Znajduje się kilka kroków za głównym boiskiem, a prowadzi do niego wydeptana ścieżka, którą można odnaleźć bez problemów nawet w zimie! Powstało dla uczniów, którzy pragną uzewnętrznić swoje emocje w sposób fizyczny! Oczywiście nie tylko o takie kwiatki tutaj chodzi. Rozchodzi się tu również o liczne treningi, które czasem nakładały się na siebie i wymagały rezygnacji, którejś z grup młodzieży oraz przejściu na inny dzień. Nauczyciele quidditcha, zatem doszli zgodnie do porozumienia, że potrzebują trochę dodatkowego miejsca na mini boisko, gdzie można przeprowadzać rozgrzewkę i uczyć zawodników jakiś ciekawych manewrów! Zatem nie zastanawiając się długo poprosili dyrektora o zagospodarowanie części błoni. Tak też się stało. Zatem to tutaj znajdziesz mniejsze boisko, które ogrodzone jest wysokim płotkiem, który zdobią herby czterech domu Hogwartu. Niestety boisko nie jest wyposażone we własne szatnie czy składzik, w którym przechowywane są kafle, zastępcze miotły czy ochraniacze i to jest główna niedogodność, z którą należy się uporać, czyli należy korzystać z dobudówek głównego boiska i tam pozostawiać swoje rzeczy.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-No, a Ty myślałeś, że co! Postawiłem na was gruby hajs więc macie to wygrać. -Zaśmiał się patrząc, jak Darek omija pijany tłuczek. Zdecydowanie piłka miała dzisiaj wyśmienity nastrój. Przynajmniej jeden z nich wyjdzie z tego treningu z mniejszą ilością obrażeń. Tłuczek jednak nie tracił swojej energii. Max miał wrażenie, że piłka mknie w jego stronę szybciej niż zwykle. Tym razem nie zdecydował się na szarżę w jej stronę. W ostatniej chwili zrobił unik, czując jak piłka prawie muska bok jego twarzy. Mało brakowało, a miałby przepiękny, płaski ryjek. Zatoczył półkole na miotle, przerzucając pałkę z jednej ręki do drugiej i z całej siły odbił tłuczek w stronę Darrena.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
1: odbijanie idzie ci wyśmienicie, przynajmniej do czasu kiedy mocniejszy podmuch wiatru nie zmienia trajektorii tłuczka. Dorzuć kość. Parzysta - udaje Ci się obronić. Nieparzysta - dostajesz w... a wybierz sobie. 2, 3: tłuczek jest dzisiaj wyjątkowo łaskawy, nie musnął Cię nawet raz. 4, 5: obrywasz prosto w coś. Też sobie wybierz. 6: piłka ruszyła na Ciebie z dzikim świstem, szybko nabierając prędkości. Dorzuć kość. Parzysta - dostajesz tak mocno, że aż spadasz z miotły. Nieparzysta - ledwo udaje Ci się uniknąć czarnej kuli zagłady.
Darren podniósł wysoko brwi, robiąc kolejną pętlę. - Są jakieś zakłady? - spytał, machając na sucho pałką, przygotowując się do odbicia tłuczka, który już kierował się w jego stronę. Nie słyszał nic o prowadzonej z okazji finału bukmacherce - jednak i tak wątpił, że byłby do niej dopuszczony, biorąc pod uwagę że był przecież zawodnikiem. Gdyby postawił na Ravenclaw to pół biedy, ale na złamany knut na Gryffindor mógłby zostać odebrany jako sprzedanie meczu. Można było powiedzieć, że Darren był na fali - po oberwaniu tłuczkiem w brzuch na początku trening, nie dostał nim ponownie od tamtego czasu. Teraz także płynnie odbił kulę z powrotem do Ślizgona, oddalając od siebie niebezpieczeństwo.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Patrzył, jak krukon krąży wokół boiska. Sam Max raczej ograniczał się do minimalnych ruchów. Głównie ze względu na ilość obrażeń, jakie miał. -Coś tam zorganizowali. Nie wiem na ile jest to oficjalne. - Był prawie pewien, że były to poważne zakłady, ale ręki sobie uciąć by nie dał. I tak pewnie zaraz ją straci dzięki tłuczkom. Szło im coraz lepiej. Już od kilku odbić nikt nie oberwał i morale tego duetu zaczynały się wyraźnie podnosić. Max nadal czuł ból w piszczeli, ale jakoś dawał radę latać, a Darren... Ten to radził sobie świetnie. Bez problemu odbił jego piłkę, które leciała prosto w Maxa. Nagle jednak, jakby jej się odwidziało, zmieniła kierunek lotu. Solberg poszybował za nią w dół i tuż nad ziemią posłał piłkę do krukona, o mało co nie łamiąc miotły i karku o murawę. Poderwał się do góry i zdyszany zawisł na wysokości krukona.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- To trzymam kciuki... za nas - krzyknął Darren, unosząc dłoń z zaciśniętą pięścią do góry i obserwując jak Max zgrabnie odbił tłuczek, który dzisiaj rzeczywiście zachowywał się jak... potłuczony. Podniesienie ręki okazało się jednak zgubne dla Shawa. Piłka, którą odbił Solberg, pomknęła znowu dziwnym torem w stronę Krukona, znikając z jego zakresu widzenia. Zanim zorientował się co się w ogóle dzieje, poczuł potężne uderzenie w lewy bok, które wprost zmiotło go na ziemię. Na szczęście także nie latał zbyt wysoko przez to, że niedawno jeszcze nurkował za tłuczkiem - tak czy siak jednak zarył o murawę, czując nawet nieco trawy między zębami. Shaw zwinął się w kłębek, sapiąc głośno - wcześniej nie miał nawet szans na taką reakcję. Złapał się za bok, sprawdzając czy żebra ma całe. Na szczęście, po uderzeniu tłuczka zostanie mu tylko spory siniak - ale przez ostatnie natężenie treningów i tak miał ich już sporą ilość. Krukon podniósł się powoli i pokręcił głową, po czym wdrapał się na lewitującą obok miotłę i znalazł wzrokiem tłuczek, leniwie szybujący gdzieś w okolicy, najwyraźniej usatysfakcjonowany trafieniem Shawa. Darren sapnął pod nosem i pomknął w jego stronę, uderzając go mocno w stronę Ślizgona.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tym razem to Darrenowi dane było zlecieć z miotły. Solberg podleciał do niego, aby upewnić się, że jego partner do pałowania jeszcze żyje -Wszystko w porządku stary? - Zapytał widząc, jak Shaw chwyta się za bok i wsiada ponownie na miotłę. Tłuczek ma to do siebie, że raczej nie wybacza i nie przeprasza. Jak walnie, to walnie i leci dalej. W tym wypadku nie było inaczej i piłka po zatoczeniu zwycięskiego kółka nadziała się na Darrenową pałkę i została skierowana prosto w Maxa. Zła passa chyba już opuściła ślizgona, bo Solberg bez problemu i całkiem celnie odbił ją ponownie w stronę krukona.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Ta... - wyrzucił z siebie Krukon, cały czas czując ból w korpusie. Oboje dzisiaj oberwali tłuczkiem i oboje spadli z miotły - równy układ. Trening jednak wciąż trwał - zarówno Max, jak i Darren wciąż odbijali czarną kulę, na szczęście przez dalszą część bez większych przygód. Ich ćwiczenia potrwały jeszcze dobrą godzinę, zanim Shaw nie pokręcił głową i nie odbił tłuczka w kierunku murawy. Kula wbiła się w ziemię i zahamowała na wystarczająco długo, by pałkarz Ravenclawu zdążył do niej dolecieć i zapakować ją do skrzynki z piłkami. - Wystarczy na dzisiaj - powiedział, rozmasowując dający jeszcze o sobie znać bok - Trzymaj kciuki w sobotę - rzucił jeszcze, i pomaszerował do szatni by odstawić drużynową miotłę i zostawić piłki.
