Miejsce, które bardziej przypomina wielki salon, w którym pijesz kawę, aniżeli obcą kawiarnię. To wszystko za sprawą wystroju - licznych dywanów, czy starych kanap, które tworzą miejsce przytulne i po prostu swojskie. Można tu spróbować naprawdę magicznych kaw, których smak zapamiętasz już na długo.
Rzuć kostkami by dowiedzieć się jaką kawę masz okazję spróbować: 1-2 - Syrenie latte - delikatne niczym wiotka syrena pływająca w odmętach mórz. O wyjątkowym smaku słodkiego syropu czekoladowego. Na uwagę zasługuje syrena usypana z kakao na wierzchu bajecznie puszystej pianki, która dzięki magii co jakiś czas daje nura w gorącym latte. 3-4 - Chochlikowe cappuccino - Nietypowe zielone cappuccino o orzechowym smaku. Do każdej porcji dodawana jest słodka laska, która zamoczona w napoju stopniowo się rozpuszcza i tym samym z każdą chwilą nasza orzechowa kawa staje się waniliową. Istnieje też możliwość wrzucenia do środka małego, fioletowego chochlika, który nada naszej kawie alkoholowy posmak. Ewentualnie można go zjeść osobno! 5-6 - Smocze espresso - Mocny napój o konkretnym piernikowym zapachu. Pobudzający i momentalnie stawiający na nogi. Wyjątkowy, poprzez unoszącą się nad nim parę o czerwonym kolorze, oraz poprzez drobne kuleczki, na które można się natknąć ją pijąc, a które zawierają pieprzowy sok. Nic tak nie rozgrzewa i nie stawia na nogi jak smocze espresso!
Ferie zimowe czas zacząć! Tak, Kayleigh Walsh bardzo cieszyła się z samego faktu, że ferie się zaczęły. W końcu te paręnaście dni wolnego należą się uczniom Hogwartu! A przynajmniej dla Kayle, która jak mały samochodzik zapierdzielała w szkole, a to treningi quidditcha, poprawianie ocen, dodatkowe zajęcia, znowu quidditch, prace domowe, znajomy, no ogólnie ogarnianie życia, wiecie o co chodzi, o! Ale powracają do super ferii zimowych, bo przecież teraz ona są tutaj na pierwszym miejscu. Miała tyle planów na spędzenie każdego dnia, tyle miejsc do zwiedzenia, tyle pamiątek do kupienia, naprawdę zapowiadają się ciekawe ferie. Jednak zanim to wszystko nadeszło dziewczyna niestety musiała do końca ogarnąć te wszystkie, niechciane sprawy szkole. Pomimo wielu przeszkód dziewczyna dała radę, brawka dla niej! Ale najbardziej smucił ją fakt, że dawno nie widziała się z Elliottem. Co się mogło stać? Czyżby zaczął ją ignorować? Uznał, że nie warto zadzierać z takim osobnikiem jak Kayleigh Walsh? O nie, tylko nie to! A może po prostu nie miał czasu, bo także był zabiegany jak ona? Bardzo możliwe, więc nie powinna tak bardzo dramatyzować (o dziwo to nie w jej stylu, do czasu, kiedy poznała Elliocika, no patrz jaki on ma zły wpływ na nią, hehe). Mimo wszystko nie pozwoli sobie zmarnować tych pięknych dni na zamartwianie się, przecież przyjechała tu, aby się zrelaksować, odpocząć, nabrać sił na kolejne mecze quidditcha. Ewentualnie mogła spędzić całe ferie u cioci Charlotte w Ottawie, za którą Kayle raczej nie przepadała. Z resztą nieważne! Po jakże miłym popołudniu spędzonym na układaniu ubrań i innych drobiazgów w pokoju postanowiła wybrać się na wieczorny spacer po głównych uliczkach Lynwood. Cóż, miasto na pewno nie było dla niej obce, w końcu niedaleko znajduje się jej szkoła, Riverside. Tak więc nie miała problemu z poruszaniem się, nie potrzebowała mapy, by móc dojść do odpowiedniego miejsca, o gwałcicieli także nie musi się martwić, w Lywood praktycznie jest bardzo bezpiecznie, hehe! W końcu po jakimś czasie zajrzała do swojej ulubionej kawiarni w której tak dawno nie była. Czas odświeżyć sobie pamięć i zamówić coś gorącego do picia. Weszła do środka, zdjęła z siebie ubrania wietrzne i usiadła przy samym oknie. Co by tu zamówić? A może po prostu zda się na gust tutejszych kelnerek? To jest bardzo dobry pomysł! W końcu jedna z nich przyniosła Chochlikowe cappuccino (3 bodajże tak wylosowała, hehe), którego Kayle dawno nie piła. Tak, tak, smakowało jej, bla, bla, wyjęła z torby jakąś tam książkę i zaczęła ją czytać popijając przy tym ciepłe cappuccino, o!
