Znajduje się kilka kroków za głównym boiskiem, a prowadzi do niego wydeptana ścieżka, którą można odnaleźć bez problemów nawet w zimie! Powstało dla uczniów, którzy pragną uzewnętrznić swoje emocje w sposób fizyczny! Oczywiście nie tylko o takie kwiatki tutaj chodzi. Rozchodzi się tu również o liczne treningi, które czasem nakładały się na siebie i wymagały rezygnacji, którejś z grup młodzieży oraz przejściu na inny dzień. Nauczyciele quidditcha, zatem doszli zgodnie do porozumienia, że potrzebują trochę dodatkowego miejsca na mini boisko, gdzie można przeprowadzać rozgrzewkę i uczyć zawodników jakiś ciekawych manewrów! Zatem nie zastanawiając się długo poprosili dyrektora o zagospodarowanie części błoni. Tak też się stało. Zatem to tutaj znajdziesz mniejsze boisko, które ogrodzone jest wysokim płotkiem, który zdobią herby czterech domu Hogwartu. Niestety boisko nie jest wyposażone we własne szatnie czy składzik, w którym przechowywane są kafle, zastępcze miotły czy ochraniacze i to jest główna niedogodność, z którą należy się uporać, czyli należy korzystać z dobudówek głównego boiska i tam pozostawiać swoje rzeczy.
Chciał pochwalić się Astrid swoimi pierwszymi zmaganiami w projekcie, ale pani kapitan zaraz zaczęła mówić o zasadach, których nie ogarniał zbytnio. Próbował też zapamiętać z kim jest w drużynie, aby nie rzucać w swoich, bo to by było trochę głupie, nie? Nawet bardzo, więc wolał zapamiętać twarze w które ma nie rzucać. Zmartwił się, że nie będzie z Astrid w jednej drużynie, ale niewiele mógł na to poradzić. - Ej no. Jesper - poprawił jeszcze Shenae zanim znalazł się w powietrzu z kaflem w rękach. Miał rzucać? Nie najlepsze zadanie dla niego, ale przecież nie przyszedł tutaj użalać się nad sobą. Wycelował w Rasheeda i… coś mu mówiło, że źle wybrał i zaraz to on tym kaflem dostanie. Ale no już za późno było…
6.
Ostatnio zmieniony przez Jesper Tähti dnia Pon 5 Maj 2014 - 21:00, w całości zmieniany 1 raz
Tylko rozpoczęła się gra, a już pierwsza osoba rzuciła w nią kaflem. Nie spodziewając się tego tak szybko, wyminęła kafel, nie zdążając go nawet złapać. Ktoś chętny na pierwsze przechwycenie chybionego kafla? Spojrzała za nim, ale była już za daleko żeby go złapać. Rozglądnęła się czy nie ma w pobliżu kogoś z jej drużyny, żeby to zrobić, ale szybciej było tylko rzucić krótką komendę: —Mendo, kafel! — kto pierwszy ten lepszy. Kto widzi ten boss, kto ślepy, tego strata. Oby to nie był Sharker.
