A jednak Hogwart wydawał się bezpieczny i dość oddalony od ludzi, z którymi nie chciała mieć już nic wspólnego. Chociaż panowała nad swoimi emocjami jak mało kto, kurs nauczycielski napawał ją lekkim strachem. W końcu miał być bardzo ważnym punktem w jej przyszłej karierze. Kiedy tylko dowiedziała się, jak mniej więcej będzie wyglądał pierwszy etap kursu, z miejsca zaczęła katować się kolejnymi ćwiczeniami. Sumka, jakiej życzyli sobie za tę przyjemność, znacznie obciążyła jej konto. Nie mogła pozwolić sobie na porażkę. W dniu egzaminu ubrała się najlepiej, jak potrafiła. Pełna swojego zwyczajnego opanowania wkroczyła do sali egzaminacyjnej, przygotowując się do zadania. Szpilka, którą otrzymała, nieco ją zaskoczyła, ale nie na tyle, by nie potrafiła wyobrazić sobie cudów, jakie może z nią nawyczyniać. Instrukcje zostały wydane, a Callisto z miejsca przystąpiła do pracy. Ułożyła szpilkę na podłodze przed sobą i wycelowała w nią różdżkę. Z miejsca załatwiła wszystkie wymagane punkty, transmutując niewielki przedmiot w parujący talerz dyniowych pasztecików, na które miała tak wielki apetyt, feniksa, o którego posiadaniu zawsze marzyła, sofę, która pasowałaby doskonale do jej przyszłego salonu i najpiękniejszą zieloną sukienkę, jaką mogła sobie wyobrazić. Pozostało jeszcze sześć rzeczy jej własnego pomysłu. Cóż, tutaj zaczynały się schody, ale Callisto nie zamierzała się poddać. Oczami wyobraźni widziała już komplet, który pasował do tego sprzed chwili. Para idealnych szpilek obrośniętych niewielką warstwą mchu, z kilkoma liśćmi trującego bluszczu i rządkiem niewielkich, idealnie równych kamieni zamiast obcasów w rozmiarze Marquett! Nie sposób było nie przyznać, że byłyby doskonałą parą dla sukienki sprzed kilku ruchów różdżką. Jeszcze pięć i będzie po wszystkim. Sok dyniowy w pucharze ze szczerego złota rozniósł się zapachem po całej sali. Uch, Marquett zacisnęła usta. Była niesamowicie głodna, ale już tylko cztery transmutacje dzieliły ją od celu. Westchnęła. Na podłodze pojawił się puszysty dywan. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wystarczyło stanąć na nim na chwilę, by poczuć, jak te małe śmieszne kolorowe włoski delikatnie poruszają się pod stopami, masując je. Och tak, zdecydowanie potrzebowała takiego sprzętu, kiedy już zarobi na własne cztery kąty. Na trzecią transmutację wybrała stalową żerdź z misą wykutą najpiękniejszymi wzorami - praktyczną, gdy Feniks, dla którego była przeznaczona, dokona swojego żywota i obróci się w popiół. Ten pokaz marzeń Marquett musiał być zamknięty z klasą, toteż niewielka szpilka zmieniła się błyskawicznie w klasyczny magiczny motocykl w kolorze wzburzonego morza. Czy ona na serio o tym marzyła? Uniosła brew. Święcie wierzyła, że taki środek transportu nie uchodzi kobiecie w jej wieku. I z jej klasą. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, szybko przetransmutowała go w istny koci pałac z samouzupełniającymi się miskami i o zmiennych kształtach, by ostatecznie zakończyć na najzwyklejszym w świecie czarnym kocie. Egzaminatorzy wyglądali na całkiem zadowolonych. Callisto mogła więc z powodzeniem przejść do etapu drugiego. Chociaż nie podobała jej się wizja picia eliksiru, wiedziała, że musi to zrobić. Wychyliła go szybko, czując, że zaczyna powoli działać. Symulacja była wyjątkowo... realna. A ona... Och! Talerz pasztecików stał tuż przed nią. Już miała chwycić jeden z nich i ułożyć go na swoim talerzu w celu kulturalnego skonsumowania, kiedy drzwi wielkiej sali wypadły z zawiasów. Troll wielki jak słoń wpakował się do środka, wymachując maczugą na prawo i lewo. Uczniowie krzyczeli tak głośno, że Callisto nie potrafiła się skupić. Nie bacząc jednak na nic, włącznie ze swoją osławioną klasą, przeskoczyła stół nauczycielski i wycelowała w stworzenie... transmutując je w kompletnie niegroźną mysz. Zwycięstwo w pięknym stylu. Teraz wystarczyło tylko zaczekać na gratulacje od egzaminatorów i Marquett mogła się cieszyć czymś na kształt magicznej licencji na uprawianie zawodu.
Dzień jak co dzień, przy testach zawodowych ale cóż, dyrektor każe profesor musi. Aleksander był lekko zawiedziony że mimo, zdania egzaminów praktycznych zdanych perfecto, komisja zmusiła go do ponownego zdania psychotestów. Czy to jego wina że, czcigodni egzaminatorzy, nie zaakceptowali jego metod, Od kiedy opóźnianie trolla by umożliwić ucieczke uczniom jest złym pomysłem, czy to jego winna że wytrącona maczuga trola zabiła ucznia, nie przypadek losowy, ale był podstawą do oblania. Pierwsza próba poszukiwania ucznia też nie przypadła egzaminatorom do gustu, cóż w realu miał znacznie lepsze narzędzia i feniksa do pomocy, a tu brak narzędzi i pełna improwizacja. Za drugim razem tak zdawał ponownie tydzień później, znów trafiwszy na scenariusz poszukiwanie zguby, wiedział jak do tego podejść, wykorzystał portrety oraz skrzaty domowy, zachowując spokój, znaleźliśmy go szybko i bezpiecznie a egzaminatorzy byli zadowoleni z jego metod. Eliksiry: 1 opcm 6 psycho 3 5 6 1 5 6
Egzamin... Chyba ktoś z tym kpił z egzaminowaniem uczących już nauczycieli, jednak co zrobić, trzeba się przystosować do odgórnego "rozkazu". Do sali egzaminacyjnej wszedłem trochę za bardzo swobodnie, jak by nie patrzyć egzamin zawodowy. Wymieniłem kilka informacji z egzaminatorami i... się zaczęło. Na początek patronus, którego nie lubiłem a który wyszedł nad wyraz znośnie. Sam byłem tym zdziwiony. W dodatku po jednej próbie postanowili abym przeszedł do prezentacji zaklęcia z dziedziny żywiołów. Z lekkim uśmiechem zaprezentowałem kilka zaklęć z pełnego zakresu magii żywiołów. Kilka było dość spektakularnych dlatego też dwie egzaminatorki z ministerstwa aż schowały twarze w dłoniach. Z uśmiechem na ustach dostałem informację o ocenie pozytywnej mego egzaminu zawodowego. Przede mną jeszcze jedna przeszkoda, egzamin psychologiczny, którego bałem się bardziej. I chyba prawidłowo. Oblałem oba podejścia do psychologicznych. Co komisja uznała chyba jako swój sukces. Dali mi tylko drugi termin na przyjście i pożegnali z uśmiechem... Po tygodniu przystąpiłem do poprawy egzaminu psychologicznego. Ta sama komisja, szanowna tak na marginesie, zadała mi kolejne zadanie za sprawą eliksiru. Teraz dopiero poszło nieźle. Ocena pozytywna, całe szczęście, i lżejszy portfel o kolejne 35 galeonów...