Wiedziała, że jej list nie był zbyt dokładny i zapewne nie wyjaśniał zbyt wiele profesorowi, toteż była wdzięczna, że mimo wszystko uznał, że ma czas, by z nią pomówić. Umiała odpowiednio dobierać słowa, ale gorzej było z wyrażeniem tego, czego sama chciała. Łatwo byłoby bowiem powiedzieć, że po prostu chce podyskutować o konstrukcji mioteł, gdyby nie to, że na razie zastanawiała się nad przystąpieniem do kursów i pójściem w tę stronę. Kariery zawodowej raczej nie rozpatrywała, chociaż po finale być może powinna wziąć to pod uwagę. Pewnie właśnie dlatego chciała poznać zdanie Walsha, potrzebowała kogoś, kto ma większe doświadczenie w tym zakresie i będzie w stanie coś jej podpowiedzieć, a może po prostu umocnić ją w tym nie do końca pewnym postanowieniu. Nie czuła się z tym jakoś szczególnie źle, nie miała przeświadczenia, że jest to krępujące albo cokolwiek takiego, po prostu nie odbierała tego w taki sposób i uważała to za coś całkiem normalnego. W końcu nauczyciele często doradzali swoim podopiecznym, gdy ci nabierali wątpliwości. I chociaż Walsh nie był opiekunem jej domu, to zajmował się dziedziną, która ją interesowała, więc to właśnie on powinien mieć w tym temacie najwięcej do powiedzenia. - Dzień dobry - powiedziała, odgarniając włosy za ucho, kiedy tylko dostrzegła profesora i podeszła do niego powoli. Nie przejmowała się dzisiaj sportowym strojem, więc przyszła na spotkanie w spódnicy i koszuli, które na pewno dodawały jej nie tylko elegancji, ale i lat. Nie bardzo wiedziała, jak ma zacząć temat i nie była pewna, czy jeszcze nie przeszkadza profesorowi w jakichś jego zajęciach, stanęła więc spokojnie w pewnej odległości, splatając ręce na piersi i czekając na reakcje ze strony mężczyzny. Teoretycznie miała jeszcze czas, całe studia przed sobą, Merlin raczy wiedzieć, ile dokładnie dni, ale to jej nie satysfakcjonowało, potrzebowała czegoś więcej, potrzebowała czegoś na kształt pewności albo czegoś, co mogłaby dogłębnie przeanalizować. Już teraz. Rozłożyć na czynniki pierwsze i uzyskać pewność w temacie, który ją interesował i dzięki któremu wiedziałaby ostatecznie, jak dokładnie ma żyć i dokąd ma się wybrać, gdy podejmie już decyzję w tym temacie.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Nazwanie listu Victorii niezbyt dokładnym było wielkim niedopowiedzeniem. Właściwie nie był pewny, o czym dziewczyna będzie chciała rozmawiać, tym samym nie wiedział, czy powinien coś ze sobą zabrać, czy nie. Postanowił zaryzykować i wziął ze schowka model Zmiatacza 11. Cóż, dobry klasyk nie jest zły, a miotła mogła się przydać jednakowo przy rozmowie o zawodzie twórcy mioteł, czy o tym, na co zwrócić uwagę przy kupowaniu własnej miotły. Nie był pewny, czego dziewczyna może od niego chcieć, ale liczył na to, że sprosta jej potrzebom. Inaczej będzie mieć żal do samego siebie. Dotarł na miejsce niewiele przed dziewczyną, co przyjął z ulgą. Nie lubił, gdy musieli na niego czekać, wolał sam być pierwszy, aby jeszcze przemyśleć trening, czy zajęcia. Teraz nie bardzo wiedział co, więc pozwolił miotle zawisnąć w powietrzu przed nim, a sam założył ramiona na piersi. Jemu również daleko było do typowego dla profesora stroju, chyba że mówić o jego typowym. Ot proste spodnie i zwykły, tym razem jasnoszary t-shirt. Gdyby było nieco chłodniej, z pewnością towarzyszyłaby mu skórzana kurtka, jednak poza możliwymi burzami, pogoda była idealna i nie wymagała dodatkowego okrycia. W końcu dostrzegł dziewczynę i uśmiechnął się ciepło do niej. Wyglądała tak, jakby wewnątrz niej toczyła się zażarta dyskusja. Pamiętał, że z krytyką sobie nie radziła, jednak nie jak ktoś niemający pewności siebie, a jak ktoś, kto wymaga od siebie perfekcji. Nie był pewny, czy się myli, ale nie zamierzał tego teraz sprawdzać. Poza tym, czy przypadkiem Fillin nie potwierdził jego zdania? Ciekawe, czy wciąż są razem. Młode serca, skłonne do gwałtownych porywów… Chyba po części im tego zazdrościł. - Dzień dobry! To słucham, w czym mogę pomóc? - zaczął, gdy tylko się zbliżyła, dostrzegając dopiero wtedy jej strój. - Widzę, że nie będziemy próbować nowych manewrów - dodał, z lekkim śmiechem w głosie. Dałoby radę latać bokiem, jak damy jeżdżą na koniach, ale nie gwarantował wtedy bezpieczeństwa lotu.
