Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Mieszkanie numer 29

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 2 z 2 Previous  1, 2
AutorWiadomość


Archibald Blythe
Archibald Blythe

Nauczyciel
Wiek : 44
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zaklęcia bezróżdżkowe, opiekun Gryffindoru
Galeony : 5563
  Liczba postów : 1474
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5994-archibald-jeremiah-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5998-archibaldowa-poczta#170933
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7372-archibald-blythe#207289
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptyPon 26 Sie 2013 - 20:43;

First topic message reminder :

Mieszkanie Archibalda Utopii i Psychosis



Sypialnia na poddaszu




Gabinet




Kuchnia




Łazienka




Ostatnio zmieniony przez Archibald Blythe dnia Sro 14 Paź 2015 - 21:53, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Archibald Blythe
Archibald Blythe

Nauczyciel
Wiek : 44
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zaklęcia bezróżdżkowe, opiekun Gryffindoru
Galeony : 5563
  Liczba postów : 1474
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5994-archibald-jeremiah-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5998-archibaldowa-poczta#170933
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7372-archibald-blythe#207289
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySro 29 Paź 2014 - 3:50;

Potulność, jaką mu teraz zaserwowała, była zaskakująca, ale też przyjemna. Wpatrywał się w nią uważnie, kiedy mamrotała półprzytomna, na większość jej zdań, albo raczej urywków, reagując uśmiechem. Przytrzymał ją, pozwalając na swobodne przewieszenie ramion i przyciągając do siebie, głównie po to, żeby było jej wygodniej, jednak jej bliskość była na tyle przyjemna, że grzechem byłoby jej sobie odmówić. Ciepły oddech, który poczuł na szyi, podrażnił lekko skórę i zmysły, wywołując krótki dreszcz. Chciał go przedłużyć, znaleźć jej rozgrzane usta i przynajmniej musnąć je swoimi, ale został przy krótkim ruchu ręką, którą pogładził Irinę po ramieniu. Słuchał jej, choć ciężko było mu się skupić.  
- Dobrze, odpędzimy złe duchy. Chociaż zawsze myślałem, że tu ich nie ma - odpowiedział, szykując się powoli do wymanewrowania z łazienki, co proste nie było. Zastanawiał się nawet przez chwilę, czy nie zostać tutaj, ale wizja obudzenia się w wielkiej kałuży nie była przyjemna. Tak jak ból, który musiał się pojawić po spędzeniu nocy na zimnej i twardej posadzce, kiedy leki przestaną działać. Jak widać nawet w takich momentach potrafił być paskudnym realistą. Jednak do czasu, bo gdy usłyszał cichy szept, tak szczery i ciepły, nieco go ścięło, przez co znieruchomiał na moment. Dopiero po doprowadzeniu myśli na właściwe i racjonalne tory, udało mu się rozbudzić Magyar jeszcze na jedną, krótką chwilę (dłużącą się pewnie w nieskończoność!), żeby umożliwiła mu zaprowadzenie się (półniesienie?) do sypialni, gdzie mogli odetchnąć z ulgą. Pościel szybko przemokła, ale żadne z nich raczej się tym nie przejmowało. Blythe za to, korzystając z ostatniej okazji, musnął te upragnione usta swoimi, mruknął krótkie "branoc" i mógł zasnąć spokojnie.

/no zt <3
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptyPią 16 Paź 2015 - 20:59;

Przez całą drogę nie odezwała się do niego ani słowem, nawet na niego nie spojrzała. Jeśli za nią szedł, to w porządku – porozmawiają i może przynajmniej groźby palenia i topienia skończą się na dobre. Jeśli został w Hogwarcie, jego strata. Sądziła, że zwycięży druga opcja, ale odgłos kroków informował ją o tym, że Krukon jednak zdecydował się na wypicie Veritaserum.
Nie mając ochoty na teleportację, ani tym bardziej na dotykanie go przy ewentualnej łącznej, uznała, że najlepszy będzie spacer do Hogsmeade. Przynajmniej mogła nieco otrzeźwieć i przy okazji pomyśleć nad tym, o co mogłaby zapytać Cichego. Bała się potwornie, ale skoro już się zdecydowała, nie było odwrotu. Wyszłaby na tchórzliwego kurczaka, a lew z godła na jej szacie zmieniłby się w pieczone udko.
Dostrzegła swoją kamienicę już z daleka i odetchnęła z ulgą, że za chwilę skończy się ta jałowa atmosfera. Nie lubiła takich sytuacji i kusiło ją, by odezwać się do Quieta, ale nawet nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć. Odezwałaby się i zaraz zezłościła, po raz kolejny rzucając na niego Aquamenti. Swoją drogą to dobry sposób na wrogów, gdy spodziewają się petryfikacji lub uderzenia w ścianę, a obrywają wodospadem w twarz.
Wspięła się po schodach na ostatnie piętro i otworzyła drzwi. Mieszkanie wciąż ziało pustką, a to znaczyło, że Psyche dalej balowała w Bułgarii. Co ją podkusiło, żeby tam wyjechać? Mało jej było salonów w Rosji? Akurat wtedy, gdy Utopia najbardziej potrzebowała starszej siostry, jej nie było.
Zapraszam – odparła w końcu do chłopaka, wskazując na otwarte drzwi. – Zaproponowałabym kawę, ale niestety nie mam.
Mam nadzieję, że zadowoli Cię Eliksir Prawdy, dodała sobie w myślach.
Kierując się w stronę sypialnio-salonu, wyciągnęła przy okazji z szafy w korytarzu ręcznik i rzuciła nim w Quietusa, nie zastanawiając się co robi, ani tym bardziej gdzie trafi. Mimo wszystko była mu to dłużna za zaklęcie, które miało go orzeźwić. Zresztą nie chciała, by zamoczył jej mieszkanie. Archibald byłby niezadowolony, gdyby panele napuchły na krótko po tym, jak oddał klucze w ręce młodszych sióstr.
W sypialni walało się mnóstwo książek, które powinny znaleźć się w gabinecie, ale ten nadal nie był sprzątnięty i dostosowany do jakichkolwiek działań. Większość lektur dotyczących starożytnych run leżało na ogromnej kopicy na łóżku nieobecnej Psychosis, te do eliksirów czy transmutacji walały się wokół fotela, przy którym Utopia uczyła się, próbując nadrobić zaległości. Studia dawały jej w kość i nikt się już nad nią nie litował, gdy nie wychodził jej kolejny urok. W tym wieku powinna jednak panować już nad swoją różdżką.
Stanęła na środku pokoju, nie wiedząc co ze sobą zrobić i sięgnęła do kieszeni po fiolkę z eliksirem. Odkorkowała ją i przypatrywała się przez moment z niepewnością. Skierowała wzrok na Krukona, ale nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi z jego twarzy, wypiła połowę zawartości naczynka i wyciągnęła rękę w kierunku chłopaka, nakazując mu tym samym opróżnienie fiolki. Naprawdę miała nadzieję, że jej nie oszukał i też wypije swoją część. Nie powinna ryzykować i robić tego pierwsza, ale z drugiej strony nie wiedziała, czy wtedy sama by się nie zawahała i nie zrezygnowała z wypicia swojej partii.
Nie czuję się jakoś inaczej – stwierdziła, opadając na swoje łóżko.
Powrót do góry Go down


Quietus Ettréval
Quietus Ettréval

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja
Galeony : 428
  Liczba postów : 363
https://www.czarodzieje.org/t10007-quietus-ettreval#279078
https://www.czarodzieje.org/t10065-cichnacy-szept#280286
https://www.czarodzieje.org/t10074-quietus-ettreval#280494
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySob 17 Paź 2015 - 17:04;

Trudno jest zaskoczyć Quietusa. A jeszcze trudniej jest go totalnie oszołomić swoim zachowaniem. I trzeba tutaj przyznać, iż Blythe pobiła właśnie swój życiowy rekord w głupocie gdy wręcz zarzuciła w jego stronę rozkazem. A Cichy nie miał najmniejszego zamiaru, aby dosłownie włazić do jej czterech kątów. Z drugiej strony, tak samo silnie pragnął ujrzeć jak jej się wiedzie studenckie życie oraz jak żyje na własną rękę. I najważniejsza kwestia - z kim tak naprawdę mieszka. I prawdopodobnie, to właśnie ta, nużąca go myśl, ostatecznie przekonała Cichego, aby z pozoru z grobową miną, udać się do jej lokum.
Przez całą drogę jednak, nie raczył się do niej nawet odezwać słowem. Układał w myślach ewentualny scenariusz odnośnie tego jak się ten dzień potoczy. Czy uda mu się przełknąć całą swoją gorzkość, i okaże jej chociaż minimalne zrozumienie gdy dowie się z jej ust całej prawdy za sprawą eliksiru? Czy być może, nic to nie zmieni w jego życiu a jedynie zamknie pewien okres w jego życiorysie?  Pogrążył się w swoich myślach do tego stopnia, że nawet nie przeszkadzał mu wiatr, który uporczywie porywał jego obszerny płaszcz oraz mierzwił jego mokre kudły, tym samym jeszcze bardziej targając fryzurę Cichego. Przemoknięte ubrania w dalszym ciągu pozostawały nieprzyjemnie wilgotne w dotyku, wargi zaś miał nieco posiniałe z zimna aczkolwiek pozostały mocno zaciśnięte jakby każdy krok do jej mieszkania, przyprawiał Quietusa o nieznośne uczucie niepokoju. A uczucie to nie minęło nawet w momencie przekroczenia progu jej mieszkania. Na przekór chyba samemu Cichemu - jeszcze bardziej się nasiliło jakby chłopak znalazł się na obcym terytorium - co ostatecznie było prawdą. Wbrew sobie, omiótł pokój z pewnym zainteresowaniem i ostrożnie stawiając kroki, ruszył za Blythe, sprawnie przy tym lawirując pomiędzy rozrzuconymi księgami. I tylko dwukrotnie, ściągnął swe wargi w paskudne grymasy. Czyli zazwyczaj w momentach gdy dziewczę raczyło się do niego odezwać. Na słowne zaproszenie do jej mieszkania, prychnął ni to rozbawiony ni to rozeźlony i bez trudu łapiąc w locie ręcznik; zgniótł go w swoich palcach. Przyjrzał się badawczo miękkiej tkaninie jakby doszukując się w niej drugiego dna i podnosząc z wolna swe spojrzenie na Blythe, westchnął z pewnym tragizmem.  
- Blythe, nie jestem wampirem chociaż mój styl życia, może temu przeczyć. Nie potrzebuję więc specjalnego zaproszenia, zaufaj mi. Wystarczy mi różdżka, aby się tutaj wedrzeć. Bo zapory ochronne, swoją drogą, masz zastraszająco słabe. - rzekł z niemałą ironią i w dalszym ciągu będąc całkowicie przemoczonym zasiadł w fotelu. Ręcznik łagodnym gestem ułożył sobie na kolanach i nie spuszczając z niej swego przebiegłego spojrzenia, jedynie obserwował w milczeniu jak jego byłe dziewczę z pewną konsternacją spoglądało we fiolkę z eliksirem. Jakby się obawiała, że ma w swym planie ją otruć. Nie odzywając się jednakże ani słowem, jedynie poderwał brew do góry na jej wahanie i wyciągnął rękę w jej stronę, aby pierwszy wychylić jego zawartość. I tutaj niespodzianka! - Blythe sama postanowiła spróbować jego wywaru. Po chwili i on wychylił swoją połowę mikstury i starannie schował pustą już fiolkę do kieszeni spodni. I trzeba przyznać, że był świadomy działania eliksiru. W głowie jakby mu się rozjaśniło a uczucie cierpkości na języku nasiliło się. Skrzyżował także ramiona na swoim torsie, aby ukryć drżące dłonie i westchnąwszy; przekrzywił do boku głowę, wsłuchując się w swoje skotłowane myśli. Rzucił także okiem na Utopię, która rozwaliła się na swoim łóżku tuż przed jego fotelem i zaciskając nieznacznie wargi, powiódł swym spojrzeniem gdzieś indziej. Niestety jej słowa ponownie przykuły jego uwagę, i nie mogąc się powstrzymać zachichotał złośliwie.
- Bo jesteś gryfonką. Albo jesteś wyjątkowo nieczuła na eliksiry, aczkolwiek jedno nie wyklucza drugiego. - odparł swoim wyjaśniającym tonem i zmrużywszy oczy; sekundę później wychylił się nieco do przodu w swoim fotelu,   jednocześnie opierając łokcie na swoich kolanach.  
- Jesteś szczęśliwa? - zadał niemalże szeptem pierwsze pytanie i spojrzał na nią intensywnie jakby chcąc z niej wydrzeć odpowiedź już samym swym wzrokiem. Równocześnie zaczął od nowa zaciskać swe palce na materiale ręcznika, jakby chcąc czymś zająć swe ręce. Bo przecież wszystko zależy od tej rozmowy.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySob 17 Paź 2015 - 17:53;