3*24 = 72 > 45
Ostatnio zmieniony przez Shenae D'Angelo dnia Pon 5 Maj 2014 - 21:28, w całości zmieniany 2 razy
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Wziął pałkę od D’Angelo i wzbił się w powietrze po raz kolejny w ciągu kilku dni, aby móc posmakować wolności i tej chwili odprężenia, która następowała zawsze, gdy tylko oderwał stopy od stałego gruntu. Miał dzisiaj iście morderczy nastrój, a zgadnijcie skąd to się wzięło. Nie, nie z tego, że jak zawsze wstał lewą nogą, a raczej ze względu na to, że pojawiła się tutaj Żaneta. Nie, Faridowi jakoś nie wyszło wymazanie mu pamięci, więc skubany wszystko pamiętał, zwłaszcza to, że ta dziewczynka z dziwnym nazwiskiem, którego nie potrafiłam zapamiętać mu pomagała i zamierzał to wykorzystać, a że dodatkowo zamierzyła się na niego kaflem to postanowił jej odpłacić pięknym za nadobne, gdy już się uchylił. Swoją drogą, który pałkarz odbija kafla, w dodatku tak nieudolnie? Prychnął tylko cicho pod nosem, ale zanim zdążył w nią wycelować, jakiś przyjezdny zamachnął się na jego życie. Złapał kafla i odbił go pałką w stronę Jespera. Niech gryzie piach…
Jak tylko pozbył się kafla próbował odnaleźć Astrid, może teraz uda mu się z nią porozmawiać? Albo chociaż powiedzieć kilka słów. Nim jednak zdążył się porządnie rozejrzeć po boisku kątem oka dostrzegł, że kafel sprawnie został odbity w jego kierunku. Niedobrze, nie? Ale o dziwo! Wykazał się refleksem i złapał kafla, co oczywiście mu się spodobało. Bo fajnie jak coś wychodziło. Bardziej spodziewałby się tego, że zaraz spadnie z tym kaflem na ziemię, ale nie. Utrzymał się na miotle i ponownie się zamachnął aby rzucić. Nie było mowy, aby mógł rzucić w Astrid, a rzucanie wciąż w jedną osobę też mu się zbytnio nie podobało. Padło na Shenae…
Ledwie minęła jeden kafel, pochwyciła kolejny. Ta gra jednak była bardziej skomplikowana niż jej się wydawało. nawet jak na to, ze sama wymyślała jej zasady. Wydawałoby się, ze wszystko będzie proste, a nie było nawet czasu zadziałać różdżką. Kafel poleciał w kierunku Drużyny przeciwnej, ale został chybiony. Levee, może złapiesz? Tak samotnie lecąca sobie piłka... kuszące, prawda?
5 (chybiony kafel)
Jesper Tahti:
Jak tylko udało jej się pozbyć kolejnego kafla, wyciągnęła różdżkę w kierunku Jespera. A może jak nie kaflem, to tak trafić? W końcu nie na darmo chodziła na dodatkowe, prywatne lekcje do Ramireza. — Poena inflicta — rzuciła zaklęcie powodujące ból głowy. Ale chybiła... sierota.
Nickodem nie do końca ogarniał, co się działo na boisku, ale starał się utrzymywać na miotle. Nie szło mu nawet najgorzej, skoro trzymał się nadal w powietrzu. I nawet nie dostał kaflem, bo Astrid chybiła, nie pozwalając mu spaść. Pamiętał ją z zajęć teatralnych. Wydawała się miła i w sumie chciała się dobrze bawić, a Rasheed trochę się na nią zdenerwował. O mały włos a doszłoby do czegoś gorszego. I jak Nick wytłumaczyłby to nauczycielom? No i Jeanette pomściła ten rzut, celując w Ślizgona. Gdy spostrzegł nadlatujący tłuczek, chcąc się przed nim ochronić (nie, wcale nie był tchórzem!), uderzył na chybił-trafił i wcelował prosto w Sharkera.
To nie był chyba najlepszy pomysł Shenae, żeby rzucać zaklęciem w Jespera, akurat w momencie, w którym on rzucał w nią kaflem. Poniosła bardzo żałosną porażkę. Nie dość, że zeszła z boiska jako pierwsza to jeszcze w dodatku zdyskwalifikowana przez gracza, który prawdopodobnie z Quidditchem niewiele miał wspólnego. Brawo, D'Angelo! Tak się daje dobry przykład drużynie? No wybitnie... popis wszechczasów. Warknęła na siebie schodząc z boiska i klapnęła sobie obok Cinny, nawet się do niej nie odzywając.
Shenae D'Angelo zdyskwalifikowana! 10 pkt dla Drużyny Pierwszej
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Pomyślałby kto, że jest takim kochanym zawodnikiem, że wszyscy nagle chcą go zbić. Powinien dostać dodatkowe punkty do zajebistości u Shenae za to, że tak dzielnie odciągał od niej uwagę. Trzymał w rękach kafel i rzucał go w stronę jakiejś nieznanej mu Krukonki. Jako, że ścigający był z niego żaden to oczywiście nie trafił.
