Jest to niewielki, składający się tylko z jednego pomieszczenia, obskurny bar, zawsze przyciągający tajemnicze i niezbyt sympatyczne osoby. Wewnątrz panuje mroczna atmosfera, a w powietrzu czuć dziwną woń. Poprzez małe, brudne okna wdziera się mało światła, a i słabo palące się świece niewiele go dają. Od czasu zmiany właściciela, stan lokalu trochę się poprawił, część mebli wymieniono i podobno zatrudniono kogoś do sprzątania, jednak daleko jeszcze do ideału. Uczniowie Hogwartu raczej rzadko wybierają ten bar na spędzenie w nim swojego wolnego czasu.
Emily zastanawiała się, czy spróbować się osuszyć, czy jednak poczekać aż włosy wyschną naturalnie. Niby spróbowanie nic nie kosztowało, ale jednak istniało pewne ryzyko, że tylko pogorszy swoją sytuację jeśli zaklęcie zadziała całkiem nieprzewidywanie. Wolała nie ryzykować, w gospodzie było dosyć ciepło, więc wiedziała, że prędzej czy później wyschnie sama. Otrzepała jeszcze raz włosy, trochę chlapiąc na Mefa i oczywiście niespecjalnie się tym przejmując. W końcu zrzuciła nadmiar wody i chociaż dalej była mokra - już z niej tak nie kapało. Kiedy barman do nich podszedł, uśmiechnęła się tylko do niego niewinnie. Kiedy tylko zniknął z pola widzenia bezceremonialnie sięgnęła po piwo chłopaka i również upiła łyk. To piwo, które tutaj sprzedawali miało zdecydowanie specyficzny smak. - Średnie trochę, wolałabym ognistą, ale niech jest - stwierdziła bezczelnie, wyraźnie rozbawiona. Odłożyła piwo na swoje miejsce i uśmiechnęła się do niego uroczo. Myślała o tym, żeby po prostu coś zamówić, ale widziała czujne spojrzenie barmana i miała wątpliwości, czy udałoby się jej go przekabacić, mimo całego uroku osobistego, który w odpowiedniej chwili potrafiła naprawdę użyć na swoją korzyść. Ta umiejętność była wręcz przerażająca. Uznała, że może za chwile faktycznie spróbuje coś ugrać, ale póki co, miała pod ręką piwo Mefa, więc czemu by nie miała z tego skorzystać. Nie smakowało może najlepiej, ale gasiło pragnienie, a przy okazji mogła zobaczyć minę chłopaka w sytuacji, kiedy ona bez wahania sięgała po jego szklankę. - Jeżeli chodzi o tatuaż, to nigdy nie mówiłam, bo nie pytałeś. Pióro, na żebrach - pokręciła głową, patrząc na niego i przewracając oczami, jak wyśmiewał delikatne wzory. - Wiesz, nie krytykowałabym z twojej pozycji pomysłów innych na tatuaże - rzuciła mimochodem, wbijając delikatną szpilkę. Wzięła jeszcze jeden łyk piwa i zdjęła przemoczony sweter, bo w gospodzie robiło się naprawdę ciepło. Odwiesiła go na krzesło, żeby wysechł. To był pewnego rodzaju sygnał, że przynajmniej przez najbliższe kilka, kilkanaście minut nigdzie indziej się nie wybiera.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Wiedział, że Ślizgonka sięgnie po jego piwo. Miał po prostu stuprocentową pewność, że bezczelność Ślizgonki znajduje się właśnie na takim poziomie. W gruncie rzeczy nawet nie próbował temu zapobiec, udostępniając jej spory kufel tak, aby wygodnie po niego sięgnęła. Uśmiechnął się gorzko na te mało pochlebne słowa odnośnie trunku. Nie był jakimś smakoszem, a piwo po prostu lubił - jedno bardziej, inne mniej, jak chyba wszystko. Z natury nie wybrzydzał. Zerknął na barmana, który go obsłużył, a który tak mało przychylnym spojrzeniem obarczył pannę Rowle. Cóż, wyglądała młodo, to fakt. Z drugiej strony, zagadywała o tatuaż i przysiadła się do czarodzieja, który raczej na dzieciaka nie wyglądał; Mefisto był charakterystyczny i nie obawiał się twierdzić, że w Gospodzie już go kojarzono. Przez głowę przemknął mu dość ryzykowny pomysł, ale ugryzł się w język i nic na ten temat nie powiedział. Machnął lekko ręką, dając dziewczynie pozwolenie na spijanie jego piwa. Z doświadczenia wiedział, że zakazy kiepsko działały na takie osobistości. - Pióro - powtórzył, w duchu śmiejąc się, bo taki rysunek znajdował się na czwartej pozycji - po kotku, serduszku i różyczce. Skinął jednak głową, całkiem zadowolony z tego, że Emily zwróciła uwagę na jego drobny przejaw hipokryzji. Chyba trochę ją sprawdzał, niby odtrącając, a jednak podjudzając. Ach, niech dziewczyna ma trochę rozrywki. - Jakie piórko? - Zostawił jedną kartkę, na której uprzednio próbował umiejscowić wzór innego klienta; pozostało mu dużo miejsca wolnego. Za ołówkiem też nie musiał się długo rozglądać. Może nie powinien robić jej nadziei, ale malutki szkic, ot rysuneczek poglądowy, raczej nie powinien nikomu zaszkodzić. - Swoją drogą... - A jednak nie potrafił przemilczeć tematu. Pochylił się nad stolikiem, znacząco naruszając przestrzeń osobistą Rowle. W zupełnie niewinnym - w jego mniemaniu - geście, poprawił wilgotny kosmyk jej jasnych włosów. Uśmiechnął się słodko. - Skoro tak masz ochotę na Ognistą, to idź zamówić. - Wrócił na swoje miejsce, przytykając z powrotem ołówek do kartki. W najgorszym wypadku, musiałby szybko wymknąć się odpowiedzialności pilnowania pijącej niepełnoletniej - w najlepszym zaś mógł pozbyć się natrętnej Ślizgonki, podejrzewanej o nieodpowiedni wiek. I tak powinna mu dziękować, bo jego drobne gierki pomagały z ogarnięciem wizerunku wcalenietakmało-małolaty.
Jeśli faktycznie chcesz zamówić alkohol, rzuć kostką! 1, 2 - barmana zupełnie nie przejmuje się tym, że wyglądasz na niepełnoletnią. Najwyraźniej zależy mu tylko na pieniądzach... Może to twój urok, a może obecność takiego a nie innego partnera - w każdym razie, do stolika wracasz z upragnionym trunkiem. 3, 4 - dobrze, że to dość szemrane miejsce. Barman nie daje się przekonać i z góry zakłada, że nie masz ukończonych siedemnastu lat - co więcej, żadne bajery na niego nie działają. Na całe szczęście nie kombinuje ani z zaklęciami, ani wzywaniem jakiejś ochrony (wspomina o niej, ale kto wie, czy to nie są bajki...). Możesz zatem pozostać w gospodzie, ale czuj się bacznie obserwowana. Teraz podbieranie alkoholu Mefisto może być znacznie bardziej ryzykowne... 5, 6 - o co w tym wszystkim chodzi? O zysk. Barman niezbyt dowierza i trochę grymasi, ale ostatecznie decyduje się sprzedać ci dokładnie to, na co masz ochotę. Jak się okazuje, ceną jest dodatkowe 7 galeonów, które musisz mu wydać. Chyba, że zrezygnujesz z napoju... Ale wtedy prawdopodobnie zostaniesz posądzona o nieodpowiedni wiek i wylądujesz na ulicy. Oj, chyba wciąż pada! Dobra rada - zapłać.