Lynwood to bardzo ładne miejsce, o czym nasz drogi Elliott Bennett już zdążył się przekonać. Przerwa między świętami a feriami minęła bardzo szybko z racji iż był bardzo zabiegany, nie spostrzegł zatem nawet, kiedy nadszedł luty, a co za tym idzie - wyjazd. Nigdy jeszcze nie był w Kanadzie, zatem była dla niego niezła atrakcja, jako że poznał w ostatnim czasie wielu kanadyjskich ziomeczków i mógł wreszcie zobaczyć, jak to oni sobie pomieszkują. Jednak szybko skończył się zachwycać, a ochy i achy zostawił na później - wyjazdy to nie są przecież same przyjemności, trzeba znaleźć domek, w którym będzie mieszkać, a później się rozpakować. Prawdziwe okropieństwo! Po tym wszystkim, co przeżył w ostatnich tygodniach, a mianowicie nawale nauki i obowiązków, powinien nastać czas wesołej laby, kiedy jedynym zajęciem jest wylegiwanie się w cieplutkim łóziu, podczas gdy za oknem ziąb i zawieje. Mogliby wynająć jakiegoś specjalnego tragarza, który nosiłby ich torby i przygotowywał ciepłą herbatkę. Ech, na pewno wieczorem właśnie to go czeka, pełen relaks dla głowy i ciała, jakiego dawno nie zaznał, ale teraz postanowił nie tracić czasu i ruszyć na małą wycieczkę. On by usiedział w miejscu? Przecież czeka tyle miejsc do odkrycia! To nieważne, że bez przerwy ziewa i ledwo funkcjonuje, bo jest strasznie niewyspany! I koniecznie musiał skontaktować się wreszcie z Kayle, dla której ostatnio nie miał, niestety, czasu. Zresztą i ona miała pewnie nadmiar obowiązków. Elliott znał Kanadę jak własną kieszeń, czyli wcale. Taka prawda, że nigdy nie wiedział, co go czeka, wkładając dłoń do kieszeni. Raz nawet nadział się na kapsel od mugolskiej oranżady, którą kiedyś wypił, i rozciął sobie wtedy palca. Dlatego nasz mądry i zaradny prefekt postanowił wziąć ze sobą mapę! Z której zresztą nawet nie skorzystał, bo stwierdził, że o wiele ciekawiej będzie, kiedy poniosą go jego własne nogi, a nie jakieś strzałeczki i wskazania. Po co się trzymać ściśle mapy, hehs. Daleko zresztą odejść nie mógł, bo w razie gdyby się zgubił, chyba zamarzłby na śmierć - było niesamowicie zimno! Dlatego kiedy w parku dostrzegł kawiarenkę, postanowił do niej czym prędzej wejść. Okazała się ona prawdziwym zbawieniem, gdyż Bennett nie grzeszył ostrożnością i miał przez to całe przemoczone buty, odkąd nieopatrznie wlazł w ogromną zaspę. Niemal drżąc z zimna, wszedł i zamówił chochlikowe cappucino (a zrobił to dlatego, że w życiu tego nie pił i nie wiedział co to jest), po czym powoli się odwrócił i stwierdził, że widzi znajomą sylwetkę. - Kayle! - krzyknął głośno, nie zważając na to, że halo, jest przecież w miejscu publicznym i nie wszyscy ludzie mają ochotę słyszeć, jak jakiś wariat się wydziera. Podszedł więc do niej ze swoją zdobyczą, przysiadł się i pociągnął pierwszy łyk ze swojego parującego napoju. Prawdziwe niebo w gębie, a w dodatku ciepłe! Ukojenie dla niego zmarzniętej duszy, hehs. - Co czytasz? W ogóle jak tam? Na Merlina, ze sto lat cię nie widziałem, urosłaś! - stwierdził jakże mądrze, a loczki opadły mu na czoło. Ech, tak nieładnie się skręcają na tym zimnie... Katastrofa.