Victoria nie przypominała co prawda chmury gradowej, ale widać było, że w jej głowie toczy się jakaś walka, której nie umiała do końca zamknąć. Chciała poznać zdanie profesora, chciała przekonać się, czy jest w stanie jej coś doradzić, tym bardziej że słyszała przecież, iż kiedyś grał na poważnie. Nie wiedziała, czy jego słowa będą w stanie jej tak naprawdę pomóc, czy będzie mogła z nimi coś zrobić, odpowiednio je dopasować, ale dokładnie na to liczyła, starając się jednocześnie jakoś wszystko poukładać w głowie, by miało to sens. Potrzebowała jednak jakiejś rady, uwagi, innego spojrzenia, bo pytanie samej siebie ciągle o to samo, jakoś najlepiej jej nie wychodziło i potem efekty były, cóż, jakie były. Miała oczywiście jeszcze sporo czasu, nim ostatecznie będzie musiała wybrać zawód, myślała jednak przyszłościowo, a co za tym idzie, chciała wcześniej naszykować się na możliwości, jakie się przed nią otwierały. Nie zamierzała z nich rezygnować, nie zamierzała również odcinać się od innych dróg. Miała jeszcze rok, zanim pójdzie na studia, a zatem zanim przyjdzie jej się skupić na wybranych kierunkach, mogła zatem nadal myśleć, potrzebowała jednak zdecydowanie wyostrzonego spojrzenia. - Nie, zdecydowanie nie, profesorze - odparła i pokręciła lekko głową, po czym uśmiechnęła się do niego i założyła włosy za ucho. - Chociaż miotła może się przydać. Czy... mógłby mi pan powiedzieć nieco więcej na temat zawodowej gry? - poprosiła ostrożnie i spojrzała na niego uważnie, bystro, swymi jasnymi oczami, ciekawa tego, co może od niego usłyszeć. Może nieco kluczyła, ale to jednak było dla niej również istotne, było dla niej naprawdę ważne i nie chciała podejmować decyzji pochopnie, aczkolwiek już mówiła innym, o tym, że stworzy niezapomnianą miotłę, im dalej zaś się nad tym pochylała, tym bardziej nabierała pewności, że tak właśnie będzie. - Wiem, że pytanie pana, czy wytwarzanie mioteł jest trudne, nie ma sensu, ale... wydaje się panu, że to potrzebne? W dobie Nimbusów i Błyskawic? - dodała jeszcze, grzecznie, w końcu dokładnie taka była, a ponieważ nie miała żadnych powodów do tego, by się denerwować, próżno byłoby u niej szukać jakiegoś podenerwowania, irytacji, czy czegokolwiek takiego. Płynęła spokojnie, z zadowoleniem, a jednocześnie wyraźnym oczekiwaniem, chociaż nie spodziewała się cudów, czy coś podobnego, bo nie lubiła w ten sposób podchodzić do ważnych dla siebie spraw. Po prostu była ciekawa tego, co może usłyszeć, jednocześnie gotowa rozkładać to na części pierwsze, by stworzyć z tego odpowiedni, wyrazisty i ostry obraz, z jakiego stworzy sobie przyszłość. Była pewna, że kolejne elementy układanki pozwolą jej na to, by wiedzieć, w jaką ostatecznie udać się stronę.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Musiał powiedzieć, że gdyby był w tej chwili studentem, zdecydowanie próbowałby zakręcić się obok Krukonki. Była interesująca, a jemu sprawiało przyjemność obserwowanie jej rozwoju. Nie tak dawno dopiero dołączyła do drużyny i zdawać mogłoby się, że będzie raczej przeciętna. Jakim więc zaskoczeniem był finał, gdy jako szukająca złapała znicz przed Davies. Pamiętał, że sama zdawała się być zdziwiona swoim osiągnięciem, ale cóż, było z czego być dumnym. Szczególnie że na testach, choć nie poszło jej najgorzej, nie powiedziałby, że będzie tak świetnym członkiem drużyny. To z kolei przypomniało mu znów finał i to, jak cudowne było to widowisko i nie mógł nie uśmiechnąć się o wiele szerzej do Victorii, niż powinien, gdy potwierdziła, że nie będą raczej latać. Zaraz jednak dziewczyna wyjaśniła, w czym rzecz i aż wciągnął głęboko powietrze, przeciągając dłonią po karku. - No to muszę powiedzieć, że masz całkiem ciekawe pytania - zaśmiał się w końcu, pozwalając miotle zawisnąć w powietrzu między nimi i chwilę wpatrując się w nią. Od czego miał zacząć? Zaśmiał się cicho pod nosem, wspierając dłonie na biodrach i spojrzał na Brandon z uśmiechem. - Pokolei. Gra zawodowa, jako gra sama w sobie nie różni się szczególnie mocno od naszych szkolnych rozgrywek, choć oczywiście trwa dłużej, jest nieco brutalniej i zdarza się więcej kontuzji - zaczął od sprawy najprostszej, a więc samej gry. O tym, że była na wyższym poziomie, nie musiał mówić. - Jest więcej treningów niż tutaj, masz narzuconą dietę. Trenerzy drużyn stale kontrolują, kto jest w jakiej formie, aby zmieniać zawodników, a czasem próbują wykupić co lepszych z przeciwnych drużyn. Jeśli kocha się grę, trzeba sporo wysiłku włożyć, aby nie wypaść z niej no i nie można poddawać się całej polityce rozgrywek - odparł, starając się jak najkrócej opisać przebieg kariery zawodowca. Ciągłe treningi i często zbyt restrykcyjna dieta doprowadzały niektórych do ciężkiego stanu. Źle się to obserwowało, a teraz miał jeszcze wrażenie, że z Hemah było podobnie. Należało mimo wszystko zachować ostrożność, ale domyślał się, że o tym panna Brandon pamiętałaby. Nie wyglądała na kogoś, kto pozwoli sobą dyrygować. - Co się tyczy mioteł... Spójrzmy na klasycznego Zmiatacza - wskazał gestem lewitującą przed nimi miotłę. - To była świetna miotła swego czasu, odkrycie, przełom wśród mioteł sportowych. Pozbawiona wszelkich dodatków, jak czujnik mgły, przyspieszająca do siedemdziesięciu mil na godzinę. To naprawdę było coś... Ale proszę, minęło parę lat i jak sama zauważyłaś, mamy dobę Nimbusów i Błyskawic, których świetność też przeminie - stwierdził, patrząc na nią wymownie. Czy był sens w tworzeniu nowych mioteł? A dlaczego ciągłe wymyślano nowe szaty wyjściowe, nowe modele samochodów u mugoli, albo poszukiwano nowych rdzeni do różdżek. Każdą dziedzinę można było rozwijać, a i każdy czarodziej miał swój pomysł na coś nowego. Jeśli tylko Victoria widziała w swojej wyobraźni nową miotłę, która byłaby jej dziełem, jej cegiełką w potędze rodu, nie widział przeszkód, żeby nie miała spróbować. - Jeśli chciałabyś tworzyć miotły, musiałabyś przetestować obecne najlepsze modele, w każdych warunkach, żeby zebrać dostatecznie wiele informacji. Ewentualnie pytać właścicieli, ale to nie zawsze da pożądany efekt. Żeby osiągnąć sukces, musiałaby w jakiś sposób zaskoczyć użytkowników, wyjątkowym wyglądem, a może jakimś dodatkiem?
