To iglowe miasteczko. Nie za bardzo rozumiesz o co chodzi, tak? Potrzebujesz chwili prywatności. Koledzy w pokoju są przeokropni, a Ty sam nie wiesz gdzie odnaleźć wewnętrzny spokój? Obawiasz się, że ktoś podsłucha Twoją rozmowę? Witaj w tej wspaniałej krainie. Od jeziora prowadzi ścieżka wyłożona kostkami śniegu, a Ty wreszcie docierasz do obozu, w którym znajduje się kilkanaście takich iglo. Na początku nie wiesz, co zrobić, bo po sprawdzeniu każdych drzwi okazuje się, że są zamknięte! Sprytnie to załatwiono. Sam musisz otworzyć drzwi. Aczkolwiek klamki nie znoszą ciepła. Zatem masz wyjście, albo trzymasz w śniegu rękę co najmniej kilka minut, albo rzucasz zaklęcia... Jakie? Jesteś czarodziejem, więc na pewno wiesz co zrobić. I jeszcze jedno! Gdy wejdziesz do iglo z drugą osobą i zamkniecie za sobą drzwi to nikt nie usłyszy was, więc możecie liczyć na chwilę prywatności. Jednak nie polecamy poddawać się tam zbliżeniom. Jestem tam dość chłodno na takie i inne harce!
Polecamy rzucać kosteczkami. parzysta - otwierasz igloo nieparzysta - niestety nie, ale spróbuj jeszcze raz.
Wracając samotnie ze strony miasteczka, Estelle zwolniła nieco kroku kierując się w stronę jeziora Yellow Lake, na jego zachodni brzeg. Powietrze było rześkie, ale wydawało jej się dalekie od nieprzyjemnego zimna, które teraz nie robiło na niej żadnego wrażenia. Noce tutaj były o wiele gorsze pod tym względem, bardziej chłodne i tylko ona w ostatnim czasie, dotkliwie musiała się o tym przekonywać. Starsi mieszkańcy Lynwood mawiali, że wiatr ma dusze i jęczy w ciasnych zaułkach miasta, ponieważ smuci go ich widok. A akurat wyjątkowo tego dnia, wiatr, przemykał się ze świstem wśród, sklepowym szyldów, wpadał w bramy i wył między domami, jakby przeraziwszy się zamieszkującymi je udręczonymi duszami, przechodził w skowyt. Bo choć, wszyscy przecież cieszyli się feriami i wolnym czasem od nauki, nie zdawali sobie sprawy, że gdzieś tam obok nich, naprawdę znajduje się udręczona dusza. Tak w każdym razie odczuwała to Stella, kiedy znowu, kolejny podmuch zimnego, ostrego wiatru uderzył ją w twarz. Dziewczyna skuliła się tylko i owinęła mocniej, starym, powycieranym, ciemno brązowym płaszczem, który po mimo upływu swoich lat i wytartych dziur, nadawał jej jedyną ochronę i stanowił jej jedyny cieplejszy element odzienia, w owej chwili. Jednak kierując się dalej w wyznaczonym sobie celu, jej uwagę przyciągnęła, nie wielka polana, na której, niczym pagórki, wyrastało, parę zbudowanych ze śniegu iglo, które swoim wyglądem, przypominały jej małą wioskę. Nie mogła jednak zbyt długo podziwiać uroku tego miejsca, gdyż w obecnej chwili jej wrażliwa na piękno przyrody dusza, po prostu wygasła, jak płomień, który zawsze się w niej palił, ten teraz wygasał i z każdą chwilą traciła nadzieję, że ta żywiołowa i energiczna dziewczyna, którą niegdyś była powróci. Jednak nie miała się nad tym dłużej zastanawiać, teraz nic bardziej nie było jej potrzebne niż chwila odpoczynku, z dala od miasteczka, wścibskich oczy jego mieszkańców i niepotrzebnych nie porozumień ze sprzedawcami od którego kupowała jedzenia. Co było dosyć trudne,bo obecnie, nie miała przy sobie niczego, nawet małego knuta. To było strasznie upokarzające, ale musiała jakoś przeżyć, więc próbowała prosić by ktoś kupił jej jedzenia lub oddał stare, kawałki, czerstwego chleba, czuła się z tym naprawdę okropnie, bo było gorzej nikt kto kol wiek mógłby przypuszczać. Zwłaszcza, że nikt nie zdawał sobie sprawy, że może tutaj w ogóle być. Uciekła z domu zaledwie parę miesiąc temu, a jej wydawało się, że jak by minęła wieczność odkąd ostatni raz zjadła porządny posiłek, umyła się w gorącej wodzie, czy też zasnęła w ciepłym i wygodnym łóżku. Nie planowała tego, ale musiała to zrobić. Nie wiedziała jednak jak trudno jej będzie, przejść przez to wszystko. Kiedy dowiedziała się, że cały Hogwart przyjeżdża tutaj do Lynwood na ferie, była szczerze zdziwiona i pojawiła się dla niej nadzieja, żeby wrócić, do życia. Dlatego postarała się o kawałek pergaminu i pióra, aby móc napisać do Marceline, z którą miała zawsze dobry kontakt i miała się z nią zobaczyć dopiero jutro w południe, lecz do tego czasu, jej obecność tutaj miała zostać tajemnicą.