Chochlikowe cappuccino było wręcz obłędne. Trzeba przyznać, że od dłuższego czasu nie piała tak wyśmienicie przyrządzonej kawy. Warto też wiedzieć, że dziewczyna nie jest fanką kawy, nie przepada za nią, co te magiczne cappuccino robi z czarodziejami. Niemniej jednak smakowało dziewczynie, wszystko duszkiem wypiła, koniec, wydała ostatnie galeony w tym dniu, nie ma już czym się zadowolić. Na szczęście pojawił się Elliott, którego dawno nie widziała. Oczywiście Walsh bardzo ucieszyła się na widok chłopaka. Przywitała go ładnie, pogadali, pośmiali się, Elliott postawił kolejne cappuccino Kayle i w sumie na tym się skończyło. Obydwoje opuścili lokal i ruszyli w stronę motelu.
Dopiero co przyjechała do Lynwood. Wiedziała, że za parę dni ferie się skończą, ale i tak stwierdziła, że warto zobaczyć te całe miasteczko. Zwłaszcza, że miała się tu spotkać z przyjaciółką, którą poznała kilka lat temu, kiedy była w Australii. Widywała ją w Hogwarcie, jednak jakoś nie było okazji, żeby spokojnie porozmawiać. Właściwie to spodziewała się tego, że prędzej czy później spotkają się akurat w tej szkole, kiedy obie przyjadą na rozgrywki. Elise nie mogła przyjechać tutaj wcześniej, ponieważ ojciec zaprosił do bazy wojskowej w Brazylii, gdzie akurat przebywał. Później wybrała się jeszcze do Toronto, skąd przyjechał tutaj. Niezła zmiana klimatu, w Sao Paulo było dość ciepło, a tutaj no cóż. Sama się sobie dziwiła, że tutaj wróciła. W każdym razie wizyta w domu była konieczna, musiała wziąć cieplejsze ubrania, aby tu nie zamarznąć. Gdy dotarła do motelu odnalazła swój pokój, zostawiła swoje rzeczy i od razu ruszyła w stronę kawiarni. Właściwie była trochę zmęczona, więc kawa zdecydowanie powinna pomóc. Po kilkunastu minutach dotarła na miejsce. Zdjęła płaszcz, wzięła chochlikowe cappuccino i usiadła na jednej z kanap. Oczekując na przyjaciółkę zaczęła rozmyślać nad ostatnimi wydarzeniami.
Zapewne kojarzycie ten dziwny stan załamania nerwowego, w którym wszystko wydaje się nie mieć najmniejszego sensu, a każde kolejne posunięcie wydaje się nierealne. Selina wczoraj odbywała dziwną gimnastykę na sali w motelu. Dziwną, bo z widownią, a zwykle tego unikała i najwyraźniej miała swoje powody. Teraz czuła się okropnie. Wykorzystana, zbezczeszczona i rozdziewiczona jeśli chodzi o swe wargi, do tej pory nietknięte. Przez dziewiętnaście długich lat liczył się tylko sport i sztuka, a teraz, w ciągu kilku chwil, zapomniała o byciu przerażoną łanią i dała się schwytać lwu. W związku z tym, przybyła na spotkanie z Elise w raczej kiepskiej kondycji. Weszła na chwiejących się nogach do środka i w biegu, zrzucając z siebie niebieską kurtkę, usiadła obok niej tak szybko, jak tylko się dało, momentalnie obejmując ją ramionami i czując jak łzy zaczynają cieknąc jej ciurkiem po twarzy. Już taka była, zbyt emocjonalna i czepiająca się chwili, więc zapewne rudowłosa nie miała co się dziwić widząc Australijkę w tym stanie, jednakże nie zmieniało to faktu, że było to niepokojące. Drżącym głosem zamówiła smocze espresso, które mogło albo postawić ją na nogi, albo wpędzić w jeszcze głębszą rozpacz, ciekawe co nastąpi tym razem. - Soph - szepnęła do niej, i ponownie ją objęła, gdyż oczywiście na moment przestała kiedy wybierała sobie kawę. - Tak tęskniłam. Gdzieś Ty się podziewała? Jak się czujesz? Tak, to cała Selina. Najpierw musiała pomartwić się o swoją Puchońską przyjaciółkę, a dopiero potem zaczynała myśleć o sobie… chociaż właściwie to ona nigdy nie myślała o własnych potrzebach kiedy był przy niej ktoś inny. To właśnie sprawiało, że tak łatwo było ją skrzywdzić. Naiwna, naiwna, naiwna.