Emily sięgnęła po serwetkę, którą podał jej chłopak i zaczęła spokojnie szkicować. Rysować naprawdę lubiła i umiała, o tym akurat niewiele osób wiedziało, ale szło jej to zawsze miło, łatwo i przyjemnie. Kochała sztukę pod każdą postacią, zarówno teatr, muzykę, ale właśnie też rysunek. To była dla niej miła forma spędzania czasu, skrobiąc coś na papierze w chłodny wieczór bardzo się wyciszała. Była pewna, że Mef kompletnie nie spodziewa się tego, co zobaczy. Miała pewną kreskę, w tym pomyśle nie było zbyt dużo rozmyć, ani cieni, raczej konkretne wzory. Każda część pióra miała inny motyw, to były głównie geometryczne kształty, kratki, kreski, kropki. Im bliżej było ostrego zakończenia tym bardziej wzory były zawiłe. Oczywiście to nie był idealny wzór, narysowała go w niespełna kilka minut, w dodatku na serwetce, ale widać było w tym duży potencjał i całość naprawdę wyglądała dobrze, schludnie. Wcale też nie tak banalnie, jak założył. Podała mu swój skończony rysunek. - To tak mniej więcej, ze szczegółami trochę by zeszło - stwierdziła i znowu napiła się jego piwa. Kiedy zbliżył się do niej, Emily się to od razu nie spodobało. Była pewna siebie, ale do czasu. Łatwo spinała się kiedy ktoś w taki sposób naruszał jej przestrzeń osobistą. Było to dla niej szczególnie niezręczne, kiedy odsunął jej kosmyk włosów, więc na chwile trochę zaniemówiła. Jednak już po chwili po tym, jak chłopak się odsunął odzyskała rezon i spojrzała na niego pewnie. - Taki właśnie mam plan - rzuciła i wstała spokojnie od stołu. Podeszła do baru. Uśmiechnęła się całkiem uroczo do barmana, odgarnęła włosy. Zanim cokolwiek zamówiła, zagadała go trochę i dopiero kiedy zaczął się uśmiechać i odwzajemnił lekki flirt, poprosiła go o szklankę ognistej. Plan naprawdę szedł jak po maśle, do momentu, do którego nie zauważyła, ze w całkiem niedalekiej okolicy od mężczyzny stoi jego szefowa. Jednak było już za późno, żeby subtelnie się wycofać. Barman od razu zmienił nastawienie i stanowczo jej odmówił. Nie dał się przekonać na żadne bajeczki, o zgubionej różdżce, przez którą nie może potwierdzić swojego wieku. Powiedział łaskawie, że może tu zostać, pod warunkiem, że nie będzie nic piła a i to robi tylko ze względu na chłopaka z którym siedzi. Postraszył ją trochę konsekwencjami, ale szybko stamtąd uciekła i dosiadła się do Mefa, chociaż ostatnie na co miała ochotę to zobaczyć jego uśmiech satysfakcji.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Rzeczywiście nie spodziewał się, że zaraz dostanie rysunek poglądowy wymarzonego tatuażu panny Rowle. Obserwował ją w milczeniu, ze spokojem kontemplując każdą kreskę, stawianą przy pewnych ruchach nadgarstka. Potem przyjrzał się samemu wzorowi, musząc przyznać w duchu, że był to taki motyw, jaki lubił najbardziej. Kręciły go wzory geometryczne, niekonwencjonalne podejście i właśnie tego typu wariacje. Zresztą, sam miał ich sporo - ostatnio zabrał się za wypełnianie wolnych przestrzeni pomiędzy tatuażami, a służyły mu do tego właśnie różne wzory. Chwilę po prostu wpatrywał się w serwetkę, zbierając myśli. Zboczenie zawodowe narzucało mu rozważanie, jaka wielkość byłaby najlepsza, jakie zagięcia, jakie linie. Pozerkiwał co chwilę na swoją rozmówczynię, uważnym spojrzeniem jeżdżąc po jej klatce piersiowej (Merlinie, gdyby ktoś nie znając kontekstu tak na niego spojrzał...) i układając sobie wyimaginowany tatuaż. Mimo wszystko wciąż pozostawał przy odrzucaniu jej próśb, więc jego ogólna reakcja była dość skąpa. Z większym zafascynowaniem obserwował Ślizgonkę, gdy usiłowała dopiąć swego i zdobyć Ognistą. Nie potrafił powstrzymać odrobinę szyderczego uśmiechu, toteż właśnie w ten sposób przywitał zrezygnowaną Emily, z powrotem przy jego stoliku. Barman był młody i niczego sobie, tak więc dziewczyna poważnie mogła mieć nadzieje, że ulegnie jej subtelnym zalotom. A jednak Mefisto wiedział, że małe uśmieszki nie były wystarczająco kuszące, aby zaryzykować utratą pracy... - Coś nie wyszło, skarbie - zauważył słodkim głosem, obracając na stoliku swój kufel. - Na całe szczęście, mam pomysł. - Zostawił resztkę piwa na dnie i dźwignął się na nogi. Zanim dotarł do baru, poprawił jeszcze kurtkę i przypomniał sobie o beznamiętnym wyrazie twarzy, tak dla siebie charakterystycznym. Nie był zbyt dyskretny, zamawiając Ognistą Whisky zaraz po tym, jak jego towarzyszce się to nie udało; barman dostał w zamian za to Mefistofelesowy adres wizbooka (i ogromną zachętę, aby faktycznie się w wolnej chwili odezwał...). Ponadto Ślizgon zapewnił, że to oczywiście dla niego, a w temacie Emily wspomniał tylko, że "lubi takie wieczory, w które może napić się w spokoju z przyjaciółką". Nic więcej nie było potrzebne... Poza jednym drobiazgiem, o który subtelnie dopytał. Do stolika wrócił nie tylko z wymarzonym trunkiem szesnastolatki, ale i talią kart Tarota, zagubioną w barze przez jakiegoś mocno nietrzeźwego klienta. O dziwo, niczego w niej nie brakowało! - Zagrajmy w Durnia - uniósł lekko kącik ust, wbijając odrobinę zniecierpliwione spojrzenie w jasnowłosą. Pomysł rozbijający się po jego głowie zupełnie nie chciał odpuścić. Nox tasował dokładnie karty, nie bawiąc się w żadnego specjalistę, ale dbając o poprawne wykonywanie danej czynności. - Jeśli ty wygrasz, to zajmiemy się tym tatuażem bez czekania na urodzinki. Jeśli ja wygram, załatwisz mi podpis swojego ojca na pewnych dokumentach. - Ani myślał być subtelnym. Nie był pewien, czy Emily miała świadomość tego, ile znaczyło dla niego nazwisko Rowle - w każdym razie, jej ojciec, jako prawnik, posiadał pewien autorytet potrzebny Mefistofelesowi. - Nic złego czy nielegalnego, po prostu zgoda ze strony kogoś takiego może mi nieźle ułatwić sprawę uzyskania pozwolenia na odwiedziny w Azkabanie. Położył część kart przed Emily, unosząc zaraz pytająco brew i oczekując na odpowiedź. Załatwił jej napój i oferował całkiem przyzwoitą umowę. Mogłaby odmówić?