Nie wiedział gdzie ma się podziać, co kompletnie nie pasuje do jego osoby. Nawet jak nie posiadał konkretnego celu, towarzystwa, nie czuł się tak bezradny jak w tym momencie. Najwidoczniej tutejszy klimat mu nie pasował, czuł się jakby wyssano z niego wszelkie pokłady energii czy chęci do czegokolwiek. Tak się chyba charakteryzuje osoby, które znajdują się w stanie depresji, prawda? zy coś takiego. Oczywiście jego osoby to nie dotyczy, nie popadajmy w paranoje. No nic. Opcja zawitania do pokoju, w którym był zakwaterowany nie wchodziła w grę. Nie miał ochoty przebywać wśród ludzi, których nawet nie chciał poznawać... Ten wyjazd, na którym znalazł się całkowicie przypadkowo wcale nie przyniósł zamierzanego efektu, tak właściwie nie wiedział czego oczekiwał. Przecież nie cierpiał takich wydarzeń. Odkąd dostał zakaz zbliżania się do posiadłości państwa Voile'ów stracił to coś... Jakby wszystko, co miało dla niego znaczenie po prostu wyparowało lub okazało się wielką bujdą. Czemu jego własna rodzina i to ta bliższa wyrzekła się kogoś, w którym płynie ta sama krew? Do cholery, co spowodowało, że od dni swoich narodzin był dla nich stracony? Owszem, mógł zwrócić się do innych członków rodziny, jednak już dawno powiedział sobie, że nie zamierza mieć z nimi jakiegokolwiek kontaktu. Zbyt dobrze ich znał... Nie pozostało mu zbyt wiele wyjść. Tak właściwie, to Gregory i Clarie postarali się aby nie pozostawić mu żadnego pola to popisu... Jedno co wiedział to to, iż nie może zostawić siostry w ich domu. Swoimi przekonaniami zniszczą ją, już od najmłodszych lat. Przez swoje myśli, nie zorientował się, że dawno minął jezioro i znalazł się na polu iglo... Bo właśnie tak to wyglądało. Zwolnił kroku, po chwili przystając... Zaczerpnął świeżego powietrza, które aż kuło w płuca. Rozejrzał się po okolicy a jego wzrok spoczął na dziewczynie, która kogoś mu przypominała. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to jej odzienie... Nie zwracał szczególnej uwagi na ubiór, gdyż nie jest to coś bardzo istotnego, jednak dziewczyna wydawała się... Jakby potrzebowała czegoś o wiele cieplejszego, czegoś co jest w o wiele lepszym stanie. Gdy jego wzrok powędrował do góry aż zamarł. Przecież to była ona... Wcześniej wydawało mu się, że jest jedynie wytworem jego wyobraźni. Czymś, co powstało na skutek wypierania usilnie z pamięci tego koszmaru, który za nic nie chciał opuścić jego głowy. Nawet gdy udawało mu się na moment zepchnąć wspomnienia, gdzieś w najdalsze zakamarki... One powracały, jakby mówiły, że jest to coś ważnego i nie może o tym zapomnieć. Przecież to było jego przeznaczenie, miał to we krwi i nieważne jak bardzo się będzie tego wypierał... Nie zdawał sobie z tego sprawy ale ruszył w jej kierunku, jego nogi same o tym zadecydowały. Jakby dokładnie wiedziały co powinien zrobić. Nie lubił tego uczucia gdy jego ciało wiedziało lepiej od niego, przynajmniej z pozoru. W jednej chwili, stał obok dziewczyny i nie mógł oderwać od niej wzroku. Musiał się powstrzymać przed tym, aby jej nie dotknąć, dlatego właśnie schował dłonie do kieszeni spodni. Chciał się przekonać, czy to jest prawda... Wtedy w Londynie uznał, że był zbyt zmęczony poprzednimi wydarzeniami i to co widział było jedynie pomyłką. Jego niebieskie oczy świdrowały jej twarz, jakby chciał uchwycić wszystko co się na niej znajdowało. Teraz bardziej przypominała kobietę z jego koszmarów, czyli tę, którą naprawdę widział... Musiał szybko odzyskać głos i panowanie nad ciałem, bo nie chciał aby uciekła. Za wszelką cenę musiał zatrzymać dziewczynę. Musiał dowiedzieć się więcej.