Właśnie zjadła fioletowego chochlika i zaczęła pić swoje cappuccino, które swoją drogą jej smakowało, kiedy to zauważyła Selinę, praktycznie biegnącą w jej stronę. Od razu można było stwierdzić, że nie jest w zbyt dobrym stanie. Ciekawe cóż mogło się jej przydarzyć podczas ferii. Odłożyła napój na stolik i przytuliła ją. Zazwyczaj Elise nie była zbyt empatyczna, ale gdy zobaczyła płaczącą przyjaciółkę zrobiło jej się smutno i właściwie sama była bliska tego, aby się rozpłakać, choć nawet nie wiedziała o co chodzi. - Też tęskniłam, ale przyjechałam dopiero teraz bo ojciec zaprosił mnie do bazy w Sao Paulo. Nie widuje się z nim zbyt często więc nie mogłam przepuścić takiej okazji - przerwała na chwilę. No tak to była typowa Selina, zapłakana, ale i tak bardziej przejmowała się innymi. Zignorowała drugie pytanie, bo to raczej ona powinna się nią pytać może nie tyle o to jak się czuje, bo to było widać, ale co jest powodem jej płaczu. Nie lubiła owijać w bawełnę, więc po prostu zapytała - Czemu płaczesz? Wiedza o tym co się przydarzyło było podstawą do tego, aby mogła coś zdziałać. Nie znała się na wszystkim, szczególnie nie była dobra w dawaniu rad co do miłości i tego typu bzdetów. Miała o tym takie zdanie, ponieważ jak dotąd czas zajmowały jej inne rzeczy. Chociażby obozy wojskowe, snowboard i muzyka. Więc co do tego obie miały podobne podejście. Odsunęła się od niej i podała jej chusteczkę, którą wyciągnęła z kieszeni płaszcza. W międzyczasie przyniesiono kawę, którą zamówiła przyjaciółka. Elise zamyśliła się, jednak po chwili znów spojrzała na Selinę i westchnęła smutno.