Emily była bardzo ciekawa jego reakcji na tatuaż, nie bez powodu zresztą. Niespecjalnie interesowało ją, co on myśli o tatuażu dla niej - to była jej sprawa i zależało jej po prostu na tym, żeby go wykonał. Chodziło o coś innego. Próbowała wyczytać z jego miminiki co myśli o jej rysunku, bo naprawdę lubiła to robić. Rysować. W dodatku miała wielką ochotę w przyszłości rysowanie na papierze, zastąpić "rysowaniem" na skórze. On był jedyną osobą, którą znała z tego środowiska, chociaż świetnie zdawała sobie sprawę, że nie będzie łatwo go przekonać do udzielenia jej kilku lekcji. Nie była zbyt skromna, więc doskonale wiedziała, że ma w sobie predyspozycję, ale musiałaby coś robić, żeby je rozwijać. Póki co po prostu rysowała, ale tatuowanie to była inna bajka. Do tego tematu postanowiła jednak przejść w przyszłości, wtedy, kiedy już chłopak da się namówić na wykonanie tego jednego małego tatuażu, bo póki co nie była chyba zbyt przekonująca. W końcu już od dwóch lat walczyła z nim o taką drobnostkę. Kiedy wróciła do stołu po nieudanej próbie z barmanem, miała naprawdę nietęgą minę. Nie lubiła przegrywać. Już nawet nie chodziło o te ognistą, po prostu czuła gorzki smak porażki w ustach i ewidentnie ją to rozdrażniło. Zerknęła za chłopakiem, kiedy poszedł do baru i ze zdziwieniem zaobserwowała, jak łatwo mu to poszło. Przecież zamawianie tego tuż po niej było tak perfidne.. a jednak barman nawet jakoś specjalnie się nie zająknął. Widocznie musiał mieć tu całkiem niezłe układy, widziała, że nawet chwilę rozmawiali. To co ją zaskoczyło, to to, że do stolika wrócił nie tylko z ognistą, ale także z talią kart. Emily od razu oczy się trochę zaświeciły. Miała delikatną słabość do hazardu. Uwielbiała rywalizację (nie licząc sportu!), kochała zarówno durnia jak i krwawego barona, a także wszelkiego innego rodzaju zakłady. Po prostu lubiła te adrenalinę i emocję, które się z tym wiązały, szczególnie jak wykładałeś coś na stół i ze zniecierpliwieniem obserwowałeś, czy to jeszcze do ciebie wróci. Gra na pieniądze może nie kręciła jej w aż takim stopniu, ale zawsze to była jakaś forma rozrywki. Za to Mef zaproponował coś innego i to jej się bardzo spodobało. Jedna, krótka gra i mogłaby dostać to o co uparcie walczyła dwa lata? To było naprawdę niesamowicie kuszące. Patrzyła na niego uważnie, słuchając całej jego propozycji. Upiła łyk ognistej (oczywiście uprzednio nawet za nią nie dziękując). - Znasz mojego ojca? - uniosła brew. Nie miała o niczym pojęcia i w życiu nie pomyślałaby, że może ją jakkolwiek kojarzyć. No dobra, Rowle to był czystokrwisty ród, może w jakimś stopniu znany ze słyszenia, ale takie bezpośrednie pytanie akurat o jej ojca? To było naprawdę dziwne i nietypowe, ale postanowiła, że nie będzie w to wnikać. Nie tym razem. Kiedyś może jeszcze spróbuje zagaić o ten temat, ale póki co miała ochotę zagrać i prawdę mówiąc, nie wahała się nawet przez moment. Jej ojciec zawsze robił wszystko, o co poprosiła, więc nawet nie brała pod uwagę, że będzie miał coś przeciwko takiej drobnostce. - Jestem chętna. Rozdawaj - powiedziała spokojnie.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dobrze, że Emily rozumiała zasadę stawiania małych kroczków - faktycznie miał opory przed samym tatuażem, więc o nauce w ogóle nie było chwilowo mowy. Mefistofeles sam był w tym całkiem nowy, uprzednio sztukę takiego zdobienia ciała testując jedynie w sposób prostszy, poprzez przyjmowanie rysunków na własną skórę. Warto też dodać, że interesował się zarówno mugolskimi metodami, jak i czarodziejskimi... A gdyby ktoś miał odwagę spytać, to zapewniłby, że bardziej podobają mu się te pierwsze. Noxa kręcił ból igieł wbijanych w ciało, rozprowadzających tusz i drażniących skórę. Ciepło magicznego procesu drażniło dopiero po jakimś czasie, przy niektórych elementach zabiegu. Masochistyczna dusza Mefisto nie była usatysfakcjonowana. Sprawę przy barze udało mu się załatwić z taką łatwością, że odruchowo sprawdził, czy nie miał na sobie broszki. Najwyraźniej kryształowa ozdóbka z tajemniczą klątwą nie była jedynym, co przynosiło Ślizgonowi odrobinę uroku... Skoncentrował się na błysku w oku Emily, dostrzegając od razu jej zainteresowanie przyniesioną talią. Mefisto przerzucał leniwie karty tarota pomiędzy palcami, dając dziewczynie czas do namysłu. Ciekaw był, co powie odnośnie jego prośby z podpisem; nie było to w gruncie rzeczy w pełni od niej zależne. Inna sprawa, że kto miałby ewentualnie podrobić podpis, jeśli nie córka, znająca tatę-prawnika najlepiej na świecie? Student czuł cię całkiem bezpiecznie z tym drobniutkim układem, który proponował. - Miałem tę nieprzyjemność poznania kilku prawników - uciął temat, choć odrobinę zaintrygowała go informacja, że Emily pojęcia nie miała o tej jednej sprawie. W końcu mogła zainteresować się znajomym nazwiskiem... albo szybko skojarzyć fakty. Mefisto nie wnikał, podając jej odpowiednio potasowane karty i pozwalając, aby zgodnie z własnymi intencjami, jeszcze je przełożyła. Potem sięgnął po pierwszą kartę ze swojej talii i odkrył ją, kładąc na środku stolika. Moc.
Emily zawsze z dosyć dużym zainteresowaniem zerkała na jego tatuaże, chociaż starała się robić to jak najbardziej niespostrzeżenie i niezauważalnie dla Mefa. Ten temat po prostu bardzo ją interesował i fascynował. Nie lubiła bólu, ale jakoś nie bała się tego tak strasznie. Z tego co słyszała, nie było to aż takie złe, a na pewno do wytrzymania. W dodatku były też magiczne tatuaże, które podobno w ogóle były lekkie do zniesienia. Wiedziała, że gdyby powiedziała ojcu, albo co gorsza braciom o chęci zrobienia tatuażu, stanęliby na głowie, żeby przypadkiem do tego nie doszło. Natomiast gdyby powiedziała im po fakcie, zdenerwowaliby się, ale z całą pewnością by jej odpuścili. Bracia może nie tak chętnie, ale tata by się za nią wstawił. Mimo wszystko pewnie naciskaliby, żeby go usunęła. Między innymi dlatego, miejsce które wybrała nie było tak łatwo dostępne. Do skończenia 17 lat zostało niewiele czasu, więc była pewna, że z łatwością zataiłaby ten fakt do tego momentu. Cała sprawa z jej ojcem wydała jej się naprawdę dziwna i odnotowała w głowię, żeby w ogóle podpytać go o te sytuację z Mefem. Widziała po chłopaku, że to chyba coś poważniejszego. Miała nadzieje, że uda jej się wyciągnąć w domu parę informacji. No i oczywiście, że w razie czego załatwi ten podpis. Jeżeli to faktycznie nie było nic takiego, nie powinno być problemu. Gorzej, jeśli jednak to jakaś poważniejsza sprawa i jej tata będzie nieugięty. Dla niej rzadko taki bywał, ale różnie mogło się zdarzyć. Kiedy chłopak tasował karty była naprawdę ciekawa, co z tego wyniknie. Spojrzała na jego kartę i w końcu sięgnęła w kierunku talii. Modliła się o szczęście i właśnie je dostała. Wyciągnęła rydwan i z ulgą odetchnęła, że wygrała. Skutki tej karty łatwo mogły ją wypędzić z gry, a tego nie chciała. Spojrzała na Mefa rozbawiona. Ostatnie co mogła sobie wyobrazić to jego - tańczącego. - No cóż... - uśmiechnęła się z satysfakcją i napiła.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Im dłużej się zastanawiał, tym więcej luk widział w wymyślonym przez siebie układzie. Dureń nie wymagał żadnych umiejętności i opierał się jedynie na szczęściu - wystarczyło zerknąć na parę zdarzeń z życia Mefistofelesa, aby zorientować się, że to ciągnące się pasmo porażek. Była to zatem karcianka zupełnie nie dla niego, bo nie miał pola do popisu w kwestii kombinowania, a i potajemne zamienianie kart nic nie dawało. Pozostawało jedynie zacisnąć szczęki i liczyć na to, że wyjątkowo spłynie na niego odrobinę pozytywnej energii. W gruncie rzeczy opcja przegranego wcale nie była taka zła... To jest, miał zrobić tatuaż nieletniej, zupełnie za darmo, w terminie ustalonym w pełni przez nią. Nie prezentowało się to zbyt dobrze, ale czy Mefisto należał do osób chętnie przemyślających swoje decyzje? Sam już ledwo pamiętał, dlaczego tak uparcie pannie Rowle odmawiał. Być może chodziło o jej nazwisko, albo zasady - męczyła go od dobrych kilku lat, co było solidnym wyznacznikiem, że zaczęła za wcześnie i straciła całą siłę przebicia. Oczywiście, że pierwszą rundę musiał boleśnie przegrać. Zdążył jeszcze westchnąć z niedowierzaniem, gdy pierwszy raz zastukał palcami w blat stolika; nie zerwał się do tańca, walcząc z rozpierającą go energią. Podrygiwał entuzjastycznie w rytm muzyki ledwie słyszalnej w pomieszczeniu - nie była wystarczająco szybka i trzeba przyznać, że Nox zamienił to swoje krzesło w całkiem niezłą scenę. Nawet nie przeszkadzało mu takie wyginanie się, chociaż trzeba przyznać, że najchętniej wskoczyłby na stolik. - Ha, no proszę... może jednak konkurs taneczny, zamiast Durnia? - Wyłożył kolejną kartę, w ogóle nie zastanawiając się nad tym, aby zwolnić. Wystarczy, że musiał uśmiechem ukrywać swoje niezadowolenie z pierwszej przegranej. Tym razem trafiło mu się Słońce i - słodka Morgano - już czuł, że znowu przegra.