- Powiedz to Archibaldowi. Z pewnością ucieszy się, że negujesz jego sposób ochrony własnego mieszania – odparła ze złością. – I nie chciałam zrobić przytyku do wampirów. Nie wszystko, co mówię, jest na złość tobie.
A właściwie to chyba jednak jest, ale już trudno. Powiedziała, więc nie może teraz tego wycofać. Gdyby nie chciała go widzieć w swoim mieszkaniu, nie zaprosiłaby go tutaj. Zaciągnęłaby go do lasu albo jaskiń na obrzeżach Hogsmeade i tam rozmawialiby pod wpływem Veritaserum. Wybrała jednak starą kamienicę, gdzie nikt z pewnością im nie przeszkodzi. Zawsze istniało ryzyko, że nagle wróci Psychosis, wpadnie Archibald lub Avalon, ale tej ostatniej w tym momencie spodziewała się najmniej. Miała nieodparte wrażenie, że dziewczyna obraziła się na nią za pójście na ten nieszczęsny bal z Archibaldem. Poza tym to nawet lepiej, nie miała ochoty na atak harpii, gdy ta zauważy Cichego sam na sam z Utopią, nawet jeśli tylko „radośnie sobie gawędzili”.
Sama nie do końca spodziewała się tego, że wypije eliksir jako pierwsza. Mimo wszystko, w jakiś niezrozumiały nawet dla niej sposób, chciała mu udowodnić, że wcale nie była piejącym ze strachu kurczakiem, a prawdziwą Gryfonką. Może i stała się bardziej złośliwa, wręcz po trollowemu jak Archibald i Psyche, ale przy okazji zyskała również nieco odwagi. Nadal obawiała się ognia czy rzucania co trudniejszych zaklęć, ale nie powstrzymywała się przed postawieniem się innym ludziom.
Co ma gryfonizm do eliksirów? – zapytała, nie do końca rozumiejąc, co miał na myśli. Przecież wielu Gryfonów było większymi mistrzami eliksirów niż Krukoni.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, gdy zadał pierwsze pytanie dotyczące rozmowy, jaką mieli przeprowadzić. Nie takiego przebiegu się spodziewała, ale w tym momencie możliwość odwrotu wynosiła już zero procent. Wypiła eliksir, siedzieli naprzeciwko siebie i pomimo wszelkich niechęci, mikstura zmuszała ich do odpowiedzi na wszystko, czego będzie oczekiwała ta druga osoba.
Czy była szczęśliwa? Niedawno przeżyła pożar w Wielkiej Sali, mimo że wciąż niezmiennie bała się ognia i zamiast przy pierwszej sposobności opuścić pomieszczenia, wędrowała wśród płomieni, szukając osób, które być może wcale nie chciały być odnalezione. Ludzie zostawiali ją, wyjeżdżając w różne miejsca bez uprzedzenia. Nie miała tu na myśli tylko Cichego, ale również Psyche, Echo czy L’a. Studia dawały jej w kość, mimo że naprawdę się starała, co było widać po tych wszystkich książkach i zwojach eliksirów, zawalających mieszkanie. Gdyby zaprosiła chłopaka do kuchni, zastałby również pobite naczynia, na których Utopia ćwiczyła ostatnio transmutację. Była coraz pewniejsza w tym, że nie potrafi zrozumieć intencji Avalon i tego, czego półwila oczekiwała od Blythe’ówny, a na dodatek chrzaniła wszystkie sprawy, na których jej ciągle zależało i gnębiła się z tego powodu, co rusz przywołując wspomnienia, które już dawno powinna wyplenić ze swojej głowy. Nie potrafiła się cieszyć z najprostszych sukcesów, nie mówiąc już o tych większych.
Zamknęła oczy, nie mogąc patrzeć w to intensywne spojrzenie Quietusa. I choć chciała na przekór jemu i sobie samej odpowiedzieć twierdząco, eliksir wyrzucił z jej ust coś zupełnie innego.
Nie.
Gorzki smak tego słowa pozostał na jej języku. Chciała go okłamać, chciała okłamać również samą siebie, uspokajając swój umysł, ale przez Veritaserum mogła wypowiadać wyłącznie prawdę. I to bolało tak potwornie, że ukryła twarz w dłoniach, by nic nie podkusiło jej przypadkiem do spojrzenia na chłopaka.
Milczała kilka sekund, mimo że wydawało jej się to całą wiecznością i w końcu zdecydowała się posłać Quietowi spojrzenie. Było pełne bólu i złości na niego, że w ogóle zdecydował się zadać to pytanie.
Jak mam być szczęśliwa w tej sytuacji? – spytała. – Nie, nie musisz na to odpowiadać – dodała jeszcze, wiedząc, że Eliksir Prawdy mógłby go do tego zmusić. – A ty? Jesteś szczęśliwy?
Miała ochotę zadać mu w tym momencie miliard innych pytań, ale nie wiedziała, czy to nie będzie za dużo. Pytanie za pytanie, prosta zasada. Gdyby zadała ich za dużo, mógłby w jakiś dziwny sposób uniknąć odpowiedzi na niektóre. Nie wiedziała, czy to tak działało, ale wolała nie ryzykować.
Dlaczego w ogóle chcesz ze mną rozmawiać, skoro się mnie brzydzisz? – spytała jednak, nie mogąc się powstrzymać przed tym pytaniem. To, jak mówił jej, że stała się dla niego nietykalna i okrutna wciąż ją nęciło.
Powrót do góry Go down


Quietus Ettréval
Quietus Ettréval

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja
Galeony : 428
  Liczba postów : 363
https://www.czarodzieje.org/t10007-quietus-ettreval#279078
https://www.czarodzieje.org/t10065-cichnacy-szept#280286
https://www.czarodzieje.org/t10074-quietus-ettreval#280494
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySob 17 Paź 2015 - 19:17;

Lekkie skrzywienie warg dało świadectwo temu, iż Quietus rzeczywiście skłamał. Oczywiście przed wypiciem Veritaserum! Nawet on nie był na tyle silny mentalnie, aby oprzeć się wywarowi, który bezpośrednio działał na czyjś umysł.  Dlategoż, gdy Blythe zaproponowała mu, udanie się do samego Archibalda; prychnął cicho jakby z politowaniem.
- Skłamałem. - niemalże wypluł te słowo jakby przeszkadzało mu w gardle i powiódłszy swymi ślepiami po jej mieszkaniu, uśmiechnął się cwanie jakby mu przyszło coś szalenie zabawnego do głowy.
- To mieszkanie jest raczej jak twierdza. W sam raz dla gryfońskiej księżniczki, cudownie. - mruknął z pewną złośliwością i odrzucając puszysty ręcznik na jej łoże, wzdrygnął się odruchowo. Chociaż było mu koszmarnie zimno i w dalszym ciągu, lodowate strużki wody, spływały z jego kudłów - znacząc tym samym niewidzialną ścieżkę wzdłuż jego szyi jak i karku - to nie miał najmniejszego wręcz zamiaru, korzystania z jakiejkolwiek jej rzeczy. Zwłaszcza w sytuacji, gdy dana rzecz byłaby chociaż przez sekundę w posiadaniu samej Blythe. Można to nazwać z jego strony, głupotą bądź typowo rozdętym, męskim ego - aczkolwiek Cichy był wyjątkowo upartą personą. A w chwili obecnej, nie był w nastroju do przyjmowania od Blythe jakichkolwiek prezentów.
Nie zmieniając swojego ułożenia w fotelu, po prostu oczekiwał od niej odpowiedzi. Szybkie pytanie, szybka odpowiedź. Niczym niebezpieczna odmiana gry w prawdę czy wyzwanie. Tylko brakowało w ich prywatnej grze właśnie takowych wyzwań. A być może, wyzwaniem była sama ta rozmowa? Zagryzając z namysłem dolną wargę i roztrząsając swoje własne, uwikłane przemyślenia; z dziwnym spokojem zareagował na jej odpowiedź. Nie była szczęśliwa. Czy cieszył się z tego? Absolutnie nie. Albowiem miał dziwne przeczucie, że to właśnie on jest sprawcą jej nieszczęścia. I chociaż jego spojrzenie nieznacznie i niespodziewanie złagodniało; to w dalszym ciągu, utrzymywał swoją neutralną postawę w stosunku do niej. Nie był osobą, która nagle o wszystkim zapominała i stawała się na powrót przyjacielską istotą. Bo szczerze powiedziawszy, Quietus nigdy nie należał do przesadnie radosnych osób. Ani do normalnych.
- A więc zrujnowałem twoje szczęście. Rozumiem. - odparł bez większego przekonania. W końcu czy musiał się zastanawiać nad odpowiedziami? Eliksir i tak zmuszał go do mówienia prawdy. Nie był więc, wielce zaskoczony własnymi słowami. Nie był także zaskoczony jej pytaniem. Czy był szczęśliwy? To zależało od danej sytuacji i osób, które w nich miały swój udział. Jednak od sześciu miesięcy nie pamiętał, kiedy zaznał tego uczucia. Szczęścia. Czy liczy się także wywołanie u siebie sztucznego uczucia szczęścia? Eksperymentowanie z peruwiańskimi ziołami bądź nielegalne wypady z bliźniakami - jedynie odrywały go od nieprzyjemnych myśli. Odprężały jego znużony umysł i w pewien sposób go to wszystko relaksowało. I był im za to cholernie wdzięczny - bo to właśnie ta dwójka była mu aktualnie bliższa niż ktokolwiek inny.
- Nie wiem. Zapomniałem, co to znaczy szczęście. - stwierdził ponuro. Nic więcej dodawać nie musiał. Obawiał się, że gdyby dopowiedział coś więcej, to eliksir w tym momencie zapewne, by wymusił na nim wygłoszenie łzawego przemówienia. A Quietus miał w swych planach, chociaż minimalne obejście, działanie mikstury. Nie mówić więcej niźli to potrzebne. Odpowiadać zwięźle, krótko i na dany temat. Wywindował więc brew do góry w momencie, gdy dziewczyna zadała mu następne pytanie i uporczywie zaciskając usta, zamilkł na dobre. Jakby walcząc z samym sobą. Oraz z eliksirem prawdy. Bo co jej miał odpowiedzieć? Znał siebie samego na tyle dobrze, że był praktycznie pewien, iż walnąłby jakąś kosmiczną głupotę. Problemem jest to, że sam nie wiedział dlaczego prowadził z nią dysputy będąc jednocześnie pod wpływem Verity. Problemem również było to, że niemalże się dusił w jej towarzystwie. Uczucie dziwnego rozdarcia wciąż w nim rosło i nie miało zamiary zmaleć. A ona mu zadawała stanowczo za krępujące pytania.
A eliksir prawdy oczywiście musiał ponownie dojść do głosu.
- Nie brzydzę się. - wycedził przez zaciśnięte zęby niemal z fizycznym bólem. - Nie brzydzę się tobą. Bardziej twoim zachowaniem a to zasadnicza różnica. - wymamrotał bardziej do siebie niźli do niej, i wbijając w nią ponownie, swoje spojrzenie, przekrzywił głowę. - Aczkolwiek to właśnie ty, pałasz do mnie gorącą nienawiścią czyż nie? Masz Avalon, Utopio. Nie powiem, że się z tego rozwiązania cieszę, bo najchętniej bym jej.. - urwał niespodziewanie, gryząc się mocno w dolną wargę i z przerażeniem sobie uświadomił, że powiedział o kilka słów za dużo. Wyszedłby wtedy na kompletnego idiotę. Zamiast więc jej dopowiedzieć, co zrobiłby jej miłości życia  - posłał dziewczynie wyłącznie prowokujące spojrzenie aby się sama domyśliła.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySob 17 Paź 2015 - 20:16;

Uniosła brwi, nie rozumiejąc, po co to wszystko. Przecież i tak mu nie uwierzyła w sprawie tych zabezpieczeń. Znała Archibalda na tyle, że wiedziała, iż nie zostawiłby im nieochronionego mieszkania. Gdyby tylko wiedziała, ile Blythe naprawdę włożył serca w te wszystkie zaklęcia, pewnie by się przeraziła i stamtąd uciekła. Zaklęcia antywłamaniowe mogły zrobić krzywdę nawet Cichemu, skoro była na niego zdenerwowana.
A ty, jak rozumiem, aspirujesz na posadę smoka? – spytała, nim zdążyła ugryźć się w język. Kiedyś przypisałaby go do roli księcia, chyba nawet kiedyś to zrobiła, nie była już do końca pewna. W każdym razie w tym momencie wydawał jej się smoczyskiem, zwłaszcza że nadal pamiętała jego pelerynę ze skóry tego gada.
Ulokowana naprzeciwko Quietusa, wpatrywała się w niego, coraz bardziej żałując, że go tutaj zaprosiła. Nie powinno dość do tej rozmowy. Mimo że chciała mu wszystko wyjaśnić, teraz wszystkie te słowa, które do niego mówiła, bolały ją. Choćby przez to, że uświadamiała sobie przy tym, jak bardzo oszukiwała siebie.
Pokręciła głową, znów posyłając mu zbolałe spojrzenie. Ten eliksir działał na nią wyjątkowo dziwnie, pod jego wpływem ciężko jej było nawet piorunować go wzrokiem. Tak, jakby tępił jej zmysły i nie dopuszczał uczuć, na które musiała się bardzo wysilać.
Ja sama je sobie rujnuję – odparła, nie spuszczając z niego wzroku. – I to nie jest tekst typu „to ja jestem problemem” przy zrywaniu w romansidłach. Wiesz przecież, że mówię prawdę.
Niczego nie rozumiał, mylił się w naprawdę wielu kwestiach i przez to domyślała się, że i ona myliła się co do niego. Ale… Quietus miał wielu przyjaciół, którzy go przy tym wspierali, Utopii została wyłącznie Avalon. I Archibald, ale jemu przecież nie mogła wszystkiego powiedzieć. Siliła się jak mogła, żeby porozmawiać chociażby ze swoją bratową, ale w jakiś sposób nadal się jej wstydziła – nie potrafiła się przemóc i opowiedzieć jej o swoich problemach, wierząc przy tym, że Arch się o niczym nie dowie, nawet jeśli tylko przypadkiem.
Szczęście to czekolada w zimowy wieczór – wypaliła po jego słowach, nie będąc do końca pewna, czy miała na myśli to wyrażenie całkiem dosłownie, czy może jednak chodziło jej o coś zupełnie innego. Całe to Veritaserum zdawało się z nią pogrywać gorzej niż Oprylak.
Musząc się czymś zająć, zwróciła wzrok na nocny stolik, a gdy dostrzegła na nim wyjątkowo mocno znajomą książkę (tę, którą Archibald dał jej na siedemnaste urodziny), zaczęła ją wertować w poszukiwaniu czegoś, co korciło ją od dłuższego czasu. Gdy znalazła odpowiednie zagadnienie, zamknęła ją i odłożyła z powrotem, a potem spojrzała na Quieta.
I wycelowała w niego różdżką, mrucząc pod nosem: Silverto. Że też wyleciało jej z głowy tak błahe zaklęcie! Nawet ona poczuła powiew ciepłego powietrza, które skierowało się na chłopaka. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Duma jej na to wcześniej nie pozwalała, ale chyba po prostu denerwował ją fakt, że Quietus moczył fotel i podłogę, a przy okazji podręczniki, które leżały mu pod nogami.
Nic nie mów – warknęła jeszcze, mając oczywiście na myśli zaklęcie suszące. Doskonale wiedziała, że nie powinna tego robić i być może go tym zdenerwowała, bo skoro sam się nie wysuszył, to najwyraźniej widział w tym jakiś większy cel.
Odłożyła różdżkę na kocu tuż obok siebie i usiadła na krawędzi łóżka. Znalazła się przez to bliżej Krukona, ale zignorowała to. Lepiej się czuła, trzymając nogi twardo na ziemi, niż półleżąc.
Zdziwienie wzrastało w niej coraz bardziej, powoli przeradzając się w złość wraz z kolejnymi jego słowami.
Co „jej”? Co byś jej zrobił, Quietusie? – zapytała, niemalże sycząc jadem. Już nawet puściła mimo uszu to, że nie był z tej sytuacji zadowolony. Domyślała się, co miał zamiar powiedzieć, ale chciała to od niego usłyszeć. Po złości chciała wymusić na nim odpowiedź, mimo że najpewniej sprawiłaby jej przykrość. Chciała wiedzieć, do czego ten chłopak był zdolny, skoro twierdził, że go nie znała.
Wiem, że moje zachowanie jest złe. Nie pałam do ciebie nienawiścią – stwierdziła urażona, mimo że przecież przez cały ten czas starała się mu udowodnić, jak bardzo go nienawidzi i jak bardzo chce go skrzywdzić. – Bo nadal cię kocham.
Jej dłonie natychmiast powędrowały do ust, zakrywając je. Nie chciała tego powiedzieć, więc dlaczego to zrobiła? Cholerne Veritaserum. Nie powinien usłyszeć tych słów, nie teraz i nie tutaj, nie w tej głupiej sytuacji i wyłącznie pod wpływem Eliksiru Prawdy, gdy była w związku z kimś innym. Jakaś część jej nadal nie wyleczyła się z tych natrętnych wspomnień z ostatniej zimy i nakazywała jej wygadywać takie rzeczy. A najgorsze w tym wszystkim było to, że bała się negatywnej reakcji Cichego bardziej niż jego potwierdzenia. Chociaż najlepszym wyjściem byłoby to, gdyby zignorował jej słowa. I dlaczego nie mogła oderwać od niego wzroku, mimo że jedynym słusznym rozwiązaniem było teraz wywalenie go z domu i unikanie do końca życia?
Nie powinnam ci tego mówić – wyszeptała w końcu, przyglądając się swoim stopom. Dłużej nie mogła znieść jego spojrzenia. – Chcę, a jednocześnie nie chcę, żebyś wiedział. Czy to normalne?
Powrót do góry Go down