[1] - nietrafiony kafel
Nickodem Hamillton
Gdzieś po drodze w jego stronę zaczął też lecieć tłuczek, a Rasheed raczej nie miał ochoty na to aby wylądować na murawie. Uchylił się więc i zaczaił się na piłkę, aby po sekundzie odbić ją w tę stronę, z której przyleciała czyli w Nickodema. Niech on i jego okropny teatr spadają z treningu Quidditcha, a nie jeszcze próbują go zbić.
[2] - udany unik [5]*25=125 > 55 więc celny tłuczek
Jeanette Villeneuve
Tak, wiem, że jej nie ma, ale i tak nie trafiam, więc yolo. Nie zmienia to jednak faktu, że w ramach rewanżu Sharker chciał oblać ją wodą, stosując Aquamenti. Trudno powiedzieć czy się rozkojarzył czy coś innego mu w tym przeszkodziło, ale jego zaklęcie było niecelne.
Przyszedł na trening mocno spóźniony. Siadł w pewnej odległości od Coccinelle. Tyle o ile zdażyło go nauczyć spotkanie jej na treningu i ich wędrówka do szpitala, nie była to dziewczyna, z którą chciałby zacieśniać więzy. Splótł ręce na piersi w jak zawsze ostentacyjnej pozie, w znudzeniu obserwując grę. Po cholerę tu on, skoro i tak nic się nie działo? Siadł na ławce, opierając ręce na kolanach. Zeszła pierwsza osoba, pani kapitan. Zerknął na nią beznamiętnie, rzucając krótki komentarz, który dziewczyna skwitowała podniesieniem ręki, jakby chciała go powstrzymac, ale nie udało się. Słowa już spłynęły z jego ust. — Może pomoc medyczna? To była wyraźna kpina, mimo, że nie użył wcale ironicznego tonu. Chwilę jeszcze patrzył na dziewczynę, zawieszając na niej wzrok, a w końcu przerzucił go na grających na boisku. Księga Zaklęć Czarnomangicznych była warta takich bzdet.
Rasheed chciał mu oddać? Niedoczekanie jego! Nickodem przekręcił się na miotle, by łatwiej było mu odbić i przyłożył w tłuczek, posyłając go gdzieś w stronę obręczy. Pewnie za chwilę wróci, ale póki co mają spokój. Zwłaszcza, że kapitan została zbita i kafel należał się im. Krukon podleciał po piłkę i wycelował nią w Saunders, która akurat mu się napatoczyła. Miał nadzieję, że zrzuci ją z miotły. Fakt, że już prowadzili, ale latanie zaczynało mu się bardzo podobać. Może jeszcze trochę się bał wysokości, ale gdy nie patrzył w dół, było w porządku. Poza tym był tutaj najstarszy, nie powinien zachowywać się jak dziecko.
Nie było dobrze. Krążyła niepewnie między ludźmi, próbując nie dać się zbić. Raz jakiś ślizgon (!) próbował w nią rzucić, a potem zamachnęła się na nią sama Shenae. Na szczęście nie miała o dziwo dziurawych rąk, więc udało jej się przechwycić kafla. Zaczęła się rozpędzać, klucząc pomiędzy zawodnikami, rozmyślając, w kogo powinna wycelować. I chyba to było jej zasadniczym błędem, bowiem kiedy wybrała już sobie na cel Amelię, to spudłowała. No cóż, cela też nigdy nie miała dobrego. Wzruszyła ramionami, ponownie oddalając się gdzieś na miotle i modląc się w duchu albo o szybkie zbicie, albo o lepszego cela. Już sama nie wiedziała, co wolała!