Należało zacząć od tego, że była Brandonem. Rzadko kiedy w jej rodzinie trafiał się ktoś, kogo można by określić mianem miernoty. Wychowana w taki, a nie inny sposób, nastawiona na to, że ma zwyciężać, nie mogła sobie pozwolić na przegraną, nie mogła sobie pozwolić na to, by być jedną z tłumu, a nie kimś, kto po prostu się wyróżnia na tle innych, kto jest wybitny, kto osiąga to, co chce. A właśnie do takich jednostek zaliczała się dziewczyna i nie zamierzała pozwalać na to, by być po prostu marnym tłem, które nie jest w stanie w żaden sposób zabłysnąć. Była kimś i kimś miała pozostać, uważała, że świat był po prostu zobligowany do tego, by poznać jej imię, by zapamiętać ją jako jedną z Brandonów, jako jedną z tych, która naprawdę coś osiągnęła. Wiele osób mówiło o jej dziadku, pamiętało go, kiwało głowami nad jego wielkością i to było coś, czego Victoria po prostu oczekiwała. Zamierzała, jakkolwiek by to nie brzmiało, zająć jego miejsce, pokazać, że jest w stanie poprowadzić swoją rodzinę w równie zaszczytne miejsca, co on. Czy była egoistyczna? Z pewnością. Czy była gotowa wędrować po trupach do celu? Wiele właśnie na to wskazywało i chyba nie zamierzała tego tak zostawiać, chyba nie zamierzała po prostu uznawać, że jest jedną z wielu i to jej wystarczy. - Proszę mi wybaczyć, profesorze, ale uznałam, że najlepiej będzie o tym z panem porozmawiać. Ma pan na pewno inne spojrzenie na sprawę, na dokładkę o wiele szersze niż ktoś, kto zajmuje się jedynie wycinkiem tej sprawy - powiedziała i lekko pochyliła głowę, w geście przeprosin, później zaś uśmiechnęła się lekko i założyła za ucho niesforne kosmyki jasnych włosów. Uważnie wysłuchała tego, co mężczyzna miał do powiedzenia, analizowała to i jeśli jej się przyglądał, niewątpliwie mógłby stwierdzić, iż rozbiera to wyraźnie na części pierwsze, całokształt sprowadza do niewielkich kawałków jednego wielkiego obrazu, jaki się przed nią rysował, a jej się to naprawdę bardzo podobało. W końcu nieznacznie skinęła głową. - W takim razie zawodowa gra nie brzmi jak coś, co byłabym w stanie zaakceptować. Nie mam zresztą dostatecznych umiejętności, prawda? - odezwała się po chwili, całkiem spokojnie, spojrzała również na profesora. Zachowywała spokój, ale doskonale wiedziała, że kiedy tylko potwierdzi, to na pewno ją to zaboli, niemniej jednak wolała znać najgorszą prawdę, niż najpiękniejsze nawet kłamstwo, postanowiła jednak dzielnie stłumić w sobie gniew i ból, jakie na pewno się pojawią. Decydowała jednak o swojej przyszłości, a ta nie mogła sprowadzać się do czegoś, czego nie chciała, musiała być czymś, co było co najmniej wyjątkowe, z takiego dokładnie wychodziła z założenia. - Może pamięta pan, profesorze, że najpiękniejszą miotłą, przynajmniej dla mnie, jest Księżycowa Brzytwa. Chciałabym... stworzyć coś równie niesamowitego, ale dostosowanego do współczesnych wymogów prędkości i wysokości - przyznała prosto, mówiąc o tym, jak o czymś, co było właściwie pewne i pokiwała nieznacznie głową. - Testowanie mioteł brzmi jak coś, co mogłabym zrobić, nawet teraz. Byłby pan skłonny pomóc mi w tym przedsięwzięciu?
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Czasami, gdy tak patrzył na co ambitniejszych przedstawicieli młodzieży, zaczynał zastanawiać sie, czy to z nim jest coś nie tak, czy to jemu brakuje ambicji, czy zwyczajnie on już osiągnął wszystko, co mógł. Ostatecznie nie potrafiłby powiedzieć, że zmarnował swoje życie, choć może nie wykorzystał w pełni otrzymanych szans. W szkole skupiał się jedynie na quidditchu, później podróżował, chcąc szerzyć miłość do tego sportu poza Anglią, na Wschodzie w szczególności. Poznawał przy tym różne kultury i, co nie było powszechnie znane, kuchnię, skupiając się głównie na mięsnych daniach. Ostatecznie, choć dostał się do drużyny i nawet było o nim słychać trochę, zrezygnował i zaczął uczyć w Hogwarcie. Podobno miało mu to wyjść na lepsze, niż zostanie trenerem, ale wciąż jeszcze nie był pewny. A tu proszę, dziewczyna chciała stworzyć coś nowego, zostawić tym samym ślad po sobie. Uśmiechnął się lekko, kącikiem ust, czując, że może to osiągnąć. Nie musiała go przepraszać, co wyraził spojrzeniem z ukosa, jakie jej puścił. Uniesiona brew mówiła tylko "naprawdę?", choć musiał przyznać, że ma naprawdę wiele taktu w sobie. Ciekawe, czy była tego nauczona, czy też miała wrodzony talent do tego typu zachowań. Jemu przydałoby się trochę ogłady, choć nie narzekał. Może nie miał przez to szerokiego grona znajomych, ale nie mógł narzekać. Opowiadał jej o zawodowej grze, a gdy uznała, że to nie dla niej skinął z namysłem głową, bardzo powoli. - Wielu z członków drużyny trenuje w niej od dawna, mając tym samym więcej doświadczenia. Jeśli tu miałbym coś powiedzieć... Zdecydowanie masz smykałkę, talent, którzy pozwala na grę w szkolnej drużynie. Było to widać na testach i ostatnim meczu. Jeśli jednak chciałabyś grać zawodowo, powinnaś spędzić więcej czasu na miotle i doszlifować to, co w tej chwili już potrafisz - odpowiedział spokojnie, bez owijania w bawełnę, choć nie tak brutalnie jak mogła się spodziewać. Ostatecznie była dobra, pokazała to na zajęciach oraz w trakcie finału. Nie mógł odmówić jej talentu, jednak za mało ćwiczyła. Była jak ten nieoszlifowany diament, którego potencjał należy wyciągnąć na światło dzienne. Mógł zalśnić bardziej od innych, ale mógł być również o wiele mniejszym, tego jednak na tym etapie, Josh nie mógł przewidzieć. Zamyślił się chwilę, gdy powiedziała, co było jej celem, po czym uśmiechnął się z wyraźną aprobatą. - Przy tworzeniu, czy nawet planowaniu takiej miotły należy pamiętać o temperaturze, która gwałtownie spada, im wyżej się leci, a także o samolotach mugoli. Myślę jednak, że to całkiem dobry pomysł. Wiele mioteł zwalnia, im wyższy pułap osiągają, a czasem grozi to zniszczeniem miotły. Nie jeden szukający musiał rezygnować ze złapania znicza, gdyż ten mały cholernik uciekł naprawdę wysoko - odpowiedział w końcu, uśmiechając się szerzej, jakby z lekkim rozmarzeniem, na wspomnienie dawnych rozgrywek. Ile razy dzięki temu, druga drużyna zyskiwała na czasie, aby nadgonić ze wbijaniem kafla! - Mogę pomóc. Będę starał się wskazać ci, na co musisz zwrócić uwagę. Możemy mieć jednakże problem ze skorzystaniem z Błyskawicy, chyba że weźmiesz drużynową, bo chyba macie w swoim sprzęcie, prawda? Właśnie, zabezpieczenie, które mają Błyskawice - wygrawerowane dane właściciela, przez co nikt inny nie może latać miotłą. Co o tym myślisz? - spytał, przyglądając się jej uważnie. Sam nie był z tego zadowolony i po czasie wolał kupić Nimbusa.