Kursy, kursy,kursy... są to egzaminy przez które musi przejść by zostać prawnikiem. A to było jej marzenie od VI klasy Hogwartu... jak nie zda to nie wie co będzie musiała zrobić. Nie myśl o tym, nie myśl o tym... - powtarzała sobie w myślach jak zawsze zaczęła panikować, że nie zda. Normalnie to raczej rzadko boi się o coś, ale dzisiaj, w dniu przyjęcia kursu no nie mogła się opanować. Doszła do sali egzaminacyjnej i usiadła na wolnym miejscu. Gdy zaczęły się egzaminy Rhaenys zajęła się nimi jak najlepiej umie. Uczyła się tego przed naprawdę długi czas. Szło jej bardzo dobrze. Wszystko jak na razie umiała. Jest lepiej niż dobrze. Test teoretyczny zdany! Teraz praktyczny test. Ma się wcielić w skórę adwokata. Pestka. Choć w ciągu czasu wolnego, który jest między testem teoretycznym, a praktycznym Rhaenys wykorzystała czas doskonale. Zapoznała się z kilkoma ludźmi i przedyskutowała różne kwestie. Gdy wreszcie nastał czas na egzamin kobieta przywitała się z komisją i wylosowała sobie zadanie. Wyszło jej, że musi pomóc facetowi, który zdradzał swoją żonę, czystokrwistą, a sam miał 25 % ... cudownie! Mimo niechęci Rhaenys (oczywiście nie pokazała po sobie niechęci) kobieta użyła jak najlepszych argumentów i mówiła dokładnie i zwięźle by spróbować jakoś pomóc temu człowiekowi. Udało jej się! Zdałą egzamin, cały kurs!
Do sali egzaminacyjnej wszedł swobodnym krokiem. Po jego ustach krążył nieznaczny uśmiech, gdy omiatał spojrzeniem pomieszczenie. Jego ubiór, na co dzień nienaganny, pozostawał trochę do życzenia. Biała koszula z podwiniętymi do łokci rękawami, spodnie bardziej praktyczne niż wyjściowe. I jedynie te dodatki świadczące o nieco większej ekstrawagancji - spinki na kołnierzyku oraz buty - zadbane i szyte na miarę. Mimo wszystko cieszył się na możliwość popisania się przed komisją. A przynajmniej cieszył się zanim tu wszedł - liczył może na jakichś przyjemnych dla oka egzaminatorów, a tu lipa. Wszyscy starzy, brzydcy i pomarszczeni. Od razu jakoś zepsuło mu to humor. Z kwaśnym wyrazem stanął przed komisją, wymienił swoje dane osobowe, a do rąk otrzymał... szczuroszczeta. Zwierzak był nieufny i zestresowany pobytem w obcym miejscu i przy obcej osobie. Elijah zaaranżował mu niewielką klatkę wyłożoną kocem i sianem, w której wylądowało stworzonko. Drzwiczki pozostawały otwarte, by z takiej nowej i bezpiecznej perspektywy mogło ono przyzwyczaić się do otoczenia. Otoczenie zaś nie było takie straszne jak się wydawało. Zwłaszcza gdy ciur odkrył co też kryje się zaraz za jego kryjówką - wydrążone w ziemi zagłębienie z czystą wodą i... jedzenie. Obwąchał je tylko i wrócił do swojej kryjówki. Okazało się, że nie było niestety pierwszej świeżości i po tygodniu mag wrócił z chudszym, naburmuszonym i gryzącym zwierzakiem. Pozostawało jedynie zgrzytnąć zębami i jeszcze raz podejść do zadania. Tym razem wszystko odbyło się prawidłowo. Szczuroszczet miał swoją kryjówkę, czystą wodę i świeżutkie skorupiaki do ganiania w specjalnie zrobionej zagródce - nadal żywe i biegające! Każdy posiłek był jednocześnie nagrodą za złapanie jedzenia. Zwierzak szybko się oswoił i nauczył ufać dłoni drapiącej go za uchem. Gdy razem wrócili przed komisję nie mogło być żadnych wątpliwości - czarodziej z szczuroszczetem na ramieniu byli już zgraną parą. Moment rozstania był niestety nieuchronny, a Elijah'owi nie pozostało nic innego, jak podejść do testu psychologicznego. Już samo słowo 'psychologiczny' było dlań odpychające, nudne. Mimo to wziął od komisji eliksir, wymruczał "Na pohybel" i wypił na raz, jak dobrą wódkę. Wcielił się w rolę zarąbistego opiekuna Slytherinu, o mniej imponującym gabinecie, niż się spodziewał. Zdegustowany prawie przegapił parę prefektów zaglądających przez szparę w drzwiach. Niecierpliwym ruchem dłoni zaprosił ich do środka. Szybko zdali relację z zaginięcia jakiegoś pierwszoroczniaka. Głupi ślizgon pewnie zaklinował się w łazience i zemdlał z wrażenia, no nic. Trzeba było pomóc dwóm przydupasom i ruszyć na ratunek wszechświatowi... Tak przynajmniej stwierdził te parę godzin wcześniej gdy jeszcze w miarę ogarniał co się dzieje. Zadanie okazało się być bardziej upierdliwe, niż sądził. Ślizgon zapadł się pod ziemię i nawet symulowane zamkowe duchy nie były mu w stanie powiedzieć czy ktoś go widział. Niedługo później Elijah wybudził się w paskudnym humorze i bez słowa spauzował. W drugim podejściu napotkała go ta sama sytuacja, ale tym razem był opiekunem PUCHONÓW. Ja się pytam, ZA JAKIE GRZECHY?! Pełen obrzydzenia dla żółto-czarnych dekoracji i pulchnych kobiet wyglądających nań z obrazów, usiadł na biurku i czekał na prefektów. Gdy tylko przybyli i zrelacjonowali mu sytuację natychmiast wyruszył na poszukiwania. Najpierw obszedł lochy, parter i pierwsze piętro. Prefektom kazał sprawdzać kible. No skoro ma choć trochę władzy, to skorzysta. Gdy i tu niczego nie odnaleźli Elijah zirytowany wyszedł na błonia i poszedł nad jezioro. A tam co? A tam zaginiony puchon leży znokautowany na brzegu. Nieładnie ktoś się z nim obszedł, nieładnie. Mężczyzna dobudził symulowanego biedaka i gdy tylko ten usiadł cała sceneria rozmyła się, by po chwili zniknąć. HA! Dziękuję, dziękuję. Komisja nie musi dziękować. A teraz hyc do domu.
Ciur: 5 ->6 Psychoconiesłuchałem: 6 & 1 ; 5 & 6
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Clement czuł tremę. Nie dlatego, że czuł się nieprzygotowany do egzaminu - uważał się za naprawdę kompetentną osobę i ani przez chwilę nie wątpił, że jego wiedza na temat jakiegoś stworzenia może okazać się niewystarczająca, by zdać. Martwiło go coś innego - czy w ogóle nadawał się na nauczyciela? Nie był nadmiernie kontaktową osobą, nie brylował w towarzystwie, ba, niektórzy uważali go za nietowarzyskiego gbura, choć swego czasu była naprawdę wesołym człowiekiem, a teraz, pod wpływem Gai, zaczynał powoli przyzwyczajać się do funkcjonowania w społeczeństwie. Czy ktoś taki jak on, kto najchętniej błądzi godzinami po lesie pod postacią niedźwiedzia, rozkoszując się pięknem przyrody, ciszą i feerią barw i zapachów, zniesie bandę rozgadanych smarkaczy, których zdecydowanie bardziej interesują romanse i łamanie zakazów niż docenianie geniuszu Matki Natury? No cóż, jeśli chciał, by w jego życiu nareszcie zaszły jakieś poważniejsze zmiany, jeśli chciał związać się na poważnie z Gają, a w końcu założyć z nią rodzinę, to musiał zmienić tryb życia, a tym samym pracę. Obcowanie ze smokami przywoływałoby zbyt wiele bolesnych wspomnień, od których powoli zaczynał się odcinać, a praca w menażerii czy innym przybytku tego rodzaju, wykończyłaby Wellingtona, który przywykł do otwartej przestrzeni. W związku z tym jedynym w miarę rozsądnym wyjściem wydawało się objęcie posady nauczyciela ONMS. No cóż, najwyżej go wyrzucą. Pierwsze zadanie było dziecinnie łatwe. Przez tydzień zajmować się szczuroszczetem. Clement parsknął w duchu, zastanawiając się, czy to naprawdę jest zadanie godne egzaminu na nauczyciela ONMS. Możliwe, że stawiał poprzeczkę zbyt wysoko, przyzwyczajony do opieki nad znacznie bardziej wymagającymi i niebezpiecznymi stworzeniami. Tak czy inaczej, kiedy po tygodniu zjawił się z powrotem, komisja nie mogła wyjść z podziwu. Zwierzak nie tylko przeżył, ale wyglądał o niebo lepiej niż w chwili, gdy powierzano go Clementowi. Ten etap został zaliczony. Test psychologiczny też okazał się o wiele łatwiejszy niż można by przypuszczać. Po wypiciu eliksiru znalazł się nagle w Wielkiej Sali, do której wpadł rozwścieczony troll. Wellington podziękował w duchu losowi, bo z czym jak z czym, ale z trollem potrafił sobie poradzić. Znacznie gorzej by było, gdyby kazano mu odbyć rozmowę z uczennicą, której brzuch stał się podejrzanie wypukły... Troll został spacyfikowany, uczniowie opanowani, a tym samym Clement zdał ostatnią już część egzaminu. Prawdę mówiąc zastanawiał się, czy z innym zadaniem poradziłby sobie równie dobrze, jednak to nie miało znaczenia. Niezwykle podniesiony na duchu, wyszedł z sali, dzierżąc w dłoni zaświadczenie o ukończeniu kursu na nauczyciela. Merlinie, ależ Gaja się ucieszy!