Przylgnęła do niej tak, jakby ta była jej matką, wtulając twarz w ognistą czuprynę i wciągając w nozdrza tak dobrze znajomą mieszankę zapachu szamponu i perfum. Od kiedy tylko sięgała pamięcią zawsze pachniała tak samo - orzeźwiająco i nieco oszałamiająco, ale i energetyzująco, bowiem jej ulubioną mieszanką zapachów była cytrusowa. Dzisiaj wyraźnie wyczuła w niej aromaty swojej ukochanej pomarańczy, co sprawiło, że odetchnęła z niemałą ulgą, zupełnie tak jakby właśnie wyczuła woń domu. To było dziwne, ale uspokajała się często właśnie w podobny sposób, taki jak teraz, wczepiona w nią, z podwiniętymi na kanapę nogami i szlochająca w ubranie, zaczynała obwąchiwać. Pozwoliła się jej odsunąć i sięgnęła po chusteczkę by wytrzeć załzawioną i zaczerwienioną twarz w jej rogi. - Rozmazałam się? - zapytała poważnie, mrugając nadal wilgotnymi rzęsami, jakby starając się nie dopuścić do tego by tusz z nich spłynął. Dobrze wiedziała, że to było niemożliwe, bo odkąd tylko pamiętała rzucała na siebie zaklęcie utrwalające makijaż, właśnie ze względu na podobne sytuacje. Wydmuchała jeszcze nos i wyczyściwszy podaną jej chustkę za pomocą chłoszczyść oddała ją przyjaciółce. Chyba na ten moment zagrożenie minęło, ale i tak na razie unikała odpowiedzi na jej pytanie. Wzięła swój napój, z którego unosiła się już czerwona para, a potem wysączyła kilka powolnych łyków, natrafiając przy tym na malutką kuleczkę o pieprzowym smaku. Rozgryzła ją, czując jak przyjemne ciepło rozlewa się po jej ustach i przełyku, a zapewne, gdyby kiedyś próbowała Ognistej to mogłaby to ze sobą porównać. Smakowało jej, nawet bardzo, a nie odrzucał jej nawet dziwny piernikowy smak. Od razu poczuła też zastrzyk pozytywnej energii i nawet świat przestaw wydawać się tak bardzo szary jak przed kilkoma minutami. - Ach, taka sytuacja… hemoglobina, mistyfikacja… - zadrżały jej kąciki warg, gdy to powiedziała, ale mimo tego się nie uśmiechnęła, spoglądając na Elise smutno. Wzięła głęboki wdech i spojrzała jej w oczy, zbierając się na odwagę by po chwili, nim jeszcze wypowiedziała cokolwiek, spuścić wzrok na swoje kolana. - Ja… całowałam się.
- Nie, nie rozmazałaś się - powiedziała do niej spokojnie, tak jakby nagle stała się obojętna na te wszystkie emocje. Jednak tak nie było, nadal odczuwała smutek, ale zdecydowanie nie chciała zacząć płakać. Szczególnie kiedy była w miejscu publicznym, więc postanowiła ogarnąć to co aktualnie czuła. Nauczyła się tego od ojca, który zawsze mówił jej, że okazywanie emocji przy ludziach jest oznaką słabości. No cóż może nie do końca tak było, ale zawsze jej to powtarzał, więc i ona zaczęła tak uważać. Sporo aktualnych cech Elise jest jego zasługą. Zawsze chciał, aby jego córka poszła w jego ślady, więc starał się wpoić jej cechy żołnierza idealnego. Co prawda nie ze wszystkim mu się udało, ale to już inna historia. Schowała chusteczkę i przez chwilę wpatrywała się w przyjaciółkę. Nie widziała jej już jakiś czas, więc chciała tak jakby przypomnieć sobie każdy szczegół jej twarzy. Uśmiechnęła się lekko, tak że pewnie tylko ona wiedziała o tym, że to zrobiła i po chwili odwróciła wzrok w stronę swojej kawy. Sięgnęła po nią i wypiła kilka łyków. Gdy Selina zaczęła mówić spojrzała na nią z zaciekawieniem. W końcu miała się dowiedzieć co się przydarzyło. Najwyraźniej nie było to łatwe do powiedzenia, patrząc na to jak się to tego zabierała. Zdziwiła się, gdy w końcu powiedziała o co chodzi. Całowała się i to miało być takie straszne? - To jest powód do płaczu? - zapytała oczekując na resztę relacji, bo zdecydowanie nie było to wszystko. Przez to na pewno by nie płakała, musiało się wydarzyć coś jeszcze.