Ambicja była tym, co właściwie Victorię rozsadzało od środka, nie umiała usiedzieć na miejscu, nie umiała postępować tak, jak inni, którzy zakładali, że jakoś to będzie, dla niej najważniejsze było osiągnięcie sukcesu, prawdziwego szczytu, złapanie czegoś, co było dla innych nie do dostania, nie zadowalała się jedynie półśrodkami, nie odpowiadały jej jakieś poboczne nagrody, to nie było dla niej, ona brała albo wszystko, albo nic, bo naprawdę nie była w stanie podchodzić inaczej do swojego życia. I chociaż doskonale wiedziała, że niektórzy uważali, iż jej postępowanie jest nieco przerażające, nie zamierzała się tym ani trochę przejmować, odpowiadało jej to i nie chciała się zatrzymywać, skoro już raz się rozpędziła. Jej podróż była naprawdę prędka i wiodła jedynie na szczyt, mogła mieć jakieś przystanki po drodze, ale nie zakładała porażki, bo po prostu nie było jej na nią stać. Była wręcz przeraźliwie zdeterminowana, by pokazać wszystkim, iż po prostu jest kimś, kimś więcej, niż jakimś tam marnym uczniem stojącym w szeregu, to nie było bowiem coś, co by ją satysfakcjonowało, choćby w najmniejszym stopniu. - Mogłabym, ale wydaje mi się, że to mnie jednak nie satysfakcjonuje. Być tylko jedną spośród wszystkich w drużynie? Nie sądzę, profesorze - powiedziała, a w kąciku jej ust zadrgał lekki uśmiech. Jej oczy błysnęły i podziękowała za pochwałę, ale po tych kilku zdaniach była właściwie przekonana, całkowicie pewna, że są rzeczy, po jakie nie powinna sięgać. Nie była człowiekiem, który giąłby się jakoś mocno pod naciskami innych, zatem konkretne treningi, ustalenie diety, to wszystko nie było po prostu dla niej, ani trochę jej nie odpowiadało i chyba nie było szans, żeby to zmienić. Chciała być kimś, ale nie w tłumie, chciała być kimś dla samej siebie i kimś, czyje nazwisko będzie na ustach innych. To, jednak gdy teraz o tym myślała, wykluczało grę. Musiałaby zostać wybitną szukającą powołaną do składu narodowego, ale miała wrażenie, że to się nigdy nie stanie, a co więcej, to nie była zupełnie jej droga. - Konieczne jest nałożenie na nią odpowiednich zaklęć, ale również znalezienie drewna, które znosi nie tylko różne temperatury, ale również zmiany ciśnienia, deszcz, czy słońce. Jest wiele czynników, jakie na pewno należy brać pod uwagę, bo ułożenie, które pozwoli wznieść się wysoko, niekoniecznie będzie już dobre dla prędkości - powiedziała na to i pokiwała lekko głową, widać było, że nie podchodziła do tego tematu jak całkowity laik, miała już doświadczenie, może nieco czytała, a może jednak słuchała swojej rodziny, kiedy ta brała się za tworzenie magicznych pojazdów, dzięki którym można było przemieszczać się na znaczne odległości. Na pytanie profesora nieznacznie wzniosła brwi, a następnie postukała opuszkami palców po wargach. - Że to sprytne i głupie jednocześnie. Trudno taką miotłę skraść, ale w krytycznej sytuacji nie ma nikogo, kto mógłby przy jej pomocy nas uratować. O wiele lepszy byłby system namierzający miotłę albo zmuszający ją do powrotu do właściciela i jestem pewna, że coś podobnego można stworzyć, to tylko prosta kombinacja kilkunastu zaklęć, a to, nie stanowi dla mnie problemu, profesorze - stwierdziła i spojrzała na niego poważnie, aczkolwiek nieco hardo. - Wszystko jest tylko kwestią cierpliwości i wielu prób.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Uśmiechnął się nieznacznie, a jego spojrzenie błysnęło rozbawieniem. Każdy pracodawca tej dziewczyny będzie mieć z nią problemy. Był o tym przekonany już w tej chwili i cieszył się, że mimo wszystko z nim nie walczyła. Nie był pewny, czy potrafiłby ją utemperować, choć z drugiej strony… Zbyt duże ambicje, zbyt wielka pewność siebie, mogły stać się czyimś wrogiem, miast sprzymierzeńcem. Nie chciał jej źle wróżyć, ale był już przekonany, że będzie mieć problemy z pokorą, skoro wykazywała już w tej chwili tak wielkie ambicje. W tej chwili ukształtowało się w nim jedno postanowienie - będzie obserwował jej rozwój, w jakim kierunku pójdzie. Nie skomentował więc słów dotyczących gry zawodowej. Nie było ku temu konieczności, skoro sama jasno postawiła sprawę. Co innego rozmowa o przyszłej miotle spod ręki Brandonów. Nie, poprawka, spod ręki Victorii Brandon. Trzeba przyznać, że najwyraźniej imię zobowiązywało. - Drewno lekkie, ale wytrzymałe. Znoszące niskie, ale i wysokie temperatury… Nie wiem jak podatność na zaklęcia, ale mogłabyś spojrzeć uważniej na dość prosty bambus. Jeśli się nie mylę, są w Europie odmiany mrozoodporne - wtrącił lekkim tonem, przypominając sobie znów słowa ojca, gdy chciał go zainteresować czymś z dziedziny mugoli. Oczywiście temat urwał się, gdy tylko stwierdził, że mają nawet bambusowe różdżki. A może z eukaliptusa one są? W każdym razie skoro mugole robią wszystko z bambusa, dlaczego nie mogłaby być z niego miotła? Później zostałaby kwestia witek, dobrania odpowiednich do korpusu miotły, ale z całą pewnością dziewczyna poradziłaby sobie. O ile bambus się nadawał i o ile odpowiadałby jej założeniom. Cieszył się, że nie podchodziła do tematu lekkomyślnie, jakby był jej kaprysem. Już teraz widział, że siedziała w temacie, choć z pewnością więcej wyniosła z zakresu magicznych pojazdów. Teraz słuchał jej słów w sprawie zabezpieczeń Błyskawicy i uśmiechał się z zadowoleniem, czego nie ukrywał. Podobało mu się jej podejście do tematu. - Musisz jeszcze zastanowić się, czy ma to być typowo sportowa miotła, czy pod podróże. Jedna musi być bardziej zwrotną, druga stabilna - dodał, kiwając lekko głową do jej zapewnień, że zaklęcia nie stanowią problemu. Wierzył jej i nie mógł się doczekać prac nad miotłą.