Podnoszenie kwalifikacji, udział w kursie. To wszystko brzmi bardzo fajnie, kiedy myśli się o kimś młodym, stawiającym swoje pierwsze kroki w zawodzie, ale dla kogoś, kto nie był związany z tą pracą od paru lat zaczyna się prawdziwa podróż. Może nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, lecz przygotowania Sebastiana w kwestii litery, czarodziejskiego prawa to koszmar. Co prawda większość znał, ale instynktownie czuł, że materiał przerabiał dwa razy wolniej niż pozostali. Co powiedziałaby babka Magdalena? Że przeznaczenie widzi dla niego inną drogę? Że powinien obudzić swój dar jasnowidzenia i ruszyć naprzód? Bardzo możliwe, że odpowiedziałaby właśnie w taki sposób. W każdym bądź razie, nieważne. Szedł z cała historią prawa tak wolno, że byłby w stanie odpowiedzieć na każde pytanie z wczesnych epok najdokładniej na świecie, ale wyłożyłby się na okresie obfitym w największe zmiany. Cóż, jakoś sobie poradzi, prawda? W końcu to tylko pół roku więcej wracania do wspomnień i pracy w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
Egzaminy. Okropieństwo, od którego minęły lata, a Sebastian ponownie stanął przed komisją, losując zestaw zadań. Co tu dużo mówić, prosta sprawa, którą zawalił. Popełnił klasyczne błędy, powtarzając się, przekręcając własne słowa, aż wreszcie czas minął i zaproszono go na kolejne podejście do egzaminu. Prawdę mówiąc, do następnej próby trochę się przygotował, lecz los miał dla niego zupełnie inne plany. Wylosował najtrudniejszy przypadek, jaki kiedykolwiek mógł się pojawić na jakimkolwiek egzaminie. No naprawdę, niech tylko babka Magdalena nie zacznie mówić, że tak miało być. Seniorka rodu potrafiła całkiem nieźle wzbudzić wątpliwości, które okazały się źródłem stresu Sebastiana. Na szczęście pamiętał jedną z podobnych rozpraw i wiedział, co należało uczynić. Co prawda cytowanie tamtego adwokata przychodziło mu z trudem, lecz wywarło na komisji wystarczająco dobre wrażenie, by podpisać odpowiednie papiery i przyznać Knezevicowi uprawnienia. Kostki:2 i 1 → 5 i 3, zaliczone
Nie oszukujmy się. Podchodząc do wiedzy teoretycznej Magyar przegadała nawet egzaminatora. Co innego uczyć się suchej wiedzy, jak on, a co innego podróżować po świecie, jak Irina, badać go i zgłębiać tajniki historii przez doświadczenie i częstą rekonstrukcję dawnych wydarzeń. Ponadto no powiedzmy sobie szczerze. Ryzykiem było dawać Irinie swobodę w opowiadaniu o swojej pasji. Trajkotała kilka godzin, podłapując każdy nowy temat. O samym sabacie czarownic przegadała godzinę, pozostałe pół godziny skupiając się na dodatkowych postaciach historycznych, jakie osobiście przyszło jej poznać. Czy to w formie pogadanki z obrazem, czy rozmowy z duchami. Pozostały czas podłapywała poboczne wątki, poniekąd związane z wątkiem, ale nie tak całkiem mu bliskie. I byłaby jeszcze gadała kilka godzin, gdyby egzaminator od przeszło połowy spędzonego z nią czasu, nie walczył o zakończenie części teoretycznej egzaminu. Próbował dojść do słowa, bo wierzył, że owszem, znała teorię. I mniej więcej dziesięć razy więcej czasu zajęło mu przygotowanie się do wtrącenia tej uwagi, od czasu, jaki ona potrzebowała żeby przekonać go do swojej wiedzy. Ostatecznie wywalił ją z Sali z kwitkiem potwierdzającym pozytywny wynik. Magyar, z bólem stwierdziła, że jeszcze nie wyczerpała tematu. Nie licząc naprawdę godnego podziwu rezultatu rozmowy z wyższym stopniem czarodziejem, uznała za prawdziwe nieszczęście, że najwyraźniej nie mogła się całkiem wykazać. Podobnie łatwo przyszła jej interakcja z uczniami. Mogła dziękować losowi, że lepsza była w komunikacji interpersonalnej niż w czarach. Bo choć ingerencje w sytuację można było załatwić poprzez zaklęcia, jej wystarczyła tylko siła perswazji. I może trochę aura sieroctwa jaką wokół siebie mogła rozsiewać, budząc tym przychylność ewentualnych osób, mogących utrudnić jej zdanie kursu. Jak się okazuje, w zastraszająco dobrym poziomie, jak dla kogoś, kto przed trollem mógł się obronić co najwyżej usypiającą pogadanką o wpływie fascynacji ekscentrycznymi archaicznymi budowlami na korzenie czarodziejskie. Na szczęście, test psychologiczny objął inną dziedzinę, która nie wymagała od niej wychodzenia z zadania z równą wcześniej opisanej sytuacji, kreatywnością. Wystarczyła wiedza i doświadczenie z pracy w grupie. Uczniowie, jakby nie patrzeć, trochę z tym wspólnego mieli.
Etap I: Historia Magii, 6 Etap II: 2, 4
Archibald Blythe
Wiek : 44
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zaklęcia bezróżdżkowe, opiekun Gryffindoru
Poziom absurdu przekroczył wszelkie miary, kiedy Archibald przeszedł przez próg sali egzaminacyjnej. Absurd narastał stopniowo, początek znajdując gdzieś przy rozpoczęciu roku i informacji o konieczności przejścia kursu nauczycielskiego. W zasadzie, jak to miał w zwyczaju, Blythe stwierdził że to przezabawne, że ma ważniejsze rzeczy na głowie i zajmie się tym później, jeśli w ogóle. Bywały momenty, kiedy przypominał sobie, że rzeczywiście dostał nakaz/rozkaz przejścia kursu, ale konsekwentnie unikał wyprawy do Ministerstwa Magii. Aż w końcu absurd postanowił wystrzelić w górę niczym wieża Eiffela, kiedy Hampson poinformował go w liście (!), że zostaje zawieszony w prawach nauczyciela. Poza tym, że nieco rozdrażniła go cała sytuacja, uśmiechnął się. Drwiąco, bo jakżeby inaczej mógł się uśmiechać w takiej chwili... Przed salą udało mu się spotkać Magyar, którą wezwali zaraz po tym, jak rzucił jej krótkie "u, ciebie też zawiesili?", w którym rzeczywiście kryło się zdziwienie. Sam zastanawiał się, po co w ogóle tu przyszedł. Równie dobrze mógł z miejsca rzucić pracę. Może gdzieś tam trzymała go świadomość, że gdyby zrezygnował z nauczania, musiałby wybrać sobie zawód związany z Ministerstwem (do którego za żadne skarby wracać nie chciał) albo wykonywać konkretne zlecenia. Jako profesor nie stykał się z tym tak bardzo - jakby nie patrzeć to on miał być autorytetem. Całkiem wygodne położenie, nawet jeśli nieproporcjonalne do nakładu pracy. W każdym razie, przekroczywszy wspomniany próg, absurd przekroczył normę. Znał w Ministerstwie sporo ludzi i wiedział, równie dobrze jak ci właśnie znani mu ludzie, że z zaklęć jest, krótko mówiąc, dobry. Szczególnie, jeśli chodziło o pojedynki - za nic nie dałby sobie włazić na głowę i dać się pokonać. Obrona przed czarną magią poszła mu więc wyjątkowo gładko i nikt nie zdziwił się specjalnie. Gorzej sprawa miała się z zaklęciami, bo zwyczajnie podszedł do zadania jak do niewymagającego testu - przedstawił zaklęcia niewerbalne, niedbałym ruchem nadgarstka manipulując trochę otoczeniem, wyczarował patronusa i pobawił sie żywiołem ognia, jako że ten był mu najbliższy. Egzaminatorzy uznali jednak, że to za mało, więc musiał postarać się nieco bardziej i wykrzesać z siebie nieco więcej, choć zrobił to niechętnie. Wolał egzaminować, nie odwrotnie. Najgorzej było jednak przy teście psychologicznym. Archibald miał specyficzne podejście, co zresztą niejednokrotnie zdarzyło mu się pokazać, a górki troll w wielkiej sali, choć jemu nie wydał się specjalnie przerażający, wprawił w panikę uczniów, których nie był w stanie uspokoić. Szybko dał sobie spokój, oblewając tym samym egzamin i opuszczając salę w średnio dobrym, ale też nie do końca złym, nastroju. Wyglądało na to, że miał tydzień wolnego do kolejnego podejścia. Cudnie, fortepian na pewno na niego czekał! Oczywiście wrócił, kiedy tylko go wezwali. Tym razem miał się zmierzyć z poszukiwaniami zaginionego pierwszoroczniaka, który okazał się zbyt mało cwanym Gryfonem, żeby wywinąć się spod zasięgu Archa. Udowodnił więc, że potrafi sobie poradzić w tak paskudnej sytuacji i mógł cieszyć się (chyba) swoją super posadą nauczyciela. Z sali egzaminacyjnej wyszedł pewnie w podskokach.
