Hogwart Express jak zawsze oferuje wygodne siedzenia i wspaniałe wrażenia z podróży. Z powodzeniem możesz tu zmrużyć oko, albo oddać się zażartej dyskusji ze swoimi przyjaciółmi. Nie trać czasu. Pewnie wszyscy już się pchają, żeby zająć miejsca przy oknie. Przybierz na twarz najładniejszy uśmiech i bądź bohaterem, który jako pierwszy wciągnie swoje bagaże do przedziału!
Miłej podróży!
______________________
Autor
Wiadomość
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Cezarowe słowa dochodziły do niego jak przez mgłę, gdy całą swoją uwagę skupiał na tym, by nie spanikować żałośnie przez wędrującego po nim szczurka. Powtarzał sobie w myślach, że nie jest to jeden z gryzoni, które widywał czasem w piwnicy, gdy kazano mu zejść do niej wieczorem po potrzebne na kolacje składniki; że w tym miękkim futerku nie czają się na niego mikrorobaczki, gotowe przeskoczyć mu na włosy; że to skubnięcie w palec, gdy wyciągał go z kaptura, było tylko przywitaniem i szczurek tak naprawdę nie chciał wyrządzić mu żadnej krzywdy. I choć nie docierał do niego prawdziwy sens słów, to musiał uspokajać się samym brzmieniem cezarowego głosu, bo faktycznie powoli powracał do rzeczywistości, by ocknąć się zupełnie, gdy tylko szczurek ponownie wylądował w jego - tym razem poprawnie ułożonych - dłoniach. - Mam siostrę - odpowiedział w pierwszym odruchu, nieco przytępiony całą ta sytuacją i leniwie ogarnijającym go wstydem. - W sensie- Merlinie, nie tak to miało zabrzmieć. Po prostu pomyślałem, że zwierzęta pomagają, gdy ktoś czuje się samotny, a ja od tych dwóch lat już się tak nie czuję - rozwinął, gładząc delikatnie szczurzą mordkę opuszkiem palca. - Znaczy Baby nie ma dwóch lat… Po prostu znam ją od dwóch lat… To bardzo skomplikowane, ale też jest pierwszakiem - dodał poważnie kiwając głową, właściwie nie potrafiąc wyjaśnić czegoś naprawdę prostego, bo i nie do końca radził sobie z pozbieraniem myśli, które gdzieś jakoś mu się rozsypały, sam Merlin raczy wiedzieć dlaczego nie chcąc dać pozbierać się z powrotem. - Zresztą nie wolno nam mieć zwierząt w domu… Podobno byłoby za głośno, za tłoczno, za brudno i za drogo - wyjaśnił, powtarzając słowa prawnej opiekunki, choć gdy spoglądał w paciorkowate oczka Romana nie potrafił włożyć w tę wypowiedź ani jednej wiarygodnej nuty. - Długo już masz Romana? Nauczyłeś go jakichś sztuczek? - podpytał ciekawsko, przysiadając ze szczurkiem na jedno z nie zawalonych akurat rzeczami miejsc, od razu zadając kolejne z pytań: - To karty do Durnia?