Ambicja i konieczność bycia najlepszym, były dla niej niesamowicie męczące, nie było jednak dla niej innej drogi. Każdy Brandon miał być kimś i dokładnie to w nią wpajano od samego początku, to na tym koncentrowało się jej życie, to tego od niej oczekiwano, a powtarzając ciągle, jak mocno przypomina dziadka, rozbudowano w niej poczucie, że musi po prostu stać się kimś niemalże legendarnym, jeśli chodzi o jej ród. To na pewno nie było dobre, ale jednocześnie spowodowało, iż stała się ostra, zadziorna i naprawdę trudno było sobie z nią poradzić, wiedziała, mniej więcej, czego chce i nie dało się jej zatrzymać w miejscu, była niczym rozpędzona machina, która nie zamierzała się zatrzymywać, nim nie osiągnie ostatecznie celu, ten zaś, po tej krótkiej wymianie zdań, zdawał się być dla niej już całkowicie jasny. Nie mogłaby być zawodowcem, bo po prostu nie byłaby w stanie ulegać temu, czego by od niej wymagano, wszystko wskazywało na to, że powinna sama dyktować sobie warunki, wyznaczać cele i dążyć do tego, by faktycznie osiągnąć sukces. Nie zamierzała zatrzymywać się w swoim biegu, co to, to nie. - Bambus? Cóż, to może być równie ciekawe drewno, jak drewno eukaliptusa, dostatecznie mocne, żeby znosić więcej, niż inne rodzaje roślinności. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę konieczność zamknięcia w nich zaklęć, lepsze mogą być drzewa różdżkowe, które są w stanie znosić odpowiednie rdzenie. Być może istnieje sposób na połączenie tego wszystkiego w całość - stwierdziła za namysłem i widać było po niej, jak już w tej chwili rozkłada to wszystko na czynniki pierwsze, starając się osiągnąć we własnej głowie jakiś satysfakcjonujący wynik, po który byłaby skłonna sięgnąć. Bawiła się tym wszystkim, tą myślą o tym, co dotyczyło jej przyszłości, ale jednocześnie, mimo wszystko, nie oczekiwała odpowiedzi już teraz. Dostrzegała jednak kierunki, w jakie powinna się udać, by móc później powiedzieć, że dobrze zaczęła. - Wiem. Ale kto powiedział, profesorze, że zamierzam ograniczać się do jednej z nich? - powiedziała na to, a jej jasne oczy zabłyszczały. Widać było, że miała swoje zamiary, widać było, że łatwo nie chciała odpuszczać, a skoro już się czegoś uchwyciła, to była pewna, że sobie z tym poradzi. Odgarnęła za ucho kosmyki jasnych włosów, a później nieznacznie pokiwała głową. - Wybiera się pan na wakacje? Ze szkołą? Jeśli tak, być może znalazłby pan czas, żeby faktycznie przetestować ze mną część z tych mioteł? Od czegoś w końcu muszę zacząć, jak pan zauważył - zapytała zaraz, może nieco bezczelnie, ale mimo wszystko wiedziała, że to właśnie profesor będzie mógł jej pomóc, ostatecznie bowiem miał doświadczenie, którego jej brakowało, wyczucie, które musiał wyrobić sobie przez lata ćwiczeń, a na dokładkę dochodziła jeszcze ich różnica wzrostu. I ciężaru. Victoria była raczej średniego wzrostu, ale przy tym wiotka i lekka niczym trzcina, a Walsh był mężczyzną wysokim i postawnym, więc nie było szans, żeby miotły po prostu reagowały przy nich dokładnie tak samo.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Przyglądał się dziewczynie, gdy słuchała jego słów i rozważała je. Mogłaby być całkiem ciekawym obiektem obserwacji, gdyby był jej rówieśnikiem i miał okazję uczęszczać z nią na zajęcia. Zastanawiał się, czy analizuje każde słowo, czy rozkłada całość na części pierwsze, porównuje ze zdobytą już wiedzą, czy po prostu zapisuje gdzieś w pamięci uwagi innych, aby w samotności się im dopiero przyjrzeć. Nie potrafił przez to, a nawet nie chciał, ukryć uśmiechu przepełnionego dumą. - Mogłabyś porozmawiać z kimś z rodziny Fairwynów, albo po prostu kimś, kto zajmuje się różdżkarstwem, aby porównać wiedzę w sprawie drewna. Jednakże, choć trzon miotły jest ważny, musisz równie mocno skupić się na witkach i okuciach. Ostatecznie to one pomagają przy zwrotach, są jakby motorkiem miotły - zauwazył jeszcze, zastanawiając się, czy jest jeszcze coś, co należało na samym początku wziąć pod uwagę. Jednocześnie, gdzieś w tle myśli, pojawił sie pomysł ze zrobieniem miotły na bazie różdżki, z rdzeniem wspomagającym latanie, ale zaraz uznał to za dość ryzykowne. Nie wiadomo, jak miotła zachowywałaby się przy różdżce i czy nagle nie okazałoby się, że również rzuca zaklęcia. Choć pewnie wielu byłoby tym zachwyconych, tak lepiej nie ryzykować. Zaśmiał się cicho, gdy skutecznie uciszyła go w kwestii wyboru miotły. Jeśli rzeczywiście miała tak dalekosiężne plany, istniał cień szansy, że ród Brandonów wybije się na kolejnym tle transportu i życzył jej tego. Był ciekaw, jak nowa miotła odnalazłaby się na rynku, a słysząc o planach Victorii, wiedział już, że Nimbusy i Błyskawice miałyby niemałą konkurencję. - Jadę i z miłą chęcią pomogę. Myślę, że na brak czasu nie będę mógł narzekać, więc na spokojnie będziemy mogli się skupić na testach. Na pewno wezmę swoją miotłę, więc jedna będzie na pewno gotowa do testów, a reszty poszukamy na miejscu - zgodził się, w duchu zastanawiając się, co tak właściwie szkoła zaplanowała na wyjazd. Dzicz? Pustynię? Miasto? Góry? Morze? Niezależnie od planów, podejrzewał, że nie będzie mieć grafiku zapchanego w każdym stopniu. Dodatkowo przecież pomoc jej wpisuje się w zajęcia dla opiekuna, prawda? Wszystko pasuje.