Mało czasu. Szła przez błonia zastanawiając się na ile wróciła jej siostra. Myślała też o Sethcie. Myślała o tym, czemu ten pieprzony Madness nagle się obudził. W jej głowie rodził się też chory obraz męki, którą mogłaby wywołać na twarzy Winter jeśli pociągnęłaby za odpowiednie sznurki. Mogłaby wszystko, pewnie dlatego wylądowała na miotle zamyślona. A nim wzniosła się w górę po prostu poszybowała hen daleko zastanawiając się o co chodzi w tej grze, bo przespała moment Shenae, która tłumaczyła o co chodzi. Nagle dostała kaflem. Ktoś krzyczał, ktoś jęczał. Nieważne. Odpadła tak? No to do widzenia przyjaciele, wspólnych spraw mieliśmy wiele.
Kolejna osoba z Druzyny Drugiej odpadła. W sumie zbijali najładniejsze babki, musiał Greengrass zauważyć, jako obiektywny obserwator. Rozłożył się na ławkach, wpatrując się w prowadzoną grę. Nie... bez sensu. Wszystkie były ładne. No... może prócz jednej. Japonki. Nie żeby był rasistą... (ale był).
Mandy M. Saunders zsyskwalifikowana! 20pkt dla Drużyny Pierwszej.
W tym momencie She już się podłamała. Ich drużyna, złozona z największej ilości członków Drużyny Krukonów przegrywała z ludźmi, którzy nigdy nie mieli styczności z Quidditchem. Naprawdę należało wprowadzić gruntowne zmiany w składzie. Z tego miejsca miała przynajmniej dobry widok na graczy. Obserwowała każdego z nich, zauważając, ze odkryła niesamowity talent. Nickodem Hamillton, taki niepozorny, a okazał się urodzonym pałkarzem. Nie miała jak obserwowac go w trakcie gry, ale podczas kiedy siedziała na ławce, nie przegapił ani jednego tłuczka i nie chybił. Tylko ludki, co po niektóre, umiejętnie go unikały... OJ, padną gorące propozycje po meczu.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Och, tego co się działo na boisku Rasheed nie przewidział. Shenae odpadła, Mandy też padła, a ze wszystkich zawodników on zdawał się być najbardziej rozruszany i miotał wszystkim czym się tylko dało po kolei w każdego kto mu się nawinął, a w szczególności w tych, którzy rzucili mu się w oczy jakimiś wyczynami na boisku. Nic więc dziwnego, że kafel, którego odbił pałką wycelował w Nickodema.
[5]*25=125 > 55 - celny kafel odbity pałką xd
Levee Delinger
Jak ta Krukonka go wkurzała. Jak śmiała jeszcze siedzieć na miotle, gdy on tu chciał ich wszystkich wyeliminować? Zawodnik wielofunkcyjny nie pochwalał ich walecznej postawy, zwłaszcza w obliczu tego, że zapewne byli sierotami, które pierwszy raz siedzą na miotle. No, dobra, w większości wcale nie wyglądali, ale yolo. Odbił sobie nadlatujący tłuczek, uprzedzając w tym Lorraina, taki był gorliwy.
[5]*25=125 > 55 - celny tłuczek za Phila.
Bell Rodwick
Tymczasem jeśli chodzi o magiczną część tego pojedynku to gdzieś w międzyczasie Sharker rzucił zaklęcie na Bell, która gdzieśtam się kręciła zapewne, ale że był lamą to znowu nie trafił. Peszek.
Philippe nie należał do najlepszych graczy, zwłaszcza dumając w chmurach, oglądając niebo i skupiając się na wszystkim, byle nie na grze. Cóż począć? Na szczęście kafel sam wpadł mu w ręce, a w sumie w pałkę, którą nie wiadomo kiedy dostał, po czym z rąbnął nim prosto w stronę Nickodema. Piękny strzał! Może to nie przypadek, ze z kaflem szło mu lepiej niż z tłumczkiem? Z drugiej strony jaki kretyn w normalniej grze kierowałby kafel na pałkarza? Ech, Philippe ostatnio nie rozumiał wielu spraw. Takiego na przykład tłuczka, który niedobry Rasheed postanowił mu zajumać. Najwyraźniej ta również musiała dość do puli nierozstrzygniętych.