Odetchnęła z ulgą i wykonała gest ocierania nieistniejącego potu z czoła. - Fiuu - powiedziała, oczywiście dobrze wiedząc, że zapewne Sophie rozpozna teatralność w jej geście. W końcu znały się nie od dziś, a już od dobrych kilku lat i nawet mimo tego, że nie mieszkały blisko siebie to ich listy były tak bardzo przesiąknięte personalnością, iż inaczej się nie dało. Teatr siedział w upodobaniach Seliny tak mocno, jak tylko w jej sercu gościło zamiłowanie do dramatu. Nie była jednak zbyt dobrą aktorką, głównie ze względu na swoją emocjonalność, która trochę utrudniała odpowiednie odwzorowywanie wymaganych emocji, no ale mimo wszystko czasem udawało jej się być kimś innym. Spoglądała uważnie na przyjaciółkę, rejestrując każdą emocję przewijającą się przez jej twarz. Zdziwiła się. To… to niedobrze. Po jej słowach westchnęła, jakby z dezaprobatą, a potem przechyliła lekko głowę w bok, mieszając różdżką espresso, w które była wpatrzona tak bardzo, jakby ją zaczarowało. Prawda była jednak inna. Sheats po prostu się wstydziła tego co się stało. Nigdy nie było z nią łatwo, a teraz… co się właściwie teraz stało? - Bo to zła kobieta była - powiedziała w końcu, chowając drewno i zbierając się na odwagę by na nią zerknąć. Znowu łzy zajaśniały w jej szarych, jak burzowe niebo, oczach. - Wiem, że to zabrzmi kretyńsko, ale ja… ja nie chciałam. Nie wiem co się ze mną wtedy stało i strasznie tego żałuję - pod koniec, głos zaczął jej się łamać, więc odchrząknęła i wypiła swój napój duszkiem, przełykając większość kuleczek, a resztę rozgryzając zawzięcie. Taaak, próbowała znaleźć sobie jakieś zajęcie co by nie siedzieć i nie wpatrywać się w nią niecierpliwie w oczekiwaniu na osąd.
W zasadzie to obie średnio nadawały się na aktorki. Selina nie panowała nad emocjami, a Elise ich nie okazywała. W każdym razie żadna z postaw nie była dobra i nie chodziło tylko o teatr. W końcu ile można ukrywać to co się czuje. Prędzej czy później natłok emocji będzie nie do wytrzymania, a to może się źle skończyć. Szczególnie jeśli to co chcemy ukryć jest gniewem. Za to jeśli nie okazuje się tych dobrych, no cóż mogą cię uznać za obojętnego na wszystko co się dzieje dookoła, a to było najlepszym scenariuszem. Kto chciałby rozmawiać z kimś kto w ogóle nie okazuje emocji, czy powie się coś śmiesznego czy nie i tak nie zareaguje. Właściwie to chyba nikt, ale Sophie taka nie była. Na pewno nie względem przyjaciół. Bo jeśli chodziło o wrogów to już inna sprawa. Na dzisiejszy stan wpływało to, że jeszcze pare dni temu sporo czasu spędzała z ojcem, a on miał duży wpływ na to jaka była. W sumie uleganie temu wszystkiemu nie było dobre, ale po prostu chciała, żeby ojciec był z niej zadowolony. W zasadzie niszczył jej charakter, ale oczywiście nie przejmował się tym zbytnio. Możliwe, że nigdy nie zastanawiał się nad tym co tak na prawdę robi. Czy kiedyś ktoś mu to uświadomi? Pewnie nie. Finalnie Sophie będzie już totalnie wyprana z emocji i nie będzie ich okazywała w ogóle. Potrzebny był jej ktoś kto to wszystko przerwie. Tylko któż to mógł być. Gdy przyjaciółka mówiła o tym co jej się przydarzyło zdążyła już wypić swoje cappuccino i odłożyła filiżankę na stół. Relacja wciąż nie była zbyt jasna, ale czego się można było spodziewać, gdy Selina była pod wpływem silnych emocji. Pewnie była w tym samym stanie również wtedy, kiedy to wszystko się przydarzyło. W geście pocieszenia położyła rękę na jej ramieniu. - Teraz i tak już nic na to nie poradzisz, więc nie ma sensu płakanie nad rozlanym mlekiem. Było minęło. Po chwili uznała, że zbyt dosadnie powiedziała to co uważa, ale taka po prostu była. Zawsze mówiła konkretnie to co ma na myśli. Może czasem przydało powstrzymać od takich komentarzy... Ale w sumie co złego jest w wyrażaniu swojej opinii, w końcu chyba o to chodziło prawda? Sama nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Być szczerym do bólu czy może nie do końca. W końcu czasem zbytnią szczerością można było kogoś urazić. Miała nadzieję, że w tej chwili tego nie zrobiła i przyjaciółka nie uznała, że lekceważy jej problemy. Może powinna użyć innych słów. Właściwie to teraz i tak już na to za późno. Powiedziała co powiedziała, nie odwróci tego. Z drugiej strony co innego mogła powiedzieć osoba, która tak na dobrą sprawę nie ma zbytniego pojęcia o tym wszystkim. W końcu nigdy nie była zakochana, ale czy to znaczyło, że nie może się wypowiadać na ten temat? Chyba to tak nie działało. Zabrała rękę z ramienia przyjaciółki i zamówiła kolejną kawę. Pewnie następny napój tego typu nie jest dobrym pomysłem, ale co tam.