I etap - z opcm 6, z zaklęć 2 poprawione na 6 II etap - 5 i 3 (zle spojrzalam na opis i opisalam trolla, fufu, niech juz zostanie bo i tak nie zdal xd)
edit: bo mogę od razu, tak jest napisane pięknie! zapłacone i zdane bo wyrzucone 5 i 2 na psychologiczny.
Kiedy dowiedziała się, że ma przystąpić do egzaminu nie robiła z tego żadnych problemów. Skoro są takie wymagania to nie miała zamiaru się z nimi kłócić ani narzekać. Jedynie co, to trochę się denerwowała. Niby wiedzę się posiada, ale jak się chce być nauczycielem ta wiedza musi być zapewne nietuzinkowa. Jednak zjawiła się na sali egzaminacyjnej pełna pozytywnego nastawienia i uznała, że należy swoją skórę sprzedać jak najlepiej.
Etap I -> 5 Etap II -> 6&2
Ostatnio zmieniony przez Paige S. Henderson dnia Sro 29 Paź 2014 - 16:56, w całości zmieniany 1 raz
Kurs? Proszę Cię... Dopiero teraz się obudzili, że powinni coś takiego zrobić? W końcu nie powinni wykonywać zawodu nauczyciela , jeżeli się kompletnie na tym nie znali. Cóż, przynajmniej Corvin nie powinna się tym zajmować. Z wiedzą nie było problemu, w końcu nie chwyciłaby się tego zawodu jeżeli nie posiadałaby wystarczającej wiedzy... Jednak jej stosunek do uczniów od zawsze znajdował się na chłodnym poziomie. Wychodziła z założenia, że na jej zajęcia mają chodzić jedynie ci, którzy chcą się czegoś nauczyć. Nie miała zamiaru tracić swojego, jak i uczniów czasu na to, aby jakiś zbyt pewny siebie uczniak udowadniał swoją wyższość nad innymi... Wiedziała, że nie jest przyjemną osobą. A stracenie pracy czy obniżona pensja całkowicie nie wchodziła w grę, dlatego też poszła na ten cały kurs/egzamin. Wszystko to, co przytrafiło się na egzaminie to coś, z czym zapewne każdy by sobie poradził. Była spokojna, opanowana... Wykorzystała swoje zdolności i nabytą wiedzą, dlatego też nie było większego problemu aby uzyskać wynik pozytywny.
Amerykanin ani trochę nie wątpił, że zatrudnienie w Hogwarcie będzie łatwe. Sam fakt otrzymania posady o niczym nie świadczył, tak samo jak wystawione przez Salem rekomendacje. Musiał udowodnić, że nadawał się. Ba, chciał to zrobić. Wierzył, że odniesie sukces, skoro wyjątkowo wysoko stawiał poprzeczkę. I tylko on mógł ją przeskoczyć. Pierwszy egzamin dotyczył ściśle obranej przez Blaze'a dziedziny. Eliksiry znał niemal doskonale, toteż wyzwanie uwarz Wywar Żywej Śmierci potraktował jako rozgrzewkę i podwinąwszy rękawy granatowej koszuli, przystąpił do pracy. Kilka minut poświęcił na idealne przygotowanie składników oraz zagrzanie wody w kociołku. Parę razy zamieszał ją, jakby upewniając, że wszystko było idealne. Zyskawszy tę pewność, zaczął dodawać ingrediencje w ustalonej wcześniej kolejności. Właściwie nie musiał patrzeć na recepturę. Tyle razy przygotowywał ten wywar, iż lista kolejnych kroków wyryła się w jego pamięci na tyle skutecznie, że pewne czynności wykonywał jak w jakimś rytuale. Dopiero na sam koniec zerknął na kartkę pergaminu i zamieszał ostatni raz substancję w kociołku. Wreszcie otarł pot z czoła, oczekując na werdykt. Był pewien, że wykonał eliksir idealnie, ale nigdy nie wiadomo, czego komisja mogła się uczepić. Zbyt wiele razy słyszał o takich przypadkach, a nawet sam ich doświadczył, toteż w pełnej napięcia ciszy odetchnął z ulgą, gdy pozwolono mu przejść dalej. Następna część kursu wymagała od Blaze'a wypiciu niezbyt dobrze znanego eliksiru(a to za sprawą tego, że nie był szczególnie popularny w Stanach). Po paru sekundach wpadł w trans i widział Wielką Salę pełną uczniów, zaś on sam siedział za stołem nauczycielskim, kiedy nagle drzwi zostały wyważone przez ogromnego trolla. Minęła zaledwie sekunda, a całe pomieszczenie ogarnęła panika. Wiedział, że liczyły się cenne sekundy, toteż szybko wstał ze swojego miejsca i podbiegł do najbliższego prefekta, udzielając mu wskazówek, po czym przewrócił stoły tak, by młodsi uczniowie nie byli narażeni na atak. Tak samo postąpił z pozostałymi domami, dając pozostałym nauczycielom szansę na powstrzymanie bestii. Wszystko to było niezwykle męczące i, gdy wrócił do prawdziwego świata, upadł na kolana, oddychając ciężko. Głębokie oddechy paliły w płuca, jakby wypalił całą paczkę papierosów na jeden raz, ale klepnięcie w ramię oraz uśmiech egzaminatora zwiastowały naprawdę dobre wieści. Zdał. Otrzymał certyfikat potwierdzający jego kwalifikacje i teraz mógł bez najmniejszych przeszkód nauczyć te rozkrzyczane dzieciaki. Etap I Kostka: 6 Etap II Kostka: 4 i 4(parzysta) = zdane
Kurs Nauczyciela - Opieka Nad Magicznymi Zwierzętami
Egzaminy? Jeszcze kolejne? Nie zdziwiła się tym jednak za bardzo, kiedy po skończeniu stażu, musiała przystąpić do dwóch etapów sprawdzenia czy nadaje się na nauczycielkę. Bardziej zdziwiła się, że musiała wnieść opłatę w wysokości siedemdziesięciu galeonów. Dobrze, że w tym momencie pojawiła się babka, która poratowała wnusię w potrzebie. I zaczęło się. Przybyła do sali i usiadła na krzesełku. Po dziesięciu minutach czekania, przyszedł dyrektor, którego już poznała wcześniej na stażu. Niósł ze sobą coś. Prawdopodobnie była to klatka przysłonięta materiałem. Lecz co było w niej? Linds nawet się nie domyślała. - No panienko Sheeran. To będzie pani największy test w życiu. – Dziewczyna próbowała się uśmiechnąć. Mężczyzna zdjął szmatę z klatki. W niej znajdował się dorosły szczuroszczet. Był bardzo podobny do zwykłego szczurka, lecz miał na grzbiecie narośl, która skojarzyła się Linds z morską pierścienicą. - Oh! Jest słodki! – Wstała z krzesełka i podeszła do klatki. Nie była jednak nie tyle niemądra, aby wkładać tam paluchy. Mężczyzna wręczył zwierzątko dziewczynie. - Proszę się nim opiekować przez tydzień. Sprawdzę pani stopy, bez dwóch zdań! – Tego Linds się nie spodziewała. - Będę go mogła zatrzymać? – Oczy świeciły się jej jak dwa galeony, a mężczyzna machnął tylko ręką. Bez wątpienia wiedział, że dziewczyna sobie poradzi. Była mądra, chociaż czasami brakowało jej piątek klepki…
Podczas tygodniowej opieki nad szczuroszczetem, Linds parę razy wypuszczała go z klatki, aby mógł pobiegać. Strasznie polubiła ganiać za nim po całym domu. Wiedziała jednak, że musi uważać na stopy, ponieważ jeśli by go nadepnęła, zwierzak nie byłby dla niej zbyt wyrozumiały. Karmiła go wszelkimi skorupiakami, które kupowała w pobliskim sklepie. Wieczorami próbowała mu grać na skrzypcach, ale zwierzak chyba nie lubił muzyki.