Caesar U. Badcock
Rok Nauki : I
Wiek : 15
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Kilka pieprzyków na lewym policzku, randomowe blizny/obtarcia/zadrapania
- Baby? - Zdziwił się szczerze, w pierwszej chwili nie rozumiejąc dlaczego ktoś dawałby nie-dwuletniej siostrze tak dziecięce przezwisko. - Znasz swoją siostrę od dwóch lat? O ja cię… ja moje rodzeństwo znam od urodzenia, wszyscy starsi ode mnie - poskarżył się, zatrzymując się na chwilę nad żółto-czarnym sweterkiem, który jedna z sióstr wcisnęła mu do torby podręcznej, pewnie dla dodatkowego wzbudzenia jego zniecierpliwienia przed oficjalnym przydzieleniem go do Hufflepuffu. Rozumiał nawet kwestię samotności, więc to musiało mieć sens, ale był też po prostu przyzwyczajony do dużej ilości zwierzaków w okolicy, więc bez Romana czułby się pewnie koszmarnie głupio. - Zwierzęta są najsuper - zaprotestował, machając lekceważąco ręką, bo żadne z podanych kryteriów nie wydawało mu się szczególnie kłopotliwe albo w ogóle prawdziwe. - Eee, niedługo, bo my w ogóle mamy w domu dużo szczurków i to był po prostu jeden z miotów, ale! Umie kilka sztuczek, bo czasem przychodzi jak wołam - zdradził, od razu czując się głupio, bo raptem chwilę temu szukał szczurka zupełnie bezowocnie. - No i może się kręcić albo stanąć słupkiem… Lubisz Durnia? - Przeskoczył dalej chętnie, na szybko upychając ostatnie rzeczy w torbie, żeby karty już położyć na stoliczku przy oknie. Ostrożnie przejął Romana od Olivera, chcąc uwolnić jego ręce, ale nie zabierać mu przyjemności szczurzego towarzystwa - widział, że gryzoń dalej jest lekko śpiący, więc wystarczyło zaoferowanie mu kieszeni oliverowej bluzy, by zwinął się w niej z jedynie ogonem wystającym na zewnątrz. - Możemy zagrać! Miałem kiedyś taką suuper starą talię ojca, że efekty szwankowały i raz karta zamiast zmusić nas do tańca, sama zaczęła tańczyć… było śmiesznie! Ale te są nowsze i powinny działać dobrze.
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
- Baby - przytaknął bezmyślnie, tak przyzwyczajony do tego imienia, że nawet nie wziął pod uwagę, że komukolwiek mogło wydać się ono czymś dziwnym. I nie zdążył nawet zastanowić się nad tym jak niewiele wyjaśnił nowemu koledze, szybko skupiając się na tym, by wypytać go o ilość rodzeństwa, niezwykle ciekawy tego czy Cezar pochodził z jednych tych pełnoczarodziejskich rodzin, więc i chcąc wiedzieć ile osób z jego rodziny było w Hogwarcie i do jakich domów zostali przydzieleni. Pokiwał głową z niemal teatralną powagą, byle tylko nie zaśmiać się przy informacji o tym, że szczurek reaguje na przywoływanie go do siebie, bo rozbawiła go nie tyle myśl o tych dramatycznych poszukiwaniach zaginionego zwierzęcia, ale to, że ten faktycznie był cały czas blisko. - Lubię! - zapewnił, ożywiając się szybko, jednak zanim zdążył rozwinąć ten temat już dał rozproszyć się przenosinami Romana, upewniając się tylko cichym "Nie udusi się?", by zasłuchać się znów w słowach chłopaka, nie mogąc uwierzyć, że już pierwszego dnia udało mu się trafić na kogoś, kto potrafił wszystko opowiadać w tak ciekawy sposób. - Noo ja w sumie to grałem taką wybrakowaną… Więc znam tylko część efektów - przyznał, ciekawsko sięgając po talię, by zerknąć na kilka kart tarota, które chodź podpisane, stanowiły dla niego zagadkę. - W ogóle to chciałbym zagrać we wszystkie czarodziejskie gry, bo na razie znam tylko zasady durnia Wiesz może czy w Hogwarcie jest jakaś świetlica czy coś, gdzie można za darmo skorzystać z szachownicy, gargulków i w ogóle całej reszty? - podpytał, bo choć dotarło już do niego, że chłopak jest pierwszakiem, tak samo jak on, to dzięki doświadczeniu rodzeństwa z pewnością musiał wiedzieć zdecydowanie więcej od niego. Uniósł więc spojrzenie zielonych oczu, pozwalając miodowej obwódce zabłysnąć w podekscytowanym wyczekiwaniu na odpowiedź. - Mogę zacząć pierwszy? - upewnił się jeszcze, zanim wyłożył pierwszą ze swoich kart, z cichym jękiem zawodu komentując wizerunek śmierci. - Trzeba mieć szczęście, by wylosować koniec gry w pierwszej turze? - spróbował spojrzeć na to nieco optymistyczniej, zaraz już z cichym "No trudno, zagramy jeszcze raz najwyżej zachęcił Cezara do rzutu, by uśmiechnąć się szeroko, gdy to jednak jego karta wygrała to zwarcie, a on już mógł chuchnąć na swoją talię, próbując zakląć ją do większego szczęścia.
Raczej chętnie opowiadał o swojej rodzinie, chociaż też prawda była taka, że jakichś zawrotnych szczegółów nie podawał. Było ich za dużo - rodzeństwa pełnego, przyrodniego i jeszcze kuzynostwa, które czasem trzymało się naprawdę bardzo blisko. Opowiedział o co ciekawszych drobiazgach, by Oliver wiedział, że ktoś z Badcocków jeździł na ekstremalnie niebezpieczne magiczne wykopaliska, a ktoś inny pisał artykuły w mało znanej gazecie, której prenumeratę wykupioną ma właśnie głównie rodzina. O Romana wcale się nie martwił, bo ta bestyjka lubiła się trzymać blisko, w cieple i spokoju, chociaż też głaski i trochę atencji mu nie przeszkadzało. Grunt, żeby mieć miejsce do wyspania się, a Caesar bardzo to szanował, bo potem była energia na psoty. - Wszystkie-wszystkie? Bo ja słyszałem, że nawet gargulki mają różne wersje, wiesz, takie bardziej podstawowe i rozszerzone wydania - zamyślił się nieco, siadając sobie wygodniej na pociągowym fotelu. - Wiem, żeeeeeeee są jakieś takie pokoje wspólne dla wszystkich domów i tam są różne rzeczy. Brat mi opowiadał o bilardzie, ale nie wiem czy mnie nie wkręcał z magicznymi efektami, bo- bo mówił, że jak źle coś zrobisz, to zmieniasz się sam w kulę bilardową i ktoś cię musi odmienić, ale to nie brzmi zbyt bezpiecznie, nie? - Zauważył, marszcząc lekko brwi, bo czując się nieco głupio z tym, że nie znał dokładnej odpowiedzi na tę siedzącą mu w głowie kwestię. Jedno, co wiedział, to to, że znajdzie ten bilard i przetestuje go ze wszystkich swoich sił. - Pewnie - przytaknął, by szczerze - ale nie to, że złośliwie czy nieprzyjemnie - zaśmiać się na widok Śmierci. Pokiwał entuzjastycznie głową, definitywnie nie chcąc tylko wygranej, ale marząc też o samej rozgrywce; wyłożył Pustelnika i znowu się zaśmiał, teraz na widok swojej porażki, bo bluza zmieniła się w szare łachmany i zatopił się nieco w obszernych materiałach. - Cicha woda brzegi rwie! Zaraz wyjdzie na to, że jesteś jakimś mistrzem Durnia, co?
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Mimowolnie uniósł brwi nieco wyżej słysząc o różnych wersjach tej samej gry, wpatrując się w Caesara jak w najświętszą skarbnicę wiedzy, chłonąc każde jego słowo, bo i powstrzymując się od zaproponowania mu, że mogą razem poszukać wspomnianego billarda, tylko dzięki temu, że dał rozproszyć się wspomnianym efektem magicznym. - Brzmi przerażająco - przyznał mu, z wrażenia aż nieco odchylając się w tył. - Ciekawe czy jak Cię ktoś przemieni w taką kulę, to jesteś świadomy tego co się dzieje wokół, tylko nic nie możesz z tym zrobić czy w ogóle odcina Cię od świata i możesz tak utknąć kilka lat, a jak Cię w końcu odczarują, to dla Ciebie to było tak, jakby minęła tylko sekunda - wyrzucił z siebie, zaraz po tym biorąc wdech nieco zbyt głośno, jednak towarzystwo Caesara od początku wydawało mu się na tyle przyjemnie stresujące, że nie starczyło mu już przejęcia, by zawstydzić się tym złym nawykiem. Zaśmiał się cicho, teraz nie zwracając na to większej uwagi, a jednak gdzieś podświadomie już wiedząc, że w pewnym momencie nazwanie go cichą wodą do niego wróci i zachęci go do rozmyślań, które z kolei poprowadzą go wprost do tego, by zadać chłopakowi cały szereg pytań o pierwszym wrażeniu jakie na nim zrobił. - Super by było być, ale zazwyczaj jednak przegrywam - odpowiedział, wykładając kolejną kartę, od razu przyglądając się ciekawsko wizerunkowi maga, której zupełnie nie kojarzył, więc i poczuł lekki niepokój w niewiedzy czy powinien obawiać się przegrania w tej turze. - Zazwyczaj raczej przegrywam, ale mi to nie przeszkadza, bo i tak efekty są na tyle-... - urwał gwałtownie, aż podskakując w miejscu z cichym krzykiem, gdy wyłożona na stolik karta wybuchła mu przed twarzą piekielnym gorącem. Ogłupiony zamrugał kilkakrotnie, próbując przegonić z oczu nabiegającą tam wilgoć - nie tyle z faktycznego bólu poparzenia, co raczej z samej gwałtowności nałożonego na kartę efektu, a więc i strachu subtelnie zmieszanego ze wstydem. - Czyli Pustelnik jest przyjemniejszy od Maga, warto zapamiętać - wyrzucił z siebie przez ściśnięte gardło, próbując udawać, że nic się nie stało, gdy wykładał już na stolik kolejną ze swoich kart.
- Ja chyba myślę, że wtedy tak jakby zamierasz w miejscu, ale jakby tak obić taką kulę… no bo kulą bilardową się przecież gra… to potem musisz mieć jakieś rany, nie? - Wzruszył lekko ramionami. O Transmutacji nie wiedział za dużo, raczej jego rodzeństwo nie mówiło zbyt wiele o tej dziedzinie magii, chociaż jedna kuzynka kiedyś zaplanowała, że zostanie animażką, dzięki czemu mogłaby zmieniać się w dowolnej chwili w zwierzę. Taka opcja bardzo się Caesarowi podobała, ale też nie wnikał, bo to miało być coś niemal niespotykanego, a on nie chciał poświęcać się w pełni próbom zostania szczurem - przynajmniej jeszcze nie teraz… - Ja to jestem ciekawy czy są jakieś turnieje z Durnia! Wiem, że szkolne kluby czasem mają rozgrywki i wiem, że są te takie słynne konkursy z szachami czarodziejskimi, ale Dureń? Mógłbym zostać mistrzem Durnia - stwierdził może nieco zuchwale, ale też tak naprawdę z nutą nadziei w pogodnym głosie. Bycie z czegoś dobrym wydawało się bardzo przyjemne, a młody Badcock nie odmówiłby też dodatkowej dawki uwagi. - Oj - wyrwało mu się współczująco, bo chociaż efekty kart nie były niebezpieczne, to mogły być już trochę nieprzyjemne. Przynajmniej nie musiał zostawać Głupcem! - Mojemu bratu kiedyś spaliło brwi, bo się pochylał nad kartami mocno, więc przynajmniej po tobie niczego nie widać! No, trochę sadzy, ale i tak trzeba będzie się przebrać - zauważył, poświęcając jedynie jedną, króciuteńką myśl temu, czy przypadkiem nie pogniótł już swoich szat, skoro tak namiętnie grzebał w torbie. Trudno. - Idziemy łeb w łeb! - Zauważył, wyciągając kolejną kartę, ale z odwróceniem jej czekając na Olivera, by dla dodatkowego zastrzyku emocji wyłożyć tarota w tym samym czasie.
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
O transmutacji zapewne wiedział jeszcze mniej od Caesara i tym bardziej wizja, że miałby przyjmować na siebie ból bilardowej kuli, zmroziła mu krew w żyłach, bo zdecydowanie nie spełniała jego planów na spędzanie czasu w Hogwarcie. - Nawet jeśli nie ma, to mógłbyś jakiś turniej zorganizować - podłapał jego pomysł, ciekawsko przyglądając się tej pewności siebie, która rozbrzmiewała w Cezarkowym głosie. - Albo ja mógłbym jakiś zorganizować, by nie zarzucano Ci, że wygrywasz coś, co sam organizujesz - zaproponował, uśmiechając się szerzej, bo pod wpływem charyzmy Caesara sam szybko uwierzył, że chłopak naprawdę ma niemal stuprocentowe szanse na wygraną. - Naprawdę nie widać? - podpytał, uczepiając się tego jednego zapewnienia, gdy głaskami przepraszał już szczurka za swoją gwałtowną reakcję, pomagając mu ponownie ułożyć się wygodnie w kieszeni i dopiero wtedy mogąc podjąć próbę przyjrzenia się swojemu blademu odbiciu w szybie okna, dłonią próbując rozetrzeć czarne ślady na swojej brodzie. - Ciekawe czy trudno jest nałożyć takie efekty na karty… - zagadnął, na wzór chłopaka przygotowując sobie kolejną kartę do ukazania. - Super byłoby zrobić swoją własną talię. Z zupełnie innymi efektami. Może nawet jakimiś prywatnymi, żeby grać tylko z zaufanymi ludźmi - dokończył, po czym zamilkł w skupieniu, na szybko przypominając sobie jaki efekt nałożony jest na kartę Kapłana, a jednak nie zdążył nawet porządnie spiąć się w stresie, bo już dostrzegał, że to nie jemu przypadnie rola przegranego w tej turze.
- To jeszcze musiałbym wygrać! Ale nie, myślę o takich, wiesz, światowych turniejach i w ogóle - rozmarzył się odrobinę, nie wiedząc czego dokładnie mogłoby wymagać podjęcie się organizacji takiego przedsięwzięcia, ale trochę zakładając, że przebywając w Hogwarcie mogą mieć z tym drobny problem. Wierzył za to z całego serca, że na pewno byłoby dużo chętnych na takie jedyne w swoim rodzaju Zawody Światowego Durnia. - To mogłyby być dużo bardziej potężne karty! - Zachwycił się natychmiast, notując sobie już w pamięci, by może coś poczytać o takim wytwarzaniu magicznych przedmiotów, albo może chociaż podpytać o to rodzeństwo. Chciał dodać coś jeszcze - pewnie zaproponować jakiś mało wyszukany, ale opiewany w swojej głowie efekt takiej niepowtarzalnej talii - ale wylosował Rydwan, w dodatku nie taki zwycięski. Ledwo zdążył jęknąć z żalem, a już krzywił się na widok mglistego pegaza, który wyskoczył z karty i zaczął się do niego przymierzać. Nie miał pojęcia gdzie jest najbliższa wieża, ale też w gruncie rzeczy nie był pewien, czy to nie jest kwestia przypadku i czy Rydwan nie wymusza po prostu wyniesienia na jakieś wyżej położone miejsce. A może to było jakieś rodzicielskie zaklęcie, rzucone na talię młodych Badcocków? Caesar doskonale pamiętał, jak raz siostrę pegaz wyniósł na drzewo; teraz zaś z odrobinę podszytym strachem śmiechem “pozwolił”, by zjawa wcisnęła go na półkę bagażową, przez chwilę jeszcze pilnując, żeby z niej nie uciekł. - No, na pewno fajne byłyby nowe efekty - podsumował, wskazując niedbale na karty, które pyknęły w ogłoszeniu jego przegranej i zbiły się w jedną stertę. Chyba nie prezentował międzynarodowego poziomu Durnia - chociaż znajdował się wyżej niż przeciętnie, dalej siedząc na półce, chociaż nie było to szczególnie wygodne.. - Chcesz zagrać jeszcze raz? Szachów nie mam, ale mój kuzyn kiedyś miał, to będę mógł do niego w Hogwarcie napisać, czy nie pożyczy. W ogóle, w Hogsmeade są takie wielkie szachy, że jak byłem młodszy, to udawałem pionka i tak graliśmy sobie… myślisz, że jak będę grał stąd, to Rydwan mnie nigdzie nie wyniesie? - I, oczywiście, koniecznie musiał to przetestować, chociaż w kilku kolejnych partiach nie udało mu się znowu wylosować tej pechowej karty - może i dobrze, bo jeszcze rzeczywiście wylądowałby na jakiejś wieży? A tak to zgramolił się wreszcie z półki, na której było mu piekielnie niewygodnie, wydał więcej niż powinien przy wózku ze słodyczami i wiernie opowiadał Oliverowi wszystko, co wiedział o Hogwarcie od starszego rodzeństwa i co akurat przychodziło mu do głowy, głównie po prostu opiewając Hufflepuff, do którego musiał trafić.