Salon +Kuchnia Wchodzisz do mieszkania Anthonego i pierwsze co widzisz to średniej wielkości salon. Znajduje się tam wygodna sofa, na której zwykle można znaleźć pewne części jego garderoby. Jedna ze ścian zapełniona jest książkami i gdzieniegdzie nawet osobistymi rzeczami chłopaka. Na podłodze leży dywan, którego zwykle tam nie ma, bo kto by to sprzątał. To znajdowało się po lewej stronie. Po prawej zastaniemy kuchnię, której głównym centrum jest drewniany stół. Na nim zwykle możemy zobaczyć stosy książek i innych papierów. Kuchnia posiada zlew, półki na naczynia, które wiszą na ścianach oraz lodówkę, w której nie znajdziesz niczego oprócz zgrzewki piwa. Chłopak nie potrafi gotować, więc kuchnia to jedynie taki pic. Prowizoryczne szafki nie posiadają drzwi, za to wszystko to co znajduje się w nich zasłonięte jest przez czarne zasłonki.
Sypialnia Za czarnymi rozsuwanymi drzwiami znajduje się sypialnia Anthonego. Jest ona w surowym stanie. Na ścianach nie widać żadnych obrazów czy innego tego typu rzeczy. Nie jest to nic specjalnego, w końcu liczy się wygoda. Na środku pokoju leży dosyć pokaźnych rozmiarów łóżko. Po prawej stronie łóżka znajduje się czarna, średnich rozmiarów skrzynia, w której chłopak trzyma raczej same pierdoły niż coś potrzebnego. Na skrzyni postawiona jest lampka, bardzo często znajdą się na niej również książki. Nie zapominajmy o szafie! Prawie najważniejsze wyposażenie sypialni. Szafa...Zajmuje niemalże całą ścianę, naprzeciwko łóżka. Do drzwi zostały przylepione lustra, które zajmują całą ich powierzchnię.
Łazienka Jest to niewielkie pomieszczenie, zaledwie 5x2 m. Jednak, znajduje się tam wszystko to, co jest potrzebne do szczęścia chłopakowi. Wanna, umywalka, toaleta i ciepła woda. Okno, które zajmuje całą ścianę zawsze jest zasłonięte przez roletę. Na jednej ze ścian znajduje się półka, na której znajduje się wszystko co jest potrzebne.
Czy ona kiedykolwiek sobie odpuszczała? Pewnie gdyby nie wyszedł z wanny i nie podszedł do drzwi, zaczęłaby dobijać się w inny sposób. Zapewne weszłaby do mieszkania, zaczęła grzebać... Ciekawe, czy pocałowałaby klamkę czy jednak drzwi stałyby dla niej otworem. Nie była jego zagorzałą fanką? Ciekawe. A on myślał, że za nim szalała... Zrobiła sobie jakiś ołtarzyk w domu, w szafce aby nikt nie mógł zauważyć. Uroczo, prawda? To dobrze. Naprawdę... Życzył jej aby się nie zatrzymywała. Nie spoglądała w tył, nie szukała prostych rozwiązań. Poza tym, sama świetnie sobie radziła. Co jej po jego radach? Radach faceta, który tak naprawdę stanowi cień człowieka. W sumie, był w tym całkiem niezły... W dawaniu mądrych rad, choć głównie nasączone one były jadem i sarkazmem... To było w nich coś prawdziwego. Może dlatego, że zwyczajnie w świecie były szczerze? Tony nigdy nie obierał stron... Pewnie dlatego potrafił spojrzeć na sprawy z każdej strony. A on nie spodziewał się, że w tym ręczniku ją przywita. Choć chyba było mu to wszystko jedno, w końcu nie wiedział kto stoi za drzwiami a i tak postanowił wyjść jak wyjść. Zabawna sytuacja, nie powie... Był równie rozbawiony co ona... Czy to był mały znak z nieba? Może miała zostać jego odskocznią, małym zapomnieniem. -Oj cicho już bądź!-Zaśmiał się i wciągnął Grace do środka. Stanie na korytarzu w samym ręczniku to niezbyt miła opcja. Szczególnie, że drzwi od kamienicy chyba były otwarte. Kurczę... Zamknął drzwi i przetarł mokre włosy. Cóż. Cały był mokry a ręcznik nic tak naprawdę mu nie dawał... -Ja zawsze się cieszę gdy Cię widzę... Wewnętrznie... Tam też ukrycie krwawię...-Mruknął pod nosem i posłał jej zniewalający uśmiech.-Jak nie przestaniesz być taka uszczypliwa wrzucę Cię do wanny... Wody mam tam pełno.-Powiedział i powoli się do niej zbliżył. Byłby do tego zdolny. Tak, on był zdolny do wszystkiego. Co jest naprawdę przerażające... Nawet dla niego.
Grace? Odpuścić? Raczej nie. Gdyby Anthony nie otworzył, zapewne usiadłaby przed drzwiami i czekała na zbawienie. No, możliwe, że poszłaby gdzieś i wróciła pół godziny później. Ach, tak. Bardzo możliwe. Grace nie miała zamiaru się zatrzymywać, ani cofać wstecz. Postanowiła iść przed siebie mimo trudów, walki i przeszkód. Obiecała sobie. Poza tym to czas, żeby troszkę bardziej ubrudziła rączki, żeby się czegoś nauczyła. Miała tyle do roboty, ale jakoś się nie śpieszyła z wykonywaniem swoich powinności... Zaskoczenie powoli ustępowało, ale rozbawienie nadal błąkało się po jej twarzy. Gdy usłyszała jego śmiech, niemal otworzyła usta zszokowana. Pierwszy raz słyszała ten dźwięk z jego strony. Uśmiechał się, tak. Nie raz kpiąco, nie raz z rozbawienia, ale nigdy się nie śmiał. Bynajmniej nie przy niej. - Do wanny? - wymamrotała, unosząc brew. - Nie boję się Ciebie i...nie zrobisz tego. Oooh, tylko peniam się, że będę bardzo mokra. - pomyślała w tym samym momencie i spojrzała na niego wyzywająco, a także z lekkim uśmiechem. Mimo, że teraz udawała twardzielkę to w głębi duszy bała się, że naprawdę ją tam wrzuci, no ale...
O tym właśnie mówił. Wątpił aby kiedykolwiek chciała odpuścić. Była uparta jak osioł, jednak uparte dążenie do swojego celu czasem może być czymś dobrym. jak to się mówi, we wszystkim trzeba znaleźć jakieś plusy, prawda? Jej nastawienie się zmieniło, jakby wstąpiła w nią kompletnie inna osoba. Co było tego wynikiem? Czyżby zdołała dojść do prawdy, którą ukrywa przed nią rodzina? Takie wydarzenia potrafią nieźle na nas wpłynąć. Dobrze... Źle... Wszystko zależy do tego, w jakim Ty położeniu będziesz się chciała znaleźć. W końcu nie każdy zdolny jest do stawienia czołu temu, co nadchodzi., Był zmęczony... Przybycie Estelle wypompowywało z niego wiele emocji, minie chwila zanim ponownie się napompuje a kiedy znowu będzie dane mu ją spotkać, ponownie wszystko z niego uleci. Wciąż nie doszli do porozumienia w kwestii ich dziwnego powiązania, jednak nie chciał aby rozwiązanie przyszło szybko. Im szybciej przyjdzie, tym może się okazać, że to koniec. A na to jeszcze nie był gotowy... Nawet jeżeli wiąże się to z babraniem w przeszłości i koszmarach. Śmiał się... Bardzo często się śmiał. Wystarczyła sytuacja, kiepski żart, cokolwiek... Nigdy nie był gburem, w końcu niekiedy nazwać go można duszą towarzystwa. Nie musiała dwa razy powtarzać. Uśmiechnął się do niej, jakby odwzajemniać jej wyzywające spojrzenie. Myślała, że nie był do tego zdolny? Nawet nie chciało mu się fatygować i pozbyć się kurtki, którą miała na sobie. Powoli do niej podszedł, tak, że mogła jeszcze w jakiś sposób zareagować. Stanął przed nią, tak, że jego palce u stóp stykały się z jej butami. -Jesteś pewna?-Wyzwania to coś, na co bardzo chętnie przystawał. Sama mówiła: był nieprzewidywalny. Nie znał granic... I nudziło mu się. Potwornie. A ona poniekąd ratowała mu tyłek.
Prawda. Na pewno plusem było to, że dążyła do celu, choć i tak była na przegranej pozycji. Zawsze widziała iskierkę nadziei nawet wtedy, kiedy zdaje się, że człowiek upada. W tym wypadku było to niezłe, bo nie odpuszczała też jeśli chodziło o ludzi. Odzyska brata, choćby miała wyruszyć w podróż dookoła świata w poszukiwaniu jego tyłka. Może rzeczywiście wstąpił w nią ktoś inny? Może te liczne spacery, które tak często robiła, pomagały jej zebrać myśli, postanowić sobie coś. To naprawdę pomaga uporządkować jej chaotyczne myśli. Nie zmieniła się, co to to nie, ale jedynie zmieniła swoje podejście. Tyle. Podczas ferii za dużo snuła się sama i brakowało jej obecności innych ludzi. Może powinna już wrócić do Hogwartu? Zresztą... Znajdzie sobie znajomych w domu. Nie śpieszyło jej się do powrotu do szkoły. Dzisiejszego wieczora na pewno nie spędzi u siebie, nawet gdyby stało się coś tak dziwnego, że jednak wyszłaby z domu Anthony'ego wcześniej. Po prostu. Możliwe, że po tamtej rozmowie w parku, kiedy powiedziała to co myśli i mimo wszystko czuła się niesamowicie gdy wyrzuciła z siebie te wszystkie zdania. Widziała jak odwzajemnia jej wyzywające spojrzenie i na chwilę zwątpiła w swoją odwagę, lecz po sekundzie, może dwóch, znowu wyprostowała się. - Jestem pewna. Zresztą nie dam się. - powiedziała, unosząc brew ku górze. Ona też lubiła wyzwania. No, poza tym lubiła jak ktoś przyznawał jej rację, a także gdy mogła komuś nastukać, ale to inna sprawa.
Nadzieja... Jaki jest cel posiadania jej? Nie ufał jej... Nadzieja była perfidna, potrafiła omamić i zamydlić oczy. Dlatego zaczął liczyć na siebie, jest to jedynie wyjście aby przetrwać. Tony tak miał, że trudno mu było uwierzyć. A jak już to robił, musiał istnieć naprawdę dobry powód. Spacery? Nie potrafiłby tak, bo im większy spokój na zewnątrz tym większy chaos wewnątrz niego. Czy ma to sens? Czy jest w tym jakaś logika? Na pozór wydaje się, że nie. Po prostu tak miał... Nie potrafił dojść do żadnego rozwiązania jeżeli otaczał go jedynie spokój, cisza... Jakby bicie się z własnymi myślami, zostanie z nimi sam na sam nie było dobre. Nie zamierzał jej szybko wypuszczać, nie kiedy nie uzna, że mógłby zostać sam. Teraz, kiedy nadarzyła się okazja, nie zamierzał jej zmarnować. Sama z siebie do niego przyszła, co wydaje się komiczne i przerażające zarazem. Ponownie. Czy to nie jest dziwne? W końcu miał być ostatnią osobą, do której miała się zwrócić... Uhn, co się dzieje z tym światem. Zaśmiał się, ponownie, niezmiernie rozbawiony jej słowami a nawet postawą. Czy ona wiedziała w jakiej sytuacji jest postawiona? Pokręcił głową, jakby dziwił się temu co usłyszał. -To było zbyt proste.-Westchnął i w jednej chwili chwycił ją w pasie. Była niesamowicie lekka, już wcześniej się zastanawiał co takiego ona jada. Przerzucił dziewczynę przez ramię i wyprostował się. Chwycił ją mocniej bo znając ją, pewnie będzie wierzgała gorzej od zwierzęcia. -Słabo ci idzie stawianie na swoim.-Skierował się w kierunku łazienki, która była zaledwie pięć kroków dalej. Wrzucić ją... Czy nie... W końcu jakaś kara za pyskowanie się należy. Poza tym, strasznie chciał zobaczyć jej minę kiedy to zrobi.
Tak to prawda, nadzieja mogła często zawodzić, zranić i omotać, ale nie raz to ona przytrzymuje Cię przy dobrym sposobie myślenia, przy życiu, przy pozostawieniu człowieczeństwa. W przypadku Grace, nadzieja ratowała jej tyłek. Bez niej popadłaby w jakąś depresję, odcięła by się od ludzi, pozostawiając przy sobie tylko... Właśnie: kogo? Matka kitowała, a Blakely jeszcze nie odkryła czemu i co za sekret przed nią chowa, a brat? Wcięło go i dziewczyna zaczęła się naprawdę niepokoić. Ale nie, ona miała nadzieję, że to jakaś pomyłka, że mama ma złe dni, a Mark jest zajęty. Było to dziwne, że tu przyszła, a jakże, ale ona ciągle tu przychodziła. Zawsze gdy wychodziła z domu, nieświadomie wybierała ten kurs, jakby wiedząc, że on zawsze będzie w domu. Wiedziała, że nie powinna i tak dalej. Ale co miała do stracenia? Nic tak naprawdę. - No nie! - pokręciła głową, a na jej twarzy widniało rozbawienie. - Nie dam się, nie pozwol... - nie dokończyła. Nie zauważyła nawet kiedy Anthony złapał ją w pasie i przerzucił ją przez ramię jakby była lekka jak piórko. Starała się ukryć zaskoczenie, ale gdy złapał ją mocniej, zacisnęła zęby i klepnęła go w plecy, bo zapewne przodem była do tyłu. (WTF XD) - Wcale nie! Ja sobie świetnie radzę. - powiedziała, ale gdy zbliżali się do łazienki, złapała się dłońmi za framugę drzwi, dusząc śmiech. - I co teraz zrobisz, hmm? - złapała się mocniej, gdyż nie zamierzała łatwo odpuścić, a co. Nie zrobi tego, bo najzwyczajniej w świecie nie pozwoli na to. Chciało jej się śmiać.
Nie.. To raczej nie ona trzyma jego myśli w ryzach, to nie ona daje mu poczucie, że jednak może być lepiej, to nie ona jest światełkiem w czarnej dupie, które go prowadzi. To nie ona rozwiąże twoje problemy, nie ona znajdzie rozwiązanie, nie ona wyjdzie z gówna, w którym siedzisz. Poza tym, lepiej jest zawdzięczać coś sobie, niż komuś czy czemuś... Wtedy wiesz, że poradzisz sobie w każdej sytuacji, a przynajmniej podejmiesz się zadania. Masz poczucie, że nie potrzebujesz wiele... Tylko siebie i czystego spojrzenia na sprawę, chwili dla siebie. Miała poczucie, że zawsze go tu zastanie? W sumie, już dwa razy na niego trafiła. Najwidoczniej Anthony uznał, że zostanie w wiosce na dłużej. Nie, nie miał w planach jakiś wypadów, choć czy kiedykolwiek jakiś wyjazd planował? Nie... Ale nie zmienia to postaci rzeczy, że teraz zbyt wiele się dzieje i coś po prosto go tutaj trzymało. Pewnie jest to jedynie chwilowe, zaraz jego nastawienie się zmieni... Ale co będzie kiedyś, a teraz? Teraz jest teraz. To się liczy. Nie powinna przychodzić, nie powinna wchodzić do jego życia, nie powinna z nim rozmawiać. Powinna trzymać się z daleka, jak to było w planie. Miał dziwne wrażenie, że Grace odegra jakąś rolę. Nie wiedział jaką ani kiedy. Jednak jego przeczucie nigdy się nie myliło. Mhm. Zaśmiał się pod nosem, idąc tak z nią przez korytarz, jak z workiem jakiś ziemniaków. -Ała!-Ponownie się zaśmiał, tym razem głośniej.-Już raz miałem niezły ślad po Tobie na plecach! Zostaw!-Zawołał... Choć trudno było powiedzieć, czy sobie żartował czy mówił poważnie. Tak! Zostawiła na jego plecach kilka śladów... Zniknęły po trzech dniach, ale to przecież jak wieczność. -Mam Ci zakleszczyć paluchy? Tego chcesz?-Uniósł wysoko brwi i chwycił jedną dłonią przesuwane drzwi od łazienki. Dla zrobienia efektu wysunął nieco drzwi, co mogło troszkę ją zastraszyć.. Jednak chyba nie sądziła, że ma więcej siły od niego, prawda? Ile ona mogła ważyć... 50 kilogramów? No proszę Cię. Pociągnął ją, tym razem próbując odkleić jej palce od framugi i prawie by się przewrócili. Szybko podszedł do wanny i wszedł do niej, tak, że dół jego ręcznika był zamoczony. Oj niech sobie uważa... Skłonny był zaraz usiąść i wsadzić ją do wody.
Nadzieja bywa brutalna i Grace nigdy temu nie zaprzeczy. Ona nie raz ją zawiodła, prowadziła do nikąd, dawała poczucie, że może być lepiej, kiedy było źle... Jednak bywało też tak, że czuła się dzięki niej lepiej, ale to była inna sprawa. To prawda, że lepiej polegać na sobie. Sama siebie raczej nie zawiedziesz, no nie? Człowiek - czy to przyjaciel, rodzic, czy osoba tak blisko twojemu sercu może Cię zawsze zostawić, odrzucić, zawieść. Miała po prostu przeczucie, tak. Miała wrażenie, że jest w domu, więc szła. Wiadomo, że nie zawsze mogła myśleć dobrze, poza tym on nie siedział przecież w chacie 24h na dobę, no nie? Chyba... Po prostu przychodziła. Na początku nigdy nie wiedziała czemu, a dopiero potem zdawała sobie sprawę dlaczego. Dziwna była, jakby naprawdę sama nie wiedziała czego chciała. Ach, ale Grace musi się tyle jeszcze w życiu nauczyć. Zaczęła myśleć podobnie. Najważniejsze jest to co jest teraz i nie ma co będzie. Ha, teraz wydawało jej się to takie proste. Gdy Tony wspomniał, że już miała po niej ślad, znieruchomiała na chwilę, żeby zdusić wybuch śmiechu. To nie było dziecinne podejście, a skądże, tylko trochę ją zaskoczył. - Ojć, podobały Ci się? - parsknęła, nadal na nim wisząc. Jakkolwiek to brzmi. Nie uderzyła go jeszcze raz, ot, bo tak chciała. Kiedy powiedział czy chce, żeby zakleszczył jej paluchy, prychnęła z rozbawieniem. Mimo to gdy lekko przesunął drzwi, zwolniła uścisk. No w razie gdyby naprawdę to zrobił to szybko się puści. Sądziła, że ma więcej siły, ale co! Miała prawo. Kiedy pouczyła, że jej dłonie ześlizgują się z framugi, jęknęła z rezygnacją. Gdy wszedł do wanny, niemal podskoczyła. Oh. - Oh, nie. Nie ma mowy. - pokręciła głową, choć nie mógł tego zobaczyć, bo nadal wisiała przodem do tyłu. - Zaraz coś wymyślę i Ty będziesz leżał w tej wodzie. - zmarszczyła nos, ale zaczęła się dziwnie ruszać, jakby chcąc z niego zeskoczyć. Oczywiście nie do wanny, a na podłogę obok.
Nie zamierzał zagłębiać się w te tematy, nie dzisiaj, nie teraz. Nie miał na to siły ani ochoty, nie był to dzień, w którym robił za filozofa... Nawet myśleć mu się za bardzo nie chciało. Trzeba poznać stan, w którym nie polegasz jedynie na sobie. Inaczej nie docenisz tego, czym naprawdę potrafi być samowystarczalność. Gdyby nie wiedział jak to jest stracić, zostać oszukanym, gdyby nie znał uczucia zawodu... Pewnie nigdy nie doszedłby do miejsca, w którym stoi właśnie teraz. Oczywiście, posiadał wiarę w niektóre osoby... A nawet dopuszczał do siebie kogoś, kto swoją postawą w jakiś sposób mu zaimponował lub zwyczajnie w świecie, zainteresował. Wiedział co oznacza pomoc i wsparcie innych. Ktoś kto tego nie zna, nie może uważać, że licząc tylko na siebie, osiągnie wszystko... Tak... Trzeba doświadczyć wielu rzeczy aby posiadać jakąkolwiek wiedzę. Czy to było takie dziwne? Mhm. Pewnie te słowa nigdy nie wyszły z jego ust, gdyby nie komizm tej sytuacji. I pasowało mu to... Nie czuł, że coś na niego czeka, jakby nic w tym momencie nie było wstanie mu przeszkodzić. Ciężar na barkach zelżał a on mógł odetchnąć pełną piersią. -Bardzo-Zaśmiał się, kręcąc przy okazji głową. Ostatnio jego jedyną rozrywką było bawienie w jej towarzystwie, nie narzekał, przynajmniej się coś działo. Jednak może kupi sobie jakieś ochraniacze, najwidoczniej panna Blake lubi zadawać ciosy. Zdolny byłby do ruszenia mocniej drzwiami, tylko po to aby dać jej nauczkę. Wiedział kiedy mógłby wyrządzić większą krzywdę, więc spokojnie, palce nie będą oderwane. Poza tym, nie chciał mieć na podłodze śladów krwi... Jest to bardzo nieestetyczne. -Nie masz prawa głosu Grace.-Mruknął i kucnął w wodzie, co równało się z tym, że ona sama również musiała zamoczyć nogi. Ostatecznie przytrzymał ją przed sobą, tak, że była już cała mokra. Widok jej miny był powalający... Gdyby ktoś teraz dał mu aparat, zdecydowanie by tę chwilę uwiecznił. Jej oczy wyglądały dosłownie jak dwa spodki a usta ułożyły się na kształt literki "o". Urocza jak zawsze. Rozłożył się wygodnie w wodzie i spojrzał na dziewczynę. Jak dobrze, że lubił dużych rozmiarów wanny... Tak to pewnie byłoby bardzo ciasto i niekomfortowo. -Mówiłem, że się zamoczysz...-Powiedział spokojnie, z tą swoją arogancją. Po chwili po prostu się uśmiechnął. -Grace... Co tutaj robisz?-Uniósł lekko brwi. -Czy znowu pozostaje to jedną wielką zagadką?-Mruknął pod nosem.
Gdyby Grace miała się głębiej zastanowić czy została oszukana przez ukochaną osobę to mogłoby jej to zająć chwilkę, bo ona nieco inaczej patrzy na świat. Coś co dla jakiejś osoby może być naprawdę niczym dla niej ma ogromne znaczenie. Na pewno znalazłaby paru ludzi, którzy ją bardzo zranili, a ona od razu ich skreśliła, bo... Po co ma się trzymać z ludźmi, którzy ją ranią? Doświadczenie daje nam ogromną wiedzę. To chyba dlatego uważa się, że ludzie starsi wiedzą lepiej, więcej. Przeżyli o wiele więcej niż ona i tak dalej. Szanowała takich ludzi z wiedzą. Słysząc jego śmiech jako odpowiedź na jej wcześniejszą wypowiedź, przewróciła mimowolnie oczami. Gdyby się nad tym głębiej zastanowić to naprawdę ostatnio spędzała dużo czasu w towarzystwie chłopaka. Dobra, dużo jak na nią. Ich spotkania nie były tak częste, nawet jak było to przypadkowe. Zresztą teraz sama zaczęła do niego przychodzić... Źle? Dobrze? Nie wiedziała, nie znała na to odpowiedzi i szczerze wierzyła, że kiedyś sama ją pozna. Gdy wychodziła z domu, nogi automatycznie kierowały się w stronę tego mieszkania. Nie zastanawiała się nad tym, pozwalała się ponieść, nie myśląc o konsekwencjach. - Mam. - wymamrotała, marszcząc czoło. W chwili gdy jej ciało zetknęło się z wodą, jej usta rozchyliły się tworząc literkę "o". - Aaa-h! - syknęła, lekko zaskoczona. Woda szybko wsiąknęła w jej ubranie i nie minęło sekunda gdy Grace była mokra. Spojrzała na niego piorunująco. Drugi raz w życiu znajduje się w ubraniach w wodzie. Nie powiem, ciekawa sytuacja. Spojrzała na niego marszcząc brwi i podwijając zmoczony rękaw kurtki. Pff. - Nie wiem, wyszłam z mojej przeklętej chałupy i doszłam tutaj. - burknęła. - Poszłam tam gdzie poniosły mnie nogi. Sama nie wiem czemu, no... nie... - uniosła mokre dłonie do twarzy.
Każdy ma osoby punkt widzenia, każdy odbiera pewne bodźce inaczej. I patrzy na rzeczy inaczej... To w końcu nic strasznego, prawda? Przynajmniej ktoś myśli a nie, bez zastanowienia idzie za tym, co pokazują nam ogólnie przyjęte wytyczne. Czy zostałby przy kimś kto go zranił? To pytanie budzi wiele wątpliwości... Wiele odpowiedzi. Jednak żadna z nich nie będzie prawdziwa. Nie znasz na to pytanie odpowiedzi, dopóki tego nie przeżyjesz. Dopóki na własnej skórze nie poczujesz bólu, którego powodem jest druga osoba. Wszystko zależy od tego, jak wielka rana została zadana i kim w ogóle jest dla nas ta osoba... Jeżeli jest nikim? Cóż, on nigdy nie trzyma się kogoś, a przynajmniej nie pozwala podejść tak blisko komuś, kto w jego oczach jest nikim. Jeżeli jednak jest to ktoś, kto znalazł sobie szczególne miejsce w naszych życiach? Z tym jest już trudniej. Czasem nie wiemy jak postąpimy, dopóki nie staniemy w odpowiedniej sytuacji. Co zrobiłby Anthony? Zacznijmy od tego, że dopuszczanie ludzi do siebie to nie jego specjalność. Jednak jest wytrzymały... Spędzała z nim dużo czasu, owszem. I w większości przypadków, był to zwykły zbieg okoliczności. Nie przeszkadzało mu to, powiedziałby nawet, że jest to coś w rodzaju powrotu do normalności. Grace była jego małą odskocznią. Na ten moment, w jej towarzystwie czuł się najbardziej rozluźniony. Może dlatego, że nie posiadali wybujałej historii? Nie licząc tamtego incydentu... No i tego drugiego. -W tym momencie? Nie.-Zaśmiał się i z ciekawością, jak u jakiegoś badacza, który obserwuje obiekt swoich badań. Oparł się wygodnie o ścianę wanny i przymknął na moment powieki. Jakby chciał osądzić, czy to co mówiła jest prawdą... A przede wszystkim, czy sam w nią wierzył. Czego on od niej oczekiwał, odpowiedzi? Przecież sam doskonale wie jak to jest kiedy idziesz i nawet nie wiesz dokąd. To nie on prowadzi, jest całkowicie podatny na to, gdzie poniosą go jego kończyny dolne.. Sam przecież nie wiedział co go podkusiło aby ją tutaj wrzucić. Nuda? Przyjrzał się jej. A po chwili zwyczajnie w świecie przechylił się do przodu, niemalże stykając się z nią czołem. Lubił patrzeć w oczy, które nie odwracają od niego wzroku. Jej czasem się to udawało... Czy dzisiaj będzie kolejny raz, czy wytrzyma? Co tutaj robisz... Przecież widzisz, że jestem świrem.
Być oszukanym przez kogoś naprawdę bliskiego to jedno, a być zwiedzionym przez kogoś obcego to drugie. Jeśli zdradzi cię osoba Twojego serca, ból jest o wiele większy niż ten, który odczuwasz po zdradzie człowieka, którego ledwo znasz. Logiczne. Gdyby miała zostać przy człowieku, który ją oszukał miałaby zbyt wiele wątpliwości by znowu zaufać. Każde zranienie daje ci nauczkę, przestrogę na przyszłość i to od Ciebie zależy czy dobrze ją wykorzystasz. Dziewczyna może i dałaby drugą szansę takowej osobie, ale czy na pewno nie byłaby czujna? Zawsze by miała tą niepewność czy taka sytuacja znów się nie powtórzy. O ile w ogóle zdołałaby przebaczyć. Tak na pewno miało to związek z tym, że nie mieli wybujałej historii, oprócz tych dwóch incydentów. Łączyła ich dziwna relacja, której sama Grace nie umiała zrozumieć, ale... Nie widziała sensu, żeby tyle nad tym myśleć. Robiła to co chciała, na co miała ochotę i powoli odpychała od siebie chęć myślenia. Albo nie. Inaczej. Myślenie nie było niczym złym, a skądże. Czasami po prostu lepiej się ponieść, niż wszystko obmyślać. Zdarza się nie raz, że najlepiej wszystko przemyśleć, ogarnąć. Uspokoić niepewność, zaplanować to i owo i być po prostu pewnym. W jej przypadku filozofowanie było uciążliwie. Jakiś czas już stara się ogarnąć swoją popieprzoną głowę, przestać się tyle martwić. Słysząc, że w tym momencie nie, przewróciła lekko oczami. - Mam, Anthony, nie wmówisz mi, że nie. - powiedziała, lekko zachrypniętym głosem. Tak, ubrania zaczęły mocno przylegać do jej ciała, ale nie zwracała na to szczególnej uwagi. Jej wzrok powędrował ku twarzy chłopaka przed nią. Parę sekund, a może minut? później, Tony przechylił się w jej stronę, a ona przylgnęła do ścianki wanny. Jej wzrok spoczął na jego oczach. Dziś nie był ten dzień w którym odwraca wzrok. Posłała mu długie spojrzenie, jednocześnie unosząc brew i przygryzając wargę.
Nawet bardzo logiczne. Nie trzeba tego zaznaczać, prawda? Można uchronić się przed bólem? Zawodem? Obcowanie z ludźmi wiąże się z tymi rzeczami, oczywiście, nie przede wszystkim, jednak są one jego ważną częścią. Dlatego on wyznaje ideę aby liczyć na siebie samego, w końcu czy można zawieść się na sobie? O ile żyje się w całkowitej zgodzie z własnymi myślami? To nie jest wcale takie trudne... Choć czasem strasznie irytujące. Nie wiesz tego, dopóki sama się nie przekonasz. Ludzie czasem postępują bezmyślnie, kierując się jedynie przypływem emocji... Przywiązanie do człowieka sprawia wiele problemów, przykładowo... W jasnym i szybkim ocenieniu sytuacji. Zastanawiamy się za długo, a im głębiej wchodzimy w ten temat, tym trudniej jest z niego wyjść... Szczególnie kiedy łączy nas emocjonalna więź z tematem, tudzież osobą. Czy uważał ludzi za problem? Tak. Uczucia stanowiły przeszkodę w życiu w zgodzie z samym sobą. A przynajmniej on tak myślał... Może się mylił, może miał w połowie rację... Kto to wie. Jak wcześniej wspomniał, każdy jest inny, a myślenie dąży w innym kierunku. U niego jest to prosta piłka. Spieprzysz, zostajesz skreślony. Tyle. Choć nawet jemu czasem trudno się z tym faktem pogodzić, serio. Nie widział sensu w analizowaniu. Choć przydałoby się, prawda? Ta wielka niewiadoma była ciekawa, interesująca i nawet pociągająca. Gdyby nie to, zapewne nie siedziałaby teraz w jego wannie, w ogóle nie podeszłaby pod jego kamienicę czy drzwi. Lubił chaos wokół niego, to pozwalało mu skupić swoje myśli i dojść do ładu... A przynajmniej ładu, który według niego jest porządkiem. W końcu każdy ma na jego punkcie jakieś tam wyobrażenie. Spokój nie pozwalał mu się skupić... Irytująca cisza rozchodziła się w jego głowie i odbijała się od ścian. Wywołując tym niemiłosierny ból. Uniósł lekko brwi aby po chwili je zmarszczyć, jakby się nad czymś zastanawiał.. Tak, coś przykuło jego uwagę. -Pierwszy raz zwróciłaś się do mnie po imieniu..-Powiedział. Do siebie, nie do niej. Jednak jego myśli wypłynęły, proszę... Nie powinno to być nic istotnego, zwykłe imię, zwykła osoba. Jednak dawno nie słyszał go w pełni. W dodatku przez nią. Jeszcze nie wiedział czy było to dobre czy jednak złe odczucie. Bała się? Czemu się odsunęła? Nie, nie... Pokręcił lekko głową.-Zachowujesz się jak dziecko. Zdejmuj to.-Mruknął i wyciągnął w jej kierunku dłoń. Jakby czekał na jej zgodę. Poważny? Spokojny? Nie wiesz o czym dokładnie teraz myśli. Może chciał aby to z siebie zdjęła... A może po prostu nie chciał aby się przeziębiła, bo nawet jeżeli woda jest ciepła siedzenie w ciuchach w wodzie to niezbyt dobry pomysł.
Obcując z ludźmi trzeba zdawać sobie sprawę, że są ci, którzy będą chcieli cię zniszczyć. Trzeba liczyć się z tym, że będą rzucali ci kłody pod nogi, będą pragnęli widzieć jak upadasz. No, ale od czego są bliscy? Od pomagania. A jeśli ktoś zawiedzie i nie ma się nikogo to zupełna kicha. Liczyć na siebie samą? Można, ale ona nie dałaby rady. Za dobrze wiedziała, że gdyby coś się stało to umiałaby zawieść samą siebie tyle, że to by szło za nią całe życie. Zła myśl. Niedobry wybór. W jej przypadku poleganie na własnej osobie jest niebezpieczne. Przywiązanie jest najgorszą rzeczą z możliwych. Jakaś osoba zdobywa twoje zaufanie, a potem sprawia, że chcesz z nim być, spędzać czas...Mówisz mu rzeczy, które są dla ciebie istotne, a potem zaczynasz darzyć tę osobę uczuciem... A potem on cię zawodzi, niszczy Twoje dobre wyobrażenie i zostawia z samym sobą. Uroczo. Aż zaczęłam się dziwić, że Grace zdążyła jeszcze nic nie spieprzyć. Naprawdę ze względu na jej dziwny charakter, zaczynam być z niej naprawdę dumna. Widząc jego zaskoczenie, również zmarszczyła brwi, jednak gdy powiedział, że pierwszy raz zwróciła się do niego po imieniu, wzruszyła lekko ramionami. - Czy to źle? - mruknęła. - Zdarza się. - kącik jej ust drgnął. Jasne, nie zwracała się do niego po imieniu. Jakoś nigdy nie cisnęło jej się to na usta, a może po prostu nigdy tak nie formułowała zdania, żeby wklejać tam to jeszcze. Uniosła brew, przez chwilę przyglądając się jego twarzy. - Nie zachowuję się jak dziecko. - wymamrotała, chociaż tymi słowami bardziej umocniła to, że właśnie tak się zachowywała. No, ale okeeej... Skinęła lekko głową. Przecież nie będzie siedziała tu w kurtce i ubraniach jak jakaś idiotka.
Niektórych to rajcuje, co nie? Widok upadającej osoby, widok upadającej moralności czy człowieczeństwa... Tego, co jeszcze ludzkie w danej osobie. On lubił ten widok, przyzna się do tego. Jednak jeżeli sam miałby coś takiego spowodować? Mhm... Trudne. Zawsze przybierał rolę obserwatora, bo w końcu czym byli dla niego inni? Obce osoby, które codziennie przechodziły obok niego... Nic nie wnoszącego do jego życia. A jeżeli już ktoś coś dla niego znaczył, o wiele bardziej wolał go wznosić niżeli ciągnąć w dół. Zawsze znajdą się Ci, którzy będą wierni tobie i twoim ideałom... Oraz tacy, którzy za wszelką cenę będą próbowali zrównać cię z ziemią. Dlaczego? Musi istnieć jakiś powód. Jest. Cień zazdrości, wiedza iż to co masz Ty, nie posiada ta druga osoba... Dlatego bycie liderem wiąże się z pogodzeniem nadchodzącego ataku i porażki. Pewność siebie. Tylko tyle jest ci potrzeba do tego, aby uwierzyć w to, że liczyć można na siebie. Pomyśl sobie, gdybyś posiadała w sobie wystarczającą ilość pewności, Twoje myśli nie krążyłyby wokół tematu "zawiodę", "polegnę". Niebezpieczeństwo pojawia się w każdym momencie naszego życia, nawet w pieprzonym oddychaniu znalazłoby się kilka niebezpiecznych rzeczy... Tak już jest. Skoro Ty nie wierzysz w siebie, jak inni mają to zrobić? Jak chcesz postawić na swoim? Grace... Twoją okropne aktorstwo czuć na kilometr. Przestań to analizować... Analizowanie jest do dupy, bo jedynie zakrzywia nasz punkt widzenia i odbierania pewnych rzeczy. Analizowanie to zło tego świata i większości kobiet. Nie zastanawiaj się, bierz co jest ci dane... Bierz co inni ci dają. Konsekwencje? Boisz się, że się sparzysz? Kurwa. To tak, jakbyś bała się żyć! Cicho westchnął i popukał palcem o kant wanny. -Nie rób tego więcej.-Powiedział spokojnie, przy okazji wykrzywiając usta na nieznany sobie wzór. Wciąż nie wiedział co ma o tym myśleć, choć tak właściwie w ogóle nie powinien się nad tym zastanawiać... Czemu przywiązał wagę właśnie do tego? Ten człek zaskakuje czasem siebie samego, a pewne zakamarki jego umysłu i osobowości również dla niego pozostają tajemnicą. Uśmiechnął się pod nosem, jakby w odpowiedzi na jej słowa. I w tym momencie wyobraził sobie Kat, która mówiła dokładnie to samo w podobnych momentach. Dawno temu, teraz coraz trudniej było mu przywoływać jej twarz w pamięci. Do tego również miał mieszane uczucia. Zsunął jej kurtkę z ramion i rzucił na podłogę. Ubranie wydało bardzo nieprzyjemny dźwięk, który odbiło się o ścian pomieszczenia. Potem ściągnął jej koszulkę przez głowę i spojrzał na Grace. -Zdecydowanie jak dziecko nie wyglądasz.-Powiedział spokojnie. Przysunął się do niej i nie wiedział czemu ale pochylił się nad nią aby musnąć wargami jej bladą skórę, niedaleko obojczyka. Pewnie za to oberwie, ba, powinien za to oberwać... Jednak jakoś mało co sobie z tego robił. Jakby w jednym momencie stał się kompletnie obojętny na wszystko, co mogłoby się stać. Niedobrze.
Osoby, które chcą zniszczyć komuś życie są według Grace nudni. Robią to dla rozrywki? Dla frajdy? Chorej satysfakcji? Przechodziło to jej pojęcie. Nie była w stanie zrozumieć jak może kogoś to bawić. Okay, może czasem lubiła patrzeć jak jej wróg upada i stacza się na dno, ale miała w sobie litość czy współczucie i zdecydowanie nie była człowiekiem, który chce kogoś kopnąć w zad i patrzeć jak spada. Bycie liderem musi być okropne, ludzie wpatrują się w ciebie jak w przewodnika, który może prowadzić cię przez życie czy coś w tym rodzaju. Beznadziejne. To straszny ciężar, który musisz udźwignąć bo jeśli jest dla ciebie ważne zdanie innych, czyjeś poparcie to nie możesz tej osoby zawieść. Gdy jest jednak cholernie ciężko... Trudno dać sobie radę. Bogu dzięki, że Blakely nie była kimś takim. Nie musiała nikomu pomagać, nie musiała kogoś prowadzić. Nie byłaby dobrą przewodniczką, nie dałaby rady. To nie tak, że jest słaba, że takie wyzwanie było dla niej za wielkie, po prostu wie jak to jest z uczuciami... Jak ktoś cię zawiedzie, nie chciała, żeby inne, niewinne, naiwne osoby się tak czuły. Czuć na kilometr? To skoro tak to czemu ludzie, przynajmniej większość, nadal trzyma się od niej z daleka, huh? Może jednak ma w sobie choć odrobinę dobrego aktorzenia, że jej wierzą. Nie podobało jej się, że ktoś może ją rozgryźć, dowiedzieć się, że to wszystko jest udawane, a prawdziwa Grace Blakely jest zupełnie inna niż się wydaje. - Bo? - powiedziała, nie zastanawiając się nad tym. Ot, słowo wyszło jej z ust, kiedy nawet tego nie przemyślała. Impuls. Plask, obciążająca kurtka zniknęła z jej ramion i znalazła się na podłodze. Gdy ściągnął jej koszulkę, od razu poczuła się lepiej bez tych ciężkich ubrań. Jedną dłonią odgarnęła z czoła mokre, niemal czarne włosy, żeby lepiej widzieć chłopaka. Wszystko leciało jej na twarz, cholera. - Ho, miło to słyszeć. - parsknęła, unosząc brew. Mógł oberwać, jasne, ale dziewczyna jakoś nie specjalnie negatywnie zareagowała na jego dotyk. Zsunęła się tylko niżej, delikatnie kładąc mu dłoń na klatce piersiowej. Hoho.
Cały ten temat zrobił się zbyt przygnębiający. Nie zamierzał dłużej się nad tym zastawiać, wiedział co wiedział. Widział wiele rzeczy, więc spokojnie mógł na ten temat podyskutować. Ale nie chciał. Miał dosyć, chciał w końcu odpocząć... Pieprzyć to wszystko, wszystko to, co dzieje się za drzwiami jego mieszkania, za oknami budynku, który nazywa swoim domem. Wszystkie niepożądane myśli z jego głowy miały w tej chwili uciec i na jakiś czas nie wracać. Nie będzie się zastanawiał co pobudza ludzi do takich, czy do innych czynów. To ich pieprzony biznes, a dopóki nie wchodzą w jego... Cóż, po prostu dla niego nie istnieją. Lider? Lider to osoba, której prawdziwej natury nigdy nie poznasz. Wszystko jest jednym wielkim pozorem, rzeczy, które robi nie czynią z niego lepszego człowieka. Nie spełnia się w swoich przekonaniach, swoich marzeniach... Tylko w czyich? Dlaczego to robi? Dobrze mówiłaś... Aby innym było dobrze, aby ich nie zawieść. Bo ludzie jak zgraja baranów, podąża z tym z największymi rogami. Umiesz gadać, umiesz udawać, idzie ci to zajebiście... Proszę, już stałeś się idealnym liderem. Manipulacja i oszustwo istnieje wszędzie, skrywa się a czasem nic sobie nie robi z tego. Jest namacalna i obrzydliwa. Dosięgnie cię w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy będziesz czuł się pewny i bezpieczny. Każdy udaje. Rzadko kiedy znajdzie się osoba, która potrafi pokazać to, co naprawdę skrywa pod skórą. I nie mówię tutaj o udawanej arogancji, która ma zatuszować braki w pewności siebie. Czy uprzejmości, która ma na celu zaspokojeniu swojego sumienia. Czemu powtarzał, że wie jaka jest Grace? Czemu czuł się tak pewny siebie? Jakby był dwa kroki przed nią... Ludzie potrafią ukazać swoją prawdziwą stronę, nawet o tym nie wiedząc. Jak to mugole mówią: diabeł tkwi w szczegółach. Bo to cholernie mnie irytuje. Bo nie pasuje do nich. Bo nie lubi brzmienia swojego imienia. Bo kojarzy mu się z domem, ciepłem, człowieczeństwem. Nie chciał pamiętać domu. Szkocji. Rodziny. Nie mógł. Zostało mu to zabronione. Więc po co do tego wracać? Wiele myśli krążyło po jego głowie, jednak tylko jedna rzecz zdołała wyjść z jego gardła. Cichy pomruk, za którym w ruch poszły ramiona. Jego głos nigdy by go nie zdradził, a twarz, która wyrażała tylko to, czego chciał również spełniała swoje zadanie. Uśmiechnął się pod nosem. Podniósł lekko głowę i spojrzał na nią.-Gdyby było inaczej, stawiałoby mnie to w złym świetle.-Powiedział spokojnie, przyglądając się jej przez moment. Pół-nagie dziecko w wannie z dorosłym-nagim mężczyzną... Nie. Nie wygląda to za dobrze. Jego dłoń ujęła jej, jakby chciał aby tam pozostała... Czy chciał ją tym zatrzymać? Anthony nie powinien się do niej zbliżać. Tutaj czy gdziekolwiek indziej. Ale jego wargi same szukały drogi po jej szyi. Jakby było to całkiem fajne zajęcie... Cóż, bardzo absorbujące.
Po spotkaniu w miejscu pracy jej przyjaciółki Adrienne miała zamiar wracać do siebie, ale ni z tego ni z owego zauważyła sowę lecącą w jej stronę. Rozpoznawała tę sowę, bo to prawdopodobnie była sowa Anthony'ego. Uśmiechnęła się pod nosem, już miał jej uśmiech zejść kiedy sowa dziwnie zawirowała w powietrzu jakby chciała ją ominąć i wracać, ale jednak ta upuściła list prosto przed jej nogami. List wpadł w ogromną kałużę, ale jednak dziewczyna szybko wyciągnęła dłoń, ażeby sięgnąć po ten list zaadresowany do niej. Otworzyła delikatnie, ażeby nie zamazać, ani nie potargać treści listu. Anthony zaprosił ją do jego mieszkania. Szczerze powiedziawszy miała drobne obawy, ale tak bardzo za nim tęskniła, że chyba nie miała innego wyjścia. Pożegnała się z puchonką z którą spędziła bardzo miły czas i postanowiła udać się w dane miejsce. Po godzinie wędrówki i tułania się dotarła na miejsce. Zmokła tak bardzo, że obawiała się, ażeby nie być chorą, ale miała nadzieję, że Anthony ją tak rozgości iż nie będzie obaw, ażeby nie być chorą. Zapukała drżącą dłonią w drzwi czekając na ujrzenie tego za kim tak bardzo się stęskniła.
Za cholerę nie powiedziałby, że kiedykolwiek ponownie spotka Ad. Przecież był potworem, zmorą jej życia, kimś przez kogoś zmarnowała spory kawał czasu. Przynajmniej tak to wyglądało w jej ustach. Wykorzystał ją. Był beznadziejnym przypadkiem, który próbowała uratować jednak się nie dało. Bo nic co dotyczy jego osoby nie jest proste. Gdyby miał opisać, co działo się z nim przez ten okres czasu... Wystarczy spojrzeć na mieszkanie, w którym żył. Wieczna ciemnica, zero dostępu do światła... Ukrył się tutaj, jak ktoś kto naprawdę nie ma dokąd pójść. Nigdy nie stał w miejscu. Nie chciał być osobą, która nie będzie miała pomysłu co ze sobą zrobić. Jego pomysłem na to, był brak planu. Nigdy nie wiedział dokąd pójdzie. Gdzie się znajdzie i kogo pozna. I to najbardziej przeszkadzało młodej puchonce. Takie wrażenie dawała, jej zachowanie i słowa jasno sugerowały, że nie podoba jej się styl życia jaki obrał. Ani to, jaki był. Lubił się bawić, lubił kiedy miał wszystko pod kontrolą, a ludzie? Ludzie to najciekawszy obiekt. Jego postać zawsze była dość złożona. Niewiele osób potrafiło go zrozumieć. Niewiele mogło powiedzieć, że go znało. On sam siebie nie znał. Otworzył okno i wpuścił do mieszkania zimne powietrze. Było niezwykle orzeźwiające i pozwoliło aby zajął myśli czymś innym. Czemu do niego napisała? W końcu to jej sowa jako pierwsza zapukała do jego okna. Był w nie małym szoku, naprawdę. Aż wstyd się przyznać. Jeszcze treść wiadomości była dosyć skomplikowana... Ale zaciekawiła go. Przynajmniej to pozwalało myśleć o czymś innym. Zajęło jego myśli i chciał aby tak na razie zostało. Nie miał wyjścia. Po kilku godzinach usłyszał pukanie do drzwi i wychylił się zza kanapy aby spojrzeć w tamtym kierunku. -Proszę!-Krzyknął i powrócił do czynności, jaką było notowanie coś na papierze. Po chwili wstał i ruszył w kierunku wejścia. Witanie gości i otwieranie im drzwi to nie jego specjalność. O ile ktokolwiek tu przychodzi, zawsze otwiera sobie sam. Taki zwyczaj. Albo lenistwo Tonego.
Oj tak Anthony był zmorą jej życia, ale czy ona chciała się tego pozbyć? Sama nie była do końca pewna. Owszem, mówiła wiele rzeczy pod wpływem emocji i może kiedyś tam wymsknęło jej się, że nie chciałaby go widzieć na oczy, dlaczego akurat ją to spotkało, że wiecznie na niego trafiała. Ale z biegiem czasu, gdy chłopaka nie widziała na oczy tak cholernie się za nim stęskniła, że nie widziała innej możliwości jak tutaj nie przyjść do niego. Musiała go chociaż na chwilę zobaczyć. Szczerze powiedziawszy nawet martwiła się o niego, zawsze gdzieś by go tam spotkała, prawda? Owszem w Londynie rzadko było ją ujrzeć, ale w Hogsmeade była bardzo często, a przecież Anthony też niekiedy musi robić jakiekolwiek zakupy, tak? No tak, puchonce naprawdę to bardoz przeszkadzało. Nie mogła go rozgryźć, raz uśmiechnięty od ucha do ucha, raz taki że bez kija nie podchodź. Szczerze powiedziawszy najlepszym momentem i najłatwiejszym dla niej w zachowaniu ślizgona był moment kiedy spotkała go pijanego. Wtedy rozmowa się kleiła, co prawda wyszło później jak wyszło, ale jednak jakoś się tak rozmowa kleiła. I to chyba właśnie było ich ostatnie spotkanie... Pewnie jakoś by się inaczej dogadali, ale Adrienne była na niego wtedy niesamowicie zła, że się do niej nie odzywał i nie potrafiła z nim dojść do jakiegokolwiek porozumienia, w ogóle nie chciała go słuchać. Mimo iż jego zachowanie ją bawiło to jednak czuła jakiś tam ból i żal do niego. Długo jednak nie musiała czekać, aż usłyszy głos ślizgona. Uśmiechnęła się pod nosem i nacisła klamkę. Zza drzwi wyłonił się całkiem przyjemny widok. Mieszkanie było naprawdę bardzo przytulne. Szukała wzrokiem ślizgona, aż w końcu go znalazła wyłaniającego się zza kanapy. - Cześć mój drogi ślizgonie... - przywitała się. No co nie bylo to miłe powitanie? Mogłaby całkiem odwrotnie go powitać po tym, że się do niej nie odzywał, ale nie chciała drzeć kotów na wejściu. Zobaczymy jak ta ich rozmowa się potoczy, jeżeli będzie dla niej dość wkurzający i nie rozwiązywalny to będzie musiała użyć swojego drżącego, głosu, ażeby jakoś przemówić mu do rozsądku. Od razu zdjęła swój płaszcz i powiesiła go na miejscu do tego przeznaczonym o ile w ogóle takowe było. Spojrzała na niego i złapała swoje włosy, ażeby dosłownie wycisnąć z nich kropelki deszczu. Chyba się nie obrazi, a podłoga mu od tego na pewno nie zgnije. - Mogę liczyć na coś gorącego do picia? - zapytała. W końcu on ją tutaj zaprosił tak? Liczyła na trochę przyjaźniejsze spotkanie.
Cały Anthony jej nie odpowiadał. A jeżeli próbowała go zmienić tak, jak jej by odpowiadało to nie dziw, że koleś już dawno stracił cierpliwość. Szczerze pogardza kimś kto próbuje zmieniać ludzi. I nie jeden raz jej to powtarzał, prawda? A skoro nie dostała tego czego chciała postanowiła skazać go na wieczne potępienie. Nigdy nie powie mu, że to nieprawda. Jeżeli coś ci się w kimś nie podoba i nie możesz tego zdzierżyc to nic tu po tobie. Jest to niepotrzebny kłopot. Ograniczał wychodzenie z mieszkania. I wcale nie było tu tak mikutko jakby chciała. Pokój tylko kilka razy doświadczył dopływu świeżego powietrza. Nie lubił kiedy było jasno. Dlatego zawsze jest tu ciemno. Jak miewa gości to jedynie takich, którym to nie przeszkadzało. Ostatnio w ogólne nie wyszedł. Jedna sąsiadka zawsze robi mu coś so jedzenie i podstawia pod drzwi, tak jakby tego chciał i potrzebował. Gdyby nie fakt, że ją lubi to zapewne oddawałby pakunki. Nie gotował, nie chciało mu się również ruszyć dupy. Szczerze znienawidził miejsce, w którym mieszka. Był trudnym człowiekiem, nie zauważyła? Nie daje się poznać chyba że najdzie go taka ochota. Nie uważa tego jako coś bez czego nie mógłby normalnie funkcjonować. -Co się stało, że zawitałaś w moje skromne progi.-Jego brew nieznacznie się uniosła. Nie powinna chyba być zła o to, że był ciekawy. To ona go skreśliła. Nie może być na niego zła, że się nie odzywał bo tego przecież kurwa chciała! To aż śmieszne. Powtórka z rozrywki? Wstał z kanapy i ruszył w kierunku kuchni. Pokręcił głową jakby był zawiedziony tym iż dziewczyna nie odrobiła lekcji. -Najdroższa... Nie czytałaś listu? Nie licz na ciepłą herbatkę i ciasteczka. Moge zaoferować Ci sok lub piwo- Wzruszył ramionami a potem skrzyżował je. Było to całkiem normalne u niego. Wręcz oczywiste o ile dobrze się go zna. Nie był typem osoby, który jest dobrym gospodarzem. Mogla czuć się jak u siebie w domu i sama coś znaleźć. Nie miałby nic przeciwko. Od razu chce awantury?
No tak w mieszkaniu można powiedzieć, że było nieco duszno, a nawet bardzo, ale puchonce to nie przeszkadzało, to przecież było jego mieszkanie. To on powinien dbać, ażeby było tutaj tak jak powinno być w jego mniemaniu, a skoro on sobie tak życzył to tak miało być i już. Szczerze powiedziawszy ciekawiło jak jak będzie się jej ukochany ślizgon zachowywał, można powiedzieć, że każde ich spotkanie było inne. Ich znajomość była dziwna i niezrozumiała. Mało to razy Sarah łapała się za głowę jak słuchała jej opowieści. I zawsze to jedno i to samo pytanie, po co Ci to? Co odpowiadała? Że tak chce, że właśnie ta dziwna i niezrozumiała znajomość bardzo ją ciągnęła do dalszej realizacji. Owszem, ostatnio trochę zaniedbali siebie nawzajem, ale może będzie możliwość jeszcze w jakiś sposób to ciągnąć? - Anthony to Ty mnie zaprosiłeś do siebie... - spojrzała na niego nieco zdziwiona. Oczywiście mogła sobie darować te odwiedziny i wcale tutaj nie przychodzić, ale jej życie bez niego zrobiło się tak monotonne i zwyczajnie w świecie nudne. Chciała, ok. Chciała ażeby on się do niej nie odzywał, ażeby dał jej spokój, ale liczyła, że on jej nie posłucha. Już niech nie udaje, że jest taki posłuszny, bo nie jest wcale. Westchnęła cicho, no tak w liście było jasne napisane, że nie dostanie tutaj nic ciepłego. - Piwo... - mruknęła. Napije się, a dlaczego nie. Powinna trzymać fason, bo przecież pochodzi z takiej rodziny jakiej pochodzi, ale miała to gdzieś, tak? Wszyscy ją z niej olali, jedynie ojciec od czasu do czasu się do niej odezwie i tyle.