Rozglądała się powoli do okoła i nie uszedł jej uwadze fakt, że jej, już i tak za duże na nią od dwa numery, wypchane buty, całkowicie zamokły i mróz szczypał ją wprost w same palce. Jednak nie mogąc nic innego zrobić niż ciężko westchnąć, ze swojej bezradności, nie była wstanie nic bardziej sensownego zrobić, a i tak niczego tutaj lepszego nie znajdzie. Chyba, bo znaleźć w iglo, parę nowych, cieplutkich butów, graniczyło by pewnie z cudem i musiała być się dużo zastanawiać, czy znią wszystko dobrze, skoro widzi, przed sobą buty. Jednak żarty tutaj były zupełnie nie na miejscu, a sytuacja bardzo poważna. Dziewczyna wyjrzała tylko ostrożnie z pod kaptura, pod którym skryta była jej twarz - pociągła, z zapadniętymi policzkami, blado sinymi ustami i brudnymi smugami nie dodając jej w żadnym stopniu żadnego uroku, a chuda, mizerna sylwetka bardziej odstraszała niż przyciągała. Naprawdę nic w tym momęncie nie było w niej bardziej interesującego, niż sam fakt, że się tutaj w ogóle pojawiła, niech więc - lepiej dla niego, stanie się kolejnym snem, kolejnym niewyjaśnionym zdarzeniem, fatamorganą, czymś nie realnym, czymś co nie istnieje, a co nic tak lepiej ją nie wychodziło, w ostatnim czasie. Naprawdę doskonale to robiła i wolała chyba już całkiem nie istnieć niż wieść te, imitacje, ludzkiej koegzystencji. Bo po dzisiejszym dniu, miała duże powody by w to wątpić, dziś znowu nie udało jej się niczego zjeść,a doskierowający głód i zimno wpływały na to, że stała się przeraźliwie słaba i nic, nie wskazywało na to, żeby miało się w najbliższym czasie zmienić, na lepsze.. Nie miała domu, bo przecież z niego uciekła, nie miała ojca, bo ktoś kto nim jest na pewno nie robi takich rzeczy własnej córce i nie miała celu, do którego mogła by teraz dążyć. Dlatego znalazła się tutaj, na tej polanie, zupełnie przypadkiem, aby w samotności pomyśleć co będzie dalej. Całkiem sama. Nie wiedziała dlaczego tak przestała o siebie walczyć, wszak kiedyś była tak silna i zdeterminowana, jednak wszystko się zmieniło przez głupie tajemnice, a czasem zbyt wiele tajemnic zmieniało człowieka i to głownie przez nie, niemiała za bardzo wyboru, musiała uciec. W końcu była wilkiem, a każde zwierze, nie lubi, żeby je trzymać w zamknięciu, klatce, z daleko od tego co zna. Jednak nie tylko dlatego. Były zbyt dużo znaków zapytania i sama nie mogła znaleźć na nie, odpowiedzi. Więc kiedy z jej rozmyśleń wyrwała ją czyjaś obecność, w pierwszym momencie, poczuła się zagrożona i miała ochotę uciec, zanim ten ktoś zdąży dostrzec jej twarz i przypomnieć sobie, że ją gdzieś widział. Choć mogła przypominąc teraz kogoś innego, nie mogła mieć takiej pewności. Jednak na ucieczke było za późno, bo nie wiadomo kiedy chłopak do niej pod rzedł, stanął obok i starał się jej dotknąć, jakby chciał się upewnić, że jest prawdziwa, bo dosłownie wrosła w ziemie, nie ruszając się, ani o krok, nie mogąc wypowiedziec nawet z siebie słowa. Miała wrażenie, przeczucie, że powinna go znać i ten fakt, że tutaj trafiła, w tej samej chwili co miał świadczył o tym, że to nie przypadek. W jej oczach czaiła się niepewność, ale i strach, pomieszany z irytacją się, która nie bezpiecznie potrzebowała ujścia. Nie była wstanie nic więcej zrobić niż na niego patrzeć. I czy jej się zadawało czy widziała go już gdzieś wcześniej.