Emily patrzyła szczerze rozbawiona na podrygującego w rytm muzyki Mefa. To był naprawdę dziwny i niespotykany widok, który widzi pierwszy i najpewniej ostatni raz. To po prostu jej bardzo do niego nie pasowało, gdyby ktokolwiek inny wylosował te kartę, nie byłoby to nic nadzwyczajnego, a tak... bardzo ciekawie trafiło. Emily zresztą też za żadnej skarby nie chciałaby dostać takiej karty. Lubiła tańczyć. Jednak tylko w samotności i mając całkowitą pewność, że nikt tego nie zobaczy. Umiała dobrze tańczyć, ale kompletnie nie miała ochoty żeby ktokolwiek to oglądał. Do niej też jej to w pewien sposób nie pasowało, przynajmniej do jej charakteru. Naprawdę miała ochotę na wygraną i wierzyła w to. Widocznie Mef nie miał dużo szczęścia w kartach, a może to tylko jednorazowa sytuacja i zaraz podciągnie, a ona będzie tylko żałować swojej nadmiernej pewności siebie? Całkiem możliwe, ale póki co trochę ośmieliło ją to w grze i pewnie sięgnęła po kolejną kartę. Wyciągnęła Pustelnika, w gruncie rzeczy nie była to jakaś tragiczna karta - ani nie wykluczałaby jej z gry, ani też nie byłaby bardzo dotkliwa, po prostu zmieniłaby ciuchy na trochę mniej komfortowe. Na szczęście nawet z taką delikatna kartą nie przyszło jej się mierzyć bo wygrała. Znowu. To naprawdę był dobry dzień. No, przynajmniej dla mnie. Spojrzała na Mefa. - Ojej. Coś te karty cię chyba nie lubią - stwierdziła, obserwując jak na skórę chłopaka napływa opalenizna. Wciąż jednak nikt nie dostał żadnej karty, która byłaby w stanie wykluczyć z gry. Wiedziała, że dopiero wtedy zaczną się faktyczne emocje. Nie tyle bała się przegranej, co tego że nie wygra. Naprawdę powoli zaczęła wierzyć, że w końcu, po tylu latach starania uda jej się zdobyć upragniony tatuaż. To było niemal na wyciągnięcie ręki, bolesne byłoby teraz stracić to z zasięgu wzroku.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefistofeles rzeczywiście nie był z zamiłowania tancerzem - prawdę mówiąc, do rozpoczęcia drobnych lekcyjek z Margo, to w ogóle się tego zadania nie podejmował. Niekiedy ktoś dopytywał go, czy przypadkiem nie wiruje hobbystycznie na parkiecie. Mefisto, jako sportowiec, całkiem nieźle panował nad swoim ciałem. Nie poruszał się niezdarnie, nawet pomimo swojej postawnej sylwetki. Wiedział zatem, że jakiś potencjał ma, toteż wystarczyłoby trochę zaangażowania i hej - może nie byłoby tak tragicznie! A jednak brak chęci i okazji, uniemożliwiły mu podjęcie się szlifowania tej czynności. Blondynka słusznie zatem przyglądała mu się tak uważnie, zapamiętując dokładnie podyktowane karcianką ruchy, godne najprawdziwszego tancerza. - Ostatnia runda, co? - Pokręcił głową z niedowierzaniem, pamiętając o potrójnej zasadzie Durnia. Może barman specjalnie podsunął mu jakieś lewe karty, byle tylko zemścić się za łamanie zasad gospody? Tylko, że wtedy i Emily by na tym ucierpiała, a dotychczas całe nieszczęście spadało na niego... Chwilę obserwował, jak ładne światło go otacza i przynosi trochę niebrzydkiej opalenizny. Dopiero po jakimś czasie odcień zdobiący jego skórę przybrał barwę odrobinkę pomarańczowawą, na co Ślizgon już nie mógł się nie skrzywić. Nijak nie pasowało to do jego tatuaży... I chyba w ogóle nie było zbyt zdrowe, ale dobra. Efekty Durnia na całe szczęście znikały zaraz po zakończeniu rozgrywki. - Los się do ciebie uśmiechnął, Emily... Położył przed sobą Kapłankę, pokładając ogromną nadzieję w tym, że nie przegra aż tak żałośnie. I tak liczył się z tym, że obejdzie się bez podpisu pana Rowle. Powinien już zastanawiać się nad tatuażem dziewczyny?
Jeszcze tylko raz i wygraną ma w kieszeni. Bardzo ją to cieszyło i miała nadzieję, że naprawdę szczęście się do niej uśmiechnie. - Na to wygląda - uśmiechnęła się. Do tej pory zadania które im się trafiały były naprawdę do przejścia, ani nie odkrywały jakichś ich sekretów, ani też nie były tak bardzo niezręczne jak mogłyby być. Oczywiście to szczęście nie mogło trwać wiecznie. Kiedy Emily odkrywała kartę i zobaczyła Cesarzową, pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie miała dużo czasu na to, żeby pomyśleć jak okropne skutki ma ta karta. Wiedziała, że na koniec gry będzie jej bardzo dziwnie i głupio, mimo, że przecież nie ma żadnego wpływu na to co teraz się stanie. Ona zakochana w Mefie? To było tak oderwane od rzeczywistości i tak bardzo niezręczne, że bardziej już nie mogło być. Już po chwili oczy jej się zaświeciły patrząc na niego i westchnęła cicho. Uśmiechnęła się bardzo zalotnie i chociaż ten uśmiech Mef dobrze znał, to jednak nigdy nie kierowała go do niego. Emily lubiła flirtować, chociaż to co miało teraz się zacząć zdecydowanie wykraczało poza jej granice szacunku do siebie i dobrego smaku. Nigdy nie narzucała się nikomu, nie przymilała (no chyba, że próbowała coś ugrać, tak jak z barmanem. Mimo wszystko jednak nie do tego stopnia). Nigdy nie była też zakochana, a nawet silnie zauroczona. Zawsze wszystkie relacje z płcią przeciwną przyjmowała na chłodno. W DODATKU TO BYŁ MEF. Pogładziła jego dłoń z uroczym uśmiechem i odgarnęła kosmyk jego włosów z czoła. - Twoja kolej - zamruczała, nie odrywając od niego wzroku.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Cóż, rydwan udało im się pominąć, toteż przynajmniej żadna karta nie zmusiła do przedwczesnego zakończenia gry. Mefisto nawet trochę na to liczył, bo przynajmniej mógłby przestać tak idiotycznie pląsać... Gdzieś w tym wszystkim wychwycił rozbawione spojrzenie barmana, najwyraźniej zaznajomionego z niektórymi efektami podarowanych kart. To byłoby chyba na tyle z tego szczęścia... Noxowi nie było dane nacieszyć się z jednego zwycięstwa, bowiem doskonale znał działanie Cesarzowej. Nie zdążył się jednak odsunąć, zanim Emily nie nawiązała kontaktu cielesnego - dopiero wtedy odchylił się do tyłu, bujając na krześle poniekąd po to, aby uniknąć niezręcznych sytuacji. Z wieloma ludźmi mógłby wykorzystać amortencjopodobny efekt, ale akurat nie z młodą Rowle, która nijak nie wpasowywała się w jego typ. Z całym szacunkiem dla niej, bo była śliczna, bystra i denerwująca, ale zwyczajnie - nie. Z wiekiem jako pierwszym przeciwskazaniem, a obupólną niechęcią jako drugim. Lepiej było zatem pilnować się do końca gry, a potem żałować, bądź - w przypadku Mefistofelesa - żartować. Uśmiechnął się krzywo do swej towarzyszki, z trudem godząc "tańczenie" na krześle z takim bujaniem. - Moja - przytaknął, wyciągając tym razem Umiarkowanie. Wpatrywał się wyczekująco w stosik kart Ślizgonki, szczerze zaciekawiony tym, czy uda mu się cudem przetrwać kolejną rundę. Nie zauważył jeszcze, że piwa w jego kuflu zaczęło podejrzanie ubywać, co miało stanowić pewnego rodzaju przedsmak okrutnej porażki... - Nie trzymaj mnie w niepewności.
Emily w tej chwili w ogóle nie myślała racjonalnie, jakby ktoś ją odciął od rzeczywistości i całkowicie oderwał od ziemi. Patrzyła w oczy Mefa z taką fascynacją jak jeszcze nigdy na nic, a tym bardziej na nikogo nie patrzyła. Miała ochotę przytulić go, pocałować, zbliżyć się jakkolwiek bardziej. - Nie odsuwaj się... - mruknęła z naprawdę uroczym zawodem, oparła dłoń na jego ramię. - Nie uciekaj - mruknęła mu do ucha, ale po chwili chłopak wyciągnął kartę, więc mimo wszystko zrobiła to samo. W momencie, kiedy to zrobiła odsunęła się od niego jak poparzona. Wygrała, to był koniec gry. Działanie karty zniknęło, a ona poczuła się okropnie z tym jak zachowywała się jeszcze kilka sekund temu. Stało się coś niesamowitego i bardzo, bardzo rzadko spotykanego u Emily - zarumieniła się. Zrobiło jej się tak strasznie głupio, że to było nie do opisania. Przecież nie miała wpływu na swoje zachowanie, a jednak z trudem patrzyła teraz na Mefa. - No cóż, wygrałam - powiedziała dopiero po chwili, mimo wszystko z dużą satysfakcją. Dwa lata starań i tatuaż w końcu był jej! Chłopak nie miał wyboru, musiał go wykonać. - To jak, umawiamy się na termin? - napiła się ognistej.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Ach, zgubne efekty sztucznej miłości... Mefistofeles nie uciekał jakoś bardzo natarczywie, domyślając się, że jeszcze chwila i ta rozgrywka Durnia dobiegnie końca. Rzucił dziewczynie jedynie pełne dezaprobaty spojrzenie, całe jej zachowanie uznając za nieodpowiednie. Cóż, nie panowała nad sobą, także tyle byłoby z potencjalnego linczowania. Pozostawało tylko przeczekać, cholera. I ewentualnie zabrać rękę, albo odsunąć się troszkę bardziej, co też zaraz uczynił. Zerknął na jej kartę i w tej samej chwili jego stosik wybuchnął z cichym trzaskiem, uderzając go mocno po palcach i pozostawiając na nich odrobinę sadzy. Ślizgon znalazł na stoliku czystą serwetkę, w którą mógł wytrzeć dłonie, nie ukrywając niezadowolenia. W międzyczasie dostrzegł również rumieńce na twarzy Rowle i walczył ze sobą, rozważając bardziej lub mniej złośliwe komentarze. - Wygrałaś, a pewność siebie straciłaś... - Wytknął jej, ale pokiwał głową, przyznając to zwycięstwo. Nie ma co się wypierać, umowa to umowa. Żałował trochę, że jego karty nie ułożyły się lepiej, bo podpis ojca Emily z pewnością ułatwiłby mu sprawę z przepustką do Azkabanu. Prawnik i tak dość optymistycznie patrzył na sprawę, więc i Mefisto odsunął troski na bok. - Pewnie. Powiedz mi tylko, czy chcesz całość zaprojektować samodzielnie, czy mogę się pobawić propozycjami? - Przeszedł na bardziej rzeczowy ton, sięgając po kufel, który... Był pusty. No tak, umiarkowanie... Nox wywrócił oczami, wyklinając efekt Durnia. Nie lubił marnowania pieniędzy, a za to piwo przecież zapłacił.