I Sharker po raz kolejny go zaatakował? Co oni, mieli sobie tak przerzucać te piłki między sobą? To się robiło nudne. W ogóle co się stało, że Nickodema zafascynował quidditch? A właściwie zbijak, ale większej różnicy chyba nie było. I tak się nie znał na regułach. Po prostu odbijał piłkę jak wlezie. I cieszył się w duchu, że jego drużyna nadal była cała. Uniknął celu Sharkera, a chwilę potem nadleciał w jego stronę kolejny kafel, więc odbił go pałką w stronę Fridaya, modląc się, by kolejna osoba została zbita. Ile to rodziło agresji! Chyba powinien nieco przystopować.
6, 6 - dwa udane uniki 4 - udany rzut w Piątka MASTER OF KOSTKI
Z tej swojej desperacji to aż zaklaskała Rasheedowi, choć bez wykrzykiwania jego nazwiska, żeby nie wiedział, ze dokładnie o niego mu chodziło. Oparła się ze zrezygnowaniem o ławkę za sobą, śledząc grę. — Marudo, rusz tyłek! — W gwoli wyjaśnienia: Maruda = Philippe, Menda = Rasheed. Na szczęście Lorrain w tym samym czasie sam zdążył się ogarnąć i dwa kafle poleciały w kierunku Nicodema. Bingo! Nie powinna nikomu kibicować, ale kibicowała swoim. No bo... ej! Przez chwilę byli jej drużyną.
Nierozstrzygniętych Philippe postanowił coś zrobić z życiem, znaczy pomóc ślizgonowi z Nickodeme, który robił z siebie króla gry i nie dawał się zbić. Tak więc przejął nietrafiony tkafel, którym wcześniej cisnął Rasheed i z siłą słonia cisnął nim w stronę Nickodema.W końcu mógłby grać czymś, co nadaje się do odbijania kijem. Eh, takie życie, niczego się nie zmieni. Miłę uczucie zmęcznia kaflowaniem rozeszło się po nim, ale jeszcze nie ma powodu to triumfu. Obroni czy nie obroni, oto jest pytanie.
4 - udany tłuczek nieudany, więc nawet nie będę pisać, ale Rasheed niech przejmuje ;)
Z racji, ze gra powoli zaczynała być nudna, bo przenosiła wzrok z Rasheeda na Nickodema, z Nickodema na Philippe'a, a z Philippe'a od razu na Rasheeda, stwierdziła, ze to niezdrowe. Naprawdę niezdrowe. Czuła, że wypala jej już oczy. Zgarnęła wiec z pod ławki wcześniej zostawioną tu torbę i wyciągnęła z niej opasle, wielkie tomisko, otwierając je na skończonym wcześniej rozdziale. Magia Żywiołów: Ogień. Głosił tytuł na okładce. Czytała linijka po linijce to, co powinna się naumieć, zanim zacznie praktykować z Paulem zaklęcia. W międzyczasie zerkała co jakiś czas na boisko. Nic dziwnego, ze musiała wracać do czytanych wersów po kilka razy.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Z braku lepszego zajęcia trzeba było pałować intensywniej, zwłaszcza, że drużyna przeciwna miała naprawdę nieopisane szczęście. Hej, to było serio niesprawiedliwe, że los zesłał im takie szczęście nowicjusza. Kto to w końcu widział, żeby osoba, która pierwszy raz lata w prawdziwej grze w magicznego, Shenae’owatego zbijaka, dawała sobie rade tak dobrze. Nie narzekał jednak, koncentrując się na tym, aby uderzyć tłuczkiem jakiegoś przeciwnika. Padło na Julie.