Kiedy Linds wróciła ze zwierzakiem, dyrektor wyglądał się być zadowolony. Tym razem towarzyszyło mu więcej osób. Obejrzeli dokładnie zwierzątko czy jest w dobrym stanie. Mężczyzna nie kłamał, że sprawi również i samą kobietę. Musiała ściągnąć buty oraz skarpetki, aby pokazać jak wyglądają jej stopy. Nie miała na nich żadnego ugryzienia. - Wygląda na to, że szczuroszczet miał bardzo dobrze u pani. Gratulacje, zdała pani! – Linds uśmiechnęła się szeroko. Wszystko udawało się wedle jej myśli! To było niesamowite! Teraz pozostał jej tylko… - Jeśli czuje się pani na siłach, dzisiaj możemy również przejść do części psychologicznej. Czy jest pani gotowa? Jesteśmy w pełnym składzie, mamy uważony również specjalny eliksir. – Linds spojrzała niepewnie na flakonik w dłonie dyrektora. No nic, raz się żyje! Skinęła głową, że jest gotowa. - Zbyt długo czekałam na ten moment. – Wyciągnęła dłoń w stronę buteleczki. Usiadła wygodnie na krzesełku, pomachała rączką do zwierzaka w klatce. Zrobiła kilka łyków…
Znalazła się w Wielkiej Sali. Siedziała przy stole nauczycieli. Żartowała sobie z innymi, zajadała pyszne udka z kurczaka. Nagle jednak sielanka została przerwana. Drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich stanął obrzydliwy, cuchnący troll. Wyglądał na rozwścieczonego. Dzieciaki zaczęły piszczeć, a nauczyciele siedzieli niczym sparaliżowani. Lindsey zabiło mocniej serce. Wlazła pod stół, złapała za skrzypki oraz smyczek. Wypełzła spod stołu z drugiej strony. - Pod ścianę! – wrzasnęła do dzieciaków, które nie wiedziały co zrobić. Sama stanęła naprzeciwko trolla. Uniosła dumnie głowę, oparła skrzypce na ramieniu. I zaczęła grać… Najpiękniejszą melodię, jaką usłyszała w całym swoim życiu. Stworzenie wyglądało na bardzo zaskoczone. Opuściło swoje dłonie. Nie wiedziało co ma zrobić. Linds grała dalej na swoich skrzypkach, zaczęła kręcić piruety, podnosić nóżkę wysoko… Oderwała smyczek od strun i wycelowała go w trolla. To były tylko zwidy… Wszystko było możliwe, prawda? Smyczek zamienił się w jednej chwili w jej różdżkę. - Obscuro! – Na oczach trolla pojawiła się ciemna opaska. Już miała rzucić kolejne zaklęcie, kiedy nagle powróciła do pomieszczenia, w której odbywał się egzamin. Komisja patrzyła na nią srogo. Linds podgryzła nerwowo dolną wargę. Czy zrobiła coś nie tak? Wreszcie dyrektor uśmiechnął się. - Brawo Lindsey! Zdałaś! Od dzisiaj jesteś nauczycielem opieki nad magicznymi zwierzętami! – Gryfonka ze szczęścia popłakała się.
Etap I Kostka: 1 Etap II Kostka: 4 i 6 (parzysta) Link do kosteczek: Tutaj!
Etap I-2 Etap II-3 i 4 Czy chciał tego zawodu? Dobre pytanie. Jednak bez mrugnięcia okiem, mogę powiedzieć, że kierowały nim wyższe intencje przy jego wyborze. Nie liczył na galeony. Choć brzmi to wręcz niedorzecznie, tak właśnie było. Wolał śpiewać po pubach, jednak możliwość pomocy innym uskrzydlała go bezgranicznie. Czy stresował się egzaminem? Nie specjalnie. Nigdy niczego nie planował i nie liczył na nic. W rezultacie jego nauka też wyglądała nad wyraz zabawnie. Na początku zupełnie to zlekceważył, by potem na eliksirach energetyzujących zarywać noce. Przez te wszystkie podróże, zapomniał jak to jest w szkole. Tak właśnie czuł się na egzaminie, jak zestresowany uczeń. Nie krył zadowolenia słysząc wynik egzaminu. Zadowalający. Całkiem nieźle. Cóż przynajmniej miał to już z głowy. Wiedział, że to dosyć wymagający pamięciowo zawód. Ciągle, trzeba o czymś pamiętać. Egzamin praktyczny, oględnie mówiąc nie był wymagający. Spodziewał się czegoś podobnego. Do sprawy starał się podejść profesjonalnie. Jednak nie mógł ukryć rozbawienia. To losowanie. Pff zupełnie jak maskarada. W każdym razie, z uwagą zastanowił się nad swoim przypadkiem, czy klientem jak kto woli. Nielegalne wyścigi? Cóż facet miał werwę. Biedaczysko. Z początku był trochę zmieszany. Nie wiedział jak się za to zabrać, na szczęście jego obawy okazały się zbyteczne. Przypomniała mu się sprawa której był światkiem. Jak to artysta, poczuł się niezwykle zainspirowany. Po po przedstawieniu się, zaczął monolog. Z minuty na minutę poczuł się pewniejszy siebie. Aż czas minął. Tym razem nie był zdziwiony. Zdał. Czyli tak jak być powinno.