Emily była naprawdę rozbita i wstydziła się swojego zachowania, na które w sumie nie miała wpływu. Widziała, że Mef też bardzo dziwnie się z tym czuł i nie za bardzo wiedział jak tu ją dobrze zniechęcić, wiedział też, że to nic nie da. Gdyby to jeszcze był ktokolwiek inny, ale jakakolwiek bardziej zażyła w tym kierunku reakcja, akurat z Mefem, wydawała się kompletnie nierealna, dziwna i niezręczna. Nawet nie chodziło o te różnice wieku, która swoją drogą też była spora, ale nawet po prostu o ich stosunek do siebie, mało pozytywny. Jeżeli zmierzał on w trochę bardziej pozytywnym kierunku to w tym siostrzano-braterskim, a nie romantycznym. Emily bardzo nie lubiła jak ktoś zarzucał jej brak pewności siebie i od razu ją to otrzeźwiło i zmarszczyła nos niezadowolona. - Niczego nie straciłam - prychnęła pogardliwie, unosząc głowę i starając się pozbyć tych nieszczęsnych rumieńców. Zdecydowanie cieszyła się ze swojej wygranej, kochała wygrywać. Kiedy chłopak zaczął pytać o szczegóły od razu się rozpromieniła. - Jestem otwarta na wszystkie sugestie, możemy dopracować to razem - stwierdziła. Chciała, żeby ten tatuaż wyglądał dobrze. Miała swoją wizję, swój pomysł, ale zdawała sobie sprawę, że przy tatuowaniu pojawiają się pewne przeszkody, niektóre rzeczy można zrobić tak, aby wyglądały lepiej a ona nie musiała widzieć tego na kartce papieru. Chciała, żeby wszystko było idealnie dopracowane, w końcu to był jej pierwszy tatuaż. - Co do tego podpisu... mimo wszystko spróbuje pogadać z tatą - powiedziała po chwili, bo widziała, że dla niego to było coś ważnego i zdecydowanie poważniejszego niż te ich drobne kłótnie. Emily raczej należała do osób empatycznych i faktycznie przejmujących się problemami innych, skoro mogła jakoś pomóc, nie wiedziała czemu nie miałaby po prostu spróbować. Poza tym (chociaż to była oczywiście drugorzędna kwestia!) mały dług wdzięczności u chłopaka mógł jej się przydać na przyszłość, szczególnie biorąc pod uwagę jej plany.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Ucieszył się, kiedy Ślizgonka odzyskała grunt pod nogami - ot, wystarczyło jej trochę wjechać na ambicję! Uśmiechnął się zaraz, obracając pustą szklankę w palcach i czekając na jakiś werdykt. Dziwne, ale przegrana wcale go tak nie bolała... Chyba trochę kibicował Emily odnośnie namawiania go na tatuaż. Tak, jak go denerwowała, tak też podziwiał jej upór. Schlebiało mu to. - Super - rzucił tylko, wiedząc już, że jeszcze chwila i wyskoczy do niej z setką propozycji. Prawda była taka, że musiał sobie wszystko poukładać w głowie i przemyśleć. Miał nadzieję, że dziewczyna jest na tyle rozsądna, że jednak da mu odrobinę czasu, a nie wyskoczy z jakimś szalonym terminem "jutro". Zaczął powoli zgarniać swoje rzeczy, również talię Durnia sprzątając, aby zwrócić barmanowi. - To sugeruję umówić się jakoś listownie, popracuję nad tym twoim tatuażem. A podpis... - Och, no dobra, to było z jej strony po prostu miłe. Mefistofeles nie lubił mieć długów, ale na tym jednym zależało mu tak mocno, że odmówić nie potrafił. - Podpis nie jest teoretycznie niczym pilnym, więc teraz zajmijmy się tatuażem. - Przynajmniej uspokoi sobie sumienie, kiedy wywiąże się z umowy.
Emily oczywiście chciała, żeby ten tatuaż został zrealizowany jak najszybciej, w końcu tyle na niego czekała. Mimo wszystko wiedziała, że nie ma sensu wyznaczać jakiegoś niesamowicie krótkiego terminu. Chciała przecież, żeby ten tatuaż wyglądał naprawdę dobrze i zależało jej, żeby Mef dobrze przemyślał ewentualne poprawki. To był jej pierwszy tatuaż i nie zamierzała go robić na szybko, miał być idealny. Spojrzała na chłopaka, który całkiem lekko przyjął swoją przegraną. W sumie nie powinno być to dla dziewczyny większym zaskoczeniem, oczywiste było to, że nie chce jej robić tego z czystej złośliwości, więc czemu by miał teraz jakoś się tym przejmować. - Jasne, możemy się umówić listownie - kiwnęła głową Emily, dopijając swojego drinka. Czas było się zebrać. - Okej, to z tym podpisem wytłumaczysz mi dokładniej jak spotkamy się na tatuaż. Do zobaczenia - wstała od stołu i zerknęła jeszcze na chłopaka. - A, dzięki za drinka - rzuciła jeszcze do chłopaka, w końcu trochę uratował jej godność w tej kwestii, kiedy jakiś uparty barman nie dał się przekonać. Posłała jeszcze owemu mężczyźnie za barem mało przyjemne spojrzenie i wyszła z gospody.
Zakończyła pisać swój ostatni list i przez moment przyglądała się sygnetowi, który zdobił jej długi palec. Do czego to doszło, że posunęła się do uruchomienie takich znajomości? Wstała z krzesła i przeszła się przez wąski korytarz. Nie minęło pięć minut kiedy zdecydowała, że to właśnie dzisiejszego wieczoru rozpocznie swoje zadanie. Nigdy nie podejrzewała, że przyjdzie jej szukać Joel'a w takim miejscu. W ogóle nie podejrzewałaby siebie o kontakt z tym człowiekiem, który urwała już kilka lat temu. Z tylko sobie wiadomych przyczyn. Już dłużej nie potrzebowała jego maści, czy innego magicznego specyfiku, który dla niej wytwarzał. Wioska znajdowała się zbyt blisko szkoły, dlatego jej noga rzadko kiedy pojawia się w tym miejscu. Aż ciarki przeszły ją po plecach kiedy do jej nozdrzy dostał się znajomy zapach. Wspomnienia, których wyzbywała się te wszystkie lata nagle znalazły nowe miejsce w jej pamięci. Zdecydowanie zbyt blisko. Dzisiaj chyba nie miała wyboru, prawda? Wydawał się jedyną osobą, która mogła przydać jej się w tym przypadku. Idiotyzmem byłoby pytanie o tego człowieka, dlatego spokojnie zasiadła przy jednym ze stolików i obserwowała... Prościej było podejść do baru i spytać. A jednak. Ta kobieta wolała czekać całą noc aby osiągnąć to, czego chciała. Zdjęła skórzaną kurtkę i odwiesiła ją na oparcie krzesła, wyjmując z kieszeni odzienia papierośnicę. Wyjęła jednego papierosa i wsadziła go między blade usta. Jeden stary i znajomy smak, z którym nie pożegnałaby się w żadnym wypadku. Opatuliła płuca słodkim dymem i skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. Spokojnie przeniosła spojrzenie z jednego, na drugiego bywalca tego miejsca.
Od jakiegoś czasu miałem pewnego rodzaju deja vu, jakbym tu już był, jakbym to wszystko widział, jakbym to wszystko przeżył. Nie lubiłem stać w miejscu, tym bardziej nie chciałem wracać do przeszłości, a ona nawiedzała mnie w tym momencie z każdej strony; w jakiś przewrotny sposób znalazłem się na zmywaku pod Świńskim Łbem, a zaraz potem sowa podrzuciła mi świstki pergaminu od Segovii, tej Rosjanki, z którą chowałem się z papierosami pomiędzy szklarniami. No dobra, chociaż ten zmywak tutaj był lepszy od byle mugolskiej knajpy – miałem różdżkę i moje szkolenie polegało na tym, by nauczyć się rzucać czar czyszczący. Fakt, że mój szef nie był zdziwiony tym, że spytałem się go o to, jak to robić niech świadczy o tym miejscu. Bezpieczniej było podpijać alkohol z gwinta, niż ze szklanki. No, przynajmniej dopóki ja nie zacząłem rzucać Chłoszczyść. Wiadomo, pełna profeska. W każdym razie, ruch w niedzielny wieczór był mocno mierny, a więc gdy na horyzoncie dojrzałem sylwetkę jakiejś nieznajomej kobiety, odzianej mocno mugolsko, jak na Hogsmeade, dokończyłem grę w gargulce z typem w rogu (nikt nie mówił, że w pracy nie mam odpowiedzialnych zadań) i skierowałem się w jej stronę. — Cześć — przywitałem się, siadając przy jej stoliku. Sięgnąłem do kieszeni po swoje papierosy i odpaliłem jednego zaklęciem. — Napijesz się czegoś czy przyszłaś tylko na chwilę? — spytałem. Nie wyglądała na szczególnie kontentą miejscem, w którym przyszło się nam spotkać, ale nie zamierzałem tego komentować. Tu mogliśmy porozmawiać o wszystkim, a goście przy sąsiednich stolikach mieli do ukrycia na pewno większe tajemnice, niż ucieranie ziół i maści na podejrzane choroby.