Zimny dreszcz przeszedł po jego plecach. To oraz zimny lekki wiatr, który spowodował szczypanie oczu pozwolił mu dojść do siebie. W końcu nie będzie stał wieczność i patrzył na jej twarz, jak jakiś psychopata. Zdecydowanie mógł tak teraz wyglądać. Jak sadysta, który stoi nad swoją ofiarą i napawa się jej strachem, niepewnością i bezradnością. Ta rola do niego pasowała, mimo, że nie robi tego w tak okrutny i dosłowny sposób... Poniekąd tak się zachowuje. Odsunął się trochę od dziewczyny aby dać jej więcej przestrzeni, wyglądała troszkę, jakby zaraz miała mu tutaj paść... A jej zasłabnięcie czy obawa przed nim, jedynie przeszkodzi w tym, czego chciał się dowiedzieć. A czego dokładnie chcesz się dowiedzieć? Spytał sam siebie. Jest to bardzo problematyczne pytanie, jednak czuł, że gdy ta cała atmosfera odejdzie to wszystko się wyjaśni. On będzie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi a ona będzie miała święty spokój. Zdecydowanie nie mógł pozwolić sobie na to, aby odeszła i ponownie zniknęła z jego życia. Boże, jak to brzmi. Niemalże jak lament jakiegoś kochanka... Ale przecież taka była prawda. Już od jakiegoś czasu, powróciło to w momencie, gdy "objawiła" mu się w Londynie, czuł, że powinien raz na zawsze skończyć z prześladowanym go obrazem i uczuciem. A jakim? A otóż proszę! Miał wyrzuty sumienia, że wtedy w wieku dziesięciu lat pozwolił na to aby drzwi od zaplecza księgarni ojca zamknęły się z hukiem. Za to, że stał jak słup, nie potrafiąc wydać z siebie żadnego dźwięki... Nie mógł nawet pozwolić sobie na najdrobniejszy ruch. Był słaby i żałosny, wiedział o tym. Nawet jako dziecko powinien zareagować, dać znać o swojej obecności. Zacząć krzyczeń, płakać... Cokolwiek. Być może wtedy wpłynąłby to na los tej kobiety. Dopiero po czasie, gdy podrósł, zdał sobie sprawę, że nic by tym nie zdziałał... Umarłby prędzej czy później. Zbyt wiele się dowiedział aby móc wciąż upierać się przy tym, że mógł wpłynąć na to wszystko. To jakby jedynie pogarszało jego stan. Nie mógł pozbyć się tego dziwnego uczucia, które go niemal wyżera od środka. Zawsze się zastanawiał, jakie życie musiała wieść rudowłosa pani przed jej uwięzieniem. To działo się w momentach całkowitej pustki w jego głowie, samotności, która była dla małoletniego chłopca zbyt duża. Cały czas powtarza sobie, że nic by nie zmienił. Teraz? Teraz pewnie tak, jednak nie mając całkowitego pojęcia co się wtedy działo? Wtedy nawet nie wiedział, że oni ją zabiją. A gdy zdał sobie z tego sprawę, wiele noc było nieprzespanych. Nie potrafił tego złożyć do jednej kupy i wywalić, tak jak to zawsze robił z czymś czego nie potrzebował czy też nie chciał. Gdy w wieku trzynastu lat przestał o tym w kółko myśleć, zaczęło mu się to śnić. Było to zbyt wyraźne jak zwyczajne sny. Chciał jedynie z tym skończyć, aby w końcu zaznać większego spokoju i zamknąć to. Teraz wiedział, że to nie było jego kolejnego przewidzenie a ona naprawdę tutaj stała. Nie chciał jej niczym odstraszyć, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów aby zacząć... Nie powie przecież "Hej. Słuchaj, wyglądasz tak samo jak kobieta, którą torturował i zabił mój ojciec... O! I do tego, śnisz mi się tylko zamiast mojego ojca, widzę siebie"... Zabrakło Ci języka w gębie? Przecież zawsze wiesz, co w danej sytuacji trzeba zrobić. Cholera, najwidoczniej znalazła się sytuacja, która go przerasta. -Jesteś... Uhm.