Analizowała dokładnie wszystko. W jej przypadku każda sprawa musiała zostać rozłożona na czynniki pierwsze, musiała się jej przyjrzeć, musiała sprawdzić, co dokładnie się w niej kryje i jak wygląda, musiała mieć pewność, że wie absolutnie wszystko na dany temat, inaczej nie mogła i nie chciała do tego podchodzić, nic zatem dziwnego, że jej życie bywało, cóż, co najmniej skomplikowane. Nie umiała, pod wieloma względami, płynąć z prądem, a niektóre sprawy musiała mieć tak dopięte na ostatni guzik, że można było udusić się w gorsecie, jaki nosiła. Odetchnęła teraz nieco głębiej, słuchając tego, co ma jej do powiedzenia i w końcu pokiwała głową. - Bez dobrego drewna, ani witki, ani okucia na nic się nie zdadzą. Wiem, profesorze, wszystko musi być do siebie doskonale dobrane, a to powoduje, że tak naprawdę powinnam pomyśleć o rozebraniu jakiejś miotły na części pierwsze i przekonaniu się, co dokładnie w niej siedzi - stwierdziła, nadal analizując tę sprawę i starając się spojrzeć na nią pod właściwym, jej zdaniem, kątem. Czy to było trudne albo w jakikolwiek sposób bolesne? Nie, ani trochę. Można powiedzieć, że bawiła się właściwie całkiem dobrze, a skoro pewne kwestie już ustaliła, było o tyle łatwiej. Zerknęła bystro na swojego rozmówcę, jakby chciała sprawdzić, co wywołało ten śmiech u profesora, w końcu nie chciała, żeby brał ją za jakąś skończoną wariatkę albo dziecko, które nie wie, kiedy należy przestać marzyć, ale nic nie wskazywało na to, żeby z jakiegoś powodu było z nią źle, czy cokolwiek podobnego. Wydawało jej się nawet, że profesor jest w pewnym sensie zadowolony. Oczywiście, daleko mu pewnie było do jej ekscytacji - której nie wyrażała tak wprost, jak można by się spodziewać - ale i tak nie czuła, by uznawał ją za kogoś niezrównoważonego, a to był całkiem spory plus, nie da się ukryć. - Mogłabym poprosić rodziców o zgodę na zabranie Księżycowej, ale nie sądzę, by byli temu nazbyt przychylni - powiedziała z namysłem i nieznacznie zmarszczyła brwi, bo faktycznie, nie wydawało jej się, by miała w tym zakresie faktycznie uzyskać jakąkolwiek zgodę. Mogła się oczywiście mylić, taka możliwość również była, ale nie zamierzała się nadmiernie zapalać. Tak czy inaczej - wykonała ruch, który w jej wypadku był wyuczony ze względu na jej pochodzenie - dygnęła elegancko i spojrzała poważnie na Walsha. - Dziękuję panu za pomoc. Może wydaje się panu, że to była krótka rozmowa, ale teraz więcej rozumiem. Cieszę się również, że zgodził się pan udzielić mi pomocy - dodała, nim grzecznie się z nim pożegnała, czując, że te wakacje mogą okazać się naprawdę ciekawe. Liczyła na to, że uda jej się wszystko złożyć w całość i odszukać dokładnie tę drogę, jakiej sama potrzebowała. Właśnie tak chciała na to spoglądać, a wydawało jej się, że profesor może w tym wszystkim pomóc.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Zmarszczył brwi, zwilżając końcem języka usta, gdy spoglądał na moment ponad głową Victorii. Potrzebowałaby rozłożyć miotłę na czynniki pierwsze? Miotła chyba nie musiała już latać? Spojrzał na dziewczynę, wyraźnie bijąc się z myślami. Uniósł dłoń, pocierając nią brodę. Już czuł, że ten pomysł może być dobry i bolesny w jednym. - Jeśli chciałabyś, mogę zabrać na wakacje i przeznaczyć na twoje badania, moją starą miotłę. Jest nadpalona i niezdatna do użytku, a wymiana witek kosztowałaby więcej niż kupno nowej, ale ciężko mi ją tak po prostu wyrzucić. Błyskawica - zaproponował, ale w jego tonie było słychać, że jest to raczej pytanie retoryczne. Zamierzał zabrać miotłę i dać ją dziewczynie do swoich testów. Będzie mogła rozebrać ją na części pierwsze, aby sprawdzić, jak wszystko jest ze sobą połączone, jakich zaklęć użyto. Przynajmniej nie uszkodzi żadnej miotły, a wyniesie z tego cenną lekcję przed stworzeniem swojej, o ile nie zmieni zdania w trakcie nauki. Spojrzał na nią jeszcze raz, aby upewnić się, że raczej dziewczyna podjęła decyzję ostateczną. - W porządku... Nie wiem, gdzie jedziemy, ale może na miejscu ktoś będzie mieć i nam pożyczy na testy - stweirdził prosto, kiwając lekko głową. O dziwo, zaczynał czuć, że będzie się niecierpliwił, aż będzie mógł naprawdę przeprowadzić testy różnych mioteł i porozmawiać o nich z Brandon. Nie robił czegoś takiego od bardzo dawna, a z miłą chęcią przyjmie dodatkowe zajęcie. Zaskoczyło go jej lekkie dygnięcie, ale skinął jej uprzejmie głową, uśmiechając się wesoło. Właściwie to uśmiech nie schodził z jego twarzy, a jedynie poszerzał się, albo zajmował jedynie pół twarzy. - Cieszę się, że mogłem teraz pomóc i że jeszcze na coś się przydam później. Jesteśmy w takim razie umówieni na testy mioteł, a teraz powodzenia na egzaminach życzę - pożegnał się z dziewczyną i jeszcze chwilę został na boisku, aby zwyczajnie wsiąść na miotłę i wykonać parę okrążeń w połączeniu z niewielkimi akrobacjami, zwodami. Skoro już był na dworze, chciał to wykorzystać do końca. Dopiero godzinę później wrócił do gabinetu, odłożywszy szkolną miotłę do schowka.
/zt x2
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Późnym popołudniem na małym boisku quidditcha widać było co najmniej kilka osób - para Krukonów trenowała łapanie znicza używając jakiejś taniej, nieruchawej repliki, pewien Puchon odrabiał najprawdopodobniej szlaban, przycinając za pomocą ręcznej - specjalnie zwężonej - kosiarki trawnik, paru Gryfonów rzucało do siebie kafel, próbując ćwiczyć skomplikowane formacje przeznaczone dla ścigających. Był tam także Darren Shaw - świeżo po krótkiej rozgrzewce, pochylony nad szkolną miotłą której witki trzeba było nieco naprostować, czekający na Maxa Solberga z którym umówiony był na kolejną już, krótką sesję treningową. Sezon jeszcze się nie rozpoczął - ale im prędzej każdy zawodnik osiągnie docelową, szczytową formę, tym lepiej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jeszcze nigdy chyba nie zdarzyła się sytuacja, żeby Max odmówił wspólnego treningu. Jak tylko padła propozycja ze strony Darrena, Solberg od razu zaproponował termin i o umówionym czasie, ze szkolną miotłą pod pachą, leciał już na szkolne boisko. Dosłownie groszy brakowało mu jeszcze na nową miotłę, a Max wolał dokonać jednego porządnego zakupu, niż w następnym sezonie zmieniać sprzęt, bo ten akurat zacznie już nawalać. Nim jednak będzie mógł nacieszyć się nowym środkiem transportu zamierzał dawać z siebie ile mógł na prywatnych treningach ze znajomymi. W końcu sezon niedługo się rozpocznie i trzeba było być w jak najlepszej formie. Nigdy nie przeszkadzało mu, że ćwicząc jednocześnie wspomagał graczy z przeciwnej drużyny. Wychodził z założenia, że może się nauczyć od lepszych i chciał z tego skorzystać. A że w tym roku w końcu trafił do głównego składu ślizgonów to trzeba było dać z siebie wszystko. -Widzę, że mamy dzisiaj małą widownię. - Przywitał się z krukonem jednocześnie wskazując na pozostałych uczniów, którzy obecnie zajmowali boisko. -Trzeba pokazać im jak się lata, no nie? - Zażartował zdejmując sobie z ramienia miotłę i przygotowując się do treningu.-Właśnie, stary gratuluję nowej odznaki! - Przybił jeszcze kumplowi piątkę, bo jakoś wcześniej nie miał okazji życzyć mu szczęścia na stanowisku prefekta. -To co, mała rozgrzewka? - Krzyknął do Darrena już z powietrza. Wyciągnął różdżkę zza pasa i szybkim zaklęciem wyczarował lewitujące w powietrzu słupki.