Quietus Ettréval
Quietus Ettréval

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja
Galeony : 428
  Liczba postów : 363
https://www.czarodzieje.org/t10007-quietus-ettreval#279078
https://www.czarodzieje.org/t10065-cichnacy-szept#280286
https://www.czarodzieje.org/t10074-quietus-ettreval#280494
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptyWto 20 Paź 2015 - 18:52;

- Skrzywdziłbym. -  rzekł beznamiętnie.
I była to najszczersza prawda. Jeszcze sześć miesięcy wstecz, Avalon z nazwiskiem nie do wymówienia; padłaby trupem  z jego ręki - która, by się nawet nie zatrzęsła podczas rzucenia przekleństwa. Bo Quiet będąc człowiekiem wielce pamiętliwym, równocześnie bywał mścicielem. Ten sam amerykanin, który rozsyła każdemu przyjazne uśmiechy. I ten sam, który wszystko burzy na swojej drodze. I szczerze powiedziawszy, mało go obchodziła reakcja Utopii na jego słowa. Nie będzie się przecież wyrzekał najczystszej wersji prawdy. Dopiero jej kolejne słowa, dogłębnie wstrząsnęły światem Cichego. Delikatnie uniesiona brew, sugerowała uprzejme zainteresowanie tematem a wargi nieznacznie się zacisnęły jakby Cichy mentalnie sam siebie upomniał, iż ma się nie odzywać. Fakt, że Blythe palnęła, iż go k o c h a; mógł zwalić na jej chwilową niepoczytalność. I z pewnością, by tak uczynił gdyby nie umknął mu fakt, że ona rzeczywiście przeżywała tą niezręczną sytuację. Quietus będąc od niej starszym i co za tym idzie, nieco bardziej doświadczonym życiowo człowiekiem, umiał względnie pohamować swoje wszelkie, głupie reakcje. I chociaż mu się zrobiło odrobinę cieplej gdzieś w okolicach serca, to w dalszym ciągu pozostawał nieufny w stosunku do młodszej Blythe. Bo cóż innego miał uczynić? Miał się rzucić na kolana i również wyznać jej miłość do grobowej deski - absolutnie nie wierząc przy tym, w to dziwne zjawisko? Zważywszy na fakt, iż sam nie wiedząc jak rozpracować swoje własne, chaotyczne myśli i odczucia względem niej; westchnął nagle ciężko jakby młoda gryfonka była jego uciążliwym kłopotem i przyglądając się jej z pewną troską, wyprostował nogi jednocześnie wpychając je pod łóżko Utopii.
- Znasz znaczenie tego słowa? Znasz jego smak? Bo mi trudno określić, co ono dzisiaj oznacza. Trudno mi też stwierdzić, czy te słowa pasują do tej sytuacji, Utopio. - wyjaśnił z wolna, obserwując dziewczynę z pewnej od siebie odległości, i nawet nie drgnął, gdy ciemnowłosa nieco zsunęła się z łóżka, dosłownie teraz siedząc przed Cichym. Gdyby się bardziej wychylił do przodu, z łatwością mógłby policzyć wszystkie jej rzęsy  lub mógłby dojrzeć, przeróżne odcienie jej niespotykanej barwy oczu. Aczkolwiek pozostając w swoim stałym miejscu, zdusił w sobie instynktowny odruch, aby móc ją dotknąć i tylko wygiął nieco kącik ust, w ledwie niedostrzegalnym uśmiechu. Widząc jak Blythe opuściła swoje spojrzenie na stopy, wypuścił cicho powietrze i sam się podniósł z fotela. Zagryzając dolną wargę, wyciągnął długopalczastą dłoń nad głową Utopii i przez chwilę trwając w kompletnym bezruchu, poczuł jak jego oddech stopniowo zwolnił swój bieg, tak samo jak rytm jego serca. I dopiero w następnej sekundzie, pozwolił swojej dłoni powoli opaść na czubek głowy dziewczyny. Wtedy z lekkością wczepił swe kościste palce w jej miękkie pukle i nieznacznie tarmosząc jej ciemne kosmyki, odetchnął odrobinę lżej. I chociaż w dalszym ciągu, tliły się w nim niemałe pokłady złości, to nagle odkrył, że potrafił na nimi zapanować. Zepchnąć w najdalsze zakątki swojego umysłu, dodatkowo osłaniając je, jeszcze większą ciemnością. Ukrywając swoje rozgoryczenie, złość i wstępny poziom furiozą za parawanem, nic nieznaczących wspomnień. Aczkolwiek ukrywając swoje emocje przed dziewczyną, w żadnym wypadku się ich nie pozbywał. Bez namysłu, przykucnął więc tuż przed dziewczyną i owijając ostatni raz kosmyk jej włosów, wokół swoich palców, niemalże prychnął rozbawiony na jej magiczne słowa.
- Normalna to ty raczej nie jesteś. Nawet w Ameryce, by ci to przepowiedzieli. Ach, przepowiedzieli przecież! - przypomniał sobie z udawanym zaskoczeniem i krzywiąc się widowiskowo, zadarł do góry brew. - Gdy zwaliłaś mi sufit na głowę, sporządzając najłatwiejszy eliksir pod słońcem. - dokończył swą złotą wypowiedź z krzywym uśmieszkiem. I próbując nawiązać z nią jakikolwiek kontakt wzrokowy, wywrócił nagle oczami jakoby w zniecierpliwieniu.
- Naprawdę myślisz, że mam zamiar cię utopić? Albo otruć? - wymamrotał do niej, przesadnie oburzonym tonem i odczekał tylko chwilę. A potem, bez słowa podciągnął ciemnowłosą do pionu, zręcznie złapał ją pod kolanami i unosząc w powietrze - odwrócił się z gryfońskim ciężarem w ramionach.
I ruszył w stronę łazienki.
By minutę później, wrzucić bezczelnie Blythe do wanny.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySro 21 Paź 2015 - 23:49;

Mógłby. Ale rzucenie się na kolana z wyznaniem miłosnym na ustach zniszczyłoby tylko porządek świata Utopii, nad którym pracowała długo po jego ucieczce. Najwyraźniej jednak Quietus okazał się niezwykle natrętną kulką kurzu, którą zamiata się pod dywan, a ona i tak prędzej czy później znów wylezie na światło dzienne. I chociaż to spotkanie, i cała rozmowa, już same w sobie sprawiły, że wszystko zaczęło się wywracać do góry nogami, Blythe brnęła w to dalej. Gdyby była względnie normalna, już dawno temu by o nim zapomniała, zważywszy na to, że spotykała się z Avalon. Ale niestety Gryfonka uwielbiała komplikować życie – nie tylko sobie, ale również i innym.
Czuła się zraniona, nawet bardziej przez samą siebie niż przez (już nie)Krukona*. Nie potrafiła zrozumieć swoich własnych uczuć, myśląc, że już dawno pogodziła się z sytuacją. I zbyt pewna siebie zgodziła się na to, by porozmawiać z nim przy użyciu Eliksiru Prawdy. Najwyraźniej miał on przedstawić wszystkie grzechy nie Cichemu, ale samej Utopii. Ciekawe, czy gdyby zaczęła rozmawiać z samą sobą, odkryłaby coś, z czego dotąd nie zdawała sobie sprawy lub po prostu nie chciała się do tego przyznać.
I czuła się równie zraniona tym, że nadal nie potrafiła przewidywać jego reakcji, podczas gdy ona sama zdawała się otwartą księgą. Ale patrząc na to, jak zachowywał się od początku ich spotkania pod sowiarnią, powinna być przygotowana na obojętność. Choć przez ułamek sekundy zdawało jej się, że dostrzegła na jego twarzy również przejaw zaciekawienia. Czyżby mimo wszystko zdołała go zaskoczyć? Gdyby tylko mogła poznać jego myśli. Miała serdecznie dość człowieka kryjącego się za bezuczuciową maską. Chciała rozmawiać z Quietusem, który reagowałby na wszystko w równym stopniu, co ona. Może wtedy byłoby jej lżej. Jednakże nikt nie mówił, że będzie łatwo, a to, że Ettreval tylko utrudniał, być może było karą za wszystkie winy dokonane w przeszłości, łącznie z ich pierwszym spotkaniem w Salem, kiedy o mały włos nie zabiła ich obojga swoją nieuwagą.
Nie umiem ci na to odpowiedzieć – stwierdziła po dłuższej chwili milczenia, starając się ze wszystkich sił, by brzmieć normalnie, ale głos jej drgał, jakby naprawdę miała się zaraz rozpłakać. Zbyt wiele się działo, by miała szansę to wszystko układać sobie na bieżąco i jednocześnie nie ześwirować. – I pewnie nigdy nie będę w stanie.
Gapiąc się w podłogę, na swoje i Quietusa nogi, próbowała cokolwiek zrozumieć, znaleźć w głowie jakiekolwiek argumenty, by nie uważał jej za nienormalną i infantylną. Oddałaby teraz swój ulubiony słownik antycznych runów za sequel do ulubionej książki Salemczyka: „Jak podbić świat w pięć dni i nie zwariować”, tyle że z jakże oryginalnym tytułem: „Jak zrozumieć Ettrevala już, natychmiast! A do tego nie zwariować.”
Starała się zignorować fakt, że podniósł się z fotela, przeczuwając, że ma zamiar opuścić mieszkanie, a rozmowa skończona, tyle że Cichy zatrzymał się już przed nią. A przymus niespojrzenia na niego, choćby przez sam fakt strachu, co mu się pod kopułą narodziło, niemalże gryzł ją od środka.
Ostatecznie jednak posłała mu pełne zdziwienia spojrzenie, gdy zaczął tarmosić jej włosy. Coś mu już kiedyś na ten temat mówiła, choć bardziej w żartach niż z urazy. Najwyraźniej jednak nadal posiadał zadatki na fryzjera-psuja. Posłała mu niemrawy uśmiech, znów nie do końca rozumiejąc jego poczynania. Pogrywał sobie z nią, jednocześnie próbując jej wmówić, że to ona robiła sobie żarty z niego. Czy naprawdę musiała ciągle trafiać na tak nietuzinkowe osoby? Może powinna się zaprzyjaźnić z Wierzbą Bijącą? W jej przypadku było wiadomo, że albo przygrzmoci, albo nie przygrzmoci, bo nie sięga.
Przyglądała mu się przez chwilę, zastanawiając jednocześnie, czy drzewo naprawdę byłoby lepszym towarzyszem rozmów. Z sekundy na sekundę czuła się coraz mniej pewna tego wszystkiego. Nie chodziło oczywiście o wierzbę, ale o sam fakt przebywania we własnym pokoju razem z niedoszłym chłopakiem. Spotkawszy się z nim, miała zamiar wyrzucić mu tylko, jak bardzo był beznadziejny, dodatkowo uraczyć jakąś klątwą na poprawę humoru, ale ostatecznie doszła do wniosku, że tak naprawdę nie chciała go krzywdzić, bo krzywdząc go, raniłaby również samą siebie.
A gdyby tak zatrzymać czas i pozwolić jej to wszystko przemyśleć jeszcze raz, a potem po wszystkim ponownie powrócić do tej rozmowy, tak całkiem na świeżo? Nawet w świecie magii to nie było możliwe, ale narodziło jej w głowie ideę, którą można by doprowadzić do skutku, gdyby tylko istniały takie możliwości. Wystarczyłoby pomajstrować przy zmieniaczu czasu, żeby wywoływał efekt krótkiej pauzy w życiorysie.  Chociaż… po co to komu? Najwyraźniej chciała tylko odwrócić swoją uwagę od tego, że chłopak kucnął naprzeciwko niej, przy okazji nawijając sobie kosmyki jej włosów na palec.
Wypadki przy pracy prowadzą do wielkich odkryć. Wiedziałbyś, że źle uważony Eliksir Skurczający jest w stanie wypalić dziury w kamieniu, gdyby nie ja? – zażartowała na rozluźnienie atmosfery. Nie wytrzymała jednak jego spojrzenia, tej bliskości i znów zaczęła obserwować podłogę, jakby to mogło sprawić, że zniknie z zasięgu jego wzroku. A potem zadał to głupie pytania.
Nie – odparła szybko, równie oburzona, co on. – Ale nie wykluczam takiej możliwości.
I to był błąd, bo zaraz po tych słowach, zmusił ją do wstania z łóżka i podniósł z taką łatwością, że aż się przeraziła.
Jak widać słusznie – dodała, choć jej głos przerodził się w pisk, gdy zaczął ją nieść w stronę łazienki. – Puść mnie, idioto!
Nie była zadowolona z tego, że znów tak łatwo mu się dała. A tym bardziej z tego, że najwyraźniej naprawdę zamierzał dokonać jakiejś zbrodni, choćby po to, by ją trochę nastraszyć albo sprawić, by przestała opowiadać głupoty.
Swoją drogą, gdyby ktoś inny opowiadał jej o wszystkich wydarzeniach tego dnia, zastanowiłaby się z pięćdziesiąt razy, kto normalny zostawiał wannę pełną wody. W tym wypadku odpowiedź była jasna: ktoś, kto z rana zasnął podczas kąpieli i zorientował się, że ma dwie minuty do lekcji zaklęć ze swoim starszym bratem i nie zdążył ogarnąć łazienki, by nie zaznać na sobie czegoś gorszego – pełnego mordu spojrzenia, którym poraczyć można tylko spóźnialskich.
I  w ten oto sposób Utopia Blythe wylądowała w wodzie, mimo że nikt nie przewidywał, by miała być tego dnia utopiona. Na dodatek nadmiar cieczy rozchlapał się po łazience, wywołując niemałą powódź. I jeśli Ettreval myśli, że ona to będzie potem sprzątać! Chociaż co go to obchodziło, skoro to nie jego mieszkanie.
Ociekając wodą, wychyliła się z wanny i licząc na sprzyjającą grawitację oraz śliską podłogę, pociągnęła Quietusa za koszulę. Liczyła na to, że jeśli sam nie wpadnie choćby jednym palcem do wody, to przynajmniej mocno się uderzy i zapamięta, że nie powinno się nikogo wrzucać do wanny. Z drugiej strony mogła po prostu znów ochlapać go wodą, tym razem przy użyciu prysznica, bo różdżka została na łóżku, ale nie myślała za bardzo w tym momencie. Była po prostu zdenerwowana i chciała, żeby pożałował swojego czynu. Jednocześnie modląc się o to, by grawitacja okazała się jednak przychylna w tylko osiemdziesięciu procentach, bo jeśli chłopak wpadnie na nią, ona sama ucierpi dwukrotnie bardziej (i boleśniej).


*siła przyzwyczajenia, no.
Powrót do góry Go down


Quietus Ettréval
Quietus Ettréval

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja
Galeony : 428
  Liczba postów : 363
https://www.czarodzieje.org/t10007-quietus-ettreval#279078
https://www.czarodzieje.org/t10065-cichnacy-szept#280286
https://www.czarodzieje.org/t10074-quietus-ettreval#280494
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySro 28 Paź 2015 - 22:06;

+18
( grozi samozapłonem tak wielkim, że autorka zaleca przeczytanie tego posta po godzinie policyjnej tj. po 22.00 oraz w zaciemnionym pokoju.)


Idiota w całej swojej okazałości, puszczać Blythe nie zamierzał.
Gdy na wyciągniętych ramionach upuścił z głośnym - PLUSK - Utopię B. do wanny w zamiarze bezpośredniego przemoczenia jej do suchej nitki, uśmiechnął się naraz złośliwie i z bardzo głupią miną, odwrócił się do niej plecami. Zaciśniętą pięść przyłożył do swych warg, byleby nie wybuchnąć po raz pierwszy od dawien dawna, szczerym śmiechem na widok jej zdezorientowanej miny i tylko co parę sekund się odwracał w jej kierunku, aby na nowo odtwarzać w swojej chorej głowie jej przezabawnie morderczą minę. Aż strach pomyśleć, że gryfonka z krwi i z kości, potrafi przywdziać na swoją buzię, takie brzydkie grymasy. Grymasy, które Cichego aktualnie aż za bardzo bawiły. I w tym całym kłopot.
Będąc pierwszy raz w życiu, cholernie nieuważnym - osiadł wygodnie na brzegu wanny i ocierając poliki niemal z łez rozbawienia; w dalszym ciągu nie mógł do końca, pohamować swego szaleńczego (u)śmiechu. Nie zwrócił nawet większej uwagi na fakt, iż Blythe przepuściła na łazienkę wodny atak - i jej mini tsunami, gdzieś chlusnęło pod nogami salemczyka. Dopiero PRAWIE, że niepokojąca cisza ze strony ciemnowłosej, nieco zdezorientowała Quieta. A znał ją na tyle dobrze, że już dawno powinien praktycznie ogłuchnąć od jej piekielnych wywodów na temat moralności, a tutaj dostąpił kojącego milczenia z jej strony. Dlatego przekrzywiając ostrożnie łeb w jej stronę, łypnął na dziewczę akurat w sprzyjającym momencie, gdy ta wychyliła się z wanny. Ociekając wodą, oczywiście. I z tą swoją naburmuszoną miną.
I wtedy Cichy doszedł do wniosku, że to jednak nie był sprzyjający moment.
Jakby wszystkie fata się przeciw niemu zebrały i zawzięły - Cichy okazał się zbyt powolny, by zapobiec tragedii, która pociągnęła w następstwie jeszcze więcej tragedii. Otóż, podłoga rzeczywiście była śliska, skoro Blythe wytworzyła pod jego nogami istne bajoro. Nie wspominając o samej wannie oraz jej brzegach. Fakt faktem, Ettreval siedział właśnie na takowym brzegu. Dlatego, gdy Utopia znienacka zacisnęła ręce na jego koszuli, ten tylko zmarszczył groźnie czoło. A po chwili poczuł jak niebezpiecznie się przechyla w stronę - prawie, że utopionej przez niego Utopii - i ląduje w lodowatej wodzie. Standardowo na samej Blythe.
Szczęście w nieszczęściu, miał chociaż na tyle refleksu, że w ostatniej chwili zdążył się podeprzeć na dłoniach bo inaczej rzeczywiście, by utopił nieznośną gryfonkę. Z jego zdolnościami? Czuł jak cholernie zimna woda w jednej chwili go przemoczyła, czyniąc z niego chłopca basenowego - aktualnie bezwstydnie półleżącego na swoim najgorszym demonie. Miny zaś nie miał zbytnio radosnej z tegoż faktu. Oscylowała raczej gdzieś pomiędzy niedowierzaniem, że ich odległość od siebie tak drastycznie zmalała, a niezdecydowaniem jak teraz postąpić. Zerwać się jak oparzony? Podtopić Blythe jak przystało na rasowego dżentelmena?
Zmrużywszy więc oczy, obdarował dziewczę nieprzyzwoicie spokojnym i zarazem jakże intensywnym spojrzeniem i prychnął złośliwie, gdy do głosu dopuścił swoją nieco mroczniejszą i (zabawniejszą!) naturę.
- Blythe, zaciągać mnie do wanny to szczyt bezczelności. Łóżko, by mi wystarczyło w zupełności. - zawarczał z udawaną powagą tym swoim jakże ładnym, amerykańskim akcentem i na przekór ciemnowłosej, na chwilę obecną nie zamierzał się z niej podnosić. Dziwnym trafem, wygodnie mu wnet było. A poza tym, nie byłby sobą gdyby jeszcze nie pomęczył Blythe swoją obecnością. Zresztą ze względu na to, iż dalej byli pod działaniem Verity to niemalże podpuszczał dziewczę do tego, by chlapnęła ozorem coś więcej na jego temat. Przed sowiarnią była rozkosznie gadatliwa i Cichy usłyszał wiele - jak się okazało - samych  kłamstw i półprawd z jej ust. Teraz jednak chciał poznać najczystszą esencję prawdy. Nawet jeżeli sam nie grał do końca fair. W końcu Blythe była taka przewidywalna jak przystało na rasową gryfonkę. Niczym w gorącej wodzie kąpana, zadawała mu zbyt wiele pytań naraz i Quiet korzystając z okazji, oczywiście, że odpowiadał wyłącznie na wybrane pytania. Był doskonale świadomy tego, że gdyby miał prosto z mostu walnąć, jak się czuł przez ostatnie miesiące - odpowiedziałby bez zbędnego wahania, że przeżywał koszmar na jawie. W pewnym sensie dalej w nim tkwił czyż to nie ironiczne? Prowadził filozoficzne dysputy z samym sobą, będąc jednocześnie uwalonym na gryfońskiej istocie - którą przez pewien okres w swoim życiu, szczerze znienawidził.
Z wieloma zmartwieniami się ścierał, gdy ponownie się udał do amerykańskiego instytutu. Walczył z samym sobą o swoją godność jak i o utrzymanie w ryzach swojego męskiego honoru, byleby nie wyjść na słabeusza. Bo mimo wszystko, gdzieś tam głęboko w sobie, przeżywał jednak ten akt zdrady ze strony młodej gryfonki. Zwariował? A być może to właśnie jej osoba, doprowadzała go do istnego szaleństwa?
Zaciskając wargi bezmyślnie wpatrywał się w jej twarz. Chciał odczuwać złość. Chciał czuć wręcz gorącą wściekłość - i rzeczywiście zamierzał na samym początku wysłuchać jej wersji wydarzeń po czym bez słowa wymaszerować z jej mieszkania z wysoko uniesioną głową i czystym sumieniem. A ona pokrzyżowała mu wszelkie plany. Zniweczyła je za pomocą, tych swoich cholernych spojrzeń, które na Cichego od samego początku dziwnie działały. Dziwnie, ponieważ wzbudzały w nim niemalże instynktowną troskę. Usiłował ją zranić swoją obojętnością i totalną ignorancją. Teraz usiłował ją sprowokować za pomocą kilku drobnych złośliwości, przy okazji wręcz naruszając jej przestrzeń osobistą. Ale czy to mu się uda? Czy to wszystko miało jakikolwiek sens? Doskonale sobie zdawał sprawę z tego, iż Blythe była związana z tą blondyną.
W tej chwili również.
Dlatego odrywając swe ślepia od jej oczu, wymamrotał coś niezbyt przyzwoitego pod nosem i jednym ruchem odsunął się od dziewczęcia. Nie wyszedł jednakże z wanny a wręcz przeciwnie! - ułożył się w niej naprzeciw ciemnowłosej. Różdżkę na swoje nieszczęście; zapewne zgubił gdzieś po drodze, gdy był zajęty przytarganiem i wrzucaniem Blythe do wanny - toteż westchnął z wielkim niezadowoleniem i raptownie zanurzył swoje dłonie w zimnej wodzie. A po chwili przepuścił wspaniały atak wodny na jej gryfońską osobę. I trzeba przyznać, że siła rażenia jego odwetu była wręcz piękna. Jako, że Cichy jakąś tam siłę posiadał (robienie eliksirów to wbrew pozorom wcale nie taka łatwa sprawa); to z radością odnotował fakt, iż dziewczęciu oberwało się całkiem porządnie. Na Merlina! I tak była przemoczona - i to do tego stopnia, że z powodzeniem mogłaby startować na miss przemoczonej szaty Hogwartu, więc warczeć na niego nie miała prawa. Absolutnego.
- To była moja wersja topienia na dzisiaj, Blythe. Ciesz się, że się nie zapoznałaś bliżej z moimi innymi technikami. - rzucił o dziwo; z całkiem uprzejmym uśmiechem, który w pełnej krasie się  ujawnił na jego bladej gębie. W międzyczasie sięgnął również po prysznic i owijając sobie wokół nadgarstka prysznicowego węża, łypnął na Blythe z podejrzliwą miną. Nakierował także nasadę prysznica w stronę tego gryfońskiego niegodziwca; i przymrużając jedno oko niczym myśliwy, wygiął wargi w iście krzywą minę.
- Bawmy się dalej w prawdę, koleżanko. - zaintonował z typową dla siebie swobodnością w swym głosie i zadzierając brew do góry - równocześnie przekrzywił do boku głowę, obserwując Blythe jako swą prywatną ofiarę. Setki myśli przeniknęło jego szaleńczy umysł i w tejże chwili, mógł  ją zapytać dosłownie o wszystko, co równało się zapewne totalnej głupocie. Zwłaszcza, że eliksir wciąż dział. I działać będzie, dopóty nie poda jej antidotum. Czyli coś, czego w posiadaniu akuratnie nie był.
Czyżby więc zabawa ze szczerością miała się przeciągnąć?    
Wydąwszy dolną wargę, skrzywił się nieznacznie w chwili, gdy uświadomił sobie, że on sam TEŻ JEST POD WPŁYWEM VERITY. Dlategoż zaciskając swe wargi w odruchu bardzo buntowniczym, przycisnął prysznic do swej piersi niczym talizman chroniący go przed prawdą i wypalił pierwsze, lepsze pytanie.
- Najlepsze wspomnienie. Teraz, natychmiast i bez zbędnej zwłoki i namysłu. - padło krótkie pytanie niczym w mugolskiej grze: prawda czy wyzwanie i po chwili nastąpiło uroczyste machnięcie łbem Cichego, aby już mu zdała swą relację.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySob 31 Paź 2015 - 21:15;

+118
Bo to tylko dla wampirów!

Nie powinna była go tutaj zapraszać. A już z całą pewnością powinna wyrzucić go z domu w chwili, gdy postanowił ją podnieść, a następnie wrzucić z głośnym pluskiem do wanny pełnej lodowatej wody. Owszem, zasługiwała na to, zważywszy na to, że sama poraczyła go zimnym prysznicem tuż przed sowiarnią, ale z drugiej strony go wysuszyła. Może i potrzebowała do tego pomocy podręcznika, ale jednak poświęciła się. Powinien być jej wdzięczny! A może jednak nie?
Nie zamierzała pozwolić mu na święcenie triumfów – wręcz przeciwnie – chciała, żeby zapłacił i za to. Jego chichot i ciągłe spoglądanie na nią, jak gdyby była nowym okazem w cyrku tak bardzo ją zdenerwowały, że wykorzystała sytuację i wciągnęła go do wody. Była wręcz w stu procentach pewna, że Quietus co najwyżej się zdenerwuje i wyjdzie z wanny, ale po raz kolejny ją zaskoczył.
- Wiesz, pomyślałam sobie, że przydałaby ci się kąpiel. Nie wpuszczam brudasów do łóżka – odgryzła mu się, gromiąc przy tym spojrzeniem. Cała ta sytuacja ani trochę jej się nie podobała, a już zwłaszcza to, że rozsiadł się tuż naprzeciwko niej.
Było jej okropnie zimno, wręcz trzęsła się jak galaretka, a na dodatek Cichy znajdował się tuż przy niej. Skuliła się, odsuwając od niego najdalej, jak tylko mogła. Nawet nie wpadło jej do głowy, by wychodzić, bo i tak wiedziała, że wciągnąłby ją z powrotem do wody. Przebrzydły mały…
I wtem zaczął ją ochlapywać wodą niczym pierwszy lepszy dzieciak w jeziorze, gdy tylko zanurzy się po kostki w zbiorniku. A ona odpłacała mu pięknym za nadobne, zwiększając ilość wody rozchlapanej na podłodze. Zachowywali się niczym dwójka przedszkolaków. Nie mogła przy tym powstrzymać śmiechu, co strasznie jej ciążyło. Przez moment zdawało jej się, że jest zupełnie tak, jakby nadal znajdowali się w Salem i robili sobie żarty ze wszystkiego, co się dało. Niestety skończenie wodnego ataku tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że wcale nie powinna się tak czuć.
Posmutniała w trybie natychmiastowym, żałując, że nie potrafiła zachować pokerowej miny niczym Quiet. Przydałoby jej się to teraz niezwykle. Nie chciała, by widział tę nostalgię wymalowaną na jej twarzy. Skoro już mieli stać (no dobra, siedzieć w wannie) przeciwko sobie, powinni mieć równe szanse, a tymczasem ona przegrywała ten pojedynek z kretesem.
- Ciesz się, że nie poznałeś jeszcze wszystkich moich.
Tak szczerze to nawet nie miała żadnych pomysłów na to, jak się na nim mścić. Improwizowała. Ale przecież Ettreval nie musiał o tym wiedzieć. To dawało jej tę minimalną przewagę, chociaż znając jego, domyślał się z całą pewnością, że Blythe najpierw coś robiła, a dopiero potem nad tym myślała.
- Jak rozumiem, chcesz dzisiaj poznać cały mój życiorys. Nie potrzebowalibyśmy do tego Veritaserum; wystarczyłoby, gdybyś zapytał – stwierdziła, znów posyłając mu zirytowane spojrzenie. Ta gra nie podobała jej się już tak bardzo, jak na początku i być może miało to coś wspólnego z nieprzewidzianym wyznaniem, które nie powinno paść z jej ust. Z drugiej strony, skoro Cichy nadal w to wszystko brnął, coś musiało być na rzeczy, a ona musiała dowiedzieć się, co takiego.
- Święta z Psyche, Iriną i Archibaldem – wypaliła, uśmiechając się przy tym triumfalnie. Nie była już pewna, czy dlatego, że go przechytrzyła, czy też dlatego, że sama się tego po sobie nie spodziewała. Boże Narodzenie z rodzeństwem i bratową z całą pewnością należały do najlepszych, jakie w życiu obchodziła, mimo że po kuchni latały indyki, a Psychosis co chwilę wywracała się na swoich nowatorskich butach na wysokich obcasach. Gdyby tylko Archibald zobaczył, co działo się w łazience jego dawnego domu, z całą pewnością złapałby się za głowę i cofnął czas, byleby go nie oddawać swoim siostrom.
Nie odrywała wzroku od Quietusa, który – tak jak ona – ociekał znów wodą. Włosy przykleiły mu się do czoła i miała okropną ochotę ich dotknąć i odgarnąć, ale powstrzymywała się jak mogła, byleby tego nie zrobić. Nie powinna. Sam fakt, że nadal siedziała z nim w tej wannie, przyprawiał ją o zawroty głowy. Był zbyt blisko, w zupełnie niecodziennej sytuacji… A gdyby ktoś tu wparował i ich teraz nakrył? Chociaż gdyby Psyche wróciła, nie miałaby jej tego z całą pewnością za złe.
Oparła głowę na zgiętych kolanach, wciąż trzymając się brzegu wanny, jak gdyby był jedynym bezpiecznym miejscem.
- Co teraz czujesz, siedząc tu ze mną? – spytała, zanim zdołała ugryźć się w język. Znów marnowała swoją kolej na głupoty. Ale jednak była ciekawa, co siedziało mu w głowie. - Bo ja totalny mętlik. Nie powinniśmy tak siedzieć, jak gdyby nigdy nic.
W ogóle nie powinna była go tutaj zapraszać. To tak, jakby dobrowolnie wpuszczała wilku do chatki w środku lasu i liczyła na to, że wygłodniałe zwierzę jej nie pożre.
A co, jeśli wpadnie tutaj Archibald? Lub - co gorsza - Avalon? Nie chciała jej ranić, przecież dziewczyna nie była niczemu winna. Merlinie, jaka z Blythe'ówny była egoistka. Niby na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone, ale ona przechodziła już samą siebie.
Sama myśl o Cufferborough sprawiła, że młoda Gryfonka poczuła się jak oparzona. Kochała półwilę, a jednocześnie ciągle coś się tliło między nią a Quietusem. Czy w ogóle można kochać dwie osoby jednocześnie? I czy wtedy powinno się mówić o prawdziwym uczuciu?
- Chyba powinieneś już iść - stwierdziła ostatecznie, sama jednak nie podnosząc się z wanny. Oparła się tylko czołem o kolana, by nie patrzeć na wychodzącego chłopaka, a gdy zniknął za drzwiami, dopiero wtedy ogarnęła wzrokiem zalaną łazienkę. To takie żałosne...

z/t dla Cichego
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptyPią 27 Lis 2015 - 20:44;

Istniały setki milionów lepszych momentów na odwiedziny. Następnego dnia rano, pojutrze wieczorem, za tydzień w południe. A jednak huczący od nagłego powrotu do wielkich ilości alkoholu umysł Avalon akurat najgorszy z nich wszystkich uznał za najbardziej odpowiadający. Rzecz jasna mały istniał związek między wizytą Quietusa i wizytą starszej od niego półwili, bo przecież jedno nie wiedziało o przybyciu drugiego, ale nie miało to żadnego znaczenia - w rodzinie Cufferborough już od dawien dawna zapisane było w genach słabe wyczucie czasu. I pomyśleć, że dziewczę zbliżało się do mieszkania numer dwadzieścia dziewięć z najszczerszymi zamiarami uczynienia wszystkiego na powrót właściwym. Chciała na spokojnie porozmawiać z Utopią, wyspowiadać się z powrotu do picia, przeprosić i zaproponować, żeby znów zostały najurokliwszą parą lesbijek w całym Hogwarcie. Tym niemniej pierwszym - a przy okazji największym - mankamentem powyższego planu było poczynienie wizyty niezapowiedzianej. Ślepa w swym zaufaniu do świata Avalon nie podejrzewała, że takie manewry z ogromną premedytacją lubią wpuszczać ludzi w maliny. Choć może to tylko i wyłącznie dlatego, że maliny dosyć mocno lubiła. W każdym razie, warto zaznaczyć niechęć Szkotki do jesiennej-przechodzącej-w-zimową pogody, bo jeszcze wyszłaby nam na kochającą wszystko i wszystkich pacyfistkę. Otóż nie, każdą temperaturę poniżej dwudziestu stopni traktowała jak pogwałcenie fundamentalnych praw człowieka, pośród nich - nie inaczej - prawo do nieprzegrzebywania szafy w poszukiwaniu jakichś cieplejszych rzeczy. Gdy już udało się odłożyć wszystko, co miało jakikolwiek związek z latem na bok, Avalon nie raz i nie dwa ze słusznym zaszokowaniem dochodziła do wniosku, że o obecności większości ciuchów w swoim miniaturowym skarbcu nie miała nawet pojęcia, dosyć prędko przekuwając zdziwienie na zadowolenie, albowiem tym sposobem stosunkowo łatwo zaopatrzyła się w ratującą przed zamarznięciem w połowie drogi kreację.
Wreszcie dotarła. Najedzona, wypoczęta, ale z jakimś dziwnym przeczuciem tkwiącym z tyłu głowy i upierdliwie podpowiadającym ogromnie nieprzyjemne wydarzenia powoli zbliżające się ze swoimi wyimaginowanymi szponami tylko po to, aby rozszarpać wszelkie łączące ją z najmłodszą Blythe więzy. Czuła, jak robi jej się niedobrze od samej myśli że mogłoby to być prawdą, w ułamku sekundy przestawiając się z prawie-dobrego na bardzo nieprzyjemny humor. Niedomknięte przez Ettrévala drzwi wejściowe do dwudziestki dziewiątki posłały jeszcze po jej ciele falę okropnego gorąca, które w połączeniu z i tak już wysoką temperaturą podubraniowego ekosystemu tylko mocniej poirytowało nieco ponad dwudziestoletnią piękność. Zagryzła wargę efektem niewyjaśnionego odruchu i pchnęła drzwi naprzód, ostrożnie wchodząc do mieszkania. Gwoli większej dbałości o bezpieczeństwo wyciągnęła nawet z torby swoją różdżkę, ot, żeby tylko ćwiczenia z Archibaldem nie poszły na marne w razie gdyby jakiś włamywacz zamierzał potraktować ją zaklęciem niewybaczalnym bo przyszła w niewłaściwe miejsce w niewłaściwym czasie. Jednakże w miarę jak przeglądała kolejne zakątki kolejnych pomieszczeń, coraz mocniej przekonywała się że oprócz niej nie było tam zupełnie nikogo, aczkolwiek jeszcze nieco wcześniej ktoś nadzwyczaj mokry zdawał się wychodzić z łazienki. Ów banalny wniosek nienajwspanialsza absolwentka szkockiej szkoły magii wyciągnęła dosyć prosto - z wilgotnych śladów na wszystkich rodzajach podłogi, jakie mieszkanie numer dwadzieścia dziewięć posiadało. Co dziwne, drzwi do łazienki, z której ociekający wodą potwór - jak zadziwiająco celnie! - wypełzł były zamknięte. Rzecz jasna nie na długo, bowiem ciekawska blondynka po chwili wściubiła swój nos do wspomnianego pomieszczenia, dostrzegając tam jej osobisty, najukochańszy obraz nędzy i rozpaczy. Najgorzej, pomyślała. Doskonale pamiętała, że ostatnim razem gdy Blythe'ówna weszła w tak bliski kontakt z wodą bez zamiaru dokładnego umycia się, powodem ku temu były okoliczności nadzwyczaj nieprzyjemne.
- Ja rozumiem, że gorsze dni, ale moczenie się w ubraniach ledwo kiedy pomaga, szkarbie - nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała całej sytuacji obrócić w byle jaki żart. Uśmiechnęła się pobłażliwie, wchodząc już pełnoprawnie do środka, a drzwi zostawiając otwarte na oścież. Westchnęła jeszcze ciężko, rzucając parę zaklęć aby osuszyć kafelki i zaprowadzić dookoła względny porządek.
- Co się stało?
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptyPią 27 Lis 2015 - 22:18;

Z całą pewnością istniały też setki milionów powodów, dla których Utopia powinna sprawdzić, czy Quietus zamknął za sobą drzwi. A jeśli nie, to zatrzasnąć je za nim na cztery spusty. Jednym z nich była chociażby niezapowiedziana wizyta ukochanej, która nie powinna mieć miejsca w chwili, gdy Blythe’ówna wciąż pozostawała pod działaniem Veritaserum. Nie żeby zamierzała okłamywać Avalon, bo powiedziałaby jej prawdę, tylko że może w lepszych okolicznościach i kiedy potrafiłaby zapanować nad bezmyślnymi słowami. Niektóre przecież nie powinny padać, co można już było zauważyć chwilę wcześniej, gdy rozmawiała z Ettrevalem. Dzień dzisiejszy zdecydowanie wywołałby zbiorowego facepalma u wszystkich żyraf świata i to całkiem dosłownie, zważywszy na to, że sięgały głowami czubków drzew.
Jednak malinami by nie pogardziła – posłużyłyby jako wybitny zapychacz ust; wolała dziś trzymać język za zębami. Powiedziała zbyt wiele, mimo że sama tego chciała, a teraz, gdy nad tym myślała, tak naprawdę żałowała tego posunięcia. Należała jej się taka kara, bo najwyraźniej poziomem wylądowała na powrót w pierwszej klasie i to wcale nie studenckiej, skoro nie potrafiła się pogodzić z wieloma sprawami i zamknąć ich jak na dorosłą kobietę przystało. Tylko że z kogo miała brać przykład, jeśli chodziło o godne układanie sobie życia? Z Archibalda, który – de facto – był nie tej płci, co trzeba, by robić za ideał damy, czy może z niewiele starszej od siebie Psychosis, która co rusz uciekała z domu, nie dając miesiącami znaku życia?
Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo trzęsła się z zimna. Mimo że starszy brat zadbał o stałe ogrzewanie mieszkania, lodowata woda w wannie nie działała zbyt przychylnie na ciało Utopii. Natrętne myśli dawały się jej jednak we znaki zbyt długo, by zdołała zwrócić uwagę na fizyczne utrapienie. Nie była jednak w stanie podnieść się, bo to tylko zmusiłoby ją do posprzątania całego tego bałaganu – dosłownie i w przenośni. Nostalgiczne tkwienie w granicach brodzika miało swoje plusy.
Do jej uszu doszły jakieś dźwięki, ale pierwszą myślą, jaką przyniosły, było to, że Quietus nadal kręcił się po mieszkaniu, najwyraźniej zamierzając odnaleźć swoją różdżkę i osuszyć się po niechcianej kąpieli. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo się myliła, wyskoczyłaby z wanny, próbując doprowadzić do porządku. Z drugiej jednak strony nie miała możliwości rzucenia żadnego zaklęcia, bo jej jedyna broń pozostała na łóżku w sypialni na poddaszu.
Gdy drzwi łazienki uchyliły się i spostrzegła w nich głowę Avalon, posłała jej tylko zrozpaczone spojrzenie. Czy los naprawdę musiał mieć to do siebie, że podsyłał sytuacje i ludzi, których najbardziej się w danym momencie obawiamy? I niby do tanga trzeba dwojga, ale zło zawsze tańczy trójkami. Jak trzy Mojry, zwiastujące śmierć przecięciem nici, albo wiedźmy od Makbeta, wróżące mu sławę i bogactwo, które ostatecznie zakończyły się upadkiem. Nawet Gorgony tworzyły trio, a teraz Quietus wszedł z butami pomiędzy Blythe’ównę a Cufferborough, sprawiając przy tym, że melodia rozbrzmiała na nowo.
- Można w ten sposób oszczędzić na praniu – zauważyła, dostrzegając w tym nowy patent na zmniejszenie rachunków za wodę. Choć i tak głównie płacił Archibald, ale Utopia czułaby się o wiele lepiej, gdyby przestała być od niego tak bardzo zależna.
Uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością, gdy dziewczyna doprowadziła podłogę do stanu używalności, ale nie trwało to zbyt długo, bowiem mina jej zrzedła po zadanym pytaniu. Tego tym bardziej się obawiała. Gdyby teraz stanęła przed boginem, pewnie przybrałby postać Avalon, pytającej napojoną Eliksirem Prawdy Utopię, co się stało.
- Quietus tu był – jęknęła, na powrót opierając czoło o kolana, byleby tylko nie widzieć teraz miny Szkotki. Z pewnością nie należała do wymarzonych widoków, nawet jeśli pojawiła się na pięknej twarzy wili. – Sama go zaprosiłam – dorzuciła jeszcze, nim zdołała ugryźć się w język.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptyPią 27 Lis 2015 - 23:13;

Nigdy nie widziała w sobie materiału na czyjegoś bogina, choć gdyby miała się nad tym teraz zastanowić, to pewnie byłaby jednym z tych najbardziej idealnych. Bowiem jak nie bać się kogoś, kto potrafi w jednej chwili sparaliżować z zachwytu, zaś w innej sparaliżować z przerażenia? O tyle to zabawne, że Avalon nie uważała się nigdy za tą złą, nieważne w jakiej kategorii. W jej upośledzonym postrzeganiu to świat był zwykle niesprawiedliwy i zsyłał tylko na nią coraz to kolejne nieszczęścia z jednego powodu - za karę. Kara za bycie najpiękniejszą jest w stanie wywołać setki filozoficznych pytań i choć główna zainteresowana czasami rzeczywiście wykazywała skłonności do autorefleksji, to tak czy inaczej nie była w stanie zadać sobie nawet ćwiartki wyżej wymienionych pytań z całej dostępnej puli. Co jeszcze zabawniejsze, jedną z kilku kar Wszechświata było popadnięcie w pułapkę miłości akurat do Utopii. Pomyślałby Kto - ale dlaczego? Przecież najmłodsza Blythe jest uosobieniem urokliwości, zupełnie niezdolnym do skrzywdzenia kogokolwiek i najwyżej wybitnie utalentowanym jeśli chodzi o robienie krzywdy samej sobie! Otóż, drogi Kto, najwyraźniej spędziłeś z nią o wiele za mało czasu. Ale ta konkretna kara nie polegała akurat na tym, że to Utka w jakiś straszny sposób zraniła Avę. Otóż polegała ona na samym fakcie zakochania, tych śmiesznych motylkach w brzuchu, tej niechęci do zaciągania co ładniejszych dziewczyn do łóżka, tej całej wspaniałej otoczce, która towarzyszyła opisywanemu procesowi. Avalon Cufferborough z definicji nigdy nie powinna się z nikim bliżej związać. Była półwiłą, tak więc nie przysługiwało jej podobne prawo. A to, że miała właśnie paść ofiarą przebicia serca na wylot, to już zupełnie inna kwestia. Gdy tylko padło imię Cichego, myśli porwały się cwałem w szaleńczą pogoń po okraszonej niemal srebrzystymi włosami głowie, wywołując przy tym również delikatne zawroty. Wspomnienie średnio przekonującej odpowiedzi Utopca zniknęło pod wymyślonymi kopytami w ułamku sekundy, mimo że rzeczona odpowiedź padła przed kilkoma chwilami. Wystarczyło jedno imię, a właściwie jego wydźwięk. Westchnęła więc po raz kolejny, nie zwracając jeszcze uwagi na zbyt wielką łatwość w wyciąganiu podobnych informacji z Małego Kłamczucha, którym Blythe'ówna stawała się zawsze wtedy, gdy usiłowała ukryć swoje problemy. Co gorsza, teraz kryłaby ich wspólne problemy, gdyby tylko miała taką możliwość.
A szaleńczy cwał też nie był cwałem zbyt długo, bowiem przeobraził się w niszczycielską nawałnicę jak tylko padło kolejne wyznanie. Szkotka była naprawdę bliska omdlenia, co odwróciło przelotnie jej uwagę od rozgrywającego się dramatu i przeniosło ją na powód ku takiej słabości. Nie był to pierwszy, a na pewno również nie ostatni raz gdy tylko zwykła informacja mogła ją położyć zupełnie bezwładną na podłodze. Zacisnęła dłoń na różdżce, jak gdyby miało to być równoznaczne z ratunkiem przed upadkiem. Teraz więc pozostawało rozszyfrować efekty wywołane obecnością Quietusa w domu, do którego - wedle rozumowania Avalon - nigdy nie powinien mieć wstępu, a już tym bardziej nie z zaproszenia jego, bądź co bądź, właścicielki. Wnosząc po goszczącym w wannie najukochańszym obrazie nędzy i rozpaczy, nie były one ani trochę pozytywne dla samej Blythe'ówny. Skoro nie były dla niej, to i nie były pewnie dla Cufferborough, bowiem ta poczuwała się do dzielenia ze swoją dziewczyną wszelkich smutków czy radości. A z uwagi na to, iż Cichy nie stał właśnie nad Utopią, próbując tak pokierować sprawami, aby był z nich absolutnie zadowolonym - musiał już osiągnąć dobry dla siebie "wynik". Dwie przegrane, jeden zwycięzca.
- No to wiemy tyle, że poczęstowałaś go... - zawiesiła głos, mocząc palec wskazujący w wodzie otulającej jej ukochaną - lodowatą wodą - stwierdziła z niezadowoleniem - A ja znowu będę się czuła odpowiedzialna za twoje zapalenie płuc, czy czego się tam dostaje od takiego zimna. No już, wyskakuj stamtąd, zaraz cię osuszę. I nie patrz na mnie jak te siedem nieszczęść, tylko opowiadaj, co było dalej - powłoka z obojętności rozrastała się z każdym słowem, a może nawet z każdą głoską wydostającą się z ust Avalon. Choć czuła się jak gdyby mogła wytrzymać jeszcze bardzo wiele, to od samego początku była bardzo słaba psychicznie. Rzecz jasna nie chciała tego dopuszczać do wiadomości, tak więc podświadomie blokowała wszelkie oznaki ogarniającej ją rozpaczy, zastępując wszystko - a jakże! - niewzruszeniem na cokolwiek.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySob 28 Lis 2015 - 0:24;

Jak już gdzieś wcześniej było pisane, piękno jest strachem. Boimy się tego, co idealne, bo wydaje się niemożliwym do zdobycia, a w dążeniu do niego możemy zgubić gdzieś samych siebie. A Utopia z pewnością utraciła gdzieś w tym wszystkim samą siebie. Brak jej było znajomości swojej własnej osoby, skoro nie potrafiła nawet określić, na czym – albo, co bardziej by tu pasowało: na kim – jej tak naprawdę zależało. W przeciwieństwie do Avalon, młoda Gryfonka uważała się teraz za najczystsze zło świata. Mimo że nie można przecież było całkowicie pogrążyć się w złu, bo oznaczałoby to rozpłynięcie się w nicości. Bez dobra nie mogło współgrać, nie istniałoby żadne porównanie, mogące określić, gdzie w ogóle zaczynała się granica negatywnych czynów. Gdyby tylko znała myśli swojej ukochanej, z pewnością przypasowałaby do siebie pojęcie kary. Cufferborough tak bardzo się dla niej poświęciła, rezygnując ze wszystkich swoich nawyków, byleby Blythe’ówna nie musiała się o nią martwić, a ona w taki sposób się jej odpłacała. To zaskakujące, jak w jednej chwili Utopia przestała być odpowiednikiem harmonii, a stała się symbolem chaosu, nieokreślonego żadnym celem działania.
A co z karą za bycie Z najpiękniejszą? Zderzenie dwóch świadomości, mówiących jednocześnie o urokliwości i niegodziwości daje nam tutaj mieszankę dość wybuchową, stwierdzającą po prostu, że próba zapanowania nad tym mogła co najwyżej wywołać rozdwojenie jaźni. Do czego właściwie doprowadziła. To trochę tak, jakby Utopia, mając dzień w dzień do czynienia z idealną Avalon, zaczęła czuć się nieco gorszą, może trochę wręcz podkategorią czegoś większego. Wielu wokół by uznało, że niczego jej nie brakowało, podczas gdy ona sama wciąż walczyła ze swoją samooceną. I może właśnie do tego potrzebowała Quietusa? Żeby uświadomić sobie, że i ona potrafiła być piękna i inteligentna. Nie żeby z nim było coś nie tak – po prostu nie był posiadającą gen wili pięknością, z którą co chwila by się porównywała. Strach przed pięknem jest również strachem przed utratą. Kiedy już dopadnie się to piękno, złapie je w garść i zaciśnie na nim palce, zaczyna się zastanawiać, jak długo zdoła się je utrzymać w zasięgu własnych rąk, nim ulotni się najciaśniejszymi nawet szczelinami.
Próbuje się je ujarzmić, a gdy się już tego dokona, ono zaczyna być nudne i wtedy trzeba nieco rozluźnić więzy, żeby na powrót stało się ciekawsze. Ale czy Blythe była w ogóle zdolna do takich zabaw? Najwyraźniej nie świadomie, skoro igrała z ogniem, za którym tak bardzo nie przepadała. Denerwowanie wili i konfrontowanie jej ze zbzikowanym fanatykiem eliksirów z pewnością nie mogłoby się zakończyć zbyt dobrze dla żadnej ze stron.
Półwila, czy też nie, każdy zasługiwał na to, by choć raz doznać uczucia miłości. Skoro dobro współgrało ze złem, nawet najstraszliwsza istota miała przebłyski słabości, przywiązując się do kogoś lub czegoś. Nawet jeśli popada się w narcyzm, to również pozostaje swoistą oznaką oberwania strzałą Amora prosto w pierś.
Załamanie doprowadziło do tego, że nawet nie spostrzegła, gdy Avalon pojawiła się tuż przy niej. Dopiero jej dłoń nurkująca w wodzie zwróciła uwagę Blythe’ówny. Wanna, zimno, niezdecydowanie, miłość, sowy, prawda. Zbitek przypadkowych słów, z których – gdyby kazano to komuś zrobić – nie skleciłoby się całości, a tym bardziej nie wyciągnęło jednego wspólnego dla nich mianownika. Nie, jeśli nie znało się kontekstu sytuacji, bowiem wtajemniczony od razu trafiłby w samo sedno, wymawiając tylko jedno imię: Utopia. Jak mogła być na tyle głupia, by dopuścić z własnej woli do sytuacji, w której wolałaby się nie znaleźć? Zachowała się na tyle bezmyślnie, że powoli zaczynała wierzyć w słuszność wyboru Tiary Przydziału, bowiem to Gryfonom przypisywało się w złośliwych komentarzach tę że cechę.
- Kilkukrotnie. A on odpłacił mi tym samym – podzieliła się tą informacją z blondynką, wyjaśniając tym samym swoje niecodzienne położenie. – Mam wrażenie, że mój organizm przywykł już do takiego szoku. Mogłabym wskoczyć do szkolnego jeziora i na nic by nie zareagował.
Niepewnie wyszła z wanny, próbując się przy tym nie poślizgnąć i stanęła na podłodze, mocząc przy okazji kafelki, która kilkadziesiąt sekund wcześniej wysuszyła Szkotka. Cała jej praca na marne.
Ociekając wodą, przyjrzała się jej z uwagą, jakby próbowała odnaleźć w jej twarzy emocje, które pomogłyby odgadnąć myśli dziewczyny. Ta obojętność niezbyt jej się podobała. Już to dzisiaj przerabiała na kimś innym i nie najlepiej się z tym czuła. Nie lubiła, gdy ktoś ukrywał się za pokerową maską, podczas gdy ona sama pozostawała otwartą księgą – na dodatek napojoną tym przeklętym eliksirem.
- Może lepiej będzie, jeśli zacznę od początku – stwierdziła, mimo że nie była zbyt chętna do tej opowieści. Nadal nie ochłonęła po tym wszystkim, a mimo to Veritaserum zmuszało ją do mówienia. – Tylko chodźmy do pokoju. Poczuję się lepiej, kiedy stąd wyjdziemy.
Wyprowadziła swoją dziewczynę z łazienki, nie chcąc ponownie wylądować w wannie. Nie posądzała Avalon o tak gwałtowne zachowania, które zmuszałyby ją do próby podtopienia swojej miłości. Bardziej bała się o to, że sama zechce tam zanurkować, byleby nie wyjawić jej całej prawdy na temat spotkania z Ettrevalem.
- To wszystko moja wina. Napisałam do niego, gdy dowiedziałam się, że wrócił do Hogwartu. Nie wiem, co mnie podkusiło, chyba po prostu chciałam z nim wszystko wyjaśnić i skończyć to raz na zawsze, ale nie wyszło, tak jak chciałam. Nigdy nie wychodzi, jak sobie zaplanuję. Spotkałam go przypadkiem, będąc w sowiarni i miałam ochotę go zamordować; wtedy pierwszy raz oberwał ode mnie wodą, ale ostatecznie mieliśmy porozmawiać i wtedy…
Urwała, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Walczyła z tym, żeby nie powiedzieć jej o Eliksirze Prawdy. Mogła przynajmniej udawać, że go nie wypiła, nie ukazywać swojej głupoty przed jedyną osobą, której zdania się obawiała. Nie mogła się jednak dłużej powstrzymywać. To paskudztwo, na dźwięk nazwy którego będzie od dziś reagować wymiotami, nie dawało jej spokoju.
- … wyciągnął Veritaserum – dodała, a po tym z jej ust wydobył się jęk rozpaczy. Opadła na fotel, mimo że miała ochotę stąd uciec. Wiedziała jednak, że prędzej czy później dojdzie do ponownej konfrontacji i nie było szansy na wymiganie się od tej rozmowy. – To dlatego go tutaj zaprosiłam. Nie mogłam przecież w tym stanie spacerować po Hogwarcie.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySob 28 Lis 2015 - 1:26;

Nienawidziła siebie samej chociażby za to, że dziewczyny, od których wcale nie wymagała podobnych zachowań, na każdym kroku się do niej porównywały. Czy to Isolde, czy to Utopia, czy to nawet ta głupawa Ethna, mająca być dawno temu wspomnieniem na jedną noc. Irytowało ją, że czuły się przy niej gorsze, choć wszystkie doskonale znały powód ku temu nieprawdziwemu wrażeniu, a i tak nie przypisywały mu podobnego efektu. Przecież nie dało się ot tak zapomnieć o obcowaniu z półwilą, może pomijając momenty, w których ta bezlitośnie czarowała swoje ofiary. Prawda, dwie z trzech wymienionych dziewczyn miały już okazję poczuć prawdziwe uwodzicielskie zdolności Avalon, ale Bloodworth - mimo że Szkotka w pewnym momencie szczerze zasadzała się na złowienie nawet tej osóbki - ciągle mogła się pochwalić pewnego rodzaju czystym kontem. A jednak nadal dawało się dostrzec wprawiające jasnowłosą we wściekłość ukradkiem rzucane w lustra spojrzenia, każde pełne zakompleksionego wyrazu. Nie była od nich aż tak lepsza. Wszystko to była ledwie magiczna otoczka, nic nie mająca wspólnego z prawdziwym wnętrzem. Dlaczego więc działała tak potężnie? Ciężko powiedzieć, choć na pewno współgra to w pewnym stopniu z dziewczęcą tudzież kobiecą tendencją do zaniżania własnej samooceny gdy tylko wbije się sobie do głowy, że jakaś inna panna jest ładniejsza. Szkoda, że w towarzystwie wil tak banalnie łatwo było popaść w podobne depresje.
Uśmiechnęła się mimowolnie, słysząc o dziecinnych walkach dwóch dosyć istotnych w jej życiu osóbek, ale prędko zrzuciła z twarzy ten niepasujący do sytuacji wyraz, tak samo jak nie reagowała zbytnio na zapewnienia o przyzwyczajeniu organizmu do lodowatych temperatur, wszystkie zapewnienia komentując niezwyciężoną gestykulacją i gromiącym niemal wzrokiem. Podała nawet Utopii dłoń, żeby w całej swej ciapowatości nie wywinęła jednego z najbardziej majestatycznych orłów jakie tylko można, choć tylko połowicznie poczuwała się do takiego poświęcenia. Potem z nadzwyczajną dokładnością osuszyła dziewczę zaklęciem, to samo czyniąc zresztą z podłogą. I pomimo skłonności do narzekania przy utrzymywaniu szatynki w pionie, teraz bez drgnięcia brwią powtarzała blisko połowę pracy, którą wykonała już wcześniej. Na pokerową twarz nie mogła nic poradzić, bowiem ta miała niemal swój własny umysł i pojawiała się kiedy tylko sobie tego zażyczyła, a właściwie kiedy zażyczyła sobie tego okazja. "Zaczęcie od początku" było wręcz doskonałą wymówką, bowiem Cufferborough nie chciała słyszeć takiego określenia. Oznaczało ono, że działo się całkiem dużo i mimo że łatwo można się tego domyśleć po posiedzeniu w wannie, to naiwna nadzieja ciągle huczała gdzieś z tyłu głowy, każąc wierzyć w możliwości nadzwyczaj oddalone od rzeczywistości. Westchnęła ciężko po raz trzeci w tych kilka krótkich minut, kiwając niechętnie głową. Bez większego oporu dała się przeprowadzić do sąsiedniego pomieszczenia, wbrew wszelkim odczuciom nie zdejmując z siebie nawet płaszcza. Zdawało jej się, że zaraźliwy chłód lodowatej wody przeskoczył na jej ciało, zakłócając jej miniaturowy ekosystem w najgłupszy z możliwych sposobów.
- I wtedy co? - dociekała, opadając z różdżką, torbą i całą swoją masą na jakieś krzesło czy też fotel, zależnie od tego gdzie została zaprowadzona. Nie była to dociekliwość szczera, to już wszyscy zdążyli wywnioskować. Wynikała chyba raczej ze sztucznej grzeczności, ale prędko okazała się jednym z najgorszych posunięć Avalon podczas tego spotkania, mimo że te stricte najgorsze nadal czekały przed nią. Tym niemniej, słowo-klucz zostało wypowiedziane. Veritaserum. To dlatego była takim potokiem informacji i krzywiła się niemal co chwilę. Blondynka aż wytrzeszczyła nieco oczy, mimo że miała dochować wierności zasadzie niedbania o cokolwiek. Ciężko jednak było udawać niedbanie o najważniejszą dziewczynę w całym swoim życiu. Zamknęła na chwilę oczy, chowając uprzednio twarz w dłoniach, a jeszcze uprzedniej kładąc sobie różdżkę na brzuchu, albowiem trwała w pozycji półleżącej.
- Przecież wiem, że dlatego - jęknęła żałośnie, wciąż zza nietypowej kurtyny - Przecież sama ci to poradziłam - dodała już odsłoniwszy swoje oblicze, a różdżkę na powrót chwyciwszy w palce - I co ciekawego ustaliliście? Nawet nie łudzę się, że posłuchałaś mojej innej rady, bo inaczej nie przesiadywałabyś teraz w wannie - skwitowała nieco uszczypliwie, nie znalazłszy w sobie sił na powstrzymanie się przed podobnym tonem. Nieustępliwy wzrok powędrował momentalnie do oczu Blythe'ówny, jak gdyby chcąc je poddać torturom tylko przez ciągłe się weń wpatrywanie.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySob 28 Lis 2015 - 1:57;

- Nic, co by ci się z pewnością spodobało – stwierdziła, chcąc ją już na starcie uprzedzić. Może wtedy nie dopytywałaby się, by nie usłyszeć strasznej prawdy, jednocześnie wybawiając Utopię od obwieszczenia tego, czego obwieszczać nie powinna. – Zapytał, czy jestem szczęśliwa.
Szczęście to czekolada w zimowy wieczór. Albo pizza, jak kto woli. Szczęście odnajduje się w najdrobniejszych elementach dnia codziennego. Utopia przeczytała kiedyś historię władcy, który zaprosił do siebie filozofa, by pokazać mu swoje bogactwa. Następnie zapytał go, kto jego zdaniem jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a uczony zaczął wymieniać ludzi, o których król wcześniej nie słyszał. Liczył bowiem na to, że padnie jego własne imię. Filozof, spytany o to, dlaczego nie wymienił koronowanej głowy, odparł, że jedynie śmierć człowieka może określić, jak przebiegało jego życie. Wiele lat później władca sam sobie to uświadomił, gdy utracił wszelkie bogactwa i ziemie na rzecz najeźdźców. Ale nie o samą stratę Gryfonce chodziło. Czy teraz umierała? Nie fizycznie oczywiście. Czy obnażając się przed osobą, którą kochała i wyjawiając jej najgorsze tajemnice, zabijała zaufanie, które je do tej pory łączyło? Chyba naprawdę nie chciała znać na to odpowiedzi, bo to byłoby niczym włócznia przebijająca jej pierś.
- Nie jestem. Nie mówiłam wtedy o tobie, choć pewnie on sam miał to na myśli. Źle to ujął, a ja nie miałam, jak z tego wybrnąć. Wszyscy moi przyjaciele znikają bez słowa, Archibald zaszył się w swoim gabinecie, Psyche nie daje znaku życia. Z nauką idzie mi coraz gorzej, omijam ulubione zajęcia, by przygotowywać się na te, których nienawidzę. Zostałaś mi tylko ty, a mimo że to naprawdę wiele dla mnie znaczy, nie naprawi tego, że ciągle się martwię. A teraz być może stracę i ciebie.
Żołądek wywinął orła, a jakaś paskudna gula utkwiła w gardle. Lubiła dużo mówić, zwłaszcza o nauce, ale nie o swoich własnych uczuciach. A teraz najwyraźniej zamierzała wylać wszystkie swoje żale, a to wyłącznie wina Veritaserum. Tylko czy naprawdę potrzebowała wspomagacza, by przekonać się do tego, że może być całkowicie szczera z półwilą? To chyba jeszcze gorsze od prawdy samej w sobie – uświadomić sobie, że nie potrafiło się do końca zaufać, mimo że do tej pory było się przekonanym, że jest wręcz przeciwnie. Takie sytuacje tylko wyzwalają niechciane myśli, zazwyczaj wypierane gdzieś w Niebyt.
- Na początku się kłóciliśmy, padło mnóstwo nieprzyjemnych słów. Powiedział, że zrobi ci krzywdę, a ja się zdenerwowałam. Nie wierzyłam mu, bo nie byłby do tego zdolny, ale i tak nie mogłam znieść samych gróźb. Nikt nie powinien cię krzywdzić, a teraz ja sama tego dokonuję.
Schowała twarz w dłoniach, przybierając niemal identyczną pozycję, jak chwilę wcześniej Avalon. Ta jednak nadal świdrowała ją spojrzeniem, przez co Blythe’ówna tym bardziej czuła się niezręcznie. Zwłaszcza że – od słowa do słowa – dochodziła do meritum sprawy; tego, dlaczego w ogóle wrzucił ją do wanny i jak sama zaczęła świrować, nie wierząc w to, co padło z jej ust.
- Nie wiem jak to się stało – wybąkała do swoich dłoni, by ostatecznie odsunąć je od twarzy i spojrzeć na blondynkę. Zabolało jeszcze bardziej. A oczy piekły ją tak bardzo, że musiała przygryźć usta, żeby się nie rozpłakać. Walczyła ze sobą, by tego nie powiedzieć, ale kolejne zdanie wyszło na zewnątrz wbrew jej woli. – Powiedziałam mu, że nadal coś do niego czuję, że go kocham. Pewnie mi nie uwierzysz, sama bym sobie nie uwierzyła, ale nie wiedziałam, że to powiem. I że tak się to skończy. Wyparłam to ze swojej świadomości, będąc z tobą.
Głos jej się całkiem załamał. Patrzyła na Szkotkę, starając się nie odwrócić wzroku. Przynajmniej tyle mogła zrobić, by czuć się mniej winną. Problem polegał jednak na tym, że była jedyną sprawczynią tej sytuacji i zarazem niszczycielką tego, co przez cały ten czas budowały. Wieża z klocków rozpadła się w drobny mak w chwili, gdy Utopia wypowiedziała te przeklęte słowa. Pozostawała kwestia tego, czy klocki zaczęły opadać dopiero teraz, czy już w chwili, gdy mówiła to, patrząc na Quietusa, siedzącego dokładnie w tym samym miejscu, w którym teraz znajdowała się jej dziewczyna.
Powrót do góry Go down


Avalon Cufferborough
Avalon Cufferborough

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : półwila
Galeony : 1140
  Liczba postów : 569
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10397-avalon-cufferborough
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10407-the-princess#286920
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10408-avalon-bee-cufferborough#286921
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySob 28 Lis 2015 - 15:09;

"Tego zdążyłam się już domyślić."
Głos rozbrzmiewający w głowie Avalon zdawał jej się coraz bardziej obcym, mimo że brzmiał w stu procentach identycznie do jej własnego. Jeszcze tydzień bądź dwa wcześniej nawet nie byłaby w stanie wyobrazić sobie takich przepełnionych zawiścią słów wypowiadanych w kierunku Utopii. Tyle dobrego, że to zdanie utkwiło jedynie w myślach, niezdolne do wymknięcia się na zewnątrz. Gdyby tylko zostało jeszcze trochę Veritaserum, którym wila miałaby się bezlitośnie napoić, nie tylko ten zlepek słów zostałby wbrew jej woli wypowiedziany, a jednak pozostałe zdania przepełnione byłyby rozpaczą i załamaniem zamiast wściekłości. Zamiast tego, ciało Cufferborough z każdą chwilą ogarniała coraz większa furia, wymieszana w pozbawionej jakiegokolwiek balansu dawce z bezsilnością. To nie Utopia umierała, ani tym bardziej nie umierała Avalon - obserwowano powolny zgon miłości, jaką ta druga darzyła tę pierwszą. Z każdą sekundą wszystko, co niegdyś zdawało się Szkotce najpiękniejszym, teraz stawało się spaczonym, okropnym, niemal ohydnym. Prędko przestała zauważać własne grzechy, całą winę zrzucając na przeciwną stronę coraz bardziej rozrastającej się barykady. Ceniła sobie szczerość, ale nie potrafiła jej teraz dostrzec we właściwym świetle. Blythe'ówna z każdą chwilą odkrywała coraz więcej mankamentów mających - pomimo wszystkich poświęceń, jakich dopuszczała się jej partnerka, a teraz stanowiących zerową wartość - kolosalny wpływ na ich relację. Każdy udowadniał, że jasnowłosa piękność nie była tą wymarzoną dla każdego "wspólniczką w życiu", za którą się wcześniej uważała. Tym niemniej, nie miała zamiaru dopuścić tego do świadomości, coraz bardziej skrywanej pod powłoką wściekłości. Łzy napłynęły jej do oczu, bowiem nie była w stanie rzeczonej wściekłości uwolnić. A podobno łzy wili są jednym z najdroższych składników alchemicznych na czarodziejskim rynku, więc z drugiej strony nie chciała wypłakiwać na darmo wielu galeonów, które mogłaby zarobić - choć wybredni narzekaliby pewnie na spaczenie składu substancji "niewilowatością". Och, gdyby tylko wiedzieli...!
- Żeby tylko spróbował... - syknęła, poprawiając się na fotelu. Chwyciła mocno różdżkę, jak gdyby już miała rzucić jakieś okrutne zaklęcie na ozdoby pokoju, ale w ostatniej chwili powstrzymała się przed tym bezsensownym wandalizmem. To nie na Utopii miała się mścić, nawet jeśli jakaś cząstka umysłu podpowiadała jej takie rozwiązanie. Zaś przyznania, że w tym momencie właśnie sama Utka ją rani, udawała że nie słyszy. Nigdy wcześniej nie miała okazji tak dogłębnie poznać działania tego przeklętego eliksiru, ale była pod ogromnym wrażeniem jego możliwości. Jedna rozmowa sprawiła, że cały usilnie budowany związek w kilka chwil zaczął się niemal samoistnie burzyć. I o ile do pewnego momentu Avalon ciągle wierzyła, że da się to wszystko odratować, to informacja o nadal istniejącej miłości do Cichego buzującej gdzieś wewnątrz najmłodszej Blythe była jak ostateczne, definitywne uderzenie. Ciekłe galeony zaczęły spływać po nieskazitelnej twarzy tak powoli, że półwila momentalnie wytarła policzki rękawem, niezdolna do wytrzymania podobnych tortur. Później zerwała się z fotela, zamierzając wymaszerować z powrotem na klatkę schodową, ale stanęła w miejscu, sparaliżowana. Potem obróciła się na pięcie, pokazując w całej okazałości swoją kompletnie zapłakaną facjatę, dręczoną coraz to kolejnymi partiami łez uciekającymi z oczu.
- Naiwna, zakochana wila... - uśmiechnęła się żałośnie - Nie da się kochać... dwóch osób na raz - szlochała dalej, pociągnąwszy z rzadka nosem lub też przetarłszy twarz biednym rękawem - Veritaserum nie pozwala kłamać, Utopia. Kochasz go, więc kochaj sobie w spokoju... Jaka ja byłam kurewsko głupia...! Ale dobrze, naprawię to... bardzo prosto. Obliviate - ostatnie słowo zaakcentowała wyraźnie, przykładając sobie różdżkę do głowy. Ćwiczenia z Archibaldem dały naprawdę wymierny efekt, bowiem nawet w stanie całkowitego roztrzęsienia manipulacja własnymi wspomnieniami wyszła Szkotce niemal mistrzowsko. Od ostatniego "szkarbu" aż do pamiętnych wypadków pewnej zimowej nocy - wszystko stopniowo znikało. Każdy wymieniony list, każdy zapamiętany pocałunek, każda sekunda bycia razem. A już zwłaszcza ten jeden, jedyny raz gdy obie oddały się losowemu pożądaniu podczas wycieczki do Atlantydy, och tak, ten nie miał prawa bytu w porządkowanym umyśle. Tym niemniej, wspomnienia przyjaźni zostały na swoich miejscach, powodując zachowanie pozycji "Utopia Blythe" pośród szufladek w kategorii "znane mi osoby". Modyfikacje nie zakończyły się jednak na tym, albowiem ostatnie wspomnienie związane z szatynką zostało zastąpione wzajemną kłótnią i potrzebą pozbycia się wszystkich listów, jakie Cufferborough ukryła sobie w specjalnym pudełku na dnie szafy, mimo że nie znała już ich treści.
Ach, jak lżejszym stało się jej serce, gdy już nie miała pojęcia o Quietusie, bowiem jego istnienie również zupełnie wymazała sobie z pamięci. Jak łatwiejszym było patrzenie na Utopię tylko i wyłącznie ze złością za bliżej niesprecyzowany występek, którego półwila nie była w stanie wymyślić od ręki. Jak nieskończenie bardziej tragiczną stała się sytuacja samej Blythe'ówny, pozbawionej ostatniej bliskiej jej osoby. Avalon stała przez dłuższą chwilę w bezruchu, starając się opanować otępiały umysł. Różdżka wysunęła się z dłoni, zaś rzeczona dłoń powędrowała momentalnie do skroni celem jej rozmasowania. Wreszcie Szkotka zamrugała wielokrotnie oczyma. Rozbudziła się. Powiodła wzrokiem po pomieszczeniu. Zrobiło jej się niedobrze od samego widoku roztrzęsionej dziewczyny.
- Czemu ja tu w ogóle jestem? - zapytała bardziej samą siebie, niż gospodynię - Nie chcę z tobą rozmawiać, Utopia! - warknęła groźnie, po chwili orientując się, że jej różdżka z jakiegoś dziwnego powodu gościła na podłodze. Złapała ją prędko, rzucając jeszcze pół-mordercze spojrzenie Blythe'ównie. Dziwnym było nie pamiętać, dlaczego się pokłóciły, ale była w pełni przekonana że powód miał naprawdę mocne i logiczne podstawy. Odwróciła się gwałtownie, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Nie brało ją jeszcze na przemianę w harpię, ale poprzednia Avalon wcale nie przemyślała tego motywu, nie pamiętając że potrafiła wpaść w niepowstrzymaną w furię w o wiele mniej irytujących momentach.
Powrót do góry Go down


Utopia Blythe
Utopia Blythe

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : najmłodsza Blythe, klon Psyche
Galeony : 1231
  Liczba postów : 1084
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8678-utopia-blythe
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8682-utopia
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8681-utopia-blythe
Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 EmptySob 28 Lis 2015 - 18:16;

Choć Veritaserum miało mieć zastosowanie w przesłuchiwaniu więźniów i sprawniejszym osadzaniu ich w Azkabanie, najwyraźniej znalazło sobie nowe zastosowanie w postaci skłócania kochanków. Miłość powinna być budowana na szczerości i zaufaniu, a ostatecznie okazywało się całkiem inaczej. Uczucie do drugiej osoby było kierowane iluzją o cudowności ukochanej/go, okłamywaniu nie tylko drugiej osoby, ale również siebie samego, a przy starciu z rzeczywistością okazywało się, że ideał w rzeczywistości owszem, ma w sobie coś z pluszowego misia – jego reszty na kłach indyjskiej kobry. I w ten oto sposób możemy dojść do wniosku, że Avalon być może nieco wyidealizowała sobie niewinność Utopii, która pod presją otaczającego ją piękna, zaczęła powątpiewać w idealność tego wszystkiego.
Miłość od zawsze należała do najniebezpieczniejszych uczuć, jakie mógł odczuwać człowiek, a to tylko i wyłącznie dlatego, że od niej był już tylko jeden maleńki krok do bólu i nienawiści. Krok, który mógł przyspieszyć ktoś inny, chociażby popychając swoją ofiarę. A jak wiadomo, nie zawsze wpada się na kogoś w pełni świadomie i z premedytacją. Czasem wszystko mógł zaprzepaścić czysty przypadek. Lub impuls, nad którym się nie zapanowało.
Łzy lały się jej po policzkach w momencie, gdy patrzyła na równie (a może nawet bardziej, zważywszy na to, jak bardzo była zraniona) załamaną Avalon. Do czego doprowadziła i dlaczego właściwie to zrobiła? Załatwienie jednej sprawy raz a dobrze najwyraźniej nie mogło dotyczyć Blythe’ówny. Wszystko musiało się jej wymknąć spod kontroli. A gdyby nie wypicie tego niewdzięcznego eliksiru, pewnie powiedziałaby Quietusowi, jak bardzo go nienawidzi i na zawsze pozbyła się go ze swojego życia. A teraz rujnowała je sobie doszczętnie, a bolało tym bardziej, gdy uświadamiała sobie, że właśnie utraciła jedyną osobę, która przy niej została. Powrót do sytuacji po zimowym incydencie, gdy pełna niechęci do życia niemalże nie wyłaniała się spod pościeli?
Ale ty jesteś naiwna, Utopio Blythe. Jeszcze bardziej niż Avalon, która sądziła, że dasz jej choć odrobinę szczęścia.
– Jesteś głupia… robiąc to… co robisz – odparła, niemalże krztusząc się łzami. Sama nie wiedziała, kiedy podniosła się z fotela, najwyraźniej by podejść do jasnowłosej Szkotki, ale w połowie drogi zrezygnowała, obawiając się odepchnięcia. Nie zdziwiłoby ją, ale jeszcze bardziej przerażona była możliwością obudzenia w niej harpii. Już raz widziała zniszczenia wywołane przez Avalon. Może to lepiej, jeśli wyczyści sobie pamięć – przynajmniej nie zrobi sobie większej krzywdy. Chociaż nie dało się chyba zranić kogoś o wiele bardziej, niż mówiąc mu, że kocha się kogoś zupełnie innego, podczas gdy ta osoba ufała bezgranicznie w prawdziwość uczuć swojej drugiej połówki.
Zaklęcie zapomnienia wywołało u Blythe’ówny szloch o takiej sile, że musiała opaść na podłogę, by nie przewrócić się z przerażenia. Zrobiło jej się potwornie niedobrze, a łzy zasłoniły widok na cały świat, tworząc jedynie rozmazaną plamę przed oczami. Czy Avalon naprawdę znienawidziła ją tak bardzo, że chciała zapomnieć o wszystkim, co je dotąd spotkało?
– Sama tutaj przyszłaś – wyjąkała, nie mogąc się powstrzymać przed odpowiedzią na zadane pytanie. – Nie chciałam… żebyś tu przychodziła… żałuję, że od ciebie nie uciekłam… A wiesz, czego żałuję najbardziej? Że choć raz nie jesteś mną… bo wtedy z pewnością… spieprzyłabyś… to zaklęcie.
Nigdy nie posądziłaby się o taki język. Zazwyczaj baczyła na słowa, ale teraz absolwentka Hogwartu zraniła ją jeszcze bardziej, niż Utopia mogłaby przypuszczać. Doskonała zemsta, pozostawiająca w bólu wyłącznie szatynkę, zwłaszcza że ona sama nigdy nie odważyłaby się korzystać z tak potężnych klątw na swojej własnej głowie.
Rozpłakała się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe, gdy usłyszała ostatnie słowa Avalon przed zniknięciem za drzwiami sypialni.
– Nie odwrócisz już tego – zawołała za nią, choć nie wiedziała, czy dziewczyna ją usłyszy, a potem dodała jeszcze, chyba bardziej do siebie, niż do samej Avalon u której wywnioskowała wyjście z mieszkania: – Nie przemyślałaś tego ani trochę, bo nadal mnie znasz, ale ja nie mogę znać ciebie.
Szanse ani trochę nie były równe. Nawet jeśli Cufferborough przestałaby się denerwować na Utopię, zważywszy na to, że nie znała nawet powodu całego konfliktu, Blythe nie potrafiłaby jej po tym wszystkim spojrzeć w oczy. A samo zapomnienie na niewiele się zdawało w sytuacji, gdy sporo osób wiedziało o związku obydwu dziewcząt – w tym również brat młodszej z nich, a zarazem mentor tej starszej. Sytuacja bez wyjścia, nad którą Gryfonka nie potrafiła zapanować. W tym momencie nawet nie chciała, nie mogąc ruszyć się chociażby o krok. Zamiast tego skuliła się na dywanie, majac jedynie ochotę rozpłynąć się w nicość. Pewnie nawet by jej to wyszło, skoro była na tyle zła, by zranić osobę, na której jej zależało.

z/t x2
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Mieszkanie numer 29 - Page 2 QzgSDG8








Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty


PisanieMieszkanie numer 29 - Page 2 Empty Re: Mieszkanie numer 29  Mieszkanie numer 29 - Page 2 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Mieszkanie numer 29

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Mieszkanie numer 29 - Page 2 KQ4EsqR :: 
mieszkania
-