-Przełknął powoli ślinę, która nie chciała przejść mu przez gardło. Odetchnął i utkwił w niej swoje spojrzenie.-Co Ci się stało?-Uniósł lekko brwi a jego pewność siebie od razu powróciła. Tak, jakby rozmawiał z nią o interesach. Jednak naprawdę było tak, że przejął się jej stanem. Może ona go nie znała, ale on po prostu musiał przy niej zostać. Nie pozwoli aby historia znowu się powtórzyła, teraz mógł coś zrobić.-Chcesz może coś zjeść?-Kolejne pytanie. Nie robił tego z łaską, nigdy się tymi uczuciami nie kierował. On po prostu chciał. Może nie wyszło to jakoś za ciekawie, a w jej oczach mógł wyjść na dziwaka, który najpierw się na nią gapi a potem proponuje obiad. Czuł, że powinien to zrobić... A zawsze ufał swojej intuicji. Przeczuwał również, że to wszystko ma jakiś większe znaczenie.
Stała tak zupełnie bez ruchu, nie mogąc zdobyć się na choć jeden krok, gest, żywe spojrzenie czy co kol wiek co by oznaczało, że tutaj jest, razem z nim obecna. Opanowała ją zupełna bezradność. Była absolutnie bierna temu co chłopak miał zamiar z nią zrobić i jakie plany miał co do niej. Nie mogła zmienić swojego położenia, rozpłynąć się w powietrzu, zniknąć, zamienić się w nicość. Była słaba tak strasznie słaba, myślała, że ucieczką, pokona wszystkich ojca, siostrę, przyjaciół, własna siebie, bedąc teraz… z dala od tego wszystko, walcząc z tym co nie uniknione. I sama nawet nie wiedziała kim w obecnej chwili była. Gdyby się jej zapytał Kim jesteś ? .Co tutaj robisz ?. Odpowiedziałaby, że Jestem nikim, nie mam rodziny, bo kiedy uciekała, wiedziała, że nie będzie mogła wrócić nie obawiając się, że znowu to się powtórzy. Nie mam domu, schronienia, pieniędzy, czegoś do zjedzenia, ciepłego do ubrania. Myślała że będzie silniejsza, poradzi sobie i nie skończy tak żałośnie, z dana na łaskę, dobroć człowieka, którego nawet nie znała, to, że go wcześniej widziała też nie zmieniał faktu, że był jej zupełnie obcy. W obecnej chwili jednak, gdy znalazł ją tutaj, w takim dosyć, krytycznym jej stanie i popatrzył na nią, odzywając się do niej, wydawało się jej, że stał się znacznie bliższy niż kto kol wiek inny. Miała takie przeczucie, że trafił tutaj, bo ktoś widocznie czuwał nad nią i chciał, aby nie była na tym świecie zdana tylko na siebie. Ktoś kto pilnuje, żeby żyła, miała się dobrze i była w końcu szczęśliwa.. Może to jej matka, sprawiła, że to właśnie, on, a nie ktoś inny ją znalazł, choć była tylko jej mglistym wspomnieniem. Była przecież dzieckiem, gdy jej matka umarła. A jej śmierć i przeszłość były zawsze w domu tematem tabu, ojciec nigdy jej o niej nic nie mówił, jaka była, czym się zajmowała, co się jej stało, nic po za tym że umarła. Tego nawet nie starając się wytłumaczyć, kiedy dziecko, które traci matkę, chce najbardziej poznać, jak to się stało, kiedy i dlaczego.. Zawsze był taki wściekły, taki zły gdy próbowała o nim o tym rozmawiać. Przecież musiał ją kochać, w końcu została jego