Och, a Selina nie potrzebowała następnego, oj nie. Już i tak zachowywała się jakby była dziwnie nadpobudliwa, a potem jeszcze wypiła smocze espresso, które nieco otrzeźwiło ją po załamaniu, ale i sprawiło, że teraz zachowywała się jak robocik, którego ktoś za mocno nakręcił. Miała nieco rozbiegane spojrzenie, a dłonie zaczęły się jej trząść, co pogłębiło się, gdy Sophie powiedziała to co powiedziała. W normalnych warunkach Selina zapewne by się tym tak nie przejęła, ale… ale teraz nie było normalnych warunków. Odczuła jej wypowiedź trochę tak, jakby uderzyła ją w twarz na otrzeźwienie z dość miernym skutkiem. Ból jednak pozostał. - To tak nie działa - wyjąkała, a perliste łzy pociekły jej znowu po zaróżowionych policzkach, żłobiąc w suchej już skórze wilgotne tunele. W pewnym sensie wstydziła się swojej emocjonalności, ale z drugiej nie potrafiła tego powstrzymać i teraz już po prostu uwiesiła się rudej na ramieniu i znowu szlochała w jej ubranie. - Przee-e-epraszam - wyjąkała pociągając zawzięcie nosem i starając się opanować, co wcale nie było proste. - Ja… ja po prostu wolałabym, żeby to się nie przydarzyło. Nie mogę przestać o tym myśleć, czuje się tak strasznie upokorzona… Przyznała się jej wprost co czuje i miała nadzieję, że nie zostanie odrzucona, a Elise będzie potrafiła ją pocieszyć jakoś tak… cieplej. Nie żeby nie akceptowała jej takiej jaką była, a po prostu Selina potrzebowała od czasu do czasu pewnej dawki czułości i zrozumienia z jej strony i zapewne dlatego teraz się do niej przytulała, najwyraźniej sądząc, zupełnie jak naiwna dziewczynka, że jej ramiona są w stanie ochronić ją przed całym złem tego świata.
No tak, zdecydowanie nie była dobra w pocieszaniu. Gdy Selina znów zaczęła płakać przytuliła ją i w miedzy czasie zastanawiała się nad tym co mogłaby jej powiedzieć, aby nie pogorszyć sprawy. Jak na złość nic nie przychodziło jej do głowy. W pewnym momencie odsunęła się od niej, chwyciła ją za ramiona i spojrzała jej w oczy. - Słuchaj, naprawdę nie masz się czym przejmować. Nie płacz już. Po wypowiedzeniu tych słów znów ją przytuliła, ale tylko na chwilę. - Nie masz za co przepraszać. Raczej ja powinnam to zrobić. Niezbyt dobry ze mnie pocieszacz - przerwała i podała jej swoją chusteczkę - Masz tobie bardziej się przyda. Elise nie potrzebowała jej aż tak bardzo, nawet jeśli miała powody do płaczu to i tak tego nie robiła. Swoją drogą nie była z siebie zadowolona, zrobiło jej się smutno, bo nie potrafiła wesprzeć swojej przyjaciółki. Spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że zbliża się moment kiedy to wszyscy będą musieli opuścić Lynwood. - Musimy się zbierać, niedługo wracamy do Hogwartu. Wypiła szybko swoją kawę po czym obie ruszyły w stronę motelu.