Przeszłość to niezła jędza, trzyma się nas pomimo tego, jak bardzo chcielibyśmy się od niej odciąć. W jakiś sposób ukształtowała nas wszystkich, choć niektóre osoby chciałyby się tego wyprzeć... Ze wszystkich sił. No... Nieistotne. Ich drogi ponownie miały się skrzyżować, zobaczymy, jak owocna będzie tym razem ta znajomość. I czy będzie miał to czego potrzebowała. Nie zastanawiało ją to, dlaczego akurat to miejsce. Czy miało jakieś szczególne znaczenie? Mieszkał blisko, pracował tutaj? Zadawanie pytań było dla niej równie trudne jak odpowiadanie na cudze. Co pewnie zależało od persony, która aktualnie znajdowała się w jej towarzystwie. Owszem, jak na kogoś z jej upodobaniami i historią... Nosiła się niesamowicie mugolsko... Ludzie, żyli w dwudziestym pierwszym wieku. Kiedy zobaczyła ruch przy jednym ze stolików, których jeszcze nie otaksowała wzrokiem, przyjrzała się osobie, która ruszyła w jej kierunku. Dosłownie w jej kierunku. I dopiero po chwili rozpoznała w rysach jego twarzy dawnego... Znajomego? Nie. Osoby, która zwyczajnie pojawiła się w jej życiu i zniknęła równie szybko. Zmarszczyła delikatnie brwi. Czy jej niechęć była aż tak widoczna? Myślała, że już dawno temu nauczyła się ukrywać swoje emocje, nieważne jak nieistotne one będą. -Cześć.-Przywitała się.-Wino... O ile mają tutaj coś takiego.-Mruknęła i zaciągnęła się swobodnie papierosem. Pomimo swojej słabości do wyrobów tytoniowych, nie pamiętała kiedy ostatni raz tak swobodnie odnosiła się ze swoim małym grzeszkiem. Nie zamierzała spędzać w tym miejscu więcej czasu, niżeli jest to konieczne. Nie miała jednak innego pomysłu na spędzenie dzisiejszego wieczoru, chociaż pomysłów nie powinno jej brakować. Pomimo ogólnie przyjętej niechęci, jest to jedyne miejsce, w którym powinna się znajdować. Jedyne względnie bezpieczne.
Zmierzyłem wzrokiem moją drogą towarzyszkę, nie wiedząc, czy była poważna. Choć może powinienem przywyknąć do faktu, że nie wszyscy w burzliwej młodości zwykli odwiedzać takie przybytki, ale chyba nie spodziewała się, że w tym marnej jakości przybytku można spodziewać się obsługi kelnerskiej. No i, szczerze mówiąc, spodziewałem się raczej krótkiej wymiany zdań o tym, czego potrzeba i tak dalej, a nie gruchania nad kotletem, ale na całe szczęście nie serwowaliśmy tu mięsa. — Chodźmy do baru — rzuciłem więc neutralnie, przechodząc za wspomniany i automatycznie ogarniając wzrokiem salę. Była półpusta, może dla coponiektórych półpełna, ale jak dla mnie mogliśmy sobie darować te filozoficzne rozkminy. Sięgnąłem po dwa kieliszki, rozlewając burgundowego napoju i Segovii, i sobie; może teleportacja po alkoholu nie była najmądrzejszą rzeczą, jakiej się dopuszczałem, ale jedna lampka nikogo nie zabiła. No, to była moja pierwsza lampka, ale może powinienem do ogólnego rozrachunku dodać również kufle piwa? Wino było co najmniej podłe i sam oceniłem to jeszcze przed moją drogą towarzyszką, wyraźnie krzywiąc twarz i odsuwając kieliszek od ust; generalnie nie miałem szczególnie wyrafinowanego podniebienia, a alkohol często poza smakiem służył mi do zapicia mniejszych lub większych smutków, nieprzebranych wspomnień i innych rzeczy, o których wolałbym zapomnieć, ale to… ech, mogłem wybrać sobie lepszą knajpę do zarobienia knuciwa. Nic to, trzeba będzie rozejrzeć się wokół i postarać o prędką wypierdolkę z tego, jakby nie patrzeć, wątpliwej jakości przybytku. Z drugiej strony – kto przychodził do Świńskiego Łba pić wino? Tu piło się mocniejsze alkohole i to wiedzieli wszyscy. — Ładna fryzura — skomentowałem lakonicznie, jednocześnie z nadzieją na to, że na tym skończymy wszelkie niezbędne uprzejmości i przejdziemy do konsensusu tej rozmowy. — Czego ci potrzeba?
Bywała w tego typu miejscach, owszem. Nawet częściej niżeli ktoś mógłby podejrzewać... Jednak nie w tym sęk. Jeżeli nie chciał gadać o rzeczach niepotrzebnych, nie musiał zadawać pytania. A o wino podsunięte pod nos nie prosiła, zwyczajnie odpowiedziała. Wstała ze swojego siedzenia i chwyciła kurtkę, którą wcześniej odłożyła. Jej oględziny tego miejsca skończyły się w momencie, w którym do niej podszedł. Swoją drogą, otrzymała wystarczającą ilość informacji o tym miejscu... A jeżeli chodzi o niechęć, wyrobiła ją sobie jeszcze za czasów szkolnych. To nie żadna trauma i uprzedzenia. Zwyczajnie stwierdziła fakty. Uniosła delikatnie brwi przyglądając się bezceremonialnym ruchom kiedy sięgał po naczynia. O proszę, tutaj ją zaskoczył... Choć czy na pewno? Usiadła na stołku przy barze i podsunęła pod nos wino. Już z tej odległości wiedziała, że coś zdecydowanie było z nim nie tak. Jedynym trunkiem jakim się raczyła, było wino. To było dalekie od tego, czym naprawdę ono powinno być. -Zajebista posada.-Powiedziała naśladując ten sam głosu, jakim raczył ją Joel. Doskonale go rozumiała, nie musiała również udawać uprzejmości... Bo nie była ona wskazana w ich przypadku. Nigdy nie byli wobec siebie uprzejmi, po prostu. Również bez urazów i traum z dawnych lat. -Po pierwsze... Tego co zawsze. Druga rzecz jest dosyć specyficzna i najpierw chciałabym się dowiedzieć, czy w ogóle jesteś w stanie... Coś takiego posiąść.-Zmarszczyła delikatnie brwi. Nie posiadała wiedzy w temacie zakresu jego umiejętności... Czy tam zdolności. Jeden pies. Nigdy nie zadawała pytań, nie interesowała się również jak zdobywa to, czego od niego w tamtym momencie potrzebowała. Raz przekonała się o tym, jak skuteczny był i to jej wystarczyło. Czy było w tym coś skomplikowanego? Właśnie nie. I to chyba było jedną z wielu zalet tej znajomości. Gdyby chciała legalną drogą zdobyć to, czego potrzebuje narodziłoby się zbyt wiele pytań, zbyt wiele papierkowej roboty. A na jakiś czas miała jej zdecydowanie dosyć. Zaciągnęła się dymem, jednocześnie upijając łyk tego świństwa. Nie ukryła swojego zniesmaczenia.
Dzisiaj zdecydowanie było co świętować. To był ich pierwszy wygrany mecz z Haeven jako kapitanem. Miała nadzieje, że to dopiero początek ich powodzeń w tym roku. Co prawda jeden już przegrali, ale czekał ich jeszcze jeden z którym też wiązała duże nadzieje. Wycieczka do baru po meczu wydawała się być dość intuicyjna dla wielu osób. Heaven już przed rozpoczęciem była pewna, że przyjdzie albo opić zwycięstwo, albo zapić smutki. Tym samym coś ją tknęło do zakładu z @Franklin R. E. Eastwood, do którego zagadała tuż przed meczem, wyraźnie sugerując, że nie mają żadnych szans. Oczywiście strzelała w ciemno, po treningu nie była aż tak pewna sukcesu, ale zawsze miała wrażenie, że siła sugestii potrafi wyjątkowo dużo zdziałać. Tym razem ten tok myślenia wyszedł jej na dobre, zakład wygrała i przez dzisiejszy wieczór alkohol miała z góry zapewniony. Dosiadła się do niego przy barze, gdy dostrzegła go w tłumie ludzi. Odcisnęła wodę z przemoczonych włosów, bo pogoda dalej pozostawiała wiele do życzenia i zdjęła swoją kurtkę. - Powiem ci, że plusem zakładu z gryfonem jest pewność że macie te wasze śmieszne zasady, więc rozumiem mogę liczyć na hm... może whisky - zwróciła się do chłopaka z rozbawieniem, zerkając równocześnie na barmana, kiedy wspominała o swoim zamówieniu. Nie znała chłopaka za dobrze, wiedziała jedynie, że jest bratem Cherry, kapitanem drużyny i tyle. Czasami zamienili kilka słów przed meczem, ale nic poza tym. Nie zaszkodziło jednak się poznać, szczególnie, że byli rywalami.
Nie potrafił odmówić pani kapitanowej Slytherinu niewinnego zakładu przed meczem - teraz jednak nie było mu tak do śmiechu jak na początku. Liczył, że jego drużyna zwycięży. Wszak byli dobrymi graczami, mieli naprawdę świetny skład! On sam miał duże doświadczenie, Harriette wymiatała, Hemah grała dla reprezentacji - co mogło pójść nie tak? Otóż wszystko. Los był dla Gryfonów wyjątkowo niełaskawy i to szukający Slytherinu złapał znicz. Czerwoni nie mieli wystarczającej ilości goli, by nadrobić punktami straty wyrządzone przez tego małego chłystka, tym samym przegrali swój kolejny mecz. Franklin doskonale wiedział, że po wszystkim wyląduje w jakimś pubie, lecz teraz nie tylko szedł do niego zapijać smutki, ale także stawiać Heaven alkohol. Gospoda pod świńskim łbem w ogóle nie leżała w jego klimatach, ale to Ślizgonka dyktowała warunki. On jedynie musiał wytrzepać portfel przy barze. Uniósł pytająco brwi w górę, słysząc jej słowa. - Śmieszne zasady? Wiesz zaskakująco dużo o byciu Gryfonką - rzucił, uśmiechając się z rozbawieniem, po czym skinął głową do barmana, tym samym dając mu znać, aby jej tego whisky polał. Sam również się na nie zdecydował. - Rozumiem, że Ślizgoni nie mają żadnych zasad? Opchnęliście coś sędziemu? Nie odgwizdał kilku niezbyt fajnych akcji - dodał jeszcze, cmokając pod nosem. Oczywiście wiedział, że w Quidditchu odgwizdywanie fauli czy w ogóle wymierzanie jakichś kar było niezwykłą rzadkością, jednak czuł potrzebę, by dać jej do zrozumienia, że zagrania wyprowadzone przez zawodników jej drużyny niekoniecznie miały coś wspólnego z grą fair play.
Miałam zupełnie odwrotnie - nie byłam taka pewna zwycięstwa i było ono dla mnie sporym zaskoczeniem. Najwidoczniej opłacało się myśleć pozytywnie i zgrywać pewną siebie, bo mimo wszelkich obaw świetnie sobie poradziliśmy. Pozostało tylko świętować i mieć nadzieje, że ostatni mecz pójdzie nam równie dobrze, bo nie dało się ukryć, że to miała być już decydująca rozgrywka. Nie wiedzieć czemu, lubiłam to miejsce. Co prawda było trochę obskurne i odbiegało od standardów większości porządnych barów, ale miało pewien klimat, który doceniałam. Nie na tyle, żeby zdecydować się na pracę (zdawałam sobie sprawę, że ludzie, którzy tu przychodzą szybko mogliby wyprowadzić mnie z równowagi), ale jak najbardziej nadawało się na to, żeby wpaść na drinka. Szczególnie, że właśnie niekoniecznie chciałam pokazywać się w swoim miejscu pracy jako klient. - Cóż, za dużo negatywnych skojarzeń. No ale jak widzisz, wymieniłam to jako plus - pokręciłam głową i wzięłam drinka, podsuniętego przez barmana. Upiłam sporego łyka. Faktycznie, uczciwość może nie była specjalnie śłizgońską cechą, ale na meczach na ogół trzymali się zagrań zgodnych z zasadami. - Hm, nie tym razem, nie potrzebowaliśmy takiej pomocy. Za to wy może powinniście przemyśleć na drugi raz. Uczciwość to nie zawsze najlepszy pomysł - uśmiechnęła się, dalej popijając drinka. - Następnych macie krukonów? Tutaj bym się już bardziej bała nieczystych zagrywek - podsunęła, bo krukoni byli trochę cichociemni, a ten ich wrodzony spryt można było łatwo wykorzystać. Rozejrzała się po barze, w którym nie było jeszcze zbyt dużo ludzi. Właściwie godzina była dość wczesna jak na to, żeby zaczynać opijać zwycięstwo, ale trudno było się w takich okolicznościach powstrzymać. - A jak rywalizacja z siostrą? Dziwnie? - poczułam chęć zboczenia tematem na Wiśnie, bo kiedy jak nie teraz. Skoro była dobra okazja, do zdobycia jakichś cennych informacji z pierwszej ręki, to czemu nie? Za często z nim nie piłam, a nadarzających się okoliczności nie należało ignorować.
Franklin zawsze wierzył w swoje umiejętności - trudno się jednak dziwić, skoro Quidditch był jedyną rzeczą, jaka w praktyce mu wychodziła i w której cokolwiek był w stanie osiągnąć. W oczach wielu uczniów uchodził momentami za pozera, który chciałby uchodzić za kogoś znacznie lepszego niż w rzeczywistości, jednak nie było to jego zamiarem. Nie udawał, jeśli mówił, że spodziewał się wygranej swojej drużyny - niestety los zarządził inaczej i przegrali, a największa odpowiedzialność spadała zawsze na barki kapitana, nawet jeśli nie popełnił żadnego błędu w meczu. Stał przy barze i rozglądał się wkoło przez moment, taksując wzrokiem obecne w pubie osoby i "poziom", jaki sobą reprezentowały. Oboje nie pasowali do tego klimatu, do tego wystroju, do ogólnie pojętej obskurności, którą owe miejsce było przesiąknięte. Wzruszył jednak ramionami i uznał, że skoro to ma być tylko drink... - Negatywnych skojarzeń? Masz na pieńku z Gryfonami? - zapytał z ciekawością brzmiącą w głosie. Słysząc jej zdanie o uczciwości postanowił zignorować zaczepkę do dalszych dyskusji na temat słuszności gry fair play. - Krukoni mają słaby skład z tego, co słyszałem. Paru zawodników było w Mungu lub Skrzydle Szpitalnym, a plotki mówią, że mają niewidomego obrońcę - odparł, po czym parsknął śmiechem. Ogólnie nie miał nic przeciwko temu, by jakiś chłopaczek spełniał marzenia i latał na miotle nie widząc, lecz gdzieś tam w środku uważał to za dość zabawne, że Ravenclaw wystawiał na boisku takiego gracza. Słysząc pytanie o Cherry, zdziwił się nieco, ale w gruncie rzeczy mógł się go spodziewać. Była to pewnie rzecz, która nurtowała nie tylko Heaven - jak wyglądały relacje rodzeństwa, kiedy oboje byli kapitanami drużyn i rywalizowali w rozgrywkach domowych? - W porządku - rzucił nieco wymijająco, obracając w dłoni szklankę z whisky. - Spodziewałem się tego wracając do Hogwartu. Zresztą zdziwiłbym się, jakbym nie spotykał jej na boisku jako mojej przeciwniczki. A czemu pytasz?