żoną. Więc dlaczego tak bardzo miał problem z powiedzeniem o tym swojej córce i pokochaniem jej, choć trudno jej było w to uwierzyć, że ojciec mógłby kochać kogoś bardziej od samego siebie. Wszystko to było takie dziwne, przerażające jakby kryło, potworną tajemnicą. Jednak to wszystko nie wyjaśniało nadal faktu, że tutaj się znalazła w takim stanie. Gdy chłopak się do niej odezwał, tocząc ze sobą walkę, którą ona też zobaczyła, po prostu, nie mogąc dłużej wytrzymać i jednocześnie nie móc z nieść jego spojrzenia, zamknęła oczy, po czym, co było niepokojące nawet dla niej samej, osunęła się na ziemie, po prostu usiadła, skuliła się i objęła ramionami, nie mogąc znów spojrzeć na niego. Nie mogła już, bezradność ją powaliła na ziemie. Zdołała tylko wypowiedzieć , pare słów - Jestem wilkołakiem- Rany, na prawdę była w kiepskiej kondycji, jeśli była w stanie to powiedzieć, człowiekowi, którego nie zna. No uciekaj teraz, krzycz, zostaw.! - Nie jadłam od trzech dni-odpowiedziała. Jakby trochę do siebie. W końcu nie wiedziała, czy jeszcze tutaj jest, czy już sobie uciekł.
Dobra, najważniejsze abyś zachował spokój, jak zawsze. No dalej, wiem, że potrafisz. Poukładasz to sobie, jakoś. Powoli ale w końcu nic nie przychodzi łatwo, prawda? W jego głowie było zdecydowanie za dużo myśli i pytań, żądnych odpowiedzi. Nie potrafił ich opanować i nie wiedział, za co najpierw powinien się zabrać. Nigdy nie był dobry w tych klockach, wszystko spychał w najdalszy kąt umysłu jakby to miało pomóc. Zawsze obawiał się, że jak za bardzo wciągnie się w swoje własne myśli lub zostanie z nimi sam, nie uda mu się wrócić. Ona nie wiedziała, co on miał zamiar zrobić? On tym bardziej! Chciał jedynie sprostować kilka rzeczy... Ale przede wszystkim, doprowadzić ją do ładu. Była to myśl, która świeciła jaśniej od innych i wysuwała się do przodu za wszelką siłę. Nie znał kompletnie dziewczyny, jednak czuł, że właśnie to powinien zrobić. Zaopiekować się nią, jakby czuł się odpowiedzialny za jej stan. A przecież to idiotyzm, prawda? Jak wcześniej wspomniał, ma to związek z tamtym koszmarnym wydarzeniem. Skoro miał okazję zrobić coś dla niej, czemu miałby z tego nie skorzystać? Co prawda, nie był osobą, która wyciąga pomocną dłoń. Nie miesza się do ludzkich żyć bo wie, że to jedynie skomplikuje sprawy... Najwidoczniej spoufalanie się z kimś to nie jego rewir. Prawda była też taka, że wolał zająć się tym niż wspomnieniami, których nie sposób było zapomnieć. Wiedział, że rudowłosa... Nieważne czy ta stojąca przed nim, czy tamta z zaplecza. Będzie częścią jego życia. To od niego zależało, na jakich zasadach to będzie wyglądać. Musiał ponownie przejąć kontrolę nad swoim życiem, nie może dopuścić aby historia znowu się powtórzyła i pochłonęła go doszczętnie. Rodzina. Nikt jej nie wybiera i prawda jest taka, że nawet ich nie znamy. Widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć lub to, co oni chcą abyśmy widzieli. Kłamstwa, złudzenia... Tajemnice. Przekonał się o tym na własnej skórze... Moment, w którym prawda dochodzi do naszej świadomości ciągnie się w nieskończoność. Próbujemy przeciwstawić się temu, jednak fakty są inne. Sam zastanawiał się, dlaczego przez pierwsze lata niczego nie zauważył. Owszem, miał pewne podejrzenia, w końcu był całkiem inteligentnym chłopcem. Ale co on tam wie, w końcu był dzieckiem. Choć przyjęcia okropnej prawdy, w jego przypadku nie trwało długo. Pewnie już dawno z tym faktem się pogodził, jednak dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Gdy powoli osuwała się na ziemię, zareagował automatycznie. Mimo ogromu emocji, jakie w nim walczyły potrafił zachować trzeźwość umysłu. Delikatnie chwycił jej ramiona, przytrzymując ją, coby przy tym upadku nie zrobiła sobie krzywdy. Nie wiadomo czy nic by jej nie pękło w kontakcie z podłożem. Poczuł jej wątłe ręce pod warstwą ubrań, które swoją drogą dawno straciły miano ubrań. Usłyszał zaledwie szept jej słów. Słowa te jednak odbijały się w jego głowie przed dobrą chwilę. Pamięta lekcje o wilkołakach i była to chyba jedna z niewielu lekcji, która jako tako przyciągnęła jego uwagę. Ten fakt na jej temat wcale go nie odstraszył... Nie obawiał się jej. Pewnie powinien gdzieś w środku poczuć ten pierwotny lęk przed takimi istotami, ale przed nim nie stał wilkołak tylko wrak dziewczyny. Ciekawe, czy gdyby dzisiaj doszło do przemiany byłaby wstanie cokolwiek zrobić. Jej następne słowa wcale go nie zdziwiły ale obudziły w nim ten czarny humorek.-To pewnie masz wilczy apetyt.-Powiedział cicho, tak aby mogła to usłyszeć. Bardzo zabawne Anthony, ha, ha, ha. Po prostu nie mógł się powstrzymać. Jej szczerość troszkę go odstraszyła, raczej nie jest do tego przyzwyczajony... To pewnie stąd wzięły się jego słowa. Bez większego namysłu, wsadził jedną dłoń pod jej kolana a drugą przytrzymał plecy. Powoli, ostrożnie uniósł ją. Nie spodziewał się, że dziewczyna będzie krzyczeć czy się opierać. Po pierwsze, nie miała prawa głosu. Po drugie, zapewne nie miała na to nawet siły. Teraz jedynie pytanie brzmiało, co on do cholery powinien zrobić? Iglo na nic się zda, skoro nie ma tam jedzenia i było chłodno. Opcja pokoju, w którym jest zameldowany na ten wyjazd też nie wchodzi w grę. Za dużo gapiów. Myśl, Tony, myśl! Jedyną rozsądną opcją, było jego mieszkanie. Potem będzie martwił się konsekwencjami. Bez problemu deportował się z polany i aportował do swojego mieszkania w Londynie.
Karin jak zwykle wyszła pobiegać. No bo co innego mogła zrobić? Patric nie odpisywał na jej listy, nie miała zielonego pojęcia co dzieje się w Meksyku. Gdyby chociaż miała dostęp do mugolskich gazet... Ale niestety, była w samym środku magicznej wioski, z której do mugoli jest kilkadziesiąt mil. Z resztą, czy w Kanadyjskich gazetach będzie coś o sytuacji w Meksyku? Raczej nie. Biegnąc wzdłuż jeziora natrafiła na ścieżkę ułożoną z lodowych bloków. Nie widziała jej wcześniej, a przez kilka ostatnich dni ciągle biegała ta samą trasą. Zwolniła więc i ostrożnie ruszyła po lodowych kawałkach. Po kilku minutach trafiła do czegoś w rodzaju iglowego osiedla. Z zaciekawieniem pukała do drzwi i próbowała je otworzyć, ale nic z tego. Wokół było tak cicho, ze można by usłyszeć spadający śnieg. Była tutaj sama. Zrobiła kilka rundek dookoła lodowych chatek, żeby nie stracić ciepła. Mimo to, robiło się coraz zimniej.
Podobnież spacery na świeżym powietrzu znacząco poprawiają zdrowie człowieka. Z tą właśnie myślą, Friday opuścił z samego rana swój wspaniały, nieco zatłoczony i głośny, pokój w celu właśnie takiej wyprawy urządzenia. Nie bardzo miał plan, co dokładnie chciał zobaczyć. Jedno tylko było pewne - Lynwood odpadało. Z wiadomych przyczyn. Za dużo ludzi, a od nich tego dnia chciał stronić. To znaczy, nie całkiem od innych homo sapiens. Nie, nie! Po prostu, od za dużej ilości homo sapiens na małym terenie. A takim, jego zdaniem było miasteczko. Zgoda, może normalnie nie ma tam aż tylu osób, ale teraz kiedy Hogwart zjechał na ferie.. Chyba nie trzeba niczego dalej tłumaczyć, prawda? Prawda. Zatem.. Piątek pokonywał kolejne metry, kilometry, próbując dokładnie zapamiętać, wręcz zarejestrować tutejszą rzeczywistość. A ta była na prawdę niczego sobie. Przez chwilę aż pożałował, że nie miał przy sobie jakiś przyrządów kreślarskich i w ogóle, że nie zabrał ich ze sobą - no bo planował odpocząć, tak? Odpocząć od sztuki i w ogóle. W końcu to miał być przełomowy rok. Ten wyjazd też. Z resztą, jakby się tak przyjrzeć na ostatnie wydarzenia z jego życia, to tak. Był przełomowy. Charlie.. Nastka.. No i Daidree. Tak, ona była niewątpliwie najważniejsza. Bo przecież.. No bo przecież w końcu się wszystko wydało. Co to on do niej, a i ona do niego. Prawda, wprost sobie tego nie powiedzieli, jednak czasem pewne informacje lepiej zawrzeć między wierszami. To była właśnie jedna z tych sytuacji. A czy jemu było zimno? Nie. Dlaczego? Bowiem, jak na zacnego czarodzieja przystało, potrafił użyć zaklęcia Bullae. Czasem dobrze było chodzić na te praktyczne zajęcia. Na pewno nie szkodziły, co widać było i tym razem. Dotarłszy w końcu nad skraj jeziora, ruszył w jakimś kierunku, obierając azymut, chyba na zachód. Pewny nie był. Z resztą, jakoś nie zakrzątał sobie głowy tym, że mógłby się zgubić. W końcu, zawsze można się przenieść za pomocą magii, nie? No więc właśnie. W każdym razie, wędrując w tamtą stronę, zobaczył - a przynajmniej tak sądził - znajomą mu sylwetkę. Czy to była.. Tak. To ona. Karin. Uśmiechnął się pod nosem, po czym zawołał i pomachał na powitanie znajomej. Kilkanaście, góra kilkadziesiąt sekund później, był już przy niej.
Po kilkunastu minutach przyglądania się zimnym domkom zaczęło jej się to nudzić i chciała biec w swoją stronę. Miała do przemyślenia jeszcze kilka spraw, a jak wszyscy wiemy, Karin najlepiej myśli podczas biegu. O czym chciała rozmyślać? To chyba jasne. O Patricu, o tym dlaczego się nie odzywa i co też mogło się stać. Może ktoś mu zrobił krzywdę? Może nie zapłacił komuś za towar? A może jemu ktoś nie zapłacił i teraz pracuje, żeby odzyskać co do niego należy... Ale przecież gdyby to on był tym groźnym, to nie kazałby jej zostać w Hogu na święta i tracić dużo kasy na jej nieobecności. No i w tym momencie jej rozmyślania przerwała ta dziwna ścieżka. Właśnie miała się odwrócić i biegnąć dalej gdy usłyszała znajome wołanie. Odwróciła się w tamtym kierunku i zobaczyła znajomą nieułożoną czuprynę. To Ambroge Friday. Gdy do niej podszedł uścisnęła go na przywitanie. -Cześć Piąteczku! Co tutaj robisz taki smiusieńki?- spytała z uśmiechem.