Levee była bardzo sfrustrowana faktem, iż ktoś śmiał wyczaić jej kryjówkę pomiędzy ludźmi! Spokojnie sobie latała, próbując zmylić przeciwnika, bowiem przyzwyczaiła się już do nowej sytuacji, czyli lewitowania w powietrzu... a wtedy bam! Poczuła silny ból w ramieniu, który nią szarpnął nią dosyć mocno. Skrzywiła się, wydobywając z siebie cichy syk i już patrzyła morderczym wzrokiem w tego okropnego ślizgona, który śmiał w nią rzucać tłuczkami! Kiedy więc przejęła jakiegoś bezdomnego kafla, zamachnęła się na chłopaka. Chciała się po prostu odegrać, aczkolwiek podejrzewała, że to się nie skończy dla niej dobrze. No cóż. I tak przecież była beznadziejna w takich grach, chyba więc nikogo nie zdziwi jak odpadnie, prawda?
4, 4 (udany rzut)
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Gdzieś w międzyczasie Rash zerknął na She. Oczywiście była bardzo zainteresowana postępami swojej drużyny, bo akurat coś czytała. Świetnie, super, dziękujemy za wsparcie! Oczywiście, że nie domyślił się dla kogo były wcześniejsze oklaski, ani nie zauważył tego jak D’Angelo wodziła za jego zgrabnym tyłkiem wzrokiem, bo hehs zajęty był grą chłopak. W każdym razie zgrabnie uniknął kafla, który rzuciła w niego Leeve i odbił go w stronę Jespera. Może tym razem kogoś WRESZCIE zbije?
Philippe sam sobie się dziwił, że machając tym kijem w te kafle to w sumie trafia. Czarna mafia, ale cóż poradzić? Przynajmniej jako tako się bawił, bo latanie na miotle zawsze bardziej widział z tej perspektywy, niż sportu. Zostawił Nickodema w świętym spokoju, widząc, że jak na razie nic nie zdziała, bo chłopak na siebie uważa i postanowił znaleźć kolejną ofiar. Los padł na Levee, na którą nakierował kafel i rzucił. Choć gdzieś w głębi nie chciał jej zbierać z podłogi, w końcu to kobieta.
Zerknęła na prowadzoną rozgrywkę. Nie mogła się skupić na czytanym tekście kiedy próbowała obserwować graczy, wyłapywać jakieś niedociągnięcia w ich taktyce. Tylko, ze ciężko było, kiedy aktywnie udzielało się tylko kilku graczy. Zmarszczyła brwi, widząc jak olejna osoba z Drużyny drugiej opuszcza boisko. Jakieś fatum? Odprowadziła Ambroge'a spojrzeniem i przywołała ręką do siebie. W końcu mieli obgadać kwestię jego pozycji w składzie. Jaki mógł być lepszy na to moment niż ta chwila?
Ambroge Friday zdyskwalifikowany! 30 pkt dla Drużyny Pierwszej
Na Merlina, to oburzające! Wciąż bolało ją ramię i nie dość, że nie zbiła ślizgona (A TO ZASKOCZENIE), to jeszcze kolejny pałkarz obrał ją sobie za cel. Ponownie zmrużyła oczy, patrząc trochę groźnie, jednak na nic się to zdało. Szczególnie, że tak czy siak dostała tłuczkiem. I ZNÓW W RAMIĘ! Syknęła, czując, że będzie mieć okropne siniaki. Niedługo po tym zgarnęła jakiegoś kafla, co się gdzieś napatoczył, po czym cisnęła w swego oprawcę. Mógłby trochę uważać i w ogóle, bo ona wcale nie jest z kamienia! Ból był denerwujący, ale z kolei był także świetną wymówką dla jej ułomności. Jeżeli zaś Lorrain cisnął kaflem, to Delinger go złapała i posłała z powrotem do niego. Wybierzcie prawidłową wersję, bowiem nie mam pojęcia, czym odbijał, a nie ma nikogo, aby się spytać! A wcześniej nie miałam internetów, smutek. W każdym razie mógłby zostać zbity, nie obraziłaby się.