Kostki: Rozgrzewka banalna. Rzucamy k6 żeby zobaczyć, jak dobrze nam poszedł slalom między słupkami. Słupki są magiczne i z każdego wyskakuje sprężynowa pałka, którą należy ominąć. Kostka \ wskazuje ile razy nie udało się uchylić i dostaliśmy gumową pałą prosto w cielsko.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren wyszczerzył zęby, kiedy Max pogratulował mu odznaki. Kogo jak kogo, ale jego spodziewał się spotkać przynajmniej kilka razy podczas nocnych wojaży po zamku - może wtedy uda mu się odjąć jakieś punkty Ślizgonom, bo do tej pory jednak niestety nie miał jeszcze okazji. - Bez rozgrzewki ani rusz - przyznał Shaw, po czym wskoczył na miotłę i rzucił się na pierwszy ogień między słupki wyczarowane przez Ślizgona. Slalom wyszedł mu całkiem przyzwoicie - ostatecznie, kiedy wylądował z powrotem na murawie, rozcierał tylko dwa poobtłukiwane miejsca, lewe ramię oraz goleń, które na zakrętach nie omieszkały obić gumowe pałki. - Au, au - syknął chłopak, przez chwilę mając ciężar ciała na lewej nodze - No, powodzenia - powiedział do Maxa, samemu stukając różdżką w bolące miejsca i uśmierzając ból podstawowymi urokami leczniczymi.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Patrząc, jak krukon sprawnie radzi sobie ze słupkami, Max pomyślał, że niebiescy chyba naturalnie nie wychodzą z formy. Ostatni trening z Julią wyglądał bardzo podobnie. Ślizgon miał nadzieję, że tym razem to on będzie w lepszej formie niż podczas spotkania z dziewczyną, bo Merlin mu świadkiem, że jego mięśnie kompletnie go nie słuchały. -Całe szczęście, że to tylko gumowe pałki. Zobaczymy jak mocno mi się oberwie. - Skwitował i ruszył przed siebie. Solberg kompletnie nie mógł wbić się w rytm i o ile nie wleciał bezpośrednio na żaden słupek, tak udało mu się tylko uchylić przed dwoma atakami z ich strony. W dodatku ostatnia pałka walnęła Maxa prosto w twarz, przez co o mało nie zleciał z miotły. -Mam nadzieję, że jakoś przeżyję ten trening. - Zaśmiał się rzucając na obolałe miejsca szybkie zaklęcie łagodzące ból. Następnie ponownie machnął różdżką i słupki zmieniły swoją pozycję na poziomą. -To co, czas na slalomik w drugiej płaszczyźnie? - Zapytał gotowy na kolejny wpierdziel gumowymi pałkami.
//Zasady jw.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Ostatnim razem było chyba gorzej - zaśmiał się Darren, przypominając sobie jak na ich ostatnim treningu oboje zostali porządnie poturbowani przez odbijany do siebie nawzajem tłuczek. Kolejnym machnięciem różdżki Solberg zmienił położenie słupków - teraz były po prostu ułożone w płaszczyźnie poziomej, nie czekając więc zbyt długo Shaw ruszył w kolejny slalom. Jeśli o poprzednim można było powiedzieć że wyszedł mu całkiem przyzwoicie - w końcu oberwał tylko dwa razy! - to ten poszedł mu po prostu fenomenalnie, gdyż tylko jedna gumowa pałka zaledwie musnęła go po plecach. Shaw wylądował, poprawił włosy zmierzwione przez szybki lot i oparł się o miotłę. - Nawet przyjemny ten masaż - powiedział, rozciągając się jeszcze i obserwując jak Max radzi sobie z torem przeszkód.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Odpowiedział kumplowi równie szczerym śmiechem, bo bardzo dobrze pamiętał ich ostatnie wspólne latanie. -No tak, wtedy to cudem uniknęliśmy szpitalnego. - Jako, że był to dopiero początek roku, specjalnie zadbał, by pałki wychodzące ze słupków były dzisiaj gumowe. Nie wyobrażał sobie nabawić się kontuzji już pierwszego dnia i być wykluczonym ze wszystkich meczy do końca roku. -Kurde, Darren muszę uważać na Ciebie na boisku, jak będziesz tak latał na meczach! - Skomentował z uznaniem rozgrzewkę krukona, który tylko raz oberwał. Przyszła i kolej na Solberga, który ponownie minął się ze szczęściem. Oberwał od każdego jednego słupka na swojej drodze. Tors, kończyny i głowę miał poobijane, ale nadal żył co wyglądało na dobry znak. -Nie masz przypadkiem licencji magimedyka? - Spytał pół żartem pół serio. Skoro to była dopiero rozgrzewka, bał się co będzie dalej. Prostym zaklęciem usunął z boiska słupki, a w ich miejscu powstały tarcze. -Dobra to lecimy w pałowanko do celu. Chyba znasz zasady? - Zapytał podlatując na murawę, by zabrać pałki i wypuścić w końcu tłuczek.
Kostki: Na boisku pojawiło się 6 tarcz. Rzucamy k6 na to, ile trafimy i k100 na to, jak mocne uderzenia wyprowadziliśmy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Nie - zaprzeczył Darren w odpowiedzi na pytanie o licencję medyczną - ...jeszcze nie - dodał, będąc prawie pewnym że po paru treningach i sesjach leczniczych byłby wystarczająco wykwalifikowany, by móc stawić się na takim kursie i powiedzieć że "nieraz składał Solberga po tym, jak obrywał tłuczkiem średnio raz na piętnaście sekund". Możliwe, że licencję dostałby od ręki. Kolejną część treningu w wykonaniu Shawa nie można było określić żadnym innym wyrażeniem niż "przeciętna do bólu". Połowa celowanych tłuczków trafiła w swoje cele z siłą, która przyprawiłaby graczom parę siniaków, ale na pewno nie groziła połamaniem nosa czy żeber. Po paru minutach odbijania Shaw wylądował i wzruszył ramionami, wzdychając ciężko. - Chyba jednak nie masz się czego obawiać - jęknął do Ślizgona, zdając sobie sprawę że był w stanie rozegrać to o wiele lepiej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-To chyba lepiej jakbyśmy uderzyli po ten papierek. I to raczej obydwaj. - Zdecydowanie argument leczenia ślizgona byłby największą klasyfikacją i dowodem umiejętności uzdrowicielskich. Może i nie dostałby medalu "najbardziej połamanego" w Hogwarcie, ale był pewien, że na podium by się załapał. -No nie wiem. W ostatnim sezonie dałeś mi nieźle popalić, a wątpię, żeby aż tak Ci spadła forma. - Odpowiedział, bo czym sam wziął się za sprawdzanie celności. Widać porządna rozgrzewka przyniosła zamierzone efekty, bo Max trafił celnie w każdą lewitującą tarczę. -Cel jest, teraz tylko trzeba popracować nad siłą, bo mam wrażenie, że pierwszaki mają więcej pary w łapach ode mnie. - Zażartował wskazując na jedną z dziewczynek, która właśnie z całej pety rzuciła kaflem nokautując przy tym swojego treningowego partnera.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees