Małe, przytulne mieszkanie, od początku do końca urządzane przez właściciela. Stanowi miejsce jego azylu, noclegu, a także bazy wypadowej - do Londynu na imprezę, czy Hogwartu na zajęcia. Słowem - typowa kawalerka dla młodego studenta.
Salon
Małe, nastrojowe pomieszczenie. Dużo mebli upchniętych w tym pomieszczeniu, doskonale obrazują zmysł nie tylko smaku, ale i pewnej organizacji Bonneta. Pokój graniczy z drzwiami wejściowymi. Wygodna sofa, a także wiszący regał na ścianie stanowi idealne połączenie na zimowe, długie wieczory. Całości dopełnia także czarna drewniana szafka, ustawiona wzdłuż ściany i szereg dodatków, w postaci lampy, czy dywanu.
Łazienka
Na lewo od salonu w bardziej „intymnej” części domu, umiejscowiona została łazienka. Sąsiaduje bezpośrednio z frontowym pomieszczeniem, oraz sypialnią. Również niewielka. Znajduje się tam jednak wanna, a także kabina prysznicowa. Zaraz obok drzwi wejściowych stoi mały regał, na którym leżą wszelkiej maści ręczniki, mydła, perfumy itd. Obok niego zaś, na ścianie, wisi średniej wielkości lustro.
Sypialnia
Sypialnia, nazywana też często „noclegownią” stanowi ostatni pokój z tej strony domu. Jej kształt pokrywa się nieco z salonem, jakby okrążając go. Utrzymana w bieli (sam do dziś nie wie dlaczego), jest najprzestronniejszym pokojem w mieszkaniu. Efekt ten zdaje się pogłębiać łóżko znajdujące się na ziemi, a także kilka wieszaków z ubraniami, zamiast szafy – Antoine woli je zdecydowanie od klasycznej garderoby.
Kuchnia i Jadalnia
Połączenie dwóch pomieszczeń – kuchni oraz jadalni od zawsze podobało się Bonnetowi. Nic więc dziwnego, że tak właśnie widział kuchnię w swoim własnym mieszkaniu. Jest raczej średniej wielkości, z obu stron zagrodzona przez rozmaite szafki, w których trzymane są naczynia, zastawy, garnki itd. Nieco dalej, w drugiej części pomieszczenia, znajduje się stół, przy którym zwykł jadać kolacje. Z kuchni jest też wyjście na balkon, gdzie stoi drugi (po sofie) ulubiony mebel Antoine’a – fotel.
Ostatnio zmieniony przez Antoine Bonnet dnia Czw 25 Gru 2014 - 11:36, w całości zmieniany 2 razy
Stała spokojnie, obserwując jego ruchy. Kiedy jednak zrzucił z niej zasłonkę, trochę się wzdrygnęła. Gabrielle zachowywała się dziwnie? On w tym momencie też. Nie mógł po prostu zrozumieć, że jest zawstydzona, cokolwiek? Rany, Ci napaleni mężczyźni. Mimo wszystko tylko spojrzała w ziemię i wzięła głęboki oddech. Sama nie mogła uwierzyć w to, że zakochała się w kimś takim jak on. - Nie szkodzi.. - odpowiedziała patrząc w ziemię, po czym weszła do łazienki. Potem zaczęła analizować wszystko po kolei. Pierwsze - kochali się. Był to jej pierwszy raz. Było niesamowicie to prawda, ale Antoine chyba chce więcej. Tak jakby na prawdę chciał ją tylko wykorzystać. Następnie, próbował ją zachęcić do dalszej zabawy, kiedy ona już nie chciała. Gdy wstała oburzony Bonnet tym, że się zakrywa zrzucił z niej zasłonę, udając że to tylko wypadek. Czy on ją traktuje jak jakąś służkę? Wielki pan się znalazł, pff. W każdym razie - Gabrielle podeszła do wanny i powoli odkręciła wodę. Poczekała, aż jej partner ruszy tyłek i podejdzie do niej, po czym oparła się o ścianę. Jej długie czerwone włosy opadały na jej ramiona oraz piersi, szczęśliwie je zakrywając. Patrzyła na niego, lekko zarumieniona.
To nie tak, że chciał ją wykorzystać. Po prostu, starał jej się na ten swój Bonnetowski, dziwny sposób udowodnić, że nie ma się czego bać. I nic jej tu nie grozi. Widocznie jednak, potrzebowała trochę czasu na to. Cóż jednak. Mówi się trudno. Poczeka. Ile będzie trzeba. Oczywiście uprzednio ją przyzwyczajając do siebie. Takiego, jakim był naprawdę. A jeśli sądziła, że już go poznała, smutna wiadomość. Najgorsze dopiero przed nią. Bowiem prawdziwy Antek był jednym wielkim skurwysynem, który dbał jedynie o swój własny tyłek. Reszta go nie interesowała. Przynajmniej tak sądził. Poza tym, strasznie trudno u niego było odbudować dobrą opinie. W zasadzie, łatwiej było spalić te mosty, niż je odbudować. Chyba wszędzie tak było. Z tym, że Atoine nie dawał nikomu szansy na ich odbudowanie. Trzeba było naprawdę być zdeterminowanym. No, a nie każdy taki był, stąd właśnie wielu ich nie odbudowywało. - Mam coś na twarzy? – zapytał, wchodząc do łazienki. Gabbs siedziała cała czerwona i zasłonięta. No cóż. Okej. Usiadł naprzeciwko niej, patrzył w oczy (gdziekolwiek indziej nie miał zwyczaju) i uśmiechał się delikatnie. A może to ta dziewczyna, dla której warto zapomnieć o swoim dekalogu? Nie. To że dobrze mu z nią, o niczym jeszcze nie świadczy. Ale.. niczego nie wykluczał. Poza tym.. była mu bliższa niż ostatnie kandydatki. A to chyba o czymś świadczyło, prawda?
Może i źle trafiła. Może i teraz się zastanawia jak uciec z tego bagna, bo coraz bardziej sobie uświadamiała, że Antoine jest agresywny wobec niej. Niezadowolony, wiecznie niezaspokojony. Jak ona mogła kochać kogoś, kto jest takim typem? Nie wiadomo. Mimo wszystko dała mu szansę i skończyła bujać w obłokach. - Nie, przepraszam. - powoli do niego podeszła i czule ucałowała jego usta. - Przepraszam, że byłam jakaś taka.. inna.. Panie Bonnet. - Gabbs ukłoniła się po czym zachichotała uroczo. Kochała go. I nikt tego nie zmieni - chyba, że on sam. Głaszcząc Antoine po włosach, policzkach i szyi, czerwonowłosa spojrzała na wannę wypełnioną praktycznie po brzegi. Zagryzła delikatnie jego wargę, całując go czule, po czym złapała go za rękę. - To co? Czas na kąpiel.. Skarbie? - wyszeptała mu do ucha, lekko je przygryzając. Może i nie miała ochoty na zabawę, była na to zbyt zmęczona - ale zawsze mogli obdarowywać się pocałunkami, dotykać się gdzie popadnie. Wiadomo. Gabrielle powoli zanurzyła jedną nogę w letniej wodzie, po czym weszła cała i wyciągnęła do niego ręce. - Chodź do mnie... Mój panie. - jak widać odnalazła się w roli służki do zabawy. Chyba nawet będzie musiała się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Innego wyjścia raczej nie ma.
On? Agresywny? On niezaspokojony? Nie, no. Bez takich. Nie był zwierzęciem. Fakt, popełnił jeden błąd, z tym ręcznikiem, ale.. żeby od razu aż tak go degradować? No bez takich. Przede wszystkim uważał się za człowieka inteligentnego, wrażliwego (tylko trochę inaczej). No, ale na pewno nie kierował się tak idiotycznymi pobudkami jak popęd seksualny. Widać długa droga przed nim. No, ale cóż. Tak już jest, jak Ci na kimś zależy, prawda? Trzeba iść na pewne ustępstwa. Musiał się pogodzić z tym, że nie zawsze będzie jak on chce, no i przede wszystkim, że nie wszystkie jego intencje są poprawnie odczytywane. - Ej.. Nie mów tak do mnie. Proszę. To z tym.. „panem”, to tylko taki niewinny żarcik. Przepraszam.. – powiedział, wyraźnie smutny. Miał dziwne wrażenie, że biedna Gabbs się.. spłoszyła? Tak, to chyba dobre słowo. Ale nie w tym problem. Problem w tym, że źle się z tym czuł. Cholernie źle. Będzie musiał jej to jakoś wynagrodzić. Już nawet chyba wiedział, jak. No, ale najpierw kąpiel. – Oczywiście skarbie. – powiedział, powoli wchodząc do wanny. Woda była dość ciepła. Wręcz gorąca. A może to nie woda? Może to jemu było tak gorąco? Zapewne. To woda. Tak. To na pewno ona. To wszystko jej wina. Wody w sensie. Musiała być taka gorąca.. matko, o czym on myślał? - Nie nazywaj mnie panem. Nie podoba mi się to. Dziwnie się czuje. Poza tym.. To Ty jesteś moją Panią… - powiedział cicho, wprost do jej ucha, po czym przeniósł usta na jej szyję. Chwilę po niej pobłądził, rękę zanurzając w wodzie. Po chwili, jeszcze ciepłą i wilgotną od wody przeniósł na jej ciało. Tak fajnie się wzdrygnęła. Aż chciał spróbować jeszcze raz. No, ale nie zrobił.
Czekała na swojego kochanka cierpliwie. W końcu zaszczycił ją swoją obecnością podczas tej gorącej kąpieli. Była nieco zdenerwowana, skrępowana. To chyba dobre określenia. Po prostu.. przed chwilą to zrobili, a teraz ona jakoś się wstydzi swojego ciała. Nie bardzo potrafię określić dla czego, po prostu takie dziwne uczucie.. i ból w kroczu. - Przepraszam.. - powiedziała cicho okazują skruchę, natomiast na jego słowa gwałtownie na niego spojrzała, a na jej policzkach zapłonął ogromny rumieniec. Ona, jego Panią? - grubo. Dotyk jego ust na jej skórze ją nieco uspokoił. Sama nawet nieco odchyliła głowę, odgarniając z szyi czerwone, gładkie włosy. Przeczesała nieco jego czuprynę, zagryzając wargę. A następnie? Drgnęła. Drgnęła bo zaskoczył ją tym gestem. Gabrielle uśmiechnęła się szeroko, po czym zrobiła to samo. Zanurzyła swoją maleńką dłoń w wodze, po czym dotknęła nią jego podrapane plecy. Biedaczek.. Będą go teraz boleć. Ale przynajmniej będzie oznaczony, to już coś. Gabrielle triumfuje! - Więc.. mój drogi. Co byś chciał robić, PRÓCZ seksu. - powiedziała chichocząc cicho. A jak go trochę podrażni? Co jej zrobi? Uderzy? Wtedy ona się ubierze i wyjdzie, a on nigdy więcej jej nie zobaczy. Oczy czerwonowłosej niesamowicie zabłyszczały. Wzięła głęboki oddech, oraz ułożyła dłonie na policzkach Antoine. Powoli zbliżyła twarz i spojrzała mu głęboko w oczy. - Kocham... Cię.. Anotine.. - powiedziała to drżącym głosem. Serce szesnastolatki gwałtownie przyśpieszyło. To było głupie. Przecież tak łatwo mu się oddała, a jeśli tylko czeka na takie głupie wyznanie, żeby powiedzieć, że nic z tego? Się dziewczyna zdziwi.
Nie przepraszaj.. – powiedział, ponownie przenosząc usta na jej szyję, która w jakiś dziwny sposób przyciągała jego uwagę. Może zamontowała tam jakiś magnes? Nie wiedział, ale cholernie podobała mu się jej szyja. Zatem nie jest chyba tajemnicą, że jej całowanie również należało do jednych z ulubionych czynności. – Dziwnie się czuje, gdy to robisz.. – powiedział cicho. Serio było mu smutno z tego powodu. No i czul się dziwnie. Żeby ktoś go przepraszał tylko za to, że ma trochę nie tak psychikę? Tego jeszcze nie grali. I grać nie będą. Bonnet może był indywidualistą, w niekoniecznie dobrym znaczeniu, ale no.. żeby zaraz ktoś go musiał przepraszać? Zważywszy kiedy nic złego nie zrobił? To już prędzej on miał powody, żeby to zrobić, bo przecież dał jej powody do sądzenia, że coś było nie tak. Odpłynął na chwilę, podpierając głowę o jej ramię, gdy nagle poczuł dziwny ból na plecach. Piekło i bolało niemiłosiernie. No tak, w końcu były nieco podrapane. Tylko „nieco”.. Antek wyprostował się jak struna i syknął cicho. – Rozumiem, że moje plecy już zawsze tak będą wyglądały? – spytał, delikatnie dźgając swoją rozmówczynie w żebra palcami, żeby jej dać do zrozumienia,że to jednak bolało. Widocznie coś do niego mówiła, a on tego nie usłyszał. Cóż, jeśli chciała ponownie mieć go przy sobie, tu i teraz, a nie bujającego w obłokach to był bardzo dobry pomysł. – Prócz.. – zastanowił się. – No myślę, że coś by się znalazło. Chętnie bym się z Tobą wykąpał do końca, potem zjadł jakąś dobrą kolację, potem gdzieś wyszedł, może na spacer, a jeśli nie to został tutaj. Przegadał całą noc, pośmiał się, popłakał, po wszystkim zasnął w twoich ramionach, następnie się obudził i myślał o tym, co tu zrobić… - odpowiedział, nieco rozmarzony i podekscytowany zarazem. Bo w sumie.. spędzić tak czas z Gabbs. To.. byłaby nowość? Tak, chyba tak. No i.. nie widział w niej tylko jej ciała. Była dla niego człowiekiem. W dodatku dość ważnym. I wysoko postawionym w hierarchii. I chyba nie zapowiadało się na to, że coś może to zmienić.. – Chociaż i tak uważam, że seks byłby lepszy. – powiedział po chwili, oczywiście żartując, czym chyba wytrącił swoją młodą towarzyszkę z krainy marzeń. Uśmiechnął się jedynie, widząc twarz panny Maxwell, tak bardzo bezcenną w tamtej chwili. Szybko jednak spoważniał, bo i ona spoważniała. Patrzyła wprost w jego oczy. Ogarnęło go jakieś dziwne uczucie. Może strach? Tak strach. Że powie mu coś strasznego. Coś niedobrego. Coś, co zakończy ten wspaniały czas. I powiedziała. Jednak to nie było nic nie dobrego. Pozwolił sobie nic nie mówić. Jedynie chwycił dziewczynę w talii przybliżając do siebie, a jako że byli w wannie to część wody się wylało. Trudno. Posprząta później. W każdym razie, przybliżył i przytulił. Taką zdezorientowaną i czerwoną jak burak Gabrielle pocałował. Nie jakoś namiętnie. Po prostu złączył swoje usta z jej. Trwało to chwilę. – To znaczy dokładnie tyle co „a ja Ciebie” – powiedział jedynie, kładąc głowę dziewczyny na swoim torsie i rozkładając się bardziej w wannie. Teraz oboje w niej leżeli. On spokojny, mimo to z walącym sercem (ale do tego się nie przyzna, więc cisza), głaskający ją czule po policzku i ona – równie niespokojna, oddychająca płytko, starająca się ów oddech wyrównać.
Magnes czy nie magnes, może po prostu była rozkoszna, że nie potrafił się oprzeć jej cudownej szyjce? Niczym wampir ją pieścił, jeszcze brakuje tych kłów, żeby je zanurzyć w bladej skórze czerwonowłosej i żeby wszystko splamiła błyszcząca, szkarłatna krew. Ojej, sama myśl o tym ją rozpaliła. Od dziecka czytała książki o tych nocnych dzieciach, ale nigdy nie pomyślała o tym, że trafi na jakiegoś. Nie wierzyła w to po prostu. Powracając jednak do kąpieli naszych gołąbeczków. - Dziwnie się czujesz..? Dlaczego..? - pogłaskała go po policzku, wpatrując się w jego oczyska. Była zakochana i nawet gdyby próbowała się zniechęcić, to po prostu nie potrafiła. Przywiązała się do niego, w tak krótkim czasie. Dziwne? Może. Ale cóż poradzić. Wiedziała, że polanie jego zadrapanych pleców do tego gorącą wodą było złym pomysłem. A mimo wszystko to zrobiła. Dlaczego? Nie wzięła tego pod uwagę po prostu. Od razu zmoczyła ręce zimną wodą, żeby "ukoić" trochę ból po czym zaczęła dłońmi błądzić po jego plecach całując czule w usta. - Zaopiekuje się i nimi i Tobą. Mam mleczko które koi ból.- powiedziała ze słodkim uśmiechem na jej dziecinnej twarzyczce. Gabrielle uchwyciła w dłoń swoje mokre włosy i spięła je w kok swoją gumką do włosów. - Nie. Dziś był już seks. Przynajmniej raz dziennie, o! - powiedziała śmiejąc się pod nosem. Po chwili jednak zastanowiła się i owijając nogami biodra ukochanego przysunęła go do siebie. - Jak najbardziej mi pasuje ta kolacja, ten wypad w jakieś cudowne miejsce, a na koniec wspólna, cudowna noc we dwoje. A jutro może mi śniadanie zrobisz, hmm? - wymruczała mu do uszka, po czym wtuliła się w niego. Wyznanie. Powiedziała mu, że go kocha. A gdzie zdrowy rozsądek?! Przecież, co ona zrobi kiedy po prostu wyrzuci ją za drzwi? Zdawało się, że jej serce zaraz od tak wyskoczy z piersi gdy patrzyli sobie w oczy, ale jednak nie. To co się później stało, to jak spełnienie jej marzeń. - Ty.. mnie też..?- aż jej praktycznie czarne oczyska się zeszkliły. Później tylko leżeli w wannie w ciszy. Szczęście azjatki było tak wielkie, no że po prostu nie mogła przestać krzyczeć ze szczęścia - oczywiście to tylko w duszy, żeby jej za jakąś wariatkę nie uznał, o.
Po prostu… Przepraszasz. A nie masz za co. Bo ja mam jakiś system, którego nawet ja czasem nie ogarniam i.. – ugryzł się w język. On to powiedział? Pijany był. Jakby kto pytał, nawet Gabbs, to był pijany. Nie ma opcji. Nie ma i koniec. Po prostu.. On, no. W życiu by tego nie powiedział. A może jednak? W końcu.. ostatnio zmieniał swoje myślenie na każdy temat. Czego przykładem była ta dziewczyna. Ostatecznie, pewnie olałby ją i wszystko. No, ale że tak się nie stało.. - Zostawmy to. Proszę. Nie lubię o tym rozmawiać. – powiedział delikatnie, wyraźnie zasmucony. I jeszcze nie chciała spuścić z niego wzroku. Żyć nie umierać. No, ale płakać nie będzie. Co to, to nie. Ostatni raz płakał na pogrzebie mamy. A i to była tylko jedna łza. Wykoksił się chłopina, już nie ryczy na zawołanie. Już nawet nie zdarza mu się płakać, tak bo jest problem. Nawet nie łzawi.. Tak. Jego psychika znacząco ucierpiała przez te wszystkie lata, cóż jednak? Takie życie, prawda? - Normalnie powiedziałbym, że dziękuję ale… - zatrzymał się. Popatrzył na dziewczynę, a raczej to co robiła. Nie, tylko nie woda. Proszę. Żadnego kontaktu.. – Skoro to Ty.. – uśmiechnął się mimowolnie. Bolało trochę. Szczęśliwie, żeby o bólu zapomnieć, pocałował dziewczynę. Następnie nie mówił nic, słuchając jej komentarza do swojej propozycji. - Zatem. Postanowione. – zarzucił, z dziwnym jak na niego, ładunkiem entuzjazmu. Dziwnym, bo.. może w sumie, jakimkolwiek. Nie wiem. On pewnie też nie bardzo ogarniał, ale jakoś to był bardzo dobry pomysł. Podobał mu się. Co tu więcej mówić? Wyznanie. Jak widać można powiedzieć coś więcej. Wyznała mu miłość. Głupio się poczuł. Serio, nawet bardzo głupio. Zmarnuje sobie z nim życie. Przecież. No. To on. Prawda? Właśnie. I czemu on się tym przejmował? Może dlatego, że on też coś do niej czuł? Po prawdzie nie wiedział, czy to była miłość, już dawno nie miał z nią kontaktu, ale. Definicja by pasowała. Więc, to jednak to. - tak. Przepraszam. Tak niezręcznie o tym mówić, zważywszy na to gdzie i po czym jesteśmy.. – powiedział, spuszczając wzrok. – No, ale. Tak. Tak mi się wydaje. Tak. Jestem pewien. – Pocałował ją. Matko, wyglądała jakby miała się popłakać. Chyba naprawdę była zakochana. Świetna dziewczyna. Aż mu było jej szkoda. I to nie tak, że coś planował. Nie, nie. nie. Nic z tych rzeczy. Po prostu.. Znał siebie, o. To chyba najlepsze wytłumaczenie. A potem, gdy leżeli w tej wannie, a woda znacznie przestygła. Chłopak zaproponował wypełnienie dalszej części planu. W końcu, gotować to on potrafił. No i chwalić się też lubił, zatem dwie a nawet trzy, bo przecież jeszcze Gabby na kolacji, za jednym zamachem.
Przepraszała bo przepraszała. Można stwierdzić, że okazywała skruchę, cokolwiek. Była już takim typem dziewczyny i nie potrafiła nie przeprosić, nawet jeśli to coś, to nie jej wina. Tak tak, pogmatwane to, ale jednym słowem przeprasza nawet wtedy, gdy nic nie zrobiła. To chyba najprostsze wyjaśnienie. W każdym razie - czerwonowłosa wsłuchiwała się w słowa swojego ukochanego. Ma system? Nie lubi o tym rozmawiać? Ale do jasnej cholery o czym?! Jedną z wad Gabbs było właśnie to, że była nieco ciekawska. A to, że zaczął było jego największym błędem w życiu. Tak, może kiwnęła głową chcąc powiedzieć " nic się nie stało " ale z pewnością będzie próbować wyciągnąć z niego to co z niej powiedział... ale to nie teraz. Przez dłuższą chwilę Gabby nic nie mówiła. Dominowały u niej gesty, uśmiechy, cichy chichot.. a dopiero później sie już normalnie odezwała. - W takim razie kąpmy się szybciej.. Kolacja czekać nie może - powiedziała z szerokim uśmiechem, by chwilę później złożyć na jego ustach czuły, długi pocałunek. Oboje powoli wyszli z wanny. Gabby jak to Gabby - wiecznie zarumieniona owinęła się ręcznikiem, szybko tłumacząc, że to tylko po to, żeby się osuszyć. Chciał żeby chodziła nago, w porządku nie ma sprawy, ale niech przynajmniej da jej tę chwilę, żeby się dziewczę nie przeziębiło, no.
Słysząc słowa aprobaty z ust dziewczyny, ucieszył się. Serio, nie chciał, żeby go dzisiaj zostawiała. Miał nadzieję tę noc spędzić z nią.. Obok niej, whatever. W każdym bądź razie, grunt żeby przenocowała u niego. W sumie, po tym wszystkim. Chciał mieć ją zwyczajnie obok siebie. Wtulić się w nią i zasnąć, a potem obudzić w jej ramionach. W sumie, to chętnie by to powiedział, ale nie. Nie on. Nie Bonnet. Nie ten Bonnet. Może, ojciec był na tyle słaby, żeby zdobyć się na coś takiego, na takie wyznanie, ale nie on. To było.. poniżej jego godności? Tak, zapewne tak by to sobie wytłumaczył. Że mężczyzna nie powinien okazywać słabości i takie tam. Cały problem polegał na tym, że to nie była słabość, a wręcz przeciwnie. Zatem? Co go powstrzymywało? A może zwyczajnie się wstydził? Bał, że takie słowa jeszcze bardziej przepłoszą Gryfonkę? I do jasnej cholery, czemu nie chciał, żeby tak było? A no tak, już sobie na to odpowiedział. A przynajmniej jej. Przynajmniej tak myślał, że odpowiedział. Kurde no. - Tak, to dobry pomysł. – Powiedział, zbierając się spokojnie. Oczywiście uszanował „intymność” Gabbs, toteż wyszedł z łazienki, w poszukiwaniu jakiś ciuchów dla niej. W międzyczasie zostawił ją samą, żeby mogła się spokojnie wysuszyć, wytrzeć i takie tam inne pierdółki. Po chwili krótkiej stał za drzwiami i zapukał. – Można? – spytał, delikatnie uchylając drzwi. Skoro się krępowała, to okej. On to szanował. Naprawdę. Przynajmniej miał świadomość tego, że się dziewczyna szanuje. Siebie i swoje ciało. Zatem zdała jego egzamin wewnętrzny. Pierwszy i ostatni. Przynajmniej na razie. - Przyniosłem Ci jakieś rzeczy. – powiedział, wyciągając rękę w kierunku ukochanej. To taka idylla. Ona, on. Po dobrym seksie. Po przyjemnej relaksacyjnej kąpieli. Przed smaczną i sytą kolacją oraz miłymi perspektywami na resztę wieczoru. – Mogą być trochę za duże. Przepraszam. – rzucił nieco zakłopotany. Ale to chyba dobrze o nim świadczy? W sensie, na pewno lepiej gdy się daje dziewczynie swoją koszulkę i spodenki niż jakąś damską piżamę czy bieliznę, biorąc pod uwagę mieszkania samemu. Po chwili udał się do kuchni. Dołączyła do niego Gabby. Rozważał właśnie, co tu ugotować, ale niestety za bardzo pomysłów nie miał. – Na co masz ochotę? – zwrócił się do niej, stojąc do niej plecami. W sumie, serio nie wiedział. Był zdany na nią. Ugotuje i zje wszystko, co tylko powie.
Więc uszanował fakt, że Gabrielle się krępuje. To dobrze. Dziwnie tak paradować przed kimś na golasa, nawet jeśli tym kimś jest Antoine.. jej.. em... chłopak? W sumie to nie wiadomo kim oboje dla siebie są.. trudno powiedzieć. Wyznali sobie miłość, przeżyła z nim swój pierwszy raz, przed chwilą się kąpali. Ale kim oni w tym momencie są dla siebie?! Ta cała sytuacja wprowadziła ją w zakłopotanie. Zaczęła myśleć nad tym co jest i co było, aż w końcu Antoine nie przywrócił jej do żywych nim całkowicie odpłynęła. - M..można. - powiedziała, lekko się jąkając i zakrywając swoje ciało. Kiedy jednak podał jej ubranie to z szerokim uśmiechem na twarzy je odebrała i powoli się odwracając ubrała je. Szerokie ubrania... wyglądała w nich tak zabawnie. A co najważniejsze, że to były jego ubrania.. a nie jakiejś dziewczyny. Powoli poczochrała włosy i poszła do niego. - Jak wyglądam? - powiedziała uśmiechając się słodko. Następnie powoli podeszła i go objęła. Na co ma ochotę? Pomyślała chwilę. Coś sycącego.. a zarazem... tak! - Spaghetti. - powiedziała pewnie. Trochę jej się skojarzyło z zakochanym kundlem. Tylko sytuacja.. nie postacie... żeby nie było..
Kim dla siebie byli? Kim nie byli, może tak łatwiej. Problem polegał na tym, że Antoine niechętnie mówił o swoich uczuciach. A poza tym, powiedział, że ją kocha. To chyba wszystko załatwia, tak? No dobra, to nic nie załatwia. Po prostu, czekał na odpowiedni moment. A ten, miał nadzieję, nadejdzie jeszcze tego wieczora. W każdym razie, spokojnie ogarniał się w kuchni, jak już było powiedziane, kiedy weszła do niej Gabbs. Tak.. Były tylko „trochę” za duże. No cóż. Będzie musiał pamiętać. Muszą iść na zakupy. Albo on będzie musiał jej coś kupić. A widział ostatnimi czasy taką ładną bieliznę.. Ale nie. No nie będzie latać po domu w samych majtkach i staniku, no dajcie spokój. Jak tak można? W sumie, to ta bielizna była kusząca, ale to nie na tą okazje.. Chociaż. Czemu by ich nie połączyć? Nie. Nie. Sprawi jej jakiś prezent. Taki naprawdę, dobry prezent. Może sukienka? Nie, a co jeśli nie chodzi? Biżuteria. To będzie najlepsze. Albo klucze od mieszkania.. Nie to z kolei zbyt wymowne.. - Pięknie. – powiedział, obejmując ją przez chwilę w pasie. Pocałował, po czym odsunął delikatnie, nadal trzymając w objęciach. A gdy usłyszał hasło Spaghetti, wyprostował się jak żołnierz na baczność, po czym powtórzył za dziewczyną magiczne słowo, jakby było rozkazem. Dobra, sprawdził, czy wszystko. Generalnie brakowało najważniejszego składnika – makaronu. W tym celu chłopak powoli ubrał się, po czym zniknął za drzwiami mieszkania, zostawiając ją samą. Uprzednio się z nią pożegnał, powiedział, żeby czuła się jak u siebie, a także, żeby tu na niego czekała no i że zaraz wraca. Miał nadzieję, że dziewczyna nie będzie się bała zostać sama. W dodatku w nieswoim mieszkaniu. Oczywiście Bonnet nakazał jej zamknąć drzwi. Jakby to miało coś dać. Mimo to, tworzyło coś w rodzaju złudnego poczucia bezpieczeństwa. A to akurat bardzo dobrze, bo nie chciał żeby jej się coś stało. Z tymi myślami opuścił teren kamienicy, w której znajdowało się jego mieszkanie.
Najlepiej, żeby Antoine jej nakupował wszystko co mu się podoba. Do tego, żeby ją jakoś oznaczył. Niektóre osoby na świecie załatwiają takie same obrączki dla ukochanych. I nie mówię tu o jakiś zaręczynach czy jeszcze czymś innym. Po prostu taki symbol... związania, cokolwiek. Natomiast jeśli chodzi o te sukienki - jak najbardziej. Uwielbia sukienki, a zwłaszcza takie które sięgają jedynie ud. Skórzane, te z warstwami. A do tego przeróżne błyskotki, oj coś pięknego.Bielizna też by się przydała.. cóż. Zapewne często u niego będzie przebywać, więc może jakieś koronkowe zestawiki? Przyjmie wszystko co on jej da, bo to będzie prezent. Prezent od Antoine. A jak prezent Antoine to będzie to traktować jak najcenniejszy skarb, o. Na komplement odpowiedziała pocałunkiem, a raczej odwzajemnieniem pocałunku, który jeszcze przed chwilą miał miejsce. Następnie przygotowali wszystkie składniki na spaghetti, które mają przygotować. Cóż, wszystko fajnie, ale nie ma makaronu. A po ten makaron musiał pójść Bonnet. Gabrielle odprowadziła go do drzwi i szepnęła kilka czułych słówek na drogę, żeby szybciutko wrócił. Następnie pożegnała go i zamknęła drzwi, jak nakazał. A co ona ma robić teraz, tutaj? Westchnęła tylko ciężko i zaczęła chodzić po całym domu, analizując wszystko po kolei. Ciekawość ją zżerała, nawet pozwoliła sobie zajrzeć, jakie ubrania chłopak preferuje. Nuda coraz bardziej ją drażniła. Chodziła to w tę, to w tę.. Powinna się chyba przygotować, prawda? Czerwonowłosa poszła do łazienki, żeby przeczesać sobie włosy, ewentualnie coś sensownego z nimi zrobić. W końcu nic nie wymyśliła i zostawiła je takie jakie miała, rozpuszczone, falowane, ułożone w lekkim nieładzie. Później postanowiła coś pokombinować z za dużymi ubraniami.. Też nic. W jej głowie wypełnionej różnymi artystycznymi pomysłami - pustka. W końcu zniechęcona dziewczyna, do robienia czegokolwiek położyła się na łóżku i powoli zamknęła oczy.
Sukces. Znalazł go. W sensie, makaron. Zadowolony, z takim lekkim, choć i tak dużym jak na niego, bananem na twarzy, wracał sobie spokojnie do domu. Po drodze, zakupił jeszcze jakieś dobre wino. Ale takie naprawdę dobre. Półwytrawne i w ogóle. Na winie to on się znał. O tyle o ile. Nie wiedział za bardzo, co znaczy, że cos pochodzi z takiej a z takiej winiarni, jednakże umiał docenić dobry smak. Notabene ojciec co nieco mu przemycił ze swojej mądrości. A on się na tym znał. I przede wszystkim lubił to. W sensie, wina. Zanim jeszcze się przeprowadzili, miał w piwnicy taki mały składzik. No, ale nie rozmawiajmy o nim. Ani nie myślmy. Szkoda bowiem miejsca w tym poście na Pierra Bonneta Juniora.. Po cichutku wlazł do mieszkania. Zapukał, ale bezskutecznie. Szczęśliwie, z różdżką się nie rozstawał, a z racji, że magia czyni cuda. Wystarczyło jedno zaklęcie i już był w środku. Gabrielle chyba spała. Nawet na pewno. W końcu pukał, nie otworzyła. Dodatkowo leżała teraz spokojnie na łóżku, miarowo oddychając. Tak słodko wyglądała. Chłopak bez słowa, za to z lekkim i czułym uśmiechem, na paluszkach podszedł do łóżka, wziął leżący nieopodal koc i delikatnie, żeby nie obudzić, okrył dziewczynę. Następnie również cichutko, przeniósł się do swojego małego królestwa i zaczął przygotowywać kolację. Chciała spaghetti. Zatem musiał się wysilić. W końcu to gość nie byle jaki. Chłopak przyrządzając danie, zastanawiał się, czego właściwie potrzeba, aby mogła z nim zamieszkać? Po pierwsze muszą się lepiej poznać. Haha. Swoisty paradoks sytuacji. – W zasadzie nic o niej nie wiem.. a już.. ją kocham. – pomyślał, wrzucając do garnka makaron i stawiając na gazie. Ech. Cóż, miłość nie wybiera, miłość strzela. I to w dodatku na oślep. No bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że ona, powtarzam ONA, pokochała kogoś takiego jak on? Niezbadane są wyroki losu. Zasadniczo wszystko było gotowe. Marakon pozwolił sobie zaprzestać gotować, zanim na dobre zaczął. To kwestia jakiegoś kwadransa, a nawet mniej, po użyciu zaklęcia. W sam raz panna się obudzi i coś się wykmini. Przeniósł się zatem do pomieszczenia, w którym przebywała i usadowił się na wprost łóżka, patrząc na nią z uśmiechem.
A więc zasnęła? Aż tak wykończyło ją czekanie na ukochanego? Czy zasnęła po wcześniejszej.. przygodzie, która wyssała z niej całą energię. Nie wiadomo. Ale zasnęła. Zasnęła i nie otworzyła drzwi swojemu ukochanemu. Teraz tylko stwierdzić ile tak spała.. godzinę? Nie.. raczej mniej... pół? Nie wiadomo. Pamięta wszystko dokładnie co jej się śniło. Była na jakiejś górce. Gdzieniegdzie była bujna, wysoka trawa. Tylko uklepane było miejsce przy jednym jedynym drzewie, na którego gałęzi była zawieszona drewniana huśtawka. Nie była to jakaś taka nowoczesna. Zwyczajna belka zawieszona na dwóch grubych sznurach. Drzewo było średniej wielkości. Miało za to piękną koronę, na której zjawiały się już pierwsze pąki kwiatów. Pamiętała jeszcze dziwny chłód w tym pustym świecie. Na niebie można było zobaczyć piękno planet, które były tak blisko, że aż trudno to w ogóle opisać. Pełno gwiazd i chmury nisko nad ziemią, które czasem mieszały się z koroną drzewa. Aż w końcu ona. Stała na środku tego ogromnego pagórka całkiem sama, a jej włosy powiewały na delikatnym wietrze. W końcu chłód, który jej doskwierał przerwało coś. U niej to był dotyk czegoś niewidocznego dla oczu, a w rzeczywistości był to Antoine, który wrócił ze sklepu. Spała tak jeszcze chwile, po czym powoli otworzyła oczy. Starając się wyostrzyć obraz zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu i przecierać oczy. W końcu spojrzała przed siebie, na Antoine. Siedział spokojnie i patrzył na nią jak na obrazek. Maxwell poczuła ten nagły płomień który opiekł jej policzki. - D..długo spałam.. Nie, błąd.. długo tu jesteś?.. - powiedziała nieco się jąkając. To, że długo spała to było pewne, najgorsze jest to, jak długo musiał czekać młody Bonnet, aż wielce księżniczka się obudzi. Aż ją brzuch rozbolał z nerwów.
Czekał na księżniczkę..? No tak, z pewnością, mimo tego nie narzekał. Tak słodko wyglądała kiedy spała. Naprawdę. Nie wiedział za bardzo, co takiego w niej było, bo w sumie nie bardzo różniła się od siebie, „normalnej”, rozbudzonej i tak dalej. Mimo to, było coś takiego, co sprawiało, że uśmiechał się do niej miło. Spodobała mu się ta dziewczyna. Nawet bardzo. Za bardzo, rzekłbym, skoro prawie nic o niej nie wiedział, a mimo to zaprosił ją do siebie, całował, nawet pokazał jakim jest kochankiem.. Dziwne, bardzo dziwne, bowiem od dawna nie miał żadnej dziewczyny. Ostatnia była Neva, ale to było bardzo dawno, koło roku, temu. Były jeszcze inne, prawda, lecz najczęściej na niewinnym i niezobowiązującym flircie sprawa się kończyła. A tutaj? Poznał ją jakoś na początku roku, potem parę razy spotkał. Chyba o ,wszystkim przesądziło to Halloween. Aż chyba polubi to święto. Dziewczyna w końcu obudziła się. Rozglądała leniwie po pokoju, dochodząc do siebie. W milczeniu, z uśmiechem, tylko patrzył na nią. Usta jeszcze bardziej się wyszczerzyły, widząc, jak biedna Gabbs się czerwieni. To takie słodkie. – Nie. – odpowiedział krótko na jej pytanie. – A jestem tu od jakiś dwudziestu, góra dwudziestu kilku minut. – dodał po kilku sekundach z uśmiechem, zerkając co jakiś, czas na zegar, żeby sprawdzi czy aby na pewno wszystko dobrze policzył i dobrze godzinę zapamiętał. Chyba tak. W każdym razie, nie było sensu dłużej o tym dumać. Antoine wstał leniwie, po czym ruszył w kierunku kuchni. Po drodze, zahaczył o swoją małą kochankę. – Ślicznie wyglądasz, jak śpisz, wiesz? – spytał, całując ją w czoło. – To co? Robimy tą paste do końca, nie? – rzucił z entuzjazmem, zacierając ręce. Nie czekając na odpowiedź dziewczyny poszedł w kierunku kuchni, bowiem makaron trzeba było gotować, a poza tym, pić mu się chciało. - No i co robiłaś, jak mnie nie było? - zapytał, wracając do dziewczyny. Usadowił się na podłodze obok sofy, na ktorej leżała. Niewątpliwie ciekawiły go czynności, wykonanych przez Gryfonkę pod jego nieobecność. Miał nadzieję, że w jakiś sposób zadomowiła się, zapoznała z rozkładem pomieszczeń, książkami na jego półkach, porządkiem lub nieporządkiem, panującym w poszczególnych częściach domu, no bo w pewien sposób poznałaby też jego samego oraz pewne zwyczaje, nawyki, które miał w codziennym życiu.
Doszła do siebie w miarę szybko. Z lekko przymrużonymi oczami starała się wpierw rozpoznać okolicę, ale ułatwił jej to Antoine. Na jego widok od razu jej serce zabiło mocniej, jak oszalałe. Później tylko się uśmiechała, gdy w końcu się odezwał. Jakoś tak.. jego głos zawładnął jej sercem. Ale nie tylko głos.. no cały on. A więc siedział przy niej jakieś dwadzieścia minut.. i patrzył jak śpi. Na same wspomnienie o tym, jej twarz spłonęła rumieńcem jeszcze bardziej. Sama myśl o tym, że mogła robić coś głupiego przez sen.. rany. Oby nic takiego się nie stało. - Dwudziestu... Rozumiem.. - powiedziała lekko gładząc tył głowy ręką. Do tego się tak słodko uśmiechała. To było coś w stylu zawstydzenia i zakłopotania. Na jego komplement spojrzała tylko w bok, uśmiechając się lekko. Rumieńce natomiast nie ustawały. - Zawstydzasz mnie.. baka. - powiedziała cicho, po czym z uśmiechem na niego spojrzała. To, czy chłopak to zrozumie czy nie, to już jego sprawa. Na pewno nie będzie mu tego tłumaczyć, chociaż to bardzo łatwe akurat słowo. Głupek. - Um, tak. Etto.. na czym my skończyliśmy..? - dodała powoli wstając. Przez tą całą drzemkę straciła poczucie czasu. Stała chwilę kiwiąc się nieco i patrząc jak Bonnet idzie do kuchni. Patrzyła za nim, lekko się wychylając, po czym znów ułożyła się wygodnie na sofie i na niego poczekała. A jak przyszedł i usiadł na podłodze? Tylko ułożyła się inaczej, by móc go przytulić. - Co robiłam.. Rozejrzałam się tu i ówdzie. Przejrzałam Twoją garderobę, szafki z książkami i innymi rzeczami. Przeszłam się po mieszkaniu. Takie tam, nic ciekawego. A później zasnęłam czekając na Ciebie. - powiedziała, nadal go przytulając.
Jeśli on naprawdę zawładnął jej sercem, znaczyło to tylko jedno. Była naprawdę głupia. Albo ślepa. Zakochać się w kimś takim jak on.. No. Niezły hardkor. Istna kolejka górska. Chociaż, coś mu mówiło, że tym razem będzie inaczej. Jej uczucie nie było przecież platoniczne.. W końcu on też poczuł coś tam do niej. Zabawny paradoks sytuacji. Tak mało się znali. A tylko kilka spotkań i jeden pocałunek wystarczył, żeby serce jednego i drugiego zabiło nieco mocniej. Cóż zrobić, życie pisze różne, często przewrotne scenariusze, czego byli najlepszym przykładem. - Pięknie wyglądasz, kiedy nie wiesz, co powiedzieć, wiesz? – rzucił do niej, uśmiechając się wymownie pod nosem. Szczęśliwie on nigdy się nie zawieszał. No.. prawie nigdy. Kiedy już nie wiedział, co takego mógłby powiedzieć, zwyczajnie improwizował, delikatnie zmieniał temat, czy też po prostu jakąś ciętą ripostą, zamykał usta swojego pewniejszego siebie niż w poprzedniej chwili, rozmówcy. Zasadniczo, dawno nikogo nie zniszczył. Albo raczej, dawno nikt z nim nie zadarł. A szkoda, szkoda. Chociaż, może to i dobrze, biorąc pod uwagę fakt że ostatnio nie ograniczał się wyłącznie ,do słownych utarczek, coraz częściej sięgając po różdżkę, czy też pięści? Chyba tak. Zasadniczo, nie chciał wylecieć ze szkoły. - Skończyliśmy na tym, że robiliśmy, a w zasadzie robiłem, Spaghetti. – uśmiechnął się, całując ją czule w czoło. Trzeba było zabrać się za zjedzenie tego dania, tak sądził. Zjedzenie i skończenie, właściwie. Ech.. Z tych dwóch czynności, tylko tej ostatniej jakoś nie bardoz miał ochotę wykonywać. No, ale miał gości, prawda? Gościa właściwie, ale nadal trzeba było się nim zająć. I zajął. Zjedli wyborne spaghetti, pośmiali się, podotykali, poprzytulali, a po wszystkim, kolejnego dnia obudzili się rano, poszli do szkoły, następnie wrócili z niej razem. Znowu tutaj. Aż pewnego dnia, wszystko się zjebało. Po tym, kiedy Gabbs zniknęła w tajemniczych okolicznościach.
Chłopak jakoś wieczorem wrócił do domu. Ten wyjazd do Kanady dobrze mu zrobił. Bardzo dobrze, wręcz. W końcu, odpoczął od całych tych zajść w jego życiu i w ogóle. No, same pozytywy. Poza tym, poznał kilka nowych osób i w ogóle. Same pozytywy. Złożył też deklaracje, tam gdzie nie powinien. Same pozytywy. Mimo wszystkiego, to był bardzo, ale to bardzo udany wyjazd. Podczas jego notabene, doszedł do wniosku co tu zmienić w swoim mieszkaniu. I tak. To będzie dobre. W sensie, ten projekt. Tak. Nie tylko je przemebluje, ale i przemaluje i w ogóle wszystko zmieni. Ale to nie dziś. Dziś trzeba się było wyspać. Tak. To był priorytet. Same pozytywy. Pozytywy Bonnet, pozytywy.. o tym generalnie myślał. Problem polegał na tym, że na horyzoncie pozytyw był jeden – spanie we własnym łóżku. A poza tym? Nie, chyba nic. Cóż, trudno. Chłopak otworzył drzwi, normalnie. Po mugolsku. Kluczem. Otworzył, wlazł do środka, na wstępie powitała go jego kotka, którą wziął na ręce. Dziwnie miauczała, jakby chciała mu o czymś powiedzieć. Chłopak jednak zignorował te dźwięki, głaszcząc nadal swojego nosiciela toksoplazmozy. Nalał jej wody, świeżego mleka i żarcia. A więc sąsiadka się nią zajęła, tak jak prosił. Bardzo dobrze. Miło było wiedzieć, że ma się takich właśnie sąsiadów, na których można polegać. Z tą myślą Antoine poszedł do salonu, a to co tam zobaczył.. przeszło jego najśmielsze oczekiwania. - Co Ty tu robisz?! – spytał lekko zdziwiony, widząc tam nikogo innego, jak swoją ukochaną Gabbs. – Skąd masz klucze?! W ogóle jak śmiesz tu przychodzić?! Po tym wszystkim..?! – Rzucił, nadal nie mogąc uwierzyć, że to ona. A obiecał sobie, obiecał sobie, że jak ją spotka, to odbędą kulturalną rozmowę na poziomie. Okej, może i plan by wypalił gdyby nie fakt, że ONA BYŁA W JEGO MIESZKANIU?! BEZ JEGO WIEDZY I ZGODY. Chłopak, choć coraz bardziej zdenerwowany, starał się tego nie okazywać.
Gabby siedziała w jego mieszkaniu dość długo. Czekała na niego cierpliwie żałując tego, że nagle musiała zniknąć. Miała problemy. Musiała pilnie spotkać się z matką, która miała ciężki wypadek. Z odpowiedzi Bonneta na jej list wynikało, że jest na nią strasznie zły. Musiała niezwłocznie przyjechać i się z nim zobaczyć. Weszła używając zaklęcia, następnie zasiadła na kanapie osadzonej w salonie. Czekała cierpliwie, aż w końcu się doczekała. Powitanie nie było zbyt miłe, serce obijało się o jej klatkę piersiową. Była zdenerwowana inaczej niż Bonnet, ale była. Miała spuszczoną głowię, bawiła się falbaną sukienki. Kiedy jednak się odezwał, powoli podniosła głowię. Miała oczy lekko podpuchnięte prawdopodobnie od łez, policzki zaczerwienione, a oczy zaszklone. Długo potrwało zanim coś powiedziała a do tego łamiącym się głosem. - Ja.. użyłam czarów... Przepraszam. - powiedziała spoglądając na niego, po czym powoli wstała. - Chciałam się z Tobą zobaczyć... porozmawiać.. ale.. Chyba nie jestem tu mile widziana. Przepraszam, że się wprosiłam. - powiedziała, po czym zakładając torebkę na ramię, powoli skierowała się w stronę wyjścia.
Żałowała, nie żałowała. Kto ją tam wiedział. Głównie chodzi o to, co zrobiła. A sam Bonnet nie dość, że był zły bo go zostawiła, to jeszcze wkurwiał się, bo ani bez pożegnania, ani żadnego słowa. Nic. Po prostu któregoś dnia, dziewczyna zniknęła, kontakt się urwał, nie wiadomo gdzie mogła pójść. Rozważał nawet możliwość porwania, jednak szybko to odrzucił. Bo przecież ludzie, gdyby tak było, na pewno wiedziałby o tym prawda? W końcu, rodzice, szkoła… było mnóstwo dróg, prawda? Prawda. A ona. Nic. Chyba było jej bez niego dobrze. W końcu i przywykł do tego, że go zostawiła, jakoś się po tym pozbierał – tak, lekko się złamał – wszystko szło ku dobremu, poza tym, że zrobił się jeszcze bardziej cięty, kiedy nagle.. Jak grom z jasnego nieba, list od Maxwellówny.. No kurwa. Proszę.. I jeszcze jego treść. A teraz to? No kogo by szlag nie trafił? Oczywiście ucieszył chłopaka widok swojej oblubienicy, ale tego przecież powiedzieć nie mógł, jakże to?! Był zbyt twardy i w pewien sposób także nieczuły, żeby móc to okazać. Poza tym.. Nie zasłużyła sobie na to, by widzieć go zadowolonego z jej widoku. Oj nie. – Czekaj. – powiedział, stając jej naprzeciw, kiedy już miała wychodzić. Użyła czarów. No tak, przecież była czarownicą, prawda? Matko.. Dlaczego zawsze najtrudniej jest wpaść na najprostsze rozwiązania? – Zostań, skoro już przyszłaś. – dodał chłodno, patrząc przed siebie. – Teraz, kiedy Cię już widzę, nie wypuszczę bez wyjaśnień. Ale zanim to.. – powiedział, po czym ruszył w stronę kuchni. – Doprowadź się do porządku, zbierz w sobie, poukładaj fakty, a ja w tym czasie przygotuje herbatę. – nieco się rozpogodził. A przynajmniej szedł z tonu. Nie potrafił się na nią gniewać. Nie teraz, kiedy już ją zobaczył. Miał niesamowitą ochotę ją przytulić, jednak z tym musiał się wstrzymać.
Była już blisko drzwi kiedy to Bonnet stanął naprzeciwko niej. Była gotowa skoczyć dla niego z mostu, nawet na to by ją uderzył. Kochała go więc zgodziłaby się na wszystko. Powoli podniosła wzrok na chłopaka, który patrzył pusto przed siebie. Nie wiedziała czy gdy mu to wszystko wytłumaczy - chłopak zrozumie i da jej drugą szansę. Ale jeśli tak nie będzie, będzie musiała się z tym pogodzić. Czerwonowłosa oparła się o ścianę i spojrzała w sufit. Zniknęła bez słowa, a teraz wróciła. Jak mu to wytłumaczyć? Kłamać na pewno nie będzie, mimo, że jej mama prosiła o dyskrecję co do wypadku. - Moja mama miała wypadek... ciężki. Kiedy jechała na sesję. Prosiła o dyskrecję całą rodzinę, która do niej przyjechała, boi się, że paparazzi się zleci. Chciałam Cię poinformować, ale ojciec wyciągnął mnie z domu tak szybko, że nawet nie zdążyłam spakować potrzebnych rzeczy.. ubrań. Byłam zła na rodziców, bo nie pozwalali mi nawet do Ciebie napisać listu. Dopiero po tych kilku tygodniach pozwolili mi się kontaktować. A wszystkim paparazzim powiedzieli, że mama pojechała razem z ojcem na długie wakacje. Mi pozwolili normalnie wrócić. - odetchnęła po chwili. Była załamana tym wszystkim.. ale jednak kontynuowała. - Rodzice Ci nie ufają. Powiedzieli, że chcesz mnie po prostu wykorzystać. Kiedy powiedziałam, że już to robiliśmy to ojciec wpadł w szał.. Zaczął się ze mną szarpać na szpitalnym korytarzu i zagroził, że jak tu przyjadę to mnie wydziedziczy.. No i jestem. - skończyła. Zobaczenie Antoine było dla niej najważniejsze. Dlatego tu jest.
Słów dziewczyny wysłuchał z uwagą . Okej, fajnie. Wypadek… tak. Mogłaby się bardziej wysilić i wymyśleć coś nieco mniej.. oklepanego? Tak, to chyba dobre słowo. W każdym razie. Nie dał po sobie poznać, że nękają go wątpliwości co do jej słów. Matka miała wypadek? Paparazzi? Co? Nie bardzo mógł to pojąć, dlatego też ta historia była dla niego nieco niewiarygodna. Dopiero potem przypomniał sobie, że Gabbs kiedyś mówiła o tym, iż jej matka jest dość znana i w ogóle. No tak.. To by tłumaczyło tę ciszę. Ale na bogów podziemi! Lunarni nie odważyliby się kontrolować czyichś sów, ale jacyś kretyńscy reporterzy Proroka Codziennego, czy też innych gazet już tak? Przecież to skrajny idiotyzm. Aż postanowił się z nią swoimi przemyśleniami podzielić. – Nie sądzisz, że to tak trochę dziwnie? To znaczy.. Jacyś reporterzy mieliby sprawdzać prywatną korespondencje? Brzmi nieprawdopodobnie.. – rzucił sceptycznie, słuchając wyjaśnień dziewczyny. Następnie wziął na warsztat resztę jej wypowiedzi. Jej rodzice mu nie ufali..? Być może słusznie, kto wie? Czy chciał ją wykorzystać? Jeśli tak, to już dawno to zrobił i nie była mu do niczego potrzebna. Zatem? Jaki miałby mieć w tym cel? Sam do końca nie wiedział. Jednakże Bonnet nie przyzna się przed nikim, że aż tak się przywiązał. To pozostanie jego słodką tajemnicą. Cóż, jak to mówią.. Czasem tak trzeba. Niemniej.. To był dopiero idiotyzm. Przyjeżdżać tutaj. Pozwolić się wydziedziczyć. Głupia dziewucha. Jak można mieć kochających rodziców i się od nich odwrócić? Nie bardzo wiedział. Może dlatego, iż on sam nigdy tego nie zrobił? To rodzice, a raczej ojciec odwrócił się od niego. Pierwej jednak od matki. Dlatego.. No. A potem to drugie małżeństwo.. Cóż. Bonnet od początku do końca słuchał tej historii, popijając herbatę i czasem uśmiechając się nieco ironicznie.
Cóż. Nie wierzył jej, ale co ona na to poradzi? Wytłumaczyła mu wszystko, a to co on z tym zrobi to nie jej sprawa. Spojrzała na ten jego ironiczny uśmiech i zacisnęła lekko pięści. Brzmi nieprawdopodobnie? A co jej do tego. Niech powie to jej rodzicom, a nie samej Gabbs. Przyszła w dobrych intencjach, ale jeśli wielmożny Bonnet woli się do niej nie odzywaj, całkowicie urwać z nią kontakt to proszę bardzo. Szkoda tylko, że została jego lalką, którą tak samo wykorzystał jak inne. - Nieprawdopodobne? Powiedz to im, nie mi. Na razie. - powiedziała, po uśmiechnęła się równie ironicznie jak to on zrobił. Z pewnością Antoine znajdzie sobie pocieszenie u jednej ze swoich koleżaneczek, ale to już nie powinna być sprawa Gabbs. Przecież w ogóle razem nie byli. Może to była po prostu przelotna miłość, cokolwiek. W każdym razie teraz trzeba o tym zapomnieć. Gabbs doskonale o tym wiedziała, dlatego nawet nie próbowała powstrzymać łez. Uczuciowe dziewczę, doprawdy. Czerwonowłosa lekko się uśmiechnęła, przez te lekkie łezki spływające po jej policzkach, następnie ponownie ruszyła w stronę drzwi.
Uśmiechnął się ironicznie nie dlatego, że ją wyśmiewał. I Inie chodziło tu też wcale o to, czy to brzmiało, czy nie brzmiało prawdopodobnie. Przynajmniej nie tylko. Poza tym, wcale nie chodziło o to, czy ona to wymyśliła czy nie. Akurat co do prawdomówności Gabbs mógł być pewien. Dziwiło go tylko zachowanie jej rodziców. Cóż jednak. Skoro uznała za stosowne wyjść i go opuścić, droga wolna. Niemniej Antoine nie bardzo miał ochotę ją stamtąd wypuszczać. Bo i po co? Przede wszystkim, ją uwielbiał, tak? Tak. Dlatego też nie bardzo miał ochotę ją puścić. Gdziekolwiek. I kiedykolwiek. - Wybierasz się gdzieś? – zapytał, napełniając filiżankę Gabby. Popłakała się biedna i chciała wyjść. A on miał ją zatrzymać. Nie bardzo jednak chciał, a raczej był w stanie ją przytulać. Jakoś tak. Nie, żeby się złościł, czy chował jakąś urazę. Nic z tych rzeczy. On po prostu. Delikatnie się bał. Wstydził tego co zaszło. To był ten jeden z niewielu razy, kiedy żałował, że ma taki a nie inny charakter. Cóż.. Będzie musiał się zmieniać? Nie. Skoro ona i tak chciała wyjść. - W Zamku panuje epidemia, więc to nie jest dobry pomysł. Do rodzinnego domu, raczej też nie wrócisz, prawda? – zapytał, choć było to oczywiste. Nie, żeby w jakiś sposób chełpił się tą sytuacją. Nic z tych rzeczy. Prawda, cieszył się, że zostanie u niego. Znaczy, że może zostać. Że jest to jeden z najlepszych pomysłów. – Proponuję nocleg tutaj. W końcu, to po części i twoje cztery ściany.. – powiedział, po czym jak najszybciej przechylił filiżankę, by ukryć swoje zażenowanie, tym co powiedział. Czy on się wstydził? Jak widać. – No. Więc.. Zostań tutaj. Przenocujesz. A jutro pomyślimy, co dalej.. – zaproponował, nawet odwracając się do dziewczyny, żeby posłać jej ciepły uśmiech.
A więc robi mu łaskę, że zostaje? Wielkie rzeczy. Jeśli chodzi o nocleg, to z pewnością by coś wymyśliła, ale jeżeli jednak wielki i wielmożny Bonnet okazał się tak wspaniały i dobroduszny, żeby pozwolić Gabby tu spać to czemu nie. Jedna noc, a później pójdzie gdzie indziej, żeby przypadkiem nie zawracać czterech liter Antoine. Spojrzała na niego ciut obojętnie, lecz nadal ze łzami w oczach. - Dobra, zostanę na jedną noc. Tylko jedną. Nie chcę Ci tu zbytnio przeszkadzać. - stwierdziła po chwili namysłu, po czym usiadła pod ścianą, byle jak najdalej człowieka, który sobie z niej kpi. Spojrzała w sufit przeczesując nerwowo włosy w tył, zastanawiała się co będzie dalej. Może uda jej się złagodzić jakoś sprawę z rodzicami etc. W końcu.. jest jedyną córką Maxwellów. Wystarczy tylko dobry argument i stanowczy ton głosu a będzie dobrze. Przynajmniej, taką nadzieje miała czerwonowłosa Gabbs.