Precjusz po latach służby jako auror wiedział, że mimo swojej niechęci do pracy biurkowej będzie w stanie swoją wiedza przełożyć na coś, co przydać może się przyszłym pokoleniom. Widząc tendencję spadkową wśród kursantów na pozycję aurora, mężczyzna bał się o to kto będzie w stanie stawić czoła zagrożeniu kiedy już nadejdzie. Będąc nauczycielem, Precjusz był w stanie wychwycić wybitne jednostki i spróbowac nauczyć ich tego co sam wie, a jednocześnie zachęcić do wstąpienia w seregii aurorów pewnego dnia w przyszłości. Mężczyzna wiedział o magii ofensywnej i zaklęciach wiele, ale przede wszystkim był praktykiem a takich profesorów w świecie magicznym nie było chyba wielu. Mógł zaoferowac opowieści z pierwszej linii, mógł zobrazowac jak to było kiedyś gdy walczono z zagrożeniem przerastającym możliwości ministerstwa. W mniemaniu mężczyzny tego właśnie potrzebowała dzisiejsza młodzież aspirująca o stołki w ministerstwie. Właśnie to skusiły go by odbyć kurs i pewnego dnia nauczać. Składając podanie wiedział, że pierwszy etap będzie dla niego raczej prosta przeprawą, gdyż z łątwością można było wyczytać, że jest nim pojedynek. Wszak jak poradzić sobie miał w pojedynku doświadcozny auror? Jedyne nad czym musiał panować Growlly to to, by nie podejść do sprawy zbyt agresywnie i nie uszkodzić egzamiantora. Kiedy nadszedł dzień jego próby, mężczyzna stawił się we wskazanym miejscu i podpisał kilka pergaminów. -To miłe widzieć, że aurorzy chcą nauczac młode pokolenie. To niezwykle rzadki widok, tym bardziej, że obecnie mało kto po szkole decyduje się na karierę aurorską. Sam pan rozumie, nie czują zagrożenia. – Precjusz doskonale rozumiał sens tego o czym mówiła kobieta za biurkiem. Jednak takie słowa padąły zazwyczaj z ust osób w jego wieku, które pamiętały stare czasy. To co działo się teraz było totalną komedią. Po krótkiej pogawędce, w sidłach której Growlly wolał by się nie znaleźć, nadeszła jego kolej. Wchodząc na salę przywitał się z egzaminatorem, który rzucił jedynie, że Aurorów w ogóle nie powinno się poddawac testom pierwszego etapu, po czym przeslzi do pojedynku. Obydwoje tańczyli wokół siebie rzucając zaklęcia i co dało się dostrzec – oboje czerpali z tego dużą radosć. Egzaminator okazał się godnym przeciwnikiem, ale rozbrojenie go ostatecznie zajęło Precjuszowi niewiele ponad pięć minut. -Wiedzieli kogo mianowali egzaminatorem, to był zacny pojedynek, miejmy nadzieję, że więcej kandydatów trafi właśnie na pana na swojej drodze. – egzaminator podbił odpowiednią kartę i z uśmiechem pożegnał Precjusza. Ten rzucił jeszcze sztywne "do widzenia" sekretarce po czym wyszedł przygotowując się na to, co prawdopodobnie było dla niego największym wyzwaniem
***
Gdy stawił się na drugim etapie, wiedział już, że jego zadanie będzie polegało luźno na poddaniu się działaniu eliksiru i poradzeniu sobie z sytuacją, która zostanie mu zaprezentowana. Dotychczas auror radził sobie z jakimikolwiek sytuacjami po prostu niszcząć zagrożenie czy dewastując wszystko wokoło. Tym razem wiedział, że jesli zrobi coś takiego to najzwyczajniej w świecie zostanie odrzucony w przedbiegach 2 etapu to też miał zamiar pilnowac się, jak jeszcze nigdy w życiu. Kiedy został poproszony o zajęcie miejsca na specjalnym fotelu, zrelaksował się i pozwolił by podano mu specyfik. Poczuł jak opada, a zaraz potem stał już na korytarzu bliżej nieokreślonej szkoły. Ruszył powoli czując się jak gdyby faktycznie wszystko działo się na jawie. Skręcił w prawo i w oddali zobaczył piękną dla jego oczu scenę. Grupa uczniów ciskała w siebie zaklęciami starając się obezwładnić jeden drugiego. Nie zwracali uwagi na otoczenie, byli w wirze walki. Precjusz uśmiechnął się pod nosem, ale wiedział, że nie może zostawić tego w ten sposób. Wyciągnał różdżkę i ruszył przed siebie. W odpowiednik momencie rzucił zaklęcie tarczy idealnie pomiędzy grupę walczących co sprawiło, ze różdżka każdego z nich wypadła z rąk upadając na trawnik nieopodal. Moemntalnie towarzystwo zamarło, widząc prawdopodobnie profesora. -Nie musze państwu przedstawiać problemu z którym się zetknęliśmy? Bez wyobraźni, bez umiejętności, bez zezwolenia. Karygodnym jest fakt tego co tutaj wyczynialiście łamiąc wiele punktów regulaminu ucznia. Stąd jestem zmuszony każdemu odjąć odpowiednią ilość punktów. – młodzież zaczeła przepraszać, ale Precjusz wiedział, że mimo kary wróca za jakiś czas do tego co robili, dlatego postanowił zastosowac środek łagodzący. -Jednakże widząc w tym co robiliście szczyptę waszych zainteresowac, chciał bym zaprosić was na klub pojedynków, gdzie będziecie mogli dac upust swoim umiejętnością. W czwartek, za tydzień. Bywajcie! – po tych słowach poczuł, jak coś podrywa go w góre i znów był na stołku, egzaminatorzy kiwali głowami stwierdzając, że egzamin przebiegł tak jak powinien. Precjusza poproszono o to by wstał, a zaraz potem wręczono mu odpowiedni dyplom podbity przez miniserstwo magii. -Dziękuje najmocniej, postaram się wychowac nowe pokolenie tak, by nie odstawali od naszego, wychowanego w nieco cięższych czasach. Bywajcie. - Teraz był pełnoprawnym nauczycielem, ale zanim zdecyduje się podjąć naukę kogokowleik, minie pewnie sporo czasu. W końcu prawie zamiast zaklęcia tarczy potraktował uczniów bombardą.
Kurs amnezjatorski był dla Astrid zarówno wyzwaniem, jak i czymś, co średnio rozgarnięty czarodziej z powodzeniem określiłby jednym słowem - masakra. Kiedy tylko się na niego zdecydowała, robiąc sobie przy okazji długi, które miała spłacać jeszcze przez kilka miesięcy, pociągnęła za wszystkie możliwe sznurki i wykorzystała wszelkie dostępne źródła, by się do niego przygotować. Nie mogła tracić ani czasu, ani pieniędzy na zbędne powtórki. Termin zbliżał się nieubłaganie, a Astrid czuła, że głowa pęka jej od nadmiaru informacji, których z pewnością nie mogła zapomnieć zaraz po ukończeniu kursu. Wiedziała jednak, że jest jednocześnie dostatecznie przygotowana, by zaliczyć egzamin na zadowalającą liczbę punktów. Zgodnie z oczekiwaniami, tak też się stało. Przed panną Devaux stała jednak masa wyzwań, których nawet się nie spodziewała. I tak oto okazało się, że pierwszy część nieco bardziej praktycznego egzaminu okazał się kompletną klapą, a wspomnienia, które Astrid pieczołowicie układała w jako tako sensowną chronologię, ostatecznie nijak do siebie nie pasowały. Devaux spędziła więc całą noc w całodobowym barze, ślęcząc nad masą zapisanych serwetek i starając się poukładać je w sensowny sposób. To ćwiczenie przyniosło niewątpliwe korzyści, gdy już drugiego dnia egzaminator zaprosił ją do kolejnego etapu, tego, który wreszcie zaczynał z wolna przypominać jej przyszły zawód. Modyfikacja pojedynczego wspomnienia w myślodsiewni nie była trudna. Wystarczyło mocno się skupić, a wszystko jakoś samo zaskoczyło. Ta metoda nie poskutkowała jednak w drugiej części zadania, gdy jedno wspomnienie zastąpiła cała rzesza wspomnień. Chociaż z początku Astrid w ogóle tego nie zauważyła i była całkiem dumna ze swojej pracy, ostatecznie wytknięto jej masę błędów i odesłano do domu z propozycją powtórzenia podejścia. Gdy wszelkie zabawy ze wspomnieniami zostały w końcu zakończone, od ostatecznego sukcesu dzieliła Astrid już tylko część praktyczna. Najgorsza ze wszystkich. Uspokojenie więźnia musieli rozłożyć na kilka dni, bo panna Devaux nijak nie była w stanie trzymać go w ryzach. Cały czas komentował jej wygląd i gapił się na cycki, by ją sprowokować, a ona, coraz bardziej wściekła i skrzywiona, nie potrafiła zdobyć przewagi. Dopiero ostatni dzień przyniósł jakieś efekty, gdy ubrana w golf, dżinsy oraz wysokie buty, a także nauczona doświadczeniem postawiła mu tylko sobie znane ultimatum, które podziałało rewelacyjnie. Był to całkiem dobry wstęp do kolejnej kilkudniowej męczarni. Tak czy siak, zakończyła kurs z przeklętym dyplomem, którym mogła pysznić się na prawo i lewo. Nigdy tego jednak nie zrobiła.
Część teoretyczna: 1 Część teoretyczno-praktyczna: nieparzysta, parzysta Część teoretyczno-praktyczna etap I: 2 Część teoretyczno-praktyczna etap II: 3, 5 Część praktyczna - uspokojenie więźnia: 1, 5, 6 Część praktyczna - zmiana wspomnień: 2, 6, 2, 3
80G za kurs + 20G za II etap + 20G za uspokojenie więźnia + 40G za zmianę wspomnień = 160G
Do kursu nauczycielskiego podeszła całkiem chętnie. To mogło być ciekawe - na pewno ciekawsze, niż staż - i przynajmniej trwało krócej, a ona do cierpliwych osób na pewno nie należy. Zajęcia były całkiem przyzwoite, a do egzaminów się nie przygotowywała jakoś specjalnie. Jeśli dzieci będą robić problemy, to utemperuje je raz a dobrze, za to jeśli chodzi o zadanie z wróżbiarstwa... Pff. Gdyby miała jakieś problemy, babka by się chyba w grobie przewróciła. I rzeczywiście, pierwsze zadanie poszło idealnie. Dostała kulę z przepowiednią do interpretacji. Co prawda wcześniej z takimi nie pracowała, ale miała w genach talent do wszystkiego związanego z wróżbiarstwem. Egzaminatorzy byli zachwyceni dokładnością jej interpretacji i jeden z nich nawet uznał, że sam nie zrobiłby tego lepiej. No i pięknie! Z drugim etapem było gorzej. Niby spokojnie sobie szła, kiedy usłyszała odgłosy pojedynku. To uczniowie, którzy mieli nieco nie po kolei w głowie, rzucali w siebie zaklęciami - całe szczęście, że nieudolnie. Wparowała wściekła do sali i powiedziała im, co o nich myśli. Prawdopodobnie sam jej ton i cała ta złość w oczach wystarczyły, żeby opanować hałastrę, ale na wszelki wypadek wyjęła też różdżkę, by wiedzieli, że nie żartuje. Jej awaryjną bronią była hipnoza, ale nie była pewna, czy to legalne, więc wolała się do tego nie uciekać. No i nie musiała, zbiegowisko rozeszło się szybciej, niż myślała. A potem okazało się, że egzamin zdany. I proszę bardzo, ukończony kurs nauczyciela. Jakie to proste!
Lat temu kilka, w dzień o pogodzie bliżej nieokreślonej.
Świeżo upieczona absolwentka Hogwartu nie czekała zbyt długo z zabieraniem się za kurs prawniczy, polecony zresztą przez jakiegoś dobrego znajomego jej ojca. Ledwie otrzymała świadectwo, a już popędziła do Ministerstwa, wiedząc oczywiście, że dostanie ledwie sześć miesięcy na przygotowanie do części teoretycznej. Nie ukończywszy więc jeszcze studiów, wertowała pożyczone od Frederika książki, chcąc wypaść jak najlepiej - i chyba nie do końca osiągnęła swój cel, bowiem z wahań pomiędzy PO a Wybitnym wyszła ta niższa ocena, co wprawiło Leonie w dosyć zły nastrój na dobrych kilka godzin. Petty doskonale zadbał o naprawę wyrządzonych przez komisję szkód, toteż niedługo potem Belgijka z podniesioną wysoko głową oraz uśmiechem na twarzy podeszła do egzaminu praktycznego. Tu było o wiele ciekawiej, zwłaszcza że dostała sprawę z góry przegraną nawet pomimo jakiegoś w miarę wiarygodnego alibi, które "klient" przedstawiał. Z siłami zaczerpniętymi z kilku długich miesięcy kucia tajników zawodu adwokata Leo podjęła się pewnego ryzykownego manewru, opisanego w najgrubszym chyba ze wszystkich tomiszczy. Nietrudno zgadnąć, że oblała. I to w specyficzny sposób, bo skierowano ją na dodatkowy egzamin teoretyczny mimo niemal najwyższej noty w poprzednim, co było jeszcze dziwniejsze o tyle, że musiała do niego podejść cztery razy, zanim zaliczyła po raz kolejny. Jak? Magia, moi drodzy państwo. W każdym razie, za drugim razem w starciu z praktyką dostała sprawę pirata drogowego, którego uratowała głównie przez blef psychologiczny. I mimo że potem dotarł do niej brak jakiegokolwiek sensu we wszystkich tych tłumaczeniach, to trzymając w dłoni przepięknie ozdobiony papierek, wcale nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia.
Posada nauczyciela Eliksirów była dla Gordona drugą szansą - mimo wydarzeń, przez które jego przyszłość związana z Ministerstwem zawisła na włosku, była szansą przede wszystkim na rozpoczęcie nowego życia. Pozytywna decyzja ówczesnego dyrektora Hogwartu o przyjęcie go na tę posadę, prawdę mówiąc mocno zaskoczyła młodego Siriusa, który po odejściu z rodzinnego domu, nie widział dla siebie niemalże żadnej drogi, którą mógłby obrać. Dzień, w którym miał stawić się w egzaminacyjnej sali, był więc dla niego dniem wyjątkowo nerwowym. O dziwo wcale nie obawiał się, iż sobie nie poradzi - nie przyjmował do siebie myśli, że mógłby tej pracy nie dostać. Jego wewnętrzny niepokój wiązał się raczej z nurtującym go przekonaniem, iż dyrektor szkoły w każdej chwili mógłby zmienić zdanie, tym samym nie dopuszczając go do obcowania z uczniami, podczas gdy każdej pełni zmieniał się w krwiożerczą bestię. O ile jednak przez całą drogę do sali niemiłosiernie się zamartwiał, o tyle po przekroczeniu jej progu jak gdyby zupełnie zapomniał o wszelkich, niepokojących go myślach. Egzaminatorzy, którzy siedząc naprzeciwko zajmowanego przez Gordona stanowiska z kociołkiem, przez cały czas bacznie obserwowali jego poczynania, w tamtym momencie zdawali się według niego kompletnie nie istnieć. Na wieść, iż za zadanie miał przyrządzenie eliksiru Żywej Śmierci, mimowolnie uśmiechnął się, przypominając sobie szkolne czasy, podczas których wielokrotnie ów eliksir sporządzał. Tak jak się spodziewał, ukończenie pierwszego etapu okazało się więc niebywale łatwym zadaniem, a sama komisja, która okazała wobec niego zadowolenie, szybko pozwoliła mu przejść do etapu drugiego, który powinien zakończyć kurs. Jak się później okazało, on również dla wówczas dwudziestosześcioletniego Gordona skończył się sukcesem. Po zażyciu wywaru, dzięki któremu znalazł się w sytuacji, w której obejmował stanowisko opiekuna domu, jego skupienie, które towarzyszyło mu od samego wejścia do sali, przybrało na sile, gdy do drzwi gabinetu, w którym przesiadywał, zapukało dwóch prefektów, informując go, iż jeden z pierwszorocznych uczniów zaginął. Sytuacja ta okazała się o tyle łatwa, że sam wielokrotnie w podobnych poszukiwaniach uczestniczył. Nie szukał zaginionych uczniów, rzecz jasna, jednak obecność w domu młodszego brata, który każdego dnia przyprawiał go o wiele atrakcji, nauczyła Siriusa, aby w podobnych sytuacjach przede wszystkim zachować trzeźwość myślenia. Etap drugi zakończył więc równie mocnym sukcesem, co i pierwszy, tym samym opuszczając egzaminacyjną salę, którą zresztą opuścił z ogromnym uśmiechem satysfakcji na ustach, niosąc w dłoni wręczony do jego rąk dyplom.
Decyzja o tym, by zostać nauczycielką była właściwie nagła. Fakt faktem – podjęła się kilku praktyk, które miały pokazać, że naprawdę to jest to, co chce robić. Nigdy nie miała jakiegoś specjalnego sentymentu do osób, które zdawały się nie szanować pewnych zajęć, jakie odbywały się na terenie Hogwartu, ale… Kiedy sama dostała niesamowitą szansę pokazania studentom i uczniom, że ONMS to nie tylko opieka nad stworzeniami, ale też ciągłe poszerzanie wiedzy względem ich pochodzenia, rasy, czy po prostu zachowań, jakimi się charakteryzują. Ukochanymi istotami były smoki i pegazy, miała więc jakąś kartę przetargową do tego, by dobrze wejść w rolę profesorki, która równocześnie stała się opiekunką domu, w którym niegdyś funkcjonowała jako… Prefekt. Zabawne, prawda? Każdy – zawsze – wraca – na – stare – śmieci. Nawet Sparks. Rozwódka. Szła wbrew pozorom z pozytywnym nastawieniem, ale dało się wyczytać z jej tęczówek, że kryje się w tym drobnym ciele coś jeszcze. Coś, co jest niejednoznaczne i niezbadane, bo przecież oczywistość to najnudniejsze, co może dostać drugi człowiek, czyż nie? Sapphire uwielbiała moment niepewności, tajemnicy i zaskoczenia, który przyprawiał większość o zawrót głowy, czy serca. Do tej pory wspominała niezwykle chorą relacje z Madnessem, czy też Jackiem, do którego mogła mieć słabość, ale… To była przeszłość. Nie mogła zatem pozwolić, że cokolwiek wróci na swoje tory, bo teraz była zupełnie innym człowiekiem. Jeszcze bardziej wyrafinowana i pozbawiona wszelkich skrupułów, ale o pięknej masce i uśmiechu, który był najbardziej mylący. Po przekroczeniu sali egzaminacyjnej, nabrała powietrza w płuca, bo choć była pewna swoich umiejętności, dobrze wiedziała, że to właśnie pewność siebie może być zgubna. Starała się zapanować nad nierównomiernym oddechem, a stało się to prawdopodobnie dopiero w momencie, gdy wylosowała swoje pytanie. Zmarszczyła nos, bo w sekundzie w jej głowie pojawiła się czarna dziura i choć poskładała większość informacji dobrze, to na końcu pokręciła wszystko i jedyne w czym się utwierdziła to, że powinna wykazać się większą pokorą, ale przecież… Sapph nigdy nie była pokorna. Musiała zatem odczekać tydzień, by spróbować raz jeszcze, a to było niezwykle ważne. Może nawet za bardzo? Chciała, by tym razem wszystko przebiegło zgodnie z planem i tak też się stało. To sprawiło, że odetchnęła z ulgą i bez najmniejszego zastanowienia przeszła do drugiego poziomu. Miała czas. Nigdzie się nie spieszyła, bo i po co? Analizowała każdy swój ruch, krok i to, co mogło się wydarzyć. Skupiła się na swoich myślach, które pędziły niczym stado koni, które raz po raz w dzikiej gonitwie uderzają o siebie i nie potrafią ukierunkować się na jeden tor. Sparks była jednak inna. Była w stanie zapanować nad rozkołatanym umysłem, który próbował żyć własnym życiem. Oddzielając emocje od działania szybko zorientowała się, że nieopodal znajduje się grupa uczniów. Chcieli się pobawić zaklęciami? W porządku, Sapph z rozkoszą zrobiłaby im… Wykład na temat dobrego zachowania, bo przecież – nie krzywdę, prawda? Uśmiechnęła się przekornie i podeszła do rozbrykanych małpiszonów, by zaraz potem udzielić im stosownej reprymendy i dla zaspokojenia ciekawości, zaprezentowała im działanie dwóch zaklęć rozbrajających, co poskutkowało niemałym aplauzem. Czuła wewnętrzną satysfakcję, bo teraz jako pełnoprawny nauczyciel mogła przekroczyć próg Hogwartu i przypomnieć o tym, że ONMS to nie tylko nudne zajęcia, ale też niezapomniana przygoda.
Poziom I: 2 i 4, a potem przerzucone na 6 (zakładając, że to po tygodniu) Poziom II: 1 i 6
Nie był nauczycielem z powołania. I z pewnością nie zamierzał nim zostać dlatego, że chciał dzielić się swoją wiedzą z innymi uczniami Hogwartu, którym przecież on sam jeszcze tak niedawno był. W tej szkole to światło i dobro królowało nad wszystkim innym. On w sobie nosił potwornie wielką dawkę cienia i mroku, który rozwijał się i pochłaniał jego duszę cząstka po cząstce, czyniąc co coraz bardziej bezwzględnym i podłym. Chciał znaleźć się w Hogwarcie bo było to dla niego opłacalne. Trzymanie się na uboczu, prowadzenie spokojnego życia, czy wręcz przeciwnie - awanturowanie się nie było dla niego. Zanudziłby się na śmierć, albo wpadł w idiotyczne tarapaty, które nie doprowadziły by go nigdzie. On łaknął władzy, kontroli i wiedzy, bo tylko ona mogła doprowadzić go na szczyt schodów, które miał przed sobą. Łaknął zdobywać wszystko, co magiczne, bo był zafascynowany potęgą czarnej magii i zaklęć, których na co dzień się nie używało. Nie wiedział o tym, dopóki nie znalazł się w Durmstrangu, gdzie w trakcie potajemnych spotkań dla uczniów wybitnych, charakteryzujących się określonymi cechami przeprowadzane były zajęcia rozwijające umiejętności we wszystkich innych szkołach zakazane. A przecież oficjalnie Durmstrang już dawno odrzucił naukę czarnej magii, bo tego wymagały od Dyrektora wszystkie inne magiczne szkoły. To nie znaczy jednak, że duch poznawania prawdziwej, głębokiej magii umarł. Ci, którzy byli przeciwni nowym rozporządzeniom potrafili zgromadzić uczniów z predyspozycjami, aby wpoić im tajniki wiedzy czarnomagicznej. Łatwo więc przewidzieć, że ktoś z charakterem Noela po prostu szybko połknął fascynację tym rodzajem czarów. I chciał to rozwijać i praktykować, a także… badać możliwości czarodziejów z tego innego, dobrego świata. To właśnie pchnęło go do decyzji o zostaniu nauczycielem… Obrony Przed Czarną Magią. Pierwszy etap okazał się dla niego bułką z masłem. Stanął naprzeciw mężczyzny, którego jeszcze niedawno uznawał za swojego nauczyciela i uśmiechnął się pod nosem, gdy dowiedział się, że będzie musiał się z nim zmierzyć. Przecież… To właśnie pojedynki najdłużej i najintensywniej praktykował w Durmstrangu. Stanął więc naprzeciw niego i podciągnął rękawy szaty, której dawno nie miał na ramionach. Wyciągnął swoją dwunastocalową różdżkę z drzewa palmowego i wycelował nią w egzaminatora. Posypały się iskry, posypały zaklęcia, ale wszystko poszło doskonale. Noel poradził sobie z zadaniem w sposób śpiewający, zaliczając pierwszy etap kursu. Drugi etap nie był jednak tak prosty, jak mogło mu się zdawać na początku. Wypił podany przez innego egzaminatora eliksir i rozejrzał się dookoła, czując, że coś zaczyna się zmieniać. To była iluzja, symulacja, z której potęgi tak doskonale zdawał sobie sprawę. Docierały do niego głosy pojedynku, wrzaski uczniów. To było więc oczywiste, że skierował się w tamtą stronę z chęcią sprawdzenia, co się dzieje. To był test i zdawał sobie z tego sprawę, ale gdy tylko dostrzegł pojedynkujących się uczniów nie mógł odrzucić od siebie własnej natury. Dlatego stanął z boku, obserwując ich poczynania i nie zainterweniował od razu. Dopiero po chwili gdy sprawy zaczęły przybierać niebezpieczny obrót i posypały się zaklęcia szczególnie raniące i niebezpieczne, wkroczył na środek i poraził jednego z uczniów zaklęciem obezwładniającym. Nie chciał stawać w obronie słabszego, ale przeczuwał, że taki jest jego obowiązek. Pomylił się, bo przecież powinien był to przerwać od razu i nie dopuścić do rozlewu krwi. Taka była jego nauczycielska powinność. Dlatego oblał pierwszą próbę, budząc się ze snu ze świadomością, że jeszcze długa droga przed nim, a nauka sprawiania pozorów wymaga od niego intensywniejszej pracy nad sobą i swoimi indywidualnymi pobudkami. Nie poddawał się jednak. Minęło kilka dni, a może tygodni, gdy postanowił ponownie przystąpić do drugiego etapu. Czuł się przygotowany. Czuł się odpowiedzialny i nauczony wszystkich "normalnych" zachowań, jakimi powinien cechować się nauczyciel. Spędził te dni na obserwacji tych dobrych, poprawnych reakcji, przyswajając je do siebie. Szybko się uczył, więc wiele dały mu rozmowy z gronem pedagogicznym na tematy go nurtujące. Dopytywał się o zdanie innych, wyciągając z tego wnioski jakich reakcji należałoby się spodziewać. I gdy po raz kolejny zjawił się na sali egzaminacyjnej i podjął wyzwania, zachował się odpowiednio - stając pomiędzy uczniami, jakby ich dobro było najważniejsze. I tego właśnie zamierzał się trzymać, będąc jak kameleon, który potrafił dostosowywać się do każdego otoczenia i sytuacji - potrafił dopasować się do nowej roli, co pozwoliło mu ukończyć egzamin z bardzo dobrym wynikiem.
Witajcie w Piekle, drodzy czarodzieje.
Poziom I: 6 :) Poziom II: 2 i 1, a potem przerzucone na 2